Drzewiecki Seksualność błogosławieństwo czy przekleństwo


ks. Marek Dziewiecki

W serii KIEROWNICTWO DUCHOWE
ukazały się książki:
o. Anselm Griin OSB v Zamienić rany w perły
o. Anselm Griin OSB Bóg w mojej historii życia
o. Mieczysław Kożuch SJ Jak korzystać z kierownictwa duchowego
o. Amedeo Cencini FdCC Od wychowania dojormacii
o. Pierre-Marie Delfieux Jak modlić się w "gwarze miasta"?

Seksualność - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Wydawnictwo SALWATOR Kraków

Wstęp
Redakcja.
Edyta Manecka-Sztok




Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Grzegorz Sztok
Projekt okładki ....... ,
Wydawnictwo SALWATOR '
Na okładce "*
Francesco Fuńn\,Adam i Ewa w ziemskim raju
Tekst pochodzi z sesji, która odbyta się
w Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów
w Krakowie (7-9 maja 2004 r.)
Imprimi potest
ks. Jerzy Madera SDS, prowincjał
l.dz. 176/P/04
Kraków, dnia 26 kwietnia 2004 r.
i 2004 Wydawnictwo SALWATOR
ISBN 83-89289-46-6
Wydawnictwo SALWATOR
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
tel. (0-12) 260-60-80, fax (0-12) 269-17-32
e-mail: wydawnictwo@salwator.com
www.salwator.com

Chrześcijaństwo widzi ludzką seksualność w sposób bardzo pozytywny. W Piśmie Świętym ukazywana jest ona jako jeden z symboli miłości Boga do człowieka. Jej sensem jest bowiem wyrażanie najbardziej niezwykłej miłości, jaka może zaistnieć miedzy mężczyzną a kobietą, a mianowicie miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Pozytywne patrzenie na ludzką seksualność nie wyklucza jednak realizmu w tej dziedzinie. W taki właśnie pozytywny, a jednocześnie realistyczny sposób Kościół patrzy na seksualność człowieka. Z jednej strony ostrzega przed zagrożeniami i krzywdami w tej dziedzinie. Z drugiej ukazuje wielkość człowieka, który jest zdolny do tego, by kierować własną seksualnością w sposób świadomy i odpowiedzialny, a zatem własną mocą. Bez sięgania po substancje chemiczne. Bez popadania w uzależnienia. Bez wyrządzania krzywdy sobie i innym ludziom.

Po grzechu pierworodnym nikomu nie jest łatwo w dojrzały sposób kierować seksualnością. Porażki w tej dziedzinie okazują się wyjątkowo dotkliwe i bolesne. Prowadzą do dramatycznych krzywd, grzechów, uzależnień, patologii, przestępstw, a nawet do fizycznej śmierci. W odniesieniu do sfery seksualnej nie istnieje zatem obszar neutralny. Człowiek, który nie kieruje swoją seksualnością w dojrzały sposób, sprawia, że staje się ona dla niego miejscem cierpienia i przekleństwa, zamiast być miejscem radości i błogosławieństwa. Kościół przypomina współczesnemu człowiekowi, że dojrzale przeżywana i wyrażana seksualność jest sposobem wyrażania wiernej i wyłącznej miłości małżeńskiej oraz miejscem odpowiedzialnego przekazywania życia. Natomiast seksualność przeżywana w sposób oderwany od prawdy, miłości i płodności staje się miejscem wyrażania przemocy (np. gwałt czy molestowanie seksualne) i przekazywania śmierci (np. choroba AIDS czy aborcja).
Niniejsza publikacja składa się z dwóch części. Część pierwsza demaskuje takie sposoby przeżywania i wyrażania seksualności, które sprzeciwiają się Bożemu zamysłowi i które w konsekwencji pro-

wadzą do konfliktów i krzywd. Część druga opisuje warunki, które trzeba spełnić, aby osiągnąć dojrzałą integrację seksualną, czyli aby zharmonizować tę sferę życia z naturą i godnością człowieka, który jest powołany do życia w świętości i wolności dzieci Bożych.

Część l
Bolesne oblicza ludzkiej seksualności

1. Seksualność bez prawdy
Tchórzostwo wobec prawdy
Istnieje bezpośredni związek między sposobami myślenia danego człowieka o sobie i o sensie ludzkiego życia a sposobami wyrażania swego człowieczeństwa i swojej seksualności. Zaburzone myślenie prowadzi do zaburzonych zachowań i krzywd. Człowiek jest istotą rozumną, ale może korzystać ze swojej zdolności myślenia nie po to, by szukać prawdy, lecz po to, by od niej uciekać. Może tak bardzo manipulować własnym myśleniem, że zaczyna nałogowo oszukiwać samego siebie i może doprowadzić się do śmierci. Przykładem są tu alkoholicy czy narkomani, którzy w większości przypadków tak długo wmawiają sobie, że nie są uzależnieni, aż umierają. Podobnie większość umierających na AIDS to ludzie, którzy wmawiali sobie, że prezerwatywa gwarantuje im "bezpieczny" seks.
11

Oszukiwanie samego siebie doszło obecnie do takich rozmiarów, że logiczne myślenie na temat człowieka i jego zachowania stało się "niepoprawne" politycznie, a rodzice i nauczyciele boją się przypomnieć swoim wychowankom (a może i samym sobie?) nawet o tak oczywistym fakcie jak ten, że czystość przedmałżeńska i wierność małżeńska to jedyne sposoby, które skutecznie chronią przed AIDS oraz przed wszystkimi innymi bolesnymi konsekwencjami zaburzonej seksualności. Tchórzostwo współczesnego człowieka wobec prawdy o sobie i o własnym postępowaniu doszło już do takiego stopnia, że nawet cenzurujemy język, którego używamy. Dla przykładu, nie wypada obecnie powiedzieć, że ktoś kłamie, tylko że mówi prawdę inaczej, albo że ktoś zabija własne dziecko, tylko że "rozwiązuje" swoje problemy społeczne czy finansowe. Okazuje się, że o ile w systemach totalitarnych ludzie boją się mówić to, co myślą, o tyle w "nowoczesnych" demokracjach boją się myśleć. Mają oczy, które nie widzą, i uszy, które nie słyszą. Uciekają od prawdy o własnym postępowaniu. Naukowcy z dumą twierdzą, że żyjemy w społeczeństwie informatycznym, które opiera się na wy-
12
mianie wiedzy. Tymczasem współczesne społeczeństwo opiera się na wymianie wiedzy na temat świata zewnętrznego oraz na wymianie fikcji na temat człowieka!
W konsekwencji modne są współcześnie zupeł
nie absurdalne ideologie i mity na temat człowie
ka i jego życia. Najgroźniejszym z tych mitów jest
przekonanie, że istnieje łatwe do osiągnięcia szczę
ście: bez Boga, bez zasad moralnych, bez miłości,
prawdy i odpowiedzialności, bez czujności i dys
cypliny. Kto ulega takiemu mitowi, ten powtarza
dramat grzechu pierworodnego, który polegał na
iluzji, że człowiek potrafi bez Boga - a nawet wbrew
Niemu - odróżnić to, co go rozwija od tego, co
go niszczy. Tymczasem bez Boga potrafimy jedy
nie mylić dobro ze złem i czynić zło. Współczesne
mity i iluzje mówią, że każdy ma "swoją" prawdę,
że wszystko należy tolerować (może z wyjątkiem...
Kościoła katolickiego), że wszyscy powinni żyć na
luzie, kierować się popędami, emocjami i sponta
nicznością, że istnieje wychowanie bez stresu, że
szkoła powinna być neutralna światopoglądowo, że
wolność to czynienie tego, co łatwiejsze, a nie tego,
co wartościowsze.

13



Ucieczka od prawdy o człowieku w nieuchronny sposób prowadzi do ucieczki od prawdy o ludzkiej seksualności. Także w tej sferze wiele jest ideologicznych manipulacji i groźnych mitów. Jednym z takich absurdalnych mitów jest twierdzenie, że zachowania w sferze seksualnej to prywatna sprawa każdego człowieka. Tymczasem mogą być one tak szkodliwe, że większość z nich zakazana jest kodeksem karnym, a nie tylko normami moralnymi. Inny mit głosi, że sensem ludzkiej seksualności jest zaspokajanie doraźnej przyjemności bez żadnych zobowiązań i konsekwencji. A jednak kierowanie się doraźną przyjemnością prowadzi do uzależnień seksualnych i przestępstw. Popatrzmy na inne istotne prawdy o ludzkiej seksualności, od których współczesny człowiek ucieka.
Seksualność "termometrem" dojrzałości
Nie jest przypadkiem fakt, że niektórzy ludzie nie mają z własną seksualnością większych problemów i nie pozwalają się skrzywdzić w tej dziedzinie. Inni natomiast zupełnie nie radzą sobie z tą sferą, popadając w uzależnienia, choroby, załamania psychiczne, przestępstwa czy stany samobójcze. Obo-

14
wiązuje tu bowiem zasada, że sposób przeżywania i wyrażania własnej seksualności ściśle wiąże się z ogólną kondycją danej osoby, z jej sposobem przeżywania siebie i własnego życia.
Im bardziej człowiek jest dojrzały w sterze psychicznej, moralnej, duchowej, religijnej i społecznej, tym łatwiej przychodzi mu dojrzale kierować swoją seksualnością. Im więcej miłości doświadcza oraz im bardziej potrafi kochać, tym jest spokojniejszy i rozważniejszy w sferze seksualnej. Z kolei, im bardziej ktoś jest niedojrzały i nieszczęśliwy, im mniej doświadcza miłości od swoich bliskich oraz im mniej potrafi kochać, tym większe przejawia problemy, napięcia i trudności w sferze seksualnej. Z tego właśnie powodu przykazanie "Nie cudzołóż" jest szóstym, a nie pierwszym przykazaniem. Aby rozsądnie kierować własną seksualnością, trzeba przede wszystkim respektować pierwszych pięć zasad, które proponuje nam Dekalog. Trzeba uważać, by w miejsce Boga nie postawić żadnej osoby, rzeczy czy przyjemności (przykazania 1-3). Trzeba mieć dojrzałe więzi rodzinne oparte na miłości, wzajemnym szacunku rodziców i dzieci oraz na poczuciu bliskości

15



i bezpieczeństwa (czwarte przykazanie). Trzeba także zająć dojrzałą postawę wobec życia i zdrowia własnego oraz innych ludzi (piąte przykazanie). Jeśli ktoś ubóstwia siebie, innych ludzi albo jakąś chwilową przyjemność, jeśli ma zaburzone więzi rodzinne albo lekceważy zdrowie i życie, jeśli kłamie i kradnie, to nie jest w stanie rozsądnie kierować swoją seksualnością.
Dla ludzi nieszczęśliwych i żyjących poza miłością sfera seksualna staje się wręcz chorobliwie atrakcyjna, a to z kilku powodów. Po pierwsze, przyjemność seksualna wydaje im się jedyną czy główną drogą do szczęścia, za którym bardzo tęsknią i którego nie są w stanie osiągnąć. Po drugie, seksualność jest dla takich ludzi jednym ze sposobów odreagowania napięć i niepokojów, których jest przecież wiele w życiu szczególnie tego, kto nie kocha i nie czuje się kochany. Po trzecie, ludzie nieszczęśliwi dramatycznie zawężają swoje pragnienia i aspiracje, gdyż nie czują się na siłach, by dążyć do miłości, prawdy, świętości czy radości życia. Stają się coraz bardziej podatni na nałogi. Chętnie sięgają po nikotynę, alkohol, narkotyki czy seks. Zaburzona aktywność seksualna nie wynika wtedy

16
z tego, że młodzi odczuwają wyjątkowo silny popęd, ale z tego, że są nieszczęśliwi i próbują za pomocą seksualności odreagować swoje napięcia psychiczne, moralne czy społeczne. Nastolatkom tym bardziej grozi masturbacja, współżycie przedmałżeńskie czy sięganie po pornografię, im bardziej żyją poza szczęściem i miłością, im więcej przeżywają napięć, niepokojów i konfliktóww domu rodzinnym, w szkole, w grupie rówieśników czy znajomych, a także w relacji z samym sobą. Seksualność może być zatem drogą błogosławieństwa jedynie dla ludzi szczęśliwych i umiejących kochać. Istnieje wyraźna analogia między zaburzoną seksualnością, typową dla ludzi nieszczęśliwych, a narkotykiem. Po pierwsze, zarówno aktywność seksualna ludzi nieszczęśliwych, jak i sięganie po narkotyk ma na celu odreagowanie bolesnych napięć i niepokojów oraz poszukiwanie choćby chwili zadowolenia, którego brakuje im w codziennym życiu. Po drugie, zarówno od niedojrzałej seksualności, jak i od narkotyku człowiek szybko się uzależnia, popadając w dramatyczne zaburzenia i cierpienia. Po trzecie, zarówno na niedojrzałej seksualności, jak i na narkotykach można dużo zarobić. Właśnie


17


dlatego sprzedawcy śmierci sugerują, że istnieją tzw. "miękkie" narkotyki, a sprzedawcy pornografii, prostytucji czy antykoncepcji mówią, że w dziedzinie seksualnej żadne zachowania nie są szkodliwe albo że prezerwatywa gwarantuje "bezpieczny" seks. W obu przypadkach powodem kłamstw i manipulacji jest chęć zdobycia nieszczęśliwego, a przez to "dobrego" i "wiernego" klienta, któremu można sprzedać najbardziej toksyczne towary i na którym można dużo zarobić.
Toksyczni "wychowawcy" i toksyczne iluzje
Obecnie jednym ze zdumiewających zjawisk jest to, że im więcej osób uważa się za specjalistów w uczeniu nas drogi do szczęścia i satysfakcji, tym więcej jest wśród nas ludzi nieszczęśliwych, poranionych i bezradnych. Dzieje się tak z kilku powodów. Sztuki szczęśliwego życia próbują nas bowiem uczyć ci, którzy sami żyć nie umieją, np. znerwicowani pedagodzy, skorumpowani politycy, roz-wiedzeni seksuolodzy czy negujące własną płeć feministki. Ponadto większość współczesnych "specjalistów" od szczęśliwego życia popełnia ten sam błąd, czyli obiecuje nam łatwe szczęście, nie

18

istniejące przecież na tej ziemi. Poza tym współcześnie dominuje kultura ponowczesności, która pod mile brzmiącym hasłem "wyzwolenia" człowieka od wszelkich norm moralnych, społecznych i religijnych w rzeczywistości prowadzi do nowych form niewolnictwa, uzależnień i cierpień na nieznaną wcześniej skalę. Innymi słowy, coraz częściej proponowane są nieszczęsne pomysły na osiągnięcie szczęścia. Popatrzmy na kilka typowych przykładów.
Pierwszy z oczywistych błędów polega na przekonaniu, że dążenie do szczęścia jest najlepszym sposobem na jego osiągnięcie. Tymczasem w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, gdyż szczęście nie jest osiągalne wprost. Jest ono konsekwencją życia opartego na miłości i prawdzie, wolności i odpowiedzialności, szlachetności i dojrzałości. Ktoś, kto za wszelką cenę dąży do osiągnięcia szczęścia, nie stara się kochać, być ofiarnym czy stawiać sobie koniecznych wymagań. Skupia się jedynie na tym, co wydaje mu się w tym momencie miłe, łatwe i przyjemne, nie wymagające wysiłku ani pracy nad sobą. Ktoś taki postępuje w sposób, który oddala go od szczęścia. Staje się


19


nadmiernie skoncentrowany na samym sobie, na własnych odczuciach, przeżyciach i potrzebach. Takie przesadne, czasem chorobliwe skupianie się na sobie i na dążeniu do szczęścia prowadzi do coraz większych lęków, napięć i rozczarowań.
Drugi naiwny pomysł na szukanie szczęścia polega na myleniu przyjemności ze szczęściem. Szczęście to jednak coś znacznie więcej niż przyjemność. Chwilowa przyjemność jest pospolita, gdyż może ją osiągnąć każdy, nawet jeśli jest niedojrzały, ma zaburzenia czy załamania. Natomiast radość jest arystokratyczna, gdyż może jej doświadczyć tylko ten, kto kocha. Aby osiągnąć doraźną przyjemność, wystarczy zjeść coś, co nam smakuje, zaspokoić jakieś odruchy popędowe albo wstrzyknąć sobie narkotyk. Jednak żadna przyjemność nie gwarantuje szczęścia. Przeciwnie, prowadzi do zawężenia pragnień i uzależnień, a w konsekwencji do cierpienia, a nawet śmierci. Tak się dzieje w przypadku tych, którzy dla chwili przyjemności sięgają po alkohol czy narkotyk albo decydują się na współżycie seksualne kosztem zdrowia i sumienia. W dzieciństwie każdy z nas przeszedł etap kierowania się wyłącznie tym, co sprawia przyjem-
20

ność. Dla niemowlęcia taka postawa jest czymś normalnym. Jednak powinna być ona tylko etapem w rozwoju, a nie sposobem na całe życie. Szczęście jest osiągalne tylko dla tych, dla których miłość, prawda, wierność i odpowiedzialność to coś znacznie ważniejszego niż chwilowa przyjemność. Cywilizacja oparta na doraźnej przyjemności jest nie tylko cywilizacją uzależnień i śmierci, jest też cywilizacją rozpaczy. To jest przecież rozpaczliwa sytuacja, gdy największą aspiracją człowieka nie jest miłość, prawda, wolność, odpowiedzialność i trwała radość, lecz jedynie chwilowa przyjemność.
Kolejny nieszczęsny pomysł na szukanie szczęścia polega na wmawianiu sobie, że każdy sposób postępowania jest równie dobry i że człowiek sam potrafi odróżnić to, co go rozwija, od tego, co go krzywdzi i co oddala go od szczęścia. Tymczasem bez pomocy Boga człowiek potrafi jedynie mylić dobro ze złem i oszukiwać samego siebie. Kierowanie się subiektywnymi przekonaniami, zamiast prawdą i zdrowym rozsądkiem, prowadzi do rozczarowań i cierpień. Człowiek bowiem potrafi oszukiwać samego siebie. Niektórzy oszukują samych siebie tak długo i tak okrutnie, że z tego


21


powodu umierają. Tak właśnie czyni większość alkoholików czy narkomanów, którzy nawet w obliczu śmierci nadal wmawiają sobie, że nie są uzależnieni i że alkohol czy narkotyki wcale ich nie niszczą. Równie okrutnie oszukują siebie ci, którzy wmawiają sobie, że prezerwatywa gwarantuje im "bezpieczny" seks. Część z nich płaci za taką naiwność najwyższą cenę: śmierć z powodu choroby AIDS. Okazuje się, że w dyktaturze ludzie boją się mówić to, co myślą, a w demokracji boją się myśleć. Boją się zwłaszcza myśleć o sobie i własnym postępowaniu.
Jeszcze jednym z naiwnych sposobów szukania szczęścia jest przekonanie, że aby być szczęśliwym, trzeba "uwolnić się" od małżeństwa i rodziny. Tymczasem tylko w szczęśliwej i trwałej rodzinie można znaleźć poczucie bezpieczeństwa i optymalne warunki rozwoju. Niemniej groźnym mitem jest przekonanie, że związki homoseksualne są tak samo dobrą drogą do szczęścia, co związek kobiety i mężczyzny. Jednak ludzie żyjący w takich związkach są okaleczeni psychicznie (mają zaburzoną postawę wobec osób odmiennej płci) oraz fizycznie (nie mogą mieć własnych dzieci). Ponadto badania wy-
22


kazują, że u tych osób występują także zaburzenia w relacjach z osobami własnej płci, dlatego statystyczny homoseksualista przyznaje się do posiadania od kilkuset do kilku tysięcy "partnerów". W tej sytuacji ewentualna legalizacja "związków" homo-seksualnych byłaby legalizacją fikcji. Od szczęścia oddala także mit, że "wolne związki" są równie dobrą drogą do szczęścia jak małżeństwo. W rzeczywistości "wolne związki" nie istnieją, tak jąknie istnieje sucha woda czy kwadratowe koło. To wewnętrznie sprzeczne wyrażenie jest używane przez tych, którzy żyją w związkach nietrwałych, niewiernych i niepłodnych; w związkach, w których mogą doświadczyć jedynie chwilowej przyjemności, ale w których nigdy nie znajdą trwałego szczęścia.
Kolejny nieszczęsny sposób na szukanie szczęścia polega na przekonaniu, że aby być szczęśliwym, trzeba "wyzwolić" się od wszelkich norm i zasad moralnych. Tymczasem normy moralne chronią nas przed wyrządzaniem krzywdy sobie i innym ludziom oraz pokazują najpewniejszą drogę do osiągnięcia trwałego szczęścia. Podstawową przyczyną odrzucania norm moralnych jest fakt, że po grzechu pierworodnym łatwiej jest człowie-
23

kowi czynić zło, którego nie chce i które oddala go od szczęścia, niż dobro, którego pragnie i które przynosi trwałą radość. Gdyby łatwiejsze było czynienie dobra, to nikt z ludzi nie wyrządzałby sobie krzywdy i nie negowałby wartości, których zasadność jest zupełnie oczywista i potwierdzona codziennym doświadczeniem. Zwykle najpierw następuje odrzucenie jakiegoś dobra, którego osiągnięcie jest trudne, albo jakiejś prawdy, która stawia człowiekowi wymagania, a dopiero później następuje odrzucenie norm i wartości, które owe dobro lub ową prawdę chronią. W ten sposób jednak oddalamy się od szczęścia.
Wszystkie zasygnalizowane wyżej naiwne sposoby szukania szczęścia mają wspólną cechę - obiecują osiągnięcie łatwego szczęścia: bez Boga, bez zasad moralnych, bez zobowiązań, bez dyscypliny i pracy nad sobą. Pokusa szukania tego typu "szczęścia" to najbardziej niebezpieczna pułapka, jaką człowiek może zastawić na samego siebie. W taką właśnie pułapkę wpadli ludzie na początku historii ludzkości. Grzech pierworodny polegał na przekonaniu, że człowiek własną mocą potrafi odróżnić dobro od zła i że wystarczy złamać Boże nor-
24


my, aby samemu stać się jak Bóg. Czyż można wymyślić sobie łatwiejszą drogę do szczęścia? Okazało się jednak, że takie łatwe szczęście, według recepty człowieka, po prostu nie istnieje. W rzeczywistości mamy do wyboru tylko dwie możliwości: łatwe nieszczęście (oparte na czynieniu tego, co przychodzi mi w sposób łatwy i spontaniczny lub trudne szczęście (oparte na czynieniu tego, co mnie rozwija i co przynosi mi prawdziwą satysfakcję).
Szczęśliwy może być tylko ten, kto rozumie, że więź z Bogiem oraz kierowanie się Bożymi wartościami i przykazaniami to nie jakiś zbędny ciężar czy przejaw naiwności, ale zaszczyt i wyróżnienie oraz najpewniejsza droga do trwałego szczęścia. Nieszczęściem jest sytuacja, gdy ktoś rezygnuje z więzi z Bogiem albo gdy lekceważy normy i wartości, które Bóg proponuje. Taki człowiek zaczyna bowiem żyć poza miłością i prawdą, traci wolność i zdrowy rozsądek, radość życia i nadzieję na dobrą przyszłość. Oddala się w ten sposób od szczęścia i staje się bezradny wobec własnego życia, a także wobec własnej seksualności.

