Jerzy Robert Nowak – Czerwone życiorysy
Balcerowicz - portret doktrynera
W najbardziej wpływowych mediach po 1989 r. konsekwentnie lansowano mit
Leszka Balcerowicza jako swoistego tytana nowatorskiej myśli ekonomicznej. "Tyta-
na" upowszechniającego jedynie słuszne poglądy na temat polskiej gospodarki, wbrew
wrzaskowi różnych "populistycznych" dyletantów. W rzeczywistości Balcerowicz był
przez wszystkie lata po 1989 r. jedynie posłusznym narzędziem w rękach sterujących
nim zagranicznych globalistów typu George Soros. Z ogromnym oddaniem i konfor-
mizmem służył ich działaniom zmierzającym do opanowania kluczowych dziedzin
polskiej gospodarki, przemysłu, bankowości.
Konformizmu uczył się już za młodu, pod "odpowiednim" wpływem ojca, dy-
rektora PGR-u. Już w młodości Leszek Balcerowicz dał szczególnie wymowny dowód
umiejętności przystosowywania się do silniejszych, do tych, którzy dzierżyli władzę.
Wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, i to w czasie, gdy partia ta była
szczególnie mocno skompromitowana - w 1969 roku. Gdy odliczymy trwający rok
obowiązkowy staż kandydacki, okazuje się, że Balcerowicz zgłosił się do PZPR tuż po
bezwzględnym moczarowskim stłumieniu ruchów studenckich i tzw. kampanii anty-
syjonistycznej oraz po interwencji w Czechosłowacji. Miał wtedy 22 lata. Trudno więc
tłumaczyć niedojrzałością jego decyzję wstąpienia do partii komunistycznej, którą po-
dejmowali wówczas tylko najgorsi karierowicze. Ciekawe, jak tłumaczy ten pomarco-
wy zaciąg Balcerowicza do partii Bronisław Geremek, który przez lata był jego najbliż-
szym współpracownikiem w Unii Wolności.
Początkowo przez blisko dziesięć lat Balcerowicz pracował w SGPiS pod kie-
rownictwem Pawła Bożyka, szefa doradców ówczesnego pierwszego sekretarza KC
PZPR Edwarda Gierka. Sam Bożyk, później złośliwie komentując wyjątkowo doktry-
nerskie poczynania Balcerowicza, mówił o nim, że był to jego jeden z najbardziej odle-
głych od praktyki gospodarczej uczniów.
W latach 1978-1980 pracował w szczególnie antyreformatorskiej instytucji, za
to prawdziwej szkole konformizmu - w Instytucie Podstawowych Problemów Marksi-
zmu-Leninizmu
przy
KC
PZPR.
W latach 90. ex post uczyniono z Balcerowicza rzekomego czołowego ekonomistę, wy-
wodzącego się spośród opozycji solidarnościowej. W rzeczywistości przed latem 1989
roku nikt go za takiego nie uważał. Jeszcze w początkach 1989 roku Balcerowicza, ma-
jącego wówczas tylko stopień doktora, nie wzięto ani do 20-osobowego składu soli-
darnościowego w zespole ds. gospodarki i polityki społecznej przy Okrągłym Stole, ani
do wspierającego go grona ekspertów (!!!). Próżno więc szukać jego nazwiska w infor-
matorze "Okrągły stół. Kto jest kim. 'Solidarność' - opozycja. Biogramy, wypowiedzi",
Warszawa
1989.
Wykonawca
planu
Sorosa
Swą przyspieszoną karierę w 1989 r., awans na wicepremiera i ministra finansów,
Balcerowicz zawdzięczał tylko i wyłącznie protekcji prawej ręki premiera Mazowiec-
kiego, jego zausznika - ekonomisty Waldemara Kuczyńskiego. Początkowo ofiarował
się tylko z rolą doradcy Kuczyńskiego (por. L. Balcerowicz, "800 dni", Warszawa
1992, s. 10) i sam był zaskoczony swym nieoczekiwanym ogromnym awansem. Za-
wdzięczał go głównie temu, że kolejno odmówiły cztery pierwsze osoby, którym za-
proponowano stanowisko ministra finansów we wrześniu 1989 r., a Balcerowicz
urząd ten skwapliwie przyjął. Tym gorliwiej podjął się realizacji importowanego ze
Stanów Zjednoczonych do Polski planu Sorosa-Sachsa, w Polsce funkcjonującego pod
fałszywą
nazwą
"plan
Balcerowicza".
