NARÓD POLSKI I JEGO OJCZYZNA Jankowski

background image



Czesław Jankowski


NARÓD POLSKI I JEGO OJCZYZNA


Warszawa
1914



Nakład autora.
Druk L. Bogusławskiego, Świętokrzyska Nr. 11.



Jesteśmy, my Polacy, narodem liczącym 22 z okładem miljony „dusz" obojej
płci.
Liczebnością przewyższamy Hiszpanów (20 miljonów), Rumunów (l0 miljonów),
Węgrów
(9 miljonów), Holendrów (do 7 miljonów), Szwedów (5 1/2 miljona), Greków (5
miljonów). Naród włoski wykazać może na świecie całym tylko 35 miljony
mężczyzn
i kobiet; posiada przeto zaledwie o jedenaście miljonów „dusz" więcej niż
naród
polski.
Gdzież jest ojczyzna 22 - miljonowego narodu polskiego?
Gdy raz książę Gorczakow rozmawiając z pewną arystokratką naszą o sprawach
polskich, żachnął się zniecierpliwiony i rzekł:
— Przepraszam panią najmocniej, ale gdzież jest ta „Polska" wasza?
Usłyszał odpowiedź:
— Polska, ekscelencjo, jest wszędzie tam gdzie zabraniają mówić po polsku!


4

Był to śmiały frazes. Dosadnie trafiający w popowstaniowe repressje;
bardziej
jednak śmiały i lotny, niż ścisły.
Gdy w 1815 krystalizowała się pod napoleońskiem jarzmem idea zjednoczenia
się
Niemiec, rzucił Arndt w popularnym do dziś dnia wierszu patrjotycznym,
zapytanie:
Was ist des Deutschen Vaterland?
Ist's Preussenland? Ist's Schwabenland?
lst's wo der Sand der Dünen weht?
Ist's wo die Donau brausend geht?
Odpowiedź na pytanie Arndta dali Niemcy — w 1871 roku.
Gdzież jest atoli ojczyzna narodu polskiego, nieposiadającego ani skrawka
państwowego ogniska, jądra, „własnego kąta", narodu rozproszonego po
ogromnych
obszarach, chciałoby się rzec po świecie całym?
Odpowie wielu: „Ojczyzną naszą jest Polska etnograficzna!" Kto inny zawoła:
„Za
ojczyznę naszą uważać powinniśmy niezłomnie najrozleglejszy, jaki kiedy
istniał,
obszar państwowy byłej Rzeczypospolitej!" Jeszcze kto inny odezwie się: „W
sercach naszych jest ojczyzna nasza". Jeżeli zaś zadowolić się którąkolwiek
z
tych odpowiedzi i zagadnąć:
— A stolica ojczyzny naszej? Nazwijcie ją! Usłyszy się zewsząd wołania:
— Warszawal Warszawa!

5

background image


Warszawa?... A dlaczegóż nie — Kraków? Czy dlatego, że w Warszawie zstąpił
z
tronu ostatni król b. Rzeczypospolitej? A czyliż Kraków nie był stolicą
Polski
za najświetniejszych jej czasów? Jaśniejsze o wiele, dostojniejsze i chyba
milsze nam wszystkim tradycje stołeczne niż warszawskie ma Kraków.
Ale zawieśmy na chwilę dyskusję i niejako z lotu ptaka rozejrzyjmy się
po...
rozproszeniu naszem.
Najgęściej zaludnia naród Polski t. zw. „ziemie polskie", dlatego zwane
ziemiami
polskiemi ponieważ na tych ziemiach znajdują się do dziś dnia „odwieczne"
siedziby Polaków.
Odwieczne? Od wieków — ilu? Znajdziemy przecie np. w granicach b. Wielkiego
Księstwa Litewskiego, na Wołyniu, na Podolu, na Ukrainie sporo siedzib do
dziś
dnia polskich a które gniazdami rodzinnemi Polaków były już w XVI, może
nawet w
XV stuleciu. Gdyby przeto samo istnienie w danej okolicy „odwiecznych"
siedzib
polskich czyniło eo ipso te okolice „ziemiami polskiemi", nie szukalibyśmy
„ziemi polskiej" jedynie i wyłącznie nad Gopłem lub nad Wisłą.
Okazuje się przeto, że nazwa "ziemia polska" przystoi tylko okolicy gdzie
Polacy
tworzą większość ludności.
Gdzie szukać mamy takich okolic? Oczy-

6

wiście, że w Polsce etnograficznej, nie zaś w Polsce historycznej.
Granice owej Polski etnograficznej (zasianej gęsto polskim ludem wiejskim,
o
przewadze ludności polskiej wogóle) łamane są, nieścisłe, niewyraźne. Jak
zresztą wszędzie granice etnograficzne. W każdym razie, na podsta wie
statystyki, uważamy za ziemie polskie:j Królestwo Polskie, W. Księstwo
Poznańskie, Za chodnią Galicją, Księstwo Cieszyńskie i regencję Opolską na
Śląsku pruskim gdzie Polacy stanowią od 75 do 54% ogółu ludności.
Po za granicami (jak się rzekło dość luźnemi) tych dzielnic znajdziemy
jeszcze
sporo narodu polskiego na obszarach b. historycznej Polski. Ale w Prusach
Zachodnich stanowimy, my Polacy, tylko już 35% ogółu ludności, w Prusach
wschodnich 16% a na Litwie i Rusi zaledwie 10%.
Na ostatek znajdziemy na zachodzie Państwa Niemieckiego, przedewszystkiem w
okręgach przemysłowych Westfalji, bez mała. pół miljona Polaków, oderwanych
zarówno od Polski etnograficznej jak historycznej. Zaś za oceanem
Atlantyckim
przebywa w Stanach Zjednoczonych do trzech, inni zapewniają, że do czterech
miljonów Polaków, emigrantów, a kolonje polskie w Ameryce południowej dały
przytułek do dwustu tysiącom wychodźców naszych. Po obszarach Rosji, aż do
Władywostoku, aż do

7

Turkiestanu rozproszyło się, jak utrzymują statystycy, z pół miljona
Polaków,
szukających tam zarobku, a do półtorasta tysięcy rodaków naszych przebywa
stale
po różnych krajach Europy.
Oto jakby wyglądała na mapie geograficznej świata garść, spora garść 22 -
miljonowego narodu polskiego: zda się, jak gdyby kto cisnął ogromną kroplę
polskiej esencji narodowej na trójkąt Poznań — Warszawa — Kraków, jakby na
tym
trójkącie zostało esencji najwięcej a reszta rozprysła się dokoła,
zwilżając

background image

tylko kapryśnie narodowością polską różne okoliczne terytorja. Zaś
pryśnięcie
wcale znaczne tej kropli padło, hen aż za ocean, na ziemie amerykańskich
Stanów
Zjednoczonych.
Rozprysły się tak po całym globie (tedy bardziej jeszcze niż naród polski)

inne narody, jak np. angielski, niemiecki, francuski, włoski, hiszpański,
portugalski. Wystarczy uprzytomnić sobie ilu Anglików przebywa w Indjach, w
Australji, po niezliczonych kolonjach Wielkiej Brytanji. Ale każdy z tych
narodów posiada własne jądro państwowe, jakby jakieś stałe, tradycyjne
ognisko
domowe. I to własne państwowe ognisko domowe stanowi dla każdego z tych
narodów:
ojczyznę. Spytać spotkanego gdziekolwiek na kuli ziemskiej Anglika: gdzie
twoja
ojczyzna? — natychmiast stuknie palcem w mapę geograficzną, gdzie
namalowana
jest ni-

8

kła ale wyraźna, całemu światu znana wyspa i — odpowiedź dana! Spytać
Niemca, —
uderzy palcem w sam środek Europy; spytać Włocha, — wskaże na pas ziemi,
wrzynający się z pod stoków Alp między dwa morza...
Jakże zachowa się wobec mapy geograficznej Polak, mający wskazać, gdzie
„leży"
jego ojczyzna?
Jeżeli spytamy o nią Polaka, spotkanego dajmy na to gdzieś w podróży,
gdzieś na
statku przepływającym Gibraltarską cieśninę lub w jakim wąwozie Himalajów
albo
Kordyljerów, to przedewszystkim śledźmy uważnie charakterystyczny kierunek
jego
palca uderzającego w mapę. Wahania się . tego kierunku będą nieznaczne, ale
bardzo znamienne. Jeżeli Polak, z którym rozmawiamy, będzie rodem z obrębu
Królestwa Polskiego, wskaże bez wahania, jako na ojczyznę swoją, na
Królestwo
Polskie, pilnując się bacznie aby uderzyć palcem jaknajbliżej — Warszawy.
Jeżeli
to będzie Polak, którego gniazdo rodzinne leży lub leżało kiedyś w
Poznańskiem,
to wskaże niechybnie na b. Wielkopolskę, wszelako celując tak, aby jego
palec
znalazł się bardzo niedaleko od granicy Królestwa Polskiego. Jeżeli mieć
będziemy przed sobą Polaka galicyjskiego, ręczyć można, że odruchowo uderzy
— w
Kraków; może tylko opamięta się po chwili i pośpieszy „poprawić się",
zakreślając na mapie kółko między Krako-

9

wem a Warszawą. Polak rodem z Litwy, w zależności od tego, czy grają w nim
silniej albo słabiej uczucia i idee zwane „wszechpolskimi", wskaże albo bez
wahania na Królestwo Polskie albo szeroko zakreśli granice „ojczyzny"
swojej
gdzieś po gubernjach wileńskiej, grodzieńskiej, witebskiej, mińskiej i
rzuci się
natychmiast tłumaczyć, że kraj to wprawdzie nie tak „polski" jak „inne" np.
pod
Warszawą i Krakowem, ale on, aczkolwiek z Litwy, jest jednak najczystszej
krwi
Polakiem,i za ojczyznę swoją uważa Polskę, której składową częścią niegdyś
i t.

background image

d. i t. d. Wystarczy zresztą poświęcić nieco uwagi zapisywaniu rodzinnego
kraju
lub ojczystej miejscowości na liście kąpielowej lub kuracjuszów przez
przebywających za granicą rodaków naszych z kresowych dzielnic b.
Rzeczypospolitej. Przybysz np. do Karlsbadu, Vichy lub Ostendy z pod
Poniewieża,
Witebska, Mińska, napisze w odpowiedniej rubryce: aus Litauen; inny z tych-
że
stron przybysz, rozumiejąc, iż owa „Lithuanie" lub owe „Litauen" nic zgoła
nie
mówią... zagranicy, napisze w rzeczonej rubryce odważnie: Pologne. Zaś inny
jeszcze, zastanowiwszy się, że przecie „Pologne" jest jeszcze mniej
geograficzną
nazwą niż „Lithuanie", a pragnąc jednak wyraźnie zaznaczyć swoją narodowość
polską, pomyśli chwilkę i obok swego nazwiska napisze... Varsovie. Jest
narodowości — warszawskiej! Pojęcie „oj-

10

czyzna Polaka" zbiegło się z pojęciem „Warszawa" — nietylko w rozumieniu
zagranicy. Warszawa jest dla wielu rodaków naszych jakby ekspozyturą na
eksport
— ojczyzny polskiej; jakby tej ojczyzny polskiej etykietą. Rozumieją, że
jeżeli
cudzoziemcowi powiedzą: „Z Warszawy jestem!", to ów cudzoziemiec
natychmiast
pojmie, że ma do czynienia z Polakiem. Lecz z takiego „załatwienia sprawy"
niech
się cieszy, komu uciecha wogóle z łatwością przychodzi. Niech się cieszy,
że
używamy „Warszawy" jako... surrogatu ojczyzny polskiej z musu, w
ostateczności,
jako umówionej konvenłionelle Lüge, dlatego, że faktyczna, realna,
zrozumiała
dla całego świata Ojczyzna polska — nie istnieje.
Ale bez ojczyzny żaden człowiek choćby najbardziej cywilizowany, choćby
wolny od
wszystkich „przesądów", choćby nie wiedzieć jak głośno zaklinający się, że
jest
„obywatelem świata" — żyć nie może. Jak bez powietrza. Niema potrzeby
tłumaczyć
co to jest ojczyzna i dlaczego każda istota ludzka, posiada ojczyznę,
choćby
nawet niewiedzieć jak rezolutnie „gwizdała" na własną ojczyznę i wypierała
się
jej.

