Susan Meier
Długie pożegnanie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
-
Do widzenia, Josh.
Przez pół minuty Olivia Brady stała oparta o framugę drzwi gabinetu Josha Andersona,
mając nadzieję, że szef zrozumie wymowę tych słów, ale nic z tych rzeczy. Jej przełożony
miał w zwyczaju słyszeć jedynie to, co chciał, nigdy nic ponadto.
-
Dobranoc - odpowiedział Josh, podnosząc wzrok znad pliku dokumentów, które
przeglądał.
Zdawał się nie rozumieć, że jego asystentka żegna się z nim na dobre.
-
Czeka mnie jutro długa podróż, więc gdy tylko spakuję resztę rzeczy, zamierzam
znaleźć jakiś przytulny hotel i położyć się wcześnie spać - powiedziała Olivia, mając
nadzieję, że w ten sposób uda jej się wywołać w Joshu jakąś reakcję. - Z innymi pożegnałam
się już wczoraj -dodała.
-
To dobrze - zauważył tylko.
-
Sama nie mogę uwierzyć, że się na to zdobyłam!
-
Po raz pierwszy odkąd kilka minut temu weszła do jego gabinetu, Josh Anderson
skierował na nią swoją uwagę.
Olivia myślała jedynie o tym, jak bardzo jest przystojny. Miał inteligentne spojrzenie i
regularne rysy twarzy. Prosty nos i mocno zarysowane kości policzkowe, gęste, ciemne
włosy. Jego brązowe oczy przypominały kształtem i kolorem prażone migdały. Ciemny
garnitur, biała koszula i czerwony krawat prezentowały się nadzwyczaj elegancko. Tak, Josh
Anderson był bez wątpienia najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek poznała!
-
Przykro mi, Olivio, ale naprawdę nie mam dzisiaj czasu na pogawędki. Odkąd pan
Martin poprosił mnie, bym zapoznał się ze strategią marketingową Bee-Great Groceries,
naszego nowego konkurenta na lokalnym rynku, nie mam ani chwili spokoju. Nie chcę być
niegrzeczny, ale jestem zajęty.
-
Zauważyłam - odparła cicho, choć do jej oczu napływały piekące łzy. - Przepraszam,
nie chciałam ci przeszkadzać.
-
Nie ma sprawy, nic się nie stało - stwierdził Josh, pochylając się ponownie nad
dokumentami. - Widzimy się w poniedziałek.
Olivia odwróciła się w stronę drzwi.
-
Obawiam się, że nie - wyszeptała, po czym wyszła na palcach z jego gabinetu. Na
zawsze. Nie zamierzała tu wracać. Ani w poniedziałek, ani żadnego innego dnia.
Dziesięć minut później do drzwi gabinetu Josha zapukała Giną, jego kuzynka i dyrektor
personalna w firmie zarządzającej siecią sklepów spożywczych, której właścicielem był jej
ojciec, a zarazem wujek Josha, Hilton Martin. Tym razem Josh ani myślał ukrywać irytację.
-
Giną, powinnaś wiedzieć, że twój ojciec obedrze mnie ze skóry, jeżeli nie przedstawię
jakiejś rozsądnej propozycji na zachowanie naszej części rynku. Bee-Great próbuje wszelkich
możliwych sztuczek, by wykraść nam klientów. To twarda walka i trzeba obmyślić dobrą
strategię...
Giną spiorunowała go wzrokiem.
-
Jesteś idiotą, Josh! W dodatku źle wychowanym. Nie pofatygowałeś się nawet na
przyjęcie pożegnalne Olivii, chociaż wysłałam ci trzy przypomnienia w tej sprawie. Olivia jak
zwykle stanęła na wysokości zadania. Usprawiedliwiła cię przed wszystkimi, mówiąc, że
ciężko pracujesz, ale ja nie zamierzam się z tobą cackać! - Pochyliła się nad jego biurkiem. -
Muszę znaleźć dla ciebie nową sekretarkę, a ty mi w tym pomożesz.
Josh patrzył na kuzynkę szeroko otwartymi oczami. Zaczynał rozumieć wagę jej słów.
-
Olivia złożyła wymówienie?
-
Wysłałam ci w tej sprawie trzy przypomnienia! Na jego czole pojawiły się pierwsze
krople potu. Olivia odchodzi? Jak sobie bez niej poradzi? Przecież właśnie teraz najbardziej
jej potrzebował, była jego prawą ręką.
-
Przysięgam, że ich nie dostałem.
Giną sięgnęła do pojemnika z pilnymi dokumentami, wyjęła stamtąd trzy kartki i podała je
Joshowi.
-
Nie tylko dostałeś moje listy, ale wygląda na to, że Olivia dołożyła wszelkich starań,
byś je przeczytał. Były na samym wierzchu!
Josh odchylił głowę i zamknął oczy. Ogarnęło go przytłaczające poczucie winy.
-
Byłem dla niej taki niegrzeczny!
-
Jakoś mnie to nie dziwi...
-
Nie powiedziałem nic niemiłego. Tylko że nie mam czasu na żadne pogaduszki i że
zobaczymy się w poniedziałek.
-
Nie miałeś czasu pójść na jej przyjęcie, nie pożegnałeś się. No tak, jesteś idealnym
szefem! Jaka szkoda, że ja dla ciebie nie pracuję...
-
Daruj sobie te złośliwości, Gina! - Josh podniósł się z fotela. - Byłem w ostatnich
dniach bardzo zajęty. Nie uda ci się wzbudzić we mnie poczucia winy.
-
Cieszę się bardzo, że jesteś w stosunku do siebie taki wyrozumiały. - Zaśmiała się
sarkastycznie.
Josh postanowił nie reagować na tę zaczepkę. Naprawdę był ostatnio zajęty, a to dlatego,
że ojciec Giny wymagał od niego bardzo wiele. No tak, jednak zachował się jak głupek... Jak
mógł przeoczyć fakt, że jego niezwykle pomocna i oddana sekretarka odchodzi z pracy?!
-
Tak, jesteś zajęty, jednak musisz mi pomóc w znalezieniu kogoś na miejsce Olivii. To
należy do twoich obowiązków. Tak łatwo się z tego nie wykręcisz! - Gina położyła na jego
biurku stertę życiorysów i listów motywacyjnych. - W poniedziałek przyniosę resztę. Chcę,
żebyś wybrał kilka kandydatek i wyznaczył godziny, w których mogą się zgłaszać na
rozmowy kwalifikacyjne.
-
Nie ma sprawy - zgodził się Josh.
Gina wzruszyła ramionami i wyszła z pomieszczenia. Josh udał, że zabiera się z powrotem
do pracy, ale gdy tylko został sam, ukrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko. Jak mógł
przeoczyć fakt, że Olivia odchodzi z pracy?! Był gruboskórnym niewdzięcznikiem! Jak
mógł zignorować jej pożegnalne przyjęcie?! Musi ją przeprosić! Niestety, Olivia odeszła, kto
wie, czy uda mu się jeszcze kiedykolwiek z nią porozmawiać.
Co gorsza, pomyślał, rozglądając się po zagraconym pomieszczeniu, nie mam zielonego
pojęcia, jak przeszkolić jej następczynię. Olivia była niezastąpiona. Zajmowała się jego
korespondencją. Tylko ona znała nazwiska, adresy i numery telefonów, których potrzebował.
Nie poradzi sobie bez niej, to jasne jak słońce.
Oczywiście, mógłby pójść do niej pod pretekstem, że potrzebuje pomocy w przeszkoleniu
jej następczyni, a przy okazji przeprosić ją za swoje karygodne zachowanie. Na pewno
obydwoje lepiej się poczują, może nawet uda mu się przekonać ją, by została jeszcze na
tydzień czy dwa, zanim nowa sekretarka nie wdroży się do swych obowiązków.
Wystarczyło, by pomyślała, że Josh wykorzystywał ją przez te wszystkie lata, by przestała
płakać. Przecież ten facet traktował ją jak kolejny sprzęt biurowy!
Idąc w stronę samochodu, nie dostrzegała pierwszych pąków kwiatów zwiastujących
początek wiosny w Georgii, ani ciepła marcowego słońca. Myślała jedynie o tym, jak
układała się przez te wszystkie lata jej współpraca z Joshem. Ależ była naiwna... Tak długo
łudziła się, że jej szef wreszcie raczy zwrócić na nią uwagę.
Zbył ją, gdy chciała się pożegnać, nie dopuścił do słowa. Jak mogła zmarnować aż cztery
lata na podko-chiwanie się w tym mężczyźnie?! Teraz musi stawić czoło okrutnej prawdzie.
Joshowi nigdy na niej nie zależało, toteż powinna jak najszybciej spakować swoje rzeczy i
wyjechać stąd na zawsze. Po tym, jak ją potraktował, nie mogła go już dłużej kochać. Nie
zamierzała spędzić w Georgii ani jednej minuty dłużej, niż to konieczne.
Kilka minut po tym, jak weszła do mieszkania, ktoś zapukał do drzwi. Olivia podniosła
wzrok znad kartonu, do którego pakowała pościel i ręczniki, zastanawiając się, kto to może
być.
Powoli otworzyła drzwi i zobaczyła stojącego na progu Josha. Z jej ust zniknął
grzecznościowy uśmiech, wargi zacisnęły się w wąską linię.
-
Czego chcesz? - spytała wprost.
-
Czy tak traktuje się mężczyznę, który przyszedł cię przeprosić?
Nic nie odpowiedziała. Teraz, gdy nie był już jej szefem, jego bliskość nie działała na nią
deprymująco czy obezwładniająco. Byli sobie równi i mogli rozmawiać jak partnerzy.
Nie musiała go dłużej lubić.
Mogła z nim rozmawiać lub nie, w zależności od tego, czy miała na to ochotę.
-
Rozumiem, że przyszedłeś tutaj, ponieważ Giną uświadomiła ci, że z dniem
dzisiejszym zakończyłam pracę w twojej firmie?
Josh przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
-
I tak, i nie. Dobrze wiesz, Liv, że ostatnimi czasy byłem bardzo zajęty. Kto jak to, ale
ty nie powinnaś wątpić w prawdziwość tego stwierdzenia. Naprawdę mi przykro. Czuję się
jak ostatnia świnia, jak pozbawiony serca egoistyczny bubek. Nie wiem, jak mogłem nie
zauważyć, że odchodzisz...
-
W pokoju stał pożegnalny tort. Zjadłeś trzy kawałki, ale nie zauważyłeś napisu
„Powodzenia na Florydzie"?! Jesteś geniuszem marketingu, który ukończył jedną z
najbardziej renomowanych uczelni w kraju. Z całą pewnością umiesz czytać, to potrafią już
sześcioletnie dzieci...
-
I po co ta zjadliwa ironia, Liv? Wiesz, że byłem zajęty. Przeprowadzasz się na
Florydę? - spytał zdziwiony tą informacją.
-
Tam mieszka moja mama - wyjaśniła.
-
A więc zmieniasz adres zamieszkania, by być bliżej rodziny? - chciał wiedzieć.
Omal nie powiedziała mu, że przeprowadza się, by być jak najdalej od niego. Zwalczyła
jednak tę pokusę. Po co miał wiedzieć, że przez długie cztery lata dokładała wszelkich starań,
by ją zauważył i... pokochał. Dosyć już ją upokorzył. Właściwie sama sobie była winna. Jak
mogła nie zauważyć, że Josh Anderson jest źle wychowanym chamem?! Nie zamierzała po
raz drugi popełnić tego samego błędu. Od tej chwili musi się mieć przed nim na baczności.
-
Słuchaj, Josh, jestem w tej chwili zajęta. Muszę spakować rzeczy i zanieść je do
samochodu. Potem powinnam znaleźć jakiś hotel i położyć się jak najwcześniej spać. Jutro
czeka mnie długa droga. Zamierzam wyruszyć skoro świt, by nie utknąć w korku.
-
W której części Florydy mieszka twoja mama?
-
Co to za różnica? - Olivia nie potrafiła ukryć irytacji. Teraz, gdy chciała, by jak
najszybciej zniknął z jej życia, on zdawał się zwlekać z odejściem. Celowo przedłużał
rozmowę, zadawał idiotyczne pytania...
-
Jestem po prostu ciekawy. W końcu pracowaliśmy razem przez trzy lata.
-
Cztery - poprawiła go.
-
Cztery lata. Cztery długie lata - podkreślił. - A teraz ty chcesz tak po prostu wyjechać.
Nie powinno tak być.
Po raz pierwszy, odkąd przyjechał, Olivia zaczęła mięknąć. Wreszcie zrozumiał, jakim był
draniem, wreszcie coś zaczęło do niego docierać.
Niestety, było już za późno.
-
Faktycznie, trochę głupio to wyszło.
-
I to jeszcze w najgorszym z możliwych czasie dla Hilton-Cooper-Martin.
Olivia przełknęła ślinę. Zdawała sobie z tego sprawę i ta świadomość spędzała jej sen z
powiek. Żałowała, że odchodzi w momencie, gdy w firmie rozpętało się prawdziwe piekło.
To czysty zbieg okoliczności, po prostu efekt pewnego postanowienia. Otóż poprzysięgła
sobie, że jeśli przez rok Josh nie dostrzeże w niej kobiety, wyjedzie jak najdalej stąd. Przez
dwanaście miesięcy obmyślała różne fortele i wprowadzała je w praktykę. Sięgnęła do
wypróbowanych od dawna sztuczek. Wszystko po to, by Josh zaczął ją traktować jak kobietę,
zaprosił na randkę lub chociaż skierował rozmowę na tematy pozasłużbowe. Na próżno, jej
wysiłki zakończyły się wielką klapą. W tej sytuacji nie pozostało jej nic innego jak dotrzymać
obietnicy, którą złożyła samej sobie. Napisała rezygnację i zaczęła pakować rzeczy. To
wszystko miało miejsce, nim Hilton Martin zlecił Joshowi arcytrudne zadanie, ale nie mogła
przecież wycofać wymówienia. To nie był wystarczający powód, zresztą pragnęła ocalić
resztki dumy.
-
Przykro mi - powiedziała tylko.
Obdarował ją tym swoim cudownym uśmiechem, który zawsze sprawiał, że uginały się
pod nią kolana.
-
Z pewnością pozbyłabyś się wyrzutów sumienia, gdybyś została jeszcze tydzień i
pomogła mi przeszkolić twoją następczynię.
Pokręciła przecząco głową.
-
Nie mogę.
-
Masz już inną pracę? Wzruszyła ramionami.
-
Na razie tylko umówiłam się na wstępną rozmowę.
-
To żaden problem, po prostu przesuniemy rozmowę na inny termin - zauważył, jak
gdyby wciąż miał prawo ingerować w jej życie.
Olivia wyprostowała się dumnie.
-
My? Nie istnieje żadne „my", Josh. To rozmowa pomiędzy mną i moim ewentualnym
pracodawcą.
-
Jakim pracodawcą? - chciał wiedzieć.
Josh nigdy dotąd nie interesował się jej sprawami, nigdy nie pytał o jej życie prywatne.
Zdawała sobie sprawę, że jego obecna dociekliwość wynika w dużej mierze z egoistycznych
pobudek. Chciał poznać jak najwięcej szczegółów, by móc to następnie wykorzystać w argu-
mentacji. Jednak instynktownie wyczuwała, że chodzi o coś więcej. Josh żałował, że ją traci.
Żałował, że za-chował się niegrzecznie. Ze smutkiem patrzył na poustawiane w całym
pomieszczeniu kartony.
-
To kancelaria adwokacka - wymamrotała w odpowiedzi na jego pytanie.
Spojrzał na nią. Widziała, że po raz pierwszy dostrzega w niej wartą bliższego poznania i
intrygującą osobę, a nie tylko lojalnego pracownika. Uśmiechnął się.
-
Chcesz być sekretarką w kancelarii adwokackiej?
-
To zgodne z profilem mojego wykształcenia. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-
No co ty? Nie wiedziałem...
Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Nie wiedziała, co powiedzieć. Co jednak
najgorsze, jej upór wyraźnie słabł. Zakochała się w Joshu Andersonie również dlatego, że był
pracoholikiem, który od siebie wymagał jeszcze więcej niż od podwładnych. Olivia uważała,
że jej szef bardzo potrzebuje kogoś, z kim mógłby dzielić życie. Kogoś bliskiego i
kochającego. Zakochała się w nim, ponieważ pod skorupą twardego biznesmena ukrywał się
sympatyczny mężczyzna, który czerpał przyjemność ze zwykłych, codziennych rzeczy. Dla
niego wszystko było szczególne i wyjątkowe, głównie dlatego, że tak rzadko odrywał się od
pracy.
-
Pracowałaś już kiedyś w kancelarii? - spytał.
-
To była moja pierwsza praca.
-
Wiesz, prawnicy bywają okropni. To ludzie pozbawieni serca.
-
Jestem pewna, że Ethan McKenzie byłby zachwycony tą charakterystyką - zaśmiała
się, przypominając sobie radcę prawnego zatrudnionego w Hilton-Cooper--Martin.
Josh uśmiechnął się.
-
Podaruj mi tylko jeden tydzień. Pokręciła głową.
-
Nie mogę.
Josh już chciał zaprotestować, ale podniosła do góry dłoń, by go uciszyć.
-
Wierz mi, to naprawdę niemożliwe. Odłączono mi prąd - oznajmiła. - Powiedziałam
dozorcy, że opuszczę lokal jeszcze dzisiaj, dlatego muszę znaleźć hotel. Nie mogę zostać tutaj
tydzień dłużej.
-
Zamieszkaj u mnie - zaproponował, jak gdyby to była najbardziej naturalna rzecz na
świecie.
Olivii zrobiło się gorąco. Zamieszkać z nim... w jego domu... Tylko we dwoje... To byłoby
cudowne!
-
To nie jest dobry pomysł.
-
Dlaczego? - spytał ze szczerym zdumieniem.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć, a nie chciała wyznać
prawdy.
-
Mój dom jest naprawdę olbrzymi. Miałabyś własną sypialnię i oddzielną łazienkę. A
ja miałbym okazję wynagrodzić ci wszystkie gafy, jakie kiedykolwiek popełniłem. Wiem, że
czasami zachowywałem się beznadziej nie, chcę to naprawić - dodał. - Byłoby mi miło,
gdybyś wywiozła stąd jak najlepsze wspomnienia. Lubię cię, Liv. Naprawdę bardzo mi
przykro, że tak źle cię traktowałem. Pozwól mi zatrzeć te złe wspomnienia.
Słuchając go, Olivia nie była w stanie dłużej powstrzymywać uśmiechu. Jedynym
sposobem, by wszystko naprawić, byłby ślub. Przez chwilę zastanawiała się, jak
zareagowałby Josh, gdyby mu to oświadczyła.
-
Mam nadzieję, że nie chcesz wykorzystać tego tygodnia na przekonanie mnie, żebym
nie wyjeżdżała. Podjęłam już decyzję.
-
Uszanuję ją - zapewnił ją Josh. - Nie będę cię wypytywał, dlaczego wyjeżdżasz. Nie
będę naciskał na to, żebyś została.
Zaczynała się łamać... Czuła się winna, wyjeżdżając w tak trudnym dla firmy okresie.
Wszyscy bardzo ciężko pracowali, by stawić czoło konkurencji, a ona, zamiast ze wszystkich
sił wspierać Josha, opuszczała go akurat wtedy, gdy jej najbardziej potrzebował.
-
Poproszę Ethana, żeby sporządził odpowiednią umowę. Chcę, byś czuła się
komfortowo.
Może i miał rację, jednak Olivie ponownie opadły poważne, wątpliwości. Ostatnia
propozycja Josha nic uspokoiła jej, raczej odniosła wręcz przeciwny skutek. Wszystkie
koleżanki w pracy wiedziały, dlaczego postanowiła złożyć wymówienie. Wspierały ją w jej
decyzji. Jeśli dowiedzą się, że Olivia nie oparła się prośbom Josha, chyba pękną ze śmiechu.
To byłoby kolejne upokarzające doświadczenie.
-
Nie mogę.
-
Czy jest jakaś szansa, że zmienisz zdanie?
Olivia nie mogła powiedzieć mu prawdy. Skoro nie domyślił się przez cztery lata, byłoby
głupotą wyjawiać mu wszystko właśnie teraz. Odwróciła się do niego plecami, by nie mógł
zobaczyć jej twarzy.
-
Powiedziałam już wszystkim, że odchodzę. Urządzili na moją cześć przyjęcie, kupili
tort, nie mogę tak po prostu pojawić się w poniedziałek w pracy.
-
Nie musisz - oświadczył Josh. Sprawiał wrażenie mężczyzny, który wie dokładnie,
czego chce i jak to osiągnąć. - Będziesz mnie szkoliła w nocy. - Klasnął. - Już wiem. Możesz
mnie szkolić jutro i w niedzielę. Jeżeli ktoś cię zobaczy w biurze, po prostu powiemy, że
wyjeżdżasz dopiero w poniedziałek.
Właściwie czemu nie? Olivii było przykro, że go opuszcza. Miała też wyrzuty sumienia w
stosunku do Hilton--Cooper-Martin Foods. Wiele zawdzięczała tej firmie.
- No dobrze - zgodziła się w końcu, ale od razu tego pożałowała, bo Josh uśmiechnął się
do niej promiennie. Powinna się cieszyć, że w pełni docenił jej gest, jednak... Mieli spędzić
najbliższy weekend pod wspólnym dachem, prawdopodobnie w sąsiednich pokojach.
To było jak igranie z ogniem. Olivia zadrżała na samą myśl o możliwych konsekwencjach.
ROZDZIAŁ DRUGI
Josh rozglądał się po pustym salonie Olivii w poszukiwaniu krzesła, ale bezskutecznie.
Odkąd tylko przekroczył próg jej mieszkania, marzył o tym, by usiąść. Nogi miał jak z waty.
Widok Olivii ubranej w obcisłe dżinsy i króciutką, zieloną bluzeczkę zapierał mu dech w
piersiach. Z rozpuszczonymi blond włosami, które zazwyczaj nosiła związane w kok albo
splecione we francuski warkocz, wyglądała jakoś inaczej. Nie jak sekretarka, ale... jak
kobieta. Gdy ją zobaczył, zakręciło mu się w głowie.
- Więc... - Starał się, by jego głos brzmiał nonszalancko, ale nie wychodziło mu to
najlepiej. Zresztą, to nie miało w tej chwili znaczenia. Udało mu się osiągnąć cel i namówić
Olivie, by została jeszcze kilka dni i pomogła mu przeszkolić swoją następczynię. Im szybciej
zdoła zainstalować ją w swoim domu, tym mniejsze ryzyko, że dziewczyna zmieni zdanie. -
Naprawdę doceniam to, co dla mnie robisz, Liv - powiedział. Nie wiedzieć czemu, zaczął
nagle zdrabniać jej imię. - Jest już bardzo późno i powinniśmy się stąd szybko zbierać -
oświadczył.
Olivia odwróciła się w jego stronę i nagle Josh stanął twarzą w twarz z najpiękniejszymi
zielonymi oczami na świecie. Ich odcień nie przypominał zieleni trawy czy mchu, raczej
kolor Pacyfiku tuż po wschodzie słońca. Nigdy wcześniej nie zwrócił na to uwagi.
-
Jedziemy do ciebie?
-
Tak. - Skinął głową. - Rozgościsz się, a potem może uda się nam znaleźć chwilkę na
rozmowę. Chcę dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co robiłaś w naszej firmie. Co ty na to?
-
No dobrze - zgodziła się, jednak wyczuł w jej głosie wahanie. Przez moment wpadł w
panikę, bo był niemal pewien, że Olivia zaraz się wycofa, jednak ona dodała: - Widzisz, Josh,
muszę opuścić mieszkanie jeszcze dzisiaj, a to oznacza, że zmuszona jestem zabrać stąd te
wszystkie rzeczy.
Odetchnął z ulgą. Nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby zmieniła zdanie. Mogła też zdać
sobie sprawę z tysięcy komplikacji wynikających z zamieszkania pod wspólnym dachem. W
końcu obydwoje byli atrakcyjni oraz samotni. Owszem, był o dobre dziesięć lat starszy od
Olivii, jednak bardzo go pociągała. Obawiał się, że zauważyła jego zainteresowanie i z tego
powodu nie zechce spędzić nocy w jego domu... Być może ona także darzyła go uczuciem...
Nie, to niemożliwe, skąd mu to w ogóle przyszło do głowy?
-
To chyba nie stanowi większego problemu. Pomogę ci znieść resztę rzeczy do
samochodu, a potem pojedziemy do mnie, każde swoim samochodem. A tak przy okazji,
gdzie podziały się twoje meble?
-
Sprzedałam je. Z początku będę mieszkała z mamą i ojczymem, dopóki jakoś się nie
urządzę. Potem zamierzam kupić nowe meble na znak, że zaczynam nowe życie.
Wyczuł, jakie to dla niej ważne. Nie zaakcentowała tego zdania w żaden szczególny
sposób, jednak Josh był dobrym, spostrzegawczym słuchaczem i umiał czytać między
wierszami.
-
Cóż - zaczął, nie bardzo zdając sobie sprawę, dlaczego jej ostatnie stwierdzenie
wywołało w nim uczucie pustki. - Kupno nowych mebli jest chyba dobrą decyzją, jeżeli chce
się podkreślić swoją niezależność.
Skinęła głową, potrząsając blond lokami. Wpadające do pokoju światło nadawało jej aurę
tajemniczości. Chyba po raz pierwszy w życiu Josh czuł się w obecności Olivii odrobinę
onieśmielony. Jak mógł dotąd nie zauważyć, że jego sekretarka jest piękną i pociągającą
kobietą?!
Zmusił się, by oderwać od niej wzrok.
-
Od czego zaczniemy?
Olivia nie podniosła wzroku. Jak gdyby nie wiedziała, jak powinna go teraz traktować.
Josh w pełni ją rozumiał. Zawsze ją lubił, ale nigdy nie zwracał uwagi na jej wygląd, nigdy
nie okazywał jej sympatii, czasem bywał wręcz niegrzeczny i arogancki. Był na ogół
zawalony pracą, co wywoływało w nim uczucie irytacji. Owszem, firma była własnością jego
rodziny, lecz właśnie dlatego od Josha wymagano dwa razy więcej niż od pozostałych
pracowników. Odbijało się to na jego życiu osobistym, o ile w ogóle coś takiego posiadał.
Przyzwyczaił się do tego, po pewnym czasie nawet zaakceptował istniejący stan rzeczy.
A teraz nagle wystarczyło kilka minut spędzonych w towarzystwie Olivii, by zaczął się
zastanawiać, czy życie nie przecieka mu między palcami. Patrzył, jak Olivia odgarnia włosy z
czoła, z jaką gracją się porusza. Nie prowokowała go w żaden sposób, a jednak nie mógł
oderwać od niej oczu.
-
Josh?
-
Przepraszam, zamyśliłem się - przeprosił. Miał nadzieję, że nie zwróciła uwagi na jego
taksujące, pełne pożądania spojrzenie. Powinien mieć się na baczności, pójść po rozum do
głowy. To tylko burza hormonów, podniesiony poziom testosteronu. Żenujące, ale łatwe do
zwalczenia. Jego ambicje, życiowe cele, poświęcenie dla firmy wujka - to wszystko nie
mogło tak po prostu zblednąć na widok ładnej dziewczyny w dżinsach, które przylegały do jej
ciała niczym druga skóra.
-
Powiedz mi, od których kartonów mam zacząć i gdzie je nosić, a już zabieram się do
pracy.
-
Dobrze. - Wyraźnie się rozluźniła.
