Jedwabne a zbrodnie na Kresach 1939-1941
prof. JERZY ROBERT NOWAK
Fa
łsze i przeinaczenia
W ostatnich miesi
ącach przetoczyła się przez polskie media fala antypolskiej nagonki pod hasłem
rozliczania ca
łego polskiego społeczeństwa za mord na Żydach w Jedwabnem w lipcu 1941 roku.
Pretekstem do nagonki sta
ła się niezwykle tendencyjna i zakłamana książka żydowskiego socjologa
z USA Jana Tomasza Grossa "S
ąsiedzi". Żydowski autor, nie licząc się z dotychczasowymi
ustaleniami prokuratury w tej sprawie, w oparciu o par
ę przekręconych, mało wiarygodnych relacji,
mno
żąc fałsze i przeinaczenia w swych uogólnieniach, stara się maksymalnie obciążyć winą za mord
w Jedwabnem nie Niemców, a Polaków. I równocze
śnie wykorzystać to dla oszczerczych uogólnień,
stawiaj
ących Polaków obok Niemców w roli katów Żydów, tak by posłużyło to tym efektywniejszego
wyci
śnięciu z Polski ogromnych odszkodowań dla Żydów za ich mienie w Polsce. Przypomnijmy, że
Żydzi dostali już wiele dziesiątków miliardów dolarów odszkodowań od Niemców, podczas gdy
Polacy nie dostali takich odszkodowa
ń ani od Niemców, ani od Rosjan. Znamienne, że tendencyjne,
oszczercze teksty Grossa, budz
ące uzasadnioną krytykę historyków, zyskały sobie natychmiast w
polskich mediach bezwarunkowe poparcie ze strony ogromnie silnego filosemickiego lobby, które
potraktowa
ło je jak prawdziwe objawienie dowodzące, że Polacy jako naród muszą wreszcie raz na
zawsze g
łęboko i pokornie się pokajać. Jak pisał Maciej Łętowski w artykule "Przedsiębiorstwo
Pokuta" ("Tygodnik Solidarno
ść" z 9 lutego): "budzi we mnie opór zachowanie "narodowych
biczowników", którzy przy ka
żdej okazji biją się przed kamerami w piersi w sposób tak wylewny, że
zaczynam si
ę niepokoić o stan ich umysłów (...). Oby nie trzeba było zarzucić niektórym naszym
ziomkom,
że budują przedsiębiorstwo Pokuta".
Szczególnie ponur
ą groteską przy tym jest fakt, że największy krzyk na rzecz pokuty Polaków za
grzechy wobec
Żydów w Jedwabnem i gdzie indziej podnoszą ludzie najbardziej niedouczeni z
polskiej historii, ba, wyra
źnie nie mający o niej żadnego pojęcia (tak jak polakożerczy publicysta
"Wyborczej" Dawid Warszawski, znany z pro
żydowskiej tendencyjności ksiądz Michał Czajkowski,
filolo
żka Maria Janion, socjolog Jacek Kurczewski, chuligan pióra z "Wprost" Jerzy Stanisław Mac,
pisarz science-fiction Stanis
ław Lem). Szerzej opiszę publicystyczne wybryki ich i ich komiltonów w
pó
źniejszym numerze "Głosu" pt. "Parada kłamców i dyletantów". Warto jednak szczegółowo
zanalizowa
ć antypolskie zafałszowania Grossa na temat Jedwabnego i Kresów w latach 1939-1941,
aby pokaza
ć do jakiego stopnia i z jaką hucpą przeinacza się - w duchu antypolskim - prawdę o
historii w Polsce AD 2000/2001.
Jak fa
łszuje Gross
Historyk Piotr Gontarczyk, pisz
ąc w "Życiu" z 31 stycznia 2001 o wydanej w 2000 r. książce
"S
ąsiedzi" Jana Tomasza Grossa stwierdził, że w książce tej: "Polacy pokazani są jako hitlerowscy
wspó
łpracownicy w dziele zabijania Żydów. Są gorsi od Niemców i w okrutny sposób mordują Żydów
- swoich s
ąsiadów. Jedynym miejscem, które gwarantuje Żydom jako takie bezpieczeństwo przed
polsk
ą dziczą okazuje się posterunek hitlerowskiej żandarmerii". Występując w "Sąsiadach" z
najskrajniejszymi atakami na Polaków, Gross opar
ł się głównie na jednej relacji ocalałego z masakry
w Jedwabnem
Żyda Szmula Wasersztajna, znanej m. in. z tego, że była publikowana w dwóch
odmiennych wersjach, znacz
ąco różniących się od siebie co do samych podanych w nich faktów.
Twierdzenia Wasersztajna ra
żąco rozmijały się również z danymi faktograficznymi ustalonymi przez
prokuratur
ę i podawanymi jeszcze w 1989 r. przez badającego całą sprawę prokuratora Waldemara
Monkiewicza. Prokurator Monkiewicz informowa
ł bowiem, że masakrę Żydów w Jedwabnem
przeprowadzi
ło razem ponad 200 niemieckich żandarmów (ściślej 232). Wasersztajn zamiast liczby
tych 232 niemieckich
żandarmów pisał o zaledwie 8 Niemcach uczestniczących w zbrodni (różnica
ogromna!) i twierdzi
ł, że Niemcy byli tylko biernymi obserwatorami masakry dokonanej jakoby przez
Polaków. Natomiast wed
ług podanych przez prokuratora Monkiewicza informacji, decydującą rolę w
masakrze odegra
ło wspomnianych 232 (a nie 8) niemieckich żandarmów, podczas gdy grupa
policjantów pomocniczych narodowo
ści polskiej brała udział głównie w czynnościach drugorzędnych
typu wyprowadzenia
żydowskich ofiar na rynek i ich konwojowania. Cała sprawa powinna być
ponownie dok
ładnie wyjaśniona w czasie śledztwa - jest ona zresztą prowadzona na polecenie
kierownictwa Instytutu Pami
ęci Narodowej. Niedopuszczalne są tu jednak jakiekolwiek pochopne
uogólnienia, oparte przy tym na jednej ma
ło wiarygodnej i nie podpisanej relacji (Wasersztajna), tak
grubo odbiegaj
ącej w swych twierdzeniach faktograficznych od ustaleń prokuratorskich.
Ju
ż 13-14 maja zeszłego roku w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" zwracałem uwagę na
nierzetelno
ść postępowania Jana Tomasza Grossa, który upierając się przy wersji godzącej w
Polaków, ani s
łowem nie wspomniał nawet o wynikach dotychczasowych polskich badań w tej
sprawie. Szczególnie ostro krytykowa
łem tam całkowite pominięcie przez Grossa informacji o
parokrotnie publikowanych relacjach prokuratora W. Monkiewicza, by
łego szefa Okręgowej Komisji
Badania Zbrodni Hitlerowskich, który dok
ładnie badał całą sprawę. Gross nie wspomniał o tym, jak
si
ę zdaje, głównie dlatego, iż stwierdzenia profesora Monkiewicza natychmiast obaliłyby gmach
fa
łszów tak pracowicie budowany przez Grossa w oparciu o retuszowaną relację Wasersztajna.
W ponad pó
ł roku po moim wywiadzie dla "Naszego Dziennika" w "Gazecie Wyborczej" z 18-19
listopada 2000 r. ukaza
ła się rozmowa Jacka Żakowskiego ze znanym badaczem dziejów drugiej
wojny
światowej - prof. dr. hab. Tomaszem Szarotą. Także on, podobnie jak ja, wysunął zastrzeżenia
w zwi
ązku z całkowitym pominięciem przez Grossa ustaleń prof. Monkiewicza. Prof. Szarota
powiedzia
ł m.in.: "Gross kompletnie pominął teksty Monkiewicza, a wątpię, żeby prokurator z palca
wyssa
ł tych 232 Niemców, ciężarówki i samą postać Birknera" (tj. niemieckiego Hauptsturmfuehrera
SS, który mia
ł nadzorować masakrę w Jedwabnem - J.R.N.). Odpowiadając na polemikę Grossa,
Szarota pisa
ł w "Gazecie Wyborczej" z 2-3 grudnia 2000 r.: "W polemice ze mną często pojawia się
nazwisko Waldemara Monkiewicza. Cz
łowiek ten na temat zbrodni w Jedwabnem opublikował kilka
tekstów (ja znam ich pi
ęć). Gross powiada: "Nie trafiłem na teksty Monkiewicza przed napisaniem
"S
ąsiadów" - czego nie żałuję". Czy Gross tego chce, czy tego nie chce, teksty Monkiewicza należą
do tzw. literatury przedmiotu i obowi
ązkiem badacza jest zapoznanie się z tą literaturą, a dopiero
potem wydawanie wyroku,
łącznie z dyskwalifikacją".
Dodam tu do oceny prof. Szaroty,
że wprost zdumiewająca jest postawa naukowa socjologa Grossa,
który jak wida
ć nie ma pojęcia o tym, jak należy poszukiwać prawdy historycznej, kiedy kategorycznie
g
łosi, że "nie żałuje" tego, że nie zapoznał się wcześniej z tekstami prokuratora, badającego sprawę,
której Gross po
święcił całą książkę. Przecież takie postępowanie Grossa jest ordynarnym
partactwem!
Z krytyk
ą skrajnie tendencyjnych uogólnień Grossa wystąpił również historyk - dr Stanisław Radoń,
dyrektor Archiwum Pa
ństwowego w Krakowie, od 4 października 2000 r. przewodniczący Kolegium
Instytutu Pami
ęci Narodowej. Według depeszy PAP z 21 grudnia 2000 r., przemilczanej w większości
najbardziej wp
ływowych mediów, dr Radoń powiedział na konferencji prasowej, że książka Jana
Tomasza Grossa "S
ąsiedzi" "pod względem ustalania prawdy jest nieuczciwa". W rozmowie z
Romanem Graczykiem pt. "Pochopne s
ądy Grossa" ("Gazeta Wyborcza" z 20-21 stycznia) Radoń
szczegó
łowo wyjaśnia swe zastrzeżenia wobec metod Grossa, zarzucając mu brak rzetelności
naukowej. Rado
ń krytykuje to, że "Gross opiera się przede wszystkim na zeznaniach ze śledztwa z
1949 i 1953 r. Trzeba pami
ętać jak wtedy działał wymiar sprawiedliwości, jak zastraszano świadków i
oskar
żonych, jak łatwo zdążano do uznania winy". Wskazuje, że Gross zaniedbał sprawdzenia
ró
żnych faktów w niemieckich archiwach, m. in. w odniesieniu do roli W. Briknera, dowódcy Einsatz
kommando Bia
łystok. Krytykując tendencyjność Grossa, dr Radoń stwierdza: "protestuję przeciwko
stawianiu Polaków w jednym rz
ędzie z Niemcami jako sprawcami Holocaustu", Radoń ostrzega przy
tym przed tym, i
ż: "Książka Grossa ukaże się niebawem w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech i
mo
żna się obawiać, że znowu przez dłuższy czas uproszczony i krzywdzący dla Polaków obraz
b
ędzie kształtować świadomość zachodniej opinii publicznej".
Z bardzo ostr
ą krytyką tendencyjności Grossa wystąpił również przebywający w USA polski historyk
Marek Jan Chodakiewicz (tekst: "K
łopoty z kuracją szokową", "Rzeczpospolita" z 5 stycznia 2001).
zarzuci
ł on Grossowi, że "właściwie ograniczy się do zbadania wspomnień żydowskich oraz zeznań
polskich
świadków, czasami przynajmniej uzyskanych od osób poddanych torturom przez UB (...)".
Powo
łując się na opracowanie żydowskiego autora Icchaka (Henryka) Rubina z 1988 roku,
Chodakiewicz zacytowa
ł jego stwierdzenie, iż: "Funkcjonariusze Komitetów Żydowskich mianowani
przez parti
ę komunistyczną, którzy zbierali te zeznania, wskazywali piszącym, kto jest winien i na co
zas
ługuje. Toteż wszystkie niemal zeznania zawierają jednakowe oceny i są stereotypowe w
sposobie pisania i w tre
ści. Robią wrażenie podyktowanych. Piszący chcieli się przypodobać
organizatorom zbierania zezna
ń, a bardzo często po prostu bali się pisać inaczej, niż tamci
sugerowali".
Swego rodzaju prze
łomem w dyskusji wokół "Sąsiadów" Grossa stały się dwa teksty publikowane
przez prof. dr. hab. Tomasza Strzembosza, najlepszego dzi
ś znawcę polskiej historii w okresie
drugiej wojny
światowej: wywiad w "Gazecie Polskiej" z 17 stycznia i artykuł w "Rzeczpospolitej" z
27-28 stycznia. W wywiadzie dla "Gazety Polskiej" pt. "Szubienica i hu
śtawka" prof. Strzembosz
skrytykowa
ł jako "niedopuszczalne" metody, którymi posłużył się Gross wysuwając oskarżenia
przeciw spo
łeczności polskiej o mord na Żydach w Jedwabnem. Prof. Strzembosz zarzucił Grossowi,
że "wyciąga daleko idące wnioski", i to "w oparciu o nieliczne relacje"". Tym bardziej, że chodzi o
relacje, "co do których pe
łnej wiarygodności można mieć wątpliwości". Podobnie jak M. J.
Chodakiewicz prof. Strzembosz zarzuci
ł Grossowi także i to, że "oparł się na materiałach ubowskich".
Wed
ług prof. Strzembosza są materiały dowodzące, że mordu w Jedwabnem dokonali Niemcy, a nie
Polacy - jak utrzymuje Gross. Prof. Strzembosz skrytykowa
ł również tych (dodajmy, jak to wcześniej
przedstawi
łem, ludzi na ogół nie mających żadnego pojęcia o historii), którzy bezkrytycznie przyjęli za
Grossem, i
ż to polskie społeczeństwo Jedwabnego dokonało mordu. Prof. Strzembosz wypowiedział
si
ę również za dużo głębszym zbadaniem faktografii tamtych lat, w tym podjęciu spraw, o których się
nie mówi, a które bardzo wydatnie wp
łynęły na pogorszenie stosunków polsko-żydowskich. Wskazał
przy tym zw
łaszcza na sprawę uderzającej w Polaków zbrojnej kolaboracji z Sowietami
zbolszewizowanych
Żydów na Kresach w 1939 roku. Mówił w tym kontekście m. in. o wymierzonym
przeciw Polsce "powstaniu
żydowskim na Grodzieńszczyźnie i w samym Grodnie we wrześniu 1939
r.".
27-28 stycznia w "Rzeczpospolitej" ukaza
ł się obszerny, gruntownie uargumentowany artykuł prof.
Strzembosza "Przemilczana kolaboracja" (o prosowieckich dzia
łaniach zbolszewizowanych Żydów na
Kresach po 17 wrze
śnia 1939 r., w tym o ich zbrojnej, antypolskiej dywersji i mordowaniu przez nich
polskich
żołnierzy i cywilów uciekających na wschód (Był on już szerzej prezentowany w "Głosie" w
komentuj
ącym go tekście Antoniego Macierewicza).
Bardzo stanowczy w tonie tekst prof. Strzembosza wyra
źnie ułatwił przetarcie szlaku w sferze tak
trudnego i niechlubnego tabu, jakim by
ło blokowanie prawdy o stosunkach polsko-żydowskich w
latach 1939-1941. Ju
ż kilka dni później (31 stycznia) na łamach "Życia" ukazał się świetny tekst
"Gross kontra fakty", pióra m
łodego historyka Piotra Gontarczyka, autora niedawno wydanej, świetnej
odbr
ązowiającej książki o rzekomym pogromie w Przytyku. Polemizując w jakże widocznym w
ksi
ążkach Grossa wybielaniem zachowania Żydów pod okupacją sowiecką, Gontarczyk pisał, iż
stosunki polsko-
żydowskie były tam bardzo napięte, najwyraźniej z winy prosowieckich Żydów.
Wed
ług Gontarczyka: "Obraz przedstawiany w zachowanych polskich (a także niektórych
żydowskich!) relacjach jest naprawdę dramatyczny; obelżywe traktowanie Polaków, donosy do
NKWD, udzia
ł w sowieckich represjach "czerwonej milicji", składającej się z jedwabneńskich Żydów.
S
ą też opisy odzierania z ubrań wywożonych w głąb ZSRR - nomen omen - polskich sąsiadów (...).
Wed
ług najnowszych ustaleń historiografii białoruskiej - opierającej się na zachowanej tam
dokumentacji z lat 1939-1941 - w administracji sowieckiej, zw
łaszcza związanej z gospodarką,
odsetek
Żydów był wysoki. Przekraczał niekiedy 70%. Warto pamiętać, że dość często Żydzi
zajmowali stanowiska aresztowanych lub deportowanych Polaków".
Gontarczyk zarzuci
ł również Grossowi, że wykorzystał bardzo ubogą i tendencyjnie dobraną "bazę
źródłową, nie dokonał jej należytej krytyki, do swoich książek ustawicznie wprowadza
nieudokumentowane twierdzenia i fakty, pomija i zniekszta
łca to, co do jego tez nie pasuje, buduje
narracj
ę historyczną w oparciu o stereotypy, uprzedzenia i zwykłe plotki, w dowodach naukowych nie
przestrzega zasad logiki i obiektywizmu naukowego, a na koniec wydaje nieuzasadnione
metafizyczno-ideologiczne, pozbawione podstaw naukowych s
ądy.
Ze wzgl
ędu na powyższe mankamenty, książka Jana Tomasza Grossa nie może być podstawą
powa
żnej dyskusji na temat naszej historii. Zbrodni w Jedwabnem w szczególności."
2 lutego 2001 "
Życie" opublikowało bardzo znaczący wywiad z Bogdanem Musiałem, jednym z
najwybitniejszych niemieckich historyków m
łodego pokolenia. Musiał bardzo krytycznie ocenił książkę
Grossa, zarzuci
ł mu bardzo wiele pominięć i absurdalnych tez, skrytykował tendencyjne uogólnienia,
rzucaj
ące na całe społeczeństwo polskie odpowiedzialność za mord w Jedwabnem. Skrytykował
równie
ż tak mocno występujące u Grossa wybielanie roli Żydów "odpowiedzialnych za
komunistyczne zbrodnie", o której pisz
ą dużo obiektywniejsi od Grossa badacze żydowscy, choćby
Ben-Cion Pinchuk.
Ciesz
ę się, że właśnie w "Głosie" (z 3 lutego) ukazała się jak dotąd najciekawsza reakcja na szkic
prof. Strzembosza - obszerny artyku
ł Antoniego Macierewicza, w pełni popierający tezy polskiego
historyka, protestuj
ącego przeciwko zafałszowywaniu obrazu stosunków polsko-żydowskich.
Nawi
ązywałem już do stwierdzeń A. Macierewicza na łamach "Niedzieli". Myślę, że szczególnie
istotny jest jeden z jego g
łównych wniosków: "Fakty nie pozostawiają wątpliwości - Żydzi w
Jedwabnem, jak i na ca
łym terenie okupacji sowieckiej stanowili trzon aparatu represji, do ostatniej
chwili wydawali polskich patriotów w r
ęce NKWD i przygotowywali kolejne transporty wywózek na
Sybir".
Za bardzo wa
żne uważam również wystąpienie Antoniego Macierewicza, ostro piętnujące dość
szczególn
ą "polską szkołę historyczną", której część ochoczo muruje fundament antypolskiej
historiozofii, a reszta tchórzliwie milczy. W pe
łni podzielam jego jakże krytyczny pogląd o
"metodologii" takich historyków jak skrajni wybielacze komunizmu: Andrzej Paczkowski, Krystyna
Kersten czy Jerzy Holzer. Doda
łbym tu piętnowanego już kiedyś przeze mnie w "Głosie" Andrzeja
Garlickiego, g
łównego speca od zafałszowywania obrazu stosunków polsko-żydowskich, Jerzego
Tomaszewskiego i wielu, wielu innych. Zgadzaj
ąc się z generalnym tonem jakże ważnego
stwierdzenia A. Macierewicza o niegodnym milczeniu ogó
łu polskich historyków, które wciąż trzeba
pi
ętnować, wskazałbym jednak na nieco wyjątków (poza wspomnianym prof. Strzemboszem). By
przypomnie
ć choćby bardzo ważne kolejne wydania książki "Wojna polsko-sowiecka 1939" prof.
Ryszarda Szaw
łowskiego, teksty prof. Janusza Rulki z Bydgoszczy, czy cenne publikacje niektórych
m
łodszych badaczy, choćby wspomnianych przeze mnie wyżej Marka Jana Chodakiewicza i Piotra
Gontarczyka oraz Marka Wierzbickiego i Leszka
Żebrowskiego. Przypomnę przy okazji, że sam już
pó
łtora roku temu wydałem książkę - "Przemilczane zbrodnie" o zbrodniach zbolszewizowanej części
Żydów na Kresach w latach 1939-1941. Poza tym w dwóch różnych tekstach prasowych: w
wywiadzie w "Naszym Dzienniku" i w artykule w "Naszej Polsce" oraz w ksi
ążce "Spory o historię i
wspó
łczesność" ostro atakowałem kalumnie Grossa i jego polskojęzycznych klakierów. Nie zmienia
to faktu,
że ci historycy, którzy występują otwarcie przeciwko zafałszowywaniu i szkalowaniu dziejów
Polski, stanowi
ą jak dotąd nieliczną mniejszość ogółu polskich historyków. Tym bardziej oburzające
na tym tle jest post
ępowanie tych pseudonaukowców, o których pisał A. Macierewicz: "Hańbią zawód
historyka ci, którzy zamiast ustali
ć fakty biorą udział w nagonce na naród polski, próbując Polskę
obarczy
ć odpowiedzialnością za zagładę Żydów pod okupacją niemiecką, "zapominając"
równocze
śnie o tym, że prawdziwymi sprawcami byli Niemcy".
Gross jako k
łamca-recydywista
W przysz
łym numerze zajmę się jeszcze szerzej sprawami mordu w Jedwabnem i wcześniejszych
zbrodni na Kresach 1939-1941. Chcia
łbym teraz zwrócić uwagę na informacje biograficzne o J. T.
Grossie i przyk
łady ilustrujące jego stopniową ewolucję w kierunku antypolskiego kalumniatorstwa.
Ur. w 1947 r. Gross jako ucze
ń szkoły średniej był jednym z założycieli michnikowskiego Klubu
Poszukiwaczy Sprzeczno
ści. Od 1965 roku studiował na Uniwersytecie Warszawskim na fizyce, a
pó
źniej na socjologii. W 1968 roku został aresztowany za udział w "wydarzeniach marcowych", a
pó
źniej wydalony z uczelni. Po wyemigrowaniu z Polski wraz z rodziną w marcu 1969 r. doktoryzował
si
ę z socjologii w USA, gdzie później został profesorem socjologii, a później nauk politycznych. Jego
wydana w 1983 r. pierwsza ksi
ążka "W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali" w żadnym razie nie
zapowiada
ła obecnego Grossa, fanatycznego kalumniatora. Ten wydany wspólnie z Ireną
Grudzi
ńską-Gross zbiór relacji osób deportowanych na Sybir był wartościowym materiałem
źródłowym. W tym czasie Gross jeszcze starał się o zachowanie obiektywizmu, nie ukrywał nawet tak
negowanego dzi
ś przez niego problemu kolaboracji z Sowietami ze strony dużej części Żydów w
latach 1939-1941. We wspomnianej ksi
ążce przytaczał m. in. różne fakty o donoszeniu Żydów na
Polaków, ich szykanowaniu, niszczeniu kapliczek przydro
żnych przez sfanatyzowanych Żydów-
komsomolców, o roli zbolszewizowanych
Żydów w sowieckiej administracji. Wszystko to później
zupe
łnie wyparowało z jego publikacji, które za to tym mocniej nasycały się jadem antypolskich
kalumnii. Ma
ło kto wie, że już w 1981 roku Stefan Korboński, niegdyś jeden z przywódców Polskiego
Pa
ństwa Podziemnego (b. Delegat Rządy na Kraj i wicepremier) zdemaskował antypolskie kłamstwa
Grossa w obszernym tek
ście publikowanych na łamach paryskich "Zeszytów Historycznych" (nr 58,
s. 176-184). Chodzi
ło o omówienie wydanej przez Grossa dla anglosaskich czytelników w 1979 roku
ksi
ążki "Polish Society under German Occupation" (1979). Gross pisał swą książkę dla mało
wiedz
ących o Polsce Anglosasów, tym śmielej więc "obdarzył" ich nonsensami, których na pewno nie
o
śmieliłby się powtórzyć w książce dla polskich czytelników. Już wtedy zaznaczyła się jego maniera
eksponowania ponad wszystko znaczenia martyrologii
Żydów i równoczesnego maksymalnego
pomniejszania polskiej martyrologii i heroizmu. Temu celowi s
łużyło wmawianie anglosaskim
czytelnikom,
że działalność konspiracji polskiej doby wojny nie była szczególnie ryzykowna, wręcz
przeciwnie.. w warunkach zdumiewaj
ącej swobody działań, z jakich korzystali polscy konspiratorzy
(sic!) Korbo
ński wyśmiał w swym tekście niezwykle kompromitującą Grossa brednię (ze s. 240
ksi
ążki Grossa), jakoby: "Tak, paradoksalnie Polacy cieszyli się większą wolnością w okresie 1939-
1944 ni
ż w ciągu całego stulecia... Sądzę, iż można słusznie przyjąć, że rozmnożenie się organizacji
podziemnych i obfito
ść konspiracyjnych inicjatyw należy zawdzięczać w znacznej mierze istnieniu w
Generalnej Guberni w czasie wojny swobody politycznej. Trudno przypu
ścić, by podziemne
organizacje mog
ły powstać i istnieć w takiej liczbie, gdyby było inaczej".
Innymi s
łowy - według Grossa wielkość Polskiego Państwa Podziemnego i polskiej konspiracji nie
by
ła żadną wielką polską zasługą. Byliśmy bowiem tak bardzo wolni w czasie niemieckiej okupacji!
Rzeczywi
ście Polacy mieli wtedy dzięki Niemcom, wręcz niebywałe rozmiary wolności w jednym
wzgl
ędzie: wolności umierania od kuli, na stryczku, od katowskiego topora, z zagipsowanymi
ustami...
Stefan Korbo
ński pisał również o innych nonsensach grossowskich uogólnień na temat Polskiego
Pa
ństwa Podziemnego, stwierdzając, że Gross zastanawiając się nad pobudkami, jakie kierowały
poszczególnymi jednostkami przyst
ępującymi do podziemia "sprowadza całe to zagadnienie do
zwi
ązanych z tym korzyści. Twierdzi on, że bierność nie stanowiła żadnego zabezpieczenia przed
terrorem okupanta, natomiast przynale
żność do podziemia czyniła ludzi bardziej ostrożnymi,
zapewnia
ła im lepsze dokumenty osobiste, a w razie dekonspiracji pomoc organizacji podziemnych
przy znalezieniu kryjówki i nowej to
żsamości opartej o świeże dokumenty osobiste. Innymi słowy
osoby przyst
ępujące do podziemia kierowały się zimną kalkulacją. Wreszcie profesor Gross,
zapu
ściwszy się w rozważania nad finansami podziemia, informuje czytelnika, że Armia Krajowa
p
łaciła swym żołnierzom pensje (chyba żołd?), z których najwyższa wynosiła 18 dolarów czyli 800
z
łotych.
To rozumowanie prof. Grossa zdradza niedostateczn
ą znajomość spraw podziemia. Nienależenie do
niego istotnie nie zabezpiecza
ło np. przed przymusową pracą dla okupanta w Generalnej Guberni lub
na terenie Rzeszy, ani przed
łapankami na roboty i masowymi ulicznymi aresztowaniami
represyjnymi. Jednak
że Polak pozbawiony wolności w ramach tych akcji był jednym z masy, bez
takiego obci
ążenia indywidualnego jak należenie do podziemia. Tymczasem samo podejrzenie o
udzia
ł w podziemiu powodowało długotrwałe badania, tortury, więzienie i niekiedy śmierć, a w
najlepszym razie obóz koncentracyjny. Tak wygl
ądały w rzeczywistości "korzyści należenia do
podziemia".
Co do pensji wyp
łacanych przez AK, to otrzymywali je tylko ci nieliczni, którzy cały swój czas musieli
po
święcić pracy w podziemiu i nie byli w stanie zarabiać na swoje i rodziny utrzymanie. Pensje te
by
ły wręcz nędzne i zaspakajały tylko najniezbędniejsze potrzeby. Wynosiły one nie 18 dolarów
miesi
ęcznie, jak pisze prof. Gross, lecz od 6 dolarów do 18 dolarów. (...)
Jak z powy
ższego wynika, prof. Gross jest zwolennikiem "materialistycznej" (choć nie
marksistowskiej) interpretacji motywów ludzkiego post
ępowania i sprowadza wszystko do korzyści i
pieni
ędzy. Jego wnikliwe szkiełko i oko socjologa nie dojrzało takich rzucających się w oczy prostych
pobudek jak patriotyzm,
żywiołowa chęć walki z Niemcami, odwaga, duch poświęcenia i zwykła
mi
łość ojczyzny".
Korbo
ński ostro polemizował z występującym w książce Grossa oskarżaniem całego polskiego
spo
łeczeństwa o antysemityzm i obojętność wobec zagłady Żydów. Podsumowując swe uwagi
krytyczne napisa
ł, że prof. Gross "włączył się do grona tych autorów amerykańskich, którzy za swój
święty obowiązek uważają obciążanie narodu polskiego niepopełnionymi winami".
Zohydzi
ć Polaków, by wyłudzić pieniądze
W artykule dla "Tygodnika Powszechnego" z 11 lutego 2001 pt. "Poduszka pani Marx" Jan Tomasz
Gross polemizuje z u
żytym przeze mnie w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" twierdzeniem, że jego
teksty maj
ą na celu danie historycznego uzasadnienia dla żydowskich starań o odszkodowanie za
mienie w Polsce. Ironizuj
ąc pisze o mnie: "Nie zdziwił mnie ten argument, bo w środowisku ideowym
bliskim publicy
ście "Naszego Dziennika" skojarzenie Żydów i pieniędzy jest zupełnie powszechnym
odruchem". Po pierwsze, nie jestem publicyst
ą "Naszego Dziennika", lecz "Niedzieli" i "Naszej
Polski". Po drugie, opinie o tym,
że różnymi sposobami, w tym szantażem, szuka się uzasadnień dla
narzucenia Polsce ogromnego haraczu, g
łoszą także otwarcie niektórzy uczciwi Żydzi (w odróżnieniu
od kalumniatora Grossa), np.
żydowski profesor Norman G. Finkelstein z USA, b. szef żydowskiej
gminy wyznaniowej w Gda
ńsku Jakub Szadaj, etc. Po drugie jako pierwszy w prasie polskiej obnażył
prawdziwe intencje J. T. Grossa s
łynny polski uczony ze Stanów Zjednoczonych - prof. Iwo Cyprian
Pogonowski na
łamach krakowskich "Arcanów" (nr 5 z 1998). Pisząc o książce Grossa "Upiorna
dekada 1939-1948" prof. Pogonowski ju
ż wtedy wskazywał, że celem Grossa "jest stwarzanie mitów
o udziale narodu polskiego w zag
ładzie Żydów. Łatwiej jest ściągać odszkodowanie od winnych niż
od wspó
łofiar (...). Na 118 stronach małego formatu autor oskarża naród polski o współudział w
zag
ładzie Żydów. Okładka pracy Grossa pokazuje czytelnikowi wyobrażenie symbolicznego sępa, jak
wiadomo
żywiącego się padliną. Przypomina znany plakat propagandowy z 1945 roku: Olbrzymi i
zapluty karze
ł reakcji (AK). (...) Gross, mimo że jest naukowcem uprawia propagandę w duchu
wypowiedzi Izraela Singera na zje
ździe Światowego Związku Żydów. Propaganda Grossa pomaga
skrajnym ugrupowaniom
żydowskim w ich próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za
zbrodnie dokonane w Polsce przez Niemców, Sowietów i zwyk
łych kryminalistów."
Profesor Pogonowski udowodni
ł Grossowi m. in. świadome zafałszowywanie tekstów. Pisał, że Gross
świadomie zmanipulował tekst dr Z. Klukowskiego z jego "Dziennika z lat okupacji". Klukowski pisał o
zbrodniach dokonanych przez niemieckich
żandarmów, "naszych" (tzn. mieszkających w
Szczebrzeszynie i obcych, którzy przybyli by mordowa
ć, z innych miast). Gross cytując Klukowskiego
opu
ścił cudzysłów przy słowie nasi, tak, żeby wyszło, że to nasi - polscy żandarmi mordowali Żydów.
Jak pisa
ł prof. Pogonowski: "W czasie okupacji polskich żandarmów nie było! (...) Przez usunięcie
cudzys
łowu Gross fałszuje tekst i sugeruje, że morderstwa dokonali Polacy. Jest to wymowny
komentarz do wiarygodno
ści jego książki".
Wbrew zaprzeczeniom Grossa cele jego tendencyjnego "pisarstwa" s
ą aż nadto widoczne. Przyznał
to nawet lewicowy Ryszard Bugaj, pisz
ąc w tekście pt. "Prawda historyczna i interes materialny"
("Gazeta Wyborcza" z 6-7 stycznia 2001), i
ż: "Do czarnego obrazu Polski przyczyni się też publikacja
na Zachodzie ksi
ążki Grossa (...). Podtrzymanie tezy o antysemickiej Polsce służy także
uzasadnieniu roszcze
ń majątkowych wobec Polski (...). Przekonanie, że biedna Polska pod presją
żydowskich środowisk musi wziąć na swe barki wielkie ciężary majątkowe (i dźwigać krzywdzącą
opini
ę) może bardzo zaszkodzić stosunkom polsko-żydowskim". Podniósł tę sprawę również Maciej
Łętowski w cytowanym już tekście w "Tygodniku Solidarność" z 9 lutego 2001. Ostrzegał w nim przed
fatalnymi skutkami, jakie przyniesie ukazanie si
ę książki Grossa po angielsku w Stanach
Zjednoczonych. Uderzy ona bowiem w chroni
ący dotąd Polskę przed żydowskimi roszczeniami
materialnymi "wizerunek ofiary" zbrodni drugiej wojny. Jak pisze
Łętowski: "Aby dobrać się do
polskiej kasy, ameryka
ńscy adwokaci muszą więc uderzyć w ów wizerunek. Książka Grossa spadła
im z nieba (...). Polskie zbrodnie b
ędą newsem. News ten zaś nieuchronnie wywrze moralną presję
na nowojorskich s
ędziach rozpatrujących powództwo przeciwko rządowi polskiemu".
A
Żydzi całowali sowieckie czołgi...
(fragment wi
ększej całości)
Na wst
ępie tego odcinak chciałbym przeprosić czytelników GŁOSU za niedostatecznie
dok
ładne poinformowanie o treści właśnie rozpoczynającego się cyklu moich artykułów w
"Niedzieli". B
ędzie on mówić nie o ponad 60 kłamstwach J. T. Grossa, a o "Stu kłamstwach J.
T. Grossa". Po dok
ładnym sprawdzeniu różnych nieprawd zawartych w pracach owego autora
doliczy
łem się grubo ponad stu zafałszowań, ze względów objętościowych przyjmując
ograniczenie do skupienia si
ę na stu jego fałszach.
Szokuj
ące wprost są rozmiary cynizmu i hucpiarstwa tego żydowskiego socjologa z USA w
zafa
łszowywaniu prawdy o historii Polski i stosunków polsko-żydowskich. Gross w swych najnowszych
ksi
ążkach konsekwentnie upowszechnia wizję dwóch przeciwstawnych narodów: Żydów, jako
"anio
łów" wciąż padających ofiarą żyjących obok nich "fanatycznych i ciemnych" Polaków, którzy jako
naród s
ą współwinni zagłady Żydów. W tym samym czasie Gross stara się urabiać mit o rzekomej
bardzo cz
ęstej kolaboracji Polaków z Niemcami i równocześnie maksymalnie wybielać postawy Żydów
wobec Sowietów na Kresach w latach 1939-1941.
Zarówno w wydanej w 1999 r. Upiornej Dekadzie jak i w wydanych w 2000 r. S
ąsiadach Gross idzie
dos
łownie w zaparte dla zaprzeczenia faktom o kolaboracji Żydów. W "Sąsiadach" (s. 104) pisze, że
entuzjazm
Żydów na widok wchodzącej Armii Czerwonej nie był zgoła rozpowszechniony i nie
wiadomo na czym mia
łaby polegać wyjątkowość kolaboracji Żydów z Sowietami w okresie 1939-1941.
W Upiornej Dekadzie (s. 68) maksymalnie pomniejszaj
ąc rozmiary żydowskiej kolaboracji twierdzi, że
nawet kilka osób autentycznie szcz
ęśliwych musiało się wyróżniać na tle ogólnej atmosfery strachu i
przygn
ębienia. Najbardziej groteskowo brzmi twierdzenie Grossa (Upiorna Dekada, s. 66): Żydzi
wystawiali wprawdzie bramy triumfalne na cze
ść wchodzących wojsk sowieckich (a robili to nagminnie
- J.R.N.), ale czynili to najcz
ęściej ze strachu. Dziwne tylko, że wszystkie inne nacje na Kresach nie
poddawa
ły się jakoś temu uczuciu strachu z takim niekłamanym entuzjazmem jak Żydzi. Są na ten
temat dos
łownie tysiące świadectw, w tym bardzo wiele świadectw Żydów, jak widać dużo
uczciwszych od Grossa. Przypomnijmy,
że tak wybitny przywódca Polskiego Państwa Podziemnego
jak genera
ł Stefan Rowecki "Grot" pisał 25 września 1941 r.: Ujawniło się, że ogół żydowski we
wszystkich miejscowo
ściach, a już w szczególności na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu
bolszewików rzuci
ł się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad
funkcjonariuszami Pa
ństwa Polskiego, działaczami polskimi (...). (cyt. za A. Żbikowski, Żydzi polscy
pod okupacj
ą sowiecką 1939-1941 w wydanych przez Żydowski Instytut Historyczny Studiach z
dziejów
Żydów w Polsce, Warszawa 1995, t. 2, s. 63).
Jak wielki by
ł ten niekłamany prosowiecki entuzjazm Żydów najlepiej świadczył przyznawany niegdyś
przez Grossa (w Revolution from Abroad, Princeton 1988) fakt,
że tylko Żydom na Kresach przytrafiał
si
ę dość szczególny nawyk - całowanie sowieckich czołgów. W żadnych relacjach nie ma bowiem
informacji, by jakikolwiek Ukrainiec czy Bia
łorusin splamił się aż takim prosowieckim serwilizmem. Jak
pisa
ł Gross (Revolution...., op. cit. s. 29) "całowano nawet czołgi. Żydzi jak się wydaje mieli
predylekcj
ę do całowania czołgów, jakoś nikt nie wspomina, by robili to Ukraińcy czy Białorusini".
Swoiste zboczenie "czo
łgowe".
Antypolska dywersja
Czy rzekomymi uczuciami strachu przed Sowietami da si
ę wytłumaczyć udział licznych grup
zbolszewizowanych
Żydów na Kresach w zbrojnej dywersji przeciw armii polskiej we wrześniu 1939 r.
Przypomnijmy tu,
że była to wówczas jedyna armia stawiająca zbrojny opór niemieckim nazistom. W
wydanej w 1999 r. ksi
ążce Przemilczane zbrodnie. Żydzi i Polacy na Kresach 1939-1941 szerzej
pisa
łem o rozmiarach tej żydowskiej dywersji (m. in. w Grodnie, Skidlu, Rożyszczach, Skałacie,
Ko
łomyi, Izbicy, Lubomlu). Ostatnio zdradziecką dywersję żydowską na Kresach napiętnował historyk
prof. Tomasz Strzembosz w tek
ście Przemilczana kolaboracja ("Rzeczpospolita" z 27-28 stycznia
2000, akcentuj
ąc, że Żydzi podejmowali akty rewolty przeciw państwu polskiemu, zajmując
miejscowo
ści, tworząc tam komitety rewolucyjne, aresztując i rozstrzeliwując przedstawicieli polskiej
w
ładzy państwowej, atakując mniejsze lub nawet całkiem duże (jak w Grodnie) oddziały WP. Prof.
Strzembosz powo
łał się przy tym na wyniki najnowszych badań innego historyka Marka
Wierzbickiego, który w swym tek
ście pisze m. in. o ówczesnych dwudniowych walkach o pobliski
Skidel, o
żydowskich rebeliach w Jeziorach, Łunni, Wiercieliszkach , Wielkiej Brzostowicy, Ostrynie,
Dubnie, Dereczynie, Zelwie, Motolu, Wo
łpie, Janowie Poleskim, Wołkowysku, Horodlu i Drohiczynie
Poleskim. W tych miejscowo
ściach nie widziano ani jednego Niemca - wystąpienia skierowane były
przeciwko pa
ństwu polskiemu. Była to kolaboracja z bronią w ręku, stanięcie po stronie wroga, zdrada
dokonana w dniach kl
ęski. (Podkr. - J. R. N.). W mającej się ukazać w najbliższym czasie mojej
dwutomowej ksi
ążce Polacy i Żydzi na Kresach 1939-1941 przytoczę również jeszcze inne przykłady
antypolskiej
żydowskiej dywersji w różnych miejscowościach. Ogarnęła ona bardzo znaczące obszary
Kresów, stanowi
ła prawdziwy cios w plecy polskiej armii. Dlaczego o tym wszystkim tak skrzętnie
milczy Jan Tomasz Gross, skrajny wybielacz postaw
Żydów na Kresach? Jak widać prawda
historyczna nie ma dla niego
żadnego znaczenia. Liczą się tylko antypolskie uprzedzenia i
znies
ławiająca propaganda.
Jednym z najbardziej oburzaj
ących przejawów prosowieckiej kolaboracji części Żydów na Kresach
by
ło dopuszczenie się przez nich rozlicznych mordów na polskich oficerach, żołnierzach i cywilach.
Wspomina o tym prof. Strzembosz w cytowanym artykule. Ja pisa
łem na ten temat już ponad półtora
roku temu w odr
ębnym rozdziale książki Przemilczane zbrodnie. Nie będę więc tu opisywał niektórych
szerzej relacjonowanych tam mordów na Polakach. By przypomnie
ć choćby opisaną tam historię
zamordowania przywódców studenckich na Politechnice Lwowskiej za rzekomy antysemityzm, czy
wymordowania dominikanów z klasztoru w Czortkowie, bestialsko zabitych przez
żydowskich
enkawudzistów. W obecnym artykule skupi
ę się głównie na niektórych nowych przykładach mordów
zbolszewizowanych
Żydów na Polakach, które zebrałem do mającej się wkrótce ukazać wspomnianej
dwutomowej ksi
ążki o Polakach i Żydach na Kresach w latach 1939-1941.
Po 17 wrze
śnia: zamordowani oficerowie
Ryszard Pedowski, szwagier autora cennego dzie
ła o Polsce w drugiej wojnie światowej Polands
Holocaust - Tadeusza Piotrowskiego, przytoczy
ł fakt zamordowania dwunastu polskich oficerów przez
Żydów w Grabowcu (powiat Hrubieszów, woj. lubelskie). Według Pedowskiego polscy oficerowie
zostali zamordowani w piekarni bogatego
Żyda grabowieckiego, zwanego Pergamen. Następnie inny
Żyd, znany w miejscowości jako "Kuka" (woziwoda) przetransportował ciała dwunastu polskich
oficerów na cmentarz i tam zostawi
ł je w rowie. Ciała zamordowanych nie miały nic na sobie poza
bielizn
ą. Gdy je znaleziono na cmentarzu następnego dnia, mieszkańcy zapewnili zamordowanym
chrze
ścijański pogrzeb. Później doszło do otrucia "Kuki" jako potencjalnego niewygodnego świadka.
Wed
ług Ryszarda Pedowskiego zarówno dwunastu polskich oficerów, jak i woziwodę zamordowali
miejscowi biedni grabowieccy
Żydzi, sympatyzujący z komunistami (wg T. Piotrowski, Polands
Holocaust, Jefferson, North Carolina 1998, s. 55).
Profesor Tadeusz Piotrowski akcentowa
ł, że sprawa grabowieckiej zbrodni na polskich oficerach
powinna by
ć poddana szczegółowemu śledztwu. Zapytajmy więc, czy zajął się już nią, albo kiedy się
ni
ą zajmie Instytut Pamięci Narodowej?
