Chodź, opowiem ci o piekle
Maciej Stańczyk / Onet.pl
Ta historia brzmi jak gotowy scenariusz filmowy. Trochę jak "Tato" z Bo-
gusławem Lindą w głównej roli, który o swoją córeczkę musiał walczyć z
szalejącą żoną, teściową, sądem, całym nieprzychylnym mu światem. Ale
to nie jest film, nie ma Lindy. Jest Darek, informatyk z Katowic. Jest jego
syn, agresywna żona, bijatyki, porwania, oskarżenia o molestowanie sek-
sualne. Są sąsiedzi wzywający policję i jest policja, bezradnie przyglądają-
ca się rodzinnej tragedii. Jest wreszcie sąd, który przez pięć lat pozwalał
na to, żeby domowe piekło rozpalało się każdego dnia.
- To idealna para - mówili jedni. - Pasują do siebie jak ulał, pięknie razem
wyglądają - dodawali drudzy. On przystojny, postawny, dobrze zbudowa-
ny. Ona wysoka, szczupła, piękna. Rzeczywiście idealna para, która mogła
się podobać, która była dla siebie wprost stworzona. - Tacy wpatrzeni w
siebie, tacy zakochani, świata poza sobą nie widzą. Musi im się udać -
mówili ludzie.
Ślub był piękny, marzenia jeszcze piękniejsze. O kochającej rodzinie, do-
mowej atmosferze, dzieciach, miłości do zamknięcia oczu. Jednym słowem
o szczęściu. Życie pokazało, że to głównie jego marzenia. Ona nie potrafiła
tak marzyć, może nie chciała. - Pogubiła się - mówi on.
Darek cały czas mówi on, ona. Jakby stał z boku, jakby opowiadał zasły-
szaną gdzieś historię. O innej pięknej parze, o innym zduszonym życiem
mężczyźnie. A przecież to jego historia, jego życie, jego piekło, choć tak
rzadko w tej opowieści pojawia się słowo "ja".
Dom? Drażni, to przecież normalne.
Był więc ślub, były marzenia. Najprędzej spełnione to o dzieciach, bo na
świat szybko przyszedł Tomek. Zdrowy chłopak, duma dla ojca. On rze-
czywiście pęka z dumy, stara się dbać o rodzinę. Pracuje, gotuje, przewi-
ja, przytula, kładzie do snu. - Przykładny ojciec - mówią ludzie. Ona ina-
czej. O dzieciaka jeszcze dba, ale dom już ją dusi, drażni. Ucieka, jak tyl-
ko Tomek zmruży oczy. Do koleżanek, na piwo. Raz, drugi, dziesiąty. Co-
raz częściej. Za często.
W domu nie może usiedzieć, chodzi cała w nerwach, podminowana jakaś,
podenerwowana, niezadowolona z byle powodu, właściwie to bez powodu.
Wystarczy iskra, byle co, żeby wybuchła. I wybucha, za każdym razem
głośniej, agresywniej i mocniej.
Ona krzyczy, Tomek płacze, on uspokaja. Później już spokój, później emo-
cje opadają, domowe ciśnienie wraca do normy. Wtedy on zaczyna zada-
wać pytania. Pierwsze banalne - dlaczego? Ona odpowiada, zawsze tak
samo zdziwiona tym, że on w ogóle pyta, że nie wie, że przecież to nor-
malne, że ludzie się kłócą, że w każdym małżeństwie zdarzają się awantu-
ry, że nie ma z czego robić afery. Ona temat ucina, on go nie drąży. Wie-
rzy, że wszystko się ułoży. Nie. Raczej zaczyna wierzyć, że właśnie ma być
tak, jak mówi ona. Ostro, na ostrzu noża. Mimo, że przecież marzył zupeł-
nie o innym życiu, innym domu.
Tymczasem do jego domu wciąż wracają nerwy. Jak bumerang, jak zły
omen. Wraca krzyk, wracają awantury. Pojawiają się wyzwiska, przekleń-
stwa. Słowa w jej ustach są coraz ostrzejsze, coraz bardziej brudne. Ona
widzi, że dzięki nim zyskuje przewagę, więc poszerza repertuar. Nakręca
się.
- A ja nie wiedziałem, jak ją powstrzymać, nie wyczuwałem narastającego
konfliktu. On nadchodził wolnym krokiem - przyznaje Darek.
