Narkotyki w Polsce mity i rzeczywistość E Korpetta,E Szmerd Sisicka


tytuł: "Narkotyki w Polsce - Mity i rzeczywistość"
autor: Ewa Korpetta Ewa Szmerd-Sisicka



Prószynski i S-ka Warszawa 2000

Copyright (c) by Ewa Korpetta, Ewa Szmerdt-Sisicka, 2000

Projekt okładki Natalia Cyrankiewicz
Redakcja Lidia Domańska
Redakcja techniczna Elżbieta Urbańska
Korekta Grażyna Nawrocka
Łamanie Grażyna Janecka



Spis treści

WStęP 7
Wprowadzenie 9
CZĘŚĆ I. PROBLEMATYKA UZALEŻNIEŃ 13
ROZDZIAŁ I. Uzależnienie jako choroba 17
1. Uzależnienie psychiczne 18
2. Uzależnienie fizyczne 22
3. Uzależnienie społeczne 24
ROZDZIAŁ II. Drogi ku uzależnieniu 27
1. "Ja się nie uzależnię" 28
2. "Młodość ma swoje prawa" 31
3. "Winna rodzina" 33
4. "Winna szkoła" 38
5. "Na skróty" 39
ROZDZIAŁ III. Leczenie uzależnień 41
1. Wchodzenie w trzeźwość 43
2. Trzeźwość 48
3. Zapobieganie nawrotom 50
4. Programy redukcji szkód 51
5. Praca z rodziną 52
Podsumowanie 55
CZĘŚĆ II. SUBSTANCJE PSYCHOAKTYWNE 57 ROZDZIAŁ I. Substancje
wziewne 59 ROZDZIAŁ II. Konopie indyjskie 63 ROZDZIAŁ III.
Psychostymulanty 69
1. Amfetamina (amfa, proszek, speed) 69
2.Ecstasy 76
3. Kokaina 78
4. Crack 81
5.Khat 82
ROZDZIAŁ IV. Halucynogeny 83
1. Roślinne i syntetyczne 83
2. "Kwasy" 87
ROZDZIAŁ V. Pochodne opium 89
1. Morfina 90
2. Heroina 92
3. "Kompot" 94
ROZDZIAŁ VI. Skuny 97
ROZDZIAŁ VII. Leki 99
1. Barbiturany 100
2. Benzodiazepiny 101
3. Przeciwbólowe leki opiatowe 102
CZĘŚĆ III. l CO DALEJ? - GDZIE SZUKAĆ POMOCY 103
^'^'i CZĘŚĆ N. LIST DO... - ZAMIAST ZAKOŃCZENIA lii?
CZĘŚĆ \/. SŁOWNIK 117

WStęP
Książka ta nie jest publikacją naukową. Nie przytaczamy w niej
ani psychologicznych koncepcji uzależnień, ani też mechanizmów
fizjologicznych, towarzyszących przyjmowaniu środków
odurzających. Chcemy natomiast podzielić się naszymi obserwacjami
płynącymi z pracy zespołu terapeutycznego Poradni Uzależnień w
Warszawie przy ul. Dzielnej 7, a także wiedzą, jaką nabywamy w
codziennych kontaktach z młodymi narkomanami i ich rodzinami.
Kontakty te pozwalają nam bezpośrednio i szybko zapoznawać się
z nowymi zjawiskami związanymi z narkomanią w Polsce. Problem
używania substancji psychoaktywnych od dziesięciu lat narasta
lawinowo, pojawiają się nowe środki, obniża się wiek inicjacji
narkotykowej, zdecydowanie nasila się przestępczość wśród młodych
narkomanów. Zdajemy sobie sprawę, że doświadczenia nasze różnią
się nieco od doświadczeń praktyków z innych ośrodków w kraju.
Jesteśmy natomiast głęboko przekonane, że za kilka lat obraz
narkomanii z terenu Warszawy i okolic "pójdzie w Polskę".


Wprowadzenie
Narkotyki znane są od tysięcy lat i od tysięcy lat właściwości,
jakie mają, były wykorzystywane do zmieniania rzeczywistości. Już
przed naszą erą używano ich dla relaksu, w rytuałach religijnych
i społecznych, w celu łagodzenia bólów. Stosowano je na
wszystkich kontynentach - w Afryce, obu Amerykach, Azji, Europie,
na Dalekim i Bliskim Wschodzie. Historii stosowania narkotyków
można poświęcić wielką księgę. W tej książce zajmiemy się
narkotykami, które w ciągu ostatnich lat pojawiły się i zaczęły
upowszechniać w Polsce. Liczba przyjmujących je osób rośnie w
postępie geometrycznym. Są to przeważnie ludzie młodzi, a średnia
wieku obniża się z każdym rokiem. Po narkotyki sięgają już 12-
i 13-latki. Zmiana sytuacji gospodarczej (w tym wzrost wartości
złotówki względem dolara) spowodowała, że od początku lat
dziewięćdziesiątych dystrybucja narkotyków w Polsce stała się
opłacalna, zwłaszcza że do października 1997 roku przepisy prawne
dotyczące przestępczości związanej z dystrybucją i handlem
narkotykami były przestarzałe, wręcz gwarantowały bezkarność.
Brak adekwatnych przepisów dał szansę na rozwinięcie się
szerokiej i świetnie zorganizowanej sieci dealerów, docierających
do dyskotek, klubów, szkół, osiedli. Umożliwił również powielanie
w mass mediach informacji nieprawdziwych, czasem wręcz
zachęcających do brania narkotyków, bo utrwalających ich podział
na "twarde" i "miękkie". Sprzyjał nawet rozwojowi w niektórych
kręgach mody na branie. Zmieniła się również forma handlu -
zwłaszcza w Warszawie. Dawniej zawsze można było zaopatrzyć się
na tzw. bajziu. Obecnie dealerzy narkotyków przenieśli się "w
miasto" - handlują przede

wszystkim w miejscach, w których zbiera się młodzież, ale
handlują wszędzie, gdzie tylko się da. "Dobry" dealer zawsze wie,
gdzie znajdzie klienta i jak do niego trafić. Wie dobrze, kto
jest "potrzebujący", kto ma problemy i - rzecz najważniejsza -
kto jest wypła-calny. Zna możliwości finansowe swoich nabywców
i możliwości ich rodzin. "Dobry" dealer nie bierze narkotyków,
jest trudny do zidentyfikowania. Często dostarcza towar na
zamówienie telefoniczne - najczęściej służy do tego telefon
komórkowy, stąd nazwa slangowa współczesnych narkomanów "Hera
GSM". Obecnie prawie nie używa się nazwy "ćpun". Ćpun był dawniej
- pięć - dziesięć lat temu. Współczesny narkoman to ktoś zupełnie
inny. Inny w wyglądzie zewnętrznym, inny w zachowaniu, inne ma
cele, z innego pochodzi domu, inna jest jego rodzina. Większość
społeczeństwa tkwi jednak w starym schemacie. Brudny, wychudzony,
zaniedbany, obdarty młody człowiek z patologicznej rodziny, z
błyszczącym wzrokiem, marzący tylko o tym, by zdobyć "towar",
"dać sobie w kanał" i "odlecieć". Oto obraz narkomana, który
znamy, który - niestety - nadal się powiela. A to już tylko mit.
Współczesny narkoman wygląda zupełnie inaczej - w pierwszej fazie
uzależnienia nie rozpoznamy go w grupie młodych ludzi. Jest
czysty, zadbany, uczy się lub pracuje, czasem bywa wprawdzie
bezrobotny, ale wtedy szuka pracy, oczywiście bardzo dobrze
płatnej. Chce coś osiągnąć w życiu i właśnie narkotyk ma mu w tym
pomóc. Nierzadko pochodzi z pełnej, tzw. dobrej rodziny. "Dobra
rodzina" obecnie nie chroni przed narkotykami. Rodzice bardzo
często są pewni, że ten problem ich nie dotyczy, bo większość z
nich dostrzega tylko ćpuna, a bardzo niewielu wie o "towarze,
który obecnie chodzi na rynku"... Również strzykawka przestała
być atrybutem narkomana. Teraz nie bierze się dożylnie. Teraz się
wącha, pali, wdycha - to nie zostawia śladów, a równie dobrze
"kręci"... A przecież ślady wkłuć dożylnych stanowią dla
dorosłych jedyny dowód brania narkotyków: nie ma śladów - nie ma
narkotyku. To kolejny mit. Młody narkoman zacznie brać dożylnie -
stanie się ćpunem - dopiero za kilka lat. Mity dotyczące
narkomanii można mnożyć w nieskończoność.
Nasza książka ma na celu przybliżyć Czytelnikom problem
narkomanii, rozwiać choć część istniejących mitów, pomóc młodym
ludziom w dokonaniu właściwego wyboru. 10

Jesteśmy przekonane, że gdyby nasi pacjenci posiadali całą wiedzę
o tym, co zaczynają przyjmować, to 85%, a może nawet więcej,
nigdy nie sięgnęłoby po środki psychoaktywne. Niestety, oni znają
wyłącznie mity, wiedzą jedynie, że po zażyciu "jest super", a o
dalszych skutkach na ogół nie mają pojęcia. Zdarza się, że po
otrzymaniu od nas informacji o tragicznych konsekwencjach
stosowania narkotyku mówią: "to nie może być prawda" lub nawet
"pani się na tym nie zna, skoro mówi takie rzeczy", "żaden mój
znajomy, a niektórzy długo biorą, nic takiego nie mówił"...
Najczęściej zaczyna się od "spróbowania", od tego "tylko jednego
jedynego razu". Nikt nie bierze narkotyku po to, żeby się
uzależnić. I nie uwzględnia takiej ewentualności. My natomiast
wiemy, że ten "jeden jedyny raz" może być początkiem
uzależnienia, ze wszystkimi zagrażającymi skutkami, o których
powiemy w dalszej części tej książki. Mamy nadzieję, że sięgną
po nią ludzie młodzi i że da im szansę na poznanie całej prawdy.
Mamy nadzieję, że również rodzice, wychowawcy i opiekunowie
skorzystają z przekazanych tu informacji.









CZĘŚĆ
PROBLEMATYKA UZALEŻNIEŃ
...Dążeniem naszym jest, by przyczyny przestały być grzechem, a
skutki katem... F.W. Nietzsche
Uzależnienie - jak już wspominałyśmy - jest jednym z tych
zjawisk, dokoła których narosło wiele mitów i fałszywych
przekonań. Błędne opinie na temat czynników jego powstawania,
sposobów leczenia i innych zagadnień związanych z tą chorobą są
niestety powielane na coraz szerszą skalę i czynią coraz więcej
złego. To one łagodzą obawę przed pierwszą próbą wzięcia
narkotyku. To one w dużej mierze sprawiają, iż chory i jego
najbliżsi bardzo długo nie widzą objawów choroby. To one często
stanowią przyczynę braku efektywnej pomocy dla osoby uzależnionej
ze strony rodziny i przyjaciół uwikłanych we współ-uzależnienie.
To one w końcu utrudniają decyzję o podjęciu leczenia oraz
powodują, że chory często je przerywa. Cóż więc jest prawdą, a
co mitem dotyczącym zjawiska uzależnienia? Czymże jest samo
uzależnienie? Spróbujmy się nad tym zastanowić...

