v 02 047







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
II.47)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga II -
Pierwszy rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –






47. JEZUS PŁACZE
Z POWODU
JUDASZA,
A SZYMON ZELOTA
GO POCIESZA
Napisane 20
stycznia 1945. A, 4248-4254
Wieś, w której
znajduje się Jezus,
jest bogata. Wspaniałe warzywniki, piękne winnice z licznymi kiściami,
które
zaczynają nabierać koloru złota i rubinu. Jezus siedzi w warzywniku i
je owoce
ofiarowane mu przez wieśniaka. Być może rozmawiał z nim przed chwilą,
bo mężczyzna
mówi: «Jestem szczęśliwy, że mogę zaspokoić Twoje pragnienie,
Nauczycielu. Twój
uczeń mówił nam o Twojej mądrości, lecz zaskoczyło nas słuchanie
Ciebie. Mieszkamy
blisko Miasta Świętego, chodzimy często do niego sprzedawać owoce i
jarzyny. Wchodzimy
również do Świątyni i słuchamy rabinów, ale daleko ich mowie do Twojej.
Powracaliśmy mówiąc: “Jeśli tak jest, któż osiągnie zbawienie?” Ty –
przeciwnie! O, można by rzec, człowiekowi jest lekko na sercu! Odmładza
się serce,
choć człowiek pozostaje dorosły. Nie jestem wykształcony... Nie umiem
się wysłowić.
Ale Ty z pewnością rozumiesz.»
«Tak, rozumiem
cię. Chcesz
powiedzieć, że – z powagą i znajomością rzeczy charakterystyczną dla
człowieka
dorosłego – odczuwasz, po wysłuchaniu Słowa Bożego, jak prostota,
wiara, czystość
budzi się w twoim sercu. Wydaje ci się, że na nowo stajesz się
dzieckiem bez wad i
złośliwości, mającym tak wielką wiarę jak wtedy, gdy – trzymany przez
mamę za
rękę – wchodziłeś po raz pierwszy do Świątyni albo wtedy gdy na jej
kolanach
modliłeś się po raz pierwszy. To chcesz powiedzieć.»
«Tak, dokładnie
to. Szczęśliwi
jesteście wy, którzy zawsze przebywacie z Nim!» – mówi [wieśniak] do
Jana, Szymona
i Judasza, siedzących na niskim murku i jedzących słodkie figi. Kończy:
«A ja jestem
szczęśliwy, że udzieliłem Ci gościny na noc. Już się nie boję
nieszczęścia w
moim domu, bo weszło do niego Twe błogosławieństwo.»
Jezus odpowiada:
«Błogosławieństwo działa i trwa, jeśli dusze pozostają wierne Prawu
Bożemu i
Mojemu nauczaniu. W przeciwnym razie łaska znika. To jest słuszne. Jak
bowiem prawdą
jest, że Bóg daje słońce i powietrze dobrym oraz złym, aby żyli, i
jeśli są dobrzy
– stali się lepsi, a jeśli są źli – nawrócili się, tak też z drugiej
strony
słuszne jest, by opieka Ojca ujawniła się w formie kary dla złego, aby
przez troski
przypomnieć mu o Bogu.»
«Boleść nie zawsze
jest złem?»
«Nie, przyjacielu.
Jest złem z
ludzkiego punktu widzenia, jednak z punktu widzenia wykraczającego poza
ludzki – to
jest dobro. Zwiększa [bowiem] zasługi sprawiedliwych, którzy znoszą
boleść – bez
popadania w rozpacz, bez buntowania się – i ofiarowują ją [Bogu].
[Boleść]
ofiarowana, poprzez poddanie się w ofierze wynagradzającej za własne
braki i za grzechy
świata, staje się odkupieniem dla tych, którzy nie są sprawiedliwi.»
«Cierpieć jest tak
bardzo trudno!»
– mówi wieśniak, do którego przyłączyli się członkowie rodziny:
dziesięcioro
dorosłych i dzieci.