Bijatyka? Nic się nie stało
Wolnym krokiem wracali ze spaceru. Ona już podenerwowana, już szuka-
jąca pretekstu. W końcu go znalazła. Chce się przeprowadzić, bo ta okolica
ją przytłacza, nie podoba jej się, to nie jest jej pałac z bajki. Nie chce już
tu dłużej mieszkać. Od zaraz, prawie od teraz. On próbuje coś mówić,
tłumaczyć, ale ona już nie słucha, już krzyczy. Ludzie zatrzymują się na
ulicy. Patrzą na tą pięknie fasadową parę, głowy odwracają, bo taka awan-
tura zawsze przyciąga oczy gapiów. Ona na to już nie zwraca uwagi. Albo
zwraca, tyle, że zachowuje się tak, jakby publiczność dodawała jej siły.
Silna jest też w domu. Za progiem, tylko się drzwi zamknęły, uderzyła.
Pierwszy raz. I nic się nie stało. On nie oddał. Ona poczuła się bezkarna.
Teraz film przyśpiesza. Ona już nie ma bariery. Kłótnie o nic szybko prze-
radzają się w bijatyki. Bije ona, najczęściej po głowie. I drapie, po twarzy,
po szyi. Kiedy on broni się, łapie ją za nadgarstki, wtedy ona pluje, kopie,
wyzywa. Ma władzę. On w jej oczach zaczyna dostrzegać zadowolenie,
kiedy ona może zademonstrować swoją siłę, swoją dominację. Sam się
wstydzi. Tomek ma trzy lata.
- I w tym wszystkim są twoje marzenia, twoje zasady wyssane z mlekiem
matki, że jak żona to tylko jedna, do śmierci, że dziecko musi mieć oboje
rodziców, pełną rodzinę. Tomek fatalnie znosił tą sytuację w domu. Poja-
wiły się tiki nerwowe, w przedszkolu zachowywał się jakby miał ADHD. Nie
do opanowania. Kiedyś powiedział, że ma dość matki. A ja myślałem, że
dla dobra dziecka wytrzymam to piekło. Miała mnie w kleszczach - wspo-
mina Darek.
Molestowanie seksualne? Można wymyśleć
On kładzie dziecko do łóżka. Tomek zasypia, a on już myśli, już się boi, bo
zaraz wróci ona. Wraca. Silna. Wypiła z koleżankami po dwa piwa. Szale-
je. On chce wyjść z domu. Tomek budzi się, płacze, włazi mu na ręce. Ona
szarpie, on wychodzi. Właściwie to nie wychodzi, a ucieka. Raz nawet w
samych skarpetkach z dzieckiem na rękach. Ona za nim. Bijatyka i szar-
panina przenosi się na podwórko.
Policja. Odważył się, przełamał wstyd i zadzwonił. Przyjechali i odjechali.
Spisali protokół, doradzili iść do sądu i już ich nie było. Ona czuła, że to
woda na jej młyn, więc on obrywał. Kolega z pracy widział siniaki, zadra-
pania. Nie wytrzymał. Powiedział co myśli, powiedział, że tak nie można
żyć, że to droga donikąd. Wyrwał go z ogłupiałego stanu. Zrobił więc ob-
dukcję. Pierwszą, potem kolejne. W pracy wszyscy i tak wiedzieli, że ona
go bije. Ona nie pracowała, bo jest bezrobocie.
Policja zagląda coraz częściej. Już nawet nie on dzwoni, już dzwonią są-
siedzi. Raz przyjechali, gdy ona była jeszcze na obrotach. Zabrali ją na
komisariat. Zeznała, że on molestuje seksualnie Tomka, a ona nie biła,
tylko zastawiała dziecko własną piersią, broniła je. Ją wypuścili do domu,
jemu założyli sprawę karną o pedofilię. Szybko umorzyli, bo dowodów nie
było. Nie mogło być, bo ona wszystko zmyśliła.
Dziecko? Można porwać
Piekło tli się swoim żarem. Scenariusz filmu nie zmienia się ani na jotę. W
końcu on pęka. Ucieka. Wynajmuje mieszkanie w sąsiednim mieście. Dla
siebie i dla Tomka, bo ucieka z synem.
Ale on musi pracować, zarobić na siebie i na syna. Na opiekunkę go nie
stać, dziecko wozi do dziadków. Ona rozszyfrowała intrygę. Wynajęła
trzech zbirów, z dziadkiem poradzili sobie szybko. Wpadli do domu, senio-
ra obezwładnili, Tomka zabrali do niej. On skruszony musiał przeprosić i
wrócić do domu. Przeprosił. Wrócił. Piekło tli się swoim żarem.
