Wiadomość wydrukowana ze stron:
historia.wp.pl
Polski szpieg Kazimierz Leski wykradł plany Wału Atlantyckiego podając się za niemieckiego generała
WP.PL | dodane 2013-12-20 (16:41)
Kazimierz Leski podróżował po III Rzeszy jako porucznik Wehrmachtu. Uświadomił sobie jednak, że im wyższa ranga fałszywej tożsamości, tym łatwiej zwodzić
Niemców. Tak powstał gen. Julius von Hallman, któremu Niemcy sami przekazali plany Wału Atlantyckiego. Mimo paniki, jakie wywołała spektakularna akcja polskiego
szpiega, Leski, po zmianie wyglądu, nadal podawał się za generała Wehrmachtu, tym razem podszywał się pod Karla Leopolda Jansena. W 1944 r. dowodził kompanią w
Powstaniu Warszawskim. Niemcy nigdy go nie złapali.
Na początku 1943 roku okupowany Paryż stał się miejscem jednego z największych skandali w swej drugowojennej historii. Przez ulice stolicy Francji co chwila
przejeżdżały samochody Gestapo oraz Abwehry, prześcigając się w poszukiwaniu zaginionego generała Wehrmachtu Juliusa von Hallmana, który zniknął w
niewyjaśnionych okolicznościach.
Generał Hallman, jako wybitny specjalista w zakresie budowy umocnień na froncie wschodnim, wielokrotnie odwiedzał mieszczący się w Paryżu sztab gospodarczy armii
marszałka Gerda von Rundstedta. W sztabie stanowił nieocenione wsparcie merytoryczne dla inżynierów niemieckich budujących umocnienia w Zachodniej Europie.
Podczas jednej z kolejnych wizyt złożył propozycję zorganizowania przedsiębiorstwa do budowy umocnień na zachodnich wybrzeżach Francji, która rozpoczęła się kilka
miesięcy wcześniej. Po krótkim wahaniu sztabowcy zgodzili się na jego propozycję i dostarczyli mu plany budowy fortyfikacji oraz wypłacili zaliczkę w wysokości 500
marek na poczet dalszej współpracy. Jednak generał Hallman niemal natychmiast przepadł jak kamień w wodę.
Kazimierz Leski fot. Wik imedia Commons
Służby bezpieczeństwa III Rzeszy były zdezorientowane zaistniałą sytuacją. Zgubili wysokiej rangi oficera, a wraz z nim ściśle tajne plany budowy jednego z odcinków
największego systemu fortyfikacji na zachodnim wybrzeżu Francji, czyli słynnego Wału Atlantyckiego. Dopiero po skontaktowaniu się z jednostką macierzystą generała
stacjonującą na terytorium Związku Radzieckiego, okazało się jak dalece Niemcy dali się wyprowadzić w pole. Generał Julius von Hallman bowiem nigdy nie istniał, a jego
postać wykreował jeden z najwybitniejszych oficerów wywiadu Armii Krajowej por. Kazimierz Leski "Bradl".
Pilot ucieka Sowietom
Kazimierz Leski urodził się w 1912 r. w Warszawie. Ukończył Wydział Mechaniczny Państwowej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektroniki. Cztery lata przed
wybuchem wojny wyjechał na kontrakt do Holandii, gdzie pracował w stoczniach jako inżynier. Był m.in. współprojektantem łodzi podwodnych ORP "Orzeł" i ORP "Sęp",
budowanych na zamówienie Polskiej Marynarki Wojennej. Posiadał bardzo duże zdolności językowe. Perfekcyjnie opanował język niemiecki, bardzo dobrze angielski i
francuski, a także w przyzwoitym stopniu holenderski. Do tego miał również świetną pamięć, co bardzo mu się przydawało, zarówno w pracy inżyniera, jak i w
późniejszym czasie w wywiadzie.
W wojnie obronnej 1939 r. brał udział jako pilot. Jednak już 17 września został zestrzelony przez Sowietów i wzięty do niewoli. Dzięki niezwykłemu sprytowi udało mu się
zbiec z miejsca osadzenia. Dość szybko włączył się w wir warszawskiej konspiracji. Należał do słynnych "Muszkieterów", czyli organizacji wywiadowczo-dywersyjnej,
dowodzonej przez Stefana Witkowskiego ps. "Inżynier". Odpowiadał tam za kontrwywiad oraz wywiad komunikacyjny.
Po rozwiązaniu jego macierzystej organizacji, przeszedł do II Oddziału Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej, czyli Oddziału Informacyjno-Wywiadowczego. W tym
czasie był przysłowiowym "człowiekiem orkiestrą". Po pierwsze stworzył nowy referat kontrwywiadu którego głównym kierunkiem działalności było rozpracowywanie
niemieckich struktur policyjnych, włącznie z policją bezpieczeństwa - Sicherheitspolizei, niemieckim wywiadem wojskowym - Abwehrą oraz wszelkimi siatkami
wywiadowczymi mogącymi zagrozić polskiemu podziemiu. Referat nosił kryptonim "997", a sam Leski nadał mu nazwę "wywiady obce". Ponadto w Biurze Studiów
Wojskowych Oddziału II kierował referatem "Komunikacja", który badał sieć dróg kołowych, sieć kolejową oraz drogi wodne na terytorium III Rzeszy, Generalnego
Gubernatorstwa oraz tereny po front niemiecko-radziecki. Po jakimś czasie objął także funkcję szefa Referatu "998", czyli działu bezpieczeństwa centralnego AK.
