Henry Krotoschin
HUNA PRAKTYCZNY PODRĘCZNIK
wydawnictwo MEDIUM
Pierwsze pełne, licencjonowane wydanie dzieł Maxa F. Longa
Cykl książek
STAROŻYTNA WIEDZA KAHUNÓW
obejmuje następujące tytuły:
1. MAGIA CUDÓW
(The Secret Science behind Miracles)
2. DĄŻENIE KU ŚWIATŁU
(Growing into the Light)
3. WIEDZA TAJEMNA W PRAKTYCE
(The Secret Science at Work)
4. AUTOSUGESTIA
(Self-Suggestion)
5. ANALIZA PSYCHOMETRYCZNA
(Psychometric Analysis)
6. HUNA W RELIGIACH ŚWIATA
(The Huna Code in Religions)
7. NAUKA UKRYTA W EWANGELIACH
(What Jezus Taught in Secret)
Spis Treści
Podziękowania 4
Przedmowa 4
Wprowadzenie
Co to jest Huna? 5
Rozdział l
Mana - nasza potężna ziemska siła 19
Rozdział 2
Trzy praktyczne narzędzia Huny 27
Rozdział 3
Średnie Ja 36
Rozdział 4
Niższe Ja 38
Rozdział 5
Wahadełko 57
Rozdział 6
Kala - duchowe oczyszczenie 61
Rozdział 7
Wyższe Ja 69
Rozdział 8
Modlitwa według Huny i uzdrawianie duchowe 75
Rozdział 9
Rozwój i postęp 87
Rozdział 10
Doświadczenia studentów praktykujących Hunę 93
Dodatek
Wiedza Huny i nauka Esseńczyków 95
Podziękowania
Spośród wielu osób, którym z całego serca dziękuję za radę, pomoc i zachętę do
działania,
szczególnie chciałbym wyróżnić: Maxa i Hermana - niezmordowanych pomocników;
Othę, który
dał mi "zapłon inicjatywy"; Sir George'a i Reginę - artystów; Jacąueline i
Annette - za ich miłość;
Erwina, jak również innego Maxa, którzy mnie wiele nauczyli; Jeannettę i Clarę
oraz Helenę,
których skuteczne działanie silnie wsparło i przyspieszyło tę publikację, oraz
naturalnie Ariel i
George'a.
Przy wydaniu niniejszej książki korzystałem z istotnego wsparcia W. Michaela
Harlachera,
który był do mojej dyspozycji jako wysoko kwalifikowany i sumienny lektor. Wiele
się od niego
nauczyłem, dlatego też zobowiązany jestem do złożenia mu serdecznego
podziękowania.
Przedmowa
Henry Krotoschin jest najbardziej kwalifikowanym autorem podręcznika
praktycznego
zastosowania Huny, którego od dawna brakowało w niemieckiej strefie językowej.
Henry ma
zarówno wykształcenie naukowe, jak również doświadczenie praktyczne; zna
doskonale niemiecko-
i anglojęzyczną literaturę poświęconą Hunie.
Międzynarodowa organizacja Huny - Huna Research Inc. -założona w 1945 roku w USA
przez Maxa Freedoma Longa, zatwierdziła Henry'ego jako nauczyciela i praktyka
Huny. Jest on
naszym oficjalnym przedstawicielem w Europie oraz kierownikiem naszej placówki,
Huna
Forschungs-Gesellschaft, w Zurichu. Jako mówca i nauczyciel cieszy się
międzynarodowym
uznaniem. Pisze on na podstawie własnego doświadczenia, ponieważ praktykuje Hunę
na co dzień.
Książka ta gruntownie omawia naukę Huny. U jej podstaw leżą liczne wykłady i
seminaria
Henry'ego, prowadzone w Niemczech, Szwajcarii, Austrii i USA, a także
ośmiotygodniowy cykl
odczytów, jaki przeprowadziliśmy obaj w 1985 roku w Niemczech i Szwajcarii.
Nie ma wątpliwości co do tego, że podstawowe zasady nauki Huny omówione w tej
książce
są autentyczne. Można je od razu zastosować w praktyce, aby kształtować swoje
życie szczęśliwie,
harmonijnie i bardziej celowo. Już od dzisiaj możesz żyć według przewodniej
myśli Huny: Nigdy
nie krzywdzić, zawsze pomagać!
Prof. dr E. Otha Wingo,
dyrektor Huna Research Inc.,
Cape Girardeau, Missouri, USA
Wprowadzenie
Co to jest Huna?
Nie powinieneś tęsknić za doskonalą nauką, lecz za doskonaleniem samego siebie.
Hermann Hesse
Prastara nauka dla współczesnych ludzi
Książka ta podaje proste i dla każdego zrozumiałe informacje na temat nauki i
praktyki
Huny. Po jej przeczytaniu Czytelnicy pojmą podstawowe zasady Huny i - jeżeli
zechcą - wzbogacą
dzięki niej swoje codzienne życie oraz poczynią postęp duchowy i materialny.
Książka jest również
spełnieniem obietnicy, jaką złożyłem niektórym uczestnikom moich seminariów:
jest
przeglądowym omówieniem praktyki Huny.
Huna to sposób życia. Przez sposób życia rozumiem poznanie ideologicznych
podstaw i
praktycznych wskazówek, które umożliwiają wprowadzenie owych podstaw w czyn,
oraz
stosowanie ich w codziennym życiu i czerpanie z tego korzyści. Huna nie jest
religią ani
wyznaniem, nie zawiera żadnego dogmatu. Nie zakłada, że człowiek podda się
niewolniczo jej
ideom; oczekuje krytycznego podejścia w celu dopasowania nauki i praktyki do
indywidualnych
potrzeb człowieka.
Huna stanowi wielką pomoc w życiu. Dzięki zastosowaniu się do jej wskazówek i
pojęć
możemy doprowadzić w naszym codziennym życiu do pozytywnych zmian, szczególnie w
stosunkach z bliźnimi. Zmiany te uznamy za cud, zwłaszcza gdy spojrzymy na nie z
perspektywy
czasu. Z pewnością nasi bliźni odbiorą je jako cudowne, ponieważ nie będą
wiedzieć, jak do nich
doszło.
W obecnym życiu egzystujemy jako inkarnowane duchy (łac. caro, carnis = ciało).
My,
ludzie, jesteśmy czystymi istotami duchowymi, które na krótki czas, około
siedemdziesięciu,
osiemdziesięciu lat, są ściśle związane z materią przez swoje ciało. Jest to
okres nauki, w którym
doznajemy przyjemnych, ale niestety również bolesnych doświadczeń. Najczęściej
przyjemne
doznania przyjmujemy za oczywiste, nie zastanawiając się nad nimi i nie
dziękując za nie. Ból i
cierpienia przysparzają nam problemów i trosk, a od nich chcielibyśmy się
uwolnić. Jeśli
uwalnianie to nastąpi w procesie nauki, wtedy wszystko jest w porządku; jeżeli
nie, musimy
doświadczyć jeszcze więcej bólu. Niekiedy konieczne jest przejście przez kolejne
życie, aby
wstąpić na wyższy szczebel drabiny rozwoju etycznego.
W rozpoznaniu owego - by tak rzec - pełnego łask procesu nauki, zaakceptowaniu
go i
przeżyciu Huna stanowi klasyczną pomoc. Ja sam dopiero dzięki niej zdołałem
zrozumieć pewne
fragmenty Biblii, a moja droga do Boga, na której wiarę zastąpiła wiedza, była
właśnie drogą nauki
i praktykowania Huny. W tej dziedzinie każdy, kto zajmuje się Huną, może
wzbogacić swoje życie
o pouczające doświadczenia. Nierealistyczne i trudne do przyjęcia żądania
Jezusa, jak na przykład:
"Miłujcie swoich wrogów", nagle stają się jasne ł proste, a ich spełnienie
okazuje się możliwe. Nie
mamy do czynienia - jak ktoś mógłby utrzymywać -z bigoterią, lecz z praktyką
życiową. Bardzo
ważne jest przy tym zdrowe, naturalne i celowe podejście do ludzkiego Ja. Pod
tym względem
nauka Huny daje nam jasne i skuteczne instrukcje. W ciągu dziesiątków lat
poszukiwań nie znala-
złem żadnej innej nauki wschodniej czy też zachodniej, która byłaby równie
klarowna i skuteczna,
jak nauka i praktyka Huny. Każdy, kto dostąpił łaski (a wielu dostąpi jej
jeszcze) nawiązywania
kontaktu z własnym Wyższym Ja, potwierdzi te doświadczenia. Jest to niesłychanie
uszczęśli-
wiające i poruszające przeżycie.
Być może niektórzy czytelnicy pomyślą, że moje entuzjastyczne wypowiedzi
dotyczące
cudownej mocy Huny są przesadne. Cierpliwości! Chciałbym w tym miejscu wyjaśnić
moje
zapatrywania na Hunę i związane z nią doświadczenia. Tego rodzaju twierdzeń nie
wypowiadam
bowiem lekkomyślnie i potrafię je udowodnić. Uzyskałem dyplom inżynierski
Wyższej Szkoły
Technicznej w Zurichu, cieszącej się dobrą opinią. Jestem naukowcem związanym z
naukami
przyrodniczymi. Przez lata zajmowałem się chemią i fizyką, jednocześnie próbując
połączyć moją
wiedzę w zakresie techniki oraz teoretycznej i praktycznej fizyki z nasuwającymi
mi się wnioskami
na temat boskich wpływów we wszechświecie i tworzeniu fizycznego świata. Bliższa
prezentacja
powyższych rozważań w ramach tak krótkiego kursu Huny zajęłaby jednak zbyt dużo
miejsca.
W ciągu mojego życia ciągle zadawałem sobie podstawowe pytania. Na przykład:
Dlaczego
w ogóle żyjemy? Co było przed życiem, co jest po nim? Jaki jest sens naszego
życia? Dlaczego
doświadczamy bólu? Jak osiągamy tzw. szczęście? Przez dziesiątki lat badałem
niektóre religie i
nauki pochodzące zarówno z naszego kręgu kulturowego, jak i ze Wschodu. Dostępne
mi religie
pozostawiały jednak zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, a dla mądrości Wschodu
miałem co prawda
duże uznanie, lecz - mówiąc otwarcie -kłopot sprawiało mi wiele nowych słów,
których powinie-
nem był się nauczyć. Chodziło nie tylko o przetłumaczenie ich na znany mi język,
lecz przede
wszystkim o staranne zgłębienie ich szczególnego sensu. Bez tego korzystanie z
określonych przez
nie pojęć nie jest bowiem możliwe.
Wiele z tych godnych uwagi i szacunku określeń jest nam, ludziom Zachodu,
obcych. Choć
kilku zachodnich filozofów próbowało je nam przybliżyć, to jednak takiego
rodzaju praca
umysłowa była dla mnie zbyt skomplikowana. Odnosiłem poza tym wrażenie, że nie
zdołam
zastosować w codziennym życiu zasad, których chciałem się nauczyć.
Toteż szukając w zapamiętaniu poznania, przeżywałem w konsekwencji tylko kłopoty
i
rozczarowania. Aż w końcu nadeszło owo decydujące niedzielne popołudnie, kiedy
do moich rąk
trafiły dwie najważniejsze książki o Hunie. Nie było to bynajmniej dziełem
przypadku. Byłem
prowadzony. Czy można tak twierdzić? Osądźcie sami!
Pewien mój przyjaciel miał dom w Ticino nad Lago Maggiore, usytuowany u podnóża
stromo opadającego zbocza. Jego żona była aktorką, bardzo często wyjeżdżającą na
występy
sceniczne, toteż ja i moja żona nigdy nie mogliśmy jej zastać. Wreszcie nastąpił
taki dzień:
zaproszono nas na herbatę. Wejście do budynku znajdowało się z tyłu, od strony
zbocza, jak zwykle
tutaj, co jest zresztą uzasadnione. Weszliśmy do środka, po czym przyjaciel
przedstawił nas swojej
żonie. Obie kobiety, rozmawiając z ożywieniem, wyszły na taras, z którego
roztaczał się wspaniały
widok na jezioro i na którym latem toczyło się życie. Ja jednak pozostałem w
salonie. Przyjaciel
stał obok mnie. Położył mi rękę na ramieniu, a drugą wskazał drzwi wiodące na
taras i za-
proponował, byśmy dołączyli do pań. Dlaczego nie przyjąłem zaproszenia? Dalej
stałem w pokoju,
po czym skierowałem się ku półkom pełnym książek. Tymczasem przyjaciel zaczął
się już trochę
niecierpliwić.
- No, chodź - naglił.
Ja jednak stanąłem na palcach i wyciągnąłem dwie książki, które od razu zacząłem
przeglądać z dużym zainteresowaniem. Przyjaciel niecierpliwym gestem wyjął mi je
z rąk, lecz
zaoponowałem:
- To bardzo ciekawe.
Spojrzał na grzbiety książek i stwierdził:
- Huna! Co za bzdury! Jeżeli to cię interesuje, sprezentuję ci te prace!
W ten sposób wszedłem w posiadanie dwóch najważniejszych książek o Hunie,
których
autorem jest Max Freedom Long.
Czy nie należałoby przyjąć, że w grze tej brały udział dziwne siły, które
doprowadziły mnie
do owych książek? Czy jakaś kierująca mną istota chciała, abym je otrzymał? W
jednym z
następnych rozdziałów wyjaśnię, kto mnie do nich przywiódł.
Moja książka jest inna niż książki Longa. Long, z historycznego punktu widzenia,
przyczynił się do ponownego odkrycia Huny. Niniejsza pozycja, krótka i zwięzła,
dotyczy w
szczególności jej praktycznego zastosowania. Na własnym przykładzie, a także na
podstawie
licznych moich seminariów, miałem okazję stwierdzić, jakie niewyobrażalne
błogosławieństwo
może nam przynieść praktyczne zastosowanie nauki Huny w życiu. Dzięki Hunie
wiele osób,
podobnie jak ja, przezwyciężyło lęki i depresje, rozpoznało swoje negatywne
cechy charakteru i
usunęło je. Wielu ludzi osiągnęło wyższy poziom etyczny i nie wzbraniam się
przed stwierdzeniem,
że niektórym z nich, podobnie jak mnie, dany został bezpośredni kontakt ze
Stwórcą (patrz również
rozdział 10).
Gdy uświadamiam sobie wszystkie te korzyści, wszystkie zdobycze duchowego i
etycznego
rozwoju, jakie stały się udziałem tysięcy osób, odczuwam nieodpartą wewnętrzną
potrzebę, by
okazać głęboki szacunek człowiekowi, który pierwszy odkrył Hunę, odszyfrował ją
i upowszechnił.
Człowiekiem tym był Max Freedom Long. Geniusz tego amerykańskiego językoznawcy,
wspierany
przez jego Wyższe Ja, pozwolił nam zgłębić podstawowe zasady owego starożytnego
systemu
wiedzy. Prace Longa są niezastąpione.
U źródeł powstania tej książki leżały trzy pobudki. Po pierwsze, moja praca nad
książkami
Longa; po drugie, odczucia zrodzone w kontakcie i pracy z nimi; po trzecie, moje
własne
doświadczenia oraz przeżycia moich uczniów i pacjentów. O tym, co pojąłem w
wyniku intuicji i
doświadczenia, mogę tutaj tylko krótko wspomnieć, ponieważ szersza prezentacja
tego tematu
wykroczyłaby poza ramy tej książki.
Istnieją konkretne powody, dla których książka ta ukazuje się właśnie dzisiaj.
Gdy dwa lata
temu pewna poczytna pisarka usłyszała o mnie i o tym, że mam zamiar napisać
pracę o Hunie,
nawymyślała mi w sposób impulsywny, ale sympatyczny:
- Jeżeli nie usiądziesz zaraz, nie odłożysz wszystkich innych spraw na bok i nie
zaczniesz
pisać tej książki, to nigdy jej nie napiszesz.
Wziąłem sobie te słowa do serca, spojrzałem na siebie krytycznie i... nie
zacząłem pisać!
Dlaczego? Stwierdziłem mianowicie, że nie jestem do tego wystarczająco dojrzały.
Dzisiaj,
przynajmniej mam taką nadzieję, nadszedł już odpowiedni czas. Chyba w ogóle
przyszła pora na
upowszechnienie Huny na świecie.
A cóż takiego osobliwego jest w dzisiejszych czasach, u schyłku drugiego
tysiąclecia?
Trzeba przyznać, że zaszły liczne zmiany i to w podstawowych kwestiach.
Wprawdzie w każdym
stuleciu następowały dramatyczne wydarzenia, ukazywały się komety, które
wywoływały strach i
skłaniały ludzi do wiary w zmierzch świata. W naszym stuleciu zaszły jednak
zdarzenia
niepowtarzalne w historii ludzkości, zwracające naszą szczególną uwagę.
Ludzkość i Ziemia znajdują się bez wątpienia w okresie istotnych przemian. Nie
na darmo
mówi się o tym, że rozpoczęła się Era Wodnika. (Objętość tej książki nie pozwala
mi na oddzielną
wzmiankę o każdym z dwunastu wieków. Dlatego też odsyłam Czytelnika do książki
Dos
kosmische Weltbild Hansa Sternedera, wydanej przez Hermann Bauer Verlag). W
dwudziestym
stuleciu:
Ludzie pokonali siłę grawitacji; opuścili Ziemię i wylądowali na Księżycu.
Odkryto energię atomu (nie jest ona ani dobra, ani zła; to człowiek jest zły).
W najwyższym stopniu rozwinięto możliwości komunikowania się, nie znane w
poprzednich
stuleciach. Dzięki temu człowiek otrzymuje - za pośrednictwem telewizji, radia,
telefonu, samolotu
- więcej informacji.
Dzięki połączeniu komputera z telekomunikacją otworzono nowy wymiar dla ludzkiej
wiedzy i jej zastosowania.
"Czyńcie ziemię poddaną" - mówi Stary Testament. Wskazówkę tę przyjęto w tak
zastraszającej formie, jak nigdy dotąd.
Utworzenie państwa Izrael stało się wypełnieniem biblijnej przepowiedni "dnia
ostatniego"
(pojęcie to nie oznacza unicestwienia ludzkości).
Teoria relatywistyczna dała nam naukowe podstawy do zrozumienia biblijnego
dzieła
stworzenia. Ponadto fizyka eksperymentalna ostatnich dziesięcioleci umożliwi nam
pełne
intelektualne odtworzenie aktu stworzenia, to znaczy "stworzenia" materii z
ducha.
Znalezione w 1947 roku zwoje z Qumran nad Morzem Martwym po raz pierwszy
dostarczają nam informacji o esseńczykach, nieugiętej sekcie żydowskiej, do
której należał również
Jezus. Zwoje te, odkryte "przypadkowo" przez pewnego pasterza, mogły zostać
równie dobrze
znalezione setki lat wcześniej lub później. Natrafiono na nie jednak w naszych
czasach,
opracowano i opublikowano.
Naukę Huny, blisko spokrewnioną z nauką esseńczyków, odkrył na Hawajach Max
Freedom
Long, który ją odszyfrował i upowszechnił. Również tutaj nieprzypadkowy jest
moment odkrycia,
ponieważ mogło to nastąpić dużo wcześniej lub później.
Co to jest Huna? Dlaczego właśnie w niej znalazłem odpowiedź na nurtujące mnie
pytania?
Huna jest wiedzą i praktyką z zakresu psychologii, filozofii, religii i
doświadczenia życiowego. Jej
metody są proste, przejrzyste i łatwe do nauczenia. Jako przyrodnik, przekonałem
się o jej uży-
teczności. Huna opiera się na prostych przekonaniach i jest prosta do
zastosowania.
Istotną rolę odgrywa tutaj nasza podświadomość. Psychologia zna wprawdzie wpływ
podświadomości, lecz nie wyjaśnia, czym ona właściwie jest. Huna nazywają
niższym Ja.
Zapoznaje nas ona również ze średnim Ja. Dowiadujemy się, że to właśnie my nim
jesteśmy:
cieleśni ludzie z narządami zmysłów i mózgiem. Staje się również jasne, czym
jest Anioł Stróż. Jest
"iskrą bożą" człowieka, pewną właściwością, która dana jest ludziom w akcie
stworzenia i której
nic mają inne żywe istoty. To byt duchowy, który nazywamy Wyższym Ja. Poza
trzema stanami
świadomości - niższym, średnim i Wyższym Ja, nauka Huny zna również "narzędzia".
Są to
pomocnicze środki, które możemy stosować w codziennym życiu, umożliwiające nam
praktyczną
pracę z Huną. Istnieje na przykład pewna szczególna siła nazywana m a n ą, którą
możemy
produkować we wzmożony sposób. Inne narzędzie to sznur aka z delikatnej
substancji, który łączy
nas z innymi ludźmi. Oprócz tego istnieje proces oczyszczania (kala). Do środków
pomocniczych
należy też światło, używane zresztą nie tylko w Hunie. Kolejne narzędzie to w i
z u a l i z a c j a,
czyli zdolność wyobrażania sobie obrazów i symboli.
Huna zna zatem trzy rodzaje świadomości i pięć narzędzi. W dalszej części
książki
zobaczymy, w jaki sposób można z nich korzystać.
Czy książka ta może zastąpić seminarium? Niezupełnie, ponieważ moje obecne
seminaria
obejmują - w zależności od czasu, jakim dysponuję - szereg wspólnych ćwiczeń,
które w książce
mogłyby zostać opisane niezbyt dokładnie. Spowodowane jest to tym, że uczestnicy
seminariów
podczas ćwiczeń zawsze zadają osobiste pytania, na które otrzymują odpowiedzi,
czasem na drodze
fizycznego kontaktu.
Pomimo to podjąłem próbę opisania podstawowych ćwiczeń i przeprowadzenia ich z
wami
"w myślach". Jestem przekonany, a wcześniej miałem na to dowody, że duchowy
impuls autora do
tego stopnia "nasyca" drukowane słowo, książkę, iż połączoną z tym impulsem
wibrację odbiera
uzdolniony intuicyjnie czytelnik.
Albert Einstein, Max Planck i Stephen W. Hawking
Dwudziesty wiek przyniósł potężny przewrót w fizyce, zarówno eksperymentalnej,
jak i
teoretycznej. Obowiązujące przez stulecia prawa Galileusza, Keplera i Newtona
nie straciły
wprawdzie nic ze swej aktualności, ale odkrycia Plancka, Bohra, Heisenberga i
innych
współczesnych fizyków ogromnie poszerzyły naszą wiedzę o istocie materii, a
przez to również o
istocie stworzenia. Wiedza ta nie skłoniła jednak owych naukowców do
triumfalnego odwrócenia
się od religii, aby od tej chwili - jak niektórzy ich poprzednicy - hołdować
materializmowi; wręcz
przeciwnie, te wspaniałe odkrycia doprowadziły ich do wiary w Boga.
Choć na pierwszy rzut być może trudno zauważyć tutaj związek z Huną, to jednak
on
istnieje, i to bardzo ścisły. Huna wprowadza nas bowiem w świat duchowy, tyle
tylko, że w bardzo
realistyczny sposób. Jako naukowiec zajmujący się naukami przyrodniczymi, ręczę
za ów realizm.
Nim zaakceptowałem tę naukę, gruntownie ją zbadałem. Dlatego też chciałbym,
abyście jako
czytelnicy tej książki zapoznali się z myślami, które zajmowały Plancka,
Einsteina i Hawkinga w
powiązaniu ze światem duchowym. Znalazłem u nich pewne wypowiedzi, które -
bynajmniej nie
wszystkie - potwierdzają w dużej mierze idee Huny.
W pierwszej kolejności prezentuję tutaj wypowiedzi Alberta Einsteina,
skłaniające nas do
zastanowienia. Podkreślenia znajdujące się w tekście pochodzą ode mnie.
"Na wskroś możliwe jest, że za naszymi spostrzeżeniami zmysłowymi ukryte są całe
światy, o których nie mamy pojęcia".
"Najpiękniejszą rzeczą, jakiej możemy doświadczyć, jest tajemniczość".
"Dla nas, wierzących fizyków, różnica między przeszłością, teraźniejszością i
przyszłością
ma znaczenie uporczywej wprawdzie, ale tylko iluzji".
"Najgłębszym i najbardziej wzniosłym uczuciem, do którego jesteśmy zdolni, jest
przeżycie
mistyczne. Z niego kiełkuje cała prawdziwa wiedza. Ten, komu uczucie to jest
obce, kto nie potrafi
zadziwić się i zatracić w głębokim szacunku i czci, ten jest już martwy.
Świadomość, że to nie
zbadane, rzeczywiście egzystuje i że objawia się jako najwyższa prawda i
promieniująca
piękność - o czym możemy mieć tylko niewyraźne pojęcie - wiedza ta i to
przeczucie stanowią
jądro wszelkiej prawdziwej religijności. W tym sensie, i wyłącznie w tym,
zaliczam siebie do tych
naprawdę religijnych ludzi".
"Badacz przeniknięty jest jednak przyczynowością wszystkich zdarzeń... Jego
religijność
polega na pełnym zachwytu zdumieniu nad harmonią praw natury, w których objawia
się tak
przemożna rozwaga, że cała celowość ludzkiego myślenia jest w porównaniu z nią
nic nie
znaczącym słabym odbiciem".
"Świadomość, że istnieje coś dla nas nieprzeniknionego, manifestacja
najgłębszego
rozsądku i rozumu oraz promieniującej piękności... ta świadomość i uczucie
stanowią prawdziwą
religijność".
Z Maxa Plancka cytuję:
"Religia i nauki przyrodnicze nie znajdują się w stosunku do siebie w opozycji,
jak to
niektórzy myślą, czy obawiają się tego, lecz prowadzą różnymi drogami do tego
samego celu, a
celem tym jest Bóg".
Na zakończenie podaję cytat z Maxa Plancka, który przytaczam od kilku lat
podczas
każdego wykładu i seminarium na temat Huny.
Jest to według mnie najbardziej klarowna wypowiedź jednego z najbardziej
znaczących
współczesnych fizyków, próbujących udowodnić to, co mówi Biblia, iż po drugiej
stronie istnieje
świat duchowy, który jest naszym prawdziwym domem, oraz że istnieje Bóg,
Najwyższa Istota, do
której, nie odrzucając naukowego spojrzenia na świat, powinniśmy się zbliżać.
Odnośna wypowiedź Maxa Plancka brzmi:
.....jako fizyk, a więc jako człowiek, który przez całe swoje życie służył
najbardziej trzeźwej
nauce, jaką jest badanie materii, jestem z pewnością wolny od podejrzeń o
fantazjowanie. Po moich
badaniach dotyczących atomu mogę powiedzieć Państwu, co następuje: Materia nie
powstała
sama z siebie! Cała materia powstaje i istnieje tylko za sprawą siły, która
wprawia cząsteczki
atomu w drganie... Ponieważ w całym kosmosie nie istnieje żadna inteligentna ani
wieczna siła...,
musimy zatem przyjąć, że za siłą tą kryje się świadomy inteligentny duch... Duch
ten jest
pierwotną przyczyną wszelkiej materii.
Nie ta widzialna, lecz przemijająca materia jest tym, co realne, prawdziwe,
rzeczywiste...,
tym, co prawdziwe, jest niewidzialny, nieśmiertelny duch!
A ponieważ żaden duch nie może istnieć sam w sobie, lecz każdy przynależy do
jakiejś
istoty, tak więc zmuszeni jesteśmy przyjąć istnienie istot duchowych.
Ponieważ istoty duchowe nie mogą istnieć same z siebie, lecz musiały zostać
stworzone,
dlatego nie boję się nazwać tego tajemniczego stwórcy w podobny sposób, jak
nazywały go
wszystkie stare światłe narody Ziemi już przed tysiącami lat: Bóg!".
Stephen W. Hawking, jeden z najbardziej liczących się fizyków schyłku
dwudziestego
stulecia, niezwykle trzeźwo patrzy na powstanie wszechświata, szczególnie na
"Wielki Wybuch":
"Dlaczego właśnie w ten sposób zaczął się wszechświat, byłoby bardzo trudno
wyjaśnić, nie
przyjmując założenia o interwencji Boga, który zamierzał stworzyć takie istoty,
jakimi jesteśmy".
Jakie znaczenie miały dla mnie, wierzącego naukowca przyrodnika powyższe
wypowiedzi
wybitnych fizyków, możecie sobie doskonale wyobrazić. Przeczytajcie jeszcze raz
zgromadzone tu
cytaty i podczas lektury tej książki miejcie je ciągle w pamięci.
Wiedza esseńczyków i nauka Huny
Ustne przekazy pochodzące z Hawajów z dziewiętnastego i z początku dwudziestego
wieku
potwierdzają, że Huna w żadnym wypadku nie pochodzi z Wysp Hawajskich, lecz
została tam
przeniesiona dawno temu przez "dziesięć plemion" ze wschodniego rejonu Morza
Śródziemnego.
Max Freedom Long potwierdza to w swoich pracach.
W 1947 roku znaleziono pierwsze zwoje z Qumran. Qum-ran leży w Izraelu, kilka
kilometrów na północ od Masady. Około 150 lat p.n.e. do 50 roku n.e. żyła tam w
najściślejszym
odosobnieniu pewna ortodoksyjna sekta żydowska, której członkowie nazwani
zostali
esseńczykami. Po 1947 roku w tej samej okolicy znaleziono kolejne zwoje
pergaminów, w sumie
ponad czterdzieści, na których spisana była wiedza esseńczyków. Zapisy takie
były czymś
wyjątkowym, ponieważ wiedza esseńczyków, podobnie jak mądrości Huny na Hawajach,
przekazywana była tylko ustnie. Przypuszczalnie zwoje te zostały zapisane i
schowane przez esseń-
czyków, albowiem około 50 roku musieli oni uciekać przed rzymskimi
prześladowcami. Angielski
historyk i badacz Hugh J. Schonfield udowadnia w swojej książce TheEssene
Odyssey, że grupy
esseńczyków wywędrowały do Damaszku (Hauran), Afganistanu, Persji i do Indii.
Dalszych badań
na temat wędrówki nie podjęto. Jeśli esseńczycy z powodu jakiegoś medialnego
polecenia, które
otrzymali jeszcze w Qumran, wywędrowali na Hawaje, to nic dziwnego, że ich ślad
urywa się w
Indiach; jeżeli bowiem spojrzymy na mapę, stanie się jasne, że z Indii musieli
podróżować dalej
statkiem, łodziami lub w podwójnych kanu. Nie może to dziwić, ponieważ również w
Chinach i
Japonii znaleziono wczesne osady żydowskie.
Max Freedom Long nie znał zwojów esseńczyków, ponieważ zebranie dostatecznego
zasobu
literatury badawczej o esseńczykach z Qumran zajęło około piętnastu do
dwudziestu lat. Long
zmarł w 1971 roku, ale z pewnością również Schonfield nic nie wiedział o Hunie,
gdyż
niewątpliwie wspomniałby o niej w swoich pracach.
Fakt, że podobieństwo między Huną a wiedzą esseńczyków jest wyraźnie zauważalne,
zwrócił uwagę innego znanego historyka i badacza, Sir George'a Trevelyana. W
dziewiątym
rozdziale swojej książki Operation Redemption mówi on obszernie na ten temat.
Rozdział ten
wydał mi się tak znaczący, że zamieściłem go jako dodatek do mojej książki. Za
pozwolenie na to
wyrażam Sir George'owi moje szczególne podziękowanie.
Esseńczycy ze swoimi etycznymi wymaganiami wyszli daleko poza stare prawo
Mojżeszowe. Sam Jezus był esseńczykiem i, jak pisze Trevelyan, wtajemniczonym
kahuną (Huna
po polinezyjsku znaczy "tajemnica", natomiast ka - "strażnik". Tak więc słowo
kahuną znaczy
"strażnik tajemnicy", wtajemniczony). To, że Jezus rozpowszechniał nauki
esseńczyków, tak
bliskie nauce Huny, wynika już z "Kazania na Górze". W Ewangelii św. Mateusza
(7,28) czytamy,
że tłumy zdumiały się naukami Jezusa. Jest to na wskroś zrozumiałe, ponieważ dla
ówczesnych
Żydów były one rewolucyjne. Chciałbym przytoczyć kilka cytatów z "Kazania na
Górze", które są
identyczne z nauką Huny. "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga
oglądać będą".
(Mt 5,8)
Czystość serca odnosi się całkiem wyraźnie do procesu oczyszczania nauki Huny.
Dalej, w
wersetach 21-22 Jezus przytacza przykazanie "Nie zabijaj" i odnosi je do gniewu
przeciwko
własnemu bratu. Następnie w wersecie 26 przypomina, aby nie zatrzymywać się w
połowie drogi w
procesie duchowego oczyszczenia, i mówi obrazowo, że nie można opuścić więzienia
do chwili,
"aż zwrócisz ostatni grosz". Potem, w wersecie 28 powiada: "Każdy, kto pożądliwe
patrzy na
kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa". Przez to wychodzi on
daleko poza
Mojżeszowe prawo "Nie cudzołóż". Jezus wyraźnie odnosi się do wychowania
niższego Ja według
nauki Huny, ponieważ w niższym Ja człowieka, w tej pierwotnie zwierzęcej części,
powstaje
skłonność do "grzechu" i tylko tam - dzięki miłości, zaufaniu oraz logice -
można ten popęd
stłumić. Są to typowe myśli esseńczyków. Również w wersecie 33 Ewangelista
potępia fałszywe
przysięganie i kończy ten paragraf słowami: "Niech wasza mowa będzie: "Tak, tak;
nie, nie". W
wersecie 44 następuje odstąpienie od starego prawa: "Będziesz miłował swego
bliźniego, a
nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził", które zostaje zastąpione
przykazaniem: "Miłujcie
waszych nieprzyjaciół".
Słowa: "Módlcie się za tych, którzy was prześladują" są wyraźnym wyrażeniem
teorii Huny.
W Modlitwie Pańskiej (Mt. 6,9) Jezus mówi: "Chleba naszego powszedniego daj nam
dzisiaj".
Słowo "chleb" ogólnie uważane jest za symbol pożywienia, lecz Long słusznie
pogłębił znaczenie
tego wyrazu, nadając mu sens "mana". Mana to siła życiowa, która w Hunie odgrywa
decydującą
rolę. Adepci Huny potrafią ją wytwarzać w zwiększonej ilości.
Wyraźną wskazówką (jestem ostrożny, chciałbym bowiem powiedzieć: wyraźnym
dowodem) na identyczność praktyki Huny z praktyką esseńczyków są słowa
Ewangelistów Marka
(4,35) oraz Łukasza (8,21 - 25). Badania Longa wykazały jednoznacznie, że
hawajscy kahuni nie
tylko dokonywali spontanicznych uzdrowień, łagodzili materialną nędze i chodzili
bez obuwia po
rozżarzonej lawie, lecz także wpływali na pogodę (wiatr i deszcz). Long opisuje
te fakty w książce
Maga cudów . W rozdziale XXI mówi, że dokonywali tego przez swoje modlitwy,
podczas gdy
Marek wspomina o rozkazie Jezusa wydanym wiatrowi. Uważam to za całkiem
logiczne, ponieważ
Jezus jako kahuna tak bardzo przewyższał w hierarchii hawajskich kahunów, że
"odgórnie" mógł
spowodować zmianę pogody, podczas gdy inni kahuni wypraszali ją pokornie "z
dołu". Wiemy
również, że modlitwy Huny powinny być trzykrotnie powtarzane oraz że należy je
wypowiadać w
niezmienionej formie tak często, jak to tylko możliwe. Podobnie w Ewangeliach
znajdujemy
wzmianki o częstym powtarzaniu modlitw: "powinni zawsze się modlić i nie
ustawać" (Łk 18,1),
"w modlitwie [bądźcie] wytrwali" (Rz 12,12), "nieustannie się módlcie" (1 Tes
5,17), "przy każdej
sposobności módlcie się w Duchu" (Ef 6,18).
Człowiek w swoim codziennym życiu, może z wyjątkiem mnichów, nie potrafi "modlić
się
nieustannie" - lecz ten, kto wyda polecenie swojemu niższemu Ja i przekazuje mu
symbol
modlitwy, może być pewny, że rzeczywiście będzie się ono modlić bez ustanku. W
rozdziale 8
zagadnienie to omówimy dokładniej. Dla nie wtajemniczonych wymaganie Jezusa
brzmi
nierealistycznie, natomiast dla znawców okaże się możliwe do spełnienia.
Dalsze rozważanie tego wątku przekraczałoby ramy tej książki. Ostatnie dzieło
Longa
(Nauka ukryta w Ewangeliach ) wyczerpująco omawia te zagadnienia i na podstawie
badań
językowych (semantyki) udowadnia, że wiele wypowiedzi Jezusa - który mówił do
ludzi,
posługując się przenośniami i porównaniami - dzięki nauce Huny stało się jasne i
zrozumiale.
Jednym z najważniejszych zadań Towarzystwa Badań nad Huną (Huna Forschungs-
Gesellschaft) w Zurichu oraz Huna Research Inc. w Cape Girardeau, w Missouri! w
USA jest
precyzyjne, naukowe zbadanie cech wspólnych łączących wiedzę esseńczyków i Hunę.
Żadnemu z
badaczy spuścizny esseńczyków, nawet jednemu z najbardziej liczących się spośród
nich,
Edmondowi Bordeaux Szekely'emu, do dzisiaj nie udało się znaleźć w zapisanych
zwojach
"techniki" praktykowania Huny, a zwłaszcza wzmianek o wyżej wspomnianych
"narzędziach".
Prawdopodobnie żaden z dotychczasowych badaczy nie znał lub nie zna nauki Huny.
Fakt, że w
żaden sposób nie daje się znaleźć praktycznych szczegółów nauki esseńczyków,
może być również
spowodowany tym, że naukę tę skrupulatnie chroniono tajemnicą, podobnie jak
Hunę. Możliwe jest
także, iż autorzy rękopisów z Qumran chcieli zostawić potomnym etykę nauki
esseńczyków, a nie
szczegóły ich praktyk. Dlatego też decyduję się na ten niecodzienny, ale może
bardzo skuteczny
krok: proszę was byście poinformowali mnie o wnioskach ze znanych wam badań,
które mogłyby
przybliżyć nas do celu, jakim jest wykazanie identyczności obu nauk.
Podstawy nauki Huny
Wspomnieliśmy już na wstępie, że w Hunie istnieją trzy rodzaje świadomości,
które
określają nas jako istotę, mianowicie niższe, średnie i Wyższe Ja. Istnieje
również pięć duchowych,
subtelnych "narzędzi": siła życiowa, czyli mana, sznur aka, proces oczyszczania
(kala), światło i
wizualizacja.
Huna jest prastarą nauką, wiedzą i praktyką. W żadnym razie nie jest nową sektą
ani też
"modnym kursem"! To autentyczna pomoc życiowa oraz środek służący poprawie
jakości naszego
życia zarówno w sferze fizycznej, jak i psychicznej. Dla wielu osób, które
szczerze i gruntownie
zajęły się Huną, stała się ona drogą do Boga. Huna proponuje każdemu
zainteresowanemu, a
szczególnie temu, kto nie jest utalentowany medialnie, prosty i niezawodny
sposób nawiązywania
kontaktu ze światem duchowym. Nie jest ona ani oderwana od rzeczywistości, ani
nielogiczna, ani
też mistyczna!
Przejdźmy zatem do omówienia dwóch podstawowych idei Huny.
Po pierwsze: Człowiek jest istotą duchową w potrójnej postaci. Zadaniem naszym
jest
połączenie trzech poziomów świadomości w jedną całość, a przez to połączenie z
Bogiem,
ponieważ nasze Wyższe Ja jest naszą boską częścią. Jeżeli jesteśmy w kontakcie z
naszym
Wyższym Ja, jesteśmy również w kontakcie z Bogiem.
Po drugie: Myśli stają się realnymi bytami, jeśli tego chcemy. To pozornie
sprzeczne
twierdzenie można uczynić prawdziwym, jeżeli tylko posłużymy się siłą życiowa,
czyli maną. (Tę
prastarą ideę Huny głosili również inni mistrzowie i filozofowie -jak choćby
Joseph Murphy i Jose
Silva -chociaż nie uwzględnili oni konieczności korzystania z nadzwyczaj
skutecznej mowy). Nie
ulega wątpliwości, że modlitwy także są myślami. Później przekonamy się, jak
wielką rolę odgrywa
ładunek many w spełnianiu modlitwy.
Skutkiem praktykowania Huny na co dzień jest ogólne polepszenie zdrowia
psychicznego i
fizycznego, doskonalenie charakteru, osiągnięcie spokoju wewnętrznego oraz
duchowej i fizycznej
harmonii. Zyskujemy więcej siły życiowej, a dzięki współpracy Wyższego i
niższego Ja - niewzru-
szone poczucie bezpieczeństwa. Praktykowanie Huny sprzyja też polepszeniu naszej
sytuacji
życiowej dzięki rozwojowi udanych stosunków z ludźmi. Czy oznacza to, że każdy
człowiek
potrzebuje błogosławieństwa nauki Huny? Nie, nie sądzę. Jestem pewien, że
niektórzy urodzili się z
owym boskim błogosławieństwem. Ludziom tym już w kołysce zostało dane połączenie
z
Wyższym Ja i nie muszą go sobie wypracowywać, tak jak my. Znam pewną kobietę,
nadzwyczaj
uduchowioną, która podczas bolesnego konfliktu życiowego znalazła wewnętrzny
spokój dzięki
filozofii Franciszka z Asyżu. Niektórzy ludzie osiągają duchowy spokój i drogę
do Boga dzięki
jednemu mistycznemu przeżyciu, przeczuciu, inspiracji, wewnętrznej wizji,
religijnej ekstazie albo
też świadomej lub nieświadomej pomocy bliźniego, bądź po prostu dzięki książce
czy Biblii. Wiodą
życie w jego przyrodzonym potrójnym wymiarze. Większość z nich o tym nie wie. Są
to
prawdziwie dobrzy ludzie, co wyczuwamy, obcując z nimi.
My, "normalni obywatele", potrzebujemy Huny, jeśli chcemy wznieść się na wyższy
poziom
etyczny i stać się "dobrymi". To, że mamy do dyspozycji naukę Huny, klarowny i
prosty
przewodnik, jest dobrodziejstwem naszych czasów, naszego New Age, jest darem,
który pomógł
nam odkryć Max Freedom Long. Powinniśmy mu być za to niewypowiedzianie
wdzięczni.
Historia i status quo
Aż do lat czterdziestych dwudziestego stulecia nie wiedzieliśmy nic na temat
Huny.
Używam określenia Huna, ponieważ słowo to z powodu braku innych propozycji ze
strony Longa
zostało wprowadzone na nowo. Stosował on to polinezyjskie określenie,
oznaczające "Tajemnicę",
do scharakteryzowania całej tajemnej wiedzy kahunów. Miałem nadzieję, że
posługując się innymi
hasłami dotyczącymi istoty tej nauki, znajdę starsze źródła literackie na temat
Huny. Moja nadzieja
jednak się nie spełniła. Nawet w katalogu British Library - aneksie British
Museum w Londynie - w
jednym z największych zbiorów książek na świecie, nie znalazłem niczego, co
można by choć w
przybliżeniu porównać z Huną. Pod hasłem "Huna" wspomniane były tylko owe dwie
książki M.F.
Longa. Fakt ten potwierdza niezbicie, iż był on prawdziwym pionierem w tej
dziedzinie.
W jaki sposób dotarł na Hawaje? Opisuje to w jednej ze swoich książek. Jako
badaczowi
języków i nauczycielowi, zaproponowano mu pewnego dnia posadę nauczyciela w
Honolulu.
Chociaż jego ówczesna sytuacja życiowa nie przemawiała za przyjęciem powyższej
oferty, podjął
decyzję wyjazdu na Hawaje. Postępowaniem Longa w widoczny sposób kierowało
wówczas jego
własne Wyższe Ja. Naturalnie zainteresował się tam starą hawajską kulturą i
bardzo dziwnym
językiem, który wkrótce niezvykle go zafascynował. Często odwiedzał w Honolulu
Bishop
Museum, a w końcu poznał jego dyrektora, doktora Williama Tuftusa Brighama. Obaj
mężczyźni
zaczęli niebawem rozmawiać o dawnej kulturze Wysp Hawajskich ł odczuwali gorące
pragnienie,
by zgłębić jej istotę.
Zadziwiające było to, że na Hawajach w ogóle nie istniały żadne więzienia, a co
za tym
idzie, nie było też przestępców, z czego należy wnosić, że życie tam przebiegało
według
wewnętrznych reguł, mających na względzie przede wszystkim dobro bliźniego. Przy
tym
Hawajczycy byli uczynni, pozytywnie nastawieni do życia i zrównoważeni.
Istniała również niewielka grupa ludzi, którzy - jak twierdził doktor Brigham -
dobrze znali
zasady takiego sposobu życia. Ludzie ci nazywani byli "kahunami" - strażnikami
tajemnicy.
Zwracano się do nich wtedy, gdy potrzebowano pomocy. Przyprowadzano do kahunów
chorych z
prośbą o ich uzdrowienie. Złamanie nogi leczyli oni w ciągu kilku sekund.
Rozumie się samo przez
się, że potrafili chodzić po rozżarzonej lawie, mogli również "wymodlić" długo
oczekiwany deszcz,
kiedy z powodu suszy zbiory były w wyjątkowym zagrożeniu. Kahuni pomagali
wydostać się z
kłopotów tym, którzy bez własnej winy w nie popadli. Wszystko to działo się za
pośrednictwem
modlitw. Darzono ich ogromnym szacunkiem, ponieważ, wykorzystując swą gruntowną
wiedzę i
potężne możliwości, przyczyniali się do zachowania wewnętrznej harmonii
poszczególnych ludzi i
całego kraju. Long był zachwycony, zafascynowany i równocześnie poruszony do
głębi wiedzą
kahunów. Od razu zapragnął zgłębić arkana ich tajemnicy. Kiedy nauczył się
języka hawaj-skiego,
wiele czasu spędzał wśród zwykłych ludzi, wypytując ich o podstawy wspaniałych
umiejętności
kahunów. Wielu chciało mu pomóc, lecz nikt nie potrafił odpowiedzieć na jego
pytania. Jedynie
kahuni wiedzieliby, o co naprawdę chodzi. Ich potomkowie zaś wtajemniczeni byli
w sekrety
wiedzy za pośrednictwem ustnego przekazu, ponieważ nic istniały żadne pisemne
instrukcje. U
esseńczyków panowała taka sama zasada: również przekazywali ustnie swoją wiedzę
nowym
adeptom. Jezus wyraźnie oznajmił swoim uczniom, że mówi im całą prawdę,
natomiast do ogółu
zwraca się w zawoalowanej formie, posługując się przypowieściami i porównaniami.
Long nie dał jednak za wygraną. Postanowił wejść jaskini lwa, to znaczy znaleźć
się wśród
samych kahunów. Poznawszy kilku z nich, sprecyzował sobie W myślach kilka pytań.
Odwiedzał
jednego kahunę po drugim i zadawał im swoje pytania jak gdyby od niechcenia i
nie wzbudzając
podejrzeń.
Kahuni odpowiadali mu chętnie! Long zauważył, że ich odpowiedzi na każde z pytań
były
zasadniczo odmienne, co znaczyło, że mówili prawdę. Mimo tej odmienności Long
dostrzegł w
nich wspólne idee, co w końcu zaprowadziło go dalej. Zauważył mianowicie, że
źródłem informacji
mogły być słowa-klucze zawarte w stawianych pytaniach. W następnym rozdziale,
mówiącym o
odszyfrowaniu nauki Huny, będzie jeszcze o tym mowa w powiązaniu z ważnym
zagadnieniem
semantycznym.
Czcigodny stary Brigham zmarł w kilka lat po przekazaniu Longowi skrzynek
zapełnionych
notatkami na temat kahunów i kultury hawajskiej. Materiały te doprowadziły w
konsekwencji do
odkrycia tajemnicy. Wszystko to wydarzyło się po roku 1918.
W 1930 roku Reginald Steward doniósł Longowi w swojej korespondencji, że tę samą
naukę
Huny znalazł wśród jednego z berberyjskich szczepów w górach Atlas na północy
Afryki. Poznał
tam kahunkę o imieniu Lucchi, którą nazywano "Queen Quahine". Utrzymywała ona -
jak rela-
cjonował Steward - że do transportu wielkich kamieni przy budowie piramidy
korzystano z siły
lewitacji - wytwarzanej przez kahunów. (Long nie mógł gwarantować, że już wtedy
posługiwano
się określeniem "kahuni", w każdym razie nie wspomina tego wyraźnie. Język owej
"kapłanki" z
Afryki Północnej był prawie identyczny z jednym z dialektów używanych na wyspach
południowych Pacyfiku.)
Long słyszał również, że jeden ze szczepów wywędrowal ze wschodniej części Morza
Śródziemnego na Madagaskar.
Zaznaczyć tu należy, że połowa ludności Madagaskaru jest pod względem
etnologicznym i
językowym identyczna z ludnością Polinezji.
Long zajmował się badaniem nie tylko języka, ale również ludności. Rozmawiając z
miejscowymi, stwierdził, że na Hawajach znane są stare przypowieści, legendy i
ustnie
przekazywane relacje, które opowiadają o dwunastu spokrewnionych ze sobą
szczepach, żyjących
ongiś we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego. Od razu przychodzi na myśl
dwanaście plemion
biblijnych Izraela. Sahara, powiadano, była kiedyś życiodajnym obszarem o
wspaniałych
warunkach wegetacji. Współcześni geolodzy popierają tę teorię, stwierdzając, że
dopiero po
przesunięciu się obszaru biegunowego Sahara stała się pustynią. Dwanaście
plemion wędrowało
przez zieloną Saharę do doliny Nilu. Panowały one potem nad Egiptem, a za pomocą
sił lewitacji
zbudowały piramidy. Dziesięć z tych plemion otrzymało wizjonerskie polecenie,
aby udać się na
Hawaje w celu zachowania czystości swojej religii. Polecenie to zostało wydane
również z tego
powodu, że we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego nasilały się wpływy wielu
kultur, a tym
samym rosło niebezpieczeństwo zmieszania się nauki hawajskiej z innymi i utraty
jej czystości. (W
tym miejscu nasuwa się pytanie, czy esseńczycy byli jednym z owych dziesięciu
plemion.)