Sprawa zbrodni w Grabowcu o roli otrutego
świadka zbrodni - Żyda "Kuki" została poddana również w
nades
łanej do mnie relacji Bolesława Boratyńskiego z Grabowca. Podkreślał on, że przyczyną
zlikwidowania "Kuki" by
ło to, że on rozpowiadał o całej sprawie, i uskarżał się, że dostał za mało
pieni
ędzy za swe usługi w zbrodni (wg relacji B. Boratyńskiego z 30 grudnia 1999, znajdującej się w
moim posiadaniu). Boraty
ński akcentował w swej relacji, że fakty o zbrodni na polskich oficerach są
znane i pami
ętane przez mieszkańców Grabowca.
Istniej
ą rozliczne rozproszone informacje informujące o przejawach brutalnego traktowania polskich
oficerów i
żołnierzy (aż do zabójstw włącznie) ze strony zbolszewizowanych Żydów. Na przykład
Julian Grzesik pisa
ł w wydanej w 1989 roku w Lublinie książce Alija o martyrologii Żydów
europejskich, i
ż: Znane były przypadki rozbrajania przez Żydów polskich żołnierzy, a niekiedy nawet
ich zabójstw. O zabójstwie w 1939 r. sier
żanta, który odmówił oddania broni Żydowi, piszący tę relację
posiada informacje z pierwszej r
ęki. J. K. Kuncewicz wspomniał na łamach Tygodnika Kulturalnego 7
maja 1989: 23 wrze
śnia zostaliśmy otoczeni przez czołgi sowieckie i przepędzeni do młyna w
Hrubieszowie. Otoczeni przez miejscowych milicjantów-
Żydów, którzy w sposób bardzo ordynarny
wykazywali, kto jest w
ładzą (...) Gros oficerów i podoficerów, którzy nie zaryzykowali ucieczki jest na
wykazie katy
ńskim. Wielu Żydów, nie tylko komunistów, zapełniło wkrótce etaty w sowieckiej
administracji, pomagaj
ąc NKWD w wyłapywaniu oficerów i pracowników polskiej administracji.
Wstrz
ąsającą relację wymagającą dalszych archiwalnych potwierdzeń, nadesłał do mnie we wrześniu
1999 ksi
ądz Paweł Piotrowski z Curitiby w Brazylii. Pisał w niej m. in.: Przez kilkanaście lat, pracując w
Rio de Janeiro, by
łem kapelanem koła tamtejszych Kombatantów Polskich - 9 PK. Przez długi czas ich
prezesem by
ł pan Janusz Pawełkiewicz. W 1939 roku dowodził tylną strażą jednego z polskich
zgrupowa
ń wycofujących się na południowy wschód. Nie mogę, niestety, przytoczyć tu
dok
ładniejszych danych, ale wiem, że znajdują się one w londyńskim archiwum, które przez lata
sporz
ądzano na podstawie zeznań uczestników walk - żołnierzy polskich - na różnych frontach II
wojny
światowej.
Wspomina
ł, jak bardzo burzył się na widok transparentów na cześć wybawicieli ze Wschodu, którzy
jeszcze na te tereny nie wkroczyli. Oddzia
ł, którym por. Janusz Pawełkiewicz dowodził, oderwał się od
g
łównych sił, pozostał w tyle, tak, że stworzyła się luka między nim a zasadniczymi siłami. Widocznie
ten fakt wprowadzi
ł w przekonanie mieszkańców Chełma, że nie ma już polskich sił, że wszystkie
uciek
ły. Po wejściu do miasta oddział pana Pawełkiewicza skierował się do miejscowej szkoły i
zdumieni
żołnierze znaleźli tam scenę wstrząsającą: na podłodze sali szkolnej leżało dwanaście ciał
oficerów polskich przybitych do pod
łogi długimi gwoździami poprzez oczy i głowę. Żołnierze znaleźli
wo
źnego i na pytanie: "kto to zrobił?", usłyszeli odpowiedź: "Żydy". Na pytanie: "gdzie oni są?", woźny
odpowiedzia
ł: "Tu, na tej ulicy same Żydy mieszkają".
Pragn
ę dodać, że pan Janusz opowiadał o tym wydarzeniu wobec świadków, a dokładniejsze dane
b
ędzie można znaleźć we wspomnianych archiwum w Londynie (...) (tekst nadesłanej do mnie relacji
ks. Paw
ła Piotrowskiego był drukowany w dziale "Polski holocaust - relacje "Naszej Polski" z 15
wrze
śnia 1999).
Prezes Towarzystwa Przyjació
ł Frampola Ryszard Jasiński przytoczył w publikowanej przez niego
relacji o "frampolskim wrze
śniu 1939 r." fragmenty pamiętnika Jerzego Czerwieńca-Czerwińskiego,
opisuj
ącego tragiczne wydarzenie z końca 1939 roku: 29 września na posterunek, czy komendę
"Czerwonej milicji", równie
ż znajdujący się w szkole - dwóch Żydów doprowadziło podchorążego WP
w stopniu plutonowego powracaj
ącego zza Buga przez Frampol za Wisłę. Tam urzędujący członkowie
milicji z jej komendantem A. R. "Nuchymem" w czasie przes
łuchania zażądali zdjęcia orzełka z czapki
i zerwania naramienników z dystynkcjami plutonowego WP. Podchor
ąży odmówił - a kiedy komendant
A. R. chcia
ł mu je zerwać siłą, atakowany podobno uderzył "Nuchyma" w twarz. Rozwścieczeni
milicjanci zak
łuli podchorążego bagnetami, a najwięcej znęcał się nad nim sam komendant. Tak
zgin
ął, nie na linii frontu od kuli wroga, ale kainową ręką zamordowany plutonowy podchorąży WP
Wincenty Panasiuk, student Uniwersytetu Warszawskiego, urodzony w 1912 r. w Opatowie (...) W
nocy, w strachu przed mieszka
ńcami Frampola, wywleczono zamordowanego na tzw. "księże pole" i
w jego cz
ęści północno-wschodniej (za obecną hydrofornią) wykopali dół i tam wrzucili zwłoki, a dla
zatarcia zbrodni zakryto je martwym koniem (...) i dopiero potem zasypano ziemi
ą, zacierając dobrze
ślady (...). Student Wincenty Panasiuk z Opatowa miał w przyszłości zostać nauczycielem, a jak na
ironi
ę zamordowano go w szkole we Frampolu (...) Po roku, gdy wydobywano zwłoki żołnierza z dołu
ha
ńby, spod padłego z głodu ułańskiego konia, gdzie ukryli go po "wieczne" czasy mordercy, mundur
wskazywa
ł na bardzo liczne rany na ciele (cyt. za R. Jasiński, Frampolski wrzesień 1939 rok - cd. w
gazecie regionalnej Towarzystwa Przyjació
ł Frampola "Wokół Frampola", lipiec 1998, nr 3, s. 20, 21,
22).
In
żynier Michał Ławacz w nadesłanej do mnie relacji z 29 lipca 1999 r. opisał wstrząsający fakt
zamordowania, dos
łownie na jego oczach, młodego polskiego żołnierza przez grupę żydowskich
milicjantów w Che
łmie. Jak wspominał inż. Ławacz: W dniu - nie pamiętam już którym - wjazd do
Che
łma czołgów radzieckich przez przystrojone bramy z kwiatów itp. wykonane przez Żydów.
Serdeczne witanie czo
łgistów, a następnie Sołdatów przez Żydów. Żydów opanowuje euforia. Nagle
wszyscy
Żydzi od wyrostków do lat ok. 40 mają opaski czerwone na rękawach. Już rządzą na ulicy
jako milicja. Prawie wszyscy uzbrojeni w karabiny, pa
łki, bagnety, noże. Żądni krwi i mordu. Cel
widoczny - szukanie ofiary. By
ło to w godzinach popołudniowych, ok. godz. 18.00. Byliśmy świadkami,
jak zgraja oko
ło 10-15 wyrostków żydowskich, zaatakowała młodego żołnierza na ulicy, którą
przechodzili
śmy - przy pomocy noży, pałek, bagnetów. Każdy Żyd chciał mieć swój udział w mordzie.
Napadli na niego ca
łą grupą, gdy szedł sam ulicą. Stało się to około 50 do 100 metrów przed nami. My
te
ż szliśmy w tym samym kierunku co ten żołnierz. Widząc to wszystko i słysząc głosy zabijanego i
Żydów poczułem się słabo i zemdlałem. Ojciec wciągnął mnie do bramy kamienicy (...). Z bramy
zaci
ągnięty zostałem na klatkę schodową, gdzie powoli odzyskiwałem przytomność (...) Obraz ten
mam do dzisiaj w pami
ęci.
Mo
żnaby mnożyć przykłady podobnych jak powyższe historii zabójstw Polaków przez
zbolszewizowwanych
Żydów. Krzysztof Jasiewicz na przykład wymienia, w swej tak cennej pracy Lista
strat ziemia
ństwa polskiego 1939-1956, Witolda Rozwadowskiego (1912-1939), aresztowanego wraz
z ojcem prawdopodobnie we wrze
śniu 1939 roku. Według Jasiewicza Witold Rozwadowski został
zamordowany w wi
ęzieniu w Oszmianie przez kolegę Żyda (milicjanta w Oszmianie) (por. K.
Jasiewicz, Lista strat ziemia
ństwa polskiego 1939-1956, Warszawa 1995, s. 887).
Felicja Starosielec w przes
łanej do mnie relacji z 21 sierpnia 1999 r. podawała, że jej brat został
zabrany z gimnazjum brzeskiego, aresztowany, oskar
żony i rozstrzelany przez milicję żydowską.
Za po
średnictwem Tadeusza Kalinowskiego ze Skierbieszowa w powiecie zamojskim otrzymałem
przes
łane przez niego 22 sierpnia 1999 r. podpisane przez Józefa Chudzika z Majdana Sitanickiego
zeznanie na temat okoliczno
ści zamordowania dwóch żołnierzy polskich około 17 września 1939 roku.
Żołnierzy tych, idących w umundurowaniu, bez uzbrojenia, zabiła grupa uzbrojonych Żydów w
miejscowo
ści Wierzba na Zamojszczyźnie. Pan Chudzik, który sam był świadkiem mordu na
Polakach, powo
ływał się również na konkretne nazwiska innych świadków wspomnianej zbrodni.
Janina D
ługosz-Adamowska w nadesłanej do mnie relacji z 15 sierpnia 1999 r. opisując tragedię swej
rodziny mieszkaj
ącej na Kresach, wspominała: Kuzynkę Marię ze Zborowskich wywieziono na Sybir, a
m
ęża Rudolfa zabili Żydzi w domu, we Lwowie (lekarz z zawodu, były konkurent zawodowy i
oczywi
ście gnębiciel uciśnionych, bo pochodzenia hrabiowskiego).
W
ładysław Zańczuk w nadesłanej relacji z 26 sierpnia 1999 r. opisał zbrodniczy mord, najwyraźniej w
celach rabunkowych, dokonany na kobiecie-Polce i jej dziecku przez patrol ukrai
ńsko-żydowski w
rejonie miejscowo
ści Wołynka w październiku 1939 r. Zańczuk, we wrześniu obrońca twierdzy
brzeskiej, zdo
łał wraz z kolegą Władysławem Schlichtynem wydostać się z niewoli sowieckiej i
pod
ążał ku Włodawie wzdłuż torów kolejowych Brześć-Włodawa. W swej relacji tak pisał o tragicznym
wydarzeniu, które zaobserwowali: Id
ąc już torami, na wysokości miejscowości Wołynka zauważyliśmy
patrol w sk
ładzie dwóch ludzi z bronią na pasie (przedtem pisał, że był to patrol ukraińsko-żydowski -
J. R. N.), pod
ążający ścieżką do torów kolejowych (...). Z przeciwnego zaś kierunku zbliżała się do nas
kobieta z ma
łą dziewczynką, która niesie pod pachą bochenek chleba. Oceniając na oko odległość,
mog
ła wynosić około 120-150 metrów. Liczyliśmy, że patrol wpierw spotka się z kobietą.
Mimo wszystko, sytuacja troch
ę nas niepokoi - postanowiliśmy trochę zwolnić kroku. - Widzimy jak
patrol zatrzymuje kobiet
ę z dzieckiem, rozmowy żadnej nie słyszymy - po chwili dochodzi do dwóch
strza
łów (...) Kobieta z dzieckiem zginęła, bo była Polką i miała futro (...) Chociaż było tak dawno, ale
wszystko pami
ętam, jakby było to dzisiaj, mieli nie więcej niż 18-20 lat - jeden był Żydem, drugi
Ukrai
ńcem.
Masakry wi
ęźniów
Jedn
ą z najczarniejszych plam w historii antypolskich działań zbolszewizowanych Żydów w czasie
wojny by
ł ich bardzo aktywny udział w mordowaniu polskich więźniów w czasie sowieckiego odwrotu
po napa
ści na ZSRR w czerwcu 1941 roku. Chodziło o mordy na masową skalę. Autorzy
dokumentalnej pracy na ten temat: Krzysztof Popi
ński, Aleksander Kokurin i Aleksander Gurjanow
oceniali,
że w toku pospiesznej "ewakuacji" więźniów zginęło od 20.000 do 30.000 polskich obywateli,
g
łównie Polaków i Ukraińców. Zginęli zamordowani w więzieniach i w toku samej ewakuacji. Z kolei
wed
ług ocen Stanisława Kalbarczyka w czasie czerwcowej "ewakuacji" z wszystkich więzień
sowieckich zgin
ęło razem około 50.000 do 100.000 ofiar. I tak na przykład w więzieniu w Łucku
prze
żyło masakrę tylko 90 z około 2.000 więźniów.
Ze wzgl
ędu na zmasowany charakter mordowania polskich więźniów (a także ukraińskich) w
wi
ęzieniach i w czasie "ewakuacji" w czerwcu 1941 roku, tym istotniejsze jest pełne zbadanie
konkretnej odpowiedzialno
ści zbolszewizowanych Żydów, uczestniczących w roli katów w owych
masakrach. A by
ła to rola, niestety dość znacząca. Jak pisał Mark Paul w odniesieniu do zbrodni w
czerwcu 1941 roku: Istnieje wiele autentycznych raportów o miejscowych
Żydach w służbie sowieckiej,
uczestnicz
ących w egzekucjach więźniów, przeprowadzonych na szeroką skalę przez sowiecką
s
łużbę bezpieczeństwa w owym czasie (por. tekst M. Paula: Jewish-Polish Relations in the Soviet-
Occupied Poland 1939-1941, zamieszczony w ksi
ążce The Story of Two Shtetls, Brańsk and
Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz. 2, s. 218).
W ksi
ążce Zbrodnicza ewakuacja więzień i aresztów NKWD na Kresach Wschodnich II
Rzeczypospolitej w czerwcu-lipcu 1941 roku napisano mi
ędzy innymi o udziale zbolszewizowanych
Żydów w mordowaniu więźniów w Łucku, Oszmianie i Wołożynie. We wspomnianej książce
wymieniono po nazwisku - w oparciu o wyniki
śledztw - niektóre osoby narodowości żydowskiej, które
pe
łniły służbę w więzieniach, gdzie popełniono masakry. Byli wśród nich między innymi Szloma Szlut,
Karp - kobieta narodowo
ści żydowskiej, Mohylow - Żyd-kierowca, Krelensztejn, również narodowości
żydowskiej. Szczególną brutalnością "wyróżniły się" strzelające do więźniów ustawionych na
dziedzi
ńcu więziennym dwie Żydówki z Łucka: Blumenkranz, lat 20, córka właściciela sklepu
obuwniczego z ulicy Jagiello
ńskiej i Spiglówna (brak bliższych danych).
Poza udzia
łem w masakrach w Łucku, Oszmianie i Wołożynie, udział zbolszewizowanych Żydów
odnotowano mi
ędzy innymi w mordowaniu Polaków w Czortkowie (co już wcześniej opisałem), w
Tarnopolu, w okolicach Bra
ńska.
Ksi
ądz Wacław Szetelnicki pisał, że 21 czerwca 1941 roku wraz z wybuchem wojny niemiecko-
sowieckiej, wycofuj
ący się Sowieci wymordowali w więzieniach zamkniętych tam Polaków i Ukraińców.
Stwierdzono,
że w więzieniu tarnopolskim w mordowaniu brali udział trzej Żydzi z Trembowli:
doro
żkarz Kramer, Dawid Kuemmel i Dawid Rosenberg (por. książkę ks. W. Szetelnickiego,
Trembowla. Kresowy bastion wiary i polsko
ści, Wrocław 1992, s. 213). W tym przypadku dokładne
nazwiska
żydowskich katów Polaków są więc dobrze znane. Pytanie, czy Instytut Pamięci Narodowej
wszcz
ął śledztwo w tej sprawie, a jeśli wszczął, to dlaczego wiadomość o tym nie jest szerzej znana
polskiej opinii publicznej?
Szokuj
ące informacje na temat zbrodni popełnionej przy współudziale Żydów na 40 Polakach z okolic
Bra
ńska znajdujemy w publikowanym rok temu tekście Zbigniewa Romaniuka. Jego autor jest
cz
łowiekiem znanym z niezwykle gorącej troski o pielęgnowanie śladów żydowskiej przeszłości w
Bra
ńsku i o stwarzanie możliwości prawdziwie głębokiego dialogu polsko-żydowskiego. Przejęty tymi
ideami, kilka lat temu, nawet nazbyt naiwnie zaufa
ł w dobre intencje Mariana Marzyńskiego,
kr
ęcącego film "Shtetl", który później okazał się tendencyjnym paszkwilem polakożerczym. Tym
godniejsze uwagi s
ą więc stwierdzenia Zbigniewa Romaniuka, oparte na prowadzonych przez niego
badaniach historii miasta Bra
ńska w 1939 roku. Romaniuk mówił między innymi: Główna Komisja
Bada
ń Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu bada obecnie sprawę szokującego mordu na około 40
osobach z Ciechanowca, Bra
ńska i otaczających je terenów. W czerwcu 1941 roku, dosłownie na
godziny przed wej
ściem Niemców do Brańska, sowieckie NKWD w towarzystwie dwóch żydowskich
policjantów z Bra
ńska eskortowało wyżej wspomnianą grupę do więzienia w Białymstoku. Po drodze
natrafili oni na dzia
łania wojenne i musieli zrobić odwrót. Blisko wioski Folwarki Tylwickie, niektórych
wi
ęźniów rozstrzelano, innych z braku kul zabito bagnetami i kolbami karabinów (por. tekst wywiadu
W. Wierzewskiego z Z. Romaniukiem, opublikowanego w ksi
ążce The Story... op. cit, cz. I, s. 26).
Romaniuk w odr
ębnym tekście przytoczył nazwiska niektórych osób zamordowanych 23 czerwca
1941 r. w Folwarkach Tylwickich. Byli w
śród nich między innymi nauczycielka Helena Zaziemska,
nauczycielka Szlezinger (z domu Klukowska?) i przedsi
ębiorca, Ignacy Płoński.
By
ła mieszkanka Kresów Wschodnich Maria Antonowicz pisała w nadesłanej do mnie relacji z 15
sierpnia 1999 r. o udziale
żydowskiej bojówki w mordowaniu polskich więźniów w Berezweczu.
Wed
ług jej relacji: Prawie wszystkich mężczyzn z naszego transportu (w tym mego ojca)
przetransportowano do wi
ęzienia w Berezweczu (dawny klasztor) koło Głębokiego i tu zaczęła się ich
gehenna, wo
łająca na próżno o pomstę do nieba. Wiemy o tym od mojej matki, która już nie żyje, tak
jak wi
ększość z pokolenia rodziców, którzy tyle mieliby do powiedzenia, a musieli milczeć przez pół
wieku i najcenniejsze fakty z zakresu "bia
łych plam" zabrali do grobu (...) Po wkroczeniu Niemców
otwarto bramy wi
ęzienia w Berezweczu. Miejscowi Polacy szukali swoich bliskich. Na terenie
wi
ęzienia zastali doły pełne okaleczonych trupów, powiązanych drutem. Część ciał nie posiadała
ko
ńczyn, uszu, języka. Wszystko wskazywało na to, że przed śmiercią byli okrutnie torturowani.
Wed
ług relacji świadków mordu dokonało NKWD przy udziale żydowskiej bojówki. Więźniów, których
nie zd
ążono zamordować (podobno około 2.000), pędzono na wschód (...) Na drodze koło wsi
Niko
łajewo NKWD wymordowało całą kolumnę więźniów (...). Nie znam przypadku ocalenia Polaka
przez
Żyda, a była ku temu okazja w czasie okupacji sowieckiej i PRL. Za polski holocaust nikt nas
nawet nie przeprosi
ł (poza Niemcami). My, Kresowiacy straciliśmy nie tylko swoich bliźnich, ale także
domy, ziemie, rodzinne pami
ątki, cały dobytek i groby, które pokrywa niepamięć, żeby wszelki ślad po
nas zagin
ął (...) Polacy znają holocaust Żydów i "akcję Wisła", a nie znają "akcji Syberia". Polacy
znaj
ą mord kielecki a nie znają liczby ofiar naszych dzieci, które zginęły na Syberii z głodu i zimna
oraz hekatomby ofiar zsy
łek, więzień i łagrów sowieckich. A przecież do tych ofiar przyczynili się w
du
żej mierze Żydzi, współpracujący z NKWD, a później w UB.
Podane przez pani
ą Antonowicz informacje o szczególnie okrutnym mordowaniu polskich więźniów w
Berezweczu znajduj
ą potwierdzenie również w innych źródłach. Między innymi prof. Ryszard
Szaw
łowski pisał w swej znakomitej monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 roku o dopuszczeniu się
przez Sowietów potwornych tortur wobec wi
ęźniów polskich przed ich wymordowaniem,
masakrowaniu, wyd
łubywaniu oczu, odcinaniu kończyn.
Wymienione tu przyk
łady stanowią zapewne tylko część znacznie szerszego bilansu morderstw
pope
łnionych na Polakach w latach 1939-1941 przez zbolszewizowanych Żydów. Sprawy te
wymagaj
ą szczegółowych, żmudnych badań i weryfikacji. Istnieją przeróżne informacje o zbrodniach
na Polakach, które wymagaj
ą dokładnego sprawdzenia i zarazem ujawnienia ich faktycznych
sprawców. Oto kilka typowych przyk
ładów takich spraw wymagających szczegółowego zbadania, z
którymi zetkn
ął się w wyniku lektury publikacji książkowych i prasowych oraz nadesłanych do mnie
relacji.
By
ły mieszkaniec Lwowa w czasach wojny - Zbigniew Schultz, w skierowanym do mnie liście z dnia 28
marca 1996 roku, pisa
ł o swych informacjach na temat antypolskich działań współwłaściciela
kamienicy, w której mieszka
ł - młodego, żonatego Żyda o nazwisku Schechter (Chodziło o kamienicę
we Lwowie przy ulicy
św. Kingi 10). Według listu Z. Schultza: współwłaściciel kamienicy Schechter
wraz ze swym bratem i matk
ą mieli przed wojną duży sklep spożywczy. Po wkroczeniu 22 września
1939 r. sowieciarzy do Lwowa rozpocz
ął on pracę w NKWD. Jego służąca, młoda Żydówka o imieniu
Tinka, w tym czasie przychodzi
ła do nas i opowiadała, że jej pan przychodzi często z pracy w
pokrwawionej koszuli. Przekonywa
ła nas, że jej pan morduje więźniów politycznych w więzieniu
lwowskim.
Wed
ług wspomnień Władysława Poboga-Malinowskiego: Pod Czortkowem zginęło śmiercią
m
ęczeńską kilku oficerów i żołnierzy, napadniętych o świcie przez komunistów, Ukraińców i Żydów
(por. W. Pobóg-Malinowski, Na rumu
ńskim rozdrożu (fragmenty wspomnień), Warszawa 1990, s. 9).
W. Pobóg-Malinowski tylko informuje o zabójstwach na oficerach i
żołnierzach polskich, a niezbędne
by
łoby uściślenie ich nazwisk i nazwisk sprawców mordu popełnionego na nich.
Innym przyk
ładem sprawy wymagającej szczegółowego zbadania jest wspomniana w nadesłanej do
mnie relacji z wrze
śnia 1999 r. Tadeusza Maciejewskiego historia mordu dokonanego przez Żydów w
Raduniu na czterech Polakach. Zabity zosta
ł wówczas między innymi sąsiad Maciejewskiego -
Bierecewicz.
Mord w Brzostowicy Ma
łej
Wa
żne nowe fakty o mordowaniu Polaków na Kresach przez zbolszewizowanych Żydów odsłonił
historyk Marek Wierzbicki w wydanej w 2000 roku w Warszawie ksi
ążce Polacy i Białorusini w zaborze
sowieckim.
Wierzbicki pisa
ł głównie o białoruskiej kolaboracji z Sowietami, ale przytoczył również sporo informacji
na temat zbrodniczych dzia
łań niektórych zbolszewizowanych Żydów, mordujących po 17 września
1939 r. polskich oficerów, urz
ędników itp. Pisał np. na s. 116 swej książki, iż w Sokółce szewc
Go
łdacki, Żyd, zastrzelił trzech policjantów. Tego samego dokonał kowal Abel Łabędych we wsi
Bogusze 24 wrze
śnia".
Szczególnie wstrz
ąsające były zawarte w książce Wierzbickiego opisy niektórych mordów na
Polakach, dokonanych przez zbolszewizowane bandy
żydowsko-białoruskie. Opisał m.in. (ss. 70-72)
histori
ę bestialskiego mordu dokonanego na Polakach w gminie Mała Brzostowica przez bandę
komunistyczn
ą, składającą się z Żydów i Białorusinów i przewodzoną przez żydowskiego handlarza
Ajzika. Zbolszewizowani bandyci obu nacji zamordowali wówczas hrabiostwo L. i A. Wo
łkowickich, ich
szwagra oraz wójta gminy, sekretarza urz
ędu gminnego, kasjera, listonosza i miejscowego
nauczyciela. Polskie ofiary "napojono" najpierw wapnem, a nast
ępnie wrzucono do dołu z wapnem i
zasypano, mimo
że większość ofiar jeszcze żyła. Później komunistyczni bandyci ugniatali miejsce,
gdzie wrzucono ofiary, nogami, poniewa
ż ziemia ciągle pękała. Robiono tak dotąd, aż zniknęły
wszystkie szczeliny.
Jak pisa
ł Wierzbicki: Z przytoczonej relacji wynika, że zamordowanie Wołkowickich musiało wydarzyć
si
ę po przybyciu Sowietów do gminy Indura, co nastąpiło między 19 a 20 września. Natomiast zgodnie
z ustaleniami Krzysztofa Jasiewicza, Wo
łkowiccy i pozostałe osoby zostały zamordowane w nocy z 17
na 18 wrze
śnia. NKWD nie tylko nie ukarało sprawców zbrodni, lecz kilku z nich wynagrodziło
przyj
ęciem do milicji (...) Sam Ajzik otrzymał stanowisko przewodniczącego kooperatywu, co jeszcze
bardziej wzmocni
ło jego pozycję społeczną. (Tamże, s. 71-72; podkr. - J. R. N.)
Dani
łki, Świsłocz, Tomaszówka...
Do licznych okrutnych morderstw na Polakach dosz
ło również we wsiach Daniłki, Aminowce, w
Massalanach, Szyd
łowiczach i Zajkowszczyźnie. Zamordowano tam sołtysa wsi Daniłki
Sadowniczego, jego syna i brata, in
żyniera Witolda Berettiego (z pochodzenia Włocha), żonę i
szwagierk
ę dzierżawcy majątku Golnie Antoniego Kozłowskiego, a później samego Kozłowskiego,
dwóch le
śniczych z ordynacji Bispinga i zarządcę majątku Zajkowszczyzna - Apolinarego
Ja
źwińskiego. Według książki Marka Wierzbickiego działaniami grup elementów komunistycznych i
kryminalnych, które dokona
ły tych mordów miał kierować zdaniem świadków komitet rewolucyjny w
Wielkiej Brzostowicy. Wierzbicki pisze o dzia
łalności tego komitetu: Przewodniczył mu Żyd nazwiskiem
(lub mo
że o pseudonimie - J. R. N.) Żak Motyl, a członkami byli Żydzi, Białorusini i jeden Polak. (M.
Wierzbicki: op. cit., s. 76).
Wierzbicki pisze równie
ż (na s. 86-87) o zbrodniczych działaniach "rewolucyjnego komitetu" w
miasteczku Zelwa, zorganizowanego po zbrojnej rewolcie tamtejszej skomunizowanej ludno
ści
bia
łoruskiej i żydowskiej. W rezultacie działań tego komitetu 21 września 1939 roku rozstrzelano 12
Polaków. Wed
ług Wierzbickiego być może właśnie wtedy zamordowano m.in. ziemianina Jerzego
Bo
łądzia (przed wojną posła na Sejm) i proboszcza z Zelwy - księdza Jana Kryńskiego.
Z kolei (wg Wierzbickiego: op. cit., s. 87) w wyniku dzia
łań bojówek żydowsko-ukraińskich wokół
Świsłoczy zamordowano m.in. nauczyciela spod Świsłoczy; zaginął również uprowadzony przez tą
grup
ę zawiadowca stacji Świsłocz.
Wierzbicki (op. cit., s. 98) przytoczy
ł również dramatyczną relację kupca drzewnego narodowości
żydowskiej Jechiela Szlachtera z osady Tomaszówka powiatu brzeskiego. Opisywał on w niej
zbrodnicz
ą działalność band grasujących w okolicach powiatu lubomelskiego i brzeskiego po 17
wrze
śnia 1939 roku, które miały na celu sianie terroru i dopuszczanie się gwałtu na przybywających z
okupacji niemieckiej. Wed
ług Szlachtera: Bandy, które tam grasowały składały się z Żydów,
Ukrai
ńców i Białorusinów (...) Działalność tych band polegała na niszczeniu uciekającej z terenu
niemieckiego inteligencji polskiej. Wed
ług Szlachtera bandy zamordowały wielką ilość Polaków,
których masowe groby znajduj
ą się w lasku sosnowym na drodze z Tomaszówki do Polenca i w
Szacku, 200 metrów od cmentarza.
Czy b
ędą rozliczone zbrodnie na Polakach?
Wymienione tu przyk
łady wskazują, że w latach 1939-1941 doszło do licznych przypadków
mordowania Polaków przez zbolszewizowanych
Żydów. Prawda o tym powinna być wreszcie
ujawniona, zw
łaszcza teraz, gdy próbuje się przedstawiać tak oszczerczy obraz Polaków jako narodu
rzekomo morduj
ącego Żydów i "wspólników Hitlera". Zdumiewa tak wielka pasywność okazana w tej
sprawie po 1989 roku, najpierw przez G
łówną Komisję Badania Zbrodni na Narodzie Polskim, a teraz
przez Instytut Pami
ęci Narodowej. Czy wymogi lewackiej i filosemickiej "poprawności politycznej" mają
wci
ąż przeszkadzać w ujawnieniu mordów popełnianych na Polakach przez Żydów i w ich ściganiu?
Dlaczego mamy unika
ć powiedzenia całej prawdy o nikczemnych mordach popełnionych przez
zbolszewizowanych
Żydów na swych bliźnich tylko dlatego, że jakoby musimy szczególnie uważać na
to, by nie urazi
ć wrażliwości Żydów jako ofiar holocaustu. My też byliśmy jako naród ofiarą holocaustu,
sam straci
łem wtedy ojca, ale jakoś nikt, a zwłaszcza duża część Żydów, nie chce pamiętać o naszych
cierpieniach i nie liczy si
ę z naszą wrażliwością. Nie tylko przemilcza się prawdę o polskiej
martyrologii, lecz wytacza si
ę przeciw nam coraz ohydniejsze kalumnie. Byłem i będę zawsze za
zbadaniem wszelkich przejawów niegodziwo
ści popełnionych przez poszczególnych Polaków wobec
ludzi ze swego narodu czy wobec ludzi z innych narodów. Nie powinno by
ć pobłażania dla pamięci
jakichkolwiek szmalcowników, jakichkolwiek wspólników zbrodni w s
łużbie któregokolwiek ze
zbrodniczych totalitaryzmów. Ale pami
ęć o polskich ofiarach każe nam raz wreszcie zadbać o należyte
pokazanie zbrodni pope
łnionych na Polakach przez przedstawicieli różnych narodów, bez
ró
żnicowania, czy pochodzą z narodów "lepszych" czy "gorszych", mniej czy bardziej "wybranych".
Nie mo
że być dwóch miar. Przypominajmy i czcijmy pamięć oficerów polskich żydowskiego
pochodzenia i rabina Barucha Steinberga - ofiar zbrodni katy
ńskiej. Pokazujmy jednak również i
odpowiedzialno
ść żydowskich śledczych z Kozielska czy Starobielska, gorliwie donoszących na
polskich oficerów za ich "kontrrewolucyjny szowinizm" (vide meldunki H. A. Eljmana).
Najwy
ższy czas, aby wreszcie przystąpić do systematycznego zbierania świadectw od ostatnich,
jeszcze
żyjących świadków polskiego holocaustu, tego najbardziej przemilczanego holocaustu z rąk
sowieckich, dokonanego przy pomocy zbolszewizowanych
Żydów.
W ponad 60 lat po rozpocz
ęciu czarnej serii zbrodni na narodzie polskim, tym niezbędniejsze jest
podj
ęcie apelu o przyspieszenie wyświetlania kulisów popełnianych wówczas zbrodni, badania tropów
prowadz
ących na ślad ich wykonawców. Każda informacja w tej sprawie powinna być zbadana i nie
lekcewa
żona, póki jest szansa, że można dotrzeć do świadków tamtych tragicznych wydarzeń. Wielu
świadków zbrodni popełnianych na Polakach wymarło, niektórzy są w podeszłym wieku, tak jak 87-
letni dzi
ś Tadeusz Maciejewski, który nadesłał do mnie informację o zamordowaniu czterech Polaków
w Raduniu. Najwy
ższy czas, by przyspieszyć badanie spraw popełnionych zbrodni.
Mord w Koniuchach - wiele relacji, nie ma winnych?
Zdumiewa,
że prezes Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leon Kieres, mający dość czasu na
peregrynacje po Stanach Zjednoczonych i wydawanie pochopnych, przedwczesnych o
świadczeń
przed zako
ńczeniem śledztwa, jak dotąd nie podjął publicznie sprawy masowych mordów na
Polakach. Nie my
ślę tu tylko o masakrach popełnionych na wielu dziesiątkach tysięcy Polaków przez
szowinistów ukrai
ńskich, ale również o masowym ludobójczym mordzie, popełnionym w 1944 roku na
ch
łopach polskich ze wsi Koniuchy przez żydowskich partyzantów komunistycznych. A przecież
ustalenie sprawców tego okrutnego mordu nie jest szczególnie trudne - paru z nich chlubi
ło się swymi
zbrodniczymi "dokonaniami".
Chaim Lazar opisywa
ł w książce Destruction and Resistance (New York, Shengold Publishers, 1985,
s. 174-175): Pewnego wieczoru stu dwudziestu partyzantów z wszystkich obozów, uzbrojonych w
najlepsz
ą broń, wyruszyło w kierunku wsi. Było wśród nich około 50 Żydów, przewodzonych przez
Jaakowa Prennera. O pó
łnocy przybyli oni na kraniec wsi i zajęli odpowiednie pozycje. Rozkaz
nakazywa
ł nie pozostawić ani jednej żywej duszy. Nawet zwierzęta domowe miały być wybite, a cała
w
łasność zniszczona... Sygnał dano tuż przed świtem. W ciągu niewielu minut otoczono wieś z trzech
stron. Z czwartej strony by
ła rzeka i jedyny most, który znajdował się w rękach partyzantów.
Partyzanci, z zawczasu przygotowanymi pochodniami, podpalali domy, stajnie i spichlerze, otwieraj
ąc
intensywny ostrza
ł domów... Półnadzy chłopi wyskakiwali z okien, szukając drogi ratunku. Wszędzie
czeka
ły na nich jednak nieszczęsne kule. Wielu wskakiwało do rzeki i płynęło nią ku drugiemu
brzegowi, ale i ich równie
ż spotka ten sam los. Misja została wypełniona w ciągu krótkiego czasu.
Sze
śćdziesiąt rodzin, liczących około 300 ludzi, zostało wybitych; nikt z nich nie przeżył.
Przypomnijmy równie
ż inny opis całej rzezi, znajdujący się w książce żydowskiego autora Izaaca
Kowalskiego: A Secret Press in Nazi Europe: The Story of a Jewish United Organization (New York:
Central Guide Publishers, 1969, s. 333-334), przytoczony równie
ż w książce Anthology of Armed
Jewish Resistance, 1939-1945, wyd. przez I. Kowalskiego i in., (Brooklyn, New York, Jewish
Combatants Publishing House, 1991, vol. IV, s. 390-391): Komendant naszej bazy wyda
ł rozkaz, aby
wszyscy zdolni do walki m
ężczyźni przygotowali się w ciągu godziny do wykonania operacji...
Widzia
łem partyzantów nadchodzących z różnych kierunków, z różnych oddziałów. ... Nasz oddział
dosta
ł rozkaz zniszczyć wszystko, co się rusza i spalić wieś do fundamentów. O dokładnie oznaczonej
godzinie wszyscy partyzanci na wszystkich ko
ńcach wsi rozpoczęli zalewać wieś ogniem karabinów i
karabinów maszynowych, wraz z kulami zapalaj
ącymi. Spowodowało to zapalenie się słomianych
strzech domów. Wie
śniacy i mały niemiecki garnizon odpowiedział ciężkim ostrzałem, lecz po dwóch
godzinach wie
ś wraz z ufortyfikowanym schronem została całkowicie zniszczona. Nasze straty
wynios
ły dwóch ludzi, którzy zostali lekko ranni.
Kolejny
żydowski autor - Rich Cohen opisywał w książce The Avengers (New York: Alfred A. Knopf,
2000, s. 145): Partyzanci - Rosjanie, Litwini i
Żydzi - zaatakowali Koniuchy od pól, ze słońcem
świecącym im w plecy. Doszło do strzałów z karabinów maszynowych z wież strażników. Partyzanci
odpowiedzieli ogniem. Ch
łopi ukryli się w swych domach. Partyzanci rzucali granaty na dachy i domy
eksplodowa
ły w płomieniach. Inne domy zostały podpalone pochodniami. Chłopi uciekali przez drzwi
domów i uciekali uliczkami. Partyzanci
ścigali ich, zabijając strzałami mężczyzn, kobiety, dzieci. Wielu
ch
łopów uciekało w kierunku niemieckiego garnizonu, przy cmentarzu na krańcu miasta. Komendant
partyzantów, przewidziawszy ten ruch, umie
ścił grupę ludzi ukrytych za grobami, Gdy ci partyzanci
otworzyli ogie
ń, chłopi zawrócili, tym razem jednak trafiając na żołnierzy, idących od tyłu. Setki
ch
łopów zginęły, schwytane w krzyżowy ogień.
Puszcza Rudnicka o
śmieliła się bronić
Z ksi
ążki Isaaca Kowalskiego A Secret Press in Nazi Europe (op. cit., s. 405-407) znane są nazwiska
niektórych
żydowskich partyzantów z Puszczy Rudnickiej: Israel Weiss, Schlomo Brand, Chaim Lazar,
Jacob Prener, Isaac Kowalski, Zalman Wolozni.
Co spowodowa
ło tę tak okrutną masakrę chłopów ze wsi Koniuchy? [porownaj
Morderstwo w
Koniuchach
- wtr. WK] Polscy ch
łopi ze wsi Koniuchy, w pobliżu Puszczy Rudnickiej, zorganizowali
jednostk
ę samoobrony, która miała za cel chronienie wsi przed ciągłymi rekwirowaniami żywności
przez wpadaj
ące do wsi jednostki partyzanckie. Stąd, pod koniec kwietnia 1944 r., według żydowskich
źródeł, wybrano wieś Koniuchy dla aktu zemsty i zastraszenia. Żydowski autor Chaim Lazar (op. cit.,
s. 174-175) przedstawia wie
ś Koniuchy jako rzekome centrum intryg przeciwko partyzantom. Z kolei
Isaac Kowalski pisze,
że Koniuchy znajdowały się dziesięć kilometrów od bazy partyzanckiej, ale
nigdzie nie wspomina, aby mieszka
ńcy wsi uczestniczyli w tropieniu partyzantów żydowskich czy
sowieckich. (Jak komentowa
ł polonijny autor z Kanady Mark Paul, takie działanie byłoby samobójcze
dla samych ch
łopów). Kowalski zarzuca mieszkańcom Koniuchów, że strzelali do partyzantów
przechodz
ących przez wieś dla wykonywania różnych niewyszczególnionych po imieniu ważnych i
niebezpiecznych misji. Zdaniek Marka Paula, nic nie zmusza
ło partyzantów do ciągłego
przechodzenia przez wie
ś oddaloną o 10 km od ich bazy dla wykonywania misji i widoczne jest, że
chodzi
ło o rekwirowanie żywności. Według polskiego historyka Kazimierza Krajewskiego (w książce
Na Ziemi Nowogródzkiej, s. 511-512) wie
ś Koniuchy nie była żadną fortecą, a cały "arsenał" chłopów
sk
ładał się z kilku zardzewiałych karabinów. Krajewski przypomniał również, że 27 kwietnia 1944 r., na
krótko przed atakiem na Koniuchy, sowieccy partyzanci zaatakowali ma
łą wioskę Niewoniańce, która
wspiera
ła Armię Krajową. Wymordowano dwie rodziny członków AK - osiem osób - a ich domostwa
spalono do fundamentów.
Żydowscy kolaboranci
W poprzednim G
ŁOSIE pisałem o barbarzyńskim zniszczeniu polskiej wioski i wymordowaniu
jej wszystkich mieszka
ńców (ok. 300 osób) przez sowieckich partyzantów, głównie Żydów, w
kwietniu 1944 roku. Wymordowano ich w odwecie za to,
że organizowali samoobronę chłopów
przeciw wci
ąż ponawianym rabunkom wsi. Przez rzeź w Koniuchach [porownaj
Morderstwo w
Koniuchach
- wtr. WK] chciano zastraszy
ć inne wsie polskie, by nie odważyły się bronić przeciw
wci
ąż ponawianym rabunkom. Przytaczałem fragmenty książek żydowskich autorów,
wydanych w USA, w których otwarcie chwalili si
ę dokonaną na polskich chłopach rzezią.
Zapytywa
łem w związku z tym dlaczego prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres nie
podj
ął dotąd sprawy okrutnej rzezi na Polakach w Koniuchach, choć sprawcy mordu są znani,
a niektórzy nawet pyszni
ą się swą zbrodnią.
Z tym wi
ększą satysfakcją mogę dziś poinformować czytelników GŁOSU, że zaledwie kilka dni po
moim tek
ście, 23 lutego, "Rzeczpospolita" poinformowała, że Instytut Pamięci Narodowej wszczął
śledztwo w sprawie mordu na polskich chłopach we wsi Koniuchy. Okazało się, że w lutym w tej
sprawie pismo do IPN wystosowa
ł Kongres Polonii Kanadyjskiej. Zdumiewa jednak fakt, że o
wszcz
ęciu śledztwa ogłoszono tylko w "Rzeczpospolitej", podczas gdy fakt ten przemilczano w tak
wp
ływowych dziennikach, jak "Gazeta Wyborcza" czy "Życie", nie mówiąc o telewizji. Zdumiewa
równie
ż informacja podająca, że bada się sprawę o odpowiedzialności za zbrodnie partyzantów
sowieckich, nie podaj
ąc, że trzon uczestników rzezi w Koniuchach stanowili partyzanci żydowscy. Jak
dot
ąd jakoś partyzanci sowieccy z innych narodowości, którzy uczestniczyli w rzezi, nie chwalili się
swym udzia
łem.
Rozenblat ujawnia zbrodnie komunistów
żydowskich
Wybielaj
ącym kolaborację Żydów na Kresach fałszerstwom Grossa jednoznacznie przeczą najnowsze
ustalenia
żydowskiego naukowca z Brześcia Litewskiego na Białorusi Eugeniusza Rozenblata. Jest on
wytrawnym znawc
ą dziejów Żydów na Kresach, a przy tym historykiem, a nie socjologiem, jak Gross.
