archeolog
Krajowy O rodek Bada i Dokumentacji Zabytków
ARCHEOLOGIA NA WIRA U
ez konieczno ci prowadzenia wnikliwych analiz mo na dzi stwierdzi , e presti spo-
Beczny, jakim cieszya si dotychczas archeologia, wyra nie osab. Ten stan rzeczy
dziwi mo e tym bardziej, e nigdy jeszcze w historii naszego kraju nie prowadzono jed-
nocze nie tak wielkiej ilo ci prac badawczych i nigdy te nie dokonywano tak wielu zna-
cz cych odkry . S dz , i chyba nie b
daleki od prawdy, e czas ogólnopolskich pro-
gramów badawczych, czas kooperacji wszystkich znacz cych o rodków naukowych kraju,
twórczych, ogólnopolskich konferencji, dzia
w terenie lokalnych komitetów wspieraj -
cych badania archeologiczne, triumfalnych otwar wystaw i publikacji dzie na podobie -
stwo wielotomowej Histori Kultury Materialnej (wydanej 30 lat temu!), czy wreszcie -
czas dawnego zainteresowania mediów archeologi - min . Oceny sytuacji nie zmieni
spektakularne odkrycia dokonane przez kilku, czy te kilkunastu badaczy. Ogólny obraz
archeologii, z dziesi tkami niekontrolowanych bada terenowych, budzi dzi musi g bo-
ki niepokój.
Podobnych w tpliwo ci nasun si mo e dzi znacznie wi cej. Obawiam si jednak, e
w czasie trwaj cej hossy na archeologiczne badania terenowe, niewiele osób zaprz ta
sobie tymi problemami g ow , a cz
z archeologów zapewne w ogóle ich nie widzi.
Diagnoz takiego stanu rzeczy, widocznego ze szczególn moc w przypadku archeolo-
gii miast, postawi musz z czasem sami archeolodzy. Podejmuj c ten temat warto b dzie
si zastanowi , czy kryzys spowodowany zosta komercjalizacj nauki i konieczno ci
dzia ania w zmienionej, urynkowionej rzeczywisto ci i czy to tylko ów rynek rozlu ni szyki
archeologów, wyhamowa dzia alno popularyzatorsk , zmieni prospo eczne oblicze
uprawianej przez nich nauki, oraz spowolni rozwój metodyki badawczej. Warto wiedzie ,
czy to tylko uwarunkowania ekonomiczne wp ywaj na opór inwestorów, niech w adz
samorz dowych i oboj tno obywateli wobec bada archeologicznych. A mo e to s a-
bo decyzji administracyjnych, które w ostatnim czasie doprowadzi y do kilkusetprocen-
towego wzrostu pozwole na badania o charakterze ratowniczym1, spowodowa a obni e-
nie standardów? Mo e to w nie owe decyzje doprowadzi y do spadku liczby wyczerpu-
cych opracowa , niemal ca kowitego zaniku publikacji materia owych i powolnego za-
niku prac monograficznych.
Za p otem
ednym z widocznych go ym okiem przejawów narastaj cego kryzysu jest szczelne gro-
Jdzenie terenów miejskich, obj tych szerokopaszczyznowymi pracami wykopaliskowymi.
Odnosz wra enie, e szczelne p oty z zamykanymi na k ódk wrotami s
nie tylko
ochronie odkrywanych zabytków, ale stawiane s przede wszystkim w celu ukrycia nie-
chlubnej strony dzisiejszej archeologii - po piechu i powierzchowno ci. Relacja zachodz -
ca pomi dzy decyzj administracyjn zezwalaj
na pospieszne wykonywanie prac, a
szczeln izolacj terenu bada wydaje si by prosta. Ka de zezwolenie upowa niaj ce
archeologów do prowadzenia bada ratowniczych, ( e nie wspomn ju o tzw. nadzorze)
niesie ze sob konieczno poczynienia drastycznych odst pstw od przyj tych w nauce
norm. Odst pstwa te przek adaj si na uproszczenia w sposobach prowadzenia eksplo-
racji, prac pomiarowych i precyzji wykonywanej dokumentacji. Badania tego typu s
w
zwi zku z tym nie tyle poznaniu, co rozpoznaniu i skutkowa mog jedynie rejestrem
podstawowych zjawisk, zapisanych w mocno uproszczonej formie. Nie trzeba mie wybu-
ja ej wyobra ni, aby doj do wniosku, e wyniki takiego dzia ania nie mog sta si pod-
staw wiarygodnych wniosków.
Zadziwia przy tym musi atwo , z jak cz
archeologów przystaje na stawiane im
przez inwestora warunki. Mno si w zwi zku z tym podobne decyzje, powi kszaj si
coraz bardziej tereny obj te pracami wykopaliskowymi i ro nie ilo szczelnych p otów.