ROZDZIAŁ l
Uzależnienie jako choroba
Istnieje wiele teorii psychologicznych starających się wyjaśnić
mechanizmy powstawania uzależnienia, jego przebiegu, sposobów
leczenia. Nie będziemy powoływać się na żadną z nich, żadnej z
nich nie przytoczymy. Postaramy się natomiast podzielić
doświadczeniami płynącymi z praktyki, z codziennej pracy
terapeutycznej z ludźmi uzależnionymi od narkotyków, a więc tym
wszystkim, czego nauczyłyśmy się o uzależnieniu od naszych
pacjentów. Wszyscy teoretycy i praktycy zajmujący się
uzależnieniami są zgodni co do tego, iż uzależnienie jest
chorobą. Jedyną zaś spójną definicją choroby, z jaką zgadzają się
wszyscy, jest jakże proste stwierdzenie, że "choroba to brak
zdrowia". Co to znaczy? Według WHO (Światowa Organizacja Zdrowia)
zdrowie to stan dobrego samopoczucia psychicznego, fizycznego i
społecznego. Subiektywny dyskomfort w którejś z tych sfer życia
może więc być już chorobą. Ale czy tylko dyskomfort subiektywny?
Często chorujemy, nie wiedząc o tym, ponieważ objawy choroby nie
są jeszcze dostępne naszym zmysłom czy naszej świadomości.
Wychwytują je natomiast badania lekarskie, dodatkowe badania
diagnostyczne, a nawet po prostu inni ludzie - pojawia się
czynnik obiektywny diagnozujący chorobę. Można zatem uznać, że
choroba to brak dobrego samopoczucia w sferze naszej psychiki,
naszego ciała lub naszego funkcjonowania społecznego, czyli pod
względem tego, jak my odbieramy świat zewnętrzny i jak świat
zewnętrzny odbiera nas. Bardzo często trzy sfery naszego
funtelffi^ESWilmia rozdzielamy na: "moja psychika" (czyli "ja"),
,j^re ciałof^ynoje bycie w świecie". Trudno nam uświadomić|Kfpie
do k^i^iże te trzy

2. Narkotyki w Polsce M ^ .^^\
A"y 17

sfery życia są ze sobą nierozerwalnie związane, że zawirowanie
w jednej z nich rzutuje w mniejszym lub większym stopniu na
pozostałe. Są choroby, w których główne objawy dotyczą psychiki
człowieka, oddziałując pośrednio na jego stan fizyczny i
funkcjonowanie społeczne. Są takie, które atakują sferę naszego
ciała - te uważamy za "chorobę prawdziwą", bo są namacalne dowody
tego, że jesteśmy chorzy, np. coś nas boli, wystąpił konkretny
objaw, możliwy do opisania, a jego przyczynę da się zlokalizować
i usunąć. Przy chorobie fizycznej bez trudu znajdujemy
wyjaśnienie dla naszego dyskomfortu psychicznego i społecznego.
Są też choroby wynikłe z szeroko pojętych zaburzonych relacji ze
światem, te najtrudniej zdiagnozować, ale ich wpływ na naszą
kondycję psychiczną jest bezdyskusyjny. Istnieją ponadto choroby,
które zaburzają wszystkie trzy sfery życia jednocześnie, przy
czym zaburzenia w jednej potęgują zaburzenia w pozostałych.
Uzależnienie należy do ostatniej z wymienionych grup chorób, co
oznacza, że jest chorobą ciężką i przewlekłą. Przyjrzyjmy się
zatem trzem aspektom uzależnienia - psychicznemu, fizycznemu i
społecznemu. l. Uzależnienie psychiczne
O uzależnieniu psychicznym zazwyczaj mówi się lekko. Możemy
usłyszeć, że coś "tylko uzależnia psychicznie", że psychika "to
żaden problem, bo jak się ma silną wolę, to...", że "wystarczy
wziąć się w garść", że "gdyby nie chciał, to by nie brał (nie
pił)", że "to tylko kwestia kontroli". Nikomu nie przychodzi
natomiast do głowy, by choremu na raka powiedzieć: "gdybyś nie
chciał, to by cię nie bolało", a komuś ze złamaniem otwartym nogi
poradzić: "weź się w garść, gdybyś miał silną wolę, to samo by
ci się zrosło". Dlaczego? Dlatego, że objaw fizyczny jest czymś
namacalnym, znajomym, swojskim, wczucie się zaś w czyjąś
psychikę, czyjeś doznania i emocje jest bardzo trudne. Emocji nie
widać - można spróbować je opisać, okazać gestem^cży^cała gamą
zachowań, ale nigdy nie nabiorą kształtu realnego, dośtętoego
zmysłom drugiego człowieka. Nasze postrzeganie i przeżywanie
świata oraz swojego bycia w nim 18 . .'/

- niezależnie od tego, jak bardzo się staramy to uzewnętrznić -
pozostaje w znacznej mierze tylko nasze. Nie możemy zapominać o
tym, że całokształt naszego życia psychicznego determinuje jakość
naszego bycia w świecie i ze światem. Dlatego bagatelizowanie
tego, co dzieje się w psychice człowieka uzależnionego,
bagatelizowanie całej złożoności mechanizmów psychicznych
uzależnienia, sprowadzanie ich do prostych stereotypów jest
zasadniczym błędem. Czymże więc jest uzależnienie psychiczne?
Jest ono głębokim przymusem zażycia środka lub wykonania pewnej
czynności, przymusem manifestującym się narastającym napięciem,
lękiem, niepokojem. Osoba uzależniona ma wrażenie, że nie
rozładuje ich w danym momencie w żaden inny sposób. Te emocje są
tak silne, że stopniowo zagłuszają racjonalne myślenie, a procesy
intelektualne nakierowują na osiągnięcie celu, jakim jest
rozładowanie napięcia za wszelką cenę. Nasi pacjenci nazywają ów
stan "ciśnieniem" i w tym słowie zawiera się właściwie wszystko.
"Nieważne, co będzie za godzinę, za dwie, za trzy, za tydzień,
za rok - nieważne, ponieważ jak teraz nie wezmę, to pęknę, więc
świat i tak się skończy". Dodatkowo, jeżeli pomiędzy człowiekiem
w silnym stanie napięcia a jego narkotykiem pojawi się jakaś
przeszkoda, to wtedy napięcie jeszcze się kumuluje, narasta
złość, gniew, agresja o różnym natężeniu - od słownej do czynnej
(w tym zdarza się i autoagre-sja). W stanie napięcia człowiek
jest zdolny, w mniejszym lub większym stopniu, złamać swoje tabu,
nakazy swojego sumienia, swoje zasady moralne. Wie, że postępuje
źle, ale z drugiej strony ma poczucie, że musi tak postępować -
wszystko zależy od stopnia napięcia. Jak widać, bierze się nie
po to, żeby "mieć odlot", "żeby czuć się świetnie" - bierze się
po to, żeby znów było normalnie, żeby doznać ulgi. Narkotyk staje
się więc jedynym gwarantem normalnego, zwykłego samopoczucia, a
każde zaburzenie równowagi psychicznej (niezależnie z jakiego
powodu) staje się sygnałem: "weź". Można powiedzieć, że człowiek
uzależniony traci zdolność przeżywania emocji, radzenia sobie z
nimi - nie potrafi być ani "zimny", ani "gorący" - potrafi być
jedynie "letni". Zawirowanie emocjonalne staje się sygnałem
uruchamiającym proces przymusu psychicznego. Czasem takim
zawirowa-19
niem może być wyobrażenie sobie, że środek stanie się niedostępny
lub że go zabraknie - narasta niepokój: "trzeba zdobyć .
Wystarczy zaobserwować palących papierosy i ich reakcje, gdy
wieczorem zostaje jeden lub dwa papierosy Po mc w nocy by nie
wyszli, po papierosy pójdą albo będą mieli ciężką noc . Jeżeli
przyjmujesz jakikolwiek środek psychoaktywny, wyobraź sobie, że
go już nie ma i nigdy me będzie. Co czujesz? Jeżeli masz nawet
ulotne poczucie straty, zawodu, niepokoju, potraktuj to jako
sygnał ostrzegawczy. Tak już zostało powiedziane, uzależnienie
psychiczne jest przymusem spowodowanym silnym napięciem
emocjonalnym, niwelującym przesłanki intelektualne i
uniemożliwiającym odroczenie czynności, przesunięcie jej w
czasie. Uzależnienie jest więc utratą kontroli nad swoim życiem,
nad swoim funkcjonowaniem. Kontrolę przejmuje narkotyk, on jest
silniejszy, z nim się nie wygra. I tu dochodzimy do jednego z
mitów, który głosi, że uzależnienie jest chorobą woli. Nasza wola
jest nierozerwalnie związana z naszym intelektem - jeżeli emocje
wyłączają intelekt, wyłączają też wolę, w danym momencie
przestaje ona istnieć. Czyż więc chore może być coś, czego nie
ma? Osoba uzależniona często obiecuje sobie i innym, że więcej
nie weźmie, że "to był ostatni raz". Wierzy w swoją "silną wolę",
wierzy, że następnym razem uda jej się zwyciężyć, wierzy w to,
co mówi, bo w danym momencie jej równowaga psychiczna jest
zachowana, a przymusu nie czuje, choć pamięta, co się z nią
dzieje, gdy ów przymus daje o sobie znać. A ponadto wierzy, że
w gruncie rzeczy kontroluje swoje "branie". Do całego procesu
mechanizmów uzależnienia dorabia swoistą ideologię - zaprzecza
często faktom oczywistym, przedstawia nieraz absurdalne
usprawiedliwienia i wyjaśnienia, znajduje zawsze przyczynę
przyjęcia narkotyku w świecie zewnętrznym. U innych widzi i
potrafi opisać uzależnienie - na swoje, takie same objawy jest
po prostu ślepa. Zwykło się uważać, że narkoman, lekoman czy
alkoholik kłamie i manipuluje i że to wypływa z jego "zaburzonej
moralności". To prawda, że człowiek uzależniony kłamie i
manipuluje, ale wypływa to z jego choroby, stanowi jeden z
objawów uzależnienia. W odróżnieniu od człowieka o "zaburzonej
moralności", który łamiąc zasady, czerpie z tego korzyści i
zadowolenie, człowiek uza 20

leżniony wie, że robi źle, i zamiast zadowolenia ma stale
pogłębiające się poczucie winy. Wiemy doskonale, jak silny
dyskomfort psychiczny powoduje poczucie winy, jak trudno uporać
się z płynącymi stąd negatywnymi emocjami. Człowiek uzależniony
radzi sobie z nimi tylko w jeden sposób - sięga po narkotyk.
Czasem najbliżsi chorego, borykający się z problemem, jakim jest
dla nich jego uzależnienie, sądzą, że najlepiej uświadomią mu
zaburzenia, które występują w jego funkcjonowaniu, gdy będą go
"zawstydzać i demaskować", czyli wywoływać poczucie winy. Nie
zdają sobie sprawy, że poczucie winy już jest -"oszukuję, kłamię,
zawodzę zaufanie, zaczynam łamać własną hierarchię wartości" -
i że towarzyszące mu uczucia (lęk, niepokój, napięcie) są
sygnałem: "weź". Musimy zrozumieć, że poczucie winy wzmacnia
mechanizmy uzależnienia na zasadzie błędnego koła - biorę, żeby
zlikwidować dyskomfort psychiczny, gdy trzeźwieję, czuję się
winny, dyskomfort narasta, więc biorę. Ale z drugiej strony,
skoro "nie biorę codziennie, skoro biorę z jakiegoś powodu, to
znaczy, że nadal mam kontrolę". Często spotykamy się z
argumentem: "przecież mogę nie brać (nie pić) przez tydzień czy
dwa, a zatem nie jestem uzależniony i kontroluję swoje branie
(picie)". Argument wydaje się i mówiącemu, i słuchaczom logiczny,
ale z drugiej strony tak naprawdę oznacza: "mogę nie brać (nie
pić) tylko przez tydzień czy dwa - później moja kontrola się
kończy". Mechanizmy uzależnienia psychicznego narastają
stopniowo, początkowo - niedostrzegalnie także dla najbliższego
otoczenia. Często choroba trwa już wiele lat, zanim otoczenie się
zorientuje w problemie. A zanim sam chory zorientuje się, że
stracił kontrolę nad swoim życiem, może minąć kilka kolejnych
lat. Uzależnienie psychiczne nie daje objawów, które zwykliśmy
uważać za chorobę - ciało nie boli, więc jest w porządku. Lęk,
niepokój, napięcie, szeroko rozumiane zaburzenia zachowania
zwykliśmy rozpatrywać nie jako objawy choroby, ale jako "coś",
co można oceniać, gdyż zaburza jakość funkcjonowania człowieka.
Nie pamiętamy, a może po prostu nie wiemy, że to, co zaburza
jakość naszego funkcjonowania, może być także objawem choroby,
może być samą chorobą. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że
psychiczny aspekt uzależnienia jest chorobą przewlekłą,
determinującą funkcjonowanie człowieka na wiele lat. Wymaga ona
specjalistycznego lecze-21

nią, którego podstawą jest uświadomienie pacjentowi, co utracił,
i rozbudzenie w nim chęci odbudowy swojego życia, rekonstrukcji
swego funkcjonowania psychicznego. Trzeba przy tym pamiętać, że
w chorobę tę "wpisane" są nawroty w sytuacjach silnego stresu
emocjonalnego (czyjaś śmierć, rozstanie, problemy w pracy itp.),
mogącego stać się sygnałem: "weź". 2. Uzależnienie fizyczne
Uzależnienie fizyczne stanowi jedyny aspekt uzależnienia, który
w obiegowej opinii jest traktowany jako choroba. Jest chorobą,
ponieważ daje obiektywny, namacalny objaw. Jest chorobą, ponieważ
cierpi ciało. Niewątpliwie uzależnienie fizyczne to forma
uzależnienia, którą najszybciej widzi otoczenie i najszybciej
odczuwa sam chory. Nic dziwnego - objawy są bezpośrednio dostępne
"mędrca szkiełku i oku". Czymże jest uzależnienie fizyczne?
Jest to stan biologicznego przystosowania się organizmu do
przyjmowanej substancji. Jej brak w organizmie prowadzi do
dolegliwości fizycznych, płynących ze wszystkich układów -
pojawia się zespół abstynencyjny. Objawy tego zespołu wystąpić
mogą także wtedy, gdy organizm dostanie zbyt małą dawkę w
stosunku do zapotrzebowania. Zespoły abstynencyjne towarzyszą
jedynie trzem grupom środków uzależniających: alkoholowi, lekom
uspokajającym oraz opłatom. Zespół abstynencyjny przy
barbituranach i benzodiazepi-nach oraz alkoholu objawia się
drżeniem, potliwością, lękiem, podnieceniem, nudnościami, bólami
i skurczami mięśni, zaburzeniami postrzegania, ogólnym złym
samopoczuciem, a czasami także napadami drgawkowymi. Z
odstawieniem opiatów związane są dreszcze, bóle mięśnio-wo-
stawowe, zaburzenia wydzielania, nudności i wymioty, bóle
brzucha, biegunka, zaburzenia w układzie sercowo-naczynio-wym,
zaburzenia pracy poszczególnych narządów (serce, wątroba, nerki),
zaburzenia hormonalne. Z tymi zaburzeniami łączą się: silny lęk,
niepokój, napięcie (często rozładowywane zachowaniami
agresywnymi), problemy ze snem (we wszystkich jego fazach). 22