W rzeczywistości cały plan był pomysłem słynnego amerykańskiego lewicowego mi-
liardera George'a Sorosa, przybyłego z Węgier do USA giełdowego spekulanta żydow-
skiego pochodzenia. O tym, że cały rzekomy plan Balcerowicza był w istocie dziełem
Sorosa, możemy dowiedzieć się również z bardzo nieostrożnej enuncjacji W. Kuczyń-
skiego, wspomnianego już zausznika Mazowieckiego, ministra przekształceń własno-
ściowych w jego rządzie. Jak wyznał Kuczyński w książce "Zwierzenia zausznika"
(Warszawa 1992, s. 82-83): "Soros przyjechał z planem reformy gospodarki polskiej,
zwanym planem Sorosa. To była kombinacja szokowej operacji antyinflacyjnej z re-
strukturyzacją naszych firm". Balcerowiczowi jako wicepremierowi nadzorującemu
polską politykę gospodarczą przypadło zaś tylko zadanie firmowania tego wszystkiego
i uwiarygodniania polityki służącej gospodarczym celom Zachodu.
Celom tym służyła skrajnie doktrynersko realizowana polityka gospodarcza Balcero-
wicza, skupiająca się głównie na walce z inflacją, przy zaniedbaniu wysiłków na rzecz
wzrostu gospodarczego i pobudzania polskiego eksportu. Jednym z najszkodliwszych
elementów tej polityki było nastawienie na przyśpieszoną gruntowną prywatyzację
polskiego przemysłu i banków, stanowiącą faktyczną wyprzedaż za bezcen.
Rzecznik
terapii
szokowej
Wielkie wsparcie dla Balcerowicza stanowiły zachęty do jak najszybszej terapii szoko-
wej lansowane już latem 1989 r. przez współdziałającego z Sorosem amerykańskiego
ekonomistę Jeffreya Sachsa. Reklamował on się w Polsce jako ten, który z dnia na
dzień zwalczył w Boliwii ogromną inflację. Obiecywał tę samą skuteczną terapię w
Polsce, zapominając uprzedzić, że jego boliwijski sukces dokonał się kosztem ogrom-
nie wysokiego bezrobocia i buntu boliwijskich robotników, wprowadzenia w Boliwii
stanu wyjątkowego i internowania przywódców związkowych. O tym wszystkim mil-
czano w najbardziej wpływowych polskich mediach, tym chętniej za to nagłaśniając
obietnice Sachsa łatwej, bezbolesnej i szybkiej terapii szokowej. Szczególnie kłamliwa
pod tym względem była informacja w "Gazecie Wyborczej" z 24 sierpnia 1989 r., za-
mieszczona pod znamiennym tytułem: "Cud gospodarczy w Polsce?". Sachs obiecywał
tam m.in.: "Likwidujemy całkowicie inflację w ciągu sześciu miesięcy. Stopa życiowa
zacznie wzrastać za pół roku (...) Nie dajcie sobie wmówić, że radykalny program go-
spodarczy
wymaga
cierpień
i
wyrzeczeń".
Nader szybko miało się okazać, że realizowana przez Balcerowicza terapia szokowa
doprowadziła do wielkiego pasma cierpień i wyrzeczeń przeważającej części społe-
czeństwa, z korzyścią dla gromady cwaniaków polskich i zagranicznych. Pisał o tym
jednoznacznie bardzo ostry amerykański krytyk terapii szokowej, noblista z dziedziny
ekonomii, prof. J. Stiglitz. Dzięki skokowym podwyżkom cen państwo zagrabiło wie-
loletnie oszczędności obywateli. Straciły ogromną część wartości zbierane przez wiele
lat wkłady na mieszkania. Państwo zgarnęło przeważną część oszczędności dolaro-
wych, szacowanych na koniec 1988 r. na 7-15 miliardów dolarów amerykańskich (por.