Podczas rozmów w Honolulu Long dowiedział się, że Huna liczy sobie od pięciu do
sześciu
tysięcy lat. Niektórzy autorzy twierdzą, że pochodzi ona z Atlantydy. Ja jednak
byłbym ostrożny w
formułowaniu takich tez, ponieważ nie można ich udowodnić. Natomiast z dużym
prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że naukę Huny znano już w starożytnym
Egipcie.
Uczono tam o trzech rodzajach świadomości, trzech poziomach siły życiowej
(many), jak również
trzech ciałach widmowych, które odpowiadają ciałom widmowym trzech Ja Huny. W
hieroglifach
znajdujemy odpowiednie symbole. Troistość tę wyrażają trzy bociany unoszące się
jeden nad
drugim, stopione w jedność, lecz mimo to dające się rozróżnić. Linia falista
(woda jest zawsze
symbolem many) oznacza prosty rodzaj siły życiowej, nazywanej mana; dwie linie
faliste położone
jedna nad drugą są symbolem wzmocnionej formy many (mana-mana), natomiast trzy
takie linie
oznaczają energię związaną z Wyższym Ja, nazywaną mana-loa, a więc tę
szczególnie silną formę
energii, która zostanie dokładnie opisana w rozdziale pierwszym. Trzy parasole
przy opisanych
wyżej hieroglifach oznaczają trzy ciała widmowe. W rysunkach nagrobnych
znajdujemy pająka
umieszczonego na nici, co wskazuje na sznur aka.
We wczesnych pismach hinduskich wspomina się o "duszy" ze sznurem, co bez
wątpienia
oznacza niższe Ja. Bramini do dnia dzisiejszego noszą na szyi tzw. święty sznur.
Dalszą wskazówkę znajdujemy w Starym Testamencie. Jest tam mowa o "srebrnym
sznurze" (Księga Salomona). Na Wyspie Wielkanocnej, znanej dzięki zagadkowym
kamiennym
głowom pochodzącym rzekomo z Atlantydy, sznur ten jeszcze do dzisiaj zachował
się jako symbol.
Rozważania na temat historii nauki Huny skłaniają nas do zastanowienia się nad
postaciami
Mojżesza i Jezusa. Nie wnikając w szczegóły, można przyjąć, że Mojżesz został
uratowany przez
pewną egipską księżniczkę i wychowany na egipskim dworze. Na podstawie znanych
mi informacji
wiem, że był on pierwszym człowiekiem, o którym mówi się, iż miał bezpośredni
kontakt z
Bogiem. Z pewnością na dworze królewskim nauczył się on dokonywania "cudów".
Jednak cuda
pozostają dla nas dopóty czymś magicznym, dopóki nie potrafimy ich wyjaśnić. I
tak na przykład
Mojżesz uderzył laską o skałę, po czym wypłynęła z niej woda, lub nakazał, aby
wąż zamienił się w
kij. Biblia informuje nas o dalszych cudach tego rodzaju. Mojżesz rozmawiał z
Bogiem i widział
"Jego oblicze". Czy był on kahuną? Wiele na to wskazuje. Inne, bardziej
racjonalne i logiczne
wyjaśnienia nie są mi znane.
Wspomniałem już wcześniej o Jezusie. Mógł on być, według Sir George'aTrevelyana,
największym kahuną, chociaż określenie to nie było oczywiście znane esseńczykom,
ponieważ
słowa huna i ka są w tym układzie czysto polinezyjskiego pochodzenia.
M.F. Long opublikował rezultaty swoich badań w licznych książkach. W 1945 roku
założył
on Huna Research Associates, amerykańskie Towarzystwo Badań nad Huną. Zmarł w
1971 roku,
przedtem jednak mianował swoim następcą E. Otha Wingo, profesora mitologii i
języków
starożytnych University of Missouri (USA).
Genialne odszyfrowanie Huny przez M.F. Longa
Wspominaliśmy już o trudzie i problemach, jakie napotykał Long, kiedy z zapałem
badacza
wypytywał adeptów i laików o naukę Huny. Zrozumiał on, że poważne, naukowe
zgłębienie
zagadnienia w ten sposób nie jest możliwe. Ale już wkrótce dzięki swojemu
niezwykłemu
instynktowi odkrył, że niezawodnym kluczem pozwalającym zbadać sekrety Huny jest
sam język
polinezyjski. Można snuć różne przypuszczenia na temat dalszych poczynań Longa.
Osobiście
jestem przekonany, że wyższa siła duchowa, jego Wyższe Ja, które podpowiadało mu
rozwiązania
nieosiągalne na drodze zwykłej naukowej działalności przy użyciu mózgu. Była to
tzw.
"inspiracja". Zdaję sobie sprawę, że z powodu takich twierdzeń mogę być uznany
za oderwanego
od życia fantastę, lecz dopóki nikt nie wytłumaczy niezwykłych umiejętności
Longa, dopóty
opowiadać się będę za ideą duchowego natchnienia.
Na czym jednak polegało jego niezwykłe osiągnięcie? Na zbadaniu Huny przez
semantykę.
Semantyka, jak podaje encyklopedia Knaura - bada za pomocą logiki matematycznej
zakres
znaczenia słów. Semantyka rozstrzyga o for malnej poprawności wypowiedzi. Stąd
wynika wielka
odpowiedzialność językoznawcy. Język polinezyjski daje badaczom do ręki
potrzebne narzędzia. O
ile wiem, tego typu założenie nie leży u podstaw żadnego innego języka, i to
utwierdza mnie w
przekonaniu, że dziesięć szczepów otrzymało medialną wskazówkę wędrówki na
Hawaje. Jestem
zdania, że Wyspy Hawajskie były nie tylko "bezpiecznym miejscem", w którym nauka
Huny miała
być zachowana w czystej formie aż do dwudziestego wieku, lecz twierdzę ponadto,
że to właśnie
Hawaje wraz ze swoim językiem były miejscem, w którym pewnego dnia można było
odszyfrować
przekazywaną dotąd tylko ustnie tajemną naukę. To właśnie uczynił Long.
Jak wyglądała jego praca? Long poddawał analizie słowa zaczerpnięte z własnych
lub
otrzymanych od doktora Brighama notatek. W szczególności postępował tak wtedy,
gdy uważał je
za ważne słowa kluczowe. Posługiwał się przy tym słownikiem polinezyjsko-
angielskim; nawet gdy
tłumaczenie go zadowalało, sprawdzał jeszcze zawartość wewnętrzną wyrazów.
Natomiast gdy
przekład wydawał mu się mało precyzyjny, przechodził do dokładnej analizy
semantycznej, czyli
próbował zgłębić wewnętrzny, ukryty sens pojęcia. Prawdziwe znaczenie wyłaniało
się zawsze z
kontekstu. W przypadku jednosylabowych słów o jednym znaczeniu analiza była
prosta. Przy
wyrazach jednosylabowych posiadających więcej znaczeń należało sprawdzić ich
sens w kontekście
danej wypowiedzi. Gdy słowo składało się z wielu sylab, występowały komplikacje,
które należało
rozwikłać. Każda sylaba mogła mieć jedno albo więcej znaczeń. Tak więc w
przypadku wyrazów
wielosylabowych trzeba było zbadać kilka różnych znaczeń, zanim udało się
ustalić rzeczywisty
sens pojęcia. Weźmy na przykład trójsylabowe słowo, którego każda sylaba ma
tylko dwa różne
znaczenia: w sumie odczytujemy 2x2x2 = 8 różnych możliwości interpretacji słowa.
Język niemiecki jest pod tym względem dużo prostszy. Znam wprawdzie jednakowo
brzmiące słowa o różnym znaczeniu, ale w języku tym jest niewiele wyrazów,
których
poszczególne sylaby mają pojedynczy sens i do tego jeszcze różny! Weźmy choćby
słowo Leiter.
Po pierwsze, może ono oznaczać przyrząd, który opieramy o ścianę, aby wspiąć się
po nim na górę;
po drugie może to być drut, który przewodzi prąd elektryczny; po trzecie, osoba
z uprawnieniami,
na przykład kierownik zakładu. Albo słowo Feder. Może ono znaczyć pióro do
pisania, kurze pióro
lub stalówkę.
M. F. Long w swojej książce Magia cudów stwierdza, "że pod osłoną codziennego
języka
kryje się święta mowa". Podjął on próbę zbadania tego świętego języka, co
zostało uwieńczone
pełnym sukcesem. Posłużmy się tutaj kilkoma przykładami. Rdzeń ka poznaliśmy już
w słowie
"kahuna". Występuje on również w łodydze winorośli. (Winorośl i woda są zaś
symbolami many).
Przyjrzyjmy się słowu Aumakua, oznaczającemu Wyższe Ja każdego człowieka. Znaczy
ono
"nadzwyczaj godny zaufania, niezawodny duch" lub "Bóg-Ojciec". Cytuję Longa. "Na
to, że nie
chodzi tu o ojca w normalnym znaczeniu, wskazuje rdzeń au, co oznacza "starszy"
w sensie pełnej
dorosłości, pełnego rozwoju, przewyższający mocą, wiedzą i wiarygodnością. Au to
również sznur,
w tym przypadku sznur widmowy, który łączy Wyższe Ja z niższym i średnim". Long
pisze dalej,
że rdzeń au oznacza także "duchowe działanie" oraz "rzekę". Dzięki temu
oczywiste staje się, że
Wyższe Ja w celu spełnienia naszych modlitw ofiaruje nam swoje duchowe działanie
lub moc, lecz
równocześnie potrzebuje many. Makua oznacza "ojciec", a rdzeń ma- "towarzyszyć".
A zatem Wyższe Ja towarzyszy w ciągu życia niższemu i średniemu Ja. Long
komentuje:
"Doprowadza nas to do najbardziej interesującej zasady Huny: wszystkie sytuacje
i okoliczności, o
jakie prosi człowiek Wyższe Ja w modlitwie, najpierw formowane są z
niewidzialnej substancji
widmowej, po czym zostaje ona utwardzona czy "zmaterializowana".
Teraz, gdy dzięki tym kilku przykładom poznaliśmy zastosowany przez Longa
mechanizm
systematycznej analizy języka polinezyjskiego, chciałbym jeszcze raz zwrócić
uwagę na jego
wyjątkową książkę.
W ostatnich latach swego życia Long wpadł na genialny pomysł, aby zbadać
porównania i
symboliczne przypowieści Jezusa pod względem ich wewnętrznej zawartości. Tym
razem
postępował odwrotnie, ponieważ tłumaczył słowa Jezusa na język polinezyjski, po
czym badał pod
względem semantycznym znaczenie uwidocznionych w ten sposób słów polinezyjskich,
które
wyjaśniły prawdziwy sens wypowiedzi Jezusa. Wyniki badań Longa zawarte są w jego
pośmiertnie
opublikowanym dziele Nauka ukryta w Ewangeliach. Praca ta omawia zadziwiające
odkrycia
dotyczące podobieństw między nauką Jezusa a nauką Huny.
Rozdział l
Mana - nasza potężna ziemska siła
Istnieje wiele sił, które najczęściej człowiek wykorzystuje nieświadomie.
Niektóre książki
wspominają o tego rodzaju siłach; ja naliczyłem ich dwadzieścia. Otha Wingo
powiedział mi, że
istnieje ich ponad sto. Najbardziej znane to prana (sanskryckie słowo
zaczerpnięte z hinduskiej
wiedzy) i od. Jednak ludzie praktykujący Hunę całkiem świadomie posługują się
maną.
Huna uczy nas, że mana jest "fizyczną siłą życiową". Bez niej nie może istnieć
żadne
ludzkie życie, a nasze wewnętrzne narządy nie mogą normalnie funkcjonować.
Oznacza to, że w
przypadku wyczerpania many, całkowitego jej braku, bez możliwości uzupełnienia,
musi nastąpić
śmierć. Człowiek umrze z głodu. Inaczej jest w okresie postów, kiedy świadomie
ograniczamy
jedzenie lub całkowicie zaprzestajemy przyjmować pożywienie.
Lecz nie tylko człowiek w swej fizycznej strukturze potrzebuje many, istnieją
również istoty
duchowe, którym jest ona niezbędna. Jednak produkcja many zależy zawsze od
fizycznego
człowieka. Istoty duchowe, które oczekują daru many, to w pierwszej kolejności
nasze Wyższe Ja.
Nasza podświadomość, czyli niższe Ja, wytwarza manę, a nawet ją gromadzi bez
naszej wiedzy i
współdziałania. Jednak razem z niższym Ja możemy naładować się maną i przekazać
ją średniemu
Ja, którym sami jesteśmy. Mana przynależąca do średniego Ja ma wyższy poziom
energii i w
języku Huny nazywana jest mana-mana Kiedy z biegiem czasu nawiążemy kontakt z
naszym
Wyższym Ja, możemy za pośrednictwem niższego Ja przesłać mu manę po sznurze aka.
Za pomocą
swoich ponadziemskich umiejętności potęguje ono tę energię do (mówiąc obrazowo)
100 000
woltów, którą później, w następstwie naszej modlitwy zsyła na poziom fizyczny,
by w ten sposób
spełnić zawarte w niej życzenie. Mana, którą dysponuje Wyższe Ja, nazywa się
mana-loa.
(Powyższy mechanizm zostanie dokładnie omówiony później, jak również fakt, że
zaopatrzenie
Wyższego Ja w manę-loa może odegrać znaczną rolę w procesie uzdrowienia).
Produkcja many jest prosta i logiczna. Mana powstaje z pożywienia, które
dostarczamy
organizmowi. Podobnie jak w przypadku silnika w samochodzie, zostaje spalony,
tzn. utleniony,
pewien palny nośnik energii. Człowiek spala pokarm w procesie utleniania przez
wdychanie tlenu
do płuc. Trawienie, które jest normalną pracą wykonywaną bez skargi przez niższe
Ja, to cud
natury, którego nie jesteśmy świadomi.
Gdy świadomie pogłębimy oddech, damy niższemu Ja sygnał, aby zwiększyło spalanie
pożywienia, dzięki czemu powstanie większy zapas many. Świadome oddychanie jest
prawdziwą
współpracą między niższym i średnim Ja. Niższe Ja zawsze chętnie i bezbłędnie
zaakceptuje tę
wskazówkę średniego Ja.
Mana pochodzi przede wszystkim z pożywienia i jest siłą ziemską, ponieważ każdy
pokarm
ma swoje źródło w ziemi. Szczególnie dotyczy to wody, nie ulega bowiem
wątpliwości, że: po
pierwsze - bez wody nie powstanie żadne pożywienie, ani roślinne, ani zwierzęce;
po drugie - woda
jest jednoznacznym symbolem many.
Cóż innego można by przyjąć za symbol many niż wodę? Jest to dobre porównanie.
Dlaczego większość ludzi odbiera prysznic jako bardziej odświeżający niż kąpiel
w wannie?
Po prostu - prysznic jest płynącą, żywą wodą, natomiast wanna odpowiada jezioru,
stojącemu zbiornikowi. Jeżeli mieliście kiedyś okazję stać pod naturalnym
wodospadem, z
pewnością czuliście potężną energię many.
Szczególnym źródłem many są drzewa. Ich delikatne korzenie włosowate sięgają w
głąb
ziemi do czystej wody i ciągną manę w górę. Możemy mocno objąć drzewo nagimi
ramionami i
poprosić je, aby dało nam manę. Po jej otrzymaniu należy za nią podziękować!
Zawsze bardzo
cieszy mnie widok, gdy w lecie dwudziestu uczestników seminarium żarliwie
obejmuje drzewa.
Odbieramy manę, po czym żegnamy się płynącym z serca podziękowaniem!
Również chrzest z wody ma swoje głębokie znaczenie. Był to etap wstępny do
chrztu
Duchem Świętym (Ewangelia św. Marka 1,8), kiedy wodę powszechnie uznawano za
symbol
czystości (np. Ewangelia św. Mateusza 27,24). W Ewangelii św. Jana (4,11) Jezus
wyraźnie mówi o
znaczeniu żywej wody, która na zawsze gasi pragnienie.
Chciałbym teraz zapoznać was z pewnym ćwiczeniem. Jest to ćwiczenie
rozluźniające.
Często słyszy się o "odprężeniu", ale ja nie lubię tego słowa, ponieważ zawiera
ono dwa negatywne
pojęcia "od" i "prężenie". Słowo to chciałbym zastąpić przez "rozluźnianie" lub
"uwalnianie". Nie
jest to bynajmniej dzielenie włosa na czworo, lecz pragnienie, by pozytywnie
wpłynąć na myśli
przez mowę. Wiadomo doskonale, jaki potężny wpływ ma na nasze myśli słowo
mówione,
szczególnie mam tu na uwadze obelżywe wyrażenia i przekleństwa, których
powinniśmy unikać.
Aby ułatwić wam zapamiętanie ćwiczenia, podzieliłem je na fazy.
Właściwa postawa
Usiądźcie na krześle, lecz nie w wygodnym fotelu z oparciem* Zdejmijcie obuwie;
tak
będzie wygodniej. Przyjmijcie taką pozycję, by uda tworzyły kąt jak najbardziej
zbliżony do
prostego w stosunku do łydek. Stopy, ustawione obok siebie, powinny opierać się
na podłodze. Z
pewnością czujecie teraz obie kości pośladkowe, zwłaszcza jeśli siedzicie na
drewnianym krześle.
Pobujajcie się teraz trochę do przodu i do tyłu. Wtedy dokładnie je odczujecie.
Nie opierajcie się
jednak plecami o krzesło. Jeśli to konieczne, przesuńcie pośladki nieco do
przodu. Wkrótce
przekonacie się, jakie znaczenie ma ten sposób siedzenia. Najważniejsze jest
poprawne utrzymanie
kręgosłupa. Będzie to potrzebne później podczas ćwiczenia oddechowego.
Rozluźnianie mięśni stóp
Zwróćcie uwagę, by wasze ramiona luźno zwisały po obu stronach krzesła. Możecie
je
również położyć wygodnie na udach, tak aby dłonie spoczywały prawie na kolanach,
wewnętrzną
stroną zwrócone ku górze lub ku dołowi, w zależności od tego, jak jest wam
wygodniej. Zacznijcie
teraz "przebierać" palcami stóp. W ten sposób uświadomicie sobie ich istnienie.
Następnie
napnijcie palce obu stóp, podwijając je ku dołowi i unosząc jednocześnie ku
górze. Ponownie
rozluźnijcie mięśnie. Stopy i palce powinny być całkowicie odprężone.
Następnie, etapami wprowadźcie cały organizm w stan doskonałego spokoju, niejako
wznosząc się przy tym coraz wyżej aż do głowy. Fizyczne oswobodzenie przyniesie
wam
równocześnie wewnętrzną harmonię i doskonałe wyciszenie. Podczas ćwiczeń
rozluźniających
można posuwać się także z góry na dół, zaczynając od głowy, a kończąc na palcach
stóp. W naszym
przypadku nie jest to jednak właściwe, ponieważ później będziemy ładować się
maną, co następuje
z dołu do góry.
Rozluźnianie mięśni łydek, ud i pośladków
Gdy stopy są rozluźnione, przechodzimy do łydek i ud. Napinamy je równocześnie.
Zauważycie, że w tym samym czasie samoistnie napniecie również mięśnie
pośladków. Następnie
napnijcie jeszcze dwa, trzy razy mięśnie nóg, podudzia, ud i pośladków, po czym
świadomie je
zwolnijcie. Jesteście teraz doskonale rozluźnieni od palców stóp do pośladków,
wyraźnie to
czujecie.
Rozluźnianie mięsni brzucha i piersi
Wciągnijcie mocno mięśnie brzucha. Wypchnijcie brzuch do przodu. Wciągnąć,
wypchnąć,
wciągnąć, wypchnąć, wciągnąć, wypchnąć! Zwolnijcie teraz napięcie mięśni i
pozostawcie brzuch
w takim stanie, abyście dobrze się czuli. Po wcześniejszym napinaniu mięśni
brzucha odczujecie
ten stan jako przyjemny. Przejdźcie teraz do piersi. Wciągnijcie mocno
powietrze, lecz bez dużego
wysiłku. Brzuch zacznie się przy tym poruszać, dzieje się to automatycznie.
Następnie wykonajcie
wydech. Spokojnie, bez wysiłku. Całą czynność wdechu i wydechu powtórzcie
jeszcze dwukrotnie.
Rozluźnianie mięśni barków, ramion i pleców
Przechodzimy teraz do barków. Odciągnijcie je ku tyłowi, tak jakbyście chcieli
złączyć
łopatki, i ponownie jeszcze raz do tyłu, a następnie w przeciwnym kierunku, do
przodu. Powtórzcie
to ćwiczenie kilkakrotnie. Potem zaciśnijcie silnie pięści. Poczujcie, jak
napięcie mięśniowe
wstępuje przez ramię aż do barku. Jest to największy wysiłek, jaki wykonujecie
podczas tego
ćwiczenia. I jeszcze raz: mocno napiąć i rozluźnić pięści, przedramiona i
bicepsy.
Teraz kolej na bardzo ważne mięśnie. Unieście barki do góry, prawie do wysokości
uszu, po
czym schowajcie głowę między barki. Napnijcie przy tym mocno mięśnie.
Powinniście się starać,
aby w tej fazie ćwiczenia brały intensywny udział mięśnie pleców. Znaleźliście
się teraz świadomie
w doskonale znanym stanie napięcia, które często prowadzi do bólu głowy i chorób
nerwowych.
Rozluźnijcie się i całkowicie uwolnijcie od tego napięcia. Niechaj ramiona
ponownie opadną.
Odczujecie głęboki spokój.
Rozluźnianie mięśni szyi i głowy
Spróbujcie teraz napiąć mięśnie szyi oraz przednie i tylne mięśnie czaszki. Nie
każdy to
potrafi, ale nic nie szkodzi. Zmarszczcie silnie czoło, unieście policzki,
róbcie różne grymasy.
Otwórzcie szeroko usta i, nie krępując się, wyciągnijcie daleko język.
Zmarszczcie nos. Jeżeli
wykonacie wszystkie te ruchy równocześnie, oczy będą mocno zaciśnięte. Następnie
postarajcie się
w pełni rozluźnić wszystkie napinane uprzednio mięśnie. Całą tę czynność
powtórzcie dwu-lub
trzykrotnie. Zamknijcie oczy, przesuńcie gałki oczne w prawo i w lewo, ku górze
i ku dołowi,
ponownie zaciśnijcie powieki, po czym możliwie jak najwięcej rozluźnijcie
wszystkie części szyi i
głowy.
Przyglądanie się ciału w stanie odprężenia
Zamknijcie teraz oczy i obserwujcie swoje ciało, które jest doskonale
rozluźnione, w pełni
uspokojone. Postępujcie od głowy ku dołowi, przez szyję, barki, ramiona, plecy,
piersi, brzuch,
miednicę, pośladki, uda, podudzia i stopy aż po ich palce. Wszystko jest
absolutnie swobodne. W
tym fizycznym spokoju, w tej doskonałej ciszy, odczujecie również duchowy spokój
i ciszę.
Rozkoszujcie się tym stanem przez kilka minut... Delektujcie się owym
wewnętrznym spokojem tak
długo, jak chcecie.
Zanim przejdziemy do następnego ćwiczenia, zwróćmy uwagę na pewne zależności.
Przyjrzyjmy się naszemu procesowi trawienia. Przyjmujemy pokarm, rozdrabniamy go
zębami i łączymy ze śliną w procesie wstępnego trawienia. W żołądku następuje
rozkładanie
pokarmu przez kwas solny, po czym w jelicie, mówiąc w uproszczeniu, podlega on
rozkładowi
przez enzymy. Zaliczają się do nich białka, aminokwasy i tłuszcze, które w
procesie rozkładu
przeobrażone zostaną w glicerynę i kwasy tłuszczowe. Produkty końcowe wchłaniane
są przez
ścianki jelita. W ten sposób odżywiane są nie tylko wszystkie mięśnie i tkanki,
lecz również mózg.
Jeżeli zaakceptujemy ideę przeobrażania fal energii w materię, i odwrotnie,
będziemy mogli
wyobrazić sobie przemianę pokarmu w siły mentalne oraz duchowe.
Pozostańmy jednak przy ciele. Zwiększona produkcja many oznacza większą ilość
siły
życiowej. Oznacza to również więcej energii niezbędnej do wypełniania zadań,
których się od nas
oczekuje, polepszenia samopoczucia, przyspieszenia pulsu, a w przypadku osób
cierpiących na
hypotonię - podwyższenia ciśnienia krwi bez obawy wystąpienia powikłań. Jak sam
zauważyłem,
osoby ze skłonnościami do niskiego ciśnienia krwi mogą dać wskazówkę swojemu
niższemu Ja,
aby kontrolowało ciśnienie i w razie potrzeby podniosło jego poziom. Działa to
niezawodnie,
wymaga jednak treningu z niższym Ja. Pomijam naturalnie ekstremalne warunki
pogodowe.
Biorąc pod uwagę wyżej przedstawiony mechanizm, staje się dla nas jasne, że do
duchowego uzdrowienia wymagana jest duża ilość many. Wiemy również, że nasze
Wyższe Ja i
Wyższe Ja pacjenta potrzebują dużego ładunku many w celu uzdrowienia. (Sam
uzdrowiciel nigdy
nie wyleczy pacjenta ani za pomocą many, ani magnetyzmu czy jakiejkolwiek innej
energii). Gdy
później nabierzecie więcej wprawy w produkcji many, będziecie mogli
przeprowadzić interesujące
próby, które udokumentują wam jej istnienie jako czegoś realnego.
George Meek przedstawił wiele przykładów świadczących o tym, że duchowy wpływ,
który
najczęściej określał jako siły uzdrawiającego, może przynieść zdumiewające
rezultaty. Nie znał on
Huny ani też nie miał pojęcia o sile nazywanej maną. Nie ulega jednak
wątpliwości, że jego
obserwacje musiały dotyczyć many lub innej energii z nią spokrewnionej. Poza tym
większa część
eksperymentów Meeka przeprowadzona została pod najsurowszą kontrolą w
laboratoriach
uniwersyteckich. Znane są również eksperymenty z parą małżeńską amerykańskich
uzdrawiaczy,
Ambrosem i Olgą Worrallami. W książce tej nie ma jednak miejsca na omówienie
szczegółów
badań George'a Meeka.
Gdy z biegiem czasu dzięki praktykowaniu Huny nawiążecie kontakt ze swoim
niższym
Ja, będziecie mogli przeprowadzić następującą próbę:
Napełnijcie dzbanek lub konewkę wodą, obejmijcie mocno naczynie obiema rękami i,
wykonując równocześnie głęboki wdech, poproście swoje niższe Ja, aby przeniosło
przez obie
dłonie manę do wody w naczyniu. Wyobraźcie sobie ten proces wyraźnie i
plastycznie. Pozwólcie,
aby wasze myśli stały się rzeczywistością! Jeżeli mieliście już do czynienia z
przepływem energii
przez ręce, możecie również wyobrazić sobie, że strumień many przepływa z
prawej, podającej ręki
do lewej, przy czym naturalnie większa część many "pozostaje w zawieszeniu" w
wodzie. To samo
możecie uczynić z wazonem, w którym znajdują się kwiaty. Przeprowadźcie
następujący test. Jeden
wazon napełnijcie maną, a drugi nie. Które kwiaty dłużej zachowają świeżość? W
każdym z
wazonów powinno znajdować się dużo jednakowych kwiatów, aby wykluczyć przypadek.
Jeżeli potraficie już pracować z maną, przejdźmy do ćwiczenia oddechowego.
Najpierw
przeprowadźcie znane już ćwiczenie rozluźniające. Jeśli wykonaliście je dwu- lub
trzykrotnie,
przyjdzie to wam z łatwością, stanie się dla was przyzwyczajeniem. Wiemy, że
wzmożone
oddychanie oznacza zwiększenie porcji dostarczanego tlenu, a więc
intensywniejsze utlenienie. Gdy
świadomie skierujemy "narządy trawienia", przede wszystkim do żołądka i jelita,
oddech pobudzi
funkcje życiowe tych narządów. Najlepiej oddycha się w pozycji siedzącej, a
jeszcze lepiej na
stojąco. Jak już zauważyliśmy, ważne jest, aby przy wyprostowanym kręgosłupie
czakry
znajdowały się jedna nad drugą, co ułatwia wstępowanie many do czakry koronnej.
W czasie intensywnego oddychania (energized breathing) do dyspozycji powinna być
cała
objętość płuc. Dlatego też najpierw rozluźnijcie krępujące brzuch ubranie,
rozepnijcie pasek itd., po
czym wykonajcie normalny wdech i wydech. Zróbcie teraz świadomie wdech, przy
czym wypnijcie
brzuch do przodu, pozwalając na swobodne wpłynięcie powietrza. Dzięki temu
przepona obniży
się, a dolna partia płuc uzyska więcej miejsca, co spowoduje wprowadzenie
powietrza. Teraz
znowu wykonajcie wdech, wprowadzając powietrze do środkowej części płuc, a
następnie - ciągle
świadomie - do górnej części, nie unosząc przy tym barków ani klatki piersiowej
za pomocą mięśni.
Uniosą się one automatycznie dzięki wpływającemu powietrzu. Przy wydychaniu
zacznijcie znowu
od brzucha, a nie od górnej części płuc. Należy przy tym mocno wciągnąć brzuch,
świadomie
wydychając powietrze, dzięki czemu środkowa i górna część płuc wyraźnie obniży
się i opróżni.
Możliwe, że górna część tułowia pochyli się trochę do przodu.
Przerwijcie teraz lekturę i poćwiczcie świadome wdychanie i wydychanie. Wkrótce
stanie
się ono przyzwyczajeniem. Pełne naładowanie maną składa się z ośmiu cyklów
wdychania i
wydychania, które wkrótce omówimy.
Powinniśmy ustalić, z jaką szybkością, a właściwie z jaką powolnością miałby
następować
każdy cykl wdychania i wydychania. W tym celu należy palcami wskazującym i
środkowym
wyczuć na tętnicy rytm uderzeń serca. Palce trzeba przyłożyć z lewej strony szyi
mniej więcej na
wysokości migdałów. Puls można wyczuć również na przegubie ręki. Z łatwością
stwierdzicie, jak
szybko bije wasze serce. Rytm ten wyznacza przebieg procesu oddychania. Możecie
oddychać
wolniej, byleby tylko nie szybciej.
Licząc według tego taktu, przy liczbie l wypychajcie brzuch do przodu, przy 2
przejdźcie do
środkowej części płuc, natomiast przy 3 i 4 do ich górnej części, aż po same
czubki. Następnie,
zróbcie krótką przerwę, po czym wykonajcie wydech na 5... 6... 7... 8. Przy
liczbie 5 wciągnijcie
ponownie brzuch, przy 6 wypuście powietrze ze środkowej części płuc, natomiast
przy 7 i 8 z ich
górnej części.
Robimy przerwę i zaczynamy na nowo:
wdech: 1... 2... 3... 4... przerwa
brzuch, środkowa część płuc, górna część płuc
wydech: 5... 6... 7... 8... przerwa
brzuch, środkowa część płuc, górna część płuc
Ważne jest, aby jak najdokładniej wydychać powietrze: w płucach nie powinno
zalegać
powietrze już zużyte. Jeżeli chodzi o przerwy, specjalnie nie podaję czasu ich
trwania: róbcie je tak,
byście czuli się dobrze - wzmacniają one proces oddychania. Jeżeli się męczycie,
na początku
ćwiczcie bez przerw. Szczególnie ważne jest to, byście bez wysiłku wykonywali
świadome
oddychanie. Musicie czuć się dobrze i oddychać "jakby od niechcenia". Nie
przesadzajcie jednak,
ponieważ zbyt intensywna hiperwentylacja może prowadzić do bólu głowy.
Ćwiczcie tę technikę. Możecie nauczyć się oddychania od podstaw. Jest ono
najważniejszym
warunkiem wytwarzania many.
Oczywiście po pewnym czasie monotonne liczenie stanie się uciążliwe i nudne.
Spoglądając
wstecz, stwierdzam, że przez rok lub dwa lata liczyłem niezmordowanie, aż do
momentu, gdy
wpadłem na pomysł, aby zastąpić liczenie mantrami. Była to wspaniała inspiracja
pochodząca od
mojego Wyższego Ja. Można wymyślić sobie osiem mantr lub mniej, jeśli ta czy
inna się powtarza.
Chciałbym podać tu kilka przykładów. Jak być może wiecie, M.F. Long nazwał
niższe Ja
przyjacielem i pomocnikiem. Ja dołączyłem do tego określenie "strażnik".
Pierwsza mantra
mogłaby wyglądać następująco:
l 2 3 4 przerwa 5 6 7 8 przerwa
przyjacielu i pomoc- niku George'u mój do- bry
l 2 3 4 przerwa 5 6 7 8 przerwa
przyjacielu i straż- niku George'u mój do bry
Long nazwał Wyższe Ja "przewodnikiem, towarzyszem, obrońcą i opiekunem". Na tej
podstawie mogą powstać znowu dwie mantry w rodzaju:
l 2 3 4 przerwa 5 6 7 8 przerwa
przewod- niku i -- towa- rzyszu A- rielu
l 2 3 4 przerwa 5 6 7 8 przerwa
przewod- niku i -- opieku- nie A- rielu
Do mantry tej wprowadziłem imię mojego Wyższego Ja
"Ariel". Możecie zastąpić
je przez
"kochany" lub "dobry" albo przez jakiekolwiek inne imię.
Przy pierwszych ćwiczeniach radzę jednak pozostać przy samym liczeniu. Również
tutaj
istnieje środek pomocniczy, pozwalający stwierdzić, przy którym z ośmiu cyklów
oddychania
jesteśmy. Najlepiej więc liczyć w ten sposób:
1..2..3..4..5..6..7..8,
2..2..3..4..S..6..7..8,
3..2..3..4..5..6..7..8,
4..2..3..4..5..6..7..8
i tak dalej.
Ćwiczcie świadome głębokie oddychanie tak długo, aż staniecie się w nim biegli.
Zobaczycie, to bardzo łatwe!
Później, kiedy opanujecie tę sztukę, będziecie wypowiadać mantry nieco szybciej
i
potrzebować jednej całej mantry do wykonania wdechu, a drugiej do wydechu.
Dzięki temu proces
oddychania stanie się dłuższy i głębszy. Odbierzecie go jako bardzo przyjemny i
równocześnie
skuteczny.
Każdy praktyczny podręcznik opisuje ćwiczenia w skróconej formie. Dotyczy to
również
powyższego ćwiczenia oddechowego i następującego po nim ćwiczenia w ładowaniu
się maną.
Bardzo chciałbym otrzymać od każdego czytelnika tej książki zapewnienie, że
będzie tak długo
ćwiczył proces oddychania, aż go całkowicie opanuje. Byłoby to najlepsze
przygotowanie do
ćwiczenia wytwarzania dużego ładunku many. Dlatego też wykonujcie co dzień
ćwiczenie
oddechowe. Możecie powtarzać je kilka razy dziennie.
Gdy odniesiecie wrażenie, że głębokie oddychanie przychodzi wam z łatwością,
wtedy
podczas jednego z ćwiczeń oddechowych powiedzcie w myślach waszemu niższemu Ja,
nazwijmy
je George'em, coś w rodzaju: "George, mój kochany, wyobraźmy sobie teraz, że
oddech, który
kierujemy w nasze narządy trawienia, przyczynia się do produkcji many dzięki
naszej wspólnej
woli"!
Wspominałem już o zawartym w nauce Huny poglądzie, zgodnie z którym myśl
naładowana
maną staje się rzeczywistością. Znajdujecie się teraz w momencie, w którym
możecie nakazać, aby
urzeczywistniła się idea wytwarzania many. Wasze niższe Ja z pewnością was przy
tym wspomoże!
Gdy zakończycie już ósmy cykl wdechu i wydechu, ponownie powiedzcie niższemu Ja:
"George, naładowaliśmy się maną. Masz ją teraz w sobie. Zachowaj ją w swoim
spichlerzu! W
każdej chwili będziemy mogli zaczerpnąć jej z tego rezerwuaru i wykorzystać w
różnych celach".
Lądowanie się maną jest niezwykle łatwe! Udzielicie George'owi tylko prostej
wskazówki
(nie dawajcie mu nigdy rozkazu!). Bądźcie całkowicie pewni pomocy waszego
George'a! Gdy
opanujecie już technikę oddychania, wówczas po chwilowym wyczerpaniu, zaraz po
naładowaniu
się maną odczujecie przyrost energii. Momentalnie poprawi się wam nastrój.
Staniecie się znowu
pełni wiary i ufności. Nie jest to krótkotrwały wpływ na psychikę, lecz stała
poprawa fizyczna,
która nieuchronnie objawi się również w sferze psychiki.
Możemy jeszcze pójść krok dalej. Przypuśćmy, że czeka was praca wymagająca
wytężenia
sił. Może to być wysiłek fizyczny, na który jesteście nastawieni, lub ważna
rozmowa służbowa czy
praca, którą właśnie się zajmujecie i której nie chcielibyście przerywać. Wtedy
dajcie George'owi
następującą wskazówkę: "George, daj mi manę!". Oznacza to, iż niższe Ja ma
dostarczyć siły
życiowej wam, waszemu średniemu Ja, które nazywa się tak, jak brzmi wasze imię.
Wskazówkę tę
przekażcie George'owi, równocześnie głęboko oddychając, gdyż będzie to dla niego
sygnałem do
przybrania stanu gotowości i oczekiwania poleceń. Przyzwyczajcie się do używania
powyższego
sygnału. Fakt, że świadomie wkraczacie w automatyczne oddychanie George'a, jest
dla niego
namacalną oznaką waszej ingerencji. Akceptuje on chętnie powierzone mu zadanie.
Być może
odniesiecie kiedyś wrażenie, że rezerwuar George'a jest prawie wyczerpany. W
takim przypadku
ponownie naładujcie się maną za pomocą opanowanego już ćwiczenia oddechowego.
Wcześniej,
gdy używałem jeszcze wahadełka, z jego pomocą określałem pozostały mi w danej
chwili zapas
many. Później nie musiałem już tego robić; czułem ją. Taki sposób jest o wiele
lepszy. Wkrótce wy
również zdołacie stwierdzić na podstawie swoich doznań, czy potrzebujecie nowego
ładunku many.
I jeszcze jedna uwaga. Gdy powiecie: "George, mój kochany, daj mi manę!",
dodajcie do tego, jak
już wspomniałem, wasze imię. Dzięki temu jeszcze bardziej zwracamy uwagę
George'a. A zatem
zwróćcie się do niego ze słowami: "George, mój kochany, daj mi, Bogdanowi
(Janowi itp.), silny
ładunek many!".
Biorąc to ćwiczenie za punkt wyjścia, można uczynić jeszcze jeden duży krok
naprzód,
który wprowadzi nas w sferę duchowego uzdrowienia: przekażcie manę innej osobie.
Przebieg
ćwiczenia pozostaje taki sam: ładowanie maną przez oddychanie oraz gromadzenie
jej w
rezerwuarze George'a. Do nawiązania i utrzymania kontaktu z innym człowiekiem
używacie
automatycznie sznura widmowego, co w wyczerpujący sposób zostanie omówione w
następnym
rozdziale. Mówicie po prostu: "George, mój drogi, prześlij teraz manę wujkowi
Franciszkowi!".
Polecenie to wzmacniacie znanym już głębokim oddechem. Możliwe, że wujek Franek
znajduje się
akurat w sytuacji, w której życzyłby sobie otrzymać silny zastrzyk energii, a
może nawet prze-
kazanie mu jej jest konieczne. W każdej chwili możemy dowolnemu człowiekowi,
tzn. jego
średniemu Ja, posłać manę! Jeżeli dzięki konsekwentnemu praktykowaniu Huny
osiągnęliście
swoje Wyższe Ja, możecie dokonać istotnych zmian, modląc się o uzdrowienie danej
osoby,
zakładając oczywiście, że jej Wyższe Ja życzy sobie tego. Przekazanie many
innemu Wyższemu Ja
jest bezcenne dla uzdrowienia jego średniego i niższego Ja.
Wspominaliśmy wcześniej, że energia mana-loa, która właściwa jest Wyższemu Ja,
działa
ze zdwojoną siłą lub jest odwracalna. Nazwałbym ją "ziemnowodną". Jakaś istota
duchowa, na
przykład Wyższe Ja, przyjmuje naszą manę, a następnie może ją przeobrazić za
pomocą całkowicie
nie znanego nam mechanizmu w czysto duchową moc o wysokiej koncentracji, w manę-
loa
(100 000 V). Mana, w przeciwieństwie do wszystkich innych znanych mi
parapsychicznych energii,
jest więc pochodzenia ziemskiego (wywodzi się przecież z ziemi). Zostaje jednak
przeobrażona na
duchowym poziomie. Dlatego też mana (w połączeniu ze sznurem aka) jest
szczególnie ważnym
elementem łączącym ludzi i wszystkie istoty duchowe, które chętnie ją przyjmują.
Co więcej, dar
many, który przekazujemy w medytacyjnym rozmyślaniu naszemu Wyższemu Ja,
traktować może-
my jako symboliczną ofiarę, jaką składamy razem z naszą wdzięcznością, miłością,
szacunkiem,
najgłębszą pokorą i uniżonością.
Idea, że zmarli mogą potrzebować many, co jest równoznaczne z tym, że potrzebują
pożywienia, nie jest bynajmniej nowa. M.F. Long spotkał ją nie tylko w Hunie.
Pisze, że Chińczycy
umieszczali żywność na grobach swych zmarłych. W starożytnym Egipcie miód był
symbolem
pożywienia. Do dzisiaj jeszcze w wielu rysunkach nagrobnych z tamtego obszaru i
czasu
znajdujemy świętą pszczołę. Znany jest fakt, że w europejskich krajach
katolickich na grobach
stawia się wodę. Najczęściej używanym symbolem many w Hunie jest właśnie
święcona woda.
Nauka Huny duże znaczenie przypisuje następującej wizualizacji: człowiek
wyobraża sobie,
że mana wznosi się ku górze z brzucha poprzez klatkę piersiową, gardło, aż do
głowy, a tam
"przepływa" do najwyższego punktu, fioletowej czakry czaszki.
Przyjmijmy, że dziecko ma do dyspozycji swojego Anioła Stróża (swoje Wyższe Ja),
nie
starając się o to ani też nic o nim nie wiedząc, czyli innymi słowy, ma "za
darmo". Ten mały
człowiek nie ma jeszcze zrośniętych kości czaszki. Otwór ten można wyraźnie
wyczuć palcem.
Zadziwiające jest, że nazywa się go "fontanella" . A dlaczego jest to
zdumiewające? Ponieważ
fons, fontis oznacza po łacinie "źródło", z czego wywodzi się fontanna, a
"fontanella" to tyle co
małe źródełko. Znaczy to, że strumień many, jakim może dysponować Wyższe Ja
dziecka,
wypływa bez przeszkód z fontanelli tam, gdzie kości czaszki nic są jeszcze
zrośnięte. Naturalnie są
to spekulacje, ale - jak sądzę - bardzo piękniewyjaśnione! W jakiej zależności z
powyższym
znajduje się tonsura? Dlaczego kiedyś katoliccy kapłani dokładnie w tym miejscu
czaszkowej
czakry wycinali włosy w kształcie okrągłego otworu? Przepis leżący u podstawy
tego zwyczaju
powstał w szóstym wieku. Jeszcze nigdy nie znalazłem na to żadnego pisemnego
wyjaśnienia. Czy
Esseńczycy praktykowali to samo? Czy tonsura, "otwarcie ku górze", jest symbolem
połączenia ze
świętym Wyższym Ja, mówiąc innymi słowy: z Bogiem?
Rozdział 2
Trzy praktyczne narzędzia Huny
Sznur aka, duchowe połączenie
Sznurem aka określa się "narzędzie łączące" dwie osoby lub jednego człowieka z
istotą
duchową. W praktyce Huny szczególnie ważne jest połączenie z własnym Wyższym Ja.
Sznur aka
uważany jest za coś "delikatnego". Mówiąc szczerze, sam dokładnie nie wiem, co
to jest.
Określenie to przyjęło się na dobre, choć według mojego odczucia ma ono
charakter hipotetyczny,
ale nie brak mu uzasadnienia. W przypadku niektórych zjawisk, podobnie jak przy
sznurze aka, stan
ich skupienia nie jest określony.
Wiemy, że sznur aka to "mocne" połączenie (na przykład w telepatii), nie
potrafimy jednak
określić go w kategoriach materii fizycznej. Może być to połączenie czysto
duchowe, z drugiej
jednak strony jest na to zbyt silne. Dlatego też dla substancji aka wprowadzono
pojęcie "subtelna",
tak samo jak dla wielu podobnych fenomenów. Pojęcie to określa wyobrażenie
pewnego stanu
skupienia. Sznur aka jest połączeniem, które powstaje w dokładnie określonych
warunkach. Dla
osób praktykujących Hunę jest on bezspornie rzeczywistością. Sznur ten służy
przekazywaniu
energii, nie da się go wytworzyć świadomie.
Pan A i pani B oddaleni są od siebie w przestrzeni, znają się jednak od dawna.
Oznacza to,
że między nimi istnieje sznur aka. Jeżeli pan A chce wejść w kontakt
telepatyczny z panią B,
wysuwa wówczas swój palec aka - jak nazwał go Long - w kierunku pani B. Pod
pojęciem tym nie
należy rozumieć żadnego konkretnego palca, lecz proces nawiązywania kontaktu na
drodze
duchowego ukierunkowania. Wyrażenie "w kierunku" nie oznacza kierunku
geograficznego, lecz
duchowy: pan A chce skontaktować się z panią B. Przekaz telepatyczny następuje
przez istniejący
sznur aka. A jak doszło do powstania w pewnym momencie połączenia między A i B?
Całkiem
prosto: pan A i pani B spotkali się kiedyś, podali sobie ręce i już tylko choćby
z tego powodu
zawiązał się między nimi sznur aka.
Cienka nić aka powstaje nawet wtedy, gdy dwie osoby popatrzą sobie w oczy i
okażą
wzajemne zainteresowanie. Przypadek taki może wyglądać następująco. Płochliwą
młoda
dziewczyna nie potrafi odwzajemnić uporczywego spojrzenia pewnego młodzieńca,
spuszcza oczy i
przez to nieświadomie hamuje powstanie nici aka. Z drugiej strony, sznur, a
nawet gruba linka aka,
rozwija się między osobami, które się żarliwie kochają (duchowo lub duchowo i
fizycznie), lub
pomiędzy ludźmi blisko spokrewnionymi, albo też między osobami, które łączą
wspólne przeżycia,
na przykład górska wspinaczka). Istnieją więc różne formy wyrażania
intensywności połączenia
aka.
Nić aka "przykleja" się również do podpisu, a być może też do fotografii (aka po
polinezyjsku znaczy "kleisty, lepki"). Z tego powodu niektórzy uzdrowiciele
korzystają przy uz-
drawianiu na odległość z pomocy w postaci przedstawionego im podpisu lub
fotografii nie znanego
pacjenta, aby w ten sposób łatwiej stworzyć połączenie. Również podczas rozmowy
telefonicznej
może rozwinąć się nić aka. Sądzę, że w tym celu potrzebny jest jednak ze strony
medium lub
uzdrowiciela pewien trening.
Ten, kto osiągnął już swoje Wyższe Ja, może nawiązać kontakt z rozpoczynającym
proces
uzdrawiania Wyższym Ja pacjenta. W tym przypadku uzdrawiający nie jest skazany
na korzystanie
ze środków pomocniczych, takich jak podpis lub fotografia.
Szczególnie interesujące są nici lub sznury aka w sferze duchowej. Osoba mająca
kontakt ze
swoim Wyższym Ja jest z nim silnie związana przez niezniszczalną linę aka, to
znaczy nie ona
sama, lecz ona razem ze swoją podświadomością, ze swoim niższym Ja. To właśnie
niższe Ja na
prośbę średniego Ja rozpina sznur aka do Wyższego Ja i po przyjęciu go przez nie
dalej ten sznur
podtrzymuje. Niższe ja może zerwać kontakt z Wyższym Ja, odłączyć sznur aka
jakimś
przełącznikiem" wtedy, gdy daje o sobie znać jego nieczyste sumienie oraz gdy
połączenie
zaburzone zostanie przez blokady ("kamienie na drodze" z "Kazania na Górze"). A
zatem kontakt
zostaje zerwany, jeśli niższe Ja czuje się niegodne korzystania z połączenia z
Wyższym Ja.
Sznury aka, niezależnie od tego, czy istnieją one między ludźmi, czy pomiędzy
ludźmi a
istotami duchowymi, są niezniszczalne. Niektórym może to się wydać niewygodne,
ponieważ
woleliby się definitywnie oddzielić od innego człowieka, którego nienawidzą i o
którym nie
chcieliby pamiętać nawet za pośrednictwem sznura aka. Takie nastawienie i
pragnienie są
niewłaściwe, a do tego niepraktyczne, gdyż nie da się wykluczyć możliwości
duchowego
pojednania w przyszłości, kiedy to sznur aka może odegrać dużą rolę. Nie
potrafimy go zniszczyć,
możemy go tylko unieruchomić.
Na koniec jeszcze kilka świadectw historycznych przemawiających za istnieniem
sznura
aka. W Księdze Koheleta (12,6) mowa jest o srebrnym sznurze, który z wielkim
praw-
dopodobieństwem odpowiada sznurowi aka. W egipskich hieroglifach i rysunkach
nagrobnych
widzimy otwarty parasol, symbol ciała widmowego, czyli ciała aka. Trzonek
parasola pełni funkcję
"połączenia", odpowiadającego sznurowi aka. Aka w języku staroegipskim oznacza
"cień", a w
polinezyjskim -jak już wspomniałem - "kleisty, lepki". Uważam, że są to
interesujące wskazówki,
które można przyjąć albo odrzucić.
Ponieważ niższe i średnie Ja przynależą do siebie, sznur aka między nimi jest
zbędny. Jeśli
jednak niższe Ja występuje z ciała, powstaje między nimi solidna lina aka.
Niższe Ja nigdy nie
może zostać oddzielone od średniego! Natomiast może je opuścić pod pewnymi
warunkami.
Najbardziej znany jest sen na jawie, podczas którego niższe Ja występuje z ciała
fizycznego ł
dokonuje spostrzeżeń w innym miejscu, co bezpośrednio oznajmia średniemu Ja za
pomocą
marzenia sennego.