25
Toksyczne mity o ludzkiej seksualności
Jedną z cech naszej cywilizacji jest bezkrytyczne i natrętne promowanie mitów dotyczących ludzkiej seksualności. Mit pierwszy głosi, że wszystkie zachowania w sferze seksualnej są tak samo dobre i że ta sfera jest wyłącznie prywatną sprawą każdego człowieka. Mit ten jest nadal podtrzymywany, mimo że jest absurdalny i sprzeczny z oczywistymi faktami. Faktem jest przecież, że znaczna część zachowań seksualnych jest aż tak bardzo szkodliwa, że nie tylko narusza normy moralne, ale jest również zakazana przez kodeks karny. Oczywistym faktem jest również to, że niektóre zachowania seksualne prowadzą nie tylko do przestępstw, ale także do zranień fizycznych i psychicznych, do nałogów i uzależnień, do zaburzeń psychicznych i chorób fizycznych.
Inny, modny obecnie, mit głosi, że to badania naukowe powinny decydować o tym, które zachowania w sferze seksualnej są prawidłowe i roztropne. Jednak badania naukowe mogą jedynie rejestrować to, jak zachowują się poszczególni ludzie czy grupy społeczne. Nauki empiryczne nie są na- \ tomiast w stanie określić, które zachowania są dój- : rzałe oraz jaki jest ostateczny sens ludzkiej seksu-
26

alności. Ponadto coraz częściej okazuje się, że badaniami naukowymi się manipuluje, czyli że są one podporządkowane interesom sponsorów, a nawet samych badaczy. Naukowcy nie szukają wtedy prawdy, ale próbują "udowadniać" przyjęte z góry tezy. Jeśli badania skuteczności stosowania prezerwatyw przeprowadzane są za pieniądze producentów, to z góry wiadomo, że muszą one "wykazać" niezwykłą niezawodność tych produktów. Inaczej honorarium dla "naukowców" będzie niewielkie. Ostatnio słynny stał się skandal związany z "badaniami" Kinsey'a na temat typowych zachowań seksualnych w społeczeństwie amerykańskim. Okazało się, że "badał" on głównie osoby z zaburzeniami, więźniów i przestępców seksualnych, a celem takich "badań" było "naukowe udowodnienie", że wszystkie zachowania seksualne są jednakowo dobre, łącznie z seksualnym wykorzystywaniem dzieci i innymi patologiami (por. J. Reisman, E. Eichel, Kinsey - seks i oszustwo, Wydawnictwo A.M. Dy-bowski, Warszawa 2002).
Kolejnym modnym mitem jest twierdzenie, że prezerwatywa gwarantuje "bezpieczny" seks, czyli że można współżyć z kimkolwiek i w jakikolwiek
27

sposób bez żadnych negatywnych konsekwencji. W rzeczywistości prezerwatywa to rodzaj rosyjskiej ruletki albo opóźniacza śmierci, gdyż może ona jedynie opóźniać zarażenie się chorobami przekazywanymi drogą płciową. Nie może natomiast przed tymi chorobami uchronić. Większość ludzi umierających na AIDS to osoby, które uwierzyły w mit o "bezpiecznym" seksie, który miała gwarantować prezerwatywa. W rzeczywistości nic poza czystością przedmałżeńską i wiernością małżeńską nie może zapewnić nam bezpiecznego seksu i uchronić przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. Z AIDS związany jest kolejny nieszczęsny mit. Środowiska homoseksualistów-a zatem osób najbardziej dotkniętych tą chorobą - próbują wmówić samym sobie oraz innym, że głównym problemem ludzi chorych na AIDS jest brak akceptacji ze strony społeczeństwa. A prawdziwym problemem tych ludzi jest fakt, że umierają i że już do śmierci powinni zachować całkowitą wstrzemięźliwość seksualną, aby nie zarazić tą śmiertelną chorobą innych osób.
Wiele absurdalnych mitów związanych jest także z aborcją. Jednym z nich jest twierdzenie, że
28


nienarodzone niemowlę, w łonie swojej matki, nie jest jeszcze człowiekiem. Podobnie cyniczny mit to przekonanie, że dobrze przeprowadzona aborcja nie jest krzywdą dla matki. Oba te mity są w oczywistej sprzeczności z wiedzą medyczną. Kolejny mit to twierdzenie, że aborcja wynika z prawa kobiety do decydowania o tym, czy chce być matką, czy też nie. Tymczasem aborcja dotyczy wyłącznie tych kobiet, które są już matkami. W tej sytuacji mogą one jedynie decydować o tym, czy być matką dziecka żywego czy też zabitego. Następny mit to przekonanie, że problemem nie jest sama aborcja, a jedynie niebezpieczne warunki jej przeprowadzenia. Tak rozumując, trzeba by pozwolić na legalne dokonywanie nie tylko aborcji, ale także kradzieży, gdyż dopóki kradzież jest zakazana prawem, to złodzieje "muszą" dokonywać jej w niebezpiecznych dla zdrowia i życia warunkach (przeskakują przez ogrodzenie, uciekają przed policją, bywają ranieni czy zabijani przez broniącą siebie i dobytku ofiarę).
Z problemem aborcji związany jest też wyjątkowo cyniczny mit, a mianowicie, że lekarze powinni rozwiązywać problemy społeczne, psychiczne czy

29
materialne kobiet, które oczekują narodzin dziecka. Jedynym zadaniem służby zdrowia jest leczenie chorych ludzi, a nie rozwiązywanie ich problemów pozamedycznych. Jeśli mama oczekująca narodzin swojego poczętego dziecka ma problemy natury społecznej, psychicznej czy materialnej, to lekarz powinien skierować ją do odpowiednich instytucji czy osób (ośrodek pomocy społecznej, psycholog, ksiądz, fundacje związane z ochroną matek i dzieci), a nie zabijać jej dziecko i kaleczyć jej organizm.
Niemniej absurdalny mit polega na żądaniu, by "nie dyskryminować" homoseksualistów, czyli by w imię "tolerancji" i "równości" praw uznać związki homoseksualne za coś tak samo dobrego, jak związek małżeński kobiety i mężczyzny. Gdyby się z tym zgodzić, to wszystkie możliwe formy związków międzyludzkich trzeba by akceptować i uznać za równie wartościowe. A zatem także zakazane prawem związki seksualne osób dorosłych z dziećmi czy poligamię. Trzeba by również przyznać prawa małżeńskie pojedynczym osobom, które mogą przecież uznać się za jednoosobowe małżeństwo! Sprzeciw wobec związków homoseksualnych nie
30
wynika z braku tolerancji, ani nie jest przejawem dyskryminacji, lecz wypływa z faktu, że społeczeństwo oparte na takich związkach byłoby po prostu skazane na wymarcie. Nie można zatem traktować takich związków na równi z małżeńskim związkiem kobiety i mężczyzny, bez których nie może istnieć żadne społeczeństwo i bez których możemy zbudować jedynie cywilizację śmierci. Tymczasem homoseksualiści nadal próbują uzyskać przywileje, które stworzą im komfort bycia homoseksualistą. Niestety takich okrutnych i cynicznych mitów dotyczących ludzkiej seksualności jest dużo więcej. Są one nadal głoszone w telewizji, radiu i czasopismach, a także przez niektórych seksuologów, ginekologów, a nawet wychowawców, mimo że absurdalność tych poglądów jest oczywista. Podtrzymywanie takich przekonań jest nie tyle przejawem naiwności, ile raczej wynikiem świadomej manipulacji ze strony tych, którzy zarabiają na chorej seksualności. Producenci oraz sprzedawcy pornografii i antykoncepcji, lekarze dokonujący aborcji, osoby związane z prostytucją, seksuolodzy i terapeuci leczący zaburzenia seksualne to przykłady środowisk i osób, które szukają swoich klientów

31



wśród ludzi zniewolonych w sferze seksualnej. Takie osoby i środowiska chętnie wymyślają różne iluzje, dzięki którym łatwiej jest im poszerzyć krąg nieszczęśliwych klientów, którzy kupią oferowane przez nich toksyczne towary czy usługi.
Seksualnymi mitami posługuje się obecnie wielu twórców reklam i filmów, przez co środki społecznego przekazu stają się coraz częściej miejscem przemocy i molestowania seksualnego oraz promowania zaburzonych i chorych postaw. Zdarza się i tak, że zajęcia szkolne w ramach przygotowania do życia w rodzinie, prowadzone przez nieodpowiedzialnych czy niekompetentnych nauczycieli stają się miejscem demoralizacji i przemocy seksualnej wobec dzieci i młodzieży. W tej sytuacji tylko ci młodzi, którzy potrafią krytycznie myśleć i wyciągać logiczne wnioski z obserwacji życia swojego oraz innych ludzi, mają szansę zająć rozsądną postawę w sferze seksualnej. W przeciwnym razie staną się kolejnymi ofiarami cynicznych dorosłych, którzy żerują na ludzkiej słabości i ryzykują, że również w ich życiu seksualność odsłoni swoje dramatyczne oblicze.
32

2. Seksualność bez miłości
Ludzka seksualność odsłania swoje najbardziej zaburzone i nieszczęsne oblicza wtedy, gdy traktujemy ją jako łatwy sposób na doznanie doraźnej przyjemności. Wtedy bowiem decydujemy się na takie zachowania, które naruszają jej podstawowy sens i znaczenie. Wspólnym podłożem tego typu zachowań jest właśnie "rozrywkowa" wizja seksualności. Aby łudzić się, że seksualność to prosty sposób na doznanie doraźnej przyjemności - bez żadnych zobowiązań oraz bez żadnych konsekwencji - trzeba oderwać seksualność od miłości i płodności. Technicznie jest to oczywiście możliwe, ale konsekwencje takiego działania są nieuchronne i zwykle dramatycznie bolesne.
Pierwszym przejawem seksualności oderwanej od miłości jest współżycie pozamałżeńskie. Prowadzi ono do bolesnych konsekwencji, gdyż w takiej sytuacji ktoś decyduje się na najbardziej in-

33


tymny gest, zanim zbuduje najbardziej intymną wieź, wyłączną (tylko z tobą) i wierną (do śmierci). Naruszenie tej zasady może dokonywać się na różne sposoby.
Pierwszym z nich jest współżycie przedmałżeńskie, a zwłaszcza współżycie osoby dorosłej i nieletniej. Jest to zachowanie tak bardzo szkodliwe, że jest zakazane przez kodeksy karne wszystkich państw świata. Decyzje o rozpoczęciu współżycia przed ślubem podejmują zwłaszcza ci młodzi, którzy przeżywają duże trudności emocjonalne i frustracje związane np. z bolesną sytuacją rodzinną, z uzależnieniem od alkoholu czy narkotyków, z brakiem pogłębionych więzi międzyludzkich. W większości przypadków nieletni, którzy podejmują współżycie seksualne, to nie tyle ludzie zniewoleni seksualnością, zdemoralizowani czy wyuzdani, ile raczej spragnieni miłości, głodni bliskości, czułości, wsparcia ze strony innych. Z różnych względów nie mogą albo nie potrafią zaspokoić tego głodu w sposób dojrzały i pogłębiony, dlatego próbują go zmniejszyć lub zagłuszyć właśnie poprzez współżycie.
Przedwczesna inicjacja seksualna grozi nie tylko niechcianą ciążą czy chorobami weneryczny-
34


mi, ale także popadnięciem w nałogi seksualne i w chorobliwą koncentrację na sferze seksualnej. Dla człowieka uzależnionego seks staje się najważniejszy, gdyż wydaje się jedyną drogą do szczęścia. Jest to sytuacja analogiczna do sytuacji narkomana czy alkoholika. Ponadto przedwczesna inicjacja seksualna uczy błędnej filozofii życia, w której doznanie chwilowej przyjemności staje się najwyższą normą postępowania. To z kolei wyklucza możliwość dojrzałego przygotowania się do małżeństwa i rodzicielstwa. Bolesnym skutkiem przedwczesnej inicjacji seksualnej jest ponadto rosnąca frustracja, bo nastolatkom decydującym się na współżycie towarzyszy zwykle iluzja, że seks wystarczy im do pełnej satysfakcji oraz do zbudowania trwałej więzi. Lecz po początkowym zadowoleniu pojawia się bolesne rozczarowanie. Nie może być inaczej, gdyż doznania seksualne nie są w stanie zaspokoić ludzkiej tęsknoty za miłością i wiernością. Mogą dawać przyjemność, ale nie szczęście.
Rozmawiając z młodzieżą, mam okazję odkryć, jakimi "argumentami" posługują się niektórzy, aby "udowodnić" samym sobie, iż współżycie przed
35

ślubem jest właściwe i uzasadnione. Jednym z ta- ! kich argumentów jest stwierdzenie, że przecież się kochają, a to upoważnia ich do współżycia. Tym- ' czasem mylą miłość z zakochaniem czy pożądaniem. Jeśli ktoś z "miłości" chce robić to, co sprzeciwia się dobru drugiej osoby, normom moralnym, zdrowemu rozsądkowi, odpowiedzialności czy prawu, to powinien powstrzymać się od takiego działania.
Innym typowym "argumentem" jest twierdzenie, że chłopak ma "prawo", by dziewczyna dała mu "dowód" swojej miłości. Jest to oczywista manipulacja, gdyż w miłości w ogóle nie istnieją dowody! Pewność miłości opiera się na wzajemnym zaufaniu, a nie na dowodach. Jeśli nie ufam drugiej osobie, to nigdy nie uwierzę, że ona mnie kocha czy że będzie mi wierna. Żądanie "dowodów" miłości oznacza, że tej miłości tak naprawdę nie ma. Uczciwe rozumowanie chłopaka powinno być dokładnie odwrotne. Powinien on zapytać swoją dziewczynę o to, czego ona pragnie oraz przez jakie postępowanie może jej pomóc, by mu coraz bardziej ufała i by czuła się kochaną. Odpowiedzią ze strony dziewczyny nie będzie wtedy propozycja współżycia.
36

Część młodych posługuje się jeszcze innym "argumentem". Twierdzą, że nie muszą czekać ze współżyciem do ślubu, gdyż jeśli się kochają, to przecież ślub niczego już nie zmienia. W rzeczywistości ślub całkowicie zmienia sytuację. Przed ślubem nie ma jeszcze decyzji, że biorę cię za męża/ żonę, że ślubuję ci miłość i wierność oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Przed ślubem wszystko byłoby więc jeszcze na próbę. Na próbę można jednak zdawać maturę czy wypełnić kupon na loterii. Nie można natomiast kochać i współżyć, podobnie jak nie można na próbę umierać. Dopiero w czasie zawierania ślubu obie strony ostatecznie i publicznie podejmują decyzję, że stają się małżonkami, że ślubują sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że się nie opuszczą aż do śmierci. Współżycie seksualne przed podjęciem takiej decyzji oznacza kierowanie się popędem, a nie miłością i jest przez to bolesną formą manipulowania drugim człowiekiem oraz samym sobą.
Na szczęście młodzi ludzie coraz lepiej zdają sobie sprawę z bolesnych skutków przedwczesnej inicjacji seksualnej; zwłaszcza w tych krajach, w któ-

37


rych zjawisko to przybrało w ostatnich dziesięcioleciach szersze rozmiary. W USA kilka milionów młodzieży należy obecnie do ruchu "true love wa-its" ("prawdziwa miłość czeka"). Nikt nie zrozumie wartości i sensu tego czekania i czystości przedmałżeńskiej, jeśli nie zrozumiał, że prawdziwa miłość to troska o dobro drugiej osoby, że przynajmniej w niektórych sytuacjach wymaga ona rezygnacji z szukania własnego zadowolenia, że wymaga panowania nad ciałem i emocjami. Jednak taka czysta i cierpliwa miłość daje nieporównywalnie więcej szczęścia niż cokolwiek innego. Kto doświadcza tego typu radości, temu nie grozi, że przyjemność cielesną postawi wyżej niż miłość i odpowiedzialność.
Drugą, obok współżycia przedmałżeńskiego, formą seksualności bez miłości jest zdrada małżeńska. Jest to sytuacja, w której przynajmniej jedna z osób pozostaje w związku małżeńskim z inną osobą. Zdrada oznacza nie tylko niewierność wobec współmałżonka, lecz także niewierność wobec siebie, wobec własnej przysięgi małżeńskiej. Nic więc dziwnego, że zdrada małżeńska prowadzi do zranień psychicznych i duchowych, do cierpienia
38


całych rodzin. Przejmujący opis takiej sytuacji ukazuje Anna Kowalska w powieści pt. "Pestka". Jej bohaterka wiąże się z żonatym mężczyzną i stopniowo coraz bardziej doświadcza, że nie da się zbudować miłości na zaprzeczeniu wcześniejszej przysięgi. Coraz dotkliwiej odkrywa własne cierpienie, a także cierpienie jej kochanka oraz dramat jego żony i dzieci. W końcu nie jest w stanie udźwignąć tego ciężaru i popełnia samobójstwo.
Najbardziej okrutne są sytuacje, w których do współżycia dochodzi nie tylko poza miłością i małżeństwem, lecz także wbrew woli jednej ze stron. Mamy wtedy do czynienia z gwałtem seksualnym. Ze strony agresora takie zachowanie świadczy o szczególnym okrucieństwie, o uzależnieniu od popędu, o głębokim kryzysie życia, czasem o chorobie psychicznej lub skrajnej demoralizacji. Natomiast u ofiary gwałt powoduje szok oraz poczucie wyjątkowo bolesnego zranienia psychicznego i duchowego. Największa tragedia ma miejsce wtedy, gdy ofiarą jest osoba nieletnia. Tego typu doświadczenie pozostawia głęboki ślad i dramatycznie zaburza rozwój psychospołeczny. Gwałt seksualny oznacza, że doraźna przyjemność staje
39

się ważniejsza od osoby. Z tego względu gwałt jest najbardziej zaburzonym i nieludzkim sposobem wyrażania seksualności, czasem wiąże się nawet ze śmiercią fizyczną, gdy agresor zabija swoją ofiarę. Drugą - obok gwałtu - drastycznie wypaczoną formą przeżywania seksualności bez miłości jest prostytucja. Wprawdzie do współżycia dochodzi tutaj za zgodą obu stron, ale dzieje się to poza kontekstem miłości. Co więcej, poza jakimkolwiek kontekstem osobistej więzi i bliskości. Prostytucja to sytuacja, w której jedna ze stron podporządkowuje się całkowicie popędowi seksualnemu i rezygnuje z władzy nad własną seksualnością do tego stopnia, że akceptuje współżycie z nieznaną sobie osobą. Z kolei druga strona - przyjmując pieniądze - akceptuje fakt, że jest traktowana jak rzecz, której używa się przez określony czas za określoną zapłatą. Godzi się więc na to, że nie jest traktowana jak osoba, że współżyjący z nią człowiek nie interesuje się jej przeżyciami, jej losem, jej wnętrzem, że jest on zainteresowany jedynie własną przyjemnością cielesną i w tym celu posługuje się jej ciałem. Kolejną formą zaburzenia i oderwania sfery seksualnej od miłości jest homoseksualizm. Wiele śro-
40

dowisk opiniotwórczych twierdzi, że zachowania homoseksualne są czymś normalnym i że stanowią alternatywną formę "miłości". Tymczasem homoseksualizm jest jedną z konsekwencji bardziej podstawowych zaburzeń, które związane są zwykle z bolesnymi doświadczeniami z dzieciństwa. Chodzi tu o te dzieci, których rodzice mieli wyraźnie zaburzoną postawę wobec siebie nawzajem. W takiej sytuacji syn czy córka w swoim dorosłym życiu boją się osób płci odmiennej albo nimi gardzą. W konsekwencji szukają kontaktu z osobami tej samej płci. Także wtedy, gdy chodzi o kontakty seksualne. Homoseksualizm jest zatem bardziej zaburzeniem psychicznym i emocjonalnym niż seksualnym. Podobnie, jak w innych zaburzeniach psychospołecznych, tak też w przypadku homoseksualizmu możliwa jest terapia i powrót do normalnego życia. Możliwe jest też życie w czystości.
Niektórzy, jako argument za homoseksuali-zmem, podają to, iż sami zainteresowani - a przynajmniej niektórzy z nich - uważają, że jest im z tym dobrze. Gdyby taki argument był wystarczający, to musielibyśmy uznać za stan normalny na przykład


41-


alkoholizm. Człowiek uzależniony, będący w czynnej fazie choroby, także uważa, że jego sposób życia jest udany i że interwencje ze strony innych, by przestał pić, nie są potrzebne. Subiektywne przekonanie danej osoby, że jej postępowanie jest dojrzałe, nie może być nigdy jedynym kryterium oceny tegoż postępowania.
Kolejną formą zaburzonego przeżywania seksualności (oderwaniu od miłości) jest masturbacja. Również w odniesieniu do tego zjawiska krąży obecnie wiele naiwnych poglądów. Z jednej strony spotykamy się z przekonaniem, że masturbacja jest zjawiskiem normalnym, a nawet pozytywnym, gdyż w ten sposób młody człowiek lepiej poznaje własne ciało, a przez to przygotowuje się do współżycia seksualnego w małżeństwie. Z drugiej z twierdzeniami, że wkażdym przypadku masturbacja jest grzechem ciężkim i przejawem demoralizacji. Prawda, jak zwykle, jest bardziej złożona.
Masturbacja jest niedojrzałym sposobem przeżywania seksualności, gdyż odrywają od więzi małżeńskiej i od płodności. W związku z tym niesie ze sobą negatywne konsekwencje. Po pierwsze, powoduje nadmierną koncentrację na popędzie
42


fizycznym, co może doprowadzić do uzależnienia. Po drugie, blokuje motywację do rozwoju i szukania radości w innych dziedzinach życia. Po trzecie, skłania do zamknięcia się w sobie oraz sprzyja izolacji i samotności. W konsekwencji prowadzi do silnego napięcia psychicznego oraz do poczucia winy. U młodych powoduje też lęk o to, czy będą w stanie być w przyszłości normalnym partnerem seksualnym w małżeństwie. Po czwarte, masturbacja nierzadko powoduje rzeczywiste zaburzenia, które negatywnie i boleśnie wpływają na współżycie seksualne i na więź z małżonkiem.
Obserwując różne dyskusje czy sondaże w środkach masowego przekazu, zauważam, że zwykle stawia się tam pytanie: Czy masturbacja jest czymś naturalnym, czy też należy potępiać tych, którzy jej ulegają? Natomiast właściwe pytanie brzmi: Czy kwestię masturbacji należy pozostawić spontaniczności danej osoby, czy też włączyć ją w proces wychowania? Jest oczywiste, że ta sfera -jak wszystkie inne - powinna podlegać pracy nad sobą i wysiłkowi samowychowania. Pomoc ze strony wychowawców oznacza jednoznaczność co do zasad
43

(masturbacja utrudnia rozwój psychospołeczny), ale jednocześnie szacunek dla wychowanka oraz ostrożność co do ocen moralnych. Nie chodzi o to, by potępiać, straszyć czy wzmagać poczucie winy, lecz aby pomagać. W wielu przypadkach masturbacja bardzo młodych niepokoi, ale ze wzglądu na genezę tego zachowania (np. przypadkowe pojawienie się tego mechanizmu w dzieciństwie), nie jest przede wszystkim problemem moralnym, lecz ciężarem psychicznym. Ponadto ostrożność w ocenie moralnej masturbacji wiąże się z tym, że w wielu przypadkach jest ona sposobem wyrażania za pośrednictwem czynności seksualnych tych frustracji i napięć, których dana osoba sobie nie uświadamia albo których nie potrafi rozwiązać czy przezwyciężyć.
Z tego właśnie względu pomoc w pokonaniu ma-sturbacji nie może polegać jedynie na metodach negatywnych, czyli na koncentrowaniu się na walce z tego typu zachowaniem. Trzeba przede wszystkim eliminować źródła napięć psychospołecznych, a także poszerzać zakres pozytywnych pragnień i aspiracji. Masturbacja jest przecież najbardziej atrakcyjna dla ludzi cierpiących i nieszczę-

śliwych. Także w tej dziedzinie zło najpełniej zwycięża się dobrem. W tym przypadku dobrem są prawdziwe źródła radości i życiowej satysfakcji: przyjaźń z Bogiem i ludźmi, sukcesy osobiste, rodzinne, szkolne i zawodowe, a także pasje muzyczne, sportowe czy literackie.

44


3. Seksualność bez płodności
Powyższe analizy ukazywały niedojrzałe czy zabu- ; rzone sposoby przeżywania seksualności, które \ miały jedną cechę wspólną: odrywały ludzką sęk- ' sualność od miłości wiernej i wyłącznej, zwanej miłością małżeńską. Przyjrzyjmy się teraz drugiej grupie postaw zaburzonych wobec seksualności, których wspólną cechą jest to, iż odrywają one seksualność od płodności.
Na początku warto zaznaczyć, iż modny jest mit, który głosi, że Kościół zajmuje wrogą postawę wobec ludzkiej seksualności i dlatego sprzeciwia się antykoncepcji. Prawda jest zupełnie inna. Otóż Kościół widzi w seksualności niezwykły dar od i Boga - "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się" (Rdz l, 22). Na płaszczyźnie fizycznej dar ten stanowi najgłębszy wyraz miłości wiernej i wyłącznej, czyli małżeńskiej. Miłość ewangeliczna to nie jakaś pu- j sta teoria czy miłość jedynie duchowa. To miłość
46

wcielona. W małżeństwie jednym z najbardziej
istotnych przejawów cielesnego wyrażania miłości
jest właśnie współżycie seksualne. Jest to aż tak
istotny przejaw miłości małżeńskiej, że Kościół nie
może uznać za ważne te związki, w których mał
żonkowie z góry wykluczają współżycie seksualne
i/lub potomstwo. . .;,
Kościół pozytywnie patrzy nie tylko na ludzką seksualność, lecz także na zdolność człowieka, by kierować tą sferą własną mocą. Człowiek ma szansę być na tyle wolny wobec popędów i instynktów, na tyle świadomy swych działań i swojej płodności, że sam, własną mocą, potrafi kierować sferą seksualną. Nie potrzebuje do tego żadnych "pomocy" w postaci środków fizycznych czy substancji chemicznych. Dokładnie tak, jak jest w stanie kierować swymi emocjami, bez sięgania po alkohol, narkotyki, leki psychotropowe czy tabletki nasenne.
To właśnie z tej pozytywnej wizji człowieka i jego zdolności do panowania nad własną seksualnością wynika sprzeciw Kościoła wobec środków antykoncepcyjnych. Sięganie po nie zawsze jest porażką człowieka. Oznacza przecież rezygnację


47


danej osoby ze zdolności do panowania nad sobą: nad własnym ciałem i popędem seksualnym. Porażka w przeżywaniu własnej seksualności prowadzi zwykle do porażek i słabości w innych sferach życia. Kościół sprzeciwia się antykoncepcji nie dlatego, że negatywnie widzi ludzką seksualność, lecz dlatego że pozytywnie widzi człowieka i jego zdolność do kierowania sobą, w tym także własną seksualnością.
Drugim mitem jest przekonanie, że sprzeciwiając się antykoncepcji, Kościół - przynajmniej pośrednio - przymusza do nieodpowiedzialnego rodzicielstwa lub do rezygnacji ze współżycia seksualnego nawet w małżeństwie. Nic bardziej błędnego. Kościół podkreśla, że odpowiedzialne rodzicielstwo jest koniecznym warunkiem dojrzałej miłości małżeńskiej. Jednocześnie jednak przypomina, że odpowiedzialne rodzicielstwo nie może zostać osiągnięte nieodpowiedzialnymi metodami. Tymczasem antykoncepcja jest próbą osiągnięcia odpowiedzialnego rodzicielstwa w oparciu o nieodpowiedzialne metody. A przecież cel nigdy nie może usprawiedliwiać środków, jeśli te są szkodliwe czy oznaczają rezygnację z wolności.
48

Szkodliwość antykoncepcji wynika z kilku powodów. Po pierwsze, antykoncepcja nie chroni przed bolesnymi konsekwencjami nieodpowiedzialnego współżycia seksualnego. Może jedynie zmniejszać ich częstotliwość. Nigdy nie gwarantuje "bezpiecznego" seksu. Po drugie, większość środków antykoncepcyjnych szkodzi zdrowiu (wystarczy przeczytać ulotki, które dołączają sami producenci!). Środki mechaniczne i chemiczne mogą powodować urazy i stany zapalne, a tabletki hormonalne hamują działanie przysadki mózgowej, wpływają negatywnie na układ naczyniowy, krzepliwość krwi, wątrobę i wiele innych organów. Po trzecie, sięganie po antykoncepcję oznacza rezygnację danego człowieka z kierowania seksualnością mocą świadomości i wolności. Oznacza zatem decydowanie się na życie w ignorancji i zniewoleniu. Po czwarte, antykoncepcja oszukuje, gdyż sugeruje, że współżycie seksualne ma jedynie konsekwencje fizjologiczne i biologiczne oraz że stosując antykoncepcję, bezkarnie można współżyć z kimkolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek. Tymczasem nieodpowiedzialne współżycie seksualne przynosi dramatyczne zranienia w sferze psychicznej