On znów pęka. Już nie ucieka. Idzie do adwokata. Dokładnie do pani ad-
wokat. Wnosi sprawę o rozwód. Gdy ona się o tym dowiaduje, wypowiada
mu wojnę. Znów donosi o molestowaniu seksualnym Tomka, znęcaniu się
psychicznym i fizycznym. Wytacza mu w sumie pięć spraw karnych. Pro-
kuratura wszystkie umarza, znów z braku dowodów, bo ona znów wszyst-
ko zmyśliła.
Ona nie daje jednak za wygraną. Coraz bardziej rozpala domowe piekło.
On wszystko nagrywał. Jak bez końca obrzucała brudnym słowem całą je-
go rodzinę. On chce wyprowadzić się z domu.
- Wtedy przegra pan walkę o syna - odradza adwokatka.
Tomek ma wtedy pięć lat. On zostaje. Dla syna. Piekło już się nie tli. Już
płonie.
Rozwód? Może za pięć lat
Sąd. Kurator. Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny. Tomek
wszędzie mówi, że chce być z tatą. W ośrodku rodzinnym wydają opinię,
że chłopak w domu nie ma warunków do prawidłowego rozwoju, ale, że
nie rozumie jeszcze co to jest rozwód. Opinia ośrodka: nie pozwolić rodzi-
com na rozwód. Sędzia machinalnie chce oddalić jego pozew. Wtedy on
opowiada jak dzień przed rozprawą z synem na rękach i w samych skar-
petkach uciekał przed szalejącą żoną.
- Goniłam ich - przyznaje ona.
Później zeznaje jeszcze, że on bił ją po rękach, po nogach. Sąd: Sprawa
jednak będzie się toczyła.
Z szybkiego rozwodu jednak nici. Z opuszczenia domowego piekła też, bo
wyprowadzka z domu to dla niego wyrok oznaczający pożegnanie się z
marzeniami o opiece nad synem. Siedzą więc wszyscy w jednym mieszka-
niu, jak na beczce prochu.
Wreszcie postanowienie tymczasowe. Po trzech latach sądowych sporów
Tomek może zamieszkać z ojcem na okres trwania rozprawy. Kiedy roz-
prawa się skończy - nie wiadomo. Znów kuratorzy, znów opinie ośrodka
diagnostyczno-konsultacyjnego. Inny ośrodek, inne miasto, na szczęście
też inna opinia. Tomek powinien mieszkać z ojcem. Rozwód jest możliwy,
chłopak dorósł, wie co on oznacza. Po pięciu latach batalii sądowej - wy-
rok. Sąd pozwala na rozwód, dziecko ma mieszkać z ojcem. On nie może
jednak utrudniać Tomkowi kontaktów z matką.
Ona jeszcze walczy, jeszcze składa apelację. Kolejny wyrok: ma zwrócić
jemu koszty sądowe. Dziecko zostaje z nim. Uprawomocnienie natychmia-
stowe.
- Wygrałem i jestem szczęśliwy. Teraz mam nową żonkę, kochaną, ro-
dzinną, wspaniałą. Tomek mieszka z nami. W tym roku kończy naukę w
gimnazjum. Uczy się prawie na samych piątkach, po jego tikach i nerwo-
wym zachowaniu nie ma już ani śladu. Wszystko wyszło na prostą. Dziś
już wiem, że człowiek potrafi wiele wytrzymać, ale ważne jest do czego
dąży, jaki ma cel. Ja wreszcie mam rodzinę, o której zawsze marzyłem.
Wszyscy się kochamy - zapewnia Darek.
Tomek kocha też swoją matkę. Spotyka się z nią regularnie.
W 2009 roku zanotowano w Polsce rekordową liczbę rozwodów. Na roz-
stanie zdecydowało się blisko 72 tys. par. Większość z nich posiadała
wspólne dzieci i sądy rodzinne musiały orzec, z którym z rodziców po roz-
wodzie będzie mieszkało dziecko. Stowarzyszenia reprezentujące interesy
ojców szacują, że zaledwie 5 proc. mężczyzn zostaje prawnymi opiekuna-
mi. W Stanach Zjednoczonych średnio co piąta sprawa kończy się wyro-
kiem przyznającym ojcu opiekę nad dzieckiem.