Światło i świetlna piramida
Kolejnym duchowym narzędziem Huny jest światło. Wyobraźcie sobie coś całkiem
prostego, wręcz - chciałoby się rzec - banalnego: samotny dom otoczony drzewami
i krzewami.
Parter tego domu znajduje się na poziomie ziemi. Jest zupełnie ciemno, żadna
gwiazda, a cóż
dopiero księżyc, nie rozświetlają okolicy domu. Nie widać ani jednego drzewa ani
krzewu. Jest tak
ciemno, że nie widać nawet śniegu pokrywającego murawę. W mieszkaniu na parterze
zebrali się
rozradowani ludzie, pomieszczenie jest jasno oświetlone. Pan domu nagle otwiera
okna i okiennice.
Śnieg promieniuje jasnym blaskiem, pnie drzew i krzaki są dobrze widoczne,
otoczenie domu
wygląda spokojnie i przyjaźnie, jest pełne światła!
W powyższej scenie godne uwagi i zrozumiałe samo prze/ się jest to, że światło
rozjaśnia
przedmioty w ciemności i przezwycięża ją. Wyobraźmy sobie jednak, że ciemność
byłaby silniejsza
niż światło, którym ludzie cieszyli się wewnątrz domu, wdarłaby się przez
otwarte okna do pomie-
szczenia, zdusiłaby światło i zapadłby mrok! Czy jest to niedorzeczna myślowa
akrobatyka? Nie!
Wszechświat jest tak urządzony, że fizyczne światło rozprasza ciemność i
oświetla drzewa oraz
krzewy, które wcześniej tonęły w mroku.
Fizyczne światło stanowi formę fizycznej energii. W początkowym ustępie Biblii,
w Księdze
Rodzaju (1,3-5) czytamy, jak Bóg stworzył światłość. Zużył on cały jeden dzień
po to tylko, aby
stworzyć światło fizyczne - najważniejszy obok człowieka element w akcie
stwórczym!
Nie może to dziwić, gdy zdamy sobie sprawę z tego, jakie znaczenie ma światło w
strukturze
materialnego kosmosu.
"Wtedy Bóg rzeki: "Niechaj się stanie światłość!" I stała się światłość".
Wiemy również, że ludzki mózg podczas myślenia wywołuje drgania, co można
udowodnić
klinicznie za pomocą elektroencefalografia. Atom, który wcześniej uważano za
niepodzielny,
składa się z wielu części, a te znowu ze "skondensowanych drgań" Tak więc sama
materia, jaką po-
wszechnie sobie wyobrażamy, w ogóle nie istnieje. Bez obawy możemy założyć, że
boskie, twórcze
myśli także są drganiami! Słowa Boga: "Niechaj się stanie światłość" są przecież
wyrażeniem Jego
myśli, a te są drganiami, cząsteczkami atomu! Wydaje się logiczne, że Stwórca
najpierw stworzył
światło, a dopiero później utwardzoną materię. Światło składa się z fal, ze
świetlnych kwantów,
lecz jeszcze nie z atomów! Biblia ukazuje powstanie wszechświata w jego
fizycznej (a także
geologicznej i biologicznej) doskonałej strukturze! Mnie osobiście w
najmniejszym stopniu nie
przeszkadza wypowiedź w wersetach l i 2. Traktuję ją jako wprowadzenie, ponieważ
szczegóły na
ten temat znajdujemy dalej, w wersetach 6-10. Przeczytajcie jeszcze raz! To
bardzo interesujące!
Z duchowym światłem, które istniało jeszcze przed powstaniem wszechświata, rzecz
ma się
tak samo jak z fizycznym. Ten, kto został oświecony, kto otrzymał w drodze łaski
światło, znajduje
się na wyższym poziomie poznania. Jest opromieniony blaskiem. W Starym
Testamencie znaj-
dujemy w różnych miejscach wzmianki o znaczeniu światła. I tak w Księdze Liczb
(6,25)
wspomina się, że Bóg za pośrednictwem Mojżesza dał wskazówkę kapłanom żydowskim,
w jaki
sposób mają błogosławić Izraelitów: "Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad
tobą". Wynika z
tego, że Boskie lico promieniuje duchowym światłem! Również w psalmach mówi się
o świetle. W
psalmie 119,105 słowo Boże porównane jest ze "światłem na mojej ścieżce",
natomiast w psalmie
36,10 powiedziane jest: "W Twej światłości oglądamy światłość". Nowy Testament
pełen jest
znaczących uwag na temat światła; najważniejsza zwarta jest w Ewangelii św. Jana
(8,12): "Ja
jestem światłością świata". Światło duchowe jest formą duchowej energii.
O świetle wspomina się również w klasycznym dziele literatury niemieckiej: w
pierwszej
części Fausta. Faust wrócił właśnie ze spaceru wielkanocnego Podążał za nim
pudel, którego wziął
on do swojego gabinetu, gdzie zwierzę okazało się niebezpiecznym stworzeniem,
"niecną istotą".
Faust próbuje różnych zaklęć, aż w końcu mówi:
"Nie oczekuj trzykrotnie jarzącego się światła!
Nie oczekuj najmocniejszego z moich dzieł!".
Faust zagroził tutaj swoim najpotężniejszym zaklęciem, którego Mefisto, ukryty
pod
postacią pudla, nie mógł cierpliwie znieść. "Nie oczekuj trzykrotnie jarzącego
się światła!". Jest to
znacząca wypowiedź, pochodząca od samego Goethego, który wyposażony był w
wybitną
ezoteryczną, parapsychologiczną i mistyczną wiedzę oraz olbrzymią wrażliwość.
Nieprzypadkowo
potrójne światło występuje w jednym z najważniejszych ćwiczeń na seminariach
Huny - w
świetlnej piramidzie.
Świetlnej piramidy używałem jako ochrony już na długo przedtem, nim uświadomiłem
sobie
znaczenie wypowiedzi Fausta. Będąc nauczycielem Huny, wystawiony byłem na
gwałtowne
duchowe ataki. Dzięki bolesnym doświadczeniom, które, patrząc z perspektywy
czasu, były dla
mnie bardzo pożyteczne, stwierdziłem, że prosta piramida świetlna nie stanowi
ochrony, ponieważ -
jak głosi Huna - składamy się z niższego Ja, ciała fizycznego, które należy do
średniego Ja, i z
właściwej istoty duchowej średniego Ja. Jednakże tylko bardzo rzadko stają się
one samodzielne.
Dlatego też zdecydowałem się na potrójne piramidy, aby ciało, niższe Ja i istota
duchowa średniego
Ja były zawsze bezpieczne podczas ewentualnego chwilowego oddzielenia się ich
nawzajem od
siebie; każde z nich miało bowiem teraz swoją duchową piramidę. (Wyższe Ja nie
potrzebuje
żadnej świetlanej osłony). Uważam potrójną piramidę świetlną za absolutną,
całkowicie
niezawodną ochronę przeciwko wszelkiego rodzaju duchowym atakom z zewnątrz.
Możliwe,
że w naszym duchowym wnętrzu są również ciemne strony, ale cóż, taki jest
człowiek. Jestem
przekonany, że codzienne ładowanie maną trzech piramid świetlnych opromieni
także wewnętrzne
słabości i je złagodzi.
Zanim przejdziemy do konkretnych ćwiczeń ze światłem, przytoczę krótką anegdotkę
z
własnego doświadczenia. Przed każdym wykładem lub seminarium, zanim przybędą
pierwsi
uczestnicy, mam zwyczaj napełniać pomieszczenie światłem. Jest to rodzaj
duchowego "oka-
dzenia", służącego przepolaryzowaniu wszelkiego rodzaju negatywnych wibracji na
pozytywne. W
tym celu wchodzę do sali, spoglądam we wszystkich czterech kierunkach, ładuję
się silnie maną i
przeistaczam ją w światło, które wypełnia całą salę. Mechanizm tego zjawiska
wyjaśnia niżej
opisane ćwiczenie. Wykonuję tę czynność regularnie, stała się ona niemal moim
nawykiem.
Podczas seminarium razem ze słuchaczami robimy "ćwiczenie świetlne", polegające
na
wypełnianiu światłem pomieszczenia.
W czasie jednego z seminariów zakończyłem właśnie wyjaśnianie szczegółów
dotyczących
ćwiczenia i chciałem do niego przystąpić, gdy jeden z uczestników wstał i
powiedział: "To wcale
nie jest potrzebne. Sala jest przecież pełna światła!".
Wypowiedź ta odpowiadała prawdzie, a ponieważ wcześniej napełniłem salę
światłem,
słowa studenta nie wprawiły mnie w osłupienie. Wkrótce okazało się, że człowiek
ten miał wielkie
zdolności medialne i zobaczył światło, którym wcześniej wypełniłem
pomieszczenie!
Przejdźmy teraz do ćwiczenia, które ma na celu wypełnienie pomieszczenia
światłem.
Chodzi tutaj o światło duchowe, ale - aby ułatwić sobie pracę - skorzystajmy
także ze światła
fizycznego, do tego ćwiczenia potrzebna jest bowiem wyobraźnia, a dla wielu osób
duchowe
światło jest zbyt abstrakcyjne. Trzeba więc przytłumić oświetlenie i ewentualnie
zasłonić okna.
Najpierw silnie naładujcie się maną. Następnie rozejrzyjcie się swobodnie po
pomieszczeniu, w którym siedzicie. Spójrzcie przed siebie w lewy róg pokoju, po
czym w prawy.
Obróćcie się, spójrzcie za siebie w lewo, następnie w prawo.
Popatrzcie w górę, na sufit. Zwróćcie uwagę na stałe punkty, na przykład na
drzwi lub szafę,
które dominują w pokoju, lub na okno, a więc na przedmioty lub formy
charakterystyczne dla tego
pomieszczenia. Nie poświęcajcie uwagi szczegółom.
Zamknijcie oczy i w myślach spójrzcie znowu w przód w lewy róg pokoju, potem w
prawy,
w tył w lewo, a następnie w prawo. Popatrzcie w myślach na drzwi, może na dużą
szafę, okno lub
na inne charakterystyczne elementy pokoju. Otwórzcie oczy, obejrzyjcie jeszcze
raz to wszystko, na
co chcielibyście zwrócić uwagę, ponownie zamknijcie oczy i rozejrzyjcie się w
duchu po waszym
pomieszczeniu. Jeszcze raz przyjrzyjcie się oczyma wyobraźni wszystkim
charakterystycznym
punktom, które znaleźliście. Może chcielibyście po raz trzeci powtórzyć tę część
ćwiczenia? A więc
znów rozejrzyjcie się wokół otwartymi oczami, a następnie zróbcie to samo z
zamkniętymi. Wielu
osobom z pewnością uda się ujrzeć swój pokój, innym natomiast się nie powiedzie.
Tym drugim
mówię: Nie zniechęcajcie się. Znajdujecie się w tym pokoju, wiecie, że w nim
jesteście. To
wystarczy.
W celu przeprowadzenia dalszej części ćwiczenia zamknijcie znowu oczy i
wyobraźcie
sobie, że pomieszczenie wypełnione jest delikatną, lecz gęstą, jasną, świetlistą
mgłą. Mgłą, jaką
spotyka się czasami w górach, szczególnie wtedy, gdy leży śnieg i świeci słońce,
na krótko przed
tym, nim mgła się rozpłynie.
Następnie powiedzcie niższemu Ja: "George, drogi przyjacielu, naładowaliśmy się
maną,
masz ją w swoim rezerwuarze. Wypełnimy teraz to pomieszczenie duchowym światłem
w celu jego
ochrony i błogosławieństwa. Przeobrazimy wszystko, co ciemne i negatywne, w
pozytywne, du-
chowe światło. Dasz teraz niezbędną ilość many i, wykonując głęboki oddech,
zmienimy ją w
duchowe światło wypełniające ten pokój - teraz!". W tym momencie rzeczywiście
wykonujecie
głęboki, fizyczny oddech. Siła many działa, a pomieszczenie, w którym
przebywacie, z całą
pewnością wypełnia się duchowym światłem. To jest rzeczywistość, a nie żadna
fantazja lub iluzja.
My i obszar, w którym działamy, podlegają duchowym prawom, z których jedno
właśnie
zrealizowaliście. Wypełnianie pomieszczenia światłem możecie przeprowadzić u
siebie w pokoju
lub w całym domu (bez potrzeby chodzenia do każdego pokoju z osobna). Możecie to
zrobić w
biurze lub u krewnych, którym chcecie pomóc, albo gdziekolwiek uważacie to za
wskazane.
Przeczytajcie jeszcze raz całe ćwiczenie poświęcone światłu, poczym wykonajcie
je w
pozycji stojącej. Możecie nadać ćwiczeniu dowolną formę, mój tekst bowiem
powinien być dla was
tylko wskazówką. Sposób jego przeprowadzenia pozostawiam wam, pod warunkiem, że
zapoznacie
się z jego sensem, celem i "techniką".
Ponieważ zajęliśmy się duchowym światłem, chciałbym was zapoznać z kolejnym
ćwiczeniem. Chodzi w nim o stworzenie piramidy świetlnej. Jesteście zmęczeni?
Nie sądzę.
Postaraliście się przecież o duży ładunek many, a w celu wypełnienia
pomieszczenia światłem
zużyliście tylko jej część. Jeśli chcecie, zróbcie przerwę, odłóżcie książkę,
lecz pozostańcie w
pozycji siedzącej i przemyślcie w spokoju ćwiczenie ze światłem. Chciałbym,
abyście pozostali na
tej duchowej częstotliwości, w jaką wprowadziło was to ćwiczenie.
Jesteście naładowani maną lub ładujecie się nią ponownie. Stańcie mniej więcej
tak, byście
patrzyli w kierunku południowym. Dokładne ustawienie pozostawcie Wyższemu Ja,
podobnie jak
dokładny kąt piramidy. Wszystko, co robicie, dzieje się teraz po trzykroć, to
znaczy piramida,
którą wzniesiecie w tym ćwiczeniu, będzie się składała z trzech piramid
umieszczonych jedna
na drugiej.
Wyciągnijcie prawą rękę z palcem wskazującym wysuniętym do przodu i skierujcie
ją w
prawo. Palec wskazuje teraz punkt znajdujący się z przodu na prawo w dole, w
odległości około 20
do 30 metrów (liczby są tylko wielkościami orientacyjnymi). Jest przy tym
obojętne, czy stoicie na
ziemi, czy też na pierwszym lub piątym piętrze domu. Wysuńcie teraz lewe ramię z
wyciągniętym
lewym palcem wskazującym, wskażcie to samo miejsce, które wskazuje wasz prawy
palec, i
przesuńcie lewy palec dołem w lewo.
Kreślicie w ten sposób linię z prawej strony ku lewej. Wasze wyciągnięte ręce i
palce
znajdują się w jednej linii. Pierwszy punkt po prawej stronie z przodu nazwijmy
A, a drugi, po
lewej stronie, również z przodu - B. Obróćcie się o 90 stopni. Po tym obrocie
wasza twarz
skierowana jest na wschód. Palec prawej dłoni wskazuje teraz punkt, na który
przedtem wskazywał
palec lewej dłoni, a który w tym momencie skierowany jest na lewo. Następnie
powróćcie lewym
palcem z powrotem do punktu B i przeprowadźcie nim linię prostą od punktu B do
C. W ten sposób
po swojej prawej stronie macie linię AB, a przed sobą linię BC.
Obróćcie się ponownie o 90 stopni. Patrzycie teraz na północ. Prawy palec
wskazuje punkt
C, natomiast lewy wskazuje na lewo od punktu C do punktu D. Powracacie nim
ponownie do
punktu C i prowadzicie linię CD. Obróćcie się teraz po raz ostatni o 90 stopni.
Wasza twarz
zwrócona jest w kierunku zachodnim; prawy palec wskazuje punkt D. Prowadzicie
lewym palcem
linię od D do A, czyli do punktu wyjściowego ćwiczenia. Kąty przy wierzchołkach
A, B, C i D są
kątami prostymi, natomiast linie AH, BC. CD i DA mają dokładnie tę samą długość.
Wiecie to bez
potrzeby sprawdzania. Wasze Wyższe Ja już się o to postarało.
W celu dalszej budowy piramidy obróćcie się znowu na południe, tak jak staliście
na
początku. Spójrzcie do góry, pionowo ponad głowę (powstanie w ten sposób
prostopadła,
utworzona przez wasz kręgosłup i czakry). Wskażcie prawym (jeżeli jesteście
praworęczni) lub
lewym (w przypadku osób leworęcznych) palcem wskazującym do góry. W tym punkcie
znajduje
się wierzchołek E waszej piramidy. Palec wskazujący pozostaje wysunięty ku
górze.
Przeprowadźcie teraz drugim palcem wskazującym pierwszą krawędź piramidy od
punktu A
do E. Krawędź AE przebiega z waszego "punktu widzenia" z przodu, z prawej strony
do góry.
Następnie tym samym palcem przeprowadźcie linię od punktu B do wierzchołka
piramidy E,
leżącego ponad waszą głową.
Teraz obróćcie się o 180 stopni na północ i przeprowadźcie analogicznie trzecią
krawędź od
punktu C do E, po czym czwartą od punktu D do wierzchołka E piramidy. W pozycji,
w której teraz
stoicie, krawędzie biegną ponad wami z przodu, z prawej oraz z przodu z lewej
strony do góry i z
tyłu, z prawej oraz z tyłu, z lewej ku górze. Stoicie wewnątrz piramidy. Zróbcie
przerwę i
rozluźnijcie się. Nadal stoicie, lecz teraz z opuszczonymi rękami. Oglądacie w
duchu swoją
piramidę. Jesteście całkowicie rozluźnieni, lecz skupieni i świadomi istnienia
piramidy, którą
stworzyliście ponad sobą. Piramida ta rzeczywiście istnieje.
Następny krok to wypełnienie piramidy bardzo delikatną, intensywną, świetlistą
mgłą. Tą
samą, którą wypełniliście pomieszczenie w czasie poprzedniego ćwiczenia.
Patrzycie do przodu w
prawo i widzicie mgłę, tę delikatną, świetlistą mgłę. Widzicie ją z przodu, z
lewej strony, jak
również u góry. Stoicie otuleni świetlistą mgłą i mówicie do niższego Ja:
"George, mój przyjacielu,
mój drogi pomocniku, znajdujemy się teraz w piramidzie. Nie jest to jedna
piramida. Są trzy
piramidy umieszczone jedna w drugiej. Zamieniamy teraz wielką ilość many, jaką
mamy w sobie,
w święte, białe, ochraniające, oczyszczające i uzdrawiające światło Huny.
Wszystkie trzy
piramidy wypełniają się tym światłem. Uczynimy to wspólnie, wykonując
równocześnie głęboki
oddech - teraz!".
Ponownie wykonajcie razem ze swoim niższym Ja głęboki oddech!
Ponad wami istnieją teraz trzy piramidy. Pozostaną one z wami przez całe życie,
jeżeli
zechcecie. Pójdą z wami tam, dokąd pójdziecie. Pójdą one z niższym Ja, jeżeli
wyjdzie ono z
waszego ciała, jak również z istotą duchową średniego Ja, jeśli miałaby ona
kiedyś wyjść poza ciało
w rzadkim przypadku wędrówki astralnej. Ogólnie rzecz biorąc, pozostajecie
istotami duchowymi z
waszymi trzema piramidami.
Na podstawie tego ćwiczenia możecie stworzyć potrójną piramidę ponad każdym
innym
człowiekiem, który jest wam bliski, jak również ponad waszym wielkim wrogiem -
jeżeli takiego
macie, a mam nadzieję, że nie - obdarzając go równocześnie miłością. Nie musicie
w tym celu
powtarzać całej procedury. Wyobraźcie sobie po prostu tego człowieka w świetlnej
piramidzie i
stwórzcie razem z George'em piramidę, wykonując głęboki oddech. Wznieście ją
ponad domem,
ponad każdym pojazdem, a przede wszystkim ponad Ziemią i ludzkością. Posłużcie
się w tym celu
następującym obrazem:
W czarnej przestrzeni kosmicznej wyobraźcie sobie unoszącą się świecącą
piramidę, w
której znajduje się nasza Ziemia. Nie widzicie Ziemi, ponieważ światło piramidy
promieniuje
jasnością, wiecie jednak, że Ziemia jest w środku.
Świetlista piramida na czarnym tle jest obrazem wielkiej modlitwy Huny, jaką
odmawiamy
w czasie naszych seminariów, prosząc o pieczę nad Ziemią i ludzkością. Zróbcie
to również wy,
sami sformułujcie taką modlitwę. Pomyślcie o naszych lasach, zwierzętach i wielu
cierpiących
ludziach. Wszyscy możemy ułożyć taką modlitwę i modlić się, wyobrażając sobie
Ziemię razem z
jej świetlistą piramidą na tle ciemnego Kosmosu.
Na zakończenie jeszcze kilka ważnych informacji. Trzy piramidy w Gizeh (pod
Kairem), a
wśród nich najważniejsza piramida Cheopsa, nigdy nie były miejscem grzebania
zwłok, lecz
miejscem wtajemniczenia. To, że później niektórzy faraonowie kazali je budować
jako miejsca
składania zwłok, spowodowane było wyłącznie faktem, że pośród wielu osobliwych
właściwości
charakteryzujących piramidę zauważono pewnego rodzaju oddziaływanie: substancje
organiczne,
mięso, kwiaty, mleko i naturalnie również zwłoki nie rozkładają się w
piramidzie, lecz bardzo
długo pozostają świeże, a później wysychają. Stwierdzono to zjawisko w sławnej
komnacie
królewskiej piramidy Cheopsa.
Możecie przeprowadzić tego rodzaju próby z produktami żywnościowymi
umieszczonymi w
modelu piramidy, jednak przy zachowaniu dwóch warunków. Model piramidy musi
wykazywać
ściśle określony kąt nachylenia, a dwie równoległe krawędzie podstawy muszą być
skierowane
dokładnie w kierunku północno-południowym.
Jednym z moich najbardziej znaczących przeżyć, a może nawet największym
doznaniem,
były chwile spędzone w piramidzie Cheopsa, gdy leżałem samotnie w sarkofagu w
komnacie
królewskiej. Jeżeli niezmiennie nalegam, aby każdy człowiek praktykujący Hunę
wzniósł nad sobą
piramidę, to szczególnie dlatego, iż dzięki przeżyciom w komnacie królewskiej
doszedłem do
całkowitego przekonania o boskim charakterze tej budowli. Więcej nie mogę
powiedzieć na ten
temat w ramach niniejszego opracowania. W tym miejscu odsyłam Czytelnika do prac
poświęconych piramidom.
Wizualizacja
Wizualizacja jest czwartym instrumentem praktyki Huny, Pierwszym była energia
many,
drugim - sznur aka, a trzecim - światło. Piątemu duchowemu narzędziu - procesowi
oczyszczania
kala - poświęcony jest osobny rozdział.
Uzmysławianie, czyli "wizualizacja", pochodzi od łacińskiego słowa videre -
widzieć.
Okulista przez visus określa ostrość wzroku. Wszystkie te wyrażenia nie mają nic
wspólnego z
uzmysławianiem, ponieważ pod tym pojęciem rozumiemy uwolnione od fizycznego oka,
od optyki
- plastyczne wyobrażenie zjawiska oczyma duszy. Dlatego też niewidomy, który
wcześniej widział,
może uzmysłowić sobie wszystko lepiej niż człowiek o zdrowej sile wzroku.
Do czego potrzebne jest uzmysławianie? Służy ono do obrazowego przedstawienia za
pomocą obrazu lub symbolu niższemu Ja toku myślowego, który wyjaśniamy mu
słowami, oraz do
zakotwiczenia go w jego pamięci. Niższe Ja rozumie nasze słowa, nie może jednak
naśladować ich
zgodnie z treścią. Zastępujemy więc myśl lub całe zbiory myśli - które w języku
Huny nazywamy
gronami myśli -przez symbol. W ten sposób niższe Ja może w każdej chwili
postępować za naszym
biegiem myśli za pośrednictwem odpowiedniego symbolu, a nawet pracować nad nim.
Za pomocą
symbolu lub obrazu ułatwiamy mu tę pracę. Wyjaśnijmy to na przykładzie.
Uzmysławianie należy do ćwiczeń, które możemy wykonywać na podstawie
wydrukowanych wskazówek, dostarczonych nam przez książkę. W tym celu
naszkicowałem
żaglówkę. Jest to najprostsza forma żaglówki. Jeśli do uzmysławiania
wykorzystujemy jakiś
przedmiot lub rysunek przedmiotu - jak w tym przypadku - możemy ułatwić sobie
pracę,
zastanawiając się, czy dany przedmiot służy do jakiegoś celu, a jeśli tak, to do
jakiego.
W przypadku łódki zacznijmy od góry. Widzimy najpierw małą chorągiewkę, która
wskazuje sternikowi kierunek wiatru. Następnie z lewej strony spostrzegamy ster
i drążek, który
chwyta się, aby ruszać sterem. Dalej wyraźnie rozpoznajemy żagiel, a poniżej
niego bom. Żagiel
przymocowany jest do masztu bomu. Bom jest ruchomy. Poza tym na prawo widzimy
gruby maszt,
który utrzymuje żagiel, a poniżej górną krawędź łódki, jak również jej dziób i
szeroką linię wody.
Woda zaznaczona jest falistymi liniami, których jednak nie będziemy oglądać
dokładnie ze
wszystkimi szczegółami, ponieważ nie jest istotne, czy linie te będą narysowane
w ten, czy inny
sposób.
Wizualizacja oznacza postrzeganie wzrokiem danego przedmiotu, krajobrazu lub
przedstawienia oraz późniejsze przywoływanie go sobie w duchu z zamkniętymi
oczami. Widzimy
wtedy duchowym, tzw. trzecim okiem, pewnego rodzaju ekran, który wyobrażamy
sobie nad
środkowym punktem czoła, ponad brwiami. Trzecim okiem "widzimy" na nim
dostrzeżony
wcześniej optycznie obraz.
W celu utrwalenia optycznego obrazu, a następnie uzmysłowienia go, należy zawsze
posuwać się w tym samym kierunku: z prawej strony do lewej, z lewej na prawą, z
góry na dół albo
odwrotnie. Podczas odtwarzania obrazu żaglówki możecie postępować dowolnie. Ja
posuwam się z
dołu do góry, ponieważ wydaje mi się to logiczne. Na początku podążajcie w
myślach za mną.
Najpierw widzimy prostą grubą linię wody z falami; to jeden obraz. Następnie
spostrzegamy
górną krawędź łódki. Z prawej strony przebiega linia przedniej krawędzi dziobu -
lekko w lewo ku
dołowi do wody; jest to znowu funkcjonalna jedność. Po lewej stronie widzimy
ster z uchwytem,
drążkiem sterowniczym i wiemy, że ster może obracać się dokoła osi.
Spoglądamy teraz na maszt. Jest on grubszy niż wszystkie inne kreski łódki,
zaznaczony jest
taką samą grubą kreską jak powierzchnia wody. Bom skierowany jest ukośnie w lewo
ku górze.
Trójkątny kształt żagla narysowany jest podobnie. Bom i żagiel mogą kręcić się
dookoła masztu. W
końcu na samej górze widzimy małą chorągiewkę.
Rysunek składa się z sześciu prostych elementów: linii powierzchni wody, samej
wody,
łódki, masztu, steru, żagla z bomem i małej chorągiewki na maszcie. Przyjrzyjcie
się teraz w
zupełnym spokoju jeszcze raz tym wszystkim elementom i uprzytomnijcie sobie ich
funkcje. Nie
spieszcie się. Obejrzyjcie ponownie rysunek, ale teraz z lekko przymrużonymi
oczami. Spróbujcie
widzieć go niewyraźnie, uniezależnić się od niego i przejąć go waszym duchowym
okiem.
Następnie zamknijcie oczy i wywołajcie z pamięci to, co widzieliście: grubą
linię wody z
zaznaczonymi falami, obrys łódki z dziobem, ster z drążkiem, maszt, żagiel i
bom, a wreszcie
chorągiewkę. Jeżeli macie jeszcze trochę trudności z wyobrażeniem sobie
szczegółów, otwórzcie
oczy i rozejrzyjcie się za tym, czego brakuje. W żadnym wypadku nie oczekujcie
od siebie
fotograficznej dokładności; wystarczy, że za pomocą swojego trzeciego oka
dostrzegacie rzeczy
istotne.
Jeżeli nie jesteście jeszcze zadowoleni, otwórzcie oczy, ponownie obejrzyjcie
żaglówkę i
spróbujcie jeszcze raz. Jeśli widzicie teraz łódkę z jej istotnymi częściami, to
znaczy, że
uzmysłowiliście ją sobie! Czyż nie jest to proste? Dla niektórych osób tak, dla
innych nie.
Jeśli po kilku próbach nie uda wam się uzmysłowić sobie żaglówki, nie
denerwujcie się.
Niektórzy ludzie po prostu nie posiadają takiej umiejętności. Dla nich istnieje
inny środek
pomocniczy:
Zamiast przedmiotu wyobraźcie sobie jakiś symbol, na przykład duże litery o
prostym kroju.
Symbolem łódki niech będzie litera S. Zamknijcie oczy po obejrzeniu z góry do
dołu litery S: grubo
nakreślone półkole w lewą stronę, następnie krótka ukośna linia i podobne
półkole nakreślone w
prawo; lub jeżeli wolicie, krótka pionowa wężowata linia biegnąca najpierw w
lewo, potem w
prawo, a wszystko to czarne na białym tle. Spróbujcie teraz zobaczyć literę
waszym duchowym
okiem. Prawdopodobnie wam się uda. Próbujcie, lecz nie traćcie cierpliwości.
Rozdział 3
Średnie Ja
Czytam książkę
Dlaczego rozdział ten opatrzony jest podtytułem "Czytam książkę"? Ponieważ to,
co robicie,
a mianowicie czytacie książkę, jest typową czynnością średniego Ja. Najpierw
używacie jednego z
waszych najważniejszych narządów zmysłów, wzroku, aby optycznie ogarnąć tekst. W
tym celu
nauczyliście się wcześniej czytać, do czego zostało wyszkolone i wytrenowane
średnie Ja przy
dużym wsparciu niższego Ja. Dzięki skomplikowanej pracy waszego mózgu umiecie
wchłonąć ten
tekst, ocenić go i przetworzyć przy równoczesnym porównaniu z wcześniejszymi
doświadczeniami
i wiedzą. Również tutaj niższe Ja służy wam ogromną pomocą dzięki swojej
pamięci. To, co
przeczytaliście, wchłonęliście i co pozostaje w pamięci, jest znowu zasługą
waszego niższego Ja.
Pomimo to czytanie książki jest typową czynnością średniego Ja, ponieważ używane
są do tego
dwa typowe i ważne instrumenty: mózg i narządy zmysłów. Oba są częściami ciała.
Średnie Ja
składa się z ciała fizycznego i przynależnego mu ciała widmowego wraz z istotą
duchową.
Średnie Ja pełni sześć funkcji lub zadań. Nazwijcie teraz, siedząc i czytając,
swoje średnie Ja
własnym imieniem.
Później poznamy jeszcze imiona niższego i Wyższego Ja. Oto sześć zadań średniego
Ja:
1. Średnie Ja jest dla niższego Ja przewodnikiem, nauczycielem, doradcą i
pocieszycielem. Średnie Ja, w przeciwieństwie do niższego, dysponuje -jak już
powiedziano -
mózgiem, a przez to intelektem. Dlatego też może ono pełnić powyższe funkcje.
Jest więc również
przewodnikiem, przynajmniej w tym zakresie, w jakim przy rozstrzygnięciach
istotną rolę odgrywa
nie intuicja, lecz intelekt. A dlaczego pocieszycielem? Wiemy, że wszystkie
emocje należą do
niższego Ja. W przypadku strachu, wątpliwości, rozpaczy, jak również stresu
niższe Ja jest
niezmiernie rade, jeżeli zostanie zagadnięte przez średnie Ja i pocieszone w
obliczu powstałej
właśnie trudnej sytuacji, ponieważ za pomocą swojego intelektu rozpoznaje ono
okoliczności, które
doprowadziły do strachu, smutku lub napięć. Powyższa funkcja ma wielkie
znaczenie w odniesieniu
do niższego Ja, co zobaczymy później, szczególnie w rozdziale na temat procesu
oczyszczania.
2. Średnie Ja musi wnieść do teraźniejszego życia człowieka odpowiedzialność,
intuicję,
siłę woli i pracowitość. Pierwsze trzy właściwości są typowe dla średniego Ja,
jeżeli natomiast
chodzi o pracowitość, może ono oczekiwać pomocy od niższego Ja. Dlatego też
średnie Ja musi w
danym przypadku odpowiednio informować niższe Ja i stawiać mu pewne wymagania,
aby dzięki
temu lenistwo zastąpione zostało pracowitością.
3. Średnie Ja wykazuje inicjatywę w kontakcie z Wyższym Ja. Choć to niższe Ja
określa
właściwy stosunek do Wyższego Ja, stwarza i pielęgnuje tę więź, to inicjatywa
nawiązania tego
kontaktu jednoznacznie leży po stronie średniego Ja. Jak się później przekonamy,
średnie Ja musi
stworzyć kontakt z Wyższym Ja, jednak samo nie potrafi tego uczynić.
Niewątpliwie zdane jest na
pomoc niższego Ja,
4. Średnie Ja ma obowiązek uczenia się. Dysponuje ono w tym celu narządami
zmysłów,
z których najważniejszym są wzrok i słuch. Dzięki nim średnie Ja uczy się i
dostarcza informacje
do mózgu.
5. Średnie Ja jest odpowiedzialne za wybór, usystematyzowanie i sformułowanie
modlitwy. Więcej szczegółów na ten temat poznacie w rozdziale mówiącym o
modlitwie Huny.
Jednak już teraz możemy powiedzieć, że warunki życia, zdarzenia, a najczęściej
potrzeby i troski
wymagają oceny. Średnie Ja rozstrzyga, jakich zmian życiowych sobie życzy i
których oczekuje
jako spełnienia modlitwy. Dlatego też musi wybrać modlitwy, sklasyfikować je i
sformułować. Do
niego należy również wybór symbolu lub obrazu dla modlitwy. Temat symbolu
omówiliśmy w
poprzednim rozdziale we fragmencie poświęconym wizualizacji. Później zajmiemy
się nim
dokładniej.
6. Szósta funkcja i zadanie średniego Ja to częściowa odpowiedzialność za
utrzymanie
organizmu w zdrowiu. "Częściowa" dlatego, że do utrzymania organizmu w zdrowiu
istotnie
przyczyniają się niższe i Wyższe Ja. Średnie Ja prosi pozostałe dwie świadomości
o współdziałanie.
Wyraźnie widać, że niższe Ja robi wiele w celu utrzymania lub poprawy zdrowia, o
czym średnie Ja
w ogóle nie wie. Z drugiej jednak strony zdarza się, że niższe Ja prowadzi
rabunkową gospodarkę
zdrowiem. Weźmy na przykład ekstremalne przypadki palenia tytoniu lub picia
alkoholu.
Odpowiedzialność średniego Ja leży również w czysto rozumowej zdolności
rozpoznawania chorób
lub niedomagań, to znaczy stawiania diagnozy.
Rozdział 4
Niższe Ja
Zadanie nasze jako ludzi polega na tym, byśmy w ciągu naszego jedynego
indywidualnego
życia uczynili krok dalej na drodze od zwierzęcia do człowieka.
Hermann Hesse
Podświadomość czy nieświadomość odgrywają w nowoczesnej psychologii znaczną
rolę.
Znane są skutki działania tej części ludzkiej osobowości, jak również możliwości
wpływania na nią,
lecz do chwili obecnej nie udało mi się jeszcze znaleźć naukowej definicji
podświadomości. Emil
Coue w przekonujący sposób wyjaśniał nam, że ta część ludzkiej "duszy" odgrywa
znaczną rolę.
Według niego podświadomość staje siec o raz silniejsza w stosunku do ludzkiej
woli.
Przyjrzyjmy się kilku ekstremalnym sytuacjom ludzkiej egzystencji, w których z
całą
pewnością wyłączona jest wola człowieka, ponieważ jego działanie jest sprzeczne
z rozsądkiem.
Myślę tu o piramidach, kleptomanach i przestępcach seksualnych.
Piroman lubi widok ognia. Posuwa się aż do tego, że z rozmysłem podkłada ogień,
podpalając na przykład dom, bo sprawia mu to wielką radość. Kleptoman kradnie w
sklepie różne
przedmioty, których i tak nie używa, ponieważ ma ich w domu już całe tuziny.
Kradnie, nie
zważając na niebezpieczeństwo zdemaskowania go przez ustawioną w tym celu kamerę
telewizyjną. Kleptoman musi kraść: podlega przymusowi wewnętrznemu. Przestępca
seksualny wie
dokładnie, że ekstaza trwa tylko sekundy, i naraża się przy tym na wielkie
ryzyko. Jest to więc
działanie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem; działanie, w którym "wkład" i "zysk"
są
nieproporcjonalne.
Dlatego też na wskroś racjonalne wydaje się traktowanie podświadomości w takiej
postaci,
jaką proponuje nam nauka Huny. Podświadomość jest samodzielną istotą duchową,
duchową
osobowością, będącą częścią ludzkiej istoty, wpływającą na działanie ł myślenie
człowieka. Nor-
malny człowiek jest całkowicie zdrowy, nie jest schizofrenikiem. Za pomocą
definicji
podświadomości możemy do końca wyjaśnić wypowiedzi Coue oraz postępowanie trzech
opisanych wyżej przestępców. Nauka Huny nazywa podświadomość niższym Ja. Można
je
wychowywać i porozumiewać się z nim! Cała logika, rozsądek i doświadczenie
przemawiają za
tym, że definicja podświadomości, podana przez liczącą sobie od pięciu do
sześciu tysięcy lat naukę
Huny, jest użyteczna w praktycznym zastosowaniu.
Jakie praktyczne znaczenie ma dla nas fakt, że potraktujemy niższe Ja jako
samodzielną
osobowość, z którą możemy rozmawiać i którą możemy wychowywać? Otóż, gdy tego
spróbujemy
(dalsza część książki wyjaśnia ten temat dokładniej), stwierdzimy, że możemy
rozświetlić,
oczyścić, a nawet całkowicie usunąć ciemne i przeszkadzające nam strony
charakteru! Nauka Huny
określa niższe Ja jako pomocnika, przyjaciela, stróża i partnera. A jakie
funkcje pełni niższe Ja?
Chciałbym przytoczyć w tym miejscu anegdotę z innej dziedziny.
Przed trzydziestoma minutami wystartowaliśmy z portu lotniczego Zurich-Kloten w
kierunku Nowego Jorku. Prognoza pogody była dobra i do momentu lądowania nic
oczekiwano
żadnych przeszkód. Czekał nas długi monotonny lot. Zapytałem głównego stewarda:
- Co właściwie robią piloci przez cały ten czas?
- Nic - odpowiedział - wszystko robi George.
- Zna pan więc Hunę? - zapytałem.
Na to on zmarszczył brwi:
-Co to jest Huna?
Jak się więc okazało, "automatyczny pilot" nazywany jest w żargonie lotniczym
"George".
Kontroluje on i dopasowuje automatycznie kurs, prędkość oraz inne liczne
parametry lotu i dzięki
temu czyni podróż bezpieczną. Lecz równocześnie (i stąd wzięło się moje być może
osobliwe
pytanie) do opisania funkcji innego "George'a", znanego mi z nauki Huny, nie
można byłoby
znaleźć bardziej trafnego określenia: automatyczny pilot. (Przyjęło się, że
wiele osób prakty-
kujących Hunę, szczególnie w krajach anglosaskich, zwraca się do niższego Ja
imieniem
"George").
Przejdźmy teraz do ośmiu najważniejszych funkcji i czynności, które codziennie,
w każdej
godzinie przejmuje nasze niższe Ja, i bez których nie moglibyśmy żyć:
1. Sterowanie wszystkimi czynnościami ciała nie kontrolowanymi przez wolę, a
więc
na przykład oddychaniem, biciem serca, ciśnieniem krwi i trawieniem. Mam tu na
myśli różnorodne
funkcje gruczołów, które zresztą ściśle powiązane są czakrami i dlatego
wywierają tak duży wpływ
na nasze życie duchowe. Niższe Ja steruje również gruczołami potowymi, które
wydzielają ulatnia-
jącą się następnie wilgoć, dzięki czemu można uniknąć przegrzania organizmu, a w
konsekwencji
czasem uratować swoje życie. I odwrotnie, gdy jest nam zimno, tworzy się "gęsia
skórka". Jest to
efekt ściągania się skóry, która chce zmniejszyć powierzchnię narażoną na atak
zimna. Młoda
dziewczyna, która nie chce się zarumienić, ale mimo to się czerwieni, jest
wyraźnie poddana
swojemu niższemu Ja.
2. Emocje. Niższe Ja jest ogniskiem wszystkich emocji, tak pozytywnych, jak i
negatywnych. Pomyślmy o złości, agresji, w ekstremalnym przypadku o chęci
zabójstwa, szukaniu
zemsty, gniewie, porywczości, a z drugiej strony o czułości, spontanicznej
radości oraz o tym, co
poeta określił jako błogość. Pomyślmy o głębokiej duchowej albo fizycznej
miłości, którą w
mistrzowski sposób opisał Hermann Hesse. Nie zapominajmy również o współczuciu,
wrażliwości
na ból, żałowaniu samego siebie i o lękach we wszystkich możliwych odmianach,
szczególnie o
strachu przed śmiercią. Różnorodność emocji jest niemal nieograniczona.
3. Schorzenia psychosomatyczne. Schorzenia te, bez wyjątku, objawiają się za
pośrednictwem niższego Ja. Wiele z nich uważam za nagły krzyk rozpaczy niższego
Ja. Dlatego też
choroby psychosomatyczne można szybko i gruntownie usunąć za pomocą duchowego
uzdrowienia
zapoczątkowanego rozmową z George'em. W dalszej części książki, poświęconej
modlitwie
uzdrawiającej, zagadnienie to omówimy bardziej dokładnie. Na razie, jako
przykład weźmy typowy
przypadek wrzodu żołądka. Szef odnoszący sukcesy ciągle jest w ruchu;
nieustannie obciążą swój
organizm podczas służbowych obiadów i koktajli, za mało śpi, zażywa środki
nasenne i
pobudzające oraz próbuje nadać coraz szybsze tempo wielkiej machinie interesów.
Jego niższe Ja
chciałoby temu podołać, lecz nie potrafi. Wytwarza więc relatywnie nieszkodliwą,
ale skuteczną
chorobę - wrzód żołądka. Osiąga swój cel - przerwę w podróżach służbowych,
spokój, opiekę. To
tylko przykład na to, że wiele chorób psychosomatycznych jest wołaniem niższego
Ja i przez to jest
często dobrodziejstwem.
4. Niższe Ja jako magazyn pamięci. W przypadku tej funkcji można porównać
podświadomość z komputerem. Mózg średniego Ja nie jest spichlerzem pamięci!
Możemy
udoskonalić swoją pamięć przez świadomą pracę z niższym Ja. W tym momencie
wyłania się
pytanie, czy również po śmierci fizycznego ciała niższe Ja funkcjonuje jako
magazyn pamięci. Nie
potrafię na to odpowiedzieć, podobnie jak na pytanie, co dzieje się po fizycznej
śmierci z niższym
i średnim Ja.
5. Niższe Ja jako siedziba sumienia. Funkcja ta wydaje się logiczna, ponieważ
sumienie
jest bezpośrednio zależne od pamięci.
6. Telepatia jest czynnością zarządzaną włącznie przez niższe Ja. Mówiliśmy już
o
zależności sznura aka i "palca aka" w kontakcie telepatycznym.
7. Również jasnowidzenie, podobnie jak wiele innych czynności parapsychicznych i
medialnych, zarządzane jest przez niższe Ja. W tym miejscu chciałbym szczególnie
zwrócić uwagę
na starą zasadę: nigdy nie oczekujcie od swojego niższego Ja przepowiadania
przyszłości, ponieważ
jest to ogromnie niebezpieczne.
8. Marzenia senne wytwarzane są przez niższe Ja. Każdy człowiek śni, lecz nie
każdy
przypomina sobie, co mu się śniło. W ostatnich wersetach poematu "Idąc spać"
poeta Hermann
Hesse, którego szczególnie szanuję, powiedział: "A dusza, niestrzeżona, chce
unosić się w wolnym
locie, aby w czarodziejskim kręgu nocy żyć głęboko i tysiąckrotnie". Hesse używa
tutaj słowa
"dusza". Dzięki niemu i innemu jeszcze poecie doszedłem do przekonania, że
niezbyt jasne pojęcie
"duszy" możemy przypisać "niższemu Ja", ponieważ wszystko, co poezja mówi na
temat duszy,
wiąże się głownię z emocjami, a te znajdujemy osadzone wyłącznie w niższym Ja.
Z powyższego wynika, że kontakt z niższym Ja ma decydujące znaczenie dla
praktycznego
stosowania Huny. Jeżeli zaakceptowaliście rozsądne i realistyczne wyobrażenie,
iż niższe Ja jest
odrębną i samodzielną istotą duchową, stanie się jasne, że nie tylko może ono
wydawać radosne
okrzyki aż pod niebiosa, lecz równie często może być śmiertelnie zasmucone, może
stać się "kupką
nieszczęścia". Niższe Ja jest ciężko doświadczane przez przeciwności losu i
życiowe wyzwania.
Mówiąc krótko: w wielu fazach życia pilnie potrzebuje ono pocieszenia i czekając
na nie, ma
ochotę krzyczeć.
Lecz do kogo ma się zwrócić biedny, czasem zrozpaczony George, jeśli nikt go nie
słucha i
nie rozumie? Dopiero dzięki znajomości Huny, za pośrednictwem doświadczeń
waszego intelektu
możemy rozsądnie porozmawiać z George'em i go pocieszyć. Jest to ogromna,
niezastąpiona
psychologiczna korzyść, którą od tego momentu, praktykując Hunę, możecie czerpać
przez całe
swoje życie!
Pomyślcie tylko, że wasze niższe Ja, w zależności od waszego wieku, przez wiele
dziesiątków lat nie usłyszało jeszcze nigdy od was - swojego średniego Ją - ani
jednego słowa!
Wasz samotny George cierpiał w tej izolacji w pożałowania godny sposób,
pozbawiony
przewodnictwa, rady, a przede wszystkim pocieszenia. Czy zdajecie sobie sprawę z
tego, że
rozmawialiście już ze swoim niższym Ja, lecz niestety, zupełnie nieświadomie?
Niższe Ja zawiodło
się na was: prowadziliście rozmowy sami ze sobą, nie wiedząc, że zwracacie się
przy tym do niego,
ponieważ ze sobą samym, ze swoim średnim Ja nikt nie może rozmawiać. Podobnie
jak nikt nie
może zadzwonić do siebie. Gdy siedzimy w domu i wykręcamy własny numer, okazuje
się, że jest
on zajęty! A zatem już od dzisiaj zacznijcie świadomie rozmawiać ze swoim
niższym Ja, a otworzą
się drzwi. Wasze niższe Ja będzie szczęśliwe, jeżeli -jak to się mówi - nie
dopuścimy go do głosu.
Dla waszego George'a zacznie się całkowicie nowe, radosne życie. Zawierzając wam
całkowicie, chciwie przyjmie to, co mu powiecie. Nie zrażajcie się, jeśli
pierwszy kontakt będzie
tylko monologiem średniego Ja, musi bowiem upłynąć trochę czasu, zanim niższe Ja
ośmieli się mu
odpowiedzieć. Szczególnie dużo czasu trzeba na to, aby średnie Ja zaczęło
rozumieć mowę swojego
niższego Ja.
W tej fazie zawierania znajomości rozstrzygające znaczenie ma imię. Gdy rozmowa,
jaką
prowadzicie w pociągu z bliżej nie znaną wam osobą siedzącą naprzeciwko, wchodzi
w fazę, którą
obie strony są żywo zainteresowane i w której omawiane są ważne, a nawet
osobiste tematy,
wówczas niemal automatycznie przedstawiacie się sobie wzajemnie, podając swe
nazwiska.
Również w czasie seminariów Huny, na których uczestnicy zbliżają się do siebie,
przyjął się
zwyczaj, że wszyscy noszą na piersi wizytówki z nazwiskami, często choćby tylko
z samym
imieniem, dzięki czemu wzajemne kontakty stają się bardziej intensywne i
osobiste.
Wynika z tego, że wcześniej czy później musicie nadać swojemu niższemu Ja imię.
Niewątpliwie, po pewnym czasie dowiecie się od niego, czy imię to mu odpowiada.
Moje doświadczenie w tym względzie jest bardzo pouczające: gdy "przypadkowo"
zdobyłem dwie książki Longa (o czym już wspomniałem), wkrótce potem zabrałem je
ze sobą do
Hiszpanii na wakacje, spędzane wspólnie z moją angielską rodziną. Moja córka
wyszła za mąż za
Anglika, który leżał teraz obok mnie na leżaku. Rozwiązywaliśmy razem krzyżówkę.
Znajdowało
się w niej imię strażnika greckiego świata podziemi. Znałem je, miałem je "na
końcu języka" i był
to moment, kiedy powiedziałem sobie: moje niższe Ja jest zarządcą mojej pamięci,
z całą
pewnością zaraz się od niego dowiem, jak brzmi to imię. Zwróciłem się więc w
myślach do niego z
prośbą, by mi je podał. W tym momencie w mojej świadomości pojawiło się imię
"Cerber". Tych
sześć liter pasowało do krzyżówki. Powiedziałem wtedy do mojego niższego Ja:
"Dobrze się
spisałeś!".
Ponieważ, stosując się do wskazówek zawartych w książce Longa, byłem właśnie w
fazie
poszukiwania imienia dla mojego niższego Ja, pomyślałem sobie, że nazwę je
Cerber. Nie był to
jednak dobry pomysł; trudno bowiem było uznać za mądre posunięcie, by kochane
niższego Ja
ochrzcić imieniem siedmiogłowego potwora!
Wkrótce poczułem, i to bardzo wyraźnie, że współpraca z moim Cerberem nie będzie
się
dobrze układała. Oczywiście odczucie to zostało mi przekazane przez niższe Ja,
które po namyśle
nazwałem po prostu George'em, co przyjęte zostało z zadowoleniem; stwierdziłem
to później za
pomocą wahadełka. Wahadełkiem zajmiemy się później.
