www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99582
2009-06-13
Refleksje wokół 4 i 7 czerwca
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Działalność naszych polityków i władz przypomina ciągle jakąś walkę zespołów harcowników na oczach
mniej lub więcej zainteresowanych tym widzów lub jakieś gry na scenie państwowej: krzykliwe, dynamiczne,
propagandowe, samochwalcze, udziwnione, a przede wszystkim sztuczne, nierzeczowe i płytkie. Polityka
dzisiejsza zdaje się również ulegać kryzysowi intelektualnemu, ideowemu, a przede wszystkim moralnemu.
Gry w rocznicę 4 czerwca 1989 r.
Prawda musi dostrzegać też i zło. I najbliższe rzeczy widzi się ostro, jako dobro albo jako zło (dalajlama).
Rocznica pierwszych, bliższych prawdzie wyborów w roku 1989 nie tylko przypomniała dobro uwalniania się
z niewoli, ale też odsłania zażarte walki nie tyle o dobro Polski, co raczej o korzyści partyjne, partykularne i
materialne. Wystąpiły więc z nową siłą walki między koalicją, opozycją, prezydentem, światem robotniczym i
różnymi innymi grupami społecznymi. Niestety, z tych harców politycznych wynika wielkie zło dla Polski i
reguły walk są podstępne.
Oto w Stoczni Gdańsk, która przyczyniła się walnie do czerwca 1989 r., teraz koalicja, odpowiedzialna w
dużym stopniu za śmierć naszych stoczni, zamierzała urządzić radosną stypę dla społeczeństwa na gruzach
tejże stoczni i z wmawianiem bezrobotnym stoczniowcom, że osiągnęli to, o co walczyli. Była w tym
mentalność sowiecka: świętować swój upadek, chwaląc przy tym winowajców upadku, tak jak kiedyś NRD
miała swoje największe święto w dzień klęski Niemiec. Kiedy wszakże stoczniowcy chcieli się upomnieć o
prawdę, to koalicja kazała ich pałować i gazować, zarzucając im warcholstwo i podejmując jednocześnie
decyzję przeniesienia uroczystości na Wawel, co jakby zakładało, że zniszczenie stoczni i wyrzucenie
dziesiątków tysięcy robotników na bruk na polecenie Neelie Kroes z Brukseli to triumf Polski na miarę
Piastów. Po demonstracji stoczniowców obrażone władze mówiły, że okazały łaskawość, nie każąc strzelać z
amunicji ostrej, a policja w Sejmie wyjaśniała z podrażnieniem, że to stoczniowcy sami się zatruli i poranili
swymi petardami i swądem palonych gum ("Gazeta Wyborcza", 21.05. 2009 r.).
Ale doszły jeszcze inne "chwalebne" motywy przeniesienia uroczystości z Gdańska do Krakowa; nie będzie
tam prezydenta, gospodarzem będzie sam premier, nie będzie robotników, przybędzie spokojnie nowo
dynastyczna rodzina dworska UE i nie trzeba się będzie tłumaczyć za elementy religijne, katolickie, jak to
www.radiomaryja.pl
Strona 1/8
było w Gdańsku, gdzie musiała być Msza Święta, no i patriotyczne kazanie ks. abp. Sławoja Leszka Głódzia,
a wreszcie całe dzieło "Solidarności" będzie można przypisać tylko sobie. Dziś nawet komuniści głoszą, że
popierali "Solidarność" i niektórzy należeli do niej. I pani premier Ukrainy Julia Tymoszenko mogła wyznać
przyjaźń i wdzięczność tylko dla Donalda Tuska i byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, nie
wspominając prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Żeby było jeszcze bardziej dziwnie, to pod wpływem PO wśród rzesz robotniczych na Wybrzeżu rośnie jakaś
niechęć do "Solidarności", jakoby ona była PiS-owska. Z tego to powodu stoczniowcy ze Szczecina odmówili
udziału w uroczystościach gdańskich, podobnie i gdzie indziej, jeśli ktoś chce programu walki z kryzysem, to
zarzuca się mu, że jest przeciwko rządowi, a za PiS. Również to, że prezydent był wśród robotników
gdańskich, uznano, iż jest przeciwko rządowi i koalicji. Takiej logiki nie sposób pojąć.