Gdy na globie ziemskim ludzkość rozpadła się na społeczeństwa,
społeczeństwa te
po-

11

spieszyły zorganizować się w państwa. Kraje stały się państwami. Ojczyzny
poszczególnych narodów stały się samodzielnymi, samoistnymi państwami.
Przybył
ojczyźnie splendor państwowy; opromienił ją, uczynił zadość miłości własnej
narodu, którego ojczyzna stała się państwem. Dumnym stał się każdy naród z
tego,
że gmach jego ojczyzny posiada okazałe kształty państwowości.
Poprzywiązywały
się narody głęboko, serdecznie, namiętnie do państwowości własnych. Wrosło
w
ludzki intelekt i w ludzkie uczucia, że ojczyzna i państwo to jedno.
Zaczęto

background image

zgoła nie wyobrażać sobie ojczyzny, któraby państwem nie była. Z miłością
dla
kraju rodzinnego, dla ziemi z prochami praojców, dla powietrza,
owiewającego tę
ziemię, dla „najbliższych" istot zaludniających kraj rodzinny, zlało się
nierozerwalnie przywiązanie do wszystkich oznak i przywilejów
samodzielności
państwowej. Posiadanie własnego państwa stało się rzeczą tak drogocenną,
tak
nieodzowną dla zaspokojenia duchowej potrzeby człowieka, że pod jedną
państwowość poschraniały się tu i owdzie całemi stadami plemiona, szczepy,
ba,
narody, byleby wspólnemi siłami, jak dach nad głową, państwowość tę
utrzymać.
Dlatego, aby mieć do kochania „własne" państwo i szczycić się niem wobec
świata.
Takiem państwem, co zlało się w jedno z ojczyzną, stała się Francja dla tak
niepodob-

12

nych do siebie szczepów plemiennych jak np. bretończycy i prowansalczycy.
Takiem
państwem, wyniesionem do godności i świętości „ojczyzny" jest
wieloplemienna
Austrja, będąca państwem-ojczyzną nietylko Habsburgów. Zlały się w jedno:
państwo i ojczyzna w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, gdzie wszyscy
współobywatele gotowi są bronić do ostatniej kropli krwi gwiaździstego
sztandaru.
Taką Arką przymierza miłości ojczyzny i politycznego patrjotyzmu była dla
narodu
polskiego, to jest dla wszystkich wyznawców narodowości polskiej:
historyczna
Polska państwowa. W miłości dla niej, w nieodróżnianiu państwa od ojczyzny
jednoczyli się, jak wyraziliśmy się: wszyscy wyznawcy narodowości polskiej.
Można bowiem niebyć z pochodzenia Polakiem, ale z wolnego wyboru i
dobrowolnego
„samookreślenia" wyznawać narodowość polską. Takim był kniaź ruski
Konstanty
Ostrogski, kasztelan wileński, bohater z pod Orszy i zdobywca Pskowa; takim
był,
białorusin z dziada pradziada, Jan Karol Chodkiewicz, hetman wielki
litewski, co
pod Kircholmem okrywając Polskę nieśmiertelną sławą wojenną, wydawał
rozkazy,
Bogu dzięki składał i klął — po białorusku; takim był, niepolskiego
pochodzenia
twórca arcydzieła — literatury polskiej; takim był, gente gallus natione
polonus, wielki Cho-

13

pin, co na szczytach Helikonu genjalny dał wyraz tragizmowi — Polski.
Gdy zaś państwa polskiego niestało, gdy rozpadł się w gruzy ów wielki
niejako
ołtarz, na którym adorowano Ojczyznę, natenczas patrjotyzm polityczny
polski
trzykroć jeszcze wybuchał w ciągu kilkudziesięciu lat porozbiorowych a zaś
patrjotyzm polski, aby się tak wyrazić, wyłącznie uczuciowy, przeniknięty
wyłącznie przywiązaniem do stron rodzinnych bez względu na to, czyją one
urzędową własność stanowią, innemi jeszcze słowy, polska miłość ojczyzny w
utarłem rozumieniu, nie rozróżniającem odcieni — rozprysła się. Rozprysła
się na
patrjotyzmy lokalne; na poszczególne, jak się wyrażają Francuzi, amours da
clocher. Ojczyzna polska jakby oderwała się od ziemi, uniosła się i
zawisła,

background image

hen, tam, gdzieś w górze jak złota z relikwiami trumna. Stała się:
świętością,
ideałem, symbolem, słońcem, „Chrystusem narodów", ideą, czemś niezmiernie
pięknem, cudownem, ale transcedentalnem. Natomiast serce, ludzkie, proste,
jak
je Pan Bóg stworzył, serce człowiecze, potrzebujące lgnąć bezpośrednio,
nieustannie do tego, co ukochało, przypadło z całą gorącością miłości
ojczyzny
do tych właśnie porozrzucanych po całym obszarze b. Polski historycznej:
wieżyczek kościołkowych, które nie dla jednych tylko Francuzów są
najbliższą
metą ojczyźnianego patrjotyzmu.

14

I po upadku b. Rzeczypospolitej, obok polskiego patrjotyzmu politycznego,
porozpłomieniały się patrjotyzmy lokalne. Wielki herold, jeżeli nie twórca
najszaleńszego, jaki istniał kiedy na świecie, romantyczno - mesjanicznego
patriotyzmu politycznego polskiego, Mickiewicz, gdy go na wygnaniu zmogła
nieopisana tęsknota — nie za ojczyzną państwową ale za krajem rodzinnym, za
ziemią pagórków leśnych i łąk zielonych, zawołał wielkim głosem: „Litwo,
ojczyzno moja!" Cały świat historyczno-psychologicznych przyczyn i skutków
leży
w tem Mickiewiczowskiem z roku 1836 „Litwo, ojczyzno moja!" a nie: „Polsko,
ojczyzno moja!" (Mickiewicz, rzecz prosta, zgodnie z ówczesnemi, utartemi
wyobrażeniami, użył nazwy kraju historycznej, tradycyjnej, nie zaś nazwy
etnograficznej, weszłej dziś w użycie, narzuconej przez ruch litewski i
ruch
białoruski).
A Syrokomla? Wszak jego: „Litwo moja ojczysta, ziemio moja święta!" wtórzy
wiernie inwokacji z „Pana Tadeusza". Wszak o Litwie (wciąż jeszcze używając
nazwy historycznej) mówi nieodmiennie i zawsze jak o „kraju rodzonym" i
szczyci
się, że jest „Litwinem". A od innych kresów b. Rzeczypospolitej wtórzy
Mickiewiczowi i Syrokomli — Bohdan Zaleski:
I mnie matka - Ukraina, I mnie matka swego syna Upowiła w pieśń u łona....

15

Tam zaś, za oceanem, na drugiej półkuli globu zaczyna budzić się wśród
setek
tysięcy wychodźców naszych: patrjotyzm lokalny... amerykański, wchłaniając
w
siebie niemało uczuć składowych „miłości ojczyzny". Oczywiście, że na
wielkim
ołtarzu dusz wychodźczych stół wciąż jeszcze „Stara ziemia", czyli
„idealna"
Polska — historyczna, na cześć której odświęcają się wielorakie
uroczystości i
obchody narodowe, ale ten kult jakby jaki mistyczny „kult przodków", staje
się
coraz bardziej jakby tylko dekoracją bytowania Polaków na amerykańskiej
ziemi,
do której przywiązanie rośnie w miarę przychodzenia tam na świat coraz
dalszych
wychodźczych pokoleń. Dla wielu, wielu rodaków naszych, co z Ameryki wrócić
do
Europy nie mogą lub nie chcą, „ojczyzną", do której tęsknią jeszcze lub
tęsknić
już przestali są: dawne ich, europejskie „rodzinne strony". Gdzież szukać
tych
„rodzinnych stron"? Raz w Królestwie, raz w Galicji, to znowuż w
Poznańskiem, na
Śląsku, na Żmudzi, stosownie do tego, skąd dany nasz wychodziec przybył do
Ameryki. Powoli zaś siedziby amerykańskie polskich wychodźczych rodzin,

background image

okraszone okazałem „obywatelstwem amerykańskiem", stają się Ojczyzną
naszych
zaoceanowych rodaków. Jeszcze z niczyich tam ust nie zerwała się, w
polskiej
mowie, inwokacja: „Ziemio Kolumba, ojczyzno moja !" — ale ona po wielu
duszach
błąka się

16

nie ujęta w słowa, jakby dźwięk słów miał być czemś „straszniejszem", niż
myśl,
jakby cofano się już tylko — przed słowami.
Gdzież więc jest wspólna, jedna i nieodmienna — dziś — ojczyzna. Polaków?
Każdy
gdzieindziej ją wskaże. Zwęziło się, skurczyło, rozumienie i odczuwanie
ojczyzny. Bezdomnym nie jest naród polski; nie jest też — jeszcze; „narodem
bez
ziemi". Ale już jest narodem — bez Ojczyzny.

Ciężka i niezmiernie skomplikowana walka o byt przypadła w udziale narodowi
polskiemu. Nie bronią nas żadne „przyrodzone granice", w rodzaju Alp,
Pirenejów,
mórz, pustynnych nie do przebycia przestrzeni. Tem mniej bronią nas
ostrokoły
fortec lub, stratagiczne linje wojsk, których sam widok respekt budzi.
Wszędzie
na świecie siedziby narodu naszego otwarte są na wszystkie strony — a
naciskane
są zewsząd.
Wszędzie z zawiścią spoglądają inne narodowości na nasz, tak już przecie
niepokaźny, stan posiadania, oraz na naszą, jaką taką jeszcze zdolność
zarabiania na chleb powszedni przy współczesnych wielolicznych warsztatach.
pracy, jak niemniej na naszą zdolność utrzymywania się bodaj przy
minimalnej
roli wśród społeczeństw cywilizowanych. Narodów nie łączy

17

żaden braterski sentyment; przeciwnie, radeby jeden drugiego utopić, jeżeli
nie
w szklance wody, to w pierwszem lepszem morzu; wszelako wielkie narody, nie
mogąc wzajemnie siebie pochłonąć, podtrzymują siebie wzajemnie — w pewnych
momentach historycznych, przy zbiegu pewnych okoliczności; wchodzą z sobą w
aljans, ustanawiają te lub owe „wspólne interesy" innym znowuż razem zdaje
się
im, całkiem szczerze, że istnienie danego narodu potrzebne jest dla
międzynarodowej „równowagi". Bywa też. że istnienie nawet mikroskopijnego
narodu
poczytywane jest za wręcz niezbędne dla... utrzymania in statu quo świętej
zgody
między potężnemi narodowemi zrzeszeniami, dlatego, , aby wyszedłszy z
„równowagi", nie rzuciły się siebie, wyrządzając sobie ciężką krzywdę,
ktorejby,
niestety, żadne zwycięztwa, żadne trofea i łupy, nie powetowały. Wszelako
co do
narodu polskiego, to od chwili rozbioru historycznej Polski, nie jest on
nikomu
na świecie — potrzebny. Przeciwnie, zdaje się wszystkim zawadzać. Zawadza
tembardziej, że nie zaliczyć narodu polskiego do narodów mikroskopijnych,
albo
do siedzących gdzieś, w jakimś kącie Europy, jak Portugalczycy lub Grecy.
Nie!
Naród polski, jak na domiar nieszczęścia, leży na jednym z pryncypalnych
placów
Europy; jakby u jednego z najgłówniejszych traktów publicznych.