Wspomniałem już, że w krajach anglosaskich chętnie określa się niższe Ja mianem
George'a.
Otóż w dawnych czasach, kiedy istniały jeszcze zamki i dwory magnackie, George
pełnił funkcję
osoby zarządzającej. Był on chłopcem do wszystkiego, rozporządzał kluczami i do
tego był dobrym
duchem zamku. Pewne angielskie przysłowie brzmi: Let George do it, co po polsku
oznaczałoby:
"Janie, zrób to!", ponieważ w języku polskim osobę wykonującą polecenia nazywa
się Janem.
Podobnie jak zarządca zamku, George znał każdy pokój z osobna, każdą rurę
doprowadzającą
wodę, a później również przewody elektryczne. Tak samo nasz George zna i
zarządzą, jak
widzieliśmy wyżej, każdym narządem naszego ciała. Jest dobrze poinformowany i
można na nim
polegać.
Rozumie się samo przez się, że każdy, kto otrzyma od swojego niższego Ja
podpowiedz
dotyczącą imienia, może wybrać inne imię niż George. Tak uczyniło wielu
uczestników moich
seminariów. Lecz co mają zrobić kobiety, jeśli nie otrzymają żadnej
konkurencyjnej sugestii co do
imienia swojego niższego Ja? Czy powinny nazwać je George'em? Wiele z nich tak
właśnie je
nazywa, niektóre przekształcają to imię w Georgette lub Georginia. Nie wydaje mi
się bynajmniej
niewłaściwe, jeżeli kobieta nazwie swoje niższe Ja George lub jakimś męskim
imieniem, gdyż
każda kobieta obdarzona jest pewnymi cechami męskimi, a każdy mężczyzna
żeńskimi. Rzadko
jednak się zdarza, aby mężczyźni nadawali niższemu Ja żeńskie imiona. Być może
się wstydzą.
Imię ma wielkie znaczenie. Jest ono źródłem silnych wibracji. Zauważmy, że
pierwsze
zdania Modlitwy Pańskiej podkreślają świętość imienia Bożego. Jest to
prażydowski mądry
obyczaj, który potwierdzają Esseńczycy.
Kontakt z George'em - niższym Ja -jest najważniejszym krokiem na drodze do
osiągnięcia
Wyższego Ja. Dlatego też chciałbym zaznajomić was z prostymi zasadami, dzięki
którym już teraz
będziecie mogli zwrócić się do waszego niższego Ja i bliżej je poznać.
Uprzytomnijcie sobie tylko,
że wszystkie piękne przeżycia, jakich dostarcza wam życie, docierają do waszej
świadomości dzięki
pozytywnym emocjom niższego Ja. Jeżeli cieszycie się światłem słonecznym,
uprawianiem sportu,
przebywaniem razem z ukochanym człowiekiem, jeśli w zależności od upodobań
odczuwacie
zachwyt podczas koncertu lub oglądania dzieł sztuki, doznania te zawdzięczacie
swojemu niższemu
Ja. W takich chwilach podziękujcie mu serdecznie, zwracając się doń na przykład
w taki sposób:
"Dziękuję, George, to jest cudowne". Nie wstydźcie się. Jeżeli jesteście sami,
powiedzcie to
półgłosem lub zupełnie głośno, ponieważ większy wpływ na George'a ma słowo
mówione lub
pisane niż pomyślane. To właśnie wy, wasze średnie Ja (które powinniście nazwać
swoim
imieniem) jest tą istotą, która dokonuje pozytywnych i przyjemnych spostrzeżeń
za pośrednictwem
zmysłów. Tak więc ja, Henry, poznaję świat za pomocą uszu, oczu lub skóry.
Postrzeżenia te
wydają mi się miłe nie jako same doznania, lecz jako następstwo obserwacji,
która wywołała u
mojego George'a określone emocje. Podobnie jest z emocjami negatywnymi. W tym
przypadku
mamy wcześniej możliwość - dzięki kontaktowi z niższym Ja - pohamowania ich,
poskromienia lub
nawet usunięcia. W ten oto sposób sami wkraczamy we własną "psychiatrię"!
Na początku obchodźcie się z niższym Ja jak z kochanym dzieckiem. Bądźcie ojcem
lub
matką dla tego dziecka, które odpowiednio do swojego rozwoju może mieć cztery,
pięć lub osiem
lat. Dajcie mu miłość, ochronę i zaufanie. Wasz mały George ma już własny,
ukształtowany
charakter. Będzie chętnie robił psikusy, czasami wywodził was w pole, jak
również okłamywał,
jeżeli będzie się wstydził lub obawiał kary. Akceptujcie te dziecięce reakcje!
Czego jeszcze chcą
dzieci? Chcą być dumne, chętnie przybierają poważne pozy, a przede wszystkim
oczekują pochwał.
Dlatego też chwalcie swojego George'a zawsze, kiedy na to zasłuży.
Przede wszystkim powinniście bawić się ze swoim "dzieckiem". W tym celu należy
wybrać
zabawy jak najprostsze. Jeżeli zgubiliście długopis, zapytajcie: "George, gdzie
jest długopis?
Zaprowadź mnie do niego". Lecz dajcie mu czas na odpowiedź, nie wywierajcie na
niego presji.
Długopis na pewno się znajdzie. Za pośrednictwem rozumu średniego Ja sami sobie
zadajcie
pytanie: "Gdzie używałem go po raz ostatni?". Oznacza to, że średnie Ja wraz ze
swoim intelektem
współpracuje z niższym Ja i jego intuicją. Możecie również wziąć kilka pustych
pudełek po
zapałkach, włożyć do nich jakieś przedmioty, na przykład gumkę do ścierania,
skrawek papieru,
zapałkę, gumowe kółko. Następnie pomieszajcie pudełka w ten sposób, byście nie
wiedzieli, w
którym co się znajduje. Połóżcie wskazujący i środkowy palec prawej lub lewej
ręki (w zależności
od tego, czy jesteście prawo- czy leworęczni) na jednym z pudełek i zwróćcie się
do swojego
George'a: "Przeniknij teraz swoim palcem aka przez pudełko i powiedz mi, jaki
przedmiot znajduje
się w środku!". Otwórzcie pudełko i sprawdźcie rezultat. Możecie ponownie
pomieszać pudełka i
powtórzyć całą grę dziesięć razy. Zapiszcie na kartce liczby od jednego do
dziesięciu, jedna pod
drugą i po każdej próbie obok liczby zaznaczcie plus lub minus, w zależności od
osiągniętego
rezultatu. Jeśli uzyskaliście siedem trafień, jest to wyśmienity wynik.
Możecie również pomieszać karty do gry i położyć je zakryte przed sobą. W górnym
lewym
rogu znajduje się oznaczenie karty, czerwone lub czarne. Powiedzcie teraz
swojemu George'owi:
"Przeniknij palcem aka przez kartę. Czy jest ona czerwona czy czarna?". George
wyśle Wam
wyraźne odczucie, na przykład "czerwona!". Podczas zabawy z kartami zdarzało mi
się, że George
w czasie pierwszych trzech serii ćwiczeń najpierw osiągał znakomite efekty, po
czym zupełnie złe,
nawet nie przeciętne. Wynik taki oznacza mniej więcej tyle: Nigdy nie byłem
zainteresowany gra w
karty ani też nie wykazywałem w tym kierunku żadnych umiejętności. Tak więc na
początku
George chciał mi pokazać, co potrafi. Później, gdy analizowałem przyczyny złych
rezultatów,
naszła mnie myśl (a raczej była to myśl George^), iż może nie jest on wcale
zainteresowany
udowodnieniem mi swoich umiejętności w sztuce karcianej!
Oto inny przykład zabawy z niższym Ja. Gdy przyjdzie poczta, weźcie jeden z
listów i, nie
spoglądając ani na nadawcę, ani na stempel pocztowy, zapytajcie: "George, kto
napisał ten list?".
Przypuszczalnie "przyjdzie wam na myśl" nadawca. Podobnie postępujcie w
przypadku telefonu.
Gdy rozlegnie się sygnał, połóżcie rękę na słuchawce i nie podnosząc jej,
spytajcie: "George, kto to
jest?". Może się zdarzyć. że odgadniecie nazwisko osoby, która do was dzwoni.
Trudniejszą zabawą, właściwie już próbą parapsychiczną, jest prekognicja. Weźcie
kostkę
do gry i zapytacie:
"George, jaką liczbę oczek wyrzucę?". Następnie rzućcie kostką i sprawdźcie, czy
informacja George'a była poprawna.
Istnieje jeszcze inne ćwiczenie, którego nauczyłem się od profesora Milana
Ryzla,
wspaniałego nauczyciela postrzegania pozazmysłowego. Na podłodze ułożył on w
kształcie koła
dwanaście czarnych pustych pudełek po filmach, wykonanych z tworzywa sztucznego.
Liczba
"dwanaście" była dana z góry; wszystkie inne liczby z niej wynikały. Do jednego
z pudełek włożył
małą gąbkę, która była tak lekka, że po wzięciu pudełka do ręki nie dawało się
wyczuć jej wagi.
Następnie pomieszał wszystkie pojemniki i ułożył je w kole na podłodze. Nasze
zadanie polegało
na stwierdzeniu, w którym pudełku znajduje się gąbka. Do ćwiczenia tego,
podobnie jak inny uczeń
Huny, używałem wahadełka, o którym szerzej powiem w następnym rozdziale. Okazało
się, że
obaj, jako eksperci Huny, bez trudu daliśmy poprawną odpowiedź dzięki pomocy
naszych niższych
Ja.
Kolejne ćwiczenie, którego również nauczyłem się od Ryzla, to ćwiczenie
psychometryczne.
W pełnej postaci można je wykonać tylko w ramach grupy Huny lub na seminarium,
ponieważ
konieczna jest w tym celu większa liczba uczestników. Mimo to każdy
indywidualnie może
wypróbować jego istotne elementy. Ćwiczenie to wykonuję zawsze, ponieważ ukazuje
ono
początkującym adeptom Huny ogromne zdolności niższego Ja. Weźcie do ręki jakiś
obcy przedmiot
- którego właściciela nie znacie, który jednak przedtem nie był w posiadaniu
innych osób, na
przykład ojca, babki - zamknijcie oczy, skoncentrujcie uwagę i zapytajcie swoje
niższe Ja: "Do
kogo należy ten przedmiot? Pozwól mu mówić do siebie i powiedz mi, o czym on cię
informuje".
Po krótkim czasie do waszej świadomości dotrą myśli związane z przedmiotem. Być
może
zobaczycie czerwony sweter lub jasne włosy i okulary w grubej czarnej oprawce
albo złoty
wisiorek w kształcie róży lub krzyża. Możliwe, że ujrzycie arkusz papieru z
pięcioliniami i nagle
pomyślicie o Mozarcie. Może łódź wiosłową na spokojnym jeziorze, które otaczają
góry pokryte
śniegiem. A może rower lub stary volkswagen w kolorze żółci.
Takie obrazy lub inne informacje mogą nasunąć się w luźnej, często pozornie
sprzecznej i
odwróconej kolejności. Musicie je tylko odebrać i zarejestrować. Weźcie więc
ołówek i papier i na
chwilę otwórzcie oczy, by zapisać daną informację. W ten oto duchowy sposób
możecie odebrać
najbardziej zadziwiające wrażenia, które w końcu pozwolą rozpoznać właściciela
przedmiotu.
Najlepszy rezultat osiągniecie wtedy, gdy George sam określi, do kogo należał
przedmiot. O ile to
możliwe, wyłączcie przy tym swój intelekt.
Widoczne jest jak na dłoni, że również podczas gry w szachy można przy pomocy
George'a
grać uważniej i skuteczniej. Jego dar przewidywania różnych kombinacji
porównywalny jest z
możliwościami komputera. Poza tym może uda wam się wyczuć plany przeciwnika,
jeżeli
nawiążecie przez sznur aka kontakt z jego niższym Ja. Czy to nie w porządku? Nie
sądzę, gdyż
korzystanie z pomocy niższego Ja należy do waszych duchowych umiejętności. W
przypadku, gdy
wasz przeciwnik takowych nie posiada, nie widzę podstawy, abyście tłumili swoje.
Chciałbym teraz poruszyć problem, który wydaje się banalny, a dotyczy wszystkich
zmotoryzowanych. Chodzi o miejsce do parkowania. Istnieje o wiele więcej
automobilistów, niż się
przyjmuje, którzy bez znajomości Huny z góry programują swoje miejsce do
parkowania,. Mówią
sobie: "Chciałbym zaparkować tu a tu" albo: "Wskażą mi jakieś wolne miejsce" -
kto im wskaże,
tego nie wiedzą. Ale my wiemy. Opowiem teraz historię, która pokazuje, jak
ogromne znaczenie
ma w takich sytuacjach więź zaufania między średnim Ja i jego George'em.
Byłem umówiony w centrum Zurichu. Miałem niewiele czasu, a wolne miejsca do
parkowania w centrum miasta były rzadkością. Przed odjazdem z biura zobaczyłem w
wyobraźni,
bez uprzedniego pytania o to George'a, wolne miejsce tuż przed sklepem optycznym
Hegenera przy
małej uliczce nieopodal Pelikanplatz, w pobliżu restauracji, w której miałem
spotkanie. Najpierw
trzeba było przejechać szeroką ulicę Talacker, następnie skręcić ukośnie w prawo
w ulicę, przy
której znajdowało się owo wolne miejsce. Z Talacker nie było go widać. Gdy
jechałem wzdłuż
Talacker, zobaczyłem dziesięć lub piętnaście metrów przed skrętem w prawo wolne
miejsce
parkingowe. Co robić? Czy miałem w tym momencie na parkingu: "Co pewne, to
pewne"? Nie i
jeszcze raz nie! Jeśli otrzymałem od swojego George'a jasny obraz miejsca
parkowania, to znaczy,
że jest ono wolne. Zrezygnowałem więc z parkingu na Talacker. Pojechałem dalej,
skręciłem w
prawo w małą uliczkę przy Pelikanplatz i rzeczywiście znalazłem jedyne wolne
miejsce tuż przed
sklepem optycznym! Gdybym "dla pewności" skorzystał z parkingu przy Talacker, to
chcąc dostać
się do restauracji, musiałbym przejść koło optyka i zobaczyłbym to wolne
miejsce. Gdybym więc
tak postąpił, rzuciłbym votum nieufności i popełnił niewybaczalny błąd w
stosunku do swojego
George'a! A zatem pomyślcie o "parkingu przy optyku", jeżeli kiedykolwiek
zwątpicie, czy
powinniście uznać za prawdę obraz lub wiadomość przekazane wam przez George'a!
W niższym Ja skoncentrowane są nasze emocje. Szczególnie mocno reaguje ono na
emocjonalne wpływy pochodzące z zewnątrz. Dlatego też ważne jest, abyśmy w
rozmowach z
George'em wyolbrzymiali informacje i dramatyzowali je. Z pewnością uzyskamy
wtedy większy
wpływ na nasze niższe Ja. Inną możliwością silnego oddziaływania na George'a i
pobudzania jego
uwagi są fizyczne wskazówki, które mogą się stać podstawą klarownej umowy między
średnim i
niższym Ja.
Kiedyś byłem porywczy. Natomiast im więcej zajmowałem się Huną, rym lepiej
rozumiałem, że cecha ta szczególnie źle wpływa na atmosferę w moim domu i w
pracy. Przemyśla-
łem to i przeprowadziłem rozmowę z George'em. Wyjaśniłem mu, że nasze gwałtowne
reakcje
tylko nam szkodzą i że nic przez nie nie osiągniemy. Powiedziałem: "George, gdy
coś nam nie
odpowiada, w tobie zaczyna wrzeć. W pewnym momencie kocioł wybucha i dochodzi do
upustu
gniewu!
Pobudliwość jest emocją, za którą ty jesteś odpowiedzialny, lecz nie robię ci z
tego powodu
żadnych wyrzutów. Dlatego też zawrzyjmy układ: W pewnych przypadkach ja sam.
Henry, widzę,
kiedy zaczyna wrzeć, i w przyszłości, zanim dojdzie do eksplozji, pociągnę się
za prawe ucho.
Będzie to dla ciebie sygnał, abyś się uspokoił i przypomniał sobie rozmowę,
którą teraz
prowadzimy. Wybrniemy wtedy z sytuacji i zapanujemy nad nią dzięki chłodnej
refleksji i za-
chowaniu spokoju. Kiedy pociągnę się za koniuszek ucha, żadna z obecnych osób
nie będzie
wiedziała, dlaczego to robię - tylko ty i ja. My obaj o tym wiemy, a ty
pozostaniesz zupełnie
spokojny".
Rozmowa z George'em odniosła skutek - nie po tygodniach czy miesiącach, lecz
natychmiast. Dzięki samokontroli nigdy później nie wpadłem w gniew. Dawno
pozbyłem się
skłonności do wybuchów, względnie zrobił to mój George - pociągnięcie za ucho
już nie jest
potrzebne.
Istnieje jeszcze wiele innych fizycznych wskazówek, za pomocą których można
skontaktować się z George'em w celu odrzucenia starych przyzwyczajeń i słabości
charakteru.
Niektóre odniosą skutek natychmiastowy, w przypadku innych upłynie pewien czas,
zanim
odniesiemy sukces. Zawarcie takiej umowy z niższym Ja zależy od fantazji każdego
człowieka.
Jestem dogłębnie przekonany, że każde niższe Ja sumiennie i z radością dotrzyma
tych ustaleń,
ponieważ mają one posmak zabawy i sportu.
Do "instrukcji obchodzenia się z niższym Ja" należą jeszcze inne rady, których
wartość
potwierdziło długoletnie doświadczenie studentów Huny i moje własne. Oto jedna z
nich: traktujmy
nasze niższe Ja jak dziecko.
Dzieci w procesie wychowywania niekiedy karzemy i ganimy. W pewnej mierze jest
to
celowe, jednak nie ma absolutnie zastosowania w stosunku do George'a! Pod tym
względem istota
naszego niższego Ja nie jest podobna do dziecięcej. Jeśli odnosicie wrażenie, że
wasz George zrobił
coś niewłaściwie, wyjaśnijcie mu to, wykorzystując was/ rozum, który George
wynosi pod niebiosa,
ponieważ sam go nie posiada. Powiedzcie więc, że następnym razem będzie lepiej,
i pocieszcie go,
bo z pewnością czynił już sobie wyrzuty. Wymyślanie George'owi i mówienie mu, że
jest do
niczego nieprzydatny, może go spłoszyć i doprowadzić do tego, iż się wycofa i
przez pewien czas
nie pozwoli do siebie przemawiać. Zrazi się i zniechęci, a to na pewno utrudni
dalszą współpracę.
Dlatego też bardzo ważne jest, abyście właściwie zwracali się do George'a oraz
ufnie i z czułością
przekonywali go, że następnym razem pójdzie lepiej.
Powinniśmy być ufni wobec George'a. Więź zaufania między niższym i średnim Ja
odgrywa
istotną rolę w przyszłej wspólnej pracy nad Huną. Przypominacie sobie zapewne
przykład z
miejscem do parkowania przed sklepem optyka. Dałem wówczas jednoznaczny dowód
mojej
niewzruszonej ufności wobec George'a. Od tego momentu poczynając, jego stosunek
do mnie oparł
się na całkiem nowym gruncie. Stara prawda mówi, że ten, kto obdarza zaufaniem,
otrzymuje je od
innych. Historia z miejscem do parkowania wydaje się błaha, lecz później
wielokrotnie słuchałem
George^ również w ważnych sprawach, które dotyczyły rodziny i pracy zawodowej.
Wiedziałem,
że mogę zaufać jego subtelnemu wyczuciu. George ma także kontakt z Wyższym Ja i
przekazuje
nam wiadomości od niego, pomimo że nie jesteśmy tego świadomi. Nasze logiczne
myślenie często
jest mniej skuteczne i istotne niż sugestie, które otrzymujemy od naszych
pozostałych jaźni.
Dotyczy to zwłaszcza kontaktów z ludźmi. Kiedy na przykład szukam nowej pracy i
chcę ocenić
mojego ewentualnego przełożonego, mogę, co prawda, posłużyć się swoim krytycznym
rozumem,
lecz to nie wystarczy, gdyż krótkie spotkanie z nowym szefem, jak również kilka
pobieżnych
informacji na jego temat, które otrzymałem wcześniej, nie dają mi pełnego
obrazu, pozwalającego
podjąć decyzję. Inaczej jest z George'em. W czasie krótkiego spotkania może on
od razu stwierdzić,
czy przyszły przełożony jest dla mnie odpowiedni, czy nie. Pod tym względem mogę
całkowicie, z
pełnym zaufaniem zdać się na jego odczucie i osąd.
Wiemy, jakie znaczenie ma strach w naszym życiu. Jest jedną z najbardziej
destruktywnych
emocji naszego niższego Ja, której z pewnością się pozbędzie, gdy tylko wzrośnie
jego zaufanie do
średniego, a później do Wyższego Ja. W następstwie wychowania i rozwoju niższego
Ją. wraz z
rosnącym zaufaniem zniknie strach, desperacja i przygnębienie. Odpowiednio do
skłonności,
istnieją jeszcze inne negatywne właściwości niższego Ja, które powinniśmy z nim
omówić i
skorygować i na które musimy je świadomie naprowadzić. George ma mgliste pojęcie
o swoich
wadach i czuje się za nie winny. Nie zapominajmy o dobrych cechach charakteru,
ale pozbądźmy
się złych, z całą otwartością omawiając z George'em te spośród nich, których
jesteśmy świadomi.
Te, o których istnieniu nie wiemy, możemy uświadomić sobie w dialogu z naszym
niższym Ja, a
następnie usunąć je (bliższe informacje na ten temat znajdziecie w rozdziale
traktującym o procesie
oczyszczania). Do wad uświadomionych i nie uświadomionych należą przykładowo:
złośliwość,
nienawiść, zazdrość, lenistwo, nietolerancja, upór.
Istnieją również inne bariery psychiczne i charakterologiczne, takie jak
poczucie winy, które
powinniśmy otwarcie omówić z niższym Ja. Jest to szczególnie znaczące wtedy, gdy
nasz George
obciążony jest mylnym i bezpodstawnym poczuciem winy. Zajmując później George'a
tego rodzaju
problemami (na początku musimy mu ich koniecznie oszczędzić), wkraczamy - mimo
że jesteśmy
całkowicie zdrowi - w sferę psychiatrii. Spróbujemy tam skutecznie działać za
pomocą procesu
oczyszczania. Ja nazywam to autopsychiatria.
Jeszcze raz chciałbym podkreślić istotny fakt. Pamięć naszego George'a określona
jest nie
przez logiczne myśli, lecz przez obrazy. Przytoczę tu przykład z własnego
doświadczenia, który
podaję z wyprzedzeniem, ponieważ właściwie dotyczy on zagadnienia procesu
oczyszczania. Przy
tej formie badania samego siebie poprosiłem moje niższe Ja, aby poinformowało
mnie, z powodu
jakich obciążeń jeszcze cierpi. George ukazał mi pewien obraz, a był to
wizerunek kolegi
szkolnego, który stał przede mną, płakał, a jego twarz zalana była krwią. Wtedy
przyszło mi na
myśl. to znaczy niższe Ja przypomniało mi o tym, że chodziło o kolegę ze szkoły,
którego my - ja i
mój George - brutalnie pobiliśmy do krwi na szkolnym podwórku. To nie koniec
wspomnienia.
Chłopak ten wcześniej zaatakował nas nożem, a my musieliśmy z konieczności się
bronić. W
odruchu samoobrony jak dzicy rozdawaliśmy ciosy wokół siebie i trafiliśmy kolegę
prosto w nos.
Lecz mój George przez dziesiątki lat nosił w sobie głęboko ukryty obraz
zakrwawionej twarzy.
Bardzo go to obciążało. Powiedziałem mu więc, że ów chłopiec rzucił się na nas z
nożem i że
musieliśmy się bronić. W ten sposób wymazane zostało poczucie winy mojego
biednego George'a.
Zaakceptował on moją logikę działania w potrzebie.
Taka praca z George'em uczy nas, że najpierw musimy rozpoznać i zaakceptować
nasze
wady i skłonności, a dopiero później się ich pozbyć! Dzięki temu przeobrażamy
nasze niższe Ja.
Skłonność do niedostrzegania ciemnych stron naszego charakteru, ignorowania ich
i upiększania w
celu zachowania pozorów jest zrozumiała, ale niepraktyczna i bez sensu, ponieważ
sukcesy w pracy
z George'em mogą być ogromne i dające szczęście. Praca z nim jest niezmiernie
interesująca na
długo przed tym, nim osiągniemy kontakt z naszym Wyższym Ja! Lecz również
później owa
współpraca nie ustanie.
Na czym polega sukces w pracy z George'em? Na tym, ze niższe Ja stopniowo
nabiera
ogłady, oświecenia, kultury i zainteresowań. Rośnie także jego chęć do
działania, poprawia się
zdolność postrzegania, zwłaszcza w procesie uczenia się.
Jeżeli czytamy jakąś książkę nie tylko dla rozrywki, lecz w celu poszerzenia
zasobu wiedzy,
ładujemy się razem z George'em maną i prosimy go, aby przyjął do pamięci
przeczytany tekst.
Nasza pamięć stanie się doskonalsza. Zauważymy pełniejsze zrozumienie sytuacji w
czasie kon-
taktów z ludźmi, ponieważ nasz George jest przecież jedynym pośrednikiem w
kontaktach
emocjonalnych. Mój duchowy partner w czasie rozmów ukazuje mi się jako średnie
Ja, widzę jego
twarz i kształt, lecz intensywność rozmów i zainteresowanie nimi pochodzi od
niższego Ja,
ponieważ wówczas znowu zaczyna funkcjonować sznur aka, za którego pośrednictwem
odbywa się
ożywiona wymiana uczuć między niższym i średnim Ja, o którym ja - średnie Ja -
jeszcze nic nie
wiedziałem, chyba że nastawiłem się już przez ćwiczenie i doświadczenie na
funkcje i czynności
obu niższych jaźni.
Może się zdarzyć, że w obecności jakiegoś nowego rozmówcy George zareaguje
obojętnością lub negatywnie albo też powstanie ciepła fala zainteresowania i
wspólnego od-
czuwania. Niższe Ja bardzo szybko przeprowadza taką uczuciową ocenę, w
przeciwieństwie do
średniego Ja, które nie potrafi pracować w takim tempie za pomocą swojej
rozumowej analizy. Z
doświadczenia wynika, że pod względem uczuciowej oceny innej osoby mężczyźni
wypadają
gorzej niż kobiety.
Trenowane i wychowywane niższe Ja odnosi więc wrażenie, że bierze udział w losie
innych
ludzi. Nie jest to zainteresowanie destruktywne, lecz zdrowe, rozsądne i
odpowiedzialne. Wraz z
postępem w praktykowaniu Huny zauważycie, że częściej umiecie wczuć się nie
tylko w sytuację
innych ludzi, lecz również w stosunku do dzieł sztuki. Inaczej popatrzycie na
obrazy w muzeum,
szybko odkryjecie transcendentalną, ezoteryczną stronę obrazu, a nawet źródło
jego powstania.
Może nawet połączycie się z malarzem przez sznur aka! Jeśli sami jesteście
artystami, zde-
cydowanie polepszycie swoje osiągnięcia. Jako skrzypkowie, pianiści lub fleciści
zrozumiecie
partyturę lub nuty w całkowicie odmienny doskonalszy sposób; bardziej
przejrzyście poznacie
intencje kompozytora. W następstwie doskonalenia George'a wasi bliźni będą
okazywać wam
więcej sympatii. Zauważycie to szczególnie u dzieci, które obdarzone są
subtelniejszą
wrażliwością. Odczujecie to bardzo wyraźnie w przypadku zwierząt, które również
odznaczają się
szczególną formą wrażliwości na oddziaływanie człowieka.
Zauważycie sukcesy nie tylko na zewnątrz, ale również w waszym wnętrzu.
Efektywna
praca z George'em zapewni wam spokój duszy, którego tak długo szukaliście. Wasza
pełna zaufania
współpraca będzie ciągle postępować naprzód. Dzięki temu oczyścicie się z
duchowych
problemów. Stopniowo przyzwyczaicie się do tego stanu rzeczy, po czym
stwierdzicie, że sami
staliście się dla siebie psychiatrami, gdyż poznaliście potrzeby swojej duszy,
to znaczy niższego Ja,
równie dokładnie, jak najbardziej doświadczony psychiatra. W przypadku poważnie
chorego
pacjenta działalność niższego Ja jest naprawdę zbawienna. Dla osób samotnych
George - a później
Wyższe Ja - jest mile widzianym kompanem.
Zależności te wskazują nam z całą oczywistością, że niższe Ja jest odrębną i
ukształtowaną
osobowością. W świetle tej zależności chcielibyśmy zwrócić uwagę na pewną
brzydką cechę jaką
jest żałowanie samego siebie. Nie uważajcie mnie za okrutnego, jeżeli cechę tę
oceniam z naj-
wyższą surowością. Również ja cierpiałem kiedyś z jej powodu, choć jednocześnie
czułem się z nią
dobrze. Żałowanie samego siebie jest w milionach przypadków przyczyną ciężkich
depresji, a co za
tym idzie, strachu przed życiem.
Pomyślmy również o innych, tragicznych niedostatkach naszej duszy: brak zaufania
do Boga
i samego siebie, słabość woli, lenistwo, bezcelowość, brak samodyscypliny,
popadanie w apatię,
niezdecydowanie, chwiejność. Poza brakami w sferze psychiki występują również
niedomagania
dziedziczne lub psychosomatyczne, na przykład wrażliwość na zmiany pogody, która
może być
związana ze wspomnianym już niskim ciśnieniem krwi. Inne podobne słabości to
częste
przeziębienia, zaburzenia procesu trawienia, bóle głowy, neuralgie, alergie.
Wszystkie te choroby
lub niedomagania można skutecznie leczyć dzięki współpracy z niższym Ja.
Przyjrzyjmy się również pozytywnym właściwościom, których wykształceniu sprzyja
celowa, czuła i pełna zaufania współpraca z George'em. Zmiany w tym zakresie
prowadzą do
ukształtowania się poczucia pewności, zaufania, dobrej pamięci, zdolności
przezwyciężania
kłopotów, świadomości postawionego przed sobą celu, a także do świadomego
działania, ufania
Bogu i sobie, dobrego nastroju, energii, aktywności, umiarkowania i
wstrzemięźliwości,
bezinteresowności i wielu innych zalet. Rozwój ten zapewnia poczucie
bezpieczeństwa.
Trudno jest ocenić, w jakim stopniu niższe Ja będzie wspierane przez Wyższe w
przypadku
osób nieprzeciętnych. Wzajemny wpływ obu jaźni bywa różny. Pomyślmy o genialnych
badaczach
i naukowcach, o takich podróżnikach jak Kolumb, o kompozytorach jak Mozart, o
rzeźbiarzach i
malarzach. Typowym przykładem naukowca, w którego odkryciach brało udział niższe
Ja, jest
chemik o nazwisku Kekule. Na początku tego stulecia zajmował się on badaniem
benzenu, o
którym wiedziano, że składa się z sześciu atomów węgla. Jednakże wszystkie
teorie rozwinięte na
gruncie tzw. stechiometrii i mające wyjaśnić istotę wiązań chemicznych okazały
się błędne. Nie
wiedziano dlaczego. Zawsze wyobrażano sobie, że wszystkie sześć atomów węgla
tworzy jeden
łańcuch. Aż pewnej nocy owemu genialnemu chemikowi i badaczowi przyśnił się
zwinięty wąż.
Nasunęło mu to myśl, że atomy węgla tworzą nie łańcuch, lecz pierścień. W ten
sposób rozwiązano
od razu wszystkie problemy, doprowadzono do rozwoju liczącej się dziedziny
chemii benzenu.
Bez wątpienia sen ten został przekazany badaczowi przez jego niższe Ja. Jak już
wspominaliśmy, sny są obszarem działania niższego Ja. Kekule osiągnął swój cel
somnambulicznie,
w najczystszym tego słowa znaczeniu, pod kierownictwem niższego Ja. Jestem
pewien, że jego
Wyższe Ja w znacznym stopniu przyczyniło się do tego odkrycia. Podobny mechanizm
działał, jak
przypuszczam, w przypadku Mozarta, którego zdolność tak precyzyjnego i szybkiego
przelewania
na papier muzyki należy przypisać jego niższemu Ja. Mimo to nie potrafię
wyobrazić sobie muzyki
Mozarta bez współdziałania Wyższego Ja!
Zastanówmy się przez chwilę nad szczególnymi zdolnościami wielkich
interpretatorów. To,
czego dokonuje genialny pianista lub skrzypek w czasie koncertu, wydaje się nam
wręcz oczywiste.
Uprzytomnijmy sobie jednak, jaką fenomenalną pamięcią musi być obdarzone niższe
Ja wirtuoza
skrzypiec, grającego bez nut. Koordynuje ono prawą rękę, która prowadzi smyczek,
z lewą,
sterującą tonami. Do tego dochodzi jeszcze umiejętność wyra/u w zakresie
interpretacji
emocjonalnej, z pewnością zasilana przez niższe Ja. Podobnie rzecz ma się z
tancerzami i artystami
cyrkowymi, których pewność, samodyscyplina i koordynacja narządów postrzegania
oraz...
organów ciała są świadectwem wielkich umiejętności ich niższego Ja.
Należy również wspomnieć o możliwości skrajnego demonicznego oddziaływania
niższego
Ja, jak w przypadku Cagliostra, Nerona, Hitlera, Chomeiniego i innych, którzy
stali się
przekleństwem ludzkości. Przypadki te mają swoje historyczne znaczenie, jednakże
ich głębsza
analiza zabrałaby tutaj zbyt wiele miejsca.
Przy pracy z George'em bardzo ważne są odpowiedzi naszego niższego Ja. Dzięki
nim
przechodzimy w końcu od monologu do ograniczonego dialogu. Szczególnie istotne
jest to w
momencie, gdy stawiamy naszemu George'owi precyzyjne pytania, na które
rzeczywiście ocze-
kujemy konkretnej odpowiedzi. Często są to odpowiedzi skłaniające nas do pomocy
niższemu Ja w
jego kłopocie! Pod tym względem bardzo pomocne może okazać się wahadełko, którym
zajmiemy
się dokładnie w następnym rozdziale. Z drugiej jednak strony wydaje mi się
zadowalające, jeżeli
potrafimy wyczuć lub w inny sposób odebrać odpowiedzi naszego niższego Ja.
Dzięki
świadomemu treningowi prowadzi nas to do prawdziwej wrażliwości, której nauczyć
się może
każdy z nas i którą później można osiągnąć w stopniu medialnym.
Dla wielu ludzi podstawą rozwoju ich wrażliwości jest zazwyczaj jakaś określona
pobudka.
Niezbędnym warunkiem jest świadomy trening czuwania, polegający na tym, że
zakotwiczamy w
naszej pamięci "podszepty", tzn. informacje otrzymane od George'a lub innej
istoty duchowej- które
uprzednio zostają rozpoznane i "uchwycone".
Proces ten wymaga całkowicie swobodnej i wolnej od napięcia obserwacji samego
siebie.
Droga do sukcesu może trwać kilka dni lub tygodni, lecz nit powinniśmy
rezygnować. W końcu
nadejdzie jakiś pomysł z wewnątrz. Do naszej świadomości dotrze myśl, a
najistotniejsze będzie to,
że ją postrzeżemy. Bez treningu zgubi się, nie zostanie odebrana. Gdy mówię "z
zewnątrz", nie
oznacza to z zewnątrz w sensie fizycznym, lecz chodzi tutaj o myśl pochodzącą od
innej istoty, na
przykład od naszego George'a, który przeciec egzystuje w naszym ciele. Mówi się,
ze ma on swoją
siedziby w splocie słonecznym.
Poproście zatem George'a o krótką, jasną odpowiedź na wasze pytanie. Niższe Ja
wspomoże
was tym mocniej, im chętniej zajmiecie się rozwojem wrażliwości, ponieważ George
jest szczerze
zainteresowany dialogiem z wami, to znaczy, ze średnim Ja. Oczywiście dialog ten
będzie kontro-
lowany bardziej przez średnie Ja niż przez niższe. Uwarunkowane jest to
strukturą średniego Ja.
Istotną pomoc stanowi przy tym proces określany skrótowo w mowie potocznej
sformułowaniem: "Przyszło mi na myśl". To, co przychodzi na myśl, nie powstaje w
wyniku pracy
umysłowej części intelektu. Myśli takie mogą być bardzo wartościowe, pochodzą
one jednak z
fizycznej sfery intelektu i nie są żadnymi "podszeptami" niższego Ja, Wyższego
ani innej istoty
duchowej. Jak już powiedziałem, bardzo ważne jest, by zatrzymać, zachować to, co
przyjdzie nam
na myśl, aby nie umknęło nam nie rozpoznane i nie zauważone. Powtarzam jeszcze
raz z naciskiem
- jest to kwestia świadomego treningu.
Dla osób, które potrafią przypominać sobie sny, marzenie senne jest bardzo
wartościowym
źródłem informacji przekazywanych przez niższe Ja. Każdy człowiek śni, ponieważ
-jak wskazują
wyniki badań psychologicznych - marzenie senne jest duchowym "procesem
oczyszczania".
Wszelkie obciążające doznania, jakich doświadczył człowiek w ciągu dnia,
"odpadki", zostają w
czasie snu posortowane, przetworzone, czasem zniszczone, a to, co jest dla
człowieka dobre, ulega
pozytywnemu przetworzeniu. Sen jest bardzo ważnym źródłem informacji szczególnie
wtedy, gdy
miedzy średnim i niższym Ja istnieje świadoma umowa lub nieświadoma ugoda
zakładająca, że
podczas snu niższe Ja będzie informować średnie Ja o swoich troskach i lękach
lub udzielać mu
odpowiedzi na pytania, które ono postawiło. Tak zwane koszmary senne, za pomocą
których niższe
Ja daje wyraz swojej rozpaczy albo informuje o kłopotach, można potraktować
całkiem serio. Są
one sygnałem alarmowym, który zobowiązuje średnie Ja do natychmiastowej
interwencji. Na
szczęście w takim przypadku niższe Ja wybiera drogę bezpośredniego przekazania
informacji za-
miast powodowania jakiejś choroby, alergii itp., co byłoby drogą okrężną.
Ponadto ma to tę zaletę,
że przedmiot niepokoju, z którego powodu George cierpi, zostaje określony
bardziej precyzyjnie
niż za pomocą gorączki przy pokrzywce.
Jednak nie wszyscy ludzie dysponują możliwością przypominania sobie snów, a do
tego
jeszcze ich dokładnej treści. Istnieją podręczniki pomagające rozwinąć takie
umiejętności.
Osobiście nie jestem uzdolniony medialnie. Dopiero dzięki Hunie wyrobiłem w
sobie pewną
wrażliwość. Wskutek tego mam kontakt z moim George'em i z innymi istotami
duchowymi.
Nabyłem umiejętności odbierania w centrum świadomości średniego Ja, za
pośrednictwem mojego
George^ {lub w przypadku kontaktu z innymi ludźmi, szczególnie pacjentami, przez
ich niższe Ja)
podszeptów w postaci słów lub obrazów. Mają one duże znaczenie, zwłaszcza w
przypadkach, w
których pacjenci za pośrednictwem swojego niższego Ja informują o duchowych
przyczynach fizy-
cznych niedomagań lub cierpień. Uzdrowiciel, zagadnięty przez niższe Ja
pacjenta, próbuje później
nawiązać rozmowę z chorym, której celem jest nie tylko uleczenie objawów
choroby, lecz również
jej źródła.
Przyjrzawszy się różnym możliwościom, za pomocą których wyraża się niższe Ja,
ponownie
zajmijmy się ciekawym ćwiczeniem! Poznaliście już bardzo proste sposoby
nawiązywania
rozmowy z George'em, na przykład ćwiczenie z pudełkami po zapałkach lub z
zakrytymi kartami.
Po kilku dniach lub tygodniach wspólnej pracy z niższym Ja jesteście już gotowi
do rozwiązywania
trudniejszych zadań. Ćwiczenie z dwunastoma pudełkami po filmach do takich
właśnie należy. A
może spróbowalibyśmy skłonić niezbyt dobrze funkcjonujący zegarek do poprawnej
pracy? Nasz
George to potrafi! Zakładam, że chodzi tutaj o mały zegarek na rękę lub zegarek
kieszonkowy,
który łatwo mieści się w dłoni Powinien to być tradycyjny zegarek mechaniczny,
ponieważ nie
przeprowadzałem jeszcze prób z zegarkami elektronicznymi.
Przyjmijmy, że zegarek spieszy się pół minuty na dobę. Gdy teraz powiem wam, co
powinniście robić dalej, nie nazwijcie mnie wariatem. Jestem normalny i stoję
obiema nogami na
ziemi! Weźcie zatem zegarek w rękę, zamknijcie go mocno w dłoni, jednak niezbyt
silnie, i
zwróćcie się do George'a mniej więcej takimi słowami: "George, zegarek spieszy
się pół minuty na
dobę. Zmieńmy teraz wspólnie jego mechanizm tak, aby po dwóch, trzech dniach
chodził bez
zarzutu. W tym celu skierujmy do niego silny ładunek many! Teraz, George!".
Nabierzcie mocno
powietrza i w myślach skierujcie oddech poprzez barki, ramię i dłoń do zegarka.
Przekonacie się, że
po trzech dniach będzie on precyzyjnie i bez wahań wskazywał czas.
Wiele osób nakazuje sobie, nie wiedząc nic o Hunie, aby coś, co nazywają głosem
wewnętrznym, obudziło ich rano punktualnie na przykład o godzinie 6.15. Często
działa to
niezawodnie. Ludzie ci współpracują, nie wiedząc o tym, ze swoim niższym Ja.
Naturalnie wy, jako
znający Hunę. możecie robić to celowo i świadomie. Powiedzcie George'owi
wieczorem przed
pójściem spać: "Proszę, obudź mnie jutro punktualnie o godz. 6.15. Tutaj jest
zegar, przyjrzyj mu
się. Wskazówki będą ustawione następująco: mała trochę po 6, a duża z prawej
strony na cyfrze 3".
Dla pewności nastawcie budzik na 6.20. Następnie powiedzcie: "Nie jest to żaden
akt niewiary w
stosunku w ciebie, drogi George. Pojutrze nie nastawię już budzika. Nie będę go
już więcej
potrzebował, ponieważ jutro obudzisz mnie punktualnie o godzinie 6.15".
A co zrobić ze słoikiem dżemu lub miodu, którego nic możemy otworzyć, gdyż jest
zupełnie
zaklejony? (Jeżeli chodzi o konserwę mięsną, z której uszło powietrze, nasz
George nie potrafi nic
zrobić!) Mówimy: "George, pokrywka jest zaklejona i mimo wysiłku nie mogę
otworzyć słoika.
Wspólnie wyślemy manę między nakrętkę i słoik. Za pomocą tej energii rozluźnimy
i uwolnimy
molekuły, po czym bez większego wysiłku otworzymy słoik!". Mówiąc to, trzymajcie
słoik w obu
rękach. Jedna ręka, przekazująca manę, spoczywa na pokrywce (u praworęcznych
ręka prawa).
Następnie pozwólcie, by siła many działała przez trzy, cztery sekundy, po czym
otwórzcie
naczynie!
Zupełnie podobnie jest w przypadku zginania łyżki. Występuje tutaj ten sam
proces
rozluźniania molekuł, z tym, że układ cząsteczek metalu jest bardziej ścisły niż
cząsteczek dżemu.
Konieczne jest więc dostarczenie większej ilości energii. To również możecie
osiągnąć, jeżeli opa-
nowaliście sztukę ładowania się maną.
Chciałbym teraz zapoznać was z ćwiczeniem pożywiania się i wytwarzania many. Ma
ono
na celu takie zaprogramowanie George'a na przyszłość, aby gruntownie spożytkował
substancje
pokarmowe dostarczane do organizmu i wyprodukował z nich maksymalną ilość many.
Idźcie do kuchni i weźcie suchar lub kawałek chrupiącego chleba. W każdym razie
powinno
to być coś, co jest naprawdę chrupkie i co podczas gryzienia wydaje dźwięk. A
dlaczego? Dźwięki
te będą śmieszyły George'a i zwrócą jego uwagę. Użycie do tego ćwiczenia
miękkiego kawałka
chleba byłoby dla niższego Ja zbyt nudne.
Usiądźcie więc wygodnie, odgryźcie spory kawałek pieczywa i żujcie go,
rozkoszując się
jego smakiem. Zwróćcie się przy tym w myślach do George'a następująco: "George,
mój drogi,
jedzenie sprawia nam ogromną radość. Proszę cię, w przyszłości maksymalnie
wykorzystaj nasze
pożywienie. Żucie, jak wiesz, to pierwsza faza procesu trawienia. Następnie, w
żołądku i jelicie
wyciągnij z pokarmu wszystko co najlepsze, zamień to na manę i zmagazynuj ją.
To, co jest
szkodliwe i co ewentualnie mogłoby się dostać wraz z pożywieniem do organizmu,
usuń!".
Oczywiście podczas jedzenia możecie, zgodnie z waszym uznaniem, prowadzić z
George'em
również inne rozmowy. Waszej pomysłowości nic nie ogranicza.
Powróćmy teraz do sfery czysto duchowej i przejdźmy do ćwiczenia telepatycznego,
które
rzeczywiście przeprowadziłem przed kilkoma laty z moją córką. Możecie stać się
równie biegli w
telepatii jak ja, ponieważ z pewnością nie jesteście mniej uzdolnieni ode mnie.
Otóż moja córka, podróżując samochodem, znajdowała się między Mediolanem a
Rzymem,
ja przebywałem w Zurichu. Z bardzo ważnego powodu chciałem pilnie skontaktować
się z nią
telefonicznie, nie wiedziałem jednak, w jakim hotelu w Rzymie będzie nocowała.
Pomyślałem
sobie wtedy: ,A w jakim celu pracujemy nad Huną?". Przez "my" rozumiałem
naturalnie George'a i
siebie. Usiadłem więc prosto na krześle i najpierw skoncentrowałem się na
George'u. "Tylko
spokojnie - powiedziałem - damy sobie radę". Razem z George'em naładowaliśmy się
maną, po
czym dalej oddychałem spokojnie. Zwróciłem się do George'a: "Wysuń swój widmowy
palec w jej
kierunku". Odczekałem kilka sekund i powiedziałem półgłosem: "Czekam pilnie na
twój telefon!".
Koncentrując się, powtórzyłem to kilkakrotnie z zamkniętymi oczami. Następnie
powiedziałem, że
powinna do mnie zatelefonować. Również tę wiadomość powtórzyłem cztery razy.
Byłem pewien,
że telepatyczne przesłanie dotarło do celu. Czekałem spokojnie i pełen ufności.
Dokładnie po
czternastu minutach (patrzyłem na zegarek) zadzwonił telefon - zgłosiła się moja
córka. Zapytałem
ją, dlaczego do mnie telefonuje. Odpowiedziała, że właściwie nie wie: chce się
dowiedzieć, co u
mnie słychać Opowiedziałem jej o moim telepatycznym przekazie i o pilnej
sprawie, która była
przedmiotem rozmowy.
To nie czary. Zapewniam was, że wy również możecie tego dokonać pod warunkiem,
iż
macie całkowite zaufanie do George'a, do siebie oraz wierzycie w pozytywny wynik
przedsięwzięcia. Najpierw spróbujcie wykonać to ćwiczenie z kimś, kto jest wam
bardzo bliski,
ponieważ między bliskimi osobami istnieje bardzo gruby sznur aka, czyli tau-aka.
Życzę
powodzenia!
Z powyższego opisu możecie wywnioskować, że w pełni zawierzyłem mojemu niższemu
Ja
i pomyślnemu rozwojowi całego zdarzenia. Jak już wielokrotnie wspomniałem, jest
to jedno z
najważniejszych założeń owocnej współpracy z George'em i późniejszego kontaktu z
Wyższym Ja.
My, średnie Ja, musimy rozpocząć działanie, a nie George! Kiedy jestem sam,
mówię głośno i
wyraźnie: "Ja, Henry, obdarzam cię, mój drogi George'u, pełnym zaufaniem, cenię
twoją pracę i
nasze kontakty. Ty również możesz mi zaufać i nie zawiedziesz się na mnie".
Wypowiedzcie teraz podobne słowa do swojego George'a, zastępując oczywiście imię
Henry
swoim imieniem! Będzie to początek dobrego kontaktu z waszym niższym Ja,
zupełnie niezależnie
od tego, czy po lekturze tej książki dalej będziecie zajmować się Huną, czy też
nie. Ufając w pełni
naszemu George'owi, zobowiązujemy go do takiej samej ufności wobec nas.
Ale teraz kolej na nowy krok i nowy wniosek. Chcemy zbadać osobowość naszego
niższego
Ja. Czy jest ono bojaźliwe, czy odważne; czy ma spryt, czy jest opieszałe; jakie
są jego wady, a
jakie zalety? Jest to pewnego rodzaju analiza, gdyż w dużej mierze to, co
określamy jako charakter
danego człowieka, należy raczej do niższego Ja niż do średniego. Odłóżcie teraz
na chwilę książkę i
pomyślcie o waszym niższym Ja. "George, jakie masz dobre, pozytywne cechy, mój
drogi? Określ
mi niektóre z nich, czekam na twoją odpowiedź!". Do waszej świadomości dotrą
zalety charakteru
George'a. Kiedy to nastąpi, podziękujcie mu i pochwalcie go! Dlaczego powinniśmy
głośno lub
półgłosem rozmawiać z naszym niższym Ja? Jak już stwierdzono wyżej, do George'a
bardziej
przemawiają wypowiedziane słowa niż myśli, a jeszcze silniej - o czym też już
wiecie - przema-
wiają do niego wskazówki dawane przez ciało lub wskazówki w formie pisemnej.
Później zajmiemy się wadami naszego George'a. Omówione zostaną w rozdziale
poświęconym procesowi oczyszczania. W pierwszej fazie kontaktu z George'em ważne
jest to, by
dodać mu odwagi, mówić o jego zaletach i chwalić go.
Jeżeli coraz częściej zajmiecie się odbieraniem wrażeń od niższego Ja, jeśli
coraz lepiej
będziecie je rozumieć, to lepiej poznacie waszego George'a, czyli waszą duszę.
