Rozdział 14
By Dr.Sadist
PW. Stephanie
Otworzyłam oczy, ale widziałam tylko ciemność. Panoszyła się
wszędzie, gdziekolwiek bym nie spojrzała. Była przede mną, za mną
i obok mnie. Nie miałam najmniejszego pojęcia gdzie jestem. Grunt
to, to, że jak się wydostanę będę wiedziała już co nieco o tym facecie.
Tak zwanym wampirze. Szkoda tylko, że nie widziałam dokąd
dokładnie mnie zabrał. O ile pamiętam to walnął moją głową o
ogrodzenie, które otaczało dom strachów, a więc jednak miałam
racje, co do tezy, że on ukrywa się gdzieś w lunaparku. Gdy już
wyjdę mogę ich tu zaprowadzić. Może trzyma tu także innych.
Cokolwiek to „tu” miałoby znaczyć.
Moje ręce krępowały więzy, z których nie mogłam się
oswobodzić. Bezsilnie opadłam, opierając się o coś plecami, co
zapewne było ścianą. Zimny beton, na którym się siedziałam
przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Wyczuwało się tu zapach
stęchlizny i ziemi.
W tej chwilowej ciszy, gdy uspokoiłam swój szybki oddech i
rozszalały puls dało się słyszeć odległy plusk wody i ku mojemu
przerażeniu cichy pisk szczurów. No tak. Siedzę nie wiadomo gdzie,
jak długo, a ja się przejmuję głupimi szczurami. Coś prześlizgnęło mi
się obok stopy, a ja krzyknęłam jakby to miało jakoś pomóc. Miałam
nadzieje, że moja bransoletka, którą dostałam na urodziny od mamy
nie została tam nieodnaleziona. Była dla mnie naprawdę cenna.
Żeby Leo wpadł na pomysł gdzie mnie szukać, nawet gdy ja
nie wiedziałam tego tak dokładnie. Wtedy odważyłabym się mu
powiedzieć, że go kocham. Mogłabym mu to powtarzać wciąż, raz za
razem, bez przerwy. Teraz tak naprawdę nie wiedziałam, czy dam
radę wyjść stąd cało i dlatego przeklinałam siebie za to tchórzostwo.
Wiem, że gdy mówił o warunku chodziło o to, abym powiedziała mu
wprost co czuje.
Nagle pojawił się silny ból głowy, który na chwilę odebrał mi
oddech. Jak błysk pioruna naszła mnie jedna myśl. Co jeśli on mnie
gdzieś wywiózł? Nie sądzę by był tak głupi, żeby trzymać mnie na
terenie lunaparku. Może jest tu gdzieś także Susy. Może żywa, taka
myśl przeniknęła przez moją głową, ale wiedziałam, że życzyć sobie
tego to by było za dużo. Dobra, tylko nie popadać w panikę, dam
radę. W końcu nie na darmo nazywam się McGraw, żeby wymiękać.
Mimo wszystko w tych ciemnościach nabawiałam się coraz większej
klaustrofobii.
***
Julia zapamiętale obgryzała paznokcie, śledząc każdy ruch
wkurzonego Justina. Nałóg z młodszych lat powrócił. Siedzieli w
salonie, w domku Steph razem z policjantem, który rzekomo miał
pilnować ją przed kolejnym wybuchem Jussa.
-Wszystko się wali, wszystko się sypie- powiedział, gwałtownie
siadając obok niej.- Jasna cholera.
-Spokojniej- wysyczał gruby policjant, przez co czuła się bardziej
jak w sali odwiedzin w więzieniu.
-Boje się, że może już nie żyć- głos jej się załamał.
-Nawet tak nie mów. Wiesz, że chyba nie przeżyłbym kolejnej śmierci
bliskiej osoby. Wiecie, że jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu?-
objął ją bratersko ramieniem, choć wcale spokrewnieni nie byli.