background image


18

Leży... żyje... spożytkowuje dla własnych (słyszycie!) potrzeb wydajność
sporych, bardzo nawet sporych obszarów i pozuje na „obywatela"
cywilizowanego
świata! Nietylko zawadzający jest, niepotrzebny, „pasożytniczy", ale —
irytujący!
Wprawdzie Polacy nie mają cech plemiennych, tak ogólnie niemiłych, aby nie
wyrazić się: wstrętnych dla ludów aryjskich, jak •... Żydzi, ale zaczynają
być
równie, jak oni — zawadzający. Polacy też mieli „Palestynę" swoją; a
bynajmniej
nie gdzieś za morzami. A gdy zgruchotano ich własność państwową,
niezależną,
Polacy nie rozpryśli się na świat cały, jak Żydzi dżgnięci w palestyńskie
pra -
gniazdo, lecz próbowali pozostać w granicach odwiecznej „osiadłośći".
Aliści
zwolna jęli odrywać się od „ojczystego" gruntu... Zaczęli powoli szukać
szczęścia i chleba najpierw w szerokiem promieniu b. Rzeczypospolitej,
potem zaś
coraz dalej, dalej. Aż oto i świat niemal cały usiany został Polakami,
Mniejsza
jednak o te garście Polaków rozrzucone potrosze wszędzie i nie brużdżące,
przyznać trzeba, społeczeństwom i państwom, co schronienie im dały. Ale...
co
począć z jądrem polskiego narodu wciąż jeszcze tkwiącem między Bałtykiem a
Karpatami?
Kto wie, czy nie trudniejsza to sprawa, niż rozwiązanie (również między
Bałtykiem a Karpatami) kwestji... żydowskiej.

19

Co począć z Polakami?
Rzecz prosta, że trzem potężnym państwom, które dokonały rozbioru b.
Rzeczypospolitej i zagarnęły w granice swoje każde mniejszą lub większą
część
narodu polskiego, nasunęła się w odpowiedzi na to pytanie „najprostsza"
idea.
Stłumić wszelkie ewentualne wybuchy buntownicze, następnie zaś wynarodowić
i
wtopić bez śladu Polaków w naród z jednej strony rosyjski, z drugiej w
niemiecki. A jeżeli nie zechcą poddać się tej „ewolucji" mającej za sobą
zarówno
rację.,stanu, jak własne „dobro" Polaków, tedy opornych, tą lub ową metodą,
temi
lub owemi sposobami — wytępić. Ausrotten! jak brzmi odnośne przykazanie w
niemieckim programie politycznym.
Und bist du nicht willig, so brauch' ich Gewalt!
— jak po wyczerpaniu wszystkich pokus i obiecanek, grozi Erlkönig.

Wiele się mówi i pisze o niemożliwości wynarodowienia całego narodu
posiadającego zarówno przeszłość historyczną, jak własną kulturę. Pomimo
średniowiecznych auto - da - fe i nowoczesnych „pogromów", pomimo
najpomysłowszej oraz najrzyjemniejszej asymilacji, stosowanej umiejętnie, a
przyjmowanej, bywało, nawet

20

bardzo skwapliwie, czyliż przestali istnieć na świecie Bożym — Żydzi? Żydzi
pur
sang ze wszystkiemi właściwościami rasy i cech narodowych? Zostało ich
wielu,
nieskończenie wielu, powiedzmy śmiało: zostały całe tłumy. A czy
wynarodowiono i

background image

wytępiono naród czeski? Nie. Ścięty pień narodu czeskiego puścił — powielu,
wielu latach — świeże pędy i szumi dziś naród czeski, jak potężny bór.
Wprawdzie
gdzież dziś ślad Azteków, Jadźwingów lub Sasów z czasów Karola Wielkiego?
Ale
chybaż wolno zauważyć, że kompletne te zagłady stały się w czasach zgoła
innych
niż obecne, w innych zgoła warunkuch niż dzisiejsze, w atmosferze całkiem
innego
„ducha czasu", niż obecna.
Tedy idea załatwienia się z narodem polskim a la, Fernando Cortez lub Karol
Wielki, nie miała nigdy, nie ma i mieć nie będzie realnego gruntu pod sobą,
aczkolwiek wyznawców i orędowników dziś jeszcze jej nie braknie.
Zrozumiała niemożebność wynarodowienia Polaków Austrja. Może pod wpływem
silnych
wstrząśnień fizycznych i moralnych, doznanych pod Kaniggrätzem i Sadową?
Mniejsza. Dość, że zrozumiała. Może organizm państwowy monarchji Habsburgów
nie
mógł podołać ciężkiemu bądź co bądź zadaniu? Też mniejsza. Dość, że w
chwili
obecnej, a od dłuższego już czasu, nastawanie niemieckiego żywiołu na
żywioł
polski w granicach państwa Habsburgów — ustało.

21

Niech nas jednak zbytnie austrofilstwo nie zbija z tropu. W błyskawicy
choćby
tylko pamiętnego orędzia cesarza Franciszka Józefa do Rusinów w czerwcu
1912
roku, kto miał oczy do patrzenia, mógł aż nadto dobrze spostrzedz, jak
dalece
zależne jest stanowisko Polaków w Austrji od konjunktur politycznych
habsburskich.
„W roku 1908,— pisał niedawno w Słowie Polskiem poseł Zamorski — podczas
aneksji Bośni i Hercegowiny utrwalił się plan okrojenia rosyjskich
posiadłości w
ten sposób, że Prusy miały zająć Królestwo Polskie do linji rzeki Wisły z
Warszawą, jako miastem granicznem, według granic ostatniego rozbioru z roku
1795, a Austrja miała zabrać Podole, Bessarabję, dawne województwo
bracławskie i
oprzeć się o morze Czarne z Odessą, jako trzecim portem wielkim. Ustalony w
roku
1908 plan obowiązuje do dnia dzisiejszego".
Austryjacki ten plan musiał, rzecz prosta, prowadzić prostą drogą do
osypywania
oznakami osobliwej benewolencji — Rusinów. Trzebaż przecie skarbić
sympatję, ba!
miłość... przedniej straży moharchji Habsburgów, przedniej straży, co ma
nieść
żółto - czarny sztandar na — rosyjską Ukrainę!
Nastaje — albo nastać może — nowa orjentacja polityki austrjackiej. Da się
za
wygraną liczeniu' się z Polakami a do godności

22

benjaminków wyniesie się — Rusinów. Dla dogodzenia im, dla zjednania sobie
ich
serc i ich najgorliwszego udziału w ewentualnej wojnie z Rosją odda się im
na
niepodzielną własność, tak gorąco pożądaną — wschodnią Galicję. Całą! A
niech
tam sobie Polacy piszczą i protestują! Dość się ich nagłaskało. Teraz
przyszła
kolej na Rusinów. Gdy stali się potrzebniejszymi niż Polacy.

background image

W czerwcu 1912 poseł Zamorski wołał: „Nastała chwila przełomowa! Polacy
tracą
kredyt w monarchji Habsburgów!"
Chwila przełomowa — nie nastała; uspokoiły się wzburzone flukty; wojna
austrjacko -rosyjska, jak burzonośna chmura „przeciągnęła bokiem",
właściwie:
rozwiała się. Ale — jak się rzekło — w błysku tego, co mogło stać się w
1912
roku, ujrzeliśmy sporo... ewentualności, zagrażających wcale poważnie
naszemu
obecnemu wylęganiu się na różach w monarchji Habsburgów.
Dorzućmy też gorzkie doświadczenie, którego nie poskąpiło nam zwalenie na
Galicję wszystkich strat, które musiała pociągnąć za sobą bezplanowa,
nieopatrzna, idjotyczna mobilizacja, rzekomo „w przededniu" wojny z Rosją.
Niedawno, (w Świecie) skreślił redaktor Nowej Reformy Srokowski treściwy a
wręcz
przerażający obraz Galicji wyszłej z opałów „wojnyi bez wojny", rażonej na
dobitkę elementarnem

23

klęskami. Bankructwa i upadłości, gospodarstwo krajowe nad brzegiem ruiny,
redukowanie produkcji i pracy, skarb krajowy pusty, waśń narodowościowa
zaogniona... „Wojna bałkańska — pisał delegat instytutu Carnegiego prof.
Neurath
— wywołała daleko większe spustoszenia w Galicji niż w krajach bezpośrednio
wojną dotkniętych".
Oto na jaką ewentualność narazić mógł — w imię dobra... Habsburgów oraz
odwracając. klęski od innych państwa prowincji — oto na jaką ewentualność
mógł
„rząd opiekuńczy" austrjacki narazić znaczny odłam narodu naszego. Tak stoi
sprawa w Austrji. Jakże się nam w Niemczech powodzi? W Niemczech
zapamiętałe
zwalczanie wszelkiej „polskości" ma silne podłoże natury ekonomicznej.
Niemcy
wypierają Polaków z warsztatów wszelkiego zarobkowania i ze wszelkich
dochodowych placówek, nie dlatego, że znieść nie mogą widoku...
konfederatki,
lub że ich słuch nie znosi brzmienia mowy polskiej, tem mniej dlatego, że
obawiają się „separatyzmu" polskiego, jakichś „powstań", mających na celu
odbudowanie niezależnego państwa polskiego... nad Gopłem, u gniazda
legendowych
orłów białych — ale po prostu dlatego usiłują wszelkiemi sposobami wygnać
Polaków z ziemi b. Wielkopolskiej lub wytępić ich na tej ziemi, ponieważ im
samym, rdzennym Niemcom, cia-

24

sno już robi się niezmiernie w granicach Germanji. Ote toi que je m'y
mettel
Żywiołowe spychanie... brata w Chrystusie z zajmowanej przez niego piędzi
ziemi
dlatego, aby zająć jego miejsce.
W Rosji względy ekonomicznej natury, współzawodnictwo przemysłowe, oraz
przeludnienie nie grają prawie żadnej roli w obecnym, trwającym od stu lat
z
okładem wystawianiu polskich poddanych państwa na najdotkliwsze próby.
Niechęć
Rosjan do Polaków, dochodząca do nienawiści, jest, aby się tak wyrazić,
bardziej
natury moralnej niż jakiejkolwiek innej. Dusza rosyjska, urabiana przez
całe
stulecia całkiem inaczej niż dusza polska, nie może zrozumieć... o co
Polakom
chodzi. Draźni i wyprowadza Rosjan z siebie to, że ci, tacy słabi Polacy,
wiecznie rwą się do takiego powietrza, w którem zaklinają się, że byłoby im

background image

lekko i dobrze żyć, a na które Rosjanie — wzruszają ramionami. Stosunki
rosyjsko
- polskie są jednym łańcuchem nieporozumień. Wchodzi powtóre w grę niejako
atawistyczne współzawodnictwo Rosjan i Polaków o przodowanie, jeżeli nie o
panowanie na Wschodzie Europy. Rosjanie już przed wiekami odrzucili precz
Polaków od monarszego stolca, z którego (o czem wiedziały dobrze oba
narody)
panuje się lub będzie się panowało na całej wschodniej połaci kontynentu
europejskiego. Ale pozostały w du-