Josh odetchnął z ulgą. Nie chciał, by Olivia go pociągała. Nie chciał, by pociągał go
ktokolwiek, a już szczególnie nie ona. Była jego podwładną. Jedno nieopatrzne słowo czy
gest, i mogło się skończyć oskarżeniem o molestowanie seksualne. Poza tym potrzebował jej
pomocy, bez niej w jego biurze zapanuje trudny do opanowania chaos. Jeśli wszystko pójdzie
dobrze, być może zostaną przyjaciółmi.
Godzinę później Josh otworzył drzwi do swojego domu. Oczom Olivii okazał się
zapierający dech w piersi widok. Szerokie dębowe schody prowadziły na pierwsze piętro.
Klepka na podłodze ułożona została w misterny wzór. Duży kryształowy żyrandol dawał
wspaniałe światło.
-
Masz piękny dom - zachwyciła się.
-
Dziękuję, mnie też się podoba - powiedział, biorąc od niej kurtkę i wieszając ją w
szafie.
-
Zatrudniłeś dekoratora wnętrz? - spytała, zerkając do przytulnego salonu urządzonego
w kolonialnym stylu.
-
Nie, pomagała mi Giną. Mam dość sprecyzowany gust, dlatego nie pozostawiam
niczego przypadkowi. Gdy zobaczę coś, co mi się podoba, po prostu próbuję to zdobyć. .. -
zawahał się przez chwilę. - Oczywiście, czasami ponoszę klęskę. Niektóre poczynania są z
góry skazane na niepowodzenie, nie sądzisz?
Olivia odniosła wrażenie, że Josh nie ma na myśli wystroju wnętrz. Czyżby wiedział, że
jest w nim szaleńczo zakochana i pragnął dać delikatnie do zrozumienia, by sobie dała
spokój? Niepotrzebnie, nie robiła sobie złudnych nadziei. Nie, to niemożliwe, jest
przewrażliwiona... Skoro przez cztery lata nie odkrył jej uczuć, tym bardziej nie uda mu się to
teraz. Był przystojny i bardzo seksowny, ale chociaż ona kochała go całym sercem, on nie był
nią zainteresowany. Nie zamierzała dłużej kochać kogoś, kto nie odwzajemnia jej uczuć, dość
tego!
Jednak gdy prowadził ją przez przytulny salon oraz elegancką jadalnię do jasnej i ciepłej
kuchni, Olivie ponownie opadły wątpliwości. Postąpiła głupio i nierozważnie, przystając na
propozycję Josha. Całe życie marzyła właśnie o takiej kuchni. Wybrałaby nawet taki sam
obrus w biało-czerwona kratkę... Dom Josha od razu przypadł jej do gustu, czuła się tu jak u
siebie. To oznaczało, że łączy ich więcej, niż sądziła. Być może byli dla siebie stworzeni...
Pokręciła przecząco głową. Nie czas i nie miejsce na takie myśli. Podjęła już decyzję.
Musiała stąd wyjechać, i to jak najszybciej. Wokół rozpościerał się piękny świat, pełen
przygód i niespodzianek. A to wszystko omijało ją, gdyż czekała, by mężczyzna, którego
pokochała, zwrócił na nią uwagę. Niezła z niej idiotka...
-
Czy ktoś czeka na ciebie na Florydzie?
-
Tak, moja mama. Zupełnie o tym zapomniałam! -Olivia naprawdę się zdenerwowała. -
Powinnam do niej zadzwonić i powiedzieć, że jednak nie przyjadę jutro.
Uśmiechnął się ciepło.
-
No właśnie, czyli dobrze, że o tym wspomniałem. Proponuję, żebyś skorzystała z
telefonu w salonie, podczas gdy ja spróbuję znaleźć coś, co nadawałoby się na obiad. Jeżeli
moje wysiłki spełzną na niczym, po prostu zamówię pizzę. Jaką lubisz najbardziej?
-
Im mniej dodatków, tym lepiej. Najbardziej lubię margaritę... sam ser i sos.
-
Nie lubisz nawet pepperoni? - spytał, unosząc pytająco brwi.
Wzdrygnęła się.
-
Nie chciałabym robić trudności, ale nie. Jeżeli nie masz nic przeciwko, wolałabym
pizzę bez mięsa. Nie lubię pepperoni i nie lubię go zdejmować z pizzy.
Josh roześmiał się.
-
Ja też nie lubię pepperoni! - oświadczył.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i chociaż Olivia napawała się faktem, że łączy ich
jeszcze jedna rzecz, po chwili wrócił jej zdrowy rozsądek. Też mi coś, wielkie rzeczy... Josh
pewnie nie odebrał tego w taki sposób.
Nawet jej nie lubił.
Nie pociągała go.
Nawet nie dostrzegał w niej kobiety!
-
Pójdę zadzwonić do mamy - oznajmiła, po czym wyszła z kuchni.
Usiadła na kanapie w salonie i już miała sięgnąć po telefon, gdy jej uwagę zwrócił leżący
na niskim stoliku plik papierów. Raporty dotyczące strategii marketingowych. Josh pracował
nawet w domu!
Olivii zrobiło się go szkoda. Nie ulegało wątpliwości, że Josh potrzebuje kogoś, kto by się
nim zajął, wniósł w jego życie ciepło i radość, pokazał piękno świata. Tak bardzo pragnęła
być tą osobą.
Jednak doskonale wiedziała, że zmarnowała już zbyt wiele czasu, czekając, aż Josh zwróci
na nią uwagę. Gdyby naprawdę byli sobie przeznaczeni, ich życie potoczyłoby się zupełnie
inaczej.
-
Halo, mamusiu - krzyknęła, słysząc w słuchawce znajomy głos. - Mówi Olivia.
-
Och, Liv, tak się cieszę, że dzwonisz. - Olivia nagle przypomniała sobie, że
dzisiejszego wieczoru Josh po raz pierwszy zdrobnił jej imię. - Gdy nie zadzwoniłaś z hotelu,
zaczęliśmy się martwić.
-
Nastąpiła mała zmiana planów. - Owinęła wokół palca kabel telefonu. - Ponieważ nie
udało im się jeszcze znaleźć nikogo na zastępstwo...
-
O Boże, Olivio! Ty tam zostajesz, prawda? – Jej mama zdawała się być tym faktem
naprawdę przejęta.
- Liv, kochanie, sądziłam, że...
-
To nie to, co myślisz - Olivia przerwała jej w pół zdania. - Zostaję tylko na weekend.
Wyjaśnię Joshowi, na czym polega moja praca i gdzie znajdzie potrzebne dokumenty, żeby
mógł później przeszkolić nową asystentkę. Pojedziemy jutro do biura. - Musiała mu przede
wszystkim pokazać kartoteki, bo bez tego Josh nie będzie w stanie niczego zrozumieć. - A
potem wsiądę do samochodu i wyruszę w podróż.
-
To dobrze. - Mama zawsze starała się ją wspierać.
-
Nie martw się, mamusiu. Nie zmienię zdania.
-
To nie o to chodzi, że nie lubię Josha. Gdy poznałam go w lecie na firmowym pikniku,
zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Słodki, grzeczny chłopiec, który zbyt wiele czasu
poświęca pracy. Ale, Liv, musisz zacząć myśleć o sobie i przestać czekać na coś, co
nierealne. Pamiętasz, co mi się przydarzyło?
Olivia westchnęła smutno.
-
Tak, mamusiu.
-
Po śmierci twojego ojca czekałam przez dziesięć lat, żeby Greg Ruppert mi się
oświadczył, ale on nie był zainteresowany. Dwa tygodnie po tym, jak odzyskałam rozum i z
nim zerwałam, znalazłam odpowiedniego mężczyznę. Od tej pory czuję się bezpieczna,
szczęśliwa i kochana.
-
Wiem. - Olivia zdawała sobie z tego sprawę.
-
I głęboko wierzę, że twój książę z bajki czeka gdzieś za rogiem - kontynuowała jej
mama. - Czuję to. Nazwijmy to instynktem macierzyńskim. Wiem, że już niedługo zakochasz
się w odpowiednim mężczyźnie.
Olivia uśmiechnęła się. Jeżeli Karen Brady Franklin uważała, że jej córka niedługo spotka
mężczyznę swoich marzeń, nie pozostawało jej nic innego, jak w to uwierzyć. Żałowała
trochę, że to nie Josh Anderson jest jej przeznaczony, ale uznała, że to tylko kwestia
przyzwyczajenia się do tej myśli.
Olivia zdawała sobie sprawę, że mama ma rację. Nawet jeżeli książę z bajki czekał za
rogiem, będąc zapatrzona w Josha Andersona, nie zwróciłaby na niego uwagi.
-
Dziękuję, mamusiu - powiedziała. - Zadzwonię jeszcze do ciebie przed wyjazdem.
-
Dobrze, Liv. Kocham cię.
-
Ja też cię kocham - wyszeptała i powoli odłożyła słuchawkę.
Zawsze po rozmowie z mamą ogarniało ją uczucie spełnienia. Choć Karen Brady Franklin
miała na każdy temat wyrobione zdanie, nigdy nie przytłaczała córki swoją opinią. W szkole
podstawowej wysłuchiwała problemów Olivii, w liceum nauczyła ją walczyć o swoje prawa,
ana studiach pokazała jej, że należy lubić i akceptować siebie samego takim, jakim się jest.
To dzięki niej Olivia wybrała zawód, który naprawdę kochała.
Jej matka prowadziła ją przez życie, ale nie była dyktatorem. Słuchała. Dawała dobry
przykład. Pozwalała Olivii popełniać błędy, a potem pomagała jej się pozbierać. W oczach
córki była idealną matką. To dlatego Olivia bardzo pragnęła mieć dzieci. Chciała przekazać
im to wszystko, co sama dostała od mamy.
-
Rozmawiałaś z mamą? - spytał z uśmiechem Josh, gdy Olivia znalazła się z powrotem
w lśniącej biało-czerwonej kuchni.
-
Tak, miałeś rację, trochę się martwiła. Ale wyjaś-Biłam sytuację i mama spodziewa
się kolejnego telefonu dopiero za kilka dni.
-
Matki zawsze muszą wiedzieć, na czym stoją sprawy - zawyrokował. - Zamówiłem
pizzę. Powinna tu być za chwilę.
Uśmiechnęła się, a on odwzajemnił uśmiech. Olivia czuła się w jego towarzystwie
bezpieczna. Musi jedynie pamiętać o ostrzeżeniach mamy!
Podczas jedzenia Olivia opowiadała o swoich obowiązkach, z których większość Josh
wykonywał niegdyś sam. Jednak tak było przed jej przyjściem do Hilton-- Martin-Cooper,
teraz już niewiele z tego pamiętał. Tak długo rozprawiała na ten temat, że Josh zaczął się
denerwować. Gdy opisywała swój sposób ewidencjonowania dokumentów zarówno w
komputerze, jak i w szafkach, które zajmowały pół jej gabinetu, Joshowi zrobiło się słabo.
Nie był pewien, czy sobie z tym wszystkim poradzi, opadało go coraz większe zwątpienie.
Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo pomocna jest jego asystentka, jak bardzo
ułatwia mu pracę. Obawiał się, że, by ją zastąpić, będzie musiał zatrudnić na jej stanowisko
co najmniej dwie osoby.
-
Ojej! - Odłożył na stół serwetkę. - Boję się, że nie uda mi się nauczyć tego
wszystkiego w jeden weekend.
-
Na pewno ci się uda. - Olivia mówiła z pełnym przekonaniem. - Gdy rozmawiałam z
mamą, uświadomiłam sobie, że nauka będzie o niebo efektywniejsza, jeżeli pójdziemy jutro
do biura. W ten sposób będę ci mogła wszystko pokazać, zilustrować opowieści konkretami.
Nie ma to jak praktyka. Josh westchnął głośno.
-
Chyba tak.
-
Na pewno - uściśliła Olivia, po czym ziewnęła.
-
Przepraszam, musisz być zmęczona. - Josh podniósł się z krzesła, potem lekko
przeczesał włosy. - Kiepski ze mnie gospodarz. Rzadko kiedy przyjmuję gości, a już
szczególnie nie na noc. - Nie wiedzieć czemu bardzo mu zależało na tym, by wiedziała, iż nie
przyjmuje u siebie w domu kobiet. Po pierwsze zbyt ciężko pracował, by mieć czas i siły na
takie przyjemności. Po drugie, gdy już szedł z kimś do łóżka, unikał robienia tego we
własnym domu. Dom był jego sanktuarium, azylem, w którym czuł się naprawdę dobrze i
swobodnie. Tak, to prawda, zaprosił pod swój dach Olivie, i to bez chwili wahania, jednak jej
towarzystwo nie tylko mu nie przeszkadzało, a wręcz wpływało na niego relaksujące
Josh zaprowadził Olivie na górę. Postawił na ziemi jej bagaż i wyszedł z pokoju, mówiąc,
że musi znaleźć czystą pościel.
Jednak w rzeczywistości poczuł się trochę nieswojo. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że
zaproponował nocleg prawie obcej kobiecie. Choć pracowali wspólnie przez cztery lata,
rzadko rozmawiali na tematy pozazawodowe. Nie poruszali tematów osobistych, nie zwierzali
się sobie nawzajem. Mimo to nie czuł skrępowania, zapraszając ją do swojego domu. To
dawało mu do myślenia...
Lubił Olivie o wiele bardziej, niż mu się zdawało. Ufał jej. Była jedną z dwóch osób,
której powierzyłby nawet swoje życie. Drugą osobą był jego wuj, Hilton Martin. Nawet Giną
nie zasługiwała w jego opinii na takie bezgraniczne zaufanie.
Nim wrócił do pokoju, Olivia zdążyła rozwlec pościel. Teraz stała odwrócona do niego
plecami, spoglądając przez okno. To dziwne, lecz Josha ogarnęła wzmożona chęć
pocałowania jej.
Na samą myśl o takiej pieszczocie jego serce zabiło ze zdwojoną siłą. Poczuł, że na czoło
występuje mu pot.
Chrząknął.
-
Przyniosłem czystą pościel.
Odwróciła się w jego stronę i obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
-
Dziękuję. Możesz już iść do siebie, poradzę sobie.
-
Jesteś pewna? - Wiedział, że dobre obyczaje nakazują, by jej pomógł, ale bał się
przebywać z nią sam na sam dłużej niż to absolutnie konieczne. A w dodatku... tuż przy
łóżku...
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-
Oczywiście, że tak. Potrafię oblec pościel, i to bardzo sprawnie.
Omal nie zapytał, czy ta wprawa wynika z faktu, że Olivia często przyjmuje gości na noc.
Poczuł niemiłe ukłucie zazdrości. Całkowicie irracjonalne. Starał się je opanować, ale był
wobec niego bezsilny. By jakoś przegonić niewygodne myśli, zajął się pościelą.
-
Josh, potrafię to zrobić, naprawdę - zaprotestowała. Zazgrzytał zębami.
-
Ja też - oświadczył.
-
Josh, chcę pościelić łóżko i wziąć prysznic. - Próbowała wyjąć z jego rąk poszewkę. -
Jeżeli sobie pójdziesz, uporam się z tym w przeciągu dwóch minut.
-
Słucham? Że niby ci przeszkadzam?
-
Nie. - Zaśmiała się. Josh nie pamiętał, kiedy po raz ostatni słyszał jej śmiech.
Zdał sobie sprawę, że wpatruje się w nią intensywnie. Spojrzała na niego uważnie, a on po
raz kolejny skonstatował, że ta dziewczyna ma najpiękniejsze na świecie oczy. Stali tak blisko
siebie, gdyby wyciągnął rękę, natrafiłby na aksamitną skórę Olivii. Gdyby się pochylił,
mógłby dotknąć ustami jej warg.
Z trudem przełknął ślinę.
Dwie minuty temu po raz pierwszy pomyślał o pocałowaniu jej. Teraz miał uczucie, że
umrze, jeżeli tego nie zrobi.
ROZDZIAŁ TRZECI
Gdy nie spuszczał wzroku z jej ust, Olivia zdała sobie sprawę, że Josh zamierza ją
pocałować. Wstrzymała oddech. Ugięły się pod nią kolana, a serce zaczęło bić jak szalone.
Przez cztery lata czekała na to, by ją pocałował. Teraz, gdy miało się to wydarzyć, pragnęła
rozkoszować się każdą chwilą.
Gdy spojrzał jej w oczy, zobaczyła, że jest zmieszany. Nie rozumiał, dlaczego chce ją
pocałować, dlatego też na wszelki wypadek tego nie zrobił. Cofnął się o dwa kroki i odwrócił
na pięcie.
- Chyba faktycznie lepiej będzie, jeżeli zrobisz to sama. - Wskazał na pościel. - Dobranoc,
Olivio. - Schylił się, by podnieść z podłogi starą pościel, po czym niemal wybiegł z pokoju.
Olivia usiadła na łóżku, zastanawiając się, co się przed chwilą wydarzyło. Wyglądało na
to, że Josh zaczął patrzeć na nią w zupełnie inny sposób, ale że jednocześnie wcale tego nie
chciał. Dla niej te dwadzieścia sekund oczekiwania na pocałunek było krokiem w stronę
spełnienia marzeń, ale musiała się pogodzić z tym, że dla niego nic nie znaczyły.
Mogłaby poczuć się urażona tym, że Josh broni się rękami i nogami przed dostrzeżeniem
w niej atrakcyjnej kobiety, a nie tylko lojalnej sekretarki, ale była realistką. Wiedziała, że
gdyby za kilka tygodni Josh zadzwonił do niej z jakimś pytaniem związanym z pracą, a jej
akurat byłoby smutno, bez wahania wróciłaby z powrotem. Musiała nauczyć go wszystkiego,
co powinien wiedzieć o jej pracy, by później nie mieć z nim żadnego kontaktu, by móc
wyjechać, nie oglądając się za siebie.
Gdy rano weszła do kuchni, zastała Josha siedzącego nad talerzem płatków z mlekiem.
Josh był mocno zmieszany. Nie dość, że wczoraj omal nie pocałował swojej sekretarki, to
jeszcze śnił o niej przez pół nocy.
W jego śnie Olivia ubrana była w długą, seksowną suknię. Za każdym razem, gdy
wyciągał rękę, by jej dotknąć, odsuwała się. Ale to i tak była ta dobra część snu. W złej części
snu Olivia powiedziała mu, że wyjeżdża, ponieważ on nie odwzajemnia jej miłości. Josh
obudził się z wrażenia.
To była bzdura. A raczej próżna nadzieja. Wczoraj zdał sobie sprawę, że oprócz
niezwykłej wręcz urody Olivia posiada wiele innych cech, które bardzo go pociągają. Nie
ulegało wątpliwości, że z chęcią poznałby ją bliżej. Ale biorąc pod uwagę, że wyjeżdża, nie
może być spragniona jego miłości, więc druga część snu była po prostu bezsensowna.
- Cześć, Josh..
Przełknął ślinę. Z włosami spiętymi w luźny kucyk, w obcisłych dżinsach i fikuśnej
bluzeczce wydawała mu się najpiękniejszą kobietą na świecie. Choć wyglądała całkiem
niewinnie, patrząc na nią, wyobrażał ją sobie ubraną w długą, czerwoną suknię, niczym w
swoim śnie. Dostrzegał pełną linię jej piersi, długość nóg i smukłość talii.
-
Cześć.
-
Masz Frosted Flakes? - spytała o swój ulubiony gatunek płatków, jak gdyby byli
najlepszymi przyjaciółmi, którzy często wspólnie jedzą śniadanie. Zdawała się nie być w
żaden sposób poruszona faktem, że spędzili noc pod jednym dachem.
-
Szafka pod kuchenką mikrofalową. Miski są w szafce nad zlewem - poinstruował ją.
-
Dzięki.
Josh potarł rękoma twarz, jak gdyby chciał się rozbudzić, ale tak naprawdę miał ochotę
jęknąć. Jak mógł przez cztery lata nie zauważyć, że jego sekretarka jest zniewalająco piękną
kobietą?! Zwalał winę na jej konserwatywną garderobę, choć miał świadomość, że to tylko
wymówka. Nigdy nie ukrywała swoich powabnych blond włosów, pięknych oczu, czy
delikatnej skóry. Gdzie też miał oczy?! Przez cztery lata nie zwracał na nią uwagi, a teraz nie
potrafił przebywać z nią w jednym pokoju, nie mając nieprzyzwoitych myśli na jej temat.
Patrzył na nią z pożądaniem, wyobrażając sobie, jak cudownie byłoby się z nią kochać.
-
O której jedziemy do biura? - spytała, siadając obok niego.
Josh podniósł się gwałtownie.
-
Jak tylko się wykąpię - oznajmił i zachichotał, by pokryć zdenerwowanie. - Muszę
wziąć prysznic.
-
Nie ma sprawy. - Olivia nasypała do swojej miski płatków. - Ja w tym czasie zjem
śniadanie i obejrzę poranne wiadomości.
- Dobrze. - Wycofywał się tyłem z kuchni. - Później mi powiesz, czy na świecie wydarzyło
się coś ciekawego, gdy spaliśmy.
Nie wiedzieć czemu jego wypowiedź rozbawiła ją i Olivia zaczęła się śmiać. Josh
skorzystał z tej okazji, by opuścić pomieszczenie. Po raz kolejny musiał sobie uświadomić, że
byli tylko dobrymi znajomymi. Kumplami. Nic więcej.
W innym wypadku zareagowałaby na to, że miał na sobie tylko szlafrok. Szlafrok nie
należał do atrakcyjnych, ale to zawsze tylko jedna warstwa materiału. Mogłaby przynajmniej
zainteresować się tym, czy ma coś pod spodem, zamiast zachowywać się, jak gdyby jego
nagość była jej całkowicie obojętna.
Był od niej starszy, ale to nie oznaczało, że nie był atrakcyjny. Nie był przyzwyczajony do
bycia ignorowanym! Josh zaczął się zastanawiać, czy skoro Olivii przychodzi to tak łatwo, to
czy przypadkiem nie udaje. Może podobał się jej, ale wolała tego nie okazywać, będąc
przekonaną, że on nie jest nią zainteresowany.
Miał świadomość, że zapewne trochę naciąga rzeczywistość, ale czuł się skołowany.
Kobiety zazwyczaj mówiły mu, że jest przystojny i seksowny. Z całą pewnością coś w nim
musiało ją pociągać!
Rozważał tę kwestię pod prysznicem i później, ubierając się. Doszedł do wniosku, że musi
poddać ją jakiejś próbie. Nie mógł jej tak po prostu spytać, czy jest nim zainteresowana, ale
mógł zobaczyć, jak zareaguje na aluzję.
Jakiś czas później zamknął drzwi domu i poprowadził Olivie do garażu. Gdy już siedzieli
w samochodzie, odwrócił się w jej stronę.
-
Czy dobrze spałaś? - spytał. Gdyby powiedziała, że nie bardzo i uśmiechnęła się do
niego kokieteryjnie, wiedziałby, na czym stoi.
Ale ona nawet na niego nie spojrzała.
-
Tak.
-
Nie miałaś trudności z zaśnięciem? - kontynuował temat.
-
Nie. - Pokręciła przecząco głową.
-
Żadnych złych snów? Spojrzała na niego pytająco.
-
Złych snów? - powtórzyła, unosząc brew.
-
Dziwnych snów. Snów, których mieć nie powinnaś. - Nie mógł już być bardziej
bezpośredni.
-
Josh, mieszkam sama od pięciu lat. Już dawno przestałam bać się ciemności.
No dobrze. Nie miał co dłużej drążyć tematu. Musiał pogodzić się z tym, że Olivia
najzwyczajniej w świecie nie była nim zainteresowana.
Choć Josh zachowywał się dziwnie przez cały poranek, gdy tylko dotarli do biura,
uspokoił się i zajął się pracą. Olivia natomiast czuła się nieswojo. Sporo czasu minęło, odkąd
po raz ostatni była w firmie w sobotę i zapomniała już, jaki cichy i spokojny jest o tej porze
budynek Hilton-Cooper-Martin.
-
Takie to wszystko dziwne - powiedziała, gdy wysiedli z windy i ruszyli w stronę
gabinetu Josha na trzecim piętrze.
-
Spędzenie nocy w moim domu, w którym nigdy wcześniej nie byłaś, nie jest dziwne,
ale przyjście do pracy, w której spędziłaś ostatnie cztery lata, jest dziwne?
-
Wiesz, co mam na myśli. - Uderzyła go lekko w ramię i sama zadrżała pod wpływem
dotyku. Miał na sobie dżinsy i podkoszulek. Wcześniej była tak zajęta udawaniem, że nie
zwraca uwagi na to, że ubrany jest jedynie w szlafrok i ignorowaniem go w samochodzie, że
nie zauważyła, iż ubrał się na sportowo. Wyglądał dobrze.
-
Nie, nie wiem, co masz na myśli.
-
Po pierwsze jest ciemniej niż zazwyczaj. - Chciała się zająć rozmową, by nie musieć
myśleć o tym, jaki przystojny i seksowny jest Josh. - I tak cicho.
-
Nie bój się, obronię cię - zażartował Josh.
Olivia podążyła za nim w stronę jego gabinetu.
Wszedł do środka i zapaliwszy światło, usiadł przy biurku.
-
Dzisiaj ty będziesz tu szefem, ponieważ ja nie znam się na połowie rzeczy, którymi się
zajmowałaś.
Olivia stała niepewnie w połowie drogi między jego gabinetem i swoim biurkiem. Josh
wyglądał inaczej, a ich role były odwrócone. Nie za bardzo wiedziała, jak powinna się
zachować.
-
Kiedy jesteśmy w złym miejscu. Żeby dowiedzieć się czegoś więcej o moich
obowiązkach, musimy przejść do mojego pokoju.
-
Masz całkowitą rację. - W mgnieniu oka podniósł się ze skórzanego fotela, na którym
siedział i stanął u jej boku.
Olivia stała bez ruchu. Wiedziała, że Josh po raz pierwszy w ciągu ich czteroletniej
znajomości patrzy na nią jak na kobietę i chociaż ona sama zawsze widziała w nim
mężczyznę, i to bardzo przystojnego, ich wzajemne stosunki uległy nieodwracalnej zmianie.
Dowiadywali się o sobie nowych rzeczy, odkrywali, że mają wiele wspólnego. To ją
przerażało. Co się stanie, jeżeli Josh powie albo zrobi coś, co sprawi, że znów się w nim
zakocha?
-
Chodźmy. - Ruszyła w stronę swojego biurka, a Josh podążył za nią.
-
To mój komputer.
-
Nigdy bym nie zgadł. - Zaśmiał się.
-
Mówię poważnie, Josh - skarciła go, ale sama też się śmiała. To jedna z nowych
rzeczy, których się o nim dowiedziała. Josh Anderson robił dużo głupich dowcipów, z
których większość bardzo ją śmieszyła, co raczej nie najlepiej świadczyło o jej poczuciu
humoru. - Musisz się skupić.
-
Dobrze, będę poważny. Wiem, że mamy mało czasu.
-
Jak już mówiłam, to mój komputer. Mam w nim formularze listów i inne rutynowe
dokumenty, którymi się zajmujesz. Na przykład formularz, na którym wysyłasz informacje
dla akcjonariuszy.
-
Są tam też adresy wszystkich członków rodziny Hiltona?
-
To jedyni akcjonariusze.
-
Dobrze wiedzieć.
-
To też warto wiedzieć. - Olivia podeszła do stojących pod ścianą pięciu metalowych
szafek. - Pierwsza szafa zawiera foldery prasowe i wszystko, co jest związane z public
relations, w drugiej szafce znajdziesz materiały związane z reklamą, w trzeciej - informacje
dotyczące rodziny i korespondencję, nazywamy to informacjami o akcjonariuszach, czwarta
szafka zawiera materiały potrzebne do specjalnych projektów, które wykonujesz osobiście dla
Hiltona Martina, a piąta dokumenty związane z funkcjonowaniem biura.