S. Dąbrowski, Logika postkomunistów, "Nowy Świat", 13 stycznia 1993 r.). Przypo-
mnijmy zapomniane już dane o rozmiarach podwyżek cen w 1990 r. Według tekstu
"Gazety Wyborczej" z 29 stycznia 1991 r., opartego na danych GUS, średnie ceny w
1990 r. były sześcio-, siedmiokrotnie wyższe niż w 1989 roku. Przy tym chleb średnio
podrożał 13 razy, makaron - 22 razy, ceny mebli, naczyń kuchennych, lodówek wzro-
sły 8-10 razy. Ceny podstawowych artykułów w wielu przypadkach stały się wyższe niż
w krajach EWG. W tym samym czasie miesięczne wynagrodzenie mieszkańca Polski
odpowiadało 2-3-dniowym zarobkom Francuzów lub Niemców.
Jak wielkie rozmiary przybrało skokowe zubożenie polskiego społeczeństwa w efekcie
balcerowiczowskiej terapii szokowej, doskonale dokumentowała podstawowa wręcz
książka o polityce społecznej wydana w 1995 r. pod redakcją prof. Juliana Auleytnera.
Według niej, w samym tylko 1990 r. przeciętne płace spadły o 24 proc., realna wartość
przeciętnej emerytury i renty - o 19 proc., a dochody netto z rolnictwa na 1 pracujące-
go - o 63 proc. Rolników szczególnie dotknęło otwarcie przez Balcerowicza granic na
produkty rolne z zagranicy, w dużej mierze dotowane przez rządy zachodnie i sprowa-
dzane
do
Polski
po
dumpingowych
cenach.
Dzięki wpływom starej nomenklatury tzw. plan Balcerowicza, szumnie reklamowany
jako nowa, rewolucyjna wręcz reforma gospodarcza, był faktycznie tylko nową kolejną
odmianą stosowanych przez rządy PRL "operacji dochodowo-cenowych". Z tą różnicą,
że tamtych nie udało się zrealizować władzom ze względu na opory społeczeństwa.
Balcerowiczowi zaś to wszystko powiodło się kosztem gigantycznego ograbienia spo-
łeczeństwa z oszczędności i bardzo dużego zubożenia wielkiej części ludności. Udało
się dlatego, że mógł skorzystać z ogromnego poparcia społeczeństwa dla rządu Mazo-
wieckiego. Naród zbyt łatwo zawierzył ówczesnemu kierownictwu Obywatelskiego
Klubu Parlamentarnego, które twierdziło, że plan Balcerowicza to jedyny skuteczny
program naprawy gospodarczej, niemający rzekomo żadnej alternatywy. Tak uzyska-
no przyzwolenie społeczne dla drastycznego planu gospodarczego, którego władzom
PRL w żadnym razie nie udałoby się zrealizować ze względu na opór Narodu. Jak
szczerze wyznawał na łamach "Prawa i Życia" 10 marca 1990 r. były minister handlu
wewnętrznego w rządzie M. Rakowskiego, Marcin Nurowski, "realizacja takiego pro-
gramu gospodarczego w naszym wykonaniu doprowadziłaby do gigantycznej awantu-
ry
w
kraju".
Skorzystała
stara
nomenklatura
Plan Sorosa-Balcerowicza zyskał entuzjastyczne wręcz wsparcie różnych byłych pro-
minentów reżimu komunistycznego - od byłych ministrów PRL-owskich Nurowskiego
i Mieczysława Wilczka, po byłego wicepremiera w rządzie Rakowskiego - Mieczysława
Sekułę czy byłego rzecznika rządu Jaruzelskiego - Jerzego Urbana. Stało się tak nie-
przypadkowo. Stara nomenklatura partyjna stanowiła trzon kadry kierowniczej w go-
spodarce, wprowadzającej plan Sorosa-Balcerowicza. Postarano się też o zablokowa-
nie prawdziwie potrzebnych głębokich reform strukturalnych, od reformy banków po-
cząwszy, po restrukturyzację przemysłu, które mogłyby być niekorzystne dla starej ka-
dry partyjnej. Tym żarliwiej wspierali za to mnożące się spółki nomenklaturowe. Za-
dbali również o możliwie jak najbardziej nieprecyzyjne i wadliwe przepisy w różnych
dziedzinach, tak aby ułatwić dokonywanie różnych aferowych manipulacji (vide: afera
FOZZ, afera z rublem transferowym, tytoniowa, ziemniaczana etc.). Balcerowicz po-
nosi lwią część odpowiedzialności za brak kontroli, który ułatwił dokonywanie afer
przy współudziale osób usadowionych na wpływowych stanowiskach gospodarczych.
