Bolesny dzień
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Rok wcześniej…
-Już jestem!- krzyknęłam, rzucając klucze na szafkę z butami.
Ściągnęłam pośpiesznie mój szary płaszcz i czarne botki na niedużym obcasie.
Ruszyłam przez nasz nieduży przedpokój do salonu.
-Aleks? Jesteś?- spytałam niepewnie.
Nagle wyskoczył zza rogu i porwał mnie w objęcia. Zabłąkany, troszkę
przydługi lok opadł mu na oko. Zaśmiałam się, odgarniając go.
-Tęskniłem- wymruczał mi do ucha, muskając je przy tym.
-Nie było mnie tylko dwie godziny- uśmiechnęłam się.- Musiałam pójść na
uczelnie i porozmawiać z wykładowcą.
-Aha- musnął moją szyję ustami.- To dlatego jesteś taka spięta?
-Musiałam załatwić…
-Cii…- uciszył mnie czułym pocałunkiem.- Nie myśl już o tym. Musisz trochę
odpocząć, wyluzować- zaśmiał się, smakując to ostatnie słowo. Czasami zaskakiwało
mnie to, że pomimo swoich dwudziestu dwóch lat zachowywał się jakby był co
najmniej dwadzieścia lat starszy.
Podprowadził mnie do krzesła, sadzając na nim.
-Siedź kochanie, a ja zrobię ci herbaty, a potem wymasuję.
-Na świecie jest tylko jeden ideał, ale jest już zajęty- uśmiechnęłam się.
-Nie znam żadnego oprócz ciebie- zawołał z kuchni, przekrzykując czajnik.
Nagle stół zawibrował. Popatrzyłam na telefon Aleksandra.
-Przyszła wiadomość- krzyknęłam i już miałam sięgnąć po telefon, gdy Aleks
pojawił się obok i szybko go wziął.
Na mojej twarzy odmalowało się zdziwienie. Widząc to powiedział szybko:
-To pewnie Dawid. Miałem dzisiaj do niego wpaść.
Niby dlaczego miałabym mu nie wierzyć? Prawda, nigdy nie zachowywał się
tak jakby miał przede mną sekrety, ale to jeszcze nie jest powód do podejrzewania go
o coś czy odebrania mu wolności przez szaloną zazdrość.
-Akurat dziś?- wstałam, podchodząc do niego powoli z uwodzicielskim
uśmiechem, który był tylko i wyłącznie zarezerwowany dla niego. Położyłam mu
ręce na brzuchu i przesunęłam je do góry po jego torsie.- Myślałam, że spędzimy
wieczór razem, obejrzymy coś, otworzymy wino…- za każdym wypowiedzianym
słowem muskałam wargami jego usta.
-Mmm… Proszę cię Ewa. Nie próbuj na mnie tych sztuczek, wiesz, że one są
cholernie skuteczne.
-Ale jakich?- spytałam z miną niewiniątka.
-Nie dzisiaj. Muszę do niego iść- wydawał się lekko speszony i uciekał
wzrokiem.-Zaproś dziś Olkę, zrobicie sobie babski wieczór. Wrócę za trzy godziny-
przywarł do moich ust, ale było w tym pocałunku coś nerwowego.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Westchnęłam, gdy usłyszałam trzask frontowych drzwi. Poszłam do kuchni,
zrobiłam sobie herbaty i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki.
-Halo?- rozbrzmiał znudzony głos w słuchawce.
-Cześć. Nie miałabyś ochoty wyskoczyć na kawę?- podmuchałam i upiłam łyk
herbaty.
-Jasne. Michał właśnie wkurzony wyszedł z domu, bo… a zresztą opowiem ci
w kawiarni. Tam gdzie zawsze?
-Tak.- Rozłączyłam się.
Dopiłam gorący napój, parząc przy tym język i ruszyłam do naszej ulubionej
kawiarni, „Sosenka”.
Siedziałam właśnie na wiklinowym krześle i patrzyłam na krople na oknie,
które spadały z sosen otaczających lokal. Pogoda była okropna, wciąż padało oraz
panował ziąb, samochody rozchlapywały brudne kałuże na ulicy przed lokalem. W
oknie odbijała się moja twarz. Mokre, ciemno blond włosy trwały w nieładzie,
związane w ciasną kitkę. Wąskie usta układały się w nieświadomym uśmiechu
spełnionej kobiety, a w niedużych, szaro-niebieskich oczach widać było blask.
Okrągła twarz przybrała rumieńców.
