Aktualizacja: 04.05.2018, 18:11
Publikacja: 03.05.2018
Świat złapany w sieci pornografii
Stormy Daniels otrzymała 130 tys. dolarów za milczenie
AFP
Ruch #MeToo uderza już w
Biały Dom, Komitet Noblowski i ważnego kardynała.
Seksuolodzy mówią o pandemii.
W czwartek były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani, który dołączył do zespołu prawników
pracujących dla amerykańskiego prezydenta, ujawnił, że Donald Trump osobiście zapłacił 130 tys.
dol. znanej aktorce porno Stormy Daniels, aby utrzymała w tajemnicy łączący ich romans sprzed
kilku lat. Do tej pory utrzymywano, że zrobił to bez wiedzy miliardera jego adwokat. Z całą
ostrością wyłania się więc obraz prezydenta, który wielokrotnie łamał normy moralne i
obyczajowe, a nawet posuwał się do brutalnego zachowania wobec kobiet.
PONIŻEJ DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU
INTERNET PROMUJE NOWE
WZORY ZACHOWAŃ
Biały Dom to tylko jedna z wielu
szanowanych instytucji, których reputacja w
ostatnich tygodniach i miesiącach podupadła
z powodu skandali na tle seksualnym. W tym
roku – po raz pierwszy od 1943 r. – Komitet
Noblowski może nie przyznać nagrody literackiej bo 10 z 18 jego członków złożyło dymisję. To
protest przeciw zachowaniu męża należącej do tego gremium poetki Katariny Frostenson Jeana-
Claude'a Arnaulta, który jest oskarżany o molestowanie przynajmniej 18 kobiet, w tym następczyni
tronu, księżniczki Victorii.
W ub. tygodniu sąd w Melbourne uznał z kolei, że oskarżenia wobec kardynała George'a Pella, do
ubiegłego roku prefekta Sekretariatu ds. Gospodarczych Stolicy Apostolskiej i ważnego hierarchy
w Watykanie, o wykorzystywanie seksualne nieletnich są na tyle poważne, że powinny być
przedmiotem procesu.
W Hiszpanii od kilku dni tysiące ludzi wychodzą natomiast na ulice, domagając się zaostrzenia
kodeksu karnego wobec winnych agresji seksualnych. To pochodna brutalnej agresji seksualnej
pięciu mężczyzn podczas festiwalu walki byków w Pamplonie: sędzia wymierzył im po dziewięć lat
więzienia, uznając, że nie doszło do gwałtu, skoro ofiara nie protestowała.
– Wszystkie te sprawy, pozornie różne, są tak naprawdę ściśle związane. To efekt dramatycznej
zmiany zachowań seksualnych spowodowanej z jednej strony internetem, rewolucją
technologiczną, a z drugiej globalizacją, próbą uniformizacji wszelkich zachowań poprzez
zrównanie w dół lokalnych kultur – mówi „Rz" Jacques Waynberg, jeden z najwybitniejszych
francuskich seksuologów, konsultant Światowej Organizacji Zdrowia i założyciel paryskiego
Instytutu Seksuologii. – Łatwość dostępu do pornografii i nawiązania przez sieć kontaktów
towarzyskich powodują, że ani państwo, ani kościoły nie są już w stanie forsować norm moralnych.
To uderza w podstawową instytucję świata zachodniego, jaką jest rodzina – tłumaczy Waynberg.
30 MLN UZALEŻNIONYCH AMERYKANÓW
Afera Harveya Weinsteina uruchomiła ruch #MeToo. Gdy jesienią zeszłego roku okazało się, że
znany producent filmowy z Hollywood przez lata wymuszał korzyści seksualne w zamian za pomoc
w karierze filmowej, tysiące kobiet na całym świecie zaczęły ujawniać przypadki molestowania,
jakie je spotkały. Na ławie oskarżonych zasiadły tak znane postacie amerykańskiego świata
mediów, jak Bill O'Reilly czy Bill Cosby. Sam Weinstein, po części aby schronić się przed mediami,
został natomiast przyjęty do ośrodka odwykowego dla uzależnionych od seksu Meadows w
Arizonie.
– Te znane postacie, które dopuściły się agresji seksualnych, są jednocześnie ofiarami cywilizacji,
w której żyjemy. Zostały rzucone na żer opinii publicznej, ale one także potrzebują pomocy –
wskazuje Waynberg.
Amerykański seksuolog Patrick Carnes w 1983 r. wymyślił pojęcie uzależnienia seksualnego:
patologii porównywalnej z narkomanią czy alkoholizmem. Ale od tego czasu jej skala zaczęła
rosnąć lawinowo. Carnes ocenia, że dziś nawet 8–10 proc. Amerykanów nie potrafi opanować
swoich popędów seksualnych. To już ok. 30 mln mieszkańców USA, z czego przeszło 1/3 stanowią
kobiety. Podobne proporcje są w Europie.
– Wystarczy przejechać się metrem w Paryżu czy Warszawie, aby zobaczyć, ilu ludzi jest
uzależnionych od smartfonów. A przecież za ich pomocą bardzo skutecznie są forsowane treści
pornograficzne – mówi Waynberg.
Najnowsze dane pokazują, że roczny dochód portali oferujących treści pornograficzne na świecie
przekroczył 100 mld dol. W 2016 r. na największym z nich, PornHub, oglądano 4,6 mld godz.
filmów. Aż 2/3 Amerykanów w wieku 13–24 lata przynajmniej raz w tygodniu aktywnie szukało w
internecie treści pornograficznych, które stanowią 35 proc. wszystkich otwieranych w globalnej
sieci stron. To znacznie więcej, niż są w stanie przyciągnąć użytkowników tacy potentaci
internetowi jak Netflix, Amazon i Twitter razem wzięci. Skala zalewu pornografii jest taka, że
niektóre stany w USA – jak Utah – uznały to za „zagrożenie dla zdrowia publicznego". Ale i tu nie
znaleziono dobrego sposobu, aby powstrzymać pornografię w sieci bez, rzecz jasna, nierealnego
zakazu dostępu do całego internetu.
Listę najczęściej wyszukiwanych haseł na stronach pornograficznych otwiera słowo „macocha":
sygnał wątpliwych zachowań rodzinnych, jakie promuje internet.
– 12-, 13-letnie dzieci są już złapane przez sieć, która kształtuje zachowania między kobietami i
mężczyznami. Nie ma tam miejsca na miłość. To, co było trudną i subtelną sztuką zdobycia
względów płci przeciwnej, stało się prostym mechanizmem konsumpcyjnym, często z udziałem
przemocy. Z takiego modelu bardzo trudno się wyrwać, on rozbija tkankę społeczną. Niemal
każdego dnia widzimy, jak jego ofiarami padają osoby na najwyższych stanowiskach w świecie
polityki, kultury, biznesu, sportu czy mediów – mówi francuski seksuolog.
CZY TĘ FALĘ MOŻNA POWSTRZYMAĆ?
– Na razie niczego takiego nie widzę na horyzoncie. To są przemiany, które dopiero się zaczynają i
najpewniej zmienią jeszcze bardziej nasze społeczeństwa. Internet jest jak prezent od Świętego
Mikołaja, który dopiero zaczynamy uczyć się użytkować. Ale kłopoty, jakie zaczynają mieć czołowe
media społecznościowe, pokazują, że wiele się tu może jeszcze zmienić – mówi Jacques Waynberg.
©?