Wymienione objawy powodują, że osoba uzależniona od wspomnianych
środków nie może już wmawiać sobie, że to ona decyduje o tym,
kiedy weźmie. Decyduje objaw, decyduje ciało. Stopniowo, żeby
uzyskać efekt, trzeba systematycznie przyjmować coraz większe
dawki środka (rośnie tolerancja) i coraz częściej - nawet kilka
razy dziennie. Cala aktywność życiowa zaczyna być skierowana na
zdobycie narkotyku, żyje się "od działki do działki", wszystko
inne przestaje być ważne. Przymus fizyczny przesłania mechanizmy
psychologiczne brania. Na plan pierwszy wchodzą doznania, których
źródłem jest ciało - "to nie ja utraciłem kontrolę, to moje
ciało". Zatem "dajcie mi leki, wyleczcie mnie, a ja już sobie
poradzę". W tej fazie na ogół nie trzeba nikogo motywować do
leczenia farmakologicznego, natomiast niezwykle trudno jest
przebić się do sfery psychicznej pacjenta i ukazać mu cały
złożony proces uzależnienia psychicznego. Osoba mająca objawy
fizyczne wywołane narkotykami przychodzi do psychologa czy
psychiatry z własną koncepcją leczenia, z konkretnymi, często
nieadekwatnymi, oczekiwaniami. Każdą próbę przekonania jej, że
leczenie uzależnienia, tak jak leczenie wielu innych chorób,
zawiera w sobie element szeroko pojętej rehabilitacji i że jej
koncepcje i pomysły na "wyjście z brania" będą nieefektywne,
traktuje jako odmowę pomocy. Fakt, że odtrucie, najlepiej w
warunkach szpitalnych, jest dopiero początkiem leczenia, dociera
do świadomości pacjentów dopiero po kolejnej próbie odstawienia
narkotyków, kiedy to na własnej skórze uczą się, że objawy
fizyczne ukrywają siłę uzależnienia psychicznego, kiedy sami
zobaczą, że po ustąpieniu objawów fizycznych nadal jedynym celem
i sensem ich istnienia pozostaje narkotyk, że nadal są skłonni
zrobić wszystko, żeby go zdobyć, że to jednak nie ciało
determinuje ich zachowanie, lecz rozregulowana psychika. Często
spotykamy się z oczekiwaniem na lek idealny, na złoty środek,
który zlikwiduje chorobę, bo - niestety - w obiegowej opinii
choroba to objawy, a ustąpienie objawów to koniec choroby.
Zapominamy, że objaw jest sygnałem, iż dzieje się coś złego.
Ustąpienie objawu nie oznacza, że przyczyna przestała istnieć.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że najczęściej narkotyki z grupy
opiatów przyjmowane są po kilkunastu miesiącach czy kilku latach
używania innych środków - takich, które spowodo-23

wały już uzależnienie psychiczne, ale cały czas dawały pozorne
poczucie, że wciąż ma się nad sobą kontrolę. Tak modna dziś
heroina (brown sugar, brąz), sama z siebie bardzo silnie
uzależniająca psychicznie, wchodzi najczęściej na grunt
przygotowany już przez inne narkotyki. Bardzo szybko do objawów
uzależnienia psychicznego dołącza uzależnienie fizyczne - u osoby
biorącej pojawia się paradoksalny podział na narkotyk "zły"
(brown) i narkotyk "dobry", bo dający poczucie iluzorycznej
wolności. Pojawia się oczekiwanie: "wyleczcie mnie z heroiny, bo
cała reszta mi nie szkodzi". Pojawia się duże zapotrzebowanie na
środek "chroniący" wyłącznie przed heroiną. Takie środki już się
pojawiły - efekt jest przerażający. Młody człowiek, który wie,
że jednoczesne przyjmowanie tych środków i opiatów grozi
śmiercią, a cały czas czuje dyskomfort psychiczny (patrz:
uzależnienie psychiczne), likwiduje ten dyskomfort tak jak
potrafi -bierze inne narkotyki, i to w dawkach kilkakrotnie
większych niż wcześniej. I już nawet bez tej pozornej kontroli.
Zaczyna się więc codzienne przyjmowanie ponad l g amfetaminy,
ponad l g skuna, dużych dawek kokainy czy też codzienne picie
alkoholu. Aż do momentu, kiedy znów można "przypalić browna".
Trzeba wiedzieć, że nie ma leku leczącego mechanizmy
uzależnienia, nie ma leku gwarantującego pełną abstynencję od
wszystkich środków psychoaktywnych. Są natomiast leki, które -
stosowane pod ścisłą kontrolą lekarza - mogą wspomagać wchodzenie
w trzeźwość, likwidując elementy dyskomfortu psychicznego,
spowodowanego "żałobą po narkotyku". Wspomagać wchodzenie w
trzeźwość to wspomagać długoterminową psychoterapię. 3.
Uzależnienie społeczne
O społecznych aspektach uzależnień zazwyczaj mówi się w
kontekście zjawisk patologicznych, związanych ze szkodami
ponoszonymi przez społeczeństwo. Natomiast społeczny aspekt
uzależnienia jest niezwykle istotny także dla samego narkomana.
Wszak kontakty z narkotykami - cel i sposób ich przyjmowania,
kontynuacja, rodzaj używanego narkotyku, możliwości zdobycia go,
następstwa i powikłania, proces uzależnienia i proces leczenia -
mają swoje uwarunkowania społeczne. Nikt z nas nie żyje w
próżni. 24
Najczęściej narkotyk pojawia się pierwszy raz w grupie
zaprzyjaźnionych lub znanych sobie osób. Początkowo zaczyna
istnieć w formie pozytywnych mitów i legend, w końcu ktoś go
zdobywa. Tym kimś jest dobry kolega, kumpel, osoba bliska, do
której można mieć zaufanie. Stopniowo zaczyna pojawiać się coraz
częściej, "bo czas inaczej płynie, bo można się świetnie bawić,
bo ogólnie jest fajnie". Staje się zazwyczaj nieodłącznym
atrybutem spotkań danej grupy. Jak go nie ma, można godzinami
rozmawiać o tym, kto się jak "upalił", kto co wziął, kiedy i z
kim. Pojawia się "klimat" - coś wspólnego, coś, co łączy i
fascynuje, daje gwarancję, że jak nawet nie ma co robić, to
przecież zawsze można wziąć.
Stopniowo rozchodzą się drogi biorących i niebiorących, "bo
niebiorący są nudni, nie czują klimatu, nie ma z nimi o czym
rozmawiać". Narkotyk zwalnia z wysiłku nawiązywania kontaktów z
innymi ludźmi, bo zainteresowane nim grono nie musi już szukać
żadnych innych punktów stycznych, "klimat" wystarcza. Tkwiący zaś
w nim człowiek coraz bardziej traci łączność ze światem
zewnętrznym, zamyka się w swoistej subkulturze. We wstępnej pracy
z pacjentem często na plan pierwszy wysuwa się dramat samotności.
Nieraz łatwiej poradzić sobie z odstawieniem narkotyku niż z
odstawieniem grupy, z którą się dorastało i poza którą
praktycznie nie ma się żadnego życia towarzyskiego. A skoro
chcesz przestać brać, to musisz "wyjść z klimatu", zerwać nawet
bierny kontakt z narkotykiem, bo jest on od ciebie silniejszy i
zetknięcie się z nim mogłoby skończyć się twoją porażką. Nie dość
więc, że człowiek, który decyduje się na abstynencję, musi
poradzić sobie z szeregiem bolesnych przeżyć psychicznych, to
jeszcze zostaje w tym wszystkim sam - bez bliskich kolegów, z
nieumiejętnością bycia z innymi ludźmi. Okazuje się, że świat
niebiorących jest tak inny, tak obcy, iż trzeba od nowa uczyć się
żyć. Nieraz nawet te same słowa i gesty mają w nim inne znaczenie
niż "w klimacie". A jeszcze pojawia się nuda i pustka, którą
trzeba zapełnić, umiejętność zaś zorganizowania sobie czasu bez
narkotyku jest żadna. Jest mi źle, jestem sam, nudzę się, nikt
mnie nie rozumie, ja nikogo nie rozumiem. Na dodatek od kolegów
wcale nie jest łatwo się uwolnić. Ośmieszają, kuszą, namawiają,
robią wszystko, żeby grupa się nie rozpadła. Nie jest też łatwo
uwolnić się od 25

dealera który nie chce stracić źródła dochodu - on też zrobi
wszystko, żeby odzyskać klienta. Innym aspektem społecznym
uzależnienia jest samo "zdobywanie towaru" lub pieniędzy, żeby
go kupić. Sposoby są różne, w zależności od narkotyku i stopnia
uzależnienia. Przy heroinie, która jest droga i którą trzeba
systematycznie przyjmować, pojawia się łamanie prawa - kradzieże,
włamania, handel narkotykami. Konsekwencje tego znamy wszyscy.
Następnym społecznym skutkiem przyjmowania narkotyku staje się
utrata szkoły czy pracy. Prędzej czy później każdy z narkotyków
destabilizuje zdolność do wysiłku psychicznego i fizycznego, do
systematyczności, do wykonywania swoich obowiązków. Psychiczne,
fizyczne i wspomniane społeczne aspekty uzależnienia zaburzają
w końcu rodzinę i związki partnerskie. Bywa, że na wymienione
trudności nakładają się jeszcze zaburzenia psychiczne, będące
efektem przyjmowania narkotyków, i dodatkowo niszczą relacje z
otoczeniem. Stopniowo można stracić wszystko - tylko czy warto?


