AbbyGreen
Zapachkobiety
Tłumaczenie:
BarbaraBryła
ROZDZIAŁPIERWSZY
Leila Verughese zastanawiała się właśnie ponuro, co się stanie, kiedy kurczące
sięzapasyjejperfumwyczerpiąsięostatecznie,gdykątemokacośdostrzegłaiod-
wróciłasię,zulgąodrywającsięodtychsmutnychmyśli.Ujrzałalśniącyczarnysa-
mochód, zatrzymujący się przed jej małą perfumerią Dom Leili na Placu Vendôme
w Paryżu, którą odziedziczyła po matce. Przyglądając się bliżej, dostrzegła istną
flotyllęczarnychlśniącychsamochodów.Pierwszyznichmiałnamascepowiewają-
ce flagi, ale nie zgadła, z jakiego kraju pochodziły. Chociaż przez większość życia
identyfikowała uroczyste kawalkady gości ekskluzywnego Hotelu Ritz po drugiej
stronieplacu.
Zsamochodunaprzedziewyskoczyłmężczyznazesłuchawkąwuchu,najwyraź-
niej ochroniarz. Rozejrzał się, zanim otworzył tylne drzwi samochodu. Oczy Leili
zrobiłysięokrągłenawidokwyłaniającejsięznichpostaci.
Był to mężczyzna, którego męskość emanowała z niego niczym wyładowania
energii.Miałdobrzeponad metrosiemdziesiątpięćwzrostu ibyłpotężnie zbudo-
wany.Nosiłdługi,czarnypłaszcz.Najwyraźniejzmierzałwkierunkujejsklepu,ale
nagle zatrzymał się. Dostrzegła grymas irytacji na jego twarzy. Odwrócił się i za-
cząłrozmawiaćzkimśsiedzącymnatylnymsiedzeniulimuzyny.Zżoną?Dziewczy-
ną?Podszedłioparłdłońnadachusamochodu,konsultującsięzosobąwewnątrz.
Leilimignęłodługie,nagieopaloneudoilśniąceblondwłosy.Mężczyznawypro-
stowałsięizacząłiśćwstronęsklepu.DopieroterazLeilamogłasięprzyjrzećjego
twarzy. Nigdy w życiu nie widziała nikogo tak bezczelnie pięknego. Miał smagłą
ciemnooliwkową cerę, wystające kości policzkowe i zmysłowe usta. Głęboko osa-
dzoneoczy,wyrazistebrwiijeszczemocniejzarysowanąszczękę,terazzaciśniętą,
ipełnąirytacjiminę.Ciemnewłosybyłykrótkoostrzyżone.Podchodziłcorazbliżej,
aLeilajaksparaliżowanastaławciążbezruchu.Nasekundę,zanimjeszczeotwo-
rzyłdrzwidosklepu,ichoczysięspotkały.Wyobraziłasobiewtedyniedorzecznie,
żeolbrzymi,drapieżnyptakolśniącychpiórachpikujewjejstronę,abychwycićją
wswojeszponyiporwaćzesobąwdal.
KroczącywstronęperfumeriiAlixSaintCroixledwiezauważyłzaszybąciemno-
włosąsprzedawczynię.„Zróbminiespodziankę”.Zacisnąłusta.Gdybypoprzednia
noc nie była tylko… przyjemna, chętniej sprawiłby niespodziankę kochance. Jedy-
nym powodem, dla którego spełniał nieoczekiwany kaprys Carmen, której właśnie
zachciało się perfum, była chęć uwolnienia się od jej towarzystwa. Pojawiła się
wjegoapartamenciepoprzedniejnocy,apotemuprawialiseks…zadawalająco.Za-
stanawiałsię,kiedyporazostatniżądzapochłonęłagoażdozatraceniasięwroz-
koszy?Nigdy.
Byłznudzony.Aponieważkobietywyczuwajątakierzeczysiódmymzmysłem,ko-
chankastałasiębardzouległaiurocza.Takbardzo,żebudziłotojegoirytację.Po
całymdniuoglądaniawychudzonychmodelek,paradującychpowybieguwtęizpo-
wrotem, był jeszcze bardziej poirytowany. Pchnął drzwi do perfumerii z większą
siłą,niżtobyłopotrzebne,idopierowtedydostrzegłsprzedawczynię,patrzącąna
niegozmieszaninąszokuipodziwunatwarzy.Naprzestrzenitejsamejnanosekun-
dy zauważył też, że była najpiękniejszą kobietą, jaką widział w życiu. Drzwi za-
mknęły się za nim i dzwonek brzdęknął melodyjnie, ale nie zwracał na to uwagi.
Miała jasnooliwkową cerę, prosty nos i pełne, miękkie wargi. Bardzo seksowne.
Mocnozarysowaną,choćdelikatnąbrodę,wystającekościpoliczkowe.Lśniącewło-
syspływałyjejnaramionaniczymczarnyjedwab.Aletojejoczygopowaliły…Były
jak wielkie, jasne szmaragdy, okolone długimi, czarnymi rzęsami w obramowaniu
wdzięcznie wygiętych czarnych brwi. Wyglądała jak księżniczka z Dalekiego
Wschodu.
–Kimpanijest?–Czytobyłjegogłos?Brzmiałochryple.Wbrzuchuikrwipoczuł
ogień.Tensam,nadbrakiemktóregoubolewałzeszłejnocy.
Zamrugałaidługierzęsyzasłoniłynamomenttepiękneoczy.
–Jestemwłaścicielkąsklepu,nazywamsięLeilaVerughese.–Toegzotycznena-
zwiskobardzodoniejpasowało.
Wyciągnąłrękę.
–AlixSaintCroix.
Błyskwjejoczachoznaczał,żegorozpoznaje.Zarumieniłasię.Uznałcynicznie,
żeoczywiściemusiałaonimsłyszeć.Boktoonimniesłyszał?
Podałamudłoń.Małą,delikatnąichłodną,alejejdotykwywołałgłębokowjego
wnętrzu piorunujące wrażenie. Krew w nim zawrzała, chociaż zwykle przyglądał
siękobietomitaksowałje,panującnadpożądaniem.Takobieta…Leila…byłanie-
zaprzeczalnie piękna. Niczym farmaceutka nosiła biały fartuch, narzucony na
skromną, błękitną bluzkę i czarne spodnie. Nawet w butach na płaskim obcasie
byławysoka;sięgałamudoramienia.Wyobraziłjąsobiewwysokichszpilkach.Jak
bliskobyłybywtedyjejusta,gdybytylkolekkosiępochylił…
CofnęłarękęiAlixzamrugał.
–Szukapanperfum?
Mózg pracował mu ospale. Perfum? Dlaczego miałby szukać perfum? Carmen.
Czekałananiegowsamochodzie.Natychmiastspochmurniał.
– Przepraszam, nie… – Zaklął cicho. Co się z nim działo? – To jest tak, szukam
perfum.Dlakogoś.
–Mapannamyślijakiśkonkretnyzapach?
Ztrudemodciągnąłodniejwzrokirozejrzałsięposklepie.Wszędziewisiałylu-
stra. Na szklanych półkach stały złocone flakony perfum, nadając pomieszczeniu
złocistąpoświatę.Wystrójbyłbogaty,alebezzadęcia.Niebyłozaduchuperfum,ty-
powegodlatakichsklepów.Wnętrzebyłochłodne,tchnęłospokojem.Takjakona.
–Szukamperfumdlaswojejkochanki–powiedziałzroztargnieniem.
Zacisnęła usta, z wyraźną dezaprobatą. To było intrygujące. Nikt nie okazywał
muprawdziwychemocji.Zmarszczyłbrwi.
–Mapaniztymjakiśproblem?
Zaczerwieniłasię.
–Niedomnienależyocena,jakieokreśleniejeststosownedlapańskiej…partner-
ki.
Złanasiebiezaokazywanieemocji,podeszładopółki,szukającpróbekperfum.
Jejojcieczaproponowałkiedyśmatce,żebyzostałajegokochanką.Jużpotym,jak
urodziła mu nieślubną córkę. Uwiódł Deepikę Verughese, przybywając do Indii,
żeby robić interesy z dziadkiem Leili. Potem, kiedy przyjechała za nim do Paryża,
przebywszy daleką podróż z Dżajpuru, zhańbiona i ciężarna, odwrócił się do niej
plecami. Zbyt dumna i rozgoryczona nie chciała potem zostać jego utrzymanką.
Opowiedziała Leili tę historię, zwracając jej uwagę na flamy rozmaitych sławnych
ludziidygnitarzy,przychodzącedosklepu.Tomiałabyćlekcjanatemattego,coko-
bietajestgotowazrobićdlapieniędzy.
Leila odsunęła na bok wspomnienia, zła na siebie za okazany brak profesjonali-
zmu.Alezanimzdołałacośpowiedzieć,dostrzegławlustrze,żemężczyznapodcho-
dzi bliżej. W lustrzanym odbiciu wydawał się jeszcze większy, jego ciemna twarz
odbijałasięsetkirazy.Dostrzegła,żemiałbardzociemne,szareoczy.
–Paniwie,kimjestem?
Przytaknęła. Wiedziała, kim był, jak tylko podał swoje nazwisko. Niesławny wy-
gnanykrólmałegokrólestwanawyspieuwybrzeżyAfrykiPółnocnej,nieopodalPo-
łudniowejHiszpanii.Zasłynąłjakogenialnyfinansista,maczającpalcewkażdejnie-
mal branży, niedawno inwestując w pola naftowe na Bliskim Wschodzie. Krążyły
plotki,żezamierzasięupomniećoswójtron.Alewtejchwiliinteresowałgotylko
zakupbłahostkidlaswojejkochanki.Niemiałapojęcia,dlaczegotakjątozirytowa-
ło.
AlixSaintCroixmówiłdalej:
– Mężczyzna taki jak ja nie miewa dziewczyn ani partnerek. Ja biorę sobie ko-
chanki. Kobiety, które wiedzą, czego mogą się spodziewać, i nie oczekują niczego
ponadto.
Wiedziała wszystko o mężczyznach takich jak on. Demonstrując swój cynizm,
sprawił,żepoczuławściekłość.Skrzyżowałaramionanapiersi.
–Niewszystkiekobietysątakcyniczne,jakpantoprzedstawia.
–Kobietyobracającesięwmoichkręgachsą.
–Cóż,możetozbytwąskiekręgi.–Niemogłauwierzyć,żetesłowawylatująjej
zust.Alezirytowałją,poruszającczułąstrunę.Byłapewna,żemężczyznawypad-
niezesklepujakburza.Kujejzaskoczeniujednaktylkosięskrzywił,cosprawiło,
żewyglądałjeszczeseksowniej.
–Możliwe.
Zrobiłojejsięgorąco.Wpatrywałsięwniązeskupieniem.Sięgnęłaponajbliższy
flakonperfumipopchnęłagowjegokierunku.
– To jeden z naszych najlepiej sprzedających się zapachów. Ma kwiatową bazę
znutącytrusów.Lekkiikorzenny,idealnynacodzień.
Potrząsnąłgłową.
–Nie,chcęczegośbardziejwyrazistego.Zmysłowego.
Zbrzękiemodstawiłaflakonisięgnęłapokolejny.
–Azatembardziejodpowiednibędzieten.Kwiatowanutagłowy,alezdrzewną,
piżmowąbazą.
Przechyliłnabokgłowę.
–Trudnopowiedzieć,dopókisięniepowącha.
Zrobiłojejsięzaciasnowbluzce.Cosięzniądziało?Odwróciłasiędoladyisię-
gnęłapopasekpapieruzesłoja,byrozpylićnanimperfumy.Chciała,żebyjepową-
chałisobieposzedł.Wytrąciłjązrównowagi.Alezanimzdołałarozpylićperfumy,
zacisnąłdłońnajejramieniu.
– Nie na papierze. Chyba zgodzi się pani, że zapach najlepiej można ocenić na
skórze.
–Tozapachkobiecy–odparłaoszołomiona.
–Więcproszęrozpylićgonaswójnadgarstek.
Doznała szoku, jakby polecił jej zdjąć ubranie. Często spryskiwała swoje nad-
garstki, żeby ktoś mógł poczuć istotę zapachu, ale w jego ustach ta prośba za-
brzmiaławręcznieprzyzwoicie.Modlącsię,żebyrękajejniezadrżała,podwinęła
rękaw i spryskała nadgarstek. Chłodna mgiełka dotknęła jej skóry i poczuła lekki
dreszcz.Nagledotarłodoniej,jakzmysłowebyłotodoznanie.
Alix Saint Croix ujął wierzch jej dłoni, obejmując ją długimi palcami. Schylił się,
żebypowąchaćperfumy,zbliżającciemnągłowędojejpiersi.Wpatrywałsięwnią.
Zbliskadostrzegławjegotęczówkachplamkiszarościniczymsrebrzystartęć.Kie-
dypoczułanaskórzemuśnięciejegooddechu,zabrakłojejtchu.Namyślałsiędługo,
aonawtymczasiezmieniłasięwkłębeknerwów.Nagledostrzegłacośponadjego
głową. Wysoka blondynka wysiadła z samochodu z telefonem przy uchu. Miała na
sobienieprzyzwoicieobcisłą,jedwabnąsukienkęidziwacznienieodpowiedninaje-
sienne chłody żakiet. Mężczyzna wyprostował się i spojrzał w okno. Zesztywniał,
kiedyjegodziewczyna–kochanka–zaczęłagestykulowaćwjegostronęzwyraźną
irytacją,wciążrozmawiającprzeztelefon.
–Pańska…hmm…kochankaczekanapana.–GłosLeilibrzmiałochryple.Puścił
gwałtowniejejdłoń,aonanatychmiastschowałajązasiebie.
–Wezmęje.
Wodpowiedzizamrugała.
–Teperfumy–dodał.
Poderwałasiędodziałania.
–Oczywiście.Chwileczkę,tylkojezapakuję.
Chwyciłatorebkęibibułkęiszybko,choćniewprawniezapakowałaflakon,wytrą-
conacałkowiciezrównowagi.Kiedyskończyła,wręczyłamutorebkę,unikającjego
wzroku. Zwitek banknotów wylądował na ladzie, ale nie przeliczyła pieniędzy. On
bez słowa odwrócił się i wyszedł ze sklepu, chwytając swoją… kimkolwiek była…
podrękęipopychającjązpowrotemdosamochodu.
Jego zapach ciągnął się za nim. Szóstym zmysłem Leila rozpoznała jego kompo-
nenty.Poczułagojużwchwili,kiedymężczyznawszedłdosklepu.Tenzapachbył
czysty,znutączegośniezwyklemęskiego,cozcałąpewnościąniepochodziłozper-
fum.Byłtaksugestywny,żeprzyniósłbykomuśfortunę,gdybytylkoudałosięgoza-
mknąć we flakonie. Czysta esencja samczej męskości w sile wieku. Wyrazista.
Znutąpiżma.
Puls podskoczył jej gwałtownie. Co się z nią działo? Ten mężczyzna był królem
imiałkochankę,czegosięnawetniewstydził.Pomyślałaoinnymmężczyźnie,który
przyszedłkiedyśdosklepuibardzozręczniesiędoniejzalecał.Potemzamieniłsię
wokropnegotypa,kiedyniedałamutego,czegochciał…Acobyłobardzodalekie
odtego,czegoonachciała.
Przezchwilępatrzyławoszołomieniunapieniądzenaladzie,zanimuświadomiła
sobie,żemężczyznazapłaciłjejowielezadużo.Alewtymmomenciemyślałatylko
o tamtym spojrzeniu, które jej rzucił, zanim wsiadł do samochodu. To spojrzenie
zdawałosięmówić,żetuwróci.Itoszybko.Wiedziała,żeniepowinnasiętymeks-
cytować.Alenawetwspomnieniazprzeszłościniemogłytemuzapobiec.
Niecopóźniejzamknęłasklepiposzłanagórędomałegomieszkania,którecałe
życiedzieliłazmatką.CiągnęłojądooknawychodzącegonaPlacVendôme.Opero-
walornetka,przezktórąjejmatkacałymilatamiobserwowałagościzRitza,leżała
tużobok.Leilapodniosłajądooczu,kierującwstronęokienhotelowychpokoi,iza-
marła. Na tle jasno oświetlonego, luksusowego apartamentu dostrzegła znajomą
męskąpostać.Tobyłon.AlixSaintCroix.Stałtyłemdoniej.Miałnasobiekamizel-
kę,koszulęispodnie.Ręcetrzymałwkieszeniach,anapiętatkaninaopinałajędrne,
umięśnione pośladki. Patrzył przed siebie i Leila zesztywniała, dostrzegając towa-
rzyszącąmukobietę.Niemiałajużnasobieżakietu,atylkolekkąsukienkę.Opalo-
neciałolśniło,jakurasowejklaczy.Leilarozpoznaławniejznanąwświeciemodel-
kę reklamującą bieliznę. Kobieta trzymała coś w dłoni. Zamigotało szkło. To była
butelkaperfum.Kobietarozpyliłaperfumynaswójnadgarstekipowąchała,uśmie-
chającsięseksownie.RozpyliławięcejzapachunaswojeciałoiLeilaskrzywiłasię.
Trickzperfumamipolegałnatym,żemniejznaczyłowięcej.Kobietacisnęłaflakon
na fotel obok i zaczęła opuszczać wolno cieniutkie ramiączka sukienki. Zdjęła ją,
obnażającmałe,alepięknepiersi.Leilawestchnęła.Samanigdyniezdobyłabysię
na coś takiego. A wtedy Alix Saint Croix poruszył się. Odwrócił się i podszedł do
okna. Przez chwilę zamajaczył w lornetce Leili, wypełniając obraz swoją twarzą.
Miałzaciętąminę.Zaciągnąłkotarę,zasłaniającwidok,jakgdybywiedział,żeLeila
obserwujegozdrugiejstronyplacuniczympodglądacz.
Zniesmaczonasamasobąodłożyłalornetkęizaczęłachodzićnerwowopomiesz-
kaniu. Jak mężczyzna taki jak on mógł w ogóle przykuć jej uwagę? Był dokładnie
taki,przedjakimiostrzegałająmatka.Bogatyiarogancki.Postrzegałkobietywy-
łączniejakomateriałnakochanki,niewątpliwiewymienianezniepokojącączęstotli-
wością,gdytylkotraciłypowabnowości.
Pełnatłumionejenergiizałożyłamarynarkęiwyszłanaspacerdopobliskichogro-
dów Tuileries. Powtarzając sobie w kółko, że po pierwsze nic się nie wydarzyło
zAlixemSaintCroixdzisiajwjejsklepie,podrugie,żeitaknigdywięcejgoniespo-
tka,ipotrzecie,żenicjejtoprzecieżnieobchodzi.
Kiedy następnego dnia poszła zamknąć drzwi frontowe do sklepu, zapadał już
zmierzch.Miałazasobądługidzień,zmałąliczbąklientówiledwodwiemadrobny-
mitransakcjami.Zpowodurecesjiniszowefirmypadałynałebnaszyjęikiedyfa-
brykaprodukującaeliksirynapotrzebyjejsklepuzostałazamknięta,Leilaniemiała
wystarczających środków, żeby szukać nowego producenta. Musiała się pozbyć
resztekakcjiwnadziei,żeprzydobrympopyciezdobędziepieniądzepotrzebnedo
wznowieniaprodukcjiperfum.
Właśniemiałaprzekręcićzamekwdrzwiach,kiedyprzezszybęujrzałaznajomą,
wysokąciemnąpostaćwtowarzystwiedwóchinnychmężczyzn.
Wygnany król o tragicznej przeszłości. Zeszłego wieczora w chwili słabości po-
szukaławinternecieinformacjinajegotemat.Przeczytałaotym,jakjegorodzice
i młodszy brat zginęli w czasie przewrotu wojskowego na wyspie. Jego ucieczka
zkrajuiżycienawygnaniuobrosłyjużwlegendę.
Instynkt kazał jej szybko zamknąć drzwi i opuścić roletę, ale on był już przed
drzwiamiipatrzyłnanią.Uśmiechałsięlekko.Całodziennyzarostocieniałmubro-
dę.Posłusznazawodowemuimpulsowi,wbrewsobiesamejotworzyładrzwi.Wszedł
dośrodka.Niechcąc,byznowuwytrąciłjązrównowagi,przybrałagrzeczną,pro-
fesjonalnąmaskę.
–Czypańskiejkochancepodobałysięperfumy?–Obraztamtejkobiety,wykonują-
cejprzednimstriptiz,odbierałjejspokój.
AlixSaintCroixmachnąłlekceważącoręką.
–Podobałyjejsię.Aleniedlategotujestem.
–Zostawiłmipanowielezadużopieniędzy.
Przeszłazaladęiwyjęłakopertę,wktórejschowałapieniądze.Zamierzałapod-
rzucićmujedohotelu,aleprzezcałydzieńniemogłasięzdobyćnaodwagę.Wycią-
gnęłakopertęwjegostronę,aleledwonaniąspojrzał.
–Chcęzabraćpaniąnakolację.
Wpanicezacisnęładłońnakopercie,zgniatającją.
–Copanpowiedział?
Rozpiąłpłaszcz,wkładającręcedokieszeni.Tengestodsłoniłkolejnynieskazitel-
nygarnitur,pięknieuwidaczniającyimponującemuskuły.
–Powiedziałem,żechciałbym,abytowarzyszyłamipaninakolacji.
–Przecieżmapankochankę.–Zmarszczyłabrwi.
Szareoczyprzybrałyodcieństali.
–Onaniejestjużmojąkochanką.
–Widziałamwas.Byliścierazem…–Zrobiłojejsięgorąco.Niechciała,bypomy-
ślał,żegoszpiegowała.Dodaławięcszybko:–Sprawiaławrażenie,jakbyścienadal
byliparą.
TwarzAlixabyłanieprzenikniona.
–Jakpowiedziałem,niejesteśmyjużrazem.
Poczuła niesmak. Mężczyzna taki jak on oczywiście zmieniał kobiety bez naj-
mniejszegotrudu.
–Nawetpananieznam,jestpandlamniezupełnieobcymczłowiekiem.
–Rozmowaprzykolacjimogłabytemuzaradzić,czyżnie?
Miała ochotę uciec, ale była w końcu we własnym sklepie. Na swoim terenie.
Wszystko w niej krzyczało, żeby mu się oprzeć. Był zbyt wspaniały, zbyt wysoki,
zbytsławny…
–Widziałamwas.Nienaumyślnie.Wyglądajączmojegooknawczorajwieczorem,
ujrzałampanawpańskimapartamencie.Znią.Rozebrałasięprzedpanem…
Zmrużyłoczy.
–Jateżcięwidziałem…podrugiejstronieplacu,majaczącąwoknie.
Pobladła.
–Naprawdę?
–Totylkoutwierdziłomniewprzekonaniu,żepragnęciebie,aniejej.
–Zasłoniłpanokno.Dlazachowaniaprywatności.
–Tak.Dlazachowaniaprywatności,kiedypoprosiłemją,żebysięubrałaiwyszła,
bowszystkomiędzynamiskończone.
Zadrżałazpowoduchłodubijącegoztychsłów.
–Jakietookrutne.Chwilęwcześniejkupiłjejpanprezent.
Błyskbezgranicznegocynizmurozświetliłszareoczy.
–Proszęmiwierzyć,kobietapokrojuCarmenniejestnaiwnąidiotką.Wiedziała,
żetokoniec.Czybymciępoznał,czynie.
Wzdrygnęłasięizwalczyłapłynącąztrzewipokusę,żebypójśćzanimnaoślep.
–Dziękujęzazaproszenie,aleobawiamsię,żemuszęodmówić.
Ściągnąłbrwi.
– Jest pani mężatką? – Rzucił spojrzenie na jej lewą rękę, ale nie dostrzegł ob-
rączki.Zacisnęładłonie,alezapóźno.
–Toniepańskasprawa,sir.Chciałabym,żebypanjużwyszedł.
Na ułamek sekundy Alix Saint Croix spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami,
apotemodrzekłchłodno:
–Doskonale,wtakimrazieprzepraszam,żepaniąniepokoiłem.Dobranoc,panno
Verughese.
ROZDZIAŁDRUGI
Szedł opustoszałym placem, napędzany falą wściekłego niedowierzania. Żadna
kobietanigdynieodtrąciłagowtakisposób.Taknatychmiast.Nazimno.Jakgdyby
przekroczyłjakąśniewidzialnągranicę.Jakgdybyniebył…jejwart.
Zwolniłochraniarzygestemrękiiwszedłdohotelu.Obsługanatychmiastpodąży-
ła za nim biegiem, a windziarz podskoczył na jego widok. Zignorował ich wszyst-
kich.Głowęmiałwypełnionąniedowierzaniem,żepowiedziałamu„nie”.
Zakończył romans z Carmen właśnie po to, żeby zdobyć Leilę Verughese. Kiedy
Carmen rozebrała się przed nim, poczuł tylko niecierpliwą chęć pozbycia się jej.
Podszedłdooknaiujrzałświatłodochodzącezmałegooknanadperfumeriąiszczu-
płąpostaćoklasyczniekobiecychkształtach.Trochęwbrewkanonommodyuosa-
bianymprzezCarmen,zjejmałymipiersiamiiniemalandrogenicznąfigurą.Aletym
bardziejpociągającą.PragnąłLeilizpożądaniem,jakiegonieodczuwałoddawna.
Kiedydotarłdoswojegoapartamentu,zrzuciłpłaszczizacząłkrążyćpopokojach
niczym niespokojne zwierzę. Tak właśnie się czuł. Jak ona śmiała go odtrącić?
Chciałjej.Tejegzotycznejksiężniczkisprzedającejperfumy.Tylkorazchciałkobie-
tyrówniemocno.Byłwtedymłodyinaiwny,dałsięzwieśćpięknemuciałuiniewin-
nościwycyzelowanejdoperfekcji.Dopókipewnegodnianiewszedłdopokojutam-
tejinieujrzałmiędzyjejbladymiudamijednegozeswoichochroniarzy.
Odtamtegoczasupozbyłsięwszelkichemocji,jeślichodziłookobiety.Miewałko-
chanki,którezadowalałygoitowarzyszyłymunaimprezachtowarzyskich.Docza-
su, kiedy wybierze żonę, która zostanie jego królową. To małżeństwo będzie inne
niżtoksycznemałżeństwojegorodziców.Będzieharmonijneiopartenaszacunku.
Myślałotymteraz,botenczasmiałnadejśćniedługo.Jużterazprzedstawianomu
kandydatki na żony, księżniczki z innych księstw, wszystkie niepokojąco przypomi-
nającerasoweklacze.Aleniedbałoto.Jegoprzyszłażonamiałatylkodzielićznim
życie,wypełniaćobowiązkireprezentacyjneizapewnićmuspadkobierców.
WięcdlaczegoLeilazalazłamutakbardzozaskórę?Olśniewałaurodąijegocia-
ło reagowało na nią instynktownie. Kiedy ujrzał ją po raz pierwszy, podziałała na
niego niczym defibrylator, przywracając go do życia. Tylko że nie powinien teraz
tak dalece się rozpraszać. Stanął właśnie przed realną perspektywą odzyskania
tronu.Dążyłdotegoprzezcałeżycie.
A jednak ciągnęło go do okna, przez które zeszłej nocy widział Leilę po drugiej
stronieplacu.Sklepbyłterazciemny,aroletystaranniespuszczone.Poczułbezsil-
nąfrustrację.Oknonadsklepemtakżebyłociemne.Czyżbywyszłazdomu?Zin-
nym mężczyzną? Mówiąc mu „tak”? Zesztywniał cały na tę myśl, a przecież za-
zdrość była mu obca. Od dnia, kiedy wykopał nagiego ochraniarza z łóżka swojej
wiarołomnejkochanki.Alemożetobyłatylkozranionamęskaduma?
Zirytowanywyszarpnąłzkieszenitelefon.Posekundzieuzyskałpołączenieipole-
ciłszorstko:
–Poszukajciewszystkiego,cosięda,natematkobietyonazwiskuLeilaVerughe-
se.MaperfumerięnaPlacuVendômewParyżu.
Rozłączyłsię.Onazpewnościąprowadziłajakąśgrę.Aleniedbałoto,boniebył
jużnaiwny.Zdobędziejąizaspokoitężądzę,zanimjegożyciezmienisiębezpow-
rotniewpełneobowiązkówiodpowiedzialności.Niemiałatakiejmocy,żebygodrę-
czyć.Żadnakobietaniemiała.
PrzezkolejnedniLeila,stojączaladą,bezbłędniewyczuwała,ilekroćlśniącysa-
mochódAlixaSaintCroixmknąłwtęizpowrotempoplacu.Sztywniałazakażdym
razem,kiedymijałjejsklep.Jakgdybychciała,żebysięzatrzymał,wysiadłiprzy-
szedłznowuzaprosićjąnakolację.Byławściekłanasiebie,żetakdalecewyprowa-
dzało ją to z równowagi. Właśnie wtedy zabrzęczał telefon. Dzwoniono z hotelu,
prosząc,żebyprzyniosłapróbkiperfumdlajednegozgości.Zgodziłasięinatych-
miast poczuła niepokój, chociaż nie było w tym nic szczególnego. Goście hotelowi
częstozauważalijejsklepiskładalipotemzamówienia.Kiedyśdostarczałaperfumy
żoniezagranicznegoprezydenta.
Pojawiłasięwhoteluubranaeleganckowciemnygarnituribiałąkoszulę,zwło-
samiupiętymidogóryiprofesjonalnąwalizeczkąnakółkach.Wskazanojejnajwyż-
szepiętro,tosamo,naktórymznajdowałsięapartamentAlixaSaintCroix.Rosnąca
wniejpanikaopadła,kiedywysiadajączwindyudalisięwkierunkuprzeciwnymniż
apartament,którywidziałatakwyraźnietamtejnocy.Otworzonodrzwidojakiegoś
pokojuiwprowadzonojądośrodka.
–Panikliencipojawiąsięzachwilę.Prosili,żebysiępanirozgościłaiprzygotowa-
łaswojepróbki.
–Dobrze,dziękuję.
Kiedyzostałasama,otworzyławalizkęiwyjęłastamtądkilkabuteleczek,zadowo-
lona,żemazajęcieiniemaczasumyślećo…Naodgłosotwieranychdrzwiwstała
iodwróciłasięzuśmiechem,spodziewającsięujrzećkobietę.Tenuśmiechszybko
zgasłnawidokAlixaSaintCroixidrzwizamykającychsięzanimcicho.Klient,nie
klienci. Przez długi moment była świadoma tylko bicia własnego serca, szybkiego
imocnego.
Ubranybyłwczarnespodnieibiałąkoszulęrozpiętąpodszyją.Rękawymiałpod-
winięte.Spoglądałnaniąbłyszczącymioczaminiczymdrapieżniknaswojąofiarę.
Poczuładreszcz.Skinąłgłowąwstronęwalizkileżącejnaotomanie.
–Masztamtakżezapachydlamężczyzn?
Niechcącokazać,jakbardzobyłazbitaztropu,odpowiedziałazimno:
–Nielubię,kiedyzastawiasięnamniepułapki,panieSaintCroix.Aleskorojużtu
jestem,toowszem,mamtakżeperfumydlamężczyzn.
Patrzyłnanią,uśmiechającsięlekko.
–Powiedzianomi,żeregularnieprzychodzisztuudzielaćprywatnychkonsultacji.
Czywszystkichswoichklientówposądzaszozastawianienaciebiepułapek?
–Oczywiście,żenie.Proszęposłuchać,uporajmysięztymszybko.Napewnojest
panbardzozajęty.
Podszedłbliżej,podwijającwyżejrękawy.
–Przeciwnie,mammnóstwoczasu.