Rzecz znamienna - w 1989 r. zniesiono karę konfiskaty majątku za nadużycia gospo-
darcze. Cwaniacy z zagranicy i wysoko uplasowani w aparacie gospodarczym ludzie
starej nomenklatury świetnie wykorzystali do swych celów szanse spekulacji i drenażu
dolarów z Polski dzięki utrzymywaniu przez półtora roku kursu dolara do złotego na
sztywnym,
niezmienionym
poziomie.
Profesor Łukasz Czuma tak pisał o mechanizmie tych manipulacji w I tomie "Ency-
klopedii Białych Plam": "(...) jeśli ktoś z zagranicy wymienił 1 mln dolarów na złotów-
ki, które następnie włożył na wysoki procent - np. na 150 proc. rocznie - do banku w
Polsce, to przy stałym kursie wymiennym dolara do złotówki zyskiwał w ciągu roku
1,5 mln i mógł wywieźć z Polski 2,5 mln dolarów (...) nieprecyzyjne prawodawstwo,
uchwalone przez Sejm 'kontraktowy', pozwoliło na takie operacje na podstawie działa-
nia m.in. tzw. oscylatora". Ocenia się, że z ówczesnej Polski wyparowały w owym cza-
sie miliardy dolarów. Balcerowicza obciąża fakt, że nie zastopowano na czas różnych
tego
typu
manipulacji.
Fachowcy
z
"Czerwonej
oberży"
Dawni komunistyczni działacze byli siłą dominującą w superministerstwie gospodar-
czym kierowanym przez Balcerowicza - wszechwładnym resorcie finansów. Na naj-
wyższych szczeblach tego ministerstwa zastępcami w randze wiceministrów byli, obok
bezpartyjnego (choć dawniej członka PZPR) Marka Dąbrowskiego, trzej wicemini-
strowie z PZPR: Janusz Sawicki, Andrzej Podsiadło i Jerzy Napiórkowski. Ogromną
część dyrektorów i naczelników stanowili również członkowie PZPR. Podobnie ukła-
dały się stosunki w innych resortach gospodarczych podległych Balcerowiczowi, gdzie
PZPR-owcy stanowili dominującą część kierownictw ministerstw. Szczególnie wy-
mowna była sytuacja w obsadzie pozycji w tak kluczowej sferze życia gospodarczego
jak banki. Dominowały tam bez reszty postacie ze starej PZPR-owskiej nomenklatury
typu były członek Biura Politycznego KC PZPR, a w 1990 r. prezes Narodowego Ban-
ku Polskiego Władysław Baka czy były minister rządów PRL-owskich, a w 1990 prezes
Banku
PKO
Marian
Krzak.
Zdecydowana większość tych marksistowskich "fachowców" skupionych wokół Balce-
rowicza wywodziła się ze Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, która przez lata była
potocznie nazywana wielce zasłużonym mianem "Czerwonej oberży". Była bowiem
jako uczelnia prawdziwą "czerwoną kuźnią kadr", jak wspomniał Adam Glapiński w
książce "Lewy czerwcowy". Nieprzypadkowo tak świetny obserwator anomalii życia
gospodarczego jak Stefan Kisielewski (Kisiel) ostro wytykał na jesieni 1990 r. Balcero-
wiczowi, jako jeden z największych jego błędów, skrajną tolerancję wobec starej ko-
munistycznej nomenklatury. W wypowiedzi z 20 września 1990 r. Kisiel stwierdził:
"(...) sądziłem, że nasza reforma zacznie się od usunięcia tej właśnie nomenklatury:
ludzi, którzy na drodze do kapitalizmu mogą być jedynie zawalidrogami. (...) Balcero-
wicz mógł te osoby usunąć metodą rewolucyjną, zaraz w styczniu, za jednym zama-
chem-dekretem. Tymczasem nie uczynił tego i nomenklatura nadal istnieje" (cyt. za:
"Testament
Kisiela",
Poznań
1992,
s.
53).
Kisiel nie docenił podstawowej przyczyny utrzymania ludzi z "Czerwonej oberży" na
kluczowych stanowiskach wokół Balcerowicza. Ten teoretyk, niemający zielonego po-
jęcia o praktyce funkcjonowania gospodarki, był wprost niewolniczo uzależniony od
swych PZPR-owskich pomagierów. Byli oni wielce usłużni wobec Balcerowicza, ale
nie bezinteresownie. Zajmując kierownicze stanowiska, wykorzystywali dostęp do
najtajniejszych informacji gospodarczych w celu przyśpieszonego tworzenia fortun
dla siebie i "kolesiów" w ówczesnych "przełomowych" czasach. Jeszcze w maju 1995 r.