Refleksja nad wyborami do europarlamentu
Wielkim problemem jest ciągle UE, dobrym, ale i dyskusyjnym, jednak wiedza o tej problematyce ogólnej jest
u nas bliska zeru. Ludzie patrzą na Unię raczej tylko przez pryzmat drobiazgów dalekorzędnych, jak podróże
bez paszportu, turystyka, jakieś ułatwienia komunikacyjne itp. Nie chwytają na ogół problemów zasadniczych.
Toteż i nie rozumieją byłego prezydenta Lecha Wałęsy, który tak mądrze nawołuje do budowania Unii i
Polski na wartościach najwyższych. Również i traktat lizboński, który notabene odbiera nam suwerenność,
jest nieznany i celowo ukrywany przez władze. W rezultacie może tylko kilku naszych znaczniejszych
polityków traktat ten przeczytało. Inni w telewizji wygadują kompletne głupstwa.
Jeśli chodzi o wybór europosłów, to politycy koalicji zacierają różnicę między korzystną dla nas wspólnotą
unijną a oddaniem się w niewolę państwu Europy, czego tak pragną liberałowie, kosmopolici, lewica i różne
mniejszości polskie. I tak demagogicznej Platformie Obywatelskiej udaje się zwieść więcej ludzi niż innym
partiom i ugrupowaniom. Przy tym PiS i partie prawicowe są bardzo atakowane na wszelkie sposoby. Ogół
społeczeństwa nie zna istoty rzeczy, ale jest takie prawo, że szkalowanie człowieka lub tylko rzucenie
podejrzenia na niego przyjmuje się od razu, a mówienie dobrze trudno się rozchodzi. Jest jeszcze dużo
mentalności z czasów sowieckich: nie iść za ideami polskimi, lecz opierać się na innych państwach. Ponadto
brak wyrobienia społecznego i politycznego, zwłaszcza wśród katolików. Nie mają oni środków finansowych,
instytucji ani mediów, żeby się zorganizować, a grupy polityków mające reprezentować rzesze katolików na
forum państwowym posiadają ogromny talent w dzieleniu się, obrażaniu i w kłótniach. Choć nie wiadomo
bliżej, jak głosowałaby reszta Polaków - trzy czwarte, to jednak można przypuszczać, że i oni muszą jeszcze
długo odrabiać braki w postawach politycznych i czynnym życiu społeczeństwa polskiego.
Dużą nadzieję można pokładać w licznych jednostkach wybitnych Polaków, zwłaszcza tych, którzy
świadczyli o Polsce swym życiem na wschodzie Polski, na zachodzie i częściowo na północy. Dobrze też
www.radiomaryja.pl
Strona 2/8
wróży postawa młodzieży katolickiej, jak np. gromadzącej się na Lednicy w Duchu Świętym, który tchnie na
Polskę. A nawet pewną nadzieję daje i ta młodzież, która 4 czerwca w Gdańsku zignorowała kłócących się
starszych i zgromadziła się tak licznie na imprezie kulturalnej.
Nie ma jakiegoś silnego ośrodka, który by poprawnie i godnie kształtował świadomość i wiedzę
społeczeństwa. Jesteśmy zupełnie zdani na graczy i szulerów. W dobie rozwiniętej techniki bardzo łatwo jest
społeczeństwem sterować, manipulować i czynić z niego przedmiot egoistycznej gry różnych ideologii i ludzi
zdeprawowanych, a bogatych. Toteż w demokracji dzisiejszej wybierają nie tyle ludzie, co pieniądze, media i
różne sztuczki reklamowe. W każdym razie tak łatwo jest nabierać wyborców, a oni na nabieraczy głosują.
I u nas Platforma obiecywała przyspieszony wzrost gospodarczy, a przyszedł kryzys ogólny i nasz. Owszem,
poprawia się ogromnie, ale oligarchom i krezusom. "Gazeta Wyborcza" (1.06.2009 r.) np. podaje, że prezes
banku Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki, wielki entuzjasta UE i liberalizmu, otrzymał w roku 2008 pensję
wynoszącą 4 mln 460 tys. złotych. Co tam geniusz takiego Arystotelesa, Leonarda da Vinci czy Alberta
Einsteina przy geniuszu dzisiejszych bankowców w neokapitalizmie.