49


(np. poczucie krzywdy, żal do samego siebie, lek wobec seksualności), moralnej (np. poczucie winy) i społecznej (np. zerwane więzi przyjaźni z samym sobą, z rodzicami, z Bogiem, uraz do osób płci odmiennej itp.). A żadna pigułka czy prezerwatywa nie ochroni przed tego typu konsekwencjami. Nic poza miłością i odpowiedzialnością nie może gwarantować człowiekowi kierowania seksualnością w sposób dojrzały i bezpieczny.
Z tego względu Kościół proponuje jedyny odpowiedzialny sposób na odpowiedzialne planowanie rodziny, oparty na świadomości i wolności. Podstawą tego sposobu jest znajomość naturalnych okresów płodności. W polskich publikacjach, które propagują środki antykoncepcyjne (zwykle za pieniądze producentów!), albo bezkrytycznie zachwala się takie środki, albo jedynie ogólnie wspomina się o szkodliwych skutkach ubocznych. Zwykle ani słowem nie wspomina się o tym, że środki te oznaczają rezygnację z panowania nad własnym popędem i własnymi zachowaniami oraz że są zbędne dla ludzi dojrzałych. Bardziej rzetelne bywają publikacje ukazujące się w Europie Zachodniej, gdzie już zbyt widoczne stały się bole-
50

sne konsekwencje psychiczne i społeczne stosowania antykoncepcji, aby nadal ukazywać ją w sposób ideologiczny i cyniczny. Przykładem jest tekst z "Badische Zeitung" (19.04.1996). Jest to poczytny dziennik o charakterze świeckim ukazujący się w południowo-zachodnich Niemczech. Właśnie tam znalazłem artykuł na temat metod regulacji poczęć. Zostały w nim ukazane różne formy antykoncepcji oraz naturalne metody regulacji poczęć. Przy wszystkich formach antykoncepcji podkreślano, że są one na ogół łatwe w stosowaniu, gdyż nie wymagają wiedzy na temat ludzkiej płodności ani wysiłku panowania nad popędem. Zaznaczono jednak, że przynoszą poważne skutki uboczne. Przy każdej formie antykoncepcji zostały ukazane liczne negatywne konsekwencje, specyficzne dla danej metody.
Omawiając naturalne metody regulacji poczęć, autor artykułu wyjaśnia, że stanowią one jakościowo wyższą formę odpowiedzialnego rodzicielstwa. Określa ją jako nie mniej skuteczną od większości metod antykoncepcyjnych (metoda termiczna połączona z obserwacją śluzu), ale w przeciwieństwie do nich jako jedyną ekologiczną, a przez to

51





zupełnie nieszkodliwą dla organizmu oraz jedyną partnerską, a więc świadczącą o wzajemnym rozumieniu się i respektowaniu osób, które z tej metody korzystają. Konfrontacja tego typu artykułu z tym, co czytamy o antykoncepcji i ekologicznych metodach regulacji poczęć w naszych gazetach i książkach, świadczy o tym, jak ideologiczne i mylące są laickie publikacje w naszym kraju.
Do jeszcze bardziej dramatycznych, niż w przypadku antykoncepcji, szkód prowadzi aborcja. Nawet dla zagorzałych jej zwolenników jest oczywiste, iż jest to bardzo niebezpieczna dla matki interwencja chirurgiczna. Zwolennicy aborcji twierdzą jednak, że w niektórych sytuacjach jest to mniejsze zło niż urodzenie dziecka. Z tego powodu postulują, by w określonych sytuacjach zabijanie niemowląt w łonie matki było dozwolone prawem. Prawdą jest, że kobiety oczekujące dziecka znajdują się czasem w bardzo trudnej sytuacji. Ale tylko wtedy, gdy poród stanowi bezpośrednie zagrożenie dla życia matki, mamy do czynienia z rzeczywistym pytaniem: czyje życie ma ratować lekarz? Natomiast wszelkie działania, których celem nie jest ratowanie życia matki, lecz zabicie dziecka, są zawsze wielkim złem moral-

nym. Aborcja nigdy nie jest mniejszym złem! Przeciwnie, nawet w skrajnych sytuacjach aborcja zawsze jest złem większym. Jest to oczywiste z wielu powodów.
Aborcja jest zabiciem niewinnego dziecka. Jest to wyjątkowo ciężkie i nieodwracalne zło moralne. Zabicie dziecka jest nieporównywalnie większym złem niż wychowywanie potomstwa w trudnych warunkach materialnych, ewentualna choroba dziecka czy trudności w zaakceptowaniu i pokochaniu potomstwa. Z kolei popieranie aborcji z powodu trudnych warunków społecznych oznacza cyniczne twierdzenie, że w Polsce niektóre dzieci trzeba zabijać, gdyż nie starczy dla nich chleba. Rozwiązaniem problemu nie jest zabijanie dzieci, lecz sprawiedliwsze dzielenie chleba. Gdyby przyjąć zasadę, że można dokonać aborcji wtedy, gdy poczęte dziecko (np. w wyniku gwałtu) nie będzie wystarczająco kochane, to trzeba by przyznać też prawo do zabijania dzieci już narodzonych, które nie czują się kochane przez swoich rodziców.
W każdej sytuacji aborcja jest większym złem, nie tylko dlatego że oznacza zabicie niewinnego człowieka, ale także dlatego, że oznacza nieodwracalną

52
53


krzywdę dla matki zabijanego dziecka. Będąc drastyczną interwencją chirurgiczną w delikatne narządy kobiecego organizmu, powoduje: niepłodność, stany zapalne, nowotwory, komplikacje przy następnej ciąży. Nie sposób wyliczyć tu wszystkich możliwych zagrożeń. Wspomnę jeszcze tylko o jednym. Istnieje bezpośredni związek miedzy aborcją a rakiem piersi. Wynika on z faktu, że od chwili poczęcia przez pierwsze sześć miesięcy ciąży organizm kobiety wydziela hormony, które między innymi stymulują zmiany w piersiach. Dopiero od szóstego miesiąca ciąży pojawiają się hormony, które kontrolują i zamykają ten proces. Gdy kobieta podda się aborcji, wtedy takie hormony już się nie pojawią, a przez to bardzo wzrasta prawdopodobieństwo raka piersi. Przez kilka lat prowadzono na wielką skalę badania nad tym zjawiskiem na Wydziale Medycyny Uniwersytetu w Seattle (USA). Ich wyniki opublikowano we wrześniu 1994 roku. Okazuje się, że gdy aborcji dokonuje się przy pierwszej ciąży, a matka dziecka ma osiemnaście lub mniej lat, to prawdopodobieństwo raka piersi wzrasta u niej 800 razy, czyli 80.000% , w stosunku do kobiet, które nie poddały się aborcji.

Oprócz, konsekwencji fizycznych kobiety przeżywają także dramatyczne konsekwencje psychiczne i duchowe aborcji, zwane syndromem poabor-cyjnym. Są to bolesne rany psychiczne i duchowe, które przejawiają się w wyrzutach sumienia, lęku, niepokoju, w żalu do siebie i do innych ludzi. Aborcja jest okrutnym gwałtem na kobiecej wrażliwości i na jej powołaniu do ochrony życia. Prawdziwy postęp oznacza takie wychowanie mężczyzn, by umieli kochać i respektować kobiety, by potrafili tak zorganizować życie społeczne i rodzinne, aby rodzenie dzieci było wyrazem wzajemnej miłości i odpowiedzialności rodziców oraz by nie wymagało od matek heroicznego poświęcenia.
Kompetentne i odpowiedzialne mówienie o aborcji wymaga wielkiej precyzji co do używanych sformułowań. Otóż zwykle błędnie mówi się, że aborcji dokonuje matka dziecka. To sugeruje, że aborcja jest problemem kobiet, a nie mężczyzn. Tymczasem w rzeczywistości kobieta - matka jest tu bardziej ofiarą niż katem. Aborcji, czyli zabijania własnego dziecka, nie dokonuje kobieta, lecz rodzice, a zatem i ojciec, i matka. Zwykle główna wina spoczywa właśnie na ojcu. Aborcja to sytuacja, w której

55
54



zawodzi mężczyzna. Nie kocha on w sposób wystarczająco mocny i odpowiedzialny kobiety, z którą współżył, ani swego dziecka, któremu przekazał życie. Mężczyzna - ojciec może być uznany za niewinnego jedynie wtedy, gdy obdarzył matkę i dziecko wierną, ofiarną i serdeczną miłością oraz gdy zrobił wszystko, by ratować życie nienarodzonego, łącznie ze skierowaniem sprawy do prokuratora, gdyby zorientował się, że matka usiłuje dokonać aborcji, czyli zabić ich dziecko.
W oparciu o powyższe analizy można stwierdzić, że człowiek, który nie dorasta do miłości i odpowiedzialności, zawsze będzie stawał zaniepokojony w obliczu swojej seksualności i będzie przeżywał dramatyczne porażki oraz krzywdy w tej dziedzinie życia. Poza miłością i odpowiedzialnością człowiek może doświadczać jedynie przeklętego oblicza seksualności, aż do uzależnień, przestępstw, moralnej degeneracji i fizycznej śmierci włącznie.

Część II
Błogosławione oblicza ludzkiej seksualności

1. Specyfika ludzkiej seksualności
Ludzką seksualność możemy zrozumieć i w błogosławiony sposób uformować jedynie wtedy, gdy rozumiemy oraz respektujemy całego człowieka, jego naturę i powołanie. Człowiek jest jedyną istotą na tej ziemi, która nie jest zdeterminowana popędami czy instynktami. Właśnie dlatego ponosi on odpowiedzialność za swoje czyny, a jednocześnie - będąc wolnym - jest kimś, kto potrafi skrzywdzić siebie i innych ludzi. Jeśli dorasta do swego powołania, to uczy się dojrzale myśleć i kochać oraz odnosi się do siebie i innych zgodnie z zamysłem Stwórcy. Człowiek został ukształtowany przez Stwórcę jako osoba, a być osobą to być spotkaniem: z samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem, który jest wspólnotą osób. To dlatego pierwszym złem, które dotyka człowieka, nie jest cierpienie, grzech czy śmierć, lecz osamotnienie (por. Rdz 2, 18). Spotykanie się z innymi 59
osobami jest naszą podstawową potrzebą. Najłatwiej zauważyć to u małych dzieci, dla których nieustanny kontakt z rodzicami to dosłownie kwestia życia lub śmierci. Dojrzałe spotykanie się z samym sobą i z innymi nie jest jednak sprawą spontaniczności. Tej niezwykłej umiejętności trzeba się uczyć. Najważniejsze, a jednocześnie stawiające najtrudniejsze wymagania, są spotkania z osobami odmiennej płci.
W tej kwestii jest wiele nieporozumień, a pierwsze z nich polega na przypisywaniu mężczyźnie wyższej godności i dominującej pozycji w kontakcie z kobietą. Niektórzy sądzą, że taka jest wola samego Boga. Tymczasem Bóg stworzył Ewę z "boku" Adama nie na znak niższości i podporządkowania mężczyźnie, ale na skutek współczucia wobec Adama, wobec jego samotności i bezradności. Dopóki nie pojawi się Ewa, dopóty Adam nie może spotkać się z drugą osobą, nie może wejść w świat osób i więzi. Bez Ewy Adam żyje jakby w ciągłym śnie. Obecność kobiety otwiera mu oczy na nowy świat. Na świat ludzi i więzi międzyludzkich, który niesie ze sobą większe ryzyko i trudniejsze wyzwania niż świat zwierząt, ale w którym człowiek może

doświadczyć miłości i radości, a zatem tego, za czym najbardziej tęskni i co jest nieosiągalne w kontakcie ze światem zwierząt czy rzeczy. Szczególna wrażliwość na świat osób jest niezwykłą specyfiką geniuszu kobiecego, podczas gdy mężczyźni z natury bardziej są zainteresowani światem rzeczy. Z tego właśnie powodu to właśnie Ewa jako pierwsza zostaje zaatakowana przez szatana. Zdaje on sobie bowiem sprawę z tego, że trudno mu będzie pokonać mężczyznę, dopóki ten żyje w obecności dojrzałej i szczęśliwej kobiety.
W relacji kobieta - mężczyzna nie powinno być zatem miejsca na walkę czy dominację którejkolwiek ze stron. Jeśli kobieta i mężczyzna uczą się spotykać ze sobą w sposób odpowiedzialny, wtedy ich kontakt nie powoduje niepokoju, napięcia, buntu, zazdrości. Relacja oparta na dojrzałej miłości sprawia, że obydwoje rozumieją i respektują siebie nawzajem. Tego typu relacja staje się wzajemnym wsparciem i prawdziwym darem dla obu stron. Darem, który nie ciąży i który nie ogranicza nikogo, gdyż jest darem wzajemnym. Jeśli natomiast jedna ze stron jest przekonana, że druga jej potrzebuje, ale że ona sama nie potrzebuje nikogo,
61

60


wtedy relacja zamiera albo staje się w jakimś aspekcie niepokojąca czy upokarzająca.
Każda autentyczna relacja między ludźmi jest niepowtarzalna. Każda też wymaga nie tylko dojrzałości obu stron, lecz także zdolności do podjęcia ryzyka. Każde spotkanie to przecież spotkanie z kimś innym niż my, z kimś, kogo nie możemy do końca poznać i kto ciągle może nas zaskakiwać, tak jak może zaskakiwać samego siebie. Zwłaszcza jeśli jest to spotkanie osób płci odmiennej. Kobiety i mężczyźni różnią się bowiem nie tylko w aspekcie fizycznym, ale jeszcze bardziej w aspekcie symbolicznym, czyli w sposobie interpretowania i przeżywania siebie, w sposobie kontaktowania się z drugą osobą oraz w sposobie odnoszenia się do rzeczywistości, w której żyją.
Żadna osoba nie może być utożsamiona z inną. Żaden też człowiek nie może stać się dla drugiego wszystkim. Z tego samego powodu nikt nie może oczekiwać, że jakaś pojedyncza osoba stanie się dla niego wystarczającym punktem odniesienia. W każdej relacji - także między małżonkami - spotykające się osoby potrzebują siebie nawzajem, a jednocześnie nie mogą zawęzić swoich kontaktów do

tej jedynej relacji. Poprzez kontakt z jednym tylko człowiekiem nikt bowiem nie może w pełni odkryć samego siebie i wszystkich swoich możliwości. Żadna z osób nie jest na tyle silna i bogata w swym człowieczeństwie, by wystarczyła drugiej jako jedyny punkt odniesienia. Jednym zagrożeniem jest zatem życie w izolacji i osamotnieniu, a drugim - zawężenie więzi międzyludzkich do kontaktu z jednym tylko człowiekiem. Być człowiekiem to spotykać się z całym światem ludzi. Nie wystarczy tu ani relacja z samym sobą, ani zawężenie kontaktów do jednej tylko osoby. Symptomatycznym potwierdzeniem tej zasady jest fakt, że Bóg nie jest ani samotnością, ani pojedynczą osobą, lecz wspólnotą osób.
Spotkania z innymi ludźmi odsłaniają naszą ludzką ograniczoność, zależność, niewystarczal-ność. Tym pełniej doświadczamy naszego istnienia, im bardziej ktoś inny jest dla nas obecny, im dojrzalej nas rozumie i akceptuje, im silniej wiąże z nami swój los, a jednocześnie im bardziej różni się od nas, im bardziej nie jest do nas podobny. Z tego właśnie względu małemu dziecku nie wystarczy spotykanie się jedynie ze swoimi

62
63


rówieśnikami. Potrzebuje ono spotkań z kimś większym od samego siebie. Z kolei ludzie dorośli mogą w pełni odkryć własną tajemnicę jedynie poprzez spotkanie z Bogiem, gdyż On jest zupełnie inny, a jednocześnie całkowicie nas rozumie i nieodwołalnie kocha.
Dojrzałe i autentyczne spotkanie jest możliwe pomimo tego, że nie jesteśmy doskonali i wolni od jakichkolwiek słabości czy ułomności. Takie spotkanie wymaga natomiast odwagi kontaktowania się z drugą osobą w sposób szczery i z prostotą. Oznacza to, że w relacji z drugim człowiekiem potrafimy uznać nasze ograniczenia, błędy i słabości, a także wypowiadać nasze lęki i trudności, jak również okazywać nasze silne strony, radości i nadzieje.
Kontakt między kobietą a mężczyzną z natury prowadzi do silniejszego zaangażowania niż relacja między osobami tej samej płci. Takie zaangażowanie emocjonalne i egzystencjalne może ułatwiać, ale może też utrudniać, a nawet niszczyć relację między kobietą a mężczyzną w małżeństwie, w rodzinie, w przyjaźni, w relacji wychowawczej, terapeutycznej i we wszystkich innych formach

kontaktu. Dojrzała więź wymaga bowiem harmonijnego połączenia dwóch sprzecznych wydawałoby się tendencji: dążenia do bycia razem, do silnego zaangażowania się w daną relację oraz dążenia do niezależności i autonomii. Małe dziecko niemal zupełnie utożsamia się z rodzicami. Później, kiedy dorasta, buntuje się, chcąc osiągnąć całkowitą niezależność. Dojrzałość oznacza przezwyciężenie obu tych skrajności. Jednak także w życiu osób dorosłych każda intensywnie przeżywana więź przechodzi fazę "dzieciństwa", czyli fazę, w której obie strony niemal utożsamiają się ze sobą i na pewien okres dystansują się od innych więzi. Z kolei w następnych fazach doświadczają na przemian intensywnej potrzeby bliskości i zachowania większego dystansu i poczucia niezależności.
Okazywanie drugiej osobie miłości, a jednocześnie wyrażanie potrzeby bycia zauważonym i kochanym wiąże się z jednej strony ze świadomością własnej siły i dojrzałości, a z drugiej z uznaniem własnych granic, własnej zależności, pragnienia dialogu i potrzeby wsparcia. Dojrzała miłość wymaga uznania nie tylko własnych granic, lecz także ograniczeń i niedoskonałości osoby, która nas kocha.

65
64


W kontakcie z drugim człowiekiem trzeba zatem przezwyciężyć nierealne oczekiwania typowe dla nastolatków, którzy marzą o spotkaniu kogoś absolutnie niezwykłego i doskonałego, kto przez całe życie pozostanie do ich wyłącznej dyspozycji.
Dojrzała relacja nie ogranicza się do przeżyć emocjonalnych ani nie zamyka się w granicach naszych stanów świadomości. Wyraża się nie tylko we wspólnym przeżywaniu czegoś, lecz również we wspólnym d/iałaniu i aktywności. W przypadku małżonków objawia się to poprzez wspólne troszczenie się o dom i rodzinę, poprzez wychowywanie dzieci i wspólne rozwiązywanie pojawiających się problemów, a także poprzez obdarzanie się gestami czułości i innymi znakami pamięci oraz bliskości (intymne rozmowy, kwiaty, prezenty, życzenia itd.).
Małżeństwo jest zdecydowanie najsilniejszą więzią, jaka może zaistnieć między kobietą a mężczyzną. Właśnie dlatego ludzie niedojrzali sądzą, że zawarcie małżeństwa oznacza rezygnację z własnej wolności, traktując rozwód jako sposób na jej "odzyskanie". Tymczasem więź małżeńska to podstawowa forma osiągnięcia pełnej wolności, gdyż warunkiem życia w wolności jest zdolność ofiarowania jej

komuś, kto zechciał zaryzykować własną wolność, łącząc się z nami na zawsze i na zawsze dzieląc z nami wspólny los. Właśnie dlatego w małżeństwie najłatwiej jest obu stronom zachować największą wolność i największą spontaniczność w wyrażaniu tego, kim rzeczywiście jest dana osoba i co w danym momencie naprawdę przeżywa.
W życiu małżonków pojawiają się z pewnością
także trudne dni i bolesne doświadczenia, które
wymagają ofiarności, cierpliwości i szczególnego
daru z samego siebie. I to właśnie wyłączna i wier
na miłość małżeńska staje się dla męża i żony źró
dłem wyjątkowej siły, mobilizacji i nadziei na przy
szłość. Nikt tak bardzo nie może zranić drugiej
osoby, jak małżonek. Ale też nikt nie może okazać
tak niezwykłej bliskości, czułości i cierpliwości, jak
mąż czy żona. ;
Niezwykłość i wyjątkowość relacji między małżonkami jest w szczególny sposób widoczna i czytelna w wymiarze seksualnym. Seksualność respektująca godność osoby ludzkiej - i dlatego zarezerwowana wyłącznie dla małżonków-to jedno z najgłębszych narzędzi komunikacji między kobietą a mężczyzną. Tak przeżywana seksualność jest

66
67


miejscem wyrażania miłości małżeńskiej - wiernej , wyłącznej i płodnej - a także sposobem poszukiwania najbardziej intymnego i bogatego w konsekwencje kontaktu z małżonkiem. Jest energią, która pomaga angażować się i do końca wytrwać w małżeństwie w dobrej i złej doli. Niestety często seksualność jest redukowana do popędu i do kontaktu genitalnego. To są wprawdzie istotne, ale nie wyłączne elementy ludzkiej seksualności. Seksualność to także bardzo mocny sposób okazywania naszej sytuacji egzystencjalnej, naszej skończoności i zależności, naszej potrzeby bliskości i kontaktu z drugą osobą. Małżonkowie, którzy kochają siebie w sposób dojrzały i w pełni ludzki, znajdują tysiące słów, gestów, zachowań i form czułości, aby nieustannie okazywać sobie potrzebę bliskości, intymności, zaufania. Wszystkie tego typu zachowania są niezwykle ważnymi obliczami seksualności, które często umykają naszej świadomości.
Dojrzała relacja między małżonkami wymaga od obu stron ukształtowania w sobie dojrzałej postawy wobec sfery seksualnej, aby wyrażała ona wzajemną miłość, odpowiedzialność, bliskość i czułość. W każdym małżeństwie seksualność jest także

połączona z jakąś formą ryzyka, wątpliwości i niepewności. Jak każda forma komunikacji, nie poddaje się ogólnym schematom czy rutynowym zachowaniom. Seksualność-jak każda forma komunikowania miłości - wymaga od małżonków delikatności, taktu, wczuwania się w sytuację i wrażliwość drugiej osoby. Jest też bezpośrednio powiązana z codziennym życiem męża i żony oraz z ich pozasek-sualnymi sposobami wzajemnego odnoszenia się do siebie. Dojrzała seksualność wyrażana jest najpierw za pomocą słów, gestów, symboli i wspólnych przeżyć męża i żony w kontekście ich wzajemnej miłości. Dopiero później komunikowana jest za pomocą jeżyka ciała. Z tego względu uformowanie dojrzałej postawy w sferze seksualnej nie jest możliwe, jeśli dana osoba nie osiąga dojrzałości w pozostałych aspektach relacji międzyludzkich. Jednym z podstawowych sposobów weryfikacji stopnia dojrzałości danej pary małżonków w odniesieniu do sfery seksualnej jest płodność tej sfery. Nie chodzi tu jedynie o płodność fizyczną, ale także o płodność psychiczną, duchową, kulturową, społeczną. Seksualność dojrzale przeżywana i wyrażana nie zawęża człowieka ani nie jest zagrożeniem dla

69
68


jego rozwoju w pozostałych sferach. Zagrożenie takie płynie jedynie z zaburzonej postawy wobec seksualności. Zaburzenia te mogą przybrać dwie podstawowe formy. Mogą polegać na oderwaniu seksualności od miłości i odpowiedzialności (co prowadzi do uzależnień i patologii) lub na ucieczce od własnej seksualności (co prowadzi do nerwic i natręctw oraz do lęków w kontaktach z małżonkiem).
Seksualność jest cechą każdej osoby, gdyż każdy człowiek jest osobą wcieloną, czyli kimś, kto z natury wyraża siebie za pośrednictwem ciała, płcio-wości i seksualności. Z tego względu wymiar seksualny jest obecny również w życiu tych osób, które nie zawierają małżeństwa i które powstrzymują się od współżycia seksualnego. Tymczasem zwykle redukujemy seksualność do fizycznego popędu oraz do kontaktu genitalnego i erotycznego. Jesteśmy wtedy skłonni do patrzenia na seksualność głównie, a czasem jedynie w kategoriach nakazów i zakazów moralnych, które odnoszą się do tego właśnie aspektu. Seksualność natomiast, przeżywana w sposób pogłębiony i zintegrowany z całym projektem życia, jest ściśle połączona ze sferą ludzkiej duchowości.