ROZDZIAŁ II
Drogi ku uzależnieniu
Dróg prowadzących ku uzależnieniu jest wiele, a przyczyn
wkraczania na nie dociekają zarówno psycholodzy, jak i
filozofowie. W tym rozdziale nie zamierzamy jednak dyskutować^
ich koncepcjami, lecz z mitami i obiegowymi opiniami, które
narosły wokół przyczyn sięgania przez młodzież po narkotyki i
wokół przyczyn samego powstawania uzależnień. W obiegowych
opiniach wskazuje się przede wszystkim winnych. Z jednej strony
wymienia się winnych "instytucjonalnych", zewnętrznych. Możemy
więc usłyszeć: "winna jest rodzina", "winna jest szkoła", "winne
jest państwo, społeczeństwo, urzędy". Zapominamy przy tym, że te
instytucje nie są oderwane od nas, że sami je tworzymy. Na ogół
jeżeli widzimy dziecko pijące alkohol czy palące papierosy
(najczęściej są to pierwsze środki psychoaktywne, z którymi styka
się przyszły narkoman), to nie zastanawiamy się, że dziecko
kupiło je w sklepie czy kiosku od czyjegoś ojca czy czyjejś
matki. Rzadko zdarza się, aby ktoś z nas, jako członek
społeczeństwa, zareagował na powyższy proceder - nie nasza
sprawa, nie trzeba się wtrącać, unikamy odpowiedzialności. Chyba
że... problem dotknie bezpośrednio nas czy naszych bliskich. Bo
wtedy mamy pretensję, że w odpowiednim czasie nikt nie
interweniował. Z drugiej strony winy poszukuje się też w samym
uzależnionym. Czasami słyszymy przecież, że uzależnienie jest
chorobą z wyboru, że zadecydował o niej sam narkoman. To prawda.
To on dokonuje wyboru. Najczęściej jednak dokonuje go na
podstawie mitów, a nie pełnej, rzetelnej wiedzy, więc nie do
końca jest to wybór w pełni świadomy. Kolejnego winowajcy możemy
poszukać w mediach, które teoretycznie mają obowiązek poma-27

gać w kształtowaniu hierarchii wartości i norm, a także dawać nam
rzetelną wiedzę o rzeczywistości. Jednak zapominamy czy po prostu
nie wiemy, że od momentu wzrostu konkurencyjności między stacjami
radiowymi i telewizyjnymi oraz między czasopismami, to my, jako
społeczeństwo, kształtujemy ich obraz (problem oglądalności i
nakładu) i to my decydujemy - "skacząc" po kanałach - o tym, co
oglądamy. A media dostosowują się do naszych gustów i
zainteresowań. Można również poprzestać na stwierdzeniu, że
uzależnia się ktoś "słaby, zagubiony w rzeczywistości, z
poczuciem braku akceptacji, zaburzoną hierarchią wartości,
zaburzonym poczuciem tożsamości", czyli specyficzna grupa ludzi
"i tak niedostosowanych". I wreszcie możemy znaleźć zbiorowego
winowajcę, powielając obecne od tysiącleci hasło: "ach, ta
dzisiejsza młodzież". Ale nawet jeżeli uda nam się znaleźć
winnych, to czy stąd wyniknie coś konstruktywnego? Chyba jednak
nie. Znalezienie winnego nie rozwiąże problemu, nie zniweluje
powstałych szkód. Cóż więc możemy zrobić? Sądzimy, że możemy
zapoznać się z patologicznymi mechanizmami, które spotykamy w
codziennym życiu. Zapoznać się po to, żeby ich unikać, żeby
zobaczyć prawdy nieraz oczywiste, żeby zapobiegać pewnym
zjawiskom, żeby nie musieć kiedyś szukać winy w sobie i innych.
Kiedy mówimy o uzależnieniach, jedno jest pewne - nie ma jednej,
ściśle określonej przyczyny uzależnienia. Warto więc przyjrzeć
się pewnym czynnikom, sprzyjającym powstaniu tej choroby. l. "Ja
się nie uzależnię"
Żaden z naszych pacjentów nie wziął po raz pierwszy narkotyku z
myślą: "chcę być narkomanem". Żaden z nich nie przypuszczał, że
to właśnie on po pewnym czasie straci kontrolę nad swoim życiem.
Do tego pierwszego razu zawsze dorabiał stosowną ideologię - to
miał być ten jedyny raz, "który nie uzależnia", to miało być
"wzięcie pod kontrolą, bo przecież ja mam silną wolę". To miała
być próba, eksperyment, bo "eksperymentować można bezkarnie,
wszystko zależy od człowieka". 28

Skąd takie przekonanie?
Warto uświadomić sobie, że podobne przekonania, dotyczące różnych
aspektów naszego życia, towarzyszą nam codziennie, choć nie
zdajemy sobie do końca z tego sprawy. Wiemy, że świat, w którym
żyjemy, nie jest wolny od różnego rodzaju zagrożeń, wiemy, że nie
tylko rodzimy się, ale i umieramy. Mamy świadomość tego, że
ludzkie ciało podatne jest na liczne choroby, że w pewnych
sytuacjach okazuje się kruche i bezbronne. To wszystko wiemy, ale
nasza psychika broni nas przed tą wiedzą. I dobrze, że tak się
dzieje, gdyż w przeciwnym wypadku żylibyśmy w stałym lęku o nasze
życie i zdrowie. Dzięki mechanizmowi izolowania od siebie
zagrożeń, możemy spełniać marzenia, cieszyć się życiem, snuć
plany na przyszłość. Gdyby nie ten mechanizm, z lęku przed
światem tkwilibyśmy zamknięci w domach, w silnym poczuciu
zagrożenia, przewidując kolejne nieszczęścia i kataklizmy. Nie
ja złamię nogę, nie ja będę mieć wypadek, nie ja zachoruję - to
wszystko może przydarzyć się innym, mnie - nie. Każdy z nas ma,
w mniejszym lub większym stopniu, poczucie wyjątkowości i
odrębności. Słusznie - każdy z nas jest jedyny i niepowtarzalny.
Ktoś kiedyś powiedział, że jest tyle światów, ile ludzi. Każdy
z nas przeżywa swoje jedno niepowtarzalne życie. Są jednak
sytuacje, w których warto pamiętać, że prawa gatunku, jakim jest
Homo sapiens, dotyczą nas wszystkich. Szczególnie wtedy, gdy
dokonujemy wyboru mogącego mieć wpływ na nasze życie lub życie
innych ludzi, np. pijany kierowca odrzuca myśl, że to właśnie on
może spowodować wypadek, lub gdy młody człowiek sięga po jakiś
narkotyk, bo "wszyscy mogą się uzależnić, tylko nie ja". A skąd
to przekonanie, skąd ta pewność? Jeżeli działanie narkotyku ci
się spodoba, nie łudź się, że na tym poprzestaniesz - weźmiesz
po raz kolejny. Czy chcemy tego, czy też nie - kierujemy się
często w życiu zasadą przyjemności - powtarzamy czynność, która
daje nam zadowolenie, unikamy tej, która nam sprawia ból. Jeżeli
narkotyk da ci przyjemność, będziesz do niej dążył. Jeżeli
dodatkowo, poza przyjemnością, da ci jeszcze jakiś inny profit,
"trafi w twój słaby punkt", tym bardziej będziesz do niego
wracał. Stopniowo oduczysz się czerpania przyjemności i
umiejętności "radzenia sobie z problemami" w inny sposób. Tak nie
musi być, ale jest duże prawdopodobieństwo, że tak będzie. 29

Istnieje szansa, że narkotyk ci się nie spodoba, nie spełni
twoich oczekiwań. Są wtedy dwie drogi - albo nigdy już po niego
nie sięgniesz, albo - w poczuciu bezkarności - zaczniesz
eksperymentować z czymś nowym. Warto mieć świadomość, że przy
całej gamie tak różnie działających środków "każdy z nas może
trafić na coś swojego". Może być i tak, że narkotyk pokaże ci
swoje dwa oblicza -działanie, na które czekasz i które ci
zachwalano, a następnie "zejście", "kaca" - stan szalenie przykry
i dla ciała, i dla ducha. "Na zejściu" pomyślisz: "nigdy więcej,
to okropne". Ale miej i tę świadomość, że pamięć rzeczy przykrych
szybko blednie, za to świetnie pamiętamy rzeczy przyjemne. Może
być i tak, że niepomny następstw, weźmiesz znowu, a żeby uniknąć
przykrych przeżyć, będziesz przyjmować "działki", które je
likwidują. Z czasem zaczniesz brać "ciągami" - codziennie przez
kilka, kilkanaście dni. Później - od "ciągu" do "ciągu" -
będziesz sobie i innym udowadniał, że masz nad sobą kontrolę, "bo
możesz tydzień czy dwa nie brać". A tak naprawdę kontroli już nie
masz, bo wprawdzie możesz nie brać, ale tylko przez tydzień lub
dwa. Czasami możemy usłyszeć lub przeczytać wypowiedzi osób
dorosłych, które osiągnęły znaczny status społeczny (bywa, że i
tytuł profesorski) i - powołując się na własne doświadczenie z
narkotykami - twierdzą, że jednorazowe próby nie prowadzą do
uzależnienia. Warto pamiętać, że to ich nie doprowadziły do
uzależnienia - innych mogą. Każdy z nas w dużej mierze widzi to,
co chce widzieć, słyszy to, co chce słyszeć. Takie wypowiedzi
mogą być wręcz zachęcające - "próbował, został profesorem, nawet
się przyznał, że egzaminy zdawał, wspomagając się narkotykiem,
więc dlaczego ja nie mogę skorzystać z tej drogi, mnie też się
uda". Częściej jednak nie udaje się. Więcej odpowiedzialności,
Panie i Panowie, w tym, co i jak mówicie, co i jak piszecie. Bo
czyż to powód do chwały, że w czasie studiów "zaćpało się,
zakuło, zdało i zapomniało"? Po jednej z takich wypowiedzi w
prasie przez kilkanaście tygodni podczas zajęć z młodzieżą był
to "żelazny argument" za przyjmowaniem amfetaminy. Tylko jeden
piętnastolatek powiedział, że nie chciałby być pacjentem lekarza,
który na studiach zdawał egzaminy "na am-fie", ale tylko jeden -
to o czymś świadczy. 30

2. "Młodość ma swoje prawa"
Można powiedzieć, że właściwie każdy okres w życiu człowieka ma
swoje prawa i przywileje, ale ma też i swoje powinności. Bywają
chwile, że każdy z nas chciałby się znaleźć w innym momencie
życia, niż jest aktualnie. Dziecko tęskni za dorosłością, "bo
dorosłym wszystko wolno", dorosły za dzieciństwem, "bo nic nie
musiał", przy czym dorosły ocenia dzieciństwo z perspektywy czasu
i własnych doświadczeń, dziecko - poprzez pryzmat wyobrażeń i
oczekiwań. Pomiędzy dzieciństwem i dorosłością plasuje się "bycie
nastolatkiem". Nie jest się dzieckiem, nie jest się dorosłym.
Jest się młodzieżą. Nikt nie wątpi, że jest to dla człowieka
bardzo trudny okres. Okres poszukiwania własnej tożsamości,
swojego miejsca w świecie. Okres, gdy chce się znaleźć odpowiedzi
na pytania o sens i cel istnienia, o istotę bytu. Młody człowiek
czuje się nie-rozumiany. Uważa się za dorosłego, a świat
dorosłych to neguje, dla dorosłych jest nadal dzieckiem. Pomiędzy
nastolatkiem i rodzicami powstaje "konflikt interesów". Młody
człowiek pragnie korzystać i z praw dziecka, i z praw dorosłego,
dorośli pragną wyegzekwować obowiązki płynące z tychże praw.
Młodzież buntuje się przeciwko nakazom i zakazom, uważając, że
jej wolność jest ograniczana. Wszak młody człowiek nie nabył
jeszcze tej wiedzy i doświadczenia, które uczy, że wolność ma
swoje granice, którymi między innymi są prawa i wolność innych
ludzi. Młodzież "świeżym okiem" patrzy na otaczający nas świat.
Zwraca uwagę na wiele rzeczy, których my, dorośli, już nie
dostrzegamy. Buntuje się przeciwko zastanemu stanowi rzeczy.
Często chce zmieniać te same rzeczy, które i nam przeszkadzały,
które my chcieliśmy zmienić, gdy mieliśmy "naście" lat. Nam się
często nie udało, z czasem okazało się, że nasze wewnętrzne i
zewnętrzne ograniczenia na wiele działań nam nie pozwoliły. Nasze
dzieci po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, że my w ich wieku
nie byliśmy ani lepsi, ani gorsi - tylko bardzo do nich podobni.
Obwiniają nas za to, że świat jest taki, jaki jest, że my nic nie
zmieniliśmy, że nam tak było, jest i będzie dobrze. Chcemy często
ustrzec nasze dzieci przed problemami, które sami mieliśmy, ale
warto pamiętać, że nasza wiedza nie zastąpi własnego 31