Obiecywano podwyżkę płac w budżetówce - przyszła stagnacja lub obniżki, a nagrody tylko dla swoich, jak w
Warszawie.
Obiecywano budowę sieci autostrad, dróg ekspresowych, mostów i obwodnic - autostrady są raczej jeszcze na
etapie przetargów, a obwodnica Augustowa... dobrze będzie, jeśli powstanie za 10 lat.
Obiecywano nam pewny dostęp do opieki medycznej, a tymczasem nakłada się niższe limity i w wielu
szpitalach, zwłaszcza specjalistycznych, nie przyjmuje się chorych, bo wyczerpały się pieniądze już w
pierwszej połowie roku i z trudem refunduje się drogie leki, i to nie wszystkie. Po prostu zgodnie z
programem liberałów zachodnich powinno umierać więcej Polaków, żeby być mniejszym ciężarem dla panów
zachodnich, no i mniej szpecić Europę Wschodnią.
Obiecywano uproszczenie podatków, nową ulgę prorodzinną i likwidację ponad 200 opłat urzędowych,
tymczasem wszystko jest akurat odwrotnie i nawet samowola urzędników jest coraz większa.
Co do budowy stadionów na Euro 2012, to chyba jeszcze trwają przetargi, to takie liberalne zamotanie.
Obiecano masowe powracanie z emigracji, tymczasem u nas padają setki naszych zakładów i firm i
gwałtownie rośnie bezrobocie.
Obiecano podniesienie poziomu edukacji. Tymczasem zamiast poszerzenia dostępu do internetu przyszło
rozpowszechnienie narkotyków, już co piąty uczeń bierze narkotyki i co trzeci używa alkoholu. Młodzież jest
kształcona na głupawych testach, które zabijają inteligencję. Toteż młodzież zdaje egzaminy coraz gorzej.
Rozwija się tylko uczenie patologii, następuje rozkład samodyscypliny, a wspiera się demoralizację i przemoc.
Dobrym przykładem jest ostatnio zalecenie korzystania ze słownika języka polskiego, który zawiera możliwie
wszystkie wulgaryzmy, uczy chamstwa, pornografii i rozpusty. Po lekturze tego słownika dla szkół uczeń
www.radiomaryja.pl
Strona 3/8
będzie wykształcony odpowiednio nowocześnie, nie przesiąknie moralnością religijną. Już nie będzie np.
mówił ckliwie: "mamo" czy "mamusiu", lecz bardziej swobodnie: "hej, ty stara...". To jest owoc światłego
liberalizmu, ku któremu prowadzi się Polskę.
Obiecano rzeczywistą walkę z korupcją, ale wielkie układy korupcyjne raczej powróciły, a karani najpierw za
korupcję są zwalniani z więzień, bo "ciasno" i za gorsze od poszczególnych korupcji uważa się PiS-owskie
zwalczanie korupcji ogólnej.
A lud za tymi wszystkimi obiecującymi żwawo głosuje. I wybrano do europarlamentu wielu ludzi
nieodpowiednich. Większość wyborców nie wie, o co w wyborach do UE chodzi. Brakuje świadomości na
temat Unii, jak i tego, co faktycznie w polityce polskiej się dzieje.
Dlaczego te ciągłe ataki na Polskę?
Obecne nasze władze za słabo walczą z kalumniami rzucanymi na Polskę, teraz chyba coraz cięższymi i
częstszymi.
Oto "ciemni" Polacy nawet dziś nie wiedzą, że byli sprawcami wielkich nieszczęść i że państwo polskie było
warchołem Europy: antyrosyjskie, antyukraińskie, antylitewskie, antyniemieckie, no i przede wszystkim
antysemickie. Już w okresie I wojny światowej nie dopuściło do utworzenia Judeopolonii. Potem Polska
rozwinęła rzekomo nacjonalizm katolicki, zagrażający III Rzeszy tak, że i ona musiała powołać do życia
Partię Socjalistyczno-Narodową w swej obronie. I Niemcy podnoszą, że w roku 1939 musieli się bronić, bo
jeszcze 2 maja 1933 r. poseł polski, Alfred Wysocki, postawił Hitlerowi ultimatum: albo będzie przestrzegał
traktatów granicznych, albo będzie wojna prewencyjna. Jak wiemy, wojny prewencyjnej przeciwko Hitlerowi
nie chcieli ani Amerykanie, ani Anglicy, ani Francuzi, bo wydawało się, że im Hitler nie zagraża, tylko tej
buńczucznej Polsce, co to chce być całkiem niepodległa.
