72 15 Lipiec 2000 Może podli, ale nie głupi




Archiwum Gazety Wyborczej; Może podli, ale nie głupi












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 164, wydanie waw (Warszawa) z
dnia
2000/07/15-2000/07/16,
dział ŚWIĄTECZNA, str. 8
AP, JERZY GUMOWSKI
ROZMAWIAŁA IRENA LEWANDOWSKA
Może podli, ale nie głupi
Putin buduje sowiecki system władzy centralnej, od góry do dołu -
mówi SIERGIEJ KOWALIOW w rozmowie z Ireną Lewandowską
Irena Lewandowska: 11 lipca funkcjonariusze FSB i policji podatkowej
przeprowdzili kolejną już w ostatnim czasie rewizję, tym razem w siedzibie
telewizji NTW. Co to takiego "bezpieczeństwo informacyjne" państwa, o którym
często mówi prezydent Putin, zwłaszcza kiedy chodzi o należący do Władimira
Gusińskiego holding Media Most?
Siergiej Kowaliow: Nie wiem. I chyba czegoś takiego nie sposób wymyślić. Ale
co ONI pod tym rozumieją, spróbuję zgadnąć. Jak przypuszczam, ma to być hybryda
cenzury i dyktatury redaktorskiej. Czyli absolutne uzależnienie prasy i w ogóle
wszystkich mediów. Wiemy, skąd to bierze początek - z dobrze nam znanej firmy,
która się nazywa KGB. Co robiła w sowieckich czasach ta firma i jej departamenty
zajmujące się kształtowaniem świadomości społecznej, czyli służby ideologiczne?
Otóż ich głównym zadaniem była walka z dysydentami. Ale też istniał tam zapewne
specjalny wydział współpracujący z cenzurą, i to on decydował, co należy
propagować, a co ukrywać. I to właśnie jest bezpieczeństwo informacyjne.
Kiedy zaczęła się druga wojna czeczeńska, natychmiast usłyszeliśmy, że żadnej
wojny nie da się wygrać, jeśli przed zwycięstwem militarnym nie wygra się wojny
informacyjnej. Co po prostu oznacza: łżyj, ile się da, i jeszcze trochę więcej.
Nawiasem mówiąc, strona czeczeńska, czyli Mowładi Udugow [były minister
informacji w Czeczenii, obecnie rzecznik
partyzantów - red.], kłamie z identycznym zapałem. Udugow nauczył się tego od
Goebbelsa, który mówił, że ludzie uwierzą w każde kłamstwo odpowiednio często
powtarzane.
A kto uczył tych rosyjskich polityków i dziennikarzy, którzy gorąco tę
wojnę popierają?
- Być może także Goebbels, ale moim zdaniem oni kłamią zręczniej niż Czeczeni. Może dlatego, że pamiętają czasy, kiedy
rosyjscy inteligenci umieli tak czytać sowieckie gazety, żeby dowiedzieć się, o
co chodzi naprawdę. Potrafili czytać między wierszami.
Prezydent Putin powtarza - ostatnio w swoim orędziu o stanie państwa - że
nie ma demokratycznego państwa bez wolności słowa. Powiedział też, że czasami
środki przekazu zajmują antypaństwowe stanowisko. I że istnieją różne wolności
słowa - wolność i wolność realna.
- Chodzi mu o to, że nie przedstawia się punktu widzenia władzy, ale czemu w
takim razie ta władza nie rozmawia z dziennikarzami? My - to znaczy pani i ja -
rozmawiamy. I zakładam, że profesjonalny dziennikarz nie stawia sobie za cel
przekręcenia moich słów. Ani faktów. Dlaczego Putin nie może się zwrócić do
profesjonalnych dziennikarzy?
Właśnie, dlaczego?