Skraca si przy tym wyra nie czas trwania bada . Dzieje si tak nie tylko z inicjatywy or-
ganizatorów prac, którzy pragn ograniczy koszty, nie tylko za przyzwoleniem cz ci
konserwatorów, którzy nie chc mie k opotów, ale te i za aprobat samych archeolo-
gów, którym ta prowizorka wydaje si odpowiada . Obecny stan zawieszenia i niepokoj -
ce milczenie rodowiska nie s y jednak nikomu. Ani beneficjantom „rynkowej archeolo-
gii”, ani ich kooperantom, ani tym bardziej wi kszo ci archeologów, z trudem wi
cej
koniec z ko cem.
Nie wdaj c si w szczegó y pragn zwróci baczniejsz uwag na kilka najwa niejszych
tków tej sprawy. Rozpocz nale y od smutnej konstatacji, która plasuje archeologi w
rz dzie tych niewielu nauk, w których proces badawczy i sposoby (w tym i instrumenty)
ce rejestracji dokonywanych odkry , narzucane s w trybie administracyjnym. W
przypadku miejskich bada szerokop aszczyznowych wytyczne konserwatorskie, przed-
stawiane w formie decyzji równoznacznej z nakazem, stawiaj badacza w bardzo trudnej
sytuacji. Efektem niektórych zapisów owych decyzji (w wi kszo ci przypadków jedynie
powielanych w tre ci) jest skostnienie regu procesu badawczego i sprowadzenie go do
poziomu dzia
rutynowych, pasywnych, wstrzymuj
inwencj pracuj cych w terenie
archeologów. Przygl daj c si prowadzonym obecnie pracom wykopaliskowym (szczegól-
nie, cho nie tylko, na terenach zabytkowych miasta) odnie mo na wra enie, e tak e
dzi ki tym decyzjom czas w naszym kraju zatrzyma si na wi kszo ci badanych stanowisk
mniej wi cej dwadzie cia lat temu. Wygl da to tak, jakby w dalszym ci gu najwy szym
osi gni ciami techniki pozostawa prosty niwelator, szpadel, opata, graca, metrówka,
sznurek, kartka papieru i o ówek (z nieodzown gumk ).
Odnie mo na wra enie, e nowoczesna technologia, w tym g ównie techniki infor-
matyczne oraz sposoby tworzenia i przetwarzania obrazów cyfrowych, wol urz dników
(wspieranych nierzadko autorytetem wyselekcjonowanych badaczy) omija archeologi .
Zachowawcza postawa niektórych konserwatorów i sporej cz ci rodowiska archeologów
sprowadza nauk , w jej terenowym wymiarze, do poziomu nieskomplikowanego rzemio-
a. Czy zatem mo na dziwi si tym, którzy w tpi obecnie w warto wykonywanych
prac? Czy nale y mie pretensje do inwestorów, e przekazuj sobie wiadomo o tym, e
archeologia nie musi kosztowa wiele, a badania nie musz trwa tak d ugo? Czy nale y
mie pretensje do ludzi, którzy na widok archeologa koloruj cego odr czny rysunek
2 | S t r o n a
wzruszaj ramionami lub, co zdarza si - niestety - coraz cz ciej, pukaj si w czo o? Czy zatem sceptycyzm historyków wobec rezultatów prac archeologów nie jest w wielu przypadkach uzasadniony?
Badania „na ywio ”
spomniane tu problemy administracyjnego sterowania nauk i zachowawcza po-
Wstawa cz ci rodowiska archeologów w efekcie musi przekada si na poziom
wykonywanych w terenie prac. Zaniechanie przed laty rzeczowej dyskusji na temat me-
todyki prac wykopaliskowych doprowadzi musia o w efekcie do zahamowania rozwoju
nowych technik i wstrzyma nap yw nowoczesnych technologii. Przypomnie tu warto
niedoko czon dyskusj , która w pocz tkach lat 80. rozgorza a po ukazaniu si publikacji
Edwarda Harrisa2. Dotyczy a, e przypomn , problemów stratygrafii stanowisk wielowar-
stwowych, w tym przede wszystkim zagadnie warsztatowych, zwi zanych z nowoczesn
na tamten czas organizacj eksploracji, polegaj cej na sukcesywnym usuwaniu warstw, w
kolejno ci od najm odszej do najstarszej. Dyskusja ta nie zosta a w Polsce nigdy zako -
czona, bowiem wi kszo oponentów uzna a, e od dawna prowadzi eksploracj w zgo-
dzie z ow metod . Ten swoisty fenomen my lenia (i dzia ania) zaowocowa tym, e w
dalszym ci gu wi kszo stanowisk w naszym kraju eksplorowana jest w sposób tradycyj-
ny, a zmianie uleg a jedynie nomenklatura. Obawiam si , e skutki tego „manewru” od-
czuwa b dziemy w naszej archeologii jeszcze przez wiele lat. Wystarczy przejrze znaj-
duj ce si w archiwach konserwatorskich sprawozdania.