Potem - jak mówią dziś Niemcy, Rosjanie i niektórzy inni dyplomaci - Polska była tak harda, że nie chciała
się zrzec udziału w Wolnym Mieście Gdańsku i nie zgodziła się na eksterytorialny, drogowy i kolejowy
korytarz niemiecki przez nasze Pomorze. Istotnie, wielu dyplomatów wówczas długo namawiało polski rząd,
by zgodził się na ten korytarz, wierząc w rycerskie słowo Hitlera. Naprawdę w polityce jest ciągle taka masa
błędów i głupoty. Z kolei tej samej myśli jest też rosyjski pułkownik Siergiej N. Kowalow, który 4 czerwca
2009 r. oświadczył publicznie, że żądanie przez Niemców korytarza było uzasadnione i że Hitler miał rację,
atakując Polskę. Zresztą wcześniej - mówi Kowalow - wojsko polskie zaatakowało radiostację niemiecką w
Gliwicach. Tym bardziej miał rację Związek Sowiecki, który 17 września musiał bronić swojej, uciskanej
przez Polaków, ludności: białoruskiej, ukraińskiej i żydowskiej; ta ostatnia cierpiała za szerzenie komunizmu
sowieckiego w Polsce.
W Niemczech słyszy się opinie, że mieli oni prawo krwawo pacyfikować Polaków, bo polskie podziemie
www.radiomaryja.pl
Strona 4/8
utrudniało wojnę z Rosją i Polacy nadal walczyli na różnych frontach przeciwko tysiącletniej Rzeszy
Niemieckiej. Toteż słusznie wkładu Polaków w wojnę nie uznają nie tylko Rosjanie, ale i dawni alianci.
Istotnie, na uroczystości rocznicowe zwycięstw Polacy nie są zapraszani, ani przez Rosję, ani przez Francję,
jedynie przez Holandię. O dywizji pancernej gen. Stanisława Maczka Francuzi już nie pamiętają.
I dalej. Po wojnie wolny rząd polski wypędził Niemców z zagarniętych ziem, a pozostałych okrutnie
prześladował. Teraz wypędzeni powinni powrócić lub przynajmniej uzyskać odszkodowania z procentami.
Taką tezę Eriki Steinbach, córki żołnierza okupanta, poparła ostatnio dyskretnie pani kanclerz Angela Merkel.
I według tego, Polaków wysiedlali nie Niemcy, lecz hitlerowcy. A jeśli Polacy dostawali się do obozów, to
tylko bandyci, a ci do pracy w Niemczech to byli ochotnicy, bo w niedorozwiniętej gospodarczo Polsce nie
mogli zarobić na chleb. Partyzanci polscy to byli pospolici bandyci, mordujący żołnierzy i ludność niemiecką
osiedloną w Polsce.
Stanowisko Eriki Steinbach poparła 25 maja 2009 r. niemiecka demokracja chrześcijańska, głosząc, że "prawo
do swobodnego przemieszczania i osiedlania się jest krokiem w kierunku realizacji prawa niemieckich
wypędzonych ze stron ojczystych w Europie". Jeśli zatem UE będzie jednym superpaństwem, to i rewizja
granic będzie możliwa.
Z kolei "Der Spiegel", największa gazeta niemiecka z silnym głosem żydowskim, napisał ostatnio, że
holokaust Żydów w Polsce wsparli Polacy, bo sami Niemcy nie daliby rady. I, niestety, tę tezę poparli od razu
niemal wszyscy Żydzi polscy i amerykańscy. Zmienia się też język o sprawcach holokaustu. Do niedawna
mówiono, że Żydów mordowali nie Niemcy, tylko hitlerowcy, naziści, a teraz "Der Spiegel" pisze, że Żydów
współmordowały całe inne narody, nie tylko jacyś naziści polscy, lecz cały polski "naród", który w tym
wsparła wiara katolicka i nauka Kościoła.