-Co jeśli znajdziemy i jej ciało gdzieś pod naszymi drzwiami?- kilka
łez wymknęło się niepostrzeżenie i popłynęło po zaczerwienionym
policzku.
-Wypluj to słowo i nie waż się go powtarzać- nakazał lekko
podniesionym głosem.
Mimo, że było to najbardziej infantylną rzeczą jaką mogła
zrobić, wolała nie ryzykować i lekko splunęła za siebie. Zarobiła tym
krzywe spojrzenie policjanta.
-Ma pan fajki?- Czasem porażała ją jego bezpośredniość i brak
hamulców.
Mundurowy odpowiedział spojrzeniem pod tytułem „cholerny
kretyn”.
-Co prawda nie paliłem od trzech lat, ale czuje, że teraz muszę- wstał
z kanapy.-Idę po kiepy*
- rzucił na odchodnym.
-Ej! Chwileczkę chłopcze! Dostałem rozkaz pilnowania ciebie, więc…
-Ale panie władzo. Niech będzie pan człowiekiem- spojrzał na niego.
-Na pewno sam nie wyjdziesz- burknął, podnosząc się ciężko z
krzesła.
-Przecież chyba nie zostałem jeszcze aresztowany- Justin był
wyraźnie wkurzony, a Julia mu się nie dziwiła. Fakt. Nie powinien
się tak zachować w stosunku do Leonarda, ale działa pod wpływem
emocji. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła, bo Juss nie był złym
człowiekiem.
-Dobra, daj temu spokój- powiedziała zmęczonym głosem, Julia.
-Okay- niechętnie się zgodził.- Dopóki nie przyjdziemy masz tu
cały czas siedzieć i nie ruszyć się nawet o milimetr.
-Nawet do łazienki?- spytała.
-Dobra, przesadziłem, ale wiesz, że trzeba zachować ostrożność.
-Justin teren jest naszpikowany policją- lekko pokręciła głową.
W uszach już dzwoniła jej ironiczna odpowiedź Steph na durny
nakaz Jussa.
Jakże jej brakowało tej dziewczyn. Wszystkie trzy były jak
siostry. Miała nadzieje, że przynajmniej Stephanie jej nie opuści.
-Okay, może przesadzam, ale ostrożności nigdy za wiele- mruknął i
1 *Papierosy :D
skierował się do drzwi razem z policjantem.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi zrobiło się tak cicho i
nieprzyjemnie. Gdy Steph tu była często można było usłyszeć jak
sobie nuci pod nosem albo intensywnie wali w klawiaturę, zaszyta w
sypialni. Nie była pewna co ona piszę, ale raz nim spłoszona
zamknęła laptopa udało jej się dojrzeć kawałek tekstu, który treścią
przypominał książkę.
Zastanawiała się gdzie też ten świr mógł ją zabrać. I nagle
wyobraziła ją sobie bladą, zimną na betonowej podłodze z
wypalonym „D” na skroni, całą we krwi. Mimo upału jej ciałem
wstrząsnął dreszcz, a na rękach pojawiła się gęsia skórka. W tym
momencie już nie mogła wytrzymać sama w tych czterech ścianach.
Cisza wydawała się coraz głośniejsza. Była nieznośna. Kierowana
nagłym impulsem wstała szybko z kanapy i wyszła z domku.
Zachodzące słońce raziło ją w oczy, które piekły. Gdy dobiegła
na miejsce, zapukała cicho. I nic. Żadnego odzewu. Nacisnęła klamkę
i wsunęła się do środka.
-Marco?- spytała niepewnie, ale wchodząc do salonu
zorientowała się dlaczego nie otworzył.