Dzięki temu
uzyskacie nowe możliwości działania na co dzień. Duchowy kontakt z naszymi
bliźnimi następuje
głównie za pośrednictwem niższego Ja. Wkrótce polepszycie swoje układy z innymi
ludźmi.
George pomoże wam z ochotą, ponieważ on sam jest tym najbardziej zainteresowany.
Dlatego też
pomyślcie o waszym życiu zawodowym i prywatnym.
I tak na przykład świat pracy podzielony jest teraz na szefów i podwładnych.
Szefowie
wydają polecenia, a podwładni je wykonują. Powstawanie zatargów i układów
zależności jest
godne pożałowania, a często nawet tragiczne. W czasie moich seminariów
niejednokrotnie
spotykałem ludzi, którzy bardzo cierpieli z powodu takich powiązań. Najczęściej
były to kobiety;
czasem z rozpaczą żaliły się na swych przełożonych i współpracowników. Niejeden
z tych trudnych
do zniesienia szefów był, jak się okazało, głęboko nieszczęśliwy - w jednym
przypadku z powodu
kłopotów w życiu rodzinnym, natomiast w innym z powodu niedorośnięcia jeszcze do
swojej roli.
W obydwu przypadkach ci godni współczucia ludzie próbowali ukryć swoje
nieszczęście pod
maską agresywności w miejscu pracy, najczęściej z nieświadomym dla nich
rezultatem, jakim był
ucisk stosowany wobec podwładnych. Presja, w jakiej żyli, uzewnętrzniała się w
postaci kompleksu
niższości, kompensowanego później w miejscu, gdzie sprawowali władzę.
Co powinna uczynić w takiej sytuacji sekretarka mająca pewną wiedzę na temat
Huny,
znającą swoje niższe Ja i umiejąca wysyłać pozytywne, uzdrawiające myśli?
Wieczorem, w domu
powinna naładować się silnym ładunkiem many i powiedzieć swojemu niższemu Ja:
"George, mój
drogi, chcemy wysłać teraz niższemu Ja naszego szefa dar many, który
równocześnie zawiera naszą
sympatię do niego, nasze zrozumienie dla nękających go kłopotów w życiu
prywatnym. Prześlijmy
mu nasze szczere przebaczenie krzywd, które nam wyrządził, tobie, George, mnie
oraz wszystkim
koleżankom i kolegom. Wybaczmy mu wszystko i pomyślmy o nim konstruktywnie.
Wszystko to
są myśli, na których realizację nieodwołalnie zdecydowaliśmy się oboje, to
znaczy ty i ja. Za
pośrednictwem łączącego nas z panem Bergerem sznura aka prześlemy mu teraz
wielkie grono
myśli naładowane dużą ilością many, które trafi do jego niższego Ja. Zrobimy to,
wykonując
głęboki oddech - teraz!"
Pracowniczka, nazwijmy ją Charlotte, rzeczywiście wykona głęboki oddech i bez
wątpienia
myśli naładowane maną dotrą przez sznur aka do pana Bergera, jej szefa. To, co
następnego dnia
Charlotte przeżyje w biurze w kontakcie ze swoim szefem, można określić jako
"cud". Tak samo
stwierdzą jej koleżanki, które w ogóle nie będą miały pojęcia, w jaki sposób
Charlotte doprowadziła
do owego cudu!
Działania tego typu omówiłem i przygotowałem z niektórymi uczestnikami
seminariów.
Gdy w kilka dni później spotkaliśmy się ponownie, po przeprowadzeniu przez nich
odpowiednich
eksperymentów, usłyszałem pełne entuzjazmu i zachwytu relacje.
Podobne pozytywne wyniki można osiągnąć nie tylko w przypadku układów między
pracownikami i przełożonymi, lecz również między urzędnikami, którzy pracują w
dużym
pomieszczeniu biurowym i wzajemnie "działają sobie na nerwy". Czasem zdarza się,
że tylko jedna
współpracowniczka, znająca Hunę, osiągnie takie rezultaty dzięki celowej pracy
nad niższymi Ja
swych kolegów. Po prostu, jeżeli pomiędzy niższymi Ja zrodzi się wzajemne
zaufanie, osoby te
będą tak zaskoczone i zadowolone, że wykażą ogromne zainteresowanie
kontynuowaniem nowego
pozytywnego rozwoju.
Podobne sukcesy osiągnąć można w życiu prywatnym. Niektóre rodziny stworzą
dzięki
temu pozytywny grunt dla duchowego i fizycznego rozwoju małżeńskiego pożycia.
Bardzo istotne
jest w tym przypadku mocne i nieodwołalne postanowienie jednego z
współmałżonków, który
omówi sprawę ze swoim niższym Ja i wyjaśni mu nieuchronną konieczność swej
decyzji.
Niejedno niższe Ja doświadczało czasami przez długie lata dotkliwych rozczarowań
w życiu
małżeńskim, co spowodowało jego apatię, rezygnację i brak nadziei. George
potrzebuje wtedy
logicznych i przekonujących myśli od swojego średniego Ja, które wyprowadzić go
mogą ze stanu
letargu. Możliwe, że nie wystarczy jednorazowe przesłanie przez sznur aka do
swego
współmałżonka pozytywnych myśli naładowanych maną. Możliwe, że konieczne okaże
się
wielokrotne powtarzanie tego zabiegu i - o ile to możliwe - codziennie. Ważne,
aby osoba
przeprowadzająca akcję nie przebywała w tym samym pomieszczeniu co
współmałżonek. Chodzi o
zapewnienie jej całkowitego spokoju i możliwości koncentracji, dlatego też
należy unikać animozji,
jakie mogą być potęgowane przez fizyczną bliskość. Ponieważ niższe Ja nie
dysponuje logiką,
często znajduje się pod szkodliwym wpływem emocji.
Zrozumienie partnera, w pracy lub w małżeństwie, oraz przebaczenie są bardzo
istotnymi
przesłankami skuteczności powyższych działań. Zakładają one pewną dojrzałość w
obchodzeniu się
z zasadami Huny, a przede wszystkim bezgraniczne zaufanie w powodzenie akcji. To
z kolei -jak
już niejednokrotnie wyjaśnialiśmy - ma swoją podstawę w więzi zaufania między
średnim i
niższym Ja!
Interesującym i bardzo pouczającym symbolicznym obrazem trzech jaźni Huny jest
pal
totemowy Indian. Totem przedstawia charakterystykę danego rodu i jest niemal
świętym symbolem
plemienia. Pal totemowy najczęściej wycięty jest z jednego pnia. Przeważnie ma
dwa, trzy metry
wysokości i trzydzieści do pięćdziesięciu centymetrów średnicy. Dolna część
przedstawia siedzące
zwierzę, znacznie rzadziej - przykucniętego człowieka. Środkowa część ukazuje
człowieka w jego
normalnej postaci, stoi on na głowie lub barkach dolnej postaci. Trzecia część
to wizerunek istot ze
skrzydłami, najczęściej ptaka, czasami postaci przypominającej człowieka ze
skrzydłami. Wyraźnie
widzimy tutaj obraz niższego, średniego i Wyższego Ja. Na podstawie nauki Huny
można przyjąć,
że niższe Ja pochodzi ze świata zwierzęcego. Myśl ta wydaje się zasadna, bo czyż
nie odnosimy
czasem wrażenia, że pies lub koń rzeczywiście mają ludzkie cechy charakteru?
Niestety, z drugiej
strony istnieje w człowieku brutalność, która często bywa określana jako
"zwierzęcość". Według
mnie jest to zazwyczaj niesprawiedliwe.
Istotnym zadaniem w pracy z Huną jest wychowanie niższego Ja na prawdziwie
ludzką
istotę, to znaczy istotę stojącą wyżej pod względem etycznym. Dlatego też
powinniśmy wystrzegać
się dawania naszemu niższemu Ja imienia zwierzęcego, a tym bardziej utożsamiania
go ze zwierzę-
ciem. Idea ta, pochodzącą od "silnego zwierzęcia" Indian Hopi, może prowadzić do
ciężkich
zaburzeń niższego Ja, stanowiących przeszkodę na drodze do wyższego poziomu
etycznego. W ten
sposób bowiem może ulec zakłóceniu kontakt z Wyższym Ja. Wydaje mi się, że
również pod tym
względem wiele mówi symbolika pala totemowego. My, średnie Ja, zobowiązani
jesteśmy do
wyprowadzenia naszego niższego Ja z przygnębiającej sytuacji oraz do wychowania
go i pełnienia
wobec niego funkcji nauczyciela i pocieszyciela. Oznacza to, że powinniśmy pomóc
naszemu
George'owi we wzniesieniu się na wyższy poziom rozwoju duchowego.
Pal totemowy nie jest z pewnością symbolicznym przedstawieniem stanu, w jakim
się
znajdujemy jako początkujący adepci Huny, ponieważ Wyższe Ja jest tam fizycznie
połączone ze
średnim, a więc i z niższym Ja. Dla osoby początkującej niższe i średnie Ją
tworzą jedność, która
dzięki postępom w teorii i praktyce Huny zostanie połączona za pośrednictwem
sznura aka z
Wyższym Ja. Dopiero z biegiem czasu powstać może prawdziwe, chciałbym powiedzieć
- fizyczne
- połączenie z Wyższym Ja. Podczas jednej ze świetlanych medytacji stan ten stał
się dla mnie
zrozumiały jako czyste i uszczęśliwiające przeżycie. Niższe Ja wyrosło tymczasem
na silnego
młodego człowieka. Podczas owej medytacji stanęliśmy we trójkę w kręgu i
patrzyliśmy na siebie.
Każdy z nas położył ręce na plecach sąsiada, tak że krzyżowały się one ze sobą.
Stworzyliśmy
symbol "jedności w świetle Pana", który bardzo długo miał dla mnie wielkie
znaczenie i dopiero
dużo później zastąpiłem go innym.
Jeżeli zdecydowaliśmy się na praktykowanie Huny, to znaczy w pierwszej
kolejności na
pracę z George'em, może się zdarzyć, że przez naszą, czyli średniego Ja,
niedbałość osłabnie
kontakt z niższym Ja. Nastąpić to może wtedy, gdy jesteśmy przemęczeni pracą
zawodową lub za
mało śpimy. Możemy wtedy popaść w pewien rodzaj opieszałości, z powodu której
nasz George
bardzo cierpi, ponieważ inicjatywa do nawiązania z nim kontaktu należy zawsze do
średniego Ja.
Sposób, w jaki w takim przypadku George da o sobie znać, może być bardzo różny:
jeżeli nie
zechce nam pomóc w szukaniu wolnego miejsca na parkingu, to nie będzie jeszcze
aż tak źle. Jeżeli
jednak wpadnie w letarg i poczucie beznadziejności, co obciąży średnie Ja stanem
ciężkiego
znużenia, trudno nam będzie wyrwać się z tego diabelskiego kręgu. W takim
przypadku najpierw
średnie Ja musi dostrzec fakt, że zmęczenie jest reakcją pochodzącą od George'a.
Następnie samo
musi wyzwolić się ze stanu bierności. Może na przykład silnie naładować się maną
i pocieszyć
niższe Ja. Czasem trudno jest mi wyrwać się z takiego stanu, szczególnie wtedy,
gdy mojego
znużenia nie traktuje jako reakcji George'a, lecz przypisuję je innemu wpływowi,
choćby pogodzie.
Zdarza mi się to niekiedy, i to nawet teraz, po osiągnięciu kontaktu z moim
Wyższym Ja, albowiem
przez bliskość z Wyższym Ja nie stajemy się ani świętymi, ani też nadludźmi,
tylko nasze życie
otrzymuje całkiem inna treść.
I jeszcze kilka słów na temat samotności. Niektórzy ludzie z rozmaitych powodów
przez
większą część swego życia pozostają samotni. Ale również inni doznają w pewnym
momencie
poczucia osamotnienia. Ja sam tego doświadczyłem, stwierdziłem jednak wkrótce,
że jako osoba
praktykująca Hunę, już nigdy nie będę samotny! Trzeba tylko uświadomić sobie
wewnętrzny
kontakt z niższym Ja i z nim porozmawiać. Od dzisiaj nigdy już nie będziemy
sami, ponieważ
mamy towarzysza, który pozostanie z nami na dobre i złe. Dla kogoś, kto raz
osiągnął Wyższe Ja i
ma pewność oraz praktyczne doświadczenie, że utrzymuje z nim trwały kontakt, nie
istnieje już
samotność; jej miejsce zajmuje silne poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu jest
połączony z
Bogiem i nigdy więcej nie popadnie w rozpacz i zwątpienie.
Czy oznacza to, że możemy stać się samotnikami, odludkami? Nie, wykluczone.
Wprost
przeciwnie. Przekonaliśmy się przecież, że nasz George stanowi rzeczywistą
płaszczyznę kontaktu
z innymi ludźmi i że za jego pośrednictwem kontakt ten staje się łatwiejszy.
Dlatego też nasze
niższe i Wyższe Ja nie przeszkadzają nam w obcowaniu z innymi ludźmi, lecz
okazują się
niezwykle pomocne w stanach samotności.
Samotność nie zawsze jest smutna i destrukcyjna. Czasem może być łaską. Hermann
Hesse
powiedział: "Samotność jest drogą, na której los chce doprowadzić człowieka do
nich samych".
Na zakończenie tego rozdziału chciałbym udzielić jeszcze jednej dobrej rady.
Zaopatrzcie
się w wyjątkowo ładny, mały notesik, zeszyt formatu A5 lub A6. Usiądźcie sobie
raz dziennie,
najlepiej wieczorem, przy stole, zamknijcie oczy i porozmawiajcie z George'em.
Powiedzcie mu po
prostu: "Jak ci się wiedzie? Co chcesz mi powiedzieć? Lubię cię i chętnie cię
słucham". Następnie
zwróćcie uwagę na myśli, które się wam nasuną. Czasami nie przyjdzie żadna.
Innym razem
pojawią się krótkie refleksje, które pozwolą wam wejrzeć w duchowe życie
George'a - w wasze
własne duchowe życie. Zapiszcie owe myśli i zanotujcie datę. Na podstawie tych
notatek wiele się
nauczycie, dzięki nim w znaczący sposób pomożecie swojemu George'owi i sobie
samym.
Powiedzieliśmy już niemało na temat niższego Ja. Sądzę, że nadszedł czas,
abyście poprosili
swojego George'a o aktywność i poinformowanie was za pomocą prostego ćwiczenia,
czy z wami
współpracuje. W tym celu, jeżeli nie jesteście jeszcze zmęczeni, usiądźcie
wieczorem, całkiem
swobodnie i "niedbale", na wygodnym fotelu z oparciami dla rąk. Zwróćcie się do
George'a: "Mój
drogi George'u, wicie przeczytaliśmy wspólnie na twój temat. Pewne rzeczy stały
się teraz dla
ciebie jasne i klarowne. Wiemy, że pomiędzy nami jest możliwa, a nawet konieczna
intensywna
współpraca. Z całego serca oddaję sit; do twojej dyspozycji i chętnie
usłyszałbym od ciebie, że ty
też chcesz ze mną współpracować. Kiedy pragnę przypomnieć sobie przeżycia z
dzieciństwa,
muszę mozolnie przywoływać je z pamięci przez pracę myślową, przez świadome
powracanie do
przeszłości, po czym w moim wnętrzu w najlepszym razie powstaje czarno-biała
fotografia. Ty,
mój George'u, masz doskonałą pamięć i potrafisz więcej niż ja! W ciągu
najbliższych minut, gdy
zamknę oczy, ukaż mi nie tylko obrazy, lecz nawet kolorowy film dźwiękowy,
mówiący o
zdarzeniach z naszej młodości i dzieciństwa, które ja dawno już zapomniałem.
Pamiętasz je
przecież jeszcze! Zamknę teraz oczy i poczekam na film, który mi pokażesz!
Jeżeli wolisz lub
przychodzi ci to łatwiej, mój George'u, możesz poczekać, aż zasnę dzisiaj w
nocy. Wtedy pokażesz
mi ten film. Lecz proszę, postaraj się o to, abym go ujrzał! Zamykam więc oczy i
czekam!".
Teraz w całkowitym spokoju z zamkniętymi oczami czekajcie na to, co się zdarzy.
Może nie
nadejdzie żaden obraz ani myśl, może nie pojawi się również we śnie, lecz może
przyjdzie jutro lub
pojutrze. Zwłoka może być spowodowana tym, że George podczas czytania odebrał
tak wiele
wrażeń, iż w tym momencie nie jest zdolny do projekcji wymaganego przez was
filmu. Dlatego też
trzeba uzbroić się w cierpliwość i dać mu trochę czasu. Życzę powodzenia!
Rozdział 5
Wahadełko
Wahadełko jest ważnym źródłem informacji przekazywanych przez niższe Ja.
Monolog,
podczas którego jedynie średnie Ja przemawiało do niższego, przeradza się teraz
w dialog, pomimo
że George za pośrednictwem wahadełka odpowiada nam tylko przecząco lub
twierdząco.
Chciałbym jednak poradzić wam, abyście do odbioru wiadomości od niższego Ja
najpierw
korzystali ze swojej wrażliwości i rozwijali ją, a dopiero później sięgali po
wahadełko, jeżeli okaże
się to konieczne. Wahadełko może być bardzo pożyteczną tymczasową pomocą, po
którą chętnie
się sięga, zwłaszcza na początku zawierania znajomości z George'em.
Jednakże osoba, która odnosi wrażenie, że już po kilku dniach lub tygodniach
wyżej
opisanego treningu potrafi odbierać sensytywne informacje od swojego George'a,
nie musi
zajmować się wahadełkiem. Wiadomości uzyskane w sensytywny sposób powinno się
uznać za
pełnowartościowe również wtedy, gdy na początku są słabe i niewyraźne. Oznacza
to, że należy
wytrwać w optymizmie i zaufaniu do George'a.
Mimo to dla wielu osób wahadełko jest cennym środkiem Pomocniczym w nawiązaniu
dialogu z George'em. Jednak ci. którzy odczuwają możliwość sensytywnego rozwoju,
nie Powinni
przyzwyczajać się do tego instrumentu, gdyż jest on tylko martwym mechanicznym
narzędziem.
Wahadełko pozwala George'owi wyrażać się za pośrednictwem kości, mięśni,
ścięgien i nerwów
ręki oraz ramienia, we wcześniej umówiony sposób. Niższe Ja, za pomocą wyżej
wymienionych
części ludzkiego ciała, wprawia delikatnie wyważony przedmiot w określone
wahania, które
później są interpretowane na podstawie wcześniej uzgodnionej konwencji.
Do dnia dzisiejszego poznałem jednak tylko dwie osoby, które osiągnęły poziom
mistrzowski w pracy z wahadełkiem. Stała się ona dla nich pewnego rodzaju
dobrodziejstwem.
Przed laty ja również skutecznie porozumiewałem się za pośrednictwem wahadełka z
moim
George'em, aż do momentu, gdy pewnego dnia nagle przestałem otrzymywać
wiadomości. Praca z
wahadełkiem ustała. Moje Wyższe Ja zakazało mi z niego korzystać! Musiałem wtedy
podążać
trudną drogą, na której często cierpiałem z powodu pragnienia. Ale wkrótce
zrozumiałem
informację Wyższego Ja. Skazało mnie ono na wędrówkę przez pustynię, abym mógł
rozwinąć
większą wrażliwość. Przez pewien czas jej nie ćwiczyłem, korzystając z wygodnego
wahadełka, i
dlatego nieco osłabła.
Najważniejszym warunkiem skutecznego posługiwania się wahadełkiem jest
absolutne,
pełne zaufanie do naszego niższego Ja. Równocześnie zobowiązujemy George'a do
szerszej,
szczerej współpracy z nami. Następnie z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy
liczyć na to, że
odpowiedzi, które otrzymamy za pośrednictwem wahadełka, będą prawdziwe. Na
początku
wahadełko stanowi ważne źródło informacji pochodzących bezpośrednio od niższego
Ja, później
zaś, gdy nawiążemy kontakt z Wyższym Ja, przekazuje ono wiadomości za
pośrednictwem
George'a. Jeśli chodzi o tę zależność, musimy sobie zdać sprawę, iż średnie Ja
nie może nawiązać
bezpośredniego kontaktu z Wyższym Ja. Istotą, która stwarza ów kontakt, zawsze
jest George.
Dlatego też, aby przekaz zgodny był z prawda, nie możemy, wychowując George'a,
przestraszyć go
lub zniechęcić.
Posługiwanie się wahadełkiem wymaga pewnych uzgodnień z niższym Ja, ponieważ
musimy przypisać sens słowny wywołanym przez nie ruchom. Wszyscy ci, którzy
posługiwali się
już wahadełkiem i w pracy z nim opierali się na zasadach innych niż proponowane
tutaj, powinni
bezwarunkowo je zachować i nie zmieniać. Ci, którzy dopiero zaczynają posługiwać
się tym
instrumentem, powinni rozważyć cztery następujące możliwości kojarzenia ruchów
wahadełka z
ich znaczeniem.
Najważniejsze odpowiedzi George'a przekazywane za pomocą wahadełka to "tak" i
"nie".
Gdy chcemy coś potwierdzić, czyli powiedzieć "tak", wykonujemy skinienie głową,
natomiast w
przeciwnym wypadku kręcimy głową na boki, dlatego też wychylenia wahadełka do
przodu i do
tyłu będą oznaczały "tak", a z prawej strony ku lewej - "nie".
Do tego dochodzą jeszcze dwie dalsze, rzadziej używane formy wychyleń wahadełka.
Pierwsza z nich to ruch "ukośnie w prawo": wahadełko wychyla się do przodu na
prawo i do tyłu na
lewo, między "tak" i "nie"; co odpowiada kątowi 45 stopni. Ruch ten oznacza:
"pytanie jest
niejasne". Ostatni ruch - "na lewo do przodu i w prawo do tyłu", a więc 135
stopni od punktu
wyjściowego - oznacza: "zapytaj mnie później".
Powinniście zacząć od tych czterech zasad. Wystrzegajcie się uzgadniania z
George'em
konwencji, która zawiera słowa: "być może". Na początku nie wprowadzajcie tego
zwrotu do
słownika związanego z wahadełkiem. Jest on bezużyteczny i prowadzi tylko do
nieporozumień.
Inna ważna reguła mówi, by nigdy nie powtarzać bezpośrednio po sobie tego samego
pytania. Możliwe, że średnie Ja chciałoby usłyszeć inną odpowiedź i próbuje ją
jeszcze raz
otrzymać "okrężną drogą". Takie zachowanie średniego Ja wobec George'a jest
naprawdę
niestosowne, niewłaściwe, niecne i niegodne, ponieważ w ten sposób obniża się
wartość
odpowiedzi George'a i sugeruje mu, iż mógłby przecież udzielić innej! To jawny
wyraz
niedowierzania i nieufności. Jeżeli jednak sytuacja i warunki, które wpływały na
odpowiedź
niższego Ja, zmieniły się, wskazane jest powtó rzenie pytania po pewnym czasie.
Jeżeli na przykład
pytani mojego George'a: "Czy mogę zaufać panu Bergerowi?", a odpowiedź brzmi:
"Nie", to nie
ma sensu stawianie tego samego pytania po upływie godziny. Przewidując taką
sytuację, możecie
ustalić z waszym George'em wyraźną konwencję: wahadełko kołysze się pod kątem
135 stopni, co
oznacza: "zapytaj mnie później".
Nie powinniście również pytać o coś, co jest zrozumiałe samo przez się. Dlatego
też nie
pytałbym nawet dla zabawy mojego George'a o godzinie drugiej po południu: "C/y
teraz jest
godzina druga?". Jest to przekomarzanie się i drażnienie, na które my - średnie
Ja - nie powinniśmy
sobie pozwalać! Jak stwierdziliśmy w poprzednim rozdziale, George i tak jest
skory do wszelkiego
rodzaju figlów i psot, nie pobudzajmy go do nich przez swój własny przykład!
Naturalnie, możemy
z nim rozmawiać żartobliwie, lecz ja ze swojej strony nie zachęcałbym go do
przekomarzań.
W czasie seminariów raz po raz pada pytanie, czy powinno się trzymać wahadełko
wolną
ręką, czy też podpartą łokciem, na przykład o stół. To kwestia wyboru i
doświadczenia. Ja zawsze
wolałem trzymać wahadełko wolną ręką, ponieważ wtedy całe moje ramię, od
koniuszków palców
aż do barku było do dyspozycji George'a. Znam jednak dwie osoby, które w sposób
mistrzowski
posługują się wahadełkiem, podpierając przy tym łokieć.
Bardzo pomocnym środkiem przy posługiwaniu się wahadełkiem w ramach naszej pracy
nad
Huną jest dziennik. Sporządźcie więc sobie nowy dziennik lub do pracy z
wahadełkiem użyjcie
odwrotnej strony notesu wykorzystywanego do zapisywania informacji dotyczących
wahadełka.
Notatki powinny zawierać: datę i miejsce doświadczenia, dokładne pytanie i
odpowiedź. Notowanie
zabiera niewiele czasu, a już po kilku dniach przekonacie się, jakich postępów
dokonaliście w pracy
z George'em. Po upływie tygodnia trudno byłoby wam dokładnie przypomnieć sobie
pytania i
odpowiedzi. Lektura notatnika daje jasne informacje na temat waszego rozwoju.
Istnieją jednak pytania, których w ogóle nie powinniśmy zadawać niższemu Ja.
Dotyczą one
rozwiązań wymagających logicznego myślenia. Może je podać tylko średnie Ja -
nasz intelekt.
Jeżeli kiedyś za pomocą rozsądku szukać będziemy rozwiązania problemów
zawodowych, kwestii
czysto technicznych, zwróćmy się z prośbą o wsparcie do George'a, gdyż jest on
naszym
przyjacielem, pomocnikiem i stróżem.
Kto odnosi sukcesy w pracy z wahadełkiem, nie powinien zniechęcać się moimi
wcześniejszymi uwagami i dalej doskonalić swoje umiejętności! Pomimo korzystania
z wahadełka
osoba taka może stać się wybitnym adeptem Huny i nawiązać kontakt ze swoim
Wyższym Ja. Może
również pracować z wróżką, a nawet używać wahadełka jako różdżki. Znam
wyśmienitego
różdżkarza, który na wolnym powietrzu używa różdżki lub gołych rąk, nad mapą
jednak pochyla się
z wahadełkiem, aby ze stuprocentową pewnością stwierdzić występowanie złóż ropy
albo
zbiorników wodnych. Praktykuje on to od lat w stopniu mistrzowskim. O tym, że
wahadełko
dostarcza konkretnych, sprawdzalnych wyników, najlepiej świadczy fakt, że
fabryka chemiczna
Sandoz w Bazylei zatrudniła dwie osoby posługujące się wahadełkiem, aby odkryły
zasoby wodne
w krajach tropikalnych, gdzie firma ta zamierzała wybudować nowe zakłady.
Oto jeszcze inne "standardowe pytania" kierowane do George'a, które mogą jednak
służyć
tylko jako przykład. Każdy z was w miarę postępów w kontaktach z George'em
powinien
sformułować własne pytania, ponieważ służą one badaniu waszego niższego Ja, to
znaczy waszego
charakteru, i stanowią wstępny etap do pracy z George'em, którą wcześniej
nazwałem
"autopsychiatrią". Na początku można zadać pytanie: "Lubisz się bawić?".
Odpowiedź prawie
zawsze będzie twierdząca, a jeśli nie, to powyższe pytanie można uznać za wstęp
do dalszych
badań.
Jeżeli ktoś ma odwagę, powinien postawić pytanie: "Czy lubisz słodycze?". Gdy
odpowiedź
George'a brzmi "tak", wtedy średnie Ja powinno udzielić logicznych i
przekonujących wyjaśnień na
temat przykrych skutków łakomstwa. "Czy się boisz?" - to pytanie postawiłbym
dopiero w póź-
niejszym czasie, gdy współpraca z George'em będzie przebiegać bez problemów.
Stanie się ono
punktem wyjścia do podstawowych rozważań na temat strachu niższego Ja: strachu
przed chorobą,
złymi wynikami, krytyką. Badania te można prowadzić przy użyciu wahadełka, kiedy
to średnie Ja
zadaje pytania, a niższe Ja odpowiada. George z tym większym zainteresowaniem
będzie
postępował za wywodami średniego Ja, im trafniejsza okaże się jego odpowiedź.
Czasem mądrze jest podejść do George'a w sposób psychologiczny. Być może jego
niechęć
do szefa jest tak silna i "alergiczna", że nie powinniśmy mu radzić: "No,
George, prześlij teraz panu
Meierowi wiele czułych myśli przez sznur aka!". Może się zdarzyć, że niższe Ja
odbierze naszą
sugestię tak, jakbyśmy weszli do kogoś do domu razem z drzwiami, i silna niechęć
do pana Meiera
skłoni je do wycofania się. Jeżeli natomiast, posługując się wahadełkiem,
postawicie pytanie: "Czy
lubisz szefa?", George może odpowiedzieć "tak" lub "nie" (przypuszczalnie
odpowiedź będzie
przecząca). Stworzy to punkt wyjścia do gruntownego, logicznego i racjonalnego
omówienia spra-
wy, co w końcu doprowadzi do o wiele bardziej przekonującego i łatwiejszego
przesłania wyrazów
miłości po sznurze!
Gdy wasze zaufanie do George'a jest już ugruntowane, możecie zadawać mu
trudniejsze
pytania w rodzaju: Czy masz złe wspomnienia? Czy żałujesz samego siebie? Czy
popadasz w
depresje? Czy wierzysz w Boga?
Jeżeli dobrze pamiętacie swoje sny, może zadawać niższemu Ja pytania bez
używania
wahadełka i prosić je, aby udzieliło odpowiedzi we śnie. Wielu moich studentów
Huny osiągnęło w
tym dobre wyniki! Przed zaśnięciem można porozmawiać z George'em i powiedzieć
mu: "Daj mi
piękny sen, daj mi odpowiedź na to pytanie i postaraj się, abym ją sobie
przypomniał". Później
można położyć obok siebie na łóżku magnetofon i z całą świadomością powiedzieć
George'owi, że
nie trzeba będzie wyciągać latarki, papieru i ołówka, lecz po obudzeniu się
wystarczy nacisnąć
budzik i nagrać sen na taśmę. Jest to wygodne dla średniego Ja i równocześnie
zachęcające dla
George'a.
Na zakończenie jeszcze kilka rad, jak można przy udziale George'a i za pomocą
wahadełka
znaleźć zgubione rzeczy? W odpowiedzi na to pytanie chciałbym przedstawić
sprawdzoną przeze
mnie "technikę okrążania".
Przyjmijmy, że nie mogę znaleźć ametystu, który otrzymałem w prezencie. Zwracam
się
wtedy do George'a: "George, zastanówmy się wspólnie. Kiedy ostatnio mieliśmy ten
kamień w
ręce?". W ten sposób zaczynamy na ogół wtedy, gdy czegoś szukamy, i na razie nie
posługujemy
się wahadełkiem. Gdy prosimy George'a, aby sobie coś przypomniał i przesłał nam
obraz
wspomnienia, z jego udziałem będzie on wyraźniejszy i napłynie szybciej.
Jeżeli próba przypomnienia nie dała rezultatu, biorę do ręki wahadełko i pytam":
"Czy
zapodziałem ten kamień w zeszłym tygodniu?". Jeśli odpowiedź brzmi "tak",
próbuję
zrekonstruować wydarzenia z poprzedniego tygodnia; jeżeli natomiast George
odpowie "nie",
muszę jeszcze dalej posuwać się wstecz. Mogę bezpośrednio zapytać o datę, lecz
muszę tak
sformułować pytanie, aby odpowiedź nie była datą, ale brzmiała "tak" lub "nie".
Mogę również
spytać: "Czy kamień jest w mieszkaniu?". Jeśli odpowiedź będzie twierdząca,
dalsze badanie nie
sprawi trudności: "Czy jest on w kuchni? - Nie. W pokoju stołowym? - Tak. Po
lewej stronie od
drzwi? - Nie". (Wtedy oczywiście leży on z prawej strony). Nigdy nie należy
pytać: "Czy kamień
leży po lewej, czy po prawej stronie?". Jeżeli kamień znajduje się poza
mieszkaniem, również
możemy go zlokalizować, na przykład za pomocą mapy.
Życzę wam, byście niczego nie zgubili, lecz gdyby tak się zdarzyło: dużo
szczęścia przy
szukaniu!
Jak zacząć ćwiczenia z wahadełkiem? Weźcie obrączkę lub dużą nakrętkę,
przeciągnijcie
przez nią nić i po prostu spróbujcie.
Literatura na temat wahadełka jest obszerna. Pisali o nim Nielsen, Mermet,
Tressel i Miaker.
Są jeszcze inni autorzy. Każda ezoteryczna księgarnia ma na swoich półkach
ciekawe książki
poświęcone wahadełku.
Rozdział 6
Kala - duchowe oczyszczenie
Wygrywa zawsze ten, kto potrafi kochać i przebaczać.
Hermann Hesse
Co oznacza słowo kala? W rozdziale poświęconym odkryciu Huny przez Maxa Freedoma
Longa zajęliśmy się semantyka. Słowo kala jest wręcz sztandarowym przykładem dla
semantyki. W
słowniku hawajsko-angielskim pod hasłem ka-la znalazłem dziesięć znaczeń. Pod ka
znajdowało
się półtorej gęsto zadrukowanej szpalty, a pod drugą sylaba la ponad połowa
kolejnej szpalty.
Według tego słownika ka-la znaczy:
- czyścić, przebaczać, uznać winę;
- rozwiązać, uwolnić (np. zwierzę), otworzyć;
- oszczędzić (kary), zwolnić z umowy, przywrócić światło:
odłożyć rynsztunek, mówić agresywnie, wyostrzyć.
Dwa ostatnie znaczenia dają się zastosować do innych niż nasze celów. Znaczenie
pozostałych słów wyraźnie wskazuje na podobne pojmowanie sensu, pod którym
rozumiemy kala
w nauce Huny.
W rozdziale o niższym Ja powiedzieliśmy, że oczyszczenie wymaga intensywnej
pracy z
George'em, a ta znowu wymaga całkowitego zaufania. Oczyszczenie jest metoda,
która
niezawodnie prowadzi do Wyższego Ja. Jest szczególnie Ważne, gdyż zwątpienie,
które później
mogłoby wystąpić u niższego Ja, można usunąć w wyniku oczyszczenia
przeprowadzonego
wspólnie ze średnim Ja.
Kala jest procesem, który może trwać wiele tygodni. Powoduje on pozytywne
wzmożenie
gotowości niższego Ja i często wywołuje pozytywne zmiany duchowe.
Jak już wiemy, dla niższego Ja wątpliwości są najważniejszymi negatywnymi
reakcjami i
przeszkodami, pragniemy je zatem wykluczyć w celu dalszej, owocnej z nim
współpracy. Dlatego
też porozmawiajcie ze swoim niższym Ja już teraz, podczas lektury tej książki.
Zagadnijcie
George'a i powiedzcie mu coś w tym rodzaju: "Przyjmij to, co teraz wspólnie
czytamy, i zachowaj
ten materiał w swojej pamięci, gdyż będzie nam on później potrzebny!".
Jeżeli w czasie procesu oczyszczania niższe Ja na polecenie średniego złożyło
jakąś ofiarę w
celu udoskonalenia siebie, to śmiało możemy ów proces potraktować jako
wtajemniczenie. Teraz
bowiem nabieramy przekonania, że do tej pory byliśmy nieprawi, akceptujemy ten
stan rzeczy i
zmieniamy go. Zaczynamy postępować inaczej: uczciwie prowadzimy interesy,
budujemy zaufanie
w małżeństwie, sprawiedliwie zachowujemy się wobec zależnych od nas ludzi i
rezygnujemy ze
szkodliwych dla nas przyjemności
Wszystko to brzmi bardzo wzniosie. Czy jest nierealne? Na to pytanie możecie
odpowiedzieć sami. Choć sam spożywam niewiele mięsa, w żadnym wypadku nie jestem
zdania, że
trzeba być wegetarianinem, aby skutecznie przeprowadzić proces oczyszczania.
Mamy możliwość
wyboru również w tym zakresie. Rozstrzygnięcie tego typu problemów chcemy
pozostawić
naszemu George'owi, który jest przecież nośnikiem sumienia. Gdy mamy już za sobą
pierwsze
wielkie oczyszczenie, wtedy nasz George, będący pod wrażeniem wcześniejszego
wtajemniczenia,
którego nigdy nie zapomni, chętnie i z przekonaniem stworzy połączenie z Wyższym
Ja
Wspomniałem o pierwszym wielkim oczyszczeniu kala, ponieważ ono samo jeszcze nie
wystarcza. Jesteśmy tylko ludźmi i nawet po nawiązaniu kontaktu z Wyższym Ja nie
raz się zdarzy,
że popełnimy błąd, że kogoś skrzywdzimy i ponownie ulegniemy starym przywarom,
wadom lub
złym przyzwyczajeniom. Przeprowadźmy wówczas dodatkowe oczyszczenie, które
przyjdzie nam o
wiele łatwiej niż to pierwsze, podstawowe.
Przeanalizujmy jeszcze inny aspekt znaczenia Kala, zawarty zarówno w nauce
Jezusa, jak
również w blisko z nią spokrewnionej religii żydowskiej. W Ewangelii św. Łukasza
(15,11-32)
znajdujemy przypowieść o synu marnotrawnym, a więc o wyrażaniu skruchy i
powrocie do domu w
fizycznym i psychicznym sensie. Metafora ta jest wyraźnym symbolem oczyszczenia!
Decydującą
rolę w tradycji żydowskiej odgrywa słowo Teshuwah. Przez nie rozumie się skruchę
oraz powrót do
Boga i prawa. Do tej sfery zalicza się także mocno wyrażone w modlitwie
żydowskiego dnia po-
jednania przekonanie, że z góry określony zły los człowieka można odmienić
dzięki modlitwie i
skrusze. Uważam, że najlepszymi symbolami kala, jakie można sobie wyobrazić,
jest marnotrawny
syn Teshuwah i wspomniana modlitwa!
Również stara żydowska modlitwa nadziei mówiąca, że zła przyszłość może ulec
zmianie na
lepszą przez wewnętrzne oczyszczenie, przez "powrót", wyraźnie nawiązuje do
Huny. Rozróżnia
się w niej przyszłość skrystalizowaną i przyszłość zmienną. Ta skrystalizowana
wydaje się okre-
ślona przez los, to znaczy wyznaczona przez godzinę i miejsce urodzenia. Na
zmienną przyszłość,
jak mówi nauka Huny, można wpływać przez współpracę z Wyższym Ja, które
niezwykle chętnie
wysłuchuje modlitw swoich niższych jaźni i je spełnia pod warunkiem, że -
przyjmując za
kryterium swą wiedzę i miłość - uważa intencję modlitwy za właściwą. Jeżeli
powyższy tok
myślowy przyjmiemy za własny, przekonamy się, iż dana nam możliwość oczyszczenia
jest
właściwie ukoronowaniem wszystkich tych religijnych idei.
W czasie seminariów poznaję ludzi bliżej, dzięki czemu zauważyłem (początkowo ze
zdziwieniem), że wielu uczestników wcale nie potrzebuje oczyszczenia, ponieważ
od dawna ma
łączność ze swoim Wyższym Ja. Jednakże do tej pory nic o tym nie wiedzieli ani
też nie słyszeli o
Hunie. Są to ludzie dobrzy i obdarzeni łaską, którzy z biegiem lat praktycznie
nie zbudowali w
sobie poczucia winy lub których tzw. wina jest tak mała, że nigdy nie
przeszkadzała im w połą-
czeniu z Wyższym Ja. Z pewnością nie są doskonali, bo któż jest idealny? Również
ich nękają
problemy, lecz cieszą się oni wewnętrznym spokojem, o który inni czasem
rozpaczliwie walczą.
Znajdują się w swoim wnętrzu. Są opanowani, mili, radośni, promieniują spokojem
i
bezpieczeństwem. Z pewnością mają wady charakteru, bez wątpienia czasami kogoś
krzywdzą;
bynajmniej nie są bez zarzutu, lecz to, czego im brakowało do nawiązania
kontaktu z Wyższym Ja,
owo Wyższe Ja dało im na drodze łaski.
Od takich osób powinniśmy się nauczyć, że również my, zwyczajni ludzie, którzy
potrzebują
oczyszczenia, nigdy nie zdołamy przeprowadzić go w pełni, perfekcyjnie i do
końca. Mógłby tego
dokonać nadczłowiek lub święty. Jeżeli jednak szczerze pragniemy codziennie
poddawać się
oczyszczeniu, to reszta, której nie możemy dopełnić, zostanie nam dana w drodze
łaski przez nasze
Wyższe Ja. Nasza szczera, dobra wola jest warunkiem jej otrzymania. Później, w
miarę przebiegu
oczyszczania z całą pewnością połączymy się z naszym Wyższym Ja, ponieważ z
chwilą, kiedy
zdecydowaliśmy się przeprowadzić ten proces, Wyższe Ja wspiera nas swoją pomocą.
Nie ma dla
niego większej radości i przyjemności niż informacja, iż średnie Ja i niższe Ja
chcą przeprowadzić
oczyszczenie. Wtedy możecie być całkowicie pewni, że wam pomoże. A jaki jest
warunek? Jest
nim szczera wola. aby w ścisłej, pełnej zaufania współpracy z niższym Ja pozbyć
się wad
charakteru i postępowania.
Dotyczy to nie tylko teraźniejszości i przyszłości, lecz również przeszłości.
Przy pomocy
George'a możecie zanalizować swoją przeszłość i zaakceptować ją. Możecie
poprosić niższe Ja o
przypomnienie wam zdarzeń oraz sytuacji, kiedy skrzywdziliście innych ludzi lub
siebie samych, a
szczególnie wasze niższe Ja i jego sumienie. Istnieje wiele problemów związanych
z procesem
kala, jak również z blokadami określonymi w Biblii jako "kamienie na drodze".
Ważne jest, abyście
wy, średnie Ja, jako instancja sprawcza, zawarli umowę z niższym Ja w celu
podjęcia decyzji,
która musi być szczera, pełna, bezwarunkowa i nieodwołalna. Od tego momentu
otrzymacie
potężne wsparcie od Wyższego Ja, co pozwoli wam wznieść się na wyższy poziom
etyczny. To, co
zrobicie później, będzie wynikało z punktu widzenia innego, wyższego stanowiska.
Zadziałają
wówczas moce, nad którymi zdołacie zapanować, jeżeli staniecie się ich świadomi.
Powtarzam, że oczyszczenie kala w dużym stopniu dotyczy niższego Ja, a dopiero
przez nie
w pełnej mierze również średniego Ja. Przypomnijmy, że Wyższego Ja, podobnie jak
Boga, nigdy
nie można skrzywdzić. Z powodu nieczystego sumienia George'a z jednej strony
zerwane zostaje
połączenie między średnim i niższym Ja, a z drugiej z Wyższym. George
odpowiedzialny jest za
pamięć, a w związku z tym również za sumienie. Może przerwać połączenie z
Wyższym Ja, jeśli
czuje, iż nie jest godzien nawiązania z nim kontaktu. Mechanizm ten funkcjonuje
automatycznie i
przez to jest nieubłagany. Zmusza to nas do konsekwentnego przeprowadzenia
oczyszczenia.
Przebaczenia nie otrzymamy od Wyższego Ja ani od Boga, lecz od ludzi lub istot,
które
skrzywdziliśmy. Drugą możliwością zmazania winy jest pewna forma
zadośćuczynienia, po którą
możemy sięgnąć, jeżeli nie możemy uzyskać przebaczenia.
Inicjatywa, by przeprowadzić oczyszczenie, należy zawsze do średniego Ja. Jeżeli
zdecydowaliście się poddać temu procesowi, powinniście najpierw z rozwagą i w
skupieniu zająć
się w myślach sobą. "Sobą" oznacza tutaj - swoim niższym i średnim Ja. Jeżeli
znajdujecie się w
punkcie, w którym chcielibyście rozpocząć oczyszczanie, sprawdźcie za pomocą
odpowiednich
pytań gotowość waszego niższego Ja, ponieważ warunkiem powodzenia jest pełen
zaufania kontakt
z George'em. Zanim przystąpicie do oczyszczenia, odczekajcie pewien czas. Gdy
jesteście już
gotowi, najpierw posłuchajcie głosu rozsądku, a dopiero później kierujcie się
emocjami niższego Ja
- wtedy, gdy będą one przydatne, a więc w momencie, gdy wypytacie swojego
George'a i zechcecie
omówić z nim szczegóły. Za pierwszą wytyczną rozumowych przemyśleń oraz rozważań
przyjmijcie zasadę Huny: nigdy nie krzywdzić, zawsze pomagać. Rozszerzeniem tej
zasady jest
dziesięć przykazań.
Zapytajcie więc samych siebie z całkowitym spokojem, kiedy i gdzie uchybiliście
owej
zasadzie. Postawcie sobie takie pytania, jak: Kto jest na mnie zły? Dlaczego?
Czy mam wrogów?
Jeżeli tak, czy to ja sam wywołałem wrogie uczucia innych osób? Czy żywię
nienawiść? Czy
pozostałem uparty w sytuacji, w której wspaniałomyślnie powinienem był
przebaczyć? Czy moje
ego zabroniło mi darować komuś winę? To my w naszej wspaniałomyślności musimy
być tymi,
którzy przebaczają pierwsi, ponieważ najpierw trzeba "odpuścić naszym
winowajcom", a dopiero
później oczekiwać "odpuszczenia naszych grzechów". Jest to typowo esseński
sposób myślenia.
Czy człowiek, któremu wybaczyliście, odniósł z tego powodu jakąś korzyść? I tak,
i nie. Tak -jeżeli
pozostajecie z nim w kontakcie i możecie doprowadzić do właściwego pojednania, z
którego oboje
będziecie się cieszyć. Nie -jeśli kontakt ten jest niemożliwy lub gdy inni nie
życzą go sobie. W
takim przypadku dana osoba nie odniesie żadnej korzyści z waszego przebaczenia.
Pomimo to wy
jesteście tymi, którzy przebaczają, a dzięki temu odnosicie największą korzyść,
ponieważ
przebaczenie wybawia was i uwalnia.
Czy przez to, że wybaczamy, jesteśmy egoistami, gdyż dzięki temu otrzymujemy
wybawienie? Ależ skąd! Wybaczenie jest naszym obowiązkiem. Wyzwolenie, którego
do-
świadczamy, jest łaską, nagrodą, którą otrzymujemy dzięki aktowi przebaczenia.
Ma tutaj
zastosowanie zasada: "Służ, aby sobie zasłużyć". Czy służenie można uznać za
egoistyczny środek
do celu? Nie, chyba że w stosunku do osoby, która źle rozumie słowo "zasłużyć".
Zasada powinna
więc brzmieć jednoznacznie: "Służ, a zasłużysz sobie" - tak jak w przypadku
przebaczenia.
Moje wywody dotyczące tak ważnego elementu w procesie oczyszczania, jakim jest
przebaczenie, chciałbym zamknąć pewną trafną jego charakterystyką. Zawdzięczamy
ją jej
autorowi - Robertowi Muellerowi, byłemu zastępcy sekretarza generalnego ONZ.
Swój wiersz
napisał z okazji "Międzynarodowego Tygodnia Przebaczenia 1986 - 1988". któremu
przyświecała
dewiza: "Każde przebaczenie jest prezentem dla samego siebie". Utwór Roberta
Muellera nosi
tytuł: "Postanowienie przebaczenia". W słowie "postanowienie" zawarty jest akt
woli, który
pochodzi od średniego Ja. Jak już podkreślono, również na oczyszczenie trzeba
się zdecydować.
Wiersz Muellera brzmi:
POSTANOWIENIE PRZEBACZENIA
Zdecyduj się na przebaczenie,
bo mściwość jest złem, mściwość zatruwa.
Nienawiść i gniew wyniszczają nas i pomniejszają.
Ty musisz być tym, kto pierwszy przebacza,
kto uśmiecha się i czyni pierwszy krok.
Zobaczysz szczęście rozkwitające
na twarzy bliźniego,
brata i siostry.
Bądź zawsze pierwszy.
Nie czekaj, aż inni przebaczą,
gdyż dzięki przebaczeniu
zapanujesz nad losem.
Będziesz kształtował życie i czynił cuda.
Przebaczenie jest najwyższą i najpiękniejszą formą miłości.
W zamian za nie otrzymasz niezmierzony spokój
i doskonałe poczucie szczęścia.
Wszystko, co do tej pory powiedziano na temat przebaczenia, jest ważne.
Najważniejsze
jednak jest to, abyśmy przebaczyli samym sobie. Wielu ludzi (ja również) mierzy
siebie surową,
bezlitosną miarą. Jest to szkodliwe, dla was i dla mnie, dla naszej rodziny, dla
naszych przyjaciół i
współpracowników. Bądźmy dla siebie bardziej wyrozumiali, pobłażliwi, wybaczajmy
i pozwólmy
sobie od czasu do czasu na pewną "niedbałość", ponieważ w chwilach odprężenia,
wewnętrznego
spokoju mogą się w nas zrodzić twórcze myśli, które zmienią nasze życie na
lepsze.
W rym miejscu konieczna wydaje się mała dygresja na temat win, których można by
szukać
po drugiej stronie życia lub których nie jesteśmy świadomi. Kilku studentów
Huny, zajmujących się
swoim oczyszczeniem, spytało mnie o regresje, które zamierzali przeprowadzić na
sobie. Podczas
regresji specjalista wpływa na psyche (w naszym przypadku niższe Ja) osoby,
która cofa się w
czasie i przypomina sobie wcześniejsze zdarzenia; i to nie tylko z dzieciństwa,
lecz również ze
swoich wcześniejszych istnień. Regresje mogą przeprowadzić tylko doświadczeni
specjaliści, bo
w przeciwnym razie może dojść do kłopotów. Ogólnie nie jestem przeciwny tym
eksperymentom,
mimo że nigdy się im nie poddawałem. Chciałbym jednak ostrzec przed
bezkrytycznym
przyjmowaniem rezultatów regresji.
Ludzie, którzy przeżyli powrót do poprzedniego życia, doznają czasem głębokiego
wstrząsu,
a przez to tracą pewność siebie. Ich George, który usłyszał informacje od
terapeutów
przeprowadzających regresje, jest wstrząśnięty, nieraz nawet zrozpaczony, gdy
słyszy, jakich
strasznych przestępstw dopuścił się w poprzednim życiu. Niższe Ja czuje się
winne i rozpaczliwie
szuka okazji do zrzucenia z siebie balastu przeszłości.