Zacisnęła dłonie w pięści. Gotowała się cała w środku i chciała wypaść stamtąd
jakburza…aledokąd?Zpowrotemdopustegosklepu?Dopolerowanianiekończą-
cychsięszklanychpółeczek?Właśniezaproponowałjejlukratywneprywatnekon-
sultacje,nawetjeślimiałniecnezamiary.Niemówiącjużoplikubanknotów,który
zostawiłjejtamtegodnia…Przezwyciężającgniew,zmusiłasiędouśmiechu.
–Oczywiście.Azatem,proszęusiąść.
Ostrożnie zajęła krzesło. Wypakowała sprawnie swoje buteleczki, zawierające
czysteolejeiosobnenaczyniedomieszania.Nieświadomiepodążałazajegozapa-
chem.Upajałjąztakąsamąsiłą,jakkiedypoczułagoporazpierwszy.Wyobraziła
sobie,żemadostępdojegonagiegociałaidośćczasu,abyzbadaćtajemnewonie
jegoesencjiiwydestylowaćjejakoperfumy.Zażenowanawłasnąwyobraźnią,ode-
zwałasię,niepatrzącnaniego:
–Czymapannamyślijakiśkonkretnyzapach?Cosiępanuzwyklepodoba?
–Niemampojęcia–odparłsucho.–Ciągledostajęjakieśnoweperfumyizwykle
używam tych, które mi się akurat podobają. Generalnie nie lubię ciężkich zapa-
chów.
Odniosławrażenie,żeniemówiłwcaleozapachach.Jeślitylkoostrzegałjąwza-
woalowany sposób, że nie zamierzał się angażować, to tracił niepotrzebnie czas.
Boniemiaławcalezamiarupoznawaćgobliżej.Sięgnęłapobuteleczkęizdjęłako-
rek.Zanurzyławśrodkupasekpapieruiwyciągnęłagowjegostronę.
–Copanmyśliotym,monsieurSaintCroix?
–Proszę,mówdomnieAlix.
Zesztywniała z wyciągniętą ręką, nie chcąc się poddawać temu bezwstydnemu
flirtowi.Wziąłodniejpasekiuważniepowąchał,przesuwającgoprzednosemwtę
izpowrotem.
–Podobamisię,cotojest?
–Tofougère,mieszankanutlawendy,mchudębuikumaryny,pozyskanejzfasoli
tonka.Dobrabaza,naktórejmożnastworzyćperfumy,jeślisiępanupodoba.
–Fasolatonka?
Przytaknęła,wyciągająckolejnąbuteleczkę.
–Pozyskujemyingrediencjezapachuzewszystkiego.
Zaczynałasięrozluźniać,koncentrującnaswojejpracy,jakgdybyniebyłocałego
tegoistniejącegomiędzynimipodtekstu.Możemogłagopoprostuignorować.
–TenzapachstworzyłpodkoniecosiemnastegowiekuHoubigant.Dziękinutom
drzewnymjestbardzosugestywny.–Wręczyłamukolejnypachnącypasek.–Proszę
powąchać.
Wciągnąłgłębokopowietrze.
–Tenjestbardziej…egzotyczny?
–Tooudh,dośćrzadkizapach,uzyskanyzdrzewaagarowego.Bardzospecyficz-
ny.Ludziealbozanimprzepadają,albogonieznoszą.
Lekkiuśmiechwykrzywiłmuwargi.
–Podobamisię.Cotoomniemówi?
Wzruszyłalekkoramionami,próbującokazywaćwyłącznieprofesjonalizm.
–Tylkoto,żeodpowiadająpanubardziejzłożonezapachy.Nicdziwnego,królpo-
winiencenićtakrzadkiokaz.
–Królnawygnaniu,żebybyćprecyzyjnym.Czytorobijakąśróżnicę?
Wręczyłamukolejnąpróbkęipowiedziałachłodno:
–Jestempewna,żenierobi.Wciążpozostajepanprzecieżkrólem,prawda?
Zastanawiałasię,najakwielecierpliwościbędziegojeszczestaćwtejgrze.Jak
gdybyktośtakijakonnaprawdęmiałczasnaprywatnekonsultacjewsprawieper-
fum…Patrzyła,jakwąchakolejnypasek,inatychmiastcofnąłsięprzedtymzapa-
chem.
–Cotojest?
Musiałapowstrzymaćuśmiech.
–Ekstraktzkwiatunarcyza.
Skrzywiłsięlekko.
–Powinienemtochybauznaćzakomplement?
Nadalunikałapatrzeniananiego.Zaczęłapakowaćswojebuteleczki,niemogąc
siędoczekać,żebyodniegouciec.
–Jeśliktóryśztychzapachówsiępanuspodobał,mogęsporządzićdlapanaperfu-
my.
–Dobrze.Alechciałbym,żebyśdodałacoś,czegonietestowałem…coś,cotwoim
zdaniemwyjątkowodomniepasuje.
Zamknęławalizkę.
–Obawiamsię,żerozczarujępana,perfumytotakosobista…
–Chciałbym,żebyśmijedostarczyłaosobiściedziświeczorem–przerwałjej.
Wstałagwałtownieispojrzałananiegozgóry.
– Monsieur Saint Croix, chociaż doceniam zamówienie, jakie pan dzisiaj u mnie
złożył,obawiamsię,że…
Wstałtakże,ajejsłowauwięzływgardle.Byłzablisko.
–OdrzucaszokazjęzrobienianazamówienieperfumdlapałacukrólewskiegoIsle
SaintCroix?
Poczułapanikę.Tomogłabyćnajbardziejlukratywnatransakcja,jakajejsięprzy-
trafiała od lat. Najmniejsza wzmianka o zawodowych powiązaniach z ni mniej, ni
więcej,tylkokrólem,sprawi,żesprzedażjejperfumskoczyzimpetemwgórę.
– Nie, oczywiście nie odrzucę takiej okazji. Zbiorę próbki kilku zapachów i do-
starczęjepóźniejdohotelu.Pandamipotemznać,którywybiera.
– Jeden zapach, Leilo, i chcę, żebyś dostarczyła mi go osobiście. Powiedzmy
osiódmej?
Jejimięwjegoustachzabrzmiałozaskakującointymnie,niczymdotyk.Niemogła
nic na to poradzić. Tak łatwo zmiatał na bok jej obiekcje. Schyliła się i zamknęła
walizkę.Zanimpodniosłajązotomany,odsunąłjejdłońichwyciłzarączkęwalizki.
KuzawstydzeniuLeiliodprowadziłjądosamegolobbyizdawałsięniedostrzegać,
jaką to wywołało sensację, także wśród jego ochroniarzy. Zawołał jednego z nich
iwręczyłmuwalizkę,polecającodnieśćjądosklepu.
–OktórejmamprzysłaćRicarda,żebycięodprowadziłdohotelu?
Jużmiałagozapewnić,żeoddwóchdekadniemiewaproblemówzsamodzielnym
przebyciemplacu,aledostrzegławyrazjegooczuiwestchnęłazrezygnacją.
–Zapięćsiódma.
–Zatemdosiódmej,Leila.
Stałwswoimapartamencie,patrzącprzezoknonadrugikoniecplacu.Niechęć,
zjakąLeilagotraktowała,byłaintrygująca.Nawetwiedząc,żetomusiałabyćzjej
strony gra, gotów był to tolerować, bo jej pragnął. I miał dużo czasu. Czuł lekkie
wyrzutysumienianamyśloraporcie,jakipracownicyjegowywiadusporządzilina
jejtemat.
RodzinaVerughesebyłazamożnaicieszyłasięwIndiachszacunkiem.Caładyna-
stia perfumiarzy, dostarczających pachnidła maharadżom i bogatej socjecie. Kilka
linijekpoświęconoDeepiceVerughese,matceLeili.Pozerwaniustosunkówzrodzi-
nąprzyjechaładoFrancji,gdzieurodziłajedynącórkę.Niebyłożadnychwzmianek
natematojca.PodwszystkimiinnymiwzględamiLeilabyłabezskazy.Jejnazwisko
nigdynietrafiłodoprasy.
Poczułwibracjewkieszeniiwyjąłzniejmałą,lśniącąkomórkę.Niesprawdzając
nawet, kto to, i nie odrywając oczu od swojej zdobyczy po drugiej stronie placu,
odebrał.
–Tak?
Dzwonił jego główny doradca i Alix ucieszył się, że przypomina mu o ważnych
sprawach.Odwróciłsiędooknaplecami.
–Cozplanaminazbliżającesięreferendum?
MieszkańcyIsleSaintCroixzadwatygodniemielizagłosować,czychcąpowrotu
Alixajakokróla.Sytuacjawkrajubyłanadalniestabilna,więconsamniemógłsię
tam znaleźć. Musiał polegać na lojalnych politykach i swoich ludziach prowadzą-
cychdługąiciężkąkampanięnarzeczprzywróceniamonarchii.Wkońcucelzna-
lazłsięnawyciągnięcieręki.Andresbyłpodekscytowany.
– Sondaże wskazują na twoją przewagę. Jednak nie tak silną, żeby zaniepokoić
wojskowyrząd.Nadalsąnatylearoganccy,bywierzyć,żepanująnadsytuacją.
Andres powtarzał tylko to, co Alix sam już wiedział. W sercu czuł gorzko-słodki
ból.Kiedyodzyskatron,będziemógłwreszciepomścićbrutalnemorderstwo,któ-
regoofiarąpadłjegomłodszybrat.
–Czytoprawda,żezerwałeśzCarmenDesanto?Pisaliotymwdzisiejszychga-
zetach.
Alixzacisnąłusta.
–Noicoztego?
–Toniefortunnymoment.Imbardziejwydajeszsięzajętysprawamispozapolity-
ki, tym łatwiej uśpimy czujność reżimu na Isle Saint Croix. Nawet jeśli dotarły do
nich słuchy, że pozyskujesz wsparcie za granicą, kiedy zobaczą zdjęcia w gaze-
tach…
Niemusiałkończyć.Alixjakzawszemiałudawaćniegroźnegokrólanawygnaniu
opodejrzanejreputacji.
–Cóż–odpowiedziałostro–Carmenstanowiławprawdziedobrąprzykrywkę,ale
niemogłemdłużejznieśćjejbezmyślnejpaplaniny.–Pomyślałoinnejkobiecie,któ-
rejpaplaniachętniebysłuchał.Zresztąwątpił,żebykiedykolwiekpaplałabezmyśl-
nie.Tepiękneoczybyłynatostanowczozbytinteligentne.
PodrugiejstronieliniiAndreswestchnął.
–Byłobydobrze,żebyśwłaśnieterazpotwierdziłswojąreputacjęplayboyazaab-
sorbowanegopięknymikobietami.
WcześniejAlixmyślałpoprostuokolejnympodboju,alenaglezdobycieLeiliVeru-
ghesezyskałonowywydźwięk.Uśmiechnąłsię.
–Niemartwsię,Andres,napewnowymyślęcoś,couszczęśliwimedia.
Minutęposiódmejpukaniedodrzwiwzburzyłomukrewwżyłach.Leiladziałała
naniegozsiłąniemającąprecedensu.Wmawiałsobie,żetobyłotylkopożądanie.
Chemia,nadktórąpanował.Otworzyłdrzwiiujrzałją.Jejpięknatwarzwyrażała
bunt.ZaniąstałRicardo.Dałznakiochroniarznatychmiastzniknął,aonzaprosił
jądośrodka.
Ubrana była tak jak wcześniej, w elegancki garnitur. Włosy ściągnęła w niski,
lśniący koński ogon. Nie miała śladu makijażu, a jednak wyglądała uroczo. Blada
oliwkowacera,prostynos,ponętneustaitepiękneoczy…Jaktakakobietamogła
pozostawaćdotądniezauważona?
WyciągnęławjegostronęlśniącątorebkęfirmowąDomuLeili.
–Pańskieperfumy,monsieurSaintCroix.
–Prosiłem,żebyśzwracałasiędomnieAlix.
–Cóż,toniestosowne.Jestpanklientem…
–Klientem–wplótłgładko–którywłaśniezapłaciłznacznąkwotęzazamówione
perfumy.
Skrucha zalśniła w jej oczach. Znowu zafrapowała go gra niekontrolowanych
emocjinajejtwarzy.Onsamodlatniezdradzałswoichuczuć,podobniejakkobiety,
zjakimimiałdotąddoczynienia.
–Dobrze.Alix.
Kiedywymówiłajegoimię,poczułekscytację,jakgdybydotknęłaustamijegociała
wintymnymmiejscu.Zacisnąłzębywdaremnejpróbieodzyskanianadsobąpano-
wania.
–Toniebyłotakietrudne,prawda?
Sięgnąłpotorebkę,którąciągletrzymaławwyciągniętejdłoni,chcącwtenspo-
sóbodwrócićjejuwagęodsejsmicznegoefektu,jakiwywołaławjegociele.Wska-
załjejsofę.
–Proszę,rozgośćsię.Maszochotęnadrinka?
–Nie,dziękuję.Naprawdępowinnamjużwracać…
–Niejesteściekawa,czyspodobająmisięperfumy?
–Oczywiście,żejestem…Alemógłbyśprzysłaćmisłówko,jeślicisięniespodoba-
ją.
Stanąłbliżej,przechylającgłowę.
–Dlaczegojesteśprzymnietakazdenerwowana?
Przełknęła ślinę. U nasady jej długiej, smukłej szyi widział bijący gorączkowo
puls.
–Nicpodobnego.
Zbliżyłsięjeszczebardziejifalaciepłazaróżowiłajejskórę.
–Kłamczucha.Jesteśgotowawyskoczyćprzezokno,żebytylkoodemnieuciec.
Uniosłabrew.
–Atoniejestreakcja,doktórejjesteśprzyzwyczajony?
Skrzywiłsię.Napięcieniecozelżało.
–Nie,zwyklenie.
Zaprosiłjągestem,żebyusiadła.Dopieropochwili,kiedyjużmyślał,żeLeilapo
prostuwyjdzie,podeszładosofyizajęłamiejsce.Rozluźniłsię.Odłożyłtorbęzper-
fumamiinalałsobiedrinka,zerkającnaniąprzezramię.
–Napewnoniczegosięnienapijesz?
Rozejrzałasiępopokojuszerokootwartymioczami.Ichoczysięspotkały.
–Okej–powiedziałaochryple.–Napijęsięodrobinytegoczegoś,cotypijesz.
–Burbona?
–Tak.Nigdytegoniepróbowałam.
W tym wyznaniu było coś rozbrajającego. Podobnie jak gra emocji widoczna na
jejtwarzyiwjejoczach.Przyniósłobadrinkiizrozmysłemzająłmiejscewdrugim
kąciesofy,niechcącjejpłoszyć.Wręczyłjejszklankęiwzniósłswoją.
–Santé,Leila.
Upiłazniejostrożnie,aonpociągnąłłykzeswojej.Obserwował,jakjejoczyza-
łzawiłysię,apoliczkiznowunabrałyrumieńców.Własnydrinkspłynąłmudogardła,
rozgrzewającitakgorącejużciało.
–Icomyślisz?
Zastanowiłasięprzezmomentileciutkouśmiechnęła.
–Jestjakogień…Smakujemi.
–Tak–powiedziałcicho,urzeczonywidokiemjejust.–Jestjakogień.
Spuściławzrokiodstawiłaszklankęnastolik,wskazującnatorbę,którąprzynio-
sła.
–Powinieneśsprawdzić,czyzapachcisiępodoba.
Wyciągnął z torby złote pudełko z etykietą z napisem Alix Saint Croix. Wyjął
zniegociężkąbutelkęzrżniętegoszkłazczarnąprzykrywkąicharakterystyczną
złotąpompką.
–Sądosyćmocne–odezwałasięLeila.–Wystarczyużyćtylkoodrobiny.Rozpyl
nawierzchdłoni.
Posłuchałjejiopuściłgłowę.Niebyłgotównanatychmiastowąreakcjęwłasnych
zmysłów. Głęboko w trzewiach poczuł wstrząs. Komponenty zapachu przewierciły
się przez jego mózg, wywołując w nim obrazy niczym pokaz slajdów. Zbyt szybki,
żebyzanimnadążyć.Przeniósłsięwczasie,zpowrotemnaIsleSaintCroix,zjej
ostrym,cierpkimzapachemmorzawpowietrzu,woniąziemiiegzotycznychkwia-
tów.Poczułnawetcośorientalnego,korzennego,cokazałomupomyślećomaure-
tańskich przodkach, którym wyspa zawdzięczała charakterystyczną architekturę.
Nie spodziewał się burzy emocji, jaka się rozpętała. Wróciły wspomnienia… on
zmłodszymbratembawiącysiębeztroskonadmorzem…
–Cowtymjest?–ztrudemwydobyłzsiebiegłos.
–Niepodobającisię?–spytałazniepokojem.
To było zbyt blade określenie tego, co ten zapach z nim wyprawiał. Zerwał się
gwałtowniezmiejsca.Dieu.Czybyłaczarownicą?Podszedłdookna,nadaltyłemdo
niej,uniósłdłoń,żebypowąchaćjąponownie.
Początkowy szok osłabł, w miarę jak zapach ulatniał się i łagodniał. Był nim.
Uosabiałwszystkoto,cokryłosięwnimgłębokowśrodku.Gdzieniktniemógłdo-
strzec jego prawdziwego ja. A jednak tej kobiecie się to udało. Po kilku zaledwie
spotkaniachikilkugodzinnejznajomości.
ROZDZIAŁTRZECI
Wstałazmiejsca,niepewna, jaksiępowinnazachować. Nigdywcześniejnie wi-
działa,żebyktośtakgwałtowniereagowałnazapachperfum.
–Zdobyłamtrochęinformacjinatematwyspyirosnącychtamkwiatów.Sporzą-
dziłamcośzbliżonegodoichzapachówztego,cobyłodostępnewsklepie.Dodałam
teżzapachcytrusówicalone,którazawszekojarzyłamisięzmorskąbryzą.
NatleoknaijesiennegomrokunazewnątrzAlixSaintCroixwydawałsięogrom-
ny,wręczonieśmielający.Kiedyzobaczyłagoporazpierwszy,wzbudziłwniejfascy-
nację,alezarazpoteminstynktkazałjejodniegouciekaćitoszybko.Terazjednak
jejstopysprawiaływrażenieprzyklejonychdopodłogi.
–Jeślicisięniepodoba…
–Podobamisię–odpowiedziałostro.Wydawałsięniemalrozzłoszczony.
–Jesteśpewien?–odpowiedziałazwahaniem.
Odwróciłsięiwłożyłobieręcedokieszeni.Potrząsnąłgłową.
–Jestempoprostutrochęzaskoczony.Tenzapachniejesttym,czegooczekiwa-
łem.
–Perfumyrobionenazamówieniepachnąmocniejniżteprodukowaneseryjnie…
Naustapowróciłmuseksownyuśmieszek.Usiadłznównasofie.Leilaniemogła
oderwaćodniegooczu.
–Jeślisązamocne,mogę…
–Nie–uciął.–Niechcę,żebyśjezmieniała.
RozległosiępukaniedodrzwiiLeilawzdrygnęłasię.Byłapodtakimwrażeniem
gwałtowności,zjakązareagowałnaperfumy,żeomalzapomniała,gdziesięznajdu-
je.Nadalczuławbrzuchuzniewalająceciepłoburbona.
– To kolacja. Pozwoliłem sobie złożyć zamówienie dla dwojga, jeśli zechcesz mi
towarzyszyć.
Znowu chciała uciekać, ale jeszcze mocniej pragnęła tu zostać. Czuła bunt. Na-
wetjeśliniebyłapewna,przeciwkoczemusiębuntuje.Czytoonasamaiinstynkt
krzyczały w niej, żeby uciekać? A może to duch rozczarowania jej matki? Alixowi
zawdzięczałatransakcjęprzewyższającąspodziewaneobrotysklepuwcałymnad-
chodzącymmiesiącu,więcgrzecznośćtegowymagała.Chociażwtym,coczułado
niego,niebyłonicgrzecznego.Odpowiedziałanajchłodniej,jakumiała:
–Podwarunkiem,żesięnienarzucam.
–Ależwżadnymwypadku,skądże–odparłzdrwiącymbłyskiemwoku.
Podszedł do drzwi i wpuścił do środka kelnerów. Po kilku minutach wyszli i Alix
poprowadził Leilę do jadalni, urządzonej z takim samym przepychem, jak reszta
apartamentu. Po drodze w otwartych drzwiach mignęła jej sypialnia i niemal po-
tknęłasięowłasnąnogę,unikającpatrzeniawtęstronęponownie.Natychmiastpo-
wróciłowspomnienietamtejkobiety,rozbierającejsiętaknonszalancko.Wzdrygnę-
łasię.WyczuwającyjejniepokójAlixodsunąłdlaniejkrzesłoiucieczkaniebyłajuż
możliwa.Usiadłaprzystole,patrzącnaustawionąnanimtacęzjedzeniem.Wystar-
czyłobygodlamałejarmii.
Alixskrzywiłsięlekko.
–Niebyłempewien,czyjesteśwegetarianką,więczamówiłemdaniadowyboru.
–Jestemwegetarianką,czasamijednakjadamryby.
Zacząłnakładaćdlaniejjedzenie:rozmaiteprzystawkiicoś,cowyglądałojakro-
ladkizryżunadziewaneziołamiiprzyprawami.Zapachsprawił,żezaczęłajejciek-
nąćślinka.Uświadomiłasobie,żeodichostatniegospotkanianicniejadła.Takbar-
dzo miała ściśnięty żołądek po tym, kiedy znowu go ujrzała i kiedy myślała o nim
całepopołudnie,komponującdlaniegoperfumy.
Wręczyłjejtalerz,apotemzwiaderkazlodemwyciągnąłbutelkębiałegowina.
Niebyłaprzyzwyczajonadoalkoholuinadalczułaefektywypitegoburbona.
–Pozostanęprzywodzie.
Nalałwięcwinatylkosobie.
–Skądpochodzątwoirodzice?
Przedoczamizamajaczyłajejwysoka,ukrytawcieniuiniewyraźnasylwetkajej
ojca.Widywałagotylkonafotografiachwprasie.
–Mojamatkawychowywałamniesamotnie.PochodziłazIndii.
–Pochodziła?
–Umarłakilkalattemu.
–Przykromi.Tomusiałobyćtrudne,skorobyłyścietylkowedwie.
–Bardzotrudne.
Unikającjegowzroku,włożyłanapełnionywidelecdoust.Nieoczekiwałaażta-
kiejeksplozjismaków.Spojrzałananiego,aonsięuśmiechnął.
–Mamtuzesobąosobistegoszefakuchni.PochodzizIsleSaintCroixijestwier-
ny tamtejszej kuchni. To mieszanka smaków północno-afrykańskich i śródziemno-
morskich.
Poczułaulgę,żezeszlizosobistychtematów.
–Nigdyczegośtakiegoniepróbowałam.Aleniewielepodróżowałam.
–Urodziłaśsiętutaj?
–Tak,mojamamaodbyłapodróż,będącwciąży.OjciecbyłFrancuzem.
–Był?
Powtórzyłasłowa,którychmatkaużywałazakażdymrazem,kiedyktośzadawał
podobnepytanie.
–Umarłdawnotemu.Nieznałamgo.
KujejuldzeAlixnicnieodpowiedział.Jedliwciszy.Kiedyopróżniładopołowyta-
lerz, zerknęła na niego ukradkiem. Siedział odchylony do tyłu, bawiąc się kielisz-
kiemzwinemipatrzyłnanią.Poczułagorącydreszcz.
–Mamnadzieję,żetwojeinteresynieucierpiałyzbytniozmojegopowodu,kiedy
zaabsorbowałemciędzisiajnacałydzień?
Pozwoliłasobienaleciutkiuśmiech.
–Nie,wręczprzeciwnie.Mojafirmazmagasię,próbującwrócićnawłaściwetory
porecesji…Przedsiębiorstwatakiejakmojeucierpiałynaniejnajbardziej.
–Alemimotoudajecisięutrzymaćsklep?
Przytaknęła,myślącotym,zjakimtrudemwalczyłaoutrzymaniesprzedaży.
–Odziedziczyłamgopośmiercimamy.
– To dobrze. Ale zawsze możesz go sprzedać. Nie muszę ci mówić, ile sklep
imieszkaniewtejczęściParyżamogąbyćwarte.
–Nigdygoniesprzedam.–Sklepimieszkaniebyłyjejspadkiempomatce.Azy-
lem.Bezpiecznąprzystanią.Ategomężczyznęledwoznała…Przytomniejąc,zdjęła
zkolanserwetkęiodłożyłająnastół.–Powinnamjużiść.Dziękujęzakolację,na-
prawdęniemusiałeś.
Spodziewała się, że będzie ją zatrzymywał. Ale wstał tylko zgrabnie z miejsca
ipowiedział:
–Dziękuję,żezechciałaśmitowarzyszyć.
Ku jej zdziwieniu nie poczynił żadnego wysiłku, żeby zaproponować jej herbatę
albokawę.Podniósłtylkojejtorebkęiwręczyłjejbezsłowa.Niezadowolonazwła-
snegorozczarowania,podziękowałamurazjeszcze.Skłoniłsięlekko.Wyglądał,jak
gdyby miał powiedzieć jakiś frazes, kiedy nagle stanął i z roztargnieniem napo-
mknął:
– Właściwie… mam bilety do opery na jutrzejszy wieczór. Zastanawiam się, czy
niechciałabyśsięzemnąwybrać?
Ani przez sekundę nie uwierzyła, że wpadł na ten pomysł w tym momencie. Ale
nie mogła myśleć rozsądnie, bo ulga przyprawiła ją o zawrót głowy, drwiąc z roz-
czarowania,jakieodczuwałakilkasekundwcześniej.Miaładoczynieniazprawdzi-
wymmistrzem.
Nie po raz pierwszy mężczyzna zapraszał ją na wspólne wyjście. Wspomnienie
ostatniej nieszczęsnej randki powróciło niczym mroczne widmo. Jednak Alix przy-
ćmiewałPierre’aGasconazestorazy.Poczuładreszczsatysfakcji.Żadenmężczy-
znaniemógłrywalizowaćztymwysokim,ciemnyminiezwykleseksownymokazem
stojącymterazprzednią.Nigdyprzedtemnieczułatakiegopożądania.Kompletnie
zagubiona,powiedziała:
–Myślę,żetoniejestdobrypomysł.
–Anibydlaczego?Jesteśwolna…jajestemwolny.Obojedorośliiświadomiswo-
ichczynów.Proponujęcimiłespędzeniewieczoru.Towszystko.
Teraz poczuła się niezręcznie. Pomyślała o seksie, podczas gdy on najwyraźniej
nie.
–Poprostu…niejestemwpańskiejlidze,monsieurSaintCroix.
–Alix–mruknął,podchodzącbliżej.–MówdomnieAlix.
–Alix…
–Odrazulepiej.Terazpowiedzmijeszczeraz,dlaczegonibytoniejestdobrypo-
mysł.
Osaczonaizłateraz,wrównymstopniunasiebie,conaniego,machnęłaręką.
–Jajestemwłaścicielkąsklepu,ty–królem.Niejesteśmysobierówni.
–Jesteśperfumiarką,prawda?Toszlachetnaprofesja.
–Żebyniąbyć,trzebaprodukowaćperfumy.
–Cobędzieszbezwątpieniarobić,kiedytwojafirmastanienanogi.–Tenczło-
wiekumiałbyprzekabacićdiabła.
–Niemasznicważniejszegodoroboty?
–Nie,teraznie.–Uśmiechnąłsiętajemniczo.Upór,zjakimLeilamuodmawiała,
intrygowałgo.–Czywiesz,żeudawaniebrakuzainteresowaniajestpewnymsposo-
bem,abyzdobyćzainteresowaniemężczyzny?
Oburzona,wyprostowałasięjakstruna.
–Nieudajębrakuzainteresowania,panieSaintCroix.Jestemszczerzezdumiona
pańskimuporem.Szczeremówiąc,wolałabym,abymniepanzostawiłwspokoju.
–Naprawdę?Mógłbympozwolićcistądwyjśćwtymmomencieiniezobaczyłabyś
mnienigdywięcej.–Poczekałchwilęidodałłagodnie:–Jeślinaprawdętegochcesz.
Aleniewydajemisię.
Och, zauważył jej rozczarowanie. Nigdy nie była dobra w ukrywaniu uczuć.
WcześniejPierreniebudziłwniejtakichemocji.Działałmożesubtelnie,alewkoń-
cuokazałsięmanipulatorem.Alixnatomiastbyłszczery.Byłowtym,odziwo,coś
kojącego.Nieprowadziłżadnychgierek.Nieupiększałswoichsłów,byjąłudzić,że
chodziłomuocoświęcej.Tabezpośredniośćpozbawiałajątchu.Czuła,żejeśligo
poprosi,toprzestaniejąuwodzić.Alenigdywcześniejniebyławoperze.Najbar-
dziejekscytującymgestemzestronyPierre’abyłozaproszeniejejnawycieczkępo
Sekwanie, co Leila robiła wcześniej milion razy w towarzystwie matki. Usłyszała
swójgłos,zadającypytanie:
–Totylkowyprawadoopery?
Starałsięnieokazywać,żedopiąłswego.
–Tak,zwyczajnewyjściedoopery.Jeślimogłabyśzamknąćsklepniecowcześniej
jutro,przyjadępociebieopiątej.
–Dobrze,przyjmujętwojezaproszenie.
Alixuniósłjejdłońdoustimusnąłlekkowargami.Jegooddechparzyłjejskórę.
–Niemogęsięjużdoczekać,Leila.Àbientôt.
OkołotrzeciejnastępnegodniaLeilaobsługiwałaniezwykłyjaknajejskleptłum
klientów i dopiero po chwili dostrzegła przysadzistego mężczyznę, oczekującego
poddrzwiami.TobyłRicardo,ochroniarzAlixa.Trzymałoburączwielkiebiałepu-
dło.Kiedypodeszła,wręczyłjezesłowami:
–PrezentodpanaSaintCroix.
Wzięła pudło niepewnie i zerknęła na klientów zaabsorbowanych bez reszty te-
stowaniempróbekperfum.
–Czymożepanchwilępoczekać?
Domyślała się, co mogło mieścić w sobie pudło. Wymknęła się do maleńkiego
przedpokojuzaladąiotworzyłaje,odsłaniającwarstwykosztownejsrebrnejbibuł-
ki.Wyzierałspodniejpołyskującyjedwabizwestchnieniemwyciągnęłazpudłanaj-
piękniejsząsuknię,jakąkiedykolwiekwidziała.Byłaprosta,wdelikatnymzielonym
kolorze, z jednym prostym ramiączkiem i obcisłym stanikiem. Spódnica spływała
w warstwach delikatnego szyfonu do ziemi. Stroju dopełniały pasujące do sukni
buty,anawetbielizna.Zarumieniłasię,boAlixbezbłędnieoceniłrozmiar,jakinosi-
ła.
Kusiłoją,żebyprzemaszerowaćplacipowiedziećmu,comyśliotejjegorandce,
ale poskromiła swój temperament. Tak właśnie musiał postępować ze wszystkimi
swoimi kobietami. Czy był na tyle arogancki, żeby myśleć, że Leila jest taka, jak
one?
–Cotoznaczy,żeniemogłategoprzyjąć?
ZażenowanyRicardoprzestępowałznoginanogę.
–Zostawiławśrodkulist.
–Czyżby?–Alixpowstrzymałirytację.–Dziękuję,Ricardo,towszystko.
Przewodniczyłwłaśniespotkaniuwswoimapartamencieizgromadzeniwokółsto-
łu mężczyźni poruszyli się, spodziewając się przerwy w intensywnej sesji. Odesłał
wszystkichztakimwyrazemtwarzy,żeichpełneulgiminynatychmiastzmieniłysię
wpokorniesłużalcze.Kiedywyszli,szybkootworzyłpudłoidostrzegłnawierzchu
kawałekbiałegopapieruzawierającykilkasłów:
„Dziękuję,alepotrafięsięsamaubrać.