- A dlatego, że potrzebne jest kłamstwo. I na tym polega sens tych wszystkich
rozmów o wojnach informacyjnych i informacyjnym bezpieczeństwie. Dla władzy,
która chce prowadzić jakąś politykę informacyjną, wyraźna granica między faktem
a komentarzem jest śmiertelnie niebezpieczna. Bo jeśli ja, czytelnik, jasno
widzę tę granicę, nie ma sposobu, żeby mnie okłamać. Znam fakty, znam punkt
widzenia publicysty albo władzy, jeśli chce mnie ona o nim poinformować. Mogę
się z nim zgodzić albo nie. Pod warunkiem że będę wiedział, gdzie kończą się
fakty, a gdzie zaczyna interpretacja.
Kiedy ocenialiśmy wystąpienia sowieckich i postsowieckich przywódców,
człowiek z Zachodu mógł się dziwić - o co wam chodzi, to przecież bardzo słuszne
słowa. Tylko że w naszej praktyce politycznej zawsze było mnóstwo słusznych
słów. Na przykład w stalinowskiej konstytucji z 1935 roku. Tam są wymienione
wszystkie prawa i wolności człowieka. I co z tego? Także prezydent Putin
powiedział w swoim orędziu bardzo wiele rozsądnych słów. Na przykład, że wolność
slowa to jedna z podstawowych wolności człowieka. Że to fundamentalna zasada, od
której demokratyczna Rosja nie odstąpi. A zaraz podem dodał - są jednakże takie
środki masowej informacji, które pozwalają sobie na antypaństwowe wypady. Co
jest godne potępienia. Oto czym w jego pojęciu jest wolność słowa -
publikowaniem tekstów wychwalających władzę. Jaki uzurpator protestowałby
przeciwko takiej definicji wolności słowa?
Władimir Putin nie jest uzurpatorem - wygrał w wyborach powszechnych.
- W rzeczywistości najpierw zrobiono z niego prezydenta, a dopiero potem
wybrano. Ale ja tylko chciałem powiedzieć, że nabardziej zawzięty cenzor nie
miałby nic przeciwko takiej wolności.
Chyba jednak teraz trudno wprowadzić w Rosji jakąkolwiek cenzurę. A może
nie?
- Myślałem, że kremlowscy manipulatorzy to wprawdzie ludzie dosyć podli, ale
wystarczająco rozumni, żeby pracować subtelniej. Przecież cenzura w Rosji nie
jest potrzebna. Owszem, jej wprowadzenie jest teraz niemożliwe. To bardzo
dobrze, ale źle, że tak naprawdę wcale nie trzeba jej wprowadzać.
Władza może zastosować bardzo prostą metodę. Przecież cenzor wewnętrzny jest
znacznie efektywniejszy od urzędu kontroli prasy! No bo co może zrobić cenzor?
Jego motywacje nie są zbyt silne i oprócz tego można go zwyczajnie przechytrzyć.
A wewnętrznego cenzora przechytrzyć się nie da. I według mnie jednym z celów
najazdów dokonanych na Gusińskiego i na Media Most jest apelowanie do
wewnętrznego cenzora: "Patrzcie, takie syny! Macie się zachowywać przyzwoicie,
bo inaczej będzie z wami źle!". I jeszcze jedno - wielu, nawet zdolnych,
dziennikarzy przyzwyczaiło się dużo zarabiać.
To chyba dobrze?
- Tak, dobrze. Źle, że te pieniądze dostają z lewej kasy. I nie chodzi nawet
o to, że od tych wynagrodzeń nie płacą podatków, ale o to, że polega to na
wzajemnym porozumieniu i zrozumieniu tego, kto daje, z tym, kto bierze. Taki
dziennikarz świetnie wie, za co bierze. Nie trzeba u niego nic zamawiać, zawsze
wie, czego od niego oczekują. Jest po prostu kupiony. I całkowicie uzależniony.
Czy w Rosji nie ma już wolności słowa, czy tylko wygodniej jest z niej nie
korzystać?
- W Rosji jest wolność słowa, tylko nie ma już niezależnej prasy. Prócz
bardzo rzadkich wyjątków, jak, powiedzmy, "Nowoje Wriemia". Tygodnik, którego
prawie nikt nie czyta.