-
Postaram się zapamiętać.
-
Na początek może otworzymy szufladę. Otworzyła górną szufladę pierwszej szafki i
pokazała mu, że foldery prasowe były podzielone kategoriami, ewidencjonowane
chronologicznie i opatrzone kolorystycznym kodem.
-
Powinienem sobie z tym poradzić.
Otworzyła drugą szufladę i pokazała mu, że zawiera głównie zdjęcia, które zrobiono na
potrzeby dystrybucji bądź reklamy. Każda grupa zdjęć była opisana oraz opatrzona
kolorystycznym kodem.
-
Mamy aż tyle zdjęć sklepów?
-
Te są tylko z zeszłego roku - wyjaśniła. - Nigdy się nie zastanawiałeś, dlaczego
zawsze mogę ci przynieść dokładnie takie zdjęcie, jakiego potrzebujesz.
Spojrzał na nią.
-
Myślałem, że po prostu mam szczęście. Olivia zachichotała.
-
Bardzo śmieszne.
Zdawał się być zadowolony z faktu, że potrafi ją rozśmieszyć.
-
Wiedziałem, że robimy dużo zdjęć, ale nie wiedziałem, że w ten sposób je
przechowujemy.
-
Teraz już wiesz.
Skinął głową.
Gdy skończyła tłumaczyć mu zawartość pozostałych szuflad, Josh spojrzał na nią z
podziwem.
-
Wykonywałaś sporą część mojej pracy.
-
To prawda.
-
I wiesz, co myślę?
-
Nie mam zielonego pojęcia - odparła, choć w głębi duszy miała nadzieję, że zaoferuje
jej gigantyczną podwyżkę, by została.
-
Myślę, że zwykła sekretarka nie poradzi sobie z tym wszystkim, przynajmniej przez
pierwszy rok czy dwa i sam będę się musiał zająć częścią rzeczy.
Olivia była zawiedziona, choć wiedziała, że Josh ma rację.
-
Prawdopodobnie tak.
-
To oznacza, że powinniśmy przenieść te materiały do mojego gabinetu.
-
Możemy się tym teraz zająć. Pojutrze nie będzie mnie już, żeby ci pomóc.
-
Dobrze - powiedział, ale spojrzał na nią smutno. Miał minę zbitego psa. Jego smutne
spojrzenie dawało jasno do zrozumienia, że będzie za nią tęsknił. Olivia omal nie
spanikowała. Cały czas bała się, że Josh poprosi ją, żeby została, a ona nie będzie potrafiła
znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły, by odmówić.
Nie chcę zostać. Nie chcę zostać. Nie chcę zostać. Powtarzała sobie w głowie tę litanię.
To, że śmieszyły ją jego głupie żarty, nie stanowiło podstawy do miłości na całe życie, ani do
zmiany zdania.
-
Dobrze - powtórzył. - Ale mam tylko jedną pustą szafkę. - Wziął z górnej szuflady
plik dokumentów.
- Więc dzisiaj możemy przenieść jedynie papiery związane z public relations. Później
zadzwonię do administracji i poproszę, żeby do jutra dostarczyli dwie kolejne szafki.
Olivia odetchnęła z ulgą.
-
Dobry pomysł.
Pracowali w ciszy, przenosząc dokumenty do jego gabinetu i kładąc je na biurku. Ale gdy
wszystko zostało już przeniesione i Josh zaczął porządkować papiery w szafce, Olivia poczuła
się nieswojo. Nagle panująca cisza zaczęła jej nieznośnie ciążyć.
Gorączkowo szukała tematu, który przełamałby milczenie.
-
Wiesz, Josh, właściwie nie wiem, dlaczego tu pracujesz.
-
Wujek Hilton przyszedł kiedyś do mnie do domu i powiedział, że potrzebuje mojej
pomocy.
-
Pewnie byłeś z siebie dumny.
-
Na początku tak, dopóki nie odkryłem prawdy. Nie potrzebował mnie, ale zajęło mi
ponad rok, nim zdałem sobie z tego sprawę. Tak naprawdę spędzałem tutaj, w Atlancie,
weekend z mamą...
-
A gdzie mieszkałeś? - przerwała mu.
-
W Nowym Jorku. Pracowałem dla dużej agencji reklamowej i byłem na skraju
wyczerpania. Przede wszystkim tęskniłem za rodziną. Najwyraźniej moja mama powiedziała
o wszystkim Hiltonowi, a on wymyślił bajeczkę o tym, że mnie potrzebuje.
-
To miłe, że chciał, żebyś dla niego pracował -stwierdziła, biorąc od niego kolejny plik
dokumentów.
-
Nie potrzebował mnie, ale chciał, żebym dla niego pracował. Gdybym choć przez
sekundę uważał, że wujek dal mi pracę z litości, od razu bym zrezygnował. Mam nadzieję, że
jestem wart pensji, którą mi płaci.
-
To dlaczego zaharowujesz się na śmierć? Pragniesz mu zaimponować?
-
Nie robię tego ze strachu, jeśli ci o to chodzi. Po prostu chcę, by był ze mnie dumny.
A ty?
-A ja?
-
Dlaczego nie pojechałaś z mamą na Florydę, gdy się przeprowadzała?
-
Mama wyszła właśnie za mąż, a ja chciałam zasmakować wolności i niezależności.
-
Ach tak? - Uniósł znacząco brwi.
-
Nic z tych rzeczy. Nigdy nie miałam nikogo na stałe.
Zastanawiał się nad tym. Pracowali wspólnie przez cztery lata, a ona nigdy nie opowiadała
o żadnym chłopaku. On z kolei nigdy o to nie pytał. Nigdy nawet nie pomyślał o tym, by
zapytać. Teraz chętnie dowiedziałby się czegoś na ten temat, lecz nie wypadało poruszać tak
osobistych kwestii.
-
Miałaś szczęśliwe dzieciństwo? - zmienił temat.
-
Cudowne. Byłam rozpuszczoną jedynaczką. -Schowawszy do szafki ostatnie papiery,
Olivia zajęła się strzepywaniem kurzu z dłoni. Patrząc na nią, Josh myślał jedynie o tym, jaka
jest piękna. Nawet bez makijażu mogłaby zawrócić w głowie niejednemu mężczyźnie. Poza
tym miała śliczną figurę. Jego zdaniem Olivia była urzeczywistnieniem marzeń wielu
mężczyzn. Jak mógł tego wcześniej nie zauważyć?! Chociaż, dobrze się stało. Teraz też nie
powinien jej okazać tego, że uważa ją za atrakcyjną kobietę. Nie chciał, by Olivia poczuła się
nieswojo.
Spojrzał na zegarek.
-
Jest już grubo po pierwszej - zauważył ze zdziwieniem.
-
Praca administracyjna nie jest zbyt skomplikowana, ale pochłania dużo czasu.
-
Co prawda, to prawda. - Stanął przy biurku. - Powinniśmy pójść coś zjeść. Na co masz
ochotę?
-
Wszystko jedno - odpowiedziała, ale on pokręcił głową.
-
W ten weekend zamierzam traktować cię jak księżniczkę. Bardzo doceniam to, że z
mojego powodu zmieniłaś plany. Jednocześnie jest mi wstyd, że wcześniej nie dostrzegałem
tego, jak bardzo mi pomagasz w pracy.
Ku jego zdziwieniu Olivia miała w oczach łzy. Zamrugała, ale nie chciały zniknąć.
-
Dziękuję - wyszeptała.
Josh wstrzymał oddech. Te skrywane łzy i sposób, w jaki mu podziękowała, głęboko go
poruszyły. Coś go zakłuło w sercu, że nie traktował jej lepiej, że nie traktował jej tak, jak na
to zasługiwała. Znowu zapragnął ją pocałować.
Przełknął ślinę i zmusił się, by odwrócić się do Olivii plecami. Gdyby dłużej patrzył na jej
słodką twarz i pełne łez oczy, bez wątpienia rzuciłby się na nią i całował do utraty tchu. A nie
miał do tego prawa. Nie dość, że był dla niej za stary, nie dość, że wyjeżdżała, to jeszcze była
gościem w jego domu. Spali pod jednym dachem. Pocałunek skomplikowałby życie im
obojgu, a tego przecież w obecnej sytuacji powinni unikać.
Josh zabrał Oliviedo miłej, przytulnej restauracji. Podczas posiłku zabawiała go rozmową
o swoim dzieciństwie i o tym, jak bardzo była rozpieszczona. Josh dobrze się bawił w jej
towarzystwie, ale cały czas zastanawiał się, dlaczego torturuje samego siebie, wysłuchując
cudownych historii z życia oszałamiająco pięknej kobiety, której nie wolno mu było dotknąć.
-
Moja kuzynka Lydia jeszcze teraz wypomina mi, że płakałam, dopóki nie dostałam
kolejnej coli.
-
To śmieszne. - Chociaż naprawdę uważał historię za zabawną, w jego głosie dało się
wyczuć smutną nutę. Cóż, miał powody do smutku. Dlaczego dostrzegł w Oli-vii piękną i
miłą kobietę, dopiero gdy postanowiła wyjechać z miasta?
Nie mógł sobie pozwolić na takie smętne rozważania. Kiedyś już pozwolił, by kierowały
nim emocje i nie wyszło mu to na dobre. Za żadną cenę nie mógł dopuścić do tego, by Olivia
odkryła, jak bardzo mu się podoba. Musiał traktować ją tak samo jak wcześniej. Uprzejmie,
ale z dystansem.
Podczas drogi powrotnej do biura Olivii zdawało się, że wreszcie zrozumiała dziwne
zachowanie Josha. Widziała, w jaki sposób patrzył na nią poprzedniego wieczoru.
Zastanawiał się, czy ją pocałować, była tego pewna. Rano powiedział, że docenia jej pomoc, a
podczas lunchu był czuły i troskliwy.
Wyglądało na to, że wreszcie zdał sobie sprawę z tego, że ją lubi.
A ona wyjeżdżała.
Miała ochotę głośno krzyczeć. Być może Josh dostrzegł w niej atrakcyjną kobietę, ale ona
nie mogła zmieniać swoich planów z powodu kilku jego min i niewyraźnych mruknięć.
Musi mieć pewność co do jego uczuć, zanim zacznie rozważać pozostanie w mieście. Z
drugiej strony, jeśli teraz wyjedzie, Josh po prostu straci okazję, by bliżej się nią
zainteresować. Co tu wymyślić?
Wrócili do biura w milczeniu. Olivia przyłapała się na tym, że studiuje z uwagą każdy gest
Josha. Jakby szukała choćby najmniejszej oznaki zainteresowania czy sympatii. Tak jak robiła
to przez ostatnie cztery lata. Popełniała błąd, ale to było silniejsze od niej.
Przecież to właśnie brak zainteresowania z jej strony sprawił, że Josh zaczął zwracać na
nią uwagę. Olivia wiedziała, że musi przestać o nim myśleć. Należało traktować go z
życzliwą obojętnością.
Weszli do jego gabinetu. Widząc stertę papierów na jego biurku, Olivia zmarszczyła czoło.
-
Sądzę, że przed moim wyjazdem powinniśmy to uporządkować. - Wskazała na
papiery.
-
Dobry pomysł - odparł, ale jego głos brzmiał nieswojo, jak gdyby coś było nie tak.
-
Pójdę po notes.
Gdy wróciła, przejrzeli całą korespondencję. Josh brał do ręki kolejny list, mówił Olivii,
czego dotyczy, a ona pokazywała mu, co należy z nim zrobić.
Josh był pełen podziwu, że tak szybko udało im się z tym wszystkim uporać, ale gdy
doszli do ostatniej koperty, jęknął.
-
To zaproszenie na przyjęcie w domu Hiltona Martina.
-
Zapisz to sobie w kalendarzu - poleciła Olivia.
-
Kiedy to dzisiaj.
-
W takim wypadku należy zadzwonić do wypożyczalni fraków.
-
Mam frak.
-
No to w czym problem?
-
Nie ma żadnego problemu - odparł, spoglądając jej w oczy. Po czym wypowiedział
słowa, na które Olivia czekała przez cztery lata. - Czy zechcesz mi towarzyszyć?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Olivia nawet nie zapytała, czy inni pracownicy Hiltona Martina także będą obecni na
przyjęciu. Nie obchodziło jej, kto ją zobaczy. To, że ona i Josh szli tam jako para, uznała za
oszałamiający sukces. Tak, wygrała, Josh wreszcie zaprosił ją na randkę. Szczerze mówiąc,
chciała, by współpracownicy zobaczyli ich razem.
-
Tak, z, największą przyjemnością pójdę z tobą na przyjęcie.
-
To dobrze, bo czułbym się okropnie, gdybyś została wieczorem sama w domu.
Spojrzała na niego.
-
Słucham?
-
Powiedziałem, że czułbym się okropnie, gdybyś została wieczorem sama w domu. To
przeze mnie odłożyłaś wyjazd, dlatego z pewnością nie masz żadnych planów na wieczór.
Zaniemówiła. Miała ochotę udusić go gołymi rękoma, bo dotknął ją do żywego. Zaraz,
przecież on nie jest niczemu winien, zmitygowała się natychmiast. To ona okazała się
kompletną idiotką, istotą pozbawioną mózgu. Jak zwykle źle zinterpretowała jego słowa. To z
powodu sposobu, w jaki na nią patrzył... Ukradkowe spojrzenia, luźne żarciki, dwuznaczne
wypowiedzi... No tak, przyjęła to za dobrą monetę i zinterpretowała tak, jak było jej
wygodnie. To żałosne, że wciąż wyczekiwała najmniejszej oznaki zainteresowania ze strony
Josha.
Skąd jej przyszło do głowy, że chciałby się z nią związać? Obiektywnie rzecz biorąc, wiele
przemawiało przeciwko takiemu scenariuszowi. Dzieliła ich na przykład duża różnica wieku.
Dla Olivii nie stanowiło to problemu, w ogóle o tym do tej pory nie myślała, ale bardziej
tradycyjny Josh na pewno miał to na uwadze. To mogło tłumaczyć, dlaczego przez cztery lata
nie zwrócił na nią uwagi. Skoro wykluczał związek ze znacznie młodszą od siebie kobietą, z
pewnością nie postrzegał Olivii jako potencjalnej partnerki.
Choć było to prawdopodobne i logiczne wytłumaczenie, Olivia dzięki temu wcale nie
poczuła się lepiej. No dobrze, Josh ma ją w nosie, jednak przynajmniej powinna pokazać mu,
ile tracił. Gdyby okazał się wyjątkowo uparty, powinna obmyślić jakąś sprytną strategię
działania. Coś, co popchnęłoby go w pożądanym kierunku. Szkoda zmarnować taką szansę na
ułożenie sobie życia. Albowiem Olivia była święcie przekonana, że Josh jest jej
przeznaczony...
Dlatego gdy jej ukochany brał prysznic, wymknęła się do swojego samochodu i wyjęła z
walizki czerwoną sukienkę bez ramiączek. Postanowiła sprawdzić, czy podoba się Joshowi,
sprowokować go do jakiejś żywszej reakcji. Obmyśliła wszystko starannie, zupełnie jakby
planowała kampanię wojenną.
Wzięła prysznic, uczesała się, zrobiła nieco mocniejszy makijaż niż zazwyczaj, włożyła
sukienkę, po czym czekała, aż Josh będzie przechodził korytarzem. Odczekała chwilkę i gdy
była już pewna, że Josh znajduje się na dole schodów, wyszła z pokoju. Miała nadzieję, że
słysząc jej kroki, Josh odwróci się w jej stronę i... zaniemówi z wrażenia.
Wszystko poszło zgodnie z planem. Josh odwrócił się. W jego oczach widać było
zdziwienie, które zaraz ustąpiło miejsca zachwytowi. Patrzył na nagie ramiona Olivii, pełny
biust, wąską talię, długie nogi i smukłe stopy w czerwonych sandałkach na wysokim obcasie.
-
O rany, Olivia, co ty zamierzasz zrobić? Przyprawić Hiltona o zawał serca?
Zaczęła schodzić ze schodów.
-
Powiedziałeś, że będą podawać koktajle, więc włożyłam sukienkę koktajlową -
wyjaśniła z udawaną niewinnością.
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
-
Nie idziemy tam - oznajmił. Dopiero po chwili zaproponował: - Może zarzucisz na
ramiona żakiet?
Uśmiechnęła się słodko i poklepała go po policzku.
-
Mam dwadzieścia pięć lat. Potrafię sama zadecydować, w co powinnam się ubrać. Nie
zamierzam wkładać żadnego żakietu - oświadczyła.
-
Twoja sprawa - stwierdził i ruszył w stronę garażu, Olivia nie zamierzała dawać za
wygraną. A swoją drogą jak to możliwe, że taki zdolny i ambitny biznesmen zachowywał się
na gruncie prywatnym jak niedoświadczony młokos? Jak mógł być taki niedomyślny? A jeśli
rzeczywiście nie był nią w najmniejszym stopniu zainteresowany? Cóż, ona zamierzała się
dobrze bawić!
Gdy wysiedli z samochodu, Olivia dotknęła ramienia Josha.
-
Czy na przyjęciu będą inni pracownicy z naszej firmy? - spytała.
Spojrzał na jej piękną twarz. Był tak pochłonięty kontemplowaniem jej urody, że dopiero
teraz zdał sobie sprawę ze zmieszania Olivii.
-
Ach tak, nie chcesz, by ktokolwiek wiedział, iż zostałaś w Georgii kilka dni dłużej, by
mi pomóc.
-
Nie chcę.
Sposób, w jaki to powiedziała, sprawił Joshowi przykrość. Jak gdyby go nienawidziła i nie
mogła znieść myśli, że ktoś zobaczy ich razem. Nie miał jej tego za złe. W końcu powiedziała
wszystkim, że wyjeżdża. Zapewne nie chciała, by pomyśleli, iż udało mu się namówić ją na
pozostanie przez dodatkowych kilka dni. W pełni to rozumiał. Natomiast całkowicie nie
rozumiał, co Olivia zamierzała osiągnąć, wkładając taką sukienkę.
Czyżby nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo go męczy? Przez cały dzień wysyłała
sprzeczne sygnały. Musiała przecież wiedzieć, że mu się podoba, a mimo to wyjeżdżała. Nie
mogli się ze sobą związać. To, co robiła, było okrutne.
Chyba że robiła to naumyślnie... Josh natychmiast odrzucił tę myśl jako zbyt narcystyczną.
Najprawdopodobniej po prostu chciała ładnie wyglądać i dobrze się bawić na przyjęciu.
Ta myśl wcale go nie pocieszała. Zacisnął szczękę.
-
Nie martw się, nie sądzę, by inni pracownicy zostali zaproszeni. To przyjęcie na cześć
kółka ogrodniczego wujka Hiltona - wyjaśnił.
-
Należysz do kółka ogrodniczego?
-
Nie żartuj, nie odróżniłbym krokusa od dziury w ziemi.
Tym razem nie roześmiała się z jego głupiego dowcipu i Josh poczuł się zawiedziony. Nie
dość, że drażniła się z nim, zakładając tę sukienkę, to jeszcze nie śmiała się z jego dowcipów!
Jak gdyby chciała mu udowodnić, że w ogóle jej na nim nie zależy.
-
To dlaczego zostałeś zaproszony? Uniósł pytająco brew.
-
Jestem członkiem rodziny.
-
Ależ tek, panie ogrodniku, ciągle zapominam, że jesteś członkiem rodziny.
Zastanawiając się nad ripostą, Josh spojrzał na uśmiechniętą twarz Liv i całkowicie
zapomniał o tym, że powinien czuć się urażony. Z pięknymi zielonymi oczami i
pomalowanymi na czerwono ustami Olivia była kobietą, która potrafiła okręcić sobie wokół
palca każdego mężczyznę. Oddałby cały swój majątek za jeden pocałunek.
Jeden pocałunek? Czy miał prawo ją pocałować?
Nie. Choć tak naprawdę nie była już jego podwładną. .. Spojrzał na jej usta, po czym
uniósł w górę wzrok i napotkał jej spojrzenie. Mógłby przysiąc, że drażni się z nim, bada, czy
zdobędzie się na odwagę...
-
Josh, Olivia. Tak mi się wydawało, że ktoś przyjechał.
Dlaczego tak stoicie? Czemu nie zadzwoniliście do drzwi?
Odwróciwszy się, Josh stanął twarzą w twarz ze swoim wujkiem. Ubrany w biały garnitur
- lubił być oryginalny - Hilton stanowił kwintesencję dżentelmena z Południa.
-
Mieliśmy pewne nieporozumienie - zaczął Josh, ale Olivia nie pozwoliła mu
dokończyć.
Podeszła bliżej, podając dłoń gospodarzowi.
-
Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko, panie Martin - powiedziała słodziutko,
całkowicie obcym Joshowi głosem. - Ale Josh mnie zaprosił. Pomagam mu zorganizować
biuro i zaproszenie mnie do pańskiego pięknego domu jest jego sposobem na odwdzięczenie
mi się.
Josh ze zdziwieniem patrzył, jak Hilton Martin, miliarder i świetny negocjator, rozpływa
się u stóp Olivii.
-
Cała przyjemność po mojej stronie. – Pocałował Olivie w dłoń.
Josh otworzył szeroko usta ze zdziwienia. Wiedział, że musi się przyzwyczaić do tego typu
zachowania, ponieważ Hilton Martin jest z całą pewnością pierwszym z długiej kolejki
mężczyzn, którzy będą dzisiejszego wieczoru adorować Olivie.
Gdy weszli do środka, wydawało się, że wszyscy stanęli w miejscu i tylko patrzyli na
Olivie. Josh naprężył mięśnie.
-
Jesteś pewna, że nie chcesz zarzucić na siebie mojej marynarki? - szepnął jej do ucha,
będąc pewien, że te wszystkie, pełne pożądania spojrzenia peszą jego zazwyczaj nieśmiałą
sekretarkę.
Uśmiechnęła się do niego kokieteryjnie.
-
Chyba żartujesz. Zobacz, jaką wywołałam reakcję. Gdybym wiedziała, że ta sukienka
jest tak atrakcyjna, włożyłabym ją na przyjęcie gwiazdkowe.
-
Czy mógłbym podać pani drinka?
-
Nie będziemy dzisiaj nic pić.
-
Josh! To przyjęcie i ja zamierzam dobrze się bawić. - Olivia uśmiechnęła się słodko do
kelnera. - Poproszę dżin z tonikiem.
-
Już podaję, proszę pani.
-
Już podaję, proszę pani - przedrzeźniał kelnera Josh.
-
Skoro zamierzasz tak się zachowywać, zostaw mnie samą. Nikt nie poprosi mnie do
tańca, jeżeli będą myśleli, że jesteśmy parą.
Josh był tak zajęty chronieniem Olivii przed spojrzeniami innych mężczyzn, iż nie
zauważył nawet, że Hilton otworzył drzwi do bawialni. Mniej więcej czterdzieścioro
elegancko ubranych gości rozmawiało w salonie. Kolejnych dwadzieścioro tańczyło w
bawialni. Hilton wynajął zespół, którego wokalistka odziana w skąpą sukienkę śpiewała
seksownie zachrypniętym głosem. Mimo to wzrok wszystkich mężczyzn zwrócony był w
stronę Olivii.
Coś mu podpowiadało, że nie należy zostawiać jej samej. Zrzucił to na karb braterskiej
opiekuńczości. Postanowił poprosić ją do tańca.
-
Zostawię cię samą, o ile wpierw ze mną zatańczysz.
-
Dobrze - zgodziła się.
Nim znaleźli się na parkiecie, seksowna wokalistka zaczęła śpiewać wolną, romantyczną
balladę. Joshowi serce zabiło mocniej. Będąc zbyt dumnym, by przyznać, że popełnił błąd,
objął Olivie w talii i wspólnie zrobili pierwszy krok.
Choć bardzo starał się skoncentrować na czymś innym, myślał jedynie o tym, jak bardzo
go podnieca. Stwierdził, że jedynym ratunkiem dla niego jest próba konwersacji.
-
Dlaczego nie włożyłaś wcześniej tej sukienki? Spojrzała na niego pytająco.
-
Byłam zbyt nieśmiała...
-
Jakoś dzisiaj nie stanowiło to dla ciebie problemu.
-
Bardzo się na przestrzeni ostatniego roku zmieniłam. Ma rację, pomyślał Josh. To
dlatego dopiero teraz zaczaj zwracać na nią uwagę. Bardzo się zmieniła. Ale to nie nastąpiło
w ciągu jednej nocy. Dojrzewała do podjęcia decyzji o wyjeździe na Florydę. To dlatego była
inna.
-
Ile miałaś lat, gdy zaczęłaś dla mnie pracować?
-
Dwadzieścia jeden - odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy.
-
Miałem wtedy trzydzieści cztery lata. Byłem taki młody i przystojny...
Słysząc to, Olivia uśmiechnęła się.
-
Pamiętam, układałeś wtedy włosy na żel, tak że sterczały we wszystkie strony i
sprawiały, że wyglądałeś jak John Travolta, którego właśnie poraził prąd.
-
Nie przypominaj mi o tym.
-
Na szczęście udało mi się wyperswadować ci tę fryzurę. Była ohydna.
-
Pewnie masz rację - zgodził się. Jego pomysł z konwersacją przyniósł zamierzony
efekt. Przestał się czuć podniecony. Zamiast tego działo się z nim coś dziwnego. Czuł się
szczęśliwy. Spędzanie czasu z Olivia nigdy nie było krępujące. Była jedną z
najsympatyczniejszych osób, jakie znał. Dlatego gdy melodia dobiegła końca, a Josh
zauważył stojącą z boku grupkę mężczyzn, która czyhała na to, by zatańczyć z Olivia,
wiedział, że nie może teraz odejść. Musiał ją przed nimi obronić. Bez względu na to czy ona
tego chciała, czy nie.
W trakcie czwartej piosenki Olivia zrozumiała, co się dzieje. Josh nie trzymał jej z dała od
innych mężczyzn, ponieważ obawiał się o jej cnotę, był najzwyczajniej w świecie zazdrosny.
Skoro sukienka i przyjęcie sprawiły, że zdał sobie sprawę z własnych uczuć, wystarczyło
jeszcze trochę go popchnąć, by wyznał, że ją lubi.
-
Czy mógłbyś mi przynieść dżin z tonikiem?
-
Masz ochotę na coś do picia?
- Olivia uśmiechnęła się do niego. Sposób, w jaki zareagował na jej prośbę, tylko
potwierdził jej domysły. Lubił ją. Do tego stopnia, że był gotów spełniać jej zachcianki.
Czekała na to przez cztery lata. Teraz zamierzała delektować się każdą chwilą.
-
Mam ochotę na drinka. Poza tym chętnie wyjdę na patio. - Uśmiechnęła się słodko. -
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
-
Oczywiście, że nie - odparł, ale rozejrzał się wokoło, czy żaden z obecnych w
pomieszczeniu mężczyzn nie przejawia zbyt dużego zainteresowania Olivia. - Ale uważam,
że powinnaś pójść ze mną poszukać kelnera.
Najchętniej podroczyłaby się z nim teraz, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Jeżeli
chciała, by wyznał, iż ją lubi, musiała dać mu ku temu powody, a nie żartować sobie z niego.
Zamiast szukać kelnera, poszli prosto do baru i tam zamówili drinki. Po czym przeszli na
dwór, gdzie było trochę zimniej, niż Olivia się spodziewała. Gdyby miała na sobie dżinsy i
bluzę, chłodne, marcowe powietrze nie przeszkadzałoby jej ani trochę, ale w leciutkiej
sukience trzęsła się z zimna.