Leila”.
Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Czy kiedykolwiek jakaś kobieta zwróciła mu
prezent?Nieprzypominałsobie.Westchnąłispojrzałwoknamałegosklepu,poły-
skujące po drugiej stronie placu w blasku popołudniowego słońca. Ujrzał znajomą
szczupłąpostaćwbiałymfartuchuporuszającąsiętamizpowrotem.Irytacjazmie-
niłasięwniecierpliweoczekiwanie.
Leilaprzeglądałasięwlustrzewnagłymatakupaniki.Możebyłaidiotką,odsyła-
jącAlixowisuknię?Przecieżnigdyniebyławoperzeiniebyłanawetpewna,jaki
ubiórjesttakwymagany.Zapachperfum,którychużyłabardzooszczędnie,byłtak
mocny,żeprzezchwilęmiałaochotępobiecnagóręigozmyć.Toniebyłjejzwykły
zapach,lekkiikwiatowy.Tobyłzapach,któryzawszejąfascynował,jednaznajbar-
dziejzmysłowychkompozycjijejmatki.Przypomniałasobieonim,zamykającsklep,
zanim poszła na górę, żeby przygotować się do wyjścia. Nosiły nazwę „Mroczne
pragnienie”. Jej matka miała słabość do nadawania perfumom tajemniczych nazw.
Spryskała delikatnie nadgarstek i przypomniała sobie jej słowa: „To perfumy dla
prawdziwejkobiety,Leila,takiej,którawie,czegochceitoosiąga.Pewnegodnia
stanieszsiętakąkobietą”.Czułateraztenzapach,jegomrocznązmysłowośćipiż-
mowenuty.Takuperfumowanaczułasięjakobnażona,jakgdybydlakażdegobyło
jasne,żepróbujebyćkimś,kimniejest.
Zabrzmiałdzwonekudrzwiibyłojużzapóźno,żebygozmyć.Zbijącymsercem
zeszłanadół.Wyparławspomnieniaoinnymmężczyźnie,któremupozwoliłakiedyś
zbliżyćsiędosiebie.Dostałanauczkęiniebyłajużgłuptasem.Nadalpragnęłacze-
goś innego niż to, czego doświadczyła jej matka, ale Alix Saint Croix był ostatnim
mężczyzną,którymógłbyjejtozaoferować.Znim,jeśliotochodzi,mogłasięczuć
całkowiciebezpieczna.
Wzięłagłębokiwdechiotworzyładrzwi.Niebobyłozachmurzone,aonzasłaniał
jego większą część swoimi szerokimi ramionami. Pod płaszczem miał klasyczny
czarnysmokingibiałąmuchę.UstaLeiliwyschły.Poczuciebezpieczeństwanatych-
miastzniknęło.
Niezauważyłanawet,żenajejwidokotworzyłszerokooczy.
–Wyglądaszpięknie.
Nieśmiałowskazałanaswójstrój.
–Niebyłampewna…Mamnadzieję,żetostosownyubiór.
–Olśniewający.Wyglądaszjakksiężniczka.
Zarumieniła się i skupiła na zamykaniu za sobą drzwi, unikając jego wzroku.
Ubrałasięwtradycyjnyindyjskisalwarkameez.Tunikęzzielono-złotegojedwabiu
iwąskiespodniewtymsamymodcieniuzieleni.Dotegozłotesandałyocieniutkich
paskach. Ramiona otuliła luźnym szyfonowym szalem. Włosy miała upięte wysoko
wkok,awuszachozdobnekolczyki,należącekiedyśdojejmatki.Niczymtalizman
mający ją chronić przed poddaniem się zawierusze, którą ten człowiek wzniecał,
ilekroćbyłwpobliżu.
Kierowca lśniącego samochodu trzymał otwarte drzwi i Leila wślizgnęła się do
luksusowegownętrza,aAlixusiadłobok.Kiedyruszyli,wziąłjązarękę.
–Wyglądaszcudownie.Żadnainnakobietaniebędzietakubrana.
–Właśnietegozaczynamsięobawiać.–Uśmiechnęłasiękpiąco.
–Olśniszwszystkichniczymrajskiptak,innekobietyoszalejązzazdrości.
Usiłowaławyrwaćmuswądłoń,aleonścisnąłjąmocniejiuniósł,żebypowąchać
nadgarstek.Sercezabiłojejmocno.
–Toniesątwojezwykłeperfumy?
Dolicha,zorientowałsię.Miaławrażenie,żenosinaczolewidocznedlawszyst-
kichpiętno.Odsunęłarękę.
–Nie,toinnyzapach,bardziejodpowiedninawieczór.
–Podobamisię.
Onatakżeczułajegozapach.Ten,którysporządziładlaniego.Pomyślała,żeich
zapachymieszająsięiotulająwzajemnie.Tobyłoczystaalchemia…
Odrywającztrudemodniegowzrok,wyjrzałazaoknoidostrzegła,żemijaligra-
nicemiasta,kierującsiękuprzedmieściom.Najwyraźniejzdalaodoperyparyskiej.
Zmarszczyłabrwi.
–Myślałam,żewybieramysiędoopery?
–Owszem.
–AlewłaśniewyjeżdżamyzParyża.
Uśmiechnąłsię.
–Powiedziałem,żejedziemydoopery.Niemówiłem,doktórej.
Zesztywniała.
–Nielubięniespodzianek.Powiedzproszę,dokądjedziemy.
Zmrużyłoczy.
–JedziemydoWenecji.
–DoWenecji?Alejaniemamprzysobiepaszportu.Toznaczy,jakmożemytak…?
Wziąłjąznowuzarękęimówiłdoniej,jakgdybyuspokajałnarowistegokonia.–
Paszport nie będzie ci potrzebny. Mam immunitet dyplomatyczny, a ty jesteś ze
mną.Lotpotrwagodzinęczterdzieści.Odstawięcięzpowrotemdodomuprzedpół-
nocą.Obiecuję.
–Powiedziałeś:lot?–Zadrżała.
Przytaknąłostrożnie,oczekująckolejnegowybuchu.
–Nigdynieleciałamsamolotem–wyznałaniepewnie.
–Ale…jakto?
– Mama i ja…. Nie podróżowałyśmy za wiele. Jedynie po Francji. Raz udałyśmy
się do Anglii, żeby zwiedzić fabrykę pod Londynem, ale pojechałyśmy pociągiem.
Mamapaniczniesiębałalatać.
–Więcchceszwrócićdodomu?Amożechceszporazpierwszypoleciećsamolo-
tem?Jeśliwolisz,natychmiastzawrócimy.
Totakjakbyjąpytał,czychceiśćwżyciunaprzód,czysięcofać.Kciukiemgładził
wnętrzejejnadgarstka.Pomyślała,żesamochódzawróciionaznajdziesięzpowro-
temnaplacuiwswoimsklepie.Zrobiłojejsięniedobrze.Potrząsnęłagłową.
–Chcępoleciećztobą.
Uniósłjejdłońdoust,składającnaniejlekkipocałunek.
–Zatemlećmy.
Możeiniebyłatakwyrafinowanajakkobiety,zjakimimiałzwykledoczynienia,
alewiedziała,żemówilioczymśzupełnieinnym.Przysunąłsiębliżejijegotwarde
zmysłoweustaznalazłysięnajejwargach.WcześniejcałowałasiętylkozPierrem.
Aletamtenpocałunekbyłnatarczywyiinwazyjny.Zatoten…Straciłajakąkolwiek
zdolność myślenia. Usta same otworzyły się pod jego wargami i poczuła pierwszy
elektryzującydotykjegojęzyka.Byłazgubiona.
ROZDZIAŁCZWARTY
Czułdotykponętnych,miękkichwargLeilinaustachinieśmiałeruchyjejjęzyka.
Nigdyniezaznałtakiejsłodyczy.Tewargidrżałyimusiałzcałejsiłytrzymaćsięna
wodzy,abystopniowonakłonićjądootwarciaust.
Jej oddech rwał się, kiedy całował ją coraz mocniej, przytulając. Na torsie czuł
krągłośćjejpiersi.Zatraciłsięcaływcieple,żądzyigwałtownympragnieniu,bypo-
ciągnąć ją na swoje kolana. Odsunęła się gwałtownie i otworzyła oczy. Trzymała
ręcenajegopiesiiodpychałago.
–Proszę,nieróbtegowięcej.
Niebyłprzyzwyczajony,żebykobietagoodpychała.Wiedział,żepocałunekspra-
wiłjejprzyjemność.Całaroztapiałasięwjegoramionach,niczymnajdzikszafanta-
zja z lat szkolnych. Szalejące hormony i brak kontroli. Korzystając z tej odrobiny
opanowania,jakąjeszczeposiadał,odsunąłsię,pozostawiającmiędzynimiodrobinę
przestrzeni. Spojrzał na nią: na różowe policzki, pierś gwałtownie wznoszącą się
iopadającą,oczyunikającejegospojrzenia.Ustaróżoweiwilgotne.Pomyślałoin-
nychczęściachjejciała.Skląłsamegosiebiebezgłośnie.Gdziesiępodziałajegofi-
nezja? Palcem uniósł jej brodę, zmuszając ją, by na niego spojrzała. Oczy miała
ogromneizalęknione.Czybyłzbytnatarczywy?Alewiedziałprzecież,żeniebył.
Trzymaniesięnawodzyomalgoniezabiło.
–Miałaśzłedoświadczeniazpoprzednimkochankiem?
–Tonietwojasprawa.–Odepchnęłajegodłoń.
Dojeżdżali właśnie do małego prywatnego lotniska. Załoga niedużego samolotu
czekała,żebyichpowitać.Alixwysiadłzsamochoduiokryłsiępłaszczem.Otworzył
drzwiipodałrękęLeili.Kiedystanęłaprzynim,bryzauniosłaluźnykosmykciem-
nychwłosównajejpoliczek.Całymwysiłkiemwolipowstrzymałsię,żebyniepoca-
łować jej na oczach wszystkich. Ściskając jej rękę, choć zwykle unikał takich pu-
blicznychdemonstracjijakzarazy,poprowadziłjądomałego,lśniącegoodrzutowca,
któregoużywałzwyklenakrótkiewypadypoEuropie.Uświadomiłsobieteraz,że
uznawał takie rzeczy za coś oczywistego, a ona nigdy nie leciała jeszcze samolo-
tem.
–Nieboiszsię,prawda?–zapytał,zatrzymującsięiodwracającdoniej.
Rzucałazalęknionespojrzeniatonasamolottonaniego.
–Wydajesiętrochęmały.
–Będzieszrówniebezpiecznajakwdomu,obiecuję.–Uśmiechnąłsię.
Wspięlisięposchodachnapokład.Celowowybrałdwamiejscanaprzeciwsiebie.
Zapiąłimobojgupasy,gdysamolotzacząłkołowaćnapasstartowy,apotemzry-
kiemsilnikauniósłsięwstronęciemniejącegoparyskiegonieba.Zamieniłdyskret-
nie słowo z pilotem i teraz obserwował twarz Leili, jak reagowała na wznoszenie
sięwpowietrze.Dłońmikurczowotrzymałasięoparćfotela.
–Wszystkowporządku?–spytał,unoszącbrew.
–Chybatak.–Uśmiechnęłasięniecodrżącoipołożyłasobieuspakajającodłońna
brzuchu.
Był oczarowany jej reakcją. W miarę jak samolot wznosił się i uzyskał w końcu
wysokośćprzelotową,stopniowosięrozluźniła.Apotemjejtwarzwypełniłasięza-
chwytem,bolecielidokładnienadParyżem.Tobyłidealnymoment,wszystkieświa-
tłamiastalśniły.Spojrzałwdółzeswojegooknaizobaczyłmigającąświatłamiwie-
żę Eiffla. Od lat napawał się tym widokiem, ale nowością było ujrzeć to czyimiś
oczami.
Leilaczułasięjakweśnie.Byćtakwysokonadmiastemijegoświatłami.Czyste
pięknotegowidokuwzruszyłojąniemaldołez.Zapomniałajużprawie,jakniesamo-
wity był tamten pocałunek. Jak trudno było się od niego oderwać. Oprzytomniała
dopiero,uświadamiającsobie,żebyłacałowanaprzezprawdziwegoeksperta,który
całowałprzedtemcałehordykobietowieleodniejpiękniejszych.
–Dlaczegotwojamatkataknieznosiłalataćsamolotem?–Siedziałwfoteluna-
przeciwko,długienogiwyciągnąłprzedsiebie.
– Leciała tylko raz, przybywając z Indii do Francji. To była traumatyczna po-
dróż… Czuła się zhańbiona, ciężarna a niezamężna, dręczyły ją poranne mdłości.
Zawszewiązałalatanieztamtątraumąinigdywięcejniechciaławsiąśćdosamolo-
tu.
– Nie jesteś ciekawa swoich indyjskich korzeni i rodziny? – To niewinne pytanie
obudziło w niej znajomą niechęć. Rodzina matki uznała ją za zmarłą i nigdy się
zniminieskontaktowała.Nawetwtedy,kiedyprasapodała,żeczęśćznichprzyje-
chałanawielkietargiperfumiarskiedoParyża.
– Dlaczego odsunęłaś się, kiedy cię całowałem? Wiem, że nie chciałeś, żebym
przestawał.
Zamarła.Niespodziewała,żemógłzauważyćtamtenulotnymoment,kiedyczuła
siętakniepewnie.Niechciała,żebyprzestawał,nigdywcześniejnieczułatakinten-
sywnejrozkoszy.Gdybymiałjąznowupocałować,niebyłabyjużwstaniegoode-
pchnąć. Ale co mężczyzna z królewskiego rodu mógł mieć wspólnego z nieślubną
córkązhańbionejkobietyzIndii?
–Pytałeśwcześniej,czymiałamzłedoświadczeniazkochankiem.
Wyprostowałsięwfotelu.
–Atypowiedziałaś,żetoniejestmojasprawa.
–Boniejest.Aleowszem,miałamzkimśnieprzyjemneprzejściainiechciałabym
tegopowtórzyć.
Zamilkł.Niemógłuwierzyć,żeprzyrównywałagodoinnegomężczyzny.
–Przykromi,aleniemożeszwinićzatocałegorodzajumęskiego.
Wzięłagłębokiwdech.
–Musiszwiedzieć,żemojamamabyłanadopiekuńcza.Prawdajesttaka,żenie
jestemtakdoświadczona,jakmógłbyś…
–Czymamyjużpodaćkolację,WaszaWysokość?–Stewardwyciągnąłwichstro-
nę menu. Poczuła ulgę, że przerwano jej, zanim wyznała, jak bardzo była niedo-
świadczona. Zresztą Alix zapewne nie uwierzyłby w jej dziewictwo. Kiedy znowu
zostali sami, nie powrócił już na szczęście do tamtej rozmowy. – Polecam risotto,
jestwegetariańskie.
–Brzmiświetnie.–Uśmiechnęłasię.
Złożyłzamówienieinalałimszampana.Kiedynakrytodostołu,uniósłswójkieli-
szekipowiedziałzbłyskiemwoku:
–Zanowedoświadczenia.
Skuliła się w sobie. Nie musiał ciągnąć tamtej rozmowy. Domyślił się. Uniosła
swójkieliszek,alenieodezwałasię.Bardzochciałapowiedziećmu,żelotsamolo-
tembyłjedynymnowymdoświadczeniem,jakiechciałaznimdzielić.Alenieumiała
dobraćwłaściwychsłów.
–Dlaczegowszyscynanaspatrzą?
Alixprzyglądałjejsięzniedowierzaniem.Niemiałapojęcia,jakąwzbudzałasen-
sację.Odchwili,kiedywysiedlizłodziiweszlidohistorycznegopalazzonadCanal
Grande,gdziewystawionooperę.Wyróżniałasięztłumuniczymklejnotwśródpo-
lnych kamieni. W antrakcie siedzieli w odosobnionym miejscu na prawo od sceny.
Odosobnionym,alewidocznym.
–Niepatrząnanas,patrząnaciebie–sprostował.
Spłoniłasię.
–Och…totenstrój,prawda?Powinnambyła…
Potrząsnąłgłową.
–Toniestrój…Jesteśpiękniejszaniżjakakolwiekinnakobietatutajizawstydzasz
jewszystkieswoimwyczuciemstylu.
Zarumieniłasięjeszczebardziej.
–Jestempewna,żetowcalenieto.Nigdywżyciuniewidziałamtylupięknychlu-
dziwjednymmiejscu.Niczegotakzapierającegodech:tenkanał,palazzo…Dzię-
kuję…Tomagicznywieczór.
Niemógłsobieprzypomnieć,kiedyostatnirazkobietadziękowałamuzawspólny
wieczór.
–Cieszyszsię,żeprzezwyciężyłaśswojąniechęćdospędzeniazemnączasu?
Zielone oczy patrzyły na niego i na moment zabrakło mu tchu. To było szaleń-
stwo.Kobietyniepozbawiałygotchu.
–Tak,cieszęsię,aleniepozwól,żebycitouderzyłodogłowy.
Dośćniefortunnydobórsłów,zważywszynato,żepewnajegoczęśćanatomiczna
odmówiłastosowaniasiędojegowysiłków,abytrzymaćjąpodkontrolą.Leilawy-
glądałatakpromienniewtejchwili,lekkiuśmiechigrałjejnaustach,oczybłyszcza-
ły.Musiałzacisnąćdłoniewpięści,powstrzymującsięprzedimpulsem,byjąznowu
pocałować.Światłozgasłoiartyścizajęliswojemiejscanascenie.
PoprzedstawieniupopłynąłzniąmotorówkąwdółCanalGrandedomałej,rusty-
kalnejwłoskiejrestauracji,gdziewłaścicielpowitałgojakstaregoprzyjaciela.Jedli
pysznemałeprzystawkiipiliwino.Kujejzdziwieniurozmowapłynęłatakłatwo,jak
gdybyznalisięodmiesięcy,anieodkilkudni.
Cośsięwydarzyło.Gdyzgodziłasięnatęrandkęalbopotemwsamolocie,amoże
jużwtedy,kiedywybraładlasiebietamteperfumy.Wszystkopotoczyłosięniczym
w oszałamiającym spektaklu. Przekroczyła jakąś granicę, nieodwracalnie. Była
kimś zupełnie innym, jak gdyby zrzuciła jarzmo łączące ją z przeszłością. Nigdy
wcześniej nie czuła się tak lekko, tak… podniecona. Otwarta na nowe możliwości
idoświadczenia.
Nie była tak naiwna, by myśleć, że to nie był tylko ten jeden raz. Zwłaszcza
zmężczyznątakimjakAlix.Aletojejniemartwiło.Takbyłobezpieczniej.Całybył
przecieżobwieszonyznakami„Uwaga!”i„Niebezpieczeństwo!”.Musiałasięchyba
zaśmiać,bospytałsucho:
–Powiedziałemcośzabawnego?
Potrząsnęłagłowąispojrzałananiego.Byłtakipiękny.Zapachichmieszających
sięzesobąperfumspowijałjąioszałamiał.Sprawiając,żepragnęłatego,cojejofe-
rowałtymiszarymioczami,gorącymioddekadenckiejobietnicy.Cokolwiekjejofe-
rował,pragnęłategodesperacko.Niechciaławracaćdoubogiegomieszkankanad
upadającymsklepemipatrzeć,jakżyciepłyniepodrugiejstronieplacu.Zpowodu
jego uporczywych zalotów, tamtych perfum, wina, opery… wyjazdu z kraju po raz
pierwszywżyciu.Pocałunku.Alixa…Pochyliłasięraptowniewjegostronę.
–CzymusimywracaćdoParyżadziświeczorem?
Utkwiłwniejspojrzenie.
–Cosugerujesz?
Pierwszyrazwżyciuczułaodwagę.
–NiewracajmydoParyża…zostańmytutaj…wWenecji.
–Nanoc?
Przytaknęła.Niemogłasięjużcofnąć.Sercejejbiło.
–Myślę,żemożebyćpanitrochępijana,pannoVerughese.
–Byćmoże–przyznałachrapliwie.–Alewiem,comówię.
–Czyżby…?
Nasekundępoczułachłód.Możeopacznietowszystkorozumiała.Możebawiłsię
nią tylko, do czasu, kiedy pojawi się bardziej odpowiednia kobieta. Może myśl
oprzespaniusięzdziewicąniebyłanęcącadlamężczyznyzjegodoświadczeniem
iwyrafinowaniem?Przypomniałasobietamtąkobietęwhotelu…
Odwróciławzrok,szukająctorebkiiszala.
–Zapomnij,żetopowiedziałam.Jestempewna,żemaszspotkania…
Jejdłońznalazłasięnaglewjegodłoni.Byłpoważny.
–Mówisz,żechceszpozostaćwWenecjinanoc,żebydzielićzemnąłóżko?
Zła,żezmuszają,bytowypowiedziała,uniosłabrodę.
–Jeśliniejesteśzainteresowany…
–Och,jestem.Chcęsiętylkoupewnić,żeniebędziesztegożałowaćrano,obwi-
niającotozbytdużąilośćwypitegowina.
–Chcętego,nawetjeślitobędzietylkojednanoc.
Splótłpalcezjejpalcami.
–Toniebędzietylkojednanoc,gwarantuję.
Zadrżałalekko.To,copowiedział,brzmiałojakprzysięga.Alboobietnica.
–SignorAlix…?
Nawetniespojrzałnaswojegoprzyjaciela.
– Skończyliśmy, Giorgio, dziękuję. – Ale jeszcze długo trwało, zanim oderwał od
niejwzrokipuściłjejdłoń,żebywstaćodstołu.
Nie pamiętała wiele z tego, jak wyszli z restauracji i płynęli magicznym Canal
Grandenocą.Zostawiałazasobączęśćżyciaiwstępowaławnieznane.Niewierzy-
ła, że posunęła się tak daleko, ale gdyby miała jeszcze wybór, nie cofnęłaby się.
Dzióbłodziprułlekkowzburzonewodykanału,aonawchodziławnoweżyciezsze-
roko otwartymi oczami. Żadnych romantycznych iluzji. Już nie chodziła z głową
wchmurachjakwtedy,kiedyPierrezabiegałojejwzględy.Wtedybyłazagubiona,
zrozpaczonaponiedawnejśmiercimatki.Terazniebyłajużbezradnainiechciała
siędłużejzamykaćzdalaodludzijakzakonnica.
Podpłynęlidowspaniałegopalazzo.Jakiśmężczyznastałnamoloirzuciłimcumę.
Przybili do brzegu i Alix wyskoczył zwinnie na brzeg, podając jej rękę. Uniósł ją
złatwością,jakbynicnieważyła.Wziąłjązarękęiweszlidośrodka.Niemalbie-
gła,żebyzanimnadążyć.
–Cotozamiejsce?
–Należydomojegoprzyjaciela.Wyjechałdalekostąd.
MalutkastarszakobietawczernipodeszładonichiAlixzamieniłzniąkilkasłów
powłosku.Leilarozejrzałasiępowspaniałymholu.Podłogabyłamarmurowa,ma-
sywnekamiennekolumnybiegłydopokrytegofreskamisufitu.Wyglądałynabardzo
stare.Alixpociągnąłjązarękęiruszyliślademkobietyschodamiwgórę.Surowe
postacinaogromnychportretachzdawałysięwodzićzanimioskarżycielskoocza-
mi.Stanęliprzedjakimiśdrzwiamiikobietaotworzyłajeszeroko,zapraszającich
dośrodka.
Leilawstrzymałaoddech.Tobyłnajbardziejolśniewającyapartament,jakikiedy-
kolwiekwidziała.PuściłarękęAlixaipodeszładootwartychprzeszklonychdrzwi,
wiodącychnakamiennybalkon,skądroztaczałsięwspaniaływidok.Usłyszała,jak
drzwicichosięzamknęłyispojrzałazasiebie,naAlixastojącegonaśrodkupokoju,
z rękami w kieszeniach, na szeroko rozstawionych nogach. Wyjął rękę z kieszeni
iwyciągnąłjądoniej.Podeszładoniegocicho,zrzucającpodrodzesandały.
Szyfonowy szal opadł z jej ramion na podłogę. Kolistym ruchem dotknęła głowy
iwyjęłazwłosówszpilki.Opadłyjejnaramionaciężkąjedwabistązasłoną.
–Naprawdęniespałeśzniąwtedy,kiedyzasunąłeśkotarytamtegowieczoru?
–Nie,niespałemzCarmentamtejnocy.Nieokłamałbymcię.
Uwierzyłamu,choćprzeszłojejprzezmyśl,żepowiedziałbycokolwiek,żebytyl-
kozaciągnąćjądołóżka.Niemusiałzresztądużomówić,bosamagootobłagała.
Wspięłasięnapalce,dotykającustamijegoust.
–Weźmniedołóżka–wyszeptała.
ROZDZIAŁPIĄTY
WprzytłumionymświetlewspaniałegoapartamentuAlixwyglądałwkażdymcalu
napotężnegomężczyznę.Zabierałsobątakdużomiejsca,żeLeilapoczuławbrzu-
chunagłyskurczprzerażenia.Alewtedywziąłjązarękęipoprowadziłdodrugiego
pokoju.Dosypialni.
Pokójbyłurządzonyzoszałamiającymprzepychem.Naśrodkustałołożezbalda-
chimem, otoczone grubymi, aksamitnymi draperiami, przytrzymywanymi przez
ozdobnepierścienie.PrzezoknowidaćbyłoCanalGrandeigondoleunoszącesięna
wodzie.Zasłonydrżałyodlekkiejbryzy,alejejbyłogorąco.Całapłonęła.
Alixpodszedłistanąłtużprzednią.Jegotorsznalazłsięnawysokościjejoczu.
Wcześniej nie była aż tak świadoma ogromu jego muskulatury i siły. Żałowała, że
nie miała dość śmiałości, żeby go dotknąć. Odwaga, która ją tutaj doprowadziła,
pierzchła w obliczu brutalnej rzeczywistości, przed jaką stanęła. Uniósł jej brodę
palcemwskazującyminiemogłajużuciecprzedjegospojrzeniem.
–Niebędziemysięspieszyć.
Wzruszyłająjegotroska.Pociągnąłjąkusobieijejpiersioparłysięojegotors.
Uniósłjejtwarzkugórze,ajegoustaznalazłysięnajejwargach.Wydałagardłowy
jęk. Penetrował językiem krawędź jej ust, aż je otworzyła. Wślizgnęła mu dłonie
podkoszulę.Byłgorący,miałtwardemięśnieipachniałwinem.
Kiedypodługiej,narkotycznejchwiliodchyliłsiędotyłu,podążyłazanim,otwie-
rającszerokooczy.Wszystkiejejzmysłyzderzyłysięistopiływjednodudniącebi-
ciepożądania.Nigdyniewyobrażałasobie,żepocałunekmożetakdziałać.
Sięgnąłdomałychguziczkówjejtuniki.Patrzyła,jakpowolisięrozchyla,odsłania-
jąckoronkowybiustonosz.
–Sątakiepiękne–wydyszałnawidokjejodsłoniętychpiersi,którychobfitośćza-
wszejąkrępowała.
Wsunąłdłońpodtkaninęiobjąłjednąpierś,badającjejkształticiężar.Czułatak
intensywną przyjemność, że zawstydzona nie śmiała na niego spojrzeć. Opuściła
głowę i włosy spłynęły jej na ramiona, dotykając jego dłoni. Jęknęła cicho, kiedy
chwycił ją drugą ręką z tyłu za włosy i delikatnie pociągnął. Palcami ugniatał jej
pierśisutkistwardniałyjejodpożądania.Znowudotknąłjejust.Tenpocałunekbył
bardziejbrutalny,aLeilaodwzajemniałagozcałąmocą,zwiększąjużśmiałością
ssącjegojęzyk.Zerwałjejstanik,uwalniającpiersiirozsuwająctunikęszerokona
boki.Dyszałchrapliwie.Oczybłyszczałymuniczymroztopionartęć.Miałwtwarzy
cośzwierzęcego,cosprawiło,żejejpodnieceniemieszałosięzprzerażeniem.Po-
ciągającjązasobądotyłuiusiadłnabrzegumasywnegołoża.
Piersimiałaobnażone,alenieczułaskrępowania.Dotknąłjednejustami,drażniąc
twardysutekjęzykiem,zanimwziąłgodoustizacząłssać.Pomyślała,żemogłaby
umrzeć.Tuiteraz.Nigdyniedoświadczyłaniczegotakdekadenckiego,takcudow-
nego,jaktogorącessąceciepło.Nogisiępodniąugięłyiwylądowałamunakola-
nach.Wędrowałjęzykiempojejciele,aonawiłasięiskręcała.Nagleoderwałsię
odniejiwychrypiał:
–Muszęcięwidzieć.
Postawiłjąostrożnienanogi.Kręciłojejsięwgłowie,musiałachwycićgozara-
mię, żeby nie upaść. Stanął przed nią i zaczął zdejmować jej tunikę przez głowę.
Uniosłaramionadogóryitunikaopadłanapodłogęuichstóp.Wtedyzręczniezdjął
zniejprzekrzywionystanik.Stałaterazwsamychspodniachibieliźnie.Rękamiwę-
drowałpojejkształtachznabożeństwem,jakbybyłamarmurowąrzeźbą.
–Jateżchcęcięwidzieć–usłyszałaswójgłos.
Opuścił ręce i stał tak przed nią, milcząco zapraszając, żeby go rozebrała. Się-
gnęła do jego koszuli i powoli ją rozpinała, odsłaniając stopniowo masywny tors.
Rozpięłająszerokoizdjęłamuzramion.Samodpiąłspinkiwmankietachiwkrótce
koszula ześliznęła się z niego całkowicie. Leila zamarła w podziwie. Gładka moc
jegomuskułówpodciemnąoliwkowąskórąbyłafascynująca.Ciemnaliniawłosów
biegłaodpiersiwzdłużumięśnionegobrzucha,niknącmalowniczowspodniach.Do-
tknęłagooburącz.Zahipnotyzowałjąjegozapach…surowy,piżmowyimęski.Per-
fumy, które dla niego zrobiła, zmieszane z jego własną, unikalną wonią. Pochyliła
głowę,żebyprzycisnąćwargidojegogorącejskóry.
–Połóżsię–polecił.
Drżała,opadającnałóżko.
–Terazzdejmęcispodnie…
Uniosłabiodra,żebymupomóc.Potemszybkozdjąłtakżeswoje.Stałterazwspa-
niale i bezwstydnie nagi. Uniosła się na łokciach, wpatrując się w niego szeroko
otwartymioczami.
Jego ciało było doskonałą masą twardych muskułów i męskich kształtów. Nigdy
niewidziałaniczegopodobnego.Począwszyodramionitorsu,ażposmukłebiodra
i silne umięśnione uda. Pomiędzy nimi poniżej brzucha kłębiły się ciemne włosy
ikwintesencjajegomęskości.Byłotonieprawdopodobniezmysłowe.PochwiliAlix
pochylił się i zdjął Leili majtki, rzucając je na podłogę. Oboje byli teraz całkiem
nadzy.Położyłsięobokniejizacząłokrywaćjąpocałunkami,długimi,oszałamiają-
cymi.Rękamipieściłjejpośladkiipiersi,podążajączakształtamitaliiibioder.Po-
temrozłożyłjejnogiijegodługiepalcezaczęływędrowaćtam,gdzieniktjejdotąd
niedotykał.Wchwilipanikichwyciłagozarękępowstrzymująco,całarozgorączko-
wana.
–Niesprawięcibólu.Jeślibędzieszchciała,żebymprzestał,poprostupowiedz
izrobięto.
–Dziękuję…–szepnęła.