O ile wiem, dziennikarze obawiają się, że źle widzianej gazecie czy stacji
telewizyjnej ministerstwo prasy i informacji zwyczajnie odbierze licencję pod
byle pretekstem - np. za opublikowanie wywiadu z prezydentem Czeczenii Asłanem Maschadowem. Czy rzeczywiście można
mówić o nagonce albo czystce?
- To ani czystka, ani nagonka, tylko budowanie systemu kontroli przy użyciu
środków technicznych. Normalni, zaprawieni w bojach sowieccy urzędnicy nigdy nie
potrzebowali żadnych konkretnych instrukcji sformułowanych precyzyjnym, jasnym
językiem. Sowiecka praktyka dawno odeszła od bezwzględnych, nie dopuszczających
wątpliwości stalinowskich rozkazów.
Zresztą nawet Stalin bardzo często używał ezopowego języka. Wszystkie
dyktatury są do siebie podobne. Hitler też nigdzie nie powiedział, że trzeba
wymordować Żydów, tylko mówił o konieczności "ostatecznego rozwiązania kwestii
żydowskiej". Kiedy Stalin kazał w śledztwie stosować tortury, trzymano to w
najgłębszej tajemnicy. I bardzo wiele w systemie sowieckim załatwiano po cichu.
O co chodzi, wiedzieli ci, którzy mieli wiedzieć, i tylko oni.
Tak więc obecnie władza zajęta jest kontrolowaniem prasy, co oczywiście z jej
punktu widzenia jest absolutnie racjonalne. To dla niej sprawa ogromnej wagi.
Ludzie władzy nauczyli się zupełnie nieźle analizować polityczną rzeczywistość.
Już wiedzą, że ten, kto panuje nad informacją, panuje też nad nastrojami
społecznymi, czyli tym, co najważniejsze. Zmartwychwstanie cenzury spowoduje
wielki krzyk, trzeba więc znaleźć inne metody wpływu.
I co obecna władza chce zbudować w Rosji?
- Już pokazała co. Putin buduje sowiecki system władzy centralnej, od góry do
dołu.
To na razie środki. A cel?
- Stworzenie czegoś w rodzaju hybrydy. I na to nabiera się sporo mądrych,
kompetentnych i utalentowanych ludzi. Na przykład tzw. liberałowie, czyli Sojusz
Prawicy (SPS). Dlaczego tak podoba się im Putin? Dlatego, między innymi, że w
pewnym sensie pomógł im wejść do Dumy i czują się zobowiązani. Gdyby telewizja
nie pokazała, jak Putin spotyka się z Siergiejem Kirijenką, który trzyma wielki
plik papieru pod nazwą "Program", to, jak twierdzą analitycy, procent głosów
oddanych na SPS byłby niższy. To po prostu wdzięczność, i Bóg z nią. Naprawdę
chodzi o to, że program ekonomiczny dla prezydenta napisał Herman Gref, człowiek
o tych samych poglądach co nasi liberałowie, a doradcą Putina jest Andriej
Illarionow, rozumny ekonomista. Tak więc nasi monetaryści wychodzą z założenia,
że prezydent przeprowadzi reformę gospodarczą. Liberalną. Do tego jest
człowiekiem twardym i tym, którzy będą przeszkadzać, wskaże ich właściwe
miejsce. Bardzo prawdopodobne, że tak właśnie będzie, i dlatego prawica go
popiera.
Ale kiedy aresztowano Gusińskiego, Anatolij Czubajs, znany liberał,
członek SPS, ostrzegł, że jeśli tak dalej pójdzie, jeśli będą trwały
prześladowania niezależnych środków przekazu, może to oznaczać, że w Rosji
buduje się państwo półfaszystowskie. Chociaż chyba Rosji bliższy jest ten
ustrój, z którym niedawno się rozstała?
- Rozważania, że powracamy tam, skąd tak niedawno wyszliśmy, są niepoważne.
Do tego już nie ma powrotu. I nie sądzę, żeby ludzi na Kremlu szczególnie
martwiły ostre protesty, nawet ze strony ich sojuszników.
