Stefan's Diaries Rozdział XVII


Rozdział XVII
08 września 1864
Ona nie jest tym, kim się wydaje. Czy powinienem być zdziwiony?
Przerażony? Zraniony?
To tak, jakby wszystko, co wiem, wszystko, czego mnie nauczono,
wszystko, w co wierzyłem w ciągu moich ostatnich siedemnastu lat jest
niewłaściwe. Ciągle czuję, gdzie mnie pocałowała, gdzie jej palce chwyciły
moje ręce. Wciąż tęsknię za nią, a jednak głos rozsądku jest jak krzyk w
moich uszach:
Nie możesz kochać wampira!
Gdybym miał jedną z jej stokrotek, mógłbym zrywać płatki i to kwiaty
wybrałyby za mnie. Kocham... nie kocham... Ja... ja ją kocham.
Tak. Bez względu na konsekwencje. Czy to, jest to, za czym podąża
twoje serce? Życzyłbym sobie, żeby była tam mapa albo kompas, który
pomógłby mi odnalezć moją drogę.
Ale ona ma moje serce, a przede wszystkim jest moją północną gwiazdą... i
to musi mi wystarczyć.
Po tym jak wymknąłem się z wozowni, wróciłem z powrotem do mojego
pokoju, jakoś zdołałem zdrzemnąć się przez kilka godzin.
Kiedy się obudziłem, zastanawiałem się, czy wszystko było tylko snem.
Ale potem przesunąłem głowę na poduszce i zobaczyłem kształtną, zasuszoną kałużę,
purpurowej krwi i dotknąłem palcami mojego gardła. Czułem tam ranę, chociaż nie
bolała, to przywoływała bardzo żywe wspomnienia z poprzedniego wieczora.
79
Czułem się wyczerpały, zagubiony i szczęśliwy zarazem. Moje kończyny były
wyczerpane, a w moim mózgu panował gwar. To było tak, jakbym miała gorączkę, ale
w środku czułem coś w rodzaju spokoju, którego nigdy wcześniej nie odczuwałem.
Tego dnia ubrałem się, bardzo ostrożnie przemywając ranę wilgotną ściereczką,
zabandażowałem ją, a następnie zapiąłem guziki na mojej lnianej koszuli tak wysoko,
jak to tylko było możliwe.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Starałem się zobaczyć, czy było w nim coś
innego, czy widoczny był jakiś błysk w oku, żebym uznał, że znalazłem w nim coś
nieziemskiego. Ale moja twarz wyglądała tak, jak wczoraj.
Zszedłem w dół po schodach w kierunku gabinetu. Ojciec planował wszystko
jak w zegarku, ranki spędzał zawsze na oględzinach i zwiedzaniu terenów z Robertem.
Raz zamknąłem się w chłodnym, ciemnym pokoju, biegłem moimi palcami
wzdłuż skórzanych grzbietów książek na każdej półce, a uczucie ich gładkość
pocieszało. Miałem tylko nadzieję, że gdzieś w tych stertach i półkach z książkami na
każdy temat są jakieś tomy, w których znalazłbym odpowiedz na niektóre moje
pytania. Pamiętam jak Katherine czytała  Tajemnice Mystic Falls i zauważyłem, że
tomu nie było już w gabinecie, a przynajmniej nie na odpowiednim miejscu.
Chodziłem bez celu od półki do półki i po raz pierwszy poczułem uczucie
onieśmielenia od nadmiernej liczby książek w gabinecie Ojca. Gdzie mógłbym
znalezć informacje na temat wampirów? Ojciec miał tomy z literatury pięknej, atlasy,
oraz dwie pełne półki Biblii, niektóre w języku angielskim, niektóre w języku
włoskim, a niektóre w łacińskim. Śledziłem moimi dłońmi po pozłacanych literach,
skórzanych grzbietów każdej z książek, mając nadzieję, że coś w nich znajdę.