Co gorsza, ona i Josh nie byli jedynymi, którzy wpadli na pomysł wyjścia na patio. Trzy
inne pary wpatrywały się w księżyc, który znajdował się w pełni. W takich warunkach nie
zamierzała flirtować z Joshem, więc mogli równie dobrze wejść z powrotem do środka.
-
Równie dobrze możemy wejść z powrotem do środka.
Spojrzała na niego, zmieszana faktem, że wypowiedział na głos jej myśl.
-
Co takiego powiedziałeś?
-
Powiedziałem, że równie dobrze możemy wejść z powrotem do środka.
Nie mówiłby czegoś takiego, gdyby sam nie miał nadziei na zostanie z nią sam na sam. A
jeżeli chciał pobyć z nią na osobności, to może zamierzał ją pocałować. Nie mogła przegapić
takiej okazji.
-
Podoba mi się tutaj.
Gdy tylko to powiedziała, jedna z trzech par odwróciła się i zaczęła zmierzać w stronę
drzwi do bawialni. Niestety, Olivia zadrżała z zimna.
-
Kiedy jest ci zimno.
-
Nie tak bardzo - skłamała. Ale co miała zrobić? Kolejna para weszła z powrotem do
środka. Została już tylko jedna. Jeszcze trochę i zostaną sami!
-
Weź przynajmniej moją marynarkę - zaproponował.
Postawił drinki na stole, po czym zdjął marynarkę i okrył nią jej nagie ramiona. Olivia
poczuła jego zapach.
To było tak intymne doznanie, że przez dobrych trzydzieści sekund stała bez słowa. W
tym czasie trzecia para weszła do środka.
-
Wygląda na to, że zostaliśmy sami - Josh wyszeptał nerwowo, rozglądając się dookoła
niczym w poszukiwaniu wyjścia awaryjnego.
Choć wcale tego nie chciała, Olivia się rozzłościła.
-
Czyżbyś się mnie bał? - spytała. Była urażona.
-
Ależ skąd! - Był zszokowany, że mogła tak pomyśleć.
-
Tak - powiedziała, robiąc krok do przodu. - Ty się mnie boisz.
-
Liv, nie rób tego. - Cofnął się. Zwilżyła wargi.
-
Dlaczego?
-
Bo może ci się nie spodobać rezultat.
-
Jaki rezultat? O co ci chodzi, Josh? - Uśmiechnęła się zawadiacko. Zarzuciła mu ręce
na szyję i podeszła najbliżej, jak tylko mogła, nie dotykając go. - Czyżbyś coś planował?
-
Nie.
To słowo z trudem przeszło mu przez gardło. Olivia już miała nazwać go tchórzem i dać
sobie z tym wszystkim spokój, gdy Josh objął ją nagle w talii i przyciągnął do siebie.
-
Tak naprawdę to coś planuję. - Tym razem mówił już silnym, męskim głosem. -
Planuję to - powiedział, po czym pochylił się i ją pocałował.
Olivia omal nie upadła z wrażenia, ale Josh przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Miała
trudności ze złapaniem oddechu. Gładkość jego warg. Słodycz pocałunku. I ten jego zapach...
Zarzuciła mu ręce na szyję, pogłębiając pocałunek. Ogarnęła ich namiętność. Całowali się
coraz szybciej i goręcej, ich zgłodniałe wargi rozkoszowały się swoim smakiem. W
najśmielszych snach Olivia nie sądziła, że będzie jej z Joshem tak wspaniale.
Ich życie nie będzie już dłużej takie samo. Przekroczyli wszelkie granice. Jego dłonie
gładziły wrażliwą skórę jej nagich pleców. Jej usta kochały się z jego wargami. A ponieważ
wracali wspólnie do domu, mogła być pewna, że nie skończy się na jednym pocałunku.
Josh mógł sądzić, że będzie się chciała z nim kochać, a ona wcale nie wiedziała, czy ma na
to ochotę... ale nie była też pewna, czy jej nie ma.
Przerwał delikatnie pocałunek. Przez kilka chwil, które zdawały się trwać w
nieskończoność, wpatrywali się sobie w oczy. Serce Olivii biło jak szalone. Ich rozpalone
ciała wciąż się ze sobą stykały. Widziała w jego oczach pożądanie.
Nie spodziewała się tego. Chciała jedynie, by wyznał, że ją lubi. Sądziła, że będzie miała
dostatecznie dużo czasu, by zastanowić się nad tym, czy chce się z nim kochać, zaplanować
wszystko. Nie była pewna, czy chce, by to wydarzyło się już dzisiaj. Z drugiej strony, jeżeli
nie wykorzysta dzisiaj szansy, którą otrzymała od losu, może już nie dostać następnej.
-
Myślę, że powinniśmy powoli wracać do domu -wyszeptał. - Musimy o tym
porozmawiać.
-
Chyba masz rację.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Pójdę po samochód - powiedział Josh i omal nie zostawił jej samej na patio, ale w porę
zdał sobie sprawę, że na przyjęciach u Hiltona jest kamerdyner, który zajmuje się
parkowaniem samochodów. - Przepraszam -wymamrotał, wkładając ręce do kieszeni. -
Możemy wyjść razem.
Patrzyła na niego wielkimi oczami, w których malowało się zagubienie. Tak bardzo
pragnął jej dotknąć, pocieszyć ją, uspokoić. Nie planował pocałować jej aż tak mocno i
namiętnie. Ale nie powinien już nigdy więcej ulegać pokusie. Jeżeli jeszcze raz jej dotknie,
dojdzie do prawdziwej katastrofy. Miłe złego początki...
Czekając na samochód, Josh przypomniał sobie głos Oli-vii, gdy droczyła się z nim o to,
by ją pocałował. Czy mu się zdawało, czy w jej głosie rzeczywiście pobrzmiewała
desperacja? Gdyby nie był realistą, gotów jeszcze pomyśleć, że Olivia włożyła seksowną,
czerwoną sukienkę, by go sprowokować. Nie, chyba nie była tego typu kobietą...
Ponieważ Olivia nie była w nastroju do rozmowy, a on sam pogrążył się w rozmyślaniach,
jechali więc w milczeniu. Rozważał jej wypowiedź o tym, że kupiła sukienkę w zeszłym
roku, ale była zbyt nieśmiała, by ją włożyć. A jeśli już dawno planowała go uwieść?
Ta myśl była tak absurdalna, że Josh od razu ją odrzucił. Zamiast tego próbował sobie
przypomnieć wszystkie służbowe przyjęcia gwiazdkowe, śluby współpracowników, służbowe
pikniki. Musiał przyznać, że podczas wszystkich tych imprez Olivia była jego nieodłączną
towarzyszką. Wcześniej składał to na karb jej wrodzonej nieśmiałości, ale teraz nie był już
tego taki pewien.
Może spędzała z nim czas, ponieważ chciała go lepiej poznać? Może flirtowała z nim, a
on, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy, nawet tego nie zauważył? A jeśli Olivia, tak
jak nieśmiało przypuszczał, odchodziła z pracy z powodu niespełnionej miłości do szefa?
Po dojechaniu na miejsce obydwoje wysiedli ze srebrnego audi, jak gdyby nic się nie stało.
Żadne z nich nie poruszyło tematu pocałunku, co z jednej strony denerwowało Josha, a z
drugiej bardzo mu odpowiadało. Nie był pewien, czy chce brnąć w ten układ. Tak, Olivia go
pociągała, ale to jeszcze nie powód, by pakować się w kłopoty. Na szczęście nie miało to
większego znaczenia, bo ona i tak wyjeżdżała. Wszelkie rozmowy na ten temat wydawały się
w tej sytuacji pozbawione sensu.
Pocałunek był tak namiętny, że ciało Josha wciąż drżało z pożądania. Nadal nie rozumiał,
dlaczego tak łatwo dał się ponieść emocjom.
-
Nie musimy tego robić - powiedziała Olivia, przerywając ciszę.
Josh chciał się z nią zgodzić, ale wiedział, że jeżeli nie porozmawiają, nie będzie w stanie
zmrużyć w nocy oka.
-
Myślę, że musimy. - Ruchem ręki wskazał, by przeszli do salonu. Usiadła na
jasnobrązowej kanapie, a on na krześle naprzeciwko.
W pokoju panowała cisza i choć Josh bardzo się starał, nie mógł wydobyć z siebie głosu.
Nie wiedział, o co zapytać, jak upewnić się, że jej nie skrzywdził, no i nie chciał oczywiście
wyjść na głupca.
-
W końcu nie wypiłam mojego dżinu z tonikiem -zauważyła Olivia.
-
Może teraz się napijemy - zaproponował. Nie był pewien, czy to dobry pomysł, by w
tej sytuacji pili alkohol, ale potrzebował się rozluźnić. - Masz ochotę na dżin z tonikiem, czy
może wolałabyś kieliszek wina albo brandy, czegoś, co pomoże ci zasnąć?
Olivia uniosła wzrok, by na niego spojrzeć i Josh zobaczył w jej zielonych oczach
zdziwienie.
-
Poproszę brandy.
-
Już się robi.
Josh nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Olivia zupełnie nie denerwuje się zdarzeniem, jakie
miało miejsce pół godziny temu. Być może zrobiła to dla żartu, być może chciała go jedynie
sprowokować. A on naiwnie sądził, że się w nim podkochiwała, i to od dawna... Bez sensu.
Doszedłszy do tego wniosku, odetchnął z ulgą i wręczył Olivii kieliszek brandy.
Zdecydował się usiąść obok niej na kanapie. Nie chciał, by pomyślała, iż ma do niej żal
albo jest na nią zły. To był najpiękniejszy pocałunek w jego życiu. Gdyby tak mógł trwać
wiecznie...
Josh poderwał się z kanapy.
-
Może włączę jakąś muzykę. Strasznie tu cicho.
Znalezienie pilota do wieży zabrało mu sporo czasu. Nieustannie powtarzał sobie, że nie
wolno mu skrzywdzić Olivii. Nie powinien myśleć o niej z pożądaniem, nie powinien snuć na
jej temat erotycznych fantazji.
W pokoju rozległy się dźwięki piosenki, romantycznej ballady.
-
Przepraszam cię za to. Spojrzała na niego pytająco.
-
Za co?
-
Za muzykę, nie sądziłem, że w środku jest właśnie ta płyta.
Olivia uśmiechnęła się.
-
Dlaczego przepraszasz? Uważam, że to całkiem słodkie.
Josh z trudem przełknął ślinę.
-
Nie jestem słodki, Liv. - Nie wiedział, co jeszcze powiedzieć.
-
Ależ oczywiście, ~ie jesteś - zaprzeczyła.
Była taka piękna! Miała nieskazitelną cerę, błyszczące oczy o barwie morskiej wody w
słoneczny poranek i pełne usta. Olivia zawsze chciała dla niego jak najlepiej, ale te słowa
niosły w sobie dużo głębsze znaczenie. Tej nocy wszystko było dużo bardziej osobiste, i to
mu się podobało.
Może podobało mu się nawet aż za bardzo.
Nagle Josh ponownie podniósł się z kanapy.
-
Jestem jednak bardziej zmęczony, niż sądziłem, więc chyba najlepiej zrobię, jeżeli
położę się do łóżka. Posiedź sobie jeszcze, jeżeli masz ochotę. Dolej sobie brandy. Możesz
też zmienić płytę, jeżeli ta ci nie odpowiada.
Z tymi słowy wyszedł z pokoju. Olivia siedziała w milczeniu. Co mogła powiedzieć?
Wcześniej martwiła się, że będzie chciał pójść z nią do łóżka, choć ona nie jest jeszcze na to
gotowa. Teraz dręczyło ją co innego. Josh na pewno żałuje, że ją pocałował. Podobała mu się,
była tego pewna. Niemniej jednak coś powstrzymywało go przed związaniem się z nią. Może
uważał, że różnica wieku jest zbyt duża, ale to akurat słaby argument, skoro ona już dawno
osiągnęła pełnoletność.
Może uważał, że nie ma sensu angażować się w związek, skoro ona i tak wyjeżdża. Nie
mógł przecież wiedzieć, że wystarczyło jedno jego słowo, by całkowicie zmieniła swoje
plany.
Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu. Podniosła leżącą obok słuchawkę.
-
Halo?
-
Olivia?
-
Tak.
-
Mówi Giną. - Głos po drugiej stronie słuchawki był odrobinę speszony.
Nie tylko przyszła na przyjęcie do ojca Giny w towarzystwie Josha, ale teraz odebrała
jeszcze telefon w jego domu... Nic dziwnego, że przyjaciółka czuła się zagubiona.
-
Zanim zaczniesz snuć jakiekolwiek domysły, powiem ci, że odebrałam telefon,
ponieważ Josh poszedł już się położyć, co oznacza, że nie śpimy w jednym łóżku!
Jak można się było spodziewać, Giną roześmiała się.
-
Nawet mi to do głowy nie przyszło.
-
To dobrze, ponieważ tego nie robimy. Poprosił mnie, żebym została jeszcze przez
kilka dni w Atlancie i pokazała mu, na czym polegała moja praca. Ale ponieważ w moim
mieszkaniu odłączono już prąd i gaz, Josh zaproponował, żebym przeprowadziła się na ten
czas do niego.
-
Ach tak?
-
Byliśmy dzisiaj w biurze i to samo zamierzamy zrobić jutro. Potem jadę na Florydę.
-
To dobrze.
-
Naprawdę. To wszystko. Nie ma w tym nic zdrożnego.
-
Olivia, nie musisz się przede mną tłumaczyć. Jestem twoją przyjaciółką.
Westchnęła.
-
Wiem.
-
To dlaczego to robisz?
-
Nie mam pojęcia - odparła szczerze.
-
Może dlatego, iż w głębi duszy chciałabyś, żeby coś się wydarzyło? - spytała Giną i
roześmiała się.
-
Nie sądzę. Po wydarzeniach dzisiejszego wieczoru z największą przyjemnością wsiądę
do samochodu, ruszę drogą stanową numer 75 i raz na zawsze zapomnę o twoim kuzynie.
-
To nie brzmi najlepiej... Co takiego się stało? Może chcesz o tym porozmawiać?
-
Nie ma o czym rozmawiać. Twój kuzyn jest jakiś dziwny. Nie ulega wątpliwości, że
bardzo mu się podobam. Wyjawił mi podczas tego weekendu więcej sekretów niż przez
ostatnie cztery lata.
-
Ale?
-
Ale pocałował mnie dzisiaj i teraz tego żałuje, a ja chcę po prostu znaleźć się stąd jak
najdalej.
-
Bądź twarda, Liv. - Giną starała się podtrzymać przyjaciółkę na duchu. - Wszystko się
jakoś ułoży.
-
Nie sądzę - wyznała Olivia. Na myśl o tym, że jej i Joshowi najwyraźniej nie jest dane
być razem, robiło się jej bardzo smutno. - Twój kuzyn jest naprawdę cudownym mężczyzną,
który w pełni zasługuje na to, by być szczęśliwy, ale zachowuje się tak, jak gdyby się tego
okropnie bał.
-
Być może tak właśnie jest - odparła Giną. - Nie miał łatwego życia.
-
Nie wiedziałam tego. - Olivia nie ukrywała zdziwienia. - Co takiego się stało?
-
Sądzę, że Josh tak ciężko pracuje, ponieważ jego ojciec porzucił firmę kilka lat temu.
-
Ojciec Josha pracował dla Hilton-Cooper-Martin? - Nie wiedzieć czemu jej wzrok
powędrował w kierunku niewielkiej szafki, na której obok zdjęcia Josha z wujkiem stało
oprawione w elegancką ramkę zdjęcie starszego, ciemnowłosego mężczyzny z Hiltonem
Martinem. To mógł być ojciec Josha.
-
Pracował w dziale leasingu - wyjaśniła Giną. -Dużo podróżował i zakochał się w innej
kobiecie. A ponieważ matka Josha jest siostrą mojego ojca, gdy ją zostawił, porzucił też
pracę. Byliśmy właśnie w trakcie podpisywania ważnej umowy, chodziło o trzy nowe sklepy
spożywcze - kontynuowała. - Konkurencja tylko czyhała na jakiekolwiek potknięcie z naszej
strony. W efekcie, negatywne skutki odejścia ojca Josha dało się odczuć przez kolejnych
dziesięć lat.
-
Ojej, nie wiedziałam.
-
Mój tata uważa, że Josh czuje się za to winny.
-
To dlatego czekał, aż twój tata poprosi go, by mu pomógł, zamiast samemu ubiegać
się o pracę...
-
Dokładnie tak było - skwitowała Giną. - Wygląda na to, że Josh faktycznie
opowiedział ci sporo na swój temat.
-
Wcale nie tak dużo - zaprzeczyła Olivia. Nie chciała, żeby przyjaciółka zaczęła znowu
snuć domysły.
-
Wiesz, Liv - kontynuowała Giną. - Mój tata wcale nie wymaga, by Josh tak ciężko
pracował. Najwyższy czas, żeby zrozumiał, że nie jest swoim ojcem i w związku z tym nie
musi płacić za jego błędy. Skoro opowiedział ci o tym, w jaki sposób dostał pracę, może
opowie ci też o swoim ojcu.
-
A jeśli tak się stanie, czy mu wspomnieć, że według wszystkich za dużo i za ciężko
pracuje? - Olivia nie za bardzo rozumiała, do czego zmierza kuzynka Josha.
-
Nie. - Giną zaśmiała się. - Po prostu uważam, że jeżeli opowie ci o swojej przeszłości,
będzie to znak, że naprawdę bardzo mu na tobie zależy.
-
Może masz rację.
-
Dlatego nie byłoby to najgorszym pomysłem, gdybyś postanowiła zostać tu jeszcze
kilka dni. Musisz mu dać więcej czasu, żeby zrozumiał, jak bardzo mu na tobie zależy.
-
Nie wiesz może, czy został poważnie skrzywdzony w jakimś poprzednim związku? -
chciała wiedzieć Olivia.
-
Nic mi o tym nie wiadomo. Nie za wiele wiem, o okresie, który spędził w Nowym
Jorku, ale zakładam, że gdyby ktoś złamał mu serce, opowiedziałby mi o tym. Właściwie to
Josh jest bardzo nieśmiały. Jesteś pierwszą kobietą, której opowiedział prawdę o tym, w jaki
sposób znalazł się w Hilton-Cooper-Martin.
-
Więc uważasz, że jest dla mnie nadzieja?
-
Tak, uważam, że jest nadzieja.
-
Nie byłabym tego taka pewna. - Olivia przygryzła dolną wargę.
-
Liv, nie mówiłabym ci takich rzeczy, gdybym nie była o nich przekonana. Nie tylko
lubię Josha, uważam także, że jesteś jedyną kobietą, która może go uszczęśliwić i naprawdę
cię lubię. Za nic nie chcę, by ktokolwiek cię skrzywdził. Naprawdę uważam, że jeżeli zacznie
mówić o swoim ojcu, możesz to potraktować jako znak, że naprawdę mu na tobie zależy.
W słuchawce zapanowało milczenie.
-
Olivia?
Olivia odwróciła się, by zobaczyć stojącego w drzwiach do salonu Josha.
-
Z kim rozmawiasz?
-
Z Giną - odparła.
-
Czegoś chce?
Olivia speszyła się. Właściwie nie zapytała się przyjaciółki, w jakiej sprawie dzwoni.
-
Dlaczego zadzwoniłaś? - spytała zaciekawiona.
-
Chciałam się dowiedzieć, dlaczego Josh wyszedł bez pożegnania.
Olivia powtórzyła to Joshowi, po czym przekazała mu słuchawkę.
- Cześć, Giną, to ja. Wyszliśmy z przyjęcia, ponieważ Olivia oblała się drinkiem. Nie
zauważyłaś, że miała na sobie moją marynarkę? Nie, nie śpimy razem. Została w Georgii,
żeby mi pomóc. Mam nadzieję, że potrafisz dochować tajemnicy. Nie zawiedź mojego
zaufania, dobrze?
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Po raz kolejny podróż do biura upłynęła w milczeniu. Olivia nic nie mówiła, albowiem
miała zbyt wiele rzeczy do przemyślenia.
Zrozumiała, że uczucie, które żywiła do Josha, było jedynie przelotnym zadurzeniem. To
na pewno przejdzie, z pewnością rozwieje się jak poranna mgła. Byle tylko jak najwcześniej
wyruszyć na Florydę. Okazało się, że Josh nie jest tym mężczyzną, którego wizję wykreowała
sobie w głowie, nie jest mężczyzną jej marzeń.
Jednak spędzanie czasu w jego towarzystwie było całkiem przyjemne. Musiała przyznać,
że dobrze się z nim czuła. Właściwie było nawet lepiej, niż sobie to wyobrażała. Tak, Josh
podobał jej się na tyle, że w przyszłości mogłaby go pokochać.
No i był jeszcze ten pocałunek. Na samo wspomnienie zadrżała z podniecenia. Tamtego
wieczoru ugięły się pod nią kolana. Miała przyspieszony oddech. Jeżeli Josh kocha się równie
cudownie, jak całuje, małżeństwo z nim byłoby istnym rajem na ziemi.
I to był prawdziwy powód, dla którego nie chciała opuszczać Georgii. Uważała, że głupotą
byłoby jechanie na Florydę, w momencie gdy jej znajomość z Joshem zaczynała nabierać
barw. Powinna zostać na miejscu i poczekać na dalszy rozwój sytuacji.
-
Jakie mamy plany na dzisiaj? - spytał, zapalając światło w swoim gabinecie.
-
Myślę, że powinniśmy zacząć od formularzy listów. Są ponumerowane - zaczęła
tłumaczyć, zdejmując błękitny sweterek i wieszając go na oparciu fotela. - Mam spis, bo
każdy list jest zakodowany pod jakimś numerem. Obok numerka znajduje się wyjaśnienie, w
jakiej sytuacji wysyłamy taki list.
Olivia usiadła przy swoim komputerze i chwilę później na ekranie pojawił się plik,
zawierający rodzaje listów z przypisanymi im numerami. Josh przysiadł na rogu jej biurka.
Czuła jego bliskość.
-
List numer jeden - powiedziała, kliknąwszy dwukrotnie myszą. - To standardowy list.
Przydatny w wypadku, gdy rozsyłamy podstawowe informacje do gazet w dwudziestu sześciu
miastach, w których znajdują się nasze sklepy.
-
Sądziłem, że robimy to faksem?
-
Tak, ale załączamy do tego list. Skinął głową na znak, że rozumie.
-
To bardzo profesjonalne z naszej strony.
-
Jesteś bardzo profesjonalny - stwierdziła. Nawet ubrany w dżinsy i koszulę wyglądał
jak młody biznesmen. Zawsze elegancki i ułożony, tak samo nienaganny jak podczas
pełnienia obowiązków służbowych.
Zaśmiał się.
-
Wygląda na to, że cały mój profesjonalizm jest tylko i wyłącznie twoją zasługą.
-
Na tym polegała moja praca. - Nie chciała dłużej kontynuować tego tematu. - Zamiast
omawiać teraz po kolei wszystkie listy, pomyślałam, że wydrukuję ten spis, a także po jednej
kopii każdego z listów i włożę je do specjalnego segregatora, żebyś zawsze miał je pod ręką.
-
Świetny pomysł. - Josh nie ukrywał zadowolenia. - Co teraz? - Mówił niskim głosem,
który Olivia zawsze uważała za bardzo atrakcyjny.
By skierować myśli w inną stronę, zerknęła do jego gabinetu.
-
Przenieśmy resztę dokumentów.
Niemniej jednak nie potrafiła przestać o nim myśleć. Zastanawiała się, jak. długo jego
ojciec pracował dla łłil-tona Martina i ile lat miał Josh, gdy jego ojciec odszedł z firmy.
Ciekawiło ją, jak często się widują i czy jego ojciec wyprowadził się z miasta. Intrygowało ją,
jaki był Josh w liceum, a także później na studiach i czy w jego życiu było dużo kobiet.
Gdy wszystkie dokumenty znalazły się na biurku Jo-sha, stanął przy metalowej szafce i
poinformował Olivie, których papierów potrzebuje w pierwszej kolejności. Gdy mu je podała,
włożył je do górnej szuflady.
-
Dziękuję.
Po kilku takich operacjach Olivia doszła do wniosku, że znowu dobrze się czuje w jego
towarzystwie. Bariera, wywołana wczorajszym pocałunkiem, zniknęła. Znowu byli dwójką
zwykłych ludzi.
Przeszła się po pokoju, przyglądając się rzeczom, na które wcześniej nie zwróciła uwagi.
Na szafce obok biurka stało zdjęcie Hiltona i nie znanego jej mężczyzny, a obok zdjęcie
kobiety.
-
To twoja mama, prawda? - spytała, niemal nie zdając sobie sprawy, że mówi na głos.
Spojrzał na nią.
-
Tak - potwierdził.
-
Mieszka w Atlancie?
-
Mimo trzech rozwodów udało jej się pozostać w Atlancie; mało tego, ciągle mieszka
w tym samym domu.
Olivia otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
-
Trzy rozwody?
-
Obecne małżeństwo także nie należy do najbardziej udanych.
-
Przykro mi.
-
Nie przejmuj się. Moja mama mogłaby wychodzić za mąż i rozwodzić się co roku, to
nie wpływa ujemnie na jej nastrój.
Chociaż mówił zwykłych tonem, dla Olivii było oczywiste, że sprawia mu to przykrość.
-
Czy dlatego rzadko się z nią widujesz?
-
Wręcz przeciwnie, często się z nią widuję. - Spojrzał na nią pytająco. - Dlaczego
myślałaś, że nie spotykam się z mamą?
-
Nie wiem.
-
Pewnie myślisz, że nie widzę świata poza pracą i na nic innego nie starcza mi czasu.
-
Bo taka jest prawda.
-
W pewnym stopniu.
-
No to słucham, co innego robisz? - spytała Olivia, krzyżując ramiona na piersi. - Masz
mięśnie, więc zakładam, że raz na jakiś czas musisz uprawiać sport. Grasz w tenisa albo
squasha?
Josh nie podniósł wzroku znad dokumentów, które układał w szafce.
-
Gram w golfa.
-
Od golfa nie wyrabiają się muskuły - zauważyła, ale gdy odwrócił się w jej stronę,
uśmiechając się zawadiacko, wiedziała, że żartował, a ona dała się nabrać.
Wybuchnęła śmiechem.
-
Masz specyficzne poczucie humoru.
-
Nie wiem, czy nie powinnaś cofnąć tych słów, bo w ten sposób wystawiłaś sobie nie
najlepsze świadectwo. Przecież śmiejesz się z moich dowcipów.
-
Ale wracając do mojego pytania, w jaki sposób utrzymujesz formę?
-
Pływam.
-
Och. - Była spragniona każdego szczegółu z jego życia.
-
Czasem gram w piłkę albo w baseball z przyjaciółmi. Zadowolona?
-
Och.
-
Kiedyś biegałem, ale ostatnimi czasy moje kolana nie wytrzymują takiego wysiłku,
więc musiałem porzucić tę dyscyplinę sportu.
Patrzyła na niego z podziwem.
-
A kiedy znajdujesz na to wszystko czas? Przecież całe życie spędzasz w pracy!
-
Nie mam żony, ani dzieci, więc pozostaje mi mnóstwo wolnego czasu tylko dla siebie.
- Skierował swoją uwagę z powrotem na segregowanie dokumentów. -A ty? Masz jakieś
hobby?
-
Gotuję, robię na drutach, chodzę na aerobik. Często odwiedzam mamę, ponieważ
uwielbiam wylegiwać się plackiem na plaży, a teraz czuję się, jakbym brała udział w „Randce
w ciemno".
