15 4 Luty 2000 Nowe rozdanie kart




Archiwum Gazety Wyborczej; Nowe rozdanie kart












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 29, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 2000/02/04, dział
ŚWIAT, str. 10
WACŁAW RADZIWINOWICZ; WSP. OLEG PANFIŁOW
ROSJA. Ta sama wojna, która ma wynieść na szczyty władzy
imperialistów, będzie pracować na przeciwny im obóz
Nowe rozdanie kart
Po tej wojnie dotychczasowa rywalizacja komunistów i
antykomunistów przestaje być ważna. Powstaje nowy podział. Z jednej strony
imperialiści, z drugiej antyimperialiści - mówi "Gazecie" Emil Pain *
Wacław Radziwinowicz: Rosyjscy przywódcy i dowódcy zapowiadają, że lada
tydzień, lada miesiąc ostatecznie zmiażdżą bojowników i spacyfikują Czeczenię. Czy taki szybki zwycięski koniec wojny na
Kaukazie jest możliwy?
Emil Pain: Jeśli to wojna ma rozstrzygnąć kaukaski konflikt, będzie ona trwać
nie tygodnie, lecz długie lata. Przez ostatnie pół wieku świat kilkadziesiąt,
jeśli nie kilkaset, razy widział, co się dzieje, kiedy władza centralna próbuje
zdławić ruch oporu jakiejś zwartej grupy etnicznej. W żadnym z tych przypadków
to się nie udało. Ani Francji w Algierii, ani Azerbejdżanowi w Karabachu, ani
Gruzji w Abchazji. Ani Etiopii w Erytrei, choć tam przecież władza centralna
walczy nie - jak teraz Rosja o Czeczenię - o jakąś
tam peryferyjną prowincję, lecz o jedyny dostęp do morza, o najbogatsze pokłady
surowców mineralnych. Izrael, który kilka razy pokonał armię dziesięciokrotnie
silniejszą od swojej, nie może sobie poradzić z intifadą na mikroskopijnym
terytorium. Takie wojny zawsze stają się dziedziczne. Syn mści się za ojca,
potem przychodzi wnuk...
Rosja jednak dwukrotnie już spacyfikowała Czeczenię. Dziś w Moskwie chętnie przypomina się
przykład generała Aleksieja Jermołowa, generałowie walczący w Czeczenii szczycą się tym, że przyjęli tę samą taktykę
co on w początkach ubiegłego wieku.
- Za czasów Jermołowa Rosja długo i cierpliwie zamęczała Kaukaz. Do korzenia
wycięła demograficzny potencjał regionu. Część ludności wybiła, część zmusiła do
emigracji. To wszystko trwało pół wieku. Sam Jermołow nie spacyfikował Kaukazu.
Został stamtąd odwołany w 1827 roku, a wojna potem trwała jeszcze 40 lat. My
teraz nie mamy tyle czasu. Nie mamy żołnierzy, chłopów pańszczyźnianych, którzy
w armii służyli 25 lat. Za to dzisiaj obiecujemy im po tysiąc dolarów za miesiąc
służby. Wtedy świat na nasze poczynania też patrzył zupełnie inaczej. Przecież
wszystkie mocarstwa z równą ochotą zajmowały się wtedy podbojami.
Stalin poradził sobie z Czeczenią znacznie
szybciej?
- Tak, ale on działał za żelazną kurtyną, mógł zastosować wyjątkowo brutalne
metody. Teraz żelazna kurtyna rozpadła się na strzępy. My, choć dziś w samej
Rosji działa sroga wojenna cenzura - taka, jakiej nie znał nawet późny ZSRR -
prawdy przed światem nie ukryjemy, a to może skończyć się dla nas bardzo źle.
Myśli Pan o kredytach, które Rosja już zapisała w budżecie, a Zachód przez
wojnę nie chce ich przyznać?
- Kredyty to jeszcze drobiazg. Zachód może nałożyć sankcje ekonomiczne na
Rosję.
Sami Rosjanie jednak tę wojnę - w przeciwieństwie do poprzedniej, z 1994
r. - wciąż popierają.
- Poparcie nie jest tak powszechne, jak mówi o tym oficjalna propaganda.
Tylko około 12 proc. Rosjan chciałoby iść na wojnę albo posłać na nią kogoś ze
swoich bliskich. Ale jednocześnie większość obywateli chce, by kontynuować walkę
z Czeczenami.
Skąd ta zmiana? Przecież w czasie tamtej wojny zdecydowana większość
społeczeństwa domagała się jak najszybszego pokoju.
