Lucy Monroe Trzy dni w Rzymie
2
Andre żegnał się z właścicielem knajpki, a Bethany starała się nad sobą
zapanować. Gdy wychodzili, trzymał ją za rękę.
Zatrzymał się przy czarnym sportowym samochodzie, o niskim
zawieszeniu, chyba bardzo drogim. Wydawało się, że taki potężny
mężczyzna nie zmieści się w nim. Kiedy jednak pomógł jej zapiąć pas, bez
problemu wsunął się na miejsce kierowcy.
Bethany nie zwracała uwagi na szalony styl jazdy włoskich kierowców,
zajęta rozmyślaniem o swoim towarzyszu.
Nie mogła uwierzyć w to, że siedzi tu, przy nim - nie tylko dlatego, że
był właściwie nieznajomym, ale ponieważ był mężczyzną, który mógł
każdą kobietę przyprawić o zawrót głowy.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Przyglądasz mi się.
- A tobie to przeszkadza?
- Że piękna kobieta na mnie patrzy? Przecież jestem Włochem. -
Roześmiał się. - Oczywiście, że mi się to podoba, chociaż trudniej
prowadzić. Myślę o czym innym, a nie o samochodach na drodze.
- O czym? - spytała i zrobiło jej się wstyd.
- Naprawdę chcesz, żebym ci powiedział?
- No... nie.
- Możemy o tym porozmawiać przy kolacji.
- Chcesz mnie zaprosić na kolację?
- Si, carina.
- Bardzo chętnie.
***
1
Zaprosił ją do drogiej restauracji, jak radził starszy przyjaciel. Miała
okazję, żeby włożyć drogą czerwoną sukienkę, na której kupno namówiła
ją mama przed wyjazdem. Sukienka sięgała jej zaledwie do pół uda - nie
była to długość, jaką zwykle nosiła, ale uznanie w spojrzeniu Andre, kiedy
zeszła do holu swego hotelu, upewniło ją, że dobrze zrobiła.
Jednak kiedy dwadzieścia minut pózniej usiadła przy stoliku, miała
kłopoty, żeby zakryć, co trzeba. Mimo że jej uda zasłaniał obrus, czuła, że
wzrok Andre ją prześwietla.
Przez cały dzień czuła się przy nim tak bardzo kobieco. Poza tym okazał
się wspaniałym przewodnikiem, zaimponował jej wiedzą historyczną.
- Znów to robisz, Bethany.
- Co takiego?
- Gapisz się na mnie.
Rzeczywiście tak było. Wyglądał cudownie, a w eleganckim garniturze
prezentował się jak milioner, a nie chłopak, którego poznała w
restauracyjce należącej do przyjaciela jego ojca.
- Nic na to nie poradzę.
- Nie udajesz niczego, podoba mi się to.
- Nie znam żadnych sztuczek.
- W to nie uwierzę - odpowiedział i widziała w jego spojrzeniu, co ma na
myśli.
- Właściwie masz rację - powiedziała z zagadkowym uśmiechem.
Zatrzepotała rzęsami, udając wampa. - Dobrze pracuję ustami. - Spojrzał na
nią zaskoczony, a ona pochyliła się w jego stronę i wyznała
konspiracyjnym tonem: - Gram na tubie.
- Na tubie? - Roześmiał się głośno, a towarzystwo przy sąsiednim stoliku
spojrzało z zainteresowaniem.
2
- Musiałam podnosić ciężary, żeby ćwiczyć kondycję na granie w
pochodzie. Za to, kiedy było zimno, mój instrument chronił mnie przed
wiatrem.
- I wciąż ćwiczysz podnoszenie ciężarów?
- Tak, i bardzo to lubię. Widzisz?
Uniosła rękę i napięła mięśnie. Nie były przesadne, jak u zawodowych
kulturystek, ale bardzo jędrne. Przesunął po nich palcem.
- Widzę. Są cudowne.
- Nie mogę się nadziwić, jak bardzo reaguję na twój najzwyklejszy dotyk.
- Żaden dotyk między kobietą a mężczyzną, którzy coś do siebie czują,
nie jest zwyczajny.
Bardzo jej się spodobały te słowa. Jednak jego pewność i domyślny
wyraz twarzy - już mniej. Przecież w całej tej wyprawie nie chodziło o to,
żeby znów poddała się seksownemu, doświadczonemu mężczyznie, tylko
żeby uwierzyła w siłę swej kobiecości.
Na razie miała wrażenie, że tylko ona pożąda go tak, że chyba wszyscy to
widzą. Odsunęła się i w obronnym geście zakryła dekolt rękami.
- Myślisz, że tylko twoje ciało tak reaguje? - spytał Andre. - Nie jestem
już nastolatkiem, żeby się podniecać dotykiem nagiego kobiecego
ramienia, a jednak tak jest. Ja też temu ulegam.
- Temu...?
- Pożądaniu, które jest tak silne, że opiera się wszelkiej logice i
rozsądkowi. Myślisz, że mam w zwyczaju podrywać nieznajome kobiety,
choćby były nie wiem jak piękne, i spędzać z nimi cały dzień?
- Nie wiem...
- Zapewniam cię, że nie. Ty też nie chodzisz na kolacje z facetem
pierwszego dnia, kiedy go poznasz.
- Skąd wiesz?
Popatrzył na nią, a jego oczy widziały stanowczo zbyt wiele.
3
- Wiem.
Nie mogła uwierzyć w to, że ten cudowny mężczyzna siedzący
naprzeciwko jest naprawdę pod jej urokiem, ale bardzo chciała, żeby to
była prawda.
- Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Nie wierzę w miłość od
pierwszego wejrzenia.
Zwłaszcza po nieudanym małżeństwie, które było efektem krótkiej
znajomości.
- Głęboka, trwała miłość między dwojgiem ludzi musi dojrzeć -
powiedział poważnie.
- Tak - zgodziła się. - Jak roślina, która musi mieć słońce, wodę i dobrą
glebę, żeby wyhodować kwiat. Prawdziwa miłość nie powstaje w jednej
chwili.
- Ale są rośliny, które rozkwitają w ciągu jednego dnia. Są niezwykle
rzadkie, ale nie mniej prawdziwe od innych.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że nie możemy odrzucić tego, co jest między nami.
- Nie, nie możemy.
Ujął obie jej dłonie.
- Nie uciekaj ode mnie. To jest fizyczne pożądanie, Bethany, ale nie
tylko.
Wierzyła mu, bo czuła to samo.
- Wiem.
4
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Trzy dni w Rzymie 03Trzy dni w Rzymie 04Trzy dni w Rzymie 01Monroe Lucy 05 Trzy dni w rzymietrzy dni w nowym orleanieTrzy dni VeerGajek Grzegorz Trzy dni w piekleTrzy dni wszystko będzie trwało trzy dni01 O Pio TRZY DNI CIEMNOŚCTrzy dni w KrakowieW trzy dni będziecie martwi (In 3 Tagen bist du tot)NF 2005 02 trzy wiosnyMargit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczuwięcej podobnych podstron