Westchnęła,kiedywłożyłjejdośrodkapalec,apotemdwa.Wysuwałjeiznowu
wsuwał.Jegoruchybyłyterazszybsze.Nieświadoma,żetorobi,uniosłabiodra,na-
pierającnaniego,szukającsilniejszejpodniety,awtedyuśmiechczystej,męskiejsa-
tysfakcjipojawiłsięnajegotwarzy.
Bólzamieniłsięwnajbardziejrozkosznedoznanie,jakiestałosięjejudziałem.Jej
ciałonagleporwałaburzairozpadłasięnamilionkawałków.Czułasięjaksłońce,
księżyc,gwiezdnypył,rozkosziból.Wszystkonaraz.
Kiedysięwreszcierozluźniła,otworzyłaoczyizamrugała.Patrzyłnaniązniedo-
wierzaniem.
–Tobyłtwójpierwszyorgazm?
Poruszyłsię,leżącwciążmiędzyjejnogami.Nadalczułatkliwośćtamwdole,ale
kiedy zaczął znowu napierać na nią delikatnie, poczuła wzrastające podniecenie,
potrzebę czegoś więcej, choć więcej z pewnością nie było możliwe… Całował ją,
otaczającjąswoimciepłemisiłą.Jejdłonieprzesuwałysiępojegociele.
–Dobrzesięczujesz?–zapytał.
Przytaknęła.Nieznajdowałasięjużnaziemi.Byłanajakiejśnowej,egzotycznej
planecie,gdzieczasiprzestrzeństałysięniematerialne.Światrealnyprzestałist-
nieć.
–Tomożenapoczątkuboleć…–uprzedził.–Zostańzemną,wkrótcepoczujesz
się lepiej, obiecuję. – Mówiąc to, wbił się głęboko w jej nietknięte ciało. Jęknęła
i wygięła się w jego stronę, częściowo broniąc się przed naporem, a częściowo
wzachwycienadtym,coczuławmiejsceustępującegobólu.Wzięłagłębokiwdech
ispojrzałamuufniewoczy.Byłtakiwielkiiciężkiwniej.Poruszałsięwolno,coraz
głębiej.Pokonującjejopór.Wycofałsięznowu.Nigdyniemyślała,żeseksjesttak
naturalistyczny,pierwotny.Wbijałsięwniąnieustępliwie,zakażdymrazemgłębiej,
ikiedyjejciałoprzyzwyczajałosiędoniego,przyjmowałogocorazlepiej,bólsłabł,
stając się czymś innym. Czymś rozkoszniejszym nawet niż przed chwilą. Instynk-
townieobjęłagonogami,kołyszącsięrazemznim.Poruszałsięcorazgwałtowniej,
sięgnąłrękąwdółidotknąłjejtużobokmiejsca,wktóresięwbijał.Okrężneruchy
jegokciukasprawiły,żepodpowiekamieksplodowałyjejgwiazdy,acałeciałostęża-
łoznowuzpożądania.Jęczała,wyginającsię,iznowuzaczęłaspadać,niżejiniżej,
zwysokościwyższejnawetniżzapierwszymrazem.Płynęłanatakiejfalirozkoszy,
żeprawieniebyłaświadomaciałaAlixa,wbijającegosięzsiłąwjejwłasne,zanim
naprężyłsięieksplodowałwniejstrumieniemgorąca.
Ocknęła się, kiedy poczuła, że unosi ją z łóżka, uległą i słabą. Z trudem uniosła
głowę. Niosąc ją na rękach, wszedł do słabo oświetlonej łazienki, całych akrów
marmuruizłoconychuchwytów.Paraunosiłasięnadwanną,wystarczającoogrom-
ną, żeby w niej pływać. Ukląkł i delikatnie włożył ją do przyjemnie gorącej wody.
Spojrzałananiego,jużprzytomnie.
–Corobisz?
–Będzieszobolała…itrochękrwawiłaś.
–Och,nie!–Pomyślałaołożuiwspaniałychprześcieradłach.
–Tomojawina.Powinienemtowiedziećiprzygotować…–Wstałiujrzała,żeowi-
nąłsięręcznikiem.Toniezniwelowałoimponującegowybrzuszeniapodtkaniną.Po-
czerwieniała.
–Wrócęzaminutę.
Wyszedł z łazienki i Leila poruszyła się na próbę, czując rozkosz pomieszaną
z bólem między nogami. Cała była obolała, ale w przyjemny sposób. Umysł miała
zamglony,alejednobyłokrystaliczniejasne:niebyłajużdziewicą.PozwoliłaAlixowi
SaintCroixzbliżyćsiędosiebiebardziejniżkomukolwiekinnemu.Itobyłouczu-
cie…niewiarygodne.Wspaniałe.Transformacja.
Czułasiępewnasiebie.Porazpierwszywżyciujakkobieta.Tamteperfumy,któ-
rewybraławcześniej…Terazjużmogłaśmiałoichużywać.Rozmarzonauśmiechała
się…
W spodniach Alix poczuł się nieznacznie pewniej. Jeszcze kilka minut wcześniej
miałpoczucie,żektośgootumanił.Straciłpoczucierozsądku.Kontroli.Itakbyło.
Wkwestiitakfundamentalnieważnej,żenadalbyłwszoku.Stanąłwdrzwiachła-
zienki, patrząc, jak Leila obejmuje pierś dłonią, delikatny uśmiech igra na jej
ustach. Znowu poczuł podniecenie. Pierwsze pchnięcie w jej ciało… To było niebo
ipiekło,bowiedział,żechociażdoświadczanajbardziejzmysłowegomomentuwży-
ciu,onaodczuwałaból.Chociażbyłdelikatny,jaktylkopotrafił.Akiedycierpienie
zniknęło z jej oczu i zaczęła się pod nim poruszać, stracił nad sobą kontrolę. Był
niewolnikiem dyktatów własnego ciała i jej ciała. Wtedy właśnie eksplodował.
Wniej.Bezżadnejbarieryochronnej.
–Jaksięczujesz?–Śmiechzgasłnajejwargach,alewkrótcepowrócił,nieśmiało.
–Dobrze,takmyślę.
Podał jej ręcznik. Wstała i patrzył, jak woda spływa z jej idealnego ciała. Skórę
miałaniczymjedwab.Byłaśliczna.Smukła,alebardzokobieca,opełnychbiodrach
ipiersiach.Zacisnąłzęby,żebyniemyśleć,coczuł,kiedyobjęłagobiodramiiuda-
mi.Jakietobyłorozkoszne.Wystarczająco,żebystraciłgłowę,zapominającoważ-
nychsprawach.
Leila wytarła się do sucha ręcznikiem, unikając jego wzroku, a wtedy podał jej
szlafrok.Wyglądałanazaniepokojoną.
–Czycośjestnietak?
Poczułwpiersiciężar.Miałatakieogromne,takzieloneoczy.Takniewinne.
–Chodźdosypialni.Poprosiłemgospodynię,żebyprzysłałanamnagóręjedzenie
icośdopicia.
Stółnakrytoniedalekookna.Mrugającaświecadawałaprzytłumioneświatło.Zza
oknadochodziłpluskwody.Usiedli.Spytałajeszczebardziejzaniepokojona:
–Ocochodzi,Alix?Przerażaszmnie…
–Niezabezpieczyliśmysię–skrzywiłsię.–Tojest,janiepomyślałemotym.Przy-
puszczam,żeniestosujeszżadnejantykoncepcji?
Potrząsnęłagłową,wilgotnekosmykiopadłyjejnaramiona.
–Nie…Jateżotymniepomyślałam.
–Tojabyłemzatoodpowiedzialny.–GłosAlixabrzmiałochryple.
Przezdługąchwilęunikałajegowzrokuiwkońcuodwróciłasiędoniego.
– Myślę, że nic się stało. To nie jest mój płodny dzień, właśnie skończył mi się
okres.
–Przestałemmyśleć.–Ująłjązarękę.–Zwyklenigdyotymniezapominam.Nie
staćmnienato,żebyzapomnieć.
Wyrwałamudłoń.
– Oczywiście. Mężczyzna taki jak ty musi być bardziej ostrożny niż większość.
Rozumiemto.
Chciałjązapewnić,żeniebyłowtymnicosobistego.Aleniemógł.Miałzostaćoj-
cemdziedzicapoczętegozjegokrólowąinikiminnym.Jegoojciecspowodowałbu-
rzę kontrowersji, sypiając z wieloma kochankami, które twierdziły, że mają z nim
dzieci.Tobyławłaśniejednaztychwieluprzyczyn,dlaktórychludnośćIsleSaint
Croixgozdetronizowała.
–Tosięwięcejniepowtórzy,przepraszam.Toznaczy,nietomiałemnamyśli.To
będziemyznowurobić.Niezapomnętylkowięcejozabezpieczeniu.
Jedzenieleżałonastolemiędzyniminiezauważone.Podałjejkawałeksera.
–Jesteśgłodna?
Potrząsnęłagłowąiodwróciłaspojrzenie,zawstydzona.Wyciągnąłrękęiująłjej
brodę,unoszącją.
–Alemasznacośapetyt…?
Najejtwarzydojrzałtęsamąnienasyconążądzę,któraznowubudziłasięwnim.
Przytaknęła,mówiącmubezgłośnie,nacomaochotę.
–Alebędzieszzbytobolała.
–Nicminiejest,naprawdę.
Nie potrzebował żadnej więcej zachęty. Wstał i poprowadził ją z powrotem do
łóżka.
Kiedyobudziłasięznowu,nastałjużranekipokójskąpanybyłwsłońcu.Alixwła-
śniewychodziłzłazienki,zaciskająckrawat.Nieskazitelnieubrany.Ogolony.Wyką-
pany. Usiadła i zasłoniła się prześcieradłem, zawstydzona. Alix oparł się o jedną
zczterechkolumnłoża.Uśmiechałsięseksownie.
–Wyglądaszuroczo…caławnieładzie.
Zrobiłojejsięgorąconawspomnienie,jakbardzobyławnieładzie,kiedywziąłją
dołóżkaporazdrugi.Poprzedniejnocywsłabooświetlonejłazienceiwsypialniła-
twiejjejbyłomierzyćsięznim.Teraz,wświetleporankawracalidorealnegoświa-
taizdrowegorozsądku.Toniebyłomilewidziane.
Skrzywiła, pochylając się w stronę krawędzi łoża w poszukiwaniu ubrania. Zna-
lazłsięprzyniejwsekundę.
–Dobrzesięczujesz?
Spojrzałananiegobeztchu.
–Dobrze…Któragodzina?–Niemiałapojęciaoetykiecieobowiązującejwsce-
nariuszu„Poranekpo”.WWenecji.Ponocybardziejrozpustnej,niżpotrafiłatoso-
biewyobrazić.Zażenowanieopływałojąfalą.
Alixzerknąłnazegarek,niezauważającjejskrępowania.
– Po dziesiątej. Bardzo przepraszam, ale muszę wrócić do Paryża na spotkanie
wporzelunchu.
Zmusiłasię,żebyspojrzećmuwoczy,chociażnajchętniejschowałabysiępodkoł-
dręalbozapadłapodziemię.
–Oczywiście.Jateżmuszęwracać.
–Nieżałujeszniczego,prawda?–Spojrzałnaniąuważnie.
Stałtakblisko,żemogładostrzecjaśniejszeplamkiszarościwjegooczach.Czuła
sięniezręcznie,aleniczegonieżałowała.PotrząsnęłagłowąiAlixpocałowałją,za-
nimsięodsunął.
–Todobrze.Gospodyniprzysłałanamnagóręśniadanie,ajazamówiłemubrania
dlanasobojga.
–Naprawdę?
–ZadzwoniłemdoswojejasystentkiwParyżu.PrzysłanonamjezbutikuwWene-
cji.
Oczywiście,pomyślałacierpko.Namomentomalniezapomniała,kimbył.Opotę-
dze,jakądzierżył.Nonszalancji,zjakąpstrykałpalcamiijegopoleceniabyływypeł-
niane.Łatwości,zjakąposzłaznimdołóżka…Musiałaprzestaćotymmyśleć.Wy-
skoczyłazłóżkaiściągnęłaprześcieradło,owijającsięnim,świadomajegospojrze-
nia.
– Wezmę tylko szybki prysznic. – Z całą godnością, na jaką mogła się zdobyć,
przeszładołazienki,ciągnączasobądługitrenzkosztownej,egipskiejbawełny.
Gdy tylko się tam znalazła, usłyszała, że zadzwonił telefon. Alix najwyraźniej aż
siępalił,żebywrócićdoParyża,doswojegożycia.Onatakżemusiała.
Wchodzącpodgorącystrumieńprysznica,powiedziałasobie,żechociażmiałatyl-
kotęjednąnocwWenecjizpięknymwygnanymkrólem,toitakbędziesięztego
cieszyć.Dzielniezignorowałafizycznyuciskwokolicachserca,którymówiłjejcoś
innego.
GodzinępóźniejznaleźlisięzpowrotemnapokładzieprywatnegoodrzutowcaAli-
xa.Onrozmawiałprzyciszonymgłosemwobcymjęzykuprzeztelefon.Czułaulgę,
żeprzezmomentodwróciłodniejuwagę.
Wyjrzałaprzezokno.Trudnouwierzyć,jakjejświatzmieniłsięwciąguniespełna
dwudziestuczterechgodzin.Miałanasobienoweubranie,przysłaneprzezjegolu-
dzi. Pięknie skrojone wąskie spodnie, luźny jedwabny top z długimi rękawami
ikaszmirowykardiganwnajpiękniejszymodcieniuszafiru.Przysłalijejnawetświe-
żą bieliznę i buty. Czuła się rozpieszczana i otoczona opieką. Alix właśnie tak za-
wszepostępowałzkobietami.
Chwilęwcześniejprzyśniadaniuzauważyła,żebaczniesięjejprzygląda.
–Ocochodzi?–spytaławtedy.–Mamcośnatwarzy?–Bezmakijażuczułasię
niepewnie.
–Jesteśpiękna.
Ująłjejdłońiniemogłajużodwrócićodniegowzroku.
–Chcęcięznowuzobaczyć.Dzisiaj…dziśwnocy.Jutro.
Sercestanęłojejnamoment,apotemzaczęłobićdwarazyszybciej.
–Aletobyłatylkojednanoc…–Czyżnie?
Spojrzałnaniąoczamiwkolorzestali.
–Jednanocciwystarczy?
Spytała siebie samą, czy może zgodzić się na romans z tym mężczyzną. Pobyć
znimdłużej.Czywogólepozwoliłbyjejodejśćpotym,jakuległamutakspektaku-
larnie?Wolnopotrząsnęłagłową.Jejtoteżniewystarczyło.Chciaławięcej,zcałym
bezwstydem.
PalceAlixazacisnęłysięnajejpalcach.
–Cóż,zatem…
A teraz była tutaj, wracając szybko do realnego życia i romansu, co do którego
niebyłapewna,czywie,jaksięwnimporuszać.Słyszała,żeAlixskończyłrozma-
wiać przez telefon i pomyślała o sukni, którą kupił dla niej na wyjście do opery
iotychnowychubraniach.Odwróciłasię.Patrzyłnanią.Zachowującresztkęśmia-
łości,powiedziałaszybko:
– Nie chcę być twoją kochanką. Jestem wdzięczna za ubrania, które dostałam
dziśrano,alewięcejniczegominiekupuj.
Przez chwilę nie mógł zrozumieć, o czym mówiła, a potem wzruszył ramionami
znonszalancją.
–Dobrze.
Pomyślałajeszczeoczymśinnymipoczułapanikę.Natręctwoprasy.Zdjęciapa-
parazzich.Nieuchronnalustracja,jakiejpodżadnympozoremniechciała.
–Niemożemysiępokazywaćpublicznie.Niechcętrafićdogazet.Niejestemna
togotowa.
Wyprostowałsię,zaskoczony,alepochwilisięuśmiechnął.
–Mamcałąekipędodyspozycji.Zadbamoto,żebyśbyłachroniona.
Pomyślała o Ricardzie i o tym, że Alix bywał w jej sklepie i w jego pobliżu kilka
razy i wyglądało na to, że nikt tego nie wykorzystał. Więc może wszystko będzie
dobrze.Zmusiłasiędouśmiechu.
–Okej.
ROZDZIAŁSZÓSTY
–Halo,ziemiadoAlixa.Jesttamkto?–Alixzamrugałispojrzałnaswojegoprzy-
jaciela i głównego doradcę Andresa, który przyleciał z Isle Saint Croix, żeby się
znimspotkać.Andresbyłjegotajnąbronią.Całkowicieoddanytemu,byprzywró-
cićgonatron,pracowałjakoswegorodzajuszpiegobecnegoreżimunawyspie.To
główniedziękiniemuAlixmiałponowniezostaćkrólem.
–Czysłyszałeśchoćsłowoztego,copowiedziałem?
Alix był nieobecny. Jego głowę zajmowała delikatne ciało o jedwabistej skórze.
Długieciemnewłosy.Ogromnezieloneoczylśniącejakklejnoty.Cichewestchnienia
ijęki.Rozkosz,kiedyon…Cholera.Poderwałsięzfotela.Tobyłośmieszne.Myśl
oLeilibyłajakgorączka.Niemógłsięskupić.
–Poznałemkogoś–wyznał.
Andres aż gwizdnął, a na jego chłopięcej, przystojnej twarzy pojawił się krzywy
uśmiech.
– Tym razem przeszedłeś sam siebie. Zazwyczaj czekałeś przynajmniej tydzień,
zanimzacząłeśspotykaćsięznowądziewczyną.Aletoświetnie.Kiedyzdjęciatra-
fiądoprasy?
Alix skrzywił się. Przypomniał sobie, że Leila chciała uniknąć zainteresowania
prasy.Bardzotegoterazpotrzebował,alemyślouganiającychsięzaniąpaparaz-
zichbyłaprzykra.Chciałsięniąopiekować.Musiałoistniećjakieśrozwiązanie.
–Nasizwolennicynamiejscuwiedzą,żeprowadzimykampanięmyleniatropów,
prawda?
–Wiedzą,żejesteśgotowydopowrotu–powiedziałAndres.
–WięcgdybymmusiałwyjechaćnamojąwyspęnaKaraibachnadziesięćdni,to
zadziałałobytonanasząkorzyść?
– Na pewno… Jesteś tak samo dostępny stamtąd jak stąd… A jeśli pojawią się
twojezdjęciazbeztroskichwakacjizjakąśdługonogąpięknością,opozycjabędzie
całkowiciezaskoczona,kiedystracąnaglegruntpodnogami.
Alixuśmiechnąłsię.
–Dokładnietakpomyślałem.
–Alewyspajestcałkowicieodciętaodświata,żadenpaparazzicięnigdytamnie
złapał.Tozadaleko.
–Dlategomusiszzadbaćoto,byktośznajbardziejzaufanychludzinawyspiezro-
biłzdjęciazdaleka.Damciznać,kiedybędziekutemudobrymoment.Musząbyć
natyleostre,bymożnabyłozidentyfikowaćmnie,alejużnieLeilę.Wyślęcijemej-
lem. Chcę to kontrolować. – Powtarzał sobie, że nadal będzie chronić jej tożsa-
mość.
Andresaciekawiło,jakwielejegoprzyjacieljestgotówzrobićdlakobiety,aleon
uciąłtemat.
–Niechcęoniejrozmawiać,poprostutozaaranżuj.Wylatujemyjutro.
– Dokąd chcesz mnie zabrać? – Rolety w sklepie Leili były zaciągnięte. Właśnie
zamykała,kiedyAlixsiępojawił.Zadrżałanajegowidok.Niemiałaodniegowieści
od tamtego poranka, kiedy wrócili z Wenecji. Nie była pewna, czy kiedykolwiek
jeszczegozobaczy.Aterazbyłtutajiskładałjejpropozycję.
–MamprywatnąwyspęnaKaraibach.Toodosobnionemiejsce.Wyczyściłemswój
grafik na najbliższych dziesięć dni, muszę zrobić sobie przerwę. Poleć ze mną.
Chciałbymsprawdzić,cosiędziejemiędzynami.
Byłaoszołomiona,alejednocześniepodekscytowana.Ale…
–Niemogętakpoprostuwyjechać!Ktozadbaomójsklepifirmę?Niemogęso-
biepozwolićnaichzamknięcie.
–Mogęzatrudnićkogośdopoprowadzeniasklepupodczastwojejnieobecności.
–Alespędziliśmyrazemtylkojednąnoc.Niemogętakpoprostuztobąpolecieć.
–Cociępowstrzymuje?
–Niekażdyżyjewświecie,wktórymmożnapoleciećnadrugikoniecświata,bo
takimasiękaprys.Niektórzymusząmyślećokonsekwencjach.
Wtedyzrobiłcoś,cosprawiło,żezupełniestraciłagłowę.Podszedłbliżej,przesu-
nąłdłoniąpojejkarkuiprzyciągnąłjąkusobie.
–Pokażęcikonsekwencje–powiedziałcicho.
Jego zapach działał na nią powalająco. Pożądała tego człowieka i nie potrafiła
tegokontrolować.Akiedyzbliżyłwargidojejust,byłajużzgubiona.
Oparła się o ladę, a on napierał na nią ciałem. Pomyślała, że wyjazd na koniec
światasprawi,żepozostanąwświeciefantazji,akiedybędziejużpowszystkim,ła-
twiej wróci do normalności. Czymkolwiek była ta normalność… Wciągnęła powie-
trze. Chyba jeszcze jeden krok nad przepaścią nie zaszkodzi? – myślała trzeźwo.
Żadnychzłudzeń.Żadnegozakochiwaniasię.Niebyłaprzecieżswojąniewinną,na-
iwnąmatką.
–Dobrze,pojadęztobą.
Tylkosięuśmiechnął.
–Tam,wdole.–Spojrzaławdółiniemogłauwierzyćwłasnymoczom.Nigdynie
widziała tak żywych kolorów. Bujna zieleń i biały piasek, przejrzysta lazurowa
woda.Palmy.Tobyłojakspełnieniemarzeń.NajpierwpokonalidrogęzParyżado
Nassau,aterazlecielimniejszymsamolotemnaprywatnąwyspęAlixaonazwieIsle
delaPaix.WyspaPokoju.Itakasięwydawałazgóry.CorazbardziejsięzniżaliiLe-
iladostrzegłapięknydomwstylukolonialnymiwypielęgnowanyterenprowadzący
wdół,dodługiejplaży.Spienionefaleuderzałyodziewiczybrzeg.
Kiedywylądowaliiwyszlizsamolotu,uderzyłająfalaciepła.Czuła,jakodpływa
z niej całe napięcie. Przywitał ich uśmiechnięty personel, zabierając walizki. Alix
wziąłLeilęzarękęizaprowadziłdosamochodu.Wsadziłjądośrodka,asamusiadł
naprzeciwko.Uśmiechałsię.Zdawałsiębardziejbeztroskiniżkiedykolwiek.
–Życzypanisobiezwiedzićwyspę,madame?
–Byłobywspaniale.
Przewiózłichprzezbujnylas,anastępniewzdłużnajpiękniejszychplaż,jakiekie-
dykolwiekwidziała.Słońcejasnoświeciło.Zamknęłaoczy,rozkoszującsięciepłem.
Zatrzymalisięnaskrajumałej,zachwycającejplaży.Czułazapachmorzaprzemie-
szanyzaromatemroślinisuchejziemi.Przedniąroztaczałsięniesamowitywidok.
Alixwyskoczyłzjeepa,odpiąłjejpasichwyciłjąwramiona.Zanimzdążyłazaprote-
stować,zaniósłjąnaplażę.
–Pływałaśkiedyśnago?
–Nie,nigdy.–Zarumieniłasię.
Pochwilizdejmowałjużubranie.Wcześniejwidziałagonagiegowsłabooświetlo-
nymweneckimpałacu,aterazstałprzedniąwjasnymświetlewtymrajskimoto-
czeniu.Wyglądałolśniewająco.
–Niemogę,niemożemy!Co,jeśliktośprzyjdzie?–Spojrzałazasiebiewkierun-
kudrzew.AleAlixbyłjużprzyniej.
–Posłuchaj.Poprostuposłuchaj.
Takzrobiłainicnieusłyszała.Anijednegodźwięku,żadnychgłosów,tylkowiatr,
drzewa,ptakiifale,którerozlewałysięuichstóp.
–Jesteśmytutylkomy,Leila.Opróczgarstkipracownikówwdomu,jesteśmyzu-
pełniesami.
Ogarnęłojąpoczuciewolności,jakiegoniedoświadczyłanigdywcześniej.
–Wejdzieszdowodydobrowolnieczymamciędoniejwrzucićwubraniu?
–Dobrze,WaszaWysokość–powiedziała,zdejmująckurtkę.
Zdjęłabluzkęispodnie.Jużwsamejbieliźniezawahałasię.
–Dalej,dalej–zachęcałją.
Zdjęłabiustonosz.Terazmógłpodziwiaćjejnagiepiersiisterczącesutki.Unika-
jącwzrokuAlixa,szybkimruchemzdjęłateżmajtki.Byłanaganaplaży,wtropikal-
nymraju,zrównienagimmężczyzną.Zokrzykiemniedowierzaniaiczystejradości
wbiegładomorza.Znalazłasięwciepłej,słonejwodzie,apotemzanurkowałagłę-
boko.
PrzechadzałasiępodomuAlixaubranatylkowjegopodkoszulek,zwłosamizwią-
zanymiwkucyknaczubkugłowy.Nigdydotądnieczułasiętakdobrzezeswojąna-
gością, świadoma własnej zmysłowości i upojona wolnością. Tak jak pierwszego
dnia,gdyczuładotykfalnaswoimnagimciele.Odkądtrzydnitemuznaleźlisiętu
pokąpielinago,wilgotniisłoniodmorskiejwody,prawienieopuszczalisypialni.Co
jakiśczasAlixprzynosiłjedzeniezkuchni,byznówmoglisięoddawaćuczciezmy-
słów.SzybkonabraładoświadczeniapodeksperckimokiemAlixa.
Kiedy się obudziła chwilę temu, po raz pierwszy nie było go w łóżku obok niej.
Wstała, żeby go znaleźć. Wreszcie miała okazję podziwiać jego dom. Luksusowy,
alebezostentacji.Wewnętrzudominowałabieliszarości.Zasłonyzmuślinupowie-
wałynawietrzewotwartymoknie.Tuitamgustowniedobranewisiałydziełasztu-
ki.Zatrzymałasięprzedmałymportretemwgłównymfoyerioniemiała,zdającso-
biesprawę,żepatrzynaoryginalnegoPicassa.Usłyszałajakieśodgłosywpobliżu
ispłoniłasięnawidokprzyglądającejjejsięatrakcyjnejkobieciewśrednimwieku.
– Przepraszam, że panią przestraszyłam, panno Verughese. Czy ma pani ochotę
naobiad?JestemMatilde,gospodyni.–Mówiłazamerykańskimakcentem.
ZakłopotanaLeilawskazałanaswojeubranie,araczejjegobrak.
–Przepraszam,właśnieszukałampanaSaint,toznaczy…Alixa.
Matildeuśmiechnęłasięszerzej.
–Niemartwsię,kochanie,tawyspawłaśniedotegosłuży,dorelaksu.Znajdziesz
gowgabinecie,nakońcukorytarza.Możeprzygotujęwamposiłeknatarasie?Bę-
dziegotowyzapółgodziny.
Leilauśmiechnęłasię.
–Wspaniale.ProszęmimówićLeila.
Kobietadodałapoufale:
–Onnigdywcześniejnieprzywiózłtużadnejkobiety.
Leila, zła na siebie, że ta informacja tak ją cieszyła, powędrowała korytarzem.
Usłyszałaniski,głębokigłosiposzłazanim.RozebranydopołowyAlixsiedziałprzy
biurkuzotwartymlaptopemprzedsobą.Rozmawiałprzeztelefon.Gdyjązobaczył,
zdążył jeszcze powiedzieć coś, czego nie usłyszała, i odłożył słuchawkę. Zamknął
laptop.
–Przepraszam.Niechciałamciprzeszkadzać.
Wstał.Zobaczyła,żemanasobietylkoniskoopuszczone,wytartedżinsy.Zrobiło
jejsięgorąco.Wgarniturzeismokinguwyglądałniesamowicie,alewtejodsłonie
był…doschrupania.
–Nieprzeszkadzasz.Przepraszam,żecięzostawiłem…
–WpadłamnaMatilde.Wydajesiębardzomiła.Przygotowujedlanasobiad.Bę-
dzienatarasiezapółgodziny.
–Półgodziny?–Wziąłjąwramionaizanimsięzorientowała,jużsięwspinalina
schody.
–Onaszykujedlanasobiad,niemożemytakpoprostuzniknąć.
Alebylijużwdrzwiachsypialniinawidokskotłowanegołóżkazamilkła.Najwy-
raźniejmogli.
Kiedywkońcuudałoimsięzejśćnataras,Matildeprzygotowaładlanichpraw-
dziwąucztę.Sałatkiimakarony.Skrzydełkawamerykańskimstyluiżeberka.Owo-
cemorza,pikantnąrybęzryżem,krabyzsosemczosnkowym.Homara.Schłodzone
białewino.Leilazastanawiałasię,czyzdołajązjeśćchoćczęśćtychsmakołyków.
–Czytoprawda,żenigdynieprzywiozłeśtukobiety?–Natychmiastpożałowała
swoichsłów.–Tobezznaczenia,niemusiszodpowiadać.
–Powinienemwiedzieć,żeMatildeniebędziesięmogłapowstrzymać.Wkońcu
jestromantyczką,takjakity,jaksądzę.
Pokręciłagłową.Nieprzyszłojejtołatwo,alepowiedziałastanowczo:
–Nie,niejestem.Jestemrealistkąiwiem,cotowszystkooznacza.Totylkochwi-
laprzyjemności.Niemamztymproblemu,możeszmiwierzyć.
Spojrzał na nią w migotliwym świetle świec. Jej królewska uroda oszałamiała.
Bladadotądskórabyłalekkoopalona,hinduskiekorzeniesprawiały,żemiaławso-
bieegzotycznątajemnicę.Zieloneoczyskrywałyjeszczewięcej.Poczułwyrzutysu-
mienianamyślozdjęciach,jakiemiałytrafićdoprasy.
–Myślisz,żekiedyśodzyskasztronnaIsleSaintCroix?
Gwałtowniezamrugałipowróciłdorzeczywistości.Przezchwilębyłpodejrzliwy,
aleLeilaniebyłaprzecieższpiegiemzIsleSaintCroixwysłanym,byodgadnąćjego
ruchy.Niechciałjednakodkrywaćswoichplanów,nawetprzednią.Nonszalancko
wzruszyłramionami.
– Być może, pewnego dnia. Jeśli sytuacja polityczna się poprawi. W społeczeń-
stwiewciążjestwielegniewunamojegoojca.
Oparła twarz na dłoniach. Nie miała stanika i przeźroczysta tkanina ukazywała
zarysjejdoskonałychpiersi.Straszniegotorozpraszało.
–Jakibył?–zapytałacicho,wnimjednaknatychmiastwezbraławściekłość.Wstał
ichwyciłsiębalustradynaskrajutarasu.–Przepraszam.Jeśliniechceszotymmó-
wić…
Ajednaksięotworzył.