Niemiecka pewnego rodzaju inwazja na Polskę postępuje różnymi drogami: przez ekonomię, akty polityczne,
prawodawstwo, propagandę, kulturę, no i przez sowite nagradzanie tych Polaków, którzy opowiadają się za
uległością wobec państwa niemieckiego. I tak Niemcy zaczynają coraz bardziej nad nami panować i kierować
polityką polską. Polityka niemiecka osiąga najbardziej wyraźne rezultaty na Śląsku, gdzie rozwija się Ruch
Autonomii Śląska. Weźmy choćby taki fakt, że 19 maja 2009 r. w czasie meczu piłkarskiego grupa kibiców
Ruchu Chorzów gwizdała i buczała podczas wykonywania hymnu Polski i wznosiła okrzyki: "Górny Śląsk!".
Przy tym już znaczna ilość ludzi, nawet i księży, przychylnie patrzy na przesuwanie się Śląska do Niemiec, bo
w UE nie będzie już granic, a sama autonomia jest złudna.
A nasze słabe władze nie przeciwdziałają dostatecznie tym wszystkim posunięciom ze strony Niemców. Taka
postawa podpada pod Trybunał Stanu. W ogóle nasi rządzący chwalą się wielkimi, rzekomo, osiągnięciami
dyplomatycznymi, choć faktycznie jest tych osiągnięć niewiele i nie są ważne. Niemcy coraz bardziej
dominują nad nami jawnie, a zwłaszcza niejawnie. Unia nie popiera naszej polityki wschodniej. Amerykanie
www.radiomaryja.pl
Strona 5/8
nie zwalniają nas z obowiązku wizowego, sprawa tarczy antyrakietowej jest zawieszona, rakiety Patriot mają
stacjonować czasowo i być nieuzbrojone, nie ma pełnego offsetu za samoloty F-16, no i Amerykanie ciągle
piszą: "polskie obozy koncentracyjne" czy "zagłady". Bruksela wygraża nam ciągle karami i nie pozwala na
pełny rozwój gospodarczy. Francja nas nadal lekceważy. Wielka Brytania zaczyna odsuwać naszych
imigrantów. Nawet i Litwa nadal źle traktuje Polaków. Ukraina zaś honoruje coraz bardziej ludobójców z
OUN i UPA, którzy mordowali okrutnie wszystkich Polaków od dziecka do starca. Szef OUN, który wydał w
roku 1943 rozkaz rzezi Polaków, a nawet karania śmiercią tych Ukraińców, co Polaków ratowali, jest
uznawany za bohatera narodowego i stawia się mu pomniki (por. T. Bagiński, Lipniki Wołynia Podlaskiego
spalone, Elbląg 1995). A przede wszystkim polski rząd nie może rozwiązać podstawowej kwestii
energetycznej, nawet nie ma odważniejszych pomysłów.
Niepostrzeżenie dla ludzi nierefleksyjnych władze obecne sprzyjają w duchu UE usuwaniu Kościoła z życia
publicznego. Widać to najlepiej paradoksalnie na mniejszych przykładach.
Przypomnijmy choćby ów film Komisji Europejskiej, przecież rządzącej całą Unią, na 20-lecie upadku
Związku Sowieckiego - bo komunizm jeszcze nie upadł. Pominięto tam udział Polaków: "Solidarności",
Lecha Wałęsy, Jana Pawła II i Kościoła polskiego. Upadek mieli spowodować głównie enerdowcy niemieccy,
obalając mur berliński. Jest to przykład ogromnej pychy i obłudy ludzi Zachodu. Po polskim proteście autorzy
filmu troszeczkę go poprawili, ale nie zgodzili się na jedno: choćby na wzmiankę o Janie Pawle II. Dlaczego
tak postąpili? Bo nienawidzą Kościoła i na tej nienawiści budują Unię. Może się coś trochę zmieni po nowych
wyborach do europarlamentu, bo weszło do niego więcej ludzi religijnych. Państwo budowane na ateizmie i
nienawiści musi szybko upaść. Gorzej, że nasze władze całkowicie się zadowoliły tą małą poprawką filmu.
One też chyba boją się takiej opinii, jaką wyraził kiedyś (30.08.2007 r., TVP 3) Jerzy Szmajdziński, że w
Polsce tworzy się "państwo wyznaniowe".