Przez szklane drzwi widziałam już moją przyjaciółkę, która otrzepywała
parasolkę z wody. Jej twarz, w kształcie serca, okalały gęste, lekko pofalowane,
brązowe włosy, na pełnych ustach gościł uśmiech, ale nie dochodził on do
brązowych oczu w kształcie migdałów.
Usiadła przy moim stoliku, kładą na oparcie mokrą kurtkę.
-Hej! Przepraszam, że tak długo, ale musiałam jeszcze wyprowadzić na spacer
Szczęście- przełożyła włosy na jedno ramię tak, aby nie przeszkadzały.
-Nic nie szkodzi. Ten facet na prawo chyba ma na ciebie oko. Wygląda
całkiem fajnie.- wtrąciłam jak to ja.
-Po pierwsze to mam Michała, a po drugie to on chyba ciebie pożera
wzrokiem- powiedziała swoim przemądrzałym tonem i uśmiechnęła się figlarnie.
-Czy mogę już przyjąć zamówienie?- młoda kelnerka podeszła do naszego
stolika.
-Ja poproszę latte macchiato, a…
-Mocha- Olka posłała uśmiech dziewczynie.
Kelnerka odeszła, bazgrząc coś w notesie.
-To, co się dzieje?
-Mój były po raz kolejny przyszedł zepsuć mój idealny związek.
-Leon?- Wymówiłam imię dziś już praktycznie nieużywane, a szkoda.
-Tak. Michał się wkurzył, w końcu on też nie ma nieskończonych zasobów
cierpliwości, a to nie jest normalne kiedy, przynajmniej pięć razy w tygodniu,
spotykasz byłego swojej dziewczyny pod drzwiami.
-Widocznie wciąż bardzo cię kocha.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
-Trzeba było myśleć o tym cztery miesiące wcześniej zanim mnie okłamał-
mruknęła i musnęła palcem bitą śmietanę z kawy, którą przed chwilą postawiła
kelnerka, a potem go oblizała.- A jak tam u ciebie?- zmieniła temat.
Westchnęłam i zapewne miałam głupi uśmiech, bo Olka przewróciła oczami.
-Ma się rozumieć, że bajkowo. Jak to jest, że ja mam problemy, a ciebie omijają
szerokim łukiem?
-Może dlatego, że ja wystarczająco nacierpiałam się w przeszłości.
Widząc moją minę Olka szybko powiedziała:
-Weź do niego zagadaj, bo przez to, że cię tak obserwuje czuje się niezręcznie,
a ty jesteś w swoim żywiole jak widzę- powiedziała zgryźliwie.
-I kto to mówi!- żachnęłam się.- Założę się o dychę, że ten przystojniak właśnie
idzie do ciebie.
-Co?- spytała zdezorientowana i podążyła za moim wzrokiem.
Mężczyzna miał krótkie czarne włosy, lekki zarost, był wysoki i na bank
chodził przynajmniej dwa razy w tygodniu na siłownię.
-O nie! Nie mam teraz na to ochoty- sarknęła.- Spław go!
-Ja?- obruszyłam się, ale wciąż na moich ustach igrał złośliwy uśmiech.
Wielkie było moje zdziwienie, gdy zagadał do mnie.
Mój gromki śmiech rozniósł się po całej kawiarni. Siedział przede mną
praktycznie idealny mężczyzna. Uczucie wielkiej fascynacji przeganiane było winą.
W końcu nic takiego przecież nie robię- skarciłam się w myślach.
-Powiedzmy, że nie byłem tym zachwycony…- pokręcił głową mężczyzna ze
stolika obok, który jak się okazało nazywał się Bartek.
-Chyba żartujesz!- zaśmiała się Olka.- Powinieneś być wniebowzięty. W końcu
to kawał potężnej kobiety w twoim mieszkaniu i to w szlafroku, przyszło osobiście
ochrzanić cię za głośne śpiewanie pod prysznicem!
-Rzeczywiście jestem okropny, ale bądź co bądź miała naprawdę seksowną
brew.
Po raz kolejny Aleksandra wybuchnęła śmiechem.
-A’propos śpiewania i jednej brwi… Widziałam Aleksa na Wroniej jak
wchodził do bloku, w którym mieszka twoja matka. Znowu go torturuje?
Zakrztusiłam się kawą, którą właśnie kończyłam.
-Bardzo śmieszne.- Mruknęłam, mając na myśli to, że przyczepiła się do brwi
matki i śpiewania pod prysznicem Aleksa.- A to dziwne, bo nic mi o tym nie
wspominał.