–Ojciecbyłskorumpowany.Dorastałwluksusie,niebrakowałomuniczego.Togo
zniszczyło. Mój dziadek był dobrym władcą, ale słabym człowiekiem. Kiedy ojciec
poślubiłmojąmatkę,włoskąksiężniczkęzestaregoweneckiegorodu,pozwoliłmu
wpaśćwamok.Krajsięrozpadał,aleonniezauważałrosnącegoubóstwainarasta-
jącegosprzeciwu.Matkateżsiętymnieprzejmowała.WięcejczasuspędzaławPa-
ryżu,LondynieczyNowymJorkuniżnawyspie.–Odwróciłsięioparłplecamioba-
lustradę.–Ojciecwciążbrałsobienowekochanki.Lokalnedziewczęta,słynnepięk-
ności,bezróżnicy.Sprowadzałjewszystkiedozamku,czymatkatamwtedybyła,
czynie.Onawychodziłazzałożenia,żeskorodałamudziedzicaijeszczejednego,
zapasowegosyna,mogłarobić,cochciała.
–Miałeśmłodszegobrata?
–Tak.MiałnaimięMax.Pewnegodniaobojerodzicebyliwrezydencji,cozda-
rzało się dosyć rzadko. Jakaś młoda dziewczyna z płaczącym dzieckiem na ręku
szukałamojegoojca.Dzieckobyłchoreipotrzebowałopomocy.Twierdziła,żebył
jegoojcem,cobyłobardzoprawdopodobne,aleonkazałswoimżołnierzomwyrzu-
cićjąidziecko…–Ustamusięwykrzywiły.–Niezdawałsobiesprawy,żewściekły
tłum zebrał się na zewnątrz… Zaatakował. Żołnierze zwrócili się przeciwko ojcu
imatce.Zabiliichimojegobrata,tylkomnieudałosięuciec.–Wypiłresztęwina
jednymhaustem.
Leilamiaławoczachłzy.
–Twójbrat…byliścieblisko?
– Był mi najbliższy. Wszystko, co robię, robię po to, by pomścić jego śmierć
iupewnićsię,żeniebyładaremna.
Pewniesięzastanawiała,jakżyciekrólewskiegoplayboyamiałosiędozemstyza
śmierćbrata.Aleprzecieżnicniewiedziałaofundacjachcharytatywnych,któreza-
łożył, by pomagały tym, którzy stracili bliskich w tragicznych okolicznościach, ani
otym,ilerazybrałudziałwmisjachpokojowych.
SerceLeiliścisnęłosięnamyślomałymchłopcu,którybezradniepatrzył,jakjego
rodziceniszcząwłasnedziedzictwo,zabierającjegomłodszegobratazesobą.My-
ślałaotym,jakskłamała,żejejojciecnieżyje,ipoczułasiępodle.
–Alix,jestcoś,copowinnam…
Niepozwoliłjejdokończyć.Odstawiłkieliszek.Oczymupłonęły.
–Dośćjużrozmówjaknajedenwieczór.Pragnęcię…
–Ktobypomyślał,żelubiszczytaćamerykańskieczarnekryminały–powiedziała,
wyciągniętanadużymleżakuwogrodzie,zgłowąnapiersiAlixa.
Opuściłksiążkęispojrzałnanią.
–Ajabymniewpadłnato,żetywybierzeszcośzkolekcjihistorycznychroman-
sów Matilde, pełnej półnagich neandertalczyków i piękności o długich blond wło-
sach.
–Towinamojejmatki.Onajepochłaniałaisprowadziłamnienazłądrogę.
–Musiszzaniątęsknić.
Usiadła,podciągnęłakolanaiobjęłajerękami.
-Tęsknięzanią,oczywiście.Zawszebyłyśmytylkowedwie.
Wsparłsięnałokciu.
–Tenmężczyzna,zktórymbyłaśprzedemną,cooncizrobił?
–Tobyłbłąd.Byłamnaiwna.
–Jakto?
– To było tuż po śmierci mamy. Byłam łatwym celem. Poświęcał mi uwagę. Wie-
rzyłam,kiedypowiedział,żechcemniepoznać,żeniebędzienamnienaciskał.Ale
pewnejnocywpadłdomojegomieszkaniaipowiedział,żemadosyćczekania.Pró-
bowałmniezmusić…
Alixwstałgwałtownieichwyciłjązaramiona.Całykipiałzezłości.
–Skrzywdziłcię?
Zaskoczyłjątennagłyprzypływemocji.
–Nie.On…próbował,alemiałamgazpieprzowyizagroziłam,żegoużyję.Więc
tylkoobraziłmnieiwyszedł.
–Dieu…Leila,onprzecieżmógł…
–Wiem,aleniezrobiłtego.Całeszczęście.Byłamgłupia,sądząc,żeon…
Zacisnąłdłońnajejramieniu.
–Nie,poprostupotrzebowałaśwsparciaiodrobinyuwagi.
Słowacisnęłyjejsięnawargi,słowaotym,jakbardzobychciaławierzyć,żemi-
łość i bezpieczeństwo istnieją. Ale nie mogła ich wypowiedzieć. Nie tutaj, nie do
tegoczłowieka.Nieskładałjejżadnychobietnic.Ofiarowałjejtenskrawekrajuito
byłowszystko.
Delikatnieułożyłjejgłowęzpowrotemnaswojejpiersinależakuigładziłjąpo
włosach.
–Tamtenmężczyznabyłidiotą.
Pochyliłgłowęiichustaspotkałysięwdługimpocałunku.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Alix z rękami w kieszeni spoglądał w stronę trawnika, gdzie Leila rozmawiała
zogrodnikiem.Uśmiechnąłsię.Znajdowałsięwprzededniunajbardziejburzliwego
okresuswojegożycia,alenigdynieczułsiętakspokojnyi…zadowolony.Ostatnie
dziesięćdninieprzypominałyniczego,cokiedykolwiekdoświadczył.Nigdyniespę-
dziłtyleczasusamnasamzkobietą.Nawetztamtą,przezktórąmyślał,żestracił
serce do wszystkich innych lata temu. Z Leilą zadziwiająco dobrze mu się rozma-
wiało.Opowiadałjejorzeczach,októrychnigdyznikimnierozmawiał,nawetzAn-
dresem. A chemia między nimi była niesamowita. Wiedział jednak, że musi jej po-
zwolićodejść.Zakilkadniwieść,żejegorodacyzagłosowalizatym,żebywróciłna
Isle Saint Croix, obiegnie świat. Jego życie nie będzie już należało do niego. Nie
mógłtamwrócićzkochanką.Tobywszystkoprzekreśliło.Musiałwrócićsam,ana-
stępnieznaleźćsobieżonę.
Spochmurniał,alewtedyLeiladostrzegłagoiuśmiechrozjaśniłjejtwarz.Powie-
działacośdoogrodnikaiuścisnęłamudłoń.Starzecbyłzachwycony.Podbiegłado
Alixazpudełkiemwręku,ubrananapodróżwwąskie,dopasowanespodnieikasz-
mirowytopbezrękawów.
–Przepraszam.Niechciałam,żebyśczekał.
–Wcalenieczekałem.Lucasokazałsiępomocny?
–Bardzo!Dałminawetkilkasadzonekkwiatówdodomuwspecjalnychworkach.
Cudownie pachną. Gdyby udało mi się jakoś wydestylować ten zapach… – urwała,
zawstydzona.–Przepraszam,powinniśmyjużiść,prawda?Wezmętylkotorebkę.–
Zanimudałasiędodomu,zatrzymałasięispojrzałananiego.Głosmiałaochrypły.–
Dziękuję…tobyłnaprawdęmagicznyczas.
Musnąłkciukiemjejpełnądolnąwargę.
–Toprawda.–Zrozumiał,żeniejestgotowypozwolićjejodejśćizrobiwszystko,
bytaksięniestało.
–Zostanieszzemnąnanoc?–Leilaspojrzałananiegoztylnegosiedzenialimuzy-
ny.Byłojużpopółnocy,amokreoddeszczuuliceParyżawyglądałyobco.Wcalenie
tęskniłazatymmiastem.Onateżniebyłagotowa,bypożegnaćsięzAlixem.
–Dobrze.
PlacVendômebyłpusty,kiedyprzyjechalidohotelu.Atencja,zjakąobsługatrak-
towała Alixa, zaskoczyła ją. Na wyspie na chwilę zapomniała, kim był. W aparta-
menciepaliłysięlampy.Alixzdjąłmarynarkę,aonapodeszładookna,nagleniespo-
kojna.Widziałastądswójsklep,ciemnyipusty,dziwneprzeczuciesprawiło,żeza-
częładrżeć.Zobaczyłajegoodbiciewszybie.Patrzyłnanią.Odwróciłasię.Powie-
trzemiędzynimiiskrzyło.Apotemcośnapobliskimstolikuprzykułojejwzrok.
–Onie!
Alixzakląłcicho.Tobyłpopularnyfrancuskitabloid,azrobionedzieńwcześniej
zdjęciejegoiLeilinaplażytrafiłonaokładkę.Leżelinapiasku,skąpestrojekąpie-
lowepozostawiałypolewyobraźni.TwarzLeilibyłaodwrócona,więcniemożnajej
byłorozpoznać.
Podniosłagazetę,alewyrwałjejpismozrękiiodrzucił.
–Niewidaćtwojejtwarzy…Wszystkojestwporządku.
–Wiedziałeśotym?–spytała,blednąc.
–Mójasystentpowiadamiamnieokażdymmaterialeprasowym.
–Dlaczegominiepowiedziałaś?
–Bomiałemnadzieję,żetegoniezobaczysz.
– Cóż, cała Francji już to widziała. – Spojrzała na podłogę, gdzie leżała gazeta,
iprzeczytała:–„Kimjestnajnowszasekretnaukochanakrólanawygnaniu?”.
Alixspojrzałjejprostowoczy.
–Niewiedzą,kimjesteś,ajazadbamoto,żebysięniedowiedzieli.Proszę,zaufaj
mi.
Najejtwarzypojawiłsięgrymas.
–Tosięmusiskończyćpodzisiejszejnocy.Niepasujędotwojegoświatainiechcę
siępojawiaćwgazetachjakkolejnazwielutwoichkobiet.
Nie przyjął jej słów do wiadomości. Musiała do niego należeć. Ale nie potrafił
tegowyartykułować.Zacząłwięcjącałować,aonaodpowiedziałanajegopocałunki
taksamojakonbezradnawobecwłasnychuczuć.
Gdy się obudziła następnego dnia, dopiero po chwili się zorientowała, gdzie się
znajduje.Leżaławogromnym,luksusowymłóżku.Nagaizupełniesama.Całaobo-
lała.
Apotemwszystkodoniejwróciło.Tejnocyprzekonałasię,żewszystko,czegodo-
tądjąnauczył,byłodopieropierwszympoziomem.Kochającsięwczoraj,wnieślisię
naprawdziwewyżyny.Alixniebyłczułyidelikatny,tylkodziki.Zaczerwieniłasięna
myśl o tym, jak się tym rozkoszowała, reagując na jego ruchy, prosząc o więcej,
mocniej, głębiej… Nawet to, że jej fotografia znalazła się w magazynie, zeszło na
drugi plan. Dopiero o świcie zasnęła w końcu w jego objęciach. Miała niejasne
wspomnienie,żepocałowałjąwtyłgłowyiwymamrotał:
–Nigdzienieodchodzisz…toniejestkoniec…
Naprawdę to słyszała? Czy to, co było między nimi, miało się przerodzić w coś
stałego?Sercezabiłojejszybciej.Musiałaznimporozmawiać.
Wstała z łóżka i przeszła do pełnej przepychu łazienki, w której jej małe miesz-
kankozmieściłobysiędwukrotnie.Wzięłapryszniciubrałasię,apotemposzłago
poszukać. Jego niski, głęboki głos, słyszała w pokoju obok. Uśmiechnęła się. Sam
jego głos sprawił, że czuła kłębiące się w brzuchu ciepło… Zatrzymała się za
drzwiami,słyszącswojeimię.
–Leilatoideał,Andres.Piękna,doświadczona,inteligentna,wyrafinowana.
Zarumieniłasię,żepodsłuchała,jakmówiłoniejwtakisposób.Przynastępnych
słowachwydawałsięniecopoirytowany.–To,żeniechciałasięzemnąpokazywać,
przemawia na jej korzyść. Całkowicie się różni od wszystkich kobiet, z jakimi się
spotykałem.
Zmarszczyłalekkobrwi.Tobrzmiało,jakgdybyjąoceniano.Stanęławdrzwiach,
aleAlixbyłodwróconydoniejtyłem.Wyglądałprzezoknoiniewidziałjej.Akiedy
znowusięodezwał,włosyzjeżyłyjejsięnakarku.
– Szczerze mówiąc, nie mógłbym ukartować tego lepiej, gdybym to zaplanował.
Jesteśmy w przededniu referendum, które sprowadzi mnie z powrotem na tron,
apartiarządzącaniemaotympojęcia.Prawdopodobniemyślą,żenadalopalamsię
zniąnaKaraibach.Wszystkoukładasięidealnie.
Przerażonacofnęłasię.Alixzaśmiałsięszyderczo.
–Odkądtomiłośćmacośwspólnegozwyboremprzezemnieżony?Ważnejestto,
żetoonazakochałasięwemnie.Toniebędziewniczymprzypominaćmałżeństwa
moich rodziców… – Mówił dalej, nieświadomy spustoszenia, jakie te słowa w niej
czyniły.–Skądtowiem?Byładziewicą,Andres…Kobietanieoddajecnoty,ottak.
Powrót z narzeczoną u boku umocni moją pozycję. Będzie wspaniałą królową, je-
stempewien.
Przezchwilęsłuchał,apotemodezwałsięcicho:
–Nie,niemamwątpliwości,żepowie„tak”.Jeślibędęmusiałjąprzekonać,żeja
teżjąkocham,taksięstanie.Toniebędzietrudne.Imszybciejpojawiąsiędzieci,
tym lepiej. Sukcesor będzie najmocniejszym gwarantem stabilizacji na Isle Saint
Croix.
Przezmomentsilnybólwokolicachsercaniemalzgiąłjąwpół.Poczułamdłości.
Alix chciał budować z nią życie na kłamstwach i fałszu, zapewniając pełen pakiet
swojejdrogocennejwyspie,którąmiałladadzieńopanować,ajejmówił,żetodo-
piero bardzo odległa perspektywa. Okłamał ją prosto w oczy! Chciał mieć z nią
dzieckowyłączniedlapolitycznychcelów!
Cozaironialosu!Jejojciecodrzuciłdzieckoztychsamychpowodów.Aleniebyła
wnastroju,żebydocenićczarnyhumor.Wszystkieichrozmowynabrałynaglezło-
wrogiegoznaczenia.Kiedypytałjąojejpoglądypolityczne,owszystko,tobyłonic
innego,jaktylkorozmowakwalifikacyjna.Agwałtowność,zjakąsiękochali…Czy
upewniałsięwtensposób,żeniestracizainteresowaniadlaniejwystarczającodłu-
go,żebyspłodzićsukcesora?
Alix skończył rozmowę i to wyrwało ją z szoku. Walcząc z mdłościami, podeszła
dodrzwi.Dywanzagłuszyłjejkroki.Onnadalstałwoknie,ręcewłożyłdokieszeni.
Trzęsłasięcałaichciałatylkojednego:odejśćizapomnieć,żegopoznała.Żepo-
wtórzyłabłądmatki,zakochującsięwpierwszymmężczyźnie,któryjąuwiódł.
NadalszumiałomuwgłowieporozmowiezAndresem.Czynaprawdępowiedział
mu,żebyłgotówuczynićzLeiliswojążonę?Swojąkrólową?Kuswegozdziwieniu,
nieżałowałtychsłów.Niedostałatakupanikianiklaustrofobii.Czułsięztymdo-
brze. Nigdy nie spotkał nikogo takiego jak ona. Była słodka, niewinna… i już nie
taka niewinna. Wtem znieruchomiał. Znajoma postać szła szybko przez plac.
Wstrzymałoddech.
TobyłaLeilazeswojątorbąpodróżną,jedynaznanamukobieta,któraniepodró-
żowałaztuzinemwalizek.Dokądsięudawała?Poczułdreszcze.Czytomożliwe,że
podsłuchałajegorozmowęzAndresem?Ajeślinawet,todlaczegoodchodziła?Któ-
ra kobieta odeszłaby, mając w perspektywie stały związek z mężczyzną takim jak
on?
Jużmiałzaniąpobiec,kiedyzadzwoniłtelefon.Odebrałirzuciłszorstko:
–Tak?
Widział,jakzniknęławewnętrzusklepu.Czuł,żejeślizaniąniepobiegnie,nigdy
więcejjejniezobaczy.
– Wasza Wysokość, jest pan tam? Musimy omówić plany na jutro, kiedy zostaną
ogłoszonewynikireferendum.
Jutro.Jegożyciezmienisięwtedynazawsze.Przypomnienieotymwstrząsnęło
nim. Omal nie stracił głowy, kiedy potrzebował jej najbardziej. Z powodu kobiety.
Nawet jeśli miała zostać królową, była przecież tylko kochanką, kobietą, peryfe-
rycznymaspektemjegożycia.
Skupiłsięnarozmowie.Napółgodziny.Kiedywkońcuodłożyłsłuchawkęiwyj-
rzałprzezokno,zamarł.PodrugiejstronieplacuLeilazamykaładrzwidoswojego
sklepu.Roletybyłyopuszczone.Miałanasobiedżinsy,adidasyimarynarkę.Zabra-
łazesobątorbę.Kiedytakpatrzył,zaczęłaszybkoodchodzić,ciągnączasobątor-
bęnakółkach.
Byłajużprawienaroguulicy,kiedyjądopadłichwyciłzaramię.Nieodwróciła
się.
–Jakdużousłyszałaś?–skierowałtopytaniedotyłujejgłowy.
Dopiero teraz się odwróciła. Spodziewał się po niej gwałtownych emocji, ale jej
twarzbyłakompletniebezwyrazu.Nigdyjejtakiejniewidział.Poczułchłód.
– Wystarczająco. Słyszałam wystarczająco dużo, Alix. – Oswobodziła ramię. –
Ateraz,jeślipozwolisz,muszęzłapaćpociąg.
Kilkagodzinwcześniejzostawiłjązaspokojonąizarumienionąwłóżkuponamięt-
nejnocy.Szeptałjejsłowa,jakichnigdyniemyślał,żebędzieszeptałjakiejkolwiek
kobiecie.
–Dokądsięwybierasz?
–Och,niemówiłamciotym?MuszęjechaćdoGrassewinteresach.
Poczułpanikę.
–Nie,niemówiłaśmiotym.
–Cóż,musiałamchybazapomnieć…–Spojrzałanazegarek.
Chciałagowyminąć,alezatrzymałją,kładącjejrękęnaramieniu.Spojrzałana
niąwymownie.
–Puśćmnie.
–Niemiałaśżadnychplanówwyjazdowych,dopókiniepodsłuchałaśrozmowy.
–Masznamyśliswójkrólewskidekret?
Zaczęlijużprzyciągaćuwagęmijającychichprzechodniów.Zacisnąłzęby.
–Musimyporozmawiaćinienaulicy.
Zwyrazembuntunatwarzycofnęłasięwstronęsklepu.Wziąłodniejtorbę,choć
puściłajądopierowtedy,gdysobieuświadomiła,jakitoparadoks,żeAlixSaintCro-
ixszarpałsięnaulicyzkobietą.Otworzyładrzwiiweszlidosklepu.
–Dlaczegowyjeżdżasz?–Ibezpożegnania…Kobietyniemówiłymu„dowidze-
nia”,toonimmówił„dowidzenia”.
– Wyjeżdżam, bo muszę uporządkować swoje interesy. – Skrzyżowała ręce na
piersi.–Idlatego,żetwojaarogancjajestdoprawdyzdumiewająca.Jakśmieszza-
kładać,żejestemwtobiezakochana?Znamysięledwieoddwóchtygodni.Myśla-
łeś,żemusiałamsięzakochaćwpierwszymmężczyźnie,zktórymsięprzespałam?
Powiedziałeś komuś o imieniu Andres, że byłam dziewicą. Jak śmiałeś omawiać
zkimśmojeprywatnesprawy?
Zacisnąłzęby.
–Niestety,życiekrólabywawłasnościąpubliczną.Aleniemiałemprawaujawniać
tychinformacji.
Zaśmiałasięchrapliwie.
–Cóż,niemamnajmniejszegozamiarupoznawaćtakiegożycia,więcodtegomo-
mentu będę wdzięczna, jeśli zachowasz szczegóły naszego romansu wyłącznie dla
siebie.Imożepanbyćspokojny,WaszaKrólewskaMość,niezakochałamsięwto-
bie.
Nie uciekałaby w taki sposób, gdyby podsłuchana rozmowa nie wzburzyłaby jej
ażtakbardzo.Zmrużyłoczy.
–Taktylkomówisz…
– Tak myślę – wypaliła w odpowiedzi, przerażona, że mógłby ujrzeć coś więcej
w jej twarzy. – Oszczędziłam ci fatygi udawania, że coś do mnie czujesz, więc
oszczędzę ci jeszcze fałszywych romantycznych oświadczyn, z jakimi się nosiłeś…
Odpowiedźbrzmi„nie”.
–Mówisz„nie”napropozycjęzostaniakrólową?Życiawniezmierzonymbogac-
twieiluksusie?
Poczułaskurczwżołądku.
– Mówię nie małżeństwu pozbawionemu ludzkich uczuć i życiu w złotej klatce.
Myślałeś,żesprowadziłabymnaświatdziecko,żebyżyłozrodzicamitylkoodgry-
wającymiswojerole?
Jegooczyprzybrałyodcieństali.
–Dzisiajranoniczegonieodgrywałaś.
–Zpewnościąniepomyliłeśżądzyzmiłością?Myślałam,żejesteśbardziejwyra-
finowany.
Zaczerwieniłsię,aletoniebyłodlaniejżadnepocieszenie.Czułamdłości.
–Posłuchaj.Wiem,żetomogłociętrochęzaboleć.Chodzioto,żekobieta,którą
wybieramnamojąkrólową,musispełniaćkonkretnekryteria.Szanujemysięwza-
jemnie.Lubimy.Jestmiędzynamiszalonachemia.Todobrygruntdlamałżeństwa.
Lepszyniżcośopartegonakapryśnychemocjach.
Pomyślałaomałżeństwiejegorodziców,alepotemprzypomniałasobie,jakosza-
cował,żetomogłojątrochęzaboleć,iresztkaempatiizniknęła.
–Nigdyniepowiedziałeśmi,żejesteśtakbliskopowrotunatron.
–Niemogłem.Wiedzieliotymtylkomoinajbliżsidoradcy.
–Więcwyjazdnawyspębyłjedyniepróbązmyleniaprzeciwników?Ajabyłamde-
koracyjnymelementemtejkomedii?Wygodnąkochankąwmiejscetamtej,porzuco-
nejwtrybiedoraźnym?–Zaczęłachodzićposklepie.–MonDieu,ależbyłamidiot-
ką.Dwarazypodrząd.
–Niejestemtaki,jaktamtenmężczyzna,atyniebyłaśidiotką.
–Owszem,byłam.Uwierzyłam,żetobyłspontanicznygest.Totyprzysłałeśko-
goś,żebyzrobiłtozdjęcie,prawda?
Zaczerwieniłsię.Niezaprzeczył.Potrząsnęłagłową.Pozwoliłjejmyśleć,żebyli
na wyspie sami. Oddała mu swoje nagie ciało i duszę, a on ją wykorzystał. Teraz
musiałachronićsiebie,odstraszyćgo.Udałanonszalancję.
–Szczerzemówiąc,Alix,tojawykorzystałamciebie.
Tobyłszok.
–Wykorzystałaśmnie?
Wzruszyłalekkoramionami.
–Chciałamsiępozbyćdziewictwa,aleniespotkałamodpowiedniegodotegokan-
dydata…dopókiwsklepieniepojawiłeśsięty.Zmojejstronytobyłowszystko.No
iekscytacja,nieprzeczę.Mojamatkabyłanadopiekuńcza,aleterazjestemwolna
iniezależna.Niemamzamiaruskazywaćsięnamałżeństwozrozsądkutylkodlate-
go, że uznałeś mnie za odpowiednią kandydatkę na żonę i matkę swoich cennych
królewskichsukcesorów.–Dodałazironią:–Toirytujące,żewykorzystałeśmniedo
swoichcelów,aleniepoczułamsiętymzraniona.Zpewnościąniemyślisz,żejesteś
pierwszymbogatymmężczyzna,jakizaprosiłmniedoswojegoapartamentunapry-
watnekonsultacje?–Nieczekałanaodpowiedź.–Cóż,niebyłeśpierwszyiprawdo-
podobnieniebędzieszostatni.
Pomyślałoniej,jakwchodzidokolejnegoapartamentu,uśmiechającsiędojakie-
gośmężczyzny,wyciągającdlaniegoswojebuteleczki.Obmyśladlaniegoperfumy.
Idzieznimdołóżka.
Wykorzystałago.Takjakwykorzystanogowcześniej.Ślubował,żenigdywięcej
natoniepozwoli.Ajednakstałosię…
Jednamyślprzedzierałasięprzezwzbierającąwnimwściekłość.
–Możeszbyćwciąży.
–Niejestem.–Lekkopobladła.
Niechciałwtympunkcieżadnychwątpliwości.Najmniejszych.
–Skądwiesz?
–Dziśranozacząłmisięokres.
–Mamuwierzyć,żegdybyśbyławciąży,takżepowiedziałabyśnie?
Widział,jakzacisnęładłoniewpięści.
–Twójcynizmdoprawdynieznagranic.Aterazmuszęzdążyćnapociąg.Proszę
wyjść.
Miał ochotę zrzucić półkę z buteleczkami i roztrzaskać je wszystkie o podłogę.
ZmiażdżyćLeilęswoimgniewem.Zmusićją,byznowustałasięsłabaiuległa.Po-
czułsamdosiebieobrzydzenie.Odwróciłsięiwyszedłzesklepu.
Dopiero w swoim apartamencie otrząsnął się z mrocznej mgły, spowijającej mu
mózg.Nawetniemógłjejzarzucićchciwości.Milioninnychkobietsłyszącjegoroz-
mowę,skusiłobysię,żebydzielićznimżyciewluksusie.Aleonanie.
Kątemokadostrzegłłóżkozpościeląwnieładzieicośjeszcze.Wpadłdosypialni
ichwyciłflakonDomuLeilizjegosygnowanymiperfumami.Przedoczamistanąłmu
obraz Leili w kąpieli po tym, jak kochali się po raz pierwszy. Zmysłowy uśmiech
igrającynajejustach.Tobyłuśmiechsatysfakcji.Misjawykonana.Wykorzystałam
cię.Wfuriicisnąłbutelkąonajbliższąścianę,gdzieroztrzaskałasięnamilionka-
wałków,rozbryzgującdookołabursztynowypłyn.Zapachdotarłdojegotrzewi.
Podniósłsłuchawkęiwydałszorstkiepolecenieoprzeprowadzcedoinnegohote-
lu.ZarazpotymzadzwoniłpodekscytowanyAndres.
–Sondażesąpozytywneiwskazująnamiażdżącąprzewagę.Rządwpadłwpani-
kę,alejestjużzapóźno.Tojestto,Alix.Czasjechaćdodomu.Kiedywrócisztam
zLeiląpodrękę…
Przerwałmuchłodno:
–Nigdywięcejniewspominajjejimienia.
Po drugiej stronie zapadła cisza, zanim Andres odzyskał panowanie nad sobą
ikontynuował,jakgdybynigdynic.Alixsłuchałgozponurąminą.Byłnasiebiezły,
żedałsięponieśćemocjom.Zanimwysiadłzsamochoduiwszedłdonowegohotelu,
Leilabyłajużtylkoodległymwspomnieniem.Jegoprzeznaczeniemiałosięodrodzić
zpopiołówniczymfeniksitobyłanajważniejszasprawanaświecie.
Dopiero,kiedypociągzostawiłParyżdalekowtyleLeilapoczuła,żenapięcieze-
lżałowjejzaciśniętychmięśniach.Pomyślałaciepłoostarymprzyjacielumatki,któ-
rypozwoliłjejzatrzymaćsięusiebienatrochęwGrasse.Niebyłożadnegospotka-
niawinteresach.PobyttampozwolijejtrzymaćsięzdalaodParyża,dopókiAlixnie
wyjedzie.Bólznowuzacząłsięsączyć.Towymagałowiększejsiły,niżsądziła,żeby
stanąćtakprzednimiudać,żenicdlaniejnieznaczył.Żegowykorzystała.Toon
wykorzystałją.DziękiBoguprasanieodkryłajejtożsamości.Namyślowłasnejna-
iwnościzrobiłojejsięniedobrze.Atoprzypomniałojejolekkichmdłościach,które
odczuwała od kilku dni. Składała je na karb obfitej kuchni Matilde. Skłamała, mó-
wiąc mu o miesiączce. Jeszcze się nie pojawiła. Ale chciała, żeby sobie poszedł.
Gdyby pomyślał, że istnieje cień szansy… Poczuła grozę na samą myśl. Położyła
rękęnabrzuchuipowiedziałasobieostro,żeniemożebyćwciąży,bowszechświat
niemógłbyćtakokrutny,żebyprzenosićgrzechymatkinacórkę.
JeślibyławciążyniechciałasięzastanawiaćnadreakcjąAlixaSaintCroix.Poich
ostatniejrozmowiemógłzniątylkozerwać.BoLeilaVerughesewłaśniewycofała
sięzestawkiodpowiednichkandydateknajegożonę.
ROZDZIAŁÓSMY
Siedemtygodnipóźniej
Alixpatrzyłnapanoramęrozciągającąsięzoknaswojegobiurawzamkufortecy
IsleSaintCroix.Znajdowałosięnatyłachbudowli,gdziemurniedozdobyciaopa-
dałstromodomorzazeskały.Byłonajbezpieczniejszymtammiejscem.
Przezotwarteoknowpadałałagodna,ciepłamorskabryza,azniąwszystkieza-
pachyznanemuzdzieciństwa:ziemi,morzaidzikichkwiatów.Zmiejskiegotargu
dochodziłyegzotycznewonieprzyprawiziół.
Ostatnietygodniebyłyburzliwe,alenadaltutajpozostawałitowieleznaczyło.
Leila.Nieustannienawiedzałajegomyśli.Niedającmuspokoju.Dręczącgo.Kie-
dy powrócił triumfalnie na wyspę, tutejsze zapachy przypomniały mu ją. Perfumy,
któredlaniegosporządziła.
Czysiedziterazwjakimśluksusowymapartamenciehotelowymzeswoimieliksi-
rami rozłożonymi przed sobą? Uśmiecha się do jakiegoś nieszczęśnika? Zniewala
go?Czarownica.Nadalniemógłuwierzyć,żeodrzuciłasposobność,byzostaćjego
królową. A może raczej, że jej odmowa zabolała go tak mocno. Mówił sobie, że
ucierpiało tylko jego ego. Wybrał ją, wierząc, że posiadała konieczne atrybuty.
Świetniesięrozumieliiczuł,żebyłaszczera,szlachetnaigodnazaufania.Niemó-
wiącjużoszalonejchemiiistniejącejmiędzynimi.Mimotomiałainneplany.
Raptownepukaniedodrzwiwywołałogrymasnajegotwarzy.
–Wejść.
TobyłAndres,wyraźniezaniepokojony.Trzymałwrękutablet.
–Musiszcośzobaczyć.
Obrócił urządzenie i Alix spojrzał na przegląd prasy na ekranie. Dopiero po se-
kundzieuświadomiłsobie,nacowłaściwiepatrzy.Falagorącauderzyłagowsplot
słoneczny.TobyłozdjęciejegoiLeili,kłócącychsięnaulicytamtegodniasiedemty-
godniwcześniej.Ontrzymałrękęnajejramieniu,aonabyłazdenerwowana.Itaka
piękna.Nawetterazjejwidokpozbawiłgotchu.Przeczytałnagłówek:„Chceszpo-
znaćpiękniepachnącątajemnicząkochankęnowegokrólaIsleSaintCroix?Przejdź
nastronęszóstą”.