A dziś w Polsce bodajże wszystkie partie wymieniają, zwłaszcza w czasie wyborów, zasługi Jana Pawła II w
obalaniu komunizmu, ale odrywają go od Kościoła polskiego, który traktują jako wsteczny i ciemny, nic
niewnoszący do wolności polskiej, a nawet jako pupila komuny. Ale jest to głos nienawiści. Nawet tak
genialny Jan Paweł II niewiele by osiągnął bez Kościoła polskiego, bez licznych naszych hierarchów i bez
całego Narodu. Przecież świeccy katolicy to także Kościół, to oni zawiązali "Solidarność", Lech Wałęsa oparł
się na katolicyzmie i poparło ich społeczeństwo katolickie, podczas gdy niektóre mniejszości, także
katolewica, poparły "Solidarność" raczej tylko instrumentalnie.
Są jeszcze inne słabo zauważane zjawiska. Oto Ministerstwo Obrony Narodowej wydało rozkaz ("Nasz
Dziennik", 21.05.2009 r.), by kompania honorowa wojska, biorąca udział w uroczystościach
patriotyczno-religijnych, nie stała w kościele, lecz na zewnątrz. Z tego wynika, że nawet w czasie ulewy i
burzy czy przy 30-stopniowym mrozie. Chodzi chyba o to, by ideologowie unijni nie gorszyli się, że mundur
www.radiomaryja.pl
Strona 6/8
wojskowy włącza się do liturgii.
Podobnie może się rodzić podejrzenie, że rząd, popierany przecież przez katolików, chce pomniejszyć
manifestowanie wiary poza świątynią. Oto wicepremier Grzegorz Schetyna, szef MSWiA, jeden z ideologów
PO, wydał rozporządzenie, by wszelkie pochody katolików poza świątynią były pilotowane przez grupy
pilotów, którzy muszą najpierw odbyć długie kursy przygotowawcze, wysoko płatne i powtarzane co dwa lata,
czyli kilkakrotnie częściej niż piloci odrzutowców. Same złośliwości. Chodzi tu nie tylko o pielgrzymki, ale i
o kondukty pogrzebowe, procesje, poświęcenia pól i inne przejścia grupowe katolików drogą. Jest tu chyba
założenie, że drogi są państwowe, więc katolicy nie mogą nimi chodzić dowolnie, bez koncesjonowanych
kierowników i bez opłat. Czy nie chodzi tu jednak o skasowanie pielgrzymek, by magnaci ateistyczni z
Zachodu nie byli zniesmaczeni takimi widokami religijnymi poza kościołem i żeby nie widzieli przy tym
policji państwowej? Podobno teraz szkolenie pilotów, drogo opłacane, zostało odłożone na dwa lata, ale
intencje PO wyszły na jaw, choć nie były do końca uświadomione.
Co liczniejsze pielgrzymki kosztowałoby to nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, bo i piloci musieliby być
opłacani. W przeszłości znali te sposoby np. Turcy, którzy w podbitych krajach chrześcijańskich nie więzili,
lecz nakładali podatki na chrześcijan. I z czasem całe ubogie regiony, np. na Bałkanach, przechodziły na
islam. Dziś chce się w Europie, by katolicy przechodzili na ateizm publiczny. Tak samo postępowali Sowieci.
Opowiadał mi pewien ksiądz z Kresów, że po przyjściu Sowietów został nałożony podatek na jego świątynię.
Kiedy wierni zapłacili, to po pewnym czasie stawka została podwojona, wtedy ksiądz poszedł do urzędu ze
skargą: "Jak tak będzie, to będę musiał zamknąć kościół". "Wot, poniał" - odpowiedział urzędnik.