W szkicu naukowym "Jewrei w sisteme me
żnacjonalnych otnoszenii w zapadnych obłastiach Bełarusi,
1939-1941 g.", publikowanym w r. 2000 na
łamach "Bełaruskiego histarycznego zbornika", 13,
Rozenblat pisa
ł m. in.:
"W pierwszych tygodniach wojny
Żydzi, wykorzystując ucieczkę przedstawicieli polskiej administracji,
przejawili inicjatyw
ę jeszcze przed wkroczeniem części Armii Czerwonej i zapełnili za zgodą lub bez
zgody pozosta
łej ludności powstałą wtedy próżnię władzy praktycznie we wszystkich miastach i
miasteczkach Zachodniej Bia
łorusi, gdzie ludność żydowska nierzadko stanowiła większość
mieszka
ńców. W tym okresie aktywność żydowskiej ludności wyrażała się w formowaniu struktur
aparatu przemocy dla poparcia systemu spo
łecznego (robotniczej gwardii, oddziałów milicji,
rozlicznych komitetów, itd. ...). Stworzone przez nich organizacje wzi
ęły na siebie funkcje zbierania
broni, aresztowania przedstawicieli polskiej armii i aparatu w
ładzy. W mieście Pińsku, dzięki czujności
gwardii robotniczej, aresztowano ministra sprawiedliwo
ści polskiego rządu Michałowskiego,
rozpoznanego przez by
łego członka KPZB Basię Giller"
(Wed
ług opracowanego przez J. Fronczaka w 2 tomie "Słownika biograficznego działaczy polskiego
ruchu robotniczego biogramy Barbary (Baszy, Lei) Giller po wojnie by
ła ona m. in. kierownikiem
katedry w Centralnej Szkole Ministerstwa Bezpiecze
ństwa Publicznego w Łodzi).
Zadenuncjowanie przez Giller sko
ńczyło się tragicznie dla b. polskiego ministra sprawiedliwości.
Skazany na pobyt w sowieckim wi
ęzieniu zmarł (być może został zamordowany) w 1941 r. w czasie
ewakuacji wi
ęzień sowieckich.
E. Rozenblat akcentowa
ł również znaczenie udziału zbolszewizowanych Żydów w wystąpieniach
zbrojnych przeciw polskiej armii we wrze
śniu 1939 r. Według jego ustaleń w tak wysławianym przez
historiografi
ę sowiecką antypolskim powstaniu w mieście Skidel Żydzi stanowili większość
uczestników. Opisuj
ąc rolę prosowieckich żydowskich ochotników, patrolujących miasta, Rozenblat
pisa
ł, że:
"Uzbrojone formacje s
łużyły nie tylko jako środek obrony żydowskiej ludności od możliwych konfliktów
mi
ędzy narodowościami, lecz same również stanowiły zagrożenie dla określonej części ludności
polskiej. Zabójstwa i grabienie Polaków mia
ły dwojaki charakter. W jednych przypadkach były to
polityczne akcje, skierowane przeciwko przedstawicielom polskiej w
ładzy. I tak gwardia robotnicza
miasta Pi
ńska na czele z b. członkiem KPZB Benjaminem Dodiukiem, w której skład weszli M.
Żukowski-Zilberg, G. Szkliarnik, Sz. Szklarnik, Władimir Antonowicz, Abram Gorbat, Judel Kot i in.,
rozstrzeliwa
ła na miejscu polskich oficerów i policjantów, zatrzymanych z bronią w ręku, w innych
przypadkach jako motyw mordu wyst
ępowała chęć wzbogacenia się kosztem swych ofiar. We wsiach
podobne dzia
łania dokonywane były głównie przez Białorusinów, w miastach i miasteczkach - przez
Żydów."
Zdominowanie administracji przez "aktyw"
żydowski
Do szczególnie bezczelnych fa
łszów Grossa należą powtarzane parokrotnie w "Upiornej dekadzie"
twierdzenia stanowczo zaprzeczaj
ące masowemu udziałowi Żydów w sowieckiej administracji. Gross
gromko zapewnia i
ż "Żydzi są wymieniani w obsadzie lokalnych organów władzy bardzo rzadko"
("Upiorna...", op. cit., s. 78), albo,
że udział Żydów w obsadzie różnego typu komitetów prosowieckich
"by
ł znikomy" (tamże, s. 77). I na dowód tego wylicza na niemal całą stronę 77 składów niektórych
komitetów na wsiach, np. wsi
Żurawice czy gminie Chotiaczów, podając, że tam najwyraźniej
dominowali nie-
Żydzi. Przytacza nazwiska Jakuba i Dymitra Maksimczuka, Danelo Hantiuka, Iwana
Maciochy, Wasyla Szostaka, etc. Manipulacja Grossa ma na celu oszukanie niezorientowanych
czytelników. Otó
ż, jak powszechnie wiadomo, na wsiach kresowych, gdzie Żydów zamieszkiwało
stosunkowo niewielu, w komitetach rewolucyjnych i milicji dominowali Bia
łorusini i Ukraińcy. Inaczej
natomiast wygl
ądała sytuacja w miastach i miasteczkach, co szalbierczo pomija Gross. Otóż wszędzie
tam w prosowieckich komitetach rewolucyjnych, milicji, s
ądach, prokuraturach zdecydowanie
dominowali zbolszewizowani
Żydzi. I oni właśnie dali się szczególnie we znaki polskiej ludności miast i
miasteczek.
Aby dok
ładnie udowodnić fałszerstwa Grossa, który wylicza składy władz we wsi Żurawicy czy gminie
Chotiaczów przytocz
ę jakże wymowne, a szalbierczo przemilczane przez Grossa składy sowieckich
w
ładz po 17 września w niektórych miejscowościach, w tym w takich miastach jak Stanisławów, Łuck
czy Zamo
ść. W przeważającej mierze oprę się przy tym na świadectwach Żydów, bez porównania
uczciwszych od hochsztaplerskiego autora "Upiornej Dekady" i "S
ąsiadów". Oto niektóre, jakże
wymowne, przyk
łady.
W ksi
ążce o "mniejszym z dwóch zeł" na temat sytuacji Żydów pod panowaniem sowieckim 1939-
1941
żydowski historyk Dov Levin pisał, że: "Już w początkowych dniach obecności Armii Czerwonej
we wschodniej Polsce, cz
ęści Rumunii i w krajach bałtyckich - a w pewnych przypadkach nawet przed
ich przej
ęciem - Żydzi byli aktywni w tworzeniu instytucji nowego rządu. Oni wyróżniali się w
gwardyjskich formacjach milicji, cia
łach zwanych jako "komitety" rewolucyjne lub tymczasowe.
Obecno
ść Żydów w tych organizacjach rzucała się w oczy w miasteczkach i miastach (...). W kręgach
sowieckiej administracji wojskowej szeroko (i s
łusznie) podzielano w tym czasie pogląd, że żydowska
mniejszo
ść była jednym z elementów najbardziej godnych zaufania na tym etapie (...) Żydzi byli
widoczni we wszystkich agencjach cywilnej administracji w czasie konsolidowania si
ę sowieckiego
re
żimu przed oficjalnym anektowaniem zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi w listopadzie 1939
r." (D. Levin, "The Lesser of Two Evils: Eastern European Jewry Under Soviet Rule, 1939-1941",
Philadelphia and Jerusalem 1995, s. 43).
Wed
ług wydanej w Jerozolimie "Pinkas Hahehillot" (Encyclopedia of Jewish Communities. Poland, vol.
II Eastern Galicia, Jerusalem 1980, s. 368) po wej
ściu wojsk sowieckich do Stanisławowa żydowscy
komuni
ści objęli liczne stanowiska we władzach miejskich. Stanowisko wiceburmistrza objął A.
Eckstein, szefem milicji zosta
ł Rozental, jego zastępcą Kochman, komendantem więzienia - Mendel
Blumenstein, jego zast
ępcą Shkulnik, a dyrektorem poczty - prawnik Hausknecht.
Wed
ług książki "Europa NIE prowincjonalna" (Warszawa 2000, s. 1105, 1106) w Łucku
przewodnicz
ącym rady miejskiej po wejściu armii sowieckiej został żydowski komunista Menachem
Librich, natomiast miejskim sekretarzem partii komunistycznej w tym mie
ście został Żyd z Kijowa -
Geszonowicz.
Cytowany ju
ż wcześniej żydowski historyk Dov Lewin przytoczył w swej książce konkretne, bardzo
wymowne dane, ilustruj
ący jakże znaczący udział zbolszewizowanych Żydów w sowieckiej
administracji licznych miast i miasteczek na Kresach. Wed
ług Levina: "Żydowski komunista, którego
wypuszczono z wi
ęzienia po wybuchu wojny, i który dotarł do miasta Chełm, znajdującego się
wówczas pod rz
ądami sowieckimi (następnie przekazano go Niemcom) opisuje, że całe miasto było w
r
ękach żydowskich. Burmistrz był Żydem. Także wszyscy sprawujący urzędy miejskie i milicjanci, za
wyj
ątkiem "kilku Polaków" byli żydowskimi komunistami. W Zamościu tak wielu Żydów weszło do
miejscowej milicji,
że stanowili większość w jej szeregach (...) Żydzi kierowali prowincjalnym
komitetem miejskim w Stryju (...) Stosownie do
żydowskich źródeł Żydzi stanowili 70 procent członków
milicji w pewnych miejscowo
ściach wschodniej Galicji" (D. Levin, "Lesser... op. cit.", s. 43-44).
Wed
ług Levina komendantem miasta Telechany w okręgu pińskim został Leibel Klitnik, a jego brat
Ephraim zosta
ł zastępcą przewodniczącego rady miejskiej. Żydzi zajęli stanowiska burmistrzów w
takich miejscowo
ściach jak Dąbrowica, Ostrog, Łuck (...), (por. tamże, s. 43, 44).
Ameryka
ński historyk Richard C. Lukas pisał w książce "Zapomniany Holocaust" (por. polskie wyd.
Kielce 1995, s. 164), i
ż:
"Jeden z raportów ocenia
ł, że 75 proc. administracji wysokiego szczebla we Lwowie, Białymstoku i
Łucku podczas sowieckiej okupacji składało się z Żydów".
Zbigniew Romaniuk z Bra
ńska cytował takąż oto opinię miejscowego Żyda Altera Trusa o
zdominowaniu tamtejszej administracji sowieckiej przez
Żydów:
"Najwa
żniejszymi w mieście zostają Welwl Puszański, Benie Fajwel-Szustels, Rufcie Pytlak - starzy
komuni
ści, przyłączają się do nich Szepsel Preiser i Chaje Man" (por. Z. Romaniuk, 21 miesięcy
w
ładzy sowieckiej w Brańsku [w:] "Ziemia Brańska", t. VI, 1995, s. 79). Według Romaniuka (tamże s.
84): "Nowy aparat urz
ędniczy wszystkich Polaków traktował jako potencjalnych wrogów".
Żyd ze Słonimia, miasta powiatowego w województwie nowogrodzkim - Nachum Alpert pisał, że na
czele tymczasowej administracji miasta S
łonimia stanął Żyd z Mińska Matwej Kołotow. Według Alperta
Ko
łotow "miał raczej prostacki wygląd. Zainstalował swój urząd w starostwie i w prywatnych
rozmowach nie ukrywa
ł swej dumy z tego, że urodził się w rodzinie proletariackiej". - "Mój ojciec jest
izwoszczikiem (wo
źnicą)" - chwalił się całą siłą swego głosu. I nie można go było lekceważyć. Cały
świat był w jego rękach" (por. N. Alpert, "The Destruction of Slonim Jewry", New York 1990, s. 10). Na
czele zorganizowanej przez Ko
łotowa Gwardii Robotniczej, mającej pilnować "porządku" w mieście
postawiono innego
Żyda - Chaima Chomskyego, weterana partii komunistycznej.
Żydowski autor M. Amihai, pisząc o sytuacji w mieście powiatowym Sambor w województwie
lwowskim, stwierdzi
ł, że: "Wielu Żydów weszło do służb miejskich i rządowych. Rosjanie ufali
żydowskiej ludności więcej niż Polakom i Ukraińcom, i dlatego wyższe stanowiska powierzano Żydom"
(por. M. Amihai, "The Rohatyn Jewish Community. A Town that Perished", Tel Aviv 1962, s. 44).
By
ły żołnierz Armii Krajowej Witold Andruszkiewicz wspominał na łamach "Głosu Polskiego" z Toronto
1 lutego 1997, i
ż w jego rodzinnych Ejszyszkach po wejściu armii sowieckiej "Żydzi też obsadzili z
miejsca wi
ększość stanowisk w miejscowej administracji i władzach bezpieczeństwa".
Doktor ordynator Wadiusz Kiesz tak wspomina
ł z czasów swej młodości zmonopolizowanie władzy
przez
Żydów w jego rodzinnym Boremlu po 17 września 1939 roku: "Po objęciu władzy przez
Sowietów w miasteczku ukszta
łtował się komitet miejski partii, gdzie narodowościowy skład był
jednolity -
żydowski. Od tej bezpośredniej władzy zależało wiele - kogo deportować, kogo odpowiednio
zaopiniowa
ć, kogo wreszcie zaszeregować do tej czy innej szuflady" (por. W. Kiesz, "Od Boremla do
Chicago", Starachowice 1999, s. 66).
Karol Liszewski (prof. Ryszard Szaw
łowski) pisał, że również w Nadwornej, gdzie wojska sowieckie
pojawi
ły się 22 września 1939 r. "całą administrację miasta objęli miejscowi Żydzi" (por. K. Liszewski
(R. Szaw
łowski), "Wojna polsko-sowiecka 1939 r.", Londyn 1988, s. 56).
Wed
ług relacji Władysława Swirskiego otrzymanej z kręgów polonijnych w Kanadzie, za
po
średnictwem autora znaczących prac o stosunkach polsko-żydowskich w latach 1939-1941 Marka
Pula - w Bogdanówce, w pobli
żu Zborowa miejscowej organizacji partii komunistycznej przewodziła
Basia Szapiro. Jej zi
ęć o nazwisku Lipszyc był sekretarzem rady miejskiej. W czerwonej milicji bardzo
wp
ływową postacią był tamtejszy handlarz końmi Josz Pinkas.
"Panoszyli si
ę bezwzględnie"
Aby w pe
łni uprzytomnić czytelnikom jak fałszywe są stosowane
przez Grossa próby wybielenia obrazu postaw
Żydów na Kresach i zaprzeczania ich tak znaczącemu,
a cz
ęsto dominującemu udziałowi w tamtejszej sowieckiej administracji pozwolę sobie na odwołanie
si
ę do relacji samych Żydów-świadków owych lat. Na przykład Henryk Reiss, tak wspominał pierwsze
lata rz
ądów sowieckich we Lwowie (1939-1941):
"wówczas we Lwowie bycie Jewrejem u
łatwiało życie. Władze sowieckie nie ufały Polakom. Nie ufały
Ukrai
ńcom marzącym o wolnej Ukrainie, a nie o Ukrainie jako części Związku Radzieckiego. Pozostali
Żydzi. Jedynie oni witali Armię Czerwoną kwiatami, jak zbawców. Polski rząd emigracyjny w Londynie
apelowa
ł, aby nie współpracować z sowieckim okupantem. Polacy, początkowo przynajmniej, nie
zg
łaszali się do pracy. Czekali. Żydzi nie mogli lub nie chcieli czekać. O posady było łatwo. Dla Żydów
nawet bardzo
łatwo (...). Dziewięćdziesiąt procent urzędników naszego zjednoczenia stanowili Żydzi.
Podobna sytuacja istnia
ła we wszystkich innych zjednoczeniach i kooperatywach spółdzielczych na
terenie Lwowa, obejmuj
ących wszystkie gałęzie przemysłu, produkcji i handlu. Czyż można się dziwić,
że Polacy, którzy starali się nie współpracować z Rosjanami, bo taki był rozkaz polskiego rządu w
Londynie, uwa
żali Żydów za kolaborantów, agentów bolszewizmu?" (por. H. Reiss, "Z deszczu pod
rynn
ę. Wspomnienia polskiego Żyda", Warszawa 1993, s. 41).
Wspomniany ju
ż historyk żydowski z Białorusi Eugeniusz Rozenblat pisał w cytowanym szkicu, iż
"znacz
ące warstwy żydowskiej ludności wykorzystały zniknięcie polskiej inteligencji i upadek
administracyjno-gospodarczego aparatu. W
łaśnie wtedy ogromna żydowska masa inteligencka i
pó
łinteligencka napłynęła do powstałej wówczas niszy, zajmując miejsca w nowych państwowych
strukturach (...)".
Jak bardzo znacz
ące były te awanse żydowskich mas, gdy żydowski "lud wszedł do śródmieścia"
wyrazi
ście świadczą przytoczone przez Rozenblata dane. Otóż w obwodzie pińskim w styczniu1941
roku
Żydzi stanowili 25,3% wśród osób, które awansowały na różne stanowiska, a w organizacjach i
instytucjach obwodowych - oko
ło połowy składu (49,5%). W rejonie słonimskim Żydzi stanowili ok.
43% osób awansowanych na ró
żne stanowiska, Białorusini 43,5%, Polacy 10,4%. W części
miejscowo
ści Żydzi zajęli większość stanowisk w niektórych zawodach. W obwodzie pińskim na
przyk
ład Żydzi stanowili 64,7% lekarzy, 49,2% buchalterów, rachmistrzów i planistów. Rozenblat
pisze,
że przejawy preferowania specjalistów Żydów prowadziły niekiedy do konfliktów. I tak na
przyk
ład w Baranowiczach medycy nie-Żydzi uskarżali się na to, że w miejskim szpitalu zostawiono
wy
łącznie lekarzy-Żydów, a lekarze z innych narodowości posłani zostali bądź do innej pracy w
mie
ście, bądź posłani do regionów w teren.
Czasami ostre konflikty wywo
ływała skrajna niekompetencja Żyda pochopnie awansowanego na
kierownicze stanowisko. I tak
Żyd mianowany przewodniczącym kołchozu im. Komuny Paryskiej już w
ci
ągu miesiąca wzburzył przeciwko sobie większość kołchoźników. Według Rozenblata
niezadowolenie z
żydowskiego przewodniczącego kołchozu wywołało jego grubiaństwo, otwarte
przyw
łaszczanie dóbr materialnych i wyraźne protegowanie miejscowych Żydów. Decydując się na
zdj
ęcie go ze stanowiska rejonowy komitet partii akcentował, że jego postępowanie wywołało wybuch
narodowej nienawi
ści w kołchozie.
Rozenblat wskazywa
ł również na to, że: "Liczni Żydzi zajmowali odpowiedzialne stanowiska w
organach NKWD, s
ądach i prokuratorach i z nimi kojarzono represje nowej władzy. I tak, prokuratorem
okr
ęgowym w dywińskim okręgu obwodu brzeskiego była M. M. Becker, prokuratorem w okręgu
pru
żańskim Była N. I. Liwszic (...), zastępcą naczelnika NKWD w obwodzie brzeskim - W. G. Kagan,
naczelnikiem wydzia
łu śledczego w brzeskim NKWD - S. M. Levin (...)". Rozenblat podkreślał, że
wed
ług danych z 25 września 1940 roku, 41,2% wszystkich pracowników zatrudnionych w sądach i
prokuratoriach obwodu pi
ńskiego było narodowości żydowskiej. Zdaniem Rozenblatta tak silny udział
Żydów w różnych strukturach sowieckiej władzy był traktowany przez część ludności jako
"niesprawiedliwe uprzywilejowanie
Żydów". Doprowadziło to do pojawienia się złośliwych określeń w
stylu "sowiecka w
ładza - władza Żydów i dla Żydów", "władza żydowska".
Wroc
ławski sufragan, ks. biskup Wincenty Urban tak pisał w książce "Droga krzyżowa archidiecezji
lwowskiej w latach II wojny
światowej 1939-1945", (Wrocław 1983, s. 93-94):
"Czynniki administracyjne nie zna
ły litości, były bezwzględne, cisnęły na każdym kroku. Organem
wykonawczym by
ły najczęściej "biedniaki" oraz miejscowi Żydzi, zwłaszcza ci ostatni panoszyli się
bezwzgl
ędnie, nieraz wyzywająco i bezczelnie. Ich dziełem po największej części były różne donosy
na ludzi oraz oskar
żenia".
Rozliczne
żydowskie świadectwa potwierdzają opinię o niezwykle dużym udziale żydowskich
kolaborantów w sowieckiej administracji na Kresach. W wydanych przez
Żydowski Instytut Historyczny
"Studiach z dziejów
Żydów w Polsce" (Warszawa 1995, t. II, s. 65) przytoczono zawartą w Archiwum
Ringelbluma ocen
ę Żydówki z Grodna:
"Po
łożenie Żydów na terenach polskich zajętych przez sowiety było nader pomyślne. Dzięki swojemu
wrodzonemu sprytowi i zdolno
ściom potrafili sobie ułożyć życie jak najdogodniej (...). Bardziej
wp
ływowych Polaków oraz takich, którzy zajmowali przed wojną ważniejsze stanowiska, bolszewicy
wywie
źli wgłąb Rosji, wszelkie zaś urzędy obsadzali przeważnie Żydami i im powierzali wszędzie
kierownicze funkcje (podkr. J. R. N.). Z tych wzgl
ędów ludność polska ustosunkowywała się na ogół
od razu bardzo wrogo, wytworzy
ła się nienawiść o wiele jeszcze silniejsza, niż była przed wojną".
Podobny pogl
ąd znajdujemy w zamieszczonej w tychże zbiorach Ringelbluma opinii Żydówki z Wilna,
stwierdzaj
ącej:
"bolszewicy na ogó
ł przychylnie odnieśli się do Żydów, mieli do nich pełne zaufanie i byli pewni ich
ca
łkowitej sympatii i zaufania. Z tego powodu obsadzili Żydami wszystkie kierownicze i
odpowiedzialne stanowiska, nie powierzaj
ąc ich Polakom, którzy je dawniej zajmowali" (podkr. -
J.R.N.).
Zafa
łszowanie wymowy książki M. Gnatowskiego
Aby dowie
ść, że Żydzi nie grali żadnej znaczącej roli w administracji Jedwabnego pod okupacją
sowieck
ą, Gross powołuje się na urywkową informację o czołowych urzędnikach tej administracji, nie-
Żydach, w oparciu o książkę prof. Michała Gnatowskiego: "W radzieckich okowach. Studium o agresji
17 wrze
śnia 1939 r. i radzieckiej polityce w regionie łomżyńskim w latach 1939-1941", Łomża 1997, s.
296. Jak zwykle starannie przemilcza natomiast rozliczne informacje w tej ksi
ążce dowodzące, że
Żydzi byli szczególnie uprzywilejowani w polityce sowieckiej kosztem Polaków. Prof. Gnatowski pisał
m. in. (op. cit., s. 158),
że Żydzi i Białorusini to były w Łomżyńskiem jedyne grupy ludności, na które
w
ładza radziecka mogła liczyć, zwłaszcza na liczny w małych miasteczkach regionu "proletariat
żydowski". Na s. 159 swej książki prof. Gnatowski pisze, iż:
"Naczelnik MO NKWD w
Łomży na naradzie w Mińsku 20 IX 1940 r. stwierdził: "u nas utarła się taka
praktyka. Poparli nas
Żydzi i tylko ich wciąż było widać. Zapanowała też moda, że każdy kierownik
instytucji czy przedsi
ębiorstwa chwalił się tym, że u niego nie pracuje już ani jeden Polak. Wielu z nas
Polaków po prostu si
ę bało". Uznał on taką postawę wobec Polaków za błąd. Inni uczestnicy narady
tak nie uwa
żali. Odwrotnie jeden z naczelników RO NKWD stwierdził z naciskiem, że "wszyscy Polacy
to kontrrewolucjoni
ści".
Traktowani jako ludzie "drugiej kategorii", poddawani prze
śladowaniom narodowym, usuwani z pracy i
nara
żani na ciągłą depolonizację, Polacy byli tym mocniej uczuleni na widoczne przykłady
faworyzowania
Żydów. Jak pisał prof. Gnatowski:
"(...) w wypowiedziach mieszka
ńców regionu cytowanych w radzieckich dokumentach - wskazuje się
na negatywne traktowanie Polaków i kokietowanie
Żydów. Np. 20 X 1940 r. Jan Gosk mówił w
Rutkach: "Teraz to mamy
żydowskie cesarstwo. Tylko ich wybierają wszędzie, a Polak jak koń, on
tylko ci
ągnie i jego biją batem. Dla Polaków nastały złe czasy" (tamże, s. 159).
"Ilu was? Raz!"
Zaprzeczaj
ąc masowemu udziałowi Żydów w kolaboracji z Sowietami na Kresach, przedstawiając go
jako nik
ły i obejmujący tylko niewielką część Żydów, Gross stwarza mity o rzekomym masowym
oporze
Żydów przeciw Sowietom, co więcej, bezczelnie przecząc powszechnie znanym faktom,
twierdzi w "Upiornej dekadzie" (wyd. z 1998, s. 82), i
ż "większość Żydów" odrzucała sowieckie
porz
ądki, oraz że "za te poglądy i działania antysowieckie Żydzi zostali ukarani". Na poprzedniej
stronie (s. 81) pisze,
że Żydzi "zapłacili za to wysoką cenę". Powołując się na niektóre, poddawane w
w
ątpliwość statystyki, stwierdzające, że Żydzi stanowili 30% osób deportowanych przez Rosjan
(Polacy - 52%), cho
ć byli dużo mniej liczni od Polaków; Gross głosi, że jest to dowód na to, że "władze
radzieckie represjonowa
ły Żydów surowiej niż Polaków". Jest to świadomy fałsz z kilku względów. Po
pierwsze, gdy piszemy o surowych represjach, to Polacy wielokrotnie cz
ęściej byli mordowani przez
Sowietów w latach 1939-1941 ni
ż Żydzi. Po drugie, Polaków represjonowano bądź z powodów
politycznych (jako przedstawicieli dawnej administracji, cz
łonków elity polityczno-kulturalno, bądź po
prostu tylko za to,
że byli Polakami). Żydów deportowano na ogół z trzech powodów - jako
uciekinierów z terenów pod okupacj
ą niemiecką (Rosjanie nagminnie podejrzewali ich o szpiegostwo),
za zg
łoszenie się na wyjazd na tereny Generalnej Guberni, bądź za spekulację towarami, w której
Żydzi odgrywali dominującą rolę. Groteskowo w tym względzie wygląda przedstawianie jako
wyj
ątkowo znaczącej manifestacji żydowskiego oporu wobec Sowietów, to, że część Żydów nie
kwapi
ła się do przyjmowania dokumentów potwierdzających sowieckie obywatelstwo. Według Grossa
"Drug
ą demonstracją antyreżimową mniej więcej w tym samym czasie, było masowe zgłaszanie się
Żydów do sowiecko-niemieckich komisji przesiedleńczych z prośbą o repatriację do Generalnej
Guberni" ("Upiorna... op. cit.", s. 81).
Tego typu dzia
łania nazwane szumnie przez Grossa "demonstracjami antyreżimowymi" nie miały nic
wspólnego z prawdziwie aktywnym oporem wobec w
ładzy sowieckiej, w którym Żydzi albo nie
uczestniczyli, albo w wyj
ątkowo małym, lilipucim wręcz stopniu. By przytoczyć choćby tak wymowne
dane ze sprawozdania NKWD BSRR z 27 lipca 1940 r., skierowane do sekretarza KC KP Bia
łorusi
Ponomarienki na temat likwidacji kontrrewolucyjnych organizacji podziemnych, skupiaj
ących 3.231
dzia
łaczy, głównie ludzi młodych. Żydzi według tych informacji stanowili mikroskopijny ułamek
wszystkich wykrytych i zlikwidowanych organizacji podziemnych. Dos
łownie jeden Żyd zamieszany w
dzia
łalność tych organizacji przypadał na 363 Polaków. Dokładny stan narodowościowy podziemia
antysowieckiego wed
ług informacji NKWD wyrażały następujące liczby: Polacy 2.904 osób, Białorusini
- 184,
Żydzi - 8, Litwini - 37, inni - 98 (por. A. Chackiewicz, Aresztowania i deportacje społeczeństwa
zachodnich obwodów Bia
łorusi (1939-1941) w książce "Społeczeństwo białoruskie, litewskie i polskie
na ziemiach pó
łnocno-wschodniej II Rzeczypospolitej w latach 1939-1941", pod red. M. Giżejewskiej i
T. Strzembosza, Warszawa 1995, s. 134).
Na tle tej garstki
żydowskich non-konformistów tym bardziej zdumiewa skrajne apoteozowanie przez
Grossa ogromnego jakoby oporu
żydowskiego wobec Sowietów. Ktoś złośliwy przypomniałby tu
krótk
ą wymianę zdań: "Ilu was? Raz!".
Niemiecki historyk o "absurdach" Grossa
Zafa
łszowania Grossa, skrajnie wybielającego kolaborację Żydów z Sowietami, w druzgocący sposób
obali
ł Bogdan Musiał, jeden z najwybitniejszych niemieckich historyków młodego pokolenia. W toku
publikowanej w "
Życiu" z 2 lutego 2001 rozmowy z nim przeprowadzonej przez Pawła Paliwodę pt.
"Nie wolno si
ę bać", Musiał powiedział m. in.:
"Cz
ęść ludności żydowskiej, która miała skłonności lewicowe, szczególnie młodzież, rzeczywiście
zacz
ęła współpracować z Sowietami. W ten sposób Polacy zaczęli postrzegać Żydów jako zdrajców,
sprzymierze
ńców Sowietów. Powszechnie sądzono, że listy proskrypcyjne wysyłanych na Syberię były
przygotowywane przez
żydowskich komunistów. Po części jest to prawda. Weźmy na przykład relację
Michaela Mielnickiego, syna Chaima Mielnickiego z Wasilkowa (zawart
ą w książce "Białystok to
Birkenau", która ukaza
ła się w roku 2000 w Toronto). Wspomina on, że przyjeżdżali do nich
funkcjonariusze NKWD i dla nich on z tat
ą wypełniali listy tych, którzy mieli jechać na Syberię.
Polaków okre
śla mianem "zdrajcy", "folksdojcze", "faszyści" - językiem sowieckich okupantów. Cytuje
swojego ojca: "musimy si
ę pozbyć tych polskich faszystów, bo oni są naszymi wrogami". Tylko, że
w
śród tych faszystów i zdrajców były też dzieci, niemowlęta. Chociaż tylu Polaków wywieziono z
pomoc
ą jego ojca, pan Michael Mielnicki dziwi się bardzo, że po wejściu Niemców nagle wśród
Polaków pojawi
ło się tylu antysemitów".
Przeciwstawiaj
ąc się tym, którzy odrzucają jako rzekomy antysemicki stereotyp stwierdzenia, że
wojska sowieckie wkraczaj
ące do Polski były owacyjnie witane przez znaczną część ludności
żydowskiej, Musiał stwierdził:
"Co do tego (tzn. tego owacyjnego witania - J. R. N.) nie ulega w
ątpliwości. To jest potwierdzone
tak
że przez żydowskich historyków. Na przykład w pracy Benciona Pinchuka "Shtetl Jews under
Soviet Rule. Eastern Poland and the Eve of the Holocaust". G
łównym jego źródłem były relacje ludzi,
którzy prze
żyli holocaust na tych terenach. Pinchuk dochodzi do całkowicie odmiennych wniosków niż
Gross, przy czym ma on bez porównania bardziej profesjonaln
ą bazę źródłową. Pinchuk pisze o
witaniu Sowietów i zaanga
żowaniu się Żydów, szczególnie w pierwszej fazie budowy systemu
sowieckiego. W miastach
Żydzi zwolennicy komunizmu odegrali dużą rolę w utrwalaniu władzy
sowieckiej. Tworzyli komitety rewolucyjne, milicje, itd. To wszystko Pinchuk ustala na podstawie relacji
nie polskich czy antysemickich - tylko
żydowskich, które są w Yad Vashem. To jest do odnalezienia.
Gross t
ę monografię zacytował tylko raz. Nie pasują mu jej tezy, jest dla niego bardzo niewygodna
(...). Dlatego Gross omija prac
ę Pinchuka - i wiele innych - szerokim łukiem (...). Co do książki Grossa,
to oczywi
ście nie ma u niego konstatacji, że ci Żydzi, którzy byli odpowiedzialni za komunistyczne
zbrodnie (...) byli to pierwsi z tych, którzy uciekali z obszarów opuszczanych przez Sowietów".
W artykule "Historiografia mityczna", publikowanym na
łamach "Rzeczpospolitej" z 24-25 lutego 2001,
Musia
ł krytykując manipulacje Grossa, stwierdził:
"Gotowo
ść Grossa do afirmacji świadectw niedoszłych ofiar holocaustu ma swoje granice. Akceptuje
on bowiem jedynie takie relacje, które potwierdzaj
ą jego tezy - inne ignoruje. Przykładem są relacje
świadków żydowskich spisane w latach 1941-1942 o sytuacji na Kresach pod okupacją sowiecką.
Wielu autorów tych relacji ocenia bardzo krytycznie postawy cz
ęści społeczeństwa żydowskiego w
stosunku do Polaków. Jeden z nich opisuje tak sytuacj
ę w Wilnie: "Żydowscy komuniści igrali z uczuć
patriotycznych Polaków, denuncjowali ich nielegalne rozmowy, wskazywali polskich oficerów i by
łych
urz
ędników, z własnej woli pracowali w NKWD i brali udział w aresztowaniach". Podobnie jak Chaim -
Mielnicki w Wasilkowie.
Gross konsekwentnie omija takie relacje, bo przecz
ą one jego tezie, że podczas okupacji sowieckiej
nie wydarzy
ło się nic, co mogłoby wpłynąć negatywnie na zaostrzenie i bez tego napiętych stosunków
polsko-
żydowskich".
B. Musia
ł pisze: "znając źródła żydowskie i inne można doprowadzić większość tez Grossa do
absurdu". My
ślę, że słowo "absurd" jest zdecydowanie za łagodnym określeniem. Chodzi bowiem o
cyniczne k
łamstwa wyrachowanego oszusta intelektualnego, jakim jest bez wątpienia Gross.
JERZY ROBERT NOWAK
P. S. W tekstach cyklu publikowanego w G
ŁOSIE skupiłem się na szerokim polemicznym omówieniu
wybranych k
łamstw i oszczerstw J. T. Grossa. Czytelników GŁOSU chcących poznać całą
ró
żnorodność kłamstw i przeinaczeń Grossa, odsyłam do drukowanego równocześnie w tygodniku
"Niedziela" cyklu "Sto k
łamstw J. T. Grossa". Piszę tam m. in. o zafałszowywaniu przez Grossa
dawnej historii stosunku Polaków do
Żydów, m. in. o jego insynuowaniu, że od czasów
Chmielnickiego, które by
ły "pierwowzorem Shoah" czyli zagłady Żydów na wsi polskiej raz po raz
manifestowa
ła się w paroksyzmach gwałtu "gotowość do zniszczenia tego, co obce". W tych
oszczerczych stwierdzeniach Gross przypisa
ł polskim chłopom ukraińskie i kozackie rzezie pod
dowództwem Chmielnickiego. Omawiam tam równie
ż m. in. skrajne kalumnie J. T. Grossa pod
adresem katolicyzmu w Polsce, oszczerstwa na temat duchowej inspiracji przez polskie "czarne
duchowie
ństwo" okrucieństw antysemickich, kalumnie pod adresem łomżyńskiego biskupa Stanisława
Łukomskiego, etc.
Dzisiejsi manipulatorzy a zbrodnie z przesz
łości
Spory wokó
ł polakożerczej wymowy książki "Sąsiedzi" Grossa i jego wypowiedzi zataczają coraz
szersze kr
ęgi. Szczególnie szokująca okazała się ujawniona przez profesora Tomasza Strzembosza w
wywiadzie dla G
ŁOSU informacja o tym, że główny świadek, na którego powołuje się Gross w swym
ataku przeciw Polakom - Szmul Wasersztajn by
ł śledczym UB. Z kolei Katolicka Agencja Informacyjna
piórami Bogumi
ła Łozińskiego i Aliny Petrowej Wasilewicz obaliła fałszerstwa Grossa w odniesieniu do
szkalowanego przez niego
łomżyńskiego biskupa Stanisława Łukomskiego (por. "Życie" z 3-4 marca
2001). Z bardzo ostr
ą krytyką zafałszowań J. T. Grossa wystąpił prezes Kongresu Polonii
Ameryka
ńskiej Edward Moskal, ostrzegając przed nową ofensywą antypolonizmu. Prezes Moskal
wyrazi
ł również zdziwienie zachowaniem prezesa Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leona Kieresa,
który na d
ługo przed skończeniem śledztwa nt. wydarzeń w Jedwabnem występuje a priori z różnymi
werdyktami. Wed
ług prezesa Moskala: "wypowiedzi p. Kieresa dowodzą, że bardziej zainteresowany
jest tym, jak zareaguj
ą Żydzi niż rzeczywistym ujawnieniem prawdy". Prezes Moskal stwierdził, że
prof. Kieres jak wida
ć "niewiele wie o służeniu "sprawiedliwości" W tym kraju człowiek jest niewinny do
chwili udowodnienia mu winy, a nie odwrotnie". Prezes Moskal upomnia
ł się również o rozpoczęcie
śledztwa w sprawie wszystkich zbrodni na Kresach, wydawania przez Żydów Polaków w ręce Rosjan,
etc. Z ostr
ą krytyką zafałszowań Grossa wystąpili również wybitni naukowcy polonijni: profesorowie I.
C. Pogonowski i W. Wagner. Godny podkre
ślenia jest fakt, że zdecydowana większość historyków
zabieraj
ących głos w sprawie książki Grossa (m. in. prof. T. Strzembosz, dr Piotr Gontarczyk,
niemiecki historyk dr B. Musia
ł) zdecydowanie krytykuje nieścisłości i deformacje Grossa.
Kwa
śniewski znów przeprasza
Znamienne,
że nawet w kręgach postkomunistycznych, dotąd tak ochoczo akceptujących antypolskie
uogólnienia Grossa (por. np. wybryki anty-Polaka J. S. Maca we "Wprost" pojawiaj
ą się pierwsze
przyk
łady dystansowania od żydowskiego "badacza"-hochsztaplera zza Oceanu. Np. w SLD-owskiej
"Trybunie" z 23 lutego 20001 ukaza
ł się obszerny artykuł Jakuba Kopcia "Holocaust w Jedwabnem".
Zdaniem Kopcia: "Ksi
ążka Jana Tomasz Grossa mami skutecznie". Zauważane przez Kopcia
nieprawdy godz
ących w Polaków uogólnień Grossa nie mają żadnego znaczenia dla czołowego
przedstawiciela postkomunistów - prezydenta RP Aleksandra Kwa
śniewskiego. Wyprzedzając
ustalenia
śledztwa w sprawie mordu w Jedwabnem Kwaśniewski już teraz zadeklarował wszem i
wobec,
że "10 lipca Polacy przeproszą Żydów w Jedwabnem (...) należy obecnie skłonić głowę i
prosi
ć o przebaczenie. Możliwe, że po tym akcie Polacy staną się lepsi" (wg "Gazety Wyborczej" z 3-4
marca). Rzecz znamienna,
że SLD-owska "Trybuna" pominęła w swej informacji powyższe słowa
Kwa
śniewskiego cytowane w "Gazecie Wyborczej", tym mocniej eksponując za to inne jego
stwierdzenie, i
ż byłoby niedobrze, "gdyby okazało się, że przykład Jedwabnego jest traktowany jako
przeniesienie odpowiedzialno
ści za Holocaust ze strony niemieckiej na polską".
Życie z 3-4 marca stwierdziło, że "Kwaśniewski nie zdradził, skąd czerpie wiedzę na temat wydarzeń z
1941 roku". I rzeczywi
ście można się zastanawiać, skąd niedoszły magister, zresztą nie nauk
historycznych, ma tak wielk
ą pewność co do głównych sprawców mordu w Jedwabnem. Jakim
prawem zabiera g
łos - i to w wywiadzie dla izraelskiej gazety "Jedijot Achronot" przed ostatecznymi
ustaleniami polskich bada
ń śledczych prowadzonych w tej sprawie. Opinię o winie oskarżonych, a
priori przed zako
ńczeniem śledztwa i przed wyrokiem, mieli niegdyś tylko przywódcy stalinowscy.
Czy
żby Kwaśniewskiemu tak miłe były wszystkie tradycje jego partii, ze stalinowskimi włącznie, że
nawet dzi
ś ochoczo bez wahania, publicznie do nich nawiązuje?
Dyletanci atakuj
ą historyków
Szokuj
ące jest jak wielu mamy dyletantów, którzy nie mając żadnego pojęcia o historii, z werwą
atakuj
ą ustalenia najbardziej nawet doświadczonych profesjonalnych historyków. Szczególnie
groteskowy pod tym wzgl
ędem był niedawny atak na prof. Strzembosza ze strony pisarza science-
fiction Stanis
ława Lema w "Tygodniku Powszechnym" z 11 lutego 2001. Pisarz fantasta, niegdyś
g
łęboko umoczony w stalinowskiej poetyce fałszu, teraz z wielką hucpą rzuca się na twierdzenia prof.
Strzembosza o
żydowskiej kolaboracji lat 1939-1941, bo i na tym rzekomo zna się lepiej, a tekst
Strzembosza jest "stronny" (stylistyka Lema). Z równ
ą hucpą wszystkowiedzącego polemizował z prof.
Strzemboszem na
łamach "Wprost" socjolog J. Kurczewski. Wszystkie rekordy pobiło jednak
wyst
ąpienie księdza Michała Czajkowskiego obok J. T. Grossa w "Kropce nad i" w TVN z 26 lutego. W
rozmowie z Grossem ks. Czajkowski mia
ł - w myśl intencji Olejnik - stworzyć wobec widzów wrażenie,
że reprezentuje stronę polską i katolicką (!). Od razu też popisał się dość szczególnym stwierdzeniem:
"Ja nie jestem historykiem; nie bada
łem żadnych dokumentów; to co wiem, to z książki Pana
Profesora i z prasy". Olejnik dobra
ła ks. Czajkowskiego do swej tendencyjnej audycji jak w korcu
maku. Ks. Czajkowski znany jest ze swady w upowszechnianiu godz
ących w Polskę i Polaków
nieprawd. Robi to ju
ż od dawna. M. in. już ok. 6 lat temu wyszydziłem wygłaszane przez niego w
polemice z ks. prof. Zygmuntem Zieli
ńskim bzdurne twierdzenia o rzekomych pogromach Żydów przez
Polaków na pocz
ątku XX wieku. Na próżno apelowałem, aby ks. Czajkowski zdobył się choćby na
odrobin
ę uczciwości intelektualnej i sprostował swe banialuki, sprzeczne nie tylko z ustaleniami
polskich, ale i
żydowskich historyków.
Szerzej opisz
ę różne brednie ks. Czajkowskiego, który swymi nieprawdami kala noszoną przez siebie
sutann
ę, w ostatnim odcinku mego cyklu w GŁOSIE pt. "Parada kłamców i dyletantów". Umieszczenie
tego fanatycznego tropiciela polskiego "antysemityzmu" w audycji jako partnera anty-Polaka J. T.
Grossa kolejny raz ujawni
ło na czym polega dialog według antynarodowych czerwonych i różowych
bonzów telewizji. Na regularnym dobieraniu do programów osób, które b
ędą się prześcigać w
dok
ładaniu Polakom za rzekome winy całego polskiego narodu, od zawsze. Ks. Czajkowski mówił o
wielowiekowym antysemityzmie w Polsce; zapomnia
ł, biedaczyna, że tu w Polsce schroniła się
przewa
żająca część Żydów świata, że Polskę nazywano w Wielkiej Encyklopedii Francuskiej z XVIII
wieku "paradisus Judeorum" (rajem
Żydów) etc. etc.
Szczególny typ kr
ętactwa zaprezentował niedawno w "Rzeczypospolitej" związany z katolewicową
"Wi
ęzią" red. Bohdan Skaradziński. Stwierdził tam, że oponenci Grossa: "Bronią się przypominaniem
roli
Żydów w czasach sowieckiej okupacji - dodając często "pierwszej", 1939-1941, akcentując ich
ochotnicz
ą służbę w "organach", skwapliwość w donosach oraz pomoc Rosjanom w syberyjskich
deportacjach. Nikt temu nie przeczy".