W końcu moimi twardymi opuszkami palców, natrafiłem na cienki
postrzępiony tom Demonios napisany na odpadającym srebrnym grzbiecie. Demonio...
demon... To było to, czego szukałem. Otworzyłem książkę, ale tekst był napisany w
starodawnym włoskim dialekcie, którego nie mogłem rozgryzć, mimo tego, że
pobierałem intensywne lekcje łaciny i włoskiego. Jednak wziąłem książkę i usiadłem
na fotelu. Próba rozszyfrowania książki była zadaniem łatwiejszym niż próba jedzenia
śniadania i udawania, że wszystko jest w normalnym porządku. Poruszałem swoim
80
palcami po słowach, czytając je na głos, jak gdybym był uczniem, upewniając się, że
nie przegapię wzmianki ze słowem, vampiro.
Wreszcie znalazłem to, ale zdanie otaczające je było niczym innym dla mnie tylko
jakimś bełkotem. Westchnąłem z frustracji.
Właśnie wtedy, drzwi gabinetu zaskrzypiały przy otwieraniu.
- Kto tam? - zawołałem głośno.
- Stefan! - Rumiana twarz mojego ojca pojawiła się niespodziewanie
- Szukałem cię.
- Tak? - zapytałem, odruchowo kładąc rękę na mojej szyi, tak jakby Ojciec mógł
zobaczyć bandaż pod tkaniną. Ale wszystkie uczucia, były pod moja gładką lnianą
koszulą. Mój sekret był bezpieczny.
Ojciec spojrzał na mnie dziwnie. Podszedł do mnie, biorąc książkę z moich
kolan.
- Ty i ja, myślimy podobnie. - rzekł, z dziwnym uśmiechem wijącym się na jego
twarzy.
- Podobnie? - Moje serce zatrzepotało w mojej klatce piersiowej jak skrzydła kolibra i
byłem pewien, że Ojciec mógł usłyszeć mój oddech, kiedy łapałem płytkie, krótkie
wdechy w moim gardle. Byłem pewny, że potrafi odczytać moje myśli i że na pewno
wiedział o mnie i Katherine. A jeśli wiedział o Katherine, mógł ją zabić i...
Nie mogłem znieść ciążących myśli. Ojciec uśmiechnął się ponownie.
- Tak. Wiem, że wziąłeś do siebie naszą rozmowę o wampirach do serca, a ja jestem
wdzięczny tobie, że wziąłeś tą plagę na poważnie. Oczywiście, wiem, że masz własne
argumenty, aby pomścić śmierć swojej Rosalyn - Ojciec powiedział to, czyniąc znak
krzyża na piersi.
Patrzyłem na cienki orientalny dywan, gdzie materiał był tak wyblakły, że
widziałem barwiony parkiet poniżej. Nie mogłem spojrzeć na ojca, bo moja twarz
mogłaby zdradzić mój sekret, zdradzić sekret Katherine.
- Bądz pewien, synu, że Rosalyn nie umarła na próżno. Zmarła dla Mystic Falls, a ono
będzie pamiętać, kiedy pozbędziemy się z naszego miasta tego przekleństwa. A ty
oczywiście, będziesz integralną częścią tego planu. - Ojciec wskazał na książkę, którą
nadal trzymałem.
81
- W przeciwieństwie do twojego brata, który do niczego się nie nadaje. Co dobrego
jest w jego całkiem nowej wojskowej wiedzy, jeśli nie może jej użyć, aby bronić
swojej rodziny, oraz swojej ziemi? - Ojciec zapytał retorycznie.
- Właśnie dzisiaj poszedł na przejażdżkę z jakimiś jego żołnierskimi przyjaciółmi.
Nawet po tym jak powiedziałem mu, że oczekuje go dziś rano, aby towarzyszył nam
na naszym spotkaniu w domu Jonatana.
Nie słuchałem więcej, wszystko, co mnie obchodziło to to, że on nie wiedział o
Katherine. Mój oddech zwolnił.
- Nie było zbyt wiele informacji, z tego, co zdołałem zrozumieć. Nie wydaje mi się to
bardzo przydatne - powiedziałem, tak jakby wszystko, co robiłem dziś rano było
oddawaniem się naukowemu zainteresowaniu o wampirach.
