Krzyż w życiu powstańczej Warszawy
„Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, Stolicy Polski, która
w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na
walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na
walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że
pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim
Krzyżem sprzed Kościoła na Krakowskim Przedmieściu”.
Nie sposób zrozumieć słów św. Jana Pawła II wypowiedzianych w
1979 r. na Placu Zwycięstwa podczas pierwszej pielgrzymki do Polski
bez odniesienia się do skutków największego dramatu polskiego
narodu, niewyobrażalnej katastrofy, jaką było Powstanie
Warszawskie.
Przedwojenna Warszawa, nazywana czasem Paryżem Północy,
została doszczętnie zrujnowana. W niwecz obrócono bezcenne
zabytki, świątynie, pałace, muzea. Spalone zostały niezliczone dzieła
sztuki, archiwa, biblioteki, dorobek kulturalny wielu pokoleń Polaków.
Z dymem poszedł też prawie cały dobytek prywatny mieszkańców
stolicy: mieszkania, meble, księgozbiory, obrazy. Tak, jak nie można
było już przywrócić piękna i splendoru temu miastu, tak nie dało się
wskrzesić tego, co w nim najcenniejsze – ludzkiego życia.
Miarą nieszczęścia tego Powstania, które gen. Anders nazywał
zbrodnią tych, którzy je wywołali, jest przede wszystkim śmierć 20
tysięcy poległych żołnierzy, 150 tysięcy mieszkańców oraz tysięcy
cywilów wysłanych po czasie przez niemieckiego okupanta do obozu.
Jednak nic tak nie działa na wyobraźnię i nie budzi tyle sprzeciwu, jak
hekatomba warszawskich dzieci.
Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!
Wśród organizowanych od lat w stolicy rocznicowych obchodów
Powstania Warszawskiego dużą popularnością cieszą się koncerty
„Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki”. Kultowym utworem,
angażującym zebraną publiczność do wspólnego śpiewu, jest jedna z
najpopularniejszych piosenek powstańczych pt. „Warszawskie
dzieci”. Skoczny rytm i optymistyczny w swej wymowie tekst dzieła
skrywają najstraszniejszy dramat tego wydarzenia. Najmłodsi
żołnierze walczącej Warszawy koszeni byli serią z karabinów
maszynowych, rozrywani na strzępy granatami, wielu spalono
żywcem w powstańczym szpitalu na Starówce. Do tych strat doliczyć
należy całe okaleczone pokolenie młodzieży bez nóg, rąk, oszpeconej
lub oślepionej, nierzadko na inwalidzkich wózkach.
Grozę sierpniowej insurekcji uwidaczniają nie tylko wspomnienia
uchronionych od śmierci żołnierzy podziemnych formacji
wojskowych, koszmar tych dni odsłaniają świadectwa ocalałych z
rzezi na Woli, Ochocie i Starym Mieście. Bezbronni cywile ginęli od
kul i bagnetów niemieckich plutonów egzekucyjnych, pod gruzami
walących się domów, w ciemnych, zatłoczonych i cuchnących
piwnicach. W niewyobrażalnych męczarniach umierały kobiety,
starcy, niemowlęta i…nieuzbrojeni mężczyźni, którzy w żaden sposób
nie byli w stanie ochronić swoich rodzin.
Rozpoczęte 1 sierpnia 1944 r. męczeństwo miliona Polaków było
kolejną stacją na drodze krzyżowej polskiego narodu w czasie II
Wojny Światowej obok tak symbolicznych miejsc, jak Katyń czy
Oświęcim. Zbrodnia dokonana na Polakach nie była pierwszą i nie
ostatnią, lecz w swej tragicznej odsłonie najbardziej krwawą i
doniosłą w skutkach. Konsekwencją wybuchu Powstania
Warszawskiego było wydanie przez Hitlera rozkazu zrównania
polskiej stolicy z ziemią oraz wymordowania wszystkich jej
mieszkańców: mężczyzn, kobiet i dzieci.
Emmanuel, to znaczy Z-NAMI-BÓG
Nie sposób zrozumieć słów Papieża Polaka wypowiedzianych
ponownie 1 sierpnia 1984 r. w Watykanie bez odniesienia się do
perspektywy, w jakiej św. Jan Paweł II widział historię. W książce-
wywiadzie pt. „Przekroczyć próg nadziei” Ojciec Święty pyta się: „Czy
Bóg mógł niejako usprawiedliwić siebie samego wobec dziejów
człowieka, tak głęboko naładowanych cierpieniem – inaczej aniżeli
stawiając w centrum tych dziejów właśnie krzyż Chrystusa?”.
Trudno o lepszy klucz do zrozumienia przywołanych na początku słów
świętego papieża, który w dramacie Powstania Warszawskiego
widział obecnego w nim Chrystusa-Zbawiciela ze swoim krzyżem. Nie
jako odpowiedzialnego za ludzki błąd, bo czyż nie napisano: „Albo
który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie
usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może
stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw
niemu?” (Łk 14,31), ale jako solidarnego z cierpiącym człowiekiem.
