Archiwum Gazety Wyborczej; Miały być manewry
WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?
informacja o czasie
dostępu
Gazeta Wyborcza
nr 46, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 2000/02/24, dział
ŚWIAT, str. 9
REUTERS
MARCIN WOJCIECHOWSKI; WJ
56. rocznica deportacji Czeczenów i
Inguszy z Kaukazu
Miały być manewry
Rozpoczynając deportację pół miliona Czeczenów i Inguszy 23 lutego 1944 r., Stalin nie zdawał
sobie sprawy, że tworzy kolejny mit, który będzie zagrzewał ludy Kaukazu do
walki o wyrwanie się spod panowania Rosji - pisze MARCIN WOJCIECHOWSKI
W styczniu 1939 r. gazeta "Izwiestia", organ rządu ZSRR, opublikowała
komunikat z okazji pięciolecia Czeczeno-Inguszetii. "Pięć lat temu, 13 stycznia 1934
r., dwa ludy Kaukazu: Czeczeni i Ingusze, bliskie
sobie językiem, kulturą i sposobem życia zjednoczyły się we wspólnym obwodzie
autonomicznym, przekształconym dwa lata później w radziecką socjalistyczną
republikę autonomiczną. Historia Czeczeno-Inguszetii to dziesięciolecia krwawej wojny
narodu kochającego wolność z kolonizatorami i burżuazją. Tymczasem tylko w ciągu
kilku lat władzy radzieckiej do kołchozów wstąpiło 92,7 proc. chłopów, prywatni
gospodarze przekazali państwu w użytkowanie wieczyste 400 tys. ha ziemi.
Rozwinięto przemysł naftowy. Otwarto dwie nowe stacje wydobywcze i dwie
rafinerie. Pod słońcem konstytucji stalinowskiej rozkwitła narodowa w formie, a
socjalistyczna w treści kultura narodu czeczeno-inguskiego. Wszystkie sukcesy udało się
osiągnąć w uporczywej walce z wrogami ludu - trockistami, bucharinowcami i
burżuazyjnymi nacjonalistami, próbującymi skrycie odebrać pracującym owoce
Wielkiej Rewolucji Październikowej".
Pół miliona w jedną noc
Skoro było tak dobrze, dlaczego pięć lat później, niemal w ciągu jednej nocy,
aresztowano prawie całe dwa narody, w sumie pół miliona ludzi, by wywieźć je do
Azji Środkowej i na Sybir? Do dziś nie ustalono, ile osób zginęło w tej akcji.
Rosyjski historyk emigracyjny urodzony w Czeczenii
Abdurachman Awtorchanow twierdzi, że w deportacji straciło życie ponad 200 tys.
górali. Większość, w tym kobiety i dzieci, zginęła podczas transportu trwającego
23 dni w przepełnionych, nieogrzewanych wagonach, bez jedzenia i wody. Wielu
Czeczenów, którzy przeżyli drogę, po wyrzuceniu z
wagonów wprost na kazachski step zapadło na tyfus i inne choroby. Kilkadziesiąt
tysięcy mężczyzn NKWD zamordowało w egzekucjach w samej Czeczenii.
Oto jak o deportacji opowiada jeden z ówczesnych studentów ewakuowanych
podczas wojny z Rosji na Kaukaz: "Przyjechałem do Groznego w 1943 r. Pod koniec
roku po mieście rozeszły się plotki, że Czeczeni i
Ingusze będą wysiedleni, ale nikt ich nie brał poważnie. W drugiej połowie
stycznia do Groznego zaczęły masowo przyjeżdżać ciężarówki z oddziałami NKWD i
regularnej armii. W gazetach pojawiły się informacje, że w górach będą manewry
wojskowe. >>Doprowadźmy drogi i mosty do stanu wzorowego!<<,
>>Wspierajmy Armię Czerwoną w górskich manewrach!<< - apelowała
prasa. Wojsko stacjonowało prawie we wszystkich wioskach. Każdy auł miał swój
maleńki garnizon. 23 lutego, w dniu Armii Czerwonej, żołnierze rozpalili
ogniska. Były tańce i śpiewy. Mieszkańcy wyszli na ulice. Po kilku godzinach
zabawy wojsko niespodziewanie zaczęło aresztować wszystkich mężczyzn. Niektórzy
mieli broń, zaczęła się strzelanina, ale NKWD wkrótce stłumiło opór. Kobiety
dostały rozkaz, że mają przez noc spakować rzeczy do wyjazdu".