- To dobrze - Ojciec powiedział lekceważąco, kiedy nieuważnie odkładał książkę z
powrotem na półce. - Czuję, że razem mamy dobry zasób wiedzy.
- Razem? - powtórzyłem.
Ojciec machnął ręką niecierpliwie.
- Ty, ja i Założyciele. Mamy utworzoną radę, więc poradzimy sobie z tym.
Zamierzamy się spotkać w tej chwili. Idziesz.
- Ja? - zapytałem.
Ojciec spojrzał na mnie z irytacją. Wiedziałem, że zabrzmiałem jak prostak, ale
to było po prostu za dużo informacji przepływających w moim umyśle, żeby nawet
zacząć to wszystko rozumieć.
- Tak. I rozmawiałem o tym również z Cordelią. Posiada dobrą wiedzę o ziołach i
demonach. Spotkanie jest w domu Jonathan Gilberta. - Ojciec skinął głową, jakby
temat został zamknięty.
Również skinąłem głową, mimo że byłem tym zaskoczony.
Jonathan Gilbert był nauczycielem akademickim, a czasami wynalazcą, którego ojciec
tak prywatnie nazywał stukniętym. Ale teraz Ojciec wypowiadał, jego imię z
szacunkiem. Po raz tysięczny tego dnia uświadomiłem sobie, że to naprawdę był inny
świat.
- Alfred podwiezie nas powozem, ale ja będę prowadzić. Nie mów nikomu, dokąd
zmierzamy. Ja już zaprzysiągłem, Cordelię aby dochowała tajemnicy - kiedy Ojciec to
82
powiedział wyszedł z pokoju. Po sekundzie, podążyłem za nim, ale wcześniej
schowałem ukradkiem Demonios w mojej tylnej kieszeni.
Usiadłam obok ojca na przednim siedzeniu powozu, podczas gdy Cordelia
siedziała z tyłu, ukryta się przed wzrokiem żeby nie wzbudzać podejrzeń. To było
dziwne uczucie być tego poranka, w szczególności bez lokaja, który prowadził oraz
mógł złapać ciekawskie spojrzenia pana Vickery, mijającego nas przy następnych
niebieskich drzwiach posiadłości. Machałem ręką, aż poczułem dłoń Ojca na moim
ramieniu, subtelnie ostrzegł mnie, bym nie zwracał uwagi na siebie.
Ojciec odezwał się tylko raz, kiedy wkroczyliśmy na suchy odcinek polnej
ścieżki ciągnącej się od zakurzonej drogi oddzielając plantację od miasta.
- Nie rozumiem twojego brata. A ty? Jaki człowiek może nie szanować swojego ojca?
Jakbym nie wiedział, pomyślałabym, że brata się z jednym z nich... - Ojciec
powiedział to spluwając na polną drogę.
- Dlaczego tak myślisz?  powiedziałem niewyraznie, a strużka potu spłynęła po moim
kręgosłupie. Pośpiesznie włożyłem palec pod kołnierzyk, wzdrygnąłem się, kiedy
poczułem, bandaż na mojej szyi. Był wilgotny, albo od potu albo krwi, czego nie
mogłem powiedzieć.
Moje myśli były zagmatwane. Czy zdradziłem Katherine poprzez udział w tym
spotkaniu? Czy zdradziłem Ojca dochowując tajemnicy Katherine? Kto to był złem, a
kto dobrym? Nic nie wydawało się jasne.
- Myślę, że to przez to, że oni mają jakiś rodzaj mocy - Ojciec powiedział, używając
bata na Blaze jakby chciał udowodnić w ten sposób swój punkt widzenia. Blaze
zarżała cicho przed zmianą biegu w szybki kłus.
Spojrzałem na Cordelię, ale ona obojętnie spoglądała prosto przed siebie.
- Oni mogą przejąć umysł zanim człowiek zda sobie sprawę, że coś jest nie w
porządku. Zmuszają je do poddawania się w pełni swojemu urokowi i zachciankom.