SpojrzałnaAndresa.
–Zróbto.
Andrespokazałnatableciestronęszóstą.Alixzacząłczytać,aleniemógłdokoń-
ca zrozumieć. Słowa skakały mu przed oczami: Nieślubna sekretna córka Alaina
Bastineau…przyszłegoprezydentaFrancji?Testciążowy…wynikpozytywny…kró-
lewskidziedzic?CzykrólAlixwie,żezostanieojcem?Skandalikontrowersjenaj-
wyraźniejniechcąpozostawićnowegokrólawspokoju…
Leilanadalbyławszoku,choćodwczorajmiałaczas,bypogodzićsięzfaktami.
Potygodniachwypieraniatakiejmożliwości,kiedypierwszamiesiączkasięniepoja-
wiła, a potem następna, zdobyła w końcu pewność. Była w ciąży, mniej więcej od
ośmiutygodniwedługlekarza,doktóregowkońcuposzłapotym,jakzrobiłatrzy
testyciążowe.Zwynikiempozytywnym.Pozytywnym.Pozytywnym.
Wciążyibezojcadziecka.Takjakjejmatka.Czuławstydibezsilność.Tomiała
wgenach.Jedynaróżnicapolegałanatym,żetymrazemojciecdzieckachciałpo-
ślubićjegomatkę.Uśmiechnęłasięzesmutkiem.Więcmożejednakbyłpewienpo-
stęp?Możewnastępnympokoleniujejdzieckozdołaniezajśćwciążęiunikniedy-
lematu pomiędzy odrzuceniem a małżeństwem z rozsądku? Objęła brzuch. Jej
dziecko.Synalbocórka.Ztakimdziedzictwem.Jakietożałosne.Łzygoryczyzapie-
kłyjąpodpowiekami.
Usłyszaławściekłełomotaniedodrzwipiętroniżejiwrzawę.Wprawdziespóźniła
siędzisiajzotwarciemsklepu,alejejklientelaraczejnieprzybywałatłumnieinie
waliładesperackowdrzwi.Odrywającsięoduporczywychmyśli,pośpieszyłanadół
dosklepu,myśląc,żemożezdarzyłsięjakiśwypadek.
Łomotnieustawał…Szarpiącsięzzamkiem,otworzyłaszerokodrzwi.Czekałna
niągradfleszy,krzykiinapierającyludzie.Tobyłotakszokująceinieoczekiwane,
żedopieropochwilidotarłydoniejichsłowa.
Czytoprawda,żejestpaniwciążyzAlixemSaintCroix?
Wróciliściedosiebie?
Jakdługosięspotykacie?
Dlaczegozerwaliście?
Jesteściewkontakcie?
Czyonwieodziecku?
Głosyzlałysięwjedeniwkońcunatyleoprzytomniała,żebyzatrzasnąćdrzwi,
zanimktośzdołałwsadzićwniestopę.Jednaktużprzedtymdośrodkawpadłaga-
zeta, lądując u jej stóp. Schyliła się, żeby ją podnieść. Na całej pierwszej stronie
widniała fotografia jej i Alixa, kłócących się na ulicy tamtego dnia siedem tygodni
temu.Nagłówekkrzyczał:„LeilaVerughese,tajemniczakochankaAlixaSaintCroix
i jeszcze bardziej tajemnicza córka Alaina Bastineau, który nie chciałby, żebyś
oniejsiędowiedział”.
Wiedzieliojejojcu.Oparłasięplecamiodrzwiiosunęłasięponich,bonogijej
zmiękły.Ledworejestrowaławaleniewdrzwiiwrzaskinazewnątrz.
Zotępieniawyrwałjąuporczywydzwonek.Opierającsięnarękachikolanachdo-
czołgałasiędotelefonuiodebrała.Niebyłazaskoczona,słyszącznajomy,władczy
głos w słuchawce. Ale nie wywołał w niej emocji. Nadal była oszołomiona. Powie-
działjej,żezagodzinęRicardozjawisięzjakąśkobietąprzytylnymwyjściujejpo-
sesji.Miałaichwpuścićdośrodka.Wcześniejspakowaćsię,apotemwyjśćrazem
zRicardem.
Szokotulałjąniczymkokon,odgradzającodmyśliojegopoleceniachiwyjącym
motłochunazewnątrz.PogodziniewpuściładośrodkaRicardazdziewczyną,nie-
pokojąco do niej podobną. Nie zastanawiając się, pożyczyła dziewczynie jeden ze
swoichpłaszczyiwypuściłająfrontowymidrzwiami.Wyjącymotłochwydałzsiebie
rozgorączkowanypiskiwrzask:Onaucieka!
Ricardomówiłpospiesznie:
– Panno Verughese, szybko się zorientują, że ona nie jest panią. Gdzie jest pani
torba?Musimyzamykaćiiść,już.
Odeskortowałjądotylnychdrzwisamochoduzzaciemnionymiszybamiipopędzili
ulicamiParyża.Kiedydotarlidojednegoznajbardziejekskluzywnychhoteliwmie-
ście, samochód natychmiast otoczył rój mężczyzn w czarnych garniturach. Jeden
znichotworzyłjejdrzwi.SpojrzałanaRicarda.
–Wszystkowporządku,pannoVerughese,toochronakróla.Dostalidyspozycje,
żebyprzyprowadzićpaniąprostodoniego.
Byłterazkrólem.Zbladła.
–Onjesttutaj?
–Właśnieprzyleciał.Oczekujepani.–Ricardopatrzyłnaniązewspółczuciemito
jązelektryzowało.NiebędziesiękorzyćprzedAlixem.Toprzezniegojejżycieroz-
padłosięnakawałki.Byławściekła.Dopókiniestanęłaprzeddrzwiamiapartamen-
tunanajwyższympiętrzehotelu,aeskortującyjąochroniarzniezastukałwpolero-
wanedrewno.Natychmiastpoczułazdenerwowanie,niepokójimdłości.Chciałasię
odwrócićiuciec.Aleześrodkaodezwałsięgłęboki,zimnyiwładczygłos:
–Proszę.
Ochroniarz otworzył drzwi za pomocą karty magnetycznej i wprowadził ją do
środka.Omalnieupadłanaprogu.Znalazłasięwholu,któregoniepowstydziłbysię
miejski ratusz. Poczuła się jak Alicja w krainie czarów. A wtedy ciemna, wysoka
ibarczystapostaćwyłoniłasięzzajednychdrzwi.
–WaszaKrólewskaMośćmniewzywał?
Twarzmupociemniała,aleniedałsięsprowokować.
–Musimyporozmawiać,wejdź,proszę.
Zcałąpewnościąsiebie,najakąmogłasięzdobyć,minęłagoiprzeszładogabine-
tu,zktóregoogromnychokienrozciągałsięwidoknaPlacdelaConcordeiwieżę
Eiffla.Starałasięniewdychaćjegozapachu,przechodzącobok,aletobyłosilniej-
szeodniej.Natychmiastsięnimupoiła…Aleniemogłaodnaleźćwnimznajomych
nut.Nieużywałjużperfum,któredlaniegosporządziła.
Patrzyła przez okno, żałując, że nie wyglądała bardziej reprezentacyjnie. Miała
nasobiestare,ciemnespodnieibiałypodkoszulek.Włosyściągniętewkucyk,jaki
nosiławpracy.Zeromakijażu.
–Czytoprawda?Jesteśwciąży?
Położyłasobierękęnabrzuchu.
–Tak,toprawda.
–Tomojedziecko?
Odwróciłasięgwałtownie.
–Oczywiście,żejesttwoje…Jakśmieszsugerować…?
Uniósł rękę, chłodny i obojętny. Nigdy go takim nie widziała, za wyjątkiem ich
ostatniejrozmowy.
–Śmiem,bochodzituoniemałyposag.
–Jeślipamiętasz,totyprzyszedłeśdomnie,anienaodwrót.
Wsadziłręcedokieszeni.
–Atyprzyszłabyśdomnie?
– Sama się dopiero dowiedziałem. Nie miałam czasu, żeby to przemyśleć. – To
byłaprawda.–Niepozbędęsiędzieckatylkodlatego,żeprzestałambyćdlaciebie
odpowiednimmateriałemnażonę.
Zmarszczyłbrwi.
–Aktomówiopozbywaniusię?–Najegotwarzypojawiłsięniesmak.–Podejrze-
wałaśtojużtamtegodnia,prawda?
–Niedostałamokresu.Myślałam,żetylkosięspóźniałimiałamnadzieję…
– Że nie będzie żadnych konsekwencji? – skrzywił się. – Cóż, jednak są. Raczej
dalekosiężne.
Podszedłdoniej.Owielezablisko.Poczułajegozapach,jegociepło.Chciałasię
cofnąć,aleniemogła.
–Okłamałaśmnie.
–Alesamadopieroco…
–Powiedziałaś,żetwójojciecnieżyje.
–Tyteżkłamałeś.Byłeśokrokodobjęciatronuiużyłeśmniejakozasłonydym-
nej.
Zignorowałjejsłowa.
–Dlaczegoskłamałaśoojcu?
Podjegooskarżycielskimwzrokiemczułasięjakprzyszpilonyowad.
– To z powodu mamy, zawsze mówiła: Dla nas on umarł, Leila. Jeśli ktokolwiek
spyta,umarł.Wiedziałam,kimbył,jakiemiałidealneżycieirodzinę.Robiłkarierę
polityczną.Dlaczegomiałamsięprzyznawać?Byłomiwstyd,izaniego,izasiebie.
GłosAlixabyłlodowaty,gdypowiedział:
– Dowiedzieliśmy się, że prasa zidentyfikowała cię i zaczęła grzebać w twojej
przeszłości,szukającczegośinteresującego.Udałoimsię.Twójojciecwszystkiego
sięwypiera,twierdząc,żetopróbaudaremnieniajegoszanswwyborach.
Tozabolało.Kolejneodrzucenie,tymrazempubliczneitonaoczachAlixa.
–Tomnieniedziwi–powiedziałatępo.
Tendzieńniemógłbyćchybagorszy.Ajednakmógł.
– Za godzinę odbędzie się konferencja prasowa. Zamówiłem stylistkę z ekipą,
żebycięprzygotowali.
–Konferencjaprasowa?Stylistka?Poco?
Miałminęnieznoszącąsprzeciwu.
–Żebyogłosićnaszezaręczyny.PotemwróciszzemnąnaIsleSaintCroix.
Woszołomieniuuchwyciłasięnajbardziejniewinnegosłowa.
–Wrócę?Przecieżnigdyniebyłam…
RozległsiędzwonekiAlixodebrałkomórkę.
– Poczekaj tu na stylistkę. Niedługo przyjdę. – Zanim zdołała zareagować, wy-
szedł.
Akiedywreszciesięotrząsnęła,krewjejsięwzburzyła.Cozaarogancja!Miała
siępotulniezgodzićnawszystko,boonmiałkompleksKingKonga?Jakburzawypa-
dła za nim z pokoju, przemierzając niekończące się korytarze. W końcu usłyszała
niskigłosdochodzącyzzazamkniętychdrzwi.Wtargnęłaprzezniebezpukania.
–Terazposłuchaj:któregowyrazuz„niechcęzaciebiewychodzić”niezrozumia-
łeśzapierwszymrazem?
Tuzintwarzyzwróciłsięwjejstronę.PrzygnębionyAlixstałwśrodku.Oglądali
cośwtelewizji.MężczyznawwiekuAlixapodszedłdoniej,wyciągającrękę.
– Panno Verughese, jakże mi miło. Jestem Andres Balsak, szef personelu Alixa.
Oglądamywiadomości.
Tłumeksięrozstąpił,wpatrzonywniąbadawczo.Wtelewizjipokazywanoładne
miasto pełne kolorowych domów, niedaleko ruchliwego portu. Imponujący zamek
stałnazalesionymwzgórzuzamiastem.Jakiśreportermówił:
– Czy król Alix zdoła opanować ten skandal na samym początku swego panowa-
nia?Czaspokaże…–Telewizorzostałwyłączony.
–Wszyscywyjść.Już.
Pokój natychmiast opustoszał. Krótki reportaż telewizyjny uświadomił Leili roz-
miartego,wobliczuczegosięznalazła.
–Ocotuchodzi?Oświadczyszmisięnakonferencjiprasowejizabieraszmniena
IsleSaintCroix?
Patrzyłnanią.Wyglądałanaosiemnaścielat.Byłabladaipiękniejszanawet,niż
pamiętał.Czyteoczyzawszebyłytakieogromne?
– Pojedziesz ze mną, bo nosisz w sobie mojego dziedzica, i cały świat już o tym
wie.
Zaczęłachodzićpopokoju.
–Musibyćchybajakieśrozwiązanie…Wiem,żeniechceszsięzemnążenić.Te
zaręczynymająbyćnapokaz,dopókisprawytutajnieucichną…
– Nie, Leila. Weźmiemy ślub. Za dwa tygodnie. Na wyspie narzeczeństwo trwa
tradycyjniekrótko.
–Dwatygodnie?–Oszołomionausiadłaciężkonajakimśkrześle.–Toniedorzecz-
ne!
–Toprzeznaczenie.Naszeinaszegodziecka.Onomazostaćkrólemalbokrólo-
wą Isle Saint Croix. Przejmie ogromną spuściznę i będzie mieć wspaniałą przy-
szłość.Chybanieodbierzeszmuszansydorastaniazojcem,wpełnejrodzinie?Wła-
śniety?
Zbladłaiwstała.
–Tociosponiżejpasa.
Znowuzignorowałjejsłowa.
– Musimy myśleć teraz o naszym dziecku. Nasze sprawy stają się drugorzędne.
Jeślimisięsprzeciwisz,niezawahamsięużyćmoichwpływów…
–Tydra…
–Chodzinietylkoodziecko,aletakżeoludzinaIsleSaintCroix.Sporosięwyda-
rzyło, odkąd odzyskałem tron. Sytuacja jest delikatna i za wszelką cenę muszę
utrzymać stabilizację, dopóki kraj nie stanie na nogi. Ten skandal może wszystko
zniweczyć.Weźmiesztonaswojesumienie?–Przypomniałasobierelacjętelewizyj-
nąitamtomiasteczkonaidyllicznejwyspie.
–Toniefair.Nieponoszęodpowiedzialnościzatwoichludzi.
–Nie,alejaowszem,ponoszępełnąodpowiedzialnośćzacałątęsytuację.
Wkońcuciężarodpowiedzialnościjąprzekonał.Zresztąpodejrzewała,żetaksię
stanie.Alboto,albokazałbyjejsiępozbyćdziecka.To,żenawetotymniepomy-
ślał…
Położyłarękęnabrzuchu,czującfalętroskliwości.Poczułająwchwili,kiedydok-
torpotwierdziłponadwszelkąwątpliwość,żejestwciąży.Razemzbezradnąmiło-
ścią.Awięctoprzeżywałaprzedlatyjejmatka…Onastanęłaprzedczymśinnym,
przedwymuszonymmałżeństwemzmężczyzną,któryjejnienawidził.Będziemusia-
łaztymżyć.Alejejdzieckoniebędziecierpiało,wychowującsiębezojca,takjak
ona.
–Gotowe,pannoVerughese.Copaniotymmyśli?
Uśmiechnęłasięzroztargnieniemdostylistki,którajużczekałazcałymwiesza-
kiem ubrań, kiedy Alix eskortował ją z powrotem niczym krnąbrne dziecko. Była
tam też fryzjerka, żeby ją uczesać, i wizażystka. Spojrzała w lustro i wstrzymała
oddech.Wyglądałazupełnieinaczej.Elegancko.Miałanasobiedopasowanąsuknię
z długimi rękawami z miękkiej, jedwabistej tkaniny w głębokim zielonym kolorze.
Skromną,bozakrywałapiersiażposzyję,aleciekawieuszytą.Włosyupiętojejwy-
sokowkok,odsłaniającszyję.Oczyikościpoliczkowezdawałysięwyróżniaćjesz-
czebardziejdziękiumiejętnemumakijażowi.Dostałateższpilkinawysokimobca-
sie.WtedypojawiłsięAlix,przebranywinnygarniturizkrawatemkorespondują-
cymkolorystyczniezjejsuknią.
–Proszęnaszostawić.
Razjeszczepokójopustoszałnatychmiast.Szareoczylustrowałyjąchłodno,jak
gdybybyłzupełnieobcymczłowiekiem.Wyciągnąłdoniejwyłożoneaksamitempu-
dełkoiotworzyłje.Wśrodkubyłycudowneszmaragdowekolczykiwstyluoriental-
nym.
–Sąpiękne…
–Należądoklejnotówkorony.Byłychronioneprzezmoichzwolenników,gdyby-
łemnawygnaniu.Włóżje.
Poczułaichciężar,kiedyzawisłynawysokościjejbrody.
– Mam coś jeszcze… – Wyciągnął mniejsze aksamitne pudełko. Serce jej zabiło.
Marzyła o tej chwili, ale nie w takich okolicznościach. Nie, kiedy patrzył na nią
ztakąniechęcią.Otworzyłpudełkoizakręciłojejsięwgłowienamoment.Wśrod-
kuznajdowałsięnajpiękniejszypierścionek,jakikiedykolwiekwidziała.Pięćszma-
ragdówwzłotejoprawie.Byłnieconierówny,niedoskonały.Dotknęłagozczcią.
–Musibyćbardzostary.
–Pochodzizpołowysiedemnastegowieku–odparłniedbale.
–Niemogęgoprzyjąć.
–Pasujedotwoichoczu.
Pomyślała,żemógłprzecieżwziąćpierwszyzbrzegupierścionek.Wsunąłgona
jejpaleciwstrzymałaoddech.Pasowałidealnie.Alixniepuściłjejręki;spojrzałana
niegozdezorientowana.Wyrazjegotwarzybyłnieodgadniony.
–Jestjeszczecoś.
–Więcejbiżuterii?Naprawdęniepotrzebuję…–Urwała,bopochyliłsięidotknął
wargamijejust.Byłatakzaskoczona,żeniezareagowałaprzezsekundę,cowyko-
rzystał, całując ją coraz mocniej. Kiedy odzyskała rozum, próbowała się odsunąć,
aleprzytrzymywałjejgłowę.Rozsądekkrzyczał,żebygoodepchnąć,aleciałonapa-
wało się tym pocałunkiem, spijając go, jak gdyby usychało tygodniami na pustyni
iwłaśnieodnalazłożyciodajnąwodę.
Głośne pukanie do drzwi przebiło się przez mgłę i Alix odsunął się od niej.
WdrzwiwsadziłgłowęAndres.
–Czekająnawas.
Alixodparłszybko:
–Zachwilęprzyjdziemy.
Andres zniknął i Leila uświadomiła sobie, że nadal jest wczepiona w jego mary-
narką.Onledwojejdotykał.Cofnęłasięokrok.Patrzyłnaniąnieufnie,jakgdyby
mogłaeksplodować.
–Dziennikarzezcałegoświataczekająnanasnadole.Musimyichprzekonać,że
to była tylko sprzeczka kochanków i szczęśliwie do siebie wróciliśmy. Ciąża była
katalizatorem,którynasznowupołączył.
Szybkość i spokój, z jakimi zdawał się reagować na całą tę sytuację, a także
waga,jakąprzywiązywałdoszczegółów,utwierdziłyjąwprzekonaniu,jakbardzo
był bezwzględny. I że nigdy tak naprawdę go nie znała. Chciała zrzucić szpilki
iuciekaćtakszybko,jaktylkomogła,itakdługo,jaktobyłomożliwe.Aleniemo-
gła.Razempowołalinaświatdzieckoiterazonobyłonajważniejsze.Dokładniejak
topowiedziałAlix.
Wyprostowałasię.
–Doskonale,niepowinniśmyzatemkazaćimczekać,prawda?
Patrzył,jakpodchodzidodrzwiijeotwiera.Trzymałasięprostoniczymbaletnica
inosiłaiściepokrólewsku,zwiększąnaturalnościąniżjakakolwiekbłękitnejkrwi
księżniczka,jakiewżyciuspotykał.Rosłownimcośnakształtpodziwunaprzemian
zprzebłyskamiżądzy,którawciążtrzymałajegociałowstaniekrępującegopodnie-
cenia.Próbowałzablokowaćefekt,jakiwnimwywoływała,wmawiającsobie,żenie
mógłbyćażtaksilny,jakmyślał.Alebyłsilniejszy.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Samolot,któryichzabrałnaIsleSaintCroix,byłwiększyniżten,zjakiegoAlix
korzystałpoprzednio.Leila,cobyłonawetzabawne,podróżowaławżyciuwyłącz-
nieprywatnymiodrzutowcami.Aleterazniemogłasięzdobyćnaniefrasobliwość.
Konferencjaprasowaminęławrozmazanejplamiewykrzykiwanychpytańitrza-
skających fleszy. Z trudem panowała nad drżeniem nóg. Andres posłał kogoś, aby
zabraćzjejmieszkanianajpotrzebniejszerzeczy.Znajdowałysięterazwładowni.
PracownicyAlixa,którychpoznaławParyżu,iAndreslecieliznimi.OnaiAlixsie-
dzieli sami w luksusowej przedniej części samolotu. Składała się z salonu, jadalni
isypialnizłazienką.Stewardzipodalikolację,alemogłatylkocośskubnąć,takmia-
ła ściśnięty żołądek. Myślała o tym, co Alix powiedział na konferencji pytany o jej
ojca.
„JeśliAlainBastineaujesttakpewien,żeniejestojcemmojejnarzeczonej,niech
udowodnitozapomocątestuDNA”.
–Kiedyzapytaliomojegoojca…niemusiałeśodpowiadaćwtensposób.
–Owszem,musiałem.Ten,ktoodrzucawłasnedziecko,niejestmężczyzną.Masz
zostać królową Island Saint Croix i nie pozwolę, żeby spekulowano na twój temat
wtakisposób.–Awięcująłsięzaniąwyłączniezuwaginawłasnąreputację.Była
głupia,doszukującsięwtymczegośinnego.
–Musiszwięcejjeść,schudłaś.–Patrzyłnaniąuważnieibyłazła,żeprzyciągnęła
jegouwagę.
–Utratawagiwpierwszejciążyjestnormalna.
–Umówięcięnawizytędokrólewskiegolekarza,jaktylkosięrozgościsz.Musi-
mycizorganizowaćopiekęprenatalną.
Zdziwiłajązapalczywośćwjegogłosie,aleprzecieżonaidzieckobyligwarantem
przyszłościwyspy.Nurtowałojącośinnego.
–Jaksiędowiedzieli?
–Mielinaszezdjęcienaulicyichcielisiędowiedziećczegoświęcejotobie.Kiedy
odzyskałem tron, temat stał się gorący. Mieli cię na oku. Ktoś pewnie przeszukał
twojeśmieciiznalazłtestciążowy.
Poczułamdłości.Zerwałasięzfotelaipobiegładołazienki.Kujejzażenowaniu,
prostującsię,ujrzaławlustrzejegozatroskanątwarz.
–Wszystkowporządku,tonormalne.
–Jesteśbladajakupiór.Połóżsięiodpocznij.Potrzebujesztego.
Wszedłdosypialniizdjąłnarzutę.Zrzuciłabutyiusiadła.
–Cozmoimsklepem?
–Zorganizujemykogośdojegoprowadzeniaprzezjakiśczas,alenajlepiejbędzie,
jeśligosprzedasz.Jakokrólowaimatkabędzieszzbytzajęta.
Poczuławściekłośćiwstała,całejejzmęczenienaglezniknęło.
–Jakśmieszodbieraćmimojeżycie,ottak?–Pstryknęłapalcami.
–Leila,posłuchaj…
–Nie,totyposłuchaj–wycelowaławniegopalec.Całyzgiełkdniadopadłjąte-
raz. – Ta firma jest dziedzictwem mojej rodziny. Produkowanie perfum to powoła-
nie,niezrezygnujęztego.Jeślibędziesznatonalegał,niezawahamsięopuścićwy-
spy pierwszym samolotem. – Skrzyżowała ramiona na piersi. – A może uwięzisz
mnieniczymjakiśwładcafeudalny?Jestempewna,żetabloidybyłybyzachwycone!
–Świetnie.Omówimy,wjakisposóbwłączyćtowtwojeżycie.
Takszybkojakgniew siępojawił,takszybko minął,pozostawiającją całkowicie
wyczerpaną. Położyła się skulona, zaciskając powieki. Może kiedy się obudzi, to
wszystkookażesięzłymsnem?
Stał,spoglądającnakobietęleżącąnałóżku,obserwując,jakjejoddechsięwy-
równuje,amięśniestopniowosięrozluźniają.Wiedział,żeposunąłsięzadaleko,su-
gerując,żepowinnasprzedaćfirmę.Dostrzegł,żenieznacznezaokrągliłasięwta-
lii. Jej dłoń spoczywała teraz w tym miejscu, jak gdyby chroniąc dziecko. Poczuł
wzruszenieichęćotoczeniajejopieką.
Zostawiłjąsamąiusiadłwfotelu,proszącstewardaowhisky.Przezdługąchwilę
mieszał ciemnobursztynowy trunek w ciężkiej kryształowej szklance. Zawsze my-
ślał,żepojawieniesięwswoimżyciudzieckaprzyjmienachłodno.Niecałkowicie
bezemocji,rzeczjasna.Obdarzyłbyjetakimuczuciem,najakiebyłobygostać.Ale
kochającymrodzicembyćnieumiał,samniezaznałmiłościojca.Taknaprawdęko-
chałtylkojednąosobę,swojegobrata.Ból,jakiczuł,kiedybratzostałzamordowa-
ny,omalniezabiłjegosamego.Nigdyniezapomniałtamtejżywejotchłanigniewu
irozpaczy,nigdyniechciałpoczućtegoznowu.Ateraztargałynimmroczneemo-
cje.
DecyzjaouczynieniuLeilikrólowąpoczątkowowydawałasięprosta.Lubiłją.Lu-
biłzniąrozmawiać,spędzaćzniączas.Ceniłto,żebyłjejpierwszymkochankiem.
Szalona chemia istniejąca między nimi mówiła mu, że nie będą mieć problemów
wsypialni.Wydawałasięidealnymwyborem.Pięknapannamłoda…królowa,zktó-
rą bez trudu stworzy rodzinę. Dopóki brutalnie nie odrzuciła jego oferty. A teraz
jestznimwciążyiniemiałwyboru,musiałjąwziąćzażonę.Bogowiezadrwiliso-
biezjegopychy.
Dotarli na Isle Saint Croix już po północy. Zbyt późno na jakiekolwiek oficjalne
przyjęcie,kuwielkiejuldzeLeili.Nadalbyłatymwszystkimprzytłoczona.Wsamo-
lociemiałaprzerażającesny,wktórychuciekałaprzedjakąśwysoką,groźnąposta-
ciąpróbującąjąschwycić.
Pierwszymwrażeniem,jakieodniosła,pojawiającsięnawyspie,byłociepło.Wil-
gotny upał. Temperatura wyższa, niż się spodziewała. Czyste, nocne niebo usiane
gwiazdami i pikantno-słona świeżość pobliskiego oceanu w powietrzu. Po drodze
zlotniskauchwyciławprzelociewidokładnychmiasteczekiwiększejmiejscowości
nadbrzegiemzeświatłamimigocącymiwporcie.Potemskręciliinaszczyciewzgó-
rza wyłonił się jasno oświetlony zamek. W telewizji wyglądał jak zabawka, teraz
mogładostrzec,jakibyłpotężny.Jakgdybywykutogobezpośredniowskalenazbo-
czugóry.Nosiłwyraźnewpływymauretańskiezeswoimipłaskimidachamiidługimi
murami.Jegosurowepięknojąurzekło.
–Tojestzamek.Naszdom.
Tobyłczystysurrealizm.
–Niewiemnawet,jakimmówicietujęzykiem…
–Tokolokwialnamieszankahiszpańskiego,francuskiegoiarabskiego.Oficjalnym
językiemjestfrancuski,boFrancuziażdoosiemnastegowiekumielitutajkolonię.
–Takwielurzeczyniewiem.
–PolecęAndresowiznaleźćdlaciebiekorepetytora.
Samochódzjeżdżałwdółkrętą,stromądrogąkudolinie.Widziałaświatłapobli-
skiego miasta, zapewne stolicy. Potem zaczęli wjeżdżać w górę do zamku, minęli
ozdobne bramy i zatrzymali się na ogromnym dziedzińcu ze spienioną fontanną
wśrodku.Przezprzyciemnioneoknaujrzałaoczekującąnanichwysoką,przystojną
kobietę.
WysiedlizautaiAlixwziąłjązarękę,podchodzącdokobiety.Zwyraźnąsympa-
tiąwgłosiepowiedział:
–ToMarie-Louise,gospodyni.Wrazzmężemryzykowaliżycie,chroniącnajstar-
szeartefaktymojejrodziny,łączniezklejnotamikorony.
PierścionekzaręczynowyLeilibłysnąłwświetleksiężyca.
–Towymagałowielkiejodwagi.
Rozpromienionakobietawprowadziłaichdośrodka,wistnemrowiskookazałych
kamiennychkorytarzyiwewnętrznychdziedzińców.Alixprzemówiłdoniejwichję-
zyku.Najwyraźniejżyczyłjejdobrejnocy,bozarazichpożegnała.PuściłrękęLeili
igestemwskazał,żebyszłazanimdługimkorytarzem.Oświetlałygomałepłonące
latarnie. Zbliżyli się do muru z ogromnymi, drewnianymi, bogato zdobionymi
drzwiami.Stojącyprzynichstrażnikskłoniłsię,kiedyAlixjeotworzyłiwprowadził
ichdośrodka.
–Tosąprywatneapartamentyrodzinykrólewskiej.–Alixzatrzymałsięprzedko-
lejnymidrzwiamiiotworzyłje.–Atuznajdująsiętwojepokoje.
Poczułaulgęwymieszanązrozczarowaniem.
–Niebędziemydzielićpokoi?
Niepowiedziałjej,żejegorodzicemieliosobnepokojeiżezostałobytouznane
zacośnormalnego.Potrzasnąłgłową.
–Tylkodoślubu,dlazachowaniakonwenansów.
Uśmiechnęłasięszyderczo,wskazującnaswójbrzuch.
–Jakgdybyniewiedzieli,żejużskonsumowaliśmynaszzwiązek.
Niedałsięsprowokowaćiwszedłdośrodka.
–Mamnadzieję,żebędziecituwygodnie.
Weszłazanim,rozglądającsięszerokootwartymioczami.Ujrzałtownętrzejak
gdybyporazpierwszy.Pełenprostotyluksus,któryreżimuznałzastosownezatrzy-
mać dla siebie. Teraz wszystko było trochę podniszczone, choć nadal nosiło ślady
wcześniejszejchwały.
–Dosypialniwchodzisięprzezgłównyhol.Wydałemrozkazy,żebyśmiaławszyst-
ko, czego możesz potrzebować. – Spojrzała na niego i dostrzegł lekkie cienie pod
jejoczami.–JutroumówiłemcięnabadanieUSGwszpitalu.
– Chcesz się upewnić, że wszystko w porządku z twoim następcą, zanim się ze
mnąożenisz?
Miałochotępodejśćidotknąćustamijejwarg,żebyzmiękczyćichzbuntowaneli-
nie.
– Coś w tym rodzaju. – Ruszył do drzwi. – Powinnaś odpocząć, kolejne dni będą
męczące.–Wyszedłpospiesznie,żebyniedostrzegłajegowzburzenia.
Patrzyła, jak wychodzi. Odrętwiała ze zmęczenia, ledwo zauważała wspaniałość
otoczenia.Idączpowrotemdogłównegoholuznalazłasięwprzylegającejdojejsy-
pialniłaziencezogromnąwannąpośrodku.Nowoczesnagarderobawyłożonabyła
luksusowąwykładzinąiodpodłogiposufitwypełnionaubraniami.