Zaśmiał się i spytał:
-
Ty też? Skinęła głową.
-
Ja też.
-
To dlaczego tak się zachowujemy?
-
Nie wiem, wydaje mi się, że ponieważ się wczoraj pocałowaliśmy, chcemy się teraz
czegoś o sobie dowiedzieć. To chyba naturalny odruch. Lepiej się przekonać, czy
kontynuowanie znajomości jest wskazane, czy nie.
-
Nie umiałbym tego lepiej wyrazić.
-
Wydaje mi się też, że obydwoje zdajemy sobie sprawę z tego, że planuję wyjechać,
więc jesteśmy bardzo ostrożni i boimy się zaangażować. Bo jeżeli postanowilibyśmy się ze
sobą związać, ja zostałabym w Atlancie, a potem by się nam nie udało, to mielibyśmy
problem.
-
Dokładnie. - W jego głosie dało się odczuć pewną nerwowość.
Olivia uznała, że w tej sytuacji należy zmienić temat.
-
Z mamą spotykasz się regularnie?
-
Jemy razem obiad w każdą niedzielę. - Złapał się za głowę. - Dobrze, że mi
przypomniałaś. Muszę do niej zadzwonić i odwołać dzisiejsze spotkanie. - Zawahał się. -
Chyba że chciałabyś pójść ze mną do mamy?
Wiedziała, że są pewne granice, których nie wolno jej przekraczać. Josh był bardzo
zamknięty w sobie, nie mogła wchodzić z butami w jego życie.
-
Chyba wolałabym zjeść frytki i hamburgera w jakimś miłym barze.
Josh odetchnął z ulgą.
-
W takim wypadku zadzwonię do mamy.
-
A ja pójdę do siebie wydrukować te listy, o których mówiliśmy.
Po kilku minutach Josh zajrzał do jej pokoju.
-
Moja mama prosiła, bym ci podziękował w jej imieniu za to, że zgodziłaś się zostać te
kilka dni, żeby mi pomóc.
Poczuła się tą informacją mile zaskoczona. To, że Josh rozmawia na jej temat ze swoją
mamą, można chyba uznać za dobry znak...
-
Bardzo mi miło z tego powodu, ale ja najzwyczajniej w świecie nie chciałam cię
zostawiać w trudnej sytuacji.
-
Należało mi się. Nie wiem, jak mogłem nie zauważyć, że wyjeżdżasz.
-
Ciężko pracowałeś. Westchnął.
-
Wiem, ale mimo wszystko...
Wczesnym popołudniem postanowili przerwać pracę i pójść coś zjeść. Udali się do tej
samej restauracji, w której jedli poprzedniego dnia i powrócili do biura niczym dwójka
przyjaciół, co bardzo cieszyło Olivie. Okazywanie sobie, że potrafią się przyjaźnić, było
kolejnym krokiem na drodze do tego, by ich związek przerodził się w coś więcej.
-
Co teraz robimy? - spytał Josh.
-
Proponuję, żebyśmy przejrzeli te listy.
Czekały ich już tylko cztery wspólne godziny. Cztery godziny bycia razem. Chyba że uda
jej się znaleźć jakiś dobry pretekst do tego, żeby pozostać w Atlancie jeszcze jeden dzień.
-
Wiesz co, Josh, wydaje mi się, że jeżeli zatrudnisz kogoś z doświadczeniem, nie
mamy się o co martwić.
-
Tak myślisz?
-
Średnio inteligentny człowiek obdarzony w miarę rozwiniętym zmysłem organizacji
powinien sobie z tym wszystkim poradzić.
Josh zaczął iść w stronę swojego gabinetu.
-
Świetnie.
Olivia podążyła za nim.
-
Komuś takiemu jak ty potrzebna jest asystentka z minimum pięcioletnim
doświadczeniem.
-
Czy powinienem zatrudnić kogoś z doświadczeniem w reklamie? - spytał, siadając za
biurkiem.
-
Ja pracowałam jako asystentka radcy prawnego -przypomniała mu.
-
Ach tak, mówiłaś już o tym.
Przez całe popołudnie Olivia starała się nauczyć go jak najwięcej o swoich obowiązkach.
Kilkakrotnie przyłapała go na przyglądaniu się jej. Wiedziała, że tak jak ona odkrywała nowe
strony jego osobowości, tak i on dowiadywał się o niej rzeczy, z których wcześniej nie zdawał
sobie sprawy.
Nie miała pewności, że Josh podziela jej uczucia. Za to zdawała sobie sprawę, że o ile nie
będą mieli gwarancji, że są dla siebie stworzeni, nie powinni się angażować. Stawka, którą
przyszłoby im zapłacić w przypadku niepowodzenia, była zbyt wysoka.
Jechali w stronę domu Josha w milczeniu. Josh nie miał zielonego pojęcia, o czym myślała
Olivia, wiedział jedynie, że w jego własnej głowie panuje totalny chaos. W ciągu dnia Liv
kilkakrotnie podkreśliła, że dzieląca ich różnica wieku nie gra dla niej żadnej roli. Nagle nie
patrzył już na nią jak na sekretarkę, lecz jak na miłą i sympatyczną kobietę, która bardzo mu
się podobała.
Chociaż powiedziała, że jej rozmowa kwalifikacyjna jest dopiero we wtorek, a na dworze
padał rzęsisty deszcz, nie mógł poprosić jej, by została w Atlancie jeszcze jeden dzień.
-
Chcesz przebrać się w coś suchego, zanim zaczniemy szykować kolację? - spytał. Był
to jego sposób zaproponowania jej, by została dłużej, nie mówiąc tego wprost. Nie mógł jej
poprosić o dalszą pomoc. Szczególnie że chciał, by została dla niego, a nie ze względu na
zobowiązania wobec firmy.
-
Chyba powinnam już jechać - wymamrotała, przenosząc ciężar ciała z jednej hogi na
drugą.
-
Olivia, przecież pada! I to całkiem silnie - podkreślił. - Zostań przynajmniej na
kolację. Może przestanie padać. Nie ma sensu jechać podczas burzy.
Oblizała usta, zastanawiając się. Josh miał ochotę krzyczeć. Jeszcze nigdy nie był z
niczyjego powodu tak rozdarty. Coś mu szeptało, by rzucił się na kolana i błagał ją, by nie
wyjeżdżała, podczas gdy inny głos podpowiadał, że nie można wymagać od kogoś podjęcia
takiej decyzji po zaledwie dwóch dniach znajomości. Nie mógł wymagać, by zmieniła swoje
plany życiowe dla związku, który tak naprawdę nie istniał.
-
Dobrze, zostanę na kolację.
Josh odetchnął z ulgą.
-
Świetnie! Na co masz ochotę? Zabawię się dzisiaj w kucharza - oświadczył.
-
Umiesz gotować? - spytała z niedowierzaniem.
-
Tak jakby. Umiem usmażyć boczek, zrobić jajecznicę, frytki, spaghetti, jeżeli mam w
słoiczku gotowy sos, podgrzać gotową chińską potrawę i właściwie każdą mrożonkę.
-
Nie wiem, czy nie dostałabym lepszego posiłku na stacji benzynowej - zażartowała.
-
Mówisz tak, tylko ponieważ nigdy nie próbowałaś mojej jajecznicy, bekonu i frytek.
Olivia zdjęła mokry sweter.
-
No dobrze, w czym mogę pomóc?
Pracując wspólnie, szybko przygotowali posiłek. Jedząc, rozmawiali o jej pierwszych
dniach w Hilton-Coo-per-Martin. Później w salonie napili się brandy, a Josh rozpalił ogień w
kominku. Wiedział, że jeżeli Olivia siedzi na jego kanapie, pijąc alkohol, oznacza to, że nie
zamierza tej nocy nigdzie jechać.
-
Tak sobie myślę, że ponieważ moja rozmowa kwalifikacyjna jest dopiero we wtorek,
mogłabym zostać jeszcze jeden dzień i przejrzeć z tobą życiorysy i listy motywacyjne, które
dostałeś od Giny.
-
Świetny pomysł. - Jednak jego myśli dalekie były od pracy. Josh myślał jedynie o
urodzie Olivii, o tym, jak słodko się uśmiecha i jak miło się z nią rozmawia.
-
Myślę, że jestem najbardziej kompetentną osobą, by wybrać moją następczynię,
ponieważ najlepiej wiem, jakie umiejętności są wymagane na tym stanowisku.
Buzujący w kominku ogień rzucał cienie na jej policzki. Josh wsunął jej za ucho kosmyk
włosów.
-
Na pewno masz rację - zgodził się.
-
Oczywiście, że mam rację - odparta, ale jej głos nie był głośniejszy od szeptu. Ich usta
zbliżały się ku sobie.
-
Zawsze to wiedziałem.
Ich twarze znajdowały się już zaledwie w odległości kilku centymetrów.
-
Ach tak? - Zamrugała kokieteryjnie.
-
Tak.
-
Nigdy nic nie mówiłeś na ten temat. Przeczesał dłonią jej blond włosy.
-
Teraz to mówię.
Pocałował ją. W ten sposób powiedział wszystko.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Zawładnął wszystkimi jej zmysłami. Olivia rozkoszowała się smakiem jego ust, twardością
ciała i zapachem wody po goleniu. Po raz pierwszy czuła, że postępuje słusznie. Intuicja
podpowiadała jej, że prawdziwy związek z Joshem Andersonem był tysiąc razy lepszy niż
fantazjowanie na jego temat.
Pocałunek zdawał się trwać w nieskończoność. Olivia starała się zapamiętać na zawsze te
wszystkie uczucia, których nie odczuwała od czterech lat. Zarzuciła mu ręce na szyję,
przysuwając się całym ciałem jak najbliżej niego. Drżała, a z jej ust wydobywały się jęknięcia
rozkoszy.
Nie wiedzieć kiedy, znaleźli się na kanapie. Bardzo powoli, nie przerywając pocałunku,
Josh zaczął pieścić piersi Olivii. Wsunął delikatnie rękę pod bluzkę i odsunął koronkowy
materiał biustonosza.
Ciałem Olivii zawładnęło pożądanie. Z trudem oddychała i nie mogła się poruszyć. Była
spragniona jego dotyku.
Nagle Josh przerwał pocałunek i odsunął się od niej.
- Co my robimy?!
Przez kilka sekund Olivia tylko na niego patrzyła. Nie mogła wydobyć z siebie głosu, ale
po tym, jak źle zinterpretowała pierwszy pocałunek, nie mogła dopuścić do tego, by sytuacja
się powtórzyła.
-
Sam mi powiedz.
Westchnął. Usiadł na kanapie i podawszy Liv rękę, pomógł się podnieść.
-
Nie wiem i o to właśnie chodzi. Nie wiem. Dlatego nie mogliśmy pójść ani kroku
dalej.
-
Dobrze. - Olivia była zawiedziona, ale w głębi serca przeczuwała, że Josh ma rację.
Ich wzajemne uczucia uległy zmianie. W tej sytuacji nie mogła zmuszać go do czegoś, na co
nie był gotowy.
-
Nie chcę cię skrzywdzić, Liv - powiedział. - Musimy uważać. Jeżeli wdamy się w coś,
nie zastanowiwszy się nad tym uprzednio, jedno z nas może zostać zranione.
-
Powiedziałam już, że dobrze. Spojrzał jej głęboko w oczy.
-
Na pewno?
-
Oczywiście. Naprawdę, Josh, nie jestem jakąś kruchą istotą, którą byle co
wyprowadza z równowagi.
Rozejrzała się wkoło. Było za wcześnie na to, by pójść spać. Musieli zrobić coś
zwyczajnego, coś normalnego, coś, co pozwoliłoby im poczuć się z powrotem przyjaciółmi.
-
Chcesz zagrać w karty? - spytała. Westchnął.
-
Mogę zagrać. Chodźmy do innego pokoju. Przez pierwsze pół godziny Olivia miała
trudności z zapamiętaniem reguł gry i Josh równo ją ogrywał. Potem dostała dobre rozdanie,
zdobyła pięćdziesiąt punktów i stawka się wyrównała.
Obydwoje zapomnieli o pocałunku i zachowywali się jak przyjaciele.
-
Wiesz, skoro nie idziesz jutro do pracy, masz cały dzień wolny.
-
Zamierzam długo spać - powiedziała, choć ta myśl była jej całkowicie obca. Zawahała
się. - Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Spojrzał na nią znad kart, które trzymał w ręku.
-
Dlaczego?
-
Od pięciu lat pracowałam dzień w dzień. W dzień po tym, jak skończyłam dwuletnie
studium dla sekretarek, poszłam do pierwszej pracy. Później przeszłam do Hilton—Cooper—
Martin nie robiąc sobie ani jednego dnia wolnego. Niesamowite...
O jedenastej Olivia poszła do siebie. Josh został jeszcze przez chwilę na dole, by
pozamykać drzwi i po-zasuwać rolety. Gdy jakiś czas później przechodził obok jej sypialni,
poczuł narastające pożądanie. Postanowił zignorować to uczucie. Nie chciał, by jego związek
z Olivia był czysto fizyczny. Pod żadnym pozorem nie chciał jej zranić. Bez względu na to,
co mówiła, wyczuwał, że psychicznie jest kruchej natury i gdyby spróbował zbyt wiele, zbyt
szybko, mógłby ją skrzywdzić. Musiał się wpierw upewnić, że obydwoje chcą od związku
tego samego.
Co prawda, biorąc pod uwagę różnicę wieku i fakt, że zamierzała się niedługo
przeprowadzić do innego stanu, Olivia musiała być świadoma, że romans jest ich jedyną
możliwością. Nic poważnego. Jej decyzja o pozostaniu w Atlancie jeden dzień dłużej
wskazywała na to, że rozumie, iż będą posuwali się do przodu małymi krokami, co w pełni
mu odpowiadało.
Rano sam zjadł śniadanie. Sam pojechał do pracy. Tak jak robił to przez ostatnich pięć lat,
ale dzisiaj wydawało mu się to nienaturalne. Przyzwyczaił się do obecności Olivii.
W porze lunchu z nadzieją patrzył na zegar, a gdy nie pojawiła się w biurze, był
zawiedziony faktem, że będzie musiał zjeść w samotności. Tego typu uczucia były mu
całkowicie obce. Najwyraźniej miał już dosyć bycia samotnikiem i dlatego tak bardzo
potrzebował towarzystwa Olivii.
Myślał, że uporał się dawno z uczuciem osamotnienia. Nie mógł związać się z piękną
kobietą, jaką niewątpliwie była Olivia, tylko dlatego, że czuł się samotny. Jednocześnie wciąż
odczuwał smutek na myśl o Cassie.
Jej nagła śmierć spowodowała trwały uszczerbek na jego psychice. Nie zamierzał temu
zaprzeczać. Gdy Hilton zaproponował mu powrót do domu, był tym faktem niezmiernie
uradowany. Choć nigdy nikomu nie powiedział, dlaczego musiał wyjechać z Nowego Jorku,
powrót do życia na łonie rodziny dodał mu sił.
Przez następne lata uczył się na nowo żyć bez kobiety, która nadawała sens jego życiu.
Wciąż pamiętał uśmiech Cassie. Nadal nie potrafił opowiadać o tym okresie swojego życia,
ale przynajmniej nie umierał z bólu za każdym razem, gdy pomyślał o tym, jak jego
dwudziestopięcioletnia partnerka, którą kochał ponad życie, upadła któregoś dnia na chodnik i
już nigdy więcej nie odzyskała przytomności.
Ból, który odczuwał, nie pozwalał mu związać się z nikim innym. Przeżył odrzucenie
przez pierwszą kobietę, którą kochał, przeżył śmierć drugiej, ale nie poradziłby sobie ze stratą
trzeciej ukochanej. Wystarczyło popatrzeć na jego rodziców, by zrozumieć, że miłość nie
trwa wiecznie.
Ponieważ miał tendencję do angażowania się w związki, postępował bardzo ostrożnie. To
właśnie z tego powodu związek z Olivia wydawał się idealny. Wyjeżdżała. Nie było czasu na
to, by mógł się od niej uzależnić. Wiedząc, że związek jest tymczasowy, zawsze byłby
przygotowany na rozstanie. W ten sposób chroniłby swoje serce przed bólem.
Po południu Giną przyniosła kolejną stertę życiorysów i listów motywacyjnych. Wziął je
od niej, nie tłumacząc, że Olivia pomoże mu wybrać własną następczynię. Szanował to, że
Olivia nie chciała, by ktokolwiek wiedział, iż została w Atlancie kilka dni dłużej, by mu
pomóc.
Jakiś czas później Giną ponownie zapukała do jego gabinetu.
-
Jeśli jesteś gotowy, moglibyśmy przejrzeć teraz podania o pracę.
-
Jeżeli mam być szczery, nawet na nie nie spojrzałem - wyznał Josh.
-
Nie ma sprawy, przyjdę do ciebie jutro.
-
Świetnie. - Josh wrócił do pracy, ale już po kilku minutach znowu zerknął na zegar.
Próbował sobie tłumaczyć, że wcale nie ma obsesji, ż.c po prostu martwi się, czy Olivii
uda się wejść niepostrzeżenie do budynku. O czwartej trzydzieści zrobił obchód wokół piętra,
by upewnić się, że wszyscy wychodzą. Gdy był już pewien, że piętro jest puste, wrócił do
swojego gabinetu i spróbował skoncentrować się na pracy, ale bezskutecznie. O piątej
trzydzieści postanowił zobaczyć, czy wszyscy kierownicy opuścili biurowiec.
Josh wrócił do swojego gabinetu. Do przyjścia Olivii miał jeszcze godzinę. Przez cały
dzień nie udało mu się nic zrobić, więc powinien wykorzystać tę godzinę do maksimum, ale
nie był w stanie. Nie mógł nawet usiedzieć w miejscu.
Zdał sobie sprawę, że przez cały dzień nie miał z nią kontaktu. Może się rozmyśliła? Może
była już w połowie drogi na Florydę?
Gdy usłyszał dzwonek windy, wybiegi na korytarz i pochwycił Olivie w ramiona. Przytulił
ją i pocałował.
-
A to z jakiej okazji? - spytała, gdy wreszcie postawił ją z powrotem na ziemi. Ale
miała zaróżowione policzki i Josh był pewien, że pocałunek sprawił jej taką samą
przyjemność jak jemu.
-
Stęskniłem się za tobą - wyszeptał. Bez sensu. Przecież nie widzieli się zaledwie kilka
godzin.
-
Też się za tobą stęskniłam - powiedziała Olivia, idąc w stronę jego gabinetu. Przez
cztery lata nie zwracał na nią uwagi, a teraz zachowywał się tak, jak gdyby nie chciał się z nią
rozstawać nawet na kilka godzin. Musiała przyznać, że bardzo jej to odpowiadało. Nie
chciała, by to się kiedykolwiek skończyło, ponieważ...
Kochała Josha.
Tym razem naprawdę kochała jego, a nie jakiegoś wyimaginowanego mężczyznę z
własnych fantazji.
-
Na moim biurku czeka plik listów motywacyjnych - oznajmił Josh.
-
Dobrze. - Dołożyła wszelkich starań, by jej głos zabrzmiał normalnie.
Ale gdy znaleźli się w jego gabinecie, Josh usiadł na fotelu i pociągnął ją w swoją stronę,
tak że znalazła się u niego na kolanach.
-
Nie powinienem był tak za tobą tęsknić. - Pocałował ją delikatnie.
Olivia nie mogła uwierzyć, że słyszy te słowa.
-
Może zadzwonisz do tej kancelarii adwokackiej na Florydzie i powiesz, że nie
przyjeżdżasz?
-
Potrzebuję pracy, Josh. Nie mam gdzie mieszkać i muszę zarabiać, by było mnie stać
na wynajęcie czegoś. Dlatego przez pierwsze miesiące będę mieszkała z mamą i ojczymem.
-
Pomieszkaj ze mną przez kilka tygodni.
Kilka tygodni?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-
Mówisz tak, jakbyś zakładał, że to, co do siebie czujemy, wygaśnie prędzej czy
później!
Wzruszył ramionami, po czym ponownie ją żarliwie pocałował.
-
Musimy być realistami, Liv.
Podniosła się z jego kolan i odeszła od biurka. Była zawiedziona.
-
Sądziłam, że masz jakieś listy motywacyjne, które chcesz, żebym przejrzała. - Nie
wolno jej okazać mu, jak bardzo ją zranił tymi słowami! Rozumiała, że nie znają się na tyle
długo, by związać się na stałe, ale kochała go. Gdyby miała z nim zamieszkać, musiałaby
przynajmniej żyć w poczuciu, iż istnieje możliwość, że ich wzajemne uczucia się pogłębią.
Kochała go.
Ale on jej nie. I na tym polegała różnica.
Wzięła głęboki oddech.
-
Zajmijmy się szukaniem mojej następczyni.
-
Nie mam ochoty pracować. - I to mówił Josh Anderson, znany ze swojego
pracoholizmu?
-
Ale ja tak. - Skrzyżowała ramiona na piersi. - Zostałam w Atlancie, by ci pomóc.
-
Sądziłem, że zostałaś, ponieważ mnie lubisz.
-
Lubię cię. - W jej głosie słychać było pewną irytację. Lubiła go. Na tym właśnie
polegał problem. Lubiła go za bardzo. - Ale zostałam, by ci pomóc.
-
Daj spokój, Olivio -jęknął. - Jeżeli zamierzasz odwlekać wyjazd tylko tak długo, póki
będę potrzebował pomocy, nigdy nie uda się nam zgłębić tego, co do siebie czujemy.
-
Dlaczego? Czy nie jestem warta tego, by do mnie przyjechać na Florydę?
-
Dlaczego którekolwiek z nas miałoby gdzieś jechać? I dlaczego mielibyśmy się
widywać raz na jakiś czas? Gdybyś została, moglibyśmy widywać się codziennie, prawda?
-
A dlaczego miałabym rezygnować z rozmowy kwalifikacyjnej i szansy na bardzo
dobrą pracę? Dlaczego miałabym zmieniać swoje plany tylko po to, by tobie było wygodniej?
-
Tak byłoby logicznie - odparł.
-
Logicznie dla ciebie.
-
Dla ciebie też. - Nie dawał za wygraną. - W końcu jeszcze nie wyjechałaś! - zauważył.
-
Ale powinnam była to zrobić. - Mówiąc to, zdała sobie sprawę, że to prawda.
-
Wcale nie. Oboje będziemy później tego żałować, jeżeli nie będziemy się cieszyć tym,
co mamy, póki to jeszcze możliwe.
Olivia z trudem łapała oddech. Josh nie powiedział, żeby została, by ich uczucie mogło
rosnąć i przybierać na sile. Powiedział, żeby została, ponieważ powinni cieszyć się tym, co
mają, póki to możliwe. To oznaczało, że chce czegoś łatwego, nieskomplikowanego. A nie
tak wygląda miłość.
-
Łatwo ci jest prosić mnie, bym porzuciła wszystkie moje plany, żebyś ty mógł cieszyć
się tym, co masz.
Im więcej o tym myślała, tym silniejsza była jej irytacja. Josh nic nie inwestował w ich
związek. Z góry spodziewał się, że i tak im się nie uda.
Jej oczy zaszkliły się łzami.
-
Wiesz co, Josh? Nie mogę dzisiaj tego robić - wymamrotała, po czym wybiegła z jego
gabinetu. Nie była na tyle głupia, by czekać na windę. Postanowiła zbiec schodami.
-
Olivia! Poczekaj! - Usłyszała za sobą głos Josha, ale nie zatrzymała się.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Josh podbiegł do windy i nacisnął guzik. To była jego jedyna szansa, żeby dogonić Olivie.
Niestety, minęła cała minuta, zanim dźwig dotarł na górę i kiedy Josh wybiegł z budynku,
zdążył już tylko zobaczyć niebieski samochód Olivii wyjeżdżający z parkingu.
-
Hej, Josh.
Josh uśmiechnął się do kuzynki. Nie chciał, by zobaczyła, że coś jest nie tak.
-
Hej, Gino. Witaj, Hiltonie. - Miał nadzieję, że wujek i jego córka nie widzieli, jak
Olivia wybiega z płaczem z budynku. Może też nie zauważyli, że Josh pognał za nią jak
szalony...
-
Zamiast pracować dzisiaj wieczorem, może przeszedłbyś się z nami na kolację?
-
Nie mogę, mam... - Urwał w połowie zdania.
-
Masz co? - spytała natychmiast Giną, nie ukrywając ciekawości.
-
Nic - wymamrotał. Nagle poczuł się jak skończony idiota. Po raz kolejny pozwolił
kobiecie wtargnąć brutalnie w jego życie. Pozwolił, by emocje wzięły górę nad zdrowym
rozsądkiem. Ale to już ostatni raz! Od teraz będzie mądrzejszy.
-
Wiesz, Josh - zaczął Hilton. - Nie podoba mi się, że tyle pracujesz. Należysz do
rodziny. Chodź, zjedz z nami obiad.
-
Chyba że masz coś ciekawszego do roboty... - Giną spojrzała na niego pytająco.
Josh wytrzymał jej spojrzenie. Wiedział, że w ten sposób pyta się go, czy jest umówiony
na wieczór z Olivia. Był z nią umówiony, ale Olivia odwołała plany, wybiegając z pokoju.
Nie bał się zostawić jej samej w domu. Była tak wściekła, kiedy wybiegła z jego gabinetu, że
mógł się założyć, iż wzięła tylko z domu walizki, wpakowała do samochodu i już była w
drodze na Florydę.
Wziął głęboki oddech. Myśl o tym, że już więcej jej nie zobaczy, zadawała mu potworny
ból. Ale to był tylko kolejny dowód na słuszność jego postępowania. Miał poczucie
bezradności. To oznaczało, że wcześniej czy później zostałby bardzo zraniony, a tak był
przynajmniej bezpieczny.
No dobrze, nie był szczęśliwy, ale mógł mieć przynajmniej nadzieję, że ból minie.
-
Z chęcią zjem z wami kolację - podjął decyzję.
-
Wspaniale. Ja stawiam - ucieszył się Hilton. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że
Josh był w nie najlepszym stanie psychicznym. - Otworzono taki nowy lokal po drugiej
stronie miasta. Mają świetne jedzenie. Jedziesz z nami, czy wolisz pojechać swoim
samochodem? Josh?
-
Będę jechał za wami.
Spotkał się ponownie z wujkiem i Giną w lobby restauracji. Hilton Martin nie potrzebował
rezerwacji, więc od razu posadzono ich przy jednym z najlepszych stolików. Podczas posiłku
kilkakrotnie napotkał pytające spojrzenie kuzynki, ale zapewnił ją lekkim ruchem głowy, że
nie ma innego miejsca, w którym powinien się teraz znajdować. To Olivia od niego uciekła.
Nie miał powodu, by czuć się winny.
I nie czuł się winny, dopóki nie znalazł na kuchennym stole napisanego przez nią listu.
Ponieważ nie skończyli robić tego, w czym obiecała mu pomóc, postanowiła zostać jeszcze
jeden dzień.
Przeprosiła.
Josh usiadł przy kuchennym stole i oparł na rękach zmęczoną głowę. Przytłaczało go
poczucie winy. Dlaczego? Dlaczego chciał wbiec na górę i błagać Liv o przebaczenie, skoro
nie zrobił nic złego? Dlaczego Olivia sprawiała, że tracił nad sobą kontrolę?
Następnego dnia Olivia nie zadzwoniła, by potwierdzić ich spotkanie, po prostu o
odpowiedniej godzinie stanęła w drzwiach jego gabinetu.
-
Cześć. Podniósł wzrok.
-
Cześć.
-
Chciałam cię przeprosić za wczoraj.