Wystarczy rzut okiem, aby człowiek mógł zrobić to, czego wampir zapragnie. I zanim
człowiek dowie się, że jest kontrolowany, jest już za pózno.
- Naprawdę? - zapytałem sceptycznie.
Wróciłem myślami do ostatniej nocy. Czy Katherine zrobiła tak ze mną? Ale
nie... Nawet, gdy byłem przerażony, byłem sobą. I wszystkie moje uczucia były moje.
83
Może wampiry mogą tak robić, ale na pewno Katherine nie zrobiła tego mnie.
Ojciec zaśmiał się.
- Cóż, nie cały czas. Pewnie mam nadzieję, że człowiek jest wystarczająco mocny, aby
oprzeć się tego rodzaju wpływom. I oczywiście wychowałem moich synów, aby byli
silny. Jednak zastanawiam się, co dzieje się w głowie Damona.
- Jestem pewien, że ma się dobrze - powiedziałem, niespodziewanie bardzo nerwowo,
kiedy przyszło mi na myśl, że Damon może poznać tajemnicę Katherine. - Myślę, że
on po prostu nie wie, czego chce.
- Nie obchodzi mnie to, czego chce - Ojciec powiedział.
- To, czego wymagam od niego to pamiętanie o tym, że jest moim synem i że ja nie
będę mu posłuszny. To niebezpieczne czasy, o wiele bardziej niż Damon zdaje sobie z
tego sprawę. On musi zrozumieć, że jeśli nie jest z nami, to ludzie mogą
zinterpretować to, że jego sympatie leżą gdzie indziej.
- Myślę, że on po prostu nie wierzy w wampiry - powiedziałem, przepełniony złym
przeczuciem.
- Shhh! - Ojciec szepnął, machając ręką w moim kierunku, żeby mnie uciszyć. Konie
stukały kopytami podążając do miasta, tuż obok baru, gdzie Jeremiah Black prawie
przeszedł przez drzwi, z połową butelki whisky u swoich stóp. Jakoś nie sądzę, żeby
Jeremiah Black nasłuchiwał albo nawet widział, co się dzieje, ale kiwnął głową
zadowolony, a milczenie dało mi szansę do sprostowanie moich myśli.
Spojrzałem na prawo, gdzie Pearl i jej córka siedziały na żeliwnej ławce przed
apteką wachlując się. Pomachałem do nich, ale zauważyłem ostrzegawcze spojrzenie
Ojca, że lepiej się nie witać.
Zamknąłem usta i siedziałem cicho, aż dotarliśmy na drugi koniec miasta, gdzie
mieszkał Jonathan Gilbert w zle zachowanym dworku, który kiedyś należał do jego
ojca. Ojciec często wyśmiewał się z tego faktu, że dom się rozpadał, ale dziś nic nie
mówił, kiedy Alfred otworzył drzwi powozu.
- Cordelia - Ojciec zawołał zwięzle, pozwalając jej wejść chwiejnym krokiem do
dworu Gilberta, idąc jej śladem.
Zanim zdążyliśmy nacisnąć na dzwonek, Jonathan sam otworzył drzwi.
84
- Miło cię widzieć, Giuseppe, Stefan. A ty musisz być Cordelia. Słyszałem wiele o
twojej wiedzy na temat rodzimych ziół - powiedział, oferując jej rękę.
Jonathan prowadził nas przez labirynty korytarzy ku małym drzwiom obok
wielkich schodów. Jonathan otworzył je i pokazał ręką, żebyśmy uważali na swoje
głowy wewnątrz. Wzięliśmy obrót robiąc unik w dół, aby wejść do tunelu, który miał
dziesięć stóp długości z cienką drabiną na drugim końcu. Bez słowa wspinaliśmy się
po drabinie, a przez brak okien w tym miejscu natychmiast czuło się klaustrofobiczne.
Dwie świece spłonęły w matowych świecznikach na zabarwionym stole, kiedy
moje oczy dostosowały się do panującego półmroku, mogłem dostrzec Honorię Fells
siedzącą ostrożnie w bujanym fotelu w rogu. Burmistrz Lockwood i Sheriff Forbes
wspólne siedzieli na starej drewnianej ławce.