***
Głęboko zaciągnęłam się zapachem stęchlizny po czym
odkaszlnęłam dwa razy. Czułam się źle nie mogąc do nikogo się
odezwać i w dodatku, dopiero teraz, naszedł mnie strach przed
zgniciem tu. Wcześniej nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogliby
mnie nie znaleźć, a teraz już nasuwało mi się to, że mogę tu już
zostać do śmierci. Ciekawe czy tak czuła się Susy? Ogarnęło mnie
poczucie winy, przez to, że nie szukałam jej dobrze, że pozwoliłam jej
doznać tylu złych uczuć.
Gdzieś w oddali coś skrzypnęło, jakby drzwi. W tym momencie
napięły się wszystkie mięśnie. Choć chciałam krzyknąć to się nie
odważyłam, bo zamiast ratunku to mogła być moja zguba.
Słyszałam ciężkie kroki, ale przez echo nie mogłam dokładnie
sprecyzować w pierwszym momencie, czy się oddalają czy wręcz
przeciwnie. Moje serce biło jak oszalałe. Odetchnęłam głośno, gdy
byłam pewna, że na pewno nie zbliża się do mnie. Nie mogę tak
siedzieć bezczynnie, muszę coś zrobić. Podźwignęłam się na kolana
ciężko przy tym sapiąc. Próbowałam przełożyć ręce tak, aby znalazły
się z przodu ciała. Zrobiłam to z ledwością. Wyszedł teraz mój brak
ruchu. Nie obyło się bez bolesnego upadku, przy którym starłam
palec do żywej skóry.
Teraz tylko muszę to jakoś przeciąć, ale nie spodziewałam się,
że będzie łatwo, bo lina była naprawdę gruba. Mimo to powoli
zmierzając, mam nadzieje w kierunku wyjścia, starałam się przeciąć
ją o coś belko podobnego , co było umieszczane co kilka kroków.
Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest przypadkiem jakiś
tunel, ale wyrzuciłam to z głowy, bo to oznaczało, że zdecydowanie
trudniej będzie stąd wyjść.
Powoli przesuwając rękami po nierównej ścianie przesuwałam
się przed siebie, raz za razem się potykając, czy upadając. Przez to
byłam cała obolała.
Zamarłam. Gdzieś w przede mną skrzypnęły drzwi.
Przyległam mocno do ściany, a serce mało co nie wyskoczyło mi z
piersi, jednocześnie z podekscytowania i ze strachu. Byłam coraz
bliżej. Ta myśl całkiem przyćmiła strach. Pobiegłam bez opamiętania
w tym kierunku skąd dobiegł ten dźwięk. Nie obyło się oczywiście
bez upadku, ale to się nie liczyło kiedy pojawił się cień szansy na
wydostanie się.
Gdy wyczułam pod palcami zimny metal, a następnie
chropowatą klamkę, byłam przeszczęśliwa. Szybko je otworzyłam
niezastanawiająca się długo i od razu o coś się potknęłam, co nie było
nowością. Boleśnie stłukłam sobie tym razem plecy. Przekręciłam się
z jękiem, otwierając oczy. Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk. W
szoku zorientowałam się, że wydobył się on z moich ust.
***
Julia właśnie patrzyła jak zakuwają jej chłopaka w kajdanki.
-Co się dzieje?- spytała z paniką.
-Julia, myślą, że to ja ich wszystkich zabiłem oraz, że porwałem
Steph…
-Ale to nie jest prawda?- spytała. Choć wierzyła w swojego
chłopaka, w tej sytuacji napadły ją wątpliwości.
-Kochanie? Chyba mnie nie podejrzewasz?- Policjanci szarpnęli go
by ruszył w kierunku wyjścia.
-Przepraszam- powiedziała z winą w głosie.
Patrzył na nią dotąd, aż wyszedł z domu. Jedyna osoba, która
mogła ją pocieszyć właśnie została wyprowadzona przez policję, a
ona poczuła się opuszczona i ociężała. Obsunęła się na podłogę i
zaczęła płakać. Nie wie ile tak siedziała, ale chyba długo, bo
wypuścili Leonarda z przesłuchania, a wiadomo było, że komisarz
prowadzący tę sprawę jest bardzo dokładny.