odkrycia, własnego doświadczenia. Starając się przekazać
młodzieży swoją wiedzę, pamiętajmy, że i sami w kontaktach z
młodymi ludźmi możemy wiele skorzystać dzięki ich nowemu
spojrzeniu na świat i często trafnym interpretacjom. Reklamodawcy
i dealerzy narkotyków znacznie lepiej rozumieją specyfikę wieku
dojrzewania niż większość dorosłych. Oni doskonale wiedzą, że
bardziej podatni na uzależnienie są ci, którzy szukają swojej
tożsamości, borykają się z problemami emocjonalnymi i
egzystencjalnymi, mają kłopoty z akceptacją siebie i poczucie
bycia niezrozumianym - czyli właśnie młodzież. Reklama narkotyków
jest przekazywana wśród młodych ludzi "pocztą pantoflową".
Została tak opracowana, żeby narkotyk stał się szansą na pozbycie
się "kompleksów", na "bycie z ludźmi", na "świetną zabawę", na
"spotkanie ze swoim wyższym ja". Ma dawać szansę na zrozumienie
siebie, zrozumienie świata, realizację ambicji. Ma stać się
czymś, co łączy, stwarza "klimat". Narkotyk trafia przez kolegę,
do którego ma się zaufanie, a który zachęca, namawia, wzbudza
ciekawość. Jeżeli ciekawość nie jest wystarczającym bodźcem,
dealer znajdzie inny sposób, by nakłonić do wzięcia. Czasem
presja kolegów jest tak silna, że nie sposób odmówić, bo można
wypaść z grupy lub być wyśmianym jako gorszy i
"niewtajemniczony". Są też młodzi ludzie, którzy biorą "dla
szpanu". Chcą udowodnić za wszelką cenę, że są dojrzalsi i
doroślejsi od innych. Naprawdę szukają czegoś, co podniesie ich
prestiż i ukryje kompleksy. Najłatwiejsze są gadżety dorosłości -
papieros, alkohol i narkotyk. Bywa, że narkotyk pojawia się, gdy
młody człowiek ma idola, którego twórczość odzwierciedla i
wypowiada to, co młody człowiek myśli i czuje, co stanowi istotę
przeżywanych przez niego problemów. Ów idol staje się kimś, z kim
można się identyfikować. Jeżeli elementem jego twórczości jest
narkotyk, młody człowiek - naśladując idola - bezkrytycznie sięga
po ten środek. Na ogół pierwszym miejscem, w którym się bierze,
jest "impreza". Na "imprezę" idzie się po to, żeby się "świetnie
bawić". Jeżeli nie ma nastroju, jeżeli "jest drętwo", a ty
czujesz się nieatrakcyjny, bo np. źle tańczysz - narkotyk zniesie
wszystko, co "przeszkadza zabawie", da "luz". Nieważne, jakim
kosztem, nieważne, że tak naprawdę nie ty się bawisz, tylko
"prochy" bawią się tobą. Ważne, że "impreza się udała". Zaczyna
się życie od im-32
pręży do imprezy, od weekendu do weekendu. Bez poczucia utraty
zdolności prawdziwej zabawy i bez poczucia, że zaczęło się żyć
"od działki do działki" - tyle że w systemie tygodniowym. W
momencie gdy człowiek przestaje być dzieckiem, zaczyna dostrzegać
i przeżywać nowy, dotąd niedostępny mu zakres zjawisk, pojęć i
doświadczeń. Niby początkujący badacz i podróżnik chciałby
dowiedzieć się jak najwięcej, a często jak najszybciej. Szuka
więc i eksperymentuje. Często, niestety, błądzi na ślepo lub
decyduje się na pozornie łatwiejszą drogę - drogę "na skróty".
Dokonuje własnych wyborów zgodnie z wiedzą, jaką posiada. I tu
tkwi sedno rzeczy. Wydaje się, iż naszą rolą nie powinno być
pouczanie młodych ludzi, co i jak mają robić, lecz dawanie im
rzetelnych podstaw do dokonywania tych wyborów. W tym wypadku -
pełnej i rzetelnej wiedzy o narkotykach, uzależnieniu i innych
następstwach przyjmowania środków psychoaktywnych, wiedzy o tym,
co kryje się pod hasłem "zagraża zdrowiu", oraz o tym, czym
naprawdę jest wolność. Dostępna im dotychczas wiedza na temat
narkotyków pochodzi od zainteresowanych zarobkiem dealerów oraz
od biorących kolegów, którzy żyją w nieświadomości strat, jakie
już ponieśli. Młodzież potrafi myśleć i przy pełnej "bazie
danych" dokonuje naprawdę trafnych wyborów. Dajmy młodym ludziom
szansę na dysponowanie tą "bazą danych". 3. "Winna rodzina"
Trzy lata temu, zimą, w jednym z programów telewizyjnych
psycholog o głośnym nazwisku autorytatywnie stwierdził:
"narkomana wychowuje zimny dom". Następnego dnia najtrafniej
skomentowała to pielęgniarka, od lat pracująca w naszej poradni:
"słuchajcie, wychowuję narkomankę, od tygodnia w domu nie grzeją
mi kaloryfery". Czasem słyszymy: "gdzie byli rodzice, że nie
widzieli, że dziecko zaczęło brać?". A jak mieli widzieć, skoro
tkwią w schemacie "ćpuna z Centralnego", skoro narkotyk to
"kompot", a sposób brania to strzykawka. Od dziesięciu lat bierze
się inaczej i co innego, ale zimą 1998 roku cała Polska
oplakatowana była stylizowanym trupem ze strzykawką w sercu.
Skoro tak to wygląda - myśli rodzic - to mnie ten problem nie
dotyczy i dokładniejsza wiedza na ten te-



mat nie jest mi potrzebna. Moja rodzina jest "ciepła" i "dobra",
a to przecież chroni przed narkotykami. "Wszyscy inni, ale nie
moje dziecko". Takie postawy, niestety, często obserwujemy na
organizowanych w szkołach naszych spotkaniach z rodzicami.
Uczestniczy w nich 20-30% zaproszonych osób. A szkoda, gdyż w
wielu wypadkach jest to jedyna szansa poznania prawdy o
problemie; trzeba wtedy jej wysłuchać; "kanału zmienić nie
można", bo to nie telewizor. O roli rodziny i jej znaczeniu dla
rozwoju dziecka, dla kształtowania się jego życia emocjonalnego,
sposobów komunikacji i relacji ze światem, stosunku do samego
siebie czy hierarchii wartości nie trzeba nikogo przekonywać, a
na rynku dostępnych jest szereg interesujących publikacji na te
tematy. Co natomiast warto wiedzieć o roli rodziny mającej w swym
gronie osobę uzależnioną? Na pewno trzeba cały czas pamiętać, że
rodzina nie tkwi w próżni, że żyje w ściśle określonym miejscu
i czasie, w ściśle określonych uwarunkowaniach społecznych i
kulturowych. I podobnie jak nie ma ludzi idealnych, nie ma także
idealnych rodzin (dobrze sobie to uprzytomnić, zanim zaczniemy
"wbijać" kogokolwiek w poczucie winy). Przyjrzyjmy się polskiej
rodzinie, przyjrzyjmy się uwarunkowaniom społecznym i kulturowym,
w których jest ona osadzona. W ciągu ostatnich dziesięciu lat
nastąpiły w naszym kraju zmiany ustrojowe i gospodarcze, co nie
jest bez wpływu na funkcjonowanie typowej polskiej rodziny.
Pojawiło się nieznane dotąd zjawisko bezrobocia i pracy "na
czarno" (niedającej żadnych zabezpieczeń socjalnych). Przy stale
trwającej restrukturyzacji przedsiębiorstw i reformach tzw. sfery
budżetowej pojawił się lęk przed utratą źródła utrzymania.
Rodzice "trzymający się pracy" lub "łapiący chałtury" często nie
mają czasu dla dzieci (poza: "jak było w szkole"), a na dodatek
dzieci nie są głuche i słyszą o trudnym, szarym, bezsensownym
życiu. Nasze rodziny coraz bardziej "zamykają się" w domu,
najczęstszy model spędzania wolnego czasu to siedzenie przed
telewizorem. Telewizor "zwalnia nas" od rozmowy, towarzyszy nam
przy obiedzie i przy kolacji, w czasie świąt i spotkań
towarzyskich. Towarzyszy też naszym dzieciom, a nierzadko
przecież nie jesteśmy w stanie kontrolować, co, jak i kiedy
oglądają, gdy 34

nie ma nas w domu. Pojawia się często konflikt między wartościami
kształtowanymi przez rodzinę (opartymi na katolickim "być") a
wartościami kształtowanymi przez spoty reklamowe i różnego
rodzaju programy (opartymi na "mieć"). Nie oznacza to wcale, że
wśród telewizyjnej "papki" nie ma programów wartościowych, ale...
Coraz mniej rozmawiamy ze sobą. Coraz częściej też w tym, co
nazywamy rozmową, umiemy tylko mówić, natomiast nie umiemy
słuchać, w rezultacie więc narzucamy swoje racje, nie przyjmując
racji innych; ginie sztuka dialogu i kompromisu. W kontaktach z
małymi dziećmi rodzice zwykle przekazują te sformułowania, które
kiedyś sami słyszeli, będąc dziećmi. Nie zdają sobie sprawy z
wagi słowa w kształtowaniu struktur poznawczych u dziecka, np.
dziecko namawiane do jedzenia może być motywowane: "zjedz zupkę,
to będziesz dobrym synkiem mamusi", z czego wynika: "jeżeli nie
zjesz, będziesz złym synkiem". Czasem możemy usłyszeć: "gdy
zrobisz to i to, mama będzie cię bardzo kochała", czyli: "jeżeli
nie spełnię oczekiwań, to nie będę kochany". Dziecko jest
niechcący uczone tego, co stanowi problem także dla wielu osób
dorosłych. Uczone jest warunkowej miłości: "jeżeli nie będę
takim, jakim chcą, żebym był, to nie będą mnie kochać". Pojawia
się lęk przed odrzuceniem, przed negatywną oceną swoich działań,
równoznaczną dla wielu osób z utratą sympatii czy miłości. Kocha
się za coś, lubi się za coś, szanuje się za coś. Często
obserwujemy ten mechanizm u naszych pacjentów. Pragną pomocy
rodziców, a zarazem starają się jak najdłużej ukrywać swój
problem narkotykowy -boją się, że skoro zrobili "coś złego",
stracą miłość i akceptację. Zaczęli coś brać, bo bali się
odrzucenia ze strony kolegów. W bardzo podobny sposób, dzięki
słowom, kształtowane jest przekonanie, że skoro robię źle, to
znaczy, że jestem zły. Skoro zrobiłem coś "głupiego", to znaczy,
że jestem głupi. Ocena zachowania staje się dla człowieka oceną
jego jako osoby. Pamiętajmy, że może nam się nie podobać czyjeś
zachowanie, nie możemy jednak na jego podstawie oceniać
człowieka. Innym ważnym elementem, o którym warto wspomnieć, jest
tzw. wychowywanie bezstresowe, niepozwalające dziecku nabyć
doświadczenia i nauczyć się ponoszenia konsekwencji własnych
działań i własnych wyborów. W dorosłe życie wchodzi ono wtedy z
przekonaniem, że jeżeli w wyniku jego działań powstaną ja-35
kies komplikacje, to w "cudowny sposób" same znikną albo ich
konsekwencje będzie ponosił ktoś inny - "czego Jaś się nie
nauczy, tego Jan nie będzie umiał...". Tak wychowany młody
człowiek stosunkowo łatwo sięga po narkotyki, a potem oczekuje,
że ktoś lub coś go "wyleczy", i jest wręcz oburzony, że nie ma
"proszków" na jego chorobę i że proponuje mu się "jakieś
spotkania z terapeutą". Warto też zwrócić uwagę na to, że
oczekiwania i wymagania rodziców wobec dziecka powinny być
adekwatne do jego możliwości i zainteresowań. Nie każdy - choćby
chciał - zostanie wirtuozem, uzdolnionym sportowcem czy geniuszem
matematycznym i nie zawsze wymarzona przez rodziców przyszłość
dla dziecka jest wymarzoną przyszłością samego dziecka. Bywają
wręcz skrajności, kiedy rodzice wymuszają na dorastającym lub
dorosłym dziecku podjęcie wymarzonych przez siebie studiów. Znam
lekarza, który został nim pod presją rodziców (chciał studiować
na politechnice) i nie był wcale dobrym lekarzem, a po kilku
latach po prostu odszedł z zawodu. Nie dokonujmy wyborów za
dziecko, starajmy się ważne decyzje podejmować z udziałem
dziecka, z szacunkiem dla jego oczekiwań. Być może rzeczywiście
wiemy lepiej, ale przedyskutujmy to wspólnie. Bywa, że rodzice,
chcąc zmobilizować dziecko do lepszych wyników, sądzą, że
najlepiej "zagrać na ambicji". Uważają, że powinno ono wzorować
się na najlepszych. Zaczynają porównywać i dawać przykłady.
Dzięki takim "motywacjom" kształtuje się w dziecku zaniżony,
nieadekwatny obraz samego siebie. Rodzice wykazują mu, że w
każdej dziedzinie jest ktoś lepszy. Wynajdują wśród kolegów, w
sposób wybiórczy, tych, którzy mają lepsze osiągnięcia od ich
własnego dziecka. Kasia jest lepsza z matematyki, Krysia ładniej
śpiewa, Marek szybciej biega, Krzysio ładniej rysuje itd.
Nieważne, że w innych dziedzinach, poza wymienionymi, żadne z
tych dzieci nie jest lepsze od własnego, ale samo dziecko tego
nie widzi, nikt mu na to nie zwróci uwagi. W rezultacie dziecko
uważa, że do niczego się nie nadaje i że we wszystkim jest gorsze
od innych - droga do narkotyków gotowa. Innym czynnikiem, na
który warto zwrócić uwagę, jest zachowanie równowagi między
krytyką a pochwałami. Zasłużona pochwala, nawet za najdrobniejszą
rzecz, stanowi nagrodę - działa 36