Łatwo sobie wyobrazić, jak niekorzystnie może wpływać taki stan ducha na
George'a
przechodzącego właśnie proces oczyszczania. Jestem przekonany, że
doświadczyliśmy większej
liczby istnień ziemskich, lecz również mocno wierzę w to, że moje obecne życie
jest wypadkową
wszystkich poprzednich. Cieszę się, jeśli za pomocą oczyszczenia mogę uwolnić
się od brzmienia
wcześniejszych win, i w obecnym życiu uczę się tego, czego Bóg ode mnie
oczekuje. Dlatego też
jestem przekonany, że moje teraźniejsze życie jako podsumowanie wcześniejszych
istnień zawiera
nie tylko złe czyny i przestępstwa, lecz również "kredyt", który zdobyłem z
powodu
uszczęśliwiania innych osób. Wydaje mi się logiczne i rozsądne, że zajmuję się
teraźniejszym
bilansem mojego życia. Zawsze się uchylałem przed dodatkowym obciążeniem siebie
wynikającym
z regresji, a przez to przed podwójnym obwinianiem się za dokonane czyny, które
w dzisiejszym
bilansie dawno zostały uwzględnione. Nie odrzucam jednak regresji, radzę tylko,
aby
przeprowadzali je doświadczeni fachowcy i nie w czasie procesu oczyszczania.
Wiemy już zatem, jak podjąć decyzję o przeprowadzeniu oczyszczenia i co zrobić,
aby je
wykonać. Tak więc najpierw spróbujcie przypomnieć sobie wcześniejsze zdarzenia,
które teraz
potępiacie, po czym z całą otwartością omówcie je ze swoim niższym Ja.
Następnie, prowadząc
ożywiony dialog z George'em, odkryjcie słabości i niedoskonałości własnego
charakteru. Wasze
wady wcale nie muszą być poważne, ale mimo to mogą bardzo przeszkadzać.
Nienawiść, nieżyczli-
wość, zawiść i zazdrość niekoniecznie muszą być wyraźnie rozwinięte, mimo to
mogą zasadniczo
wpływać na charakter, a przez to również na sposób postępowania. Jeżeli
stanowczo, aczkolwiek
bez samoudręczenia "wypowiecie wojnę" owym słabościom i wyjaśnicie George'owi,
jak byłoby
dobrze, gdybyście wspólnie mogli się ich pozbyć, możecie liczyć na owocną, a
nawet pełną
zachwytu współpracę swojego niższego Ja. W niektórych przypadkach bardzo pomocne
może
okazać się wahadełko.
Nie bądźcie zaskoczeni, jeżeli na którymś etapie oczyszczania odczujecie
niezadowolenie.
Im lepiej poznacie Georgeła, tym wyraźniej będziecie wyczuwać jego opór, co
będzie dla was
oznaką, że niższe Ja już nie współpracuje z wami tak, jak powinno. Nie okazujcie
zniecierpliwienia,
psychologia bowiem, podobnie jak Huna, zna proces zwany "wyparciem". Nauka Huny
posługuje
się tu bardzo wyrazistym pojęciem czarnego worka.
Wyobraźcie sobie, że wasz drogi George ma cechy charakteru, których się wstydzi,
które
ukrywa i nie pozwala im wypłynąć na powierzchnię; schował je po prostu w czarnym
worku. Jest to
jego nietykalny, ściśle prywatny obszar. George troszczy się nawet o to, aby
jego średnie Ja nie
miało o tym worku pojęcia, ponieważ odczuwa wstyd. Jeśli jednak średnie Ja wie o
owej ciemnej
sferze (jesteście teraz jej świadomi, bo o niej czytacie) i jeżeli wasz George,
który czyta razem z
wami, wie, "że wy wiecie", to przestanie się opierać i dojdzie do wniosku, że
współpraca z wami
może zbawiennie wpłynąć na usunięcie czarnego worka. Pamiętajcie więc, że George
czyta tę
książkę razem z wami. Niższe Ja notuje to, czego wy -jako średnie Ja - uczycie
się w tej chwili, i
żywi nadzieję, że jego własny czarny worek kiedyś zniknie! Porozmawiajcie więc z
nim i
powiedzcie mu: "No, George, obejrzyj sobie ten czarny worek. Będzie coraz
mniejszy i mniejszy,
aż wreszcie zniknie zupełnie!". Wtedy George wytworzy obraz odpowiadający tym
myślom, uczepi
się go i może się zdarzy, że już samo to krótkie ćwiczenie wystarczy, aby czarny
worek przestał
istnieć. Spróbujcie!
Kiedy przed laty chciałem uwolnić mojego George'a od czarnego worka, nie było to
łatwe,
ale moje doświadczenie jest dobrym przykładem, jak można wspólnie z George'em
zająć się
ciemnym obszarem naszej osobowości. Zapytałem George'a, czy moglibyśmy w myślach
(które
następnie staną się rzeczywistością) przekazać worek miejskiej oczyszczalni
śmieci. On jednak tego
nie chciał. W końcu poprosiłem go: "Powiedz mi, jak chcesz go zniszczyć!".
Minęły dwa dni,
zanim przyszedł mi do głowy pomysł, który -jak się później okazało - pochodził z
pewnością od
mojego niższego Ja. Dotyczył on podróży, którą wyobraziliśmy sobie w bardzo
realistyczny
sposób.
George i ja, jak dobrzy kompani, chwyciliśmy ten złowieszczy czarny worek z obu
stron.
Wyszliśmy z domu i wznieśliśmy się w powietrze. Naturalnie umieliśmy latać. Czy
ktoś mógłby w
to wątpić? Polecieliśmy do Holandii, do miejscowości, w której przed kilku laty
spędziliśmy z rodzi-
ną bardzo udany urlop. Nasz lot -ja z lewej strony, w śród ku czarny worek, a z
prawej strony George -
upłynął szybko i bez żadnych przeszkód. Wylądowaliśmy na plaży przed zielonym
domkiem
kempingowym numer 131, który swego czasu wynajmowaliśmy podczas urlopu.
Otworzyliśmy drzwi
kluczem, znajdującym się w zamku. Znaleźliśmy łopatę, kanister z benzyną i
zapałki. Był odpływ,
wspaniale świeciło słońce. W odległości pięćdziesięciu metrów widać było morze i
złocistą plażę.
Wziąłem kanister i łopatę, a George niósł czarny worek i zapałki.
Doszliśmy na plażę i postawiliśmy wszystko na piasku. Wykopałem dół,
wystarczająco
głęboki i szeroki, aby zmieścił się w nim czarny worek. Następnie George wrzucił
worek do
wykopu. Otworzyłem kanister i obficie polałem worek benzyną. George podał mi
zapałki.
Odniosłem kanister na bok, wróciłem na miejsce, zapaliłem zapałkę, wrzuciłem ją
z rozmachem do
dołu i odbiegłem kilka metrów dalej. George uczynił to samo. W powietrze wzniósł
się potężny
słup ognia, któremu przyglądaliśmy się z wielką radością (chyba musi być w nas
coś z piromanów).
Benzyna spaliła się, czarny worek również i pozostała tylko garstka popiołu.
Byliśmy zadowoleni;
wzięliśmy nasze rzeczy i wróciliśmy do domku letniskowego, który stał na
podwyższeniu z cegieł.
Usiedliśmy na progu w drzwiach i huśtaliśmy nogami. Po kilku minutach, dużo
szybciej, niż byłoby
to w rzeczywistości, nastąpił przypływ. Woda obmyła całą plażę aż do naszego
domku, opłukując
nam nasze gołe stopy. Później ustąpiła, równie szybko, jak napłynęła. Plaża była
znowu
nieskazitelnie czysta. Dół i popiół zniknęły. Zapytałem George'a: "Czy teraz
jesteś zadowolony?".
Odpowiedział: "Tak, w stu procentach!". Polecieliśmy więc z powrotem do domu,
trzymając się za
ręce i odczuwając wielką satysfakcję.
Przypomniałem sobie później ów pomysł, przekazany mi przez George'a, który
doprowadził
do naszej podróży do Holandii. Dopiero wówczas zrozumiałem głęboki sens
ceremonii spalenia:
wystąpiły w niej cztery żywioły - woda, ogień, ziemia i powietrze!
Wróćmy jednak do oczyszczenia kala. Podane niżej wskazówki powinny umożliwić
jego
szczere, pełne i skuteczne przeprowadzenie. W procesie tym nie tyle chodzi o nas
samych, ile raczej
o ludzi, których skrzywdziliśmy przed laty lub dopiero w zeszłym tygodniu, a
więc naszych
krewnych, kolegów z klubu sportowego, z pracy, przechodniów lub kierowców.
Powinniśmy
naprawić nasze błędy. Ja na przykład przeprosiłem ciocię Emmę, która
rzeczywiście jest nieznośna
i do której odezwałem się bardzo niedelikatnie. Zrobiłem to otwarcie, i do tego
w obecności jej
siostrzeńca. Przeprosiny wymagały ode mnie odwagi i przełamania sie. Jest to
zresztą nierozłącznie
związane z przeprosinami. Gdy zawierają one jakiekolwiek ślady urazy, gniewu,
złości lub
niezdecydowania i braku miłości, wtedy nie są szczere i prawdziwe! Prośba o
wybaczenie wymaga
wewnętrznego przygotowania, uwolnienia się od chęci ataku, dążenia do
pojednania. Gotowość do
przeprosin może być owocem nagłego zrozumienia. Czasami poprzedzają je
nieprzespane noce lub
długie zmaganie się z urazami. Wszystko jedno, jaką podążymy drogą: trzeba iść
nią świadomie i
do końca. Przeprosiny są jak ofiara całopalna; gdy ją złożymy, nie otwierając
się przy tym
całkowicie, zatracimy jej właściwy cel.
Przeprosiny w rodzinie nie powinny przysparzać nam kłopotów. Jednakże w pracy
lub w
ogóle w kontakcie z obcymi osobami czasami dużo trudniej jest zdobyć się na
prośbę o wybaczenie.
Uważamy, że się poniżymy, i własna duma nie pozwala nam uczynić takiego gestu. W
gruncie
rzeczy jest to tylko głos naszego małostkowego ego, który musimy zagłuszyć,
ponieważ człowiek
umiejący przeprosić za swoje uczynki jest tak wielki, że stoi o niebo wyżej od
tego, kto pełen jest
fałszywej dumy. Dlatego też każdy błąd, na jakim się przyłapiemy, powinniśmy
natychmiast skory-
gować. Skorygować to znaczy przeprosić ludzi, których skrzywdziliśmy. Wtedy
urażona osoba
spontanicznie przyjmie przeprosiny, natomiast gdy dopiero po dwóch dniach
zadzwonimy do niej,
prosząc o wybaczenie, może odłożyć słuchawkę, ponieważ przez ten czas jej gniew
urośnie w siłę.
Jak należy postąpić, gdy podczas oczyszczania przypomnimy sobie o ludziach,
którym
wyrządziliśmy krzywdę, a którzy już nie żyją bądź przebywają z dala od nas. a my
nie znamy ich
nowego adresu? Pamiętajcie, że nadal jesteście z nimi połączeni sznurem aka
(dotyczy to również
osób zmarłych). Powinniście więc przesłać tym ludziom lub istotom duchowym waszą
miłość do
nich i prośbę o przebaczenie. Możliwe, że wasz George poczuje się
usatysfakcjonowany tym
szczerym aktem. Ale może się również zdarzyć, że jako nosiciel sumienia uzna. iż
transmisja po
sznurze aka jest tylko tanim przetargiem i należy uczynić coś więcej! Co wtedy?
Należy dokonać -
o czym była już mowa - zadośćuczynienia. Powinno ono polegać na czymś, co wymaga
pewnego
wysiłku lub zabiera czas, a więc jest swoistą ofiarą, jaką składacie w celu
otrzymania wybaczenia.
Mogą to być na przykład odwiedziny u chorego, do których wcale nie jesteśmy
zobowiązani. "Czy
nie jest to nieszczere?" - zapytano mnie pewnego razu w czasie seminarium. Nie,
nie sądzę. Chory
ucieszy się z odwiedzin i kwiatów. Może być nawet zaskoczony, lecz nie wie nic o
zadośćuczynieniu, będącym pobudką odwiedzin.
Możecie też zapytać wprost: "George, komu mogę pomóc?". Może ktoś potrzebuje
rady
przy wypełnianiu rocznego oświadczenia podatkowego, może moglibyście zawieźć
gdzieś
ułomnego sąsiada, jeżeli macie samochód, a może tak wychowacie siebie i
George'a, że będziecie
uważniej słuchać skarg i żalów innych ludzi. Wtedy chętniej podejmiecie próbę
pomocy bliźnim,
czego wcześniej prawdopodobnie byście nie zrobili.
Proces oczyszczenia wymaga, jak widać, przede wszystkim czujności. Jeżeli w
ogóle nie
mamy pojęcia, co należałoby zrobić, można wpłacić pieniądze na rzecz organizacji
dobroczynnej,
jednak brak tej sumy w kieszeni powinniśmy odczuć; parę złotych z pewnością nie
wystarczy!
Ostatnią możliwością jest szczególnie skuteczne zadośćuczynienie, jakim jest
post. Jeżeli choćby
przez jeden dzień będziecie świadomie pościć, aby wynagrodzić określoną krzywdę,
George z
pewnością będzie zadowolony. Kiedy jednak pościcie, by schudnąć... sumienny i
skrupulatny
George tego nie zaakceptuje!
Wiecie już o istnieniu sznura aka, który łączy was z George'em i Wyższym Ja.
Wiecie
również, że George, nośnik sumienia, nie użyje sznura aka, tylko go odłączy,
jeżeli ma nieczyste
sumienie i nie czuje się godny kontaktu z Wyższym Ja. Dlatego też ważne jest,
abyśmy szczerze
postarali się przeprowadzić oczyszczenie, pomimo iż zdajemy sobie sprawę, że nie
jest ono
całkowite i nie może takie być, jesteśmy bowiem tylko ludźmi. Może trzeba będzie
uświadomić
niższemu Ja, że jesteśmy istotami ułomnymi, zwłaszcza wtedy, gdy jest ono
perfekcjonistą. W tym
przypadku dajemy mu do zrozumienia, że ta część oczyszczenia, której brakuje do
pełni i której nie
możemy zrealizować, zostanie nam ofiarowana przez Wyższe Ja na drodze łaski.
Ważne w
oczyszczeniu kala jest to, aby wykluczyć wszelkie wątpliwości George'a.
Na zakończenie chciałbym zapoznać was z krótkim, prostym ćwiczeniem kala, które
możecie przeprowadzić nawet wtedy, gdy nie jesteście jeszcze gotowi do
rozpoczęcia właściwego
oczyszczenia. Już teraz może ono zapewnić waszemu George'owi podstawę do
przyszłej pracy.
Usiądźcie wygodnie i zamknijcie oczy. Powiedzcie George'owi: "Jeśli kiedyś
przystąpimy
do oczyszczenia, co mi wtedy powiesz? Co cię dręczy? Za co poczuwasz się do
winy? Z czego
chciałbyś się oczyścić? Jak mogę ci pomóc? Pomóż mi w ciągu następnych trzech
minut, gdy
będziemy o tym myśleć".
Odłóżcie książkę, zamknijcie oczy i wykonajcie to proste ćwiczenie!
Rozdział 7
Wyższe Ja
A ponieważ duch nie może istnieć sam w sobie, lecz każdy duch przynależy do
jakiejś istoty,
zmuszeni jesteśmy założyć istnienie istot duchowych.
Max Planck
Istota i kształt Wyższego Ja
Już na początku tej książki była mowa o Aniele Stróżu dzieci. Gdy przykładowo
"Wiener
Kurier" oznajmia: "Dziecko spadło z wysokości dziesięciu metrów na beton,
doznając niewielkich
obrażeń", uznaję to za typowy przykład działania takiego anioła. Powiedziano
również, że Anioł
Stróż nie znika w miarę rozwoju dziecka, lecz przy nim pozostaje. Jako dorośli
mamy obowiązek
świadomego zbliżania się ku niemu. Musimy stać się godni nawiązania z nim
kontaktu, tak by nas
zaakceptował. Nasze Ja dokładnie wie, czy na to zasługujemy.
Według pojęć Huny, symbolem Wyższego Ja jest świetlista postać, świetliste ciało
aka. Max
Freedom Long określa Wyższe Ja jako przewód n i ka, towarzysza i obrońcę. Jest
ono istotą o
wyższej wiedzy, większym rozsądku, sile i dobru, a przede wszystkim posiada
więcej łaski. Long
nazywa je również Duchem Rodzicielskim. Pod pojęciem tym należy rozumieć nie
fizycznych
rodziców, lecz -mówiąc obrazowo - duchowe połączenie Adama i Ewy, dwoje w
jedności,
ponieważ Wyższe Ja tworzy nowe, a stare odnawia. Wyższe Ja oczekuje od nas
wiary, jednak nie
ślepej, lecz zbudowanej na rozsądku i doświadczeniu. Dzięki praktykowaniu Huny
wiara w Wyższe
Ja przeobraża się w końcu w wiedzę, że ono istnieje i zawsze jest przy nas, gdy
je przywołujemy.
Jeżeli czujemy się głęboko utwierdzeni w nauce Huny, podobnie dzieje się z naszą
wiarą w
Boga. Jeśli jesteśmy powiązani z naszym Wyższym Ja i prowadzeni przez nie,
pewnego dnia
dotrzemy do punktu, w którym rzeczywiście zbliżymy się do Boga. Stracimy wtedy
naszą wiarę w
Niego - zastąpi ją wiedza. Wiedza ta będzie wówczas niewzruszona. Wiara może być
wielka i
bardzo silna, lecz nawet najgłębsza wiara nie jest wiedzą, ponieważ w jej
pojęciu kryje się zawsze
możliwość zwątpienia. Gdy połączymy się z naszym Wyższym Ja, odczujemy potężną
wewnętrzną
pewność i bezpieczeństwo. Prowadzeni pewną ręką Wyższego Ja, przeżyjemy na
naszej drodze
życia doświadczenia, które są niezbędne, aby naszą wiarę zastąpić wiedzą. Jest
to ta niewzruszona i
doskonała wiedza, która ustanawia pełne i rzeczywiste połączenie z Wyższym Ja
oraz z Bogiem.
Wyższe Ja prowadzi nas na wyższy stopień świadomości - na wyższy poziom
świetlny;
zmienia naszą przyszłość i wpływa na nią. Wyższe Ja spełnia wszystkie nasze
życzenia i modlitwy,
które uważa za dobre dla nas, proszących i modlących się. Czyni to na podstawie
swojej wiedzy i
wglądu w przyszłość. Dopóki nie jesteśmy tego świadomi, może nas to doprowadzać
do
konfliktów. Będzie
O tym mowa w rozdziale na temat modlitwy Huny. My - z całą naszą ludzką wiedzą -
nigdy
nie dorównamy Wyższemu Ja w jego wiedzy i umiejętności przewidywania.
Jako ludzie, nie potrafimy widzieć przyszłych wydarzeń
1 dlatego nie wszystkie nasze modlitwy się spełniają. Jednak powinniśmy zdawać
sobie
sprawę, że Wyższe Ja tylko czeka na to, byśmy je zawołali i to właśnie teraz, w
stadium, w którym
się znajdujemy i być może pierwszy raz słyszymy o Hunie. Nie uważam bynajmniej
za przypadek,
że kupiliście tę czy inną książkę o Hunie. Wasze Wyższe Ja od dawna
niecierpliwie czeka, by
nawiązać z wami kontakt, czeka aż je zawołacie. Człowiek poważnie zajmujący się
Huną ma już
pełne wsparcie swojego Wyższego Ja.
Wiemy już, że średnie Ja przejmuje inicjatywę w nawiązywaniu kontaktu z Wyższym
Ja.
Ale dopóki życzenie to nie jest dostatecznie wyraźnie sformułowane i obudzone
przez średnie Ja,
Wyższe Ja przygotowuje obie swoje niższe jaźnie do spotkania z nim.
Teza, że Bóg i Wyższe Ja są jednym i tym samym, należy do takich, których nie
można
udowodnić. Cały wszechświat możemy uważać za Boga, jednak w naszej ludzkiej
naturze leży
rozumienie Boga jako osobowości podobnej do człowieka. Dopiero gdy doświadczymy
Wyższego
Ja, możemy utożsamić je z Bogiem, ale nie zdołamy podać na to żadnych
argumentów. Jeżeli
będziemy kierowali się tą myślą, zrozumiemy wiele spraw. W przypadku znacznej
liczby osób myśl
ta zamieniła się w wiedzę dopiero dzięki doświadczeniu. Biblia pełna jest
odniesień do Boga,
stanowiących dla wielu ludzi prawdziwy problem, znany także mnie. Uważałem za
niewypowiedzianie trudne zbliżenie się do Boga. Był on dla mnie "niezwykle
odległy". Nie
mogłem sobie wyobrazić, że w ogóle można zbliżyć się do tak doskonałej istoty.
Później, gdy
poznałem Hunę, przekonałem się, że wcale nie tak trudno jest skontaktować się ze
swoim Wyższym
Ja. Wyższe Ja stało się nagle mostem do Boga, a most ten jest Bogiem. Jest to
idea esseńska, którą
w innej formie przedstawił również Jezus. Wystarczy, że wiemy, iż nauka Huny
daje nam dokładne
wskazówki, w jaki sposób możemy dotrzeć do Wyższego Ja. Po dotarciu do niego
pozbywamy się
niepewności, nieśmiałości, bojaźni i obaw. Zyskujemy odwagę, by uczynić krok
zbliżający nas do
Boga, ponieważ wiemy, iż Wyższe Ja należy do nas, jest częścią nas i możemy się
do niego zwrócić
z pełnym zaufaniem.
Każdemu, kto zaczął interesować się Huną, chciałbym zacytować definicję Wyższego
Ja, za
którą jestem nieskończenie wdzięczny M. F. Longowi. Znalazłem ją w małym tomiku
zatytułowanym Short Talks on Huna. Chodzi tutaj o wczesne prace Longa, których
zbiór
opublikował Otha Wingo. Na stronie 44 czytamy:
"Z istoty Wyższego Ja wynika, że jest ono najbardziej logiczne, wiarygodne i
pewne.
Wyższe Ja sprowadza Boga w nasz zasięg. Możliwe, że ponad Wyższym Ja istnieją
coraz to
wyższe istoty, lecz dla naszych celów i bezpośredniej pomocy wystarczy nam
wiedzieć, że Wyższe
Ja przebywa z nami, że jest częścią nas i że gotowe jest pomagać nam wtedy, gdy
nauczymy się
tego, co konieczne, aby je przywołać. Dlatego też Wyższe Ja w tak naturalny
sposób chroni
dziecko, ponieważ nie mogło się ono jeszcze nauczyć, co jest konieczne.
Modliliśmy się do Boga pod różnymi imionami i w różnych językach, a wszystkie te
modlitwy trafiły do Wyższego Ja".
Nigdzie nie znalazłem lepszej definicji i lepszego wyjaśnienia istoty Wyższego
Ja. Sądzę, że
Long zawarł tutaj wszystko, co powinniśmy wiedzieć o Wyższym Ja. Szczególnie
ważna wydaje mi
się uwaga, że Wyższe Ja jest gotowe nam pomagać, jeżeli nauczymy się tego, co
jest potrzebne, aby
je przywołać.
Long sformułował jeszcze jedną myśl, która bardzo mnie zaciekawiła, a
mianowicie, iż
ponad Wyższym Ja istnieć mogą jeszcze wyższe istoty. Idea ta doprowadziła mnie
do pewnego
pojęcia w Biblii, którego nigdy nie mogłem zrozumieć. W Starym Testamencie wiele
razy mówi się
o "Panu Bogu Zastępów". Nie znalazłem na to żadnego wyjaśnienia. Określenie
"zastępy" wskazuje
na gotowość do jakiejś walki. Poza tym musi chodzić o zastępy pańskie jako o
szeregowych
żołnierzy, z pewnością nie oficerów i grupy specjalne. Nauka Huny nasunęła mi
myśl, że być może
te pięć lub sześć miliardów Wyższych Ja, należących do ludzi, to właśnie owe
zastępy. Wydaje mi
się bardzo logiczne i w żadnym wypadku nie pozbawione sensu, jeżeli potraktujemy
nasze Wyższe
Ja jako niższą kategorię w hierarchii istot niebieskich, jako piechotę, zastępy
pańskie, które łączą
ludzi -istoty fizyczne - ze światem duchowym. Interpretacja ta wydaje mi się
wiarygodną podstawą
do zrozumienia psalmu 8,6. Walka, w której muszą wykazać się zastępy pańskie, to
ogólne
udoskonalenie ludzkości, walka przeciw złu. Nie jest to jednak bitwa toczona
przeciwko innym
ludziom, lecz konflikt w nas samych. Pewne przysłowie mówi: "Największym
zwycięstwem jest to
odniesione nad samym sobą". A właśnie takim zwycięstwem jest oczyszczenie, przy
którym
niezbędna jest pomoc Wyższego Ja. Udoskonalić ludzkość może tylko ten człowiek,
który zacznie
od siebie. Myślę, że zwrot "zastępy pańskie" odnosi się do wyraźnie nakreślonego
pojęcia Huny
Poe Aumakua - czyli Wspólnota Wyższych Ja. (Nie wyklucza to możliwości, by
Wyższe Ja jednej
grupy, na przykład uczestników seminarium, określić również mianem Poe Aumakua -
Wspólnotą
Wyższych Ja w konkretnych warunkach).
Long stwierdził wyraźnie, że kahuni określali Wyższe Ja jako świetlistą postać.
Ma ono
kształt ludzkiego ciała: można wyraźnie rozpoznać tułów, ramiona, nogi i głowę.
Postać ta jest ze
światła. Long mówił o tym już dużo wcześniej, jeszcze przed opublikowaniem
wyników badań
amerykańskiego lekarza Raymonda Moody'ego oraz przed wypowiedziami na ten temat
Elizabeth
Kubler-Ross i Stefana von Jankovicha.
W tym miejscu chciałbym powiedzieć nieco więcej o książce doktora Moody'ego.
Nosi ona
tytuł Życie po życiu. Dzięki naukowym opisom zawartym w tej książce (oraz w
będącej jej
kontynuacją pracy Refleksje nad życiem po życiu) autor mimowolnie stał się
koronnym świadkiem
nauki Huny, zwłaszcza w odniesieniu do Wyższego Ja. Pierwsze amerykańskie
wydanie ukazało się
w 1975 roku, a więc w cztery lata po śmierci Longa. Gdyby Moody wiedział o
badaniach Longa
dotyczących Huny i Wyższego Ja, może świadomie lub nieświadomie zawarłby je w
swoich
pracach. Przy okazji odczytu doktora Moody'ego w Szwajcarii miałem sposobność
osobiście
porozmawiać z nim o Hunie. Sprawił na mnie wrażenie bardzo sumiennego,
skrupulatnego,
skromnego i nadzwyczaj sympatycznego naukowca. Zapewnił mnie, że nigdy dotąd nie
słyszał o
nauce Huny.
W swoich książkach opowiada on o przeżyciach kilku tysięcy osób, które
znajdowały się w
stanie śmierci klinicznej. Następuje ona w wyniku wypadku lub podczas operacji,
kiedy nie można
zarejestrować klinicznie wymiernych funkcji procesów życiowych. Dotyczy to pracy
serca, a prze-
de wszystkim mózgu. W szpitalach udaje się czasami przywrócić do życia ludzi
przebywających w
stanie śmierci klinicznej. Moody relacjonuje ich przeżycia. Na początku swych
badań Moody
zwrócił uwagę na tę problematykę, publikując wiele na ten temat w fachowych
czasopismach. Z
biegiem czasu otrzymał dużo informacji dotyczących śmierci klinicznej. Badał te
materiały
niezwykle dokładnie i krytycznie. Pacjenci dostarczali mu danych w stanie pełnej
trzeźwości
umysłu, to znaczy po powrocie z sali intensywnej terapii.
Najpierw przedstawiali oni wydarzenie, w którym brali udział. Najczęściej
wiązało się ono z
przebytym szokiem. Następnie mówili o "ciele duchowym", w którym wznieśli się
nad miejscem
wypadku lub nad stołem operacyjnym i obserwowali z góry, co się dzieje. I tak na
przykład,
widzieli starania ludzi, którzy próbowali wyciągnąć ich fizyczne ciało z wraku
samochodu. Relacje
te zgodne były z prawdą, nawet w przypadku tych osób, które w swoim fizycznym
ciele były
niewidome. Po tej pierwszej fazie pacjenci przechodzili wkrótce do ciemnego
pomieszczenia,
korytarza lub tunelu, który początkowo wzbudzał w nich strach, niepokój i
skrępowanie. W pewnej
chwili u wylotu tunelu pojawiał się świetlisty punkt, który szybko się
przybliżał i którego kształt
stawał się wyraźnie widoczny: świetlista postać posiadająca tułów, ramiona, nogi
i głowę. Później
wszystko stawało się jasne, przyjemne i bezpieczne. Świetlista postać
promieniowała ciepłem i
miłością, której -jak potwierdzają wszyscy pacjenci - nie sposób opisać słowami
ludzkiego języka.
W książkach Moody'ego przytoczone są rozmowy między pacjentami a świetlistymi
postaciami.
Podczas tych rozmów z niepojętą szybkością przesuwało się przed oczami pacjentów
ich
dotychczasowe życie. Żaden z nich nie chciał powracać do fizycznej egzystencji.
Bliskość
świetlistej postaci była wstrząsająca i uszczęśliwiająca. Opisywali ją w
porywających, gorących
słowach. Jednak postać ta mówiła, że nie wolno im pozostać, że muszą powrócić na
ziemię
ponieważ mają jeszcze zadania do spełnienia. W przypadku niektórych pacjentów
świetlista istota
podkreślała wyraźnie, że muszą wrócić do życia, gdyż nie obdarzyli jeszcze
swoich bliźnich
dostateczną miłością i mogliby to nadrobić.
W ramach niniejszej książki niemożliwe jest przedstawienie wszystkich informacji
o
świetlistej postaci, jakich udzielili rozmówcy Moody'ego, jak również tego, co
mówi Huna na temat
Wyższego Ja. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka elementów.
Znamienne jest to, że dialogi między świetlistą postacią -nazwę ją teraz Wyższym
Ja - a
pacjentami nie odbywały się ani w sferze werbalnej, ani w żaden sposób znany nam
z naszego
fizycznego życia. Było to raczej przechwytywanie myśli, a więc czynność, jakiej
uczymy się w
kontaktach z niższym i Wyższym Ja. Niektórzy pacjenci opowiadali, że Wyższe Ja
ukazało się im
już wcześniej i z niewysłowioną miłością pomogło im przy wychodzeniu z
fizycznego ciała.
Światło określali jako białe lub przejrzyste - takie, które nie raziło oczu.
Osoby, o których mowa,
nie patrzyły w tym momencie fizycznymi oczami, które mogłyby zostać oślepione.
Moody opisuje wizerunek świetlanej istoty, który odpowiada wyobrażeniu Wyższego
Ja
Huny. Żadna z osób, które wróciły do życia po śmierci klinicznej, nie miała
nawet cienia
wątpliwości, że owo światło było żyjącą istotą, że miało cechy osoby. Istota ta
emanowała
nieopisaną miłością i ciepłem, doskonałą afirmacją i bezpieczeństwem. Czuło się
promieniującą od
niej siłę. urzekającą, porywającą i jakby magnetycznie przyciągającą.
Moody podaje, że owa istota zawsze opisywana jest w powyższy sposób, bez
najmniejszych
odchyleń. Przytacza on również rozmowy, które dotykały zagadnień filozoficznych
i religijnych.
Na przykład, głoszona przez Longa idea, że śmierć jest tylko krokiem na drodze
rozwoju,
porównywalnym z przyjęciem na wyższą uczelnię lub z otrzymaniem dyplomu,
znajduje
potwierdzenie w prawie identycznych z nią wyobrażeniach pacjentów po śmierci
klinicznej. Jeden z
nich powiedział, że śmierć nie istnieje, idzie się tylko dalej, tak jak
przechodzi się ze szkoły
podstawowej do średniej i następnie na studia. Inni porównywali śmierć z
powrotem do domu.
Jeszcze inni przedstawiają ją jako ucieczkę z więzienia, co wyraźnie przypomina
nam filozofię
Platona. Dzięki tym wszystkim faktom Moody stał się dla mnie głównym świadkiem
egzystencji
Wyższego Ja.
Na zakończenie rozważań poświęconych Wyższemu Ja chciałbym podzielić się z wami
moim zdaniem na temat działalności Jezusa jako Wyższego Ja. Chciałbym przy
okazji również
wspomnieć, że prawdziwe imię Jezusa brzmiało Jeshua, co znaczy "Jahwe jest
ratunkiem". Tak
miał na imię, ponieważ Jeshua był Żydem, pobożnym Żydem, i co więcej - był
rabinem.
Poświadczają to w ewangeliach jego uczniowie, którzy wielokrotnie zwracali się
do niego "rabi-
nie". Mówi się również, iż przemawiał on w synagogach. Czy byłoby to możliwe,
gdyby nie był
rabinem?
Do czasów Jeshui Żydzi, jego współobywatele, znajdowali się w rozpaczliwej
sytuacji. Ich
duchowa orientacja uległa rozpadowi, szalała wojna psychologiczna między
zelotami,
saduceuszami i faryzeuszami, a naród uciskany był prze/ srogie rzymskie
mocarstwo, które według
dzisiejszych pojęć moglibyśmy określić tylko jako "gestapo". Przy tym Jeshua
należał bez
wątpienia do faryzeuszy, którzy jako zdecydowani przeciwnicy Rzymian, dbali
wyłącznie o swoje
żydowskie interesy. Jeshua już dużo wcześniej - jak powiedział profesor Ben
Chorin - był
"faryzeuszem w opozycji", to znaczy zasadniczo uważał się za faryzeusza, których
zresztą
niesłusznie uznawano za godnych pogardy, lecz jako esseńczyk nie zgadzał się z
ich nauką. Z tego
powodu był dla nich niewygodny.
Jeshua bardzo wyraźnie widział duchowe problemy i konflikty swoich
współobywateli. Sam
w dotkliwy sposób przeżywał rzymską okupację, nękającą jego naród. Jego
wypowiedź, że należy
oddać cesarzowi co cesarskie, uważam za radę polityczną skierowaną do
współziomków, którzy
doświadczyli okropnych przeżyć przy próbie uchylania się od przymusowych dostaw
dla Rzymian.
Kto wie, ilu Żydów zostało skazanych przez Rzymian na ukrzyżowanie, gdy
dowiedziono im, że
ich dostawy były za małe.
Jeshua wiedział, że tajemna nauka Esseńczyków byłaby wybawieniem dla tysięcy
jego
rodaków, lecz nie wolno mu było jej przekazywać. Poza tym istniało
niebezpieczeństwo, że wielu z
nich nie pojmie tej nauki i nie zdoła zastosować jej w praktyce. Sądzę, że nauka
i życie Jezusa
pokazują wyraźnie, że ofiarował się on swoim rodakom jako reprezentant Wyższego
Ja i nie żywił
żadnych boskich ambicji. Szczególnie jasne stały się dla mnie pouczające i
ciekawe badania, które
Long opisuje w swojej ostatniej książce. Dlatego też jestem przekonany, że
Jeshua kierowały
pobudki praktyczne oraz że na przykładzie własnego życia wędrowny rabin miał
przekazać jak
największej liczbie ludzi zbawcze idee. Z pewnością prowadziłby o wiele
wygodniejsze życie,
gdyby przyjął bezpieczne stanowisko rabina w Nazarecie, Kafarnaum lub
Jerozolimie.
Nie zamierzam nikomu narzucać swych poglądów. Możecie, stosownie do swojej woli,
przyjąć je lub odrzucić. Mnie wydały się one niezwykle logiczne.
Kontakt z Wyższym Ja. Oświecenie
Jak stwierdzić, że nawiązaliście kontakt z Wyższym Ja? To proste: naładujcie się
maną i
przesyłajcie ją po sznurze aka do Wyższego Ja. Wasze Wyższe Ja powie wam, czy
powinniście już
teraz przesłać mu dar many, czy dopiero później, gdy przeprowadzicie
oczyszczenie. Kiedy
poczujecie, że nadszedł odpowiedni czas, że gotowi jesteście uczynić ten wielki
krok - nie wahajcie
się! Jedno jest pewne: odbierzecie sygnał od Wyższego Ja za pośrednictwem
George'a.
Podobnie możemy poznać imię naszego Wyższego Ja. Przemówcie do swojego niższego
Ja
mniej więcej tak: "George, spróbujmy, odważmy się. Naładowaliśmy się maną. Teraz
przekażemy
ją naszemu Wyższemu Ja przez sznur aka razem z głębokim oddechem!". Wtedy Wyższe
Ja
otrzyma manę i przeobrazi ją w mana-loa, siłę życiową o "wysokim napięciu".
Niewielką jej część,
lecz naładowaną "wysokim napięciem", odeśle wam ono z powrotem jako deszcz
błogosławieństwa, który spadnie na was w cudowny, dobroczynny, zbawienny i
kojący sposób.
Odniesiecie wrażenie, jakbyście stali nadzy na deszczu - poczujecie ów deszcz
nie w piersiach i nie
w brzuchu, lecz na zewnątrz ciała, na głowie, barkach, piersiach, plecach, udach
i ramionach.
Zauważycie go dzięki lekkiemu mrowieniu, dzięki delikatnej, lecz przyjemnej
gęsiej skórce. W
każdym razie będzie to odczuwalne na skórze. Od tej chwili przez całe życie
będziecie odbierali to
wrażenie zawsze w tym samym miejscu, za każdym razem w momencie, gdy otrzymacie
deszcz
błogosławieństwa od Wyższego Ja. Może się jednak zdarzyć, że odbierzecie ten
boski deszcz
inaczej, kiedy później przekażecie manę innemu Wyższemu Ja lub istocie duchowej,
która -
waszym zdaniem - jej potrzebuje. Z ufnością obserwujcie wszystkie doznania na
skórze i nie
dziwcie się, jeśli przy przekazywaniu many innym istotom wystąpią również inne
wrażenia.
Kontakt z Wyższym Ja przez sznur aka oraz towarzyszący mu deszcz
błogosławieństwa jest
niezwykle uszczęśliwiający, lecz jeżeli można tak się wyrazić, nadal jest to
tylko kontakt
techniczny. Gdy pewnego dnia zbliżymy się do Wyższego Ja. nastąpi w naszym życiu
punkt
kulminacyjny, kiedy to Wyższe Ja objawi się nam w pełni. Odbierzemy do głębi
wstrząsające,
radosne i zbawienne wrażenie doskonałej wewnętrznej harmonii, absolutnego
bezpieczeństwa. Jest
to uczucie niepowtarzalne i nie do opisania, podobnie jak nie można oddać
słowami przeżyć ludzi,
którzy w stanie śmierci klinicznej przeżyli kontakt z Wyższym Ja. Odczujemy
wówczas trzy stany
świadomości, trzy jaźnie, ową troistość, stan pełnego wybawienia, wolności
duchowej i fizycznej.
Będzie to swoistym wtajemniczeniem, poczuciem bliskości z naszym indywidualnym,
tylko nam
podporządkowanym duchem świętym, który po prostu jest z nami.
Long pisze na ten temat w swojej książce Wiedza tajemna w praktyce:
"Najczęściej w życiu jednego człowieka najwyższe, pozostające poza światem
zmysłowym
doświadczenie kontaktu z Wyższym Ja trafia się raz lub dwa razy. Nagle, po cichu
niższe Ja otwiera
niewidzialne wrota i następuje kontakt. Niższe Ja ofiarowuje swój dar many i
całego człowieka
ogarnia radość. Możliwe nawet, iż widzi on przy tym białe światło, gdy Wyższe Ja
przyjmuje manę
i przekształca ją w wibrujące promienie. Przeżycie to jest tak silne, że
pozostaje w pamięci do
końca dni jako święte wspomnienie i przekonujący dowód prawdy" .
Jedna z moich uczennic napisała kiedyś w liście do mnie: "Przeżyłam raz stan
pełnego
szczęścia i błogości. Łzy płynęły mi z oczu". Również ja przeżyłem coś
podobnego, dlatego też
uważam powyższy opis za oczywisty, ponieważ z pewnością nie istnieje
wznioślejsze uczucie niż
ten dojrzały kontakt z Wyższym Ja.
Rozdział 8
Modlitwa według Huny i uzdrawianie duchowe
Wiara nie pochodzi od rozumu, podobnie jak miłość.
Hermann Hesse
Energia many, którą wielokrotnie przesyłamy w czasie modlitw Huny, odgrywa
decydującą
rolę w ich spełnianiu się. Jak już mówiliśmy, siła wspólnie wytworzona przez
niższe i średnie Ja
nazywa się maną. Siła many, którą niższe Ja przekazuje średniemu, to mana-mana,
natomiast siła
przesyłana Wyższemu Ja przez niższe i średnie Ja nazywa się mana-loa; jest to
moc szczególnie
duża, porównywalna z napięciem elektrycznym. Używa jej Wyższe Ja, by skutecznie
działać na
ziemskim, fizycznym poziomie. Mana-loa - jak wiemy - działa na dwóch poziomach,
jest równie
skuteczna na poziomie ziemskim, jak po "drugiej stronie" - w zaświatach.
Przejdźmy teraz do najważniejszej części zawartych w tej książce instrukcji
dotyczących
praktykowania Huny.
Każda modlitwa jest kontemplacją, podczas której obcujemy z Bogiem; jest
aktywnością
duchową pełną miłości i czci. W ten duchowy stan wchodzimy dzięki naładowaniu
się maną, pod
warunkiem, że zadbamy o spokój w naszym otoczeniu. Dlatego też ważne jest
znalezienie sobie
takiego miejsca, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał w modlitwie, którą
odbywać należy w
pozycji siedzącej, z wyprostowanym, lecz nie usztywnionym kręgosłupem.
Pierwszym krokiem rytuału modlitwy jest naładowanie się maną.
Drugi krok to kontemplacyjna medytacja - przyjrzenie się znaczeniu Wyższego Ja.
W tym
czasie można zadawać następujące pytania: Jak blisko mnie znajduje się Wyższe
Ja? Jak ściśle
jestem z nim połączony? Jaki jest sens i cel mojej modlitwy i do kogo właściwie
się zwracam?
Musimy sobie jednocześnie uświadomić, że nasze Wyższe Ja, które określamy
imieniem
znalezionym podczas praktykowania Huny, jest naszym Godnym Zaufania
Rodzicielskim Duchem,
naszym silnym Aniołem Stróżem, silniejszym niż wszystkie ciemne wpływy; naszą
świętą istotą
duchową, która łączy nas bezpośrednio z Bogiem. Jest przewodnikiem, towarzyszem
i opiekunem,
któremu okazujemy miłość, wdzięczność, ogromny szacunek, głęboką pokorę i
uniżoność.
Nie przyjmujcie tych myśli tylko formalnie, lecz potraktujcie je jako zachętę.
Nadajcie
kształt własnym myślom; nie muszą być identyczne w czasie każdej modlitwy (w
przeciwieństwie
do słów, którymi będziecie się później posługiwać). Pomyślcie również, że
możecie zdać się
całkowicie na wasze Wyższe Ja, że jest ono ogniwem łączącym was z Bogiem.
Trzecim krokiem jest wysłanie daru many do Wyższego Ja. Możemy powiedzieć
swojemu
Wyższemu Ja: "Ta ofiara many przeznaczona jest wyłącznie dla ciebie samego, nie
dla mnie; ty
zdecydujesz o jej zastosowaniu. Dar many traktuję jako małą symboliczną ofiarę,
którą chętnie ci
składam z głębi serca".
Przy czwartym kroku po raz pierwszy zapoznajemy Wyższe Ja z brzmieniem modlitwy,
którą wcześniej sformułowaliśmy.
Piąty krok polega na ładowaniu maną symbolu i obrazu reprezentującego modlitwę.
W tym
celu zwracamy się do niższego Ja: "George, naładuj maną obraz, wykonując
wspólnie ze mną
głęboki oddech - teraz!". W momencie nabierania powietrza wyobrażamy sobie
(poproście
George'a o pomoc), że naładowany maną obraz wysyłamy po sznurze aka do Wyższego
Ja.
Szósty i siódmy krok to dwukrotne powtórzenie Wyższemu Ja treści naszej
modlitwy.
Odbywa się to w spokoju oraz całkowitym zaufaniu.
Ósmy krok to ofiarowanie przez sznur aka Wyższemu Ja dużej ilości many. Dzięki
złożeniu
tej ofiary jesteśmy pewni, że nasza modlitwa się spełni.
Dziewiąty krok stanowi zakończenie. Dziękujemy Wyższemu Ja w sposób, jaki
przyjdzie
nam do głowy i jaki wydaje się nam odpowiedni. Następnie mówimy mu, że
wycofujemy się z
modlitwy.
Jeszcze raz, uważnie przeczytajcie razem z George'em tych dziewięć kroków
modlitwy.
Wątpliwości co do ich praktycznego zastosowania znikną zupełnie, gdy później
kilkakrotnie
powtórzycie modlitwę w celu nawiązania kontaktu z Wyższym Ja. Jeżeli jednak już
teraz czujecie
nieprzepartą chęć modlitwy według Huny, przystąpcie do niej natychmiast,
ponieważ ten
wewnętrzny impuls jest mową Wyższego Ja. Nigdy nie zapominajcie o jednym: Wyższe
Ja wspiera
was bardzo mocno w czasie modlitwy Huny!
Oczywiście modlitwę najpierw trzeba przygotować. Nauka Huny kategorycznie tego
wymaga. Już Jezus powiedział, że modląc się, nie powinniśmy być "wielomówni jak
poganie". Jest
to typowa wskazówka Huny! A zatem najpierw musimy głęboko przemyśleć przedmiot
modlitwy,
zastanowić się, dlaczego i o co chcemy prosić. Może to być życzenie dotyczące
spraw
materialnych; Huna nie zabrania nam prosie o dobra doczesne. Wymaga tylko, aby
spełnienie
naszej modlitwy nikomu nie przyniosło szkody: żadnemu człowiekowi, żadnemu
przedmiotowi,
żadnej instytucji, a przede wszystkim nam samym. Musimy więc zadać sobie
pytanie: "Co może się
stać, gdy nasza modlitwa się spełni?". Nie musimy martwić się o to, czy
zaszkodzimy naszemu
Wyższemu Ja, czyje obrazimy lub zranimy.
W celu sformułowania modlitwy weźcie papier i ołówek, aby w całkowitym spokoju
zapisać
swoje myśli. Im krócej je ujmiecie, tym lepiej. Kiedy zapiszecie treść modlitwy,
zastanówcie się,
czy jest ona jednoznaczna i jasna; nie powinna bowiem zawierać żadnych
niedomówień ani
wątpliwości Następnie rozważcie, czy nie dałoby się usunąć poszczególnych słów
lub całych zdań.
W czasie zapisywania treści modlitwy wasz George mocno się napracuje. Polecam
formę
pisemną nie dla pedanterii, lecz dlatego, że słowo pisane wywiera na George'u
dużo większy wpływ
niż mówione lub tylko pomyślane. Wie on wtedy bardzo dokładnie, że musi się
zająć konkretną
modlitwą. W końcu to on pracuje później z Wyższym Ja nad jej urzeczywistnieniem!
Dlatego też
niższe Ja równie intensywnie współpracuje ze średnim Ja przy następnym kroku,
tj. przy tworzeniu
symbolu lub obrazu albo reprezentującego modlitwę. Podszepnie wam wówczas pewne
idee albo
życzenia; dzięki niemu "przyjdą wam one na myśl".
A oto przykład ilustrujący powyższe zagadnienie: Jakiś czas temu uczestniczka
mojego
seminarium zapytała mnie o najlepszy symbol dla swojej modlitwy. Modlitwa miała
dotyczyć jej
syna, prawnika, który wkrótce miał zdawać podstawowy egzamin aplikacyjny. Pomimo
iż syn był
gruntownie przygotowany, pragnęła ona - co rozumie się samo przez się - pomodlić
się za jego
powodzenie. Treść modlitwy była jasna i oczywista, krótka i jednoznaczna, lecz -
jak powiedziała-
znalezienie odpowiedniego symbolu sprawiało jej kłopot. Po zastanowieniu się
wpadłem na
pomysł, by wyobraziła sobie popiersie syna; powinno ono przedstawiać go z
ciężkim złotym
łańcuchem na szyi, na którym zawieszony jest ogromny znak paragrafu wykonany ze
złota. Złoty
łańcuch był lub jest nadal atrybutem burmistrza: uważany jest za odznakę honoru.
Złoty znak
paragrafu symbolizuje wiedzę prawniczą. Obraz ten zawierał wszystkie elementy
potrzebne do
symbolicznego wyrażenia życzeń i próśb sformułowanych w modlitwie. Jednoznacznie
zostało w
nim wyartykułowane pomyślne złożenie egzaminu prawniczego! Moja uczennica Huny
napisała mi
później, że jej syn zdał egzamin.
Bardzo istotnym obrazem symbolicznym jest wizerunek dwóch obejmujących się osób.
Prawdopodobnie nieraz będziecie prosić, aby dwoje ludzi się pojednało, aby
spróbowali od nowa
ułożyć swoje wzajemne stosunki. Może sami będziecie jedną z tych osób. Obraz ten
jest symbolem
nie tylko dobrym, lecz również silnym. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że
symbol jako piąty krok
modlitwy wydaje się jej niezbędnym elementem: nasz George pracuje dzień i noc z
Wyższym Ja
nad spełnieniem naszych modlitw. Za każdym razem, gdy wypowiadamy modlitwę,
George ją
wprawdzie rozumie, lecz nie potrafi powtórzyć. Dzięki symbolowi wie, o jaką
modlitwę chodzi, a
następnie pracuje z Wyższym Ja, posługując się wyłącznie symbolem.