Zarzucenie naukowej debaty po wi conej sprawom metodyki bada terenowych i po-
zostawienie ich rozwojowi „na ywio ”, doprowadzi musia o ponadto do sytuacji, w któ-
rej poza grup badaczy zaw aszczaj cych dla swoich prac termin „bada stratygraficz-
nych”, pojawili si inni, którzy staraj si kopa systemem warstw naturalnych. Nie maj c
jednak ani wystarczaj cej wiedzy, ani te odpowiednich wzorców, niszcz badane przez
siebie stanowiska, stwarzaj c przy tym ogromne zagro enie dla krajowej archeologii.
Obawiam si , e wi ksze od tego, jakie powstaje w wyniku dzia
tradycjonalistów.
Nie s dz , aby przedstawione tu spostrze enia by y dla archeologów zaskoczeniem. W
wi kszo ci nieformalnych rozmów podkre lane s niedostatki kszta cenia studentów
(szczególnie wobec pojawienia si rzeszy studentów zaocznych i wieczorowych), a wi k-
szo m odych ludzi, którzy potrafi kierowa eksploracj w sposób nale yty, wiedz swo-
zawdzi cza pobytowi na wykopaliskach zagranicznych. W znanych mi przypadkach, kli-
mat dla dzia
nowoczesnych jest w naszym kraju tak z y, e cz sto i tym nieco starszym,
którzy to potrafi , trudno jest osi gn nale yty efekt w czasie rodzimych wykopalisk i
pe
satysfakcj osi gaj poza granicami naszego kraju.
Ten stan rzeczy nie wynika li tylko z niedoinwestowania wykopalisk w Polsce. Powo-
dem wielu niepowodze archeologów w naszym kraju jest z a atmosfera towarzysz ca
badaniom, a wi c niech inwestora, sceptycyzm w ciciela, pow tpiewanie kolegi po
fachu, utrudnienia administracyjne i ograniczenia sprz towe.
3 | S t r o n a
Przygl daj c si dzia aniom archeologów, w tym tak e i cz ci tych, którzy decyduj o dzisiejszym jej kszta cie, mo na odnie wra enie, e panuje w ród nich g bokie przeko-nanie o dominacji roli docieka gabinetowych (w odró nieniu od dzia
terenowych). To
gro ne dla archeologii my lenie. Przecie proces pozyskiwania róde jest podstaw ka dej
z nauk. W ciwy dobór metod, ich rozwój i sprawne wdra anie, stanowi o jako ci i wia-
rygodno ci osi ganych wyników oraz warto ci naukowej zebranych artefaktów. Trudno
jest wyobrazi sobie powa ne opracowania materia owe, poprawn klasyfikacj , czy te
wiarygodne typologie, które oparte s na materiale zebranym w sposób, nazwijmy to de-
likatnie, niepoprawny.
Nauka dryfuj ca
ównie k opotliwe dla archeologii wydaj si by do wiadczenia dokonuj ce si w
Rdziedzinie komputeryzacji; poczynaj c od szczebla edukacyjnego, poprzez warszta-
towy, a ko cz c na szczeblu decyzyjno -administracyjnym. Przypominam sobie prowa-
dzone przed laty publiczne dyskusje, kiedy to pada y ostre s owa pot pienia wobec tych,
którzy w owym czasie o mielali si u ywa komputerów. I chocia niektórzy z g osicieli
tych reprymend posiedli z czasem umiej tno pos ugiwania si edytorem tekstów, to
dzi wydaj si by równie sceptyczni wobec innych rozwi za . Nie by oby to zjawisko niepokoj ce, gdyby ogranicza o si tylko do pow tpiewania. Dzia ania tych osób zmierzaj
w efekcie do wyeliminowania wszelkich prób unowocze nienia warsztatu badawczego i w
sposób oczywisty spychaj archeologi w stref nauk „dryfuj cych”.
W przypadku administratorów archeologii usytuowanych na poziomie województw,
problem niech ci do komputerów i ich zachowawczej postawy t umaczy mo na w prosty
sposób. Urz dy konserwatorskie, bo o nich tu mowa, w wi kszo ci przypadków nie maj
po prostu odpowiednich komputerów, ani te nale ytego oprogramowania. Przypuszcza
w zwi zku z tym mo na, e brakuje tak e osób potrafi cych obs ugiwa bardziej skompli-
kowane systemy. Trudno w zwi zku z tym dziwi si , e osoby wydaj ce decyzje i okre la-
ce warunki wykonywania prac, blokuj mo liwo stosowania zaawansowanych technik
komputerowych.
Mamy w zwi zku z tym sytuacj , w której przychodzi uprawia zawód archeologa w
warunkach post puj cego parali u s b konserwatorskich i zachowawczej postawy cz ci
ich konsultantów. To pierwsze szkodzi nauce poprzez brak wyczucia, a drugie sprowadza
si bardziej do bezinteresownego szkodzenia, ni li konstruktywnej opinii. Rodzi si w
zwi zku z tym pytanie, jak w takiej sytuacji post powa maj ci, którzy chcieliby dzia
inaczej. Czy maj post powa wbrew administracyjnym zaleceniom, czy sprzeniewierza
si opiniom konsultantów bada ? Jest to powa ny dylemat, przed którym staje ka dy z
tych, którym jako nieswojo jest udawa , e nie ma komputerów, aparatów cyfrowych,
programów, które cz poszczególne elementy dokumentacji w dok adn i przejrzyst
ca
, e nie ma internetu, a wszystkie innowacje s „psu na bud ”, bo archeolog ma
kartk papieru i o ówek z gumk , a niektórzy nawet kredki. Jedyna rada, jak w tym przy-
padku mo na da tym wszystkim, którzy próbuj co zmieni , to s owa zach ty, aby wy-
trwali. W ko cu, jak do tej pory, ka da ze zdroworozs dkowych innowacji pojawiaj cych
4 | S t r o n a
si w archeologii, stawa a si z czasem obowi zuj
norm (nawet tak kontestowana jak
metoda eksploracji stratygraficznej).