-Na Wroniej?- Bartek napił się swojego soku pomarańczowego, lekko
marszcząc brwi.- Tam właśnie wynajmuję mieszkanie. Ach!- wykrzyknął nagle i
zwrócił się do mnie.- Już wiem dlaczego wydałaś mi się taka znajoma. Widziałem jak
wchodzisz do siedemnastki, ja mieszkam obok. Twoja mama też dostaje skargi od
mojej seksownej sąsiadki z dołu.
-Tak? A za co?- spytałam rozbawiona.
-Powiem po prostu, że używa życia.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Otworzyłam szerzej oczy zdziwiona, Olka przybrała taką samą minę.
-Nie mów, że… - powiedziała.
-W końcu też ma prawo- uniósł szklankę do ust, żeby zakryć uśmiech.
-Nic mi nie mówiła o tym, że ma kogoś- zmarszczyłam w konsternacji brwi.
Dwadzieścia minut później każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Ja miałam
iść prosto do domu, ale kierowana nagłym impulsem skręciłam na osiedle, na
którym mieszkała moja matka. Weszłam na klatkę, spojrzałam na jej skrzynkę na
listy i pokręciłam głową. Była pełna, a że wciąż miałam klucze do mieszkania oraz
do skrzynki, wybrałam pocztę. Jak zawsze w bloku rozchodziły się różne głosy i
zapachy. Zdaje się, ze ktoś piekł ciasto, z góry dochodziły odgłosy jakiegoś meczu,
gdzieś słychać było śmiech dzieci, gdzieindziej zażarte kłótnie. Tu nigdy nie czułeś
się samotnym ani tym bardziej nie mogłeś zaznać ciszy.
Nareszcie doszłam pod siedemnastkę. Przekręciłam klucz w zamku, a on
jęknął żałośnie w proteście. Nie zdejmując butów, za co zaraz powinno mi się dostać,
weszłam do kuchni, ale nikogo w niej nie zastałam, więc od razu ruszyłam prosto w
stronę salonu. Drzwi były przymknięte, a zza nich dochodziły odgłosy pocałunków,
co do tego nie miałam wątpliwości. Uśmiechnęłam się do siebie. Trudno, będę
musiała przerwać te namiętne chwile. Koniecznie muszę dowiedzieć się co to za
facet.
Zapukałam lekko, dałam im sekundę na pozbieranie się i weszłam.
-Cześć mamo! Przyszłam…- reszta zamarła mi w ustach.
Jeszcze nigdy nie czułam tego co teraz. Czas stanął w miejscu, torturując mnie
tym co zobaczyłam.
Moja matka siedziała okrakiem, roznegliżowana na zaskoczonym Aleksie z do
połowy suniętymi spodniami.
Wszystkie trzymane listy wypadły mi z ręki jak jesienne liście, jak wszystko co
do tej pory znaczyło dla mnie tak wiele, jak dobry nastrój.
Czułam obrzydzenie, żal, złość, nienawiść, a to był tylko niewielki skrawek
palety uczuć, które mi towarzyszyły. Teraz rozumiałam metaforę, że serce łamie się
na pół, bo właśnie to teraz czułam. To jest tylko zły sen, wystarczy się obudzić…
-Ewa- szepnął Aleks.
-Nie!!!
Wybiegłam stamtąd, płacząc rzewnymi łzami. W ustach czułam smak
goryczy, który towarzyszył mi bardzo często w latach dzieciństwa. Po drodze
wpadłam na Bartka. Za sobą słyszałam tak dobrze mi znany i kochany głos, który
teraz wydawał się obcy. Gdybym miała wybrać datę swojej śmierci byłby to właśnie
tamten dzień. Zawiodłam się na dwóch, kochanych przeze mnie, osobach. Ból był tak
silny, że niemal zwalał z nóg. Reszty już nie pamiętałam. Tego jak dobiegłam do
mieszkania i tego jak raz po raz wybierałam numer do Olki, ale moje ręce odmówiły
posłuszeństwa. W końcu nie mając już siły na nic zwinęłam się w kłębek w naszej
niedużej kuchni, nadal ubrana w buty i płaszcz. Mój szloch niósł się echem po
pustym mieszkaniu. To, że zamknęłam mieszkanie na dwa spusty nie uchroniło
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
mnie przed jakimkolwiek towarzystwem, a w szczególności przed tym który był
najmniej mile widziany.
Aleksander wszedł do kuchni i chciał mnie podnieść, ale szybko się uchyliłam.
Na jego twarzy malował się ból, poczucie winy oraz rozpacz.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam głosem grubym od płaczu.
Wyciągnął ku mnie rękę, a ja szybko podniosłam się na równe nogi, może zbyt
szybko, bo lekko się zatoczyłam.
-Nie dotykaj mnie! Brzydzę się tobą!