- Tym razem Rosjanie dali się nabrać oficjalnej propagandzie na kilka
sztuczek. Ta wojna była nam bardzo umiejętnie podsuwana. Najpierw broniliśmy
własnego terytorium - Dagestanu - na które w sierpniu napadli Basajew i Chattab.
Kto może być przeciwny obronie własnego kraju przed agresją? Nikt. Sam byłem za.

Gdy Basajew wyszedł z Dagestanu, rosyjska armia weszła do Czeczenii i rosyjskie społeczeństwo jakby nie zauważyło,
że zaczęła się nowa wojna.
- Akurat wtedy wmówili nam, że wojsko realizuje kolejny cel, czyli
ustanowienie kordonu sanitarnego. W górach Dagestanu granicy nie da się
ustanowić i kontrolować. Tylko wyprowadzając wojska na równinę nad Terekiem,
można zapewnić bezpieczeństwo tej republice i sąsiednim regionom. Łatwiej i
taniej jest się bronić przed agresją zza dobrze ufortyfikowanego kordonu. Więc
znowu wszyscy za.
Potem armia podeszła do Groznego i wtedy podsunęli nam nowy cel - walkę z
terroryzmem. Znowu święta sprawa - kto może być przeciw?
I dopiero 31 grudnia Władimir Putin ogłosił, że naszym głównym celem jest to,
by nie dopuścić do rozpadu i poniżenia Rosji. Chodzi więc o utwierdzenie władzy
i utrzymanie Czeczenii w składzie Federacji
Rosyjskiej. Tego celu Rosjanie już z tak wielkim entuzjazmem nie przyjmują.
Jak to?! Gdyby Czeczenia odpadła od Rosji,
zaczęłaby się natychmiast reakcja łańcuchowa, o niezależność upomniałyby się
inne regiony.
- To mit. Przykład Czeczenii nie jest
zaraźliwy. Grozny zepsuł swoje stosunki z sąsiadami. Nie tylko z Dagestanem,
który najechali Basajew z Chattabem. Nawet z bratnią Inguszetią. Z całą
odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nikt, żaden region dziś nie chce pójść
drogą, którą wybrała Czeczenia. Przeciwnie - nigdy
w naszej historii regionalne elity nie orientowały się tak silnie na centrum jak
dziś. Kiedy latem wydawało się, że władzę nad Rosją przejmie Jewgienij Primakow,
przywódcy republik, krajów i obwodów gremialnie garnęli się pod jego sztandary.
Kiedy szala przechyliła się na stronę Putina, z nie mniejszym entuzjazmem
pociągnęli do jego obozu. Ja nie oceniam w tym miejscu ich cynizmu czy
konformizmu. Zwracam tylko uwagę na to, jak mocno prowincjonalne elity wiążą się
dziś z Moskwą. Siły odśrodkowe są u nas bardzo słabe.
Ale nie zaprzeczy Pan, że Czeczenia jest dla
Rosji źródłem infekcji. Przez ostatnie lata była czymś na kształt pirackiej
republiki, azylem i bazą dla wszelkiej maści przestępców.
- Czemu miałbym zaprzeczać. Ja zwracałem uwagę dokładnie na to samo w czasie
tamtej wojny, kiedy wszyscy naokoło zachwycali się Czeczenami, idealizowali komendantów polowych. Wtedy
niektórzy moi znajomi nie podawali mi ręki jako temu, który nie dość
zdecydowanie wspiera "dumnych górali".
Czeczenia jest, czy może do rozpoczęcia nowej
wojny była, taką właśnie czarną dziurą, ogniskiem infekcji, właśnie dzięki swemu
nieokreślonemu statusowi. Formalnie pozostaje częścią Federacji Rosyjskiej, więc
prawdziwą granicą odgrodzić się od niej nie możemy. Jednocześnie rosyjskie
prawa, żadne federalne instytucje na jej obszarze nie działają. Ukradziony na
terytorium Rosji samochód najłatwiej ukryć w Czeczenii. Drukować fałszywe dolary, nie narażając się
na żadne kłopoty - również tam. Produkcja chemicznych narkotyków - proszę
bardzo. A gdzie, jak nie w Czeczenii, trzymać
wziętych dla okupu zakładników? Ten region przekształcił się w piracką
republikę, bo Moskwa za wszelką cenę wolała utrzymać jego połowiczny status,
byle tylko formalnie go utrzymać.
A jakie miała wyjście? Przecież w Czeczenii
żadnych zmian przeprowadzić się nie uda, bo jej terytorium nikt nie kontroluje.