Aparat cyfrowy z komputerem kontra o ówek z gumk
o niedawna najwi cej emocji wywo ywa a wspomniana powy ej sprawa sposobu
Deksploracji warstw. W tym przypadku, jak wspomniaem, oponenci zastosowali ma-
newr polegaj cy na zaw aszczeniu terminu. Teraz w przypadku nowoczesnych technologii
sytuacja uleg a zmianie. Ju nie mo na powiedzie , e u ywa si czego , czy co si robi,
skoro si tego nie ma i na dodatek nie wie si , jak z tego korzysta . Brak zaufania i znajo-
mo ci najnowszych rozwi za technicznych jest trudn do pokonania barier , utrudniaj -
jakikolwiek dialog (jak dotychczas). W tej sytuacji naj atwiej jest zablokowa nowe po-
mys y. Do tego s y najci szy kaliber - decyzja konserwatorska. Zatem có maj robi ci,
którzy chc wzbogaci arsena technik dokumentacyjnych. Niestety, w takiej sytuacji nie
pozostaje im nic innego, jak zdwoi wysi ek i dublowa dokumentacj . Tak dzia a eks-
pedycja Instytutu Archeologii UW w Gda sku, tak te dzia a ekipa Krajowego O rodka
Bada i Dokumentacji Zabytków w Wilanowie.
Problem dotyczy w g ównej mierze u ywania fotografii cyfrowej, która w zamy le po-
mys odawców, po czona z najnowszymi generacjami graficznych aplikacji komputero-
wych, zast pi powinna dokumentacje rysunkow . Przyzna w tym momencie trzeba, e
w tej akurat sprawie nie jest to dylemat tylko polskiej archeologii, chocia u nas rodz cy
si konflikt przybiera form wr cz groteskow . Wydaje si , przygl daj c si rozwojowi
sytuacji, e jest to w g ównej mierze konflikt pokoleniowy. Z jednej strony mamy ludzi w
wi kszo ci utytu owanych, o ogromnym dorobku i z baga em trudnych do porzucenia
przyzwyczaje . Z drugiej znajduj si ludzie o innym temperamencie badawczym, w tym
wielu m odych, którzy umiej tno korzystania z dobrodziejstw informatycznych posiedli
w szkole i w tym wzgl dzie bij na g ow swoich mistrzów. Ich niemal wrodzona zdolno
przyswajania technicznych nowinek, atwo poruszania si w terminologii i logice pod-
staw informatyki oraz wynikaj ce z tego ró nice w sposobie my lenia, wydaj si by ba-
rier trudn do prze amania. Obawiam si , e konflikt ten nie zostanie szybko rozwi zany.
Nadziej nale y wi za z postaw mgr Marka Gierlacha, dyrektora O rodka Ochrony
Dziedzictwa Archeologicznego, który zapowiedzia przygotowanie w ciwego gruntu dla
rzeczowej polemiki. Oby mog a rozpocz si jak najszybciej. W przeciwnym razie straci-
my kolejny rok.
Co zatem jest g ównym powodem powsta ego konfliktu? Wydaje si , jak s dz na pod-
stawie rozmów prowadzonych na ten temat, e pierwszym i podstawowym zarzutem
oponentów cyfrowych metod dokumentacyjnych jest rzekomy brak elementu interpreta-
cji rejestrowanych planów, czy te profili, wykonanych w technice kolorowej fotogrametri
(czy te ortofotografii). Drugim w kolejno ci zarzutem jest rzekoma mo liwo (i atwo )
ingerowania w otrzymany przy pomocy kamery cyfrowej obraz. Pozosta e zarzuty, z któ-
rymi si spotka em, dotycz natury technicznej i wymagaj odr bnego omówienia.