Solidarność Boga z cierpiącym człowiekiem została potwierdzona
przez Mękę i Śmierć krzyżową Syna Bożego. Ukrzyżowany Chrystus
zadaje się być ostatecznym dowodem miłości Boga do człowieka.
Tylko w tej perspektywie możemy dostrzec kochającego Stwórcę,
który dzieli los stworzenia. W tej optyce należy też rozumieć
zdarzenie, do którego doszło podczas sierpniowej insurekcji w 1944 r.
W podziemiach kościoła św. Jacka na Nowym Mieście, gdzie
urządzono szpital polowy, posługę kapłańską pełnił ks. Henryk
Cybulski ps. „Czesław”. „W kącie piwnicy, gdzie spowiadałem –
wspomina kapelan – panowała nieprzenikniona ciemność. Z trudem
przesuwałem się między rannymi. Leżeli ściśnięci obok siebie,
stanowiąc jedno męczeńskie ciało pokryte wspólną raną. Ciało, które
odzywało się jękiem, skargą, i szeptem błagalnej modlitwy. Dotykam
rąk. Nachylam się nad biednymi głowami. Słucham gorączkowych
szeptów i rozgrzeszam: Niech się zmiłuje nad wami wszechmogący
Bóg. Wydawało mi się, że wszystkich wyspowiadałem. Nie, pozostał
jeszcze jeden żołnierz. Nachylam się nad nim, namaszczam go i
pytam: chcesz się spowiadać? Nic nie odpowiedział. Rozumiem.
Skończyła się jego męka, bo śmierć wydawała się, że jest jedynym
wyzwoleniem z tych piekieł. Jednak przesuwam ręką wzdłuż ciała, jest
zimne i nagie. Nie żyje. Trzeba ciało stąd zabrać tylko, dlaczego zwłoki
są stwardniałe na kamień? Po chwili ktoś przyniósł świeczkę. O Boże!
– wykrzyknął kapelan – przed nim, okryty żołnierskim płaszczem, leżał
cudowny Pan Jezus z Katedry św. Jana. Leżał Bóg pośród swoich
żołnierzy. Wyniesiony z płonącego miasta, zdjęty z krzyża, spoczywał
na podłodze w piwnicy.”
„A gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa." (J 12,26)
Powstańcze losy figury Jezusa Konającego wraz z Cudownym
Krucyfiksem, zwanym potocznie „Krzyżem Baryczków”, ukazują
symboliczny wymiar Bożej solidarności z cierpiącym ludem. Zbawczy
wymiar Bożej obecności wśród konających ujawnił się natomiast w
sakramentalnej posłudze wielu duchownych. „Rozdawałem komunię
rannym w szpitalu na Długiej 7 – wspomina ksiądz Tomasz
Rostworowski. – Już po wejściu Niemców. Słyszę za sobą strzały.
Odwracam się, a za mną stał oficer SS i strzelał z rewolweru do
leżących. Ja szedłem naprzód, rozdawałem komunię do chwili, kiedy
zabrakło mi hostii. Niemiec powiedział mi: I Tobie też się należy, tylko
nie ma już kul”.
Nie wszystkim darowano życie. Okoliczności śmierci dominikanina, bł.
o. Michała Czartoryskiego, odzwierciedlają postawę wielu wiernych
do końca swemu powołaniu kapłanów. „Szczególnie utkwiło mi w
pamięci – wspomina Krystyna Wiśniewska-Zolotkiewicz - to, jak o.
Michał rozdawał rannym i nam, sanitariuszkom, komunikanty, po
kilka, do ostatniej kruszyny, aby nie dostały się w ręce wroga i nie
były zbezczeszczone [...]. I tak posileni, z Bogiem, z o. Michałem
czekaliśmy końca”.
Stale obecni przy walczących żołnierzach kapelani wojskowi,
posługujący wśród cywilów duchowni nadali tej, po klęsce akcji
„Burza” i zdradzie Zachodu w Teheranie, beznadziejnej walce jakieś
szczególne znaczenie. Ich, jakże często, dobrowolna śmierć wraz
opuszczonymi rannymi odsłoniła kolejne oblicze kochającego Boga,
które nasz Pan wyraził w słowach: „Ja jestem dobrym pasterzem.
Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie
jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc
nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i
rozprasza; dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja
jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają.”(J
10, 11-14)
Triumf krzyża
Nie sposób zrozumieć słów Papieża Polaka bez odniesienia się w
końcu do jego głębokiej wiary w Bożą Opatrzność. Działanie Boga w
historii św. Jan Paweł II widział w Jego trwaniu w dziejach,
„kształtując ich najgłębszy rdzeń i pion - ten właśnie pion, poprzez
który dzieje ludzkie - mimo wszystkich odstępstw i negacji - wznoszą
się ku Bogu: do tych wiecznych przeznaczeń, jakie człowiek i ludzkość
ma w Bogu i tylko w Bogu.” [Olsztyn, IV pielgrzymka do Ojczyzny,
1991 r.]
Anna Nowogrodzka - Patryarcha