Jak mo
żna tak bezczelnie kłamać?
Przecie
ż pan Skaradziński dobrze wie, że przeczy temu na każdym kroku sam Gross, a niedawno z
uporem przeczono w
łaśnie na łamach tak bliskiej Skaradzińskiemu "Więzi". Przypomnę, że właśnie na
łamach "Więzi" z lipca 1999 r. w toku dyskusji o "Upiornej dekadzie" Grossa p. Helena Datnar głosiła
jawn
ą nieprawdę, że tylko "jakaś niewielka część Żydów pracowała z Sowietami". Na łamach tejże
lipcowej "Wi
ęzi" z 1999 r. upowszechniał podobną nieprawdę również nie byle kto - bo obecny
prorektor Uniwersytetu Warszawskiego prof. W
łodzimierz Borodziej (nota bene znany z poparcia dla
oszczerstw Cichego przeciw Powstaniu Warszawskiemu (g
łosząc, że zaangażowanie Żydów po
stronie Sowietów by
ło "z grubsza proporcjonalne" do ich liczebności na Kresach. Borodziej głosił tę
ewidentn
ą nieprawdę, chyba nie z kompletnej niewiedzy o faktach, które rzetelnie przedstawiają
uczciwi
żydowscy historycy. Choćby taki Ben-Cion Pinchuk, autor głośnej książki o Żydach pod
rz
ądami sowieckimi, opartej na wielkiej ilości źródeł dokumentalnych z 1939 roku. Pisał on expressis
verbis, i
ż: "Żydzi uczestniczyli w nieproporcjonalnej liczbie (podkreśl. J.R.N.) w sowieckich instytucjach
w pierwszych tygodniach w
ładzy (...) w wielu miejscach pierwsze wyznaczone przez Sowiety
instytucje zawiera
ły bardzo wysoką liczbę Żydów" (por. Ben-Cion Pinchuk: "Shtetl Jews under Soviet
Rule", "Oxford 1991, s. 25). W ksi
ążce Normana Daviesa: "Jews in Eastern Poland and the USRR,
1939-1946" (Londyn 1991, s. 20) czytamy opinie innego autora
żydowskiego, Weissa, iż: "Od
pierwszych dni sowieckich rz
ądów Żydzi zostali wchłonięci w administrację państwową razem ze
wszystkimi jej odga
łęzieniami, bez żadnych ograniczeń i byli tam reprezentowani w stopniu
przekraczaj
ącym ich proporcje w całej ludności". Tego typu oceny ze strony żydowskich autorów
móg
łbym długo mnożyć. Czy prof. Barodzieja, prorektora UW, nie stać na własną lekturę ich tekstów i
wstrzymanie si
ę przedtem przed wypowiadaniem sądów rażących kompletnym niedoczytaniem i
nieuctwem w zakresie literatury przedmiotu, o którym si
ę wypowiada?!
Ciekawe, jak mamy sobie poradzi
ć z atakującą Polskę ofensywą antypolonizmu, gdy w Polsce mamy
a
ż nazbyt potężne lobby środowiskowe, minimalizujących wszelkie ataki na Polskę lub ich negujących.
Czy taki historyk jak prof. Borodziej zdob
ędzie się kiedykolwiek na publiczne przeciwstawienie
antypolskim k
łamstwom? A jest ich coraz więcej i są coraz bezczelniejsze. Właśnie wpadł mi do ręki
tekst napisanego przez
żydowskiego profesora Dawida Engla wstępu do amerykańskiego wydania
"S
ąsiadów" J. T. Grossa. Już w pierwszej linijce tego tekstu czytam najbardziej hucpiarskie
stwierdzenie, nazywaj
ące Jana Tomasza Grossa "czołową postacią wśród "nowych historyków"
Polski" (leading figure among Poland's "new historians"). W ten sposób niezorientowanym
ameryka
ńskim czytelnikom wmawia się, że ohydnie szkalujący Polaków żydowski socjolog z USA jest
czo
łowym polskim historykiem. Niech przyjmą jego antypolskie kalumnie jako wyraz rzekomego
polskiego narodowego "samorozrachunku"!
Nieprawdy historyka z
Żydowskiego Instytutu Historycznego
Kolejny przyk
ład skrajnej tendencyjności pod kierownictwem Macieja Łukasiewicza zademonstrowała
"Rzeczpospolita" z 3-4 marca 2001. W dyskusji redakcyjnej na temat sprawy Jedwabnego z udzia
łem
Grossa i Strzembosza "dziwnym trafem" pomini
ęto takich historyków, którzy krytykowali przekłamania
i nie
ścisłości J. T. Grossa jak P. Gontarczyk, T. Szarota, B. Musiał i niżej podpisany. Za to tym chętniej
skorzystano dla wzmocnienia pozycji Grossa w dyskusji ze Strzemboszem poprzez uczestnictwo dr
Andrzeja
Żbikowskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego, historyka aż nadto dobrze znanego z
dyletantyzmu i fatalnych b
łędów warsztatowych. To, co Żbikowski zrobił we wcześniejszym artykule na
łamach "Rzeczpospolitej" (z 4 stycznia 2001) i w toku dyskusji redakcyjnej, publikowanej 3-4 marca w
tej
że gazecie, okazało się swoistym rekordem hucpy. Żbikowski najwyraźniej uznał, że nikt nie
pami
ęta jego drukowanego przed 8 laty w małym nakładzie i w mało znanym periodyku ("Biuletynie
Żydowskiego Instytutu Historycznego" z 1992 r., nr 2-3) tekstu o antyżydowskich zajściach na
Bia
łostocczyźnie i na b. Kresach II Rzeczypospolitej. Sądząc, że nikt nie dotrze do tego tekstu po
latach, postanowi
ł dosłownie pójść "na całość" w głoszeniu dziś treści przeciwstawnych. Wówczas - w
1992 roku zwraca
ł uwagę, że zajścia antyżydowskie w czerwcu-lipcu 1941 wybuchały głównie wśród
ludno
ści ukraińskiej, a w niewielkim tylko stopniu objęły Polaków. Teraz głosi, że zajścia
anty
żydowskie wśród Polaków miały niemal równie wielki zasięg. Wówczas poddawał w wątpliwość
jako "ma
ło dokładne" relacje dziś tak mocno eksponowanego przez Grossa Finkelsztajna. Dziś ten
sam Finkelsztajn urasta u niego do roli niepodwa
żalnego koronnego świadka przeciw Polakom.
Mo
żna oczywiście zmieniać swoje poglądy w wyniku nowych ustaleń. Jest to święte prawo każdego
badacza. Trudno si
ę pogodzić jednak z tym, że p. Żbikowski nawet jednym słowem nie zająknął się na
temat nag
łej zmiany swych poglądów na różne fakty, i to o 180 stopni. Żałuję też, że nie zareagował
na to ani prof. Strzembosz, ani nikt inny z uczestników redakcyjnej dyskusji "Rzeczpospolitej". A teraz
umo
żliwię czytelnikom GŁOSU dokładne porównanie różnic poglądów Żbikowskiego na te same fakty
- w jego tek
ście z "Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego" z 1992 r. i w jego tekstach z 2001
roku na
łamach "Rzeczypospolitej".
Żbikowski w 1992 r.:
A). "W bogatych materia
łach wspomnieniowych przechowywanych w Archiwum
ŻIH natrafiłem na bardzo niewiele informacji o krwawych pogromach poza
terenami zamieszkanymi przez Ukrai
ńców" (s. 11) (...) akty wrogości wobec
ludno
ści żydowskiej przybrały masowe formy głównie na terenach zamieszkałych
przez ludno
ść ukraińską (...) Najtragiczniejsze wydarzenia miały miejsce w kilku
miejscowo
ściach zamieszkałych oprócz Żydów i Polaków przez ludność
ukrai
ńską" (s. 13)
B). "O pogromie w Radzi
łłowie koło Grajowa oraz o krwawych zajściach w
s
ąsiednim Wąsoczu i w Jedwabnem informuje jedynie relacja Menachema
Finkielsztejna. Sk
ładał ją przed urzędnikami Komitetu Żydowskiego w
Bia
łymstoku w 1945 r. kilkakrotnie. Zapis wywiadu jest dość zniekształconym
t
łumaczeniem z języka jidysz. Całość zeznań Finkielsztejna jest wyraźnym
doniesieniem na kilku czy te
ż kilkunastu Polaków z Radziłłowa pomagających
Niemcom w poszukiwaniu miejscowych komunistów i komsomolców. Osoby te
podobno zosta
ły przez Niemców uzbrojone i przez trzy dni terroryzowały całe
miasteczko. Wiele danych przytoczonych przez autora relacji, przede wszystkim
liczba ofiar pogromu (1500 osób) budzi spore w
ątpliwości. Informacje dotyczące
Jedwabnego s
ą równie mało dokładne" (s. 15-16).
C). miejscowo
ść - Wizna
sprawcy (zaj
ść z ofiarami śmiertelnymi - JRN) - Polacy
Żbikowski dziś (2001 r.)
A). "Jedynie na podstawie dokumentacji zgromadzonej w Archiwum
ŻIH
doliczy
łem się ponad pięćdziesięciu "lokalnych" pogromów w kresowych
miastach; (...) Szczególnie cz
ęste były we wschodniej Małopolsce, a ich
sprawcami by
ła raczej ludność ukraińska (...). Lektura wspomnień uratowanych
Żydów spisanych w jidisz przekonała mnie jednak, że Białostocczyzna niewiele
pod tym wzgl
ędem odbiegała od Galicji i Litwy" ("Rzeczpospolita" z 4 stycznia
2001).
B). "Z pogromów w Jedwabnem i Radzi
łowie uratowało się kilkunastu Żydów,
którzy pó
źniej przez 2 lata mieszkali razem. Relacje Wasersztajna i Finkelsztajna
s
ą zgeneralizowanym zapisem wspomnień członków tej grupy, wynikiem
wspólnej pami
ęci (...). To są ważne relacje, mimo, że żadna z tych osób nie była
naocznym
świadkiem, nie widziała płonącej stodoły (...) w tych relacjach nie ma
Niemców. Co do Radzi
łowa Finkelsztajn sugeruje, że Niemcy spędzili Żydów na
rynek, po czym wyjechali (...)". ("Rzeczpospolita z 3-4 marca 2001).
"Na Bia
łostocczyźnie, w Tykocinie, Wiznie i innych miejscowościach mordowali
przede wszystkim Niemcy" ("Rzeczpospolita" z 3-4 marca 2001)
(Wszystkie podkre
ślenia w tekstach A. Żbikowskiego pochodzą ode mnie - JRN)
Przy okazji tych porówna
ń najlepiej ujawniła się fatalna słabość warsztatu naukowego p.
Żbikowskiego. Dziś przyznaje, że to "przede wszystkim Niemcy" wymordowali Żydów w Wiznie, choć
w 1992 r. (w oparciu o jedn
ą, dosłownie jedną relację) przypisał mord Żydów w Wiznie wyłącznie
Polakom. Jeszcze jedna ciekawa sprawa odno
śnie metamorfoz poglądów p. Żbikowskiego. W tekście
z 1992 r. uznawa
ł jako przyczyny wybuchu zajść antyżydowskich w lecie w 1941 r. głównie skutki
kolaboracji wielu
Żydów z sowieckimi okupantami na Kresach. Pisał wówczas m. in.: "Skrótowo i w
sposób bardzo generalizuj
ący można powiedzieć, iż znaczny wzrost napięcia w nienajlepszych od
po
łowy lat trzydziestych stosunkach polsko-żydowskich przyniosły dwa zjawiska: 1. powszechny
entuzjazm ludno
ści żydowskiej dla zajmujących polskie tereny wschodnie wojsk sowieckich, w
oczywisty sposób niezrozumia
ły dla Polaków i uznawany za dowód zdrady polskiego państwa; 2. duża
reprezentacja osób pochodzenia
żydowskiego w sowieckim okupacyjnym aparacie państwowym oraz
cz
ęste nadużywanie tych stanowisk na niekorzyść przedstawicieli innych nacji (...). W świadectwach
dotycz
ących Wilna wzmiankowane są litewskie gwałty na ludności polskiej i żydowskiej we wrześniu
1939 r. i entuzjastyczne przyj
ęcie wojsk sowieckich przez Żydów w 1940 r. (m. in. budowanie bram
tryumfalnych dla "wyzwolicieli spod terroru litewskiego"); nieraz
Żydzi wyszydzali a nawet
denuncjowali Polaków, g
łównie byłych żołnierzy; inni brali udział w Związku Bezbożników. Podobnie
post
ępowano wobec Litwinów: tak np. żydowska trupa teatralna manifestowała na ulicach z kukłą
Atanasa Smetony. Umocniona zosta
ła żydowska dominacja w handlu, teraz już uspołecznionym,
kwit
ła protekcja i korupcja. Nie inaczej działo się w Grodnie i Białymstoku. Niektórzy autorzy relacji
pisali z roz
żaleniem o swoich rodakach, że "odnieśli się do Polaków lekceważąco i często ich
poni
żali". Zdarzało się nawet, że przekupki żydowskie nie chciały Polakom sprzedawać towarów.
Anonimowa informatorka rodem z Bia
łegostoku stwierdziła, iż w momencie wybuchu wojny "baliśmy
si
ę nie tylko Niemców, ale i zemsty Polaków".
Lata 1939-1941 po
łożyły także cień na stosunki żydowsko-polskie i żydowsko-ukraińskie we Lwowie.
Materia
ł źródłowy na ten temat w Archiwum Ringelbluma jest dosyć obfity i w zasadzie jednoznaczny.
Do najciekawszych nale
żą: pamiętnik Stanisława Różyckiego, relacje Heleny Kagan, Ludwika Klaczki,
Hanny Lewkowicz oraz kilka relacji anonimowych. We wszystkich autorzy wyra
źnie sugerowali, iż
ludno
ść żydowska przez cały okres okupacji sowieckiej była zaniepokojona pogarszającymi się
stosunkami z Polakami i Ukrai
ńcami. Klaczko zanotował: "Stosunek innych narodowości do Żydów był
zawsze do pewnego stopnia napr
ężony, co było powodowane wyłącznie pchaniem się Żydów na
kierownicze stanowiska". Pan K. zezna
ł: "Ludność polska ustosunkowała się do Żydów po wkroczeniu
bolszewików na ogó
ł nieprzychylnie, głównie z tego względu, że Żydzi w dużej części pozajmowali te
stanowiska, jakie przedtem piastowali Polacy. We wszelkich urz
ędach było wielu pracowników Żydów:
sk
łady, magazyny i przedsiębiorstwa były również zarządzane przez Żydów". Różycki pisał z lękiem,
i
ż Ukraińcy już na wiosnę 1941 r. "zapowiedzieli rzeź Lachów, Żydów i Moskali".
Nie inaczej by
ło na prowincji. Cytowany przez Pinchuka mieszkaniec Miru wspominał po latach:
"byli
śmy całkiem szczęśliwi, gdy widzieliśmy Polaków w ich obecnym położeniu. Nasi wcześniejsi
w
ładcy byli mali i upokorzeni".
Bez bada
ń archiwalnych nie można określić stopnia nadreprezentacji osób pochodzenia żydowskiego
w istotnych sektorach
życia społecznego. Niemniej jednak świadectwa z epoki sugerują, iż inne
spo
łeczności lokalne poczuły się dotknięte czy wręcz zagrożone w swoich istotnych interesach nagłym
awansem ludno
ści żydowskiej. Z początkiem działań wojennych zaczęły działać mechanizmy
spo
łeczne pozwalające zrealizować ukrytą potrzebę "odegrania się", "wyrównania rachunków" i
"odp
łacenia" za realne i wyimaginowane krzywdy (...)" (A. Żbikowski, Lokalne pogromy Żydów w
czerwcu i lipcu 1941 roku na wschodnich rubie
żach II Rzeczypospolitej, "Biuletyn Żydowskiego
Instytutu Historycznego" 1992, nr 2-3, s. 8, 10-11. Cytowane fragmenty A.
Żbikowskiego przytaczam
bez ilustruj
ących je przypisów, które nie przynoszą żadnych dalszych informacji faktograficznych,
wskazuj
ąc wyłącznie na bazę źródłową jego tekstu).
W cytowanym tek
ście Żbikowski pisał o przyczynach wybuchu szczególnie gwałtownych zajść
anty
żydowskich wśród Ukraińców, stwierdzając m. in., iż: "Gwałty te zostały swoiście
usprawiedliwione przez ukrai
ńską opinię publiczną po znalezieniu w więzieniu w Brygidkach zwłok
wi
ęzionych tam Ukraińców. Wśród ofiar byli także uczestnicy "powstania ukraińskiego" z 24-26
czerwca. Prawie wszyscy,
łącznie z niemiecką komendą miasta uważali, że winę ponosili Żydzi".
"
Żydowskie NKWD miało być wspomagane przez żydowskich donosicieli (...) Kolejne fale pogromowe
przynios
ły: ekshumacja odkrytych zwłok i konieczność oczyszczenia więzień, pogrzeb ofiar NKWD
(...)" (Tam
że, s. 15) W ówczesnym tekście Żbikowski, komentując wskazywanie przez Ukraińców
Niemcom
Żydów, którzy pracowali u Sowietów, pisał iż: "Wiele innych materiałów potwierdza częste
przeplatanie si
ę motywów prywatnych i "ideologicznych", wzajemnie stymulujących się w coraz
bardziej upowszechniaj
ącej się postawie wrogości wobec Żydów" (Tamże, s. 17).
Rzecz zdumiewaj
ąca, do jakiego stopnia historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego odszedł w
swym tek
ście z "Rzeczpospolitej" z 4 stycznia 2001 od swych własnych ustaleń z 1992 roku.
Wprawdzie i teraz w jednym fragmencie
łaskawie przyznał, że "pchanie się Żydów na kierownicze
stanowiska", denuncjowanie Polaków etc. mia
ło wpływ na zaognienie nastrojów, ale równocześnie
stanowczo zaakcentowa
ł, iż "nie to było głównym powodem pogromów". Teraz jego zdaniem głównym
motywem by
ło to, że można było bezkarnie mordować i rabować. I to wykorzystały "polskie bandy",
z
łożone w większości z ludzi wypuszczonych niedawno przez Niemców z sowieckich więzień. Nic
dziwnego, i
ż prof. Strzembosz uznał stwierdzenia Żbikowskiego za tak szokujące, że nie można ich
skwitowa
ć milczeniem". I wskazał w tekście "Przemilczana kolaboracja" (z 27-28 stycznia 2001) na
straszne rozmiary godz
ącej w Polaków żydowskiej kolaboracji z Sowietami, które fatalnie zaciążyły na
ówczesnych stosunkach polsko-
żydowskich. Można tylko żałować, że prof. Strzembosz nie
przypomnia
ł Żbikowskiemu jego własnych ustaleń z 1992 roku, kiedy historyk ŻIH-u pisał dużo
uczciwiej na temat dzi
ś tak zakłamywany przez niego. To, co zrobił Żbikowski w 2001 roku na łamach
"Rzeczpospolitej", podaj
ąc informacje i uogólnienia jaskrawo sprzeczne z jego tekstem z 1992 roku,
nale
ży do szczególnie jaskrawych naruszeń podstawowych zasad etyki naukowca. Ciekawe, czy
z
łapany przeze mnie na jawnych świadomych przekłamaniach historyk ŻIH spróbuje cokolwiek
powiedzie
ć na swą obronę w otwartej publicznej dyskusji?
Zafa
łszowanie wymowy tekstu Karskiego
Jaskrawym przyk
ładem tendencyjności Grossa w jego "wybiórczym" podejściu do cytowanych tekstów
by
ło dokonane przez niego wyraźne zafałszowanie wymowy raportu Jana Karskiego z lutego 1940
roku. G
łośny kurier, który przekroczył pod koniec 1939 roku granicę między niemiecką a sowiecką
stref
ą demarkacyjną, skierował swój raport do polskiego rządu na emigracji w Angers (Francja).
Raport Karskiego przynosz
ą bulwersujące wręcz dane na temat skrajnych form kolaboracji dużej
cz
ęści Żydów na Kresach z władzami sowieckimi i konkretnych przejawów ich antypolskich wystąpień.
By
ło to świadectwo tym cenniejsze, że chodziło o opinię człowieka później tak zasłużonego dla
publicznego ujawnienia prawdy o eksterminacji
Żydów. Co więcej, Karskiego w żadnej mierze nie
mo
żna oskarżyć o jakąkolwiek niechęć do Żydów; przeciwnie, w ostatnich kilkunastu latach był on
wr
ęcz skrajnie bezkrytycznym filosemitą. Tym "niebezpieczniejsza" dla niektórych jest więc gorzka
prawda krytyk, jakich nie szcz
ędził w swym raporcie z lutego 1940 roku dla odmalowania
prosowieckich i antypolskich zachowa
ń dużej części Żydów. Stąd nieprzypadkowe chyba opóźnienie
w przedstawieniu raportu Karskiego w Polsce. Zosta
ł on wydrukowany dopiero w 1989 roku w
niskonak
ładowym czasopiśmie historycznym "Dzieje Najnowsze". Tak wymowny w swym przesłaniu
raport Karskiego z lutego 1940 roku w jego pe
łnym brzmieniu jest bardzo niewygodny dla wszystkich
autorów usprawiedliwiaj
ących postawy żydowskie na Kresach po 17 września 1939 roku. Stąd nie
mo
żna zbytnio się dziwić wyraźnemu zmanipulowaniu treści raportu Karskiego w książce J. T. Grossa
"Upiorna dekada".
Gross po
święca aż cztery strony swojej 119 stronicowej książki na omówienie fragmentów raportu
Karskiego, skupiaj
ąc się na tych z nich, które jakoby ze względu na uwagi o niechęci części
spo
łeczeństwa polskiego do Żydów nie zostały w swoim czasie szerzej nagłośnione przed opinią
publiczn
ą na Zachodzie. Gross wyraża w związku z tym swoje ogromne oburzenie - jak można było
przemilcze
ć tak ważne fragmenty. Tylko, że cyniczny hipokryta Gross w tej samej książczynie
zawieraj
ący dłuższy rozdział wybielający żydowską kolaborację na Kresach, świadomie pominął
zacytowanie cho
ćby nawet jednego zdania z niewygodnej dlań części raportu Karskiego o żydowskiej
kolaboracji na Kresach. A mia
łby, zaiste, co cytować. Oto najważniejsze stwierdzenia raportu
Karskiego, których "nie zauwa
żył" Gross: "Żydzi są tu (na terenach zajętych przez ZSRR) u siebie; nie
tylko
że nie doznają upokorzenia i prześladowań, ale posiadają dzięki swemu sprytowi i umiejętności
przystosowania si
ę do każdej nowej sytuacji pewne uprawnienia natury zarówno politycznej, jak i
gospodarczej. Wchodz
ą do komórek politycznych, w dużej części zajęli poważniejsze stanowiska
polityczno-administracyjne, odgrywaj
ą dość dużą rolę w związkach zawodowych, na wyższych
uczelniach, no i przede wszystkim w handlu, a przede wszystkim w lichwie i paskarstwie, w handlu
nielegalnym (kontrabanda, handel obcymi dewizami, spirytusem, nieczyste interesy i nieczyste
po
średnictwo czy stręczenie). Na tych terenach w bardzo wielu wypadkach sytuacja ich jest lepsza i
gospodarczo, i politycznie, ni
ż była przed wojną (...). Stosunek Żydów do bolszewików uważany jest
przez polskie spo
łeczeństwo za bardzo pozytywny. Uważa się powszechnie, że Żydzi zdradzili Polskę
i Polaków,
że w zasadzie są komunistami, że przeszli do bolszewików z rozwiniętymi sztandarami.
Istotnie w wi
ększości miast bolszewików witali Żydzi bukietami czerwonych róż, przemówieniami,
uleg
łymi oświadczeniami itp.
Trzeba wprowadzi
ć tu pewne rozróżnienia. I tak, oczywiście, komuniści Żydzi odnieśli się do
bolszewików z entuzjazmem, bez wzgl
ędu na klasę społeczną, z której pochodzili. Proletariat
żydowski, drobne kupiectwo, rzemiosło, ci wszyscy, których pozycja obecnie strukturalnie poprawiła
si
ę, a którzy uprzednio wystawieni byli przede wszystkim na prześladowania, zniewagi, ekscesy itp.
elementu polskiego - ci wszyscy równie
ż pozytywnie, jeśli nie entuzjastycznie, odnieśli się do nowego
regime'u. Trudno im zreszt
ą dziwić się. Gorzej już jest np., gdy denuncjują oni Polaków, polskich
narodowych studentów, polskich dzia
łaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza
biurek, lub s
ą członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce.
Niestety trzeba stwierdzi
ć, że wypadki te są bardzo częste, dużo częstsze niż wypadki wskazujące na
lojalno
ść wobec Polaków czy sentyment wobec Polski.
Inteligencja natomiast, zamo
żniejsze i kulturalniejsze żydostwo - mam wrażenie, że (oczywiście z
licznymi wyj
ątkami i nie biorąc pod uwagę pozorów) raczej myślą o Polsce często z pewnym
sentymentem, z rado
ścią powitaliby zmianę obecnego stanu rzeczy - niepodległość Polski. Oczywiście
jest w tym pewne wyrachowanie. Obecnie doznaj
ą i oni dużych utrudnień, jeśli nie likwidacji
spo
łecznej, konfiskuje się im domy, a sklepy, zakłady, fabryki, odbiera się pod formą tzw.
"uspo
łecznienia" (...). W zasadzie jednak i w masie Żydzi stworzyli tu sytuację, w której Polacy uznają
ich za oddanych bolszewikom i -
śmiało można powiedzieć - czekają na moment, w którym będą mogli
po prostu zem
ścić się na Żydach. W zasadzie wszyscy Polacy są rozżaleni i rozczarowani w stosunku
do
Żydów - olbrzymia większość (przede wszystkim młodzież) dosłownie czeka na sposobność
"krwawej zemsty".
Hucpiarska manipulacja Grossa, który
świadomie przemilczał fragmenty raportu Karskiego, faktycznie
obalaj
ące jego tezy, zdenerwowała nawet uczestniczkę dyskusji o "Upiornej dekadzie" na łamach tak
życzliwej Grossowi "Więzi" z lipca 1999 r. - Agnieszkę Magdziak-Miszewską. Stwierdziła ona
jednoznacznie pod adresem Grossa:
"Je
śli pragnie się obalić mit powszechnej współpracy Żydów z Sowietami, to trudno to zrobić w sposób
przekonuj
ący, wybiórczo traktując na przykład relację Karskiego, cytując te fragmenty, kiedy pisze on
o antysemickich nastrojach w polskim spo
łeczeństwie i opuszczając te, w których opisuje agresywne
zachowania
Żydów wobec Polaków pod okupacją sowiecką. To jest po prostu kontrproduktywne."
Znamienne,
że także inny manipulator, wspierający dziś Grossa, Andrzej Żbikowski z Żydowskiego
Instytutu Historycznego, nie zdoby
ł się w swej pracy na zacytowanie najbardziej kompromitującego dla
Żydów fragmentu raportu Karskiego. Żbikowski cytował fragmenty raportu Karskiego w pracy "Żydzi
polscy pod okupacj
ą sowiecką 1939-1941", zamieszczonej w drugim tomie "Studiów z dziejów Żydów
w Polsce", Warszawa 1995. Przytaczaj
ąc raport Karskiego na s. 62-63 Żbikowski opuścił tak
"niewygodne" dla
Żydów stwierdzenia o Żydach: "Gorzej jest np., gdy denuncjują oni Polaków,
polskich narodowych studentów, polskich dzia
łaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji
bolszewickich zza biurek, lub s
ą członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w
dawnej Polsce. Niestety trzeba stwierdzi
ć, że wypadki te są bardzo częste, dużo częstsze niż wypadki
wskazuj
ące na ich lojalność wobec Polaków czy sentyment wobec Polski". (Podkreślenia - J.R.N.)
Fa
łsze, wybielające żydowską kolaborację
Przytoczy
łem już parę zakłamanych stwierdzeń Grossa, nie znającego granic w zafałszowywaniu
obrazu wybielanej przez siebie
żydowskiej kolaboracji na Kresach. Przypomnijmy jeszcze parę
barwniejszych kwiatków z tej grossowej
łączki. Otóż na s. 80 "Upiornej dekady" Gross pisze z
ferworem, i
ż "wizja sowietyzacji zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi przy pomocy Żydów jest
nieprawdziwa". Kilka stron wcze
śniej (s. 76) w tej samej książce Gross pisze, iż "tylko drobna część
spo
łeczności żydowskiej jawnie manifestowała" uczucia prosowieckie. Tak pisze żydowski socjolog-
szalbierz w swej ksi
ążce. A jak to widzieli inni, bardziej obiektywni autorzy?
S
łynny historyk brytyjski Norman Davies pisał 9 kwietnia 1987 roku na łamach "New York Review of
Books": "W
śród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom bezpieczeństwa w
wywózce wielkiej liczby niewinnych m
ężczyzn, kobiet i dzieci na odległe zesłanie i przypuszczalnie
śmierć, była nieproporcjonalnie wielka liczba Żydów. Po drugie zaś wieści o okolicznościach
towarzysz
ących deportacjom przyczyniły się do pogorszenia stosunków polsko-żydowskich w innych
cz
ęściach okupowanej Polski (...). Wśród kolaborantów i donosicieli jak i personelu sowieckiej służby
bezpiecze
ństwa w owym czasie był szokująco wysoki procent Żydów (...). Z perspektywy
emocjonalnej wielu Polaków
Żydów widziano jako tańczących na grobie Polski".
Warto przypomnie
ć, jak oceniał zachowanie Żydów na Kresach po 17 września 1939 r. tak wnikliwy
obserwator spraw polskich Frank Savery z Ambasady Brytyjskiej, sytuowanej przy Rz
ądzie Polskim w
Angers we Francji. W li
ście do Foreign Office z 25 kwietnia 1940 roku Frank Savery stwierdził m. in.:
"Je
śli chodzi o obecną postawę Polaków, a w szczególności tych, którzy są teraz w obcych krajach,
wobec
Żydów i kwestii żydowskiej, nie możemy zapomnieć, że we wrześniu zeszłego roku żydowska
ludno
ść w prowincjach okupowanych przez ZSRR, a szczególnie we wschodniej Galicji, stanęła po
stronie rosyjskich naje
źdźców, za wyjątkiem bogatych Żydów, którzy mieli wiele własności do
stracenia. Stosownie do
świeżo otrzymanych raportów, które przeszły przez moje ręce, Żydzi w tych
cz
ęściach Polski są w dalszym ciągu główną podporą bolszewickiego reżimu" (podkr. J. R. N.) (cyt.
za: B. Wasserstein: "Britain and the Jews of Europe 1939-1945", Londyn i New York 1999, s. 109).
Podobna w tonie by
ła wypowiedź przedstawiciela War Office Wilkinsona w odpowiedzi na wysunięte
przez deputowanego z lewego skrzyd
ła Labour Party D. N. Pritta zarzuty antysemityzmu pod adresem
polskich wojskowych. Wilkinson stwierdzi
ł: "Zachowanie Żydów w Polsce podczas rosyjskiego
natarcia musia
ło najwyraźniej wywołać uczucie animozji w kręgach armii, co uważam za
usprawiedliwione" (por. tam
że, s. 109).
Jak
żydowscy "sąsiedzi" tępili katolików
Coraz bardziej potwierdza si
ę słuszność oceny wyrażonej już kilka lat temu przez znakomitego
polskiego naukowca Iwo C. Pogonowskiego z USA na temat prawdziwych intencji ataków J. T.
Grossa w jego tekstach pi
ętnujących zachowanie Polaków w czasie wojny. Prof. Pogonowski,
jak ju
ż pisałem w pierwszym odcinku GŁOSU, wskazywał, że Gross jest tendencyjnym
propagandyst
ą, który chce przez niezwykle ostre ataki na Polaków - jako rzekomo
"wspó
łwinnych zagłady Żydów" - wesprzeć naciski żydowskie zmierzające do uzyskania jak
najwi
ększych odszkodowań za mienie w Polsce.
Nie zwa
żając na to, że Żydzi otrzymali wiele dziesiątków miliardów odszkodowań od Niemców, a
Polska nie otrzyma
ła odszkodowań od dwóch wielkich niszczycieli ziem polskich w czasie wojny:
Niemiec i Rosji. 9 marca 2001 r. w "Rzeczpospolitej" ukaza
ł się niezwykle wymowny tekst Edwarda E.
Kleina, jednego z adwokatów
żydowskich, którzy złożyli pozew przeciwko Polsce o zwrot żydowskiego
mienia".
Tekst mo
żna by streścić właściwie jednym zdaniem: "Płaćcie za Jedwabne!". Oto, co pisze m. in.
Klein: W Polsce i na
świecie mówi się teraz dużo o masakrze Żydów w Jedwabnem. Polskie władze
chc
ą przepraszać i prosić o wybaczenie. Naszym zdaniem zwrot mienia ocalałym z holocaustu
Żydom, którzy nadal często uważają Polskę za swą ojczyznę, byłby jednym z najlepszych dowodów
szczero
ści deklarowanych przez Polskę intencji uczciwego rozliczenia się z historią .
"Wielka niemowa" - Bartoszewski
W imi
ę wyduszenia maksymalnych odszkodowań na Polsce, wokół książki Grossa rozpoczęto
szczególnie gwa
łtowną, nie przebierającą w środkach ofensywę propagandową przeciw Polsce i
Polakom, maj
ącą na celu pogrążyć nas w opinii świata jako rzekomych szczególnie podłych sprawców
zag
łady Żydów. Szczególnie obrzydliwym przykładem tej ofensywy antypolonizmu był drukowany w
wielce renomowanym dodatku literackim brytyjskiego "Timesa" (Times Literary Supplement") z 3
marca 2001 tekst Abrahama Brumberga. Autor tekstu jest jednym z najskrajniejszych
żydowskich
polako
żerców, "wsławił się" m. in. publikowanym na początku lat 90-tych fanatycznym atakiem na prof.
Normana Daviesa za jego "propolsko
ść". Tym razem Brumberg poszedł dosłownie na całego -
w
łaściwie warto byłoby przedstawić jego ogromniasty tekst w całości polskim czytelnikom, jako
szkolny wr
ęcz przykład metod fabrykowania najgorszych kalumnii o Polakach. Zacytuję tu jeden z
najskrajniejszych przyk
ładów jego tekstu, kiedy oceniając losy Żydów w Polsce i w Niemczech przez
stulecia, jednoznacznie akcentuje,
że w Polsce mieli oni los bez porównania gorszy niż w Niemczech.
Bo - jak pisze Brumberg -
Żydzi, którzy żyli wśród Polaków (...) przez pokolenia odnosili rany
nanoszone przez pogard
ę, upokorzenie, dyskryminację, dziką nienawiść religijną i prześladowania
fizyczne, nieporównywalne do do
świadczeń relatywnie małej liczby Żydów żyjących na ziemiach
niemieckich.
Brumberg zapomnia
ł tylko wyjaśnić, dlaczego na ziemiach Polski żyły na początku XIX wieku cztery
pi
ąte Żydów świata, podczas gdy w Niemczech tylko niewielkie gminy. A mógłby to bardzo łatwo
sprawdzi
ć sięgnąwszy choćby do największego XIX wiecznego historyka żydowskiego - Heinricha
(Hersza) Graetza, który jak
że wiele pisze o okrutnych niemieckich pogromach, które skłoniły Żydów
niemieckich do masowej ucieczki do Polski, która sta
ła się ich najlepszym schronieniem - "rajem dla
Żydów" (paradisus Judeorum) - jak pisano w XVIII-wiecznej Wielkiej Encyklopedii Francuskiej.
Ofensywa antypolonizmu przybiera wci
ąż na sile, a tymczasem najbardziej miarodajne czynniki
polskie milcz
ą jak zaklęte, począwszy od ministra spraw zagranicznych Władysława Bartoszewskiego,
który okaza
ł się prawdziwie "wielkim niemową", jeśli chodzi o jakiekolwiek publiczne reakcje wobec
antypolonizmu. To i tak oczywi
ście lepiej od zachowania obecnego prezydenta RP Aleksandra
Kwa
śniewskiego, który "popisał się" czymś szczególnym. Otóż jeszcze przed zakończeniem śledztwa
o Jedwabnem, on - niedoko
ńczony magister (i to nie historii) wystąpił już z jednoznacznym wnioskiem
- Polacy powinni przeprasza
ć za Jedwabne jako swoją wielką narodową winę i on to osobiście zrobi w
lipcu jako g
łowa państwa.
Za co przeprasza
ć?
Na tle tego tak
żenującego zachowania A. Kwaśniewskiego warto zacytować jakże wymowny
fragment z pi
ęknego listu Abrahama Vagemana z Izraela "Za co przepraszać?", publikowanego w
"Rzeczpospolitej" z 10-11 marca. Wagemann pisze m. in.:
Chcia
łem powiedzieć jedno: to Polacy uratowali 80 procent mojej całej rodziny w czasie wojny. Gdyby
nie Polacy by
śmy nie przeżyli.
Dlatego chc
ę powiedzieć, że to, co usłyszałem o przeprosinach pana prezydenta, to dla mnie
niesamowite rzeczy. Kto ma kogo przeprasza
ć? Kto był winny temu wszystkiemu? Czy Polacy, czy
Żydzi, czy Niemcy? To jest pierwsze pytanie. Kto chciał nas wszystkich zgładzić? Czy Polacy
wymy
ślili holocaust? To Niemcy wymyślili holocaust (...). To, co się dzieje teraz w Polsce przypomina
mi najgorsze czasy. To jest propaganda, sianie nienawi
ści między dwoma narodami. Jeżeli ktoś
dzisiaj mówi komu
ś "przepraszam za wszystko", to ja się pytam, za co? Jestem poruszony tym, co
pan prezydent Polski w tej chwili wymy
śla. Ani Żydzi w Izraelu, ani Żydzi w Polsce, ani Polacy nie
chc
ą tego (...).
Obalenie antychrze
ścijańskich oszczerstw Grossa
Do najskrajniejszych, wci
ąż powtarzających się oszczerczych wątków w "Sąsiadach" Grossa należy
wysuwanie przez niego pomówienia pod adresem Ko
ścioła katolickiego w Polsce, przedstawianego
jako skrajnie antysemickie "czarne duchowie
ństwo" katolickie. Szczególnie jadowite oskarżenia padły
w ksi
ążce Grossa pod adresem łomżyńskiego biskupa Stanisława Łukomskiego i dwóch księży
łomżyńskich. Biskupa Łukomskiego Gross, w oparciu o zupełnie niewiarygodną relację, oskarżał o to,
że rzekomo wziął od delegacji żydowskiej z Jedwabnego srebrne lichtarze, a mimo to nie zapobiegł
pogromowi
Żydów w Jedwabnem. Redaktorzy z Katolickiej Agencji Informacyjnej: B. Łoziński i A.
Petrowa-Wasilewicz w publikowanym w "
Życiu" z 26 lutego 2001 r. tekście obalili fałsze Grossa,
wskazuj
ąc w oparciu o fakty, że opisany przez Grossa incydent nie mógł mieć miejsca z jednego
cho
ćby względu - ze względu na nieobecność biskupa Łukomskiego w Łomży we wspomnianym przez
Grossa okresie. I có
ż się okazało? "Nasz Dziennik" z 10-11 marca opisywał jak Gross wycofywał się
rakiem ze swego zarzutu pod adresem biskupa
łomżyńskiego, mówiąc przed osobami zebranymi na
spotkaniu z nim w synagodze we Wroc
ławiu, iż Żydzi może dali te lichtarze nie jemu (biskupowi
Łukomskiemu - J. R. N.), tylko temu, kto otworzył drzwi biskupiej siedziby? Biskupa mogło tam nie
by
ć, ale jakiś kontakt został nawiązany - Gross sugeruje uznanie przez Żydów innej osoby za biskupa.
Oszczerstwa Grossa coraz bardziej s
ą demaskowane w zestawieniu z rzeczywistymi faktami.
Redaktorzy KAI-u przypomnieli m. in. fakty dowodz
ące, że wbrew oszczerstwom Grossa biskup
Łukomski nie tylko że był jak najdalszy od antyżydowskości, lecz wręcz jednoznacznie piętnował jej
przejawy. Np. ksi
ądz Kazimierz Łupiński wspominał, że wśród księży było przekazywane ustne
zalecenie bp.
Łukomskiego, by odmawiać rozgrzeszenia Polakom, którzy brali udział w mordowaniu
Żydów przez Niemców. Na temat innych zafałszowań antychrześcijańskich Grossa szerzej pisałem w
"Niedzieli" z 11 marca. Tu chcia
łbym się skupić na sprawie całkowicie przemilczanej przez Grossa, a
jak
że istotnej przy badaniu całokształtu stosunków polsko-żydowskich. Chodzi mi o rolę, jaką odegrali
zbolszewizowani
Żydzi w walce z Kościołem katolickim na Kresach. Gross ciągle piętnuje zachowanie
polskich "s
ąsiadów" Żydów, uogólniając zachowania ludzi z marginesu na całokształt polskiego
narodu. My
ślę, że warto przypomnieć jak zachowywała się wcześniej, przed lipcem 1941 r. duża
cz
ęść żydowskich sąsiadów Polaków. Pisałem już o roli odegranej przez wielu z nich w antypolskiej
dywersji we wrze
śniu 1939 roku, w mordowaniu polskich oficerów i cywilów na Kresach. Warto
zwróci
ć uwagę na inny bardzo istotny problem - ich działania za czasów okupacji sowieckiej wobec
swych katolickich s
ąsiadów.
Po dziesi
ęcioleciach tabu PRL-owskich, ciągle za mało przypomina się o jednym z najohydniejszych
dzia
łań przeciw Polakom na Kresach po 17 września 1939 roku, w którym szczególnie "wyróżniła się"
zbolszewizowana cz
ęść tamtejszych naszych żydowskich "sąsiadów". Otóż ci tak wybielani przez
Grossa "s
ąsiedzi" odegrali wyjątkowo dużą rolę w walce z religią i Kościołem katolickim na Kresach -
byli swego rodzaju "prymusami" w tej walce. Sprzyja
ł temu głównie fakt, że nie mieli żadnych
wcze
śniejszych bliskich związków z religią chrześcijańską. Przeciwnie, nierzadko byli oni do niej już a
priori niech
ętnie nastawieni od dzieciństwa, w oparciu o niektóre antychrześcijańskie przekazy
Talmudu (Do
ść przypomnieć, jak obnaża te antychrześcijańskie uprzedzenia słynny izraelski profesor
Izrael Shahak w ksi
ążce "Izraelskie dzieje i religia", tłum. M. J. Fijor, Warszawa-Chicago, 1997). W tej
sytuacji w
łaśnie zbolszewizowani Żydzi stawali się tym gorliwszymi realizatorami stalinowskich
zalece
ń w sprawie bezwzględnego zwalczania religii. Za to nikt nie przeprosił chrześcijan.
Gubelman (Jaros
ławski) - "morderca zza biurka"
Przez dziesi
ęciolecia, chyba nieprzypadkowo, całokształtem sowieckiej walki z religią i Kościołem
kierowa
ł komunista pochodzenia żydowskiego Jemelian Jarosławski (Gubelman), założyciel
pot
ężnego Związku Bezbożników. Jak pisał o jego roli obecny zastępca redaktora naczelnego "Gościa
Niedzielnego" Andrzej Grajewski we wstrz
ąsającej książce "Rosja i krzyż" (Wrocław 1989, s. 14):
Zadanie stworzenia pot
ężnego ruchu antyreligijnego zostało powierzone Jemelianowi Jarosławskiemu
(w
łaściwie Miniej Izrailewicz Gubelman), członkowi KC RPK (b), jednemu z kierowników radzieckiej
prasy. Zosta
ł on kierownikiem specjalnej grupy lektorskiej, specjalizującej się w zagadnieniach
wychowania ateistycznego. Ten zawodowy rewolucjonista, syn
żydowskich zesłańców w czasach
caratu, stworzy
ł wielki koncern prasy ateistycznej, opracował system wychowania ateistycznego oraz
plan zniszczenia Cerkwi prawos
ławnej i innych grup religijnych. Do końca swego życia, tj. do 1943
roku, nadzorowa
ł przygotowanie wszystkich kampanii antyreligijnych, był autorem wielu opracowań, w
których fa
łszując historię, starał się zdyskredytować znaczenie Cerkwi w życiu narodu rosyjskiego
oraz uzasadnia
ł konieczność bezwzględnej ateizacji wszystkimi dostępnymi państwu środkami. Ten
morderca zza biurka by
ł odpowiedzialny za katorgę tysięcy duchownych i ludzi świeckich, zniszczenie
bezcennych zabytków starej kultury rosyjskiej, ruin
ę tysięcy cerkwi.