Wybrałanajmniejskąpystrójnocny,jakimogłaznaleźć,jedwabnąpiżamę.Popo-
spiesznej toalecie ostrożnie schowała klejnoty do szuflady i wspięła się na łoże,
wktórymzmieściłabysiędrużynapiłkarska.Długopatrzyławsufit.Skoronieczuł
jużdoniejpożądania,tocomiałoutrzymaćichzwiązekpozapoczuciemobowiązku
iwspólnąodpowiedzialnościązadziecko?
NastępnegodniaMarie-Louisepojawiłasięwjejapartamenciezpotulniewyglą-
dającą dziewczyną, jej osobistą pokojówką. Protesty Leili zostały zignorowane,
więcwymaszerowaładomałejjadalni,gdziepodanopyszneśniadanie.Nadalmiała
ściśnięty żołądek i niewiele zjadła. Zwiedzając okoliczne pomieszczenia, odkryła
piękneatriumzmałymbasenem,któregodnopokrywałabłyszczącamozaika.Pły-
waławnimkolorowaryba.Zadrzwiamisypialnibyłtarasibalkon,zktóregoroz-
ciągał się widok na miasto i port. Zapachy łaskotały jej nozdrza. Odchyliła głowę
i wzięła głęboki oddech. Poczuła woń ziemi, kwiatów, morza, odległego lasu… To
dlategoAlixtaksilniezareagowałnaperfumy,któredlaniegoprzyrządziła.Udało
jejsięintuicyjnieodtworzyćzapachywyspy,chociażnigdyprzedtemtuniebyła.Ale
onjużichnieużywał…
Przeglądałasięwłaśniewlustrze.Jejubraniajeszczeniedotarłynamiejsce,mu-
siaławięcwybraćcośzszerokiegoasortymentuwgarderobie.Zdecydowałasięna
prostąobcisłąsuknięwgłębokimniebieskimkolorzeipasującedoniejbuty.
–Jaksiędzisiajmiewasz?–Alixstałobokzrękamiwkieszeniach.Miałnasobie
ciemny garnitur i białą koszulę. Każdy cal jego ciała emanował czystą męskością
izmysłowością.Pełenbyłrezerwyzabarwionejdezaprobatą.
Zażenowana,żezastałjąwtakiejsytuacji,uniosłazaczepniebrodę.
–Czassięupewnić,żewszystkodobrzeztwoimcennymspadkobiercą?
Oczymulśniły.
–Doktorczekananaswszpitalu.
Stanąłztyłu,pozwalając,żebypierwszawyszłazpokoju.Modliłasię,byniedo-
strzegł, z jakim trudem nad sobą panowała. Szli niekończącym się labiryntem ka-
miennychkorytarzyimusiałaprzyznać,żebyłapodwielkimwrażeniemwspaniało-
ścizamku.Gdydotarlidobramy,tuzinochroniarzypoderwałsięnabaczność.Alix
otworzył dla niej drzwi pasażera, a sam usiadł w fotelu kierowcy. Patrzyła, z jaką
pewnością chwycił za kierownicę. Przed nimi i za nimi jechali ochraniarze. Lekko
zaniepokojona,spytała:
–Mówiłeś,żesytuacjajestteraztrochęniepewna.Czyistniejejakieśniebezpie-
czeństwo?
–Nigdynienaraziłbymaniciebie,anidzieckananiebezpieczeństwo.Czuwanad
naminajlepszafirmaochroniarskaświata.Aleniemusiszsięniepokoić.Moiprze-
ciwnicy są nieliczni i nie mają realnego poparcia, upewniłem się co do tego. Nie
uznajęjednakniczegozapewnik,stądtaochrona.Dopókiwyspaniestanienasolid-
niejszymgruncieekonomicznie.
Jechaliprzezmiastoimogłazbliskapodziwiaćjegouroki,alewpowietrzuunosi-
ła się aura zaniedbania. Kilka osób pomachało na widok jeepa i Alix pomachał im
także.
–Tozajmieludziomtrochęczasu,zanimsięprzyzwyczajądopowrotukróla.Nie
wiedząjeszcze,jaksiędomnieodnosić.
–Chcesz,żebycisiękłanialiwpas?
Spojrzałnaniązniedowierzaniem.
–Nie.Nieumiemsobiewyobrazićnicgorszonego.Chcężyćramięwramięzmo-
imiludźmi.Poruszaćsięmiędzynimijakrównyzrównym.Niechcępompiceremo-
niałów. Ale równocześnie chcę być ich przywódcą i obrońcą. Służyć im. – W jego
głosiebrzmiałatroska.
Zanimmogłapomyśleć,cowzwiązkuztymczuła,wjechalinaparkingprzedbu-
dynkiemwyglądającymjakpoobstrzaleartyleryjskim.Alixskrzywiłsię,zatrzymu-
jącsamochód.
–Szpitalmożeniesprawiadobregowrażenia,alezatrudniajednychznajlepszych
konsultantówwświecie.Samposyłałemstudentówmedycynynastudiawtymwła-
śniecelu,bywrócilidodomu,pracowaliiuczyliinnych.Niedalekobudujemynowy
szpital.–Zaskoczyłjązaangażowaniemwsprawywyspy.Takmałoonimwiedziała.
Wysiadłzjeepaipomógłjejwysiąść.Pracownicyszpitalaustawilisięwkolejkę,
żebyichpowitać.Nadaltrzymałjązarękę.Zrozumiała,żepromowałwtakisposób
bajeczkę,żesąkochającąsięparą.Przedstawionojąpersonelowiidoktorowi,któ-
rymiałprowadzićjejciążę.Potemposzła,żebysięprzygotowaćdobadania.Bar-
dzo się starała ułatwić pracę nieśmiałej miłej pielęgniarce, nawet jeśli sama była
kłębkiemnerwów,żebadaniewykażecośzłego.WrazzAlixemdogabinetuwszedł
doktor,bardzorozmownyipełenciepła.Niemogłaopanowaćzdenerwowania,kie-
dy posmarował jej brzuch zimnym żelem. Skrzywiła się pod silniejszym naciskiem
głowicyichciałachwycićAlixazarękę,aleonwpatrywałsięwekranmonitora,na
którym lekarz skupił uwagę, przesuwając głowicę po jej brzuchu. Zacisnęła więc
dłoniewpięściitakżespojrzałanaekran.Jejmatkaprzechodziłaprzeztosamot-
nie.OjciecdzieckaLeilibyłtużobok,alenieczułasięmniejsamotna.
Nagle jakieś szybkie uderzenia wypełniły pokój i dopiero po chwili pojęła, że to
byłobiciesercadziecka.Doktorsięuśmiechnął.
– On albo ona, jest silny, to na pewno. – Jakiś kształt pojawił się na ekranie, ni-
czymzwiniętyorzeszek.Widaćbyłogłówkęikręgosłup.Delikatneikruche,aleroz-
poznawalne. Emocje wezbrały w jej piersi i musiała położyć rękę na ustach, żeby
powstrzymaćszloch.
Doktormówiłuspakajająco:
– Wszystko wygląda prawidłowo. Będziemy musieli powtórzyć badanie za kilka
tygodni,żebysprawdzićpostępy,alenarazieproszęsiędobrzeodżywiać,robićlek-
kiećwiczeniaidużospać.
Przytaknęła,zbytwzruszona,żebymówić.Pogładziłjąporęku,zapewnewidział
takierzeczynacodzień.TrochęspokojniejszaspojrzałanaAlixa.Niebyłaprzygo-
towananachłód,jakiujrzałanajegotwarzy.Oczynadalmiałutkwionewekranie
izdawałsiębudzićzjakiegośtransu.
–Awięcwszystkojestwporządku,doktorze?
–Tak,tak…niemażadnychpowodówdoniepokoju.
–Todobrze.–Nawetnaniąniespojrzał.Najwyraźniejpodszedłdotegonachłod-
no,nieokazującnawetcieniazainteresowania.
Kiedyprzebrałasięipojawiłanakorytarzu,ujrzałaAlixachodzącegowtęizpo-
wrotem z telefonem przy uchu. Jak gdyby nie oglądał właśnie na ekranie swojego
dziecka.Zobaczyłjąigestemdałjejznać,żewychodzą.Musiałaniemalbiec,żeby
zanimnadążyć,izkażdymkrokiembyłacorazbardziejzłaizraniona.
Skończyłrozmawiaćdopiero,kiedyznaleźlisięwjeepie.Zapadłacisza.Postano-
wiła jej nie przerywać, zbyt rozemocjonowana. Wiedziała, że na nią zerkał, ale
ignorowałagocelowo,wpatrzonawokno.Kiedyzatrzymalisiępodzamkiem,otwo-
rzyładrzwi,zanimonmógłtozrobićlubktokolwiekinny,iwysiadła.Prawiebiegła
wstronęolbrzymiejkamiennejfortecyinaśleporuszyłakorytarzem,znadzieją,że
obraławłaściwykierunek.Wszystkowniejażkipiało–ból,nieodwzajemnionepra-
gnienieAlixa,chęćucieczkiodczłowieka,któryprzewróciłjejżyciedogórynoga-
mi.
Zaplecamisłyszałakroki.
–Leila…Stój!
Zatrzymałasię,beztchu.Położyładłońnabrzuchu.
–Nicnieczułeśtamwgabinecie,prawda?Możepozasatysfakcją,żetwójbez-
cennydziedzicmiewasiędobrze.
Nigdyniewyglądałapiękniej.Policzkijejpałały,oczylśniłygniewem.Kątemoka
dostrzegłobecnośćsłużbyipodszedłbliżej,biorącjązarękę.
–Nietutaj.
Rozejrzał się, rozpoznając miejsce, w jakim się znaleźli. Otworzył jakieś drzwi
iwprowadziłjądośrodka,zamykającjezanią.Uwolniłarękęszarpnięciemiodsu-
nęłasię.Otworzyłaszerokooczynawidokwystawnegownętrza.
–Cotozamiejsce?
Urządzona z przepychem komnata miała na środku marmurowe podwyższenie,
otoczonewnękamizumywalkamiikranamizwodą.Sufitbyłwysklepionywkopułę,
inkrustowanątysiącempołyskującychgwiazdzmasyperłowej.
–Tobyłkiedyśhammamdlakobiet.Wtejczęścipałacujesttakżeharem.
Spojrzałananiegozniedowierzaniem.
–Harem?Sądziłam,żejesteśmynacywilizowanymzachodzie,aniewjakimśśre-
dniowiecznymkrólestwie.
–Oddawnaniejestużywany.–Alixopanowałirytację.
–Cozaulga.–Zaśmiałasiędrwiąco.–Alemożeplanujeszjegouruchomienieido-
datkoweżony,abywypełnićkrólewskikontyngentdzieci?
Zacisnął zęby tak mocno, że aż bolało. Zamajaczył mu obraz Leili rozbieranej,
masowanej,kąpanejistrojonejprzezarmiękobiet.Isiebieodwiedzającegotese-
kretneipobudzającezmysłypomieszczenia,byznaleźćjątam,czekającąnaniego
…
Chciałjejwtejchwilitakstrasznie,żeażsiętrząsł.Zacisnąłdłoniewpięści.
–Chciećomówić,ococichodzi?–Niebyłwstaniewysłowićsiępoprawnie.Ta
kobietanieopisaniegoirytowała.
–Równiedobrzewszpitalumogłeśoglądaćprognozępogody.Czywidoknaszego
dzieckanamonitorzewogólecięnieporuszył?
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
W gabinecie był wstrząśnięty. Ogarnięty porywem dumy, pomieszanej z miłością
iparaliżującymprzerażeniem.Żecośmogłobysięstaćtemukruchemużyciu,które
jeszczesięnawetnienarodziło.ŻecośmogłobysięstaćzLeilą.Zalałagofalaemo-
cji,jakichniespodziewałsięnigdywięcejodczuwać.
–Byłeśtakichłodny…nieczuły.Niesprowadzędzieckadomałżeństwa,wktórym
między nami nie ma niczego poza poczuciem odpowiedzialności i obowiązku. Naj-
wyraźniejnicdoniegonieczujesz.
Alixuniósłrękę,przerywającjej.Widziałtylkoją.Pięknąipełnążycia,tuprzed
nim.Grającąmunanerwach.Jejpiersiunosiłysięwgwałtownymoddechu.
–Twierdzisz,żeniczegomiędzynaminiema?
Kiwnęłanerwowogłową,jużmniejpewnasiebie.
–Uwiodłeśmnie,żebyodciągnąćuwagęodswoichplanów.Wykorzystałeśmnie.
Nie chcesz mnie, tylko matki swoich dziedziców. A to nie wystarczy ani mnie, ani
dziecku.
Stałtakblisko,żeczułjejzapach.Unikalnąmieszankępiżmaisłodyczy.
–Myliszsię.
–Wczym?–zapytaławyzywająco.
Wyciągnąłrękęizłapałpasmodługich,ciemnychilśniącychwłosów,okręcającje
wokółpalcailekkoprzyciągającjądosiebie.
–Międzynamijestcośiwystarczytego,żebynaspołączyćnazawsze.Janapraw-
dęciebiechcę.Odchwili,kiedycięujrzałem.Przezostatniesiedemtygodnicałyby-
łemobolałyodtegopragnienia.Bojęsię,żenigdynieprzestanęciępragnąć,dodia-
bła.–Potychsłowachstraciłnadsobąkontrolęichwyciłjąwramiona,przyciskając
ustadojejustimiażdżącjąwuścisku,zatracającsięwcieple,któregotakpragnął.
Leilaprzezdługiesekundyczułatylkointensywnąulgę,kiedyjegoustazgniatały
jejwargi.Jegoręcewędrowałypojejplecach,talii,biodrach,pośladkach.Jęknęła,
ocierającsięoniego,proszącowięcej.Takstraszniegopragnęła.Pragnęłafizycz-
ności.Niesłówanimylącychemocjiczybólu,tylkosatysfakcjizzaspokojonychpo-
trzeb.
Oderwałodniejustaiodsunąłsię.Szarpnięciemzerwałjejsuknięiodsłoniłokry-
tekoronkąpiersi.Stałatylkodlatego,żepodtrzymywałjąramieniem,bonogimiała
jak z waty. Uwolnił jej piersi, a potem zaczął uciskać delikatnie sutki. Były tak
uwrażliwione,żeniemalkrzyknęła.Spojrzałnanią,wjegosrebrnychoczachpłonę-
ła żądza i ta sama gorączka zaczęła ogarniać teraz ją. Wziął ją na ręce i wszedł
zniądogłównegohammamuidalej,wgłąbharemu.Wśrodkubyłociemno,tajem-
niczo.Mijałkolejnepomieszczenia,ażwkońcupchnąłramieniemjakieśdrzwiiuj-
rzałaogromne,owalnełoże,zaścielonejedwabiemisatynąobarwiekrwistejczer-
wieni. Ściany pokryte były freskami, ilustrującymi pozycje z Kamasutry. Przez
oszklonedrzwiwidaćbyłotonącywkwiatachdziedzinieczfontanną,nadktórąla-
tał barwny ptak. To było jak bajka, jak gdyby to wnętrze zatrzymało się w czasie
przez całe stulecia. Ale wtedy położył ją na łożu i wiedziała już, że to jednak nie
była bajka. Wiedziała, że powinna wstać i odejść, ale nie mogła się ruszyć… Nie
chciała.Jeślitobyłowszystko,comieli,tochciałategotakstrasznie,jakon.
Nagiopadłnaniąizacząłokrywaćgorącymipocałunkamijejtwarziszyjęposu-
wającsięwdół,gdziejejpulsbiłjakoszalały.Jakgdybychciałzostawićnaniejswo-
jeślady.Gdygodotknęła,powstrzymałją.
–Eksploduję,jeślibędzieszmnietakdotykać.Pragnęcię,teraz.
Jego język zagłębiał się w nią, aż doznała spełnienia. Ale to jej nie wystarczało.
Dyszałaciężko,niemalszlochała,kiedywstałiwbiłsięwniągłęboko.Światrozpadł
się na milion kawałków. Stała się czystą zmysłowością, zatopiona w niekończącej
sięchwiliszczęścia.Poruszałsięwniej,głębiejimocniejzkażdympchnięciem.Do-
strzegłacośnadnimiispojrzaławgórę.Sufitbyłlustrem,starymiciemnym.Ale
mogłazobaczyćwnimjakrzeźbione,umięśnionepośladkiAlixa,poruszającegosię
wniejrytmicznie,iwłasnenogiobejmującego,zkostkamiskrzyżowanyminajego
lędźwiach.Widokjegoogromnego,potężnegociałabyłtakpiękny,żedoszłaporaz
czwarty, a orgazm był tak intensywny, że ledwie poczuła impet gorącego nasienia
Alixagłębokowniej,kiedyszarpnąłnimspazmjegowłasnegospełnienia.
Obudziła się całkowicie zdezorientowana. Leżała sama w ogromnym owalnym
łożuzprześcieradłempodciągniętymwysokonapiersi.Widziałaswojeodbiciewlu-
strzanym suficie, z włosami rozrzuconymi wokół głowy. Obrazy wróciły… Czysta
cielesnośćichzbliżenia.Upokarzającaszybkość,zjakąskapitulowała.
–Obudziłaśsię.
Uniosła głowę. Stał przy otwartych przeszklonych drzwiach, ubrany w spodnie,
alenadalzgołymtorsem.Zaoknemzapadałzmierzch,słychaćbyłogłosyptaków.
Czuła mocny zapach kwiatów. Instynktownie próbowała przyswoić ich woń. Czuła
sięjakprzekręconaprzezmaszynkę.Dostrzegłasuknięnabrzegułóżkaiowinęła
sięprześcieradłem,sięgającponią.Niezgrabniezałożyłają,świadomaintensywno-
ścijegospojrzenia.
– Zapytałaś mnie wcześniej, czy poruszył mnie widok dziecka. Oczywiście, że
mnieporuszył.Jakimbyłbymczłowiekiem,gdybym,widzącwłasnedziecko,nicnie
czuł?
Wstałanadrżącychnogach.Musiałasięznaleźćzdalaodscenerii,wktórejtak
dalecestraciłanadsobąkontrolę.Ujrzałastojąceopodalkrzesłoiopadłananie.
–Dlaczegonicniepowiedziałeś?
–Niemogłem,towszystkomnieprzerosło.
–Wyglądałeś,jakgdybyśodhaczałcośnaliście.Bojęsię,żeniepokochaszdziec-
ka.Żebędziedlaciebietylkośrodkiemdocelu.–Jaktomałżeństwo.
Walczyłzesobą,alewkońcusięodezwał:
–Powinienempowiedziećciomoimbracie.
–Mówiłeś,żezostałzabity,razemztwoimirodzicami.
Skinąłgłową.
–Maxbyłniepełnosprawny,wwynikuniedotlenieniamózgupodczasprzedwcze-
snegoporodu.Toniebyłogłębokieupośledzenie,rozwijałsiętylkowolniejniżdzie-
ci w jego wieku. Miałem pięć lat, kiedy się urodził. Początkowo leżał w szpitalu,
winkubatorze.Rodzicenieinteresowalisięnim,więcsiedziałemtamznimprzez
większośćczasu.
Wyobraziła sobie poważnego, ciemnowłosego pięciolatka, z rodzicami Bóg wie
gdzie,pilnującegobrata.
– Dla ojca było jasne, że Max nigdy nie zostanie królem, więc nie chciał mieć
znimnicwspólnego.
–Amatka?
–Ledwowiedziałaomoimistnieniu,acóżdopierooistnieniuMaxa.
–Musiałciębardzokochać.
–Kochał,małygłuptas,wszędziezamnąchodził…Aleniemogłemdaćmutego,
czegopotrzebowałnajbardziej:opiekiimiłościrodziców.
–Cosięzdarzyłotegodnia,kiedyumarł?
– Zamordowali go… Nie tylko faktyczni zabójcy, ale moi rodzice. Chronili mnie,
chcączachowaćbezcennąciągłośćdynastii.ZatrzymaliprzysobieMaxanapewną
śmierć,licząc,żeodciągnieuwagężołnierzy.Poto,żebymjamógłuciec.Ostatnie,
co pamiętam, to jego krzyk. Wołał mnie. Nie rozumiał, dlaczego nie wracam i nie
zabieram go ze sobą. A ja nie mogłem… nie pozwoliliby mi na to. Ludzie, którzy
mnie zabierali, musieli mnie ogłuszyć. Dotarłem na łódź i tak opuściłem wyspę…
Świadomość,żegozostawiłem,omalmnieniezabiła.Całymilatamimiewałemkosz-
marnesny.Czasamiznowusiępojawiają.
–Och,Alix…Takmiprzykro.–Chciałapodejśćdoniego,alecośwjegooczach
powstrzymałoją.
–Nielitujsięnademną,toostaniarzecz,jakiejbymchciał.Powiedziałemcito,bo
musiszwiedzieć,żeniebyłemdzisiajobojętny.Aleniebędęcięokłamywał.Zawsze
planowałem zachowanie emocjonalnego dystansu wobec królowej i dzieci. Bycie
królem to moja praca i muszę unikać wszystkiego, co by mnie od niej odciągało.
Skupićsięnatym,cojestnajlepszedlakrajuiprzyszłości.Alekiedyujrzałemten
obraz na monitorze, wszystko powróciło, moja miłość do Maxa i ten straszny żal,
kiedyumarł.–Potrząsnąłgłową.–Przerażamnieto,żeniebędęwstaniekontrolo-
waćwłasnychuczućdodziecka,jeślicośsięstanie.Nieprzeżyłbymdrugiraztam-
tejrozpaczy.Alechcęciebieichcęnaszegodziecka.Zewszystkichsiłbędęsięsta-
rałdobrzewamsłużyć.
Znieruchomiała.Powinnaczućulgę.Wyciągnąłdoniejrękę,alecofnęłasię.Gdy-
bydotknąłjejteraz,rozpadłabysię.Zmusiłasię,żebyjejgłosbrzmiałspokojnie.
–Jestembardzozmęczona.Chciałabymwrócićdosiebie.
Opuściłrękę.Nigdyniepragnąłtakstraszniekobiety.Przekonałsię,żenigdynie
przestaniejejpragnąć.Alepodniecająceotoczenieharemuniepomagało.Onapa-
nowałanadsobą,gdyonzaczynałtracićkontrolę.
–Dobrze,chodźmy.
–Cozamierzaszzrobićztymmiejscem?–spytała,kiedywyszligłównymidrzwia-
mi.
–Chciałemsięgopozbyć,aleterazniejestemtegotakipewien.
Podszedłbliżej,dzieliłoichtylkokilkacentymetrów.
–Niebędzieinnychżon,Leila,tomiejscebędzietylkodlanas.
–Oburzające.Całyhammamiharemtylkodladwojga?
Uśmiechnąłsię.
–Tylkodlatwojejimojejprzyjemności.Będzieszmojąkrólową,chcę,żebyśbyła
usatysfakcjonowana.
–Będęusatysfakcjonowana,jeślinieodsunieszodsiebienaszegodziecka.Seksto
tylkoseks.
Patrzył,jakodchodziłakorytarzem.
–Leila–zawołałszorstko.Stanęłaiodwróciłasięzwyraźnąniechęcią.
–Totędy.–Wskazałprzeciwnykierunek.
Przeszła koło niego z wysoko podniesioną głową. Musiał się powstrzymać, żeby
niezaciągnąćjejzpowrotemdoharemu.
Niewiedziała,jakpokonaładrogędoswoichpokoi,czującnaplecachpalącespoj-
rzenieidącegozaniąAlixa.Myślałaoharemie,istniejącymwyłączniedlafizycznej
przyjemności…Wyłącznienaichużytek.Sekstotylkoseks–ha!Kogochciałaoszu-
kać, skoro czuła się jak wyżęta? Powróciły emocje tamtego ranka, kiedy wrócili
zWenecji.Kiedyzaczynaławierzyć,żesięwnimzakochała.Tylkożetoniebyłoza-
kochanie. Prawda była jak uderzenie w twarz. To była miłość. Przyznałaby to już
wcześniej,gdybybyłazesobąszczera.Ostatniaodsłonategotylkoseksupozosta-
wiła ją całkiem bezbronną. Bliska szlochu z ulgą dopadła drzwi do królewskich
apartamentów.
Jużchciałazanimizniknąć,kiedypowiedział:
–Czekaj.
–Tak?–Odwróciłasię.Jegooczymiałyodcieńdeszczowychchmur.
– Pod koniec tygodnia wydajemy przyjęcie zaręczynowe. To będzie okazja, żeby
przedstawićcięsocjecie,będąteżgościezzagranicy.
Natychmiastpuściłyjejnerwy.Byłaperfumiarką,prowadziłasklep,nieumiałapa-
radować wśród klasy bogaczy. Rodzina królewska! Ale potrzebowała przestrzeni
zdalaodAlixa,żebytowszystkoprzemyśleć,więckiwnęłagłowąnonszalancko.
–Okej,świetnie.
Wśliznęła się do swego pokoju i oparła o drzwi, wypuszczając długi, drżący od-
dech.Kochałamężczyznę,któryprzyznałsię,żejestniezdolnydomiłości,zpowodu
bólu, jaki przyniosła mu śmierć brata. Rozumiała jego traumę, ale kim była, żeby
mumówić,żeniebędziewstaniekontrolować,kogoijakkocha.Chciaławyjśćza
niegodladobradziecka.Jejpotrzebyipragnieniaprzestałybyćważne.Alecośjej
mówiło,żejednakbyływażneiżezginiewtymśrodowiskubezmiłości.
Zerwała z siebie ubranie i weszła pod gorący prysznic, starając się nie myśleć,
czymbyłydlaniejpieszczotyAlixadotykającegojejtakgłęboko,żebyłatokpinaze
słów,jakiemurzuciła.Seksnigdyniejesttylkoseksem.Powstrzymałałzysłabości.
WieczoremwdniuichprzyjęciazaręczynowegoLeilabyłakłębkiemnerwów.Od
czasu ich ostatniej rozmowy prawie nie widywała Alixa. Przesyłał jej wiadomości
inoty,wyjaśniające,żebyłzaskakiwanypolitycznymispotkaniamiiprzygotowania-
mi do ślubu. Sama była nieustannie zajęta studiowaniem historii wyspy, lekcjami
etykiety i przymiarkami sukni ślubnej. Skala tego, jak radykalnie zmieniało się jej
życie,byłaprzytłaczająca.Niechciała,żebysiędomyślił,jakbardzoniepewniesię
czuła.Jejosobistapokojówka,Amalie,właśniekończyłająubierać.Leilaspojrzała
nasiebiewlustrze,nierozpoznającdokońcatejpięknieufryzowanejkobietyprzed
sobą.Bałasię,żerozczarujeAlixa.
Stałwdrzwiachodkilkuminut,niezauważony,obserwując,jakLeilaprzeistacza
sięzpięknejwolśniewającą.Oddechuwiązłmuwgardle.Miałanasobiekremową
suknię bez ramion z obcisłym stanikiem opinającym jej bujne piersi, spod którego
delikatnefaleszyfonuopadałydoziemi.Ciemnewłosyupiętowmisternykokztyłu
głowy.Makijażsubtelniepodkreślałjejoczyiponętneusta.
Jego ciało zareagowało na jej widok z dającą się przewidzieć siłą, której przez
całytydzieństarałsięusilnieunikać.Jaktchórz.Wtychdniachstanąłtwarzątwarz
zjednymzludzi,którzyzastrzelilijegorodzicówibrata,inieodczułnawetpołowy
tejemocjonalnejzawieruchy,jakamiotałanimteraz.
Wyczuwając jego spojrzenie, Leila odwróciła głowę. Zarumieniła się, a on zaci-
snąłzęby,powstrzymującsięprzedjeszczegwałtowniejsząreakcją.Czułsięjakne-
andertalczyk. Chciał przerzucić ją przez ramię, odnieść z powrotem do haremu
izamknąćsiętamzniąnacałymiesiąc.Wkroczyłdopokojuzaksamitnympudeł-
kiemwręku,ledwiezauważając,żemłodapokojówkadygnęłaipospieszniewyszła.
– Kolejne klejnoty? – Jej głos zabrzmiał, jak gdyby wręczał jej omszały kielich
ztrucizną.Prawdopodobnietymbyłodlaniejtomałżeństwo.
Powstrzymałirytację.
–Tak,kolejneklejnoty.
Podszedł bliżej i otworzył pudełko, patrząc, jak jej oczy ogromnieją na widok
przepięknegozłotegonaszyjnikaipasującychdoniegokolczyków.Wiedział,żebę-
dziewyglądaćoszałamiająconajejnieskazitelnejoliwkowejskórze.Zawiesiłgona
jej szyi, z palącą świadomością jej bliskości i własnego podniecenia. Dotknęła na-
szyjnikaicofnęłasię.
– Jest piękny. Nie chciałam wydać się niewdzięczna. Po prostu nie jestem przy-
zwyczajona…Czuję,żesiędotegonienadaję.
Alixwidziałjejniepewność,zadziwiony,jakbardzobyłanieświadomawłasnejuro-
dyiwładzy,jakąnadnimmiała.Odparłszorstko:
– Nadajesz się równie dobrze, jak ktokolwiek przedtem. Większość królowych
wtejrodziniebyławcześniejniewolnicamiporwanymiprzezpiratów.
Dostrzegłwjejoczachrzadkąuniejiskierkęhumoru.
–Tęczęśćwaszejhistoriistudiowałambezzbytniegoentuzjazmu.
Wręczył jej kolczyki i patrzył, jak je zakłada. Dieu. Zrobiła to z nieopisanym
wdziękiem.Czułsięwobowiązkupowiedzieć:
–Przepraszam,żezostawiłemcięsamąprzezcałytydzień.Byłowielespraw,któ-
rymi musiałem się zająć. – Zabrzmiało to żałośnie. Dotąd żadna kobieta nie spra-
wiała,żeczułsiętakniepewnie.–Jesteśgotowa?
Kiwnęła głową. Instynktownie wziął ją za rękę, widząc, jak bardzo była spięta.
Poprowadziłjąkorytarzem.Dotarlidomiejsca,skąddochodziłygłosyponaddwustu
gości,iLeilazatrzymałasię,przerażona.Jejoczywydawałysięogromne.
–Co,jeśliniedamrady?Niejestemksiężniczką…
Wyciągnąłrękęidotknąłjejszyi.Masującpalcamimięśniejejkarku,czuł,jakpo-
wolisięrozluźniają.Widziałtylkojejoczy:olbrzymiejeziorazieleni.Jejskórabyła
takdelikatnapodjegopalcami,żeniemógłsiępowstrzymaćiprzyciągnąłjądosie-
bie,przyciskającustadojejwarg.Zatopilisięwsobie,zrozchylonymiustamiisplą-
tanymi językami, całując się coraz bardziej namiętnie, zanim przywołał się do po-
rządku.Zachwilęmielispotkaćgości…Cofnąłsię,oszołomiony.Leilawyglądałana
równie zdezorientowaną. Usta miała zaróżowione i obrzmiałe. Udało mu się wy-
chrypieć:
–Wszystkobędziedobrze.Zdajsięnamnie.
Niebyłapewna,czyzdołaiśćpotympocałunku,alepodtrzymywałjąpewnąręką.
Nagle znaleźli się u szczytu schodów przy wejściu do majestatycznej sali balowej
i znowu poczuła panikę. Wisiały tu portrety wywołujących przerażenie przodków
Alixa.Tłumucichł,kiedyichzauważono.Alixwziąłjejrękęipołożyłsobienaramie-
niu.
Mężczyznawwymyślnymmundurzeuderzyłwysokimpastorałemoposadzkę,wy-
dającimponującyhukizawołał:
– Król Isle Saint Croix, Alixander Saul Almaric Saint Croix i przyszła królowa
imatkaIsleSaintCroix,LeilaAmalLakshmiVerughese.