Programowy ateizm napływa różnymi drogami. Na przykład w nowej ustawie "medialnej" nie ma miejsca na
transmisje uroczystości kościelnych, a daje się dużo miejsca i możliwości na propagandę ateizacji i
homoseksualizmu pod pięknym hasłem "równości". Coraz częściej się też zdarza, że jakaś telewizja lokalna
utrzymuje linię ateizującą. Na przykład w pewnej telewizji spikerka została surowo upomniana - pod groźbą
wyrzucenia - za to, że użyła zwrotu "Święto Zmartwychwstania". Są to próby upodobnienia się do ateizacji
zachodniej. W Wielkiej Brytanii niedawno został wyrzucony z pracy pielęgniarz za sugestię, by roztrzęsiona
pacjentka pomodliła się w kaplicy. Już nie mówię o szkołach, gdzie nie wolno używać słów religijnych, a
nawet takich jak "matka", "ojciec". Anglikanizm przechodzi szybko w ateizm. Podobnie w USA 4-tomowa
Encyklopedia Cywilizacji Chrześcijańskiej została wycofana ze sprzedaży, bo zamieściła takie hasła, jak:
"zmartwychwstanie", "antychryst", "Niepokalane Poczęcie" i inne, które bardzo irytowały ośrodki żydowskie.
I tak walka z religią katolicką toczy się dziś na każdym kroku i na wszelkie sposoby, powoli dosięga Polski.
Władze państwowe nie powinny szerzyć ateizmu, nawet publicznego (przy zachowaniu religijności
prywatnej), a raczej powinny Kościołowi pomagać, bo religia jest najwyższym dobrem wspólnym.
Nadal w kołach inteligenckich u nas jest dużo pogardy wobec Kościoła, a nawet i polskości, wobec - jak mówi
www.radiomaryja.pl
Strona 7/8
prof. Leszek Kołakowski - "polactwa". W filmie autobiograficznym, wyemitowanym w TVP 2 (25.05.2009 r.)
opowiada on, że jako student po wojnie musiał nosić pistolet jako członek PPR i Żyd, bo podziemie polskie
wielu takich zabijało, kontynuując podłą tradycję przedwojenną, nacjonalistyczną i antysemicką. Coś z takiej
pogardy wobec polskości i katolicyzmu jest do dzisiaj u wielu wyższych figur naszego życia publicznego,
mimo że to właśnie polscy katolicy ich popierają w polityce i potem na nowo wybierają. Kiedy córka gen.
Augusta Emila Fieldorfa "Nila" stwierdziła, że jacyś ludzie z organów sprawiedliwości do dziś chronią
sądowych zabójców jej ojca, będących Żydami komunistycznymi, to uznali ją za antysemitkę.
W ogóle wydaje się, jakby nasze społeczeństwo ciągle czekało jeszcze po roku 1989 na jakiś prawdziwy
polski rząd, autentyczny i rzetelny, a nie przyniesiony przez jakieś wiatry ideologiczne, obce, przez jakieś nie
nasze nadania czy przez kosmopolityczne ośrodki. Obawiamy się ponadto, że zbyt liczni politycy myślą chyba
po wejściu do UE podobnie do Jerzego Urbana, który powiedział dobitnie, że "suwerenność to mit"
("Magazyn Dziennika", 23-24.05.2009 r.). A więc katolicy polscy, chcący zachować suwerenność byliby
nierealistycznymi mitomanami.
Mimo wszystko katolicy polscy winni się szybko odnaleźć w życiu publicznym Polski i UE jako katolicy,
żeby odrodzić nie tylko życie religijne, ale także społeczne, polityczne, kulturalne i moralne. A ich polityka
niech będzie pełna prawdy, dobra, miłości, godności, wzniosłości i pokory, a także życzliwego otwarcia dla
wszystkich innych. Jednak, oczywiście, po wielkich zaniedbaniach trzeba dużo pracy, doświadczeń, refleksji i
czasu. Nasza sytuacja w Polsce przypomina znowu sytuację pierwszych chrześcijan w imperium rzymskim, o
czym pisał autor Listu do Diogneta: "Chrześcijanie nie zawdzięczają swej nauki jakimś pomysłom czy
marzeniom niespokojnych umysłów, nie występują, jak tylu innych, w obronie poglądów ludzkich...
Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak
obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy... Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują
chwałę. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. Żydzi walczą z nimi
jak z obcymi, Hellenowie ich prześladują, a ci, którzy ich nienawidzą, nie umieją powiedzieć, jaka jest
przyczyna tej nienawiści" (List do Diogneta, V 1-17, VI 1). Tak! Myślę, że i w Polsce dziś ludzie
nienawidzący Kościoła Chrystusowego nie wiedzą, dlaczego go nienawidzą.
www.radiomaryja.pl
Strona 8/8