-
Myślę, że to była w dużej mierze moja wina - powiedział ostrożnie. Miał świadomość,
że Olivia nie była typem osoby, która wybiegłaby z pokoju, nie mając ku temu bardzo
ważnego powodu.
-
Obydwoje jesteśmy winni - stwierdziła Olivia, uśmiechając się nieznacznie.
-
Może.
-
Pozwoliłam sobie użyć komputera w twojej bibliotece, żeby spisać listę spraw,
którymi się zajmowałam. - Wyjęła z tylnej kieszeni spodni dyskietkę. - Wydrukuję je tylko, a
potem możemy je wspólnie przejrzeć -zaproponowała.
-
Dobrze.
Gdy wyszła z pokoju, Josh zakrył rękoma twarz i wziął głęboki oddech. Dlaczego to
wszystko jest takie trudne?
Olivia siedziała przy swoim komputerze, starając się uspokoić przyspieszony oddech.
Niemalże odliczała minuty do chwili, kiedy będzie mogła wyjść z biura. Było jej tak wstyd...
Prawie poprosiła Josha, by został jej mężem, tylko dlatego że kilkakrotnie ją pocałował.
Jedynym wytłumaczeniem, jakie miała, było to, że naprawdę bardzo bała się zostać zraniona.
Nie chciała zmieniać planów i wprowadzać się do niego, skoro po kilku tygodniach mieliby
się rozstać. Nie mogła przystać na jego propozycję, wiedząc, że on nie chce być z nią na
zawsze, choć właśnie tego pragnęła.
Gdy drukarka skończyła drukować, Olivia wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę
gabinetu Josha. Siedział zwrócony do niej plecami i wpatrywał się w jakieś zdjęcie. Olivia
domyśliła się, że było to zdjęcie jego ojca z Hiltonem Martinem.
-
Czy to twój tata? - spytała. Obrócił się w fotelu.
-
Tak - potwierdził. - To mój tata.
-
Podobne zdjęcie stoi u ciebie w domu, prawda? - Zrobiła krok do przodu. - Jesteś do
niego bardzo podobny.
Uśmiechnął się gorzko.
-
Faktycznie jestem do niego podobny.
-
Pracował dla Hilton-Cooper-Martin?
-
Tak. - Josh skinął twierdząco głową.
-
A teraz, co robi?
Nie podniósł wzroku znad notatek, które zdążyła mu podać.
-
Mieszka w Nevadzie.
-
Dlaczego złożył wymówienie?
Na twarzy Josha malował się cień bólu.
-
Nie zrobił tego. Po prostu wyjechał, nie mówiąc nikomu ani słowa. Po jakimś czasie
wujek Hilton polecił usunąć jego nazwisko z listy płac.
-
Uważasz, że został zwolniony? To dlatego tak ciężko pracujesz? Bo nie chcesz, żeby
Hilton Martin wyrzucił cię z pracy? - dopytywała się.
Josh westchnął. Koncentrował swoją uwagę na notatkach, które dla niego sporządziła.
-
Olivio, nie przesadzaj. Mój tata zostawił nas dla innej kobiety, co nie do końca
spodobało się mojej mamie, która przy okazji jest też siostrą Hiltona Martina. Ponieważ sam
jestem jego bliskim krewnym, nie sądzę, by moje związki z kobietami mogły w jakikolwiek
sposób wpłynąć na jego opinię o mnie. On wie, że jestem rzetelnym i sumiennym
pracownikiem.
Olivia postanowiła nie drążyć dalej tego tematu. Skoro nie chciał mówić o swoim ojcu, nie
wolno jej było zmuszać go do takich zwierzeń. Nie zamierzała zabiegać o względy
mężczyzny, który jej nie chce. Zmarnowała już cztery lata, łudząc się nadzieją na idealny
związek ze swoim szefem. Wystarczy. Czas pójść do przodu.
-
Co sądzisz o notatkach? - zmieniła temat.
-
Są bardzo dobre - odparł, wyraźnie zadowolony. - Nie tylko wypisałaś wszystkie
swoje obowiązki, ale załączyłaś także wszystkie daty i terminy, których twoja następczyni
będzie musiała się trzymać w najbliższej przyszłości. - Spojrzał jej w oczy. - Dziękuję, Liv.
Naprawdę to doceniam.
-
Nie ma za co. - Olivia od razu poczuła się dużo lepiej. Josh był cudownym
mężczyzną. Teraz wiedziała o nim o wiele więcej niż dawniej. Opowiedział jej o swojej
rodzinie, o przeszłości, błędach i niepowodzeniach. Oprócz tego był niezwykle słodki i
wesoły. Z nikim tak się nie śmiała, jak właśnie w jego towarzystwie. Czy nadal go kochała?
Przez ostatnie cztery lata jej uczucie do Josha oparte było jedynie na wyobrażeniu, jakie
miała o jego osobie. Teraz poznała go naprawdę, a jej miłość stała się jeszcze silniejsza.
Olivia zdała sobie sprawę, że całkiem dużo się o Joshu dowiedziała, a z tego, co mówiła Giną,
nie należał on do osób, które łatwo się przed kimś otwierają. Opuścił go ojciec. Jego matka
wyszła za mąż cztery razy i rozwiodła się trzykrotnie. Może to dlatego Josh był sceptyczny
jeśli chodzi o miłość? Czy mogła tak po prostu wyjechać, nie dając ich związkowi ostatniej
szansy? Każdy miał prawo się bać...
Nie mogła tego zrobić. Powinna dać Joshowi przynajmniej jeszcze jeden dzień.
-
Wiesz co - zaczęła mówić powoli, podczas gdy on wciąż przerzucał jej notatki. - Jeżeli
nie masz nic przeciwko przejrzeniu tego jutro, chętnie zaprosiłabym cię teraz w ramach
przeprosin na drinka.
Podniósł wzrok.
-
Nie musisz tego robić. Przecież powiedziałem, że było w tym też dużo mojej winy.
-
W takim razie ty możesz zaprosić mnie na drinka. Uniósł pytająco brew.
-
Masz ochotę na randkę?
-
Tak.
-
Dlaczego?
-
Ponieważ ja lubię ciebie, a ty lubisz mnie. - Nie wiedziała, skąd bierze odwagę, by
wypowiedzieć takie słowa. - Potrzebujemy więcej czasu, żeby się poznać i żeby nauczyć się
ufać sobie nawzajem. Teraz rozumiem, że jesteś po prostu bardzo ostrożny, ale wczoraj
poczułam się urażona twoimi słowami.
-
To dlatego wybiegłaś?
-
Tak.
-
Poczułaś się urażona tym, że jestem pragmatyczny?
-
Dokładnie. A przecież powinnam była wiedzieć lepiej... W końcu pracowaliśmy
razem przez cztery lata. Wiem, że rzadko kiedy promieniejesz optymizmem.
-
Zamierzasz zostać jeszcze jedną noc? Przyjdziesz tu jutro, żebyśmy mogli razem
przejrzeć podania i listy motywacyjne?
-
Pod warunkiem, że uda nam się zachowywać normalnie. Są pewne granice, których
przekraczać nie należy.
-
Liv, musimy myśleć praktycznie. Nawet jeżeli pójdziemy dzisiaj na drinka, niedługo
wyjedziesz. Sama powiedziałaś, że nie chcesz tracić tej szansy. Więc nie możemy sobie
pozwolić na coś trwalszego.
-
Floryda nie jest wcale tak daleko, Josh.
Podrapał się w głowę.
-
Z mojego doświadczenia wynika, że związki na odległość dosyć szybko się rozpadają.
-
Tego nie wiesz - zaczęła Olivia, ale szybko urwała. Josh bawił się ołówkiem, stukając
nim rytmicznie o kant biurka.
-
Prawda jest taka, Liv - powiedział, patrząc jej w oczy. - Mniej się martwię odległością
niż dzielącą nas różnicą wieku. Trzynaście lat. Jestem od ciebie trzynaście lat starszy -
powtórzył.
Olivia sądziła, że tę kwestię mają już omówioną. Zmarszczyła brwi.
-
To ci przeszkadza? - spytała.
Skinął głową.
-
To niech przestanie ci przeszkadzać. Obydwoje je
steśmy dorośli. Już dawno wyrośliśmy z tego okresu, gdy
wiek gra jakąś rolę.
Uśmiechnął się.
-
Tak myślisz?
-
Jestem tego pewna! - Wreszcie Josh Anderson otworzył się przed nią, wyjawił, czym
tak naprawdę się martwi. - To nie jest tak, że ty masz lat trzydzieści, a ja jestem naiwną
siedemnastolatką. Obydwoje jesteśmy dojrzali i znajdujemy się na tym samym etapie życia.
-
Masz rację!
-
A teraz chodźmy na drinka.
-
Dobrze. - Poprowadził ją na parking. - Trochę to głupie, żebyśmy wsiedli do dwóch
różnych samochodów i pojechali do baru, a potem znowu dwoma samochodami wrócili do
domu.
-
Możemy jechać prosto do domu.
-
To ci odpowiada?
-
Oczywiście. - Najwyraźniej Josh nie wyobrażał sobie, że mógłby spędzić z nią życie, a
ona nie była zainteresowana przelotnym romansem. Jeżeli chciała go zdobyć, musiała mu
pokazać, że chociaż jest od niego o trzynaście lat młodsza, pragnie tego samego od życia.
Wzięła go pod rękę.
-
Chodźmy do domu.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobili po dojechaniu na miejsce, było zamówienie pizzy, którą
zjedli przed telewizorem. Miło i przytulnie. Potem przenieśli się na kanapę, by oglądać
popołudniowe seriale. Nim zaczęły się pierwsze mktemy, Josh już ją obejmował
Olivia spojrzała na niego kątem oka. Jeszcze nigdy nie widziała go tak zrelaksowanego.
Przesunęła się trochę bliżej niego i nim skończył się pierwszy serial, położyła rękę na jego
piersi.
W połowie drugiego odcinka ręka Josha gładziła jej łokieć, dotykając raz po raz delikatnie
piersi. Jeszcze pod koniec tego samego programu całowali się namiętnie. Ich usta wtapiały się
w siebie spragnione pieszczoty. Każdy centymetr ciała Olivii płonął z pożądania.
-
Proszę cię, zostań w Georgii jeszcze kilka tygodni - wymamrotał Josh, nie
przerywając pocałunku. – Nie chcę się z tobą rozstawać!
Choć bardzo tego pragnęła, Olivia wiedziała, że nie może zostać. Chciała związku na całe
życie, a nie na kilka tygodni!
-
Nie mogę zostać, nie mając ku temu dostatecznie dobrego powodu.
-
Myślę, że mamy dobry powód.
Spojrzała mu głęboko w oczy.
-
Czy nie możesz mi dać choć cienia nadziei, że wszystko się między nami ułoży i że
będziemy razem szczęśliwi?
Zmarszczył brwi.
-
Chcesz, żebym ci teraz powiedział, choć tak naprawdę znamy się zaledwie kilka dni,
że już zawsze będziemy razem?!
-
Nie chcę, żebyś mi powiedział, że będziemy ze sobą na zawsze, Josh! Chcę tylko
wiedzieć, że przynajmniej dasz nam szansę.
-
Może tak myślisz, ale w gruncie rzeczy prosisz mnie o deklarację. - Josh potarł dłonią
skroń. - Po trzech dniach i kilku pocałunkach zachowujesz się, jakbyś chciała, żebym poprosił
cię o rękę!
Oczy Olivii zaszkliły się łzami.
-
To nie o to chodzi!
-
A o co? Bo tylko w ten sposób mogę ci dać gwarancję.
-
Nie podnoś na mnie głosu!
-
Wcale nie podnoszę... - Urwał, zdawszy sobie sprawę, że niemal na nią krzyczy.
Dostrzegł łzy szklące się w kącikach oczu Olivii. - Proszę cię, Liv, nie płacz. - Przytulił ją.
Chciał ją pocieszyć, ale zamiast tego przycisnął swoje wargi do jej ust. Tak bardzo go
pociągała, że tracił nad sobą panowanie.
Gdy się odsunął i spojrzał jej w oczy, zobaczył, że jest w nich wypisane uczucie, którego
się nie spodziewał. Olivia go kochała. Kochała go.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Josh nie musiał wypowiadać na głos swoich myśli, sposób, w jaki się od niej odsunął,
mówił sam za siebie.
-
Olivio. Podniosła wzrok.
-
Słucham?
Josh przeczesał dłonią włosy.
-
OJivio, ty nie... My nie... - Urwał Wziąi głęboki oddech. - Będę z tobą szczery.
Rozpocząłem ten związek, ponieważ sądziłem, że jesteś zainteresowana tym samym, co ja, a
teraz widzę, że każdemu z nas chodzi o coś zupełnie innego, dlatego musimy przestać, zanim
ktoś zostanie skrzywdzony. Wszystkie moje związki rozpadały się wcześniej czy później.
Sądząc z mojego doświadczenia, mamy kilka tygodni,. może nawet miesięcy, jeżeli nam się
poszczęści, ale to wszystko.
-
Może tak było, ponieważ spotykałeś się z nieodpowiednimi osobami.
-
A może po prostu nie zostałem stworzony do życia w związku. - W jego głosie
słychać było prawdziwy smutek.
-
Nie doceniasz samego siebie. Jak w ogóle możesz mówić coś takiego? - spytała. Nie
rozumiała go. Nie miała wątpliwości, że mu się podoba na tyle, że byłby gotów pominąć
różnicę wieku, ale najwyraźniej nie podobała mu się wystarczająco... Najgorsze było jednak
to, że gdy tylko zaczynała mówić o związku na stałe, Josh zachowywał się jak małe,
przerażone dziecko.
-
Dwukrotnie miałem złamane serce. Raz z własnej winy. Za drugim razem to było
przeznaczenie, ale gdybym nie bujał w obłokach, mógłbym temu zapobiec.
-
Nie możesz patrzeć na świat przez pryzmat tego, co się kiedyś wydarzyło.
Zmarszczył brwi.
-
Mam po prostu o wszystkim zapomnieć?
Wzruszyła ramionami.
-
Nie o to chodzi. Należy wyciągać wnioski z błędów popełnionych w przeszłości, ale
nie powinny cię one paraliżować.
-
Wcale się nie boję.
-
Ja tak nie powiedziałam - zastrzegła.
-
Ale to miałaś na myśli. Ta sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana niż kwestia
mojej fryzury w stylu Johna Travolty, tym razem tak łatwo mnie nie przekonasz. Zanim
wdamy się w kłótnię, której żadne z nas nie wygra, proponuję, żebyśmy położyli się spać.
Nie czekając na jej reakcję, Josh po prostu wyszedł z pokoju, zostawiając ją sam na sam z
ponurymi myślami. Wiedząc, że i tak nie będzie jeszcze potrafiła usnąć, Olivia wzięła się za
sprzątanie kuchni. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że zachowuje się odrobinę nachalnie.
Zamieszkała w jego domu i odgrywała rolę żony, nic dziwnego, że Josh nie czuje się z tym
komfortowo. Dlatego następnego dnia rano, mimo że obudziła się mniej więcej o tej samej
porze, co on, postanowiła jeszcze nie wstawać, pozwalając mu zjeść w samotności śniadanie.
Nie może dłużej się mu narzucać!
Tego wieczoru Olivia przejrzała z Joshem dziesięć stron notatek, które sporządziła na
temat obowiązków, które wykonywała, pracując dla niego. Następnie przeszła do omówienia
życiorysów i listów motywacyjnych, dostarczonych przez Ginę. Była miła i pomocna, ale ani
razu nie przeszła na jego stronę biurka i wyraźnie unikała jego spojrzenia.
Josh nie mógł jej za to winić. To z jego powodu Olivia czuła się zagubiona i odrobinę
zraniona. Miał poczucie, że powinien ją za to przeprosić, ale nie za bardzo wiedział jak. Nie
chciał, by się w nim zakochała. Robił wszystko, by żadne z nich nie zostało zranione. Mimo
to wyglądało na to, że i tak ją skrzywdził.
-
Chyba skończyliśmy - zauważył Josh, podnosząc
się ze swojego miejsca. - To był długi dzień.
Olivia uśmiechnęła się delikatnie.
-
Tak - zgodziła się.
-
Napijesz się czegoś? Pokręciła przecząco głową.
-
Nie, dziękuję, nie dzisiaj. Jestem już zmęczona.
-
Więc nie zamierzasz jeszcze dzisiaj jechać?
-
Nie, skończyliśmy dużo później, niż planowałam.
-
Przepraszam cię, Olivio. Nie zdawałem sobie sprawy, że dochodzi dziesiąta. A my
wciąż nic nie zjedliśmy... Czy w ramach zadośćuczynienia mogę cię przynajmniej zaprosić na
kolację?
-
Pod warunkiem, że zjemy i szybko wrócimy do domu, bo naprawdę jestem zmęczona.
W jej ustach słowo dom brzmiało niezwykle... Ale nie mógł pozwolić sobie na tego typu
emocje! Kochał ojca całym sercem, lecz ten odszedł. Próbował bezgranicznej miłości jeszcze
dwukrotnie: na studiach i potem z Cassie w Nowym Jorku. Obydwa związki skończyły się.
Widział, jak jego matka zmienia mężczyzn niczym rękawiczki. Wiedział, że prawdziwa
miłość, jedna jedyna do końca życia, nie istnieje, ale nie był na tyle głupi, by sądzić, że nie
można zadowolić się mniej intensywnym uczuciem. Na pewno istniała na świecie wygodna,
sympatyczna miłość, która pozwalała ludziom brać ślub, mieć dzieci i pozostawać razem
przez długie lata.
Niestety, nie doświadczał tego uczucia wobec Olivii.
Po raz kolejny przeżywał niekontrolowane uczucie pełne namiętności, które nie mogło
trwać długo. Przy czym tym razem było dużo silniejsze niż w przeszłości. Nie mógł przestać
o niej myśleć i bał się, że jeżeli szybko czegoś z tym nie zrobi, to uczucie go spali.
-
Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – Pokłonił się nisko. - W takim wypadku
proponuję hamburgera i frytki.
-
A nie możemy zjeść w domu? Znowu to słowo. Dom...
-
Oczywiście, czemuż by nie?
Nim wrócił z posiłkiem, Olivia zdążyła nakryć do stołu w kuchni.
-
Sądziłem, że zjemy w salonie.
Zaśmiała się.
-
Przecież ty nienawidzisz jeść w salonie.
-
Skąd ci to przyszło do głowy? - zaprzeczył, dobrze wiedząc, że kłamie.
-
Nienawidzisz bałaganu. Nie znosisz zmieniać przyzwyczajeń. Lubisz robić wszystko
tak, jak powinno zostać zrobione, a to oznacza między innymi jedzenie przy kuchennym
stole. - Uśmiechnęła się do niego. - Nie zamierzam zmieniać twoich przyzwyczajeń. Nie chcę,
byś czuł się spięty we własnym domu, więc siadaj i jedzmy już.
Josh usiadł posłusznie. Nikt nie znał go tak dobrze jak Olivia. Z całego serca pragnął, by
się im udało, ale wiedział, że nie jest to możliwe. Bał się rozczarowania. Zycie dwukrotnie
pokazało mu, że na końcu tęczy znajduje się jedynie ból.
Jedli hamburgery i frytki.
-
Więc uważasz, że dziewczyna z pięcioletnim doświadczeniem w kancelarii
adwokackiej byłaby najlepsza na twoje stanowisko?
-
Hmm... - Olivia zawiesiła głos.
-
Wcześniej wypowiadałaś się o niej w bardzo entuzjastycznym tonie...
Wzruszyła ramionami.
-
Jest najlepszą kandydatką i z całą pewnością powinieneś zaprosić ją na rozmowę
kwalifikacyjną, ale mnie osobiście bardzo spodobał się ten chłopak, który jednocześnie
studiuje zaocznie.
Josh uśmiechnął się. Nie chciała, by zatrudniał na jej miejsce inną kobietę. Była zazdrosna.
W swoim życiu Josh wielokrotnie sam był zazdrosny, ale jeszcze nikt nie był nigdy zazdrosny
o niego. Podobało mu się to.
-
Obawiam się, że właśnie ze względu na studia może nie poświęcać wystarczająco
dużo uwagi pracy.
Z tymi słowami wyszedł z pokoju, zastanawiając się, czy Olivia pójdzie jego śladem. Gdy
to zrobiła, omal się nie roześmiał. Coraz lepiej się bawił.
-
Wcale nie o to ci chodzi. - Olivia skrzyżowała ramiona na piersi. - Po prostu chcesz
zatrudnić jakąś osiemnastolatkę imieniem Bambi.
-
To brzmi zachęcająco... - Uśmiechnął się. Uderzyła go lekko w brzuch.
-
Jesteś niemożliwy! - I wyszła do kuchni.
-
Hej, nie odchodź, a już na pewno nie odchodź, kiedy jesteś na mnie zła - zawołał i
wybuchnąwszy śmiechem, podążył za nią.
-
Naprawdę, Liv, czemu nie mogę zatrudnić niedoświadczonej kobiety?
-
Ależ możesz - odparła, unosząc dumnie podbródek, jak gdyby wcale jej na tym nie
zależało. - Jeżeli sam chcesz wykonywać całą pracę, to twoja sprawa.
-
Cieszę się, że tak myślisz, bo widzisz, pomyślałem, że mógłbym zatrudnić Bambi,
żeby pełniła rolę mojej osobistej asystentki, a oprócz tego także jakąś starszą i bardziej
doświadczoną kobietę, żeby pracowała. Może Hilton nie będzie miał nic przeciwko...
-
Jak możesz coś takiego mówić?!
-
A ty, jak możesz być tak naiwna, żeby w to uwierzyć? - odparł, po czym roześmiał się.
- Za kogo ty mnie masz? Przecież widziałem, jak ciężko pracowałaś. Nie zamierzam
zatrudniać kogoś, kto nie będzie mi w stanie pomóc. Chociaż imię Bambi brzmi całkiem
intrygująco...
Westchnęła ostentacyjnie.
-
Jesteś męską szowinistyczną świnią i już! - Odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.
Josh nie mógł się przestać śmiać.
-
Nie jestem szowinistą, przecież ja cały czas żartowałem!
-
Teraz to tak...
Zamierzała wbiec po schodach na piętro, gdy Josh złapał ją wpół.
-
Żartowałem - powtórzył, ale w jego głosie słychać było dziwną nutę. Stali tak blisko
siebie... Tak bardzo pragnąłby mieć ją przy sobie przez całe życie! Jaka szkoda, że nie jest to
możliwe...
-
To nie było śmieszne. - Widać było, że naprawdę sprawił jej przykrość swoimi
żartami.
-
Przepraszam. - Choć właściwie naprawdę nie pamiętał, kiedy po raz ostatni tak się
śmiał i było mu z tym dobrze. Było mu dobrze z nią...
-
Obiecujesz, że zastąpisz mnie tylko kimś odpowiedzialnym i doświadczonym?
-
Obiecuję.
-
Nie zrobisz ze mnie idiotki, zatrudniając na moje stanowisko jakąś Bambi, która nie
wie, do czego służy komputer?
Dotknął delikatnie wargami jej ust. Pocałował ją, a potem odsunął się. Robił to wbrew
sobie, ale zbyt dobrze pamiętał, jak bardzo cierpiał po tym, co stało się z Cassie.
Olivia zrobiła krok do tyłu.
-
Chyba powinnam się już położyć.
-
Zobaczymy się rano.
-* Nie sądzę. Nie wiem, czy wstanę na tyle wcześnie, żeby się z tobą zobaczyć, zanim
wyjdziesz do pracy, a pewnie wyjadę, zanim zdążysz wrócić.
Zrobiło mu się przykro, ale nie chciał jej tego okazać.
-
Mógłbym cię obudzić albo poczekać, aż wstaniesz - zaproponował.
Uśmiechnęła się, ale stanowczo pokręciła głową.
-
Nie musisz tego robić.
Josh poczuł się odrzucony. Chciał, żeby została. Naprawdę chciał, żeby została. Jednak nie
mógł jej niczego obiecać, a ona była zbyt młoda, by godzić się na tak niewiele.
-
W takim wypadku wypada nam się pożegnać.
-
Chyba tak.
-
Do widzenia, Liv.
-
Do widzenia, Josh - odparła, uśmiechając się nieznacznie. Wzięła głęboki oddech i
Josh był pewien, że chce coś dodać, ale nie zrobiła tego. Zamiast tego odwróciła się i zaczęła
wchodzić po schodach.
-
Olivio! - zawołał. Ogarnęło go przerażenie. Nie może stracić jej na zawsze!
-
Tak?
-
Ja... - Lubię cię... Kocham cię... Cokolwiek. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział
co. Nie mógł jej nic obiecać, może poza bólem, gdy się rozstaną, dlatego nie zamierzał
wygłaszać żadnej deklaracji.
Chrząknął.
-
Życzę ci szczęścia w nowej pracy.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
-
Chcę odzyskać swoją posadę.
-
Jesteś tego pewna, Olivio? - Giną podniosła się zza biurka i podeszła do przyjaciółki. -
Podjęcie decyzji o wyjeździe zajęło ci cały rok. Jesteś pewna, że chcesz ją cofnąć?
Olivia nawet się nie zawahała.
-
Tak.
-
Dobrze to przemyślałaś?
Pokręciła głową.
-
Nie ma nad czym myśleć. Twój kuzyn omal mi wczoraj nie powiedział, że mnie
kocha, ale coś go powstrzymało. Jeżeli teraz wyjadę i będę przyjeżdżać w odwiedziny raz na
miesiąc, wmówi sobie, że to nieprawda.
- Zaśmiała się. - Mogę się założyć, że gdybym wyjechała dzisiaj, wmówiłby to sobie
jeszcze przed moją pierwszą wizytą.
Giną westchnęła głośno.
-
Obawiam się, że masz rację.
-
Czy w takim wypadku dostanę z powrotem moją posadę?
-
Jesteś pewna, że tego chcesz?
-
Absolutnie.
Giną uśmiechnęła się do przyjaciółki.
-
Naprawdę chciał ci powiedzieć, że cię kocha?
-
Wiem, że w myślach przyznał sam przed sobą, jak bardzo mu na mnie zależy. Teraz
musi jedynie wypowiedzieć te słowa i wszystko się między nami ułoży.
-
Jestem po twojej stronie. - Poklepała Olivie po ramieniu. - Czy jest coś, co mogę
zrobić, żeby ułatwić ci powrót do dawnej pracy? Powiedziałaś wszystkim, że wyjeżdżasz z
powodu Josha. Teraz wróciłaś... Musimy znaleźć jakąś wymówkę.
-
Nie udało mi się na Florydzie - odparła Olivia. - Po prostu się nie udało.
-
Bez podawania żadnych konkretów - zaproponowała Giną. - Niech sami się
domyślają, że na przykład poszłaś na rozmowę kwalifikacyjną, ale nie dostałaś tej pracy.
-
Albo że ją dostałam, ale mi nie odpowiadała.
-
Lub miałaś okropnego szefa, przy którym wszystkie wady Josha zbladły.
Olivia zmarszczyła brwi.
-
Nie przesadzajmy.
-
Pozostańmy przy pierwszej wersji. Coś poszło nie tak i wróciłaś do firmy, do której
byłaś tak bardzo przywiązana.
Olivia skinęła głową.
-
W takim razie widzimy się w poniedziałek.
Gdy Josh wrócił do domu o szóstej tego wieczoru, nie bardzo wiedział, czego się
spodziewać. Olivia dotrzymała obietnicy i nie było już żadnego powodu, by pozostała w
Georgii. Powiedziała, że wyjeżdża, nawet się pożegnali. Ale wiedział, że rozmowę
kwalifikacyjną na Florydzie przełożyła na następną środę, więc teoretycznie mogłaby z nim
zostać aż do wtorku.