Wiąże się z mistyką ludzkiego życia i jest darem danym człowiekowi jako osobie.
Zatem jedną skrajnością jest seksualne nieupo-rządkowanie, aż do wyuzdania i demoralizacji włącznie. Drugą jest negacja własnej seksualności, która wyraża się poprzez oziębłość w kontaktach międzyludzkich i niezdolność do okazania bliskości, czułości, życzliwości. Tymczasem osoba dojrzała i zintegrowana, która kocha i która doświadcza miłości, potrafi wyrażać swoje bycie dla innych oraz swoją radość ze spotkania z nimi całym swoim ludzkim bogactwem, a zatem także fizyczną obecnością oraz odpowiedzialną czułością, czyli czułością dostosowaną do rodzaju więzi i sytuacji drugiej osoby. Podstawowe formy takiej czułości (uśmiech, życzliwy ton głosu, przyjazne podanie dłoni) są zatem udziałem wszystkich ludzi, w tym również osób duchownych. Najdoskonalszym wzorem integracji i dojrzałości w tym względzie jest Chrystus, a wzruszającymi symbolami fizycznej i czułej obecności w naszych czasach stała się Matka Teresa z Kalkuty oraz Jan Paweł II, czyli siostra zakonna i kapłan.
Z powyższych analiz wynika, że ludzka seksualność jest zjawiskiem bardzo złożonym. Jej sposób

70
71


przeżywania i wyrażania wiąże się ze wszystkimi wymiarami naszego życia, sferą: cielesną, płciową, psychiczną, moralną, duchową, społeczną, religijną, prawną, obyczajową, a także ze sferą wolności i wartości. W świecie zwierząt seksualność jest całkowicie zdeterminowana przez instynkty i popędy. Zachowania zwierząt w tej dziedzinie nie są ani wolne, ani świadome. Właśnie dlatego w świecie zwierząt nie spotykamy zaburzonych czy patologicznych zachowań seksualnych (chyba że zostają one sprowokowane działaniem człowieka, np. w celach badawczych). Zwierzęta nie potrzebują wychowania seksualnego, gdyż instynktownie wykonują program zachowań, który ktoś inny wpisał w ich naturę. Tymczasem człowiek nie jest zniewolony popędami ani instynktami. Podstawowym narządem seksualnym człowieka jest przysadka mózgowa, której działanie w decydującym stopniu określa nasze przeżycia i zachowania w tej sferze. Z tego względu człowiek jest w stanie kierować seksualnością w oparciu o swoją świadomość i wolność, o swoją inteligencję i swoje ideały.
72

2. Potrzeba integracji w sferze seksualnej
Niezwykłość ludzkiej sfery seksualnej wyraża się w tym, że bezpośrednio dotyczy ona wszystkich sfer ludzkiej rzeczywistości. Właśnie dlatego sposób przeżywania i wyrażania seksualności stanowi istotny sprawdzian dojrzałości danej osoby. Jest rodzajem "termometru", którym możemy weryfikować dorastanie do miłości i odpowiedzialności. Człowiek niedojrzały, choćby w jakiejś jednej dziedzinie życia, z reguły będzie przeżywał trudności również w sferze seksualnej. Nie da się odseparować tej sfery od pozostałych wymiarów ludzkiej egzystencji.
W oczywisty sposób sfera seksualna wiąże się ze sferą instynktów i popędów. Z tego właśnie względu w sposób szczególnie intensywny jest odczuwana w okresie dorastania i "burzy" hormonów. Seksualność ma też bezpośredni związek

73





z naszą płciowością i dlatego inaczej wyraża się ona u mężczyzn a inaczej u kobiet. Ponadto ma ona związek z ludzką inteligencją. Zachowania seksualne w znacznym stopniu wynikają z naszych sposobów rozumowania i myślenia na temat więzi między kobietą a mężczyzną. Kto nie potrafi rozsądnie i krytycznie myśleć w tej dziedzinie, ten zaczyna błądzić w sferze seksualnej.
Istnieje wyraźny związek między seksualnością a emocjami. Związek ten najłatwiej dostrzec w okresie zakochania, w którym cielesność i seksualność drugiej osoby staje się wyjątkowo atrakcyjna i pociągająca także wtedy, gdy nie występuje w danym momencie pobudzenie na poziomie popędu i pożądania. Ponadto seksualność wiąże się w ścisły sposób ze sferą moralną. Właśnie dlatego ludzie mający zawężoną czy zaburzoną wrażliwość moralną zwykle wyrządzają krzywdę sobie i innym. Osoby te nie potrafią - lub nie chcą - odróżniać tych zachowań, które są odpowiedzialne, od tych, które są szkodliwe czy wręcz patologiczne i zakazane prawem.
Sfera seksualna wiąże się również ze sferą duchową, czyli ze zdolnością człowieka do zrozumienia samego siebie oraz sensu własnego życia. Kto

błędnie interpretuje własną tajemnicę, ten wypa
cza również swoją seksualność. Typowym przykła
dem jest przekonanie, że człowiek żyje po to, by
kierować się doraźną przyjemnością. W konse
kwencji tego typu naiwność prowadzi do krzywd,
patologii i uzależnień. Kolejnym przejawem spe
cyfiki ludzkiej sfery seksualnej jest jej silne powią
zanie ze sferą wartości. Właśnie dlatego człowiek
jest w stanie wyżej postawić czystość i odpowie
dzialność niż doraźną przyjemność, pieniądze, ka
rierę, a nawet życie. Równie bezpośredni związek
istnieje między ludzką seksualnością a wolnością.
Człowiek, który nie dorasta do dojrzałej wolności,
albo który tak naiwnie używa swojej wolności, że
ją traci, zaczyna tracić zdolność kierowania własną
seksualnością. Zwykle sfera ta staje się wtedy jesz
cze jednym miejscem zniewolenia i szczególnie bo
lesnej porażki, r
Sfera seksualna ma ścisły związek z wymiarem społecznym. Sposób kontaktowania się z innymi ludźmi jest w dużym stopniu zależny od sposobu przeżywania i wyrażania seksualności. Ludzie, którzy są agresywni, prymitywni czy cyniczni w kontaktach z innymi, w podobny sposób - a zatem

74
75





w agresywny, prymitywny lub cyniczny - wyrażają swoją seksualność. Natomiast ludzie, którzy w kontaktach z innymi kierują się szacunkiem, miłością i odpowiedzialnością, zachowują się tak również w sferze seksualnej.
Ludzka seksualność ma wreszcie silny związek z religijnością człowieka. Wszelkie dostępne badania empiryczne wskazują na fakt, że ludzie, którzy żyją w pogłębionej więzi z Bogiem, prezentują zwykle znacznie większą rozwagę i dojrzałość w sferze seksualnej, niż ateiści czy osoby obojętne religijnie. Wśród ludzi wierzących i praktykujących znacznie mniej jest erotomanii, patologii seksualnych, aborcji, prostytucji, gwałtów czy zachorowań na AIDS niż wśród tych dorosłych i młodzieży, którzy nie są związani z Bogiem i którzy nie uznają Dekalogu. Zdecydowanie dojrzalsza i bardziej odpowiedzialna postawa ludzi wierzących i praktykujących nie wynika z mniejszej atrakcyjności sfery seksualnej w ich życiu ani z "tłumienia popędów", lecz z dojrzalszej filozofii życia oraz ze zdecydowanie większej niezależności emocjonalnej, intelektualnej, moralnej i duchowej, którą zyskuje człowiek związany osobistą więzią z Bogiem.

Dynamika spotkań kobiety i mężczyzny oraz ich wzajemna miłość w poruszający sposób jest opisana z perspektywy człowieka religijnego w księdze Pieśni nad pieśniami. To jedyna księga Pisma Świętego, w której nie ma ani jednego bezpośredniego odniesienia do Boga. Jednak Bóg jest w tej księdze wyjątkowo silnie obecny, gdyż Bóg jest miłością. W ten sposób Biblia przypomina nam, że istnieje niezwykle głębokie powiązanie między tym, co ludzkie, a tym, co Boże, między spotkaniem z Bogiem a spotkaniem z człowiekiem, między miłością ludzką a miłością Bożą. Rozdzielanie tych dwóch rzeczywistości zawsze prowadzi do kryzysu człowieka, a także do kryzysu jego więzi i jego miłości. Tylko w kontakcie z Bogiem możemy nauczyć się spotykania z samym sobą i z drugim człowiekiem w oparciu o miłość wierną, ofiarną i odpowiedzialną.
W obliczu niezwykłości i złożoności ludzkiej seksualności każdy człowiek potrzebuje pogłębionego wychowania, czujności i dyscypliny w tej sferze. Podobnie jak potrzebuje wychowania, czujności i dyscypliny w wyrażaniu miłości, w przeżywaniu przyjaźni, w codziennym kontakcie z samym sobą

77
76


i z drugim człowiekiem. Konkretnym sprawdzianem dojrzałości w odniesieniu do ludzkiej seksualności jest ochrona tej sfery zarówno przed traktowaniem jej jako tematu tabu czy jako przestrzeni niezdrowej ciekawości, jak też przed tendencją do odzierania jej z klimatu intymności i prywatności. Sposób przeżywania i wyrażania seksualności to bardzo istotny i podlegający codziennej weryfikacji sprawdzian naszej dojrzałości w relacji do samego siebie i innych, w tym zwłaszcza do osób płci odmiennej.
W sferze seksualnej - podobnie, jak i w innych sferach - człowiek nie jest zniewolony popędami czy instynktami. Podstawowym narządem seksualnym człowieka jest mózg, a dokładniej przysadka mózgowa, której działanie w znacznym stopniu określa nasze przeżycia i decyduje o naszych zachowaniach w sferze seksualnej. Człowiek może być zatem panem swojej seksualności. Może kierować nią w oparciu o swoją świadomość i wolność, w oparciu o swoją inteligencję i swoje ideały. Właśnie dlatego naruszenie norm prawnych w odniesieniu do ludzkiej seksualności powoduje odpowiedzialność karną. Jeśli człowiek traci władze nad własną seksualno-

ścią, to znaczy, że on sam - a nie tylko jego seksualność - przeżywa kryzys. Dzieje się tak np. w sytuacji, gdy ktoś popada w erotomanię, gdy popełnia przestępstwa seksualne albo gdy jest dotknięty innymi formami zaburzeń.

78


3. Integracja seksualna a postawa wobec ciata
Człowiek jest osobą wcieloną
Nabycie dojrzałej postawy wobec własnego ciała oraz wobec cielesnego wymiaru innych ludzi stanowi konieczny warunek dojrzałości w sferze seksualnej. W perspektywie materialistycznej nie ma istotnej różnicy między ciałem człowieka a ciałem zwierzęcia, podobnie jak nie ma istotnej różnicy miedzy człowiekiem a zwierzęciem. Z kolei wychowanie w duchu spirytualizmu dąży do odcięcia wychowanka od kontaktu z jego cielesnością, traktując tę sferę jako coś obcego człowiekowi, jako rodzaj więzienia dla duszy.
Dominujące obecnie trendy kulturowe i cywilizacyjne promują zaburzoną i ambiwalentną postawę wobec ludzkiej cielesności. Z jednej strony stawiają ją w centrum uwagi, głoszą kult młodości, zachęcają do zdrowego odżywiania i trybu życia;

sprawiają, że ludzie koncentrują się na trosce o zewnętrzny wygląd, sprawność fizyczną, zaspokojenie wszelkich potrzeb cielesnych. Z drugiej obecna kultura coraz częściej w drastyczny sposób lekceważy ludzką cielesność. Typowym tego przykładem jest modne obecnie wprowadzanie rozróżnienia zdrady "psychicznej" od "fizycznej" w małżeństwie i traktowanie tej ostatniej jako mało istotnej. Mamy tu do czynienia z chorobliwym rozdarciem człowieka, który neguje swoją odpowiedzialność za to, co czyni z własnym ciałem, jakby cielesność nie była jego częścią. Inny przykład lekceważenia ludzkiego ciała to traktowanie cielesności jako rzeczy czy towaru, z którego można czerpać łatwy zysk (np. przez prostytucję czy pornografię) .
Dojrzałą postawę wobec ludzkiego ciała mogą kształtować tylko te systemy pedagogiczne, które opierają się na biblijnej koncepcji człowieka. W tej perspektywie nie można bowiem redukować człowieka ani do jego cielesności, ani do jego duchowości. Błędem byłoby zarówno troszczenie się o ciało kosztem ducha, jak też dążenie do rozwoju duchowego kosztem ciała i jego podstawowych

80
81


potrzeb. W antropologii biblijnej ciało ludzkie jest aż tak ważne, że na zawsze pozostanie integralnym elementem człowieka, także po jego śmierci fizycznej. W wieczności zbawienia lub potępienia człowiek będzie istniał nie tylko w wymiarze duchowym i psychicznym, ale również w wymiarze cielesnym (por. l Kor 15, 35-37). Zmartwychwstanie ciał na końcu czasów jest potwierdzeniem, że ciało ludzkie nie jest dla człowieka przypadkowe czy czasowe, lecz stanowi integralną część jego natury. Śmierć człowieka nie oznacza ani początku jego kolejnego "wcielenia" (reinkarnacja), ani jego całkowitego odcieleśnienia (zbawienie jedynie duszy). Każdy z nas na zawsze pozostanie osobą wcieloną. KKK (990) przypomina nam, iż "zmartwychwstanie ciała oznacza, że po śmierci będzie żyła nie tylko dusza nieśmiertelna, ale że na nowo otrzymają życie także nasze śmiertelne dała (Rz 8, 11)". Pierwowzorem w tym względzie jest dla nas Chrystus. KKK (999) stwierdza, że "Chrystus zmartwychwstał w swoim własnym ciele: "Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem" (Łk 24, 39); nie powrócił On jednak do życia ziemskiego. Tak samo w Nim "wszyscy zmartwychwstaną we własnych

ciałach, które mają teraz", ale to ciało będzie przekształcone w "chwalebne ciało" (Flp 3, 21), w"ciało duchowe"(l Kor 15,44)".
W Księdze Rodzaju ciało oznacza widzialność człowieka i jego przynależność do świata widzialnego. Mimo, że nietrwałe i porównywalne do gliny (por. 2 Kor 4, 7), ciało człowieka jest jedyne i niepowtarzalne. Poprzez ciało wyraża się osoba. Kto dotyka mojego ciała, ten dotyka mnie jako osoby. Kto wyrządza mi cielesną krzywdę, ten krzywdzi mnie, a nie tylko moje ciało. Kto ulega jakimś uzależnieniom czy nałogom w sferze cielesnej, ten nie tylko ma zniewolone ciało, on cały jako człowiek, jako osoba wcielona, staje się kimś uzależnionym i okalecza swoją wewnętrzną wolność.
Nowy Testament podkreśla, że ciało stało się nie tylko sposobem widzialności człowieka, ale także miejscem grzechu. To właśnie w swej cielesności w szczególny sposób człowiek doświadcza kruchości samego siebie i własnego losu. Poprzez ciało wyraża się nie tylko człowiek jako osoba, ale również świat doczesny, z którego ciało ludzkie zostało wzięte. A świat doczesny dotknięty jest tajemnicą słabości ł dramatem grzechu. "Jestem bowiem

83
82


świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chce, ale czynię to zło, którego nie chce. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło" (Rz 7, 18-21). Z tego powodu ludzkie ciało bywa przeciwstawiane duchowi i potrzebuje odkupienia. Dlatego też "i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha (...) całą istotą wzdychamy, oczekując (...) odkupienia naszego ciała" (Rz 8, 23). Z tej właśnie nadziei odkupienia naszych ciał możemy czerpać siłę i motywację do przezwyciężania zła i zagrożeń, które drzemią w naszym doczesnym ciele pod postacią potrójnej pożądliwości, która w języku biblijnym nazywana jest pożądliwością ciała, pożądliwością oczu i pychą żywota.
W obliczu powyższych rozważań możemy stwierdzić, że Pismo Święte w sposób jednoznaczny ukazuje integralny personalizm, który respektuje nierozerwalną łączność cielesności i duchowości w naturze oraz w działaniu człowieka. Bez ciele-

sności nie sposób zrozumieć człowieka i jego sytuacji na tej ziemi. Oderwanie człowieka od jego cielesności oznaczałoby oderwanie go od niego samego. Tak, jak nie istnieje człowiek bez swojej płciowości, czyli w oderwaniu od bycia kobietą lub mężczyzną, tak nie istnieje człowiek bez swojej cielesności, czyli w oderwaniu od swego konkretnego i niepowtarzalnego ciała oraz w oderwaniu od swych konkretnych i niepowtarzalnych uwarunkowań fizycznych.
Ciało jest włączone w tajemnicę i powołanie człowieka
Ciało ludzkie wyraża ostatecznie to, co jest tajemnicą człowieka, a nie tajemnicą ciała. Poprzez fizyczne zachowania i gesty możemy odsłaniać to, co jest naturą człowieka i co przekracza logikę i możliwości ciała. Nasze zachowania cielesne wyrażają to, kim jesteśmy, jakie mamy wartości, w jaki sposób rozumiemy sens życia i kim chcemy być dla innych ludzi.
W tym kontekście warto przytoczyć wypowiedź Gabriela Marcela, który stwierdził, że kochać człowieka, "to znaczy mówić: ty nie umrzesz". Jeśli

85
84


kochamy drugą osobę miłością dojrzałą i nieodwo
łalną, to pragniemy, by ona żyła. By żyła na zawsze.
Niestety żaden człowiek nie może mocą swojej
ludzkiej miłości obdarzyć nieśmiertelnością dru
giego człowieka, którego kocha. To jednak może
uczynić Bóg! On pokochał nas od zawsze i na za
wsze. On jest Bogiem żyjących, a nie umarłych.
Boża obietnica zmartwychwstania całego człowie
ka przy końcu czasów jest potwierdzeniem i kon
sekwencją nieodwołalnej miłości Boga do człowie
ka. Jest potwierdzeniem miłości silniejszej niż
śmierć. j s ;f
Zmartwychwstanie będzie ostatecznym dopełnieniem dzieła stworzenia i odkupienia człowieka. Zmartwychwstanie ciał przy końcu czasów nie będzie bowiem zwykłym przywróceniem sytuacji sprzed naszej śmierci, będzie oznaczało obdarowanie nas przez Boga nowym sposobem istnienia, a zatem także nową relacją między ciałem a duchem. Po zmartwychwstaniu nie będzie już wewnętrznej walki między cielesnością a duchowością, między człowiekiem ciała a człowiekiem ducha. Nie będzie to jednak zwycięstwo ducha nad ciałem, ale zwycięstwo człowieka nad samym sobą.

Zmartwychwstanie będzie oznaczać doskonałą integrację między wszystkimi wymiarami człowieka. Zmartwychwstanie to nie pokonanie ciała przez ducha, ale pełne włączenie ciała w tajemnicę osoby. Zmartwychwstanie to nie tylko uduchowienie ciała, ale przebóstwienie i odkupienie całego człowieka wraz z jego cielesnością (por. Rz 8, 23; Łk20, 36).
Na razie jednak żyjemy w warunkach ziemskich, oczekując zbawienia i zmartwychwstania. Na razie "ciało podąża przeciwko duchowi, a duch przeciw ciału" (Ga 5, 17). Na razie panowanie nad ciałem wymaga stanowczej czujności, wewnętrznej dyscypliny, stawiania sobie jasnych wymagań, kierowania się dojrzałą hierarchią wartości. Na razie człowiek i jego ciało podlega nieustannemu zagrożeniu. Z powodu zranienia ciała na skutek grzechu pierworodnego życie człowieka okazuje się bolesną walką (por. Job 7, 1) i marnością nad marnościami (por. Koh l, 2). Jednocześnie jednak już tu, na tej ziemi, to samo ludzkie ciało w Chrystusie staje się narzędziem widzialnej miłości i odkupienia: "Przeto przychodząc na świat, mówi: ofiary ani daru nie chciałeś, ale utworzyłeś mi ciało" (Hbr 10, S). To

87
86


właśnie za pośrednictwem ludzkiej cielesności Syn Boży objawia nam odkupieńczą miłość i kocha nas aż do końca. Aż do ofiary z własnego życia. Aż do fizycznej śmierci na krzyżu.
Z powyższych względów nie można pozbawić ludzkiego ciała aspektu moralnego ani wyłączyć sfery cielesnej z trudu wychowania. Ciało jest bowiem wyrazem sposobu bycia człowiekiem. Jest miejscem wypowiadania się człowieka. Kto poniża swoje ciało, ten poniża samego siebie. Kto przezwycięża słabości własnego ciała, ten odnosi zwycięstwo nad samym sobą. Kto w sposób świadomy i odpowiedzialny kieruje własnym ciałem, ten jest człowiekiem rozumnym i wolnym. To ja, człowiek, umieram, gdy umiera moje ciało. To ja, cały człowiek, oczekuję z nadzieją mojego zmartwychwstania w Chrystusie.
Wychowanie w sferze cielesnej
Po grzechu pierworodnym wszyscy ludzie, chociaż w różnym stopniu, przeżywają trudności w zrozumieniu sensu ludzkiego ciała i w odpowiedzialnym kierowaniu własną cielesnością. Nie jest sprawą przypadku, że pierwszą konsekwencją pier-
88

worodnego nieposłuszeństwa człowieka było jego zaniepokojenie się cielesną nagością. Ukrywający się Adam powiedział do szukającego go Boga: "Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz 3, 10).
To właśnie od odkrycia cielesności niemowlę zaczyna kontakt z samym sobą. Ciało jest tą częścią, która od początku życia "najgłośniej" sygnalizuje swoje istnienie i potrzeby. Człowiek może nie być w pełni świadomy swoich poglądów czy swoich przeżyć emocjonalnych, ale trudno nie być świadomym głodu, zmęczenia czy bólu fizycznego. Dojrzały człowiek jest w ciągłym kontakcie z własnym ciałem. Uświadamia sobie swoje specyficzne cechy fizyczne i aktualną sytuację swojego organizmu. Dla małego dziecka cielesność jest początkowo jedynym wymiarem, w którym odkrywa i doświadcza samego siebie. Gdy rozwój postępuje prawidłowo, to dziecko stopniowo odkrywa pozostałe sfery swojej rzeczywistości. W ten sposób świadomość własnego ciała zostaje zintegrowana ze świadomością myślenia, z odczuwaniem emocjonalnym, z rodzącą się wrażliwością moralną, duchową, religijną i społeczną. Zaburzenia w tym

89


względzie oznaczają, że poczucie tożsamości danego człowieka zostanie ograniczone do jego cielesności. W takiej sytuacji ciało nabiera przesadnego znaczenia, gdyż stanowi podstawowy punkt odniesienia, gdy chodzi o identyfikację oraz poczucie wartości danej osoby.
Tego typu redukcja tożsamości w drastyczny sposób ogranicza zainteresowania danego człowieka oraz zakres doświadczenia samego siebie, co prowadzi do poważnych zaburzeń osobowości. Podstawową troską staje się wtedy staranie o utrzymanie własnego ciała w jak najlepszej kondycji, estetyce i sprawności fizycznej. W przypadku, gdy okazuje się to na dłuższą metę niemożliwe, człowiek cielesny łatwo popada w depresję i buntuje się przeciw sobie. Równie niebezpieczna jest sytuacja, gdy człowiek nadmiernie skoncentrowany na swej cielesności, okazuje się - przynajmniej w pewnym okresie życia - zadowolony ze swego wyglądu fizycznego. Grozi mu wtedy iluzja, że dobra forma fizyczna i atrakcyjny wygląd wystarczą, by do końca życia być szczęśliwym.
Współczesna cywilizacja przykłada przesadną wagę do cielesności kosztem pozostałych wymia-

rów człowieka. W konsekwencji wielu ludzi koncentruje ogromną część swojej uwagi i energii na własnym ciele, na trosce o zdrowie fizyczne, o wygląd zewnętrzny, o strój. Tymczasem w przypadku prawidłowego rozwoju człowieka znaczenie jego sfery cielesnej ulega stopniowemu zmniejszaniu się, w miarę jak odkrywa on pozostałe wymiary własnej rzeczywistości. Coraz ważniejsza staje się dla niego jego wrażliwość emocjonalna i moralna, jego zdolność myślenia i wewnętrzna wolność, jego pozytywne więzi z Bogiem, z drugim człowiekiem i z samym sobą.
Dyktatura ciała
Zajęcie dojrzałej postawy wobec ciała nie jest ani czymś spontanicznym, ani łatwym. Grożą nam bowiem postawy skrajne i zaburzone. Jedną z nich jest sytuacja, w której dany człowiek redukuje siebie do sfery cielesnej. Sądzi on, że do szczęścia wystarczy ciało i jedynie cielesna satysfakcja. Człowiek, który utożsamia się z własną cielesnością, wkracza na drogę uzależnienia się od ciała. Staje się niewolnikiem ciała: niewolnikiem apetytu, fizycznych potrzeb i popędów, lenistwa i wygodnictwa.

90
9 i


Ktoś, kto jest podporządkowany własnemu ciału, czyni jedynie to, czego chce jego ciało. Kieruje się logiką ciała. A jest to logika doraźnej przyjemności i nadmiernej koncentracji na cielesnych potrzebach i doznaniach.
Zredukowanie siebie do własnej cielesności i kierowanie się w życiu logiką ciała prowadzi do dramatycznych konsekwencji. Człowiek cielesny nie jest w stanie zrozumieć siebie. Redukuje siebie do instynktów i popędów. Nie jest w stanie kochać, być wiernym, odpowiedzialnym i pracowitym, gdyż to wszystko nie mieści się w logice ciała. Postępując tak, jak chce tego jego cielesność, czyni siebie niezdolnym do dojrzałych więzi z Bogiem i z ludźmi. Popada też w bolesne konflikty z samym sobą. Uleganie dyktaturze ciała prowadzi do zaburzeń psychicznych, do niepokojów sumienia, do bolesnych rozczarowań i dramatycznych konfliktów międzyludzkich. Nierzadko jest też przyczyną brutalnych przestępstw. Gwałty czy inne formy przemocy seksualnej to dramatyczny owoc dyktatury ciała.
Redukowanie samego siebie do cielesności sprawia, że człowiek okalecza nie tylko pozostałe sfery

własnej rzeczywistości, lecz wyrządza krzywdę także ciału. Ktoś, kto staje się niewolnikiem ciała, doprowadza do sytuacji, w której jego cielesność jest rodzajem nowotworu zagłuszającego i niszczącego inne sfery. Taka sytuacja stopniowo prowadzi do niszczenia również ciała, które nie może przecież istnieć w oderwaniu od pozostałych wymiarów człowieka. Dyktatura ciała mści się zatem na ludzkiej cielesności. Uzależnienie od jedzenia, lenistwa czy popędów powoduje nie tylko zaburzenia psychiczne, duchowe, moralne czy społeczne, lecz także szkody fizyczne, na przykład nadwagę czy różne choroby.
Nic zatem dziwnego, że redukowanie samego siebie do cielesności i uleganie dyktaturze ciała może prowadzić do popadnięcia w drugą skrajność. Chodzi tu o sytuację, w której dany człowiek ucieka od ciała, brzydzi się nim i buntuje się wobec cielesności. Taka postawa grozi zarówno tym ludziom, którzy zostali w swojej cielesności skrzywdzeni, jak również tym, którzy sami krzywdzą siebie poprzez uleganie różnym cielesnym słabościom, uzależnieniom i grzechom. W obu przypadkach chcą "pozbyć się" ciała traktowanego jako

93
92


źródło ich nieszczęść, upokorzeń i cierpień. Często to właśnie uleganie dyktaturze ciała prowadzi do sytuacji, w której człowiek próbuje się "zemścić" na cielesności i zadośćuczynić błędom popełnionym w tej sferze, popadając w drugą skrajność, czyli w bunt i nienawiść wobec ciała. Obserwujemy wtedy różne formy walki z własną cielesnością, np. poprzez chorobliwe odchudzanie się, lekceważenie podstawowych potrzeb cielesnych, gardzenie własnym ciałem, wyrządzanie sobie cielesnej krzywdy, aż do samobójstw.
Miłość wcielona sensem cielesności
Warunkiem zajęcia odpowiedzialnej postawy w sferze cielesnej jest odkrycie sensu ludzkiego ciała. Dopóki człowiek nie wie, jaki jest sens jego cielesności, dopóty nie ma szans, by w sposób świadomy i odpowiedzialny tą sferą kierować. Jezus Chrystus w pełni odsłania nam sens ludzkiej cielesności. On, będąc Synem Bożym, przyjął nasze ciało, aby stała się dla nas widzialna miłość niewidzialnego Boga. Wcielenie Syna Bożego rzuca zatem pełne światło na tajemnicę ludzkiego ciała. Stwórca obdarzył nas cielesnością nie po to, byśmy się jej pod-

porządkowali lub byśmy od niej uciekali, lecz po to, byśmy dzięki ciału mogli wyrażać miłość. Byśmy mogli - tak jak Chrystus - kochać miłością widzialną, czyli wcieloną w konkretne słowa i czyny. Niewidzialny Bóg, który jest samą miłością, wie, że na tej ziemi tylko miłość widzialna, miłość wcielona w wysiłek, w pracowitość i ofiarność, w dobre słowa i szlachetne czyny, jest miłością prawdziwą, zdolną przemienić oblicze tej ziemi oraz wnętrze człowieka. Żadna religia, żaden system filozoficzny nie ma takiej podstawy dla szacunku wobec ludzkiej cielesności, jak właśnie chrześcijaństwo, które od dwóch tysięcy lat głosi światu niezwykłą nowinę, że Bóg stał się ciałem. Żaden system religijny czy filozoficzny nie ukazuje tak ścisłego związku między miłością i cielesnością, jak czyni to chrześcijaństwo. Poprzez tajemnicę wcielenia Syn Boży upewnia nas, że sens ludzkiego ciała jest dokładnie taki sam, jak sens całego człowieka i ludzkiego życia. A sensem tym jest miłość, gdyż każdy człowiek stworzony został przez Boga po to, by kochać i być kochanym. Zadaniem każdego chrześcijanina jest zatem odkrycie, iż sensem ludzkiej cielesności nie jest jedzenie, spanie