-Julia? Dlaczego tu siedzisz? Gdzie Justin?- Był zmęczony. Mówiły
o tym sińce pod jego oczami oraz słaby głos.
-Nie wiem-pociągnęła nosem.- Nie chce mi się żyć. Wolę się sama
wykończyć zanim on mnie dopadnie- wybełkotała.
-Nikt cię nie dopadnie. Ja na to nie pozwolę, policja na to nie pozwoli
i… Justin na to nie pozwoli- podniósł ją i posadził na kanapie.
-Ach tak?! A teraz ze Steph to co? Przecież też byś nie pozwolił, aby
coś jej się stało, a nie ma jej tu z nami. Tak samo Lucas, czy Susy.-Była
rozgoryczona.
***
Postać niezauważona wsunęła się na teren lunaparku. Mimo, że
był naszpikowany glinami to żaden z tych tępych policjantów go nie
zauważył. Postać w czarnym płaszczu ruszyła w kierunku
najbezpieczniejszego miejsca jakim w tej chwili był dom strachów.
Gdy już znalazł się w środku mógł spokojnie pomyśleć nad dalszym
planem działania. Podniecała go sama myśl o tym, że czarnowłosa
siedzi teraz sama w tym zatęchłym miejscu i czeka na swoją
egzekucje. Teraz on był jej panem. Dziś w nocy przyjdzie do niej,
patrząc jak będzie go błagała, czy krzyczała na niego. On będzie
czerpał z tego największą satysfakcję. Trochę ją po maltretuje, ale
tylko przez chwilę by była przytomna oraz sprawna podczas ich
stosunku. Tylko co zrobić, aby jej kochaś to widział?
Postać przechadzała się po ciemnym pomieszczeniu,
intensywnie myśląc nad tym szkopułem. Może zostawiłby mu jakieś
nagranie kiedy tak pięknie ją wykorzystywał. Przecież chciał widzieć
jego uroczą minę przepełnioną bólem. Taką jak wtedy, gdy szukał tej
dziewczyny. Mógłby ją oglądać w nieskończoność. Może sobie ją
nagra?
Ten rok na pewno był jednym z najlepszych. Były duże zbiory.
Zaśmiał się chrapliwie, zanosząc się kaszlem. Czyżby jego bogini,
którą niedawno odkrył, opuściła go? Przecież miał stać się
wampirem, a jest na razie strasznie słaby. Miał nadzieje, że to się
zmieni po zabiciu ich wszystkich oraz skosztowaniu po kropli
szkarłatnego płynu z ich organizmów. Lada moment wcieli swój plan
w życie i te policyjne pchły nie będą już mu wadzić. Zajmie się tym
skutecznie, ale bez jakichkolwiek podejrzeń, śladów. Nagle
zapragnął zobaczyć jak się ma jego słodziutki kąsek. Postanowił
zaraz do niej pójść, ale najpierw popatrzył przez okno na rozgardiasz
na dole.
***
-O mój Boże, o mój Boże- powtarzałam jak mantrę, która ma mnie
pocieszyć.
Patrzyły na mnie dwie czarne dziury. Na pewno były tam
kiedyś oczy. W całym pokoju śmierdziało rozkładem, a mnie zbierało
się na wymioty. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. To
wywołało u mnie potworny szok.
Obróciłam się i szybko podniosłam na klęczki. Doznałam
kolejnego szoku. Nie wiem jak było to możliwe, ale był jeszcze
większy od poprzedniego. Robiło mi się na zmianę zimno oraz
gorąco, a na rękach wystąpiła gęsia skórka.
Pokój nie był duży, jednak wystarczył by pomieścić tu dziewięć
trupów, a w tym rozpoznałam moją kochaną Susy. Reszta to były
trzy kobiety i pięciu mężczyzn.