25

szy rosyjskiej: zaciętość, wrogość, podejrzliwość względem Polaków — do
siódmego
pokolenia. Niemogą Rosjanie zapomnieć Polakom, że z ich przyczyny o mało, o
mało
że nie wymknęła się im rola... którą obecnie grają. Psychologja narodów
jest
ogromnie podobna do psychologji jednostek ludzkich... Po trzecie, naród
rosyjski
czuje, że z bratem - słowianinem i współobywatelem nie postąpił jednak i
nie
postępuje — idealnie. I znowuż odruch usprawiedliwiony psychologicznie
popycha
go do zagłuszania w sobie tego głosu sumienia powoływaniem się z wielkim
patosem
na rację stanu. To trudno! Naród rosyjski właśnie tem zdobył sobie
stanowisko,
które w świecie dziś zajmuje, że postępował zawsze bezwzględnie, twardo,
nieubłaganie ze wszystkiemi czynnikami, które mogły wielkość i potęgę
narodu
rosyjskiego wzmocnić, a które tego uczynić nie chciały. Naród rosyjski
ujarzmił
przecie i zgniótł oligarchję własnych bojarów! Miałżeby nie dać sobie rady
z
prostym łupem swoim zdobytym jeżeli nie na ostrzu miecza to na ostrzu
dyplomacji, z takim łupem swoim jak Polacy? I naród rosyjski rozkłada ręce,
marszczy brwi i powiada braciom-współobywatelom: „Niemożemy inaczej! Musimy
was
ugiąć, skruszyć, uczynić z was garść mułu, którą wzmocnimy gmach naszego
wspaniałego państwa! To mus, to konieczność. Niech tylko poddamy się
wzruszeniu
i sentymentalnym

26

ideologiom — zginiemy! Zginiemy sami! Jakże chcecie, abyśmy dbali bardziej
o
skórę waszą niż o własną?"
Nie roztrząsajmy, czy racjonalne są te „konieczności" uczynienia z Polaków
w
granicach Państwa Rosyjskiego jakby biernych niewolników — panującego
narodu
rosyjskiego; czy dogmat o absolutnej spoistości państwa pod każdym
względem, o
zniwelowaniu w nim wszelkich różnic np. kulturalnych lub narodowościowych,
nie
jest przypadkiem — anachronizmem? Dość, że to, co dzieje się na widowni
stosunków rosyjsko - polskich, dzieje się w imię: nierozerwalności państwa,
zunifikowania wszelkich różnic kulturalnych, narodowościowych,
wyznaniowych, w
imię dogmatu o sile i potędze tylko takiego państwa, które taką fuzję,
takie
stopienie w retorcie swego życia wewnętrznego dokonało.
Nie potrącajmy o resztę przyczyn, wywołujących zmaganie się z sobą: nacisku

background image

rosyjskiego i polskiego oporu. A moglibyśmy wskazać na tych przyczyn całą
sieć
rozpiętą po społeczeństwie rosyjskiem i podżegającą w niem niewyczerpaną
nigdy
polskofobję.
Niemcy, naród spokojniejszy, wytrawniejszy i rozważniejszy niż naród
rosyjski,
nie myślą — pozbywać się Polaków, jako żywiołu społecznego bądź co bądź
wartościowego. Niemcy wytężają wszystkie siły, aby wchłonąć w siebie

27

żywioł polski, zasymilować go, wynarodowić i obrócić go w powolne narzędzie
potęgi... Germanji.
Sangwiniczny, niecierpliwy, zniechęcający się łatwo naród rosyjski, nie
wdrożony
do wysiłków planowych a na daleką metę, widząc, iż wynaradawianie i
asymilowanie
żywiołu polskiego idzie oporem, radby (w chwili rozdrażnienia)... pozbyć
się
tego niewdzięcznego zadania, tej ambarasownej i ciężkiej „misji
historycznej".
Nie można? — no to i nie trzeba! Obejdzie się wielka Rosja bez garści
Polaków.
Niech idą sobie na złamanie karku dokąd ich oczy poniosą!
Ponieważ jednak wielki plan polityczny Mikołaja I i... Mieńszykowa
„odstąpienia"
Królestwa Polskiego Niemcom gdyby nawet był wykonalny, niedałby się
urzeczywistnić z poniedziałku na wtorek, przeto — musi stary, tradycyjny
kurs
polityki antypolskiej, ze wszystkiemi onego utartemi środkami i sposobami,
trwać. Więc nacjonalizm rosyjski (a tak dziś potężny!) w dalszym ciągu
Polaków
dojeżdża, najeżdża, smaga, targa wędzidłem raz w tę, drugi raz w ową
stronę,
drażni, wyrządza im niezliczone „przykrości" ze złośliwą uciechą,
dogadzającą
bezmyślnie głębokiej — antypatji.
Byłoby z naszej strony bardzo wielką nieoględnością zamykanie oczu na fakt,
że
zarówno antypolska akcja niemiecka jak antypolski

28

kurs polityki rosyjskiej zadają narodowi naszemu systematycznie dotkliwe
ciosy.
Nacisk dwóch wielkich państw na garść niezorganizowanego, bezbronnego
społeczeństwa niemoże przecie niebyć fatalnym dla tego społeczeństwa,
choćby to
społeczeństwo było reprezentantem cywilizowanego i odwiecznego narodu.
Nacisk
Germanji i Rosji robi swoje. Wynaradawia jeżeli nie etnograficzne jądro
narodu
polskiegp, to narodu tego wybiegi kresowe. Zarówno naród rosyjski jak naród
niemiecki oblewające, aby się tak wyrazić, wysepkę narodu polskiego,
wyszarpują
tej wyspy brzegi, podmywają je, odrywają kawałami nasz narodowy stan
posiadania.
Cale grupy narodu naszego idą szukać doli i niedoli w otchłani bądź narodu
niemieckiego, bądź rosyjskiego, trwają tam czas jakiś jako „kolonje
polskie" a
następnie giną, roztapiają się w rosyjskiem lub niemieckiem „morzu". Z
drugiej
strony niepozostają bezowocnemi wysiłki obu potężnych państw, mające na
celu

background image

wyrwanie nam z pod nóg — ziemi. Własność ziemska polska topnieje wszędzie
dokoła
Polski etnograficznej. Nie kwapmy się tego zjawiska przypisywać całkowicie
akcji
politycznej obu państw, obezdomniających planowo i systematycznie Polaków,
ale
też i nie lekceważmy tego, co dokonał Murawjewowski zakaz nabywania przez
Polaków ziemi na Litwie i Rusi, a z drugiej strony co dokonała i do-

29

konywa pruska organizacja kolonizacyjna, poza którą stoi w odwodzie
uchwalone
już wywłaszczanie.
Znajdujemy się my, stanowiący jądro narodu polskiego, jakby w żelaznej
obręczy,
zaciskającej się powoli... Oczywiście, że główną moc tej obręczy nadają
obie
państwowości: rosyjska i niemiecka, ale są jeszcze w tej obręczy ogniwa
pomniejsze, dopełniające przedziwnie to wszechstronne, ścisłe osaczanie,
wśród
którego sądzono nam wieść żywot nieopisanie ciężki, szarpiący nerwy i
fatalnie
demoralizujący.
Ogniwami temi, niejako dopełniającemu akcję obu potężnych narodów, są
poszczególne nastawania. na żywioł polski: takich nowych do znacznego
stopnia
współzawodników naszych o piędź ziemi, o miejsce na niej, o prawo do życia,
o
łyk powietrza, jak — Rusini, Litwini, Żydzi, „Ukraińcy", Białorusini.
Rzecz prosta, że te „potencje" nie kuszą się nawet o asymilatorskie
wchłonięcie
w siebie zawadzających im żywiołów polskich, że nie wynaradawiają nas, nie
litwinizują, nie semityzują, nie ukraińczą, i t. d. jeno tylko — wypierają
nas.
Dokąd? Gdzieindziej! Choćby na księżyc, nie troszcząc się i nie deliberując
(jak
np. Mieńszykow) co się z nami stanie!


30

Od północy, powiedzmy od Bałtyku, żywioł polski gnany jest precz z
odwiecznych
siedzib swoich przez ruch narodowy litewski. Gnany jest precz dokąd? Za
Bug! Za
Niemen! — byle do „etnograficznej" Polski, do „Korony", skąd ongi po unji
Horodelskiej wyszło mrowie „kolonistów" polskich i rozsypało się po
obszarach b.
Wielkiego Księstwa Litewskiego i, co za tem idzie, po rdzennej Litwie i
Żmudzi.
Świeżej to daty napór spadły na polski stan posiadania, a już zdołał w
gwałtowności swojej prawie że dorównać kampanji — rusinskiwj. Prawda, że
lud
wiejski litewski nie podziela — jeszcze — uczuć, żywionych przez prowodyrów
ruchu litewskiego, bo wiejski lud litewski, to lud z natury łagodny,
bogobojny,
zżyty z „panami" polskimi nie od dziś i nie od wczoraj. Ale cały „narodowy"
ruch
litewski zaprawiony jest obficie pierwiastkami socjalnemi; stoi on niemal
całkowicie na gruncie walki klasowej ubogiego włościaństwa z zamożnem
polskiem,
szlacheckiem ziemiaństwem. Pod pokrywką okazałego hasła „kulturalnego
odrodzenia
się" narodu litewskiego i dojścia do hegemonji u siebie w domu, nurtują z
cicha

background image

i wichrzą i rozpalają namiętności bardzo pospolite hasła: niemasz nic,
odbierz
to, co posiada ten, który ci swego mienia oddać nie chce! W tym zaś wypadku
owo
mienie, to — ziemia. Wpraw-

31

dzie przewódcy ruchu litewskiego żądają, aby spolonizowane rody polskie,
siedzące na Litwie etnograficznej z dziada pradziada, jak np. Medekszowie,
Giedgowtowie, Skirmuntowie, Jurahowie, Dowgirdowie, Dymszowie etc, aż do
Radziwiłłów włącznie wróciły na łono narodowości litewskiej, ale
szowinistom
litewskim o tę kwestję... formalną bynajmniej głównie nie chodzi.
Chodzi im głównie, a niemal jedynie, o to, aby wyniosło się z Litwy
etnograficznej całe ziemiaństwo polskie, rozparcelowawszy majątki swoje
między
włościan - litwinów.
Innemi słowy... wywłaszczenie! Jeżeli nie dobrowolne, to przymusowe.
Niewiele
brakło do rzucenia w 1905 i 1906 r. mas włościańskich litewskich na dwory i
majątki polskie. Jeżeliby t. zw. „rewolucja" potrwała dłużej i rozpaliła
się na
podobieństwo rzekomo „narodowego" a w gruncie rzeczy radykalnie -
socjalistycznego ruchu łotewskiego, spotkałby dwory polskie los
baronowskich,
niemieckich siedzib w Kurlandji i Liflandji. Lud wiejski litewski okazał
się
oporniejszym na poduszczania i pokusy, no, i krótkość czasu stanęła na
zawadzie,
że się nie stało zadość ziemiaństwa zagładzie ... ale ruch litewski,
osłonięty
legalnemi hasłami odradzania narodowej, własnej kultury kilkomiljonowego
narodu,
któremu niepozwolili (!) własnego oblicza ukazywać światu