Powróćmy jeszcze do zagadnienia poruszonego na wstępie. Napomnień Jezusa:
"Módlcie się
bez ustanku" lub: "Módlcie się cały czas" nie należy rozumieć dosłownie,
ponieważ dla większości
ludzi modlenie się cały dzień byłoby wymaganiem nierealnym. Gdy uzmysławiam
sobie, że ja,
Henry, nie mogę modlić się bez ustanku, ale George może czynić to bez żadnych
przeszkód,
wówczas staje się dla mnie jasne, że Jezus musiał jako esseńczyk znać tę naukę,
która jest
identyczna z nauką Huny.
Niektóre modlitwy określam jako "permanentne". Są to takie prośby, które można
lub
należałoby wznosić przez całe swoje życie. Gdy modlę się o oświecenie, wiedzę i
zdrowie, nigdy
nie nadejdzie taki dzień, w którym stwierdzę, że tego rodzaju próśb
sformułowałem już
wystarczająco dużo. Jeżeli natomiast chcę mieć nowy samochód (a Huna wcale tego
nie potępia), to
przestanę się o niego modlić z chwilą, gdy modlitwa odniesie skutek. Im goręcej
poświęcamy się
modlitwom i im więcej pracujemy nad sobą, przekonujemy się, że kierujemy do
Wyższego Ja ściśle
określone modlitwy. Czy ma sens zwracanie się w tej samej modlitwie z prośbą
zarówno o
oświecenie, jak i o nowego forda? Z pewnością nie! Również w tej kwestii Long
udziela nam
jasnych wskazówek. Trzy powstałe w wyobraźni życzenia (tzn. pragnienie
oświecenia, wiedzy i
zdrowia), a może też kilka innych, powinniśmy ująć w jedną grupę modlitw.
Modlitwy drugiej
grupy mogą dotyczyć dóbr materialnych lub na przykład udanego wyjazdu
służbowego. Long radzi,
by między dwiema różnymi grupami modlitw robić co najmniej dwugodzinną przerwę.
Oczywiście
modlący się sam będzie czuł, ile czasu powinna trwać owa przerwa.
Jak już wspomniano, w trzeciej fazie modlitwy według Huny ofiarujemy Wyższemu Ja
dar
many, przeznaczony wyłącznie dla jego własnych celów, a na zakończenie modlitwy
dziękujemy
mu.
W tym miejscu pragnąłbym jeszcze dodać, iż zawsze należy pamiętać o tym, że
jesteśmy
szczerze zobowiązani w stosunku do naszego Wyższego Ja i powinniśmy mu dziękować
za
spełnienie życzeń zawartych w modlitwie, nie tylko przypadkowo i okazjonalnie,
lecz regularnie i z
największą czcią, gdyż zasłużyło sobie na szacunek i poważanie. Wyższe Ja jest
naszą boską
częścią i modlitwy możemy przesyłać zarówno jemu, jak i Bogu. Jeżeli będziemy
robić to często,
może wykształcimy stałą formułę, uznając ją za najlepszy środek wyrazu. Formy
lub formuły
modlitw mogą stracić swoją moc. Możemy jednak temu zapobiec dzięki
samodyscyplinie. Jeśli
będziemy pamiętać, że formuły modlitewne są czymś realnym, prawdziwym i
niewzruszonym, to
nasze modlitwy zachowają swą wewnętrzną moc.
Jestem zdania, że naszym obowiązkiem jako średniego Ja jest włączenie do
modlitwy
dziękczynnej, skierowanej do Wyższego Ja, również naszego George'a, ponieważ w
końcu on jest
istotą, która stwarza połączenie przez sznur aka. Bez niego nie moglibyśmy
zgromadzić ładunku
many. Ponadto dzięki sile swojego sumienia jest on nieprzekupnym strażnikiem.
Każda modlitwa ma charakter telepatyczny. Niższe Ja przesyła Wyższemu obrazy lub
symbole, a Wyższe Ja materializuje przesłany mu obraz. Potrzebuje ono w tym celu
na dwojaki
sposób używanej siły - mana-loa. Long ujął to następująco: "Jest to tajemnica
tajemnic".
Modlitwy powinniśmy formułować zawsze w formie pozytywnej. Przykładowo, nigdy
nie
modliłem się: "Wybaw mnie od mojej choroby!", lecz: "Ty dajesz mi zdrowie"
(pierwsza
wypowiedź świadczy, iż skłonni jesteśmy żałować samych siebie).
Nawet najszczersza modlitwa Huny nie gwarantuje, iż zostanie ona spełniona.
Mylny jest
sąd, że dzięki modlitwie Huny możemy otrzymać wszystko, czego chcemy. Poziom
wiedzy
Wyższego Ja jest dużo wyższy niż średniego Ja. Może się zdarzyć, że w fazie, w
której będziecie
pracować nad formą modlitwy, napotkacie trudności, że daremnie szukać będziecie
symbolu i że w
końcu "przyjdzie wam na myśl" wiadomość od waszego Wyższego Ja: "Trzymaj się od
tego z dala,
to nie jest dobre". Może nagle wyłonią się wątpliwości (w tym przypadku
uzasadnione i sensowne),
które skłonią was do ponownego przeanalizowania treści modlitw. Zazwyczaj można
wówczas
ustalić, dlaczego dana modlitwa nie jest właściwa. Być może nie nadszedł jeszcze
odpowiedni czas
na jej spełnienie. W takich warunkach średnie Ja uczy się od Wyższego Ja,
swojego wychowawcy.
Może się również zdarzyć, że nie "usłyszycie" tego, co mówi do was Wyższe Ja za
pośrednictwem niższego, i że "nic nie przyjdzie wam do głowy". Może podeszliście
zbyt zuchwale
do sformułowania modlitwy i do symbolu. Poczyniliście wszystkie przygotowania,
modlicie się,
kierujecie lub - mówiąc dokładniej - wierzycie, że kierujecie modlitwę przez
sznur aka do
Wyższego Ja. Jednak w rzeczywistości George, który ma ściślejszy kontakt z
Wyższym Ja niż
średnie Ja. wyłączył przekaźnik na sznurze aka. Inny przypadek to taki, w którym
George niczego
nie zrobił, natomiast Wyższe Ja nie przyjęło modlitwy. Powodem tego, że modlitwa
nie dotarła do
adresata, jest brak łaski błogosławieństwa. Irytujemy się i zastanawiamy: Co się
stało? Czy to
George przerwał połączenie, czy Wyższe Ja nie zaakceptowało modlitwy? Ne wiemy,
lecz może
później przyjdzie nam to na myśl.
Modlitwa Huny nie oznacza dla średniego Ja przywileju bezczynności.
Wspanialejest mieć
świadomość, że posiadamy dwóch niezastąpionych pomocników, z których jeden jest
prawdziwie
boskiej natury. Kontakt z Wyższym Ja wprowadza nas w tego rodzaju euforię, iż
powstaje niebez-
pieczeństwo, że przestaniemy trzeźwo oceniać sytuację i zapomnimy o naszych,
średniego Ja,
obowiązkach przed i po nawiązaniu kontaktu. Powinniśmy przeto zwrócić się do
naszego ludzkiego
rozumu, ponieważ jako średnie Ja mamy obowiązek logicznego myślenia i działania.
Musimy
"obiema nogami stać na ziemi". Przyjąwszy taki punkt widzenia, może zrozumiemy,
że nie wolno
nam było wznosić tej czy innej prośby do Wyższego Ja. Lecz zapewniam was, że
wystarczy parę
niepowodzeń, kiedy to nie odczujecie "deszczu błogosławieństwa", byście wyraźnie
"słyszeli"
Wyższe Ja i lepiej układali swoje modlitwy. Staniecie się bardziej krytyczni.
Inaczej sprawa wygląda, gdy mimo szczerych wysiłków w pracy nad Huną napotykacie
trudności i przeszkody, których źródła nie potraficie rozpoznać i nie możecie
dać sobie z nimi rady.
W takim przypadku nie powinniście zbyt długo się męczyć, lecz od razu poprosić o
pomoc Wyższe
Ja.
Może również się zdarzyć, że jednakowa modlitwa, z upływem miesięcy lub lat
stanie się
"mdła" i będziecie ją odczuwać jako oklepaną, nie czerpiąc z niej radości.
Zawsze kosztowało mnie
dużo wysiłku i walki ze sobą stwierdzenie, że moja modlitwa się
zdezaktualizowała. Któż chciałby
zwątpić w modlitwę, o której spełnienie długo prosi i która przecież ma w pewnym
sensie urok
świętości. Zdarzyło mi się to już z psalmami i innymi fragmentami Biblii czy też
z książkami
Longa. Nie powinniśmy jednak uciekać od takich myśli, bo są one wyraźnym dowodem
na to, że
rozwinęliśmy się w minionym czasie i na modlitwy, psalmy i książki patrzymy
teraz pod innym
kątem. Może powinniśmy na nowo sformułować modlitwę. Być może tymczasem zaszły w
nas
jakieś zmiany i przedmiot naszej modlitwy nie jest już tak ważny.
Czasem dobrze jest zwrócić się do Wyższego Ja bez oficjalnej modlitwy. Możemy
wtedy
przesłać mu silny ładunek many i poprosić, aby użyło tej siły do swoich wyższych
celów,
jednocześnie zachęcając je na przykład do poprawy sytuacji na świecie, do
udoskonalenia
ludzkości. Możliwe, że Wyższe Ja przeznaczy dar many dla wielu ludzi, którzy nie
znają modlitwy
Huny i nie potrafią przesyłać siły życiowej. Przy tej formie komunikacji
wystarczy po prostu
zwrócić się do Wyższego Ja: "Daję ci manę na wszystko, czego chcesz, tylko nie
dla mnie
samego!".
Jak ma się modlitwa Huny do modlitw, które kierowaliśmy do Boga od czasów
wczesnego
dzieciństwa? Kwestia ta bardzo interesowała mnie dawniej, dzisiaj odpowiedź na
to pytanie nie jest
prosta z dwóch powodów. Po pierwsze, zdałem sobie w pełni sprawę z tożsamości
Boga i mojego
Wyższego Ja. Poznanie to pochodzi z doświadczenia. Obojętne, czy modlę się do
Ariela - bo tak ma
na imię moje Wyższe Ja - czy do Boga. Po drugie, respektuję przyzwyczajenie,
które mówi mi
wyraźnie: Jeżeli od czasów swej młodości lub dzieciństwa kierowałeś określone
modlitwy zawsze
do Boga, pozostań przy tym, nie zmieniaj tego". Zdarza się, że dzisiaj kieruję
pewne modlitwy do
Boga, zwracając się do Niego osobiście, jednak cały czas mam w świadomości myśl,
że On i Ariel
to jedno. Modlę się, chcąc wyrazić Mu moją miłość lub lepiej go poznać, albo też
chcę Mu
podziękować oraz ofiarować to, co liturgia lub poezja określa mianem
uwielbienia. Tego rodzaju
myśli, a więc treści, które nie wymagają ingerencji w sferze fizycznej,
przesyłam spontanicznie do
Boga. W pierwszej chwili można pomyśleć, że jest to zdrada wobec Wyższego Ja.
Podejrzenia takie
pochodzić mogą z podświadomości - a więc od George'a. Jest to logiczne, ponieważ
George, który
nie potrafi się zastanowić - przez spontaniczną modlitwę średniego Ja do Boga -
czuje się odsunięty
i niepotrzebny. Przed laty wytłumaczyłem George'owi, że w czasie mojej
bezpośredniej modlitwy
do Boga jest on tak samo ważny, jak podczas modlitwy do Ariela, ponieważ to
właśnie spontani-
czność i emocje skłaniają mnie do tego, abym zwrócił się do Boga.
A zatem jest już chyba jasne, jakie modlitwy intuicyjnie kierujemy do Boga. Co
jednak
powinna zawierać modlitwa do Wyższego Ja? Pytanie to nabiera znaczenia dopiero
wtedy, gdy nasz
układ z Wyższym Ja stanie się stały, mocny i niewzruszony. Treść tych modlitw
będzie wynikać z
określonej potrzeby, duchowej lub fizycznej, którą u siebie zauważyliśmy. Dobrze
byłoby,
gdybyśmy już przeszli oczyszczenie i stwierdzili, że nie było ono jeszcze
doskonałe. Może więc
później poprosimy Wyższe Ja o dodatkową pomoc w przezwyciężeniu słabości
charakteru, złych
nawyków lub skłonności, jak również o poznanie, zrozumienie, wiedzę bądź duchowe
uzdolnienia.
Istnieją ponadto modlitwy dotyczące polepszenia stosunków z ludźmi, czyli
związane z problemami
małżeńskimi, kłopotami z dziećmi, z partnerem, z przełożonymi. Można prosić w
modlitwie o
załagodzenie sporu, powodzenie w sprawach zawodowych, zmianę przyszłości na
lepszą i
zrozumienie, co powinniśmy uczynić w takim czy innym przypadku dla bliźnich, w
rodzinie albo w
pracy. Czasami nie wystarczy sama logika, by posunąć się dalej. Wówczas średnie
Ja dojdzie do
wniosku, że tylko modlitwa o boskie oddziaływanie może zasadniczo zmienić
niepożądaną
sytuację. Istnieje przysłowie, które zrozumiałem w pełni dopiero w połączeniu z
nauką Huny: "Bóg
pomaga tym, którzy sami sobie pomagają".
Pewna pragmatyczna chrześcijanka przedstawiła mi następujący problem. Przez lata
kierowała modlitwy do Jezusa. Czy po przeczytaniu tej książki powinna zwrócić
się teraz do
swojego Wyższego Ja i poznać jego imię? Nie przyszło jej to łatwo, ponieważ
Jezus nadal był jej
pośrednikiem między nią a Bogiem! "Co robić?" - zapytała. Każdemu, kto zetknął
się z tym
problemem, radzę z pełnym przekonaniem: pozostań przy imieniu "Jezus", ponieważ
jest on
również do twojej dyspozycji jako przedstawiciel Wyższego Ja, co stwierdziłem
już wcześniej.
Czy nauka Huny daje się pogodzić z religiami? Pytanie to pojawia się
nieustannie. Po
głębokim i starannym przemyśleniu tego zagadnienia doszedłem do mocnego
przekonania, że
między żadną religią, wyznaniem lub doktryną a nauką Huny nie istnieje konflikt.
Obowiązuje to
zwłaszcza w odniesieniu do Wyższego Ja, co niektórym ortodoksyjnym wyznawcom lub
teologom
może wydawać się herezją. Skrupuły takie natychmiast znikną, gdy uświadomimy
sobie, że Bóg i
Wyższe Ja są jednym i tym samym. Wiele religii ustanowiło tak ogromny dystans
między
człowiekiem i Bogiem, iż czasami nie mamy odwagi szukać bliskości tej odległej,
zdawałoby się,
nieosiągalnej istoty. Niektórym ludziom taka próba wydaje się skazana na
niepowodzenie. W Hunie
Wyższe Ja - ta bliska, stojąca przy nas istota, z którą bez obawy możemy
nawiązać kontakt -jest dla
nas cudownym pomostem i potężną pomocą, ponieważ stanowi część człowieka, który
pragnie
połączyć się z Bogiem.
Jedno z najbardziej znaczących mediów, Anglik o szorstkiej powierzchowności,
którego
jednak bardzo szanuję i kocham, powiedział mi przed laty: "Huna? That is only
raft!" ("Huna? To
tylko tratwa!"). Miał rację. Nie powinien jedynie użyć słowa "tylko". Gdyby
stwierdził: "Huna jest
wspaniałą tratwą, cudownym mostem!", wtedy, moim zdaniem, trafiłby w dziesiątkę.
Huna w żaden sposób nie uwłacza i nie przynosi ujmy treściom zawartym w
religiach lub
wyznaniach. Uprzytomnijmy sobie, że religie czy wyznania są przecież ludzkimi
interpretacjami i
zbiorami dogmatów dotyczących stosunku człowieka do Boga. Nauka Huny jest mądra
i dostatecz-
nie mocno wskazuje na to, aby nie krytykować lub, co gorsza, wyśmiewać żadnych
przekonań
związanych z oddawaniem czci Bogu. Wręcz przeciwnie, Huna może znacznie wzmocnić
uwielbienie Boga i ułatwić dostęp do Niego. Znam wiele przypadków młodych
uczestników
seminariów, którzy wystąpili ze swoich organizacji kościelnych, a po kilku
miesiącach
praktykowania Huny wstąpili do nich ponownie, ponieważ spojrzeli na swe wyznania
i ich
praktyczne zastosowanie z nowego, doskonalszego punktu widzenia, przyjęli inną
postawę
wewnętrzną i inne nastawienie do życia. Sama Huna nie jest religią, lecz dla
wielu ludzi okazuje się
drogą, która ponownie prowadzi ich do Boga.
Jezus powiedział: "Nikt nie dojdzie do Ojca inaczej, aniżeli przeze mnie".
Przeglądając
konkordancje, można stwierdzić, że w Starym Testamencie nazwa "Ojciec" dla
określenia Boga
występuje bardzo rzadko. Nie wiemy również, skąd pochodzi jej tłumaczenie.
Natomiast w Nowym
Testamencie słowo to występuje nadzwyczaj często. Dlatego też skłonny jestem
przyjąć, iż Jezus,
kiedy jako Żyd mówił o Ojcu, nie miał na myśli Boga ze Starego Testamentu, lecz
własne Wyższe
Ja lub Wspólnotę Wyższych Jaźni - Poe Aumakua. Poza tym jestem przekonany, że
Jezus był do
dyspozycji swoich cierpiących rodaków jako zastępca Wyższego Ja. A zatem, gdy
powiedział.
"Wszystko, o co będziecie prosić w moim imieniu, będzie wam dane", uważał się za
Wyższe Ja.
Wypowiedź tę można logicznie wytłumaczyć, posługując się nauką Huny.
Pierwszą część tęgo rozdziału chciałbym zamknąć cytatem z Listu św. Jakuba
Apostoła, w
którym mowa jest o "sprawiedliwym", identycznym z cadykiem ze Starego
Testamentu. Sądzę, że
był to człowiek, który już w kolebce otrzymał łaskę od swojego Wyższego Ja lub
dzięki oczysz-
czeniu kala (a przez to również za pośrednictwem łaski) wzniósł się na wyższy
poziom
sprawiedliwych. Cytat ten brzmi: "Wielką moc posiada wytrwała modlitwa
sprawiedliwego". (Jk
5,16)
Uzdrawianie duchowe
Wyniki badań nad duchowym uzdrawianiem świadomie omawiam w rozdziale
poświęconym modlitwie Huny, ponieważ uzdrawianie to nie jest niczym innym, jak
modlitwą. Tyle
tylko, że modlitwa prowadząca do uzdrowienia ma bardziej spontaniczny i swobodny
charakter.
Człowiek, który chce uzdrawiać, musi zdać sobie sprawę z tego, że on sam nie
jest
"uzdrowicielem", lecz obdarzonym łaską narzędziem, kanałem lub przewodem (jeżeli
można się tak
wyrazić), przez który przepływa uzdrawiająca energia. Uzdrowienie następuje
zawsze i wyłącznie
za sprawą tego, którego nazywamy najwyższym uzdrowicielem, a więc dzięki Bogu.
Możność
uzdrawiania jest łaską. Niektórzy ludzie odczuwają silną wewnętrzną potrzebę
uzdrawiania innych.
Mogą zupełnie nic nie wiedzieć o Hunie ani nigdy nie "uczyć się" uzdrawiania.
Spontanicznie
czynią to, co jest niezbędne do uzdrowienia, czyli, nie stawiając żądnych
warunków, oddają się do
dyspozycji, pozwalają płynąć przez siebie uzdrawiającej sile, a pacjentowi nie
dają nic innego jak
współczucie i bezgraniczną miłość.
Obdarzeni łaską naturalni uzdrowiciele po prostu leczą, nie wiedząc, jak to się
dzieje. Można
ich spotkać w Brazylii - wielokrotnie są analfabetami - na Filipinach, wśród
Indian, jak również
pośród bezpodstawnie wyśmiewanych pierwotnych mieszkańców Czarnej Afryki,
najczęściej tam,
gdzie człowiek nie uległ jeszcze zepsuciu i zachował kontakt z naturą. To, że
tacy ludzie żyją także
w Nowym Jorku i Londynie, jest, moim zdaniem, wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Jeżeli my, ludzie cywilizowani, kierowani wewnętrzną potrzebą, chcemy stać się
aktywnymi
uzdrowicielami, musimy najpierw (lecz nie zawsze) zapoznać się z "technika
uzdrawiania".
Aczkolwiek zajmiemy się teraz bardziej technicznymi szczegółami, chciałbym
jeszcze raz wyraźnie
podkreślić, że również tutaj czynnikiem rozstrzygającym jest miłość.
Istnieją specjalne szkoły kształcenia uzdrowicieli, szczególnie w Anglii.
Podkreśla się w
nich konieczność "poziomego" i "pionowego" dostrojenia się uzdrawiającego do
osoby
uzdrawianej. Przez dostrojenie poziome rozumie się nawiązanie duchowego kontaktu
z pacjentem.
Osiągnięcie go można ułatwić, przykładając palce wskazujący i środkowy do obu
tętnic szyjnych
pacjenta, dzięki czemu uzdrawiający wyczuje rytm uderzeń serca i w konsekwencji
dostroi się do
tętna osoby uzdrawianej. Można także położyć rękę na piersi pacjenta i,
wyczuwając rytm jego
oddechu, dostroić do niego swój oddech. Wówczas można z pełnym zaangażowaniem
przejść do
duchowego zbliżenia się do chorego. Już w tym momencie można próbować w czysto
intuicyjny
sposób postawić diagnozę odnośnie jego dolegliwości i bólów. Później następuje
dostrojenie
pionowe, rozumiane ogólnie jako kontakt z Bogiem.
Dla ucznia Huny poziome dostrojenie jest bardzo proste. Wiadomo, że przez samo
dotknięcie pacjenta powstaje połączenie z nim za pośrednictwem niezniszczalnego
sznura aka
(niezbędnego przy późniejszym uzdrawianiu na odległość). Można ponadto wyczuć
rytm serca i
oddechu, lecz nie uważam tego za konieczne. Mnie wystarcza kontakt stworzony
przez sznur aka.
Za jego pośrednictwem połączenie z pacjentami jest doskonałe. Również pionowe
dostrojenie nie
sprawia trudności. Człowiek, który nawiązał kontakt ze swoim Wyższym Ja, razem
ze swym
George'em przesyła mu manę po sznurze aka. Ale także ktoś, kto nie jest jeszcze
pewien, czy
osiągnął Wyższe Ja, powinien mimo to, jeżeli czuje wewnętrzną potrzebę, zająć
się uzdrawianiem
bez zastrzeżeń i wątpliwości. Wyższe Ja udzieli mu swojej pomocy, a wraz z nim
również Wyższe
Ja pacjenta. Możecie być pewni, że otrzymacie niezbędne wsparcie, jeżeli wasze
pragnienie
uzdrawiania podyktowane jest wyłącznie miłością i gotowością służenia innym.
Można czasem spotkać uzdrowicieli, których określam jako ego-uzdrowicieli. Chcą
oni
widzieć samych siebie w centrum zainteresowania, wystawiają się na pokaz oraz
ciągle podkreślają
swoje niezwykłe sukcesy w uzdrawianiu. Rzeczywiście osiągają czasami dobre
rezultaty, które -
moim zdaniem - można wyjaśnić psychicznym oddziaływaniem na pacjenta. Podobnie
jak może
pomóc pacjentowi tabletka placebo z cukru mlekowego, tak samo na niektórych
chorych robi
wrażenie wystrój pokoju uzdrowiciela, jego oryginalne ubranie czy gesty
wykonywane przy nakła-
daniu rąk. Całkiem możliwe, że bóle chorego znikną, zwłaszcza gdy są natury
psychosomatycznej.
Najczęściej jednak efekt takiego uzdrowienia nie jest trwały. Bywa, że
prawdziwi, skuteczni
uzdrowiciele tracą swoją moc, jeżeli ulegają pokusie zdobywania dzięki niej
głównie korzyści
materialnych. Przypadek jednego z czołowych filipińskich uzdrowicieli stanowi tu
tragiczne
ostrzeżenie.
Zdarzyło się również, że uzdrawiający leczył na odległość i nie znał osobiście
swojego
pacjenta, którego dane podali mu krewni lub znajomi chorego, lecz mimo to
wyleczył go z raka.
Pacjent dopiero znacznie później dowiedział o jego uzdrawiających zabiegach. To
największy
sukces dla uzdrowiciela poważnie traktującego swoje zajęcie.
Uzdrowiciel osiągający efekty w swej pracy jest obdarzony łaską, ponieważ został
wybrany
przez Boga bądź własne Wyższe Ja jako narzędzie lub kanał przekazujący
pacjentowi uzdrawiającą
energię. Czy może więc nagle stracić dostęp do tej energii? Nauka Huny daje
jednoznaczną
odpowiedź Gdy obdarzony łaską uzdrowiciel z jakichś przyczyn zboczy z właściwej
drogi, gdy
stanie się zrozumiały, dumny i żądny pieniędzy, wtedy jego niższe Ja na pewno
będzie miało
nieczyste sumienie i odetnie połączenie, zablokuje sznur aka, zerwie kontakt
(tzn. dopływ łaski).
Uzdrowiciele praktykujący Hunę czują się znacznie pewniej, wiedząc, że sznur aka
gwarantuje im bezpośredni dostęp do niższego Ja pacjenta. Poza tym są mocno
przekonani, że
mogą liczyć na pomoc własnego Wyższego Ją oraz Wyższego Ja pacjenta. Kontakt z
niższym Ja
osoby uzdrawianej jest pożyteczny, lecz mniej istotny niż połączenie z własnym
Wyższym Ja i
Wyższym Ja pacjenta.
Jak należy się przygotować do przeprowadzenia modlitwy uzdrawiającej? Po
pierwsze,
trzeba już rano mocno naładować się maną i poprosić George'a, aby zmagazynował
jej dużą ilość.
Będzie nam ona potrzebna w ciągu dnia podczas czynności uzdrawiających. Nigdy
nie można
wątpić, czy ma się dostateczny zapas many do dyspozycji. Aby ów zapas uzupełnić,
należy
wykonać od czasu do czasu głęboki oddech. Naturalnie, jeśli mamy okazję,
powinniśmy również w
ciągu dnia powtórnie naładować się maną. Ale nawet jeżeli znajdujemy się w
drodze, musimy być
pewni, że dysponujemy dostateczną ilością many.
W czasie modlitwy uzdrawiającej nie musicie dokładnie przestrzegać wspomnianych
wyżej
dziewięciu zasad, chociażby dlatego, że przebywacie w towarzystwie innej osoby,
pacjenta, i
musicie koncentrować się głównie na niej. Zawsze jednak trzeba podtrzymywać
kontakt myślowy z
własnym Wyższym Ja oraz Wyższym Ja pacjenta. Istnieją pewne reguły, których, o
ile to możliwe,
powinniście przestrzegać i które staną się dla was oczywiste w miarę
podejmowania prób
uzdrawiania. Pierwsza reguła to konieczność zwrócę nią się z prośbą o
uzdrawiającą energię; druga
- to prośba o moc oczyszczenia; trzecia - prośba o harmonię i czwarta prośba o
trwałość. Łatwo
można wytłumaczyć znaczenie tych punktów. Święta energia uzdrawiająca jest
podstawą waszej
działalności. Moc oczyszczająca, o którą prosicie, ma na celu - pod warunkiem,
że zezwoli na to
Wyższe Ja pacjenta - poddanie chorego oczyszczeniu kala, tak jakby to on sam
dokonał owego
oczyszczenia. Prośba o harmonię ma spowodować nie tylko usunięcie bólu i
symptomów choroby
pacjenta, lecz w ogóle dostąpienie przez niego łaski całkowitego uzdrowienia.
Ostatnia prośba,
dotycząca trwałości uzdrowienia, nie wymaga dalszych wyjaśnień.
Aby uzdrawiać, musicie nabrać dystansu do wszelkich formalności. Dla
początkującego
będzie to szczególna próba odwagi. Musi żywić ślepe zaufanie do swojego Wyższego
Ja i gdy, na
przykład, w ciągu dnia nie znajdzie okazji do ponownej medytacji lub modlitwy,
powinien
medytować zawsze rano i nie wątpić, czy o godzinie czwartej po południu poranna
modlitwa nadal
będzie skuteczna. Długotrwałe działanie modlitwy uzdrawiający zawdzięcza łasce
swojego
Wyższego Ja. Pamiętajcie o tym: wasze Wyższe Ja nic jest pedantyczne i cieszy
się, gdy mu ślepo
wierzycie.
Podczas pierwszego kontaktu uzdrawiający pyta pacjenta o imię i nazwisko. Może
robić
sobie notatki, które zapisuje w punktach również podczas późniejszej rozmowy.
Uzdrawiający pyta
chorego o jego problemy, jak również o diagnozy postawione przez wcześniej
odwiedzających go
lekarzy. Może także zapytać o schorzenia i skłonności rodziców oraz rodzeństwa.
Nie powinien
jednak zbytnio sugerować się treścią wypowiedzi pacjenta. Powinien raczej zdać
się na własna
intuicję i wrażliwość, szczególnie gdy za pomocą dłoni sprawdza dane
diagnostyczne przed lub po
fizycznym kontakcie z pacjentem. Nie może dążyć do obalenia diagnozy lekarza.
Jeżeli
uzdrawiający dojdzie do przekonania, że relacja pacjenta zawiera błąd albo że
trzeba ją uzupełnić,
nie powinien mu o tym mówić, lecz musi odpowiednio zadziałać. Tylko w rzadkich
przypadkach
uzdrawiający może kierować się przesłankami rozumu, częściej powinien zdać się
na własne
wyczucie. Musi jasno zdawać sobie sprawę, że wszystko, co przeżywa w tym czasie,
stanowi
składową część jego modlitwy uzdrawiającej, która dopiero nastąpi. Dlatego też
powinien z góry
poprosić swojego Georgeła o rejestrowanie wszystkich doznań, odczuć i myśli w
celu późniejszego
wykorzystania ich w modlitwie o uzdrowienie.
Spotkanie uzdrowiciela z pacjentem wymaga wiele taktu. Pacjent powinien czuć się
bezpiecznie oraz wyczuwać miłość i wielkie zainteresowanie ze strony
uzdrawiającego, bez jego
zbytecznych słów i zapewnień. Pod tym względem niezastąpiona jest intensywna
współpraca z
George'em.
Na podstawie rozmowy z pacjentem oraz własnych obserwacji, doznań i odczuć sami
możecie rozpocząć właściwe leczenie. Dokonajcie wizualizacji chorych narządów
pacjenta,
spójrzcie na niego i zajmijcie się jego schorzeniami. Na przykład ból w jego
prawym barku
usuwacie w następujący sposób: stajecie po prawej stronie chorego, kładziecie
prawą rękę z przodu
na stawie barkowym, natomiast lewą z tylu tego stawu. Zgodnie z własnym
odczuciem, bez
zbytniego wysiłku i nie zwracając uwagi na pacjenta, nabieracie głęboko
powietrza i pozwalacie
przepłynąć manie oraz światłu ze swojej prawej dłoni (dającej), przez ramię
pacjenta, do lewej
dłoni.
W sytuacji, gdy uzdrowicielem jest mężczyzna i zamierza on leczyć prawą pierś
pacjentki,
powinien poprosić chorą, by położyła lewą rękę na piersi, tak aby mógł on
położyć swoją prawą
dłoń na jej lewej, podczas gdy jego lewa ręka spoczywać będzie na plecach
pacjentki. Do
uzdrawiania przez kontakt potrzeba trochę delikatności i subtelności. Wyższe Ja
pomoże wam w
tym za pośrednictwem George'a, gdy tylko dotkniecie pacjenta.
Jest wielce istotne, byście świadomie napełnili światłem narząd lub inną część
ciała pacjenta
oraz wyraźnie uzmysłowili sobie chore miejsce zanurzone w świetle. Element ten
należy już do
następującej później modlitwy uzdrawiającej. Przebieg powyższej modlitwy, w
porównaniu z
ogólną modlitwą Huny, jest mniej dokładnie ustalony i określony, jak również
mniej jasno
zaprogramowany. To oczywiste, bo modlitwa uzdrawiająca należy do czynności,
których przebiegu
nie można przewidzieć. Dużą rolę odgrywa tutaj improwizacja. Dlatego też
absolutnym warunkiem
skuteczności modlitwy uzdrawiającej jest całkowite zaufanie do własnego Wyższego
Ja oraz
Wyższego Ja pacjenta. Nie jest ono niczym innym, jak zaufaniem do Boga.
Oczywiście duże
znaczenie ma tutaj doświadczenie i praktyka. Pierwsze kroki są zawsze
najtrudniejsze. Zrozumiały
jest wtedy brak wiary w siebie oraz rozmaite zahamowania, ponieważ umiejętności
początkującego
nie znalazły jeszcze żadnego potwierdzenia. Uzdrowiciel, który ma za sobą
pierwsze sukcesy, jest
całkowicie odmieniony. Dlatego też nabierzcie zaufania nie tylko do własnego
Wyższego Ja, lecz
również do samych siebie: uwierzcie w swoje siły!
Przebieg modlitwy uzdrawiającej jest logiczny. Najpierw spróbujcie za pomocą
samych
myśli uśmierzyć ból pacjenta. Jest to bardzo istotne oraz natychmiast wzmacnia
więź między
uzdrawiającym a pacjentem, ponieważ nagłe uwolnienie się od bólu jest dla
chorego (i
uzdrawiającego) czymś cudownym. W wielu przypadkach skutek ten można osiągnąć
szybko.
Zaufanie, jakie powstaje dzięki zanikowi bólu, pochodzi przede wszystkim od
niższego Ja pacjenta.
A to z kolei przyczynia się do natychmiastowego wytworzenia uzdrawiającej siły
przez niższe Ja
leczonego. Już wcześniej mówiliśmy, jak wielką rolę odgrywa niższe Ja przy
powstawaniu
schorzeń psychosomatycznych. Bierze ono udział również w ich leczeniu.
Uwolnienie się od bólu, a
także symboliczne czynności, przy których uzdrawiający kładzie dłonie na chorym
miejscu
uzdrawianego, wywierają na niższym Ja pacjenta wrażenie, że dzieje się coś
ważnego. Z tego
powodu jego niższe Ja żywo wspiera proces uzdrawiania.
Następną istotną fazą modlitwy uzdrawiającej jest przesyłanie many własnemu
Wyższemu
Ja oraz Wyższemu Ja osoby uzdrawianej wraz z prośbą, aby za pomocą wielce
skutecznej
many-loa podziałało ono bezpośrednio na komórki, tkanki, kości, ścięgna i nerwy
pacjenta.
Powinniśmy przy tym wyraźnie, głęboko uprzytomnić sobie (nasz George nam w tym
pomoże), że
dar many wysłany Wyższemu Ja ma potężną moc i że zostanie ona przekształcona w
nie-
wyobrażalnie skuteczną manę-loa.
Na tym właściwie kończy się modlitwa uzdrawiająca. Powinniśmy oczywiście wyrazić
krótkie podziękowanie obydwu Wyższym Ja. Jeżeli jednak tego zaniechamy, nasza
modlitwa nie
utraci na wartości, ponieważ nie prosimy w niej przecież o nic dla siebie, lecz
dla innego człowieka,
Ze spokojem możemy wierzyć, że w tym przypadku ważniejsze są inne przesłanki.
Oba Wyższe Ja
uznają, że w czasie modlitwy uzdrawiającej darzymy je pełnym, spontanicznym
zaufaniem oraz w
żaden sposób nie będziemy wątpić w uzdrowienie. (Zresztą formę zwykłej modlitwy
Huny uważam
nie tyle za żądanie czegoś, co raczej za sposób wychowania średniego i niższego
Ja w celu
osiągnięcia samodyscypliny.)
W chwili, gdy przekazujecie manę swojemu Wyższemu Ja, powinniście w myślach
włączać
do współpracy Wyższe Ja pacjenta. Możecie być pewni, że wszystko, co właśnie
przeżyliście z
pacjentem, a więc dotykanie, dar światła, rozmowy i nadzieje, są teraz
przedmiotem modlitwy,
przedmiotem daru mana-loa. Nie musicie przypominać sobie wszystkich szczegółów,
uczynią to
wasz George i niższe Ja pacjenta - ponieważ przeżyli oni wspólnie każdą fazę -
jak również biorące
we wszystkim udział Wyższe Ja. Podczas modlitwy uzdrawiającej ulegnijcie
wszystkim
pozytywnym emocjom. Oddajcie się im całkowicie, ponieważ wnoszą one bardzo wiele
do
modlitwy.
Powróćmy jeszcze raz do zagadnienia trwałości uzdrowienia. Wcześniej sądziłem,
że
uzdrawiający musi ciągle na nowo nawiązywać kontakt z pacjentem, aby uzdrowienie
było trwałe.
To błędne mniemanie. Niektórzy uzdrowiciele zajmują się setkami ostrych
przypadków i właściwie
powinni się nieustannie o nie troszczyć, jeżeli w ten sposób chcieliby zapewnić
trwałość
uzdrowienia. Jeśli prowadzicie działalność uzdrowicielską, codziennie rano
wypowiadajcie ogólną
modlitwę uzdrawiającą i przesyłajcie manę przez swoje Wyższe Ja, to znaczy
wysyłajcie mana-loa
ku Poe Aumakua wszystkich waszych pacjentów, ku wspomnianej już Wspólnocie
Wyższych Ja.
Bądźcie pewni, że wasz dar trafi dokładnie tam, gdzie jest potrzebny, ponieważ
energią many nie
będzie zarządzał nikt inny niż Wyższe Ja, wasze oraz waszego pacjenta!
W tym miejscu jeszcze raz wspomnę Fausta Goethego. Podczas spaceru wielkanocnego
Wagner rozmawia z Goethem o niedawnej zarazie i wspomina o ogromnych sukcesach
uzdrowicielskich ojca Fausta. Faust mówi o nim: "Ojciec mój, zacny badacz
ciemnych sił" .
Wyrażenie to często bywa fałszywie interpretowane: nie był on oszustem i łotrem,
lecz zacnym
człowiekiem, który zajmował się ciemnymi mocami, sprawami okultyzmu, czyli -
używając popu-
larnego dziś określenia - ezoteryką.
Wagner mówi o zarazie i niebezpieczeństwie, na które narażony był ojciec Fausta,
na co
Faust odpowiada: "Pomocnikowi pomógł pomocnik na górze". Zdanie to stanie się
zrozumiałe,
jeżeli słowo "pomocnik" zastąpimy słowem "uzdrowiciel". Uzdrowicielowi pomógł
uzdrowiciel na
górze. Lecz o tym prawdopodobnie nie wolno było mówić Goethemu, który był tajnym
doradcą
księcia.
W dalszej części dramatu Mefisto, przebrany za Fausta wyjaśnia początkującemu
uczniowi,
co sądzi o medycynie:
"Sens medycyny bez trudu przejrzyjcie,
Wielki i mały zgłębcie światy dwa,
By w końcu puścić to - niech idzie,
Jak Pan Bóg da".
Brzmi to trochę cynicznie, odpowiada jednak postawie Mefistofelesa. Z drugiej
strony,
wypowiedź ta zawiera wielką prawdę, że bez woli Boga nie możemy niczego uczynić,
szczególnie
w dziedzinie medycyny.
Chciałbym, aby te słowa Goethego były dla was ostrzeżeniem, abyście nie
oczekiwali od
modlitwy uzdrawiającej gwarancji powodzenia: decyzja, czy pacjent wyzdrowieje,
należy do jego
Wyższego Ja. Jeżeli chory nie zostanie wyleczony, nie oznacza to, że
uzdrawiający popełnił jakiś
błąd. Możliwe, że za pośrednictwem choroby Wyższe Ja chce doprowadzić pacjenta
do nowego
poznania, przeobrażenia, do przyjęcia innej postawy życiowej. Mimo to
uzdrawiający może
próbować uśmierzyć jego ból, aż pewnego dnia zrozumie dzięki intuicji, że nie
może dojść do
uzdrowienia. Wtedy przed uzdrawiającym staje jedno z najważniejszych,
najsmutniejszych, a mimo
to najbardziej uszczęśliwiających zadań: musi on pomóc pacjentowi w umieraniu,
nie mówiąc ani
słowa na ten temat. Może zapewni pacjentowi pokój, którego on potrzebuje, uwolni
go od strachu
przed śmiercią oraz przekaże mu wewnętrzną siłę i poczucie godności. Podczas
tego procesu może
nadejść moment, w którym uzdrawiający przekaże Wyższemu Ja pacjenta mana-loa
wraz z prośbą o
wybawienie i wyniesienie na oczekiwany z utęsknieniem świetlisty poziom -jeżeli
oczywiście chce
tego Wyższe Ja pacjenta. Jeśli w takim momencie, być może głęboko poruszeni,
zechcecie skiero-
wać taką modlitwę do jego Wyższego Ja, zawsze powinniście dołączyć krótkie
zdanie: "Jeżeli tego
pragniesz!".
Często można pomóc umierającemu, nie rozmawiając z nim. Ale czasem on sam
zacznie
rozmowę, może nawet będzie stawiał pytania. Należy wtedy podjąć temat i -jeśli
to wskazane -
wyjaśnić, co mówi Huna o "śmierci". Long określa śmierć jako kolejny krok w
rozwoju,
porównywalny z przejściem z klasy niższej do wyższej, ze szkoły średniej na
uczelnię. Pewność, że
duch jest nieśmiertelny, da umierającemu pocieszenie. Uzna on logikę ludzkiego
istnienia,
wyzwanie polegające na tym, że jesteśmy tutaj po to, aby się uczyć, oraz że ból
i cierpienie, jak
również śmierć, mogą być dla nas w tym procesie wielką pomocą.
Nie mogę się powstrzymać przed ponownym zacytowaniem Hermanna Hessego. Wydaje mi
się stosowne, by znowu przemówił: "Przeciwko śmierci nie potrzebuję broni.
ponieważ śmierć nie
istnieje. Istnieje tylko strach przed nią, a ten można wyleczyć".
Na zakończenie niniejszego rozdziału chciałbym wspomnieć, że jako uzdrawiający
powinniście poznać przepisy prawne obowiązujące w waszym kraju. W Szwajcarii - z
wyjątkiem
kantonu Appenzell - leczenie za pomocą dotyku jest zabronione. Powinno być
jednak dozwolone
używanie dłoni do stawiania diagnozy. Jeżeli chcecie uzdrawiać bez
bezpośredniego nakładania
rąk, możecie trzymać je w odległości trzech do pięciu centymetrów od pacjenta.
Jest to tak samo
skuteczne. Czasami ciepło będzie nawet bardziej wyczuwalne niż przy bezpośrednim
dotyku.
Pamiętajcie o tym. że można osiągnąć wiele sukcesów w uzdrawianiu na odległość,
przy tym
dystans nie gra żadnej roli.
Znam przypadek uzdrowienia dwudziestoletniej Angielki bez jakiegokolwiek
kontaktu
osobistego uzdrowiciela z pacjentką. Nie widział on nawet fotografii kobiety,
chętnie używanej
jako środek pomocniczy przez media i uzdrawiających. Znał tylko jej imię. Na
podstawie własnego
doświadczenia uważam, że jest ono ważniejsze niż zdjęcie, równie ważne jak
podpis, ponieważ gdy
przywołujemy Wyższe Ja Barbary, czyli coś w rodzaju "Wyższej Barbary", wiadomo,
że może
chodzić tylko o tę chorą Barbarę, pomimo że istnieje jeszcze wiele kobiet o tym
imieniu. "Wyższa
Barbara" wie, że ją mamy na myśli. Wśród Wyższych Ja nie zdarzają się pomyłki!
Nie zapominajcie, że działalność uzdrowicielska oparta jest na łasce Boga, na
łasce
Wyższego Ja. Ale również pacjent doznaje łaski. Choćby był największym
"grzesznikiem" ,
otrzyma za pośrednictwem duchowego uzdrowiciela od jego Wyższego Ja energię
uzdrawiającą,
siłę oczyszczenia i harmonię.
I jeszcze jeden gorący apel do wszystkich uzdrawiających, terapeutów, masażystów
i
lekarzy: w leczeniu waszych pacjentów stosujcie to, czego nauczyliście się
dzięki duchowemu
uzdrawianiu, szczególnie metody Huny - lecz nie informujcie ich o tym. Niech z
waszych rąk do
ciała pacjenta spływa uzdrawiająca siła, macie również wystarczająco dużo czasu,
aby zwrócić się
w cichej modlitwie do jego Wyższego i niższego Ja.
Rozdział 9
Rozwój i postęp
Anioł, unosząc się w wyższej atmosferze, niósł nieśmiertelnego Fausta. Ten, kto
zawsze
gorliwie się stara, tego możemy wybawić.
Goethe, "Faust"
Nikt jako dorosły nie jest chrześcijaninem tylko dlatego, że został ochrzczony,
lub żydem z
powodu obrzezania. Te symboliczne ceremonie są znaczące i wartościowe w
przypadku małego
dziecka. Chrześcijaninem lub żydem można jedynie się stać, a gdy to nastąpi,
człowiek nigdy nie
zaprzestaje stawać się nim na nowo. Bycie chrześcijaninem, żydem, buddystą,
esseńczykiem,
adeptem Huny nie jest stanem statycznym, lecz ciągłym procesem rozwoju.
Niektórzy ludzie obdarzeni łaską przeżywają tę dynamikę nieświadomie. Tylko
nieliczni
stają się świadomi tego procesu przez poznanie, inspirację, przez szczerą i
poważną rozmowę z
przyjacielem bądź dzięki książce. Uczniowie lub adepci Huny dzięki swoim Wyższym
Ja
doświadczyli daru i błogosławieństwa rozpoznania, zaakceptowania lub nawet
świadomego
wspierania rozwoju. Wyższe Ja przybliżyły im praktykę Huny jako cel w życiu.
Osoby
praktykujące Hunę znają "mechanizm", który pozwala zrozumieć ów proces rozwoju i
wręcz
sprawia, że wydaje się on konieczny.
Z bolesnymi stronami życia, dostarczającymi pobudek do ciągłego rozwoju, dacie
sobie radę
dużo łatwiej niż ludzie, którzy nie potrafią zaakceptować takich doświadczeń.
Szczególnie pod tym
względem uważam Hunę za - używając czysto technicznego określenia -
"katalizator" pozwalający
nam pojednać się z własnym życiem.
Świadomość niewzruszonej wspólnoty z naszym niższym i Wyższym Ja stanowi potężne
wsparcie we wszystkich krytycznych sytuacjach życiowych. Wspólnota ta, którą
nazywam trójcą,
dzięki praktykowaniu Huny staje się stanem trwałym i będzie ona tym bardziej
uszczęśliwiająca, im
częściej będziemy sobie uświadamiać związek z pozostałymi Ja. Może być do tego
potrzebna
wewnętrzna pobudka, która pojawi się od razu, jeżeli tylko przez kilka sekund
pomyślimy o naszym
połączeniu z Wyższym Ja. Niektórzy uświadomili sobie ten kontakt z euforią,
której nigdy nie
zapomną. Inni wyczuli go w spokoju i ciszy.
Po takim objawieniu przebywamy w stanie permanentnej troistości, który jest dla
nas
niewzruszony, który stal się naszą "drugą naturą" i przeżywamy go jako coś
oczywistego. Nie jest
to jeszcze stan charakteryzujący kahunę, który być może kiedyś osiągniemy, nic o
tym nie wiedząc!
Strzeżmy się więc słów: Jestem uzdrowicielem, jestem kahuną!
Utrzymywanie trwałości potrójnej piramidy świetlnej jest nadzwyczaj skutecznym
środkiem
przeżywania permanentnej troistości, ponieważ piramida ta nie tylko odpiera
ataki z zewnątrz, lecz
również wspiera swoim światłem nasz wewnętrzny rozwój. Dlatego też nie
zaniedbujecie
codziennego porannego ładowania maną własnych piramid świetlnych i równocześnie
piramid tych
osób, nad którymi je utworzyliście. Trwały stan troistości, który później stanie
się przy-
zwyczajeniem, nacechowany jest harmonią, bywają w nim jednak wzloty i upadki.
Znam to z
własnego doświadczenia i z relacji moich uczniów. Dzięki praktykowaniu Huny
wznieśliśmy się na
wyższy poziom etyczny, lecz nie staliśmy się przez to świętymi. Życie toczy się
dalej i wciąż się
rozwijamy. Możemy przeżyć sytuacje, w których znowu kogoś skrzywdzimy, lecz
teraz
niezwłocznie naprawimy swój błąd, bo staramy się żyć według maksymy: Nigdy nie
krzywdzić,
zawsze pomagać.
Pewien temat przysparza mi wielu trudności w czasie seminariów, jak i teraz, w
chwili
pisania tej książki. Chodzi o konflikt sumienia, o próbę odpowiedzi na pytanie:
Jak mam się
zachować wobec ludzi nikczemnych i podłych? Możemy się spotkać z rażącą
niesprawiedliwością,
możemy zostać skrzywdzeni w jakimś sporze prawnym, w którym wyrok będzie jawnie
niesłuszny,
lub też możemy zostać wykorzystani przez pojedynczego człowieka, a do tego
jeszcze z pozorną,
lecz perfidną logiką, której nie będziemy nawet mogli się przeciwstawić,
ponieważ atak został
wymierzony z niebywałą szybkością. W takich przypadkach powinniśmy najpierw -
pamiętając o
nauce Huny - "nabrać głęboko powietrza". W pierwszej chwili wprawia to
przeciwnika przy
telefonie lub w bezpośrednim kontakcie w zdumienie. I gdy później, powoli i z
opanowaniem
przystąpimy do odpowiedzi, możemy nastawić naszego George'a tak, że zrezygnuje
on z agresji,
choćby wydawała się usprawiedliwiona. Nasz George (a to przecież on kazałby nam
zagotować się
ze złości) pozostanie przyjacielski i spróbuje zwrócić ku atakującemu nas
człowiekowi myśli pełne
zrozumienia
1 życzliwości. Wiem, że brzmi to bardzo wzniosie i mentorsko. Zapewniam jednak,
że - jako
uznany i realistycznie myślący naukowiec -wypróbowałem ten sposób postępowania.
To naprawdę
jest skuteczne. Najlepiej byłoby przerwać rozmowę, przemyśleć wszystko jeszcze
raz, zebrać
swoje argumenty, a następnie, na piśmie lub ustnie, odwieść napastnika od jego
punktu widzenia.