Nie nale y, jak s dz , ustosunkowywa si do zarzutu drugiego. To problem etyki za-
wodowej, atwej do z amania tak przez jedn , jak i przez drug stron . Bardziej zasadne
5 | S t r o n a
wydaje si by natomiast krótkie odniesienie do zarzutu podstawowego. Krótkie, bo te i nie s dz , aby by a potrzeba wik ania si w wielow tkow dyskusj . Zarzut braku elementu interpretacji uwa am za bezzasadny z prostego powodu. Metoda stratygraficzna
(wiod cy dzi na wiecie sposób prowadzenia prac wykopaliskowych na stanowiskach
wielowarstwowych) polega na tym, e ka dy wydzielony i przeznaczony do rejestracji po-
ziom w obr bie wykopu badawczego (strop pojedynczej warstwy z towarzysz cym jej
kontekstem), jest sam w sobie zinterpretowan form przestrzenn i jako taka powinna
by jedynie mo liwie najwierniej opisana i odwzorowana. Ka de dzia anie archeologa w
wykopie, ka da decyzja okre laj ca zasi g wykonywanej eksploracji jest niczym innym jak
tylko elementem interpretacji, a uzyskany w wykopie rezultat przemy le i dzia
jest jej
kwintesencj . Prowadz c badania w zgodzie z zasadami eksploracji warstwami natural-
nymi definiujemy przecie ka dy wydzielony element rejestrowanej (tak e opisowo) stra-
tygrafii, cznie z jej kontekstem. Je li zatem kto podnosi argument braku interpretacji na
cyfrowym fotogramie planu wykopu, planu uzyskanego w drodze docieka „stratygra-
ficznych”, to daje tym samym wiadectwo nieznajomo ci podstawowej obecnie metody
prowadzenia prac. Zarzut braku interpretacji w dokumentacji tego typu jest podstawo-
wym dowodem braku zrozumienia naczelnych zasad nowoczesnej archeologii. Podobnie
umaczy nale y zarzut braku interpretacji rejestrowanych profili. Przecie archeolog
wykonuj cy prac w zgodzie z metod stratygraficzn , dokonuje okre lenia zasi gu ka dej
z warstw dwukrotnie: pierwszy raz podczas eksploracji planów i po raz drugi weryfikuj c
ów zasi g na doczyszczonym profilu. Wynik tej weryfikacji wyrysowywany zostaje nie na
kartce papieru, ale na profilu. To jest prawdziwa interpretacja. W przeciwie stwie do tego
sposobu, realistyczny rysunek wykonany przez archeologa na kartce papieru, z zatartymi
kredk , gumk i palcem konturami warstw, jest zaprzeczeniem wszelkiej interpretacji. To
atwizna, obraz na wskro subiektywny, sztuka dla sztuki.
Przyzna trzeba i nie by o to nigdy tajemnic , e pierwsze próby z nowym sposobem
dokumentowania „cyfrowego” obarczone by y b dami (nie tylko technicznymi). Jednak
sami, w trakcie prac starali my si je naprawia (tak, jak chyba ka dy z tych, którzy spró-
bowali innowacji), dokonuj c korekt i kupuj c nowsze oprogramowanie. Uda o si dzi ki
temu osi gn w sezonie 2003 „produkt” niemal doskona y. Niestety, z powodów „admi-
nistracyjnych” nie mo emy go w pe ni stosowa . Nale y w tym miejscu pochwali tych,
którzy dla ekspedycji gda skiej i wilanowskiej zrobili jak dotychczas najwi cej. Wykonaw-
po czenia fotografii cyfrowej ze rodowiskiem Auto Cada, wspó pracuj cego z aplika-
cj Raster Design oraz aplikacji 3D by mgr Marcin G adki, a towarzyszy mu w tym dziele
Karol Czajkowski. Podobne próby, na innych wszelako zasadach, wykonywane by y w
Gda sku tak e przez Sebastiana Tyszczuka.
Dla archeologów rozpoczynaj cych próby z tego typu dokumentacj najtrudniejszym
progiem do pokonania s ich dotychczasowe przyzwyczajenia. Za nimi stoi ca a „filozofia”
wykopaliskowa, sposób my lenia i dzia ania w wykopie. Aby u ywa nowych technologii
pozwalaj cych na czenie elementów grafiki komputerowej z fotografi cyfrow , zmieni
nale y podej cie do wi kszo ci spraw zwi zanych z organizacj wykopalisk. Inaczej nale y
planowa post p prac, inn nale y stosowa strategi badawcz i odmiennie rozk ada
priorytety. Niestety, wszystkie te zmiany czyni z wykopalisk zadanie jeszcze bardziej
skomplikowane. I chocia dla wi kszo ci archeologów ich zawód przesta ju by dawno
temu romantyczn przygod , to teraz, przy stosowaniu zaawansowanych technologii,
6 | S t r o n a
ycie w wykopie wydaje si by jeszcze trudniejsze. Tak jak w przypadku komputerów, które dla wykonania poprawnego dzia ania wymagaj zapisów bezb dnych, tak i w przypadku tworzenia podstaw graficznej rejestracji trójwymiarowej, ka da decyzja musi by
starannie przemy lana, pozbawiona ryzyka powa nego b du. To tak e i ten element sta-
nowi o sile nowego sposobu.