32

głównie ... Polacy (!) — ale ten ruch litewski hieprzestaje urabiać mas
włościańskich oraz pseudo - inteligencji litewskiej po miastach. Urabiać w
duchu: nienawiści względem żywiołu polskiego i wszelkiej polskości,
nienawiści
silnię zaprawionej: zawiścią oraz łakomieniem się na polski materjalny stan
posiadania.
I wobec naporu tego ruchu jesteśmy tak dobrze jak bezbronni. Wszelkie
perswazje,
odwoływania się do elementarnego poczucia sprawiedliwości, a tembardziej
apelowanie do... tradycji unji Horodelskiej lub Lubelskiej, do polsko -
litewskie wspólnej doli i niedoli państwowej przez lat tyle, wszystko to
żadnej,
mocy niema nad upartą „z rozmysłu głuchą i ślepą akcją, prowadzoną przyznać
trzeba, z wytężoną zaciętością i — ofiarnością. Wszelkie z Litwinami
„układy
porozbijały się, nie doprowadziwszy do żadnego pozytywnego wyniku. Po
kościołach
w parafjach o mieszanej ludności dochodziło tu i owdzie do rozpraw na
pięście i
kije. Na tej drodze nie iść przecie dalej ani nie szukać rozwiązania
„kwestji
litewskiej"! Boże, strzeż Wilno, Kowno lub Sejny od bójek — ulicznych!
Gęsto na
czołowej linji ruchu litewskiego stoją księża, ciż sami chłopi litewscy,
którym
seminarja nie wpoiły kapłańskiego ducha a w których obcowanie z „panami"
rozpaliło zawiść i apetyty na pański dobrobyt. Łatwo sobie wyobrazić jak
łatwą

background image

grę

33

mają tacy księża wśród mas ludowych. To też wpływ ich jest duży a arogancka
pewność siebie, nawet wobec władzy zwierzchniej duchownej — niezmierna. Na
dobitkę, bardzo wpływowy dziś nacjonalizm rosyjski jawnie proteguje
najwyuzdańsze nawet wybryki ruchu litewskiego, upatrując w owym ruchu bicz
Boży
na... żywioł polski na Litwie. Divide et impera! Prowodyrowie zaś ruchu
litewskiego coraz wyraźniej, w najróżniejszych okazjach uciekają się pod
opiekę
nacjonalistycznej biurokracji, zanoszą „urzędowe" skargi na ucisk (!)
Polaków,
wysyłają deputacje do Petersburga, słowem coraz częściej szukają oparcia na
sile
państwa w walce z żywiołem polskim i „polskością" wogóle. Rząd zaś
dlaczegoż by
niemiał poskramiać „polskości" zadenuncjowanej mu to tu, to owdzie przez
Litwinów poszukujących ... sprawiedliwości? Dlaczegoż by nie oczyścić z
„polskości" np. Wilna! Dlaczegoż by nie? Można. Niech będzie — jak chcą
Litwini
— oczyszczone z „polskości"; niech będzie kraj cały z „polskości"
oczyszczony!
Czy się potem pozwoli aby kraj stał się litewskim... a, to rzecz inna! Zaś
Litwini nie sięgają myślą w przyszłość dalszą. Im chodzi jedynie o to, aby
co
rychlej Polacy tchnąć nie mogli na Litwie — i wynieśli się.
Co potem będzie, to będzie.
Pozytywne rezultaty, osiągnięte dotąd

34

przez ruch litewski na Litwie etnograficznej t. j. w gubernjach kowieńskiej
i
suwalskiej, a po części wileńskiej i grodzieńskiej, nie są duże. Natomiast
t.
zw. ruch litewski zdążył już w mierze wcale pokaźnej zatruć życie polskim
ziemianom, tkwiącym w majątkach swoich jak na „straconych placówkach" wśród
rozhukanego morza litewskiej jednolitej ludności. No, i liczyć się trzeba z
zawieszonym nad temi placówkami, jak miecz Damoklesa, programem litewskiego
„renesansu". Sformułował go aż nadto dobitnie „kongres narodowy" litewski,
odbyty w Wilnie w listopadzie 1905 roku. Uchwalono wówczas przecie
poczytywać za
przybyszów wszystkich nie - Litwinów, osiadłych na terytorjum Litwy
etnograficznej, obejmującej gubernje: wileńską, kowieńską i grodzieńską,
(gdzie
np. na półtora miljona mieszkańców jest zaledwie trzy tysiące rdzennych
Litwinów!) oraz znaczną część gubernji kurlandzkiej i suwalskiej. Zaś
komentatorowie uchwały ,,sejmu" oraz dzisiejsi najgorętsi pjonierowie
zupełnego
zlitwinizowania rzeczonego terytorjum głoszą bez ogródek, że „cała Litwa
katolicka, bądź mówiąca po litewsku, bądź po białorusku, bądź po polsku
należy
do jednego szczepu, do jednego narodu litewskiego" i że wszystkim
zamieszkującym
Litwę, katolickim żywiołom należy — chcą czy nie chcą! — przywrócić
rzeczywisty
ich język ojczysty, to jest — litewski

35

I — Białorusinom? Do których etnograficznie należy znakomita większość np.
guberni wileńskiej? Białorusinom też! Albowiem — według tłómaczenia
litewskich

background image

patrjotow — Białorusini są niczem innem jak tylko zesłowiańszczonymi
Litwinami!
I oto mamy zazębienie się kwestji litewskiej z kwestją białoruską,
zazębienie
się pozornie dla nas, Polaków, korzystne gdyż — przeciwstawiające wrogo
żywioł
litewski żywiołowi białoruskiemu. Juści, że antogonizm litewsko -
białoruski
istnieje tam, gdzie się obie narodowości stykają, gdzie pojedyncze wioski
litewskie tkwią jak wyspy na obszarach jednolitej ludności białoruskiej;
juści,
że tu i owdzie, np. w powiecie lidzkim gub. wileńskiej, antagonizm ten już
rozpala się chwilami do rzetelnej nienawiści; jużci, że do starcia się z
sobą
narodowości litewskiej i białoruskiej prędzej lub później dojść musi, ale —
zanim ogromne masy ludności białoruskiej zaczną brać się za bary ze
znacznie
słabszym liczebnie ale bardziej cywilizowanym narodem litewskim, zanim
wreszcie
„naród" białoruski posiędzie świadomość, że jest narodem, zanim to nastąpi,
może
samo dojrzewanie narodowej świadomości białoruskiej stać się potężnem
ogniwem w
obręczy, dławiącej polski stan posiadania.
Czy wolno już dziś mówić o „kwestji białoruskiej"? Niewątpliwie. Znajduje
się
dziś

36

ona w fazie początkowej. Żywioł państwowy rosyjski, zanegowawszy istnienie
odrębności narodowej białoruskiej, pragnie pod rosyjską kulturę i rosyjską
ortodoksję wziąć cały, niemal 10 - cio miljonowy, lud wiejski białoruski i
wtopić go bez śladu w naród rosyjski t. j. wielkoruski. Tymczasem na całą
zachodnią połać ludu białoruskiego wywiera silny wpływ, (nie: nacisk!)
stykający
się z nim bezpośrednio polonizm, wyraźmy się konkretniej: polski
katolicyzm.
Oczywiście, że jeżeliby żywioł polski był mocniejszy, niż jest obecnie,
mogłaby
być mowa o walce: kto „zagarnie" białorusinów, lub o tem, czy lud
białoruski
będzie zrusyfikowany albo też spolonizowany. Atoli mowy być nie może o
takiej
emulacji rosyjsko... polskiej. Natomiast wolno przypuszczać, że kwestja
białoruska wejdzie pierwej lub później w okres drugi rozwoju' a mianowicie
skrystalizowania się świadomości narodowej. Nad przyspieszeniem nastania
tego
okresu pracują gorliwie, a nie od dziś i nie od wczoraj, działacze
białoruscy,
białoruscy patrjoci, rozpowszechniający hasło, że Białoruś (etnograficzna,
obejmująca ogromne terytorja od wschodnich kresów gubernji mohylowskiej aż
pod
Białystok i od kresów północnych gubernji witebskiej aż po wołyńskie
rubieże
małoruskich dzielnic) że owa Białoruś nie powinna stać się łupem ani
rusyfikacji
ani polonizacji, jeno, że powinna być

37

białoruską na podstawie kulturalnej, językowej i tradycyjnej (tak!)
odrębności.
Rzeczą zaś jest łatwą do pojęcia, że sama już taka propaganda, żadnych
przyjaznych sentymentów dla polskiego stanu posiadania na etnograficznej
Białorusi — nie żywi.

background image

Pozostaje mi jeszcze najogólniejszym rzutem oka objąć, dla pełności obrazu,
kwestję rusińską oraz żydowską.

Zarzewie „kwestji rusińskiej" rozpalił przed laty sam rząd centralny
austrjacki,
dla osłabienia w Galicji — żywiołu polskiego. Nie na rękę była rządowi
Habsburgów autonomiczna dojrzałość Polaków, ich socjalna jeżeli nie siła to
okazałość po - historyczna, po - państwowa, ich wybujałość wielkopańska,
ich
wysoka kulturalność w porównaniu do innych społecznych pierwiastków
zaludniających Galicję i Lodomerję. Trzeba było stworzyć wewnętrzną
przeciwwagę
dla możliwych separatystycznych dążeń Polaków galicyjskich, zaprzątając ich
wyczerpującą, demoralizującą i pochłaniającą ogromny zapas energji: wojną
domową.
Dla takiej akcji... dyplomatycznej był grunt Galicji i Lodomerji znakomicie
urobiony— etnograficznie. Gdy zagarniano sporą dzielnicę b.
Rzeczypospolitej
Polskiej, dostało się w sieć

38

rozbiorową austrjacką całe mrowie ludu rusińskiego, potrzebujące tylko
podniety
aby wystąpić z pretendowaniem do własnego, etnograficznego terytorjum.
Ułatwiał
też znakomicie grę dyplomatyczną austrjackim z pod ciemnej gwiazdy
politykom:
kontrast socjalny między żywiołem polskim a rusińskim, kontrast kubek w
kubek
taki, jak ten, któremu największe swoje zawdzięcza sukcesy — „ruch
litewski".
Akcja polityczna austrjacką rozpoczęta podjudzaniem „chłopów" na „panów" i
uwieńczona niebawem tak wspaniałym tryumfem jak rzeź galicyjska 1846 roku,
pracowała usilnie dopóki nie położyła fundamentów pod narodowe
uświadomienie
Rusinów. Potem już poszło wszystko — własnym rozpędem. Zaszło nawet dalej,
niżby
życzył sobie w niejednej mierze rząd austrjacki. Ale kamień kopnięty ze
szczytu
stromej góry toczył się niepowstrzymanie — i dotoczył się aż do obecnego
polsko
- rusińskiego fatalnego, opłakanego, przeklętego konfliktu, nad którym
załamać
musi dłonie każdy, w czyjej duszy niewygasła doszczętnie wrażliwość na
człowieczą niedolę. Tak, niedolę! Albowiem to, co ścierając się ustawicznie
z
sobą, przeżywają dziś zarówno Polacy jak Rusini, musi dolegać obu szczepom
w
jednakowej mierze, wybija z sił oba szczepy, ducha obu szczepów zatruwa.
Oczywiście, że takie zmaganie się z sobą

39

dwóch kapitalnych czynników społecznych, jakiego widownią jest obecnie
Galicja,
odbija się złowrogo na rozwoju i dobrobycie całej, a bynajmniej nie
małoważnej
dzielnicy państwowej. Miejmy też na względzie wyłonienie się z „kwestji
rusińskiej" częściowego ale aż nadto wyraźnego oraz zuchwałego rusińskiego
separatyzmu ... pupilów hr. Bobryńskiego i wogóle nacjonalistów
dzisiejszych
rosyjskich. Igrano, igrano z „narodowością rusińską" aż się doigrano
wybuchu
„przynależności szczepowej" do narodu... rosyjskiego! Tego, domniemanie,
nie

background image

przewidywali w najdalej idących kombinacjach swoich wiedeńscy twórcy i
inicjatorowie „kwestji rusińskiej". Dziś atoli zarówno widok Galicji
dewastowanej przez walkę miedzy - plemienną jak ekscesy „Rosjan"
galicyjskich
nie raz jeden już płoszyły sen z powiek polityków austrjackich. Płoszyły
tak
długo, aż znalazło się „wyjście" — na które położyliśmy nacisk komentując
wyżej
obecne ogólne położenie Polaków w Austrji.
Położono na szale: po jednej stronie galicyjskich Polaków, po drugiej
galicyjskich Rusinów. Przeważyli — z punktu widzenia zagraniczne) polityki
monarchji Habsburgów — ci drudzy. Niech galicyjscy Rusini podminują (na
rzecz
Austrji!) separatyzm 30 - miljonowego — podobno — szczepu Rusinów poddanych
rosyjskich; niech w razie zbrojnego konfliktu Austrji