Ksi
ądz Roman Dzwonkowski nazwał w swej głośnej książce "Za wschodnią granicą 1917-1995" J.
Jaros
ławskiego (Gubelmana) mózgiem i inicjatorem wszystkich akcji antyreligijnych i antykościelnych
w ZSRR (por. "Za wschodni
ą granicą 1917-1993: O Polakach i Kościele w dawnym ZSRR. Z
Romanem Dzwonkowskim SAC rozmawia Jan Pa
łyga SAC", Warszawa 1993, s. 74). Ksiądz
Dzwonkowski zaakcentowa
ł również fakt, że Jarosławski (Gubelman) był członkiem KC w Moskwie, co
jeszcze bardziej umacnia
ło jego pozycję w działaniach antyreligijnych. Według ks. Dzwonkowskiego:
Rola Jemeliana Jaros
ławskiego (Gebelmana) w walce z religią umacniała nieufność Polaków w Rosji
do
Żydów, jako organizatorów walki z religią (tamże, s. 150).
Rola Jaros
ławskiego (Gubelmana) jako mózgu i inicjatora wszystkich akcji antyreligijnych i
antyko
ścielnych w ZSRR była tym bardziej złowroga, że akcje te spowodowały eksterminację
ogromnej rzeszy duchownych ró
żnych wyznań. Według oficjalnych danych przedstawionych przez
Aleksandra Jakowlewa, b. cz
łonka Biura Politycznego KC KPZR, przewodniczącego komisji powołanej
dla zbadania przest
ępstw popełnionych w czasie rządów komunistycznych i rehabilitacji osób
niewinnych w okresie od 1917 do 1985 r. pod rz
ądami sowieckimi zamordowano około 200 tysięcy
duchownych ró
żnych wyznań, a 300 tysięcy internowano. Księży i zakonników krzyżowano na
drzwiach ko
ścielnych, rozstrzeliwano, duszono, a w zimie tak długo polewano wodą, aż zamarzali w
bry
łach lodowych. Tylko w latach 1918-1939 zamordowano ponad 130 biskupów prawosławnych.
Wed
ług rządowych dokumentów archiwalnych po 1917 roku zburzono około 40 tysięcy cerkwi i
ko
ściołów.
W tej okrutnej walce z religi
ą, poza jej głównym nadzorcą - Jarosławskim (Gubelmanem) bardzo
wielk
ą rolę odegrali również liczni inni zbolszewizowani Żydzi, którzy nie mieli większych skrupułów w
zwalczaniu duchownych ró
żnych wyznań chrześcijańskich. Przypomnijmy tu, że według opinii
znanego
żydowskiego historyka S. Barona "nieproporcjonalna liczba Żydów weszła do sowieckiej
tajnej policji CZeKa". Spo
śród bolszewików żydowskiego pochodzenia wywodzili się m. in. szef
piotrogradzkiej CZeKa M. Uricki, ludowy komisarz spraw wewn
ętrznych, główny nadzorca masowych
represji w ramach wielkiej czystki G. G. Jagoda (z
łódzkich Bałutów), twórca i główny nadzorca
systemu
łagrów (Gułagów), turecki Żyd N. A. Frankel. Wspomniany już b. przewodniczący komisji
partyjnej badaj
ącej zbrodnie stalinowskie A. Jakowlew ujawnił w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej",
że na czele 11 spośród 12 istniejących kompleksów łagrów stali Żydzi (12, miński, kierowany był przez
Ormianina).
Zbolszewizowani
Żydzi ponoszą więc bardzo dużą odpowiedzialność za okrutny system terroru, który
spowodowa
ł wyniszczenie około 200 tysięcy duchownych różnych wyznań. Nigdy ze strony czołowych
organizacji
żydowskich nie padło jednak nawet jedno zdanie przeprosin za tak potworne
antychrze
ścijańskie działania Jarosławskiego (Gubelmana) et consortes. Ciągle jeszcze w świecie za
ma
ło wie się jednak zarówno o zbrodniach sowieckiego totalitaryzmu jak i o roli zbolszewizowanych
Żydów w sukcesach i rozprzestrzenieniu tej odmiany totalitaryzmu. A przecież, jak pisał na ten temat
w paryskiej "Kulturze" w grudniu 1986 roku jeden z najwybitniejszych sowietologów
świata Alain
Besancon: Oto u wej
ścia na scenę historii Żydzi skompromitowali się udziałem w przedsięwzięciu
destrukcyjnym.
W ksi
ążce "Walka z kościołem wczoraj i dziś" (Szczecinek 1999) szeroko pisałem o jednym z
fragmentów bolszewickiej walki z Ko
ściołem - bezwzględnym prześladowaniu polskiego
duchowie
ństwa w ZSRR (m. in. procesie ks. arcybiskupa Jana Cieplaka, męczeństwie ks.
Konstantego Budkiewicza, etc.).
Z rozlicznych relacji na temat walki z religi
ą w Sowietach wynika, że Jarosławskiemu (Gubelmanowi)
pomaga
ła w jego bezlitosnym programie ateizacji niemała rzesza fanatycznych bezbożników
żydowskiego pochodzenia. Wystarczy zajrzeć chociażby do tak przejmujących wspomnień księdza
Teofila Skalskiego "Terror i cierpienie". Ksi
ądz Skalski niejednokrotnie wskazywał na wyjątkowo
eksponowan
ą rolę żydowskich komunistów w okrutnych prześladowaniach Kościoła katolickiego na
Ukrainie. Opisywa
ł m. in. jakże aktywną rolę zbolszewizowanych Żydów w aresztowaniach
duchownych katolickich i przeprowadzanych u nich rewizjach, szczególnie aktywn
ą rolę młodzieży
żydowskiej w tzw. festiwalach antyreligijnych (por. Ks. T. Skalski: "Terror i cierpienie. Kościół katolicki
na Ukrainie 1900-1932. Wspomnienia", oprac. ks. J. Wo
łczański, Lublin - Rzym - Lwów 1995, s. 176,
177, 178, 157). Ksi
ądz Skalski szeroko pisał również o roli komunistów żydowskich w prowadzonym
przez bolszewików na ogromn
ą skalę rabunku kościołów z wszelkiego typu cennych przedmiotów
(kielichów, monstrancji, krzy
ży, lichtarzy, nawet szatek na obrazach, precjozów na nich). Nader
aktywn
ą rolę w "wywłaszczaniu" świątyń z rzeczy cennych odegrał w Kijowie - według ks. Skalskiego -
niejaki Michajlik,
Żyd kijowski, przed rewolucją pokątny doradca, a przy Sowietach - generalny
prokurator Respubliki Ukrai
ńskiej (por. Ks. T. Skalski: op. cit., s. 218).
Warto przypomnie
ć, że łupem sowieckich konfiskat (czyt. grabieży) kościołów padły między innymi:
zabrany z historycznej katedry w Kamie
ńcu Podolskim złoty krzyż z brylantami o wadze prawie
siedmiu funtów, dwie z
łote monstrancje i szabla Wołodyjowskiego ze złotą rękojeścią (według: "Za
wschodni
ą granicą 1917-1993. O Polakach i kościele w dawnym ZSRR z ks. R. Dzwonkowskim
rozmawia ks. J. Pa
łyga SAC, Warszawa 1993, s. 58). Ksiądz R. Dzwonkowski wspomniał też o
przedziwnych drogach sprzeda
ży skonfiskowanych przez bolszewików precjozów kościelnych,
mówi
ąc: Czytałem gdzieś, że różne przedmioty z tej konfiskaty sprzedano później w pewnej dzielnicy
Warszawy, której tu nie chc
ę wymieniać (por. tamże, s. 60).
Po zdradzieckiej napa
ści Sowietów na Polskę i zagarnięciu Kresów Wschodnich stopniowo
przyst
ąpiono do kampanii ateizacyjnej na anektowanych terenach. Bardzo znaczącą rolę odegrali w
niej ró
żni kolaboranci z żydowskiej Targowicy, z werwą włączając się w sowiecką akcję antyreligijną.
Nader typowy pod tym wzgl
ędem był opublikowany 1 stycznia 1946 roku w gadzinowym "Czerwonym
Sztandarze" artyku
ł Adama Ważyka (Wagmana) pt. "Radziecka choinka". Ważyk (Wagman) atakował
w nim duchowie
ństwo za upowszechnianie przy choince wyobrażeń religijnych, piętnując ją jako
rzekome fa
łszowanie historii i wypaczenie umysłu ludzkiego od maleństwa. I akcentował: Naród
radziecki,
łącząc choinkę z dniem Nowego Roku, bynajmniej nie nawraca do jakichś wierzeń
poga
ńskich, gdyż wszelkie wierzenia religijne odrzuca jako pojęcia fałszywe i sprzeczne z podstawami
my
śli materialistycznej, pojęcia przezwyciężone w epoce socjalizmu; odnawia tylko piękny obyczaj
ludowy, sprawiaj
ący tak wiele bezpośredniej radości dzieciom, łącząc go z dniem szturmowca, dając
rado
ści życia nową podstawę, nie religijną, lecz socjalistyczną, podstawę pracy i szlachetnego w niej
wspó
łzawodnictwa (cyt. za J. Trznadel: "Kolaboranci", Komorów 1998, s. 450).
Żydów chętnie wykorzystywano w najbrutalniejszych metodach walki z Kościołem, bo najczęściej nie
mieli oni
żadnych zahamowań w represjach wobec księży, tak silnych w przypadku wierzących
katolików. Jak silne nieraz bywa
ły te zahamowania, najlepiej świadczy odnosząca się już do
pó
źniejszego okresu (po 1944 roku) historia opowiedziana we wspomnieniach Żyda, byłego oficera
KGB, Mauricea Shainberga. Opisa
ł on tragiczny los Polaka, Zbigniewa Karla, świetnego studenta w
szkole komunistycznego wywiadu. W pewnym momencie Karla uwi
ęziono, bo nie zgodził się na to, by
osobi
ście aresztować polskiego księdza. Mówił: jako wierzący rzymski katolik nigdy nie zgodzę się
wzi
ąć udział w aresztowaniu księdza. Zdesperowany Karl popełnił samobójstwo w więzieniu (por. M.
Shainberg: "Breaking from the KGB", New York 1988, s. 225-226).
Niszczenie polskich ko
ściołów i klasztorów
W relacjach z lat 1939-1941 niejednokrotnie podkre
ślano szczególną aktywną rolę agitatorów
komunistycznych
żydowskiego pochodzenia w zwalczaniu religii. Bardzo wymowne pod tym
wzgl
ędem są m. in. uwagi zawarte w przygotowanym 16 sierpnia 1940 r. raporcie dr Ignacego
Kleszczy
ńskiego z Ambasady Polskiej w Bukareszcie do Rządu RP w Londynie, omawiającym
pi
ęciomiesięczny okres okupacji ziem wschodnich przez ZSRR. Według raportu dr I. Kleszczyńskiego:
W pierwszych (...) miesi
ącach po wkroczeniu stosunek władz sowieckich do religii cechowała
bezwzgl
ędność. Nasłani agitatorzy komunistyczni, materiał bardzo bojowy, rozpoczął gwałtowaną
kampani
ę, przede wszystkim z zewnętrznymi oznakami religii tych mieszkańców - z kościołami i
cerkwiami. W du
żej mierze akcję tę dążącą do zamknięcia świątyń prowadzili właśnie agitatorzy
pochodzenia
żydowskiego. W tym okresie zdarzyły się wypadki zmiany klasztorów czy kaplic na kina,
jak np. w
Łunińcu, gdzie kościół zamieniono na kino, w Niżniowie kaplicę SS. Niepokalanek
zamieniono na
żydowską restaurację (...). W klasztorze we Lwowie przy ul. Potockiego komuniści
Żydzi przyszli, by spisać sprzęty i je wywieźć. Ludzie otoczyli klasztor i chcieli znajdujących się
wewn
ątrz komunistów zlinczować. Dopiero interwencja samych Sióstr Zakonnych wyratowała ich z
opresji, a klasztor pozostawiono nienaruszony (...) po
łożenie kleru zakonnego jest gorsze przede
wszystkim dlatego,
że został on pozbawiony swoich klasztorów. Wyjątkowo szkalowane są klasztory
żeńskie. I tak do poszczególnych klasztorów żeńskich przydzielono komunistki, przeważnie
pochodzenia
żydowskiego, które spełniają rolę komisarek. Komisarki te na każdym kroku
przeszkadzaj
ą w normalnej pracy zakonnic, szczególnie je poza tym szykanując, jak to było na
przyk
ład u Sióstr Karmelitanek we Lwowie (cyt. za: "Z ziemi sowieckiej - z domu niewoli. Relacje,
raporty, sprawozdania z londy
ńskiego archiwum prof. S. Kota". Wybór i oprac. J. Gmitruk, Z.
Hemmerling, J. Sa
łkowski, Warszawa 1995, s. 48, 49, 50.).
W tek
ście publikowanym przez Romualda Szudejko na łamach "Biuletynu Żydowskiego Instytutu
Historycznego" z grudnia 1998 roku mo
żna było przeczytać o kryminalnym wybryku antykatolickim,
pope
łnionym przez grupę Żydów w Łomazach na Podlasiu. Jak pisał Szudejko: W trakcie pobytu Armii
Czerwonej (Rosjanie przebywali w
Łomazach od 24 września do 8 października 1939 r. - J. R. N.)
grupa kilku
Żydów i Żydówek dokonała napadu na miejscowy kościół rzymskokatolicki i plebanię
niszcz
ąc część szat liturgicznych, przedmiotów kultu religijnego i dokumentów parafialnych oraz
dopuszczaj
ąc się innych czynów kryminalnych (wg R. Szudejko: Społeczność żydowska w Łomazach
- przyczynek do dziejów, "Biuletyn
Żydowskiego Instytutu Historycznego", 1998, grudzień, nr 4, s. 87).
Poniewa
ż autor tekstu w Żydowskim Instytucie Historycznym nie pisze nic, co by wskazywało, że
kryminalni niszczyciele ko
ścioła w Łomazach byli Żydami przyjezdnymi, można sądzić, ze napadu na
ko
ściół dokonali miejscowi Żydzi - "sąsiedzi" mieszkających tam Polaków.
Do walki z religi
ą katolicką, w tym do barbarzyńskiego niszczenia przedmiotów kultu religijnego,
szczególnie ch
ętnie włączyli się młodzi zbolszewizowani Żydzi. To z nich rekrutowała się większość
najbardziej fanatycznych aktywistów Zwi
ązku Bezbożników. wojujący ateizm niektórych Żydów
komsomolców czy milicjantów niejednokrotnie popycha
ł ich do skrajnych przejawów antyreligijnego
wandalizmu. Przyznawa
ł to przed wielu laty, kiedy był jeszcze uczciwszy, nawet dzisiejszy oszczerca
Ko
ścioła katolickiego i Polaków Jan Tomasz Gross. Otóż we wstępie do książki "W czterdziestym nas
Matko na Sybir zes
łali" Gross pisał, że Żyd z miasteczka Wielkie Oczy wspominał młodzież żydowską,
która, za
łożywszy, jak powiada "komsomoł" objeżdżała później cały powiat, strącając kapliczki
przydro
żne i rozbijając je (por. "W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali. Polska a Rosja 1939-
1942", wybór i oprac. J. T. Gross i I. Grudzi
ńska-Gross, Warszawa 1989, s. 29). Ukraińsko-żydowska
milicja w
Łucku "popisała się" szczególnie barbarzyńskim wyczynem, wykłuwając bagnetami oczy na
portretach biskupów umieszczonych w pa
łacu biskupim w Łucku (wg R. Szawłowski: "Wojna polsko-
sowiecka 1939", Warszawa 1997, t. I, s. 399, t. II, s. 383). Profesor Edward Prus przytoczy
ł w swej
ksi
ążce historię chuligańskiego zachowania się żydowskich wyrostków względem kościoła i klasztoru
ojców karmelitów w Wi
śniowcu po przybyciu tam Armii Czerwonej we wrześniu 1939 roku. Jak pisał
Prus: M
łodzi Żydzi obrzucili kościół kamieniami, wybijając historyczne witraże (por. E. Prus:
"Holocaust po banderowsku. Czy
Żydzi byli w UPA?", Wrocław 1995, s. 71). Józef Klimaszewski
"Cie
ń" pisał w pamiętniku z lat 1939-1950 pt. "W cieniu czerwonego boru" o tym, że w Zambrowie koło
Łomży Żydzi podczas uroczystości pierwszomajowych 1940 roku obrzucili kamieniami figurę św. Jana
co wywo
łało oburzenie ludności (wg maszynopisu J. Klimaszewskiego, za odpisem zrobionym w
po
łowie lat 80-tych przez L. Żebrowskiego). Według pamiętnika ten akt wandalizmu potępili również
miejscowi rabini podczas nauk w synagogach (por., tam
że).
Do skrajnego aktu wandalizmu antyreligijnego ze strony
żydowskich komunistów doszło w Borysławiu,
w kilka dni potem jak m
łodzież szkolna podczas pochodu 22 lutego 1940 roku zaintonowała pieśń
"Bo
że coś Polskę" zamiast zakazanej "Międzynarodówki". Jak pisał Leszek Żebrowski cytując raport
polskiego podziemia: W kilka dni pó
źniej miejscowi Żydzi-komuniści wtargnęli do kościoła, niszcząc i
zabieraj
ąc obrazy i urządzenia kościelne. W bójce, jaka się następnie wywiązała między Żydami a
ludno
ścią chrześcijańską, 6 Żydów zostało ciężko rannych (por. L. Żebrowski: Na manowcach dialogu,
"Nasza Polska", 24 czerwca 1998).
Niech
ęć zbolszewizowanych Żydów do Kościoła katolickiego i polskiego duchowieństwa była
okazywana przy rozlicznych okazjach. Na przyk
ład w pisanej przez S. Alojzę Piesiewiczównę "Kronice
Panien Benedyktynek Opactwa
Świętej Trójcy w Łomży 1939-1954" (Łomża 1995, s. 57) czytamy pod
dat
ą 2 sierpnia 1940 r.: Dziś postanowiłyśmy zabrać ze spichrza siano, z którego zebraniem
napotyka
łyśmy trudności. Dotychczasowy nasz stróż nie pozwalał nam go wywieźć, bo chciał je wziąć
dla siebie, gdy
ż zamyślał odebrać nam i konie. Jakiś urzędnik-Żydek popierał go. Trzeba było bardzo
energicznego wyst
ąpienia Panny Alojzy, aby przełamać ich opór i zabrać siano. Na zakonnice nie
o
śmielali się podnieść ręki, ani w ich obecności, także na ludzi, którzy ładowali na fury siano.
***
Wiele rozproszonych informacji na temat przejmowania katolickich instytucji na Kresach pod zarz
ąd
zbolszewizowanych
Żydów wymaga ciągle jeszcze uporządkowania i potwierdzenia w innych źródłach
z tamtych czasów.
Jak
żydowscy "sąsiedzi" tępili katolików
Do szczególnie dramatycznych ekscesów antykatolickich dosz
ło po wejściu wojsk sowieckich
do niewielkiego miasta powiatowego Pi
ńska, zdominowanego przez ludność żydowską. W 1939
roku mieszka
ło tam 20,2 tysiące Żydów, około 70 proc. całej ludności miasta. Oni też stanowili
trzon wspieraj
ącej władze sowieckie "czerwonej milicji" (F. Wilczewska: "Nim minęło 25 lat",
Toronto 1983, s. 34, pisa
ła: "Sami Żydzi milicjantami w Pińsku"). Felicja Wilczewska stwierdziła
w swych wspomnieniach,
że w Pińsku tylko postawa miejscowych kobiet uchroniła kościół
przed profanacj
ą ze strony milicjantów żydowskich. Polki "zamknęły się w kościele, by nie
dopu
ścić do profanacji" (por. F. Wilczewska: op. cit., s. 34).
Opisuj
ący historię martyrologii diecezji pińskiej ksiądz Eugeniusz Borowski przypomniał ciężkie chwile,
jakie prze
żyli duchowni katoliccy w Pińsku po 17 września 1939 roku. Według ks. Borowskiego: "Zaraz
po wkroczeniu Czerwonej Armii do Pi
ńska grupa (około 100 osób) cywilnych ludzi uzbrojonych w
pistolety z czerwonymi opaskami na r
ękawach wdarła się do gmachu Wyższego Seminarium
Duchownego, dokonuj
ąc rabunku całego mienia ruchomego, które się tam znajdowało. Mieszkających
tam ksi
ęży i kleryków oraz przybyłych zakonników jezuitów, wyprowadzono na zewnętrzny
dziedziniec, zapowiadaj
ąc rozstrzelanie jako wrogów ustroju komunistycznego. Na szczęście
rozlegaj
ące się krzyki zainteresowały radziecki patrol wojskowy, który zwolnił z tej ciężkiej opresji
ksi
ęży, zakonników i kleryków" (Ks. E. Borowski: "Martyrologia duchowieństwa diecezji pińskiej" [w:]
"Martyrologia duchowie
ństwa polskiego 1939-1956", Łódź 1992, s. 98).
Dominikanin O. Zygmunt Mazur, szczegó
łowo opisał rolę zbolszewizowanego Żyda - konfidenta
NKWD, jako g
łównego bezwzględnego prześladowcy klasztoru dominikanów we Lwowie. Żyd ten
zosta
ł dyrektorem archiwum, na rzecz którego zagarniano coraz większe części klasztoru. Jak
opisywa
ł O. Mazur: "Z końcem października (1939 r. - J.R.N.) władze nie licząc się z właścicielami
przyst
ąpiły do zajmowania na magazyny archiwalne dalszych pomieszczeń klasztornych. Zwożono tu
akta i ksi
ążki różnych polskich instytucji państwowych i kościelnych. Sposób ich zabezpieczenia był
przera
żający (...) Zimą 1939/40 ojcowie byli świadkami rwania pergaminowych dokumentów na
strz
ępy i palenia nimi w piecu. Na czynione przez członków klasztoru uwagi, że takie postępowanie
jest barbarzy
ństwem, zatrudnieni w archiwum ludzie odpowiadali, że palone zabytki będące dziełem
bur
żuazji i tak nie mają żadnej wartości (...). Archiwum zajęło bibliotekę konwencką, która tym samym
sta
ła się niedostępna dla zakonników. Ciągle przesuwano granice zajmowane przez zgromadzone
zbiory, a
ż doszło do tego, że klasztorowi zostawiono tylko część korytarza i kilka cel (...).
Wyw
łaszczając konwent z dolnych sal, przy okazji wyrzucono także zakonników z hospicjum, atrium
przed refektarzem i samego refektarza. W tej sytuacji ojcowie i bracia spo
żywali posiłki w spiżarni pod
drewutni
ą. Czuli się tak, jakby żyli w katakumbach.
To nieustanne
ścieśnianie zakonników na coraz mniejszej przestrzeni było sprawą dyrektora
archiwum, polskiego
Żyda rodem z Łodzi, konfidenta NKWD, który cały czas wrogo odnosił się do
konwentu, d
ążąc do jego likwidacji (podkr. J.R.N.). Końcowym efektem nienawiści tego człowieka było
zaj
ęcie dwóch części krużganków, od wejścia do klasztoru po furtę. Nosił się on jeszcze z zamiarem
zabrania celi furtiana i samej furty, a w
łaściwych mieszkańców zmuszenia do przechodzenia do swych
mieszka
ń przez kościół" (wg O. Mazur OP: Dominikanie lwowscy w podwójnej niewoli, "Gazeta",
(Toronto), Bo
że Narodzenie 1991, s. 14).
Wspomniany dyrektor archiwum -
żydowski konfident NKWD uczestniczył w podstępnym
aresztowaniu kieruj
ącego konwentem subprzeora O. Czesława Kaniaka. Jak pisał O. Mazur: "W
sobot
ę, 13 kwietnia (1940 r. - J.R.N.) dyrektor archiwum wezwał O. Czesława do arsenału obok
klasztoru pod pretekstem podpisania najmu pomieszcze
ń konwentu na cele archiwalne" (O. Mazur,
op. cit.). Zaproszenie by
ło pułapką. O. Kaniaka aresztowało NKWD i jak pisał O. Mazur - później "po
O. Czes
ławie zaginął wszelki słuch" (tamże).
Nadzór na Seminarium Duchownym we Lwowie w
ładze powierzyły zbolszewizowanemu Żydowi
Schnellingowi, mianuj
ąc go dyrektorem. Jak wspominał ksiądz Stanisław Bizuń: "Schnelling (...)
chodzi
ł po całym domu, podglądał i próbował wydawać zarządzenia (...). Po kilku naradach ksiądz
rektor zarz
ądził, aby część prowiantów wynieść z Seminarium i ukryć gdzieś w mieście (...). Klerycy
zacz
ęli więc powoli wynosić wszystko do znajomych, do krewnych i do różnych mniejszych domów
klasztornych (...). Schnelling do
ść szybko zauważył, że klerycy coś wynoszą. Zaczął kontrolować,
próbowa
ł przeszkadzać, a nawet awanturował się o każą wynoszoną walizkę i worek. W pewnej chwili
na furcie zjawi
ła się milicja. Uzbrojeni milicjanci kontrolowali wszystkich wychodzących i wchodzących.
Poniewa
ż sytuacja stawała się coraz trudniejsza, pierwszy usunął się z gmachu Seminarium ks. bp
Baziak. Postarano si
ę dla niego o mieszkanie w prywatnym domu w mieście. Kiedy wyprowadził się,
w
łaśnie Schnelling spowodował, że skonfiskowano wyposażenie mieszkania biskupa. Stracił on cały
salon, gabinet i sypialni
ę, a z biblioteki pozwolono mu zabrać jedynie książki o treści religijnej. Drobne
rzeczy wynie
śliśmy jednak sami i oddaliśmy właścicielowi.
Tak wi
ęc przez cały listopad byliśmy pod strażą Schnelliga i milicji. Schnelling był komunistą. W
rozmowach chwali
ł się, że długi czas spędził w polskich więzieniach. Nie wiem kim był z zawodu, ale
wygl
ądał na fryzjera lub drobnego sklepikarza. Był Żydem. Do Polski i Polaków bardzo źle
usposobiony, drwi
ł z nas i naigrawał się z naszej klęski. Sam słyszałem jak mówił: "Wyście tańczyli
tango, my - komuni
ści budowaliśmy tanki". Posługiwał się często wyświechtanymi sloganami
propagandy. Usi
łował wciągać nas do długich dyskusji politycznych. Początkowo słuchaliśmy, potem
po prostu unikali
śmy go (...). Schnelling był złośliwy i nieznośny, a choć przebiegły i udający
sprytnego, by
ł w gruncie rzeczy ograniczony i głupi" (wg Ks. S. Bizuń: "Historia krzyżem znaczona.
Wspomnienia z
życia Kościoła katolickiego na Ziemi Lwowskiej 1939-1945", oprac. Ks. J. Wołczański,
Lublin 1993, s. 64, 65).
Grabie
ż mienia kościelnego
Ci
ągle brak - jakże potrzebnego w świetle dzisiejszych żydowskich roszczeń majątkowych wobec
Polski - spisu mienia zagrabionego przez
środowiska żydowskie na Kresach w latach 1939-1941
kosztem Polaków, w tym w niema
łej mierze - kosztem Kościoła i duchowieństwa katolickiego.
Materia
ły na ten temat są rozproszone w rozlicznych relacjach i wspomnieniach, które wymagają
zebrania i uporz
ądkowania w jednym większym wyborze. Przypomnijmy, że już 14 listopada 1939
roku biskup przemyski Franciszek Barda poinformowa
ł Papieża Piusa XII listownie, że gmach kurii
biskupiej w Przemy
ślu zajęto na mieszkania dla Żydów (wg J. F. Morley: "Vatican Diplomacy and the
Jews during the Holocaust 1939-1943", New York 1980, s. 133). Biskup Barda poinformowa
ł Ojca Św.
równie
ż o jeszcze bardziej niepokojącym zdarzeniu, że grupa kobiet żydowskich próbowała, acz
bezskutecznie, zaj
ąć pałac biskupi, gdzie mieszkał biskup i kilku księży (por. J. F. Morley: op. cit., s.
135). Ksi
ądz biskup Wincenty Urban, pisząc o roli Żydów jako antyreligijnych doktrynerów na terenie
diecezji lwowskiej, przypomnia
ł, że: "Żydzi przejęli jako wychowawcy Zakład Sierot Siostry
S
łużebniczki Starowiejskiej w Biłce Szlacheckiej pod Lwowem. Żydzi weszli też do szkoły jako
wychowawcy i nauczyciele polskiej m
łodzieży i wpajali jej, że "nie ma Boga i nie potrzeba Go" (por.
Ks. bp W. Urban: "Droga krzy
żowa Archidiecezji Lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945",
Wroc
ław 1983, s. 87). Amerykański historyk Richard C. Lukas pisał w swej tak znakomitej książce
"Zapomniany Holocaust" (przek
ład polski - Kielce 1995, s, 164), że w owym czasie: "Niektóre
klasztory zamieniono na synagogi".
Ksi
ądz Marian Bardel opisał w swych wspomnieniach początki rządów komunistów żydowskich w
Krasnobrodzie, stwierdzaj
ąc: "Zaczynają rządzić Żydzi - komuniści. Także młode Żydki pozakładały
czerwone opaski i zaczynaj
ą wprowadzać nowe porządki. Przyszedł taki jeden młody Żydek do
ksi
ędza prałata i mówi w nie bardzo grzeczny sposób, że klasztor mu będzie potrzebny i my go
b
ędziemy musieli opuścić. Na co, nie mówili" (Ks. M. Bardel: "Z Krasnobrodu przez obozy i obczyznę
do rodzimych stron", wst
ęp i przypisy ks. E. Walewander, Lublin 1994, s. 91). Ważną relację na
omawiany tu temat znajdujemy w kronice ksi
ędza Józefa Mroczkowskiego (w czasie wojny żołnierza
AK) z Oleszycy ko
ło Lubaczowa. Według tej kroniki jesienią 1939 r. kancelaria urzędu parafii została
zaj
ęta przez szkołę żydowską. Równocześnie prawie, jesienią, górne pokoje plebanii zostały
bezprawnie zaj
ęte przez miejscowego lekarza żydowskiego - Józefa Schneebauma (Ks. J.
Mroczkowski: Wojna w Oleszycach, "Karta" 1998, zesz. 24, s. 105).
Pp
łk dr Lech Kowalski w artykule o działalności Stowarzyszenia Bezbożników Sowieckich przypomniał
fakty o przejmowaniu w
łasności Kościoła katolickiego pod zarząd osób pochodzenia żydowskiego.
Wed
ług tekstu ppłka Kowalskiego: "W Klewaniu, na przykład, istniejący Zakład Wychowawczy,
prowadzony przez 6 zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Marii, które wychowywa
ły około 100
dzieci w wieku od 7 do 15 lat, odebrano im i przekazano Wydzia
łowi Sanitarnemu Zarządu Miejskiego,
na którego czele sta
ł miejscowy lekarz żydowski - Guzman. Po wejściu w posiadanie wspomnianego
Zak
ładu Wychowawczego natychmiast zwolnił wszystkie siostry, a w ich miejsce przyjął nowe
opiekunki, g
łównie pochodzenia żydowskiego (ppłk L. Kowalski: "Stowarzyszenie Bezbożników
Sowieckich", "Polska Zbrojna", 5-7 czerwca 1992).
Pp
łk Lech Kowalski pisał również, że "w Kosowie Huculskim Żydzi oddali dobrowolnie jeden ze swych
domów modlitwy (ale nie bo
żnicę) na warsztat stolarski, żądając przy tym oddania kościoła
katolickiego na podobny cel" (L. Kowalski: op. cit.). Wed
ług ppłk. Lecha Kowalskiego: "Jest faktem, że
Liga (Bezbo
żników - J.R.N.) przy aresztowaniu polskich księży chętnie się wyręczała różnymi
szumowinami narodowo
ści żydowskiej i ukraińskiej, które w początkowym okresie okupacji
zdominowa
ły co podrzędniejsze stanowiska w aparacie policyjnym (...) zainteresowanym szczególnie
tym zagadnieniem dostarcz
ę dziesiątki materiałów archiwalnych, poświadczających ten stan rzeczy"
(pp
łk L. Kowalski: op. cit.).
Niebezpieczna denuncjacja
żydowska w Tarnopolu
W walce z Ko
ściołem zbolszewizowani Żydzi nie cofali się przed uciekaniem się do najobrzydliwszych
denuncjacji. Na przyk
ład Żydzi-komuniści w Tarnopolu wystąpili 19 września 1939 roku z opartą na
fa
łszu denuncjacją antykościelną do dowódców oddziałów sowieckich, powodując spalenie dużej
cz
ęści tamtejszego zabytkowego kościoła dominikanów. Całą sprawę szczegółowo opisał Czesław
Blicharski w popularnonaukowej historii Tarnopola w latach 1809-1945. Wed
ług Blicharskiego: "Dnia
19 wrze
śnia 1939 roku ustawili żołnierze sowieccy armatki pod kościołem OO. Dominikanów i zaczęli
regularn
ą strzelaninę do fasady i wieży kościoła oznaczonego w światowych przewodnikach.
Pretekstem do strzelaniny by
ła żydowska denuncjacja, że z wieżyczki na kopule kościoła "polscy
oficerowie" strzelali do wybawicieli. W
łaśnie o. Fabian Madura skończył odprawiać Mszę Św. i wrócił
do zakrystii ju
ż pełnej bojców sowieckich. Kazali księdzu zdjąć szaty liturgiczne, habit, pozostawiając
go tylko w koszuli i spodniach. To samo zrobili z obecnym w zakrystii bratem Jackiem Matag
ą.
Nast
ępnie wyprowadzili ich na zewnątrz i ustawili pod ścianą klasztorną. Na protesty brata Jacka, że z
wie
ży nikt nie mógł strzelać, bo wieża była zamknięta, kazano mu pójść z eskortą na wieżę. Okazało
si
ę, że tam nikogo nie było. Mimo tego strzelaniny nie przerwano, a wieże wkrótce zapaliły się.
Przyjecha
ła Miejska Straż Pożarna pod dowództwem naczelnika Galanta, by gasić ogień. Strażacy
wspi
ęli się na dach, ale tam zostali ostrzelani, w rezultacie czego musieli się wycofać z ciężko rannym
Galantem (...).
W mi
ędzyczasie bojcy wdarli się do klasztoru i przechodząc z celi do celi rabowali i niszczyli, co się
da
ło. W grabieży brali również udział miejscowi ludzie, m. in. byli lokatorzy domów dominikańskich,
zach
ęcani przeze żołnierzy sowieckich: "Bieri, ksiondzów tiepier nie budziet". Przez schody na wieży
ogie
ń dostał się do wnętrza kościoła, tak że spłonęły organy i boczne ołtarze. Przed furtę klasztorną
zajecha
ły samochody. Do każdego z nich wsadzono po jednym zakonniku w otoczeniu zbrojnej asysty
i konwój zajecha
ł do tymczasowej siedziby NKWD (...). Po szeregu przesłuchań ojcowie Antonin
Gornisiewicz i Fabian Madura zostali zwolnieni. Brat Jacek Matoga kilka dni wcze
śniej zdołał uciec
przy pomocy polskiego stra
żnika więziennego" (wg C. Blicharski: "Tarnopol w latach 1808-1945 (od
epoki napoleo
ńskiej do wypędzenia), Biskupice 1993, s. 288).
Angielski historyk Keith Sword uzna
ł barbarzyński atak na kościół dominikanów w Tarnopolu za
przejaw "najwi
ększych zniszczeń budowli sakralnych we wrześniu 1939 roku dokonanych przez
Sowietów". Sword pisa
ł, że: "Po zajęciu miasta (Tarnopola - J.R.N.) Sowieci skierowali ogień
artyleryjski na ko
ściół dominikanów, który zaczął gwałtownie płonąć. Oddziałom sowieckim zakazano
pod kar
ą śmierci gaszenia pożaru i tylko zakrystia ocalała. Zajęła ją później NKWD" (por. K. Sword w
ksi
ążce "Społeczeństwo białoruskie, litewskie i polskie na ziemiach północno-wschodniej II
Rzeczypospolitej w latach 1939-1945", pod red. M. Gi
żejewskiej i T. Strzembosza, Warszawa 1995, s.
146). Takie by
ły skutki jednej denuncjacji ze strony zbolszewizowanych Żydów Tarnopola.
Bywa
ło, że dochodziło do drastycznych wręcz przejawów prześladowania polskich wierzących
katolików przez komunizuj
ące szumowiny ze środowisk żydowskich. By przypomnieć choć opisane we
wspomnieniach Bronis
ława Terpina wydarzenie, jakie miało miejsce w miejscowości Gwoździec, w
pobli
żu dawnej polsko-sowieckiej granicy. Jak pisał Terpin: "Pod kościołem motłoch masakrował
kobiet
ę krzycząc: "Skończyło się wasze, zaczęło się nasze, teraz przestańcie się modlić" (B. Terpin:
"Przegrani zwyci
ęzcy. Odyseja żołnierza polskiego drugiego korpusu", Londyn 1989, s. 13). Uciekano
si
ę do przeróżnych pretekstów w celu nękania polskiego duchowieństwa. Na przykład w Gwoźdźcu
lokalni
Żydzi i Ukraińcy wtargnęli wraz z oddziałem sowieckich żołnierzy do miejscowego klasztoru
pod pretekstem szukania broni (B. Terpin: op. cit., s. 12).
Walka z religi
ą w szkołach
Żydowscy nauczyciele odgrywali niejednokrotnie bardzo znaczącą rolę w antyreligijnej doktrynacji
prowadzonej usilnie w ramach sowietyzacji dawnych polskich szkó
ł. By przypomnieć choćby, jak
opisywa
ł po latach Włodzimierz Drohomirecki, drastyczne przejawy wojny z religią toczonej w jego
szkole przez
żydowską nauczycielkę (działo się to w miejscowości Deraźne, powiat Kostopol na
Wo
łyniu - J.R.N.): "Przed Bożym Narodzeniem 1939 r. nauczycielka, Żydówka Berta Aros, dokonała w
klasach przegl
ądu noszonych przez dzieci medalików. Co wartościowsze, w tym mój złoty krzyżyk z
łańcuszkiem, prezent chrztu świętego od mego ojca chrzestnego, zostają zerwane i zabrane.
Nauczycielka Berta Aros zabrania noszenia tych przedmiotów (cyt. za "
Świadkowie mówią", wyd.
Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Okręg Wołyń, Warszawa 1996, s. 97).
Naukowiec, profesor Wanda Koci
ęska tak wspominała po dziesięcioleciach swe szokujące przeżycia
szkolne z czasów, gdy jej miasteczko by
ło okupowane przez wojska sowieckie:
"W
śród nauczycieli naszej szkoły wszyscy wspólnie nie znosiliśmy nauczyciela matematyki - młodego
Żyda. Był fanatykiem stalinizmu: arogancki i bezwzględny uważał, że w pierwszym rzędzie należy
t
ępić już od dzieciństwa przekonania religijne. Był postrachem nie tylko nas katolików, lecz i dzieci
innych religii i wyzna
ń: żydowskich, prawosławnych, muzułmańskich. Miał dwóch braci w wyższych
klasach, którzy donosili mu o nastrojach w
śród uczniów i o tematach ich rozmów, ponadto śledzili
kolegów przekradaj
ących się do kościoła na nabożeństwa. Podczas dużej przerwy nasz
znienawidzony nauczyciel S. stawa
ł zwykle na korytarzu (...) i rozpoczynał złośliwe powitania
upatrzonych przez siebie uczniów, np.: "wydaje mi si
ę, że widziałem ciebie, jak wychodziłeś wczoraj z
ko
ścioła, co?..." Biada, jeśli to była prawda; czekała wówczas nieuzasadniona dwója, a potem nasz
wierny stalinowiec niszczy
ł takiego ucznia konsekwentnie i do końca"
(W. Koci
ęska: "Oddajcie nam Świętego Mikołaja! Wspomnienia z dzieciństwa na Kresach Wschodnich
w latach wojny", Pozna
ń 1999, s. 24-25).
Pisarka Beata Oberty
ńska wspomniała w jakże wymownych zapiskach na temat charakteru
antyreligijnej indoktrynacji prowadzonej przez zbolszewizowanych
Żydów:
"Ksi
ęża chodzą przeważnie po cywilnemu, bo wyłapują ich pod byle pozorem. Większość klasztorów
tylko rozp
ędzili. W "Sacre Coeur" mieszka balet z Kijowa. Zakonnice przebrane po świecku muszą im
us
ługiwać, gotować, sprzątać. U "Karmelitanek" - szpital. Jedynie szkoły "Benedyktynek" i
"Urszulanek" jeszcze si
ę jakoś trzymają. Oczywiście program nauk przycięty ściśle do okoliczności.
Żadnej nauki religii, żadnej historii. W obu szkołach stoi na czele żydowsko-komunistyczna komisja
(podkr. J.R.N.).
W
ładze urządzają dla młodzieży przymusowe, antyreligijne meetingi. Jest wykład a potem dyskusja"
(B. Oberty
ńska: "W domu niewoli", Chicago 1968, s. 12-13).
Polak z Wo
łynia, Karol Kosek, wspominał: "Rządy swoje w okupowanej Polsce na Kresach zaczęli
Sowieci od usuni
ęcia i podeptania krzyży (...) W szkołach zakładano "naukowe koła antyreligijne"
prowadzone przez komsomolców, przewa
żnie Żydów, czasem Rosjan, posługujących się
"naukowymi" podr
ęcznikami sowieckiej propagandy. Z ciekawości byłem na jednym takim kółku.
Ubli
żano wówczas na wszelkie nielogiczne sposoby postaci Jezusa, mówiąc jednym tchem, że
Chrystusa nigdy nie by
ło i wymyślili Go "chytrzy księża", że był on synem wyzyskiwacza, właściciela
zak
ładu ciesielskiego Józefa (...) Aktywiści partyjni prowadzili też agitację antyreligijną na lekcjach
przy byle okazji. Na przyk
ład nauczycielka języka francuskiego Żydówka wyszydzała stale (...)
zakonnice (...). Zast
ępca dyrektora, Żyd Margulis, na języku niemieckim i na akademiach szkolnych,
wymy
ślał na "Kościół, który popierał faszyzm w Polsce (...)" (K. Kosek: "Od wyzwolicieli zachowaj nas
Panie". Wspomnienia z Wo
łynia 1939-1944", Wrocław 1997, s. 44).
Zdarza
ło się, że skrajnymi agitatorami przeciw wierze chrześcijańskiej stawali się Żydzi, którzy sami
po kryjomu dalej przestrzegali wszelkich regu
ł wiary mojżeszowej. Nader typowy przykład pod tym
wzgl
ędem dał w swych wspomnieniach Włodzimierz Sławosz Dębski, kreśląc postać żydowskiego
nauczyciela Ginzberga. Po 1939 roku sta
ł się on krzykliwym agitatorem antyreligijnym wobec polskiej i
ukrai
ńskiej młodzieży. Nauczając w 1940 roku w drugiej klasie Ginzberg chodził po szkole i
autorytatywnie stwierdza
ł: "Nie ma Boga! Boha ne ma!" (wg tekstu W. S. Dębskiego:
"W kr
ęgu kościoła kisielińskiego czyli Wołyniacy z parafii Kisielin", Lublin 1992, s. 9). Okazało się, że
tak gorliwie "nawracaj
ący" na ateizm Polaków i Ukraińców Ginzberg sam po cichu wypełniał wszystkie
nakazy religii moj
żeszowej i wychowywał w tym duchu swoich synów, którzy weszli do Komsomołu.