-Proszę, pozwól…
-Nie! Wynoś się z mojego mieszkania, natychmiast!
-Nie wyjdę dopóki ze mną nie porozmawiasz- podniósł głos.
-Za godzinę ma cię już tu nie być!
Przeszłam obok niego, ale chwycił mnie za rękę. Wyrwałam ją natychmiast i
mocno odepchnęłam go. Skoro wyrządził mi taką krzywdę dlaczego właśnie w jego
ramiona chciałam teraz wpaść? Poczuć jego ciepło. Ta bezgraniczna miłość raniła. Jak
to możliwe, że w jednej chwili wszystko może się tak posypać? Cały świat, który
budowałaś latami? Byłam do niczego, skoro nie potrafiłam go utrzymać.
-Kocham cię!
-Nie mów tak!
Wyszłam z domu i obrałam jedyny kierunek jaki teraz mogłam wybrać. W
takich chwilach tylko jedną osobę chciałam widzieć i do jedynej tylko chodziłam.
Musiałam wyglądać tak samo jak się czułam, bo Ola bez słowa wpuściła mnie
do środka, pomogła mi ściągnąć płaszcz i zaprowadziła do wolnego pokoju gdzie
stała nieduża sofa. Położyłam się na niej i szepnęłam tylko:
-Zdradził mnie.
Pierwszy raz widziała mnie w takim stanie. Byłam pewna, że nie będę mogła
zasnąć, ale gdy tylko zamknęłam oczy pogrążyłam się w niespokojnym, niedającym
ulgi, snu.
Ola wyszła z pokoju gościnnego lekko zamykając drzwi. Jej chłopak stał w korytarzy i
patrzył na nią pytająco.
-Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takiej rozsypce. Niech szlag trafi tego całego Aleksa.
Nie zrobiłbyś mi nigdy czegoś takiego prawda?- w jej głosie dało się wyczuć strach.
Odgarnął blond włosy z niebieskich oczu i podszedł do niej.
-Nigdy nie pomyślałbym o innej. Mam nadzieje, że ty także nie okłamałabyś mnie-
objął ją mocno jakby bojąc się, że zaraz mu się wymknie.
Obudziły mnie jakieś głosy. To była Olka i… nie wierze, moja matka.
Zerwałam się z sofy i wybiegłam do przedpokoju.
-Masz czelność jeszcze się tutaj pokazywać?- obrazy wczorajszego koszmaru
wróciły.
-Posłuchaj Ewo… - była roztrzęsiona.
-Nie chce żadnych wyjaśnień…
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
-Aleks nie żyje!- przekrzyczała mnie, szlochając.
Roześmiałam się głośno.
-Czy to jakaś sztuczka?
-Został skatowany pod waszą klatką. Zmarł na miejscu.
W moje serce wbił się sztylet. Spadałam w ciemną otchłań rozpaczy. Jak to
możliwe, przecież jeszcze wczoraj był… Byłabym skłonna mu wybaczyć byleby
okazało się, że jest to jakiś okrutny żart. Ale rzeczywistość bywa bolesna. Gdyby nie
Michał upadłabym.
Wiatr smagał moje zaróżowione policzki i szarpał bezlitośnie za włosy. Nie
przejmowałam się tym tylko wpatrywałam się tępo w brązowy lakier na trumnie.
Teraz w środku, we mnie nastała pustka. Czułam się jakby wszystkie moje narządy
po kolei zostały wyrwane, a bolące serce specjalnie zostawione dla torturowania
mnie. Jego ciało zaraz stanie się dla mnie nieosiągalne. Zostanie zakopany. To było
takie… straszne. Nie poczuć go już więcej. Łzy już nie chciały płynąc, ale czarne
myśli wciąż przesuwały się przez głowę. Patrzenie na jego ciało leżące bez ruchu w
trumnie było bolesne. Sine usta bez tego uśmiechu, gdy na mnie patrzył. Z matką nie
widziałam się tydzień i wcale nie zamierzałam składać jej wizyt, ale jego nie mogłam
zostawić. Może też, gdybym nie zostawiła go w mieszkaniu nie zostalibyśmy
rozdzieleni w taki sposób.
Każdy po kolei sypał garstkę ziemi do jego grobu. W końcu i ja podeszłam.
Przez moment przypatrywałam się trumnie, a następnie sięgnęłam po coś do
kieszeni. Był to pierścionek, który od niego dostałam, z małym szafirem. Błyszczał
się w szarym świetle poranku. Był dowodem naszej miłości, a teraz po prostu
przynosiłby ból. Popatrzyłam na niego i po prostu wrzuciłam go do grobu.
-Żegnaj.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.