«Wiem, że człowiek
uważa to za
trudne. Wiedząc, że człowiek tak osądziłby cierpienie, Ojciec nie dał
go swym
dzieciom. Ono przyszło jako wynik grzechu. Jednakże jak długo trwa
cierpienie na ziemi?
W życiu człowieka – niewiele, zawsze mało, nawet jeśli [cierpienie]
trwa przez całe
życie. A teraz pytam was: Czy nie jest lepiej cierpieć przez niedługi
czas niż na
zawsze? Czy nie jest też lepiej cierpieć tu niż w Czyśćcu? Pomyślcie,
tam czas jest
pomnożony przez tysiąc. O! Zaprawdę powiadam wam, że nie powinno się
przeklinać
cierpienia, lecz błogosławić je i nazywać ”łaską”, i nazywać
“litością”.»
«O! Twoje słowa,
Nauczycielu!
Pijemy je jak ktoś, kto w lecie gasi pragnienie pitnym miodem wylewanym
z ochłodzonego
dzbana. Czy to już jutro odchodzisz, Nauczycielu?»
«Tak, jutro.
Jednak jeszcze
powrócę, aby ci podziękować za wszystko, co uczyniłeś dla Mnie i dla
nich – Moich
przyjaciół – i aby cię poprosić jeszcze raz o chleb i [miejsce na]
odpoczynek.»
«Nauczycielu,
zawsze to tutaj
znajdziesz.»
Podchodzi
mężczyzna z osłem
obładowanym jarzynami.
«Jeśli Twój
przyjaciel chce
iść... mój syn udaje się do Jerozolimy na wielki targ z okazji
Przygotowania.»
«Idź, Janie,
wiesz, co masz robić.
Za cztery dni się zobaczymy. Mój pokój niech będzie z tobą.»
Jezus przytula i
całuje Jana. Szymon
robi to samo.
«Nauczycielu [–
odzywa się Judasz
–] jeśli pozwolisz, pójdę z Janem. Chciałby zobaczyć się z jednym
przyjacielem. W
każdy szabat jest w Jerozolimie. Pójdę z Janem aż do Betfage, a potem
dalej sam... To
przyjaciel domu... wiesz... moja matka powiedziała mi...»
«O nic cię nie
pytałem,
przyjacielu...» [– mówi Jezus.]
«Serce mi się
rozdziera na myśl,
że Cię opuszczam. Ale za cztery dni będę znowu z Tobą. Będę Ci wierny
aż do
znudzenia» [– mówi Judasz.]
«Idź więc. O
świcie czwartego
dnia bądźcie przy Bramie Rybnej. Żegnaj i niech cię Bóg strzeże.»
Judasz całuje
Nauczyciela. Kroczy
obok osła, który idzie truchtem po zakurzonej drodze.
Zapada noc nad
uciszającą się
wioską. Szymon obserwuje pracę ogrodników podlewających grządki. Jezus
pozostał na
Swoim miejscu przez jakiś czas. Potem wstał, poszedł na tyły domu i
oddalił się w
kierunku warzywnika. Jest sam. Idzie do zagajnika, w którym wielkie
drzewa granatowe
oddzielają niskie krzewy, wyglądające na porzeczkowe, jednak nie wiem
tego dokładnie.
Nie ma na nich owoców, a ja nie znam dobrze ich liści. Jezus ukrywa się
tam. Klęka.
Modli się... a potem pochyla się z twarzą przy ziemi, na trawie – i
płacze. Poznaję
to po głębokich i przerywanych westchnieniach. To płacz rozpaczy – bez
szlochu, ale
jakże smutny. Trwa długą chwilę w tej postawie. Światło zmierzchu jest
słabe,
jednak nie zapadła jeszcze całkowita ciemność, która przeszkodziłaby
[Go] widzieć.
W tym słabym
świetle można
wyróżnić, ponad krzewami porzeczkowymi, niepiękną, lecz szlachetną
twarz Szymona.