Zakładam nawet, że Kreml gotów jest do manewrów. Za daleko? Słychać głośne
protesty? No, to się trochę cofniemy. To ma sens. Jak w boksie - póki nie
wejdziesz w kontakt z przeciwnikiem na ringu, nie bardzo wiesz, co z nim zrobić.
Nie wiesz, jak go bić. Trzeba przeprowadzić zwiad bojowy, poczuć opór i dopiero
wtedy wiadomo, jak dalej prowadzić pojedynek.
Po drugie - każdy taki manewr jest ważny sam w sobie. Zaczęło się przecież od
rewizji w biurach holdingu Media Most. Oczywiście chodziło o zastraszenie. Potem
wzięli Gusińskiego. Potem go wypuścili. To była lekcja. I teraz media jeszcze
staranniej będą się zastanawiać, co napisać i co pokazać. Kogo zaprosić do
studia, a kogo nie. Pamiętam, jak w czasie pierwszej wojny czeczeńskiej w
telewizji Gusińskiego, czyli NTW, stale pojawiał się pewien człowiek. Właściwie
nie sam człowiek, tylko jego zdjęcie i żywy głos. Nazywał się Siergiej Adamowicz
Kowaliow. I oto zaczyna się druga wojna czeczeńska. Ten Kowaliow, o którym
mówiłem, ma jakieś tam doświadczenie, trochę zna się na Czeczenii. Widziała go pani w NTW?
Nie.
- Bo go tam nie ma i nie będzie. A mówimy o NTW, stołecznej telewizji, o
potężnym koncernie. A jak tę lekcję zapamięta prowincja? Tak więc nie należy
myśleć, że to jakieś absurdalne akcje, które dowodzą, że władza jest głupia i
bezsilna. Że chciała posadzić, ale musiała wypuścić. A jeśli przypomnieć
aresztowania wśród ekologów? Wydawałoby się - czysta głupota, no kto się tak
zachowuje! Przecież było jasne, że sąd ich wypuści.
Takie zachowania można traktować jak demonstrację złości - jak pies nie może
przepędzić natręta, to go przynajmniej ugryzie. Ale można inaczej - wiemy, że
cię wypuszczą, ale przedtem tak ci damy do wiwatu w pudle, że na drugi raz nie
zaryzykujesz. Inni, patrząc na ciebie, też się trzy razy zastanowią. A wracając
do naszych oburzonych atakiem na prasę liberałów - czy Putinowi potrzebna jest
ich miłość? Czy on chce, żeby Jegor Gajdar go kochał? Gajdar nie dziewczyna. Nie
ma się uśmiechać albo tańczyć. Niech pisze programy.
A nie sądzi Pan, że to już nie najgorzej? Niech Gajdar chociaż pisze
programy ekonomiczne?
- Nie, mnie to raczej przeraża. Nie chcę monetarystycznego szczęścia za cenę
przemilczania. Zdążyłem już sporo w życiu zobaczyć i wiem - w odróżnieniu od
młodych liberałów, których los, nawiasem mówiąc, był odmienny od mojego - że
znienawidzony przez nich i przeze mnie marksizm nie miał racji od pierwszego do
ostatniego zdania. I w bajki o bazie i nadbudowie - że baza to ekonomia i jeśli
wszystko z nią w porządku, to równie dobrze będzie z nadbudową, w tym z
demokracją - ja po prostu nie wierzę. To zwyczajne łgarstwo. I za taką cenę nie
są mi potrzebne żadne sukcesy gospodarcze. Dlatego że wolność warta jest więcej.

Nie przypadkiem powoływano się u nas na Pinocheta - że tam jednak w sumie
wszystko dobrze się skończyło. No, były jakieś nieprzyjemności, stadion w
Santiago, trzy tysiące ludzi zamordowano, ale za to jaki sukces gospodarczy! I
Pinochet sam później odszedł, kiedy zrobił swoje. Nawiasem mówiąc, dopiero
wtedy, kiedy dostał gwarancję nietykalności.
Z jego punktu widzenia było to bardzo rozsądne.