Lech Kaczyński jako szef NIK tak mówił o różnych przejawach zdominowania węzło-
wych punktów gospodarki przez ludzi starej partyjnej nomenklatury: "Banki i Mini-
sterstwo Finansów - gdzie do dziś w lwiej części kierownicze stanowiska zajmują lu-
dzie dawnego systemu, na przykład prezes Pekao SA Marian Kanton i jego zastępca
Janusz Czarzasty, Bogusław Kott - prezes Big Banku, Krzysztof Szwarc - prezes Banku
Rozwoju Eksportu, czy też Andrzej Wróblewski - przewodniczący Rady Nadzorczej
Banku Śląskiego, minister finansów w rządzie Mieczysława Rakowskiego. To tylko
niektóre przykłady. To wszystko - jeśli można tak powiedzieć - 'zawodnicy z jednej
drużyny'. Tych ludzi nigdy nie wymieniono, mimo że od 1989 roku minęło 6 lat" (z
wywiadu L. Kaczyńskiego dla "Gazety Wyborczej" z 29 maja 1995 r.). Balcerowicza
obciąża fakt, że w czasie swego panowania nad resortem finansów wyraźnie nie zrobił
niczego, aby wymienić różnych PZPR-owskich prominentów na młodych zdolnych fa-
chowców spoza układów. Ani przez chwilę nie pomyślano też o wykorzystaniu w celu
reformowania polskich finansów licznych wybitnych polonijnych fachowców od go-
spodarki
i
bankowości.
Serwilizm
wobec
Zachodu
Związki Balcerowicza z komunistami były gorąco wspierane przez najbardziej wpły-
wowe zachodnie kręgi gospodarcze. Nader wymowne pod tym względem było zacho-
wanie amerykańskiego protektora Balcerowicza - Jeffreya Sachsa. W wywiadzie dla
komunistycznej "Polityki" z 6 stycznia 1990 r. Sachs wystąpił z jednoznacznym gorą-
cym poparciem dla byłego członka Biura Politycznego KC PZPR prof. Władysława
Baki, wówczas prezesa Narodowego Banku Polskiego. Określił go jako prawdziwego
gwaranta "twardej, prowadzonej żelazną ręką polityki kredytowej". Jak akcentował J.
Sachs: "Odkąd prezesem NBP został profesor Baka, są coraz liczniejsze dowody, iż
NBP staje się prawdziwym bankiem centralnym. Przedsiębiorstwa gorączkowo poszu-
kują kredytów w bankach komercyjnych, te zwracają się do NBP, a Baka mówi - nie".
Dodajmy, że w tym samym czasie "dziwnym trafem" różne zarządzane przez komuni-
stów spółki mogły liczyć na szybkie kredyty. A do tego doszła i taka "gratka", jak wy-
negocjonowana przez M.F. Rakowskiego "pożyczka moskiewska".
Wpływowe zachodnie, a zwłaszcza amerykańskie, kręgi gospodarcze, a także MFW,
gorąco popierały "dogadanie się" z czołowymi komunistami w Polsce (i na Węgrzech)
w oparciu o zabezpieczenie sobie nawzajem realizacji podstawowych celów na zasa-
dzie wzajemności. Dla przywódców komunistycznych celem tym było utrzymanie w
swych krajach centralnych pozycji, zwłaszcza w życiu gospodarczym, w okresie po
rozpoczęciu transformacji systemowych. Dla przedstawicieli zaś Zachodu najważniej-
sze w Europie Środkowej było dalsze spłacanie odpowiednio oprocentowanego zadłu-
żenia z czasów komunistycznych. Jak zwykle dla Zachodu pieniądz (money, money...)
miał dużo większe znaczenie niż względy moralno-wolnościowe. Stąd na przykład wy-
nikało ogromne poparcie prezydenta G. Busha (ojca obecnego prezydenta USA) dla
kandydatury W. Jaruzelskiego na prezydenta Polski w lipcu 1989 roku. (Bush przeby-
wał w Polsce na tydzień przed wyborem Jaruzelskiego i skutecznie naciskał na kie-
rownictwo OKP w sprawie uratowania jego kandydatury).