na dziecko dużo skuteczniej niż krytyka, a także daje mu poczucie
wartości i adekwatnej pewności siebie. Krytyka zaś to kara, budzi
poczucie wstydu i winy, wywołuje lęk przed następną podobną karą.
Nie należy jej unikać, ale trudno uznać za rozsądne podkreślanie
tylko tego, co w naszej opinii dziecko robi źle, a niezauważanie
tego, co robi dobrze. Każdy z nas popełnia błędy. Rodzice ani od
siebie, ani od dzieci nie mogą wymagać, by byli idealni. W chwili
zaś, gdy staną przed problemem narkomanii, zaczynają szukać
wyjaśnień w świecie zewnętrznym, w dziecku, w swoim postępowaniu.
Wraz z rodzącym się wtedy poczuciem winy i związaną z nim
gotowością do naprawienia nawet iluzorycznego błędu wobec dziecka
pojawia się współuzależnienie. To, czym jest współuzależnienie
i jaką funkcję spełnia w procesie uzależnienia i leczenia,
wyjaśnimy, gdy będziemy omawiać rolę rodziny w procesie terapii.
Reasumując, bądźmy w rodzinie razem, a nie obok siebie, spędzajmy
wspólnie wolny czas, rozmawiajmy ze sobą w sposób otwarty, nie
bójmy się trudnych rozmów. Niech dzieci od rodziców dowiadują się
o seksie, narkotykach, alkoholu, sektach itp. Jeżeli mało o tym
wiemy, wskażmy dziecku lektury czy miejsca, gdzie może znaleźć
odpowiedź na gnębiące je pytania. Rozmawiajmy o uczuciach i
emocjach, okazujmy je. Udowadniajmy sobie nawzajem w rodzinie,
że kochamy się niezależnie od tego, czy spełniamy wzajemne swoje
oczekiwania, że nie kochamy się "za coś", ale "pomimo czegoś".
Podejmując ważne decyzje dotyczące rodziny, podejmujmy je
wspólnie. Niech każdy członek rodziny ma poczucie, że jest w niej
ważny, że ma swoje miejsce. Respektujmy wzajemnie swoje prawa,
pamiętajmy o obowiązkach. Bądźmy też otwarci na informacje z
zewnątrz - być może dzięki nim zdołamy szybciej pomóc naszemu
dziecku w kłopotach. Warto także pamiętać, że "rodzina niepełna"
czy "rodzina rozbita" nie daje, wbrew pozorom i ogólnie
przyjętemu mniemaniu, mniejszego poczucia bezpieczeństwa i nie
stwarza większego zagrożenia patologiami niż rodzina pełna. Wszak
wzorce rodzinne to nie tylko rodzice będący razem (których
konflikt małżeński jest często bardziej zaburzający niż rodziców
mieszkających osobno), ale także cały system wielopokoleniowych
norm i wartości oraz umiejętność przekazania przez rodziców i
dziadków tego systemu. 37

4. "Winna szkoła"
Od wielu lat wokół polskich szkół narósł mur oskarżeń, zbudowany
z licznych generalizacji i uproszczeń. Mur skutecznie
odgradzający dwie instytucje, które dla szeroko rozumianego dobra
dziecka powinny ze sobą ściśle współpracować - rodzinę i szkołę.
Szkole często zarzuca się nieskuteczność zarówno edukacyjną, jak
i wychowawczą. Ale jak może być skuteczna instytucja, której
autorytet zburzono. Jak może być skuteczny nauczyciel, który -
"odgórnie", niezależnie od swojej wiedzy i umiejętności - został
pozbawiony szacunku. Jeżeli pytamy o to, co w sytuacjach szeroko
rozumianej patologii wśród młodzieży robi szkoła - miejmy
świadomość, że szkoła bez współpracy z rodzicami nie może nic.
Musimy też pamiętać, że szkoła nie zastąpi rodziny. Dla nikogo
chyba nie ulega wątpliwości, że na terenie szkoły narkotyków nie
brakuje. Nie można jednak o to winić szkoły, bo nie nauczyciele
je przynoszą. Nauczyciele zabezpieczają szkołę przed dealerami
z zewnątrz, ale nie są w stanie wychwycić dealerów wewnętrznych,
czyli handlujących uczniów. Jeżeli nawet nauczyciel ma podstawy,
by przypuszczać, że uczeń bierze, to w praktyce też nie może nic
zrobić; często zaproszony na rozmowę rodzic z oburzeniem odrzuca
taką informację - "na pewno nie moje dziecko". Narkotyki są w
szkole, bo są wśród młodzieży. Spędzając większość czasu w
szkole, młodzi ludzie wnoszą na jej teren swoje zainteresowania,
przeżycia, kłopoty, wnoszą więc również narkotyki i swoją wiedzę
o nich. Coraz więcej szkół zdaje sobie sprawę, czym to grozi,
widzi potrzebę działań profilaktycznych i organizuje np.
spotkania młodzieży, rodziców i nauczycieli z osobami w pełni
znającymi problem. Narkotykami najczęściej spotykanymi w szkole
są kanabino-le (w tym skuny), które "towarzysko" pali się na
przerwach, oraz amfetamina, która dla części uczniów staje się
sposobem na zdobycie dobrej oceny, nierzadko uznawanej za
ważniejszą od realnej wiedzy. Bywa, że przeładowany program,
ambicje szkoły, by realizować tzw. programy autorskie, bardzo
wysokie wymagania ze strony nauczycieli wszystkich przedmiotów -
przekraczają możliwości fizyczne i psychiczne ucznia. Nikt z nas
nie może być świetny we wszystkim, a niektórzy rodzice i
niektórzy nauczy-38
ciele tego właśnie od młodzieży wymagaj ą. Takie sytuacje
powodują, że uczniowie zaczynają "wspomagać" naukę amfetaminą.
Pamiętajmy, że ważna jest młodzież i ta wiedza, którą
wykorzystają młodzi ludzie w dorosłym życiu. Wymagajmy adekwatnie
do możliwości. Pamiętajmy, że nie wszystko jest "lenistwem". Że
poza nauką młody człowiek ma prawo do odpoczynku i własnych
zainteresowań, nawet jeżeli nie są one zgodne z zainteresowaniami
rodziców. Warto też czasem zastanowić się nad tym, czy za wysokie
miejsce w rankingu szkół nie płaci uczeń. 5. "Na skróty"
Żyjemy w świecie, w którym zdobycze cywilizacyjne zaczynają
zwalniać z wysiłku dnia codziennego. Pralka pierze, zmywarka
zmywa, współczesne odkurzacze piorą dywany, mikrofalówka
odgrzewa. Nasza rola często ogranicza się do odkręcenia kurka,
naciśnięcia guzika. Na dodatek wszystko to dzieje się szybko.
Szybko też przemieszczamy się z miejsca na miejsce. Szybko
otrzymujemy informacje ze świata. W rezultacie tego postępu
technicznego, z którym nie wszyscy dają sobie radę, pojawia się
czas wolny. Nie umiejąc żyć aktywnie - szukają czegoś, co wypełni
im czas, niewiele od nich wymagając. Taką "szansę" dają
narkotyki. Część młodych ludzi, zmuszona warunkami życia do
pośpiechu, a równocześnie przyzwyczajona do wygody, oczekuje
sukcesu bez wysiłku i nadzieję taką wiąże z mitem o
psychostymulantach. Dodatkowo od dzieciństwa uczymy się z
przekazów kulturowych i reklam leków, że większość dyskomfortów
fizycznych i psychicznych też można obejść "na skróty" - wziąć
lek "i po bólu". Objaw choroby przestał być sygnałem, że w
organizmie dzieje się coś złego i że należy się tym zająć,
zdiagnozować, wyleczyć. Objaw stał się dyskomfortem, który trzeba
natychmiast zlikwidować. Nie ma objawu - nie ma choroby. Młody
człowiek uczy się, że na wszystko jest prosta rada - łyknąć
tabletkę i "po problemie". Narkotyk idealnie pasuje do tego
modelu. Do tego modelu idealnie pasują także barbiturany i
benzodia-zepiny, które w "cudowny" sposób uwalniają od lęku i
napięcia. Droga do uzależnienia stoi otworem - i to dla każdego
chętnego. Zwalniając się z własnej aktywności i wysiłku, sami
zastawiamy na siebie sidła - sidła uzależnienia. 39

Omawiając przyczyny powstawania uzależnień, nie możemy zapominać
o dużej grupie osób, których uzależnienie jest efektem innych
chorób. W życiu każdego człowieka bywają momenty, gdy ma objawy
depresji, gdy dręczą go stany lękowe. Jeżeli o tym mówi, znajomi
i przyjaciele otaczają go troską, pocieszają ("to minie"), nie
szczędząc rad ("weź się w garść"). Rzadko kiedy natomiast
zasugerują pomoc specjalisty - psychologa czy psychiatry.
Niestety, w Polsce korzystanie z pomocy profesjonalistów -
psychologa, a tym bardziej psychiatry - wiąże się ze wstydem, z
poczuciem "gorszości". Bywa, że osoba przeżywająca stany depresji
czy lęku wstydzi się o nich mówić, "przeżuwa" swoje nieszczęście
w samotności. Często efektem takiego deprecjonowania problemów
psychicznych bywa uzależnienie. Niechcący, szukając pocieszenia,
znajduje się to, co daje ulgę, co doraźnie pomaga. Zresztą
przekaz kulturowy doradza: "jest ci źle, to się napij" albo "utop
smutek w alkoholu". To dlatego właśnie wśród pacjentów poradni
odwykowych jest wiele osób, które alkoholem "leczyły" depresję
czy nerwicę. I co im to dało? Nadal mają objawy tych zaburzeń i
jeszcze dodatkowo problem uzależnienia od alkoholu. Coraz
częściej obserwujemy to zjawisko w naszej poradni. Bywa, że za
używaniem narkotyków ukryte są niezdiagnozowane i nie-leczone
wcześniej zaburzenia depresyjne czy zaburzenia związane z lękiem,
dawniej określane jako różnego rodzaju nerwice. Bywa też, że
narkotykami "leczone" są niedostrzeżone przez otoczenie objawy
chorób psychicznych. Narkotyki łagodzą objawy zespołów
paranoidalnych. Mamy pacjentów, którzy zamiast leczyć nerwicę,
leczyli jej objawy. I wpadli w szpony uzależnienia od
benzodiazepin. Drodzy Państwo, problemy natury psychologicznej
i psychicznej nie są wstydem. Nie należy ich bagatelizować.
Nauczmy się szukać efektywnej pomocy, gdy pojawią się w naszym
życiu. Zacznijmy psychiatrów i psychologów traktować na równi z
innymi specjalistami. Nie wstydźmy się szukać u nich pomocy -
przecież po to są. Na pewno łatwiej jest łyknąć tabletkę czy
wypić kieliszek alkoholu, by zlikwidować uczucie dyskomfortu, niż
podjąć wysiłek nauczenia się strategii np. niwelowania lęku czy
napięcia. Łatwiej - ale niesie to niebezpieczeństwo uzależnienia.
Zastanówmy się więc, czy warto tak ryzykować.