40

z Rosją oderwą olbrzymią połać Ukrainy od rosyjskiego kolosu i złożą ją u
stóp
tronu Habsburgów jako... dar wdzięczności za łaski i dobrodziejstwa, od
wiedeńskiego rządu centralnego otrzymywane! Co za miraż! Aby zaś stał się
pierwej lub później rzeczywistością, należy — dawszy za wygrane
dotychczasowemu
faworyzowaniu Polaków — oprzeć się na żywiole ruskim jako na żywiole
państwowym.
Nic to, że w swoich organach prasy usiłują Polacy dowieść, że gdyby nawet
udało
się kiedy Austrji wcielić do państwa Habsburgów wszystkie olbrzymie rzesze
Rusinów, sięgające terytorjalnie aż pod Połtawę, i pod Czernihów, to takie
ich
wprowadzenie w granice swoje, nieprzymierzając jakby Trojańskiego konia,
mogłoby
rozsadzić monarchję Habsburgów, mogłoby ją doprowadzić do likwidacji
pozszywanych ze sobą dzierżaw, mogłoby w najlepszym razie doprowadzić do
utraty
właśnie wschodniej Galicji właśnie na rzecz Rosji. Tego rodzaju
rozumowania, o
ile wnosić wolno, posłuchu w „sferach" wiedeńskich nie znajdują. Konflikt
polsko
- rusiński w Galicji nie daje się przeto zwekslować na inne tory żadnemi
„ugodami"; tem mniej może być rozstrzygnięty...
przemocą z tej lub tamtej strony; jeszcze mniej istnieje widoków na ujęcie
sprawy w doświadczone i wprawne ręce przez najwyższą władzę państwową.
Słowem
fatalny konflikt może tyl-

41

ko rozrastać się a, zważywszy na dyrektywę austrjackiej polityki
zagranicznej,
jedynie na niekorzyść Polaków. Wypadnie czynić na rzecz Rusinów ustępstwa
coraz
dalej idące a bez uroku dobrowolności, gdyż napór rusiński —
O czem Bóg i ludzie wiedzą — staje się coraz niezłomniejszym.
Świeże rewelacje o współdziałaniu Rusinów z niemieckimi hakatystami nie
staną
się żadnym dla Rusinów „ciosem". Kompromitacja? Ba! Dziś skompromitowane z
kretesem indywidua, opiętnowane najnaiwniejszemi błędami politycznemi, nie
przestają grać roli w stronnictwach wysoce, par excellence politycznych,
nawet
tu i owdzie przewodzić im. A miałaby „kompromitacja" zaszkodzić akcji
rusińskiej! Zresztą, — alboż to „kompromitacja" szukać —
i znaleść! — sojusznika dla walki ze „wspólnym wrogiem"?
Rusini galicyjscy, podawszy rękę pruskim hakatystom, zacieśnili tylko
obręcz

background image

żelazną osaczającą nas, Polaków, tak aby najmniejszej nawet luki niebyło od
Tatr
po Gopło. W czyich że oczach ma to być „kompromitacją"? W oczach — Europy?!
Chybaż wyrośliśmy z pieuch „europejskiej interwencji"?...

42

Pozostaje na ostatek: tylko dotknąć „kwestii" dającej się nam, Polakom,
najdotkliwiej we znaki. Mowa, rzecz prosta, o kwestji żydowskiej.
Komentarze
zbyteczne. Wszystkie nasze dzisiejsze sfery społeczne, grupy polityczne,
warstwy
i stany doszły do bardzo trzeźwego a niemal identycznego zapatrywania się
na
rolę akcji żydowskiej, czyniącej zamach na wyłącznie dotąd polski charakter
„ziem naszych", oraz „paraliżującej nasze siły narodowe tam, gdzie podstawa
siły
polskiej spoczywa". Mniejsza zresztą o tę lub ową, o mniej lub bardziej
subtelną
definicję: czem w stosunku do nas jest nasz współlokator, Izrael miejscowy.
Wszyscy zgadzamy się na to, że po napłynięciu do Królestwa Polskiego mas t.
zw.
„litwackich" sytuacja stała się w Królestwie Polskim groźną dla całego
polskiego
stanu posiadania — najróżnorodniejszego. Począwszy od wszelkiego rodzaju
nieruchomości a kończąc na zagrożonej czystości ducha polskiego we
wszelkich
onego przejawach! Już dziś na 116 miast Królestwa Polskiego tylko w
dwudziesta
trzech ludność polska stanowi większość a stosunek ten, jeżeli obecny stan
rzeczy ma trwać, będzie musiał z matematyczną ścisłością rozwijać się na
naszą
niekorzyść. Przypomnijmy wreszcie coraz buńczuczniejsze „manifesty" prasy
żargonowej miejscowej i zamiejscowej, otrąbiające istne branie Królestwa
Polskiego w posiadanie przez

43

Żydów, ogłaszające światu, że powstaje, że już powstał nieznany dotąd w
dziejach
ludzkości nowy kraj: polsko - żydowski.
Wszyscy my to widzimy, wszyscy zdajemy sobie wybornie sprawę z
niebezpieczeństwa. Różnice w poglądach istnieją wyłącznie i jedynie na
gruncie
sposobów, jakimiby dało się najskuteczniej a gorliwie stawić czoło nietylko
.„kwestji żydowskiej" ale wszystkim wogóle osaczającym nas „kwestjom".
I tak oto np. słyszymy bardzo często wyrażaną opinję, że my na tę „blokadę"
oraz
na równoczesne rozprzęganie nas na rdzennych ziemiach polskich... nic
poradzić
nie możemy, że fatalne położenie naszego narodu odbiera nam wszelkie środki
obrony, że przeto pozostaje nam tylko czekać, czekać cierpliwie, spokojnie,
wytrwale, póki się coś nie zmieni na zewnątrz, póki nie zajdą jakieś, na
naszą
korzyść, ukształtowania się stosunków, od nas niezależne.
Są też i tacy, którzy nawet owego cierpliwego oczekiwania nie mają odwagi
wysunąć na czoło programu naszego narodowego. Są bowiem głęboko przekonani,
że
„poradzić sobie" nie potrafi nawet wśród najpomyślniejszych warunków i
okoliczności naród tak marny, zdezorganizowany, leniwy, zdemoralizowany,
lekkomyślny, płytki etc. etc. jak — naród polski w obecnym swym... upadku.
Oczywiście, że nawet dla kontrastu z po-

44

background image

wyższym apatycznym pesymizmem, nie gra dziś żadnej wśród społeczeństwa
polskiego
roli programowej hasło walki zbrojnej ani na trzy, ani na dwa fronty ani na
front jeden którykolwiek.
Okropne doświadczenia z lat 1862 — I864, których dzieje mieliśmy czas
przestudjować gruntownie i wszechstronnie, znakomicie zrównoważyły, śmiało
twierdzić wolno, cały naród polski w zakresie hazardów, mogących mieć za
fundament, tarczę i miecz jedynie — porywczość.
Natomiast bezpośrednio popowstaniowa idea „pracy organicznej" ugruntowała
się
wśród społeczeństwa polskiego do tego stopnia, że niedawniej jak miesięcy
temu
kilka, w trakcie wielkiej polemiki organów polskich politycznych
warszawskich o
program zachowywania się wobec istnej nawały nacjonalizmu rosyjskiego,
czytaliśmy taką np. enuncjację: „Znów zblakłe maksymy i przebrzmiałe hasła
organicznej pracy odzyskały swą aktualną siłę i znów mrówczą począć trzeba
pracę
i jak koral, co rafy podwodne wznosi, nie wiedząc, kiedy na słońce się
wychyli,
umacniać nasz gmach społeczny, aby go przeciwne nie zmiotły fale. Dorobek
więc
materjalny i moralny, praca kulturalna nad sobą i otoczeniem najbliższem, —
oto
zadania dni i godzin na najbliższą dla nas metę, oto program, który każde
stronnictwo, bez różnicy przekonania i katechizmów partyjnych, wykonywać
praktycznie winno. W walce naszej,

45

od początku ruchu wolnościowego poczętej, doszliśmy do jednego jedynego
równouprawnienia, a mianowicie do tego, że wszelkie zarówno ugodowe czy
opozycyjne kierunki, jednakowym reakcyjnym bite są obuchem. Zniwelowane
więc do
pewnego stopnia obozy poświęcić powinny pracę na wytworzenie
zharmonizowanych
placówek organicznej roboty".
Miałożby to być ultima Thule całej naszej narodowej roboty?
Jako wkazanie ogólnikowe, ma niewątpliwie za sobą zakres bardzo cennej
nawet nad
wszelki wyraz pracy. Praca atoli organiczna „u podstaw" jest przecie
międzynarodową, powinna przecie jaśnieć w każdym programie każdej „myśli
narodowej" pod każdą szerokością geograficzną. Naród zaś nasz w tak
wyjątkowych
warunkach pędzi, zaiste „osobliwy" żywot, że dla uratowania, tak,dla
uratowania
samego istnienia - musi po za pracą organiczną wykonywać manewr taktyczny,
też
arcy - realny, a którego zarys wytyczny pozwolimy sobie nie zwlekając
rozwinąć.
Wpierw jednak, jako introdukcję do tej ostatniej części wskazań niniejszych
niech nam wolno będzie zacytować ustęp z jednego z zeszłorocznych artykułów
Przeglądu Narodowego.
Czytamy tam:
„Środek ciężkości sił narodowych polskich spoczywa w Królestwie. Jest to
obszar
śród-

46

kowy, przedstawiający największe skupienie liczebne Polaków, ekonomicznie
najsilniejszy i jeszcze najniezależniejszy ze wszystkich ziem polskich,
kraj
przytem, który w ciągu stuletniego okresu, rozpoczętego pierwszym rozbiorem
Polski, miał najbogatszą ze wszystkich ziem polskich historję, jedyny ze

background image

wszystkich miał przez krótki czas swoją własną organizację państwową, a
choć
zmienne były jego koleje, dawały one przecież pomyślniejsze, niż
gdzieindziej,
warunki rozwoju życia narodowego i narodowej myśli.
Otóż ten kraj dziś najwięcej z wszystkich ponosi strat narodowych i —
podkreślić
to trzeba wyraźnie — najmniej czyni dla obronienia się od tych strat i od
grożących mu na przyszłość niebezpieczeństw.
W głównej tedy dzielnicy polskiej, na najważniejszej naszej pozycji
narodowej,
stoimy dziś najgorzej".
Oto dosadnie, a ściśle wskazane jest terytorjum, gdzie skupić się powinny
najenergiczniejsze nasze usiłowania dla zażegnania ponoszonych strat
narodowych.
Odpowiedź zaś na pytanie: co czynić? — będzie sama w sobie realnym
programem,
którego urzeczywistnianie równoległe z programem pracy organicznej
poczytujemy
za pierwszorzędnej wagi nasz obowiązek narodowy.
Jakaż by to być miała czynność konkretna?