Balcerowicz nieprzypadkowo stał się głównym gwarantem spłaty polskiego zadłużenia
wobec Zachodu. Jeszcze w 1989 r. stanowczo stwierdził w Sejmie, że trzeba jak naj-
szybciej spłacać komunistyczne długi, aby nie wywołać zaniepokojenia zachodnich
bankierów. Rzecz w tym, że właśnie w latach 1989-1990 istniała bezpowrotnie zmar-
nowana przez Balcerowicza szansa całkowitego anulowania polskich długów wobec
Zachodu. Pisał o tym w kwietniu 1991 r. na łamach "Ładu" Witold Gadomski, skąd-
inąd jeden z czołowych liberałów (!) w polskim środowisku ekonomicznym (później
poseł KLD, redaktor naczelny "Gazety Bankowej", a wreszcie współpracownik "Gazety
Wyborczej"): "Sprzyjająca dla Polski koniunktura międzynarodowa, która pojawiła się
na wiosnę 1989 roku i trwała mniej więcej przez rok, pozwalała myśleć o uregulowa-
niu zadłużenia naszego kraju. Potrzebna była do tego dobra wola naszych wierzycieli i
organizacji międzynarodowych (Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku
Światowego. (...) Polska, jak wszyscy dłużnicy, chciałaby traktować swój dług w kate-
goriach politycznych. Ma przy tym większe niż inne kraje ku temu powody. Przede
wszystkim dług nasz został zaciągnięty przez państwo niesuwerenne - PRL, którym
rządziła wąska grupa ludzi posłusznych ZSRR. Polska pierwsza pozbyła się komuni-
stycznych rządów, przyczyniając się do rozpadu całego systemu. Daliśmy w ten spo-
sób Zachodowi prezent, oszczędzając mu miliardy dolarów, wydawanych wcześniej na
obronę przed komunistami. Argumenty te miały szanse trafić do przekonania polity-
ków zachodnich, a musimy pamiętać, że większość naszego długu została przejęta
przez rządy, prywatnym bankom jesteśmy winni niewielką część z 50 miliardów. Nie-
stety,
koniunktura
szybko
minęła".
A koniunktura minęła głównie ze względu na całkowitą niechęć Balcerowicza do zaję-
cia się tą sprawą. (O zmarnowaniu szansy anulowania polskich długów piszę szerzej w
książce "Zagrożenia dla Polski i polskości", Warszawa 1998, t. II, s. 26-30, powołując
się m.in. na wystąpienia w tej sprawie prof. S. Kurowskiego, S. Kisielewskiego, J. Go-
ścimskiego,
S.
Albinowskiego).
Usłużność Balcerowicza wobec MFW i czołowych przedstawicieli amerykańskiego es-
tablishmentu przyniosła mu ogromne profity w grudniu 1990 r., po druzgocącej prze-
granej jego szefa T. Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. Zaledwie w kilka dni
po tej klęsce, bo już 19 grudnia 1990 r., amerykański ambasador w Warszawie Tho-
mas W. Simmons ostentacyjnie poprosił o oficjalne spotkanie z Balcerowiczem. Miało
to najwyraźniej za cel wyeksponowanie amerykańskiego poparcia dla jego osoby. Sim-
mons, jako ambasador w Warszawie, cieszył się ogromnym poparciem prezydenta G.
Busha. Zdzisław Najder odnotował w swych wspomnieniach skandaliczne wprost za-
lecenie prezydenta G. Busha, gdy zwracając się do polskiej delegacji w Białym Domu,
przykazywał: "I słuchajcie, co nasz ambasador mówi, że macie robić". Zaczęły się
mnożyć również naciski innego typu. Z błyskawiczną pomocą pospieszył Balcerowi-
czowi wciąż serwilistycznie wykonujący amerykańskie polecenia Jan Nowak-Jezio-
rański,
"kurier
z
Waszyngtonu".
Wykorzystując kompletną niewiedzę Wałęsy w sprawach gospodarczych, straszył go i
innych polityków polskich, jakim to niebywałym nieszczęściem dla Polski stanie się
rzekomo odejście Balcerowicza. W wywiadach udzielanych prasie Nowak posuwał się
do wszelkiego rodzaju szantażów. Dosłownie robił wszystko, co tylko możliwe, by za-
straszyć Polaków w kraju groźbą utraty wszelkich szans na pomoc od Zachodu w przy-
padku odsunięcia Balcerowicza od władzy nad polską gospodarką. Na przykład w wy-
wiadzie dla "Życia Warszawy" z 21 grudnia 1990 r. Nowak-Jeziorański stwierdził, że:
"Nie da się utrzymać pomocy z zagranicy bez utrzymania Balcerowicza".