94
95


czy zaspokajanie popędów, lecz dojrzałe i odpowiedzialne wyrażanie widzialnej miłości.
Zdumiewający fakt, że Bóg stał się ciałem, jest nie tylko potwierdzeniem Bożej miłości do ludzi, ale też najdoskonalszą szkołą postawy człowieka wobec własnej cielesności. Gdy nadeszła pełnia czasów w historii zbawienia, Bóg postanowił pokochać nas miłością wcieloną. Miłością, którą człowiek może dosłownie zobaczyć i którą może dotknąć! Prawdziwy Bóg przyjął prawdziwe ludzkie ciało, aby fizycznie przybliżyć się do nas, aby na nas patr/eć, aby nas dotykać, aby z nami rozmawiać, aby wsłuchiwać się w nasze słowa i przeżycia, aby obserwować nasze zachowania i czyny, aby wyciągać ku nam swoją dłoń, aby uczyć nas sztuki życia, aby nas uzdrawiać, rozgrzeszać, upominać, a w końcu aby oddać za nas życie, gdy wystawimy Jego miłość na ostateczną próbę.
Dla chrześcijanina ciało nie jest nieszczęściem, dziełem szatana czy przekleństwem, lecz darem miłości. W tajemnicy Wcielenia Bóg odsłania nam prawdę, że na tej ziemi miłość potrzebuje ludzkiej cielesności. Jeśli bowiem miłość ogranicza się jedynie do duchowych pragnień czy emocjonalnych

poruszeń, jeśli nie wyraża się przez fizyczną aktywność, poprzez wspieranie drugiej osoby własnym działaniem, zdrowiem i czasem, własną siłą, osobowością, wytrwałością i zmęczeniem, to taka miłość jest jedynie iluzją, utopią, teorią. Taka miłość nikogo z ludzi tej ziemi nie przemieni, nikomu nie doda siły i odwagi, by iść w dobrym kierunku, by nie ustać w drodze. Taka odcieleśniona miłość nie będzie w ogóle dostrzeżona. Gdybyśmy w któryś momencie życia - zachowując świadomość i wolność - zostali pozbawieni naszego ciała, to w tym samym momencie stracilibyśmy możliwość okazywania miłości. Nie moglibyśmy nawet zasygnalizować naszym bliźnim, że w ogóle istniejemy, że przebywamy obok nich, że zależy nam na ich losie i że się o nich troszczymy.
Najbardziej wymownym przykładem miłości konkretnej, widzialnej, wcielonej, na jaką potrafi zdobyć się człowiek na tej ziemi, jest miłość macierzyńska. Stając się matką, kobieta ofiarowuje kawałek swojego ciała i część swojej krwi, aby obdarzyć życiem i miłością poczynające się dziecko. Później do końca życia potrafi ofiarować swe siły, zdrowie i czas, aby jej dziecko czuło się kochane

96
97


i aby mogło się rozwijać. Więcej uczynił tylko Jezus Chrystus. Z miłości do nas ofiarował On całe swoje ciało i przelał za nas wszystką swoją krew. A jednocześnie w Eucharystii znalazł sposób, by pozostać z nami do końca świata i by nadal karmić nas sobą.
Obecność, pracowitość, czułość
Aby zająć dojrzałą postawę wobec ciała, nie wystarczy samo odkrycie, iż sensem ludzkiej cielesności jest widzialne wyrażanie miłości. Równie ważnym zadaniem jest uświadomienia sobie tego, w jaki sposób człowiek może wyrażać miłość poprzez ciało. Istnieją trzy podstawowe sposoby okazywania miłości za pośrednictwem ciała: obecność, pracowitość i czułość. Pierwszym sposobem wyrażania miłości za pośrednictwem ciała jest fizyczna obecność w życiu drugiego człowieka. Kochać to być fizycznie obecnym. Czytelną ilustracją tej zasady jest miłość w rodzinie. Gdyby któreś z małżonków było przekonane, że kocha współmałżonka i dzieci, a nie miało dla nich czasu, nie przebywało z nimi fizycznie, gdyby unikało domu i spotkań z najbliższymi, to jego miłość byłaby pustą dekla-

racją. Gdy nie dążymy do takiej obecności, to nie możemy mówić, że kochamy. Bez fizycznej obecności trudno jest mówić o miłości w najważniejszych kontaktach międzyludzkich: w rodzinie, wśród przyjaciół czy w relacji wychowawca - wychowanek.
O tym, że miłość jest nierozerwalnie związana z obecnością, przekonuje nas sam Chrystus, który w Eucharystii jest dla nas obecny aż do skończenia świata. Największym znakiem miłości na tej ziemi jest oddanie życia za bliźniego. Człowiek nie może uczynić niczego więcej. Tylko Syn Boży uczynił coś więcej: nie tylko oddał za nas życie, gdyż do końca nas ukochał, ale jednocześnie pozostał z nami, gdyż wie, że tego potrzebujemy. On iniał moc, by oddać życie z miłości do nas i by je znowu odzyskać. Zmartwychwstały Chrystus jest nie tylko żywy. On jest obecny. Rzeczy po prostu istnieją: w sposób dla nich nieświadomy i od nich niezależny. Człowiek natomiast potrafi być obecny, czyli znajdować się w obliczu drugiego człowieka w sposób świadomy i dobrowolny, w sposób ukierunkowany na dobro osoby, którą kocha. Być obecnym to zatem coś znacznie więcej niż po prostu być.

99
98


Istotą bycia obecnym nie jest ani widzenie kogoś oczyma, ani dotykanie rękoma, lecz wieź miłości i zaufania. Jeśli łączy mnie z kimś taka więź, to ta osoba jest zawsze obecna w moim życiu, mobilizuje mnie, umacnia, daje poczucie bezpieczeństwa, dodaje otuchy. Także wtedy, gdy w danym momencie jej nie widzę ani nie słyszę lub gdy dzieli nas tysiące kilometrów. Gdy natomiast nie ma między nami takiej więzi, to ty jedynie istniejesz, po prostu jesteś. Ale nie jesteś dla mnie. Nie jesteś obecny w moim życiu. Nie koncentrujesz się na moich radościach i troskach. Jestem ci obojętny. Czasem nawet mnie nie zauważasz. Masz oczy, ale nie widzisz mnie i nie dostrzegasz mojego wyrazu twarzy. Masz uszy, ale nie słyszysz tego, co się we mnie dzieje, ani tego, co przeżywam. Twoje istnienie nie jest wyrazem miłości wobec mnie. Twoje istnienie nie cieszy mnie ani nie umacnia. Nie daje mi poczucia bezpieczeństwa. Twoje istnienie mnie wtedy niepokoi. Czasem powoduje lęk. Bywa, że niesie zagrożenie lub krzywdę.
Brak obecności to brak miłości. Miłość karmi się obecnością. Miłość rodzi się, rozwija i trwa dzięki obecności i poprzez obecność. Zrozumia-

łe, że obecność ta powinna być dostosowana do wieku i potrzeb tych, których kochamy, do rodzaju więzi, które nas z nimi łączą, do stopnia odpowiedzialności, jaką za nich ponosimy. Najbardziej intensywna i stała powinna być nasza obecność dla najbliższych: małżonka, dzieci, rodziców, wychowanków, przyjaciół, a także dla tych, którzy szczególnie potrzebują naszej obecności: starszych, chorych, osamotnionych. Obecność jest wyrazem i potwierdzeniem miłości. Jest też najlepszą metodą wychowawczą. W naszych czasach boleśnie odczuwa się niedostatek wzajemnej obecności wśród ludzi sobie najbliższych. W sposób szczególny odnosi się to do mężczyzn. W wielu rodzinach niepokoi nieobecność ojca. Dla chłopców jest to wielka krzywda, bo nie mają wtedy wzorca i autorytetu mężczyzny. Stała obecność ojca jest potrzebna synowi, aby ten mógł się dowiedzieć, co znaczy być dojrzałym mężczyzną oraz co oznacza bycie odpowiedzialnym mężem oraz ojcem. Jeśli ojciec jest zbyt mało obecny w życiu syna, to taki chłopiec szuka wzoru mężczyzny u kolegów z ulicy albo w prymitywnych filmach. W ten sposób często staje się karykaturą mężczyzny. Ma poważne

101
100


trudności, by zrozumieć własną płeć oraz by dojrzale podjąć i wypełnić podstawowe role społeczne.
Także dla dziewczynek nieobecność czy zła obecność ojca jest wielką krzywdą. Nie pozwala im bowiem uwierzyć, że są kochane i że zasługują na miłość, skoro tata nie ma dla nich czasu, skoro pieniądze, odwiedzanie znajomych czy hobby, to coś ważniejszego niż kontakt z własną córką. Ponadto w takiej sytuacji dziewczęta są dosłownie głodne męskiej obecności, bliskości, czułości. W konsekwencji poszukują tego wszystkiego poza rodziną. Wiążą się z nieodpowiedzialnymi mężczyznami, gdyż, łatwo je oszukać. Coraz częściej i coraz wcześniej szukają ciepła i miłości poza domem rodzinnym. Coraz częściej też kończy się to konfliktami sumienia, wielkimi krzywdami fizycznymi, psychicznymi i moralnymi.
Jednak sama obecność nie wystarczy, jeśli jest to obecność bierna, jeśli nie staje się działaniem na rzecz tych, których kochamy. Miłość wymaga konkretnych słów i czynów, aktywności i zaangażowania dla dobra drugiego człowieka. Wymaga poświęcenia mu własnego czasu, sil, zdrowia. Przykładem takiej właśnie miłości aktywnej i ofiarnej

jest miłość kobieca. Żona i matka w dzień i w nocy ofiarowuje najbliższym swoją pracowitą obecność, nieraz aż do granic heroizmu. Ona chroni, karmi, pielęgnuje, wychowuje, wspiera przykładem, modlitwą i nadzieją. Najwspanialszym przykładem miłości, która staje się pracowitą i ofiarną obecnością, jest postawa Chrystusa. Syn Boży po to przyjął ludzkie ciało, aby szukać człowieka, aby na niego patrzeć, aby wsłuchiwać się w jego słowa i przeżycia, aby go uzdrawiać, uczyć życia, aby go pocieszać, upominać, rozgrzeszać, aby przemieniać go swoją obecnością. Ewangelia wielokrotnie wspomina, że Jezus był zmęczony, że nie miał chwili wytchnienia, że na modlitwę zostawała Mu już tylko noc. Widząc to, apostołowie czasem nie chcieli już dopuszczać do Niego ludzi, On jednak miał wtedy tylko jedną odpowiedź: Nie zabraniajcie im przychodzić do Mnie.
Miłość Chrystusa i miłość macierzyńska w oczywisty sposób demaskują naiwność tych, którzy redukują miłość do uczuć, do słownych deklaracji, do romantycznego nastroju w czasie randki, do emocjonalnego zauroczenia dwojga zakochanych, do dobrej woli, która nie staje się działaniem

102
103


i pracowitością. Gdy któraś z nastoletnich dziewcząt mówi mi, że jakiś chłopiec wyznał jej miłość, a ona nie jest pewna, czy on kocha ją naprawdę, to proponuję wtedy następujący eksperyment. Zachęcam, by pożyczyła kamerę video i zarejestrowała wszystko to, co będzie mówił i czynił kandydat na męża i ojca jej dzieci, gdy ją odwiedzi. Następnie, by po jego odwiedzinach poprosiła rodziców i przyjaciół, aby wspólnie obejrzeli nagraną kasetę. Jeśli będą tam jakieś rozmowy czy zachowania chłopaka, których dziewczyna się boi, których się wstydzi, które ją niepokoją, czy których nie chciałaby pokazać innym ludziom, to na tyle właśnie jej chłopiec nie umie jeszcze kochać w sposób dojrzały i odpowiedzialny.
Gdy tak obrazowo i konkretnie mówię do młodzieży o weryfikacji miłości, to młodzi uświadamiają sobie, że wcale już nie potrzebują kamery video, gdyż sami potrafią odróżnić słowa i czyny miłości od zachowań, które są zaprzeczeniem czy zagrożeniem miłości. Młodzi odkrywają wtedy, że miłość poznaje się po sposobie rozmawiania i postępowania, a nie po nastrojach, prezentach czy deklaracjach. Miłość rodzi się we wnętrzu czło-

wieka, w tajemnicy jego serca, jego woli, jego dążeń, ale objawia się w sposób zewnętrzny i widzialny: w tym, w jaki sposób i na jaki temat ktoś rozmawia z drugą osobą oraz w tym, jak się wobec niej zachowuje. Sam zainteresowany ma zwykle trudności, by według tych kryteriów oceniać swoją miłość, gdyż zwykle bardziej skupia się na uczuciach niż na słowach i czynach.
Z powyższych analiz wynika oczywisty wniosek,
że ludzie leniwi, egoistyczni, wygodni nie są zdol
ni, by dojrzale kochać. Miłość wymaga bowiem pra
cowitości, słów i czynów, dyscypliny, ofiarności,
wytrwałej służby na rzecz tych, których chcemy ko
chać. Nie jest zdolny do miłości ten, kto nie ma
władzy nad własnym ciałem, kto ulega cielesnym
zniewoleniom, popędom, kto kieruje się logiką cia
ła. Miłość wymaga panowania nad cielesnością. Jeśli
kochamy kogoś w sposób bezinteresowny i doj
rzały, to zdobywamy się na słowa i czyny, które czę
sto wymagają zwycięstwa nad ciałem, nad popęda
mi, nad spontanicznością. Dojrzała i wierna miłość
jest aktywnością i pracowitością, która staje się
możliwa dzięki naszej cielesności, ale która nie
wypływa z logiki ciała.
105
104


Sama jednak pracowitość nie wystarczy. Spotykając się z rodzinami, dosyć często słyszę wypowiedzi żon czy dzieci, typu: "Mój mąż (mój tata) chyba mnie nie kocha. Jest wprawdzie pracowity i stara się uczciwie zarobić na utrzymanie domu, ale nigdy nie okazuje, że się nami cieszy, nie uśmiecha się do nas, nie przytula nas". Tego typu wypowiedź potwierdza, że sama pracowitość na rzecz innych nie wystarczy, aby czuli się oni przez nas kochani. Jeśli ktoś nie jest zdolny poświęcić nam czasu i wysiłku, to znaczy, że nas nie kocha. A jeśli okazuje nam tylko pracowitość, to trudno jest nam uwierzyć w jego miłość. Czułość jest zatem trzecim - obok obecności i pracowitości - istotnym sposobem okazywania miłości. Chodzi tu o czułość w najszerszym z możliwych znaczeń: życzliwy uśmiech, radosne spojrzenie, miły ton głosu, przyjazny gest, serdeczna cierpliwość.
Przejawy czułości powinny być proporcjonalne do więzi, która istnieje między danymi ludźmi. Najsilniejszą z więzi międzyludzkich na tej ziemi jest więź małżeńska. Z tego właśnie powodu Chrystus mówi, że małżonkowie stają się jednym ciałem. Miłość małżeńska wiąże się nie tylko z najwięk-

szym stopniem obecności i pracowitości, lecz także z największym stopniem czułości. Więź małżeńska oznacza miłość wierną i wyłączną, dlatego również najbardziej intymne przejawy czułości między małżonkami muszą być wierne i wyłączne, czyli ograniczające się wyłącznie do małżonków. Odnosi się to nie tylko do współżycia seksualnego, lecz także do wszelkich form fizycznej bliskości i pieszczot właściwych dla małżonków. Drugą co do intensywności jest więź między rodzicami i dziećmi oraz między rodzeństwem. Tutaj także miłość wyraża się i umacnia poprzez intensywną czułość w postaci przytulenia, pocałunku oraz innych gestów wyrażających radość z bycia z drugą osobą.
W innych więziach czułość nie jest wyrażana w sposób tak intensywny i intymny. Wynika to właśnie z wyżej wspomnianej zasady, że człowiek, który dojrzale kocha, dobiera gesty czułości w sposób odpowiedzialny, czyli proporcjonalny do danego rodzaju więzi. Podstawowe wyrazy ludzkiej czułości (życzliwe spojrzenie, miły ton głosu, uśmiech, podanie dłoni) pełnią istotną rolę we wszystkich rodzajach więzi międzyludzkich. Słusznie mówi się, że uśmiech jest najkrótszą drogą do drugiego

106
107


człowieka. Życzliwy uśmiech czy miły gest usuwa niepokój, lęk, poczucie zagrożenia i niepewności. Czułość nieodpowiedzialna staje się czułością szkodliwą, mylącą, toksyczną. Czułość powinna być okazywana dla dobra drugiej osoby i ze względu na jej potrzeby, a nie ze względu na nasze własne. Innymi słowy, chodzi o czułość, która jest darem oraz roztropną odpowiedzią na sytuację i potrzeby drugiej osoby, a nie sposobem zaspokajania własnych pragnień czy oczekiwań. Czasem obserwujemy rodziców "obsypujących" swoje pociechy mnóstwem przejawów czułości, które wprowadzają tych drugich w zakłopotanie, a nawet w stany rozdrażnienia czy buntu. Dojrzała czułość to rodzaj służby, rodzaj czułej pracowitości na rzecz innych. To coś, co wymaga wysiłku i dyscypliny, bo przecież w wielu sytuacjach uśmiech, życzliwy ton głosu czy miły gest to zachowania, które nie przychodzą spontanicznie i bez wysiłku. Przeciwnie, często wymagają mobilizacji, siły woli, skupienia się na przeżyciach i potrzebach innych ludzi. Codzienne życie nie jest podobne do romantycznych randek we dwoje, gdzie okazywanie czułości jest czymś oczywistym i łatwym.

Dojrzałe wyrażanie miłości oznacza, że istnieją właściwe proporcje między pracowitością a czułością. Ktoś, kto jest tylko pracowity, ale zupełnie niezdolny do okazywania czułości, będzie miał trudności w upewnieniu najbliższych sobie ludzi, że ich kocha. Podobnie ktoś, kto łatwo i często wyraża swoją czułość wobec innych, ale okazuje się człowiekiem leniwym i lekceważącym swoje obowiązki, nie kocha naprawdę. Żyjemy w czasach, w których wiele osób ma trudności ze znalezieniem właściwej równowagi w wyrażaniu miłości za pośrednictwem pracowitości i czułości. Coraz więcej ludzi jest zdolnych do wyrażania troski o innych jedynie przez aktywność, wysiłek fizyczny, pracę. Ludzie ci wpadają jednak w kryzys wtedy, gdy kochane przez nich osoby oczekują podstawowych przejawów czułości. Sporo jest także takich ludzi, którym łatwo przychodzi wyrażanie czułości, nawet w miejscach publicznych czy przed kamerami telewizyjnymi, jednak mają oni wielkie trudności wtedy, gdy miłość trzeba potwierdzać wytrwałą pracą, zdyscyplinowanym wysiłkiem, regularnym trudem fizycznym, przezwyciężeniem zmęczenia.

109
108


Chrystus, który jest najdoskonalszym wzorem dojrzałej czułości, wzruszał się ludzką niedolą, litował się nad cierpiącymi, zapłakał nad grobem przyjaciela, brał w objęcia dzieci, pozwalał, by przytulali się do Niego nawracający się grzesznicy i by dotykali Go chorzy szukający uzdrowienia. Podobną postawę zajmuje Jan Paweł II. Jest on czytelnym znakiem czułej miłości Boga do człowieka. Z ojcowską czułością całuje dzieci, młodzież i dorosłych. Przytula chorych, osamotnionych, odrzuconych. Na wszystkich patrzy z ciepłym uśmiechem. Dla każdego znajduje przyjazny gest i życzliwe spojrzenie. Jego pielgrzymki do ludzi wszystkich kontynentów są wzruszającym wyrazem miłości, która staje się obecna nie tylko przez ofiarną pracowitość, lecz także poprzez subtelną czułość.
Troska o ciało
Zajęcie dojrzałej postawy wobec ludzkiego ciała wymaga nie tylko odkrycia jego sensu oraz nauczenia się pracowitej i czułej obecności. Wymaga także szacunku dla cielesności. Skoro moje ciało jest mi potrzebne po to, bym mógł wyrażać miłość, bym mógł naśladować słowa i czyny Jezusa Chry-

stusa, to jest ono czymś cennym. Przysługuje mu ta sama godność, która przysługuje człowiekowi. Do ludzkiego ciała należy odnosić się z szacunkiem, uwzględniając te same zasady moralne, które odnoszą się do człowieka. Z tego właśnie względu św. Paweł przypomina nam, że ludzkie ciało jest świątynią Ducha Świętego, że jest mieszkaniem Boga i że zostało powołane przez Stwórcę do świętości.
Ludzkiego ciała nie można wyłączyć z tajemnicy człowieka. Nie można go wyłączyć z powołania do świętości ani z wymiaru moralnego. Każda próba takiego wyłączenia ludzkiej cielesności z godności i powołania człowieka jest przejawem swego rodzaju schizofrenii i kryzysu danych osób czy środowisk. Przykładem może tu być wspomniana wcześniej próba rozróżniania między "psychiczną" a "fizyczną" zdradą małżeńską, by "usprawiedliwić" niewierność. Tego typu próba oddzielania ciała od człowieka jest wyrazem cynizmu danej osoby albo znakiem rozdwojenia osobowości. Brak szacunku dla ludzkiego ciała charakteryzuje wszystkie rodzaje cywilizacji śmierci, które doprowadziły do pogardy wobec człowieka. Chrześcijanin to ktoś, kto z szacunkiem odnosi się do własnego ciała i do ciała

110
111


innych ludzi. To ktoś, kto chroni cielesność przed każdą formą traktowania jej jak rzecz, surowiec czy towar na sprzedaż.
Podstawowym przejawem szacunku wobec cielesności człowieka jest roztropna troska o ciało. Skoro ciało umożliwia człowiekowi wyrażanie widzialnej miłości, skoro uczestniczy w godności osoby ludzkiej, to należy dbać o zdrowie fizyczne, o prawidłowe odżywianie, o właściwy tryb życia. Trudno kochać ludzi, gdy nasze ciało jest przemęczone, chore czy zaniedbane. Trudno wtedy o życzliwą obecność, o wytrwałą pracowitość, o cierpliwą czułość. Minimum troski o ciało wyraża się w respektowaniu przykazania: nie zabijaj, nie wyrządzaj krzywdy w sferze cielesnej ani samemu sobie, ani drugiemu człowiekowi. Można w tej dziedzinie podać konkretne wskazania: nie pal papierosów, nie sięgaj po narkotyki, nie pij alkoholu w wieku rozwojowym, nie nadużywaj go w wieku dorosłym. Nie sięgaj po substancje chemiczne, które niszczą równowagę hormonalną twego organizmu (np. tabletki antykoncepcyjne czy odchudzające). Nie przejadaj się ani nie zaniedbuj potrzeb organizmu. Nie wyrządzaj sobie krzywdy niezdrowym trybem życia:

niedostatkiem snu, przemęczeniem, brakiem ruchu na świeżym powietrzu.
Zrozumieć język ciała
Kolejnym warunkiem zajęcia dojrzałej postawy wobec ludzkiej cielesności jest rozumienie języka ciała. Nie możemy troszczyć się o coś ani respektować czegoś, czego nie rozumiemy. Ciało "mówi" do nas nieustannie. Pierwszym zadaniem jest wsłuchanie się w to, co ciało komunikuje nam o samym sobie, czyli o naszej sytuacji fizycznej. Bywa tak, że ktoś wyrządza krzywdę swemu ciału, np. przez palenie papierosów, nadużywanie alkoholu, niedosypianie czy niezdrowy tryb życia i tak się do tego stanu "przyzwyczaja", że nie słyszy już ciała, które "wykrzykuje" swój protest, np. poprzez bóle głowy, stałe poczucie zmęczenia, brak koncentracji, drażliwość, itp. Zajęcie dojrzałej postawy wobec cielesności wymaga zatem uważnego wsłuchiwania się w to, co mówi nam ciało, aby wyciągać wnioski z tych informacji. Ciało potrafi jednak mówić nam nie tylko o samym sobie. W człowieku istnieje ścisła jedność wszystkich elementów. Nasze ciało odczuwa i wyraża na swój sposób to, co dzieje się w naszej

113
112


sferze psychicznej, moralnej, religijnej czy społecznej . Wszystko to odbija się - jak w lustrze - w naszym samopoczuciu fizycznym. Gdy ktoś rozmawia z przyjacielem, to cieszy się także jego ciało, choćby było w tym momencie bardzo zmęczone. Gdy ktoś przeżywa bolesne konflikty psychiczne czy moralne, wtedy cierpi również jego ciało, choćby było bardzo zdrowe fizycznie. Ciało potrafi nam zatem powiedzieć także o tym, co dzieje się w naszej sferze poza i ponadcielesnej. Przykładem może tu być masturbacja. Czasem wiąże się ona z nadmierną koncentracją danej osoby na sferze popę-dowej. Często jednak jest przede wszystkim nieodpowiedzialnym sposobem na odreagowanie cierpienia. Jest błędną próbą szukania ulgi w obliczu napięć, niepokojów, konfliktów. Masturbacja może być zatem zachowaniem analogicznym do sięgania po alkohol czy narkotyk w obliczu kryzysu życia. Gdy zmniejsza się ilość napięć, cierpień i niepokojów oraz gdy pojawia się więcej radości i satysfakcji życiowej, wtedy problemy z masturbacja odchodzą niemal automatycznie. Nie ma już bowiem potrzeby, aby w ten sposób odreagowywać swoje cierpienia.