- Z jego, tak. Ale z punktu widzenia demokracji to bardzo niebezpieczny
precedens. Bo to oznacza, że Pinochet nigdy nie odpowie za to, co zrobił.
W Rosji jest sporo ludzi odpowiedzialnych za represje stalinowskie i mogą
spać zupełnie spokojnie, chociaż formalnie nie mają żadnego immunitetu i nikt im
niczego nie gwarantował.
- Dobre i to. Gdyby nasi śledczy mieli zapisaną na papierze obietnicę
nietykalności, byłoby bez porównania gorzej. Przypuszczam, że w Rosji po prostu
zwyciężyła obłuda. Podobnie jak wasz naczelny jestem przeciwnikiem wszelkich
ustaw lustracyjnych. Ale to nie oznacza, że jestem przeciwnikiem procesów
sądowych. Nawet jeśli będzie z góry wiadomo, że oskarżonych obejmie amnestia,
albo że kary będą czysto symboliczne.
Nie zależy mi, żeby mój śledczy Istomin dostał siedem lat, które mu się
należą, nawet nie według kodeksu obowiązującego dzisiaj, ale według tamtego,
który obowiązywał, kiedy prowadził śledztwo w mojej sprawie. Powinien dostać
właśnie siedem lat. Ale co mi z tego? Tych siedmiu lat, które przesiedziałem, i
tak mi to nie zwróci. Nawet obiecałem, że na procesie będę jego obrońcą
posiłkowym. Ale chcę, żeby ten proces się odbył, żeby sąd ustalił prawdę. I
ogłosił ją. To ważne nie tylko dla mnie, ale dla społeczeństwa Rosji. I z tego
punktu widzenia immunitet Jelcyna czy Pinocheta to rzecz bardzo niebezpieczna.
6 lipca Duma rozpatrywała wniosek weteranów KGB o powrót pomnika Feliksa
Dzierżyńskiego przed więzienie na Łubiance. A w dzienniku "Niezawisimaja
Gazieta" pewien artykuł zaczyna się słowami: "Kto jej dał prawo tak pisać o
Gorkim" - bo jakaś recenzentka nieprzychylnie wyraziła się o twórcy realizmu
socjalistycznego. To dokładnie taki sam sposób myślenia jak profesorów
uniwersytetu w Petersburgu, którzy gwałtownie zaprotestowali przeciwko szydzeniu
z Putina. W liście otwartym do prasy. Wygląda na to, że taki sposób myślenia
tkwi w głowach wielu ludzi. Jakby nie było tych 10 czy nawet 15 lat.
- Zabawne. Ale czy pani wie, że jedna z uczonych, które ten list podpisały,
teraz jest rektorem uniwersytetu w Petersburgu? Jak to się mówiło pod koniec
władzy sowieckiej - jest człowiekiem trudnego losu. Sama nie siedziała, ale
represjonowano jej rodzinę.
Otóż o tej pani krążyła następująca historia: zajmowała wysokie stanowisko na
uniwersytecie, jeszcze wtedy leningradzkim, kiedy Putin po powrocie z Niemiec
został tam kuratorem KGB. Czym zajmował się kurator KGB w instytucie naukowym
albo na uczelni? Tym, czym Piąty Zarząd KGB na terenie całego kraju. Pilnował,
kto spotyka się z cudzoziemcami, jak często, zbierał informacje, o czym
rozmawiają. Decydował, kogo w żadnym razie nie należy wysyłać za granicę, a kogo
można. I jak uzasadniać negatywną opinię - przecież nie można człowiekowi
powiedzieć, że po prostu KGB sobie tego nie życzy. No i ta pani - dziś rektor -
była wtedy niezadowolona z jakiejś decyzji kuratora Putina. Ponieważ czasy były
już w miarę liberalne, pozwoliła sobie na bardzo niegrzeczną wypowiedź pod jego
adresem. A mianowicie: "Co za dupa!" Po prostu. I jakiś dowcipniś proroczo
zauważył: "Ona jeszcze to sobie przypomni. Jeszcze go w to miejsce pocałuje,
zobaczycie!". Niestety, okazało się, że miał rację. Ja sam nigdy nie widziałem
tej kobiety na oczy, ale nasi wspólni znajomi są absolutnie pewni, że list
podpisała ze strachu. Taki normalny sowiecki odruch.