Przerwa i zastanowienie się ma jeszcze jedną zaletę: być może bez gniewu i
mściwości
zapomnimy całe to zdarzenie, życząc napastnikowi wszystkiego najlepszego i
szczerze mu
przebaczając.
Niezbędna jest do tego samodyscyplina, owa właściwość, której jak najszybciej
powinniśmy
nauczyć naszego Georgeła. Potrzeba na to kilku dni lub tygodni; jedna próba
najczęściej nie
wystarcza.
W przypadku nikczemnych i bezzasadnych ataków należy także kategorycznie pozbyć
się
użalania nad samym sobą. Również wówczas musimy wychowywać George'a Jeśli
poczynimy
postępy w pracy ze swoim niższym Ja w dziedzinie pozytywnych właściwości,
spróbujmy go prze-
konać, by je zaakceptował jako stałe polecenie. Takie stałe zlecenia mogą
dotyczyć regulowania
ciśnienia krwi, jak również stałej samodyscypliny i pozbycia się raz na zawsze
utyskiwania nad
własnym losem. Bardzo istotnym nakazem jest pozbycie się egocentryzmu. Sami
zdecydujcie,
czego macie jeszcze wymagać od waszego George'a, ale nie żądajcie zbyt wiele,
dajcie mu czas!
O miłości myślał z pewnością każdy z was. Ponieważ słowo miłość jest już
niestety bardzo
oklepane i zużyte, dlatego też czasem nie łatwo o niej mówić. Toteż niekiedy
wolę je zastąpić
słowem światło. Doszedłem do przekonania, że miłość jako taka, sama w sobie,
wolna od
wszystkiego, nie może istnieć dla nas - istot ziemskich. Potrzebujemy partnera,
do którego możemy
ją odnieść. Może to być człowiek, zwierzę lub przedmiot (uwaga!). Może być to
partner, z którym
połączeni jesteśmy miłością erotyczną, a nie tylko przez seks, ponieważ seks nie
jest miłością -
może to być również miłość do samych siebie. Gdy osiągniemy tak wysoki poziom
miłości, w
którym z trudem przyjdzie nam rozdzielić siebie od jej obiektu, możemy być
pewni, iż chodzi o
Boga, o Jego Stworzenie lub o Jego własną miłość, która teraz jest przedmiotem
naszej miłości,
ponieważ tylko Jego miłość nie potrzebuje formy odniesienia.
Przyjrzyjmy się bliżej, z punktu widzenia Huny, miłości między mężczyzną i
kobietą. W
tym przypadku na początku niższe Ja jest najważniejszym miernikiem wartości,
najważniejszym
wskaźnikiem, ponieważ to właśnie George jest nosicielem naszych emocji! Weźmy na
przykład
brutalnego człowieka, który w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu ma zwierzęcą
naturę i
którego opanowało jego niskie Ja (nie niższe, jak według naszej definicji).
Człowiekiem tym silnie
kierują instynkty. Namiętnością i instynktami można tłumaczyć jego skłonności do
popełniania
przestępstw na tle seksualnym. Niższe Ja tego człowieka jest silniejsze niż,
intelekt średniego Ja.
Wyobraźmy sobie wyższy stopień rozwoju; a więc wysoko rozwinięte, dobrze
wychowane
niższe Ja oraz etyczne i wrażliwe średnie Ja. Jeżeli jeden z partnerów znajduje
się na tym poziomie,
a jeszcze lepiej - oboje, dochodzi wtedy do erotyki (grec. Eros = bóg miłości) w
najczystszym tego
słowa znaczeniu. To już nie "seks", będący aktywnością czysto fizyczną. Ten
rodzaj erotyki
przedstawia w najbardziej czarujący sposób Heinrich Heine.
Zróbmy teraz dalszy krok. Ponownie przyjmijmy założenie, że niższe Ja obydwu
partnerów
są wysoko rozwinięte i znajdują się na wysokim poziomie etycznego rozwoju, że
średnie Ja
osiągnęły równie wysoki stopień duchowego rozwoju oraz że jedno lub nawet oba
Wyższe Ja
współdziałają ze sobą. Para kochanków przeżywa wówczas uduchowioną miłość i
erotykę,
niepowtarzalną dla obojga. Ten rodzaj erotyki znalazłem w poezji Hermanna
Hessego. Jeden z jego
wierszy, w którym opisuje on fizyczne zespolenie mężczyzny i kobiety, kończy się
słowami: "Aż
do chwili, gdy ponad wszystko wznosimy się jako opromienienie i uduchowienie".
Thorwald
Detlefsen ujął to mniej poetycko, lecz wyraziście: określa on miłosne
zjednoczenie mężczyzny z
kobietą jako jedyną możliwość zneutralizowania biegunowości w całym materialnym
Wszechświecie. Usunięcie polaryzacji możliwe jest tylko na kilka sekund, jest
jednak całkowite. A
zatem z jednej strony "opromienienie i uduchowienie", z drugiej zaś "zniesienie
polaryzacji". Jako
naukowiec zajmujący się wiedzą przyrodniczą uważam ten obraz za wyjątkowo
piękny.
Dochodzimy wreszcie do najwyższej formy miłości - do miłości absolutnej. Może
ona
istnieć zarówno w układach partnerskich, jak i bez udziału męskiego lub
żeńskiego partnera. W jej
początkowej fazie niższe i średnie Ja są bardzo wysoko rozwinięte i w dalszym
ciągu znajdują się
pod przewodnictwem Wyższego Ja. Następnie, w miarę rozwoju uczucia, dochodzi do
najwyższego
uduchowionego i metafizycznego uniesienia, które może być niezależne od
polaryzacji
mężczyzna/kobieta. Być może partnerzy owładnięci taką miłością potrafią wyczuć
owo
podobieństwo do Boga, o ile w ogóle jest to możliwe dla człowieka.
Analizując powyższe stopnie rozwoju, starałem się podkreślić pierwszorzędne
znaczenie
niższego Ja w stosunkach między ludźmi, które nabierają nowego, doskonalszego
wymiaru dzięki
uczestnictwu średniego Ja, a przede wszystkim Wyższego. Aczkolwiek próbuję
wytłumaczyć
wielorakie oblicza miłości, daleki jestem od stwierdzenia, że ich poznanie
możliwe jest tylko przez
naukę Huny!
Postąpiłbym nieodpowiedzialnie, gdybym rozdziału o rozwoju i postępie nie
zamknął
kilkoma uwagami na temat kryzysów związanych z Huną, znanych mi z autopsji. Mogą
one
wystąpić u każdego, kto zajmuje się tą starożytną wiedzą.
W jakiś czas po nawiązaniu kontaktu z naszym Wyższym Ja, gdy przypomnimy sobie
towarzyszące temu uczucie szczęścia, możemy poczuć się zawiedzeni, że nie trwało
ono dłużej.
Choć nie ustawaliśmy w codziennej pracy nad Huną, nie czujemy już deszczu
błogosławieństwa,
gdy próbujemy przekazać Wyższemu Ja. manę. Wytłumaczenie jest proste: staliśmy
się nie tylko
opieszali w produkcji many, lecz wręcz leniwi. Nie oddychamy już wystarczająco
głęboko i często.
Nie wytwarzamy wystarczającej ilości many dla swojego George'a, dla siebie i
Wyższego Ja.
Ładowanie maną stało się nieskuteczne. Jeśli Wyższe Ja otrzyma zbyt mało siły
życiowej, nie może
i nie chce działać.
A zatem winę ponosimy sami. Powinniśmy wtedy zwrócić się do George'a i poprosić
go o
pomoc. Możliwe, że powie: "To ty, Henry, nie koncentrujesz się wystarczająco i
wtedy nie mogę z
tobą współpracować". Ten prosty konflikt możemy usunąć przy odrobinie
samokontroli.
Inny kryzys może powstać z powodu nowego obciążenia winą. Wyrządziliśmy komuś
krzywdę, bo nie byliśmy wystarczająco czujni lub zignorowaliśmy człowieka, który
potrzebował
naszej pomocy. Nasze niższe Ja - nosiciel sumienia wie o tym, strajkuje, blokuje
sznur aka łączący
nas z Wyższym Ja. Nie jest to sytuacja tragiczna, ale stanowi sygnał dla
średniego Ja, że powinno
pójść za sumieniem swojego George'a i przystąpić do oczyszczenia kala. Będzie
ono mniej
intensywne, łatwiejsze do przeprowadzenia niż to wcześniejsze, gdyż odnosić się
będzie tylko do
jednego konkretnego zdarzenia, które zaszło niedawno.
Kryzys może wystąpić również z powodu duchowego zmęczenia. Czasem, całkiem
banalnie,
możemy czuć się beznadziejnie z powodu pogody, zwłaszcza gdy przeżywamy stres i
jeszcze nie
potrafimy uwolnić się od niego. Niezbędny jest wówczas pewien trening. Musimy
zachowywać
czujność, by natychmiast rozpoznać sytuację stresową, nie ulec jej i we
właściwym momencie
dostatecznie naładować się maną, która będzie dla George'a i Henry'ego balsamem.
Jednak (choć wyda się to paradoksalne) napięcie może być tak duże, że zapomnimy
naładować się maną. W takiej sytuacji pomocne może okazać się tylko jedno:
powinniśmy oddać
się w opiekę swojemu Wyższemu Ja, odprężyć się i odpocząć. Po pewnym czasie
pojawią się w nas
pozytywne myśli.
Pewnego razu przeżyłem banalny kryzys, kiedy mój George był obrażony. W drodze
do
biura prosiłem go ciągle o znalezienie miejsca do parkowania, czym poczuł się
już znużony.
Czasami wykonywany przez nas zawód wymaga ciągłych podróży. Zaniedbujemy wówczas
codzienne praktykowanie Huny, co niekiedy prowadzi do kryzysu.
Kolejnym powodem kryzysu może być nadmierna surowość, która może się w nas
rozwinąć
w miarę praktykowania Huny. Należy zdać sobie z tego sprawę i szczerze pomówić
ze swoim
George'em, nie wymawiając mu, co zrobił źle i jaki jest nieposłuszny. Wspólnie z
nim rozkoszujmy
się przyrodą, koncertem, ogniskiem domowym lub po prostu dobrą płytą czy
kieliszkiem
czerwonego wina. Przeżywajmy to świadomie i podziękujmy George'owi za odczucia,
jakie
otrzymujemy za pośrednictwem jego emocji!
Każdy kryzys ma nieoczekiwany przebieg i najczęściej prowadzi do nowego
poznania,
zbliżenia do Wyższego Ja Dzięki kryzysom możemy rozwiązać niektóre problemy
życiowe.
Zauważymy, że najlepiej jest świadomie akceptować przykrości i ból, dzięki temu
stracą swoją siłę
Spróbujmy stwierdzić, skąd one pochodzą. Bardzo często ich źródłem jest nasze
wnętrze.
Przekonujemy się o tym, jeżeli rozpoznajemy je przy udziale George'a i Wyższego
Ja. Bardzo źle,
jeżeli w swoim przygnębieniu i otępieniu umysłowym dopuszczamy do powstawania
takich bólów,
później przekształcają się one bowiem w cierpienia, czyli bóle chroniczne.
Bóle pobudzają nas i otrząsają, natomiast cierpienia ogłuszają i odurzają! Aby
wyjaśnić
to bliżej, powołam się na nasz język. W swej nieprzemijającej mądrości mówi on:
"to boli", ale "ja
cierpię", a nie "ja bolę". Ból jest neutralny, cierpienia - osobiste! Nasza mowa
brzmi: "Ta rana mnie
boli" lub: "To doświadczenie mnie rani". Doświadczenie jest w tym przypadku
przedmiotem, z
którym mogę cos zrobić, który mogę usunąć lub osłabić. Gdy "cierpię", wtedy sam
jestem
podmiotem, jestem o wiele bardziej bezpośrednio dotknięty. Podmiotu, czyli
siebie samego, nie
mogę usunąć ani wyłączyć. Pamiętajcie jeszcze o tym, że Wyższe Ja, które prosimy
o pomoc,
uczyni wszystko, aby nam pomóc!
Wszystkim pragnę na zakończenie dać jeszcze jedną ważną wskazówkę, opartą na
doświadczeniu. Niektóre niedostatki, boleśnie przez nas odczuwane, nie muszą być
ciosami losu.
Przeżywamy je przez wiele dni albo tygodni, pytamy o nie George'a lub Wyższe Ja,
lecz nie
otrzymujemy odpowiedzi. Nie rozpaczajmy, bo przecież we wspólnym życiu z Wyższym
Ja już nie
istnieje rozpacz, tylko cierpliwość. W końcu zrozumiemy, że przeżywamy krytyczne
sytuacje, gdyż
musimy nauczyć się cierpliwości! Może wtedy będzie nam lżej.
Czy już wiecie, w jakim celu przeżywamy kryzysy? Czy jesteście już przekonani,
że trzeba
przychylnie patrzeć na każdy kryzys i akceptować go? Nigdy nie mówcie: "To, co
mnie spotkało,
jest wielką niesprawiedliwością. Bóg nie istnieje! Stale słyszymy takie uwagi,
ale wierzę, że już nie
padną one z waszych ust.
"Wszystko płynie" - powiedział wielki grecki filozof Heraklit. Doliny fal są w
naszym życiu
czymś naturalnym, ale po nich zawsze przychodzą grzbiety fal. Ruch ten ma
charakter biegunowy i
niesie w sobie bezpośredni postęp.
Podsumowanie
Nauka Huny to filozoficzno-religijno-psychologiczna wiedza i praktyczna
wskazówka
służąca osiągnięciu nowego, szczęśliwego i bogatszego w sukcesy życia. Podkreśla
ona boskie
pochodzenie człowieka, nie korzystając przy tym z dogmatów i ścisłych
regulaminów. Huna uznaje
istnienie trzech Ja:
średnie Ja jest fizycznym człowiekiem, jego rozumem i przynależną mu istotą
duchową;
niższe Ja jest tym, co psychologia określa mianem podświadomości lub
podświadomego
umysłu. Niższe Ja to samodzielna, indywidualna istota duchowa. Można z nią
rozmawiać i ją
wychowywać;
Wyższe Ja jest boską duchową istotą człowieka, co odróżnia je od reszty
stworzenia; jest
ono Aniołem Stróżem, "iskrą Bożą", istotą, która - według Huny - należy zarówno
do ludzi, jak i do
Stwórcy.
Celem praktyki Huny jest zjednoczenie trzech Ja. Jezus określił to zjednoczenie
jako
"powtórne narodziny".
Praktykując Hunę, dysponujemy środkami pomocniczymi, które określam jako
"narzędzia".
Są to:
energia many - siła życiowa, ziemska forma energii, którą pobieramy przede
wszystkim z
pożywienia i dzięki wzmożonemu oddychaniu; jest ona skuteczna zarówno na
poziomie fizycznym,
jak i na duchowym;
sznur aka - sznur łączący z jednej strony niższe i średnie Ja, a z drugiej te
obydwa Ja z
Wyższym, przynajmniej na początku; następnie łączy on średnie/niższe Ja z innymi
istotami
duchowymi lub istotami żywymi (ludźmi, zwierzętami, roślinami);
oczyszczenie kala - narzędzie czysto duchowe, autopsychiatryczny środek
doskonalenia
własnego charakteru, stanowiącego warunek osiągnięcia Wyższego Ja;
światło - element duchowy, z którym osoba praktykująca Hunę pracuje w
najróżniejszy
sposób, a zwłaszcza wykorzystuje je jako uzdrawiające źródło siły dla swojej
potrójnej piramidy,
która zapewnia praktykującemu ochronę zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz;
wizualizacja - szczególny środek pomocniczy w modlitwach Huny oraz przy
specjalnej
modlitwie uzdrawiającej.
Celem praktykowania Huny jest spojenie trzech Ja, narodzenie się na nowo,
poznanie
absolutnego szczęścia.
Rozdział 10
Doświadczenia studentów praktykujących Hunę
Jest całkowicie zrozumiałe i zarazem miłe, że wielu uczestników moich
seminariów, którzy
zastosowali w praktyce naukę Huny, odnotowało sukcesy przy rozwiązywaniu
trudnych problemów
i że z własnej inicjatywy poinformowało mnie o tym. Tylko w przypadku Doris H.
sam prosiłem o
wiadomość. Utrzymywałem z nią kontakt z powodu spraw zawodowych i przypadkowo
usłyszałem
od niej o pozytywnej zmianie w jej życiu. Poprosiłem zatem Doris, aby mi o tym
opowiedziała.
Podkreślenia we fragmentach listu pochodzą ode mnie. Doris pisze: "Pytasz o moje
doświadczenia
z Huną. Muszę Ci powiedzieć, że od czasu, gdy poznałam Unity i Hunę, moje życie
zupełnie się
zmieniło. Znalazłam w końcu dość siły, aby zakończyć mój dwudziestoletni związek
i wkroczyć
na nową drogę. Mogę Ci tylko powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa, i
wierzę, iż postąpiłam
słusznie. Mam przy sobie mężczyznę, który daje mi gwiazdy z nieba, a nasz
związek jest tak
harmonijny, że trudno sobie wyobrazić lepszy. Do wielu drobnych kłopotów, które
zawsze się
zdarzają, pochodzą dzisiaj z właściwym nastawieniem i stosuję modlitwę Huny".
Gabriela natomiast pisze o swoim nieszczęściu, o dentyście i kryzysach: "Do
pewnego
czasu prześladowało mnie nieszczęście, lecz obecnie każdego dnia - w następstwie
modlitwy -
odnotowuję małe cuda. Przezywanie tych drobnych sukcesów dostarcza mi wielu
bodźców do
działania Wcześniej nic mi się nie udawało, a teraz wydaje się ze wszystko idzie
jak po maśle.
Wcale nie muszę modlić się często, wystarczy jedna pozytywna myśl lub życzenie.
Trzeba tylko
trochę poczekać i już urzeczywistnia się to, czego pragnęłam. Nie potrafię
pojąć, że kiedyś pomimo
usilnych starań byłam jednym negatywnym blokiem. Naturalnie nie wszystko zawsze
się udaje.
George bywa jeszcze czasem kapryśny, ale mój stomatolog był zdumiony, gdy
podczas borowania
zupełnie nic nie czułam".
Inna uczestniczka seminarium pisze: "Zauważam dzisiaj pewne przewodnictwo. Nawet
w
czasie kryzysu widzę, że miał on swą przyczynę, że powinno wyniknąć z niego coś
pozytywnego.
Nie skarżę się już na mój los ani na przeszłość. Pod tym względem George stał
się raczej
pozbawiony emocji. Kryzysy traktuję dzisiaj jako bardzo pouczające fragmenty
życia i uważam je
za formę spłacania karmy. Również moja matka jest dla mnie pouczającym
przykładem. Zresztą jej
sytuacja znacznie się poprawiła".
Helmut pisze o deszczu błogosławieństwa: "Deszcz błogosławieństwa objawia się w
postaci
ciepłej uszczęśliwiającej pewności i promieniującej wdzięczności, które
powodują, że z trudem
powstrzymuję łzy. Często słyszę podszepty, na przykład zamiar zwrócenia się do
wszystkich
niższych Ja z pozytywnymi myślami i najlepszymi życzeniami wyzbycia się
wszelkich złych myśli
i antypatii".
Ingrid pisze na temat strachu: "Możliwe, że ucieszy Cię również wiadomość, iż
czuję pełne
zaufanie do mojego Wyższego Ja, czuję się bezpieczna i ochraniana. Dzięki temu
pozbyłam się
strachu".
Aleksander: "Moja praca z George'em postępuje z dobrym skutkiem naprzód.
Szczególnie
zajmowałem się zredukowaniem mojego strachu i mniejszych obaw, w czym osiągam
stały
postęp. Końca naszej wspólnej pracy jeszcze nie widzę" bardziej pozytywnie...
Dzięki Hunie
zdołaliśmy nadać sprawie korzystny obrót w trudnej sprawie życia codziennego".
Od Ingi dowiedziałem się, że miała poważne problemy z byłym mężem, który wstąpił
przeciwko niej na drogę sądową. Pisze ona o nim i o pewnym wypadku samochodowym:
"Moja
codzienna modlitwa Huny została wysłuchana w niemal cudowny sposób. Wszystko
obróciło się
dla mnie ku najlepszemu. W pracy wiedzie mi się znowu bardzo dobrze. Mój były
mąż
zrezygnował z postępowania sądowego i płaci dobrowolnie - a ja, jak za sprawą
cudu, ani nie
umarłam, ani też nie znajduję się w szpitalu. Mój samochód w zeszłym tygodniu
wywrócił się na
zlodowaciałym odcinku jezdni, a ja wyszłam z tego ciężkiego wypadku bez
najmniejszego
obrażenia, jak również bez żadnego szoku. Ludzie, którzy się mną zajęli, nie
mogli tego pojąć - ale
ja tak".
Na zakończenie zadziwiająca relacja Ursuli, która nigdy nie brała udziału w
żadnym moim
seminarium, lecz której wyczerpująco wytłumaczyłem funkcję niższego Ja. Pomimo
że była ona
zamężna, przez wiele lat miała kłopoty psychicznej natury z cielesnym obcowaniem
ze swym
mężem. Podczas pewnej dłuższej rozmowy otrzymała intuicyjną informację, że jej
problem
seksualny ma podłoże w przykrych przeżyciach z okresu niemowlęcego. Choć z
początku chciałem
odrzucić tę informację jako nielogiczną, zaakceptowałem ją jednak i
porozmawiałem z jej niższym
Ja. Ursula pisze:.....i zaraz po kilku pierwszych zdaniach przeszliśmy do sedna
mojego problemu...
mojej zablokowanej seksualności. Mocne wrażenie wywarła na mnie wiadomość, że w
czasie
wojny byłam świadkiem zgwałcenia mojej matki - miałam wtedy około roku. Właśnie
to stało się
powodem moich problemów seksualnych! Powiedział mi Pan, że chociaż moja
Georgette
przysłuchiwała się naszej rozmowie, to jednak dobrze by było, gdybym jeszcze raz
porozmawiała z
nią o tej sprawie..., wtedy z pewnością moje problemy się rozwiążą". Autorka
listu pisze dalej o
swoim śnie: "Gdy we śnie mój mąż usunął pająka, stałam się wolna i mogę wreszcie
korzystać z
mojej seksualności! Teraz, po rozmowie z moją Georgette, wszystko się zmieniło.
Już w kilka dni
później z przyjemnością zbliżyłam się do swojego męża! Nie potrafię w żaden
sposób wyrazić
słowami tego, co przeżyłam w tym krótkim czasie!".
DODATKOWE INFORMACJE
Adres autora:
Henry Krotoschin, Wirzenweid. 6, CH-8053, Zurich, Szwajcaria
Pod tym adresem otrzymają Państwo informacje o seminariach Huny, o możliwości
indywidualnego poradnictwa, o warunkach przynależności do Towarzystwa Badań nad
Huną oraz o
pomocach w praktykowaniu Huny w postaci kaset i literatury. Henry Krotoschin
jest do dyspozycji
wszystkich zainteresowanych Huną oraz służy radą i pomocą. Piszcie Państwo do
autora również
wtedy, gdy lektura tej książki Was do tego zachęci.
Dodatek
Wiedza Huny i nauka Esseńczyków
(Poniżej zamieszczam rozdział 9 książki Operation Redemption napisanej przez Sir
George'a
Trevelyana, za uprzejmym zezwoleniem wydawnictwa Greuth Hof w Gulach. Jako autor
dziękuje
szczególnie gorąco Sir George'owi Trevelyan'owi za zgodę na możliwość
opublikowania tego
rozdziału jako dodatku do mojej publikacji. Kompetentne przedstawienie
zagadnienia przez Sir
George Trevelyana uważam za wyjątkowe wzbogacenie wiedzy moich czytelników na
temat związku
Huny i nauki Esseńczyków.)
...Chciałbym zatem spojrzeć na dwa nurty starej nauki, które zawierają wielkie
prawdy
cenne dla naszej teraźniejszości, a mianowicie na tajemną wiedze kahunów (Hunę)
oraz na naukę
Esseńczyków. Oba te nurty znalazły się w kręgu zainteresowania naszej generacji.
Co się tyczy
Esseńczyków, nowych impulsów dostarczyły książki i tłumaczenia Edmonda B.
Szekely'ego; w
przypadku kodeksu Huny stara nauka kahunów odżyła na nowo dzięki odkryciom i
pismom Maxa
Freedoma Longa. Obie nauki mają tak wiele wspólnych cech, że być może pozwolą
naświetlić
zagadnienie, którym się tutaj zajmujemy. Były one strażnikami tajemnic,
uważanych za tak cenne,
iż zamierzano je zachować dla dalszych pokoleń. Może więc dzisiaj stajemy przed
kolejnym
krokiem w ewolucji ludzkości, który należy uczynić, by ludzkość osiągnęła swój
pełny potencjał.
Wydaje się, że Huna i nauka Esseńczyków zawierają prawdę odwieczną.
Wiedza i umiejętności kahunów, czyli "strażników tajemnicy", wywodzą się z
prastarych
nauk, przypuszczalnie z czasów Atlantydy. Za Chrystusa praktykowano je w górach
Atlas. Jest
bardzo prawdopodobne, że nasz Pan znal Hunę i jej nauczał. Max Freedom Long
swoją ostatnią
książkę zatytułował Huna w religiach świata, wskazując, że naukę tę znaleźć
można we wszystkich
wielkich religiach. Przez Indie dotarła ona, pod przewodnictwem Wyższych Ja, do
miejsca, gdzie
można ją było bezpiecznie przechować, na Hawaje. W związku z tym całkowicie
wykluczony jest
wniosek, jakoby nauka ta wywodziła się z magii polinezyjskich tubylców.
Dzisiaj nie ma już kahunów. Podobnie jak druidzi, nie pozostawili oni żadnych
świadectw
pisemnych. Ich wiedza zostałaby zapomniana wraz z nimi, gdyby Long w swoim
zadziwiającym
dokonaniu nie odkrył tajemnego kodu, który kryje się w języku polinezyjskim.
Huna reprezentuje formę skutecznej modlitwy, która doprowadzała do
urzeczywistnienia się
życzeń w niej zawartych. Jest pewnego rodzaju "białą magią", która zawsze
prowadzi do
natychmiastowego uzdrowienia, nawet w przypadku roztrzaskanych lub złamanych
kości.
Początkowo zwrócono uwagę na moc kahunów dzięki niewytłumaczalnej umiejętności
"chodzenia
po ogniu", chodzenia po żarzącej się lawie bez żadnych obrażeń. Nasz zachodni
sposób myślenia
nie powinien uznawać tych zjawisk tylko za samą magię, ponieważ - według opisów
Longa -
wiedza Huny pozostaje w zgodzie z najnowszymi badaniami w dziedzinie psychologii
oraz z naszą
wiedzą na temat duchowego wnętrza człowieka.
Jądrem Huny jest koncepcja trzech jaźni człowieka -średniego Ja, czyli naszej
racjonalnej
osobowości, niższego lub podświadomego Ja oraz Wyższego Ja. Niższe Ja nic jest
bynajmniej
czymś w rodzaju Freudowskiego "naczynia do zlewania" wszystkich naszych złych
pobudek i
perwersji, lecz istotą o bardziej zwierzęcej naturze. Nie jest ono racjonalne
ani też intelektualne,
jednak na wskroś inteligentne i skoncentrowane na służbie swojemu mistrzowi,
średniemu Ja. Tak
jak wierny i pojętny pies, jest ono niezwykle uczynne; jeśli je "przytulimy" i
dobrze potraktujemy,
nie cofnie się przed niczym, aby nam pomóc.
Bez wątpienia Huna daje nam bardzo konstruktywne pojęcie podświadomości i jej
możliwości. Niższe Ja ma kontakt ze zbiorową podświadomością, pamięcią Ziemi i
światem
elementarnym. Przypuszczalnie tutaj leży wyjaśnienie fenomenu różdżki. Niższe Ja
jest również
spichlerzem siły życiowej, many. To koncepcja najwyższej wagi. Niższe Ja może na
życzenie
wytworzyć nadwyżkę many i oddać ją średniemu Ja (w języku Huny nadwyżka ta
nazywa się
mana-mana). Może ofiarować ją w darze Wyższemu Ja. które potrafi ją
przekształcić w jej wyższą
formę, w moc o takiej sile, która może spowodować natychmiastowe zmiany
molekularne oraz
cudowne uzdrowienia, a nawet zmianę zewnętrznych uwarunkowań człowieka.
Aby to zrozumieć, trzeba poznać koncepcję ciała aka, które jest dokładnie tym
samym co
"ciało eteryczne" sil życiowych, jak określają to współczesne badania
spirytystyczne. "Aka" jest
mistyczną duchową substancją, która łączy eterycznymi nićmi wszystkie istoty
będące ze sobą w
kontakcie. Nici te mogą bez ograniczenia rozciągać się w czasie
1 przestrzeni. Gdy podajemy komuś rękę lub go obejmujemy, zostajemy z nim
połączeni
"nićmi aka" i -jeśli sobie tego życzymy - na zawsze. Po owych niciach możemy
wysyłać kształty
myślowe, co odpowiada zjawisku określonemu przez nas jako telepatia. Na
polecenie średniego Ja
może zostać wypromieniowana uzdrawiająca siła.
Najmocniejszy sznur aka istnieje między niższym i Wyższym Ja. Wiąże się z tym
fakt
mający zasadnicze znaczenie dla skutecznej modlitwy, a mianowicie to, że
współpraca z niższym Ja
odgrywa decydującą rolę w kontakcie z Wyższym Ja. Być może brak tej wiedzy
sprawia, iż tak
wiele modlitw pozostaje bez odpowiedzi. Wyższe Ja jest z natury boskie. W języku
Huny nazywa
się ono Aumakua, co oznacza "Nadzwyczaj Godnego Zaufania Ducha Rodzicielskiego".
Jest to
duch ojcowski, a zarazem matczyny, który panuje nad całym naszym losem, kieruje
doświadczeniami, przez które musimy przejść. Wyższe Ja strzeże i prowadzi nas
przez całe życie na
ziemskim polu ćwiczebnym. Dla kahunów jest ono Bogiem w tym sensie, iż jest
wartością
Wszechmogącego, którą my, ludzie, możemy poznać i nawiązać z nią kontakt. Kahuni
dobrze sobie
zdawali sprawę z istnienia wyższych stopni bytu, jednak najbardziej zajmowała
ich skuteczna
modlitwa, a ta wystarczała do współpracy z Wyższym Ja. Podobnie Buddzie nie
zależało na speku-
lacjach na temat Boga, gdyż nauczał on przede wszystkim drogi oświecenia.
Warto jeszcze wspomnieć o stanowisku Huny wobec grzechu. Według Huny nie
istnieje
inny grzech niż skrzywdzenie bliźniego. Jeżeli dane postępowanie nie sprawia
nikomu bólu", jakże
można nazwać je grzechem? Tym samym kahuni wkroczyli w ramy kodeksu moralnego,
któremu w
bezwzględny sposób podporządkowane były kontakty międzyludzkie. Wewnątrz swojej
wspólnoty
żyli rzeczywiście według tego aksjomatu, który wszystkie wielkie religie ujęły
prawie w takich
samych słowach: "Nie czyń drugiemu tego, co tobie niemiło". Gdy kapitan Cook
odkrył Hawaje,
zastał na nich społeczność, która była bardziej harmonijna i pogodna niż
jakakolwiek inna w
świecie - najważniejszą dla niej zasadą była reguła Buddy niekrzywdzenia innych
istot. Kahuni
wiedzieli, że powodem braku odpowiedzi na wiele ludzkich modlitw jest blokada
sznura aka,
którym płynie strumień many z niższego Ja. Blokadę tę powodują psychiczne
zahamowania i
kompleksy. Jeżeli chcemy osiągnąć prawdziwy i twórczy stosunek do Wyższego Ja,
musimy je
usunąć. Często powodem ich powstania jest pewnego rodzaju opętanie, sprawiające,
iż wyparty lęk,
poczucie winy lub nienawiść wręcz "wżerają się" w nasze serce i uniemożliwiają
nam przyjęcie
właściwej postawy, która nikomu nie szkodzi. Noszą one malowniczą nazwę
"towarzyszy zżerają-
cych od wewnątrz".
A zatem przed dwoma tysiącami lat kahuni dokładnie wiedzieli o naszej
podświadomości to,
co nie tak dawno zostało odkryte na nowo w naszej kulturze przez Freuda i Junga.
Znali oni
również Wyższe Ja, czyli nadświadomość, i zajmowali się tym, co do dzisiaj nie
jest uznawane
przez większą część ortodoksyjnej psychologii. Toteż ta niezwykła tradycja
znajduje się obecnie w
jednym szeregu z psychosyntezą i transpersonalną psychologią. Modlitwy kahunów
zawsze
okazywały się skuteczne tam, gdzie my tak często ponosimy porażki. Podkreślam
jeszcze raz: nie
należy przyjmować owej wiedzy jako "magii polinezyjskich tubylców", lecz jako
pozostałość
tajemnicy, którą wtajemniczeni nieśli przez świat, począwszy od okresu istnienia
Atlantydy albo też
od jeszcze wcześniejszych czasów. Dawali oni jej świadectwo w swojej nauce i
praktykach, dzięki
czemu tajemną wiedzę możemy dzisiaj znaleźć w wielu religiach i częściowo na tej
podstawie ją
zrozumieć. Wtajemniczeni zachowali tę naukę w owym ukrytym zakątku Oceanu
Spokojnego. Zo-
stała ona ponownie odkryta we właściwym czasie, zanim negatywne, destrukcyjne
wpływy kultury
zachodniej zdołały wpędzić ją w otchłań zapomnienia. Jednak dzisiaj, wczasach
duchowego
ożywienia, sekrety kahunów, wyjaśnione na nowo na sposób zachodni, wydają się
kryć w sobie
bezcenny skarb i skłaniają do rozstrzygającego kroku na drodze poznania, kroku
niezbędnego dla
współczesnego człowieka.
Esseńczycy odziedziczyli swoją wiedzę od Enocha i Mojżesza. Mamy tutaj do
czynienia z
wpływem zoroastrycznym zachowanym we wspólnotach, które wycofały się z miast i
żyły jako
"ojcowie pustyni" w pobliżu Morza Martwego oraz jako "therapeutae" w Egipcie.
Bractwu
towarzyszyła nadzwyczaj surowa dyscyplina, a tych, którzy nie chcieli się jej
poddać, wykluczano.
Esseńczyków szanowano jako ludzi nadzwyczaj moralnych i religijnych. Byli oni
tak zdrowi i silni,
że średnia wieku, jakiego dożywali, wynosiła 120 lat. Byli również tak pogodni i
spokojni, iż każdy
mógł zauważyć, że połączeni są z duchowym źródłem i noszą w sobie echo wielkich
nauk starych
pism.
Esseńczycy tworzyli swój sposób życia w zgodzie z prawem boskim. Wiedzieli, że
człowiek
zawsze i wszędzie styka się z oceanem boskiego istnienia ł że ludzkie cierpienia
i nieszczęścia są
następstwem samowolnego odstępstwa od prawa, na którym opiera się życie
wszechświata. Ich styl
życia odzwierciedlał elementy uznawane dzisiaj za naturalne uzdrawianie i
naturalną terapię, za
naturalną uprawę ziemi i psychologię transpersonalną. Wszystkie te elementy
istniały wewnątrz
struktury czczenia, uwielbiania i bycia jednością, która była w pełni świadoma
świętości oraz jed-
ności całego życia w Kosmosie. Esseńczycy wysyłali w świat swoich nauczycieli.
Prawdopodobnie
Jezus był największym z nich. Z Readings (dosł. "odczytanie"; medialnie zdobyte
informacje,
wypowiedzi Cayce'a opublikowane w wielu książkach i zbiorach pism - uwaga
wydawcy niem.)
Edgara Cayce'a i z innych źródeł wiemy, że bractwo wzięło pod opiekę Maryję, a
Jezusa przyjęło
jako największego wtajemniczonego. Nie musiał przechodzić pełnego okresu
nauczania, ponieważ
wiedział już wszystko. Wygląda na to, że zakon Esseńczyków, na swoim własnym
ziemskim
przykładzie, przedstawiał pewien sposób postępowania, który mógł stać się
wzorcem dla
powstającego chrześcijaństwa.
Ugrupowanie to zniknęło sto lat po śmierci Chrystusa, gdy spełniło już swoje
zadanie. Jan
Chrzciciel i Jan ulubiony uczeń mogli być wtajemniczonymi Esseńczykami i
nauczycielami. Nic
więc dziwnego, że w rękopisach znad Morza Martwego i w innych dokumentach
Esseńczyków
znajdujemy tak wiele fragmentów biblijnych. Mówią o tym znakomite książki (m.in.
The Essence
Gospel of Peace -"Esseńska ewangelia pokoju") dr Edmonda Bordeaux Szekely'ego, w
których
znajdujemy liczne teksty źródłowe Esseńczyków, częściowo w swobodnym poetyckim
ujęciu,
częściowo w dosłownym przekładzie.
Esseńczycy żyli według surowej reguły medytacyjnej, opartej na związku z
aniołami
Ziemskiej Matki i Niebiańskiego Ojca. Inspiracją dla nich była nauka Mojżesza.
Głosiła ona, że
istnieją potężne źródła energii kosmicznej, z którymi połączeni jesteśmy w
każdym momencie i
każdą częścią naszego jestestwa. Nie chodzi tutaj o same siły mechaniczne. Siły
te są o wiele
bardziej dynamiczne i całkowicie przesycone świadomością i bytem. Służą one
zawsze
harmonijnemu przebiegowi życia w zgodzie z boskim prawem. Dlatego też określono
je mianem
"aniołów". Są to moce, których potrzebujemy do tego, by doświadczyć absolutnego
zdrowia oraz
harmonii ciała i duszy.
Te sfery bytu pojawiają się na nowo w chrześcijańskiej doktrynie "dziewięciu
niebiańskich
hierarchii", począwszy od Cherubinów i Serafinów aż do Archaniołów i Aniołów.
Steiner, na
podstawie swoich duchowych badań, nazywa je Duchami Harmonii, Miłości, Woli,
Wiedzy,
Ruchów, Formy itd. Ta szeroka wizja całkowicie pokrywa się z naszą holistyczną
wizją świata, w
której całe życie, w swojej nieskończonej różnorodności form, odbieramy jako
wielką jedność bytu,
jako continuum myśli, woli i miłości.
Esseńczycy praktykowali wczesnym rankiem siedem zjednoczeń (komunii) z aniołami
Ziemskiej Matki, co miało dostroić ludzi do bogactwa natury żywej ziemi, drzew i
żywiołów.
Dostrzegamy w tym bliskie pokrewieństwo z siłami niższego Ja z wiedzy Huny.
Esseńczycy
rzeczywiście wzywali niższe Ja, ze wszystkimi jego umiejętnościami, do ścisłej
współpracy w
rytuałach uprawy ogrodu, uprawiania roli i leśnictwa.
Anioły Niebiańskie Ojca, do których zwracali się oni podczas nocnych komunii,
mają
wszystkie właściwości Aumakua, królestwa Wyższego Ja. Esseńczycy zaczynali swoje
wieczorne
obrzędy od objawienia: "Niebiański Ojciec i Ja jesteśmy jednym". W ciągu
następnych dni
dostrajali się do Oceanów Wiecznego Życia, twórczych idei i pokoju. Następnie
czerpali z
kosmicznego oceanu wiedzy, miłości i mocy, aby wypełnić życiem to, co nazywali
"Myślącym
Ciałem", "Czującym Ciałem" i "Działającym Ciałem".
Dobrze znaną Esseńczykom troistą naturę człowieka coraz częściej uznają dzisiaj
nauki
duchowe i postępowa psychologia - myślenie, czucie i wola działają za każdym
razem za
pośrednictwem głowy lub układu nerwowego, serca, systemu metabolicznego albo też
systemu
kończyn.
Następnie każdego popołudnia Esseńczycy obchodzili "Kontemplację Siedmiokrotnego
Pokoju". W pokoju lub harmonii dostrzegali dynamiczna siłę, dzięki której mogli
się dostroić
ciałem, uczuciem i myśleniem do bliźnich, ludzkości, a w końcu do Niebiańskiego
Ojca. Przynosiło
im to spokój i wyzwolenie od wszelkich powiązań. Dzięki temu Esseńczycy
osiągnęli ten sam
poziom co kahuni głoszący. że jeżeli "nie ma krzywdy - nie ma grzechu". To samo
wyraża również
przykazanie: "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego".
Ponieważ należy przyjąć, że Jezus był zarówno esseńskim nauczycielem, jak i
wtajemniczonym kahuną oraz że oba te systemy odnaleźć można w jego naukach,
możemy również
przyjąć, że oba godne uwagi style życia - na pierwszy rzut oka tak różniące się
między sobą -
pochodzą z tego samego źródła, z tej samej prawdy i w nich kryje się największa
dostępna
ludzkości tajemnica. Trzeba jednocześnie pamiętać, że nie chodzi tutaj o samo
tylko akademickie
studium życia ojców pustyni, lecz o żywotność wiedzy, która przetrwała do
naszych czasów.
Objawiając się ponownie, rozwinęła się i przeobraziła. Musimy uznać, że wielu
wielkich
Esseńczyków, którzy strzegli owej żywotności w okresie życia Chrystusa, dokonało
nowego
wcielenia w naszej teraźniejszości, aby kontynuować pracę w formie odpowiedniej
do czasów
obecnych.
Jeżeli dające się dzisiaj zaobserwować nieprzestrzeganie prawa będzie dalej
postępowało,
doprowadzi to do katastrofy, którą przewidzieli Esseńczycy. Ich Księga Objawień
zawiera
fragmenty bardzo bliskie Apokalipsie, księdze napisanej przez Jana, ulubionego
ucznia esseńskiego
Mistrza. Celem komunii i istotą stylu życia Esseńczyków było wyrwanie ludzi ze
stanu otępienia,
nauczenie ich przetrwania w nieszczęściu, jak również stworzenie ośrodków
szkolenia,
zapoznających uczniów z technikami przeżycia i metodami prowadzenia życia w
harmonii z
prawem. Jeśli dostateczna liczba osób ponownie osiągnęłaby zdrowie, równowagę
wewnętrzną i
współpracę z siłami anioła, można by uratować ludzkość. Stwierdzenie to jest
aktualne również
dzisiaj.
Tak oto wygląda ogólny obraz esseńskiego stylu życia, przedstawiony przez
Edmonda
Bordeaux Szekely'ego w jego licznych książkach. Najważniejszą z nich jest
trzytomowe wydanie
Essene Gospel of Peace, stanowiące zbiór cytatów z Pisma Świętego oraz podobnych
tekstów
pochodzących z innych źródeł, sięgających aż Enocha i Zoroastra. To niezwykle
cenna praca.
Obszerny komentarz do niej znajdziemy w The Teachings of the Essens from Enoch
to the Dead
Sea Scrolls. Pozycja ta daje nam ogólny opis życia esseńczyków i ich nauk oraz
szczegóły na temat
komunii i kontemplacji Siedmiokrotnego Pokoju. Obie te prace wystarczają, abyśmy
poznali i
przyswoili sobie postawę decydującą dla naszego życia i medytacji. W 1977 roku
Szekely
opublikował kolejną książkę: The Essene Way - Biogenic Living. Jest to nowe
opracowanie
pierwszego wydania tej pracy, dzięki któremu przed pięćdziesięcioma laty
stworzył on International
Biogenic Society (Międzynarodowe Towarzystwo Biogenetyczne). Znajdziemy tutaj
praktyczne
techniki prowadzenia życia, które ściśle pokrywają się z najlepszymi technikami
w naszej
holistycznej medycynie naturalnej, gospodarce rolnej i tym, co nazywamy
alternatywnym stylem
życia.
Należy podkreślić, że nie mamy tutaj do czynienia z żadnym kultem ani nową
nauką. Słowo
"biogen" oznacza po prostu "wytwarzający życie". Styl życia, który otwiera
źródło energii życiowej
przez całościowe i świadome odżywianie się oraz właściwy stosunek do natury,
ziemi, nieba i
naszych bliźnich - jest tym, czego dzisiaj tak rozpaczliwie potrzebujemy.
Człowiek pracujący dla
ruchu nowych czasów jest właściwie esseńczykiem, ponieważ w każdym aspekcie jego
działania
widać ślady nauki propagującej określony tryb życia w harmonii z wszystkimi
siłami kosmicznymi
i ziemskimi. Esseńska biogenetyczna droga życia może być pomocą dla wielu ludzi,
może nadać
ich działaniom sens i kierunek. Dzięki pracy Szekely'ego powstało wiele ośrodków
alternatywnych
i zapoczątkowano liczne przedsięwzięcia; poszukuje się w nich jeszcze właściwego
sensu i celu,
być może wizja esseńczyków będzie dla nich źródłem inspiracji.
Może się zdarzyć, że niektórzy historycy odrzucą koncepcję Szekely'ego z
uzasadnieniem, iż
jego interpretacja różni się w pewnych punktach od tego, co wiemy o ojcach
pustyni. Niektóre jego
cytaty pochodzą, jak się wydaje, ze źródeł nie znanych uczonym w bibliotekach
watykańskich i
gdzie indziej. Musimy jednak zdać sobie sprawę z tego, że nie chodzi tutaj o
akademickie zbadanie
ruchu liczącego sobie dwa tysiące lat, lecz o działający również w naszych
czasach żywotny wpływ
tamtej wiedzy. Wpływ esseńczyków znów zyskał na sile i niezwykle żywo oddziałuje
na naszą
obecną sytuację. Z pewnością niosą go dusze, które żyły przed dwoma tysiącami
lat, a dzisiaj
powracają odmienione, wzbogacone o nową wiedzę, aby służyć potrzebom
dwudziestego stulecia.
Jest wielce prawdopodobne, że Szekely sam był wielkim esseńczykiem. Jego żywotny
umysł jest
drożnym kanałem, przez który anielska wiedza wpływa na nowoczesny sposób
myślenia.
Esseńczycy spędzali czas, pracując na roli i w ogrodzie, wytwarzając owoce
ziemi,
medytując, ucząc się, jak również studiując wielkie dzieła literatury i
religijnego piśmiennictwa.
Zapewne nie były to tylko akademickie studia. Uczyli się oni sztuki
wyodrębniania z arcydzieł tego,
co było w nich ukryte, lecz nadal żywotne w oceanie wiedzy. W koncepcji
Siedmiokrotnego Pokoju
zawiera się kontemplacja "harmonii z kulturą". Celem tej kontemplacji było
wejście w duchowy
kontakt z myśleniem wielkiego mistrza, znajdującym wyraz w wybitnym dziele
sztuki bądź
literatury. "Wychowanie etyczne jest niemożliwe bez ciągłego spoglądania na
wielkie rzeczy" -jak
ujął to Whitehead.
Jak wspomnieliśmy, esseńczycy zaofiarowali nauce Chrystusa swe ochronne skrzydła
w
momencie, gdy pojawił się po raz pierwszy przed dwoma tysiącami lat. Czy nie
można
przypuszczać, że te same dusze powrócą, aby służyć mu w czasie jego powrotu?
W dzisiejszym świecie, targanym kryzysami wskazane jest opanowanie technik
przetrwania
i poszukiwanie prostego stylu życia, byśmy nauczyli się właściwie współpracować
z siłami
życiowymi Ziemi, bez marnotrawstwa i rozrzutnego korzystania z cennych źródeł
surowców. Jeśli
to się nam nie uda - zniszczymy się sami. Tak więc to, co nakazuje nam odnowiony
ruch esseński,
nie ma w sobie nic z sekciarstwa, lecz jest sposobem postępowania, który ka-
nalizuje anielskie siły
Niebios i Ziemi oraz pozwala zgodnie współbrzmieć życiu, boskiemu prawu i
pradawnej wiecznej
mądrości. Pozwala rozwinąć ten aspekt ludzkości, który stanowi o
człowieczeństwie.
Szekely w sierpniu 1979 roku, po długim życiu na ziemi został zwolniony, by
znaleźć się w
doskonalszym życiu. Odszedł wielki wtajemniczony. Z całą pewnością jego dusza
będzie
przyświecała poczynaniom ruchu nowych czasów. Działające w Ameryce Środkowej
International
Biogenic Society ma wielką nadzieję, że również w Europie powstaną ośrodki
szkolenia "życia
biogenetycznego". Dzięki temu można byłoby szerzej rozwinąć alternatywny styl
życia i realizować
holistyczny pogląd na świat.
Rozdział ten zamykają dwa fragmenty pochodzące ze "Zwoju pieśni pochwalnych" i
zaczerpnięte z rękopisów znad Morza Martwego (wersja Szekely'ego):
Dziękuję Ci, Niebiański Ojcze,
że przywiodłeś mnie
do źródła płynącej wody,
do żywej studni
w krainie suszy.
Nawadnia ona wieczny ogród cudów,
drzewo życia,
cuda nad cudami;
rosną im ustawicznie gałęzie
wiecznego wzrostu,
zapuszczają swoje korzenie
w strumień życia,
płynący z wiecznego źródła.
A Ty, Niebiański Ojcze,
ochraniaj swe owoce
aniołami dnia
i takimiż nocy
oraz płomieniem wiecznego światła,
który przyświeca każdej drodze.
Osiągnąłem wewnętrzną wizję,
a przez Twego Ducha we mnie posłyszałem
Twoją cudowną tajemnicę.
Przez Twój mistyczny rozum
doprowadziłeś do wytryśnięcia wewnątrz mnie
źródła wiedzy, studni siły,
pozwoliłeś wypłynąć żywej wodzie,
potokowi miłości
i obejmującej wszystko wiedzy
jak blaskowi Wiecznego Światła.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MEDIUM, Warszawa 1995
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa SOLO, Warszawa 1997
Ciemiączko (przyp. tłum.).
M. F. Long, Wiedza tajemna w praktyce, Wydawnictwo MEDIUM, Warszawa 1996, s.
111.
J. W. Goethe. Faust w: Dzieła wybrane, PIW 1983, przeł. Feliks Konopka.
Tamże.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Krotoschin Henry Hunahuna joga szamanizmHuna bez dogmatówWędzonka krotoszyńskaHuna Co to takiegoHuna w praktyce !huna praktycznahuna hunaDotyk(HUNA)Huna talenty podświadomościPSYCHOTERAPIA BEHAWIORALNO POZNAWCZA, A HUNA1 index ramka hunahuna bez dogmatowco to hunaHuna Seminarium Ceculiwięcej podobnych podstron