Kombinacja metody stratygraficznej, pomiarów wykonywanych teodolitem laserowym
i dokumentacji cyfrowej, zmierzaj ce do uzyskania aktywnego, trójwymiarowego modelu
rejestrowanych przestrzeni, niesie ze sob dodatkowe korzy ci dla autorów bada . Po
pierwsze, ka da z dokumentowanych powierzchni musi by perfekcyjnie oczyszczona. To,
co w przypadku tradycyjnych metod daje si omin , co mo e by dopowiedziane, dory-
sowane, w tym przypadku wymaga jasno ci i daleko id cej precyzji. Dzi ki temu ogólny
obraz wykopalisk sprawia znacznie lepsze wra enie. Nie jest to bez znaczenia, szczególnie
podczas wizyt osób, które nie znaj wszystkich regu towarzysz cych badaniom archeolo-
gicznym.
Definiowanie ka dej jednostki, ka dej rejestrowanej przestrzeni, zapisywanie ich cech
w bazach danych podwi zanych pod ka dy element wykonanej dokumentacji graficznej,
mo liwo uzyskania z poziomu rysunku inwentarza przedstawionej warstwy, niemal na-
tychmiastowa mo liwo wykonania czystorysów, automatyczne czenie odcinków na
planie ca ego stanowiska, mo liwo zmiany skali w dowolnym momencie, czy wreszcie
szansa umieszczania bie cej, wyczerpuj cej informacji o rezultatach prac w internecie3,
to tylko cz
z profitów wynikaj cych ze stosowania nowej technologii. Ka da z nich z
osobna i wszystkie razem, okupione wysi kiem w wykopie, staj si nieocenionym narz -
dziem przy okazji wszelkiego rodzaju prezentacji. Pokazuj na bie co post p prac, po-
zwalaj odtworzy realistyczny obraz tego, co zosta o usuni te w czasie trwaj cych prac.
To argument przeznaczony nie tylko dla inwestora, czy kontroluj cego prace konserwa-
tora. To pot ne narz dzie dla archeologa, który dysponuj c takim materia em jest w sta-
nie opublikowa zamkni te sprawozdanie z pot nych bada w miesi c po ich zako cze-
niu, a w kilka miesi cy wyniki prac mo na publikowa 4.
W trójprzestrzeni
a horyzoncie pojawi a si ju kolejna nowo - szerokop aszczyznowe skanowanie
Nlaserowe. Ju dzi mo na uzyska trójwymiarowy obraz przestrzenny dokonywanych
odkry . Plany, obiekty, konstrukcje, to wszystko sk adane jest w pami ci komputera, two-
rz c trójwymiarowy obraz wszystkiego, co zosta o ods oni te. Obraz ten wy wietlany jest
na bie co na ekranie komputera. Precyzja pomiarów liczona jest w milimetrach, a czas
przetwarzania to tylko kilka minut. Obraz zapisany w trójwymiarowej bryle dzieli mo na
na cz ci, zmienia skal , przygl da si szczegó om, tworzy rzuty prostopad e i aksono-
metryczne, tworzy ci cia w dowolnym miejscu. Mo na wreszcie stworzy wiern wizu-
alizacj dokonanych odkry . Taki sprz t ju istnieje5. Czy dzia aj c nadal z o ówkiem w
ku przygotowani b dziemy dostatecznie do spotkania z tak technologi ?
Ocen zachodz cych dzi w archeologii zmian pozostawi nale y samym archeologom.
Cz
z nich nie podziela zapewne wyra onych tu opinii. Id c jednak dalej, przedstawi
7 | S t r o n a
pragn drug sfer aktywno ci podejmowanych podczas prowadzonych przeze mnie prac.
Staranno , wynikaj ca z rygorystycznie przestrzeganej zasady eksploracji i rejestracji fo-
togrametrycznych, staje si wdzi cznym obiektem publicznych prezentacji. S to przed-
si wzi cia zmierzaj ce do ukazania pracuj cych w terenie archeologów jako reprezen-
tantów nauki otwartej, pr nej, przyjaznej ludziom i potrzebnej inwestorom.
Ekipa Instytutu Archeologii UW rozpocz a badania w Gda sku w 2000 r. Podstaw
dzia
by o zlecenie klasztoru o.o. dominikanów, przygotowuj cych teren pod budow
nowego klasztoru. Zgod na wykonywanie bada wyda Pomorski Wojewódzki Konser-
wator Zabytków, okre laj c w decyzji zakres koniecznych do wykonania czynno ci. Ze
swojej strony kierownictwo ekipy uniwersyteckiej postanowi o opracowa wzór doku-
mentacji odpowiadaj cy dotychczasowym sposobom dokonywania rejestracji naukowej w
wykopach archeologicznych w Gda sku6. Zbiór zasad obowi zuj cych ekip Instytutu Ar-
cheologii zosta opublikowany po pierwszym sezonie wykopalisk7. Na mocy porozumienia
zawartego z w adzami klasztoru, po roku bada postanowiono zmieni ich formu , z za-
leconych przez Konserwatora bada ratowniczych, na badania stacjonarne. Uda o si wi c
odst pi tym samym od wymogów czasowych umowy. Na mocy tego porozumienia ba-
dania trwa maj tak d ugo, jak tego wymaga b
potrzeby badawcze. To spore osi -
gni cie, wymagaj ce publicznego wyra enia s ów uznania pod adresem gda skiego klasz-
toru dominikanów.