47

Tak zwana „idea Jagiellońska" była wyrazem i fundamentem polskiej polityki
narodowopaństwowej. Polityki ekspansywnej. Państwo — mniemano — może sobie
pozwolić na wręcz nieznającą granic ekspansywność; byle starczyło
pretorianów i
satrapów dla utrzymania w przykładnej subordynacji podbitych lub
zagarniętych
krajów i plemion. Z polityki zaś zaborczej, prymitywnej i wulgarnej,
wyłonił się
— z biegiem czasu — oparty na szlachetniejszych pierwiastkach: imperjalizm.
Ostatnie słowo imperjalizmu wypowiedziała — niemal wczoraj jeszcze —
Anglja; w
Australji, w Kanadzie, w Transwalu, w niezliczonych dzielnicach
rozrzuconych po
ziemskim globie a niemogących dość nacieszyć się wszelką pomyślnością pod
mniej
lub bardziej ścisłym jakby już tylko protektoratem Wielkiej Brytanji.
Wyższej
formy ekspansywnej polityki, jak angielski dzisiejszy imperjalizm, — nie
znamy.
Imperjalizm angielski dzisiejszy jest z jednej strony objawem
najpotężniejszej
siły (materjalnej i duchowej) plemienia
O czystej krwi angielskiej, wyraźmy się anglosaskiej; z drugiej strony jest
wyrazem najdoskonalszej mądrości państwowo - politycznej.
Czy ekstensywna polityka polska, zainicjowana po raz pierwszy na szeroką
skalę w
ósmym dziesiątku XIV stulecia przez małopolskich magnatów, różnych Spytków
Mełsztynskich
i Jaśków z Tarnowa, byłaby, po przez unję lu-

48

belską, po przez pskowskie tryumfy Batorego, po przez unję brzeską,
kłyszyńskie
zwycięstwa Żółkiewskiego, i majowe konstytucje — czy byłaby doszła kiedy do
apogeum t. j. do imperjalizmu w angielskim dzisiejszym stylu? Nikt
oczywiście
nawet szukać nie będzie ścisłej odpowiedzi. Nie znaleść jej. Bystre jeno
oko
dostrzedz może dziś jeszcze świetlaną smugę polskiego kulturalnego
imperjalizmu

background image

biegącą jakby jaki trakt, hen, z ziemi Auzońskiej, z dalekiej Padwy, z
dalekiej
Bolonji, przez Polskę na wschód, na daleki wschód... Traktu tego szlak,
zacierający się powoli, winie się śladami romańsko - polskiej, zachodnio -
europejskiej kultury, której wyraźne promieniowanie widoczne jest teraz
jeszcze
np. na najdalszych t. zw. „kresach" dawnych wpływów polskich, np. na
kresach
mohilowskich. Tam wschody i zachody słońca różowią się jeszcze po łamanych
dachach starych dworów, po renesansach i barokach pustką stojących lub
poprzekształcanych kościołów, tam w odwiecznych ziemiańskich siedzibach
butwieją
jeszcze tu i owdzie po strychach włoskie bezcenne elzewiry...
Gdy zaś hen, tam, na najdalszych kresach b. Rzeczypospolitej zachodzące
słońce
ściąga blask swój z owych tam... pamiątek i okruchów — wówczas nastaje
powoli
chwila jakby symboliczna. Ostatnia blasków smuga, złocąca rozkruszające się
i
zczezające vestigia tempo-

49

ris acti, — gaśnie. Gaśnie jak znikła ze świata: ekstenzywna ongi polityka
polska państwowa, jak zgasł na widnokręgach Europy: polski imperializm, co
musnął tylko wieże Malborga i Rygi, Moskwy i Kijowa.
I czy czasem nie zbliżamy się, dość nawet szybkim krokiem, do zmierzchu
wszelkiego wogóle imperjalizmu w rozumieniu ekspansji wulgarnie zaborczej?
Pomimo zaszczytnych tryumfów imperjalizmu angielskiego? Pomimo owych
tryumfów,
dowodzących właśnie, że jeżeli imperjalizm ma mieć rację bytu zarówno dla
centra, z którego wychodzi, jak dla kresów, do których dosięgnął, to
powinien...
utracić wszelkie dotychczasowe cechy polityki państwowej ekstensywnej,
recte
zaborczej.
Nastał kres tworzeniu wielkich, na kształt Imperium Romanum, aglomeratów.
Nastała doba historyczna wykreślania terytorjów etnograficznych, na których
by
pojedyncze narody, a nawet plemiona lub szczepy, wieść mogły spokojny żywot
nie
zamącany żadnemi waśniami i walkami w zakresie „praw narodowych".
Dzisiejsze,
niemal powszechne, wrzenie nacjonalizmu (mniejsza: „zoologicznego" czy
wszelkiego innego) jest niczem innem tylko rozmieszczaniem się,
rozlokowywaniem
się na własnym zagonie, w przysłowiowym domku, choćby najciaśniejszym ale
własnym.
Nacjonalizm zaborczy, tu i owdzie jeszcze

50

praktykowany, jest przeżytkiem epoki ekstensy-,wności politycznej, jest
ostatnim
podrygiem zbankrutowanej idei. Nowoczesne zdobycze ściśle naukowe z zakresu
zarówno socjologji, jak psychologji i biologji ustaliły bezpłodność i
bezpodstawność przełamywania tak wrodzonych każdemu człowiekowi cech
duchowych
jak np. rasowe cechy lub narodowe. Nie powiedziano przez to, aby nie miała
istnieć ewolucja tych cech; mowa jedynie o gwałtownym przyspieszaniu tej
ewolucji lub jej odwracaniu przemocą, usiłującą zastąpić t. zw. prawa
natury.
Znamieniem przeto czasów najnowożytniejszych. byłoby schranianie się do
własnej
niejako zagrody każdej grupy narodowościowej, oszańcowywanie się w niej
choćby... murem chińskim i możliwie akuratne wypieranie z „własnej" zagrody

background image

nawet minimalnych żywiołów „obcoplemiennych". Na pozór — barbarja! Napór -
cofanie się gwałtowne wstecz od ideału, którego się nikt jawnie dotąd nie
wyparł, mianowicie od t. zw. „braterstwa ludów". Pozorne to tylko
wstecznictwo i
zaprzaństwo. Braterstwo ludów niemoże nawet zarumienić się zorzami, niemoże
być
zapoczątkowane wpierw zanim nie ustali się, możliwie pełna, — równość.
Bratać
się może tylko: równy z równym. Jeżeli nie równy siłą i zamożnością to
równy,
aby się tak wyrazić: stanowiskiem socjalnem. Owóż, — prądy nowoczesne,
kształtujące wszę-

51

dzie, wbrew oczywiście różnym oporom, autonomiczność pojedynczych narodów,
szczepów, plemion, autonomiczność — podkreślmy wyraźnie! — etnograficzno -
teryyorjalną, prądy te właśnie dążą do przeciwstawienia w bliższej lub
dalszej
przyszłości: równych równym. Bez względu na to,- że, przyrodzoną siłą
rzeczy,
istnieć muszą i będą w każdej dziedzinie, karmazyny i szaraczki (choćby np.
w
dziedzinie kulturalnego rozwoju). Wszak przecie, gdy ostatniemi czasy,
wobec
coraz wyraźniejszych wybuchów imperjalizmu Stanów Zjednoczonych. Ameryki
zaczęto
poruszać, dość zresztą nienową, kwestję utworzenia federacyjnych,
międzynarodowych Stanów Zjednoczonych... Europy, nikt nie przypomni sobie,
aby.
urzeczywistnienie tej idei uzależniano od równej potęgi państwowej u
wszystkich
bez wyjątku kontrahentów.
Nie na potędze bowiem państwowej, nie na państwowej niepodległości, nie na
uczestnictwie w „koncercie mocarstw" polegać zaczyna waga międzynarodowa
danej
grupy rodaków. Cenność jej stanowią: jej zwartość, jej jednolitość duchowa,
jej
solidarność w decyzjach kardynalnych, jej — gromada. Mutatis matandis mamy
analogiczny, nowoczesny, stosunek do siebie walorów społecznych i
politycznych
na arenie... parlamentów. Niema tam i być nie może (dla przyczyn aż nadto
znanych) lekceważenia żadnej, choćby najmniejszej grupy two-

52

rząej solidarną spójnię, o której się wie, że w daną stronę przechyli się
całą
swoją wagą, a może ewentualnie, przy sprzyjających okolicznościach, szalę —
przeważyć.

Weźmy inny przykład bankrutowania ekstensywności. Znajdziemy go w
dziedzinie
gospodarki rolnej tam, gdzie — na ogromnych np. przestrzeniach Litwy i Rusi

wychodzi ona dopiero na pole racjonalnej i wytężonej pracy. Na
niezmierzonych
poletkach rozległych dóbr prowadzono gospodarkę ekstensywną, zasadzającą
się na
uprawianiu i obsiewaniu nawet takich poletków które, leżąc niemal odłogiem,
mogły wydawać plon jedynie... urągający najelementarniejszej rachunkowości.
Dziś
zwrot od gospodarki ekstensywnej do intensywnej wre na całej linji nawet
słabej
kultury rolnej. Cała gospodarka rolna stoi już dziś pod hasłem: dobywać z
małego

background image

obszaru ziemi jaknajwiększe plony! Urabianie i obsiewanie pól słabych, —
których
ślę nie może użyźnić, pól dalekich od dworu, — stoi w sprzeczności z
racjonalną
gospodarką.
Od ekstensywnej do intensywnej gospodarki przejść też musimy w dziedzinie
polityki narodowej polskiej.
A mianowicie:
Oto przez sto lat z okładem, pomimo twar-

53

dych warunków, chwilami nawet rozpaczliwych, uprawialiśmy, z wytrwałością
godną
najświętszej sprawy: poletki „idei Jagiellońskiej".. Zdarzały się lata
urodzajne, gdy pogodniejszy jaki wypadł rok; zazwyczaj jednak — nieopłacał
się
wysiłek. Dużo trosk, fatyga niezmierna, koszt znaczny, ekspens ogromny, a
rezultat albo żaden albo minimalny. Mowa, rzecz prosta, nie o dochodności
prywatnej własności polskiej na t. zw. „kresach" gdyż pojedyncze fortuny i
przedsiębiorstwa oczywiście, że rentowały, rentują i rentować będą zawsze
gdy
się je postawi i utrzyma na stopie odpowiedniej; mowa tu o zyskach — idei
Jagiellońskiej, Co zyskała idea Jagiellońska (jako najszerszy wyraz
polityki
narodowej wszechpolskiej) na tem, że w jej winnicy pracowały setki i
tysiące
rodaków naszych, pełniąc służbę „kresową" nieraz cięższą, niż żywot
kolonisty na
uroczyskach pustynnych w dżunglach i dziewiczych lasach?
Zyskał niewątpliwie kraj gdzie bytowały a tembardziej działały fortuny
polskie,
kapitały polskie, polską energja, polska kulturalność. Ale idea, w imię
której
„trwano na posterunku" nie zyskała nic dlatego, że zyskać nie mogła pod
ciosami,
które na nią nie przestały walić się w ciągu lat stu z okładem.
Na „trwaniu na posterunku" hen, tam na „kresowych" rozłogach zyskała polska
własność prywatna. Prawda, że pękła tu i owdzie nawet