Zachodnie naciski na rzecz utrzymania dominacji Balcerowicza w polskim życiu go-
spodarczym miały gruntowne uzasadnienie w fakcie jego ogromnej usłużności wobec
różnych zachodnich lobby finansowych. I to nie tylko amerykańskich. Na przykład
członkiem Rady Ekonomicznej, tak znaczącego ciała doradczego przy prezesie Rady
Ministrów, był w 1990 r. ówczesny gubernator banku centralnego Izraela Michael
Brun. Człowiek ten był wtajemniczony w najgłębsze tajniki naszej gospodarki, takie
jak zmiany kursu złotego do dolara - wiadomość na wagę złota dla spekulantów. W li-
ście do Balcerowicza wysuwał on swoje sugestie w tej sprawie. Kto nie wierzy, niech
zajrzy do książki Balcerowicza "800 dni". Czy za takie zjawiska, jak dopuszczenie
wpływowego cudzoziemca do kluczowych polskich tajemnic finansowych, nie należało
postawić
Balcerowicza
przed
Trybunałem
Stanu?
Bałagan
w
Ministerstwie
Finansów
i
bankowości
Balcerowicz, jako wicepremier i minister finansów, był szczególnie mocno odpowie-
dzialny za niebywały bałagan w podlegającym mu resorcie. Jakże wymowne pod tym
względem i szokujące zarazem były informacje zawarte w zamieszczonym 18 sierpnia
1991 r. w "Tygodniku Gdańskim" wywiadzie z dyrektorem Anatolem Lawiną, wysokim
urzędnikiem Najwyższej Izby Kontroli. Powiedział w nim m.in.: "Najdramatyczniejsze
i najbardziej niebezpieczne jest - używając języka więziennego - dojście do 'przekrę-
tów' finansowych i to na wielką skalę. Tak jest w bankach, przedsiębiorstwach handlu
zagranicznego, w Ministerstwie Współpracy z Zagranicą. A Ministerstwo Finansów?
Nie znam żadnej sprawy, która by była tam rzetelnie udokumentowana i załatwiona...
Ministerstwo Finansów robi wszystko, by zatuszować sprawę nadużyć i bałaganu".
Kierownictwo resortu finansów z L. Balcerowiczem na czele było bezpośrednio odpo-
wiedzialne za fatalne zaniedbania w funkcjonowaniu systemu bankowego, który już w
1989 r. powszechnie oceniano jako skandaliczny (por. np. wywiad z prof. Antonim
Kuklińskim dla "Życia Warszawy" z 9 grudnia 1989 r.). Co więcej, sam wicepremier
Balcerowicz dawno przyznał, że "system bankowy jest przedmiotem uzasadnionej
krytyki". Potem jednak minęły miesiące, wreszcie rok, a potem znów kolejne miesiące
bez naprawy tego fatalnego systemu, aż wreszcie doszło do afery Art. B, która obnaży-
ła wszystkie skutki opóźnienia reformy bankowości polskiej.
Przypomnijmy tu tak zapomniany dziś fakt, że w 1991 r., pod koniec gospodarczej
dyktatury Balcerowicza, powszechnie mówiono o jego odpowiedzialności za fatalny
stan funkcjonowania systemu bankowego. W tej prawie z ostrą krytyką pod adresem
ministra finansów wychodzili nawet czołowi liberałowie z partii Jana Krzysztofa Bie-
leckiego. Warto choćby przypomnieć, co mówił wówczas na temat Balcerowicza obec-
ny przywódca PO Donald Tusk. Otóż, wypowiadając się w imieniu KLD w początkach
1991 r., Tusk stwierdził, że liberałowie mają obiekcje do działalności Balcerowicza
jako "ministra finansów, zwłaszcza z powodu dysfunkcjonalości systemu bankowego"
(!) (cyt. za: T. Roguski "Liberałowie liczą na sukces", "Rzeczpospolita", 4 września
1991 r.). Dziś ten sam Tusk dosłownie idzie w zaparte, by wybronić wszelkie przejawy
działań
Balcerowicza.
prof. Jerzy Robert Nowak