Zdjął płaszcz i powiesił go w szafie. Idąc w stronę kuchni, poczuł niezwykły zapach, jak
gdyby pieczeni wołowej, i jego serce zabiło mocniej. Olivia została!
-
Cześć, Josh - przywitała go, gdy wszedł do kuchni.
Miał ochotę objąć ją wpół i pocałować. Zamiast tego pozwolił oczom nacieszyć się jej
widokiem. Ubrana w obcisłe dżinsy oraz obcisły, żółty podkoszulek i z rozpuszczonymi
włosami wyglądała niezwykle pociągająco. Po prostu idealnie. Całym ciałem, wszystkimi
zmysłami pragnął się z nią kochać. Każdy centymetr jego ciała marzył o tym, by być z nią już
na zawsze. Ale na tym polegał problem. Nie mógł zatrzymać jej na zawsze. Zdawał sobie z
tego sprawę. Poza tym przerażała go siła emocji, które odczuwał, będąc w jej towarzystwie.
Prawdziwa namiętność. A on bał się znowu sparzyć.
-
Zgadnij co? Spojrzał na nią ostrożnie.
-
Co?
-
Nie wyjeżdżam.
Josh zamarł w bezruchu.
-
Nie zmieniasz pracy? Nie wyjeżdżasz z Georgii? Nie opuszczasz mojego domu?
-
Nie zmieniam pracy, nie wyjeżdżam z Georgii, ale twój dom opuszczam.
Zakaszlał, by ukryć zdenerwowanie.
-
O czym ty mówisz?
-
Rozmawiałam dzisiaj z Giną i powiedziałam, że postanowiłam jednak nie wyjeżdżać.
Powiedziała, że mogę dostać ź powrotem moją dawną posadę.
-
Ale myślałem, że nie chcesz, by ktokolwiek wiedział... - Przeczesał ręką włosy. -
Czuję się w tym wszystkim zagubiony.
Uśmiechnęła się słodko.
-
I o to właśnie chodzi. Zamierzam wyjaśnić wszystkim, że nie udało mi się na
Florydzie i pozwolić im domyślać się szczegółów. Uznają, że naprawdę musiało być tam
strasznie, skoro zdecydowałam się wrócić do ciebie.
-
Cóż za komplement.
Wskazała, by zajął miejsce przy kuchennym stole, który udekorowała stokrotkami. Z
chęcią przystał na jej propozycję. Nogi miał jak z waty. Chciał zapytać się, o co chodzi.
Dlaczego zachowuje się tak swobodnie.
Wziął do ręki widelec i przyjrzał się jedzeniu, które miał na talerzu. Pieczeń, puree
ziemniaczane, groszek z marchewką.
-
Wygląda bardzo smakowicie.
-
Dziękuję, jestem dobrą kucharką. Spojrzał na nią zdziwiony.
-
Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał.
-
Ponieważ jestem ładna? - spytała wprost, po czym uśmiechnęła się i wzięła do ust
pierwszy kęs jedzenia.
-
Tak... To znaczy nie - odparł, zmieniając w ostatniej chwili zdanie. - Chodzi mi o to,
że jesteś tak kompetentna w pracy, iż nie spodziewałem się, że możesz być równie
kompetentna w kuchni.
-
Każdy ma ukryte talenty - zauważyła, podając mu koszyk z włoskim pieczywem.
-
Sama upiekłaś chleb?
-
Nie. - Pokręciła przecząco głową. - Kupiłam w sklepie. To kolejny z moich
rozlicznych talentów. Wiem, gdzie można kupić naprawdę dobre rzeczy.
-
Nie śmiem w to wątpić.
Przez chwilę jedli w milczeniu, po czym Olivia przerwała ciszę.
-
Wiesz, Josh, że możesz myśleć o mnie inaczej,
a nie tylko jak o swojej asystentce.
Przerwał kromkę chleba na pół.
-
Wiem.
-
Ta myśl nie jest dla ciebie ani trochę krępująca?
-
chciała się upewnić.
-
Nie jest. - Nieco irytował go sposób, w jaki Oiivia z nim rozmawia. Nie był tchórzem,
po prostu realistycznie patrzył na ich związek. Nie ma nic złego w strachu przed bolesnym
rozstaniem.
-
Kiedy się wyprowadzasz?
-
Prawdopodobnie w sobotę. Giną zaproponowała, żebym trochę z nią pomieszkała.
-
Z nią i Hiltonem? - zdziwił się Josh.
-
Od dwóch lat bardzo się z twoją kuzynką przyjaźnię
-
zaśmiała się Olivia. - A twojego wujka zawsze bardzo podziwiałam. Ale pomieszkam
z nimi tylko przez jakiś czas. W przyszłym tygodniu wybieram się z Giną na poszukiwanie
mieszkania.
-
Myślałem, że nie masz pieniędzy.
-
Twój wujek tak się ucieszył, że zdecydowałam się zostać, iż zaofiarował mi dużą
podwyżkę.
Josh odłożył widelec.
-
Więc zamierzasz podpisać umowę o wynajem mieszkania?
-
Większość osób tak robi. - Uniosła ironicznie brew.
-
Nie zamierzasz ze mną zamieszkać?
Pokręciła przecząco głową, spoglądając na niego dziwnie.
-
Dlaczego miałabym to zrobić?
Wiedział, że Olivia ma prawdopodobnie rację. Tak będzie lepiej dla nich obojga. Mimo to
nie mógł się pozbyć uczucia rozgoryczenia, że nawet nie chce dać im szansy... Dlaczego?
-
Po prostu sądziłem, że w którymś momencie...
-
Zamieszkamy razem? - dokończyła za niego. Widać było, że jest poirytowana.
-
Tak - odparł. Nie miał zielonego pojęcia, co mogło ją rozzłościć.
-
Wiesz, Josh - powiedziała, odkładając widelec. -Czasem tak mnie denerwujesz, że
mam ochotę krzyczeć! Potrzebowałeś mojej pomocy, więc zostałam. Powiedziałeś, że boisz
się stałego i trwałego związku i że musimy posuwać się bardzo powoli, więc zmieniłam
wszystkie moje plany życiowe, a ty wciąż nie jesteś zadowolony. Czego ty ode mnie chcesz?!
Zadała pytanie, ale nie poczekała na odpowiedź. Zamiast tego wstała z krzesła i wybiegła z
pokoju. Przez chwilę Josh siedział bez ruchu, po czym ruszył za nią. Ale Olivia zdążyła już
zamknąć się w swoim pokoju.
Zapukał delikatnie do drzwi.
-
Olivia? Liv?
-
Po prostu odejdź.
-
Musimy o tym porozmawiać. Czy mogę wejść?
-
Nie!
-
Proszę?
-
No dobrze.
Wszedł do środka, gdy tylko otworzyła mu drzwi. Bał się, że zmieni zdanie.
-
Chcę, żebyś zrozumiała moje zachowanie, dlatego opowiem ci historię mojego życia.
Możesz jeszcze zrezygnować z pracy i pojechać na Florydę.
-
Słucham.
Josh przeniósł ciężar ciała z jednej strony na drugą.
-
Chodzi o to, że mam pecha, jeżeli chodzi o związki. Zawsze szybko się kończą.
Dlatego sam wybieram partnerki i wycofuję się., zanim sprawy zajdą za daleko. A przy tobie
tracę kontrolę...
-
Nie rozumiem.
-
Bardzo cię lubię.
Sprawiała wrażenie, jak gdyby uważała, że postradał zmysły i Josh miał świadomość, że
nie może jej za to winić.
-
I na tym polega problem? - spytała.
-
Tak bardzo cię lubię, że wiem, jak będę potwornie cierpiał, gdy odejdziesz.
-
Dlatego obrażasz mnie i sprawiasz, że czuję się zagubiona? To taki twój test
lojalności? A może chcesz, żebym odeszła już teraz, żebyś mógł zacząć wcześniej cierpieć?
-
Gdy przedstawiasz to w ten sposób, to naprawdę brzmi głupio. Ale to nie jest takie
proste... Nigdy nikt cię nie zranił? - Usiadł obok niej na łóżku.
Wzruszyła ramionami.
-
Zranił.
-
I było źle?
-
Przez trzy tygodnie nie mogłam jeść ani spać.
-
Gdy ja straciłem osobę, którą kochałem, myślałem, że oszaleję z rozpaczy.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
-
Naprawdę?
Westchnął.
-
Nigdy tego nikomu nie opowiadałem, ale chcę, żebyś zrozumiała, dlaczego się tak
zachowuję.
-
Dobrze.
-
Mój pierwszy związek na studiach był cudowny. Naprawdę myślałem, że LuAnn i ja
się pobierzemy, ale na ostatnim roku nasze ścieżki po prostu się rozeszły i taki był koniec.
-
Zraniła cię?
-
Tak, ale przede wszystkim pokazała mi, że nie najlepiej znam się na ludziach i
związkach. Długo nie chciałem zauważyć, że bardzo się od siebie różnimy emocjonalnie.
-
Prawda jest taka, Josh, że każda porażka czegoś nas uczy.
-
Masz rację - przyznał. Szkoda tylko, że nie zapamiętał lekcji, jakiej udzieliła mu
LuAnn.
-
A druga dziewczyna? - spytała Olivia.
-
Umarła.
Olivia otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
-
Och. - Nie wiedziała, co powiedzieć.
-
Miała zapalenie płuc, ale myślała, że to zwykłe przeziębienie. Odkładała wizytę u
lekarza. Zawsze byliśmy tacy zajęci. Mieliśmy tyle spraw na głowie. Jej stan zdrowia
pogarszał się, ale ona twierdziła, że niedługo jej przejdzie. Nagle któregoś dnia po prostu
upadła na ziemię, straciła przytomność i... umarła.
-
O Boże, Josh, to straszne.
-
Razem pracowaliśmy - kontynuował Josh. - Była moją szefową. - Zakrył rękoma
twarz. - Była moją szefową - powtórzył, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. - Była
genialna. Nie miała sobie równych. - Jego głos nie był głośniejszy od szeptu. - Wiedziałem,
że zbyt wiele od siebie wymaga. Wiedziałem, że była chora...
-
To nie twoja wina, nie obwiniaj się.
-
Wiem.
-
Była dostatecznie dorosła i dostatecznie mądra, by sama o siebie zadbać. Powinna
była pójść do lekarza.
-
Wiem.
-
Była twoją szefową. Nic dziwnego, że czułeś się nieswojo, mówiąc jej, co powinna
zrobić.
Skinął głową.
-
Bo tak było.
-
A zaharowywanie się na śmierć jej nie wskrzesi...
- To nie dlatego tyle pracuję. Nie jestem nienormalny.
Olivia nie wiedziała, jak ukoić jego ból.
-
Nie wiem, co powiedzieć, Josh. - Czuła się okropnie. Tak bardzo chciała z nim być, że
ani przez moment nie pomyślała, że może być jakiś powód, dla którego Josh boi się z kimś
związać. Jego brak zainteresowania zrzucała na różnicę wieku i jego pracoholizm. Nie chciała
wziąć pod uwagę, że prześladują go straszne wspomnienia.
-
Słowa i tak nic nie zmienią. - Uśmiechnął się gorzko. - Zycie jest ciężkie.
-
Masz całkowitą rację - zgodziła się, choć co ona mogła wiedzieć na ten temat. Miała
wspaniałe życie. Kochającą matkę, która ją rozpieszczała i cudownego ojczyma, który gotów
był zrobić dla niej wszystko. Jej własny ojciec zmarł, gdy miała pięć lat. Ponieważ prawie w
ogóle go nie pamiętała, nie odczuwała bólu po jego stracie.
Nagle zaczęła rozumieć, dlaczego Josh tak ciężko pracował, ale nigdy nie poprosił, by
została z nim po godzinach. I dlaczego prawie w ogóle nie zwraca! na nią uwagi. Raz już
kochał i stracił kobietę, z którą pracował.
-
Nie skończyliśmy obiadu - zauważyła, wstając z łóżka.
-
Nie jestem głodny - odparł.
-
A ja tak. - Podeszła do drzwi. Miała nadzieję, że jeżeli pójdzie do kuchni, on po
jakimś czasie podąży za nią.
Czuła się winna. Popychając go w stronę nowego związku, otworzyła rany, które jeszcze
nie zdążyły się zabliźnić. Josh musiał ponownie przeżywać ból po stracie ukochanej osoby.
Wszystko z jej winy.
Chociaż towarzyszył jej przy stole i nawet pomógł posprzątać, niewiele mówił i nie chciał
nic jeść. Coś w nim umarło, gdy zmarła jego dziewczyna. Nikt nigdy nie będzie w stanie
przywrócić tej części jego osobowości. A już na pewno nie ona. Ponieważ on sam tego nie
chce. Dosyć się już w życiu nacierpiał.
Pierwsza położyła się do łóżka, ale w nocy obudziła się i słysząc dobiegające z dołu
odgłosy, zeszła wybadać sytuację. W salonie Josh oglądał nakręcony ręczną kamerą film.
Stojąc w drzwiach, przez dwadzieścia minut oglądała śmiejącą się na ekranie piękną
brunetkę. Zdała sobie sprawę, że Josh nie przestał jej kochać. I to był prawdziwy powód, dla
którego nie był w stanie pokochać Olivii.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Gdy Olivia dotarła w poniedziałek do swojego biurka, czuła się, jak gdyby nigdy nie
odeszła z pracy. Bo w praktyce wcale tego nie zrobiła. Pracowała z Joshem niemal każdego
wieczoru podczas ubiegłego tygodnia i gdyby nie opowiedział jej o swojej byłej dziewczynie,
a ona nie uciekła z jego domu, pewnie przyszłaby do biura także w weekend.
-
Olivia! - zawołała na jej widok Doreen James.
-
Cześć, Doreen.
-
Co tutaj robisz? - Drobna i atrakcyjna Doreen przyglądała się, podczas gdy Olivia
układała na biurku swoje rzeczy.
-
Nie udało mi się na Florydzie - odparła. Bała się, jak współpracownicy zareagują na
jej powrót po tym, jak bardzo cieszyła się na wyjazd. Ponadto, odkąd opuściła jego dom, nie
rozmawiała z Joshem. Wiedziała, że czeka ją jedna z najtrudniejszych rozmów w życiu.
Gdy zdała sobie sprawę, że Josh wciąż kocha piękną kobietę śmiejącą się na ekranie
telewizora, wróciła do swojej sypialni i płakała, dopóki nie usnęła. Czuła się winna, że z jej
powodu wróciły najboleśniejsze wspomnienia jego życia.
Uznawszy, że najlepiej będzie dać mu trochę czasu, by się pozbierał, spakowała swoje
rzeczy i opuściła jego mieszkanie w piątek, gdy Josh znajdował się w pracy. Spodziewała się,
że przypomni sobie, że mówiła mu, iż zamieszka z Giną i że w końcu zadzwoni, by
dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. Wtedy będzie miała okazję przeprosić go i
wyjaśnić, że nigdy nie zamierzała go zranić.
Ale Josh nie zadzwonił. Olivia miała poczucie, że nie powinna była zostawać. Powinna
była pojechać na Florydę...
Gdy powiedziała Hiltonowi i Ginie, że zamierza powrócić do pierwotnego planu, Hilton
zaoferował, że, jeżeli pozostanie, opłaci czesne za jej studia. Zrozumiała, że nie jest to łatwy
czas dla Hilton-Cooper-Martin i firma bardzo jej potrzebuje. Zgodziła się zostać. Nie mogła
teraz zmienić decyzji.
-
Szkoda, że się nie udało - powiedziała Doreen.
-
Szkoda - zawtórowała jej Olivia. Wysiliła się na uśmiech. - Naprawdę chciałam
mieszkać bliżej mamy i ojczyma.
-
Ale okazało się, że Floryda wcale nie jest taka cudowna? - dopytywała się Doreen.
-
Nie ma drugiego takiego miejsca jak Hilton-Coo-per-Martin.
-
Nie ma, nie ma - powtórzył jej słowa Hilton Martin. Wychodząc z gabinetu Ethana
McKenzie, usłyszał końcówkę rozmowy. - Bardzo się cieszymy, że do nas wróciłaś - dodał,
podchodząc do jej biurka. Mam nadzieję, że Giną dopilnowała, by powrót był dla ciebie
opłacalny...
Olivia omal go nie ucałowała ze szczęścia. Hilton zachowywał się, jak gdyby to oni prosili
ją, by wróciła. Dzięki temu nie będzie musiała znosić plotek i ciągłych pytań.
W tej chwili otworzyły się drzwi windy i wysiadł z niej Josh, przeglądając pocztę, którą
zdążył odebrać na dole.
-
Dzień dobry, wujku Hilonie. - Zawahał się. - Olivio.
Wymówił jej imię całkowicie inaczej niż zazwyczaj.
Naładowane było emocjami, a ona aż zadrżała z wrażenia. Wszystko się zmieniło.
Pocałował ją, a ona odwzajemniła pocałunek. Omal się nie kochali. I to dwukrotnie. Poznała
jego najciemniejsze sekrety. Sekrety, którymi nie dzielił się nawet z Giną.
-
Dzień dobry, Josh.
-
No cóż, pójdę już do siebie. Mam bardzo wiele raportów do przeczytania. Josh,
gdybyś mógł do mnie wpaść i rzucić na nie okiem...
-
Będę za piętnaście minut.
-
Dziesięć.
Gdy Hilton wyszedł z pokoju, Josh zwrócił się w stronę Olivii.
-
Myślę, że najlepiej będzie, jeżeli przejrzymy kore
spondencję z zeszłego tygodnia.
Olivia zmarszczyła brwi. Przecież już to zrobili!
Widząc jej wahanie, Josh wskazał ruchem głowy na swój gabinet. Olivia zdała sobie
sprawę, że nie miał zamiaru pracować. Chciał po prostu porozmawiać z nią na osobności.
Zamarła. To była ta chwila, a ona nie wiedziała wciąż, co powiedzieć.
Zamknął za nimi drzwi swojego gabinetu.
-
Czy na pewno czujesz się z tym wszystkim równie dobrze, jak wyglądasz?
-
Oczywiście. Przecież to ja chciałam wrócić do pracy w Hilton-Cooper-Martin.
-
Nie chodzi mi o pracę, chodzi mi o nas. Rozumiem, że po tym, jak usłyszałaś o
Cassie, zmieniłaś zdanie, ale muszę wiedzieć, jak się z tym wszystkim czujesz.
-
W porządku - powiedziała. Chciała, by zrozumiał jej uczucia, jednocześnie nie budząc
po raz kolei bolesnych wspomnień. - Rozumiem, że przeszedłeś prawdziwy koszmar i że
jeszcze nie jesteś gotowy na kolejny związek. Nie jestem giupia, Josh. Nie zamierzam
zmuszać cię do czegoś, na co nie masz ochoty.
-
Gdy odeszłaś bez pożegnania, myślałem, że jesteś na mnie zła.
-
Nie jestem na ciebie zła. - Jeżeli już, była zła na samą siebie, za to, że była taka
naiwna. Choć Josh ignorował ją przez cztery lata, na pierwszą oznakę zainteresowania z jego
strony zmieniła swoje plany, a on wciąż jej nie chciał. Lubił ją, doceniał jako sekretarkę, ale
nie chciał mieć w niej kochanki, żony, czy nawet dziewczyny.
Wysiliła się na uśmiech.
-
Wszystko jest jak najbardziej w porządku.
Otworzyły się drzwi gabinetu i Doreen zajrzała do środka.
-
Josh, wrócił Hilton i chce, żebyś natychmiast do niego przyszedł.
-
Dobrze. - Uśmiechnął się do Doreen, ale gdy zamknęły się za nią drzwi, jego uśmiech
zniknął. Przez chwilę przyglądał się Liv w milczeniu. Po całym tygodniu poznawania się
nawzajem, dzielenia się tajemnicami, dobrej zabawy i romantycznych uniesień, nie mogli tak
po prostu wrócić do tego, co dawniej było między nimi. Nie mogli zachowywać się jak szef i
sekretarka, ale Josh nie za bardzo wiedział, co innego mógłby powiedzieć albo zrobić.
Więc nie zrobił nic. Nie powiedział nic, co znaczyłoby, że pogodził się ze stratą Cassie i że
jest gotowy zaangażować się w nowy związek. Nic, co dałoby Liv do zrozumienia, że nie
popełniła błędu, zakochując się w nim.
-
Cieszę się, że wróciłaś - powiedział tylko.
Z tymi słowy wyszedł z gabinetu, a Olivia zajęła się sortowaniem poczty. Bez względu na
to, jak bardzo się starała, nie mogła przestać go kochać, a musiała z nim pracować,
przynajmniej dopóki problem z Bee-Great Groceries nie zostanie rozwiązany.
Josh wrócił dopiero po lunchu.
-
Przejrzałaś poranną pocztę? - spytał, przechodząc obok jej biurka.
Skinęła głową i wziąwszy notes i długopis, podążyła za nim.
-
Z większością spraw poradziłam sobie sama.
Zamknął za nimi drzwi swojego gabinetu. Olivia jęknęła w duchu. Nie chciała odbywać z
nim prywatnych rozmów, które wymagały zamknięcia drzwi. To sprawiało, że zaczynała
zastanawiać się nad jego motywami. Może... może zmienił zdanie... Nie mogła sobie na to
pozwolić! Wzdychała do niego przez cztery lata, nie może zmarnować kolejnego roku na
podkochiwanie się w kimś, kto nie odwzajemnia jej uczucia!
-
Kilka listów wymaga twojej uwagi. - Usiadła po drugiej stronie biurka. Zajęli się
pracą.
O czwartej trzydzieści, kiedy skończyła pracę, Olivia udała się pod drzwi gabinetu Giny, z
którą przyjechała rano razem do biura. Ponieważ przyjaciółka pracowała do szóstej, Olivia
zajęła się przeglądaniem kolorowych czasopism, które leżały w poczekalni.
O szóstej pojawił się Hilton.
-
Giną ciągle pracuje? - spytał.
-
Na to wygląda.
-
No to niech kończy, umieram z głodu.
-
Ja też - wyznała.
-
Giną! - zawołał Hilton. - Chodź już! Olivia umiera z głodu. Pomyślałem, że
zabierzemy ją na owoce morza do klubu. Co ty na to?
-
Już nie mogę się doczekać. - Uśmiechnęła się.
-
Mój tata uwielbia mieć gości na kolacji - powiedziała Giną, zamykając drzwi
gabinetu.
-
Nie ma żadnej frajdy w posiadaniu pieniędzy, jeżeli nie ma się z kim nimi dzielić.
-
Otacza cię mnóstwo osób, z którymi możesz się dzielić - zauważyła Olivia
żartobliwie.
-
Chcę mieć wnuki.
-
Słyszałaś, chce mieć wnuki. - Giną wywróciła oczami. - Chce, żebym przejęła firmę.
Ciągle mu powtarzam, że nie może mieć wszystkiego, ale on mnie najzwyczajniej w świecie
nie słucha.
Gdy pojawiła się w pracy następnego dnia, Josh już na nią czekał. Ale tak jak i
poprzedniego dnia, nie było ani chwili na poważną, osobistą rozmowę. Postanowił poczekać,
aż wszyscy wyjdą i piętro opustoszeje.
O czwartej dwadzieścia pięć złapał Liv za rękę.
-
Olivio, musimy porozmawiać.
Wyprostowała się dumnie. Na twarzy miała przyklejony szeroki uśmiech.
-
Nie sądzę. Wszystko, co musiało zostać powiedziane, powiedziałeś podczas mojego
ostatniego wieczoru w twoim domu, a wczoraj potwierdziłam, że to świetnie rozumiem.
Była taka piękna. Nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy. Mógłby patrzeć na nią
godzinami. Nie chciał nawet myśleć o tym, jak cudownie byłoby być jej mężem. Móc całymi
dniami podziwiać jej urodę.
-
Myślę, że musimy porozmawiać o tym, dlaczego zostałaś w Georgii.
-
Zostałam, ponieważ tego chciałam, Josh.
-
A dlaczego tego chciałaś? Zmarszczyła czoło.
-
O co ci chodzi?
-
Czy zostałaś, dlatego że chciałaś odzyskać dawną pracę?
-
Tak - potwierdziła. - Bardzo lubię moją pracę.
-
I tylko z tego powodu zmieniłaś plany?
-
Dodatkowo Hilton Martin zaproponował, że zapłaci czesne, na które nie było mnie
stać, więc zaczynam studia - odparła. - Może po prostu powiesz wprost, o co ci chodzi.
-
Mam nadzieję, że nie zostałaś z mojego powodu.
Olivia myślała, że wybuchnie, ale udało się jej opanować emocje.
-
Josh, nie masz się czym przejmować. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie
zamierzam się na ciebie rzucać.
-
Nie chcę, żebyś czekała na coś, co się nigdy nie wydarzy.
-
Przecież nie będę siedziała i robiła na drutach w oczekiwaniu na księcia z bajki. Idę na
studia.
-
To wspaniale.
-
To dobry powód, żeby zostać, więc nie musisz się o mnie martwić, nie zamierzam na
ciebie czekać.
-
Nie chcę, żebyś w ogóle na mnie czekała.
-
Słucham?
-
Nie chcę, żebyś w ogóle na mnie czekała - powtórzył, po czym podniósł się ze
swojego miejsca po drugiej stronie biurka. - Nie chcę się zakochać. Nie chcę się ożenić. Nie
chcę tych wszystkich rzeczy, o których ty marzysz. Rozumiesz?
-
Naprawdę ich nie chcesz, czy po prostu boisz się, że znowu ktoś cię zrani?
-
Lubię cię na tyle, że nie chcę, żebyś na mnie czekała. - Nie odpowiedział na jej
pytanie.
-
Sama decyduję o tym, co robię, a czego nie. Już ci mówiłam, że nie zamierzam na
ciebie czekać.
-
Mam nadzieję, że to prawda - wyszeptał.
Olivia poczuła się, jak gdyby ktoś ją uderzył.
- Nie jesteś wcale taki niesamowity, jak myślisz, Josh! - Podniosła się gwałtownie z
krzesła. - Dziękuję, że zachowałeś się jak zadufany w sobie półgłówek. Właśnie uczyniłeś
moje życie o wiele prostszym.
Gdy wyszła, trzaskając drzwiami, Josh pochylił się ponownie nad dokumentami, nad
którymi pracował. Dobrze zrobił, wyjaśniając wszystko raz na zawsze. Nie chciał myśleć o
tępym bólu, który odczuwał w okolicach serca. Umiejscowił się tam przed pięciu laty. Poczuł
go po stracie Cassie i po odejściu ojca. Znał ten ból. Umiał sobie z nim radzić.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Wściekła na Josha, Olivia nie szła do samochodu, lecz maszerowała. Jej stopy wybijały na
chodniku równy rytm. Wymachiwała rękoma. Gdy dotarła do samochodu, wskoczyła do
środka, przekręciła kluczyk w stacyjce i odjechała z piskiem opon. Była tak zdenerwowana,
że omal nie pojechała w stronę domu Hiltona i Giny Martin, ale w porę przypomniała sobie,
że jest umówiona na obiad w pobliskiej restauracji z Savannah Grogin, dawną pra-cowniczką
Hilton-Cooper-Martin Foods.
Olivia nie miała ochoty na spotkanie. Ale Savannah była niegdyś jej przyjaciółką. Po
śmierci rodziców wyprowadziła się z Atlanty; pojechała do Marylandu sprzedać motel, który
prowadzili, i nie wróciła. Od tej pory się nie widziały. Olivia chciała się upewnić, że u
przyjaciółki wszystko w porządku.