Ciało czasami na swój sposób (np. poprzez trudności z oddychaniem, trawieniem i krążeniem) mówi nam coś o naszej sytuacji pozacielesnej. Nieraz jest to wręcz dramatyczny krzyk protestu w obliczu sytuacji, w której się znajdujemy. Nie jest łatwo usłyszeć i zrozumieć ten krzyk, gdyż ciało mówi do nas językiem wieloznacznym, sugerującym trudności ze zdrowiem, a nie z życiem. Grozi nam wtedy koncentrowanie się na dolegliwościach fizycznych. W konsekwencji udajemy się do lekarza i szukamy pomocy medycznej, zamiast zastanowić się i zmienić coś w naszym życiu. Dojrzałość wymaga zatem odwagi, by w obliczu trudności zdrowotnych zastanowić się, czy nie mówią mi one czegoś o mojej sytuacji pozacielesnej, którą powi-
nienem zmienić.
Pan czy niewolnik ciała?
Dojrzały człowiek nie dlatego troszczy się o dobre zdrowie i sprawność fizyczną, że chce żyć wygodnie albo że sensu życia upatruje w dobrym samopoczuciu fizycznym, lecz dlatego że, im sprawniejszym dysponuje ciałem, tym większe może mu stawiać wymagania. Rozumie zatem, że konieczna jest w tej

114
115


sferze dyscyplina. Nie chodzi jednak o umartwienie dla samego umartwienia. Sensem dyscypliny jest osiągnięcie stanu, w którym człowiek staje się panem, a nie niewolnikiem własnego ciała. Człowiek dojrzały troszczy się o dyscyplinę wobec ciała ze względu na aspiracje, jakie posiada. Stawia sobie twarde wymagania w tej sferze po to, by kierować się logiką miłości i odpowiedzialności, a nie logiką ciała. Taki człowiek potrafi za pośrednictwem ciała wyrażać miłość wcieloną w aktywną obecność, w wytrwałą pracowitość, w roztropną czułość. Dyscyplina wobec ciała potrzebna jest po to, by było ono zintegrowane z całym człowieczeństwem danej osoby. Bez dyscypliny i czujności człowiek staje się niewolnikiem ciała i popada w uzależnienia.
Żyjemy w czasach, w których nieodpowiedzialni dorośli wręcz namawiają młodych, by żyli na luzie, spontanicznie, bez wysiłku, by kierowali się poruszeniami ciała, subiektywnymi przekonaniami i emocjonalnymi nastrojami. Nic więc dziwnego, że współcześni młodzi na ogół zbyt mało wymagają od siebie w sferze cielesnej. Łatwo ulegają lenistwu. Szybko się męczą i zniechęcają. Nie od-

krywają radości z podejmowanego trudu, z wykonanej pracy, z wysiłku, z pokonywania zmęczenia. Tym bardziej istotna jest pozytywna motywacja do pracy nad sobą. Dyscyplina cielesna poza kontekstem miłości staje się niezrozumiała i niemożliwa do osiągnięcia. Tylko miłość do Boga i do człowieka jest skutecznym motywem oraz daje wystarczającą siłę, by zapanować nad popędami, by nie podporządkować się instynktom, by nie krzywdzić siebie i innych.
Dojrzały chrześcijanin to ktoś, kto jest panem własnej cielesności. To ktoś, kto za pomocą cielesności wyraża miłość i odpowiedzialność. To ktoś, kto odkrył, że ludzkie ciało czerpie sens z tajemnicy człowieka, a nie z instynktów czy z własnej struktury chemicznej i anatomicznej. Dla przykładu, dłoń człowieka jest słabsza i mniej sprawna od kończyn niektórych zwierząt Ale tylko człowiek potrafi pisać poezję, grać na fortepianie, wyrażać znaki miłości, rozgrzeszać. To samo dotyczy całego ludzkiego ciała. Posiada ono sens i możliwości, które wynikają z włączenia ciała w powołanie i godność człowieka.
Antoine de Saint Exupery, w książce pt. "Ziemia, planeta ludzi", opisuje historię swego przyja-

117
116


cielą - lotnika. W czerwcu 1931 r. Guillaumet leciał samotnie z Argentyny do Chile. Nad Andami wpadł w burzę śnieżną i zdołał wylądować na zamarzniętym jeziorze Laguna Diamante, na wysokości 3500 metrów. Jezioro to jest otoczone szczytami, które sięgają wysokości 6900 m. Przez dwa dni w czasie szalejącej wichury śnieżnej Guillaumet pozostawał uwięziony w kabinie samolotu. Gdy trzeciego dnia wichura ustała, postanowił ruszyć w drogę i walczyć o przetrwanie, które wydawało się nierealne. Guillaumet szedł bez snu i odpoczynku pięć dni i cztery noce.
Kiedy Exupery odnalazł go w indiańskiej wiosce i odwoził samolotem do szpitala w Mendozie, Guillaumet powiedział: "Tego, co zrobiłem, możesz mi wierzyć, nie zrobiłoby nigdy żadne zwierzę". Lotnik zdradził tajemnicę swego heroicznego wysiłku: "Mówiłem sobie: Moja żona, jeśli myśli, że żyję, myśli, że idę. Koledzy myślą, że idę. Wierzą we mnie". Guillaumet nie szedł więc niesiony siłą ciała, lecz siłą miłości. Nie chciał rozczarować tych, którzy go kochali i którzy mieli nadzieję, że walczy. Tego rzeczywiście nie zrobiłoby żadne zwierzę, bo ono dysponuje jedynie siłą mięśni i instynktu.

Zacytujmy raz jeszcze Exupery'ego: "Tego, co zrobiłem, możesz mi wierzyć, nie zrobiłoby nigdy żadne zwierzę. Myślę ciągle o tym zdaniu, najpiękniejszym, jakie znam, zdaniu, które wyznacza miarę człowieka, podnosi go i przywraca prawdziwą hierarchię wartości. Zasnąłeś wreszcie, świadomość twoja została unicestwiona, ale wraz z obudzeniem miała odrodzić się w tym ciele znużonym, zniszczonym, udręczonym, spalonym i panować nad nim na nowo. Ciało jest więc tylko dobrym narzędziem, ciało jest tylko sługą".
Doświadczenie owego lotnika pokazuje w jak niezwykły i heroiczny sposób potrafi posługiwać się ciałem ktoś, kto kocha i kto wie, że jest kochany. W taki właśnie sposób potrafią posługiwać się własną cielesnością dojrzałe kobiety i dojrzali mężczyźni tej ziemi: żony, matki, siostry, zakonnice, mężowie, ojcowie, kapłani, misjonarze, przyjaciele, wychowawcy. Ci wszyscy, którzy naśladują Chrystusa. On po to właśnie przyjął ludzkie ciało, aby je uświęcić, aby uczynić je nośnikiem miłości, aby wszystkim ludziom czynić dobrze. Aby odsłonić nam ostateczny sens ludzkiej cielesności, jakim jest widzialne wyrażanie

119
118


miłości. Zajęcie dojrzałej postawy wobec seksualności jest możliwe tylko wtedy, gdy odkrywamy sens ciała i gdy tak nim kierujemy, aby było narzędziem odpowiedzialnej miłości.

4. Integracja seksualna
a postawa wobec płciowości

Warunkiem koniecznym do osiągnięcia dojrzałości w sferze seksualnej jest zajęcie dojrzałej postawy wobec własnej płciowości. Od sposobu przeżywania i wyrażania płciowości w dużym stopniu zależy bowiem postawa człowieka wobec siebie i innych ludzi, a także sposób przeżywania i wyrażania seksualności. Chrześcijaństwo przypomina, że człowiek jest nie tylko osobą wcieloną, ale także płciową. Nie istnieje po prostu jako człowiek, lecz przeżywa i komunikuje siebie na sposób określonej płci: jako kobieta lub jako mężczyzna. Z tego względu nikt nie może dojrzale żyć i funkcjonować poza swoją płciowością. Bycie mężczyzną lub kobietą to nie jedna z wielu cech człowieka, ale jego całościowy sposób bycia osobą. Płciowość obejmuje wszystkie wymiary człowieka. Wpływa nie tylko na sposób ubierania się czy na funkcje
121

społeczne kobiety lub mężczyzny, ale także na ich cielesność, seksualność, emocjonalność, sposoby myślenia, kontaktowania się z samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem. Jeśli ktoś jest niedojrzały w swoim byciu kobietą lub mężczyzną, to jest przez to niedojrzały jako osoba.
Obecnie badanie różnic miedzy kobietami a mężczyznami jest "niepoprawne" politycznie. Wiele środowisk i środków przekazu dąży do ukrywania różnic płciowych i do rozpowszechnia fałszywych wizji kobiety. Celują w tym feministki, które nie szukają prawdy o specyfice kobiecości, lecz głoszą poglądy wynikające z przyjętej ideologii i odpowiadające interesom ich politycznych sponsorów. Tego typu ruchy feministyczne są antykobiece, gdyż nawołują kobiety do utożsamiania się z mężczyznami. Zakładają w ten sposób, że modelem człowieka jest jedynie mężczyzna.
Pismo Święte odsłania tajemnicę ludzkiej płcio-wości: "Bóg rzekł: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc (...). Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powie-

dział: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2, 18-24). W antropologii biblijnej kobieta i mężczyzna mają jednakową godność i są sobie wzajemnie potrzebni, gdyż mają sobie tylko właściwe uzdolnienia i niepowtarzalne powołanie. Spotkanie z kobietą jest dla mężczyzny tak ważne, że opuści on nawet swoich rodziców, aby złączyć się z nią mocą nierozerwalnej i wiernej miłości. Dopiero przez spotkanie z kobietą mężczyzna może w pełni odkryć i zrealizować swoje powołanie, stając się mężem i ojcem, ucząc się miłości i odpowiedzialności. Z kolei najbardziej niezwykłą cechą kobiety jest jej powołanie do macierzyństwa. Tylko kobieta może być matką. Tylko ona może dzielić się z dzieckiem swoim ciałem i swoją krwią. Macierzyństwo to niezwykły zamysł Boga wobec kobiety i najpełniejsza realizacja kobiecości. Nie chodzi tu tylko o macierzyństwo fizyczne. Nie mniej ważne jest macierzyństwo duchowe, które oznacza podtrzymywanie życia w innych ludziach przez karmienie ich kobiecą obecnością, miłością, codzienną troską.

122
123


W tym sensie każda siostra zakonna realizuje swoje powołanie do macierzyństwa, gdyż karmi innych ludzi Bożą miłością i prawdą, pomaga im rodzić się w wymiarze duchowym, społecznym i religijnym.
Zajęcie dojrzałej postawy wobec własnej płci oraz wobec osób płci odmiennej wymaga najpierw znajomości istotnych różnic w sposobie funkcjonowania kobiet i mężczyzn. Najważniejsza różnica wynika z faktu, że kobiety mają tendencję i wrodzone predyspozycje, by żyć bardziej w świecie osób, podczas gdy mężczyźni mają predyspozycje, by żyć i działać w świecie rzeczy. Nie oznacza to oczywiście, iż mężczyźni nie potrafią funkcjonować w świecie osób, a kobiety w świecie rzeczy. Rozwój osobowy prowadzi do tego, że dany człowiek uczy się kompetentnie żyć i działać, zarówno w świecie osób, jak i w świecie rzeczy. Faktem jest jednak, że wrażliwość na świat osób łatwiej przychodzi kobietom, a funkcjonowanie w świecie rzeczy okazuje się łatwiejsze dla mężczyzn.
Wszystko, co jest w kobiecie: ciało, postrzeganie rzeczywistości, emocje, zdolności komunikacyjne, kobiece przeżywanie więzi - ułatwia nasta-

wienie na świat osób i kontakt z nimi. Z kolei wszystko to, co jest w mężczyźnie, ułatwia kontakt z rzeczami i kompetentne funkcjonowanie w świecie rzeczy. Tego typu różnice w predyspozycjach nie są wynikiem odmiennego wychowania, są wrodzone i łatwo dostrzegalne już u małych dzieci. Dziewczynki najchętniej bawią się lalkami, odtwarzając świat osób, a chłopcy koncentrują się na klockach i grach, gdyż są zainteresowani głównie światem rzeczy. Dziewczęta odnoszą się do zabawek bardziej osobowo niż chłopcy, przywiązując się do swoich lalek i misiów jak do przyjaciół. Potrafią z nimi "rozmawiać", zwierzać się, opowiadać o przeżywanych radościach i wypłakiwać ukradkiem cierpienie czy lęk.
Różnice między obu płciami są jeszcze bardziej widoczne w świecie dorosłych. Kobiety z reguły najbardziej troszczą się o osoby, więzi międzyludzkie, wychowanie. Mężczyźni natomiast w większym stopniu poświęcają się pracy zawodowej, działalności społecznej, hobby i zainteresowaniom. W konsekwencji kobiety oceniają siebie głównie na podstawie sukcesów w świecie osób: czy kochają i są kochane, czy mają harmonijne relacje

124
125


z małżonkiem, z dziećmi, z sąsiadami, z Bogiem. Natomiast mężczyźni oceniają siebie na podstawie sukcesów w świecie rzeczy: czy są kompetentni zawodowo, cenieni jako fachowcy, czy awansują i dobrze zarabiają. Właśnie dlatego konieczne jest stosowanie odmiennych kryteriów zdrowia psychicznego i dojrzałości dla kobiet i mężczyzn. Mężczyźni funkcjonują w oparciu o zasadę niezależności, a kobiety w oparciu o zasadę współzależności. Z tego względu ważnym kryterium zdrowia psychicznego dla kobiet powinno być osiągnięcie dojrzałej równowagi między zdolnością do przyjmowania pomocy i do udzielania jej innym ludziom.
Istotne są także różnice społeczne, duchowe i religijne. W życiu społecznym kobiety są przeważnie bardziej zainteresowane konkretnymi ludźmi oraz nawiązaniem osobistych kontaktów z nimi. Z kolei mężczyźni interesują się grupami społecznymi i możliwością oddziaływania na całe środowiska. Typową konsekwencją tych tendencji jest częstsze działanie kobiet na rzecz konkretnych osób (np. wychowanie dzieci, uczenie w szkole, opieka nad ludźmi starszymi czy chorymi). Na-

tomiast mężczyźni zajmują się zjawiskami dotyczącymi polityki, ekonomii, kultury i innych dziedzin życia społecznego. W dojrzale zorganizowanym życiu społecznym nie chodzi zatem o to, by kobiety pełniły dokładnie te same funkcje co mężczyźni, lecz by miały podobną satysfakcję z wykonywanych zadań, odpowiednie wynagrodzenie materialne oraz uznanie dla ich specyficznego i niezastąpionego wkładu w życie społeczne.
Różnice między kobietami a mężczyznami odnoszą się także do sfery moralnej i duchowej, ale tylko w tym sensie, że kobiety z reguły są wrażliwsze na te wymiary ludzkiego życia. Różnice te nie powinny natomiast dotyczyć zawartości sfery moralnej i duchowej. Kobiety i mężczyźni stworzeni są na podobieństwo Boga i w jednakowym stopniu zostali zaproszeni przez Stwórcę do włączenia się w historię Jego miłości i prawdy. Z tego powodu w życiu kobiet i mężczyzn obowiązują te same wartości duchowe, te same normy moralne, te same kryteria postępowania w miłości i prawdzie, w wierności i odpowiedzialności, w uczciwości i szlachetności. Nie powinny zatem występować różnice między moralnością i duchowością męską i żeńską,

127
126


gdyż nie ma oddzielnych norm postępowania, odmiennych wartości czy odmiennego sensu życia kobiet i mężczyzn.
Większa wrażliwość kobiet w sferze moralnej i duchowej nie jest przypadkiem. Wynika ona z faktu, że to właśnie kobiety od rana do wieczora mają kontakt z ludźmi: ze współmałżonkiem, z dziećmi, z rodzicami, z przyjaciółmi, ze znajomymi. To właśnie one intensywnie przeżywają to, co dzieje się w życiu ich bliskich. One, częściej niż mężczyźni, stają w obliczu ludzkiego cierpienia, ludzkiej słabości, ludzkich dramatów i kryzysów życia. Częściej niż mężczyźni obserwują z bliska - często "od środka" - los człowieka, jego zmaganie się ze sobą i z tajemnicą życia. Zwykle to właśnie kobiety zajmują się wychowaniem dzieci w domu i w szkole, kontaktem z ludźmi chorymi, starszymi, bezradnymi. Wszystkie te doświadczenia przywołują pytania o tajemnicę człowieka, o sens jego życia, o podstawowe wartości i zasady moralne, o naturę dojrzałej miłości.
Większe uwrażliwienie kobiet na zasady moralne oraz na świat duchowy jest wyraźnie widoczne u dzieci i młodzieży. Chłopcy później niż dziew-

częta zaczynają interesować się moralnością i sferą duchową. Przez wiele lat ich zainteresowania ograniczają się niemal wyłącznie do poznawania świata rzeczy i jego tajemnic. Pasjonują się sportem, komputerem. Tymczasem ich rówieśnice prowadzą już poważne rozmowy o tajemnicy człowieka i ludzkiego życia, zastanawiają się nad własną przyszłością i powołaniem. Chętniej niż chłopcy czytają książki o ludzkich losach oraz piszą na ten temat wypracowania, wiersze i pamiętniki. Częściej stawiają pytania o sens życia i tajemnicę człowieka oraz więcej czasu poświęcają na szukanie odpowiedzi. Tymczasem dla chłopców pierwszym motywem troski o własną duchowość jest zwykle jakieś bolesne wydarzenie, które niemal przymusza do postawienia pytania o podstawowe wartości czy zasady postępowania godne człowieka i jego powołania. Punktem wyjścia do pogłębiania wrażliwości moralnej i duchowej bywa często kontakt z dziewczyną, dla której te sfery są już ważne.
Również w odniesieniu do sfery religijnej różnice między obu płciami polegają głównie na większej wrażliwości dziewcząt i kobiet w tej dziedzinie. Natomiast istota dojrzałej religijności jest

128
129


oczywiście taka sama dla obu płci. Istotą religijności jest odkrycie, że Bóg mnie kocha i że obdarza mnie prawdą, która wyzwala. Odpowiedzią jest miłość do Boga ponad wszystko i słuchanie Go bardziej niż ludzi i niż samego siebie. Dzięki temu religijność staje się sztuką życia tu i teraz w oparciu o Bożą prawdę, która wyzwala, i Bożą miłość, która przemienia. Podobnie jak w sferze duchowej, tak i w sferze religijnej kobiety i mężczyźni przekraczają swoją płciowość, odkrywając ostateczną prawdę o swoim człowieczeństwie. Stają przed Bogiem jako osoby, które w Chrystusie mogą stać się kimś nowym, wyzwolonym z grzechu i śmierci, aby żyć w świętości i wolności dzieci Bożych.
Kobiety z reguły bardziej spontanicznie otwierają się na sferę religijną z tego względu, że są bardziej niż mężczyźni wrażliwe na świat osób, w tym na świat Osób Bożych. Nic zatem dziwnego, że dziewczęta łatwiej i szybciej uczą się modlić, częściej zadają pytania z dziedziny religijnej, są bardziej zainteresowane katechezą i życiem sakramentalnym. Zdecydowanie więcej kobiet niż mężczyzn należy do ruchów i wspólnot religijnych. Mężczyźni dążą najpierw do tego, by Boga poznać i zrozu-

mieć, a kobiety najpierw pragną się z Nim spotkać
i doświadczać Jego obecności. Różnice między
kobietami a mężczyznami dotyczą nie tylko stop
nia wrażliwości i sposobu przeżywania kontaktu
z Bogiem, lecz także znaczenia tego kontaktu w co
dziennym życiu. Kobiety zwykle są bardziej świa
dome, jak ważna jest dla nich stała więź z Bogiem
oraz praktyki religijne. Łatwiej niż mężczyźni po
trafią też mówić o tym innym. Dziewczęta i kobie
ty, które wchodzą w pogłębiony kontakt z Bogiem,
w sposób widoczny stają się silniejsze i bardziej
niezależne. ;..;,"
Przeważnie kobiety czują się bardziej odpowiedzialne za wychowanie religijne swoich bliskich, a także za pozytywne oddziaływanie w tym względzie na inne osoby z kręgu rodziny, przyjaciół czy znajomych. Zwykle to właśnie kobiety wprowadzają dzieci w świat modlitwy i spotkania z Bogiem, rozmawiają z nimi o Bogu, czytają im Biblię, prowadzą do kościoła, odpowiadają na pytania z zakresu wiary i moralności. Ponadto kobiety częściej niż mężczyźni współpracują z księżmi w przygotowaniu dzieci do Pierwszej Komunii Świętej i do innych sakramentów. Nie powinno nas to dziwić, gdyż

131
130


właśnie kobiety są bardziej niż mężczyźni predysponowane do wprowadzania w świat spotkań i więzi międzyosobowych, a zatem także w tajemnicę spotkania człowieka z Bogiem. Dojrzała kobieta przyprowadza do Boga wszystkich, których kocha. Jan Paweł II dziękuje Bogu za "tajemnicę kobiety i za każdą kobietę - za to, co stanowi odwieczną miarę jej godności kobiecej, za wielkie dzieła Boże, jakie w niej i przez nią dokonały się w historii ludzkości. Dziękujemy ci, kobieto, za to, że jesteś kobietą! Zdolnością postrzegania cechującą twą kobiecość wzbogacasz właściwe zrozumienie świata i dajesz wkład w pełną prawdę o związkach między ludźmi" (List do Kobiet, Watykan, 29.06.1995, nr 1).
W obliczu zasygnalizowanych powyżej różnic między kobietami a mężczyznami staje się oczywiste, że kobiety i mężczyźni w odmienny sposób przeżywają również sferę seksualną. Seksualność mężczyzny jest silnie powiązana z cielesnością, ze spojrzeniem, z pożądaniem. Tymczasem seksualność kobiety jest bardziej zintegrowana z całą jej osobą. Trzymając kogoś za rękę, kobieta nie skupia się na dotyku, lecz na tej drugiej osobie, na jej przeżyciach i potrzebach. Właśnie dlatego kobie-

ta łatwiej może zapanować nad pożądaniem i uczyć mężczyzn właściwej kolejności w relacjach. Bliskość fizyczna cieszy ją tylko w kontekście więzi duchowej i uczuciowej. Najbardziej intymne gesty rezerwuje dla najsilniejszej więzi. Czuje się bezpieczna tylko wtedy, gdy seksualność połączona jest z miłością wierną i wyłączną, czyli małżeńską, i gdy kontakt seksualny z mężem to jedynie czubek góry lodowej w morzu czułych słów, spojrzeń i gestów. W przeciwnym razie kobieta czuje się poniżona i dotkliwie cierpi. Zwykle to kobieta jako pierwsza uświadamia sobie i mężczyznom, że miłość bez seksualności wystarczy do szczęścia, ale seksualność bez miłości nie da szczęścia nikomu.
Dojrzała postawa wobec płciowości wymaga nie tylko rozumienia istotnych różnic między kobietami i mężczyznami, ale także rozumienia sensu ludzkiej płciowości. Bycie mężczyzną lub kobietą to nie tylko specyficzny sposób przeżywania własnej osoby. To także znak, że człowiek nie jest samowystarczalny. Bóg, który jest pełnią, nie jest ani mężczyzną, ani kobietą. Jednak w naszym ludzkim języku możemy mówić o Nim tylko używając analogii, gdyż z konieczności odwołujemy się do słów

133
132


i obrazów, które mają konotacje płciowe. Ukazując Boga i Jego miłość do człowieka, Pismo Święte odwołuje się do porównań zarówno męskich (np. Bóg jako ojciec czy pasterz), jak i kobiecych (Bóg, który kocha jak matka). Ale są to jedynie obrazy. W rzeczywistości Bóg jest pełnią. Przekracza ograniczenia związane z płciowością. W swym istnieniu i działaniu nie potrzebuje Boga płci odmiennej.
Tymczasem sytuacja człowieka jest zupełnie inna. Istniejąc na sposób kobiety lub mężczyzny, potrzebujemy obecności osób odmiennej płci, aby zaistnieć i harmonijnie się rozwijać. Dojrzałe i odpowiedzialne spotkanie miedzy kobietą a mężczyzną stwarza szansę, aby obie strony ubogaciły własny sposób myślenia, przeżywania, komunikowania i tworzenia więzi. Taki właśnie jest ostateczny sens ludzkiej płciowości. Człowiek jest spotkaniem i dzięki spotkaniu z drugą osobą - zwłaszcza z osobą płci odmiennej - może pełniej zrozumieć samego siebie i wierniej realizować własne powołanie. Płciowość nie tylko odsłania prawdę o potrzebie kontaktowania się z innymi, ale także ułatwia ten kontakt. Dzięki swej odmienności kobiety i mężczyźni są dla siebie nawzajem atrakcyjni. To wza-

jemne przyciąganie się jest mocne a zarazem owocne, gdyż przynosi intensywną radość i wzruszenie, otwiera oczy na nowe tajemnice, ubogaca sposób przeżywania siebie i świata.
Dojrzałość oznacza taki sposób spotykania się
z drugą płcią, który umożliwia wzajemny rozwój
i wsparcie. Spotkania oparte jedynie na emocjo
nalnym zauroczeniu czy fizycznym pożądaniu przy
noszą nieporozumienia i rozczarowania. Bywa i tak,
że prowadzą do zranień, a nawet do bolesnej krzyw
dy. Aby móc się wzajemnie wspierać i pomagać
sobie w rozwoju, chłopcy i dziewczęta muszą za
troszczyć się o dojrzałość i odpowiedzialność w sta
waniu się mężczyzną czy kobietą. Jest to długi pro
ces, który zaczyna się we wczesnym dzieciństwie,
kiedy dziecko przeżywa intensywny kontakt z ro
dzicami. Matka staje się dla niego najważniejszym
modelem kobiecości, a ojciec wzorcem bycia męż
czyzną. Jeśli wzorce te są właściwe, to bardzo uła
twiają dziecku uzyskanie harmonijnej tożsamości
płciowej i uczenie się dojrzałej relacji w kontakcie
z osobami drugiej płci. ?
Sprawdzianem dojrzałości jest ponadto osiągnięcie harmonijnej integracji w sferze płciowości.

135
134


Integracja ta oznacza, po pierwsze, rozumienie własnej płci, cieszenie się swoją płciowością oraz uczenie się dojrzałego funkcjonowania w życiu osobistym i społecznym na sposób kobiety lub mężczyzny. Po drugie, uczenie się od osób drugiej płci tych kompetencji i umiejętności, które są cenne i ważne. W miarę rozwoju chłopcy powinni integrować w swojej osobowości specyficzne kobiece kompetencje, np. rosnącą wrażliwość na świat osób i więzi, większą zdolność mówienia o własnych uczuciach czy problemach, a także większą umiejętność wczuwania się w subiektywny świat myśli i uczuć drugiej osoby. Z kolei dziewczęta powinny integrować w swej osobowości specyficzne męskie kompetencje, czyli uczyć się sprawniejszego funkcjonowania w świecie rzeczy, a także większej niezależności i stanowczości w obliczu pojawiających się trudności czy napięć emocjonalnych.
Dany człowiek nie jest w stanie zająć dojrzałej postawy w sferze płciowości - a w konsekwencji także w sferze seksualności - jeśli nie kształtuje w sobie dojrzałości w pozostałych dziedzinach. Tylko ta osoba, która jest dojrzała w każdym aspekcie swego człowieczeństwa, może przeżywać swoją

płciowość w sposób świadomy i odpowiedzialny, nie redukując spotkania z osobą drugiej płci do gry popędów i potrzeb seksualnych ani do emocjonalnego zauroczenia. Każde spotkanie między osobami płci odmiennej, które opiera się na miłości i odpowiedzialności, przynosi radość i staje się uprzywilejowanym miejscem rozwoju. W przeciwnym przypadku okazuje się miejscem szczególnie bolesnego rozczarowania i krzywdy.