Suworow za oszczędność
Na stacjach czekały już podstawione wcześniej wagony dla bydła. Ponieważ do
deportacji przewidziano prawie 460 tys. ludzi, dworce natychmiast się
zakorkowały. Ławrientij Beria, szef NKWD, który osobiście dowodził akcją,
rozkazał, by do wagonów ładowano o połowę więcej ludzi, niż przewidywała norma.
- Dzięki temu nie osłabimy zdolności transportowych kraju - tłumaczył. Za
oszczędność i sprawne dowodzenie akcją Stalin nagrodził go wysokim orderem
wojskowym im. Suworowa. Oddziały, które jeszcze prowadziły aresztowania w
górach, dostały rozkaz, by likwidować mężczyzn na miejscu. Do stajni kołchozu
im. Berii w górskim aule Chajbach spędzono 700 ludzi. Najmłodszy miał trzy lata,
najstarszy ponad sto. Budynki podpalono. Do dziś nie wiadomo, ile jest takich
miejsc w Czeczenii. Ci, którzy przeżyli, musieli
podpisać oświadczenie: "Zapoznano mnie z dekretem, że zostałem wysiedlony na
zawsze, bez prawa powrotu". Za samowolne opuszczenie zsyłki groziło do 20 lat
więzienia. Do śmierci Stalina skazano za to ponad 15 tys. Czeczenów. Z czasem na miejsce wysiedlonych przyjechali
przesiedleńcy z obwodu kurskiego i orłowskiego, które zostały mocno zniszczone
przez Niemców podczas wojny.
Po śmierci Stalina Chruszczow pozwolił wrócić góralom na Kaukaz i przywrócił
autonomię Czeczeno-Inguszetii. W 1958 r. w Groznym
doszło do starć powracających Czeczenów z
Rosjanami, którzy zajęli ich domy. Na polecenie Moskwy milicja nie
interweniowała i po kilku dniach sytuacja wróciła do normy. Do upadku ZSRR
podobne incydenty będą miały miejsce jeszcze kilka razy.
Czeczeni starali się o rehabilitację i
potępienie przez władze radzieckie rozkazu o deportacji wydanego 31 stycznia
1944 r. przez Państwowy Komitet Obrony ZSRR. W jego uzasadnieniu napisano:
"Wielu Czeczenów i Inguszy, sprowokowanych przez
agentów niemieckich, przyłączyło się do formacji zbrojnych, które wspólnie z
okupantem miały od tyłu uderzyć na cofającą się Armię Czerwoną. Ludność Czeczeno-Inguszetii nie okazała zdrajcom ojczyzny
wystarczającego sprzeciwu. Dlatego republikę należy zlikwidować, a mieszkańców
wysiedlić". W rzeczywistości Niemcy nigdy nie dotarli do samej Czeczenii. Zatrzymali się w sąsiedniej
Kabardyno-Bałkarii, której mieszkańcy rzeczywiście serdecznie przywitali
Wehrmacht, a nawet wręczyli gen. Ernstowi Koestringowi złotą uzdę w prezencie
dla Hitlera. Gdy generał obiecał rozwiązać kołchozy i zwrócić ziemię dawnym
właścicielom, Kabardyjczycy podarowali armii niemieckiej 2 tys. baranów i sto
koni słynnej rasy kabardyńskiej. Czy odium zdrajców spłynęło na Czeczenów dlatego, że jeszcze w latach 40. w górach
istniały oddziały partyzanckie, które od 1920 r. walczyły z bolszewikami?
My nie zapomnimy
Miano najbardziej niezłomnego narodu w ZSRR nadał Czeczenom Aleksander Sołżenicyn, autor "Archipelagu
Gułag", który zetknął się z nimi podczas swojego zesłania w Kazachstanie.