Nie ma tam z kim rozmawiać, nie ma na kogo postawić.
- To kolejny mit. Póki status Czeczenii
pozostaje nieokreślony, żadne elity zdolne do rozwiązywania strategicznych
zagadnień tam się nie wykrystalizują. Nie ma zadania - nie ma wyzwania. W
Holandii spotykałem się z Wachą Arsanowem, komendantem polowym. Ubrany był w
garnitur, elegancką koszulę. Wcale nie był przepasany taśmą z nabojami, za
posiłki płacił. Piliśmy wspólnie, opowiadał mi, że w czasie wojny omal mnie nie
zabił.
Ja nie mówię, że to akurat on. Nie mówię, że już dziś. Ale z czasem w Czeczenii może powstać elita, z którą można by dogadywać
się w ważnych sprawach i która byłaby zdolna odpowiadać za wypełnienie podjętych
zobowiązań. Ale tacy ludzie nie pojawią się tam, póki status Czeczenii będzie taki jak do tej pory i terytorium to
pozostanie ziemią obiecaną dla bandytów.
To wyzwanie pojawi się dopiero wtedy, kiedy republika zdobędzie czy uzyska
niepodległość?
- Przed deszczem bronić się można na dwa sposoby. Można strzelać z armat do
chmur. Można też otworzyć parasol. Rosja musi się bronić przed Czeczenią, która przez ostatnie lata stanowiła dla niej
źródło destabilizacji. Lepiej jednak, by broniła się nie w ten pierwszy, jak
teraz, lecz w drugi sposób. Byłem swego czasu zastępcą dyrektora Centrum
Analitycznego przy prezydencie Rosji. Opracowaliśmy wtedy dwa warianty
przyszłego statusu Czeczenii. Jeden - to
przyznanie jej niepodległości...
A drugi wariant?
- Przyznanie republice statusu - jak to się w Rosji określa - "zbuntowanego
terytorium". Oznaczałoby to, że Moskwa jednostronnie ogłasza Czeczenię obszarem, na którym nie obowiązują prawa
rosyjskie i obszar ten otacza granicą taką samą jak państwowa. Taki status tylko
tym różni się od statusu niepodległego państwa, że terytorium republiki nie jest
uznane za podmiot prawa międzynarodowego. Dziś co najmniej 40 państw na świecie
ma terytoria niepodporządkowane ich jurysdykcji - na przykład Południowy Cypr,
Naddniestrze. I wówczas miejscowe elity musiałyby wziąć na siebie
odpowiedzialność za kraj...
Który tak jak przez ostatnie lata nie byłby w stanie poradzić sobie z
żadnymi problemami, choćby zacząć podnosić z ruin miasta i przemysł...
- I znowu kolejny mit. Czeczeni bez żadnej
pomocy z zewnątrz postawili na nogi przemysł naftowy. Rocznie licząca - jak
oceniam - 600 tys. mieszkańców republika wydobywała 4 mln ton ropy...
Wydobywała czy kradła z rurociągu Baku - Noworosyjsk?
- Kradli, oczywiście. Ale - jak zapewnił minister paliw i energetyki Siergiej
Gienierałow - dopóki Rosjanie płacili Czeczenom za
transport ropy przez ich odcinek rurociągu, prezydent Asłan Maschadow uzupełniał
ubytki. Kazał dolewać tyle czeczeńskiej ropy, ile Czeczeni po drodze ukradli.
Po zakończeniu wojny i po zajęciu całego terytorium Czeczenii i tak przyjdzie ją odbudować. W tym roku
trzeba by wydać 5 mld rubli. W budżecie takich pieniędzy nie ma. Zostają więc
tylko tak zwane środki pozabudżetowe - a to w Rosji najbardziej tłuste kąski,
które się u nas zazwyczaj po prostu kradnie. I kogo Moskwa chce teraz wyznaczyć
do dzielenia tych funduszów - Bisłana Gantemirowa, byłego mera Groznego, który
do niedawna siedział w więzieniu za kradzież takich samych pieniędzy? Michaiła
Koszmana, szefa czeczeńskiego rządu za czasów prezydenta Doku Zawgajewa, kiedy
takie właśnie pieniądze były rozkradane?
Na Kaukazie toczy się wojna nie tylko o Grozny - także o Kreml. Kilka
miliardów rubli, które mogą być rozkradzione, to mała część stawki w grze o
wszystko...