136


5. Miłość małżeńska i rodzicielska sensem ludzkiej seksualności
Sensem dojrzałej seksualności jest komunikowanie całym sobą miłości małżeńskiej, czyli miłości wiernej, nieodwołalnej i płodnej. Obecnie pokazywanie związku, jaki istnieje miedzy miłością a seksualnością, jest trudne, gdyż dominujące w środkach masowego przekazu laickie koncepcje wychowania ukazują ludzką seksualność w oderwaniu od miłości, odpowiedzialności i norm moralnych. Wychowanie seksualne okazuje się w tym kontekście pozorne i szkodliwe, gdyż uwzględnia jedynie niektóre aspekty seksualności (zwłaszcza aspekt fizjologiczny i emocjonalny), kosztem jej pozostałych wymiarów, zwłaszcza wymiaru moralnego i społecznego. Bywa nawet tak, że wychowanie seksualne jest utożsamiane z uświadamianiem seksualnym, czyli z przekazywaniem dzieciom i młodzieży informacji na temat fizjologii ludzkiej

seksualności. W każdej dziedzinie życia błędem wychowawczym jest opisywanie funkcjonowania jakiejś sfery, jeśli jednocześnie nie pomagamy odkryć, jaki jest jej sens oraz jakie są w tej dziedzinie zagrożenia i zaburzenia. Naturalne jest odczuwanie przez młodych ludzi większej ciekawości anatomii i fizjologii seksualności niż jej sensu i znaczenia. Redukowanie wychowania seksualnego do informacji na temat budowy narządów płciowych oraz fizjologii współżycia jest groźne także dlatego, że sugeruje, iż współżycie seksualne to jedynie kwestia popędu i spontaniczności. To tak, jakby mama wyjaśniła kilkuletniemu synkowi, w jaki sposób działa klucz w drzwiach, ale nie uświadomiła mu, jaki jest sens tego działania. Wtedy dziecko zostałoby wprowadzone w błąd i otwierałoby drzwi każdemu, kto zapuka. Nie wolno mówić wychowankowi o tym, jak coś działa, jeśli jednocześnie nie wyjaśni się, jaki jest sens tego działania i kiedy może być ono groźne.
Sugerowanie młodym, że znajomość fizjologii ludzkiej seksualności jest wystarczającą podstawą do podjęcia decyzji o współżyciu, jest przejawem drastycznej naiwności lub okrutnego cynizmu do-

139
138



rosłych. Często rozmawiam z nauczycielami, którzy prowadzą zajęcia z wychowania seksualnego. Niemal wszyscy przyznają, że na takich lekcjach ograniczają się do opisywania anatomii i fizjologii, a jako "ekspertów" zapraszają przeważnie ginekologów. Przyznają również, że nie mówią na tych lekcjach o psychicznych, moralnych, duchowych czy społecznych aspektach ludzkiej seksualności, gdyż nie dysponują na ten temat odpowiednimi materiałami albo nie starcza im odwagi. W takiej jednak sytuacji - świadomie lub nie - sugerują wychowankom, że anatomia i fizjologia to już cała prawda o seksualności oraz że współżycie seksualne może mieć jedynie konsekwencje biologiczne. Z tego właśnie powodu pierwszą informacją, do jakiej ma prawo każdy wychowanek, jest rzetelne ukazanie sensu i celu ludzkiej seksualności. Sensem tym jest odpowiedzialne wyrażanie miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Obydwa te znaczenia ludzkiej seksualności są w sposób naturalny i nierozerwalny wpisane w samą j ej strukturę. Zacznijmy od istotnego pytania: Na jakiej podstawie można twierdzić, że sensem ludzkiej seksualności jest wyrażanie miłości małżeńskiej ? Otóż podstawą tą

jest fakt, że współżycie seksualne oznacza najwyższy stopień intymności, najwyższy stopień zbliżenia fizycznego między kobietą i mężczyzną, którzy stają się wtedy jakby jednym ciałem. Współżyją, czyli tworzą wspólnotę życia. W dziedzinie zachowań i gestów fizycznych nie istnieje żadne inne działanie o podobnym stopniu intymności i intensywności zbliżenia. Ta właśnie głębia intymności sprawia, że powinien być to gest zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn i kobiet żyjących w więzi małżeńskiej, czyli złączonych miłością nieodwołalną, wierną i wyłączną.
Zasada podejmowania współżycia seksualnego jedynie w miłości małżeńskiej wynika nie tylko z norm moralnych, lecz także ze zdrowia psychicznego. Dojrzały psychicznie człowiek potrafi w taki sposób dobierać swoje gesty i zachowania, by były one dostosowane i proporcjonalne do określonego rodzaju więzi. Tego typu umiejętność stanowi ważny sprawdzian zarówno zdrowia psychicznego, jak i dojrzałości społecznej. Są pewne gesty fizyczne i zachowania zewnętrzne, które można w sposób uzasadniony odnosić do wszystkich ludzi, na przykład: uśmiechać się, pozdrawiać określonymi

141
140


*,""


słowami czy skinięciem głowy. Jednak pewne gesty i znaki są zaadresowane jedynie do określonej grupy osób; nie wszystkim ludziom spotkanym na ulicy podajemy rękę, jest to bowiem znak zarezerwowany do kontaktów z tymi, których już znamy osobiście lub którzy zostają nam przedstawieni. Jeszcze węższy zakres stosowania mają gesty takie jak pocałunek czy objecie kogoś ramieniem; są bowiem zarezerwowane dla tych ludzi, z którymi wiążą nas głębsze więzi; chodzi tu o więzi rodzinne czy przyjacielskie. Stosowanie tych gestów w odniesieniu do wszystkich ludzi byłoby puste lub niedojrzałe, albo sygnalizowałoby jakieś zaburzenia.
Przykładem ilustrującym taką właśnie sytuację są zachowania dzieci z chorobą sierocą, które przytulają się do każdej osoby pojawiającej się w ich zasięgu; także do ludzi, których widzą po raz pierwszy. Tymczasem takie znaki i gesty, jak: trzymanie się za ręce, przytulanie, obejmowanie czy okazywanie czułości, wymagają intymnej i trwałej więzi. Są czymś naturalnym między rodzicami a dziećmi, między małżonkami, między ludźmi wyjątkowo sobie bliskimi, którzy potrafią się wzajemnie kochać, respektować, chronić, wspierać. Poza takim

kontekstem tego rodzaju gesty dziwią, niepokoją, są czymś niestosownym, mogą być także gorszące lub wręcz zakazane przez zwyczaje, zasady moralne, a nawet kodeks karny. Dojrzałe zachowanie oznacza więc, że nasze gesty wobec określonych osób nie sięgają głębiej niż więzi, które do tej pory z tymi osobami zbudowaliśmy. W przeciwnym przypadku nasze gesty nie byłyby proporcjonalne do więzi i nie wypływałyby z nich. Byłyby zatem wyrwane z właściwego im kontekstu, a przez to fałszywe, mylące, nieodpowiedzialne. Czasem wręcz wyuzdane i niemoralne.
Z powyższych rozważań wynika, że istnieją określone zasady i reguły dotyczące gestów fizycznych i znaków bliskości, które ludzie wzajemnie sobie okazują. Istnieje też hierarchia tych gestów. Oznacza to, że niektóre z nich uznawane są za dosyć powierzchowne i oficjalne, a inne za bardzo prywatne i intymne. Im bardziej dane gesty są osobiste, tym precyzyjniej muszą być określane reguły ich wyrażania oraz kontekst, w którym są one uzasadnione i autentyczne. Niektóre z nich okazują się aż tak bardzo intymne, że są gestami "ścisłego zarachowania". Do takich gestów na pierwszym

143
142





miejscu należy współżycie seksualne. To jedyne zachowanie, które jest odpowiedzialne wyłącznie w jednym kontekście - w kontekście więzi małżeńskiej. Inne gesty czułości i intymności - jak przytulenie, objecie ramionami czy pocałunek - są prawomocne także w innych rodzajach bliskich więzi. Odkrycie, że sensem ludzkiej seksualności jest wyrażanie miłości między małżonkami i tylko między nimi, opiera się zatem nie tylko na określonych normach moralnych czy religijnych, ale także na respektowaniu podstawowych kryteriów zdrowia psychicznego i dojrzałości społecznej. Współżycie seksualne to znak najbardziej intymny i bogaty w nieodwołalne konsekwencje ze wszystkich fizycznych znaków, do jakich zdolny jest człowiek.
Współżycie seksualne jest nie tylko sposobem wyrażania miłości małżeńskiej. Jest jednocześnie sposobem wyrażania miłości rodzicielskiej, będąc miejscem przekazywania nowego życia. Z tego właśnie względu powinno dokonywać się ono jedynie między tymi osobami, które są w stanie to nowe życie w odpowiedzialny sposób przyjąć, stale je ochraniać i z miłością towarzyszyć w rozwoju. Współżycie seksualne powinno zaistnieć tylko mię-

dzy tymi osobami, które potrafią być dojrzałymi rodzicami oraz zapewnić właściwe wychowanie dzieci. Z oczywistych względów warunki te w pełni mogą spełniać jedynie osoby, które trwają w nierozerwalnym związku małżeńskim. Wszystkie nauki o człowieku (teologia, filozofia, antropologia, psychologia, pedagogika, socjologia) potwierdzają, że tylko w ramach dojrzałej i trwałej więzi małżeńskiej tworzą się optymalne warunki, konieczne do odpowiedzialnego rodzicielstwa. To właśnie dlatego kryzys małżeństwa i miłości małżeńskiej oznacza jednocześnie kryzys odpowiedzialnego rodzicielstwa.
Obecnie coraz częściej podważany jest fakt, że sensem i celem współżycia seksualnego jest - obok miłości - przekazywanie życia. Warto w tym kontekście zauważyć, że negowanie faktów, nawet tak oczywistych, jak biologiczne, okazuje się typowe dla wszystkich cywilizacji, które przeżywają kryzys i które stają się cywilizacjami śmierci. W przekonaniu wielu osób, a nawet całych środowisk, biologicznym sensem współżycia seksualnego nie jest płodność, lecz doznanie doraźnej przyjemności. Takie myślenie nie wynika z analizy aktu seksualnego, gdyż jego bezpośredni związek z płodnością jest obiektywnym

145
144


prawem fizjologicznym. Sugerowanie, że sensem współżycia seksualnego nie jest przekazywanie życia, lecz odczuwanie przyjemności, nie jest rezultatem badań naukowych, lecz przejawem pragnienia, by tak właśnie było. Ale nasze pragnienia, by zmodyfikować określone fakty czy prawa biologiczne mogą zmienić jedynie naszą świadomość i nasze zachowanie, ale nie mogą zmienić rzeczywistości. Prowadzą jedynie do iluzji. A działanie wbrew obiektywnym faktom wyrządza szkodę i mści się na człowieku według zasady, że natura nie przebacza nigdy.
Twierdzenie, że biologicznym sensem ludzkiej seksualności nie jest przekazywanie życia, lecz doznawanie przyjemności, okazuje się równie naiwne, jak twierdzenie, że sens jedzenia tkwi w przyjemności, a nie w odpowiedzialnym odżywianiu organizmu. To prawda, że zarówno współżyciu seksualnemu, jak i spożywaniu pokarmów towarzyszy zwykle (chociaż nie zawsze) odczucie przyjemności; jednak doznawanie przyjemności nie jest sensem ani głównym celem tych działań. Przyjemność nie jest też sensem ani głównym celem żadnej funkcji w organizmie człowieka. Jeśli jakiś człowiek zaczyna traktować przeżywanie przyjemności jako głów-

ny cel jedzenia czy współżycia seksualnego, to wchodzi na drogę uzależnień i zaburzeń. Jedzenie dla przyjemności prowadzi do uzależnienia oraz do zaburzeń organicznych (np. nadwaga). Taka osoba nie potrafi kierować swoimi zachowaniami i sięga po takie potrawy i w takich ilościach, by osiągnąć przyjemność - nawet jeśli w ten sposób rujnuje własne zdrowie. Natomiast człowiek dojrzały je to, co rzeczywiście jest potrzebne jego organizmowi, nawet jeśli mu to nie smakuje. Rozumie bowiem, że nie chodzi tu przede wszystkim o przyjemność, lecz o zdrowe i odpowiedzialne odżywianie organizmu. Analogicznie przedstawia się sprawa z celowością współżycia seksualnego; sensem aktu seksualnego nie jest doznanie przyjemności, lecz odpowiedzialne wyrażanie miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Człowiek jednak potrafi tak ingerować w biologiczną strukturę współżycia seksualnego, że pozbawiają naturalnego związku z płodnością. Tendencje do negowania związku między współżyciem seksualnym a płodnością mają swe źródło w dążeniu do oddzielenia seksualności od rodzicielstwa. Wtedy bowiem szukanie i doznawanie przyjemności seksualnej stałoby się autonomiczne wobec rodzenia

147
146


dzieci, a przez to zwalniałoby z odpowiedzialności. Gdyby ludzka seksualność nie była związana z przekazywaniem życia oraz z rodzicielstwem, wtedy straciłyby znaczenie argumenty przeciwko stosunkom przedmałżeńskim czy pozamałżeńskim. Prowadziłoby to do zredukowania ludzkiej seksualności do gry instynktów i popędów, bez odniesienia do innych wymiarów człowieczeństwa. Tutaj właśnie tkwi istota "rewolucji seksualnej", która sugeruje, że współżycie seksualne nie sięga głębi człowieka i nie ma żadnych konsekwencji, poza rozładowaniem popędu i chwilowym doznaniem przyjemności.
Seksualność rozumiana w tak odczłowieczony i zdeformowany sposób nie musi podlegać żadnym normom moralnym, społecznym czy prawnym. Sprowadzona zostaje do popędu, odruchu, bez żadnych konsekwencji dla współżyjących ze sobą osób. W tej perspektywie współżycie nie wymaga wcześniejszego zbudowania jakiejkolwiek więzi ani nie niesie zobowiązań na przyszłość. Jest epizodem bez znaczenia, "przygodą". "Rewolucja seksualna" oznacza w rzeczywistości "rewolucyjne" zwulgaryzowanie ludzkiej seksualności i traktowanie jej jak działania typowego dla zwierząt.
148

Obok próby odcięcia seksualności od miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, tego typu "wyzwolonym" spojrzeniom na ludzką seksualność często towarzyszy założenie, że wszelkie przejawy agresji są wynikiem tłumienia instynktu seksualnego. Zwolennicy takiej ideologii twierdzą, że jeśli przestaniemy kontrolować i "tłumić" popęd seksualny oraz zniesiemy wszelkie normy w dziedzinie ludzkiej seksualności, to wtedy zniknie agresja między ludźmi. W ten sposób "rewolucja seksualna" łączy się z wyjątkowo naiwnym pacyfizmem, jednak w oczach ludzi pozbawionych krytycyzmu dodatkowo zyskuje przez to na atrakcyjności. Tymczasem agresja jest instynktem tak samo pierwotnym, jak instynkt seksualny. Nie jest zjawiskiem wyizolowanym, ma jednak związek z tłumieniem miłości, a nie z tłumieniem seksualności! Pojawia się wszędzie tam, gdzie jest za mało miłości, a nie tam, gdzie jest za mało seksualności.
Z wymienionych przyczyn wyrasta przekonanie, że seksualność można odłączyć od rodzicielstwa, które prowadzi nie tylko do zbanalizowania i od-człowieczenia samej seksualności, ale także do błędnego i naiwnego spojrzenia na całą rzeczywistość
149

człowieka. Albo respektujemy naturalny związek miedzy seksualnością a miłością i rodzicielstwem, albo ponosimy wszystkie konsekwencje oddzielenia seksualności od odpowiedzialności i płodności. W tym drugim przypadku musielibyśmy zaakceptować dosłownie każdą fizycznie możliwą formę przyjemności seksualnej. W każdym z przypadków chodziłoby jedynie o dawanie czy doznawanie fizycznej przyjemności - i o nic więcej. Wówczas odczłowieczona byłaby nie tylko ludzka seksualność, ale także sam człowiek i jego więzi z innymi ludźmi; bylibyśmy wtedy skazani na świat bez miłości, wierności, odpowiedzialności, rodzicielstwa, na świat, w którym najwyższą normą postępowania byłoby szukanie przyjemności fizycznej za wszelką cenę. Kierowanie się zasadą przyjemności jest -jak m.in. przypomina Freud - typowe dla małych dzieci oraz dla ludzi z zaburzeniami psychicznymi. Ludzie dojrzali kierują się zasadą realizmu, a nie zasadą doraźnej przyjemności. Cywilizacja, która opiera się na szukaniu przyjemności a nie miłości i płynącej z niej radości, staje się cywilizacją egoizmu, uzależnień i śmierci.
150

6. Dorastanie do błogosławionej seksualności
Współczesna młodzież pragnie zbudować nowy,
lepszy świat. Wielu nastolatków nie uznaje do
tychczasowych autorytetów ani sposobów życia.
Buntują się przeciw normom moralnym i wszyst
ko chcą tolerować. Inaczej niż poprzednie poko
lenie przeżywają więzi rówieśnicze, zakochanie
oraz wszystko to, co jest związane z ludzką sek
sualnością. Coraz więcej jest takich ludzi, którzy
postanowili dorobić się na zaburzonej i nieszczę
śliwej seksualności. Ludzie ci nie cofają się przed
żadnym kłamstwem, przed żadną manipulacją,
byle tylko zyskać klientów na swoje toksyczne
towary. W tej sytuacji szansę na zajęcie dojrzałej
postawy wobec seksualności mają ci, którzy nie
tylko rozumieją niezwykłość tej sfery, ale także
chcą i potrafią podjąć w tej dziedzinie trud pracy
nad sobą.

151


Roztropna kolejność więzi
Chłopcy i dziewczęta mają dzisiaj łatwiejszy kontakt ze sobą. Od dzieciństwa mogą przebywać, bawić się, uczyć i współpracować ze sobą. Młodzi sami wybierają sobie tych, z którymi wiążą się uczuciowo. Obserwujemy jednak także negatywne konsekwencje tej sytuacji. Dzieje się tak wtedy, gdy celem spotkań między chłopcami i dziewczętami staje się poszukiwanie cielesnej przyjemności czy sięganie po substancje uzależniające. Mimo, że chłopcy i dziewczęta sami wybierają sobie kandydatów na przyjaciół, że mają wiele okazji i czasu na wzajemne poznawanie się i pokochanie, to jednak boją się głębszych więzi, a tym bardziej podejmowania decyzji o zawarciu małżeństwa. Nieraz w ogóle taką ewentualność wykluczają. Tłumaczą to zwykle "ochroną" naiwnie rozumianej wolności. W rzeczywistości nie umieją pokochać drugiej osoby na tyle, by zdecydować się na wspólne życie. W konsekwencji nie wierzą też, że ta druga osoba może ich pokochać miłością wierną i nieodwołalną.
Istnieją konkretne warunki, które chłopcy i dziewczęta powinni spełnić, jeśli chcą dorastać

do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej i doświadczyć szczęśliwego życia seksualnego. Istotnym warunkiem jest zachowanie właściwej kolejności więzi w kontakcie z osobą drugiej płci. Najgorsza sytuacja to koncentracja na cielesności i seksualności. Trudno wtedy - zwłaszcza chłopcom - dorastać do dojrzałych więzi w wymiarze psychospołecznym i duchowym.
Prawidłowa kolejność więzi oznacza, że młodzi zaczynają kontakt od więzi poznawczej, czyli od rozmów, od opowiadania o sobie, o własnych przekonaniach i poglądach, o radościach i troskach, o rodzinie i środowisku, w którym żyją. To wzajemne poznawanie powinno dokonywać się w sposób stopniowy i roztropny. Niepokojąca jest sytuacja, w której jedna ze stron lub obie niemal nic o sobie nie mówią, gdy są sparaliżowani własną nieśmiałością albo gdy są tak biedni duchowo, że nie mają sobie niczego do powiedzenia. Równie niepokojąca jest sytuacja, w której od razu mówią o sobie zbyt wiele, w sposób nieproporcjonalny do więzi, która dopiero zaczyna się rodzić. W pierwszym przypadku brakuje podstawy do budowania pogłębionej więzi, natomiast w drugim

152
153





łatwo o rozczarowania i zranienia wynikające z tego, że ktoś odsłonił siebie, zanim wystarczająco nie upewnił się, na ile ta osoba jest taktowna, dyskretna i dojrzała.
Jeśli dwoje młodych ludzi zaczyna siebie wzajemnie poznawać i rozumieć, wtedy możliwy staje się następny krok, czyli budowanie więzi emocjonalnej. Młodzi coraz bardziej zaczynają cieszyć się sobą, doświadczają poczucia bezpieczeństwa i zaufania. Tęsknią, gdy nie są razem. Zaczynają coraz częściej zwierzać się ze swoich uczuć oraz z przeżyć, o których dotąd nikomu nie mówili. W ten sposób rodzi się intensywna więź emocjonalna, zwana zakochaniem.
W miarę rozwoju więzi poznawczej i emocjonalnej tworzą się warunki do budowania więzi duchowej. Duchowość to zdolność człowieka do zrozumienia samego siebie i własnej tajemnicy. To sfera, w której człowiek poszukuje odpowiedzi na najważniejsze pytania: kim jestem i po co żyję? Dzięki duchowości człowiek może zrozumieć sens swojego życia i określić podstawowe normy i wartości. Więź duchowa oznacza, że chłopiec i dziewczyna zaczynają rozmawiać o własnej wizji siebie

i świata, o wartościach i zasadach moralnych, którymi się kierują, o pragnieniach i aspiracjach życiowych, o wizji szczęścia, miłości, małżeństwa i rodziny, o wierności, odpowiedzialności, szlachetności, o więzi z Bogiem i ludźmi. Bez więzi duchowej kontakt między dwojgiem ludzi jest kontaktem koleżeńskim, niczym więcej. Nie może być wystarczającą podstawą dla przyjaźni, a tym bardziej dla decyzji o małżeństwie.
Zasadnicze różnice w spojrzeniu na człowieka, na sens jego życia czy na podstawowe wartości i zasady moralne są przeszkodą do zawarcia małżeństwa. Nie można założyć szczęśliwej i trwałej rodziny, gdy jedna ze stron chce budować małżeństwo w oparciu o miłość, wierność i uczciwość, a druga kieruje się egoizmem, akceptuje zdradę małżeńską i nieuczciwość. Podobnie nie można założyć szczęśliwej i harmonijnej rodziny, gdy jedna ze stron ma dojrzały świat duchowych wartości i zasad moralnych, a druga jest pusta duchowo i kieruje się doraźną przyjemnością. Człowiek bez duchowości jest zredukowany do cielesności i emocjo-nalności. Taki człowiek kieruje się logiką instynktu i popędu, logiką ciała i uczuć. Z tego właśnie

154
155


względu jest niezdolny do tego, by kochać oraz by być kimś wiernym i odpowiedzialnym.
Budowanie więzi duchowej w oparciu o podobną wizję życia i hierarchię wartości staje się momentem przełomowym i decydującym o tym, czy znajomość między chłopcem a dziewczyną okaże się jeszcze jedną z powierzchownych więzi koleżeńskich, czy też przekształci się w więź wyjątkową. W tym drugim przypadku kolejną fazą rozwoju powinno być weryfikowanie zbudowanej dotąd więzi przez kontakt z innymi osobami. Budowanie więzi poznawczej, emocjonalnej i duchowej z natury rzeczy koncentrowało dwoje młodych ludzi na świecie ich prywatności i na kontakcie we dwoje. Była to faza izolacji, a nawet ucieczki - czasem w sensie zupełnie dosłownym - od najbliższego środowiska i od więzi społecznych. Dojrzały rozwój więzi między chłopcem a dziewczyną prowadzi od wyłącznego zapatrzenia się w siebie do fazy, w której możliwy i naturalny staje się powrót do społeczności rodzinnej, szkolnej i rówieśniczej.
Nie przestając się dalej poznawać, cieszyć sobą i dzielić własnym światem duchowym, dwoje młodych odzyskuje więzi z innymi ludźmi. Mają wtedy

szansę, by we wspólnym działaniu sprawdzić, czy to, co sobie wzajemnie mówili i co sobie w czasie randek obiecywali, jest prawdą czy też iluzją, obietnicą bez pokrycia czy cyniczną manipulacją. Odwiedzając się wzajemnie, rozmawiając z rodzicami i rodzeństwem drugiej strony, działając razem na forum klasy, grupy rówieśniczej czy organizacji młodzieżowej, pomagając sobie w wypełnianiu obowiązków, wspólnie z innymi bawiąc się i rozwiązując problemy, razem modląc się i pokonując trudności, obserwując się wzajemnie na tle kontaktów z innymi ludźmi, młodzi mogą przekonać się, czy rzeczywiście się znają, szanują siebie nawzajem i respektują. W czasie romantycznych spacerów wszyscy wydają się sobie wspaniałymi kandydatami na małżonków. Jak jest naprawdę, mogą odkryć wtedy, gdy obserwują siebie na tle kontaktu z innymi osobami.
Dopiero po zweryfikowaniu wzajemnej więzi na tle kontaktu z innymi ludźmi młodzi mogą upewnić się, czy to, co ich łączy, jest już czymś więcej niż tylko emocjonalnym zauroczeniem. Jeśli tak, to stali się już przyjaciółmi. Niektórzy sądzą, że przyjaciel to ktoś, kto wie o mnie wszystko, a mimo