Patrzy. Szuka. Zauważa krępy kształt Nauczyciela, całkiem okrytego
ciemnoniebieskim
płaszczem, sprawiającym, że [Jego sylwetka] prawie znika na ciemnej
ziemi. Z
ledwością widać jasną głowę i ręce złożone w modlitwie, uniesione ponad
głową
wspartą na nadgarstkach. Szymon rzuca nieco bezmyślne spojrzenie.
Pojmuje jednak, z
powodu słyszanych westchnień, że Jezus jest smutny. Otwiera więc usta o
grubych i
prawie fioletowych wargach mówiąc: «Nauczycielu!»
Jezu podnosi głowę.
«Nauczycielu, Ty
płaczesz,
dlaczego? Czy mogę podejść?»
Twarz Szymona
wyraża zaskoczenie i
troskę. To mężczyzna, który z pewnością nie jest przystojny. Rysom
twarzy brak
piękna, cera ma ciemnooliwkową barwę, znaczą ją w dodatku niebieskawe i
głębokie
ślady blizn pozostawionych przez chorobę. Jednak jego spojrzenie jest
tak dobre, że
znika jego brzydota.
«Chodź, Szymonie,
przyjacielu.»
Jezus siada na
trawie. Szymon siada
obok Niego.
«Dlaczego jesteś
smutny, mój
Nauczycielu? Ja nie jestem Janem i nie będę mógł dać Ci wszystkiego, co
on Ci daje,
ale mam w sobie pragnienie udzielenia Ci wszelkiej pociechy. A mam w
sobie tylko jedną
boleść, że nie potrafię tego uczynić. Powiedz mi: czy może w czymś Ci
uchybiłem w
ostatnich dniach w takim stopniu, że przygniata Cię konieczność
pozostania ze mną?»
«Nie, Mój dobry
przyjacielu, nigdy
Mnie w niczym nie zraniłeś od dnia, kiedy cię ujrzałem. I jestem
przekonany, że nigdy
nie dasz mi powodów do płaczu.»
«A więc,
Nauczycielu? Nie jestem
godzien Twego zaufania, lecz ze względu na mój wiek mógłbym niemalże
być Twoim
ojcem... i wiesz, jakie zawsze miałem pragnienie posiadania syna...
Pozwól mi, w tej
chwili smutku, zająć miejsce ojca i matki i pogłaskać Cię tak, jakbyś
był moim
dzieckiem. Potrzebujesz Matki, by zapomnieć o tak wielu rzeczach...»
«O, tak! Mojej
Matki!» [– wzdycha
Jezus.]
«No więc, czekając
aż będziesz
mógł przy Niej znaleźć pociechę, daj Twemu słudze radość pocieszenia
Ciebie.
Płaczesz, Nauczycielu, bo jest ktoś, kto Ci sprawił przykrość. Od wielu
dni Twoje
oblicze jest jak słońce zakryte chmurami. Obserwuję Cię. Twoja dobroć
ukrywa Twoją
ranę, aby nie znienawidzono tego, kto Cię rani. Jednak ta rana zadaje
Ci ból i
wywołuje mdłości. Powiedz mi, mój Panie: dlaczego nie oddalisz tego,
kto jest
źródłem Twego smutku?»
«Bo po ludzku to
daremne i byłoby
przeciwne miłości.»
«Ach! Zrozumiałeś,
że mówię o
Judaszu! To przez niego cierpisz. Jak możesz Ty – Prawda – ścierpieć
tego kłamcę?
On kłamie, nawet się nie czerwieniąc. Jest chytry bardziej niż lis,
zamknięty
bardziej niż skała. Teraz odszedł. Po co? Iluż przyjaciół może mieć?
Cierpię,
pozostawiając Ciebie, lecz chciałbym iść i zobaczyć... O, mój Jezu! Ten
człowiek...
oddal go, mój Panie.»
«To daremne. Co
musi się stać –
stanie się.»