- Wizerunek Putina, jego niewiarygodnie wysokie notowania jako pretendenta do
Kremla opierają się prawie wyłącznie na wojennych sukcesach. Nikt chyba nie może
mieć wątpliwości, że on jest wojennym kandydatem na prezydenta i jego sukces
uzależniony jest od tego, jak potoczą się wypadki na Kaukazie.
Ale ta wojna sprawia, że krystalizuje się nowy podział rosyjskich elit
politycznych. Dotychczasowa rywalizacja komunistów i antykomunistów przestaje
być ważna. Wyraźnie już widać, że komuniści nie wrócą. Teraz widzimy, jak
powstaje nowy dział wód. Z jednej strony zostają imperialiści, z drugiej
antyimperialiści. Można też powiedzieć, że to podział na tradycjonalistów i
modernizatorów, na mocarstwowców i zapadników.
Ci pierwsi uważają, że za każdą cenę - pieniędzy, krwi, żołnierskich ofiar -
trzeba utrzymać każdą piędź rosyjskiej ziemi. Drudzy uważają, że pora
zrezygnować z imperialnych ambicji i wyjść z kolonialnej pułapki, w której Rosja
tkwi od pokoleń.
Uważam, że ten krystalizujący się podział to bardzo poważny proces. Przez
długie lata będzie teraz decydował o tym, co dziać się będzie w Rosji i z Rosją.

Do tradycjonalistów, obok Putina, należy zaliczyć mera Moskwy Jurija Łużkowa,
wielu liderów Sojuszu Prawych Sił, część komunistów, którzy od dawna już
chętniej nazywają się "patriotami". A w obozie przeciwnym widzę Grigorija
Jawlińskiego, lidera Jabłoka, Siergieja Kowaliowa, siebie samego...
Siły absolutnie nierówne. Z jednej strony kohorta tak zwanych w Rosji
"polityków wagi ciężkiej", z drugiej Jawliński ze swoim Jabłokiem...
- ...niecałym, bo części liderów nawet tego demokratycznego, prozachodniego
ugrupowania milsze są tradycyjne hasła rosyjskiej mocarstwowości. Ale ta sama
wojna, która ma wynieść na szczyty władzy imperialistów, będzie pracować na
przeciwny im obóz. Kto wojną wojuje, od wojny ginie. W Czeczenii zaczęła się wojna partyzancka. Tak jak w
czasie poprzedniej wojny rozsiane po kraju garnizony ledwie są w stanie same się
obronić przed atakami przeciwnika. I tak jak w czasie poprzedniej wojny
partyzanci zadają naszym oddziałom największe straty. Coraz więcej rodzin, które
posłały na Kaukaz swoich synów, otrzymuje stamtąd cynkowe trumny. A to znaczy,
że coraz więcej Rosjan będzie się zastanawiać nad tym, czy warto za każdą cenę
bronić każdej piędzi imperium.
WSP. OLEG PANFIŁOW
* Emil Pain, dyrektor rosyjskiego Centrum Badań Etnologicznych i
Regionalnych, autor prac o stosunkach między grupami etnicznymi i konfliktach
socjalnych, w latach 1994-96 był wicedyrektorem prezydenckiego Centrum
Analitycznego. W roku 1996 z polecenia Borysa Jelcyna kierował grupą roboczą do
spraw zakończenia działań bojowych i uregulowania sytuacji w Czeczenii
[Hasła: rozmowa]

(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
20 15 Luty 2000 Rzecznika pod sąd
26 26 Luty 2000 Zbrodnia i mistyfikacja
19 14 Luty 2000 Walki i czystki
28 29 Luty 2000 Mamy herbatę
O ochronie konkurencji i konsumentów (USTAWA z dnia 15 grudnia 2000 r )
14 4 Luty 2000 Dziennikarz zamordowany
24 24 Luty 2000
Ust z dn 15 12 2000 O samorządach zawodowych architektów, inżynierów budownicwa oraz urbanistów
23 19 Luty 2000 Wyzwoliciele są ponad prawem
32 styczeń luty 2000
17 7 Luty 2000 Pinokia spadały na Grozny
18 14 Luty 2000 Ognie pod żelazną bramą
27 28 Luty 2000 Pięć tygodni zagadek
25 24 Luty 2000 Miały być manewry
16 5 Luty 2000 Śmierć Czeczena
72 15 Lipiec 2000 Może podli, ale nie głupi
22 19 Luty 2000 Byle załopotała flaga
NEXUS Nowe Czasy nr 11 2000 3 nfo
Energy 2000 Mix Vol 15 Tracklista

więcej podobnych podstron