157
156


to mnie kocha. Jest to jednak błędne przekonanie, gdyż nikt z ludzi nie wie o mnie wszystkiego. Przecież wszystkiego nie wiem o sobie nawet ja sam. Na szczęście drugi człowiek nie musi wszystkiego wiedzieć, aby być moim przyjacielem. Przyjaciel to ktoś, kto potrafi mnie kochać niezależnie od tego, czego się o mnie dowie. Gdy dowie się czegoś pozytywnego, to cieszy się i pomaga mi, bym dalej mądrze postępował. Gdy dowie się czegoś negatywnego, wtedy życzliwie mnie upomina i pomaga mi się zmienić.
Więź między młodymi może do końca życia pozostać na etapie przyjaźni, przynosząc obu stronom wielką radość i wsparcie. Jednak może się też przerodzić w coś bardziej wyjątkowego i niezwykłego, więź jedyną i niepowtarzalną, czyli w więź małżeńską. Dzieje się tak wtedy, gdy dwoje zaprzyjaźnionych ze sobą ludzi, którzy się wzajemnie poznali i polubili, którzy mają podobną wizję życia i szczęścia, potwierdzoną we wspólnym działaniu i zweryfikowaną w kontakcie z innymi osobami, decyduje się na całkowite zawierzenie się drugiej osobie i na wspólne budowanie życia aż do śmierci, w ramach małżeństwa i rodziny. Po podjęciu ta-

kiej decyzji potrzebny jest jeszcze pewien czas, by ze sobą rozmawiać i współdziałać z nieznanej dotąd perspektywy: z perspektywy małżeństwa i rodziny. Chłopiec patrzy wtedy na dziewczynę jako na przyszłą żonę i matkę dzieci, którym przekażą życie, a ona obserwuje go jako kandydata na przyszłego męża i na ojca ich potomstwa. Jeśli obydwie strony ocenią zgodnie, że ten okres, zwany narzeczeństwem, potwierdził ich wzajemną miłość i zaufanie, to nadchodzi czas ostatecznej decyzji o zawarciu małżeństwa. Podjęcie takiej decyzji jest jednak odpowiedzialne tylko wtedy, gdy kandydaci na małżonków i rodziców nie tylko odnoszą się do siebie nawzajem z miłością, ale gdy wykazują duży stopień osobistej dojrzałości.
Udane życie małżeńskie i rodzinne wymaga bowiem nie tylko miłości, ale też dojrzałej osobowości. Można być przyjacielem np. alkoholika czy narkomana, który nadal sięga po substancje uzależniające, ale nie można go wybrać na współmałżonka i rodzica, gdyż dopóki trwa on w czynnej fazie choroby, dopóty nie może dojrzale wypełnić obowiązków małżeńskich i rodzicielskich. Egoizm, uzależnienia, niezdolność do panowania nad sobą

158
159


i do zachowania wierności małżeńskiej to cechy, które z natury rzeczy wykluczają daną osobę z kręgu kandydatów na współmałżonka. Zawieranie małżeństwa byłoby w takiej sytuacji przejawem wielkiej naiwności i niedojrzałości. Małżeństwo stawia przecież jeszcze większe wymagania niż przyjaźń. Wymaga bowiem dorastania nie tylko do miłości, lecz także do odpowiedzialności, pracowitości, uczciwości i wewnętrznej wolności.
Warto tłumaczyć młodzieży, że małżeństwa nie zawiera się po to, by ratować kogoś, kto znajduje się w sytuacji kryzysowej, kto jest załamany czy bezradny. Do udzielania pomocy w tego typu sytuacjach powołani są dorośli, np. rodzice, duszpasterze, przyjaciele, psycholodzy, terapeuci itd. Natomiast małżeństwo jest przeznaczone dla tych, którzy są już dojrzali, którzy potrafią ofiarować drugiej osobie miłość, wierność i odpowiedzialność. Oczywiście każdy, kto przeżywa kryzys, może się zmienić i osiągnąć dojrzałość. Nie można jednak liczyć na to, że taka przemiana dokona się po ślubie. Jeśli kandydat na małżonka nie potrafi tego uczynić w okresie zakochania i w obliczu ryzyka, że druga strona wycofa się z planów o małżeństwie,

to tym bardziej nie zacznie się zmieniać wtedy, gdy już zawrze związek małżeński.
Dopiero po zawarciu małżeństwa przychodzi czas na więź seksualną. Bowiem jedynie w kontekście nierozerwalnego małżeństwa współżycie seksualne staje się odpowiedzialnym wyrażeniem oraz potwierdzeniem wiernej miłości małżeńskiej oraz rodzicielskiej, a zatem tego, co ludzka seksualność ze swej natury oznacza. Nie ma wtedy niebezpieczeństwa nadmiernej koncentracji na seksualności kosztem innych rodzajów więzi, gdyż te inne więzi już istnieją. To właśnie dlatego - jeśli małżonkowie potrafią rzeczywiście dojrzale kochać - ich kontakt seksualny dokonuje się w kontekście wielu innych form czułości i bliskości. Tacy małżonkowie codziennie znajdują tysiące sposobów, by potwierdzić swoją miłość i radość w obliczu współmałżonka. Nieludzka natomiast byłaby sytuacja, w której jedyną formą intymności i czułości między małżonkami byłoby współżycie seksualne.
Respektowanie dojrzałej kolejności więzi w kontaktach z osobą drugiej płci wymaga zachowania czystości. W każdej dziedzinie czystość jest czymś pozytywnym. W odniesieniu do ludzkiej seksualności

161
160


czystość jest wielką wartością przynajmniej z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że oznacza panowanie danego człowieka nad samym sobą i nad własną seksualnością. Jest wyrazem integracji seksualności z pozostałymi sferami ludzkiego życia. Po drugie, chroni przed naiwnością i krzywdą w tej sferze. Jest rodzajem duchowego systemu immunologicznego, który chroni seksualność przed zakażeniem moralnym. Po trzecie, czystość sprawia, że dana osoba może stać się pełnym, nienaruszonym darem dla osoby, którą poślubi albo dla Boga, jeśli odkryje powołanie do życia kapłańskiego czy zakonnego.
Zachowanie czystości przedmałżeńskiej wymaga nie tylko rozwagi, stanowczości i dyscypliny, ale także świadomości, dlaczego warto powstrzymać się ze współżyciem seksualnym aż do ślubu. Sporo młodych ludzi sądzi, że jeśli kobieta i mężczyzna się kochają, to mogą współżyć także wcześniej, gdyż ślub jest jedynie formalnością, która niczego nie zmienia. Tymczasem ślub zmienia wszystko, gdyż oznacza podjecie i wyrażenie decyzji o wzajemnej miłości i wierności na całe życie. Przed ślubem nie ma jeszcze takiej decyzji wyrażonej pu-

blicznie, przy świadkach i na piśmie. Współżycie przed ślubem byłoby "próbą". Tymczasem nie można na próbę kochać czy współżyć, podobnie jak nie można na próbę żyć ani umierać. Najważniejszych rzeczy nie da się zrobić na próbę.
Niektórzy twierdzą, że współżycie przedmałżeńskie jest właściwe i potrzebne. Jednak badania empiryczne potwierdzają, że przedmałżeńska inicjacja seksualna idzie w parze z sięganiem po alkohol i narkotyki, a także z niepowodzeniami szkolnymi. Z badań przeprowadzonych w 1996 r. wynika, że 51 % chłopców szkół średnich mających jedynki i dwójki deklaruje współżycie seksualne. W grupie uczniów mających piątki i szóstki jest tylko 5% współżyjących ("Gazeta Wyborcza", 30.09.1996). Raz jeszcze potwierdza się zasada, że im ktoś przeżywa większe trudności i niepowodzenia, tym bardziej atrakcyjna wydaje mu się seksualność i tym bardziej nie potrafi kierować tą sferą. Im więcej dany nastolatek ma problemów osobistych, rodzinnych czy szkolnych, im bardziej brakuje mu radości i miłości, tym bardziej atrakcyjna wydaje mu się seksualność. Podobnie zresztą jak piwo, papieros czy narkotyk. A zatem

162
163





jak wszystko to, co obiecuje łatwe "szczęście" i doraźną ulgę.
Broniąc własnych iluzji, niektórzy młodzi sięgają po "argument", że współżycie przed ślubem jest konieczne, gdyż kandydaci do małżeństwa powinni się w tym względzie "sprawdzić". Jest to argument potrójnie naiwny. Po pierwsze dlatego, że współżycie przedmałżeńskie nie jest tym samym, co współżycie małżeńskie. Dokonuje się w zupełnie innym kontekście psychospołecznym. Nie jest zatem sprawdzianem tego, co będzie w małżeństwie. Po drugie, tym, co decyduje o sukcesie lub porażce danego małżeństwa, nie jest współżycie seksualne, lecz miłość. Tam, gdzie jest dojrzała miłość, tam tworzy się poczucie bezpieczeństwa i optymalny klimat dla współżycia seksualnego. Natomiast tani, gdzie brak jest miłości, tam związek dwojga ludzi okazuje się pasmem cierpienia, choćby ludzie ci byli dobrze "dopasowani" seksualnie. Po trzecie, seks przedmałżeński oznacza obopólną zgodę na to, że zawarcie małżeństwa nie jest potrzebne do współżycia. Jest to zatem pośrednie akceptowanie przyszłych zdrad małżeńskich. Z powyższych względów współżycie przedmałżeńskie
164

zawsze zmniejsza, a nie zwiększa, szansę na dojrzałą miłość i wierność małżonków oraz na wzajemne zaufanie w ich przyszłym związku.
Warunki osiągnięcia integracji seksualnej
Nierozerwalna i płodna miłość, która stanowi sens ludzkiej seksualności, to niezwykły zamysł Boga i tylko żyjąc w obecności Stwórcy, możemy uczyć się takiej właśnie miłości. Świat, w którym żyjemy, będzie nas zawsze uczył znacznie łatwiejszej, ale też znacznie mniejszej "miłości": niewiernej, niepłodnej, do pierwszej próby. Tylko Chrystus uczy miłości bezwarunkowej, odpowiedzialnej i ofiarnej, bez której nie ma szczęśliwych małżeństw i rodzin ani szczęśliwej seksualności. Kto chce się dobrze przygotować do małżeństwa oraz radośnie i pogodnie przeżywać własną seksualność, ten powinien troszczyć się o swoją wiarę, o życie sakramentalne, o modlitwę, o zachowanie wszystkich Bożych Przykazań. Powinien też cieszyć się wiarą tej osoby, z którą chce założyć rodzinę oraz pomagać jej w pogłębianiu przyjaźni z Bogiem. Kochać to przyprowadzać do Boga tych, o których się troszczymy. Pogłębiona przyjaźń z Bogiem jest nie tylko
165

fundamentem życia kapłańskiego czy zakonnego, ale także fundamentem dobrego życia małżeńskiego i rodzinnego oraz najlepszą ochroną ludzkiej seksualności przed naiwnością, egoizmem i krzywdą. Dorastanie do dojrzałej miłości oraz do szczęśliwej seksualności wymaga ponadto troski o dobre więzi z rodzicami. Warto rozmawiać z mamą i tatą o wartościach i ideałach, o małżeństwie i rodzinie, o wzajemnych relacjach między chłopcami i dziewczętami. Rodzice mają większe doświadczenie od swoich dzieci i kochają je, właśnie dlatego starają się im podpowiadać mądrze i dojrzale; nawet wtedy, gdy we własnym życiu popełnili jakieś błędy. Niepokojąca jest sytuacja, jeśli chłopak czy dziewczyna ukrywają przed rodzicami osobę, z którą się wiążą. Zwłaszcza w okresie zakochania każdy potrzebuje rady i wsparcia kogoś z bliskich. Z kolei rodzice powinni zachęcać dorastających synów i córki, by zapraszali swoje sympatie do domu i by o nich opowiadali. Warto podejmować rozmowy na temat cech i umiejętności, które są konieczne, by być dobrym mężem i ojcem lub dobrą żoną i matką. Warto sięgać po dobrą lekturę i wyciągać wnioski z sukcesów i porażek innych ludzi.

Warto też zatroszczyć się o kierowanie się w pracy nad sobą dojrzałą, czyli pozytywną motywacją. Popatrzmy najpierw na przykłady błędnej motywacji w tej dziedzinie. Przykład pierwszy to kontrolowanie seksualności na zasadzie walki z nią, pogardy czy lęku. Tymczasem ludzka seksualność nie jest złem, które wymaga unicestwienia, lecz dobrem, które -jak każde dobro - wymaga dyscypliny, czujności i roztropności. Inny przykład błędnej motywacji w kierowaniu seksualnością to strach przed karą albo lęk w obliczu negatywnych konsekwencji błędnego kierowania seksualnością (np. choroba zakaźna czy niechciana ciąża). Negatywna motywacja jest krótkotrwała i prowadzi do pozornych sukcesów, np. nastolatek zachowuje się odpowiedzialnie tylko wtedy, gdy jest obserwowany przez innych.
Z powyższych względów skuteczne samowychowanie w sferze seksualnej jest możliwe jedynie w oparciu o pozytywną motywację. Nie znaczy to oczywiście, że należy zupełnie pozbyć się lęku przed negatywnymi konsekwencjami błędnego kierowania seksualnością albo ignorować ostrzeżenia rodziców czy innych wychowawców w tym

167
166


względzie. Jedno i drugie jest w jakimś stopniu nieuniknione i użyteczne. Chodzi natomiast o to, by lęk czy naciski zewnętrzne nie stały się dominujące w pracy nad sobą. Dojrzała motywacja oznacza, że wychowanek podejmuje trud panowania nad seksualnością dlatego, że rozumie, iż leży to w jego interesie.
Cześć nastolatków rozumuje w następujący sposób: "Powinienem zaspokoić potrzeby seksualne, które odczuwam". Takie myślenie opiera się na błędnym przekonaniu, że człowiek posiada jedynie potrzeby seksualne i że potrzeby te nie wchodzą w konflikt z innymi. Tymczasem potrzeba integracji seksualnej oznacza respektowanie faktu, że poza potrzebami seksualnymi każdy człowiek ma wiele innych potrzeb fizycznych, psychicznych, duchowych, moralnych, religijnych i społecznych. Pragnienia seksualne mogą wchodzić w konflikt z tymi potrzebami i w związku z tym konieczne jest dokonywanie świadomych oraz odpowiedzialnych wyborów.
;, Kolejnym warunkiem osiągnięcia integracji seksualnej jest ukształtowanie prawego sumienia. Nikt nie może zająć dojrzałej postawy w jakiejkolwiek

dziedzinie, jeśli nie wie, co w tej dziedzinie jest dobrem i zyskiem, a co błędem i krzywdą. Sumienie to właśnie owa zdolność prawidłowego odróżniania tego, co nas rozwija, od tego, co szkodzi i niepokoi. Pierwszą skrajnością w pracy nad własnym sumieniem jest popadniecie w subiektywizm moralny. To sytuacja, w której dana osoba przypisuje sobie władzę ustalania, co jest dobrem, a co jest złem moralnym. Tymczasem człowiek dojrzały zdaje sobie sprawę z tego, iż nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie i że potrafi oszukiwać samego siebie. Wychowanie prawego sumienia wymaga zatem inteligencji i poczucia realizmu. Wymaga świadomości, że normy moralne to nie kwestia subiektywnych przekonań, lecz wynik obserwacji życia własnego i innych ludzi oraz zdolność przewidywania konsekwencji określonego zachowania.
Dojrzały człowiek podejmuje decyzje w oparciu o prawdę, miłość i odpowiedzialność oraz w oparciu o analizę obiektywnych skutków danych zachowań, a nie w oparciu o swoje subiektywne odczucia czy poglądy. Kierowanie się subiektywnymi przekonaniami jest typowe dla małych dzieci

169
168


oraz dla ludzi zaburzonych psychicznie. Prawe sumienie to takie, które uznaje, że dane zachowania nigdy nie mogą być czymś dobrym moralnie, jeśli obiektywnie wyrządzają krzywdę (np. gwałt, współżycie pozamałżeńskie, zdrada, prostytucja, molestowanie seksualne, aborcja). Zło i dobro moralne wynika z oczywistego faktu, iż pewne zachowania rozwijają człowieka, a inne prowadzą do krzywd, konfliktów i cierpienia.
Jedną formą niedojrzałości jest zatem przekonanie, że wystarczy dobra intencja, by dany czyn uznać za dobry moralnie, niezależnie od tego, na ile jest on zgodny z obiektywnymi normami moralnymi i z obiektywną prawdą, a także niezależnie od tego, jakie są jego obiektywne konsekwencje. Wystarczy, że dany człowiek pozostaje przekonany, iż to, co czyni, jest słuszne. Drugą formą niedojrzałości jest przekonanie, że wystarczy sama zewnętrzna poprawność danego zachowania, aby uznać ten czyn za dobry moralnie, niezależnie od wewnętrznej intencji i od subiektywnego nastawienia osoby, która się na niego decyduje. W takiej sytuacji człowiek zadowala się jedynie zewnętrzną poprawnością działania, bez weryfikowa-

nią własnego wnętrza i serca. Ukształtowanie pra
wego sumienia oznacza pokonanie obu tych skraj
ności. Oznacza sytuację, w której dany człowiek
decyduje się respektować obiektywne normy i za
sady moralne, a jednocześnie czyni to z wewnętrz
nym przekonaniem i w sposób dobrowolny. Tak
ukształtowane sumienie uwrażliwia człowieka za
równo na zewnętrzne, obiektywne normy i zasady
moralne, jak również na wewnętrzne motywacje,
intencje i przeżycia. Ma on wtedy szansę, by po
stępować uczciwie i odpowiedzialnie nie tylko
w uczynkach, ale także w słowach i myślach. Ma
szansę, by nie tylko jego czyny, ale także jego wnę
trze było przejrzyste i szlachetne. .;
Istnieją dwie metody, które okazują się skuteczne
w pracy nad własnym sumieniem. Pierwszą z nich
jest konfrontacja myślenia o samym sobie z tym,
co faktycznie dzieje się w moim życiu. Ze względu
na mechanizmy obronne człowiek ma skłonność
do interpretowania własnych zachowań w "korzyst
ny" dla siebie sposób. Także wtedy, gdy zachowa
nia te są błędne i szkodliwe. Ukształtowanie prawe
go sumienia wymaga zatem konfrontowania samego
siebie z obiektywnymi faktami dotyczącymi własnego

171
170


życia. Jeśli inni ludzie mnie unikają, jeśli nikt mi nie ufa i nie szuka u mnie pomocy, jeśli wiele osób ma do mnie o coś żal, to znaczy, że moje postępowanie nie jest właściwe nawet wtedy, gdy wydaje mi się ono całkiem poprawne.
Drugą metodą kształtowania prawego sumienia jest konfrontacja własnego postępowania z Bogiem. Konfrontacja z własnym życiem i wsłuchiwanie się w opinię innych ludzi o naszym postępowaniu może odsłonić jedynie część prawdy o nas samych. Całą prawdę możemy odkryć dopiero w konfrontacji z Bogiem, bo tylko On w pełni zna człowieka i wie, co dzieje się w jego wnętrzu. Tylko Bóg jest zdolny osądzić czyny i myśli każdego z nas. Kształtowanie prawego sumienia wymaga zatem konfrontacji własnego postępowania z Bożymi Przykazaniami, z prawdami Ewangelii, z czynami i słowami Jezusa Chrystusa. Wymaga szukania prawdy o sobie w sakramencie pojednania i w codziennym rachunku sumienia w obliczu kochającego Boga. Jego prawda wyzwala nas nie tylko z grzechów, lecz także ze złudzeń, z błędnych przekonań, z fałszywych ocen własnego postępowania, z wątpliwości, które niepokoją nasze sumienie.

Najpewniejszym sposobem czuwania nad własną postawą w sferze seksualnej jest stosowanie zasady: kto wymaga od siebie niewiele, ten nie osiągnie niczego. Kto wymaga od siebie dużo, ten może osiągnąć wszystko.

172


Zakończenie
Człowiek, który oddala się od Bożej prawdy i od Bożej miłości, buduje cywilizację egoizmu, uzależnień i śmierci. Wtedy wszystko obraca się przeciw niemu. Wtedy staje zaniepokojony i zawstydzony w obliczu swojego ciała, swoich myśli i emocji, swojego sumienia. Jego więzi stają się niewolą, a życie jawi się jako niezrozumiałe i nieznośne cierpienie. Taki człowiek nie jest w stanie odkryć sensu ludzkiej seksualności ani kierować nią w sposób świadomy i odpowiedzialny. W konsekwencji sfera seksualna staje się miejscem szczególnie bolesnej porażki i odsłania przeklęte oblicze.
Bezradność i naiwność współczesnego człowieka w sferze seksualnej jest w dużym stopniu wynikiem celowych działań tych, którzy zbijają ogromne fortuny na odczłowieczonej i wyuzdanej seksualności. Tacy ludzie wprzęgają całe sztaby ginekologów, seksuologów, psychologów, polityków i środków
175
masowego przekazu w machinę manipulacji i zgorszenia, aby jak najwięcej ludzi - zwłaszcza młodych - poraniło się własną seksualnością. Wtedy bowiem staną się wiernymi klientami toksycznych towarów. Kupią pornografie i prostytucje, antykoncepcje i prezerwatywy, zapłacą za aborcję i terapię. Kupią także alkohol i narkotyki, tabletki nasenne i leki psychotropowe, próbując zagłuszyć sumienie i niespokojne bicie serca.
Współczesny człowiek jest zatem zagrożony nie tylko od wewnątrz - przez własną słabość i naiwność, ale też od zewnątrz - przez bezwzględnych dorosłych, którzy dla zysku nie cofną się przed żadnym kłamstwem i demoralizacją. W tej sytuacji błogosławionego oblicza seksualności doświadczyć mogą jedynie ci, którzy trwają przy Bogu i którzy od Chrystusa uczą się myśleć i kochać. Więź z Bogiem jest najlepszą gwarancją, że nasza seksualność będzie zintegrowana z naturą i powołaniem człowieka i że będzie komunikować wyłącznie to, co jest zgodne z zamysłem Stwórcy, a zatem wierną, odpowiedzialną i płodną miłość małżeńską i rodzicielską.
Bibliografia
Augustyn J., Wychowanie do integracji seksualnej, Wydawnictwo M, Kraków 1994.
Daniel-Angle, Twoje ciało stworzone do życia, Wydawnictwo W Drodze, Poznań 1996.
Engel R., Seksedukacja, ostateczna plaga, Wydawnictwo A. M. Dybowski, Komorów 1998.
Fijałkowski W., Niewykorzystany dar płci, Wydawnictwo WAM, Kraków 1997.
Lewis C.S., Cztery miłości, Palabra, Warszawa 1993.
McDowell ]., Mity edukacji seksualnej, Yocatio, Warszawa 1999.
Moir A., Jessel D., Tleć mózgu, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1993.
Reisman J., Eichel E., Kinsey - seks i oszustwo, Wydawnictwo A.M. Dybowski, Warszawa 2002.
Styczeń T., Urodziłeś się, by kochać, TN KUL, Lublin 1993.

177


Inne publikacje autora
Cielesność. Pkiowość. Seksualność, Jedność, Kielce 2000.
Integralna profilaktyka uzależnień w szkole, Rubikon, Kraków 2003.
Jak wygrać kobiecość? Instrukcja obsługi, Edycja św. Pawła, Częstochowa 2004.
Jak wygrać przyjaźń? Instrukcja obsługi, Edycja św. Pawła, Częstochowa 2004.
Jak wygrać życie? Instrukcja obsługi, Edycja Św. Pawła, Częstochowa 2002.
Komunikacja wychowawcza, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2004.
Miłość, która zmartwychwstaje. Medytacje paschalne, Jedność, Kielce 2003.
Miłość pozostaje. Pedagogika miłości dla rodziców, wychowawców i wychowanków, Edycja św. Pawła, Częstochowa 2001.
Miłość przemienia. Przezwyciężanie trudności w mał-
179

żeństwie i rodzinie, Edycja Św. Pawła, Częstochowa 2002.
Młodzi w poszukiwaniu szczęścia. Szczęście. Miłość. Seksualność, Edycja Św. Pawła, Częstochowa 2003
Nie tylko o miłości, Jedność, Kielce 2004.
Nowoczesna profilaktyka uzależnień, Jedność, Kielce 2000.
Nowe przesłanie nadziei, Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Warszawa 2000.
Odpowiedzialna pomoc wychowawcza, Ave, Radom
1999.
Osoba i wychowanie. Pedagogika personalistyczna w praktyce, Rubikon, Kraków 2003.
Pamiętnik Perełki, Jedność, Kielce 2003.
Powołani do życia w miłości i prawdzie, Rhetos, Lublin 2004.
Psychologia porozumiewania się, Jedność, Kielce
2000.
Różaniec na trzecie tysiąclecie, Edycja św. Pawła, Czę
stochowa 2004. ' i y* -
Wychowanie w dobie ponowoczesności, Jedność, Kiel
ce 2002. ..._..,"..,.

Spis treści
Wstęp............................................................. 5
Części
Bolesne oblicza ludzkiej seksualności
1. Seksualność bez prawdy ............................. 11
2. Seksualność bez miłości............................. 33
3. Seksualność bez płodności.........................46
Część II
Błogosławione oblicza ludzkiej seksualności
1. Specyfika ludzkiej seksualności................... 5 9
2. Potrzeba integracji
w sferze seksualnej .....................................73
3. Integracja seksualna
a postawa wobec ciała ................................ 80
4. Integracja seksualna
a postawa wobec płciowości..................... 121

181


138
151
175
177
179
5. Miłość małżeńska i rodzicielska sensem ludzkiej seksualności ....
6. Dorastanie do błogosławionej seksualności..............................
Zakończenie................
Bibliografia.................
Inne publikacje autora

Wydawnictwo SALWATOR
poleca
książki poświęcone formacji ludzkiej i chrześcijańskiej, w których znajdziesz odpowiedź na pytania nurtujące współczesnego człowieka
publikacje autorytetów w dziedzinie duchowości, biblistyki i teologii: C.M. Martini, A. Cencini, A. Pronzato, A. Grun, K. Wons, R. Cantalamessa, I. Gargano i inni



Jeśli interesuje Cię oferta Wydawnictwa SALWATOR, zapraszamy do odwiedzenia naszej strony internetowej.
Odpowiedzi na wszystkie pytania uzyskasz telefonicznie lub pisząc na adres:
Wydawnictwo SALWATOR
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
tel. (0-12) 260 60 80, fax (0-12) 26917 32
e-mail: wydawnictwo@salwator.com
księgarnia internetowa:
www.salwator.com
Książki wysyłamy za zaliczeniem pocztowym


l Marek Dziewiecki
y, adiunkt Uniwersytetu O, Krajowy duszpasterz powołań i wicedyrektor Europejskiego Centrum Powołań. Dyrektor telefonu zaufania "Linia Braterskich Serc". Odznaczony medalem Komisji Edukacji Narodowej. Autor kilkunastu książek z zakresu psychologii wychowania, przygotowania do życia w małżeństwie i rodzinie, a także z zakresu terapii i profilaktyki uzależnień.

ISBN 83-89289-46-6



17883891128946911



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Samotności szansa czy przekleństwo
Czy Przekład Nowego Świata jest lepszą Biblią
Skarbiec, przekleństwo czy rupieciarnia Temat dziedzictwa historycznego w wybranych dziełach literac
Węgrzyn Praca przekleństwo czy powołanie
Czy istnieją podziemne światy
Heller Czy fizyka jest nauką humanistyczną
Rzym 5 w 12,14 CZY WIERZYSZ EWOLUCJI
Chlopiec czy dziewczynka
SZKLANE CZY WĘGLOWE WŁÓKNA W KOMPOZYTACH POLIMEROWYCH
Goralu czy ci nie zal txt
Seksualnosc8
micros multimetry www przeklej pl
03 poeta czy malarzidB67
Jak zrobic przekładane herbatniki
RELIGIA W CZASIE CZY POZA N

więcej podobnych podstron