Kelnerka zaprowadziła Olivie do stolika, przy którym siedziała rudowłosa kobieta, ale nie
wyglądała ona jak jej dawna współpracowniczka. Savannah, którą pamiętała, była przy kości i
miała krótkie włosy. Ta kobieta była szczupła i miała spadające poniżej ramion loki.
Zajęta czytaniem menu nie podniosła wzroku.
- Savannah? - Olivia spytała ostrożnie.
Oczy kobiety rozszerzyły się radośnie. Natychmiast wstała.
-
Ojej, Olivia! Jak dobrze cię widzieć!
-
Ja też bardzo się cieszę - powiedziała Olivia, gdy usiadły już przy stole. - Wspaniale
wyglądasz!
-
Wyglądam inaczej - zgodziła się z nią Savannah. - Nie sądziłam, że prowadzenie
własnego interesu wymaga tyle zaangażowania.
-
Ślicznie ci w długich włosach.
-
Trudno w to uwierzyć, ale w ten sposób łatwiej mi jest o nie dbać - odparła, podczas
gdy kelner przyniósł Olivii menu. - Tak się cieszę, że znalazłaś czas, by się ze mną spotkać.
-
Dobrze wiesz, że praca nigdy nie odgrywała zbyt ważnej roli w moim życiu. - Mówiąc
te słowa, zdała sobie sprawę, że taka jest prawda. Lubiła swoją pracę, ale to wszystko. Nie
miała większych ambicji. Pewnie dlatego Josh podał w wątpliwość, czy jej decyzja o
pozostaniu miała związek z opłaceniem przez Hiltona Martina czesnego za jej studia. Z
chęcią zarabiałaby więcej, ale wszyscy wiedzieli, że nie była typem osoby, która marzyła o
pięciu się wyżej po szczeblach kariery. Pragnęła czegoś innego od życia. To właśnie miał na
myśli Josh. Nie zamierzał jej zdenerwować. Wiedział po prostu, że możliwość zrobienia
dyplomu nie stanowiła dla niej wystarczającej motywacji. Oczywiście, mógł być milszy, ale
Josh taki już był. Przez cztery lata powinna się była przyzwyczaić do jego męskiego braku
wrażliwości.
Uśmiechnęła się do Savannah.
-
Cieszę się, że cię widzę. Myślę, że miły, relaksujący wieczór z przyjaciółką jest
dokładnie tym, czego mi dzisiaj trzeba.
Savannah zmarszczyła brwi.
-
Czy coś się stało?
-
To długa historia - odparła Olivia. - I może poczekać. Bardziej interesuje mnie, co u
ciebie słychać. Co takiego sprawiło, że postanowiłaś zostać w stanie Marylandzie?
-
Sama nie wiem. Myślę, że zrobiłam to, ponieważ byłam zagubiona, ale mimo to cieszę
się, że podjęłam tę decyzję. Dobrze mi idzie, a poza tym prowadzenie motelu sprawia, że
czuję się bardziej związana z rodzicami. Pozwoliło mi to pogodzić się z ich śmiercią.
Olivia poklepała dłoń przyjaciółki.
-
To dobrze.
-
Wiem - westchnęła. - Tylko że teraz, kiedy już się ustatkowałam, zaczynam marzyć o
dziecku.
-
Dziecko? Ojej, Savannah, to cudowne! Nie wiedziałam, że się z kimś spotykasz.
-
Bo z nikim się nie spotykam - odparła. - Widzisz... zrobiłam coś nietypowego.
-
Jak bardzo nietypowego?
Savannah unikała jej spojrzenia, bawiąc się sztućcami. .- Mój brat pracuje w banku
spermy, a ponieważ w moim życiu nie było nikogo wyjątkowego...
-
Myślisz o sztucznym zapłodnieniu?
-
Już załatwiłam formalności i...
-
To wspaniale!
-
Nie uważasz mnie za idiotkę?
-
Oczywiście, że nie - zapewniła. - Dawcy są zawsze bardzo dokładnie badani. W
klinikach są bardzo ostrożni... Poza tym powiedziałaś, że marzysz o dziecku.
-
Bo tak jest - potwierdziła Savannah.
-
Uważam, że powinnaś to zrobić!
-
Naprawdę? - Oczy rudowłosej kobiety błyszczały radośnie.
-
Z całą pewnością - potwierdziła Olivia. - Spełniasz swoje marzenia. Żyjesz zgodnie z
własnym pomysłem na życie, a nie zgodnie z tym, co sądzą inni. Bierzesz sprawy w swoje
ręce, a nie biernie czekasz na to, co przyniesie los.
Olivia zdała sobie sprawę z wagi własnych słów. Pójście na studia było dobrym
postanowieniem, ale nie było jej pomysłem, lecz Hiltona Martina.
-
Masz rację - uśmiechnęła się Savannah. - Tak jak i ty. Gina powiedziała mi dzisiaj, że
zamierzałaś odejść z Hilton-Cooper-Martin, ale jej ojciec zaproponował ci, że sfinansuje
twoje studia i zdecydowałaś się zostać w firmie.
-
To prawda. - Przynajmniej nikt nie sądził, że zdecydowała się zostać z powodu Josha.
-
Wygląda na to, że obydwie znalazłyśmy nową drogę w życiu.
-
Dokładnie tak. - Ale patrząc na Savannah, wiedziała, że nie jest równie szczęśliwa jak
przyjaciółka. Savannah promieniała wewnętrznym szczęściem. Przeprowadziła się z
ruchliwej Atlanty do niewielkiego Thurmont w stanie Maryland. Była posiadaczką własnego
interesu. Ustatkowała się. Niedługo miała zostać matką. I było jej z tym dobrze. Na jej
policzkach widniały rumieńce zadowolenia, a oczy błyszczały radośnie. Dyplom
uniwersytecki nie działał w ten sposób na Olivie.
Gdy następnego dnia Josh pojawił się w pracy, Olivie ogarnęła kolejna fala smutku. W
ciemnym garniturze, jasnej koszuli i błękitnym krawacie wyglądał cudownie. Świadomość, że
nigdy więcej nie będzie jej dane się do niego przytulić, była zbyt bolesna...
Olivia zdała sobie sprawę, że nie będzie w stanie patrzeć codziennie na niego, mając w
pamięci fakt, że jej nie chciał. Nie chciał spędzać z nią nocy, nie chciał budzić się obok niej
każdego poranka, nie chciał mieć z nią dzieci.
Może i była naiwna, ale nie była głupia. Kochała Jo-sha Andersona, ale on nie
odwzajemniał jej miłości. Spędzanie z nim ośmiu godzin dziennie, pięć dni w tygodniu,
byłoby istną torturą.
Nie mogła się na to zdobyć.
-
Mam nadzieję, że wiesz, jaka będzie reszta twojego życia.
Josh uniósł głowę, by zobaczyć stojącego w drzwiach gabinetu Hiltona Martina. Zdał sobie
sprawę, że musi już być późno, ponieważ w pokoju panował półmrok.
-
Jeżeli chodzi ci o to, że zbyt ciężko pracuję, śmiem przypomnieć, że to ty zlecasz mi te
wszystkie zadania. - Josh przeciągnął się.
-
To dlatego spędzasz w biurze całe dnie? - spytał Hilton.
W jego głosie dało się wyczuć dziwny ton. Josh przyglądał się wujkowi z uwagą, nie
rozumiejąc, do czego zmierza.
-
Tak.
-
Nie sądzę. - Hilton usiadł po drugiej stronie biurka. Na krześle Olivii. - Myślę, że
spędzasz w pracy tyle czasu, ponieważ unikasz życia.
Josh zaśmiał się nerwowo.
-
I kto to mówi.
-
Dokładnie. - Hilton patrzył siostrzeńcowi prosto w oczy. - Przyjrzyj mi się.
-
Posłuchaj, wujku, nie za bardzo rozumiem, o co ci chodzi. Jest zbyt późno, żeby
owijać w bawełnę, więc może powiesz wprost, z czym do mnie przyszedłeś.
-
Dobrze. Olivia odeszła dzisiaj z pracy. Jest już w drodze na Florydę.
-
Och. - Josh poczuł się, jak gdyby ktoś uderzył go obuchem w głowę.
-
O czwartej trzydzieści przyszła do mojego gabinetu i powiedziała, że chce
porozmawiać ze mną i Giną. Powiedziała, że musi odejść z pracy. Giną pojechała z nią do
domu pomóc załadować rzeczy do samochodu. Wróciła kilkanaście minut temu i oznajmiła,
że Olivia jest już w drodze. Nie zamierzała czekać do rana.
-
Nie ma jej? - Wiedział, że dyplom uniwersytecki jest tym, o czym marzyła, nie mógł
więc uwierzyć, że rezygnuje z czegoś takiego. Myślał, że zostanie w Atlancie. Miał nadzieję,
że będzie mógł patrzeć, jak Olivia spełnia swoje marzenia.
-
Nie ma i szczerze mówiąc, mam ochotę cię uderzyć.
-
Mnie? - Josh nie ukrywał zaskoczenia. - Przecież to nie ja wyjechałem, to Olivia.
Hilton uniósł ręce.
-
A ty musisz pojechać za nią!
Josh nie zareagował. Świadomość, że Olivia odeszła, była zbyt bolesna.
-
Wujku Hiltonie, jej już nie ma... Sam mówiłeś, że od kilku tygodni wiedzieliście, że
będziecie musieli ją kimś zastąpić. Dlaczego miałbym szaleć po autostradzie, by ją dogonić?
-
Bo ją kochasz. A jeżeli szybko czegoś nie zrobisz, nie będzie cię już chciała.
-
Wcale jej nie kocham - zaprzeczył Josh. Od kilku dni próbował to sobie wmówić.
-
Ależ oczywiście, że tak. Wiem, że wciąż myślisz, iż kochasz Cassie, ale minęło już
pięć lat i chociaż nie wątpię, że nadal myśl o jej śmierci napawa cię smutkiem, już jej nie
kochasz. Krok po kroku pozwoliłeś Olivii stać się częścią twojego życia. Dlatego dokładałem
wszelkich starań, by nie pojechała zamieszkać z matką. Ofiarowałem jej nawet tysiące
dolarów w postaci czesnego na studiach, ponieważ chciałem, by była tutaj, gdy wreszcie
zdasz sobie sprawę z tego, jak bardzo ją kochasz.
-
Nie sądziłem, że wiesz o Cassie - wyszeptał.
Hilton uśmiechnął się ciepło.
-
Gdy twoja mama powiedziała mi, że jesteś nieszczęśliwy w Nowym Jorku, chociaż
przez lata głosiłeś wszem i wobec, że to najwspanialsze miasto na świecie, postanowiłem
dowiedzieć się, co takiego się wydarzyło. Wykonałem kilka telefonów, ale z nikim nie
podzieliłem się tym, czego się dowiedziałem. Po prostu poprosiłem cię, byś wrócił do domu
pracować dla mnie.
Josh bawił się ołówkiem.
-
Skoro wiesz wszystko, powinieneś też wiedzieć, jak się czuję. Dobrze wiesz, jak to
jest stracić kogoś, kogo się kocha - powiedział, mając na myśli swoją ciotkę, Ra-yanne, żonę
Hiltona, która zmarła, gdy Giną była jeszcze mała. - Ty także nie poradziłeś sobie ze śmiercią
żony.
-
Zycie każdego człowieka jest albo dobrym przykładem, albo straszliwym
ostrzeżeniem. - Hilton pokręcił smutno głową. - Nie wolno ci zniszczyć swojego życia, tak
jak ja to zrobiłem.
-
O czym ty mówisz? Masz wspaniałe życie - sprzeciwił się Josh.
-
Rzeczywiście, cudowne... Muszę przekupywać ludzi, by zjedli ze mną kolację. Należę
do kółka ogrodniczego, żeby mieć kogo zaprosić na przyjęcie. Unieszczęś-liwiam własną
córkę, dając jej wszystko, czego zapragnie, żeby tylko nie potrzebowała w swoim życiu
nikogo innego. Jestem starym, samotnym człowiekiem. - Wziął głęboki oddech. - I jeżeli
szybko czegoś nie zrobisz, za kilkanaście lat też taki będziesz.
-
Chcesz, żebym pojechał za Olivia, bo inaczej będę się nudził w życiu? - Josh otworzył
szeroko oczy ze zdziwienia.
-
Nie - odparł Hilton, wstając z krzesła. - Chcę, żebyś pojechał za Olivia, ponieważ
tylko ona potrafiła sprawić, by twoje oczy błyszczały radośnie. Powinieneś za nią pojechać,
ponieważ ona cię uwielbia i ponieważ jeżeli tego nie zrobisz, będziesz tego żałował do końca
życia. Któregoś dnia wyjdzie za mąż za kogoś innego. Uszczęśliwi go, rodząc mu śliczne
dzieci. Będziesz w stanie się z tym pogodzić?
Przeszedł do drzwi, po czym odwrócił się raz jeszcze w stronę Josha.
- Wiem, jak ciężko jest pogodzić się ze stratą kogoś, kogo się kochało. Wiem, jak ciężko
jest znowu zaufać. Nie chodzi mi tutaj o zaufanie Olivii, lecz o zaufanie losowi. Gdy ktoś,
kogo się kochało, umrze, bardzo trudno jest z powrotem zawierzyć życiu, że znowu nie
odbierze ci tego, co dla ciebie najcenniejsze. Ale jeżeli tego nie zrobisz, obudzisz się któregoś
dnia rano i zdasz sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteś samotny. Tylko że wtedy będzie już
za późno. Nie będziesz miał dzieci. Nie będziesz miał nawet psa. I co gorsza, nie będzie w
twoim życiu miłości. Nie dostaniesz drugiej szansy. A już na pewno nie z kimś tak pięknym i
mądrym jak Olivia. Zostaniesz sam. A to oznacza, że przegrasz swoje życie. Zastanów się nad
tym, Josh.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Po rozmowie z Hiltonem Josh nie mógł się już skoncentrować na pracy. Tłumaczył to
sobie zmęczeniem, więc pojechał do domu. Ale gdy wszedł do przedpokoju i poczuł unoszący
się w powietrzu delikatny zapach perfum Olivii, wiedział, że tak naprawdę nie chodzi o
zmęczenie.
Umierał w środku. Kochał Olivie. Kochał ją bardziej, niż kiedykolwiek kochał Cassie, ale
to tylko sprawiało, że lęk przed jej utratą był silniejszy. Pogodzenie się ze stratą Cassie zajęło
mu pięć lat. Gdyby Olivia umarła, chyba by tego nie przeżył.
Zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku, po czym przeszukał kuchenne szafki w
poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ale nic nie znalazł. Zajrzawszy do lodówki, zdał sobie
sprawę, że nie ma nawet jajek. Nie miał nic do jedzenia. Jeżeli nie znajdzie w sobie
dostatecznie dużo sił, by pójść po zakupy, umrze z głodu.
Wtedy zobaczył pieczeń sprzed kilku dni. Jego ręka zawahała się nad pojemnikiem z
mięsem, ale powiedział sobie, że nie ma co wydziwiać. To tylko pieczeń, a nie żaden znak.
Wyjął mięso i podgrzał je w kuchence mikrofalowej z resztką ziemniaków, po czym usiadł
przy stole z talerzem i gazetą. Przez pięć minut próbował przekonać samego siebie, że może
normalnie jeść i czytać gazetę, jak gdyby nic się nie wydarzyło, ale to było silniejsze od
niego.
Schował twarz w dłoniach. Tęsknił za Liv. Tęsknił za nią wręcz niewyobrażalnie.
Rozumiał słowa Hiltona. Samotność była wpisana w resztę jego życia. Jeżeli szybko czegoś
nie zrobi, już na zawsze będzie sam. Ale tak bardzo bał się zaufać losowi, tak bardzo bał się,
że znowu zostanie skrzywdzony, że nie potrafił wykonać jakiegokolwiek ruchu, by ją
odzyskać. A nawet gdyby się na to zdobył, nie byłby w stosunku do niej szczery, bo już nigdy
nie będzie w stanie kochać kogoś bez żadnych ograniczeń. A Olivia tylko na taką miłość
zasługiwała.
Poszedł do łóżka z najnowszym raportem na temat wydajności. Gdy się rano obudził,
raport leżał otwarty obok niego. W głębi duszy wiedział, że to żałosne, ale nie chciał się do
tego przyznać.
Biorąc prysznic, usilnie koncentrował się na myśleniu o danych, które studiował
poprzedniego dnia. Dzięki temu udało mu się zejść na dół, nie myśląc o Olivii.
Właśnie pokonywał ostatni schodek, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Josh nie miał
zielonego pojęcia, kto mógłby go odwiedzić w czwartkowy poranek. Gdy otworzył drzwi,
ujrzał stojącą na progu Ginę.
-
Dzień dobry.
-
Dzień dobry. - Josh nie ukrywał zdziwienia. Jeżeli chciała się z nim zobaczyć,
wystarczyło poczekać godzinę i spotkaliby się w biurze. Nie musiała do niego przyjeżdżać.
Ale zanim Josh mógł zadać pytanie, zza pleców Giny wysunęła się mała, sześcioletnia
dziewczynka w stroju harcerki. Miała blond włosy i chociaż jej oczy miały trochę inny odcień
zieleni, nie ulegało wątpliwości, że tak właśnie będzie wyglądać córeczka Olivii.
-
To Renee. Jest harcerką i sprzedaje ciasteczka. Dochód z akcji jest przekazywany na
cele charytatywne. Mój tata nalegał, żebym ją do ciebie przywiozła. Powiedział, że na pewno
z chęcią kupisz trochę ciasteczek.
Josh z trudem przełknął ślinę. Hilton wiedział, że wystarczy jedno spojrzenie na Renee, by
Josh zobaczył, co traci.
Odsunął się od drzwi,
-
Proszę, wejdźcie. Z chęcią kupię trochę ciasteczek.
-
Naprawdę? - Tym razem to Giną była zdziwiona. - Na moje oko nie wyglądasz na
kogoś, kto przepada za słodyczami. Widocznie tata zna cię dużo lepiej niż ja. No cóż...
Zamówił po jednym pudełku każdego rodzaju ciastek, po czym dał do zrozumienia, że to
koniec wizyty, ponieważ się spieszy.
Zachowanie Hiltona było ciosem poniżej pasa. Josh myślał o tym, jadąc do pracy. Był zły.
Jakim prawem wujek uważał, że wystarczy jedna słodka dziewczynka z blond włosami, by
zmiękł? Nie zamierzał do tego dopuścić. Był dużo silniejszy, niż sądził Hilton. Dzięki temu
udało mu się przetrwać ostatnie pięć lat. Wystarczyło znieczulić się na otaczające go emocje.
Nie zmieniało to faktu, że wciąż miał przed oczami słodką buzię Renee. Córeczka Olivii
będzie wyglądała dokładnie tak samo. Może Olivia będzie miała też małych, blond
chłopców...
Żeby mieć dzieci, Olivia będzie musiała wyjść za kogoś za mąż. A ponieważ Josh nie
zamierzał się z nią żenić, oznaczało to, że jakiś obcy mężczyzna pojmie za żonę kobietę, którą
kochał. Jakiś poznany na plaży facet ożeni się z nią, będzie z nią mieszkał i jadał co dzień
śniadanie, będzie z nią sypiał.
Josh znieruchomiał. Nie dopuści do tego! Nie będzie siedział bezczynnie! Nie pozwoli, by
poślubiła innego mężczyznę, podczas gdy on będzie spał co noc z raportami, jadał tylko jajka
i większość wieczorów spędzał samotnie. Miał dosyć samotności.
Nie włączając kierunkowskazu, Josh przejechał przez wszystkie pięć pasów autostrady,
zmierzając do najbliższego skrętu. Wreszcie zrozumiał to, co sugerował wujek.
Olivia nie zamierzała go skrzywdzić. Była osobą, która przywróciła go do życia. To on ją
skrzywdził...
Gdy mama Olivii otworzyła mu drzwi, Josh wręczył jej futrzastą kulkę, którą kupił w
sklepie zoologicznym.
-
Co to jest?
-
To szczeniak. Prezent dla Olivii.
-
Sądzisz, że to wszystko naprawi? - Karen Brady Franklin zmarszczyła brwi. Z
delikatnymi, blond włosami i dużymi, zielonymi oczami przypominała córkę. -Nie myśl, że
nie wiem, kim jesteś.
-
Oczywiście, że pani wie, kim jestem. Spotkaliśmy się na trzech służbowych
piknikach. - Uśmiechnął się zachęcająco, spoglądając na futrzastą kulkę, która wierciła się w
ramionach Karen. - Czy mógłbym porozmawiać z Olivia?
-
Dobrze. - Pani Franklin kiwnęła niechętnie głową.
-
Olivio! - zawołała. - Ktoś do ciebie! - Odwróciwszy się z powrotem w stronę Josha,
zmroziła go spojrzeniem.
-
Jeżeli jeszcze raz ją skrzywdzisz, osobiście ci się za to odwdzięczę.
Ponieważ nie mogła mówić tego poważnie, Josh uśmiechnął się.
-
Nie potrafi pani być okrutna. Tak samo zresztą i Olivia.
-
Czego nie potrafię? - spytała Olivia, schodząc po schodach.
-
Nie potrafisz być złośliwa i okrutna.
-
I musiałeś przyjechać aż na Florydę, żeby mi to powiedzieć? - spytała z
niedowierzaniem.
-
Nie, przyjechałem na Florydę, żeby cię przeprosić.
Olivia zeszła ze schodów i stanęła obok niego. Ubrana w sprane dżinsy i podkoszulek, ale
bez butów, była od niego niższa o dobrych kilkanaście centymetrów. Uniosła głowę, by na
niego spojrzeć.
-
Powinieneś był zadzwonić.
-
Dlaczego? Wybierasz się gdzieś?
-
Na rozmowę w sprawie pracy.
-
W dżinsach? - spytał sceptycznie.
-
Zdecydowałam, że dosyć mam pracy sekretarki. Za
mierzam zostać pomocnikiem na kutrze rybackim.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
-
Żartujesz, prawda?
-
Dlaczego? Sądzisz, że nie jestem dostatecznie mądra, albo dostatecznie sprawna, by
pracować na kutrze rybackim? - Skrzyżowała ramiona na piersi.
Joshowi zrobiło się głupio. Nie chciał jej urazić.
-
Czy moglibyśmy pójść gdzieś porozmawiać na osobności?
-
Możecie pójść do jadalni - zaproponowała Karen Franklin.
-
Mógłbym dostać z powrotem mojego psa? Olivia natychmiast się rozpogodziła.
-
Twojego psa?
-
Tak, kupiłem nam psa - oświadczył.
-
Nam? Westchnął.
-
Czy moglibyśmy porozmawiać o tym w jadalni?
-
Tamtędy - wskazała mu drogę Karen.
-
To twój pies? - spytała Olivia, cały czas śmiejąc się radośnie. - To nie jest pies. Raczej
pluszowa zabawka dla naprawdę dużego kota.
-
Nazywa się Zabijaka i gdy urośnie, będzie tak duży, że będzie zajmował połowę
naszego domu. - Josh zatrzymał się, by puścić Olivie przodem, ale ta wykorzystała tę chwilę,
by wziąć z jego rąk szczeniaka.
-
Nie jesteś Zabijaką - szepnęła, tuląc do siebie malutkiego pieska.
-
Będzie Zabijaką, ponieważ jego zadaniem jest bronić nasze dzieci przed obcymi.
Świat jest okrutny, a ja nie chcę, by cokolwiek stało się naszym dzieciom.
Gdy znaleźli się w jadalni, Olivia odwróciła się w jego stronę.
-
Dlaczego mówisz takie rzeczy? Dlaczego przyjechałeś? Chyba już dostatecznie jasno
dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz się ze mną wiązać, ani z kimkolwiek innym...
Przerwał jej monolog, zamykając jej usta w namiętnym pocałunku. Znów poczuł te
wszystkie cudowne rzeczy, które czuł za każdym razem, gdy ją całował, ale tym razem
emocje te były jeszcze bardziej intensywne, ponieważ wiedział, że nie popełnia błędu. Kochał
Olivie. Zamierzał zrobić wszystko, by została jego żoną.
Przerwał pocałunek i spojrzał jej głęboko w oczy. Chciał się upewnić, że nie tylko
zrozumie, ale i uwierzy w jego słowa.
-
Jesteś najwspanialszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła. Przez ostatnie
cztery lata utrzymywałaś mnie przy życiu, chociaż nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Ale wujek Hilton tak. Dlatego chciał ci dać wszystko, żebyś tylko została. Wiedział, że bez
ciebie zginę.
-
Nie zginąłbyś.
-
Zjadłem już resztkę pieczeni, a nie miałem siły, by pójść do sklepu po jajka.
Najpewniej umarłbym z głodu.
W kącikach jej ust pojawił się zalążek uśmiechu.
-
Przejechałem też wszystkie pięć pasów na autostradzie bez użycia kierunkowskazu.
Mogłem zginąć w wypadku.
Olivia nie potrafiła dłużej skrywać rozbawienia. Uśmiechnęła się szeroko.
-
To faktycznie było groźne.
-
I spałem minionej nocy z raportem w ramionach. Dwieście stron planów Bee-Great
Groceries na przejęcie rynku. Zamiast kołdry... Zamiast kobiety... Zamiast ciebie. Pragnę
jedynie ciebie.
Całkowicie niespodziewanie Olivia zarzuciła mu ramiona na szyję i wybuchnęła płaczem.
-
Och, Josh, tak się o ciebie martwiłam.
-
Też się o siebie martwiłem, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że nie chcę, byś dzieliła
łóżko z innym mężczyzną i rodziła mu dzieci. Byłem tak zazdrosny, że myślałem, iż oszaleję.
Wiedziałem, że nie mogę do tego dopuścić i wtedy zrozumiałem.
-
Co zrozumiałeś?
-
Zrozumiałem, że cię kocham i że nie mogę ci pozwolić związać się z kimś, kto sobie z
tobą nie poradzi - zażartował. - Niczego innego nie pragnę tak bardzo, jak zostać twoim
mężem. A ty czego chcesz, Liv?
-
Chcę wyjść za mąż, mieć dzieci... Chcę zatrzymać psa, ale pod warunkiem, że
zmienimy mu imię na Ringo, Rusty albo Champ.
-
Ringo?
-
Co znowu? Co ci się nie podoba w imieniu Ringo?
-
Nie pasuje do psa.
-
Wiesz, nie było to też najlepsze imię dla perkusisty w zespole rockowym, ale Ringo
Starr jakoś sobie z tym radził.
-
Dobrze - zaśmiał się. - Nie zamierzam się z tobą kłócić. - Jego serce przepełniała
miłość. - Możesz nazwać psa, jak tylko zechcesz.
-
No to może Star, albo Promy czek... A może Ralph.
-
Czy z imionami dla dzieci też będzie tyle zachodu?
-
A co? Czy wtedy nie ożeniłbyś się ze mną?
Uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie.
-
Nic ani nikt nie jest w stanie zmienić tego, co do ciebie czuję.
-
To dobrze, ponieważ nic nie zmieni tego, co ja czuję do ciebie.
-
Całe szczęście. Kocham cię, Olivio - wyszeptał i pocałował ją. Nagle wpadł mu do
głowy pomysł. - Moglibyśmy spędzić dzisiaj wspólnie noc...
-
Nie licz na to.
-
Nie?
-
Nie pójdzie ci tak łatwo! Nie kupiłeś mi kwiatów ani czekoladek, nie zabrałeś mnie do
kina. Jesteś mi bardzo wiele winien...
-
Wiem - zgodził się. Po czym przyciągnął ją do siebie. Jego serce przepełniała radość.
Z największa przyjemnością spędzi resztę życia, spłacając ten dług.