Równolegle z pracami wykopaliskowymi prowadzonymi dla o.o. dominikanów, Instytut
Archeologii UW rozpocz w 2002 r. kolejne badania w Gda sku, tym razem u zbiegu ulic
Powro ników i D ugiego Targu8. Prowadzone s one na zlecenie spó ki Hotel Rezydent
Gda sk i obejmuj teren o powierzchni 2100 m2. Podobnie, jak w przypadku bada przy
dominika skim ko ciele w. Miko aja, tak i tu eksploracja wykonywana by a przez stu-
dentów archeologii, odbywaj cych w Gda sku praktyki wykopaliskowe. Pomimo rygoru
czasowego uda o si i w tym przypadku zmieni formu bada , eksploruj c - zgodnie z
przyj tymi zasadami - ca dost pn powierzchni . Sta o si to mo liwe dzi ki zatrudnie-
niu dodatkowo czterech archeologów (razem o miu) i ekipy architektów (niestety, po-
mniejszony dochód).
Wymiernym efektem udzia u licznej kadry i studentów Instytutu Archeologii jest
przede wszystkim ogromna ilo uzyskanego w trakcie eksploracji materia u zabytkowego:
ca ych naczy (glinianych i szklanych), zabytków metalowych (przedmiotów u ytkowych,
ozdób i monet), przedmiotów wykonanych z surowców organicznych (zachowanych w
ca ci butów, fragmentów odzie y - skórzanej i tekstylnej, naczy i przedmiotów drew-
nianych), a tak e zapisanych kartek papieru, odnalezionych przy okazji eksploracji latryn.
Wspominam tu w pierwszej kolejno ci o zabytkach, bowiem ich ilo i jako jest bodaj
najprostszym, naj atwiejszym i najbardziej skutecznym elementem promuj cym wykony-
wan w terenie prac . Nie b
daleki od prawdy twierdz c, e to w nie zabytki spo-
wodowa y przychylno gda skich inwestorów. W jednym i drugim przypadku uda o si
przy tym namówi ich na stworzenie w przysz ci, w projektowanych budynkach (cen-
trum duszpasterskie i hotel), powierzchni ekspozycyjnych.
To prosta prawda, e jako wykonywanej w terenie pracy okre lana jest warto ci i
wiarygodno ci dokonywanych odkry . Organizacja prac, prezentowanie na bie co jej
8 | S t r o n a
wyników, troska o nale yte wydobycie i stan zachowania zabytków (w tym natychmia-stowe podejmowanie zabiegów konserwatorskich), spotka y si w Gda sku z du ym
uznaniem zleceniodawców. Ten niew tpliwy sukces utwierdza powinien w przekonaniu,
e równolegle z wysi kiem podejmowanym w wykopie, archeolog podejmowa powinien
jeszcze jeden trud - promowanie w asnej pracy. Niew tpliwie najprostsz form promocji
jest otwarcie wykopalisk dla zwiedzaj cych i ukazanie pe nej krasy bada archeologicz-
nych. Na uzyskany efekt wp yw maj trzy czynniki: stopie zaanga owania, sprz t, jakim
operuje archeolog w terenie i jako technik wykorzystywanych przez niego w czasie wy-
konywania prac. Ka dy z tych elementów jest równie wa ny.
Polityk bada otwartych prowadzimy w Gda sku od trzech lat (teraz realizowana jest
tak e podczas prac wykopaliskowych w Wilanowie). Pierwszym pomys em, zrealizowanym
w 2000 r., by o wyj cie dwóch prz se szczelnego, metalowego ogrodzenia i zast pienie
ich siatk , pozwalaj
przechodniom na obserwacj pracy archeologów. Dwa razy w ty-
godniu teren prac otwierany by na kilka godzin dla wszystkich, którzy rezultaty naszych
prac obejrze pragn li z bliska. Do dyspozycji zwiedzaj cych pozostawali archeolodzy,
udzielaj cy im wszelkich wyja nie . Akcje takie prowadzone by y g ównie w niedziel , po
ka dej mszy, kiedy mo na by o spodziewa si wi kszej ilo ci go ci. W ci gu jednego dnia
pojawia o si wówczas na terenie wykopalisk ok. 500 osób. Na zako czenie prac organi-
zowane by y konferencje prasowe z udzia em wi kszo ci lokalnych mediów.
W sezonie 2001 zdecydowali my si na wprowadzenie innej formy prezentacji prac
wykopaliskowych. Teren bada zosta ponownie otwarty. Tym razem zwiedzaj cy mogli
wej na specjalnie w tym celu zbudowan ramp i przygl da si z góry pracy archeolo-
gów. Na platformie tej zorganizowana zosta a dodatkowo ekspozycja cz ci wydobytych
w trakcie prac zabytków, a stale obecny przewodnik odpowiada na wszystkie pytania.