Wybuchłam głośnym płaczem, zakrywając bladymi rękami
twarz. Jednak nadal nie mogłam oderwać oczu od jej ciała. Widać
było już działanie powietrza na jej martwym ciele. Co on tu narobił?
Jak można pozwolić na to, aby ktoś taki chodził po Ziemi?
Powoli zaczęłam się stąd wycofywać, gdy nagle napadła mnie
myśl, że nie mogę tu tak zostawić Susy oraz reszty. Zasługują na
pogrzeb zgodny z ich wiarą. Jednak nie odważyłabym się żadnego z
nich dotknąć. Nie tylko dlatego, że to było upiorne, ale też dlatego, że
bałam się o uszkodzene ciał, mimo że zwłoki były w fatalnym stanie.
Popatrzyłam na metalowe drzwi do tego pomieszczenia. Miały
ostre krawędzie, które mogły się przydać do przetarcia, a może
nawet przecięcia lin.
Tarłam nimi dotąd, aż puściły.
***
Julia powoli zaczęła się uspokajać. Było to równoznaczne z
popadaniem w letarg. Leżała na kanapie Marcusa, bezruchu. Jakże
Leonard jej zazdrościł. On sam był na skraju wytrzymałości, a ona
była taka spokojna, przynajmniej z zewnątrz. Wziął ją na ręce,
wyszedł z domu i ruszył w kierunku ich kwatery. Nieubłaganie
leciały godziny, a żadnych postępów w odnalezieniu Stephanie.
Może nie spodziewał się, że pstryknie palcem, a policja będzie stała z
nią w bramie, ale strasznie się niepokoił. Niepokoił to jednak nie było
właściwe słowo. Wychodził z siebie ze zmartwienia.
Bał się, że może po drodze spotkać Justina. Co mu wtedy
powie? Co on zrobi? Czy już mu przeszło? Może jego słowa nie były
tak bezsensowne? Może miał trochę racji? Może co do Lucasa miał
racje. Jakoś nie docierała do niego śmierć kolejnego przyjaciela. Teraz
wiedział, że to wszystko dzieje się naprawdę. Popatrzył na śpiącą
twarz Juli. Nawet teraz zdobił ją grymas, który zupełnie nie pasował
do tej zawsze pogodnej oraz uśmiechniętej kobiety.
Wszedł do jej domku, nie zamykając drzwi. Położył ją na
kanapie.
-No proszę- zaskoczony, odwrócił się. W drzwiach stał Juss.- Nie
szukasz już Steph? A może jednak nie jest już tak ważna, co? Może najlepiej
jest ratować swój tyłek?
Leo nie wiedział co go napadło, ale nabrał ochoty przywalenia
mu.
-Nie prowokuj mnie, Justin. Wiesz, że tak nie jest- syknął,
wkurzony. Na twarzy wystąpił mu rumieniec.
Spuścił na chwilę głowę, gdy ją podniósł na twarzy miał lekkie
poczucie winy.
-Dobra, stary. Myślę, że teraz chcemy tego samego. Znaleźć Stephanie
i nie pozwolić jemu nikogo z nas skrzywdzić.
-Tak-powiedział tylko, zerkając w kierunku śpiącej Juli.
*
Gdy Julia się przebudziła, słońce już zaszło za horyzont. Na
fotelu spał Justin z pilotem w ręku. Wstała i wyjrzała przez okno w
drzwiach. Na blasze młyna odbijały się niebieskie światła. Wyszła
przed domki, aby zobaczyć o co chodzi.
Przed bramą stała policja, która wysadzała Marcusa. Julia
podbiegła do niego. Pocałowała go mocno i zapamiętale.
-Jak dobrze, że cię wypuścili- jęknęła, gdy już się od niego
oderwała.
-Nie mają dostatecznych dowodów. Martwiłem się, że mnie
podejrzewasz, a wiesz, że tego bym nie przeżył- przytulił ją mocno.
-Julia Chan? Chcemy z panią porozmawiać- przerwał im gruby
głos.