ROZDZIAŁ III
Leczenie uzależnień
W leczeniu uzależnienia cały czas trzeba pamiętać o wszystkich
jego aspektach: fizycznym, społecznym i psychicznym, przy czym
w aspekcie fizycznym chodzi nie tylko o samą zależność fizyczną,
ale także o powikłania na skutek uszkodzenia narządów lub
zaburzonego ich działania. W aspekcie społecznym uzależnienia
bardzo dużą rolę, poza "klimatem", odgrywa rodzina. Wokół
leczenia uzależnień narosło szereg mitów i idących za nimi
nieadekwatnych oczekiwań ze strony zarówno samych chorych, jak
i ich rodzin. Począwszy od mitu "silnej woli" i "wzięcia się w
garść" aż po oczekiwanie złotego środka, który od razu zlikwiduje
wszystkie mechanizmy uzależnienia. Oczekuje się od chorego, że
w bliżej nieokreślony sposób dokona samowyleczenia. Nikt nie
proponuje tej metody choremu na gruźlicę. Żadnej choroby nie
można leczyć bez pełnej współpracy leczonego z leczącym. W
przypadku chorób, w których zaburzone zostało głównie
funkcjonowanie psychiczne człowieka, taka współpraca z
maksymalnym zaangażowaniem pacjenta w proces leczenia jest
niezbędna. Jest podstawą. W Polsce leczenie uzależnienia od
narkotyków opiera się z jednej strony na procedurach i
standardach lecznictwa specjalistycznego, opracowanych przez
profesjonalistów, a z drugiej -na przepisach prawnych zawartych
w Ustawie o Zapobieganiu Narkomanii, w Ustawie o Ochronie Zdrowia
Psychicznego oraz w Karcie Praw Pacjentów. Ustawa o Zapobieganiu
Narkomanii gwarantuje osobie pełnoletniej dobrowolność leczenia.
Osoba pomiędzy 16. a 18. rokiem życia może być leczona wbrew swej
woli, na mocy decyzji sądu rodzinnego. Jeżeli zaś osiągnęła
pełnoletność w trakcie 41

procesu rehabilitacji, to sąd może nakaz przedłużyć. Do 16. roku
życia uzależnione dziecko może być leczone na mocy decyzji
rodziców. Ten zapis ustawy budzi kontrowersje, zwłaszcza wśród
bezsilnych rodziców uzależnionych młodych ludzi w wieku 18-20
lat. W tym miejscu nie będziemy się ustosunkowywać do sensowności
tych uwarunkowań prawnych w procesie leczenia -mamy nadzieję, że
wyjaśni to po prostu cały ten rozdział. Ustawa o Ochronie Zdrowia
Psychicznego przewiduje, że leczenie osoby psychicznie chorej
wbrew jej woli na mocy decyzji sądu rodzinnego jest możliwe, gdy
osoba ta zagraża bezpośrednio swojemu życiu lub życiu i zdrowiu
innych ludzi. Zapis ten; nie dotyczy jednak wszystkich zaburzeń
psychicznych, lecz jedy- nie psychoz. Psychozy jakościowo
zmieniają odbiór i interpreta-1'; cję świata, przez co znoszą
pełną zdolność rozumienia i znaczenia tego, co dzieje się dookoła
człowieka. Jego działania są wówczas efektem urojeń i
halucynacji, a nie obiektywnych faktów. W uzależnieniu sytuacja
wygląda inaczej. Obserwujemy tu ilościowe zaburzenia emocjonalne,
natomiast zdolność interpretacji faktów i realnej oceny zjawisk
zostaje w pełni zachowana. Toteż w świetle Ustawy o Ochronie
Zdrowia Psychicznego uzależnienie nie spełnia kryteriów leczenia
pacjenta bez jego zgody. Człowieka uzależnionego od narkotyków
możemy leczyć wbrew niemu wyłącznie wtedy, kiedy wystąpią u
niego, w efekcie przyjmowania narkotyków, zaburzenia psychiczne
stanowiące bezpośrednie zagrożenie jego życia lub zdrowia i życia
innych ludzi. Zarówno w lecznictwie otwartym, jak i zamkniętym
obowiązuje Karta Praw Pacjenta. Daje ona osobie leczącej się
gwarancję zachowania w tajemnicy wszelkich danych dotyczących jej
choroby, łącznie z informacją, że jest ona pacjentem danej
instytucji. Jeżeli pacjent nie wyrazi zgody, personel placówki
leczącej nie ma prawa udzielenia informacji nawet najbliższej
rodzinie. Jak wspomniałyśmy wcześniej, leczenie uzależnień opiera
się na standardach i procedurach opracowanych przez specjalistów.
Bardzo często jednak zdarza się, że i pacjent, i rodzina
podważają sensowność proponowanych form terapii, opierając się
na własnych koncepcjach. Koncepcje te i ich realizacja na własną
rękę nie tylko opóźniają proces leczenia, ale także pogłębiają
samą chorobę. Powodują również pojawienie się powikłań
somatycznych. Niekiedy wręcz zabrania się specjalistom 42

"wiedzieć lepiej". Przychodzi się do lekarza z listą konkretnych
leków i żąda wypisania recept. Bywa, że nawet argument, iż są to
leki dla danej osoby wręcz szkodliwe, nie działa. Jakoś nikt sam
nie zaczyna leczenia zęba, nikt nie wpada na pomysł samodzielnego
usunięcia sobie woreczka żółciowego czy nowotworu -to zostawiamy
specjalistom. Wierzymy w ich wiedzę. Nie dyktujemy dentyście, jak
ma borować, ani nie pouczamy chirurga, jak ma przeprowadzić
operację. Dajcie więc i nam, drodzy Państwo, szansę na
wykorzystanie posiadanej wiedzy. W naszej poradni bardzo często
zdarza się, że zanim rozpoczniemy konstruktywną terapię
uzależnienia, musimy najpierw zająć się naprawianiem szkód
spowodowanych "domorosłym" leczeniem, opartym na mitach
dotyczących tej choroby. Leczenie uzależnienia to często proces
wieloletni. Proces, w którym z pacjentem współpracuje cały zespół
specjalistów -terapeuta, lekarz psychiatra, pielęgniarka
psychiatryczna i pracownik socjalny. Punktem wyjścia terapii jest
wstępna psychologiczna analiza problemu. Dlatego pierwszy kontakt
z poradnią to spotkanie z psychologiem. Takie spotkanie pozwala
poznać indywidualne kłopoty pacjenta, historię jego choroby, jego
sytuację rodzinną i towarzyską. Na tej podstawie, wspólnie z
pacjentem, ustala się dalszy, adekwatny do jego potrzeb, program
terapeutyczny. l. Wchodzenie w trzeźwość
W początkowej fazie leczenia najważniejsze jest poznanie
motywacji pacjenta, powodów czy też objawów choroby, które
skłoniły go do szukania pomocy i do podjęcia leczenia. Innymi
słowy - poznanie, co tak naprawdę chce on leczyć. Jeżeli są to
objawy będące następstwem zależności fizycznej od opiatów,
pacjent chce leczyć właśnie te objawy, czyli chce leczyć ciało.
Jest przekonany, że to nie on stracił kontrolę nad braniem
narkotyku, lecz jego ciało. Oczekuje więc podania leków, które
zlikwidują dolegliwości, na jakie się uskarża. Widzi u siebie
wyłącznie mechanizmy uzależnienia fizycznego. Do detoksykacji i
leczenia biologicznego namawiać go nie trzeba. Sam tego chce.
Motywuje go ból, motywują zaburzenia pracy organów wewnętrznych.
Nie ma natomiast świadomości, że detoksykacja 43

jest dopiero pierwszą fazą leczenia, że jedynie daje mu szansę
na odstawienie narkotyków, że nie jest wejściem w trzeźwość, ale
jedynie początkiem trzeźwienia. Nie wie, że objawy fizyczne
skutecznie maskują wszystkie mechanizmy uzależnienia
psychicznego. Nie jest dla niego istotne, że zanim sięgnął po
brown, przez wiele lat brał inne narkotyki. Nie uświadamia sobie,
że bez nich nie umiał już żyć, bo jego psychika przestawała
funkcjonować, i że heroina skutecznie je zastąpiła. Zaledwie dla
2% naszych pacjentów brown był pierwszym narkotykiem. Nie jest
sztuką skierować kogoś do szpitala, do oddziału de-
toksykacyjnego. Sztuką jest przekonać go o potrzebie dalszego
leczenia po odtruciu. Najczęściej przed pierwszą detoksykacją
młody człowiek święcie wierzy, że po heroinę więcej nie sięgnie -
ma naprawdę jej dosyć. Widzi, jak zaburza ona jego codzienne
funkcjonowanie, i tylko jej przypisuje szkodliwy wpływ, innym
narkotykom nie. Nie czuje się od nich uzależniony - przecież nic
nie bolało i mógł nie brać "nawet tydzień". Brał wtedy, gdy "miał
ciśnienie". Sam sobie z nimi poradził, "odkąd pali browna, to o
nich nie myśli". Owszem, zazwyczaj brał, "bo go nosiło, bo nie
mógł zasnąć, bo wszystko go denerwowało, bo nie potrafił sobie
odmówić", ale - jego zdaniem - to o niczym nie świadczy. Mówiąc
o objawach uzależnienia psychicznego, nie widzi ich. Niektórzy
z pacjentów sądzą nawet, że inne narkotyki mogą być wspaniałym
lekarstwem na brąz. "Co też pani mówi, w czasie wakacji nie
brałem dzięki amfetaminie - świetnie zbijała ciśnienie. Gdyby nie
ona, po trzech dniach wróciłbym do Warszawy po towar. A tak przez
miesiąc byłem czysty". Przygotowanie do odtrucia, które ma być
wejściem w proces leczenia, polega na uzmysłowieniu pacjentowi
jego uzależnienia psychicznego. Musi zrozumieć, że jego problemem
nie jest ból fizyczny, ale psychiczny przymus brania. Musi
wiedzieć z góry, że w trzeciej - czwartej dobie pobytu na
oddziale "zacznie go nosić", że zatęskni za heroiną niezwykle
intensywnie i zapragnie jej jak niczego w świecie, że przestanie
pamiętać, dlaczego jest w szpitalu, i zechce wypisać się na
własną prośbę, żeby brać dalej. Im większą będzie miał
świadomość, co może się wydarzyć, tym większa jest szansa, że
przejdzie leczenie szpitalne do 44

końca. Jeżeli przed hospitalizacją w pełni uzmysłowi sobie, że
jego problem tkwi przede wszystkim w psychice, to być może zaraz
po wyjściu "nie wsiąknie w klimat" i podejmie leczenie. Niestety,
młodzi ludzie muszą najczęściej na własnej skórze sprawdzić to,
co się im mówi - że nie będą mieli po detoksie "silnej woli", że
to oni stracili kontrolę, a nie tylko ich ciało. W proces
leczenia tak naprawdę młody człowiek wchodzi dopiero wtedy, gdy
uda mu się zdiagnozować własny problem i gdy naprawdę dotrze do
niego, że podlega działaniu tych samych mechanizmów, które
obserwował u kolegów. Podobne trudności w motywowaniu do podjęcia
leczenia mamy w przypadku młodych ludzi zgłaszających się do
poradni "dla świętego spokoju". Na prośbę rodziców. Taki pacjent
"bierze" i "nie widzi w tym problemu", ale "może pogadać".
Umawiamy się wtedy na kilka spotkań, w trakcie których staramy
się, aby rzeczywiście usłyszał to, co mówi, i zobaczył to, co z
nim się dzieje. Jeżeli "załapie", sam decyduje się na odstawienie
narkotyków i terapię. Jeżeli nie - wraca po pewnym czasie, gdy
sam zauważył, że coś stracił, że ciągle traci. Zgłaszają się do
nas także młodzi ludzie, u których narkotyki wywołały chorobę
psychiczną. W ich przypadku rzeczą najważniejszą jest zwalczenie
objawów psychozy. W zależności od nasilenia choroby są leczeni
przez lekarza psychiatrę ambulato-ryjnie lub na oddziale
psychiatrycznym. Po ustąpieniu psychozy pozostaje lęk przed jej
nawrotem, a co za tym idzie - lęk przed narkotykiem. Niestety,
taki lęk działa na krótką metę. Tę "wymuszoną" abstynencję należy
wykorzystać na rozpoczęcie właściwego leczenia, na uświadomienie
pacjentowi, że jego problemem nie była choroba psychiczna, lecz
narkotyki, a psychoza stanowiła "efekt uboczny" uzależnienia.
Wśród zgłaszających się pacjentów są i tacy, którzy przyszli po
pomoc, ponieważ sami spostrzegli, że biorą, bo muszą, sami
zdiagnozowali u siebie uzależnienie psychiczne, zdali sobie
sprawę z tego, że utracili kontrolę nad własnym życiem. Pacjent,
który ma świadomość swego uzależnienia, zwykle chce przestać
brać. Nie zmusza go już do podjęcia leczenia ani ciało, ani
rodzice, ani choroba psychiczna - rozpoczyna się kolejny etap
wchodzenia w trzeźwość. Człowiek, który przez wiele lat oduczał
się siebie, którego emocje i potrzeby wiązały się z narkotykiem,
którego relacje ze 45