Platforma, któr nazwano „Muzeum pod Niebem”, otwarta by a przez miesi c. Przez ten
czas odwiedzi o j ponad dwa tysi ce osób. Przy wsparciu o.o. dominikanów zorganizo-
wane zosta o szkolenie dla przewodników PTTK. Na mocy zawartego wtedy porozumienia,
przewodnicy mieli prezentowa wykopaliska jako jedn z miejscowych atrakcji. Kiedy we
wrze niu rozpocz si rok szkolny, nasze popularyzatorsko - edukacyjne dzia ania prze-
nios y si do szkó tych nauczycieli, którzy wcze niej indywidualnie odwiedzali teren ba-
da archeologicznych. Szko y te otrzyma y propozycj organizowania na terenie wykopa-
lisk lekcji historii. Eksperyment ten da wiele satysfakcji dzieciom i ich opiekunom.
Opisane tu dzia ania zwie czone zosta y w ostatnim sezonie badawczym. „Muzeum
pod Niebem” poszerzono o ekspozycj zorganizowan w ko cielnej wie y. Stamt d te
mo na by o ogl da wykopaliska, wpisane w panoram G ównego Miasta. Godzi si w
tym miejscu podkre li , e zaproszenie do wspó pracy przy tworzeniu wystawy na wie y
przyj o Muzeum Archeologiczne w Gda sku. To dobry znak i potwierdzenie tego, e
podj te dzia ania popularyzatorskie id w dobrym kierunku. Kolejnym tego dowodem
by a rekordowa frekwencja w naszym muzeum. Jedynie w czasie dwóch tygodni Jarmarku
Dominika skiego teren wykopalisk odwiedzi o blisko trzy tysi ce osób. Czy mo e by lep-
szy powód do zadowolenia dla prowadz cych badania?
Opisane tu dzia ania popularyzatorskie s w du ym stopniu osadzone w ogólnej strate-
gii badawczej. Ta natomiast nakazuje pokaza podj ty trud i efekty wykonanej przez ar-
9 | S t r o n a
cheologów pracy. Forma publicznej prezentacji w asnych umiej tno ci jest zarazem sposobem propagowania uprawianej przez nas nauki, jak i dzia aniem pozwalaj cym zrozu-
mie sens archeologii tym, którzy nie s w stanie czyta o „spongach jam zasobowych” czy
o „maksymalnych wyd to ciach brzu ców”. Archeologia nie jest potrzebna tylko arche-
ologom i zatrudniaj cym ich instytucjom, nie jest potrzebna te a tak bardzo pa stwu, a
raczej jego obywatelom. To dla nich powinni my pracowa i to efekt naszej pracy kszta -
towa powinien ich postawy. Dba przy tym powinni my o to, aby poprzez w asn pró -
no i brak wzajemnej yczliwo ci, nie straci resztek spo ecznej sympatii.
Mgr Andrzej Go embnik,
absolwent Wydzia u Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Jest pracownikiem KOBiDZ.
Przypisy
1 Statystyka wykonana na podstawie dost pnych informacji zawartych w Informatorach
Archeologicznych.
2 E. C. Harris, Zasady stratygrafii archeologicznej, Warszawa 1992 (oryginalna wersja w zyku angielskim dost pna od 1979 r.).
3 Strona w witrynie internetowej Instytutu Archeologii UW pod has em Gda sk. Niestety,
po moim odej ciu z Instytutu nikt nie uaktualnia danych.
4 Tak sta o si w przypadku bada wykopaliskowych przy ul. Powro ników (hotel Rezy-
dent) w Gda sku. Publikacja ksi kowa uka e si z ko cem tego roku. Z wykopalisk
prowadzonych dla klasztoru dominikanów ukaza y si trzy publikacje ksi kowe: Bada-
nia archeologiczne terenu przysz ego Centrum Dominika skiego w Gda sku, sezon 2000,
red. A. Go embnik, „ wiatowit” Suplement Series P, vol. VI, s. 37-90., Dominika skie Centrum w. Jacka w Gda sku, (w:) Badania Archeologiczne, tom II, red. A. Go embnik, wiatowit”, Suplement Series P, vol. IX; W cieniu klasztoru dominikanów, red. A. Go-embnik, Gda sk 2002.
5 W czasie pisania tego tekstu bra em udzia w prezentacji skanera laserowego Cyra 2500.
6 Z. Borcowski, Archeolodzy na placu wielkiej inwestycji. Ewolucja metod dokumentacji w
badaniach ratowniczych w Gda sku, (w:) Gda sk redniowieczny w wietle najnowszych
bada archeologicznych i historycznych, Gda sk 1998, s. 12-15.
7 A. Go embnik, Organizacja bada i podstawowe za enia metodyczne, (w:) Badania
Archeologiczne Terenu Przysz ego Centrum Dominika skiego w Gda sku, sezon 2000,
red. A. Go embnik, „ wiatowit” Suplement Series P, vol. VI, s. 37-90.
8 Za badania w terenie odpowiedzialny by mgr Zbigniew Polak, za dokumentacj archi-
tektury wykonywa mgr in . Jacek Gzowski.
10 | S t r o n a