W
łodzimierz Sławoj Dębski opisał, jak udało mu się zaskoczyć Ginzberga na potajemnym święceniu
szabasu wraz z rodzin
ą. Następnego dnia wyczekawszy, aż zostaną sami w pokoju nauczycielskim,
D
ębski wykrzyknął do niego: Ach, ty parszywa perfidna świnio! Ty świadomie deprawujesz tylko
polskie i ukrai
ńskie dzieci! Jak nie przestaniesz to powiem o tym gdzie trzeba i jak trzeba, żeby twoje
"husyckie" praktyki wybi
ć z głowy! Przestraszył się i zaprzestał walki z religią" (W. S. Dębski: op. cit.,
s. 9).
Pomys
łowość żydowskich ateizatorów nie miała granic. Edward Flis, w momencie najazdu wojsk
sowieckich jeszcze m
łody chłopak chodzący do szkoły, pisał we wspomnieniach z tamtych lat, iż w
U
ściługu (Uściług nad Bugiem, koło Włodzimierza - J.R.N.) Żydzi urządzili ateistyczny pokaz. Ubrali
konia w ko
ścielne szaty i prowadzili po mieście".
Mo
żna by długo jeszcze wyliczać odnotowane w pamiętnikach i relacjach przykłady
antychrze
ścijańskich wystąpień ze strony zbolszewizowanych Żydów na Kresach. Jeszcze raz
podkre
ślam, że były one swoistą kontynuacją dawanego z góry potwornego przykładu zbrodniczych
prze
śladowań za religię przez ludzi typu ateistycznego "mordercy zza biurka" - Jarosławskiego
(Gubelmana). Skutki ich fanatycznej walki z religi
ą dla wzbudzenia nastrojów antyżydowskich w
szerokich kr
ęgach Polaków na Wschodzie były trudne do przecenienia. A jednak o tych wszystkich,
tak kompromituj
ących, zbrodniach woli milczeć Jan Tomasz Gross, szukając niechęci do Żydów w
Polsce wy
łącznie w domniemanych skrajnie antysemickich tradycjach polskiego "krwiożerczego"
"czarnego duchowie
ństwa". Odpowiedzialność za działanie grupy polskich mętów z marginesu
spo
łecznego w Jedwabnem Gross zrzuca na całe polskie "społeczeństwo", na cały polski naród.
Równocze
śnie zaś konsekwentnie przemilcza dziesięciolecia antychrześcijańskich zbrodni
dokonywanych w ZSRR przez zbrodniczych zbolszewizowanych
Żydów typu Gubelmana. Podobnie
jak robi w odniesieniu do Polski po 1945 roku, gdzie rozwodz
ąc się nad rzekomym panowaniem wśród
Polaków przekona
ń, że "Żydzi ściągają krew chrześcijańskich dzieci na macę" ("Upiorna dekada", s.
105) milczy jak grób o wyj
ątkowej nadgorliwości w walce z Kościołem katolickim przejawianej przez
żydowskich komunistów. Takich jak choćby osławiona Luna Brystygierowa ("krwawa Luna") p.o.
Dyrektora Departamentu V (Spo
łeczno-Politycznego) Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w
latach 1945-1950, a od stycznia 1950 do lipca 1954, dyrektor tego
ż Departamentu, główna
nadzorczyni walki z katolicyzmem w Polsce.
To ona ju
ż w październiku 1947 roku zalecała: "systematyczne rozpracowanie instytucji Kościoła w
terenie (...) Nale
ży zerwać z zakorzenionym poglądem, że "klasztoru nie da się rozpracować". (...)
Kierunek doj
ścia: żebracy, dostawcy klasztorni itp.". Brystygierowa zachęcała również do
"systematycznego rozpracowywania katechetów szkolnych" i "przeciwdzia
łania rozszerzaniu się prasy
katolickiej". Jak podkre
ślał Leszek Żebrowski w "Encyklopedii Białych Plam" (t. 2), s. 193-194:
"Wynikiem pracy kierowanego przez ni
ą (Brystygierową - J.R.N.) Departamentu było aresztowanie m.
in. ok. 900 ksi
ęży katolickich - kilku biskupów oraz "internowanie" prymasa Polski, kardynała Stefana
Wyszy
ńskiego, unicestwione zostały liczne organizacje katolickie - w tym charytatywne ("Caritas")
(...)". Jeszcze w pa
ździerniku 1955 roku na odprawie kierownictwa bezpieki Brystygierowa wezwała
do likwidacji zakonów. Nikt jednak jak dot
ąd ze środowisk żydowskich nie zdobył się na przeproszenie
Ko
ścioła katolickiego w Polsce za zbrodniczą działalność antykościelną i antyreligijną żydowskich
fanatyków komunistycznych typu Brystygierowej et consortes. Tym
łatwiej w tych warunkach mogą
by
ć kolejne oszczerstwa antychrześcijańskie i antykościelne. I różni fałszerze historii typu Grossa i
jego polskich klakierów mog
ą bezczelnie apelować do polskich hierarchów o ukorzenie się przed
Żydami za grupy mętów. A kto wreszcie przeprosi Polaków za zbrodnicze działania ateistycznych,
polako
żerczych "morderców zza biurka", takich jak Berman, Różański, Fejgin, Romkowski,
Brystygierowa, etc?!
S
ąsiedzkie donosy
Najbardziej zmasowan
ą formą zbrodniczych działań antypolskich ze strony prosowieckich
Żydów była wielka fala skierowanych przeciwko Polakom "zabójczych" donosów. Były one
nieustannym zjawiskiem lat 1939-1941 na Kresach. Zbolszewizowani
Żydzi, znający doskonale
lokalne stosunki w poszczególnych miejscowo
ściach, okazali się dla NKWD bezcennymi wręcz
agentami i informatorami przeciwko ró
żnym patriotycznym środowiskom polskim. Wiele
żydowskich donosów przyniosło najtragiczniejsze skutki dla schwytanych na ich podstawie
Polaków .
Niektórzy z nich bywali natychmiast zabijani w rezultacie tych donosów, tak jak stalo si
ę w opisanym w
poprzednim rozdziale przypadku grodzie
ńskiego nauczyciela Jana Kurczyka. W przypadku bardzo
wielu innych Polaków donos ko
ńczył się zamknięciem w sowieckim więzieniu i późniejszym
zakatowaniem na
śmierć. Bardzo wielu oficerów schwytanych na podstawie żydowskich donosów
znalaz
ło się później na listach katyńskich.
Ta nadzwyczaj ponura, donosicielska rola znacznej cz
ęści Żydów na Kresach Wschodnich, została
wymownie opisana mi
ędzy innymi w znakomicie udokumentowanej książce żydowskiego autora
Bena-Ciona Pinchuka. Pisa
ł on między innymi, iż: "Nie ulega wątpliwości, iż lokalni komuniści
żydowscy grali ważną rolę w rozpoznaniu dawnych działaczy politycznych i zestawieniu listy
"niepo
żądanych" i "wrogów klasowych". NKWD próbowało, często z sukcesem, rekrutować ludzi,
którzy przedtem byli aktywni w
żydowskich instytucjach i politycznych organizacjach, i w ten sposób
stworzyli oni atmosfer
ę wzajemnych podejrzeń i strachu wśród przyjaciół i kolegów" (por. Ben-Cion
Pinchuk: "Shtetls Jews under Soviet Rule. Eastern Poland under Soviet Rule. Eastern Poland on the
Eve of the Holocaust, Cambridge Mass, 1991, s. 35).
Z ró
żnych miejscowości na Kresach odnotowano po latach takie same, identycznie brzmiące skargi na
donosicielsk
ą rolę części zbolszewizowanych antypolskich Żydów. Oto kilka jakże typowych
przyk
ładów.
Wroc
ławski sufragan, ks. biskup Wincenty Urban, tak pisał już w 1983 roku w książce: "Droga
krzy
żowa archidiecezji lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945" o sowieckim terrorze w
dekanacie Lwów pozamiejski: "Czynniki administracyjne nie zna
ły litości, były bezwzględne, cisnęły na
ka
żdym kroku. Organem wykonawczym byli najczęściej "biedniaki" oraz miejscowi Żydzi, zwłaszcza ci
ostatni panoszyli si
ę bezwzględnie, nieraz wyzywająco i bezczelnie. Ich dziełem po największej części
by
ły różne donosy na ludzi oraz oskarżenia" (Ks. bp W. Urban: "Droga krzyżowa archidiecezji
lwowskiej w latach II wojny
światowej 1939-1945", Wrocław 1983, s. 93-94).
Biskup Wincenty Urban pisa
ł w tej samej książce również, iż: "Po wejściu wojsk sowieckich w 1939
roku,
Żydzi w Krasnem, uciekinierzy z zachodniej części Polski, organizowali od razu "meetingi", na
których atakowali lokalne w
ładze polskie, wieszali flagi czerwone na masztach, ustanawiali lokalne
w
ładze komunistyczne (...)" (tamże, s. 123, 82).
W
ładysław Hermaszewski tak opisał dramatyczne wydarzenia, jakie nastąpiły po 17 września 1939
roku w jego rodzinnym Bere
źnie (pow. Kostopol, woj. wołyńskie): "Spontanicznie witający
czerwonoarmistów liczni Ukrai
ńcy i część biedoty żydowskiej zaczęli okazywać swą wrogość wobec
nas, Polaków, stanowi
ących tu mniejszość. Wyszukiwali i wskazywali przybyłym enkawudzistom
funkcjonariuszy i urz
ędników polskich instytucji państwowych i publicznych oraz uciekinierów z
zachodnich i centralnych województw, szukaj
ących schronienia przed Niemcami, po czym nastąpiły
masowe ich zwolnienia i deportacje" (W. Hermaszewski: "Echa Wo
łynia", Warszawa 1995, s. 43).
Mieszkaj
ący wówczas w Tarnopolu Czesław Blicharski wspomina: "Okupacja sowiecka Tarnopola
rozpocz
ęła się o godzinie 15.00 17 września 1939 roku (...). Już tego samego dnia wieczorem
rozpocz
ęły się masowe aresztowania, przeprowadzone przy pomocy usłużnych informatorów,
pochodz
ących z kręgów nielicznej KPZU (Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy - JRN) i biedoty
żydowskiej. Od tej chwili trwał nieprzerwanie proces wyniszczania elementów polskich w mieście" (C.
Blicharski: "Tarnopolanie na starym ojców szlaku", Biskupice 1994, s. 203).
Podobnie jak Blicharski obserwacje z dramatycznych pocz
ątków okupacji Tarnopola przez wojska
sowieckie odnotowa
ła w swych wspomnieniach Jadwiga Tomczyńska pisząc, że 17 września 1939
roku "na ulicach pojawili si
ę Ukraińcy i Żydzi z opaskami na ramieniu, co miało oznaczać
przynale
żność do swoistej milicji, wyszukującej w mieście mieszkania, przede wszystkim rodzin
policjantów, wojskowych, oficerów i podoficerów" (por. J. Tomczy
ńska: "Z Tarnopola przez Sybir do
Wadowic", Kraków 1992, s. 9).
Wymown
ą relację na ten temat znajdujemy również we wspomnieniach b. żołnierza AK Okręgu
wile
ńskiego, później więźnia Gułagu, współzałożyciela Stowarzyszenia Łagierników - Żołnierzy AK,
Henryka Sobolewskiego. Pisa
ł on m. in.: "Mnożyły się aresztowania. Pierwszymi ofiarami byli
policjanci, zawodowi wojskowi, pracownicy wymiaru sprawiedliwo
ści, urzędnicy państwowi, działacze
(nie licz
ąc komunistów) wszystkich patii politycznych, właściciele majątków, księża i tak zwani kułacy.
Najpilniej poszukiwano oficerów. Wszystkich aresztowanych wywo
żono do położonych w głębi Rosji
wi
ęzień i łagrów.
W bolszewickich urz
ędach zaroiło się od miejscowych Żydów. Z nich rekrutowała się "ludowa milicja" i
oni dostarczali do NKWD informacji o "wrogim w stosunku do ZSRR polskim elemencie". W
ładzę
sowieck
ą uważali za swoją i otwarcie cieszyli się z naszej klęski. Często pod naszym adresem
kierowali ró
żnego rodzaju pogróżki i drwili z naszych narodowych i duchowych wartości. Na każdym
kroku oznajmiali,
że skończyło się już "nasze panowanie". Małe Żydziaki mnie i moich kolegów
okre
ślali "wstrętnymi polskimi mordami". Bolszewicy nie czekali na opór. Przy pomocy żydowskich
szpicli i donosicieli oraz w oparciu o sk
ładane w zakładach pracy życiorysy ustalili, kto jest wrogiem
sowieckiej w
ładzy lub może być dla niej niebezpieczny" (H. Sobolewski: "Z Ziemi Wileńskiej przez
świat Gułagu", wyd. II Gdańsk 1999, s. 14, 27).
Emisariusz ZWZ Aleksander Blum opisywa
ł, jak już w drodze do Wilna dowiedział się, że tamtejszy
dworzec jest niebezpieczny, bo "jest silnie obstawiony przez agentów NKWD i - tzw. - milicj
ę
obywatelsk
ą zaimprowizowaną przez okupantów i złożoną z chuliganów i z młodzieży komunistycznej,
szczególnie pochodzenia
żydowskiego, uzbrojoną w karabiny i zaopatrzoną w opaski czerwone.
G
łównym zadaniem ich było zatrzymywanie podejrzanych osób i przebranych oficerów. "Przyklejali"
si
ę oni do wybranych przez siebie wojskowych podróżnych i towarzyszyli im do mieszkań prywatnych
celem sprawdzenia to
żsamości eskortowanych" (wg A. Blum: "O broń i orły narodowe... Z Wilna przez
Francj
ę i Szwajcarię do Włoch", Londyn 1980, s. 102).
Starszy sier
żant Aleksander Pluta wspominał w nadesłanej do mnie relacji jak na przełomie września i
pa
ździernika wyglądała podróż z Wilna do Grodna na Białystok. Pisał: "W wagonach osobowych było
du
żo jadących, a wśród nich NKWD, jak zwykle w wieku 50-60 lat. Mówili niby po rusku, ale rozumiało
si
ę wszystko. Byli to polscy Żydzi, przygotowani na naszą okupację i węszyli czy gdzieś nie jedzie
jaki
ś polski oficer lub inteligent, albo obcy" (wg relacji A. Pluty z 14 sierpnia 1999, znajdującej się w
moim posiadaniu).
Filip O
żarowski wspominając tragiczne karty życia polskiego na Wołyniu pod okupacją sowiecką,
pisa
ł: "Wkraczająca w międzyczasie na Wołyń Armia Czerwona wraz z aparatem NKWD rozpoczęła
rozbrajanie wojska polskiego. Rozbrojone oddzia
ły żołnierzy wysyłane były na Sybir, a oficerowie i
policja byli albo rozstrzeliwani na miejscu, lub przeznaczeni na zamordowanie w lasach Katynia i
innych miejscach. Dla lepszego wywiadu powo
łano tymczasowo do milicji Ukraińców z wiosek i Żydów
z miast.
Żydzi, którym się lepiej powodziło w Polsce niż przeciętnemu Polakowi, "odwdzięczali się"
Polakom. Nie jestem antysemit
ą, ale muszę stwierdzić, że zamieszkujący w Polsce Żydzi od czasów
Kazimierza Wielkiego, rwali si
ę teraz do współpracy z okupantem sowieckim. Mimo to później, za
czasów okupacji niemieckiej, Polacy ratowali
Żydów na Wołyniu" (por. F. Ożarowski "Mietlica": "Gdy
p
łonął Wołyń", Chicago 1995, s. 14).
Zenon Skrzypkowski relacjonowa
ł: "W miasteczku [Drohiczynie - JRN] swoje "porządki" zaczęło robić
NKWD. Znale
źli się tacy ludzie, którzy z nimi współpracowali. Wywodzili się na ogół z elementów o nie
najlepszej opinii w
środowisku. Byli to głównie Białorusini i Żydzi. Dużą aktywność w sprzyjaniu
bolszewikom wykaza
ła zwłaszcza biedota żydowska. Dość szybko przystosowała się ona do nowych
warunków i zaj
ęła pozycję wysoko uprzywilejowaną, zajmowała kierownicze stanowiska w
administracji i milicji. Niektórzy
Żydzi "pocieszali" nieszczęśliwych i pełnych obaw o przyszłość
Polaków s
łowami "jakoś przy nas będziecie żyli" (Z. Skrzypkowski: "Przyszliśmy was oswobodzić...
Drohiczy
ńskie wspomnienia z lat niewoli", Warszawa 1991, s. 15).
Wac
ław Wierzbicki z osiedla Kuchczyce, gmina Kleck, powiat Nieśwież wspominał wydarzenia po 17
wrze
śnia 1939 roku w swych okolicach: "Natychmiast znaleźli się perfidni Białorusini i Żydzi, który
wkraczaj
ącym wojskom sowieckim budowali triumfalne bramy. Żydzi powkładali czerwone opaski na
r
ękawy i stali się enkawudzistami, wydając Sowietom polskich patriotów" (por. "Z Kresów Wschodnich
RP na wygnanie. Opowie
ści zesłańców 1940-1946", Londyn 1996, s. 582).
Zygmunt Mazur OP pisa
ł w dominikańskim periodyku "W drodze" z 1989 roku: "Następne miesiące
[od grudnia 1939 r. - J.R.N.] by
ły dla Czortkowa tragiczne - nieustanne łapanki, aresztowania i wywozy
na Syberi
ę. Poszukiwano przede wszystkim inteligencji i wszelkiego typu przedwojennych działaczy.
Akcj
ę eksterminacyjną przeprowadzono z całą bezwzględnością. W swoich poczynaniach NKWD było
wspomagane przez nacjonalistów ukrai
ńskich i niestety Żydów" (por. Z. Mazur OP: Prawda o zbrodni
w Czortkowie, "W drodze", 1989, nr 11-12, s. 53).
NKWD znajdowa
ło chętnych do współpracy wśród Żydów, nawet tam, gdzie było stosunkowo niewielu
żydowskich komunistów. Stanisław Rakowski, pisząc o dziejach klasztoru w Czortkowie stwierdził, że
pod koniec 1939 w
ładze sowieckie "rozpoczęły akcję eksterminacyjną wobec polskiej ludności miasta.
Rozpocz
ęły się aresztowania, łapanki, wywózki na Syberię. NKWD była wspomagana przez
ukrai
ńskich nacjonalistów i nielicznych tu komunistów żydowskich" (por. S. Rakowski: Z Dziejów
Konwentu Dominikanów w Czortkowie, "Semper Fidelis", 1992, nr 2).
By
ły więzień sowiecki i zesłaniec Jerzy Głowała wspominał:
"Jeden z moich wspó
łtowarzyszy, który również szukał sposobności do ucieczki, opowiadał mi o
wspó
łdziałaniu z władzami wielu Żydów i Białorusinów. Biorą oni udział w pogoni za uciekinierami oraz
natychmiast donosz
ą o pojawieniu się jakiejś nieznajomej osoby" (por. J. Głowała: "Purga. Wśród
wi
ęźniów i zesłańców w ZSRR 1941-1955", Warszawa 1990, s. 20).
W ksi
ążce żydowskich autorów - Jacka Pomerantza i Lyric Wallwork Winika o owych latach: "Wkrótce
po wkroczeniu Sowietów do Ro
żyszcza komunistyczna organizacja młodzieży... przejęła kontrolę
miasta... ci m
łodzi ludzie maszerowali po ulicach miasta z karabinami. Nosili czerwone opaski
identyfikacyjne i wyaresztowywali ludzi uwa
żanych za faszystów czy wrogów komunistycznej sprawy.
Ba
łem się spacerować na trasie od stacji kolejowej do domu Ytzela. Bałem się pomimo tego, że część
m
łodych z opaskami na ramionach była Żydami" (wg relacji w książce J. Pomerantza i Z. Winika: "Run
East: Flight From the Holocaust", Chicago 1997, s. 26).
Z kr
ęgu australijskiej Polonii z Melbourne został wysłany 12 sierpnia 1995 roku do księdza prałata
Henryka Jankowskiego list, zawieraj
ący świadectwo dramatycznych czasów na Kresach po 17
wrze
śnia 1939 roku. Autor listu, Bronisław Stankiewicz, pisał między innymi: "W 1939 roku jako 10-
letni ch
łopak byłem świadkiem, gdy do mojego miasta - Baranowicze - wkraczała wyzwoleńcza Krasna
Armia, w
łaśnie Żydzi zakładali na lewą rękę czerwone opaski, na których widniały napisy NKWD. To
w
łaśnie Żydzi byli donosicielami do NKWD i wydawali w ręce NKWD ukrywających się oficerów
Wojska Polskiego, ukrywaj
ących się policjantów granatowych, nauczycieli, wyższych urzędników
pa
ństwowych, a w nocy zajeżdżały czarne budy NKWD, które my nazywaliśmy "czorny woron" (...).
Du
ża część donosów kończyła się jak najgorszymi skutkami dla oskarżanych przez Żydów Polaków,
doprowadzaj
ąc do utraty przez nich życia. Istnieje wiele relacji na temat tego typu "zabójczych"
donosów z ró
żnych miejscowości na Kresach - przytoczę tu kilka typowych przypadków tego typu.
Do szczególnie niebezpiecznej fali donosów na polskich urz
ędników i sędziów doszło w największym
mie
ście na Wołyniu - Równem. Aresztowano tam m. in. byłego posła, Dezyderego Smoczkiewicza, i
by
łego senatora, Tadeusza Dworakowskiego, pięciu sędziów Sądu Okręgowego i wiceprokuratora
(wszystkich potem zamordowano). Aresztowano równie
ż dwóch podprokuratorów. Denuncjowali w
szczególno
ści: aplikant sądowy, syn zamożnej miejscowej rodziny żydowskiej oraz starszy woźny
s
ądowy, Ukrainiec (por. R. Szawłowski: "Wojna polsko-sowiecka 1939", Warszawa 1997, t. I. s. 397).
Wanda Skorupska, we wrze
śniu 1939 adwokatka we Włodzimierzu Wołyńskim tak opisywała w relacji
spisanej w latach osiemdziesi
ątych wydarzenia zachodzące we Włodzimierzu po wejściu wojsk
sowieckich: "Na podstawie donosów sporz
ądzonych przez komunistów i Żydów aresztuje się
natychmiast wybranych ludzi. We W
łodzimierzu aresztowano adwokata Albina Ważyńskiego i mjra
(Juliana Jana) Pilczy
ńskiego, dyrektora gimnazjum, Leona Kisiela, inspektora szkolnego p. Jędryszkę
oraz kierownika jednej ze szkó
ł powszechnych Strzeleckiego. Zadenuncjowali ich miejscowi Żydzi.
Zagin
ęli bez śladu" (por. tamże, s. 207).
Zbigniew Schultz z Cz
ęstochowy w przysłanym do mnie świadectwie na temat wydarzeń czasów
wojny, datowanym 23 lipca 1999, pisa
ł o tragicznych skutkach żydowskiego donosu na jego stryja
Stanis
ława Schultza. Jak pisał Zbigniew Schultz: "Mój stryj Stanisław Schultz, urodzony we Lwowie w
1910 roku, z powodu z
łego stanu zdrowia został zwolniony z obowiązku służby wojskowej - służby
zasadniczej. Jesieni
ą 1940 r. sąsiadka Żydówka doniosła do NKWD, że Stanisław Schultz jest
ukrywaj
ącym się oficerem polskim. Stryja mego wywieziono na Daleki Wschód ZSRR, gdzie był
przymusowo zatrudniony przy budowie trasy kolejowej do W
ładywostoku. Jedyną wiadomość od
Stanis
ława Schultza otrzymała jego matka, Ludwika Schultz z domu Siłkowska, w lutym 1941. Po
wojnie Stanis
ław Schultz nie dał żadnego znaku życia. Próby wyjaśnienia jego losu nie dały żadnego
rezultatu. Sowiecki Czerwony Krzy
ż nie jest w stanie udzielić na temat mego stryja żadnych informacji.
Donosy do NKWD kierowane na Polaków by
ły w tym czasie praktykowane przez Żydów nagminnie -
uwa
żam, że 80% Polaków zostało deportowanych na Syberię na skutek donosów żydowskich" (wg
listu Z. Schultza z 28 marca 1996 r. znajduj
ącego się w moim posiadaniu).
Inny przyk
ład "zabójczego" donosu opisali A. i J. Wiszniowscy w liście do "Głosu Polskiego w Toronto"
z 24 maja 1996 roku. W li
ście można było przeczytać dramatyczną historię rodziny stryja
Wiszniowskiego, który w 1939 roku mieszka
ł w małym miasteczku Dolina, woj,. stanisławowskie.
Jak pisano w li
ście: "Stryj miał dorosłych synów, którzy należeli do związku "Sokołów" i "Strzelca",
gdzie has
łem było "Bóg, Honor i Ojczyzna". Widocznie w oczach żydowskich było to wielkim
przest
ępstwem i dlatego pewnej nocy NKWD i dwóch Żydów, których stryj znał, przyszło aresztować
moich stryjecznych braci. Jeden by
ł zakatowany w miejscowym więzieniu, inni wywiezieni na Sybir,
tak jak tysi
ące innych polskich rodzin, które dzięki żydowskiej służalczości zostało zesłanych na Sybir
na zag
ładę (...). Kto sporządzał spis Polaków "kandydatów" na zsyłkę, jak nie (...) Żydzi, którzy
zasiedli w 1939 roku na wszystkich wa
żnych stołkach?" W liście używa się bardzo ostrych epitetów
pod adresem ówczesnych
żydowskich donosicieli, czyż można się jednak dziwić człowiekowi, który
móg
ł z bliska zaobserwować spowodowaną przez nich tak ciężką martyrologię rodziny jego stryja.
Znana polonijna dzia
łaczka społeczna Janina Ziemińska, od lat mieszkająca w Nowym Jorku
wspomina
ła: "Zaczynają się donosy i aresztowania. Szpicle pracują całą parą - większość to Żydzi
komuni
ści. Aresztuje się policjantów, sędziów, nauczycieli" (por. J. Ziemińska: Z Kresów do Nowego
Jorku, polonijny "Nasz g
łos" 10 czerwca 1999). W innym odcinku wspomnień Ziemińska opisała
histori
ę "morderczego donosu" Żyda Wala na swego kolegę szkolnego ze szkoły w Borysławiu,
relacjonuj
ąc: "Rosjanie uciekają w popłochu [1941 - J.R.N.] (...) Niemcy otwierają więzienia. Rodzice
szukaj
ą swoich najbliższych. Przychodzi do mnie nauczycielka, której aresztowano syna. A było to
tak... Przyszed
ł do ich domu Żyd Wal (kolega szkolny syna) wraz ze swymi kamratami
enkawudzistami, wskaza
ł palcem jej syna i powiedział: "To ten". Zabrali Jerzyka Kozłowskiego - miał
wtedy 18 lat (...) Jerzyk - zanim zgin
ął - napisał własną krwią na ścianie więzienia, "Dziś, dnia...
zamorduj
ą nas". Matka nauczycielka mdleje. Jej mąż na własnych rękach wynosi ciało syna (...)
Nied
ługo potem odbył się pogrzeb ofiar bolszewickiego pogromu (...). Po pogrzebie poszłam do swojej
nauczycielki. Znalaz
łam tam trzech niemieckich oficerów. Przyprowadzili oni rodziców Wala, sprawcy
aresztowania Jerzyka. Oficerowie o
świadczyli, że młody Wal uciekł z bolszewikami, ale jego rodzice
b
ędą do jej dyspozycji i może zrobić z nimi co zechce. Nauczycielka, która znała niemiecki
znakomicie, odpowiedzia
ła, że co prawda syn rodziców Walów to bandyta, ale jego rodzice to
porz
ądni ludzie i chce, żeby ich wypuścić na wolność, co też nastąpiło" (por. J. Ziemińska: "Z Kresów
do Nowego Jorku", polonijny "Nasz G
łos", 25 czerwca 1999).
W ksi
ążce Małgorzaty Giżejewskiej o Polakach na Kołymie zamieszczony został opis aresztowania
dzia
łacza polskiej organizacji podziemnej Aleksandra Katryniaka. Wspominał on m. in.: "24 IX 1939 r.
(...) wzi
ąłem kierunek na Drohobycz (...). W Rychcicach Żydzi (znajomi spotkani po drodze; autor
pochodzi
ł z Drohobycza) zgłosili milicji komunistycznej, że ja idę w kierunku Drohobycza (...). Milicja
zawiadomi
ła NKWD i zrobiono na mnie zasadzkę" (wg M. Giżejewska: "Polacy na Kołymie 1940-
1943", Warszawa 1997, s. 69).
Wiele, bardzo wiele by
ło sąsiedzkich donosów. Józefa Sieniarska pisała w relacji nadesłanej do mnie:
"Pochodz
ę ze Stanisławowa (...). Mieszkałam tam do 1945 r. Miałam brata, Józefa Ostrowskiego, ur.
w 1918 r., który przed wojn
ą był jeden rok w policji. W lutym 1940 roku Sowieci zabrali go w nocy z
domu i
ślad po nim zaginął. Nawet do tej pory nie wiem, gdzie zginął. A przeskarżył go Żyd (sąsiad)"
(wg relacji J. Sieniarskiej z 30 sierpnia 1999, znajduj
ącej się w moim posiadaniu).
Malarka Barbara Koroczycka wspomina
ła w nadesłanej do mnie relacji"
"Przed wojn
ą 1939 r. rodzina moja mieszkała w Nowej Wilejce. W naszym bliskim sąsiedztwie
znajdowa
ł się mały sklep spożywczy. Należał do Żydówki Romowej, może Rumowej - nie pamiętam.
Mia
ła ona troje dzieci. Najstarsza córka posiadała sklep bławatny w centrum miasteczka na rynku. Syn
mia
ł opinię działacza komunistycznego, co wcale nie przeszkadzało w skromnych interesach rodziny.
(...) Po 17 wrze
śnia przeżyliśmy wtargnięcie Armii Czerwonej do naszego miasteczka. Wejście było
bardzo efektowne,
żołnierze okryci obłachmanionymi kocami, karabiny na sznurkach, a małe
sko
łtunione koniki w uprzęży z postronków. Po tym iście apokaliptycznym wejściu zaczęły się
żydowskie rządy. Syn naszej sąsiadki Rumowej, znając doskonale środowisko Nowej Wilejki, pomagał
w aresztowaniach, wywo
żeniu i likwidowaniu polskich rodzin (wg relacji p. B. Koroczyckiej, znajdującej
si
ę w moim posiadaniu).
Józef Godlewski wspomina
ł w książce "Na przełomie epok": "W aresztowaniach pomocny był
bolszewikom m. in.
Żyd, szofer Mulka. Jak mi opowiadano, był on synem pachciarza-mleczarza i
wychowankiem Bogdanowiczów, którego nauczono szoferki. Jako wyj
ątkowo sprytnego używano go
do za
łatwiania różnych interesów w mieście. Woził on swoich państwa - rzecz jasna - i do sąsiadów i
pozna
ł w ten sposób wileńskie ziemiaństwo na wylot. Z czasem zmieniał swe posady i między innymi
by
ł szoferem u Dmochowskiego. Gdy przyszli bolszewicy "dołączył" do nich jako "informator".
S
łyszałem, że to właśnie on wydał szereg ziemian w ręce NKWD, wskazując ich mieszkania w Wilnie.
Unika
łem go jak ognia. Raz widziałem nawet, jak najwyraźniej oczekiwał koło składu aptecznego
Pru
żana na ul. Mickiewicza w towarzystwie dwóch cywilnych osób funkcjonariuszy sowieckiej policji.
W pewnej chwili Ignacy Borowski wyszed
ł z magazynu i Mulko wskazał go im oczami. Enkawudyści
natychmiast podeszli do Borowskiego, zamienili kilka s
łów i zabrali pod łokcie do czekającej dorożki.
Odt
ąd ślad po Borowskim zginął. Wreszcie rodzina jego dowiedziała się, że znajduje się w więzieniu
na
Łukiszkach. - Mulko stał się ogólnym postrachem ziemian." (J. Godlewski: "Na przełomie epok",
Warszawa 1990, s. 417).
Komunistyczni donosiciele
żydowscy częstokroć nie ograniczali się do realizowania wyznaczonych im
przez w
ładze NKWD zadań, lecz "wyróżniali się" w wyłapywaniu różnych osób, których sami z tych
czy innych powodów uznali za "wrogów ludu". Nierzadko ofiarami ich tropicielskiej nadgorliwo
ści
stawa
ły się przypadkowo spotkane osoby z ich dawnych miejsc zamieszkania. I tak np. ukraińskiego
prawnika z Czortkowa Mychajlo Rosliaka zadenuncjowa
ł we Lwowie żydowski oficer NKWD Jonas
Buchberg, pochodz
ący z jego rodzinnej miejscowości. Umieszczono go w osławionym więzieniu w
Brygidkach, gdzie by
ł później świadkiem rozlicznych egzekucji więźniów politycznych (por. "Zakhidnia
Ukraina pid bolshevykamy: IX 1939-VI 1941: Zbirnyk", wyd. M. Rudnytska, New York 1958, s. 441-
44).
Ofiar
ą takiego donosu "na wyjeździe" padł ojciec prof. Jacka Trznadla - Edward Trznadel, były
zast
ępca starosty w Olkuszu, później starosta w Zawierciu.
Warto przytoczy
ć w powyższym kontekście uwagi na temat nastrojów antyżydowskich wśród części
żołnierzy armii Andersa, podane przez polityka-socjalistę Jana Stańczyka, człowieka jak najdalszego
od anty
żydowskości, jak przyznawała nawet taka tropicielka "antysemityzmu" jak Krystyna Kersten. W
lipcu 1943 roku Sta
ńczyk zderzył się podczas rozmów z Reprezentacją Żydostwa Polskiego z
zarzutami dr. Abrahama Stuppa,
że "żołnierze żydowscy nie są dopuszczani do pewnych formacji, nie
ma awansów dla oficerów
żydowskich, i w ogóle atmosfera jest taka, że Żyd się bardzo źle czuje".
Odpowiadaj
ąc na te zarzuty Stańczyk powiedział: "Nie chcę ukrywać i przyznaję, że wśród ludności
przyby
łej z Rosji, jak i w armii są nastroje antysemickie. Z bólem to stwierdzam, ale tego nie można
za
łatwić rozkazem. Przyczyna leży w tym, że jak przyszli bolszewicy do Polski, to żydowscy milicjanci
chodzili ze spisami i wskazywali, kogo z Polaków nale
ży wysiedlić. Każdemu takiemu Polakowi wydaje
si
ę więc, że gdyby nie ten żydowski milicjant, to pozostałby u siebie w domu, na swoim
gospodarstwie".
Cz
ęstokroć jeden donos decydował o gehennie całej polskiej rodziny, która została w rezultacie
denuncjacji skazana na deportacj
ę na Syberię. Nader typowa pod tym względem była historia
opowiedziana we wspomnieniach Wies
ława Wróblewskiego, który jako młody chłopak został
wywieziony wraz z matk
ą i paru innymi osobami na Syberię na skutek bezwzględnego żydowskiego
donosu. Wies
ław Wróblewski mieszkał wraz z rodzicami w niedużej miejscowości Orla, wsi o
ma
łomiasteczkowym charakterze zabudowy. Jego ojciec był kierownikiem miejscowej
siedmioklasowej szko
ły, był niegdyś też legionistą. To wszystko stało się podstawą skierowanego
przeciwko niemu wyrafinowanego donosu m
łodego Żyda, byłego ucznia rodziców Wróblewskiego.
Podczas zebrania mieszka
ńców młody Żyd otwarcie zwrócił się do sowieckiego funkcjonariusza w
mundurze, mówi
ąc: "Towarzyszu kamandir! Grażdanin Wróblewski to dobry człowiek, dobry
nauczyciel. Uczy
ł nas mówić po polsku, uczył historii. Mówił o wyprawie Piłsudskiego na Kijów, której
by
ł uczestnikiem. W bitwie został ranny, był u was w niewoli. Za zasługi otrzymał Krzyż
Niepodleg
łościowy. Każdego roku 3 maja i 11 listopada ładnie przemawiał. On tu dzisiaj milczy, ale jak
go doprowadzicie na komend
ę, to on wam wszystko powie. To bardzo uczciwy człowiek".
Na skutki tak wyszukanej denuncjacji nie trzeba by
ło długo czekać. W nocy 20 czerwca 1941
aresztowano ojca Wies
ława Wróblewskiego - Tadeusza Wróblewskiego i osadzono w białostockim
wi
ęzieniu. Jego żonę, córkę, syna i teściową wywieziono zaś na Syberię.
Czy m
łody donosiciel zdawał sobie w pełni sprawę jak długotrwałą gehennę zgotował swą denuncjacją
ca
łej polskiej rodzinie? A może to był tylko jego pierwszy "pomyślny" start do całej serii donosów w
s
łużbie NKWD czy UB.
Hania Fedorowicz z Ottawy w li
ście do dyrektora Yad Vashem w Jerozolimie z 12 lutego 1988
upomnia
ła się o uczciwość w przedstawianiu losów nie-Żydów, pisząc między innymi, iż "mój dziadek
zosta
ł deportowany na Syberię wraz ze swoją żoną i czworgiem rodzeństwa mego ojca, po
zadenuncjowaniu przez
żydowskiego współpracownika, któremu pomógł w zdobyciu pracy".
Bardzo ponur
ą kartę w stosunkach polsko-żydowskich na Kresach w latach 1939-1941 stanowił udział
znacznej cz
ęści zbolszewizowanych Żydów w kilku masowych deportacjach ludności polskiej na
Syberi
ę. Był to udział wielostronny. Rozpoczynał się od pomocy w starannym, błyskawicznym, tajnym
aresztowaniu wszystkich Polaków skazanych na wywózk
ę, poprzez rabowanie mienia deportowanych,
ich transportowanie do poci
ągów deportacyjnych i nadzór nad samym przejazdem eszelonami na
Syberi
ę.
Aktywny i, dodajmy, bezwzgl
ędny udział znacznej części Żydów w masowych deportacjach Polaków
odnotowany zosta
ł w bardzo licznych polskich świadectwach z owych ponurych "czasów pogardy".
Np. ksi
ądz biskup Wincenty Urban wspominał: "W lutym 1940 roku miała miejsce "wielka wywózka" na
Syberi
ę rodzin polskich wojskowych, tzw. osadników, kolonistów, rodzin osób uprzednio
aresztowanych (...). Z przykro
ścią przychodzi pisać o tym, że wówczas to niektórzy nacjonaliści
ukrai
ńscy, częściowo Żydzi, donosili do władz sowieckich o ukrywających się wojskowych i polskich
policjantach. Ofiar
ą takiego donosu padł komisarz policji Bryl, zmarły na Syberii".
Tak
że Zbigniew Siemaszko, autor książki "W sowieckim osaczeniu 1939-1941", jednej z
najgruntowniejszych analiz sytuacji Kresów Wschodnich pod okupacj
ą sowiecką pisał o uczestnictwie
cz
ęści milicjantów żydowskich w deportacjach ludności polskiej. Akcentował, że niektórzy milicjanci
żydowscy "brali potem udział w zabieraniu z domów rodzin wywożonych w głąb Sowietów. Fakt ten
zapad
ł głęboko w pamięć wywożonych" (por. Z. Siemaszko: "W sowieckim osaczeniu 1939-1941",
Londyn 1991, s. 264).
Deportacje 1939 i 1940 roku najsilniej dotkn
ęły Polaków. A działo się tak nieprzypadkowo. Grzegorz
Mazur w swej historii Pokucia w drugiej wojnie
światowej pisał: "Omawiając kwestie deportacji trzeba
mocno podkre
ślić, że kryterium zaliczenia przez władze radzieckie do grupy deportowanych nie była
narodowo
ść, ale ewentualny stosunek do nowego reżimu; deportowano tych, którzy mogli być, czy też
byli jego przeciwnikami. Inna sprawa,
że wedle radzieckich stereotypów byli to głównie Polacy, jako
naród "panów" i ciemi
ężycieli, natomiast ciemiężonymi w oczach radzieckiej propagandy tego okresu
byli zawsze tylko Bia
łorusini, Ukraińcy i Żydzi" (por. G. Mazur: "Pokucie w latach drugiej wojny
światowej. Położenie ludności, polityka okupanta, działalność podziemna", Kraków 1994, s. 38).
Warto zwróci
ć szerzej uwagę na to, czym powodowano się selekcjonując Polaków do deportacji, kogo
z nich uznawano za najniebezpieczniejszych. Bardzo pouczaj
ąca pod tym względem jest historia listy
Polaków do wywózki przygotowanej we Frampolu ko
ło Zamościa. Dokładne informacje o niej
znajdujemy w artykule prezesa Towarzystwa Przyjació
ł Frampola Ryszarda Jasińskiego, opisującego
zamys
ły Komitetu Rewolucyjnego Frampola, powołanego w czasie krótkotrwałej okupacji Frampola
przez w
ładze sowieckie. Powołany pod koniec września 1939 Komitet składał się głównie z
miejscowych
Żydów. Wg Jasińskiego: "Jedną z pierwszych uchwał tego "Komitetu Rewolucyjnego"
by
ło przygotowanie dla Rosjan "Listy" kilkudziesięciu osób z Frampola i okolic - wyłącznie Polaków -
przeznaczonych do aresztowania i wywózki na wschód. (...) Stosunkowo krótkie (6 dni) rz
ądy we
Frampolu tamtych okupantów nie pozwoli
ły im zrealizować aresztowań z tej przygotowanej listy" (por.
R. Jasi
ński: Frampolski Wrzesień 1939 roku (cz. II), w czasopiśmie Towarzystwa Przyjaciół Frampola
"Wokó
ł Frampola", kwiecień 1997, nr 2, s. 14). Znamienny był zestaw osób, które Komitet
Rewolucyjny Frampola (zdominowany przez
Żydów) uznał za celowe przeznaczyć do wywózki na
wschód. Wg artyku
łu R. Jasińskiego: "Pierwszym na tej liście do wyeliminowania był Stanisław Miazga
(...) cz
łonek POW (Polskiej Organizacji Wojskowej - J.R.N.), odznaczony medalem Niepodległości
Polski, dzia
łacz polityczny w Stronnictwie Dmowskiego, a także największy społecznik we Frampolu.
Wieloletni Naczelnik OSP (Ochotniczej Stra
ży Pożarnej - J.R.N.) przed wojną i później także po wojnie
(...). Drugim na li
ście "Komitetu Rewolucyjnego" był miejscowy ksiądz proboszcz Mieczysław Malawski
(...). Trzecim na tej li
ście był miejscowy organista Józef Czerwieniec (Czerwiński) - to również
d
ługoletni działacz społeczny, członek Zarządu OSP we Frampolu, a także dyrygent strażackiej
orkiestry d
ętej (...). Na tej liście do zsyłki byli jeszcze Tadeusz Kłos - to również członek POW i jedyny
z Frampola rzeczywisty uczestnik Powsta
ń Śląskich, a także wieloletni działacz i członek miejscowej
OSP. Na li
ście tej byli wypisani właściwie prawie wszyscy znaczący obywatele z Frampola i okolic, jak
( Matra
ś - właściciel dworu w Radzięcinie i zarazem powiatowy Prezes OSP w Biłgoraju. Następnie
dalej peowiacy jak Józef K
łos, Bolesław Wąsek, a także nauczyciele, urzędnicy i co bogatsi
gospodarze - czyli praktycznie wszyscy ci, którzy w jaki
ś sposób byli związani z ruchem
niepodleg
łościowym (POW) czy działalnością społeczną" (por. R. Jasiński: Frampolski wrzesień 1939
roku (cz. II), w czasopi
śmie Towarzystwa Przyjaciół Frampola "Wokół Frampola", kwiecień 1997, nr 2,
s. 14, 15).
Relacja na temat przygotowanej we Frampolu listy Polaków do wywózki na wschód jest nader
wymownym
świadectwem z paru względów. Pokazuje jak planowe i systematyczne było niszczenie
polskiej inteligencji chrze
ścijańsko-narodowej na Kresach po 17 września 1939. Równocześnie zaś
jest jaskrawym przyk
ładem roli odgrywanej przez skomunizowanych Żydów z "Czerwonej Milicji" i
"Komitetów Rewolucyjnych" w rozbijaniu i likwidowaniu polskich
środowisk patriotycznych. Bez
wymierzonego w
środowiska polskie odpowiedniego "rozpoznania" ze strony miejscowych Żydów
w
ładze sowieckie miałyby dużo większe trudności w wyłapywaniu najbardziej świadomych
niepodleg
łościowo Polaków.