Alixsprowadzałjązeschodów,ajądławiłoniedorzecznewzruszenie,żenazwano
jąmatkąIsleSaintCroix.Kiedydotarlinadół,wzięłagłębokiwdechinaglechaos
zostałopanowany.PojawiłsięAndresipoprowadziłichdookołasali,przedstawiając
jągościom.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Poczasie,któryzdawałsięwiecznością,Leilazaczęłasięzastanawiać,czyusta
niezastygnąjejwgrymasieuśmiechujużnazawsze.Policzkijejpłonęły,astopypa-
liły od stania w za wysokich obcasach. Na szczęście tłum zaczął rzednąć i znowu
mogłaoddychać.
Alix skończył rozmowę z mężczyzną, którego nazwiska Leila nie mogła sobie
przypomnieć.Odwróciłsiędoniej,ztroską.
–Dobrzesięczujesz?Niepowinnaśpozostawaćnanogachtakdługo.
Zmusiłasiędouśmiechu.
–Niewygłupiajsię,tociąża,niekalectwo.
Alefaktyczniebyłojejgorącoiczułazmęczenie.Alixdałsygnałkelnerowiiwy-
prowadziłjązsalinazacisznydziedziniec.Zulgąusiadłanaławcezkutegożelaza,
zsuwając na moment buty, żeby rozprostować nogi. Zauważyła jego spojrzenie
imruknęła:
–Stopyzaczynałymijużodmawiaćposłuszeństwa.
Pojawiłsiękelner,niosąctacęzprzekąskamiigazowanąwodą.Alixtakżeusiadł,
rozluźniającmuchę.Wzruszonaokazanątroską,powiedziała:
–Niemusiszczekaćtuzemną.Potrzebujętylkochwili.
Wrzuciłdoustoliwkęipotrząsnąłgłową.
– Sam mógłbym zrobić sobie przerwę. Ambasador Francji zaczynał zanudzać
mnienaśmierć.
Uśmiechnęła się. Przez chwilę wyobraziła sobie, że tak właśnie mogłoby być,
wspólniewymykalibysięnaprzerwęwpełnieniuobowiązków.Aletakiemyślipro-
wadziłynaniebezpieczneterytoriumbajki.
Spróbowaławegetariańskiegovol-au-vent,delektującsięciastemptysiowymzde-
likatnymnadzieniemgrzybowym,bardziejgłodna,niżchciałabyprzyznać.
–Musiszwięcejjeść.
– Nadal miewam nudności – skrzywiła się – ale doktor powiedział, że wkrótce
ustąpią.
Wstałispoglądałnapanoramę.Zjegotwarzybiłatakasamotność.Poczuła,żeni-
gdyniebędzieumiaładoniegodotrzećanitaknaprawdęgopoznać.Zastanawiała
się,czykomukolwieksiętoudało.Poczułaukłuciezazdrości.Spytałazudanąbez-
troską:
–Kochałeśkiedyśkogoś?Toznaczykobietę?
Zesztywniał,aonawstrzymałaoddech.
–Myślałemkiedyś,żekocham.Aletoniebyłamiłość,tylkozranionemłodzieńcze
ego.
Przełknęłagulęwgardle.
–Kimonabyła?
–PoznałemjąwAmerycejakostudent.Myślałem,żebyłemdlaniejAlixemCros-
sem.Starałemsiępozostawaćwcieniuiwierzyłem,żezainteresowałasięmnąjako
takim,nietym,kimbyłem…–Oparłdłonienamurze.–ByłaAngielką.Przyjechała
doAmeryki,uciekającprzedskandalem,kiedyjejojciechazardzistastraciłcałyma-
jątek.Byliskoligacenizrodzinąkrólewską.SzukałasposobunapowrótdoEuropy
i odzyskanie reputacji, przy pomocy kogoś znanego. Mnie. Byłem młody i naiwny.
Wystarczającoarogancki,żebyuwierzyć,żemniekochała.Aleonatylkomniewy-
korzystała do swoich celów. Najwyraźniej nie wystarczałem jej, bo pewnego dnia
nakryłemwjejpokojujednegozmoichochroniarzy.Obchodziłsięzniąowielebru-
talniejniżjakiedykolwiekmógłbymlubchciałbym.
Patrzyłanajegozaciętąminę.Wykorzystałamnie.Jejwłasnesłowarzuconejemu
wróciłydoniejniczymuderzeniewtwarz.Zrobiłojejsięniedobrze.
– Już ci mówiłem, że jedyną osobą, którą kochałem był Max. Wychowano mnie
w przekonaniu, że małżeństwo to strategiczny sojusz w celu pozyskania sukceso-
rów.Niewidziałemmiłościmiędzymoimirodzicami.Wmoimrównaniujejniebyło.
–TowłaśniemówiłprzeztelefonAndresowitamtegodniawParyżu.–Mogęciobie-
cać,żeotoczęcięczciąiszacunkiem.Świetniesobiedzisiajporadziłaśiniewątpię,
żebędzieszwspaniałąkrólowąimatkąnaszychdzieci.Aletobędziemusiałociwy-
starczyć,boniemogęzaoferowaćniczegowięcej.
–Cóż–udałojejsięodpowiedzieć,jakgdybyjejserceniebyłorozdartenamilion
kawałków.–Przynajmniejwiemy,naczymstoimy.
Desperacko unikała jego spojrzenia. Pomyślała, co powiedział o byciu wykorzy-
stanym.Niechciałategorobić,aleuczciwośćzmusiłajądoszczerości.Podeszłado
niego.
–Jestemciwinnaprzeprosiny.
–Czyżby?
– Tamtego dnia w Paryżu… kiedy powiedziałam ci, że cię wykorzystałam, bo
chciałamsiępozbyćcnoty…Skłamałam.Byłamupokorzonaizraniona.Uciekałam,
boniechciałam,żebyśtowidział.
Błyskprzerażeniaprzebiegłmupotwarzy,więcdodałaszybko:
–Nieobawiajsię.Niezakochałamsięwtobie.Tobyłatylkozranionaduma.
Ujrzałaulgęnajegotwarzy.
–Słuchaj–położyładłońnabrzuchu.–Wszystko,czegochcę,toszczerośćiza-
ufanie między nami. Na tym możemy coś zbudować. To małżeństwo nie da mi
wszystkiego, czego potrzebuję, ale zrobię to dla dziecka i spróbuję zostać dobrą
królową.
Byłwstrząśnięty.Prostozesklepuweszławświatodległyodwszystkiego,cozna-
ła. Tego wieczoru olśniewała wrodzoną gracją, zawstydzając wszystkich wokoło.
Łącznieznim.Poczułsięjakoszust,któryzbrukałcośpięknego.Powinienpozwolić
jejodejść,aleniemógł.Łączyłoichprzecieżdziecko.
–Musiszcośzrozumieć.Kiedycięspotkałem,byłemoczarowany.Niezamierza-
łemwykorzystywaćcięjakozasłonydymnej.WyprawęnaIsledelaPaixzaplanowa-
łem spontanicznie, bo nie życzyłaś sobie nagabywania przez prasę. Ale poleciłem
komuśzrobićtamtozdjęcie,chwytającszansęnaodwrócenieuwagi.–Westchnął.–
Nie miałem prawa wykorzystywać cię do własnych celów. Przepraszam za to. To
ostatecznie doprowadziło ich prosto do ciebie. Ale uwodziłem cię, bo cię pragną-
łem,poprostuiszczerze.
Potymwyznaniupoczułasięjeszczebardziejbezradna.
–Jesteśmytuiterazimusimyiśćnaprzód–powiedziałazwymuszonąbeztroską.
Przerażona,żemógłbywyczytaćcośwjejoczach,szybkowróciładosalibalowej.
Przezresztęwieczoruunikałago,żebyzbliskaniedostrzegłjejwzruszenia.Wie-
działa, że obiecali sobie szczerość, ale to byłaby szczerość posunięta za daleko.
Czuła, jak gdyby zrobili dziesięć kroków naprzód, a potem cofnęli się o dwadzie-
ścia. Jeśli miała żyć z człowiekiem, który nigdy jej nie pokocha, musiała wypraco-
waćsobiesilnemechanizmyobronne.
„Jest taka naturalna, Alix. Gdybyś mógł ją widzieć… Dzieci ją uwielbiają. Pielę-
gniarkiilekarzesąpodjejwielkimwrażeniem.UdałojejsięwięcejzrobićdlaIsle
Saint Croix jedną tylko wizytą na oddziale dziecięcym w szpitalu, niż ty mógłbyś
przezsześćmiesięcy.Bezurazy”.
AlixskrzywiłsięnawspomnienieniedawnegospotkaniazAndresem.Oczywiście
nieczułurazy,słysząc,żejegonarzeczonabędzieidealnąkrólową,jaktegooczeki-
wał.Wtedy,kiedysądził,żejestwnimzakochana.Jejzapewnienie,żetakniejest,
bardzomudoskwierało.
–WaszaWysokość?Pańskanarzeczonaprzyszła,żebysięzpanemzobaczyć.
–Proszęjąwprowadzić.
Weszła do pokoju i zaraz poczuł znajomą falę żądzy, wymieszanej z czymś jesz-
cze.Czymśowielebardziejzłożonym.Byłablada.
–Cosięstało?–zakląłcicho,obchodzącbiurkoiodsuwającdlaniejkrzesło.–Za
wielebierzesznasiebie.PowiedziałemprzecieżAndresowi,żejesteśwystarczają-
cozajętaprzygotowaniamidoślubu…
Uniosłarękęinieusiadła.
–Nie,wszystkowporządku.Naprawdę.Wizytawszpitalusprawiłamiradość.
Uśmiechnąłsię.
–Odniosłaświelkisukces.
Zarumieniłasięiprzechyliłagłowę.Jejzdolnośćdorumienieniasięiokazywania
emocjibyłajednąztychrzeczy,dlaktórychsięwniejzakochał…Zamarł,kiedypo-
myślałtesłowa.Zatonęływjegotrzewiachniczymciężkiegłazy.
–Alix…dobrzesięczujesz?Wyglądasz,jakbyśzobaczyłducha.–Cofnąłsięprzed
niązwyrazemprzerażenianatwarzy.Wróciłzabiurko,jakbyfizyczniemusiałsię
odniejodgrodzić.
Zebrałasięwsobie.
–Chciałamztobąoczymśporozmawiać.Onasionaszymmałżeństwie.
–Śmiało–wychrypiał.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby stać się królową, z której będziesz
dumny,ibędękochaćnaszedzieckoidzieci,jeślipojawiasięinne.Wierzę,żemoże-
mystworzyćharmonijnyzwiązekitojestdlamnieważne.
–Leila…–Zmarszczyłbrwi.
– Ale poza dziećmi i obowiązkami reprezentacyjnymi wolałabym, żebyśmy żyli
wseparacji.Niechcędzielićztobąpokoi.Naszeżycieintymneograniczysiętylko
doprokreacji.Zrozumiem,jeślicitoniebędziewystarczyło.Proszęciętylko,żebyś
zachowałwswoichsekretnychzwiązkachdyskrecję.
Wstałgwałtownieipołożyłdłonienabiurku.
–Pozwól,żeujmętowprost.Chceszprowadzićprywatnieosobneżycieibędziesz
zemnąspaćtylkopoto,żebyzajśćwciążę?Ajeślipoczujępotrzebę,mamsobie
poszukaćchętnejidyskretnejkochanki?
Przytaknęła.Tylkowtakisposóbmogłaprzetrwaćwmałżeństwie,wiedząc,żeon
jejniekocha.Zacisnąłusta.
– Mój ojciec afiszował się ze swoimi licznymi kochankami, wyrządzając krajowi
nieopisaneszkody.Obiecałemsobie,żenigdyniepowtórzęjegobłędów.Więcnie,
nieskorzystamztwoichsugestiitrzymaniadyskretnejkochanki.
Obszedłbiurkoistanąłprzednią.
–Inie–ciągnął.–Niewydajemisię,żebymsięzgodziłnażyciewseparacji.Wie-
rzę,żebędzieszconocspaławmoimłóżkuioczekuję,żenaszeżycieintymnebę-
dzie intensywne i urozmaicone. Naprawdę sądzisz, że zmuszę się do życia z nie-
chętnążoną?
Musiałapowstrzymaćhisterycznyśmiech.Niemusiałsięprzymuszaćdoniechęt-
nejżony.Nawetterazczuła,jakkażdakomórkajejciałastarałasięzbliżyćdonie-
go.Cosobiewogólemyślała?
– Więc nie mogę tego zrobić, Alix. Myślałam, że mogę, dla dobra dziecka… ale
nie.–Poczułasięsłaba,żałosnaisamolubna.
–Cotymówisz?
–Mówię,żechcęczegoświęcejniżto,comioferujesz,przepraszam…–Przera-
żona,żesięrozpłacze,wypadłazpokoju.
Zachwiał się na nogach. Nakreśliła właśnie wizję małżeństwa, jakiego zawsze
chciał.Dystansumiędzysobąażoną.Roześmiałbysię,gdybyniewstrząsająceod-
krycie,którymbyłpochłonięty.Falamiłości,jakąodczułwtedy,patrzącnamonitor,
równie mocno jak dziecko obejmowała też Leilę. Powiedziała, że chciała czegoś
więcej.Oironio,onteżchciałczegoświęcej.Naglezapragnąłwszystkiego.Abyło
jużzapóźno.Bogowiesobiezniegozakpili.
Wyczuwałaobecnośćochroniarzy,jadącychzaniąwdyskretnymoddaleniuipró-
bowałaichignorować.Wzięłajeepaiwyjechałazzamku,żebyzaczerpnąćoddech.
Powinnawiedzieć,żeuruchomitymsamymalarmnarodowychsiłbezpieczeństwa.
Nawetcudownapanoramarozciągającasięznajwyższegopunktunawyspienie
byławstaniejejukoić.Usłyszałaodgłosjeszczejednegopojazdu.Doprawdy,tosię
stawało niedorzeczne. Obejrzała się i ujrzała wysiadającego z samochodu Alixa.
Zponurąminąpodszedłdoochroniarzy,akilkasekundpóźniejwsiedlidoswoichpo-
jazdówiodjechali.Wpatrywałsięwniąprzeddłuższąchwilę,apotemzbliżyłsię.
Gestemgłowywskazałnapanoramę.
– W pogodny dzień z dobrą lornetką można stąd zobaczyć wybrzeże Hiszpanii
iAfrykę.
–Pięknietu.
–Wokółwyspyleżynadniemnóstwozatopionychstatków.Mamplany,żebyprzy-
ciągnąćturystównanurkowaniewewrakach.Atrakcjebędziemyłączyćwpakiety.
–Wyspajestmagiczna.Beztruduprzyciągnieszludzidoprzyjazdututaj.
–Acozzachęcaniemludzidopozostaniatutaj?Zastanawiamsię,comógłbymza-
oferować,żebyichdotegoprzekonać…
Swojąmiłość,pomyślałaponuro.Alemusiałapogodzićsięzbezsensemswojejsy-
tuacji.
– Przepraszam, poniosły mnie emocje. Oczywiście nie wyjadę. Nie mogę. Nasze
dzieckozasługujenadwojerodziców.Tobyłytylko…hormonyczycośwtymrodza-
ju.
Milczałprzezchwilę,apotemwyciągnąłrękę.
–Pojedzieszgdzieśzemną?Chcęcicośpokazać.
Jechali w ciszy dziesięć minut, a potem skręcili z głównej drogi na zarośniętą
ścieżkę.Byliwciążniedalekomiasta,woddaliwidaćbyłozamek.Pojakiejśmilista-
nęliiwysiedli.Leilarozejrzałasiędookoła,aleniedostrzegłanic,cobyprzykułojej
uwagę.Alixwskazałnarozległyteren,właśnieporządkowanyiwyrównywany,cho-
ciażnamiejscuniebyłodzisiajrobotników.
–Cototakiego?
Nieodpowiedziałodrazu.Spojrzałananiego.Wświetlesłonecznymwyglądałtak
pięknie,żetoprawiebolało.
–Tobędzietwojanowafabryka.
Zamrugała,zdezorientowana.
–Mojanowa…fabryka?
– Porządkujemy teraz teren i już ustawiłem w kolejce architektów, żebyś mogła
omówić z nimi projekt. Jest tu miejsce na ogród, gdzie możesz hodować rośliny
i kwiaty. Na wyspie rośnie wiele okazów, łącznie z rzadką odmianą lawendy mor-
skiej.Możnapostawićszklarnię.Samawiesznajlepiej,czegopotrzebujesz.
Rozglądałasię,oniemiała.Terenbyłogromny.Wtymśrodowiskumogłourosnąć
prawiewszystko.Niemogłategoogarnąć.Odwróciłasięipatrzyła,jakwyspałączy
sięzmorzem,ciągnącymsięwnieskończoność.
–Niepodobacisiętomiejsce?Jestzamałe?
Potrząsnęła głową i wstrzymała łzy, przerażona, że jeśli da wymknąć się emo-
cjom,niebędzieichjużmożnapowstrzymać.
– Nie, nie… Jest cudowne, niesamowite. – Kiedy już się opanowała, powiedziała
ochryple: – Mówiłeś, że będę mieć inne priorytety. Dziecko, moja rola jako królo-
wej?
–Leila,wdychaszzapachyświata,nawetsobietegonieuświadamiając,toczęść
ciebie.Kierujeszsięwłasnymnosem.Chcę,żebyśbyłatuszczęśliwa.Mamnadzie-
ję,żetoprzyniesieciradość.Wiem,żechceszwięcej…Zasługujesznaowielewię-
cej…–Smutekprzemknąłmupotwarzy.–Ichcę,żebyśzrobiłamiwięcejtamtych
perfum,bozniszczyłembutelkę,którąmidałaś.Zrobiłemto,bobyłemzłyizranio-
ny.
–Niebyłeśzraniony.Ucierpiałotwojeego,boośmieliłamsiępowiedziećci„nie”.
–Takwtedymyślałem.Powtarzałemtosobie.Nawetwówczas,kiedycięznowu
ujrzałem.Aletoniebyłomojeego,tobyłomojeserce.Tylkoniemiałemnatyleod-
wagi,żebysięprzedsobąprzyznać.–Chwyciłjejręce.–Touderzyłomniedzisiaj,
niczymtonacegieł.Zakochałemsięwtobiewmomencie,kiedyujrzałemcięwskle-
pie.Kiedywyjeżdżaliśmyztamtejwyspy,wiedziałem,żemuszępozwolićciodejść,
ale tego nie chciałem. Chciałem ci się oświadczyć, bo tylko w ten sposób mogłem
sprawić,żebyśzostała…
–Mówisz,żemniekochasz?
Skinąłgłową,patrzącnaniązniepokojem.Nasekundępoczułaoszałamiającąra-
dość.Aleprzecieżbajkinieistnieją…Uwolniłaręce.
–Dlaczegotorobisz?Przecieżpowiedziałam,żeniewyjeżdżam.
–Robięco?Mówięci,żeciękocham?Botakjest.
–Nieobrażajmojejinteligencji.Zapominasz,żesłyszałam,jakrozmawiałeśprzez
telefontamtegodnia:Jeślibędęmusiałjąprzekonać,żejąkocham,zrobięto.
–Pocomiałbymterazudawać?
– Zgromadziłeś bardzo przekonujące argumenty, udowadniając mi, że nie jesteś
zdolny do miłości, a teraz nagle mam uwierzyć, że doznałeś jakiegoś objawienia?
Doślubuzostałytrzydni.Wiem,jakietoważnedlaciebieiwyspy,alenigdyniemy-
ślałam,żemożeszbyćniepotrzebnieokrutny.
Otworzyłusta,alezawołałaszybko:
–Proszę,nieróbtego.Doceniamto,copróbujeszzrobićiwszystkototutaj…–
Rękąwskazałaterenpodfabrykę.–Towzupełnościwystarczy,naprawdę.–Będzie
musiało.Przynajmniejsięniedowie,żegokochała.Tobyłajejostatnialiniaobrony.
Drogadozamkuupłynęłaimwpełnejnapięciaciszy.Kiedytamdotarli,wyskoczy-
łazsamochodu,aleonbyłszybszy.Chwyciłjązarękęipoprowadziłjądozamku.
Próbowałaoswobodzićrękę,aleściskałjącorazmocniej.
–Nieskończyliśmyjeszczerozmowy.
Musiałabiec,żebydotrzymaćmukroku,izorientowałasię,gdziesięznaleźli,do-
pierokiedyotworzyłdrzwidohammamu.Wścieklewyszarpnęłamurękę.
–Niezamierzamtamwchodzić.
–Dlaczego?Ostateczniesekstotylkoseks,prawda?
Znaleźlisięwśrodku,zanimzdążyłazaprotestować,idrzwizamknęłysięzanimi.
Niezauważyłanawet,kiedypuściłjejrękę.
–Nigdyniemyślałem,żejesteśtchórzem,Leila.
–Tchórzem?Cotomaznaczyć?
Obchodziłjąwokoło,taksującwzrokiem,imusiałaobracaćsięzanim,ażzakręci-
łojejsięwgłowie.
–Jesteśtchórzem,LeiloVerughese.Emocjonalnymtchórzem.Wiem,bosamteż
nimbyłem.
–Toniedorzeczne.Niejestemtchórzem,atyjesteśkłamcą.
Cichogwizdnął.
–Tookrutne.Powiedziałem,żeciękocham,atynazywaszmniekłamcą?
–Dlaczegotorobisz?Przecieżpowiedziałam,żechętniezostanę.Niemusiszmi
tegoosładzać.
–Chętniezostanieszjakomęczennica?Czasypiratówporywającycheuropejskie
niewolnice i zmuszających je do małżeństwa się skończyły. Weźmiemy ślub, bo
chcesz tego równie mocno jak ja. Ty też mnie kochasz i tylko jesteś za wielkim
tchórzem, żeby to przyznać. Z jakiego innego powodu chciałaś utrzymać między
namidystans?
Ostatnibastionjejobronyrozpadałsięnajejoczach.
–Niekochamcię.
– Kłamiesz. – Napięcie iskrzyło między nimi. – Powinienem zorientować się już
tegodnia,kiedystądwyszliśmyipowiedziałaś,żesekstotylkoseks.Dlamnieza-
wszetakwłaśniebyło,dopókiniepoznałemciebie.Dlategonietknąłemcięodtego
czasu.Bokiedyciędotykam,tracęnadsobąkontrolęibałemsię,żetozobaczysz.
Myślę, że tak samo jest z tobą. Leila, naprawdę chciałaś, żebym wziął sobie ko-
chankę?
–Tymnieniekochasz,niemożesz.Takpowiedziałeś.
–Mogęikocham.Rzuciłaśmnienakolana.Pokazałaśmi,żetylkocałkowiteodda-
niesięmiłościsprawia,żewartożyć.Wiem,jakietostraszneutracićkogoś,kogo
się kocha, ale nie można żyć w ciągłym strachu przed tym. Ja też pragnę czegoś
więcejichcętegoztobą.Znikiminnym.
Łzyjąoślepiły.Miałrację,byłatchórzem.Bałasięzaufać,przerażona,żemarze-
nienieistnieje.
–Powiedzto,Leila.
–Proszę,niezmuszajmnie…–Dręczyłająmyśl,żewyznamumiłość,aonznowu
staniesięzimnyiobojętny,pełensatysfakcji,żepoddałamusięcałkowicie.
Objąłjązaszyję.
–Więczrobimytotak…Jesteśmoja,ciałem,sercemiduszą,inieschowaszsięni-
gdzieprzedemną.–Opuściłgłowęidotknąłustamijejust.Opierałasię.Alenaopór
było już za późno. Wyszlochała mu w usta swoją udrękę, kiedy jego język zderzał
sięzjejjęzykiem,anamiętnośćrozpalałasięjakogień.Poczuła,jakosuwasięna
podestzgładkiegomarmuru.Ichruchyniemiałygracjiiniebyływykalkulowane.
Tobyładzikażądza.
–Oczywiście,żeciękocham,Alix.Całymsercemiduszą.Jesteśmój,ajajestem
twoja,nazawsze–przyznaławkońcu.
Dostrzegła na jego twarzy satysfakcję. Razem z miłością. Serce jej wezbrało
irozpocząłsięcudownytaniecmiłości.
EPILOG
Leilawysiadłaszybkozjeepaipospieszyładozamku,witającsięwśrodkuzpra-
cownikami.Szczęścieispełnienieodczuwałaterazcodziennie,alenieprzyjmowała
tegozacośoczywistego.
W ciągu osiemnastu miesięcy od wzruszającej ceremonii, kiedy poślubiła Alixa,
ichżycieiżyciewyspypodlegałyrewolucyjnymprzemianom.Wysparozkwitałairo-
sławsiłękażdegodnia.OtwartakilkamiesięcywcześniejfabrykaLeilitakżepro-
sperowała,odkądzaczęłaprodukowaćperfumy.Apartamentnadjejparyskimskle-
pemzamieniłsięterazwbiuro,doktóregowracałaśredniorazwmiesiącu,żeby
miećnawszystkooko.
Kujejoszołomieniupewnegodniaodebrałatelefonodswojejprzyrodniejsiostry,
córkijejojca.PodpresjąpublicznąwykonałtestDNA,którypotwierdził,żejestoj-
cem Leili. To w konsekwencji pogrzebało jego karierę polityczną. Przyrodnia sio-
stra Noelle wyznała, że ona i jej brat cierpieli z powodu licznych romansów ojca,
unieszczęśliwiającychichmatkę.PrzyjechałanaIsleSaintCroix,żebysięspotkać
zLeiląiichrelacjapowolistawałasiędlanichobucorazważniejsza.
AletaknaprawdężycieLeilikoncentrowałosiętutajwzamku.Całaresztabyła
tylkododatkiem.
WchodzącdobiuraAlixa,niemogłapowstrzymaćuśmiechunawidokscenyzjej
dwomaulubionymiistotamiwrolachgłównych:Alixemiichciemnowłosym,jedena-
stomiesięcznymsynkiemMaxem.
MaxskakałenergicznienakolanachAlixa,uderzającmałymipiąstkamiwblatsto-
łu,jednocześniepróbującpakowaćdobuzicoś,cowyglądałonabardzorozgniecio-
negobanana.Alixobejmowałjednąrękąsynka,adrugąwystukiwałcośnalaptopie,
starającsiętrzymaćurządzeniepozastrefąrażenia.
Spojrzeli na nią jednocześnie. Dwie pary szarych oczu, jedne szeroko otwarte
iszczere,drugieowielepoważniejsze,pełnemęskiegopodziwuimiłości.
–Mama!–MałerączkiwyciągnęłysięwjejstronęiLeilapodniosłaMaxazkolan
Alixa.Alezanimzdołałasięruszyć,Alixobjąłjąwpasieipociągnąłnaswojekolana.
Ku zachwytowi synka klaszczącego w dłonie i rozrzucającego kawałki banana we
wszystkichkierunkach.
–Chciałamcitylkopomóc–powiedziałazdyszanymgłosem.
Alixodsunąłjejwłosyzaramięiwycisnąłpocałuneknajejodsłoniętymkarku.Za-
drżałazrozkoszyispytałabeztchu:
–AgdziejestMimi?
–Dałemjejwolnepopołudnie.Byliśmybardzosamotnibezciebie,prawda,mały
człowieczku?
Maxzagruchałtwierdząco.Leilawstałaisięgnęłapowilgotnąchusteczkę,próbu-
jącwytrzećbuzię.Potemwsadziłagodokojca,patrząc,jakrzucasięnaulubioną
zabawkęprzytulankę.
OdwróciłasiędoAlixazbłyszczącymioczamiiściśniętymgardłem.
–Byłamwfabryceprzeztrzygodzinyijużpoczuliściesięsamotni?
Wstałipociągnąłjązarękęnanajbliższąsofę,sadzającjąsobienakolanach.
–Poczułemsięsamotnywchwili,kiedytylkostraciłemcięzoczu.
SerceLeiliwezbrało.
–Jateż–przyznała.
Podejrzanaciszadochodzącazkojcakazałajejwychylićsięwtęstronę.Jejsynek
leżałnaplecachzkciukiemwbuzi,zprzytulankąuboku.Wyczerpanyszybkousy-
piał.
Oparłasięplecamiomęża.
–Mamcośdlaciebie.–Wyjęłazkieszeniflakonzetykietą„MarzenieAlixa”.To
byłyteperfumy,któresporządziładlaniegozapierwszymrazem.Miałytakosobi-
stycharakter,żenigdyichnikomuniesprzedała.
Pocałowałją,długo,wolnoimocno.
–Dziękuję.
–Mmm–zamruczałazzachwytem.–Będęchybamusiałarobićjeczęściej,skoro
taknatoreagujesz.
–Zamierzamzbudowaćsekretneprzejściestąddoharemu–mruknął.
Zarumieniła się na myśl o ich intymnej przestrzeni, teraz odnowionej. Hammam
znowubyłotwartydlakobietzokolicyipracowniczamku.Leilabardzolubiłatam
chodzićrazemznimiiwysłuchiwaćichopowieści.Tobyłajednaztychrzeczy,dzię-
kiktórymzaskarbilisobiemiłośćiszacunekpoddanych–ichbezpośredniośćito,że
chcielibyćtraktowanijakrówniinnym.
Bawiłsiępuklemjejwłosów,okręcającgosobiewokółpalca.
–Andresmówiłmi,żebyłaśdzisiajwszpitalu.Znowuodwiedzałaśnoweskrzydło
dladzieci?
Przytaknęłainiemogładłużejskrywaćwzbierającegowniejwzruszenia.
–Tak,alemiałamteżwizytęudoktoraFontainebleau.
NawzmiankęokrólewskimlekarzuAlixzesztywniał.
–Źlesięczujesz?
Potrząsnęłagłowąipołożyłasobiejegorękęnabrzuchu.
–Nie,wszystkojestwnajlepszymporządku…alebędziemyodrobinębardziejza-
jęcizajakieśosiemmiesięcy.
Rumieńcezniknęłyzjegotwarzyinatychmiasttampowróciły.Przytuliłjąmocniej
iułożyłnasofie.Pochyliłsięnadniąpełenszczęściairadości.Odezwałsięzdławio-
nymgłosem:
–Czywiesz,żeuczyniłaśmnienajszczęśliwszymzludziiżekochamcięnieskoń-
czenie,anawetbardziej?
Połknęłałzywzruszeniaiobjęłaramionamiszyjęmęża,przyciągającgodosiebie.
–Wiem,boczujędokładnietosamo.Acodotegosekretnegoprzejściadohare-
mu…czymyślisz,żeudałobysięjezbudowaćjeszczeprzednarodzinamidziecka?
Tytułoryginału:AnHeirFitforaKing
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,2015
Redaktorserii:MarzenaCieśla
Opracowanieredakcyjne:MarzenaCieśla
Korekta:AnnaJabłońska
©2015byAbbyGreen
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2017
WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek for-
mie.
Wszystkiepostaciewtejksiążcesąfikcyjne.
Jakiekolwiekpodobieństwodoosóbrzeczywistych–żywychiumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
HarlequiniHarlequinŚwiatoweŻyciesązastrzeżonymiznakaminależącymidoHarlequinEnterprisesLi-
mitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa
iznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25
ISBN978-83-276-2986-9
KonwersjadoformatuMOBI:
LegimiSp.zo.o.
Spistreści
Stronatytułowa
Rozdziałpierwszy
Rozdziałdrugi
Rozdziałtrzeci
Rozdziałczwarty
Rozdziałpiąty
Rozdziałszósty
Rozdziałsiódmy
Rozdziałósmy
Rozdziałdziewiąty
Rozdziałdziesiąty
Rozdziałjedenasty
Epilog
Stronaredakcyjna