- Panowie - Honoria powiedziała, wstając i witając nas, jakbyśmy tylko zatrzymali się
na herbatę. - Obawiam się, że nie poznałam jeszcze twojej znajomej, pani... - Honoria
spojrzał podejrzliwie na Cordelię.
- Cordelia - Cordelia mruknęła, zerkając od jednej twarzy do drugiej, tak jakby to było
ostatnie miejsce, w którym chciałaby być. Mój ojciec chrząknął niewyraznie.
- Ona leczyła Stefana przez okres, kiedy jego...
- Odkąd jego narzeczonej rozerwano gardło? - Burmistrz Lockwood powiedział
szorstko.
- Burmistrzu! - Honoria powiedział, przykładając swoją rękę do ust. Podczas gdy
Jonathan schował się z powrotem w sali, ja usiadłem na krześle z prostym oparciem,
jak najdalej od tej grupy jak to tylko było możliwe. Nie czułem się dobrze w tym
miejscu, choć zapewne nie, aż tak jak Cordelia, która teraz z zakłopotaniem siedziała
na drewnianym krześle obok bujanego fotela Honorii.
- A więc! - Jonathan Gilbert powiedział, wracając do pokoju, a swoje ramiona pełne
miał narzędzi, dokumentów i przedmiotów, których nie mogłem nawet
zidentyfikować. Usiadł na aksamitnym fotelu zjedzonym przez mole, skierował się w
stronę stołu i rozejrzał dookoła.
- Zacznijmy od...
- Ognia - ojciec powiedział zwyczajnie.
85
Dreszcz strachu przebiegł przez mój kręgosłup. Przez ogień rodzice Katherine
zginęli. Czy to przez to, że też byli wampirami? Czy Katherine była jedyną, która
zdążyła uciec?
- Ogień? - Burmistrz Lockwood powtórzył.
- Tak pisało wiele razy we Włoszech, że ogień ich zabija, tak samo jak ścięcie czy
kołek w sercu. I, oczywiście, są zioła, które mogą nas chronić. - Ojciec skinął głową w
stronę Cordelii.
- Werbena - powiedziała Cordelia niewzruszenie.
- Werbena - powiedział sennie Honoria. - Jak ślicznie.
Cordelia parsknęła.
- To nic innego, a tylko zioła. Ale jeśli się je nosi, to stanowią ochronę przed diabłem.
Niektórzy mówią, że to także działa na ugryzienia, a pielęgniarki widziały tych,
których przywróciły z powrotem do życia. Ale to trucizna na te diabły nazywane
wampirami.
- Chce odrobinę! - Honoria powiedział łapczywie, wyciągając rękę z niecierpliwością.
- Nie mam żadnej ze sobą - Cordelia powiedziała.
- Nie? - Ojciec spojrzał na nią ostro.
- Wszystkie zniknęły z ogrodu - Używałam go jako lekarstwa dla pana Stefana, ale
kiedy chciałam je nazbierać następnego ranka już ich nie było. Prawdopodobnie
zrobiły to dzieci - Cordelia powiedziała z oburzeniem, ale spojrzała prosto na mnie.
Obróciłem się, upewniając, że gdyby wiedziała o prawdziwej naturze Katherine
powiedziałaby mojemu ojcu o tym już teraz.
- No, ale gdzie teraz można ją dostać? - Honoria zapytała.
- Prawdopodobnie tuż pod twoim nosem. - Cordelia powiedziała.
- Co? - zapytała Honoria przerazliwie, jakby została obrażona.
- To rośnie wszędzie. Poza naszym ogrodem - Cordelia powiedziała ponuro.
- Cóż - Ojciec powiedział, spoglądając na dwie kobiety, pragnąc rozładować sytuację.
- Po tym spotkaniu, Cordelio możesz towarzyszyć pannie Honorii do jej ogrodu, aby
znalezć werbenę.
- Teraz poczekajcie tą cholerną minutę - powiedział Burmistrz Lockwood, uderzając
swoją wielka pięścią w stół. - Zgubiłeś mnie przez te rozmowy z kobietami.
