Archiwum Gazety Wyborczej; Dziennikarz zamordowany?












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 29, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 2000/02/04, dział TEMATY
DNIA, str. 2
AP
NOT. IRENA LEWANDOWSKA;WITALIJ PORTNIKOW
Prowokacja rosyjskich wojskowych
Dziennikarz zamordowany?
Andriej Babicki, reporter Radia Swoboda - zatrzymany w Czeczenii przez rosyjskie służby specjalne pod zarzutem,
że pojechał tam bez akredytacji - miał wczoraj wrócić do Moskwy. Tymczasem - jak
podają agencje - został ponoć wymieniony na trzech rosyjskich jeńców. Nie
wiadomo, czy to prawda - i czy w ogóle jeszcze żyje

DLA GAZETY

WITALIJ PORTNIKOW
dziennikarz Radia Swoboda w Moskwie
Po wczorajszej konferencji prasowej Siergieja Jastrzębskiego, rzecznika
Putina ds. wojny w Czeczenii, jestem pełen
najgorszych przeczuć. Andriej Babicki był naprawdę świetnym i obiektywnym
reporterem. To on przywiózł z Czeczenii taśmy
filmowe, na których widać, co się tam rzeczywiście dzieje. Koła rządowe
oskarżyły wówczas Radio Swoboda, że jest po stronie Czeczenów - ale nasi dziennikarze po prostu informują.
Babickiego szczególnie ostro krytykowano, gdy rosyjska telewizja NTW nadała
jego film. Nawet po ingerencjach robił niezwykłe wrażenie. Ukazywał zupełnie
inną twarz wojny niż ta, którą codziennie oglądamy w oficjalnych mediach. Widać
było rosyjskich jeńców - kompletnie bezradnych, nieprzeszkolonych młodych
rekrutów.
Babicki wrócił do Czeczenii, gdzie go jakoby
aresztowano. Wojskowych można zrozumieć: byli wściekli, uważali, że ich obraził.
Więc zatrzymali dziennikarza, by postraszyć innych. To jednak wywołało gwałtowne
protesty, nie tylko naszych kolegów po fachu, ale - ponieważ Swoboda jest radiem
amerykańskim - również Departamentu Stanu USA. O Babickim mówiono podczas wizyty
Madeleine Albright w Moskwie. Dyrektor naszej rozgłośni otrzymał od
Jastrzębskiego zapewnienie, że los Babickiego rozstrzygnie się na najwyższym
szczeblu i że w tę sprawę zaangażuje się osobiście Władimir Putin. Na polecenie
premiera do Czeczenii wyjechał nawet p.o.
prokurator generalny Władimir Czajka.
I oto nagle słyszymy, że człowiek, którym interesowały się władze USA i
Rosji, którego los miał kontrolować sam Putin, został jako jeniec oddany Czeczenom - wbrew wszelkim obowiązującym w Rosji prawom.
Na dodatek pokazuje się jego jakoby własnoręczny list, z którego wynika, że
wszystko to dzieje się za jego zgodą, gdyż on, Andriej Babicki, ponad wszystko
pragnie, by Czeczeni zwolnili rosyjskich
żołnierzy.
Autorzy tej historii zdają się nie rozumieć konsekwencji tego, co mówią.
Jeśli wymienia się żołnierzy, to mamy do czynienia nie z jakąś operacją
antyterrorystyczną, lecz z wojną. Ale, co najważniejsze - nie wiadomo, co
naprawdę stało się z Andriejem. Nie mamy od niego żadnych wiadomości od chwili,
gdy opuścił Grozny. Wszystko, co wiemy, pochodzi ze źródeł wojskowych.
Osobiście mam poważne podejrzenia, że dokumenty, które nam się pokazuje, mają
na celu zatajenie tego, co z nim naprawdę zrobili dziesięć dni temu i do czego
bali się przyznać. Bali się, że ta informacja może doprowadzić do odwołania
wizyty pani Albright w Moskwie. A teraz, kiedy jest już po wizycie, można
machnąć ręką i powiedzieć: "szukajcie Babickiego u swoich Czeczenów". Można ich oskarżyć np. o to, że zabili
Babickiego. Nie ma dowodów? To bez znaczenia.
Jeśli, nie daj Boże, z Babickim stało się to, co najgorsze, to nam,
dziennikarzom pracującym w Rosji, grozi wielkie niebezpieczeństwo. A przyszłość
mediów - jeśli społeczeństwo nie przywoła do porządku rządzących, jeśli nie
ukróci się obecnych praktyk - rysuje się bardzo ponuro.


[podpis pod fot./rys.]
Andriej Babicki

(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: [e-mail]