Leon B. Kowalski opisa
ł w nadesłanej do mnie relacji warunki, w jakich rozpoczęła się deportacja jego
i ca
łej rodziny z Tarnopola na Syberię: "W dniu 13 kwietnia 1940 roku - o godz. 4.00 nasze następne
mieszkanie przy ul. Matejki 2 (w Tarnopolu) - zosta
ło otoczone przez 5 żołnierzy NKWD, a do wnętrza
wszed
ł oficer z dwoma młodymi Żydami, posiadającymi broń i opaski na ramieniu - czerwone z
czarnym napisem "Milicja". Nakaza
ł, aby cała nasza rodzina (mama i czterech synów) w ciągu 15
minut opu
ściła dom rodzinny, pozostawiając dorobek życia "dla ZSRR". Towarzyszący mu Żydzi
zarekwirowali dla Armii Czerwonej posag naszej Mamy warto
ści ok. 5 tys. zł. wyrywając siłą kasetkę
od p
łaczącej kobiety, a następnie opluwali nas, wyzywając po polsku i po rosyjsku. Nie był z tego
zadowolony nawet oficer NKWD, uciszaj
ąc zapienionych pyskaczy" (wg relacji L. B. Kowalskiego z 30
sierpnia 1999, znajduj
ącego się w moim posiadaniu).
O roli
Żydów w grabieży mienia polskiego wspomina również Grzegorz Mazur w swej historii Pokucia
w latach drugiej wojny
światowej. Pisze tam m. in. "Dochodziło też do przejmowania przez nich
(
Żydów - J.R.N.) mienia skonfiskowanego Polakom, np. w Jaremczu i Mikuliczynie przejęli oni wille po
Polakach (
żydowskich właścicieli z ich willi nie wywłaszczano). Miała jednak ta postawa jeszcze ten
negatywny skutek, i
ż z racji ich zachowania gwałtownie wzrastał antysemityzm wśród ludności
polskiej, a zw
łaszcza ukraińskiej, i to często w środowiskach do tej pory filosemickich" (por. G. Mazur:
"Pokucie w latach II wojny
światowej. Położenie ludności, polityka okupanta, działalność podziemna",
Kraków 1994, s. 44).
Bywa
ły przypadki, że Żydzi uczestniczyli w grabieniu całych wiosek, z których wywieziono wszystkich
polskich mieszka
ńców. Wspomina o tym ks. Józef Mroczkowski w kronice parafii w Oleszycach przy
opisie tragedii Polaków mieszka
ńców wioski Miłkowej, których wywieziono do Besarabii: "W styczniu
1941, w
śród ciężkiej zimy i zamieci śnieżnych, przyszedł rozkaz pakowania swojego mienia i wyjazdu
do Besarabii. Rozpocz
ął się straszny, jakby jakiś tragiczny pochód pogrzebowy tylu ludzi (...). Około 2
tysi
ęcy podwód brało udział w przemieszczeniu ludzi, ich mienia. Trzy dni trwały korowody tych
resztek n
ędzy ludzkiej z Miłkowa do stacji kolejowej w Oleszycach (...). Wnet oczyszczono z życia
biedn
ą graniczną wioskę Miłkowo. Żydzi pojechali wozami i zagrabili resztę tego, co jeszcze
pozosta
ło" (por. Ks. J. Mroczkowski: Wojna w Oleszycach, "Karta", 1998, zesz. 24, s. 108, 109).
W bardzo wielkiej ilo
ści relacji powtarza się ta sama informacja - w momencie wywożenia na
deportacj
ę obok żołnierzy i oficerów NKWD, był jeden lub dwóch miejscowych, uzbrojonych Żydów z
"Czerwonej milicji". Najcz
ęściej Żydzi ci rekrutowali się z osób, które znały same ofiary lub ich
środowisko, i mieli za zadanie zapewnienie warunków jak najszybszej i najsprawniejszej deportacji.
Nader typowy pod tym wzgl
ędem jest opis zabrania na zsyłkę przygotowany przez jedną z jej ofiar -
Barbar
ę Piotrowską-Dubik: "Była sobota 13 kwietnia 1940 r. Przebywaliśmy w Boryszu na Podolu (...).
Wczesnym rankiem oko
ło godz. 5.00, gdy spaliśmy jeszcze w najlepsze, zbudził nas silny łomot do
drzwi (...). Do domu wszed
ł oficer NKWD w towarzystwie dwóch uzbrojonych żołnierzy, miejscowego
Ukrai
ńca oraz zadowolonego i uśmiechniętego znajomego Żyda, z czerwoną opaską na ramieniu.
Oficer usiad
ł przy stole, rozłożył dokumenty i powiedział: - Helena Piotrowska Kazimirowna z trojgiem
dzieci, wstawa
ć i ubierać się. Zapadła cisza, a po chwili matka z przekąsem zauważyła, że to wstyd,
aby po jedn
ą kobietę z dziećmi przychodziło aż pięciu uzbrojonych ludzi. Została uciszona przez Żyda,
który powtórzy
ł rozkaz, aby nie dyskutować i ubierać się. Poganiani, wystraszeni, staramy się
zachowa
ć godność, nie okazując łez i strachu (...). Żyd po wypełnieniu swej misji, miał jeszcze
czelno
ść pożegnać się z nami wyciągając rękę, której jednak mama nie podjęła" (por. B. Piotrowska-
Dubik: Ze wspomnie
ń zsyłki kazachstańskiej w: "Polacy w Rosji mówią o sobie", wybór i wstęp ks. E.
Walewander, t. II, Lublin 1994, s. 143-144. Zob. równie
ż: B. Piotrowska-Dubik: "Kwiaty na stepie",
Warszawa 1997, s. 25-27).
By
ły Sybirak Jan Belina wspominał rolę działającego dla NKWD Żyda Mirskiego (bogacza ze Stołpc),
nader aktywnego przy aresztowaniach i deportowaniach Polaków. Za swe "zas
ługi" dla NKWD Mirski
szybko awansowa
ł (w 1945 był już ppłk. NKWD). Mirski "asystował" przy aresztowaniu ojca Byliny i
deportowaniu jego matki, samego Jana Byliny (wówczas trzynastolatka) i jego licz
ącego zaledwie rok
braciszka Ludka. Jak opisywa
ł Jan Bylina: "Po ojca przyszedł w asyście dwóch żołnierzy i oficera pan
Mirski. O pó
łnocy zapukano do drzwi, które otworzyła matka. Została brutalnie odepchnięta i oficer z
Mirskim biegiem wpadli do sypialni. Kazali ojcu si
ę ubierać i przeprowadzili rewizję. Wyprowadzili go,
gdy ju
ż prawie świtało (...). W nocy z 12 na 13 kwietnia 1940 roku obudziło nas walenie w drzwi i
ujadanie psa. Wkroczy
ł p. Mirski w asyście dwóch żołnierzy NKWD. Oświadczył, że decyzją władz
sowieckich zostajemy ze Sto
łpc wysiedleni jako element "niebłagonadiożnyj" (...). Dał nam dwie
godziny na spakowanie si
ę (...). Gdy matka zajęta była karmieniem brata, p. Mirski dokonywał
"przegl
ądu mieszkania" (...). Znalazł jakieś przedmioty i skonfiskował, nie wiem co to było, bo włożył
do torby.
Żołnierze zachowywali się jak manekiny. Przez cały czas nie powiedzieli ani słowa" (por. J.
Bylina: Ucieczka z kopalni we "Wspomnieniach Sybiraków", t. VI, Warszawa 1992, s. 31, 32).
Żydowska "hańba domowa"
18 marca 2001 tygodnik Forum przedrukowa
ł, począwszy od pierwszej kolumny tego
periodyku, skrajnie polako
żerczy wywiad z Janem Tomaszem Grossem dla "The New Yorkera",
zatytu
łowany wymownie "Polska hańba". Tą "polską hańbą" ma być wg Grossa zachowanie
Polaków w czasie drugiej wojny
światowej - wszak Gross już od dawna oskarża nas o rzekomy
wspó
łudział w zagładzie Żydów. Ujawniane w ostatnich dniach fakty (m. in. w wystąpieniach
prof. Strzembosza na
łamach "Rzeczpospolitej" i "Życia", publikowanych relacjach z 1947 i
1949 roku) pokazuj
ą jak nieprawdziwe i oszczercze były próby zwalenia na Polaków winy za
niemieck
ą zbrodnię w Jedwabnem. Co zaś generalnie tyczy się "polskiej hańby"... Myślę, że w
czasie drugiej wojny
światowej, nie mamy powodów do wstydu.
Wr
ęcz przeciwnie, Polska i Polacy doskonale zdali wówczas swój najcięższy być może egzamin z
historii. Jak
że prawdziwe pod tym względem były słowa zapisane w dzienniku polskiego lekarza z
Zamojszczyzny - doktora Zygmunta Klukowskiego, tak obrzydliwie zafa
łszowywanego niejednokrotnie
w tekstach Grossa. Otó
ż pod datą 1 września 1940 roku dr Klukowski zapisał z ogromną satysfakcją:
"Postawa ca
łego narodu w kraju, pomimo niesłychanego terroru niemieckiego, jest niezwykle odporna.
Uleg
ły tylko słabe, mierne i mało wartościowe jednostki. Ogół społeczeństwa zachowuje się z wielką
godno
ścią" .
Nie jestem zwolennikiem pisania o swym narodzie w duchu panegirycznym, lecz za ci
ągłym, szczerym
pokazywaniem blasków i cieni. Sw
ą postawę już dawno wyraziłem zarówno w dokonanym przeze
mnie wyborze pism takiego rzecznika narodowego samorozrachunku jak Cyprian Norwid. Mój wybór
jego my
śli "Gorzki to chleb jest - polskość" - rozszedł się w 1985 roku w ciągu kilku tygodni w
nak
ładzie 50 tys. egzemplarzy. Podobne spojrzenie, ukazujące jasne i ciemniejsze strony naszej nacji
pokaza
łem również w dwóch kolejnych wydaniach innego mego wyboru "Myśli o Polsce i Polakach".
S
ą okresy w naszych dziejach, które oceniam z prawdziwą goryczą, zarówno w odniesieniu do
dawniejszych czasów, jak cho
ćby czasów saskich lub Targowicy, jak i przygnębiającego wręcz
zaprzepaszczania szans dla Polski w ostatnim dziesi
ęcioleciu. Myślę, że kiedyś nasi potomkowie będą
si
ę szczerze wstydzić naszych fatalnych zaniechań i niedokonań po 1989 roku. Zawsze jednak będę
si
ę sprzeciwiał jakimkolwiek plwaniom na tak wspaniałe zachowanie naszych rodaków w czasie
drugiej wojny, sprzeciwia
ł haniebnym uogólnieniom dokonywanym przez Grossa i jego polskich
klakierów, niegodnym spojrze
ć w oczy polskim patriotom, którzy przeżyli tak heroicznie "czasy
pogardy".
Nie by
ło "polskiej hańby" w czasie drugiej wojny światowej. Było natomiast aż nazbyt wiele żydowskiej
"ha
ńby domowej", zdradzenia ubogich Żydów w różnych krajach przez swe elity i Żydów europejskich
en general przez bogatych
Żydów amerykańskich, którzy okazali się z gruntu nieprzemakalni na
jakiekolwiek prze
życia tragedii mordowanych Żydów . I o tej hańbie dziś tak bardzo pragną zapomnieć
przy pomocy takich tendencyjnych paszkwilantów jak Jan Tomasz Gross. Jak
że bardzo można
odnie
ść właśnie do niego to, co pisał już w 1971 roku redaktor "Znaku" Jacek Woźniakowski, iż jedna
z hipotez na temat
źródeł antypolskiej opinii w świecie twierdzi, iż głównymi jej autorami są hałaśliwi
Żydzi amerykańscy, "którzy w czasie wojny palcem o palec nie stuknęli, by pomóc swoim
pobratymcom. Je
żeli dzisiaj gryzie ich wyrzut sumienia, to najlepszą metodą jego zagłuszenia jest
dopatrywa
ć się wszędzie winnych; własna wina ginie wtedy jak zwiędły liść, co zauważył jeden mądry
ksi
ądz Brown" (Znak, 1971, nr 7-8, s. 107). Gdy dziś czytam wysuwane przez J. T. Grossa oskarżenia
pod adresem Polaków o rzekom
ą współwinę zagłady Żydów mimo woli przypominają mi się jakże
celne uwagi tak nieod
żałowanego twórcy jak Gustaw Herling-Grudziński. Pisarz ten, mający skądinąd
równie
ż żydowskie korzenie, jak mu uporczywie przypominano w czasie wywiadu dla "Gazety
Wyborczej" ju
ż 22 listopada 1990 napisał w swym dzienniku o odżywaniu "tępego schematu polskiej
wspó
łodpowiedzialności za zagładę", wymyślonego przez oszalałych i najgłupszych na świecie Żydów
ameryka
ńskich, którzy w ten sposób usiłują oczyścić swoje sumienia, zamulone wspomnieniami
w
łasnej obojętnej bierności w latach wojny wobec postępów "ostatecznego rozwiązania" (G. Herling-
Grudzi
ński: "Dziennik pisany nocą 1989-1992", Warszawa 1993, s. 187).
W
śród przeróżnych bredni, jakie można znaleźć na kartach najnowszych książek J. T. Grossa jedno z
poczesnych miejsc zajmuje sugerowanie jakoby "olbrzymia ilo
ść zamordowanych Żydów" zginęła z
winy polskich szmalcowników (por. uwagi Grossa w "Upiornej dekadzie", s. 31-32). Gross przy tym
zupe
łnie przemilcza fakt, że przeważająca część Żydów wysyłana była do obozów śmierci z gett,
kierowanych przez w
łasne żydowskie Judenraty i pod nadzorem własnych żydowskich policjantów.
Gross tak ochoczo peroruj
ący o polskiej odpowiedzialności za śmierć ogromnej liczby Żydów, zupełnie
przemilcza w "Upiornej Dekadzie" tak katastrofaln
ą rolę żydowskich elit. Z nich bowiem wywodziło się
gros cz
łonków Judenratów, posłusznie wypełniających najbardziej nawet zgubne dla Żydów rozkazy
w
ładz niemieckich.
Najs
łynniejsza żydowska myślicielka XX wieku Hannah Arendt już w 1963 roku wystąpiła w książce
"Eichmann w Jerozolimie" z dramatycznym oskar
żeniem przeciw Judenratom, twierdząc, że bez ich
pomocy w zarejestrowaniu
Żydów, zebraniu ich w gettach, a potem pomocy w skierowaniu do obozów
zag
łady zginęłoby dużo mniej Żydów. Niemcy mieliby bowiem dużo więcej kłopotów z ich spisaniem i
wyszukiwaniem. W ró
żnych miastach okupowanej przez hitlerowców Europy powtarzał się ten sam
perfidny schemat - funkcjonariusze
żydowscy sporządzali wykazy imienne wraz z informacjami o
maj
ątku, zapewniali pomoc własnej policji w chwytaniu i ładowaniu Żydów do pociągu. W ocenie
Hannah Arendt: "Dla
Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego
narodu, stanowi niew
ątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii (...)" (podkr. J.R.N.) (H.
Arendt: "Eichmann w Jerozolimie", Kraków 1987, s. 151).
Uleg
łość Judenratów wobec hitlerowców oznaczała skrajną kompromitację żydowskich elit w
pa
ństwach okupowanych przez III Rzeszę. Hannah Arendt stwierdza wręcz: "O ile jednak członkowie
rz
ądów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich
byli z regu
ły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną
w
ładzę aż do chwili, gdy i ich także deportowano" (H. Arendt: op. cit., s. 151).
Dodajmy przy tym,
że odgrywający tak haniebną rolę szmalcownicy, czy pomagające Niemcom w
niektórych miejscowo
ściach męty stanowiły prawdziwy margines społeczeństwa polskiego, zbiór
szumowin. W
śród Żydów natomiast splamiła się straszliwie wielka część ich elity politycznej i
spo
łecznej. Stąd pochodzi tak niebywale ostra konkluzja H. Arendt - "Wszędzie, gdzie byli Żydzi,
istnieli uznani przywódcy
żydowscy, i to właśnie oni, niemal bez wyjątku współdziałali w ten czy inny
sposób, z takiej czy innej przyczyny, z nazistami. Ca
ła prawda przedstawiała się tak, że gdyby naród
żydowski był istotnie nie zorganizowany i pozbawiony przywództwa, zapanowałby chaos, ale liczba
ofiar z pewno
ścią nie sięgnęłaby 4,5 do 6 milionów ludzi" (H. Arendt: op. cit., s. 151, 160). Arendt
powo
łała się przy tym na oceny sugerujące, że z powyższej ilości Żydów mogłaby uratować się mniej
wi
ęcej połowa, gdyby nie trzymano się posłusznie zaleceń żydowskich (tamże, s. 160-161).
Żydowski autor Baruch Milch tak pisał w przejmującej relacji o losach Żydów na b. wschodnich
kresach Rzeczypospolitej (woj. lwowskie i tarnopolskie): "W ka
żdym razie Judenrat stał się
narz
ędziem w rękach gestapo do niszczenia Żydów, a jak sami członkowie później się wyrażali, są
"Gestapem na ulicy
żydowskiej (...)" (B. Milch: Mój testament, "Karta", luty 1991, s. 6-7, 16).
Przypomnijmy tu posta
ć Chaima Rumkowskiego, prezesa Rady Żydowskiej w Łodzi, "króla" getta
łódzkiego na usługach Niemców. Był on absolutnym władcą getta, w którym kursowały specjalne
pieni
ądze "chaimki" i "rumki" oraz znaczki pocztowe z jego podobizną. Rumkowski urządził sobie
harem w jednej willi i wci
ąż sprowadzał nowe piękne kobiety. W zamian za przyzwolenie Niemców na
jego tyrani
ę nad mieszkańcami getta arcygorliwie wykonywał wszystkie niemieckie rozkazy i
wyekspediowa
ł olbrzymią większość swych poddanych do obozów zagłady. W końcu jednak i jego
Niemcy wys
łali do Oświęcimia, podobno natychmiast padł ofiarą swych żydowskich współwięźniów,
którzy nie zwlekaj
ąc ani chwili natychmiast po przywiezieniu go do obozu, spalili go żywcem w
obozowym piecu (por. E. Reicher: "W ostrym
świetle dnia. Dziennik żydowskiego lekarza 1939-1945",
oprac. R. Jab
łońska, Londyn 1989, s. 29).
Na W
ęgrzech członkowie Judenratów uczestniczyli w najhaniebniejszych, najbardziej podejrzanych
moralnie transakcjach dla ratowania bogatych i wp
ływowych Żydów kosztem zdradzanych i
wydawanych Niemcom ich biednych wspó
łziomków. W Budapeszcie za pośrednictwem wybitnego
syjonisty dr. Rudolfa Kastnera, Judenraty u
łatwiły Eichmannowi uśpienie czujności i deportowanie na
śmierć do nazistowskich obozów zagłady 475 tysięcy Żydów w zamian za uratowanie 1.684 bogatych
Żydów (znaleźli się wśród nich "ludzie wybitni" i członkowie syjonistycznego ruchu młodzieżowego (H.
Arendt: op. cit., s. 54, 152). Eichmann umo
żliwił "nielegalny" wyjazd ponad półtora tysiąca Żydów do
Palestyny (eskorta poci
ągu składała się w istocie z niemieckich policjantów) w zamian za "ład i
porz
ądek" w obozach, zapobieżenie tam panice i ucieczkom bardzo łatwym w zamieszaniu 1944 roku,
gdy front by
ł już tak blisko Węgier. W rezultacie tych "uspokajań" w obozach ze strony cieszących się
autorytetem wp
ływowych Żydów Niemcy w porządku "wyekspediowali kilkaset tysięcy Żydów
w
ęgierskich" na zagładę. Po wojnie w czasie procesu w Jerozolimie sędzia Benjamin Halevi z
Jerozolimskiego S
ądu Okręgowego wydał orzeczenie stwierdzające, że Kastner "zaprzedał własną
dusz
ę diabłu". Izraelski Sąd Najwyższy pod naciskami polityków unieważnił jednak to orzeczenie,
uniewinniaj
ąc Kastnera, aby zatuszować tak kompromitującą Żydów sprawę. W kilka miesięcy potem
w marcu 1957 roku Kastnera zabi
ło jednak dwóch węgierskich Żydów, którzy przeżyli czas masakry.
Szczególnie ci
ężkie określenia niejednokrotnie padały wobec policji żydowskiej. Oskarżano ją, że
b
ędąc niezwykle służalcza wobec Niemców, nierzadko swym okrucieństwem w stosunku do
żydowskich współziomków przewyższała nawet hitlerowców. Słynny kronikarz warszawskiego getta -
Emanuel Ringelblum tak pisa
ł o żydowskiej policji: "Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze
przed wysiedleniem. W przeciwie
ństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do
obozu pracy, policja
żydowska parała się tą ohydną robotą. Wyróżniała się również straszliwą
korupcj
ą i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło
ani jedno s
łowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci na
rze
ź. Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. Obecnie
mózg sili si
ę nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stali, że Żydzi - przeważnie inteligenci, byli
adwokaci (wi
ększość oficerów była przed wojną adwokatami) - sami przykładali rękę do zagłady
swych braci. Jak dosz
ło do tego, że Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych,
wiedz
ąc, że wszyscy idą na rzeź (...). Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż
Niemców, Ukrai
ńców i Łotyszów. Niejedna kryjówka została "nakryta" przez policję żydowską, która
zawsze chcia
ła być plus catholique que le pape, by przypodobać się okupantowi. Ofiary, które znikły z
oczu Niemca wy
łapywał policjant żydowski (...). Policja żydowska dała w ogóle dowody niezrozumiałej
dzikiej brutalno
ści. Skąd taka wściekłość u naszych Żydów? Kiedy wyhodowaliśmy tyle setek zbójców,
którzy na ulicach
łapią dzieci, ciskają je na wozy i ciągną na Umschlag? Do powszechnych po prostu
zjawisk nale
żało, że zbójcy ci za ręce i nogi wrzucali kobiety na wozy (...) Każdy Żyd warszawski,
ka
żda kobieta i każde dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości
policji
żydowskiej" (E. Ringelblum: "Kronika getta warszawskiego wrzesień 1939 - styczeń 1943",
Warszawa 1988, s. 426, 427, 428).
Żydowski policjant Carl Perechodnik, który zginął pod koniec wojny, zapisał w swym pamiętniku: "Nie
ma
żadnego usprawiedliwienia dla policjantów żydowskich w Warszawie (...). Skamieniały im serca,
obce sta
ły się wszelkie ludzkie uczucia. Łapali ludzi, na rękach znosili z mieszkań niemowlęta, przy
okazji rabowali. Nic te
ż dziwnego, że Żydzi nienawidzili swojej policji bardziej niż Niemców, bardziej
ni
ż Ukraińców" (C. Perechodnik: "Czy ja jestem mordercą?", Warszawa 1993, s. 112-113).
Jak
że żałuję, że polscy czytelnicy nie mają nadal dostępu do najciekawszego chyba dokumentu losów
Żydów Warszawy w "czasach pogardy" - wstrząsającego dziennika b. dyrektora szkoły hebrajskiej w
Warszawie Chaima A. Kaplana. Jego dziennik t
łumaczony był na liczne języki od angielskiego po
szwedzki, a jednak nie udost
ępniono go właśnie Polakom, choć zawiera tak wiele ważnych
spostrze
żeń na temat polsko-żydowskich stosunków doby wojny, a także bez porównania uczciwszy i
życzliwszy obraz Polaków niż książki Grossa. Myślę, że główną przyczyną dla której cenzorzy spod
znaku filosemickiej "poprawno
ści politycznej" opóźnili przyswojenie książki Chaima A Kaplana polskim
czytelnikom jest to,
że w wielu miejscach zawiera ona szczególnie prawdziwy i bezlitosny osąd
warszawskiej Rady
Żydowskiej (Judenratu) i żydowskiej policji. Kaplan nazywał wprost Judenrat
"ha
ńbą społeczności warszawskiej". Wielokrotnie piętnował zbrodniczą działalność żydowskiej policji
pisz
ąc m. in.: "Żydowska policja, której okrucieństwo jest nie mniejsze od nazistów, dostarczyła do
"punktu przenosin na ulicy Stawki wi
ęcej (osób - J.R.N.) niż było w normie, do której zobowiązała się
Rada
Żydowska (...). Naziści są zadowoleni, że eksterminacja Żydów jest realizowana z całą
niezb
ędną efektywnością. Czyn ten jest dokonywany przez żydowskich siepaczy (Jewish
slaughterers). (...) To
żydowska policja jest najokrutniejsza wobec skazanych (...) Nazi są
usatysfakcjonowani robot
ą żydowskiej policji, tej plagi żydowskiego organizmu (...) Wczoraj, trzeciego
sierpnia, oni wyr
żnęli ulice Zamenhofa i Pawią. (...) SS-owscy mordercy stali na straży podczas gdy
żydowska policja pracowała na dziedzińcach. To była rzeź w odpowiednim stylu - oni nie mieli litości
nawet dla dzieci i niemowl
ąt (podkr. - J.R.N.). Wszystkich z nich, wszystkich bez wyjątku, zabrano do
wrót
śmierci" (por. "Scroll of Agency: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan", New York 1973, s. 384,
386, 389, 399). Na s. 231 swej ksi
ążki Kaplan cytuje jakże gorzki ówczesny dowcip żydowski. Miał on
form
ę krótkiej modlitwy: "Pozwól nam wpaść w ręce agentów gojów, tylko nie pozwól nam wpaść w
r
ęce żydowskiego agenta!". Podobne w wymowie są zapiski Aleksandra Bibersteina, dyrektora
żydowskiego szpitala zakaźnego w krakowskim getcie. W swoich wspomnieniach o żydowskiej służbie
porz
ądkowej OD (Ordnungsidienst) Biberstein pisał m. in.: "Przez cały czas okupacji Ordnungsdienst
by
ł narzędziem w ręku gestapo, na jego polecenie odemani (tj. członkowie Ordnungsdienst - J.R.N.)
wykonywali bez zastrze
żeń najpodlejsze czynności, prześcigając często bezwzględnością Niemców"
(A. Bilberstein: "Zag
łada Żydów w Krakowie", Kraków 1985, s. 165).
Autor pami
ętnika z getta warszawskiego Henryk Makower pisał o jakże niegodnym zachowaniu
żydowskiej Służby Porządkowej w czasie blokad domów w getcie: "Blokady wyzwoliły wśród SP
(S
łużby Porządkowej - J.R.N.) całą masę łajdactwa i draństwa. Opornych bito pałkami, nie gorzej od
Niemców. Do tego do
łączyło się rabowanie opuszczonych mieszkań pod jakimś pretekstem, np. żeby
nie zostawia
ć rzeczy Niemcom. Wielu "porządnych" wyższych funkcjonariuszy SP dorobiło się na
ró
żnych tego rodzaju praktykach dużych majątków. Było to zjawisko tak masowe, że nawet tzw.
przyzwoici ludzie si
ę chwalili - "ja się na tej akcji dorobiłem" - lub "mój mąż nie nadaje się do
dzisiejszych czasów, nic nie zarobi
ł na akcji" (H. Makower: "Pamiętnik z getta warszawskiego
pa
ździernik 1940-styczeń 1943", Wrocław 1987, s. 62).
Wiadomo jest,
że policjanci żydowscy, by zadowolić życzenia Niemców wcale nie ograniczali się tylko
do wy
łapywania swych żydowskich sąsiadów i prowadzenia ich na rzeź, że częstokroć wypełniali
narzucane im przez Niemców normy tak
że poprzez odprowadzanie w ręce niemieckich katów na rzeź
cz
łonków własnych rodzin, czasem nawet ojców, matki, żony. Sam Carl Perechodnik wciąż bije się w
piersi na kartach swego pami
ętnika, że nie był odważny na tyle, by nie spełnić rozkazu
przyprowadzenia w
łasnej żony na plac, skąd powieziono ją na śmierć. Co więcej, zapewniał ją, że nic
jej nie grozi (Por. Carl Perechodnik: op. cit. 42, 150).
Przypomnijmy,
że pisał na ten temat tak wybitny znawca żydowskiej problematyki, słynny uczony
polski z USA - prof. Iwo Cyprian Pogonowski. Otó
ż stwierdził on, że "każdy żydowski policjant w getcie
warszawskim wys
łał do komór gazowych Treblinki przeciętnie ponad 2.200 osób. Na Umschlagplatzu
w Warszawie policja
żydowska dawała strawę w wagonach śmierci, żeby do nich zwabić
wyg
łodzonych mieszkańców getta. Tragedia żydowska podczas II wojny światowej polegała również
na tym,
że władze niemieckie dokonały ludobójstwa Żydów głównie żydowskimi rękami" (podkr.
J.R.N.). I to co akcentuje prof. Pogonowski jest w
łaśnie takim tematem szczególnie wstydliwym dla
przewa
żającej części żydowskich autorów typu Grossa, tym chętniej odwracających uwagę od roli
żydowskich policjantów i Judenratów poprzez oszczercze kalumnie przeciw Polakom.
Żydowscy policjanci byli faktycznie zbrodniarzami wobec własnych współrodaków, najczęściej ze
strachu, ale nierzadko tak
że z chęci zysku. I właśnie z tej kategorii Żydów, tej grupy najpodlejszej,
s
łużalczej wobec morderców własnego narodu, pozbawionej jakichkolwiek skrupułów uratowało się
szczególnie du
żo osób. Słynny matematyk żydowskiego pochodzenia - Stefan Chaskielewicz, pisał we
wstrz
ąsających pamiętnikach: "Ukrywałem się w Warszawie styczeń 1943 styczeń 1945" (wydanych w
Krakowie w 1988 r., s. 191-192): "W
śród Żydów, którym pomogło przeżyć posiadanie znaczniejszych
funduszy, byli i dawni funkcjonariusze policji
żydowskiej, a nawet sławnej ekspozytury Gestapo w
getcie. Ci ludzie bowiem ob
łowili się podczas akcji wysiedleńczej. Trudno tu podać jakiekolwiek ścisłe
dane liczbowe. Mog
ę jedynie powtórzyć stwierdzenie dwóch byłych policjantów, którzy po wojnie, w
mojej obecno
ści mówili, że uratowało się co najmniej 200 ich kolegów (...)". Pytanie, czym się zajęli po
wojnie ci dawni policjanci
żydowscy, którzy przedtem odprowadzili posłusznie tak wielu swoich
żydowskich współbraci na śmierć? Ilu z nich poszło do służby w bezpiece, mając tak nieludzkie
charaktery, upad
łe na "dno podłości"!
Przypomnijmy,
że sam Gross na 105 s. "Sąsiadów" stawia celne pytanie: "Czy ludzie
skompromitowani wspó
łpracą z reżymem opierającym się na przemocy, nie są predestynowani
niejako do kolaboracji z ka
żdym następnym terrorystycznym systemem władzy?" Kilka stron dalej (s.
112) czytamy inne pytanie Grossa: "Jak mo
żna mieć zaufanie do kogoś kto mordował lub wydawał na
śmierć innego człowieka?" Przecież tych dwustu żydowskich policjantów wydało w czasie wojny
tysi
ące swoich żydowskich ziomków na rzeź. Jaka szkoda, że nikt nie spróbował zbadać, ilu z nich
zgodnie ze swym zawodem
łapaczy poszło po wojnie do bezpieki, by dalej wyłapywać i tropić?
Szkoda, wielka szkoda,
że Gross, ze swym nosem węszącym wszelkie możliwe zło u Polaków, nie
zdoby
ł się na minimalną choćby próbę własnego żydowskiego samorozrachunku, ani słowem nie
wspomnia
ł o zbrodniach przywódców Judenratów, żydowskich policjantów czy żydowskich kapo.
Szkoda,
że ani trochę nie zainteresował się własną "hańbą domową", prześledzeniem losów
żydowskich pomocników hitlerowskich katów. Tych ludzi, którzy nigdy nie zostali ukarani za swą
haniebn
ą zdradę współziomków, nawet gdy od czasu do czasu prawdę o którymś z nich ujawniano w
Izraelu. Na pró
żno tak oburzał się Szymon Wiesenthal z powodu tej bezkarności byłych żydowskich
kolaborantów i kapo (S. Wiesenthal: "Prawo czy zemsta", Warszawa 1993, s. 244).
Ewentualny rozwój zapocz
ątkowanego przez Hannah Arendt prawdziwie uczciwego żydowskiego
samorozrachunku za zachowania doby wojny móg
łby być bardzo niewygodny i kompromitujący dla
jak
że wielu wpływowych Żydów, którzy uratowali się kosztem swoich współziomków. Nagle więc
znaleziono
świetny sposób na zablokowanie dalszych rozliczeń. Niespodziewanie mnóstwo Żydów
nagle zacz
ęło się mocno bić w piersi swoich polskich współbliźnich twierdząc, że Rady Żydowskie,
żydowska policja nie mogły nic innego zrobić, bo działały jakby w całkowitej izolacji, wśród wrogości
ca
łego polskiego otoczenia. Nie mogli się opierać, nie mogli iść do partyzantki, bo wszędzie jakoby
czyhali na nich polscy antysemici, marz
ąc tylko o tym, aby ich zabić. Jak to dosadnie wyraził jeden z
takich
żydowskich oszczerców z USA - rabin Moshe Shoenfeld w książce "The Victims of Holocaust
accuse" (Ofiary Holocaustu oskar
żają), New York 1977: "U Żydów w Polsce przyjęło się powiedzenie:
je
śli Polak spotkał mnie na drodze i nie zabił, to tylko przez lenistwo". Zaczęto masowo urabiać teorię,
zw
łaszcza w książkach licznych Żydów amerykańskich, którzy mieli za co się kajać, iż wszystkiemu
winni byli Polacy. Bo
Żydzi jakoby bezpieczniejsi byli w nazistowskich obozach śmierci, niż wśród tych
"obrzydliwie antysemickich" Polaków, gorszych od Niemców. Przypomnijmy,
że słynny polski uczony
żydowskiego pochodzenia Ludwik Hirszfeld w pisanej już podczas wojny autobiografii "Historia
pewnego
życia" przepowiadał, że w pewnym momencie duża część Żydów w imię swych aktualnych
interesów zacznie wybiela
ć Niemców. I tak się faktycznie stało kosztem Polski i Polaków. Nagle
autentyczna "ha
ńba domowa" Żydów z doby wojny zaczęła być gwałtownie wpychana Polakom jako
rzekomo winnym i zha
ńbionym. Co do prawdziwej perfekcji doprowadził właśnie nowojorski
hochsztapler nauki Jan Tomasz Gross.
Żydowscy policjanci wyłapali i odprowadzili na rzeź w służbie dla swych niemieckich panów
wielokrotnie wi
ęcej Żydów niż zrobili to jacykolwiek polscy szmalcownicy. Czy Gross tego nie
zauwa
żył, nie doczytał w przeróżnych książkach, stanowiących obowiązkowy kanon lektur badacza
tego okresu, ksi
ążkach Ringelbluma, Arendt, Perechodnika, Kaplana? Gross, który potrafił wytropić na
1034 stronach ksi
ążki Bartoszewskiego i Lewinówny jakże nietypową dla wymowy całej tej książki
scen
ę niegodnego zachowania się kilku wiejskich wyrostków, jakoś nie zauważył "podłego
zachowania tysi
ęcy dorosłych, doświadczonych członków Judenratów, czy żydowskich policjantów.
Nie, to chyba kolejny objaw wspomnianej ju
ż szczególnej odmiany ślepoty, która powinna przejść do
nauki jako "choroba Grossa".
Antypolonizm Grossa
Kiedy zacz
ąłem kilka miesięcy temu pisać książkę o kłamstwach Grossa, już byłem
zaszokowany rozmiarami zafa
łszowań widocznych w różnych jego pracach, przy
równoczesnym panegirycznym wr
ęcz wysławianiu jego tekstów przez różnych krajowych
dyletantów i klakierów. Zdawa
łem sobie oczywiście od dawna sprawę z tego, że istnieje w
Polsce silne lobby ludzi, którzy bardzo Polski nie lubi
ą, nie myślałem jednak, że są aż tak
bezkrytyczni.
Jednym z celów mojej ksi
ążki było wstrząśnięcie tymi właśnie ludźmi, przekazanie jak bardzo są
bezmy
ślnie bezkrytyczni. Niech zobaczą, że ich "król" czy raczej mały królik Gross jest całkiem nagi, i
nie ma za grosz wiarygodno
ści. Może to ich nauczy jakiejś ostrożności na przyszłość, może nie
wszyscy z nich straceni dla krytycznego my
ślenia zamiast ciągłego bicia czołem przed różnymi
antypolskimi Cielcami. Ju
ż gdy zaczynałem swą książkę pt. "Sto kłamstw J. T. Grossa" podczas
"wst
ępnej" kwerendy natrafiłem na sto kilkadziesiąt zafałszowań. Później wciąż znajdowałem nowe
k
łamstwa, niemal do ostatnich dni przed zamknięciem książki. W końcu z powodzeniem mógłbym
swej ksi
ążce nadać tytuł "Dwieście kłamstw Grossa", ale opóźniłoby to tylko jej druk, zwiększyłoby
obj
ętość, i tak już przekroczoną w stosunku do pierwotnych planów - moich i wydawcy.
A oto kilka najciekawszych ostatnich znalezisk po
śród fałszerstw Grossa. Przede wszystkim parę
"cymesów" na które natrafi
łem uważnie wertując jego szkic w wydanej w Princeton w 2000 r. pracy
zbiorowej "Politics of Retribution in Europe". Po raz kolejny równie
ż mogłem się przekonać, że Gross
zawsze idzie "na ca
łość" w najskrajniejszych nawet kłamstwach o Polsce, gdy wie, że ma do czynienia
z niewiele lub nic nie wiedz
ących o polskiej historii amerykańskimi czytelnikami. W publikowanym na
s. 125 przypisie 75 do swego szkicu Gross zapewnia jakoby liczba osób
żydowskiego pochodzenia w
aparacie represji w Polsce mie
ściła się w granicach "kilku tuzinów", co było "bez znaczenia" (w
oryginale "trivial" - J.R.N) na tle ca
łej polskiej ludności ok. 27 milionów w tym czasie. Przypomnijmy, że
nawet Krystyna Kersten, zawsze sk
łonna do pomniejszania roli Żydów w polskiej bezpiece, twierdziła,
że już w listopadzie 1945 roku a aparacie UB pracowało 438 Żydów (K. Kersten: "Polacy, Żydzi,
Komunizm", Warszawa 1992, s. 82). 438
Żydów to nie kilka tuzinów, jak liczy domorosły matematyk
Gross, lecz ponad 36 tuzinów. Poza tym od listopada 1945, gdy
Żydów w bezpiece miało być 438, ich
ilo
ść stale wzrastała. Co najważniejsze zajmowali oni w bezpiece kluczowe stanowiska, co oznaczało,
że wcale nie byli tam drobiażdżkiem "bez znaczenia" jak Gross wmawia naiwnym Amerykanom.
Przypomnijmy,
że poza J. Bermanem, nadzorującym bezpieczeństwo, jako kluczowa postać w Biurze
Politycznym KC PZPR w samym Ministerstwie Bezpiecze
ństwa Publicznego pracowali m. in.
nast
ępujący bezpieczniacy żydowskiego pochodzenia: wiceministrowie MBP M. Mietkowski i R.
Romkowski, dowódca KBW J. Huebner, dyrektorzy Gabinetu Ministra BP: L. Ajzen-Andrzejewski i J.
Burgin, dyr. Dep. V, a pó
źniej III J. Brystiger, Dyr. Dep. Śledczego J. Różański, Dyr. Dep. X A. Fejgin,
Dyr. Dep. III J. Czaplicki, wicedyr. Dep. X J.
Światło, Dyr. Dep. IV J. Kratko, Dyr. Dep. IV A. Wolski-
Duszko, Dyr. Dep. II L. Rubinsztejn, Dyr. Dep. VII a pó
źniej Dyr. Dep. III J. Czaplicki, Dyr. Dep.
Wi
ęziennictwa D. J. Łańcut (wg książki M. Piotrowskiego "Ludzie bezpieki w walce z Narodem i
Ko
ściołem", Lublin 2000). Nie wyliczam wszystkich dalszych dyrektorów, wicedyrektorów,
prokuratorów i s
ędziów, m. in. głównych winowajców mordu sądowego na gen. "Nilu" Fieldorfie, bo
musia
łoby zająć to wiele stron. Szokuje tylko niebywała bezczelność w przedstawianiu jako
drobia
żdżku bez znaczenia tej wielkiej, a bardzo jednorodnej swoistej Ligi Nadzorców i Dyrektorów.
Inn
ą manipulacją Grossa była podjęta przez niego próba przekonania amerykańskich czytelników, że
w ówczesnym Ministerstwie Bezpiecze
ństwa Publicznego grasowali antysemici, ba - nadawali mu ton.
W szkicu publikowanym w cytowanej wy
żej "Politics of Retribution...", w przypisie 83 do s. 127 Gross
pisze o "epizodzie ilustruj
ącym antysemickie postawy pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego". Tym epizodem ma by
ć znalezienie w owych stalinowskich latach 2 (słownie dwóch)
dwóch anonimowych listów w skrzyneczce, zawieraj
ącej sugestie poprawy pracy MBP. W listach
zapytywano dlaczego tylko
Żydzi mają wysokie pozycje, są kierownikami i bossami. I te dwa listy (!)
maj
ą według Grossa ilustrować "antysemickie postawy w MBP" w sytuacji, gdy skrajnie pomniejszył
faktyczny obraz pozycji, jakie zajmowali "towarzysze
żydowscy w bezpiece". Nic dodać, nic ująć.
Innym k
łamstwem Grossa, na jakie trafiłem w ostatnich dniach, było przedstawienie przezeń jako
dowód antysemityzmu Polaków strajków w
Łodzi w lipcu 1946 roku. Strajki te wybuchły natychmiast
po og
łoszeniu przez władze w tamtejszym organie KW PPR "Głosie Robotniczym" nieprawdziwych
informacji o pot
ępieniu przez załogi kilku łódzkich fabryk piętnowanych przez władze rzekomych
sprawców pogromu kieleckiego. Gross t
łumaczył w "Sąsiadach" fakt, że robotnicy łódzcy
zaprotestowali strajkiem na og
łoszenie nieprawdziwej informacji i w ich imieniu, jako jaskrawy dowód
na to,
że byli "antysemitami". Jego zdaniem strajki te "dają się za to doskonale wytłumaczyć jako
protest przeciwko temu,
że w powojennej Polsce nie można się porachować z mordercami
bezbronnych chrze
ścijańskich dzieci". Czyli, innymi słowy, robotnicy łódzcy zawierzyli w to, że Żydzi
mordowali chrze
ścijańskie dzieci i protestowali przeciw karaniu sprawców ich mordu w Kielcach. Jak
za
ś było naprawdę, wbrew wyjątkowo bezczelnemu kłamstwu, robotnicy z Łodzi protestowali strajkiem
nie przeciw karaniu morderców
Żydów, lecz przeciw występowaniu w ich imieniu z haniebną
propagandow
ą rezolucją. Rezolucją, która jeszcze przed procesem przesądzała o tym, że winnymi
zbrodni w Kielcach byli andersowcy, WiN-owcy etc. i
żądała dla nich kary śmierci. Rezolucją, w której
porównywano rz
ądy sanacji z hitlerowską okupacją i piętnowano tych, którzy głosowali "nie" w
referendum. W tek
ście rezolucji, drukowanej rzekomo w imieniu robotników Łódzkiej Fabryki Nici
znalaz
ło się m. in. stwierdzenie: "Domagamy się od naszego rządu wprowadzenia publicznych sądów
dora
źnych, które skazywać będą wrogów ludu spod znaku NSZ, WiN, spod znaku Andersa. W nowej
Polsce Ludowej zniszczymy wroga" (wg tekstu: Robotnicy polscy pi
ętnują morderców
czarnosecinnych z Kielc, "G
łos Robotniczy" z 10 lipca 1946 r.). Czy należy się dziwić protestowi
robotników na to,
że protestowali przeciw ogłoszeniu takiej rezolucji w ich imieniu. Można się
natomiast dziwi
ć i nawet oburzać na to, że jeszcze dziś Gross nie widzi nic haniebnego w takiej
rezolucji, ba, karci robotników,
że przeciw niej protestowali. Jak widać on taką rezolucje poparłby z
ca
łą satysfakcją jako znany "postępowiec", nienawidzący reakcji spod "znaku NSZ, WiN-u, spod
znaku Andersa". Ja my
ślę, że jednak warto, by polscy historycy otwarcie zapytali p. Grossa, jakim
prawem oskar
ża o "antysemityzm" robotników protestujących przeciw haniebnej komunistycznej
rezolucji?