Niepokorność górali to jednak nie zawsze walka o niepodległość. Pod koniec lat
70. do Moskwy weszła kaukaska mafia, która ponad marzenia o wolności przedłożyła
duże pieniądze i wpływy. To m.in. dzięki jej pieniądzom emerytowany generał
lotnictwa Dżochar Dudajew, który 6 września 1991 r. ogłosił niepodległość Czeczenii, mógł stworzyć namiastkę państwa. Moskwa nie
interweniowała, bo Dudajew obalił komunistyczne władze Czeczenii, które podczas puczu Janajewa poparły beton
partyjny.
Jedną z pierwszych decyzji Dudajewa po wyborze na prezydenta Czeczenii jesienią 1991 r. było uznanie 23 lutego za
dzień żałoby narodowej. Dla uczczenia 50. rocznicy deportacji w Groznym
zbudowano mauzoleum z symbolicznymi grobami ofiar.
We wrześniu 1995 r. przyglądałem się demonstracji Czeczenów w Groznym, już kontrolowanym przez Rosjan,
zorganizowanej w czwartą rocznicę ogłoszenia niepodległości "Iczkerii".
Kilkanaście tysięcy ludzi przemaszerowało przez zrujnowane miasto pod mauzoleum.
Tłum, który śpiewał, krzyczał i tańczył, w jednej chwili ucichł. - Nie
zapomnimy! - krzyknął starzec w baraniej czapie na głowie, który stał na czele
pochodu. I pogroził ręką ciężarówce armii rosyjskiej, która przejeżdżała obok.
MARCIN WOJCIECHOWSKI
Korzystałem z książki Abdurachmana Awtorchanowa, "Ubijstwo Czeczeno-Inguszskowo Naroda", Monachium 1952
56 LAT PÓŹNIEJ...
Rosjanie twierdzą, że otoczyli niedobitki Czeczenów w rejonie miasteczka Szatoj, ich ostatniej
twierdzy. Rzekomo jest tam ok. 3 tys. partyzantów z prezydentem Asłanem
Maschadowem i Szamilem Basajewem na czele. "Nikt nam się nie wymknie" -
zapowiedział gen. Giennadij Troszew.
Partyzanci bagatelizują komunikaty rosyjskie. Mówią natomiast o ofiarach
wśród ludności cywilnej. - W ciągu ostatnich dwóch, trzech dni Rosjanie
zastrzelili wielu uchodźców - głównie kobiety i dzieci - którzy usiłowali
wydostać się z doliny rzeki Argun - powiedział nam przez telefon Rusłan,
czeczeński partyzant. - Najpierw ogłosili, że otwierają im drogę z będącej
neutralną strefą osady Duba-jurt do pozostającego pod rosyjską kontrolą
Cziri-jurtu. Po czym ostrzelali z dział i czołgów konwój ciężarówek i
samochodów. Trupy do dziś leżą na drodze. Rosjanie wciąż ostrzeliwują drogę. Na
zdjęciu wczorajsza demonstracja Czeczenów w
rocznicę deportacji na jednym z przejść granicznych do republiki kontrolowanych
przez rosyjskie siły specjalne.
WJ
(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
24 24 Luty 2000Miały być nowoczesne dowody osobiste wyszło jak zawsze26 26 Luty 2000 Zbrodnia i mistyfikacja13 24 Styczeń 2000 Jak na wiejskiej strzelnicy19 14 Luty 2000 Walki i czystki28 29 Luty 2000 Mamy herbatę14 4 Luty 2000 Dziennikarz zamordowany38 24 Marzec 2000 Starczy na długo37 24 Marzec 2000 Prezydent Putin23 19 Luty 2000 Wyzwoliciele są ponad prawem32 styczeń luty 200017 7 Luty 2000 Pinokia spadały na Grozny18 14 Luty 2000 Ognie pod żelazną bramą27 28 Luty 2000 Pięć tygodni zagadek25 (24)32 24 Luty 1995 Solidarność z Czeczenią15 4 Luty 2000 Nowe rozdanie kart20 15 Luty 2000 Rzecznika pod sąddictionary 25 24więcej podobnych podstron