A Pan się nie boi?
- Lech Wałęsa niedawno zapytał mnie, czy nie zamierzam prosić gdzieś o azyl
polityczny, bo "czy myślisz, że ten pułkownik z KGB zostawi cię w spokoju?"
Zostawi?
- Raczej tak. Bo co można ze mną zrobić? Posadzić nie wolno.
Dlaczego?
- Pomimo wszystko jestem deputowanym, mam immunitet. No, a oprócz tego - za
co mnie zamykać? Taki Gusiński jest biznesmenem, można go podejrzewać o
złodziejstwo, a mnie?
"Człowiek poczęty jest w grzechu, a zrodzon w nieprawości i przechodzi od
odoru pieluch do smrodu całunu. Zawsze coś jest" - Robert Penn Warren,
"Gubernator". A nawet jak nic nie ma, to gdyby w Rosji rzeczywiście zaczęto
sadzać, nikt by nawet nie szukał pretekstu.
- To oczywiste, ale sądzę, że do tego nie dojdzie. Chcę myśleć, że drużyna
prezydenta nie składa się z zupełnych głupców. Może z ludzi dosyć podłych, ale
nie głupich. Jasne, każdego można zmieszać z błotem. Ale posadzić... Niby też
można, ale to już by za dużo kosztowało. Zaczęłoby się diabli wiedzą co!
Właśnie - co? Trwa wojna w Czeczenii - coś
się zaczęło?
- To prawda. Ale kiedy zamknęli Gusińskiego, wybuchła taka awantura, że
trzeba go było jednak wypuścić. Oczywiście, protestować przeciwko wojnie w Czeczenii jest znacznie niebezpieczniej, niewygodniej i
trudniej. I chodzi nie o to, że władza zakazuje informować o Czeczenii, ale o to, że całą tę brudną aferę rozegrano
bardzo umiejętnie. Bo czy można kogoś potępiać za to, że jest oburzony handlem
ludźmi? A ten proceder rozkwitł w Czeczenii do
ogromnych rozmiarów. Albo najazdem Basajewa na Dagestan? Że jest wstrząśnięty,
kiedy wylatują w powietrze domy? To na tych trzech fundamentach zbudowano
poparcie dla wojny w Czeczenii. I wysokie
notowania Putina. I wygrane przez niego wybory prezydenckie.
Jesienią powiedział Pan, że to zbyt straszne i nie chce Pan w to
wierzyć.
- Teraz już jasne, że to była rzeczywiście wojna wyborcza. Chociaż wolałbym
wierzyć, że eksplozje pod domami mieszkalnymi w Moskwie i Wołgodońsku zostały
przez władze wykorzystane, a nie zorganizowane, chociaż jestem niemal
przekonany, że to nie Czeczeni wysadzili te domy w
powietrze. Bo i po co?
No, a teraz mogą się pojawić równie okropne podejrzenia. Szefem administracji
Czeczenii został Achmad Kadyrow. A ja przecież
wiem, że to ten sam mufti, który ogłosił dżihad - świętą wojnę. A teraz jedzie
uśmierzać bunt Czeczenów! Istnieje hipoteza -
podkreślam, tylko hipoteza - że Kadyrow od bardzo dawna ma kontakt z FSB. I
dlatego ogłosił dżihad. Po co mu to było? A po to, żeby można było powiedzieć
Rosjaninowi: "Widzisz tych Czeczenów? Przyjrzyj
się uważnie i wiedz - ogłosili świętą wojnę. Wiesz, co to znaczy? Że ciebie,
giaura, zarżną!". Borys Bierezowski dał Basajewowi dwa miliony dolarów jakoby na
budowę fabryki cementu. Dlaczego akurat Basajewowi? Nie mam pojęcia. Nigdy nie
widziałem, jak Szamil Basajew coś buduje, natomiast jak walczy - owszem,
widziałem. To ten sam Basajew, który bił się z Gruzinami w Abchazji, był wtedy
po tej samej stronie co Rosja.