«Co chcesz
powiedzieć?»
«Nic specjalnego.»
«Pozwoliłeś mu
swobodnie odejść,
bo... bo wzbudził Twoją odrazę przez to, co zrobił w Jerychu.»
«To prawda,
Szymonie. Mówię ci
jeszcze raz: co musi się stać – stanie się, a Judasz stanowi część tej
przyszłości. On również musi w niej być!»
«Jednak Jan mówił
mi, że Szymon
Piotr jest samą szczerością, samym ogniem... Czy on go zniesie?»
«Musi go
znosić. Piotr ma
również swą rolę do odegrania, a Judasz jest wątkiem, na którym on musi
utkać swoją
część. To szkoła, w której Piotr uformuje się bardziej niż w
jakiejkolwiek innej.
Być dobrym wobec Janów, rozumieć ducha takiego jak u Jana, to potrafią
nawet
bezrozumni. Jednak być dobrym wobec Judaszów, umieć zrozumieć ducha
takiego, jak jego,
i być dla niego lekarzem i kapłanem – to trudne. Judasz jest waszym
żyjącym
pouczeniem.»
«Naszym?»
«Tak, waszym.
Nauczyciel nie
jest wieczny na ziemi. Odejdzie po spożyciu najtwardszego chleba i po
wypiciu najbardziej
gorzkiego wina. Wy jednak pozostaniecie, by Mnie przedłużać... i
będziecie musieli
umieć. Świat bowiem nie skończy się wraz z Nauczycielem, lecz będzie
trwać potem,
aż do ostatecznego powrotu Chrystusa i do ostatecznego sądu nad
człowiekiem. I
zaprawdę powiadam ci, że na jednego Jana, Piotra, Szymona, Jakuba,
Andrzeja, Filipa,
Bartłomieja i Tomasza przypadać będzie co najmniej siedmiu Judaszów. I
więcej
jeszcze, więcej!...»
Szymon rozmyśla i
milczy. Potem
mówi:
«Pasterze są
dobrzy. Judasz nimi
pogardza. Ale ja ich kocham.»
«Ja ich też kocham
i pochwalam»
[– mówi Jezus.]
«To proste dusze,
takie jakimi
trzeba być, żeby Ci się podobać.»
«Judasz żył w
mieście...» [–
zauważa Jezus.]
«To jego jedyne
wytłumaczenie.
Jednak tylu jest takich, którzy żyli w mieście, a... Kiedy pójdziesz do
mojego
przyjaciela?»
«Jutro, Szymonie.
Bardzo chętnie,
bo jesteśmy sami, Ja i ty. Myślę, że to człowiek wykształcony i
doświadczony, jak
ty.»
«I bardzo
cierpiący... w ciele i
jeszcze więcej w sercu. Nauczycielu... chciałbym Cię prosić o jedno:
jeśli nie
będzie Ci mówił o swoich smutkach, nie pytaj go o jego rodzinę...» [–
mówi
Szymon.]
«Nie zrobię tego.
Przyszedłem do
tych, którzy cierpią, jednak nie wymuszam zwierzeń. Ból też ma swój
wstyd...»
«Ja tego nie
uszanowałem... ale
byłem tak bardzo przygnębiony...»
«Ty jesteś Moim
przyjacielem i już
wcześniej nadałeś imię Mojej boleści. Ja, dla twojego przyjaciela,
jestem nieznanym
Rabbim. Kiedy Mnie pozna, wtedy... Chodźmy. Nadeszła noc. Nie każmy
czekać zmęczonym
gospodarzom. Jutro, o świcie, pójdziemy do Betanii.»


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
t informatyk12[01] 02 101
introligators4[02] z2 01 n
02 martenzytyczne1
OBRECZE MS OK 02
02 Gametogeneza
02 07
Wyk ad 02
r01 02 popr (2)
1) 25 02 2012
TRiBO Transport 02
02 PNJN A KLUCZ

więcej podobnych podstron