86
Zamierzasz mi powiedzieć, że jeśli będę nosił gałązki bzu, to demony zostawią mnie
w spokoju? - parsknął.
- Werbena nie, bez - Cordelia wyjaśniła. - To będzie trzymać zło z dala.
- Tak - Ojciec powiedział mądrze. - I wszyscy w mieście, muszę je nosić. Spójrz na to,
burmistrzu Lockwood. W ten sposób nie tylko nasi obywatele będą chronieni, ale
każdy, kto nie będzie ich nosić zostanie zdemaskowany jako wampir, a następnie
spalony - Ojciec powiedział, a jego głos był tak gładki i rzeczowy, że zebrałem w
sobie odrobinę samokontroli, aby nie wstać, pospieszyć w dół chwiejącą się drabiną,
odnalezć Katherine i uciec z nią.
Ale gdybym tak zrobił, to Katherine byłaby w niebezpieczeństwie tak samo jak
Założyciele... Czułem się jak zwierze złapane w pułapkę, które nie jest w stanie
znalezć żadnej ucieczki. Czy byłem uwięziony z wrogiem w tym momencie lub czy
wróg wrócił do Veritas? Wiedziałem, że pod moim kołnierzykiem koszuli, z rany na
szyi zaczęły sączyć się plamki krwi i tylko kwestią czasu było to zanim przesiąkną
tkaninę i uwidocznią się, przypominając o mojej zdradzie.
Burmistrz Lockwood przesunął się niespokojnie, sprawiając, że krzesło
zaskrzypiało. Podskoczyłem.
- Obecnie, ta wytwórnia ziół, to jedyna rzecz. Ale my jesteśmy w środku wojny.
Mamy wielu żołnierzy Konfederacji przechodzących przez Mystic Falls w drodze do
Richmond, ale jeśli dajesz słowo, że zamiast tego pomożemy w walce za sprawą
stworów z książeczek dla dzieci z kwiatkami... - pokręcił głową. - Nie możemy wydać
dekretu, żeby wszyscy nosili werbenę.
- Och, naprawdę? Wówczas jak się dowiemy, że nie jesteś wampirem? - Ojciec
zażądał.
- Ojcze! - wtrąciłem. Ktoś musiał zabrać głos rozsądku w tej dyskusji.
- Burmistrz Lockwood ma rację. Musimy myśleć spokojnie. Racjonalnie
- Twój syn ma głowę na karku - powiedział Burmistrz Lockwood niechętnie.
- Lepszą niż twoja - Ojcze mruknął.
- No cóż... możemy podyskutować o werbenie pózniej. Honorio, będziesz
odpowiedzialna za upewnienie się, że mamy przygotowane zapasy i możemy
zdecydowanie zachęcać tych, których kochamy, aby je nosili. Ale w tej chwili chcę
87
omówić inne sposoby, którymi możemy znalezć wampiry chodzące wśród nas -
powiedział Jonathan Gilbert siadając podekscytowany, rozłożył duże arkusze papieru
na stole. Burmistrz Lockwood włożył na nos dwuogniskowe okulary i zajrzał w
dokumenty, na których były skomplikowane mechaniczne rysunki.
- To tutaj wygląda jak kompas - Burmistrz Lockwood wreszcie powiedział, wskazując
na skomplikowany rysunek.
- Tak jest! Ale zamiast wskazywać na północ, pokazuje wampiry - Jonathan
powiedział, powstrzymując swoje emocje. - Pracuję nad prototypem. Tylko potrzebuje
trochę więcej czasu na jego dostrojenie. To jest w stanie wykryć krew. Krew innych -
powiedział znacząco.
- Czy mogę je zobaczyć panie Jonathan? - Cordelia zapytała. Jonathan spojrzał w górę,
zaskoczony, ale podał jej dokumenty. Potrząsnęła głową.
- Nie - powiedziała. - Prototyp.