Początkowo komórka ta zajmował się utrzymywaniem łączności z więzieniami, w których zostali osadzeni członkowie podziemia. Natomiast pod koniec 1943 r. objęła
historia
już wszystkie sprawy bezpieczeństwa AK.
Komórka "666"
Jednak najniebezpieczniejszym i zarazem najbardziej brawurowym zajęciem Kazimierza Leskiego było kierowanie komórką "666". Pod tym kryptonimem ukrywała się
piekielnie trudna forma działalności wywiadowczej. Zadaniem komórki było przecieranie lądowych tras przerzutowych dla kurierów podziemia poprzez okupowaną Europę
do Wielkiej Brytanii. W początkowej fazie wojny wykorzystywano w tym celu trasy przez Węgry i Rumunię, a stamtąd dalej na zachód. Jednak czas jaki był potrzebny na
pokonanie tej drogi był zbyt długi. Dlatego zdecydowano się na dość ryzykowny krok utorowania szlaku przerzutowego biegnącego po najmniejszej linii oporu - przez
tereny III Rzeszy, Francji i Hiszpanii.
Kazimierz Leski wielokrotnie podróżował po Zachodniej Europie pod fałszywymi tożsamościami. Po jakimś czasie doszedł jednak do wniosku, że musi "wstąpić" w
szeregi armii niemieckiej. Początkowo został niemieckim porucznikiem Wehrmachtu. W takiej masce odbył kilka podróży do Brukseli i Paryża w celu nawiązaniu
kontaktów organizacyjnych oraz zorganizowania siatki. Po jakimś czasie uświadomił sobie, że im wyższa ranga wojskowa, tym mniej problemów, kontroli i formalności.
Dlatego postanowił "awansować" i tak pojawił się gen. Julius von Hallman.
Bardzo dużą rolę odegrał tu "cichociemny" Stanisław Jankowski "Agaton", który był kierownikiem wydziału Legalizacji i Techniki w II Oddziale KG AK. Zajmował się
produkowaniem fałszywych dokumentów dla członków podziemia. Dla Leskiego stworzył kompletny zestaw generalski. Dokumenty stanowiły idealne odzwierciedlenie
oryginałów. Z pomocą przyszli tu dość niespodziewanie warszawscy kieszonkowcy, którzy otrzymali od AK zlecenie okradania niemieckich żołnierzy i przekazywania ich
dokumentów wydziałowi kierowanemu przez Jankowskiego. Należy także podkreślić zasługi jednego z warszawskich krawców, który na zlecenie podziemia, wykonał
idealny mundur generalski. Nie miał z tym większego problemu, bowiem na co dzień szył umundurowanie za zlecenie armii niemieckiej.
Kazimierz Leski po odebraniu medalu "Sprawiedliwy wśród narodów świata", przyznanego przez Instytut Yad Vashem za pomaganie Żydom w czasie II wojny światowej.
22 marca 1996 r. fot. PAP/Adam Urbanek
Leski zaopatrzony w ten sposób, rozpoczął swoje generalskie podróże po okupowanej Europie. Po ośmieszeniu Niemców i zdobyciu w początku 1943 r. części planów
budowy Wału Atlantyckiego, które zostały natychmiast przekazane aliantom zachodnim, naturalnym było, że gen. Hallman musi definitywnie zniknąć. Jednak to co zrobił
następnie Leski zasługuje na najwyższy podziw. Po kilku miesiącach powrócił bowiem do Paryża jako nowy generał Wehrmachtu Karl Leopold Jansen. Oczywiście
zmianie uległ jego wygląd, macierzysta jednostka, w której rzekomo służył i co najważniejsze, nie odwiedzał już sztabu marszałka Rundstedta. W takim przebraniu
jeszcze kilka miesięcy prowadził swój wywiadowczy proceder.
Leski do końca wojny nie został przez Niemców rozpracowany. Nie ułatwiał tego zapewne fakt, że w różnych okresach występował m.in. jako: "37", "Bradl", "Leon
Juchniewicz", "Karol Jasiński", "Juliusz Kozłowski", "gen. Julius von Hallman", "gen. Karl Leopold Jansen", "Pierre" oraz "Jules Lefebre". Bohaterstwem wykazał się
również podczas Powstania Warszawskiego, gdzie dowodził stworzoną przez siebie kompanią, z którą brał między innymi udział w zdobywaniu gmachu YMCA. Należał
także do drugiej konspiracji.
Po wojnie Kazimierz Leski spędził 10 lat w więzieniach Polski Ludowej. Tak wtedy "dziękowano" bohaterom Armii Krajowej...
Wojciech Königsberg dla Wirtualnej Polski
Copyright © 1995-2013 Wirtualna Polska