Czego nie zauwa
żyli krytycy Grossa
W polskiej polemice z Grossem pope
łniono szereg znaczących błędów. Najpoważniejszym było
skupienie si
ę niemal wyłącznie na rozbijaniu poszczególnych fałszów jego obrazu mordu w
Jedwabnem, przy pomini
ęciu generalnego antypolskiego przesłania książki Grossa. Książki, będącej
faktyczn
ą próbą przedstawienia swoistej anty-historii Polski, ciągłego umiejętnego wplatania jak
najwi
ększej ilości antypolskich stereotypów. Tak, żeby na stałe przykleiły się do Polaków, uformowały
ich mo
żliwie jak najbardziej odrażający obraz, tworząc czarną legendę Polski i Polaków .
Krytycy Grossa z pasj
ą rzucali się na różne fragmenty jego wywodów o Jedwabnem, udowadniając
mu ra
żące zafałszowania. Zanim wykryto te najbardziej skrajne fałsze, jak zafałszowanie wymowy akt
procesu z 1949 roku, co nast
ąpiło po uzyskaniu wreszcie przez polskich historyków dostępu do
archiwów dost
ępnych tylko dla Grossa, perorowano o wielu drobniejszych sprawach. Słusznie
pokazywano zak
łamania relacji Wasersztajna, nieprawdy co do liczby ofiar, wielkości stodoły czy
przek
łamań na temat tych czy innych postaci. Nie mówiąc o tak ważnej sprawie sfałszowania obrazu
kolaboracji
Żydów z Sowietami w Jedwabnem. Sam poświęcam sprawie fałszów Grossa o
wydarzeniach w Jedwabnem najobszerniejszy, kilkudziesi
ęciostronicowy rozdział swej książki. Myślę
jednak,
że nie wolno ograniczać się wyłącznie do ukazania faktograficznych fałszerstw Grossa w
odniesieniu do wydarze
ń z lipca 1941 r. w Jedwabnem.
Powiem wi
ęcej, z punktu widzenia badawczego warsztatu historycznego uważam Grossa jako
dziejopisa za absolutne zero. Nie dziwi
ę się też, że ktoś z profesorów historii powiedział, że
"S
ąsiadów" Grossa nie przyjąłby nawet jako pracy magisterskiej. Jest jednak jeszcze inny Gross, z
którym akurat szczególnie ma
ło polemizowano - Gross, prawdziwy spec od socjotechniki, umiejętności
systematycznego upowszechniania k
łamliwego oczerniającego osądu. Sam fakt, że dość
powszechnie przegapiono ten w
łaśnie szerszy aspekt jego książki, skupiając się głównie na
nieprawdach jego faktografii o Jedwabnem, najlepiej dowodzi niebywa
łej zręczności Grossa jako
pamflecisty i propagandzisty. Mo
żna go nawet uznać za jednego z najbardziej utalentowanych
mistrzów szowinistycznego judzenia przeciwko innym narodom. Gross przez swe
świadome
prowokacje s
łowne typu stwierdzeń, że zbrodnię w Jedwabnem popełniło "społeczeństwo", świadomie
wykonywa
ł manewry w stylu torreadora machającego czerwoną płachtą do byka. Miały one skierować
ataki rozjuszonych krytyków g
łównie na te prowokacje słowne, popychać ich do skupiania się na
polemice z ró
żnymi szczegółami opisów Grossa. Równocześnie zaś Gross bardzo umiejętnie
odwraca
ł przez to wszystko uwagę od dawkowanego wciąż mimochodem generalnego oskarżania
Polaków w przeró
żnych, poza jedwabneńskich sprawach. I tak to przelotnie, en passant, między tymi
czy innymi sprawami zwi
ązanymi z Jedwabnem, Gross beznamiętnie strzelał z dwururki. Tak, aby
niezauwa
żalnie kolejne kłamstwo przykleiło się do umysłów czytelników, gdy tylko pomyślą bądź
us
łyszą o Polsce i Polakach. I tak w "Sąsiadach" czytamy m. in. o tym, jakim zagrożeniem dla Żydów
by
ła endecja (s. 28), antysemiccy księża (s. 28), niebezpieczna, wywołująca tumulty antyżydowska
szlachta (s. 29), antysemickie "czarne duchowie
ństwo", budujące swoją egzystencję na "nienawiści
rasowej" (s. 46). W tym stylu utrzymane s
ą też inne "spostrzeżenia". Na s. 83 czytamy o
wielowiekowym, krwio
żerczym antysemityzmie chłopów polskich od czasów Chmielnickiego! (u
Grossa uchodzi za Polaka!), o nienawidz
ących Żydów Polakach-katolikach (s. 83). Potem czytamy o
polskich powsta
ńcach mordujących Żydów w dobie Powstania Warszawskiego (s. 93), o tym, że
miliony Polaków sta
ły po stronie komunistycznych "katów" (s. 97), o polskim społecznym zapleczu
stalinizmu (s. 111-113), o antysemickich polskich robotnikach (s. 99-100), o Polakach masowo
kolaboruj
ących z Wehrmachtem (s. 102, 105), o antysemityzmie wielkiej części dzisiejszej polskiej
historiografii (s. 114), etc., etc.
W tej czarnej wizji zabrak
ło jakichkolwiek jaśniejszych barw, słowa choćby o polskiej tolerancji, o
znaczeniu Polski jako schronienia dla
Żydów, przypomnienia przykładów późniejszej symbiozy obu
narodów, wspomnienia o przyznaniu przez Pi
łsudskiego praw obywatelskich 600 tysiącom Żydów
zbieg
łych z Rosji po wojnie domowej czy o ponad 5 tysiącach Polaków - Sprawiedliwych Wśród
Narodów
Świata.
Polacy, cho
ć też nie wszyscy, wiedzą o wielu tych sprawach. Obywatele państw zachodnich, którzy
b
ędą stanowić większość czytelników Grossa, na ogół nie mają zielonego pojęcia o tych jasnych
kartach historii Polski. Gross, zdaj
ąc sobie doskonale sprawę z tej niewiedzy, bez wahania chce im
zaserwowa
ć jak najwięcej czarnych, antypolskich stereotypów. Liczy na to, że je niezauważalnie
prze
łkną, czytając wstrząsający dreszczowiec o polskich mordach na Żydach w Jedwabnem napisany
przez Grossa "pod dyktando" Wasersztajna.
Dlaczego nikt nie zaprotestowa
ł przeciwko tej fałszywej, godzącej w Polaków paszkwilanckiej wizji
historii Polski? Przecie
ż dobrze wiedziano, że jego książka ma się ukazać w Stanach Zjednoczonych,
Niemczech i przypuszczalnie licznych innych krajach; nawet obawiano si
ę tego. Tymczasem prawie
nikt nie oburzy
ł się na tę jednostronną, ciemną wizję historii Polski. Niestety, Gross najwyraźniej
osi
ągnął swój cel ściągania uwagi krytyków głównie na sprawę szczegółów wydarzeń w Jedwabnem.
Nikt nie zwróci
ł uwagi na wspomniane, jakże ważne drugie dno książki Grossa. Jego krytycy, jakże
cz
ęsto, nie dostrzegali lasu spoza drzew. O to właśnie autorowi "Sąsiadów" chodziło. Sprowadzał w
ten sposób ataki swych przeciwników na najbardziej dogodn
ą dla siebie płaszczyznę. Zamiast zająć
si
ę generalnym zafałszowaniem przez Grossa obrazu Polski i Polaków w skali makro, niech się
zadowalaj
ą prostowaniem szczegółów w skali mikro. To było tym wygodniejsze dla Grossa, że dzięki
prof. A. Paczkowskiemu, znanemu z popierania bardziej nawet skrajnych dywagacji na temat Polaków
(vide jego poparcie dla artyku
łu M. Cichego, szkalującego Powstanie Warszawskie) sam miał bardzo
dogodn
ą pozycję wyjściową. Tylko jemu umożliwiono zapoznanie się z aktami procesu z 1949 roku,
podczas gdy polscy historycy przez ponad rok mieli do nich dost
ęp zamknięty. Dopiero w połowie
marca 2001 r.
łaskawie umożliwiono dostęp do nich pierwszym historykom, na czele z prof. T.
Strzemboszem, który s
łusznie użalał się na łamach "Życia" z 31 marca-1 kwietnia 2001 r. nad
sytuacj
ą, w której dzięki temu, że Gross był "jedynym czytelnikiem tych dokumentów (...) wiedza
Grossa robi
ła wrażenie tak przygniatającej (...)" (por. "Mijanie się z faktami". Rozmowa P. Semki z
prof. T. Strzemboszem, "
Życie" z 31 marca-1 kwietnia 2001 r.).
To wszystko prawda, ale przecie
ż nikt jakoś nie zauważył, że atakując wyłącznie faktograficzne
dywagacje Grossa na temat Jedwabnego, nierzadko prawdziwie skandaliczne, zapewnia si
ę Grossowi
osi
ągnięcie jego podstawowego celu. To jest znieczulenia czytelników jego książki na cichą,
antypolsk
ą truciznę sączoną w maleńkich dawkach, kawałeczek po kawałeczku w różnych partiach
jego ksi
ążki.
O tym,
że Gross poszedł dosłownie "na całość" w kreowaniu swoistej anty-historii Polski
zadecydowa
ła w niemałej mierze bezkarność jego wcześniejszych fałszerstw. Przede wszystkim w
wydanej w 1998 roku "Upiornej dekadzie", która by
ła swego rodzaju testowaniem reakcji polskich elit
na ró
żne absurdalne ataki wymierzone w polskie dzieje. Ataki w stylu porównywania przez Grossa
rzekomej historii "prze
śladowań Żydów w Polsce" z niewolnictwem Murzynów w USA, zbrodniami
hitleryzmu i stalinizmu. Test wypad
ł bardzo korzystnie dla Grossa, a bardzo negatywnie dla
czytelników z tzw. polskich elit. Ukaza
ły się tylko trzy, dosłownie trzy ostre krytyki fałszerstw "Upiornej
dekady": prof. I. C. Pogonowskiego w "Arkanach", P. Gontarczyka w "
Życiu" i moja na łamach "Naszej
Polski". Faktycznie uton
ęły one w morzu progrossowego klakierstwa. Tym mocniej zachęciło to
Grossa do pój
ścia bez zahamowań w kierunku syntetycznej antypolskiej konstrukcji. Tak oto
dostali
śmy "Sąsiadów" do rąk. Można zrozumieć, dlaczego polscy krytycy skupiali się wyłącznie na
jego k
łamstwach o Jedwabnem. Ogromnie prowokujące były komentarze, jakie dorabiał on do sprawy
mordu w tej miejscowo
ści. Z góry przesądzając - na podstawie, jak już dziś wiemy, oszczerczej
selekcji informacji - o winie Polaków, gromko pokrzykiwa
ł o polskiej hańbie.
Tymczasem okrutnych mordów, takich jak w Jedwabnem, by
ło bardzo wiele w XX wieku. My, Polacy,
padli
śmy sami ofiarą rozlicznych mordów tego typu, zarówno z rąk niemieckich i rosyjskich, jak i
szowinistów ukrai
ńskich, a nawet ze strony Żydów (wymordowanie wszystkich mieszkańców wsi
Koniuchy - bestialsko zabili ich w
łaśnie żydowscy mordercy, po latach chlubiący się tym czynem w
ksi
ążkach wydanych w USA). Jakże niedostatecznie pamięta się o tak bestialskim mordzie
dokonanym w 1948 roku na 265 mieszka
ńcach małej wsi arabskiej Deir Jassin przez bojówki
pó
źniejszego premiera Izraela Menachema Begina. Niedawno obserwowaliśmy na Bałkanach
naj
świeższe skutki krwawych wybuchów etnicznej nienawiści - wymordowanie całej ludności wiosek
czy miasteczek.
Zrozumia
łe, że ze szczególnym oburzeniem reagowano na uogólnienia Grossa przerzucającego winę
za mord w Jedwabnem z Niemców i pomagaj
ącej im niewielkiej grupy mętów, na czele z
volksdeutschem Bardoniem, na ca
łe polskie społeczeństwo, na cały naród polski. Nie zauważano, że
nie wystarczy ograniczy
ć się do konkretnej polemiki faktograficznej wokół Jedwabnego, do pokazania
sprawczej roli Niemców, etc.,
że chodzi o sprawę dużo szerszą, o generalny obraz czarnej legendy
Polski i Polaków, upowszechnianej przez Grossa w
świecie. Nikt, niestety, poza mną, nie pomyślał o
zajrzeniu do licznych tekstów Grossa, przeznaczonych dla ameryka
ńskich czytelników, nawet tych
najnowszych z 2000 roku, cho
ć tam jego kłamstwa o Polsce były wyrażane w sposób jeszcze bardziej
otwarty, bezczelny i hucpiarski i stosunkowo
łatwo można je było obnażyć i zdemaskować.
Jednostronno
ści ataków na Grossa służyło także jakże słuszne wykrycie przez część krytyków autora
"S
ąsiadów" prawdziwego instrumentalnego celu tej książki. Tego, że miała ona służyć maksymalnemu
propagandowemu wzmocnieniu
żydowskich nacisków w sprawie mienia pożydowskiego, w czasie
przes
łuchań sądu w Nowym Jorku. To właśnie tym mocniej skłaniało do koncentrowania się na
sporach wokó
ł mordu w Jedwabnem, przeciwstawianiu się rzucanym przez Grossa oskarżeniom
Polaków jako rzekomych wspó
łsprawców holocaustu. Tyle że w ten sposób umknęła z pola widzenia
krytyków Grossa ca
ła reszta przesłania jego książki. Nie zauważano całej misternej konstrukcji, tak
pieczo
łowicie budowanego przez niego gmachu antypolskich fobii.
Do bli
ższego przyjrzenia się tym sprawom skłoniło mnie to, że już od dziesięcioleci byłem szczególnie
uczulony na spraw
ę obrazu Polski, antypolskie manipulacje w sferze historii i publicystyki (vide
przypomniane przez Wydawnictwo von borowiecky w 2000 r. w ksi
ążce "Spory o historię i
wspó
łczesność" moje dawne polemiki z różnymi anty-Polakami, które toczyłem w latach 70. i 80. Czy
dwa kolejne wydania innej mojej ksi
ążki: "Myśli o Polsce i Polakach"). Właśnie to uczulenie na
prawdziwy obraz Polski, sprzeciw wobec manipulowania czarn
ą kartą polską historii, skłoniły mnie do
tym mocniejszego skupienia si
ę na generalnym przesłaniu tekstu Grossa, zamiast topienia się w
szczegó
łach jego dywagacji o Jedwabnem, w relacji Wasersztajna czy Finkelsztajna, lub kucharki
Soko
łowskiej. Tylko wnikliwe i całościowe spojrzenie na "Sąsiadów" może w pełni pokazać jak zajadłe
i fanatyczne jest polako
żerstwo Grossa. Sam obraz mordu w Jedwabnem, najbardziej nawet
bezwzgl
ędne słowa Grossa w związku z tą sprawą, można by było zawsze tłumaczyć efektem jego
niesamowitego przej
ęcia się tym, czego dowiedział się o sprawie. Niesprawiedliwe sądy, uogólnienia
na temat Polaków, wynika
łyby wówczas wyłącznie ze skutków jakże zrozumiałego wstrząsu, który
prze
żył stykając się z relacjami o okrutnym mordzie. Tak, to mogłoby go rzeczywiście tłumaczyć,
nawet usprawiedliwia
ć jego najskrajniejsze, najbardziej fanatyczne uogólnienia o polskiej winie. Nic
nie wyt
łumaczy jednak jego jakże przemyślnie sączonego nienawistnego obrazu Polaków jako całości,
czarnego obrazu polskiej historii. Nic poza jego g
łębokimi zajadłymi antypolskimi fobiami. I dlatego
warto bardzo dok
ładnie przyjrzeć się treściom zawartym w jego książce jako modelowemu wręcz
wzorcowi antypolonizmu.
Na tle kolejnych faz antypolonizmu
Pomimo trwaj
ącego już wiele miesięcy sporu wokół Jedwabnego zdumiewa, jak wiele
wypowiedzi jest powierzchownych,
ślizga się na marginesie tematu, czy ogranicza do
fragmentarycznych opisów. Z jednej strony mamy tendencyjne próby przypisania Polakom za
wszelk
ą cenę odpowiedzialności za mord w Jedwabnem. Z drugiej strony mamy liczne
prostowania tych czy innych nie
ścisłości Grossa i innych oszczerców, lecz przy zbyt rzadkich
próbach szukania
źródeł antypolskiej nagonki akurat w sprawie Jedwabnego.
Niewiele osób zada
ło sobie trud przyjrzenia się historii sprawy Jedwabnego, od zeznań Wasersztajna
przez proces 1949 r., pó
źniejsze śledztwa Monkiewicza po teksty Grossa, ale także z uwzględnieniem
żydowskiej książki o Jedwabnem z 1980. Poza paru dosłownie wyjątkami, prawie nikt z krytyków
Grossa nie zwróci
ł uwagi na treść tej książki, i jej cele. A przecież nie wystarczy obalenie tych czy
innych antypolskich k
łamstw w sprawie Jedwabnego czy Radziłowa, począwszy od wczesnych
powojennych zezna
ń Wasersztajna czy Finkelsztajna. Niezbędne jest zastanowienie się, dlaczego
wymy
ślono te kłamstwa, kto był zainteresowany ich wymyśleniem i nagłośnieniem już w 1945 roku .
Wa
żnym, nader ważnym tropem w tej sprawie były cytowane przeze mnie we wcześniejszym
rozdziale opinie najobiektywniejszej chyba badaczki zwi
ązanej z Żydowskim Instytutem Historycznym,
ju
ż niestety nieżyjącej Teresy Prekerowej. Pisała ona, jak świadomie nagłaśniano fałszywe zarzuty
antysemityzmu pod adresem Armii Krajowej w
żydowskich relacjach z pierwszych lat powojennych.
Na podobne intencje oficjalnych "zbieraczy" relacji
żydowskich wskazywał również historyk żydowski
Icchak Rubin w 1988 r. akcentuj
ąc, że "Funkcjonariusze Komitetów Żydowskich mianowani przez
parti
ę komunistyczną, którzy zbierali te zeznania wskazywali piszącym, kto jest winien i na co
zas
ługuje". Dobrze wiem, kogo chcieli w największym stopniu pogrążać, kompromitować i
dyskredytowa
ć partyjniacy i bezpieczniacy w pierwszych latach powojennych na terenach
Bia
łostockiego i Łomżyńskiego. Ich głównym wrogiem wówczas nie byli pokonani, i nie liczący się już
Niemcy, lecz wyj
ątkowo silna antykomunistyczna partyzantka podziemna na wspomnianych terenach .
Jak
że wymownie dopasowały się do tych partyjniacko-bezpieczniackich oczekiwań wymyślone
zeznania M. Finkelsztajna z jego epitetami o "polskich mordercach, brudnych r
ękach ludzi ze świata
podziemnego" ("S
ąsiedzi", s. 46).
Fabrykowane wed
ług odgórnych instrukcji, pełne nienawiści do Polaków relacje części co bardziej
serwilistycznych czy "post
ępowych" Żydów miały spełniać również dwa dużo ważniejsze w skali
centralnej cele w interesie sowieckim. Z jednej strony chodzi
ło o ciągłe zohydzanie Polaków na
Zachodzie jako antysemitów, faszystów, szowinistów. Czo
łowy PPS-owski działacz polityczny i
historyk Adam Cio
łkosz pisał na łamach londyńskich "Wiadomości" w 1968 roku o szczególnie ciężkiej
odpowiedzialno
ści polskich władz komunistycznych za świadome upowszechnianie o Polsce wizji
kraju antysemickiego. Jak pisa
ł Ciołkosz: "I tak kamyczek po kamyczku, cegiełka po cegiełce
w
łasnymi rękami wznosili komuniści polscy gmach fałszów, z których wynikać miało, iż rząd polski w
Londynie by
ł antysemicki, (...) naród polski z wyjątkiem garstki komunistów był antysemicki". Wszystko
to mi
ło służyć tym lepszemu przekonywaniu przez Sowietów na Zachodzie, że w tej "antysemickiej" i
"reakcyjnej" Polsce nie mo
żna sobie pozwolić na demokrację, że Polaków trzeba mocno trzymać w
ryzach, najlepiej mocn
ą sowiecką ręką, aby nie pojawiły się znów upiory "polskiego antysemityzmu".
Drugim celem propagandy na temat "krwio
żerczego polskiego antysemityzmu" było urabianie wśród
Żydów, zgodnie z ówczesnymi priorytetami moskiewskiej polityki, przekonania o potrzebie jak
najszybszego wyjazdu z tak niech
ętnej im Polski . Jak pisał Krzysztof Kąkolewski: "Rosjanom chodziło
o pozbycie si
ę tzw. elementu kapitalistycznego: właścicieli sklepików, rzemieślników, członków
żydowskich spółdzielni pracy - które rozwijały się i byłyby niewygodne do spacyfikowania w związku z
przygotowaniami do stalinizacji Polski" (K. K
ąkolewski, "Umarły cmentarz", Warszawa 1996, s. 192).
W masowym eksodusie
Żydów do Palestyny z Polski i innych krajów Europy środkowej Rosjanie
widzieli równie
ż dogodne narzędzie dla wywoływania zamieszania w zarządzanej przez W. Brytanię
Palestynie. Liczyli poza tem, zr
ęcznie oszukiwani przez różnych polityków żydowskich, że przyszłe
pa
ństwo żydowskie będzie państwem o rządach lewicowych i prosowieckich, być może stanie się
nawet g
łówną bazą wpływów sowieckich na Bliskim Wschodzie. Później Stalin miał się jednak
przekona
ć, ku swojej wściekłości, że został całkowicie oszukany co do intencji polityków żydowskich,
którzy woleli w decyduj
ącej chwili postawić na "bogatego wujaszka" z USA.
Z tego typu oficjalnymi celami sowieckich rz
ądców i ich polsko-żydowskich popleczników częstokroć
wspó
łgrały i osobiste postawy części Żydów, z różnych względów nienawidzących Polaków lub
maj
ących do nich głębokie urazy i tym silniej marzących o wyidealizowanym państwie żydowskim,
w
łaśnie rodzącym się w Palestynie. Jakże wymowny pod tym względem jest fragment wspomnień
Natana Steinbergera, który po sprowokowanych przez bezpiek
ę zajściach antyżydowskich w Krakowie
latem 1945 roku, zapisa
ł taki efekt swych żmudnych medytacji w ukryciu w lokalnym klozecie: "W
czasie, gdy siedzia
łem w tym moim schronieniu (w ubikacji) zapadło w moim sercu postanowienie -
Polska nie jest nasz
ą ojczyzną. Nie mam nic tu do szukania, jest jedno miejsce na świecie, w którym
mo
żemy żyć - Palestyna (...)" (podkr. J.R.N.; cyt za: A. Cichopek: "Pogrom Żydów w Krakowie 11
sierpnia 1945 r., Warszawa 2000, s. 235).
Szmul Wasersztajn móg
ł być jednym z tych Żydów, którzy doszli do bliźniaczo podobnych
przemy
śleń, co Natan Steinberger, i to niezależnie od jego ubeckich celów (sprawa jego
bezpieczniackiej profesji wymaga, jak podkre
ślałem, jeszcze pełnej weryfikacji). Doszedłszy do
wniosku,
że ma szczerze dość Polski, którą dość szybko później opuścił, chciał prawdopodobnie
przekona
ć jak najwięcej Żydów do podobnej decyzji. Udając się do Ameryki Południowej, a nie do
Izraela (by
ć może z obawy przed powołaniem do armii izraelskiej i utratą życia w krwawych bojach z
Arabami), uzna
ł prawdopodobnie, że najlepiej zasłuży się swojej dalekiej żydowskiej ojczyźnie
poprzez zniech
ęcenie jak największej ilości Żydów do Polski jako rzekomej "krainy pogromów" i
zach
ęcenie ich do wyjazdu do Palestyny. Stąd tym większe wysiłki iście chorej wyobraźni
Wasersztajna, dla przedstawienia mo
żliwie jak najbardziej makabrycznego portretu polskich
"s
ąsiadów", obok których Żydzi nie mogą, nie powinni żyć.
Na tym tle zrozumia
łe jest, dlaczego część sił partyjnych i bezpieczniackich poparła absurdalną
antypolsk
ą relację Wasersztajna w 1949 roku. Nieprzypadkowo skierował ją do sądu Żydowski Instytut
Historyczny kierowany przez najbardziej zajad
łego fałszerza antypolskiego i anty-AK-owskiego
Bernarda Marka. To z inicjatywy tych si
ł okrutnie katowano uwięzionych Polaków z Jedwabnego w
czasie
śledztwa, by przyznali się do rzekomego mordowania Żydów. Tu jednak wyłania się
nast
ępujące pytanie: dlaczego ten cały plan zawiódł? Dlaczego na procesie odrzucono twierdzenia o
odpowiedzialno
ści Polaków za mord Żydów, jednoznacznie stwierdzając w werdykcie, iż mordu
dokonali Niemcy, a Polacy dzia
łali pod presją ich terroru? Sprawa ta wymaga szczególnie
gruntownego zbadania. Ju
ż teraz myślę, że można pokusić się o następujące próby wyjaśnienia tego,
tak istotnego, zwrotu.
Po pierwsze, wyra
źnie zawiodły próby wymuszenia przez tortury UB zeznań, które by gremialnie
przes
ądziły o winie Polaków. Część świadków umiała oprzeć się wszelkim ubeckim presjom i zgodnie
z prawd
ą akcentowała wyłączną winę Niemców, wskazując na nieprawdę oskarżeń rzucanych pod
adresem niektórych oskar
żonych. Część świadków obaliła je jako niewiarygodne, bo złożone przez
ludzi nie b
ędących naocznymi świadkami wydarzeń, zeznania głównego świadka oskarżenia S.
Wasersztajna oraz wspieraj
ących go E. Grądowskiego i A. Boruszczaka. Szczególne znaczenie w
obaleniu antypolskich zezna
ń miało zeznanie Żyda Israela Grondowskiego, który jednoznacznie
wskaza
ł na fałsz zeznań A. Boruszczaka i E. Grądowskiego, jako nieobecnych wówczas w
Jedwabnem. Wydaje si
ę, że właśnie ta rola Israela Grondowskiego w podważeniu głównych
żydowskich świadków oskarżenia przeciwko Polakom oraz to, że przeszedł na katolicyzm w sierpniu
1945 roku, s
ą główną przyczyną tak mocnego obrzucania go różnymi kalumniami przez niektórych
Żydów. Trudno przecież uwierzyć, by Israel Grondowski rzeczywiście wydał w 1941 roku kryjówkę 125
Żydów, jak go oskarżyła Rywka Fogel, i nie spotkała go za to żadna kara po 1945 roku. Co więcej,
trudno uwierzy
ć, by człowiek tak splamiony swą rolą w tropieniu żydowskich współrodaków i
wydawaniu ich na
śmierć, mógł być uznany przez sąd za wiarygodnego świadka. Gdyby żydowskie
kalumnie przeciw Israelowi Grondowskiemu by
ły prawdą, to przecież powinien on sam mógł być
jednym z oskar
żonych w procesie.
Po drugie, wydaje si
ę, że mnożące się trudności z przeforsowaniem oskarżeń ze względu na postawę
niektórych
świadków, mogły przekonać część wpływowych wówczas sił politycznych, że gra nie jest
warta
świeczki. Od czasu rzucenia pierwszych oskarżeń przez Wasersztajna w Polsce wiele się
zmieni
ło. Komuniści dzięki terrorowi i sfałszowanym wyborom opanowali pełnię władzy w Polsce. Nie
musieli wi
ęc już szukać dodatkowych pretekstów do spotwarzania podziemia niepodległościowego,
którego trzon ju
ż rozbito. Niektórzy mogli się obawiać już po pierwszych protestach, że przeforsowanie
fa
łszywych oskarżeń przeciw Polakom z Jedwabnego może stać się zaczynem dla nasilenia się nowej
opozycji przeciw re
żimowi. Z kolei w polityce Moskwy też nie było już tak usilnej potrzeby
kompromitowania Polaków jako faszystów i antysemitów na arenie mi
ędzynarodowej, Polska była już
efektywnie przyt
łoczona sowieckim butem. Kreml wolał się teraz skupić na kampanii przeciwko
zachodnim "imperialistom", "rewizjonistom" z RFN i "zdrajcom z Jugos
ławii". W sytuacji, gdy Izrael
przeszed
ł na stronę USA, ustały również względy zachęcające wcześniej Kreml do wspierania przez
odpowiedni
ą propagandę cichego exodusu z Europy wschodniej do Palestyny.
O tym,
że wbrew twierdzeniom Grossa nie można mówić o sprawczej roli Polaków w mordzie Żydów
w Jedwabnem czy Radzi
łowie, najlepiej świadczy fakt, że nie wykorzystano sprawy tych mordów
przeciw Polakom w tak zajad
łej kampanii po 1968 roku. Przecież wtedy żyło na Zachodzie znacznie
wi
ęcej ocalałych ofiar holocaustu z tych okolic Polski. Trudno sobie wręcz wyobrazić, żeby nie
si
ęgnięto po dowody "polskich zbrodni" gdyby jakiekolwiek dowody tych zbrodni istniały. Dopiero po
up
ływie określonego czasu, w prawie czterdzieści lat po mordzie w Jedwabnem, w 1980 roku wydano
w Izraelu pierwsz
ą pracę oskarżającą Polaków za mord w Jedwabnem, cytowaną już we
wcze
śniejszych rozdziałach. Powstała ona w dość specyficznym momencie, w czasie, gdy wyraźnie
nasili
ła się tendencja do wybielania Niemców za zbrodnie na Żydach, tendencja suto wspierana przez
niemieckie pieni
ądze. A zarazem w czasie, gdy doszło do kolejnej, bardzo silnej, antypolskiej
ofensywy, zapocz
ątkowanej osławionym filmem "Holocaust" z 1978 roku. Pokazano w nim m. in.
scen
ę jak to żołnierze polscy w mundurach z orzełkami na rogatywkach dokonują rzekomo na
polecenie SS egzekucji mieszka
ńców Getta. Wybór Jana Pawła II na Stolicę Piotrową stał się
kolejnym impulsem dla antypolskiej i antychrze
ścijańskiej ofensywy w USA, Izraelu etc. Szczególne
oburzenie w
śród szowinistycznych kół żydowskich w Izraelu wywoływały deklaracje Jana Pawła II o
potrzebie szanowania d
ążeń narodu palestyńskiego do niepodległości.
W tym kontek
ście należy chyba szukać źródeł faktu, że w tendencyjnej, pozbawionej większej
warto
ści książce o Jedwabnem, przygotowanej przez parę rabinów: Jacoba i Juliusa Bakerów, tak
mocno akcentowano rzekome zbrodnie polskich, chrze
ścijańskich "gojów". Relacje te brzmiały jednak
a
ż nazbyt niewiarygodnie i zostały całkowicie zlekceważone przez wszystkich poważniejszych
żydowskich badaczy holocaustu od M. Gilberta po I. Gutmana. Jak przyznawał sam Gross, książka o
Jedwabnem "znajdowa
ła się w bibliotece Yad Vashem, a jednak nie stała się częścią naszej wiedzy o
Holocau
ście - nie stała się nawet częścią tego, co o Holocauście wiedział sam Israel Gutman" (por.
przek
ład wywiadu J. T. Grossa "Polska hańba" dla "New Yorkera", wydrukowany na łamach "Forum" z
18 marca 2001). Dlaczego tak si
ę działo? Myślę, że dlatego, iż przez dłuższy czas aż do końca lat 90-
tych czo
łowe kręgi żydowskie nie chciały się wdawać w awanturę ze wspieraniem najbardziej
absurdalnych oskar
żeń antypolskich.
Buldo
żerem po faktach
Na tym tle tym bardziej godne refleksji jest pytanie, dlaczego nagle i to z takim impetem i ha
łasem
poparto w 2000 i 2001 roku kolejny raz odgrzewane niewiarygodne oskar
żenia o Jedwabnem w
wykonaniu Grossa? Co wi
ęcej, dlaczego wsparto tak silnie autora wychodzącego z jawnie
rasistowskimi uogólnieniami na temat Polaków, i bezceremonialnie obchodz
ącego się z faktami,
mo
żna powiedzieć jadącego buldożerem po faktach? Dlaczego czołowi historycy żydowscy nie
zareagowali nawet na publikowanie przez Grossa wywodów, przebijaj
ących swą skrajnością
antypolsk
ą książkę żydowską o Jedwabnem z 1980 r., parokrotnie przez to nawet zderzającą się z
podanymi w niej relacjami. Przytocz
ę tu pewien jakże istotny konkret, na który, ku memu zdumieniu,
nie zwróci
ł dotąd uwagi nikt z polskich historyków i publicystów w kraju i za granicą. Chodzi tu o jakże
jaskraw
ą sprzeczność między fragmentami tekstów Grossa a relacją Rywki Fogel zamieszczoną we
wspomnianej ksi
ążce żydowskiej o Jedwabnem ("Yedvabne. History and Memorial Book", ed. Julius L.
Baker and Jacob L. Baker, Jerusalem - New York, 1980). Chodzi mi o "informacje" z relacji Szmula
Wasersztajna, opisuj
ącą pierwsze zabójstwa Żydów w Jedwabnem już w czerwcu 1941 r., które
rozpoczyna
ły tekst jego relacji o Jedwabnem, cytowany przez Grossa w książce "Europa NIE
Prowincjonalna" i rozpoczyna
ły cytowaną przez Grossa relację Wasersztajna w "Sąsiadach" (Sejny
2000, wyd. I, s. 11-12).
W odró
żnieniu od Rywki Fogel, która oskarżała Niemców o te pierwsze mordy na Żydach,
Wasersztajn g
łosząc, że widział je "własnymi oczami", zrzucał winę za te same zabójstwa wyłącznie
na Polaków, maluj
ąc w drastycznych barwach ich rzekomo niebywałe okrucieństwo. Oto tekst relacji
Wasersztajna: "W poniedzia
łek wieczorem 23 czerwca 1941 r. Niemcy wkroczyli do miasteczka. Już
25-go przyst
ąpili swojscy bandyci z polskiej ludności do pogromu Żydów (podkr. J.R.N.) 2-ch z tych
bandytów Borowski (Borowiuk) Wacek ze swoim bratem Mietkiem, chodz
ąc razem z innymi bandytami
po
żydowskich mieszkaniach, grali na harmonii i klarnecie, aby zagłuszyć okrzyki żydowskich kobiet i
dzieci. Ja w
łasnymi oczami widziałem, jak niżej wymienieni mordercy zamordowali: 1) Chajcię
Wasersztajn, 53 lat, 2) Jakuba Kaca, 73 lat i 3) Krawieckiego Eliasza. Jakuba Kaca ukamienowali oni
ceg
łami, a Krawieckiego zakłuli nożami, później wydłubali mu oczy i obcięli język. Męczył się nieludzko
przez 12 godzin dopóki nie wyzion
ął ducha" (podkr. J.R.N.; cyt. za J. T. Gross: "Lato w Jedwabnem.
Przyczynek do bada
ń nad udziałem społeczności lokalnych w eksterminacji narodu żydowskiego w
latach II wojny
światowej", "Europa NIE Prowincjonalna", pod red. J. Jasiewicza, Warszawa 1999, s.
1100 i J. T. Gross: "S
ąsiedzi", wyd. I Sejny 2000, ss. 11-12).
I tu trafiamy na trop ewidentnego rzucaj
ącego się w oczy skrajnego fałszerstwa. Bo o tych samych
mordach czytamy wr
ęcz przeciwstawne informacje w relacji Rywki Fogel, drukowanej w żydowskiej
ksi
ążeczce o Jedwabnem z 1980. Rywka Fogel jednoznacznie stwierdza, że zbrodnie popełnione
bezpo
średnio po wejściu wojsk niemieckich w Jedwabnem zostały popełnione przez Niemców. I że to
w
łaśnie Niemcy zamordowali J. Katza i E. Krawieckiego, według Wasersztajna rzekomo bestialsko
zamordowanych przez Polaków. Jak pisze Rywka Fogel: "Zaraz pierwszego dnia gdy Niemcy weszli
do Jedwabnego, zamordowali oni rymarza Yakowa Katza, krawca Eli Krawieckiego (podkr. J. R. N.),
kowala Shmula Weinsteina, biznesmana Moshe Fishmena, Choncha Gelberga i jego syna" (cyt. za
"Yedvabne. History and Memorial Book", ed. Julius L. Baker and Jacob L. Baker, Jerusalem-New York
1980, s. 101).
Gross doskonale zna
ł żydowską książkę o Jedwabnem z 1980 roku, sam powoływał się na nią szereg
razy w swej ksi
ążce. W tej sytuacji trzeba uznać za skrajnie nieuczciwe całkowite pominięcie przez
niego w "S
ąsiadach" jakiejkolwiek informacji o tak jaskrawej sprzeczności tego fragmentu relacji Rywki
Fogel z odpowiednim fragmentem relacji Wasersztajna na temat mordów
Żydów w czerwcu 1941
roku. Dlaczego Gross to robi, wiadomo a
ż nazbyt dobrze. Chce maksymalnie wybielić Niemców i
obci
ążyć Polaków, więc świadomie przemilcza przeczący temu fragment relacji R. Fogel. Fragment
tym bardziej niewygodny dla niego, i
ż obala jego tak szowinistyczną, wręcz rasistowską tezę, że
ka
żde świadectwo żydowskie jako świadectwo "niedoszłej ofiary holocaustu" trzeba zaakceptować
bezkrytycznie, z "postaw
ą afirmującą". Tu zaś, ze względu na diametralne sprzeczności obu relacji
niedosz
łych ofiar, kłamie albo jedna albo druga z nich. Tertium non datur. Skłonny zaś jestem sądzić,
że kłamie, znany z rozlicznych innych kłamstw, ulubiony świadek koronny Grossa - S. Wasersztajn.
Warto tu zwróci
ć uwagę na jeszcze jeden znamienny fakt - na próbę zatuszowania sprawy tak
ewidentnej sprzeczno
ści między relacją Rywki Fogel a relacją Szmula Wasersztajna, ukrycia jej przed
czytelnikami, jakiej dokonano na
łamach żydowskiego miesięcznika "Midrasz". Otóż w miesięczniku
tym przet
łumaczono kilka relacji z żydowskiej książki o Jedwabnem z 1980 r., w tym cytowaną tu
relacj
ę R. Fogel. I rzecz szczególnie wymowna - w czasopiśmie "Midrasz" świadomie opuszczano, co
prawda zaznaczaj
ąc to trzema kropkami, odpowiedni fragment relacji Fogel o niemieckich mordach na
Kacu (Katzu) i Krawieckim. Jak oceni
ć takie postępowanie?
Stalinowska sztafeta pokole
ń
Powró
ćmy jednak znów do pytania, dlaczego właśnie teraz zdecydowano się na tak gwałtowny
antypolski atak w sprawie Jedwabnego w wykonaniu Grossa? My
ślę, że złożyło się na to parę
przyczyn. Po pierwsze, atak ten jest kulminacj
ą zapowiedzianej parę lat temu publicznie przez
jednego z przywódców
Światowego Kongresu Żydów Singera akcji upokarzania Polski, by wymusić na
niej maksymalne ust
ępstwa w sprawie wielomiliardowych odszkodowań dla Żydów. Decyzję o pójściu
dos
łownie na całość w atakowaniu Polaków, podjęto tym łatwiej w sytuacji wyjątkowej wprost słabości
Polski na zewn
ątrz i na arenie międzynarodowej. Co więcej, w sytuacji, gdy tak wyraźny jest
antynarodowy charakter wielkiej cz
ęści "polskich" elit i sprzedajność bardzo wpływowej części
polskich mediów.
Po drugie, atak na Polsk
ę następuje w sytuacji, gdy wymarli najwybitniejsi przedstawiciele
antykomunistycznych Polaków
żydowskiego pochodzenia i antykomunistycznych, polskich Żydów na
Zachodzie jak: M. Hemar, M. Grydzewski, L. Tyrmand, J. Lichten, J. Borwicz, F. Mantel. Za to tym
silniej eksponowani na Zachodzie s
ą ludzie z kręgów żydowskich, dawniej po uszy zaangażowanych
w stalinizm oraz ich dzieci. W tej sytuacji tym
łatwiej w zachodnich środowiskach żydowskich
zaczynaj
ą odżywać i dominować dawne antypolskie stereotypy, wymierzone w AK, polski Kościół
katolicki, "polski antysemityzm", ciemne si
ły "podziemia". Książka Grossa jest jaskrawym
odzwierciedleniem tej dawnej stalinowskiej optyki.
Po co s
ą potrzebne przeprosiny?
Nader wa
żnym elementem w obecnej ofensywie antypolonizmu jest dążenie do wymuszenia na
Polakach uroczystych oficjalnych przeprosin za Jedwabne. Dlaczego to
żądanie przeprosin tak się
powtarza w ró
żnych wypowiedziach amerykańskich i polskich sojuszników i ich gorliwych sojuszników
typu Jana Nowaka-Jeziora
ńskiego? Bo za takimi przeprosinami pójdą roszczenia materialne wobec
Polski.
Niedawno pewien bardzo ceniony polski naukowiec w USA zwróci
ł mi telefonicznie uwagę na
niedoceniane u nas przysz
łe koszty materialne ewentualnych przeprosin Kwaśniewskiego jako
prezydenta RP w Jedwabnem. Polski profesor w USA stwierdzi
ł, że w Polsce nagminnie nie robi się
rozró
żnienia między ubolewaniem, a przeprosinami, które mają odrębne znacznie w prawie
mi
ędzynarodowym. Ubolewanie jest traktowane przede wszystkim jako gest moralny. Natomiast
oficjalne przeprosiny s
ą traktowane jako przyjęcie odpowiedzialności za swój naród, zobowiązanie do
zado
śćuczynienia za czyn, za który się przeprasza. Stanowi więc podstawę do późniejszych roszczeń
materialnych. Nieprzypadkowo prezydent Bush tak stanowczo odrzuca
ł wszelkie chińskie żądania
przeprosin, i zgodzi
ł się wyłącznie na wyrażenie ubolewania. Ci, którzy tak gorączkowo nalegają na
przeprosiny ze strony polskiej, dobrze wiedz
ą o co chodzi. Jak raz doprowadzi się do oficjalnych
przeprosin ze strony Polski za Jedwabne, to zyska si
ę podstawę do późniejszych roszczeń. I to się
kryje za s
łodkimi słówkami niektórych rabinów typu Jacoba L. Bakera, który komplementuje nas jako
naród, ale ci
ągle naciska na rzecz takiego "drobiazgu" - oficjalnych przeprosin. Tych, którzy bez reszty
wierz
ą w niezwykle gorącą miłość rabina Jacoba L. Bakera do Polski, odsyłam do wydanej w 1980 r.
w Jerozolimie i Nowym Jorku ksi
ążki o Jedwabnem, gdzie rabin Jacob L. Baker wypisywał teksty w
bardzo odmiennym, wr
ęcz nienawistnym tonie. Pisał o tym, że Żydzi musieli żyć w "lesie gojów",
twierdzi
ł, że przez 300 lat Żydzi w Jedwabnem musieli zderzać się z sąsiadami, którzy chcieli ich
zniszczy
ć (annihilate; por. "Yedvabne", op. cit. s. 86).
prof. JERZY ROBERT NOWAK, Tygodnik G
łos, 2001