- Och... ach... cóż, jest bardzo wstępny - powiedział Jonathan kiedy grzebał w swojej
tylnej kieszeni i wyciągnął błyszczący metalowy przedmiot, który wyglądał bardziej
jak dziecinna ozdóbka niż narzędzie do znajdowania ofiar. Cordelia obracała powoli
kompas w dłoniach.
- To działa?
- Cóż... - Jonathan wzruszył ramionami
- ..to będzie działać.
- Oto, co proponuję: - Ojciec powiedział, odchylając się do tyłu na krześle.
- Jesteśmy uzbrojeni w werbenę. Pracujemy dzień i noc, aby kompas był zdolny do
pracy. Robimy plan. Organizujemy oblężenie, a z końcem miesiąca nasze miasto
będzie czyste. - Ojciec skrzyżował ręce z satysfakcją. Jeden po drugim, każdy z
członków grupy, w tym Cordelia, kiwali głowami.
Przesunąłem się na drewnianym krześle, trzymając rękę na mojej szyi. Na
poddaszu było gorąco i parno, a muchy szumiały przy krokwiach, jakby to była
połowa lipca, a nie w połowa września. Rozpaczliwie potrzebowałem szklanki wody i
czułem się tak jakby pokój miał się na mnie zawalić. Potrzebowałem znowu zobaczyć
Katherine, aby przypomnieć sobie, że nie była potworem. Mój oddech stawał się
88
płytki, a ja czułem, że jeśli zostanę tutaj dłużej, mogę powiedzieć coś, czego nie
powinienem.
- Myślę, że czuję się słabo - Słyszałem, co powiedziałem, chociaż słowa brzmiały
fałszywie nawet dla moich uszu. Ojciec spojrzał na mnie przenikliwie. Mógłbym
powiedzieć, że nie wierzy mi, ale Honoria cmoknęła wydając sympatyczny dzwięk.
Ojciec chrząknął.
- Zobaczymy się chłopcze na zewnątrz - zapowiedział w pokoju, zanim zszedłem w
dół po rozklekotanej drabinie.
- Stefan - ojciec powiedział, chwytając mnie w ramię, kiedy otworzyłem drzwi,
prowadząc z powrotem do świata, którego rozumiałem.
- Co? - wydyszałem.
- Pamiętaj. Ani słowa o tym, nikomu. Nawet Damonowi. Nie, dopóki nie wróci do
zmysłów. Poza tym myślę, że jego umysł może być oczarowany przez naszą Katherine
- Ojciec mruknął w połowie do siebie, kiedy puścił moje ramię. Zesztywniałem, na
wspomnienie imienia Katherine, ale Ojciec odwrócił się do mnie plecami, kiedy
wchodził do domu.
Wracałem przez miasto, chciałem pojezdzić na Mezzanotte, a zamiast tego
jechałem powozem. Teraz nie miałem wyboru, jednakże wracałem do domu.
Obróciłem się na moją lewą stronę, decydując się jechać na skróty przez las. Po prostu
nie mogłem więcej współdziałać dzisiaj z żadnymi ludzmi.
***************************************************************************
Tłumaczenie  Monika z chomika http://chomikuj.pl/monalisa00
Korygowała  Kasia z chomika http://chomikuj.pl/Kasienkaaa7
Pozostałe rozdziały będę dodawać na
89
http://chomikuj.pl/monalisa00/VAMPIRE+DIARIES/EBOOK+pl+-+Sefan%27s+Daries+-
T*c5*81UMACZNIE/TOM+I+-+The+Vampire+Diaries+-+Sefan%27s+Diaries+-+1+-
+Origins
90


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stefan s Diaries Rozdział XIII
Stefan s Diaries Rozdział IX
Stefan s Diaries Rozdział XX
Stefan s Diaries Rozdział VII
Stefan s Diaries Rozdział X
Stefan s Diaries Rozdział XXI
Stefan s Diaries Rozdział XV
Stefan s Diaries Rozdział XVIII
Stefan s Diaries Rozdział XI
Stefan s Diaries Rozdział XIX
Stefan s Diaries Rozdział VIII

więcej podobnych podstron