54

magnacka fortuna, ale z drugiej strony ileż to „panów na czterech chłopach"
dorobiło się na wdzięcznym warsztacie wcale, wcale pokaźnego dorobku, ileż
to
fortun polskich np. ziernskich powstało na kresowych ziemiach b.
Rzeczypospolitej w ciągu stu lat z okładem! Ile rozmaitych polskich
przedsiębiorstw zakwitło!
Nie chodzi nam atoli o branie pod probierz statystyki lub bilansów interesu
prywatnego jednostek. Chodzi nam o rozwiązanie zagadnienia: co zyskał
interes
nasz narodowy na uprawianiu, przez sto lat z okładem, „idei Jagielońskiej"
przez
ogromne zasoby, materjalne i duchowe, naszych sił narodowych?
W zysku mamy oto to, że mnóstwo, nie ' przebrane mnóstwo naszych sił
narodowych
— mających swój wyraz w kapitale i intelekcie — nie zdobyło na tak zwanych
kresach ani piędzi takiego polskiego stanu posiadania, któryby mógł mieć
znaczenie dla ukonsolidowania naszej Ojczyzny. Wręcz zaś przeciwnie, te
zasoby
kapitału i intelektu przygwożdżone do „kresowych placówek", jeżeli nawet
nie
potopniały na swych, nieraz „straconych posterunkach", jeżeli nawet
rozrosły się
tam i spotężniały, to jednak były nieobecne tam, gdzie mogły oddać
nieocenione

background image

usługi konsolidowaniu się Ojczyzny naszej porozbiorowej t. j.
konsolidowaniu się
jednolitej grupy narodowej polskiej, zajmującej choćby szczupłe terytorja,
ale
za to pokryte

55

zwartą masą ludzkości polskiej, zasobnej do możliwych granic w pieniądz,
kulturę, oświatę i solidarność narodową.
Ponadto: rozproszenie się po olbrzymich „kresach" sił naszych narodowych (w
znacznej mierze bardzo, a bardzo pokaźnych) osłabiło jądro etnograficznej
ojczyzny naszej pozbawiając je najdrogocenniejszych żywiołów, pozwalając na
odpolszczanie naszego stanu posiadania w owem właśnie naszem przyrodzonem
jądrze
ojczyznianem. Podczas gdyśmy łapali sokoła na sęku, wyrwał się nam wróbel z
dłoni. Podczas gdy tysiące najdzielniejszych i najzasobniejszych rodaków
naszych
„trwało" na „kresach" broniąc polskiego stanu posiadania...
in partibus infidelium, w samem gnieździe etnograficznem, w samym ojczystym
„domu" Polski topniał, topniał, topniał — polski stan posiadania!
Stało się to, co jakoby miało grozić Rosji środkowej, rzekomo zbyt
troszczącej
się o dobrobyt swoich kresów państwowych; stało się polskie „oskudnienije
centra".
Czy w Polsce etnograficznej (której granice zarysowaliśmy na wstępie do
wskazań
niniejszych) mamy ludność jednolitą polską? Czy w Polsce etnograficznej
wszystek, najróźnorodniejszy stan posiadania znajduje się w polskich
rękach?
Odpowiedź wypadnie fatalniejsza niż proste zaprzeczenie. Wypadnie
odpowiedzieć,

56

że, niedaleko szukając, nie zaglądając ani na Szlązk ani do Galicji ani w
Poznańskie, oto w samej Warszawie miejski stan posiadania polski
systematycznie
— kurczy się.
...Tymczasem kapitały i przedsiębiorczość polska tkwią gdzieś nad
witebskiemi
jeziorami wśród łotyszów i burłaków; użyzniają kraj wschodnio - galicyjski
dla... Rusinów; na Suwalszczyznie pracują ad - majorem gloriam odradzania
się
narodu... litewskiego; zaprzepaszczają siły swoje i środki w
odgermanizowywanie
nie dających się już odzyskać żywiołów zamiast wzmacniać siły rdzennego
żywiołu
polskiego — centralnego.

Pod tytułem „Polacy i polskość na Litwie i Rusi" wydał świeżo p. E.
Maliszewski
broszurę, na pozór, nader suggestyjną. Wykazuje w niej p. Maliszewski
czarne na
białem, że — łącznie z niewielką grupą włościan Polaków siedzących na,
ziemiach
nadziałowych w gub. wileńskiej i grodzieńskiej — wciąż jeszcze jest obecnie
Polaków na Litwie i Rusi ogółem 2.400,000 a zaś ziemi w rękach polskich
pozostało tam jeszcze conajmniej pięć miljonów morgów.
Imponujące cyfry! Zdolne olśnić zwłaszcza Polaków z Królestwa gdzie 30 — 50
morgowy

57

mająteczek zwie się szumnie „dobrami". Nic atoli olśniewającego w tych
cyfrach

background image

nie znajdzie ten, co zżył się ze świadomością, że np. gubernia wileńska
jest o
1000 kwadratowych kilometrów... większa niż Szwajcarja, a że np. gub.
mińska
mogłaby granicami swemi objąć prawie dwie gubernie wileńskie. W stosunku
tedy do
ogromnych obszarów dziewięciu guberni, wileńskiej, kowieńskiej,
grodzieńskiej,
mińskiej, witebskiej, mohilewskiej, wołyńskiej, kijowskiej i podolskiej (co
za
terytorjum!) cyfra pięciu miljonów morgów (nawet nie dziesięcin) nie jest,
doprawdy, — imponującą. Tak zupełnie jak nie zaimponować stałemu
mieszkańcowi
Białejrusi nawet trzystu tysiącami dziesięciu ordynacji dawidgródzkiej ks.
Stanisława Radziwiłła. Że wszelka wogóle terytorjalna statystyka na Litwie
i
Rusi może dosięgać cyfr gdzieindziej „niebywałych", miał przeczucie nawet
Goniec
warszawski pisząc swego czasu, że liczba 158,000 dziesięcin utraconych od
roku
1905 przez Polaków na Litwie i Rusi, z pewnością jest czterokrotnie
mniejsza od
rzeczywistej. Niewątpliwie! Przypomnijmy, co pisał w Gazecie Warszawskiej
p.
Mielnicki, wyborny znawca Białejrusi, o ziemi „polskiej" w gub. witebskiej
gdzie
przecie jeszcze w 1877 było w polskich rękach przeszło 970,000 dziesięcin.
Pisał: „O ile dalej w dotychczasowem tempie będziemy w guberni witebskiej
tracili ziemię, to

58

za lat 20 pozostanie już tylko wspomnienie, że tu byli Polacy, mowa polska
odzywać się będzie chyba z ust starych dziadów żebrzących pod kościołami, a
polskie epitaphia na płytach cmentarnych będą przemawiały tylko echem
zmarnowanej przeszłości". Gorzkie słowa, ale na najautentycznieszej
rzeczywistości ufundowane i dające się zastosować do całego naszego
ziemskiego
stanu posiadania na całej przestrzeni Litwy i Rusi.
P. Maliszewski szuka oparcia dla swego optymizmu w tem, że Litwa i Ruś
nietylko
nie są przeludnione ale nawet cierpią na brak ludności (w Królestwie około
100
mieszkańców na kilometr kwadratowy a np. w gub. mińskiej... 29). Ergo —
konkluduje p. Maliszewski — żywioł polski na Litwie i Rusi ma gdzie
rozrastać
się i pracować. Czego jak czego ale warsztatu dla pracy i gruntu pod nogami
mu
nie zabraknie. Zapomniał p. Maliszewski, że równomiernie z rozrastaniem się
żywiołu polskiego będą też rozrastały się i wszystkie inne żywioły
etnograficzne
zaludniające Litwę i Ruś, a będą rozrastały się — szybciej i obficiej...
Jeżeli zaś p. Maliszewski dochodzi do ostatecznego wniosku, że: nie powinno
być
mowy o żadnej likwidacji polskiego żywiołu na Litwie
i Rusi lecz przeciwnie powinna się tam wzmódz tego żywiołu prężność, to
należy
odpowiedzieć również bez ogródek:

59

Nikt nie myśli propagować żadnej gwałtownej i ryczałtowej „likwidacji". Dla
tej
prostej choćby przyczyny, że nie żyjemy w czasach' wędrówki narodów oraz,
że

background image

wszelki radykalizm przewrotowy ekonomiczny jest, krótko mówiąc, absurdem.
Ale —
zamiast dotychczasowego pustego łamania rąk nad zmniejszaniem się polskiego
stanu posiadania na Litwie i Rusi oraz gołosłownego „stawiania pod pręgierz
sprzedawczyków" należałoby ten naturalny i nieuknikniony objaw, zarówno
ekonomicznej jak. politycznej natury, skierować na tory — racjonalne. A
mianowicie.
Należałoby przedewszystkiem wykreślić ścisłe granice Polski etnograficznej;
nie
cofając się przed uznaniem np. części gubernji suwalskiej za terytorjum
etnograficznie — litewskie,, a wschodnich dzielnic Galicji za terytorjum
etnograficznie — rusińskie, oczywiście godząc się na wszelkie takiego
uznania
konsekwencje. Należałoby następnie uznać za pożądane a nawet za obowiązek
narodowy: zasilanie Polski etnograficznej wszystkiemi siłami kulturalnemi i
kapitalistycznemi wycofywanemi z t. zw. „kresów b. Rzeczypospolitej" Nie
obawiając się „przeludnienia"; nie cofając się wobec wysokich cen wszelkiej
nieruchomości, wszelkiego stanu posiadania w granicach Polski
etnograficznej.
Niebyłaby to zresztą ofiarność bezwzględna. Do jak zawrotnej wysokości może

60

jeszcze podnieść się np. wartość realna warszawskich kamienic, któż zdoła
przewidzieć?
Zanosi się wcale niedwuznacznie na to, że Polska etnograficzna, na rubieży
germańskiego i słowiańskiego świata, z olbrzymią — w niedalekiej już może
przyszłości — Warszawą u pryncypalnego międzynarodowego traktu Paryż -
Pekin,
stanowić będzie warsztat dla wręcz kolosalnej spółki kapitału i pracy.
Zwartość
zaś plemienna całej ludności odbije się niewątpliwie na całem życiu
duchowem
kraju, zasilanego przez możliwą pełnię: twórczości, energji, kultury i
zasobności polskiej.
Ten najtreściwszy — z natury rzeczy — zarys realnej polityki narodowej
polskiej,
polegający nie na rozpraszaniu ale na skupianiu sił, możnaby ująć w ulotny
aforyzm, łatwiejszy do zapamiętania niż szeregi programowych punktów.
Brzmiałby
ów aforyzm:
Nabycie i utrzymanie w polskiem ręku jednej kamienicy w Warszawie jest
czynem
patrjotycznym, sto razy donioślejszym, niż tkwienie z pełną kabzą i w pełni
sił
życiowych, albo z resztkami jednej i drugich gdzieś w mińskich błotach, pod
kurlandzką granicą, na czernihowskich czarnoziomach, albo gdzieś pod
Kołomyją.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
plany wobec narodu polskiego-ppr254, ► Ojczyzna, Dokumenty
Położenie Polski i jego konsekwencje
zydowski narod nie istnieje, ► Ojczyzna, Dokumenty
Naród Polski w walce z okupantem, gimnazjum.liceum referaty
gwary polskie, Moja ojczyzna
Klimat Polski i jego charakterystyka, Studia, 1-stopień, inżynierka, Ochrona Środowiska, Meteorologi
Geologia, 3, GZW- znajduje się w poludniowo zachodniej czesci polski jego granice stanowia wychodnie
Program rozwoju WOjska Polskiego i jego realizacja II RP
Godło Polski a Intronizacja Chrystusa Króla Polski, POLSKA - OJCZYZNA UKOCHANA
Społeczeństwo polskie i jego problemy
3 20141102 Proklamacja przejecia wladzy przez Narod Polski
PYTANIE 2 Pochodzenie języka polskiego i jego miejsce wśród języków Europy
Łukasz Gołębiowski Lud polski, jego zwyczaje, zabobony (1884)
Abp Michalik naród polski może wymrzeć
My, Narod Polski Poprzyjcie to! (1)
1795 wesele stanisława wyspiańskiego jako główny dramat epoki młodej polski i jego wartość artystycz

więcej podobnych podstron