A co chce zbudować prezydent Putin?
- Nie jestem pewien, czy chciałbym zbyt dobrze orientować się, o jakie cele
chodzi prezydentowi. Ale myślę, że jednym z nich jest stworzenie warunków do
sprawnego kierowania. I chce zaprowadzić porządek.
A czym jest porządek? Myślę, że dla mnie, dla pani i dla Putina znaczy to coś
zupełnie innego. Dla człowieka takiego jak on - który marzył, żeby trafić do
KGB, i znalazł się w KGB, służył tam odpowiednio długo i nie uważa tego za błąd
- porządek to prosta sprawa: "Ja jestem szefem, ja mówię, co trzeba robić, i
wszyscy natychmiast biegną wykonywać rozkaz". Można to robić, odbudowując system
przymusu, ale zapewne konsultanci wytłumaczyli mu, że to wcale nie jest
konieczne. Można i bez tego. Są inne sposoby, a najważniejszy jest rezultat. I
Putin, gromadzący w swoim ręku coraz więcej władzy, kiedy pojawią się kłopoty
gospodarcze, może rzucać na ofiarę jednego liberała po drugim. Albo po kolei ich
koncepcje ekonomiczne.
Czy osiągnie sukces w politycznej ewolucji Rosji? Nie. A sukces w umacnianiu
swojej władzy? To bardzo możliwe. Tylko to przecież bardzo różne sukcesy.
Siergiej Kowaliow
Ur. 1930 - biolog, przyjaciel Andrieja Sacharowa. Od 1967 r. działa w ruchu
obrony praw człowieka, do 1972 był jednym z redaktorów podziemnej "Kroniki
wydarzeń bieżących". Skazany w 1974 r., spędza siedem lat w łagrze i trzy lata
na zesłaniu. Od 1990 r. deputowany Rosyjskiej FSRR, następnie członek Rady
Najwyższej, która wybiera go na przewodniczącego Komitetu Obrony Praw Człowieka.
W 1993 r. wchodzi do Dumy z listy demokratycznego Wyboru Rosji (partii Gajdara).
W czasie pierwszej wojny czeczeńskiej (1994-96) jest jej zdecydowanym
przeciwnikiem, alarmuje opinię publiczną informacjami o zbrodniach wojennych.
Duma usuwa go ze stanowiska rzecznika praw człowieka. W 1995 r. ponownie wybrany
do Dumy. W 1996 ustępuje z Rady przy prezydencie Rosji. W ostatnich wyborach
wchodzi do parlamentu z listy Sojuszu Prawicy.


[podpis pod fot./rys.]
Nalot policji na siedzibę Media Mostu, holdingu Władimira
Gusińskiego, 11 maja 2000 r. Należące do niego media ostro krytykowały
Kreml

(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pracownik może krytykować decyzje szefa, ale nie jego osobę
73 29 Lipiec 2000 Krew w filiżance
O ochronie konkurencji i konsumentów (USTAWA z dnia 15 grudnia 2000 r )
68 4 Lipiec 2000 Teraz kamikadze
74 29 Lipiec 2000 Negocjacje z Maschadowem
71 13 Lipiec 2000 Czas oczekiwania
Ust z dn 15 12 2000 O samorządach zawodowych architektów, inżynierów budownicwa oraz urbanistów
Jest powiedzenie “Wszyscy są ludźmi, ale nie każdy jest Człowiekiem!” A czym oni są
75 68 3 Lipiec 2000 Zamach za zamachem
15 4 Luty 2000 Nowe rozdanie kart
57 26 Maj 2000 Dlaczego nikt ich nie ściga
Anonimowi ale nie niewidoczni (sprawozdanie)
20 15 Luty 2000 Rzecznika pod sąd
Sondaż misja iracka korzystna dla wojska, ale nie Polski (29 11 2008)

więcej podobnych podstron