światem i ludźmi szły przez "filtr" tego narkotyku, staje przed
ogromnym wyzwaniem. Świadomie rezygnuje z tego, co dawało mu
poczucie komfortu psychicznego i bezpieczeństwa, niwelowało
stresy i napięcia, było niezbędne do życia. Nauczył się szybkiej,
wręcz natychmiastowej gratyfikacji potrzeb. Więc skoro podejmuje
tak heroiczny wysiłek, spodziewa się i tym razem natychmiastowej
nagrody. A tu nagrody nie ma - wręcz przeciwnie. Po wielu latach
brania staje bezbronny wobec samego siebie, swoich emocji, swojej
nieumiejętności redukcji napięć i niepokoju, swoich problemów,
od których uciekał w narkotyk. Bez narkotyku czuje się
psychicznie tak, jakby został wystawiony w piżamie na 30-
stopniowy mróz - spotykanie na trzeźwo ze światem jest bolesne.
A na dodatek, jeżeli naprawdę chce przestać brać, musi wyjść z
"klimatu". Wie, że narkotyk jest od niego silniejszy, i że w
bezpośredniej z nim konfrontacji przegra. Nie, może walczyć, musi
stosować uniki. Bardzo szybko okazuje się, że tkwiąc w
"klimacie", zawęził swoje zainteresowania i sposób spędzania
czasu wyłącznie do narkotyków. Że narkotyk był jedynym tematem
rozmów, kluczem do nawiązywania wszelkich kontaktów. Że to
narkotyk bawił się na imprezach, a nie on. Że tak naprawdę
oduczył się bycia i rozmawiania z innymi ludźmi, że nie wie, co
robić z wolnym czasem. Nie ma nagrody - jest "ból istnienia",
samotność, pustka i nuda. Coś, co można nazwać "zespołem żałoby
po narkotyku", choć takiego rozpoznania w klasyfikacji chorób
(ICD-10) nie znajdziemy. W tym etapie wchodzenia w trzeźwość
pacjent uczy się siebie od nowa. Zaczyna zdobywać początkową
wiedzę o swoich emocjach - zaczyna je różnicować i nazywać,
zamiast ładować do jednego worka pt. "ciśnienie". Zaczyna
dostrzegać swoje własne ograniczenia i ograniczenia w świecie
zewnętrznym. Uczy się akceptować fakt, że życie nie jest
pozbawione cierpienia. Zaczyna pracować już nie nad tym, żeby
powstrzymać się od narkotyku, lecz nad tym, co ma zrobić, by nie
przyszło mu do głowy, że może wziąć. To on musi podjąć wysiłek
dokonania tak zasadniczych zmian w swoim życiu. Terapia daje
propozycje, jak skutecznie sobie radzić z napięciami i stresami
bez narkotyku, pomaga dostrzec, co szwankuje. Ale to pacjent
dokonuje wyboru i tak naprawdę 46

to sam znajduje sposób, jak ma się obejść bez środka psycho-
aktywnego. Jeżeli pacjent nie wykaże własnej aktywności, jeżeli
nie przyswoi sobie i nie wdroży w życie tego, co zostało
przepracowane na sesjach terapeutycznych, to nie pomoże mu nawet
najlepszy terapeuta. I jeszcze jedno. Pacjent, który zostawia
sobie "furtkę", dopuszcza myśl, że "kiedyś weźmie znów w sposób
kontrolowany", prędzej czy później zaprzepaści cały swój wysiłek,
bo ta "furtka" stanowi dowód, że narkotyk już zwyciężył. Podstawą
powodzenia jest decyzja "nigdy nic". Takiej decyzji nikt za
chorego nie podejmie. Musi to być jego decyzja. Świadoma. W fazie
wchodzenia w trzeźwość, gdy tworzą się fundamenty życia bez
narkotyku, często niezbędne jest podtrzymujące leczenie
farmakologiczne. Pacjent nie może brać żadnych leków na własną
rękę pod żadnym pozorem. Odpowiedni dla pacjenta lek dobiera
lekarz psychiatra. O doborze i dawkowaniu leku decydują objawy
psychiczne pacjenta, a nie jego "wiedza" o cudownym środku, który
pomógł koledze. Szczególnie groźne jest przyjmowanie na własną
rękę benzodiazepin i barbituranów, wokół których narósł mit
"wspaniałej skuteczności". Mamy nadzieję, że zawarte w tej
książce informacje o barbituranach i benzodiazepinach skutecznie
ten mit rozbiją. Kolejnym mitem, z którym walczymy w pracy z
pacjentem wchodzącym w trzeźwość, jest "browarek", czyli piwo.
Młodzież - w dużym stopniu pod wpływem reklamy "bezalkoholowej"
wersji tego napoju - nie widzi w piwie alkoholu, nie uświadamia
sobie, że pijąc "browarek", zastąpiła jeden środek zmieniający
świadomość innym. Stosowane leki mają na celu wspieranie procesu
terapii. Nie zastępują narkotyków, natomiast obniżają skutki
"zespołu żałoby po narkotyku" - dają szansę na to, że rozchwiana
gospodarka neurohormonalna wróci do normy. W ten etap terapii
wpisane są "wpadki" - sytuacje, kiedy pacjent "sobie odpuści" i
weźmie, bo skuszą koledzy "z klimatu" lub napięcie emocjonalne
sięgnie szczytu. Wtedy właśnie "się weźmie". Ta bezosobowa forma
jest charakterystyczna, gdyż u pacjenta - jak gdyby "poza nim" -
włącza się mechanizm przymusu. Przegrał w konfrontacji z
narkotykiem. Bardzo często w takiej sytuacji nie mówi: "ja
wziąłem", "ja miałem wpadkę", 47

tylko właśnie: "się wzięło...", "człowiek wziął". Zupełnie jak
małe dziecko, według którego coś "się zepsuło", coś "się wylało"
coś "się samo przewróciło". Uciec od poczucia winy pomaga bliżej
nieokreślone "się". Słysząc tego rodzaju wypowiedzi pacjenta, nie
ugruntowujemy w nim poczucia winy - on już je ma. Staramy się
pracować nad "wpadką" jako kolejnym doświadczeniem mechanizmów
uzależnienia. Gdy kończą się "wpadki", zaczyna się trzeźwość.
Zanim jednak przejdziemy do trzeźwości, warto zwrócić uwagę na
jeszcze jedną bardzo istotną rzecz, która czasami bywa wręcz
podstawą przy wchodzeniu w trzeźwość. W początkowej terapii
większość pacjentów wie, dlaczego nie chce brać - wiedzą, co
stracili. Natomiast bardzo trudno im sprecyzować, dlaczego chcą
nie brać- niby zmiana szyku słów, a jednak znaczenie pytania
zupełnie inne. Przyjrzyjmy się różnicy. Nie chcę brać, bo
straciłem pieniądze, straciłem szkołę, straciłem rodzinę,
"przećpałem" najpiękniejsze lata życia itp. Chcę nie brać,
ponieważ chcę skończyć szkołę, chcę normalnie żyć, chcę odzyskać
szacunek do siebie itp. "Dlaczego nie chcę brać" - bo to
wspomnienia przykre, które szybko giną w niepamięci, bo to
przeszłość. "Dlaczego chcę nie brać" - bo to plany, marzenia, to
przyszłość. Pracując z pacjentem uzależnionym, zawsze więc musimy
pamiętać, że powinien mieć świadomość celu, dla którego w danej
chwili ponosi cierpienie. Konkretnego celu, a nie ogólnikowego:
"chcę normalnie żyć". Przedyskutujmy wspólnie, co to dla niego
znaczy, co przez to rozumie, co naprawdę chce osiągnąć. Wierzmy
też, że leczenie pacjent podejmuje naprawdę dopiero wtedy, kiedy
robi to dla siebie. Skoro dla siebie ćpa, to trzeźwieje także dla
siebie. 2. Trzeźwość
Okres trzeźwości to ten czas, kiedy uzależniony zaczyna
wprowadzać w swoje życie strategie, które pozwalają "nie brać",
rozładowywać stres i napięcie bez narkotyku. To również czas,
kiedy stopniowo zaczyna wdrażać się w utracone role społeczne lub
zaczyna spełniać je naprawdę w sposób efektywny. Wraca do szkoły
lub przestaje udawać, że się uczy. Wraca do pracy lub 48

przestaje udawać, że pracuje. Zaczyna bez narkotyku, co prawda
z dużym trudem, wchodzić w środowisko ludzi niebiorących i - co
najważniejsze - przestaje się z nimi nudzić. Nabywa umiejętności
spędzania czasu - już go nie "zabija". Zaczyna czuć się dobrze
w swoim własnym towarzystwie. Nie utożsamia bycia samemu z
poczuciem samotności. Zaczyna akceptować fakt, że "życie nie jest
usłane różami", że normą są wzloty i upadki - uczy się radzić
sobie i z pierwszymi, i z drugimi. To wcale nie jest takie łatwe,
jak by się wydawało, gdyż w odróżnieniu od ludzi zdrowych
człowiek uzależniony musi być wobec siebie czujny. Musi uważać
na swoje emocje, bardziej świadomie je nazywać, bo z reguły
intensywniej je przeżywa. Cały czas musi żyć w przekonaniu, że
jest słabszy niż narkotyk i że nigdy nie może pozwolić sobie na
stwierdzenie: "jestem wyleczony".
Jak już wcześniej zostało powiedziane, pamięć rzeczy przykrych
w nas blednie, pamięć przyjemnych - zostaje. Człowiek uzależniony
gorzej znosi monotonię, z trudem toleruje nudę, ani na chwilę nie
zapomina, że "w klimacie było fajnie". W sytuacjach bardzo
silnego stresu - śmierci bliskiej osoby, rozstania, problemów w
pracy - ktoś, kto swoich napięć nie rozładowywał narkotykami,
pragnie, żeby czas płynął szybciej. Najchętniej przespałby ten
okres. Jeśli zaczyna mieć objawy depresji, stara się jakoś sobie
z nimi radzić - sam lub przy pomocy osób drugich. Człowiek
uzależniony w takich sytuacjach "łapie ciśnienie", a zna sposób
na szybkie i efektywne rozładowanie napięcia - o konsekwencjach
nie myśli. Bardzo ważne jest więc, aby w okresie trzeźwości "nie
odpuścić sobie", aby cały czas systematycznie pracować z
terapeutą lub w grupie terapeutycznej nad tym, co się dzieje,
mieć wgląd w swoje przeżycia i zachowywać czujność, nie stać się
zbyt pewnym siebie. Część osób, przebywając w swoim środowisku,
z różnych względów nie jest w stanie wejść w trzeźwość lub
utrzymać abstynencji. Pozostaje wtedy podjęcie leczenia w ośrodku
terapeutycznym, w miejscu, gdzie przy pomocy społeczności
terapeutycznej można przepracować i wdrożyć w życie te strategie,
o których wcześniej była mowa. Społeczność terapeutyczna daje
dodatkowo szansę na nauczenie się zdrowych relacji w grupie, a
także na przystosowanie się do obowiązków dnia codzien-


ego. Często pacjenci, którym proponujemy leczenie w ośrodku, jako
argument "przeciw" podają: "tam trzeba pracować". A praca w
ośrodku to tak naprawdę zwykłe obowiązki dnia codziennego -
sprzątanie, gotowanie, pranie (czyli to, co robi się także w
domu), to zabezpieczenie własnego bytu, które jest zarówno
przywilejem, jak i obowiązkiem związanym z dorosłością. To także
szansa nauczenia się systematyczności i zadowolenia z własnych
działań, gdy widzi się ich efekty. Pobyt w ośrodku to zarówno
wchodzenie w trzeźwość, jak i życie w trzeźwości. Ale pobyt w
ośrodku nie trwa wiecznie. Kiedyś wreszcie ośrodek trzeba opuścić
i wrócić do własnego środowiska. Utrzymanie trzeźwości poza
ośrodkiem jest trudniejsze. Pierwszą próbę stanowią więc
przepustki - kilkudniowe pobyty w domu, dające szansę na
konfrontację. W końcu człowiek wraca "na stare śmieci".
Pamiętajmy, że uzależnienie, jak każda choroba przewlekła, może
mieć nawroty. A zatem, co robić, aby ich nie było? 3.
Zapobieganie nawrotom
Zapobieganie nawrotom jest tą fazą leczenia, która ma pomóc
choremu w zachowaniu trzeźwości jak najdłużej. Człowiek
uzależniony - była już o tym mowa - zna "rewelacyjny", szybki
sposób na rozładowywanie napięć, na pozorne radzenie sobie w
sytuacjach trudnych. Wiemy doskonale, że życie nie szczędzi
takich sytuacji nikomu z nas. Kontakt z terapeutą czy grupą
wsparcia daje narkomanowi szansę na to, aby mógł on bezpiecznie
przejść przez wszystkie ciężkie chwile w życiu. Szczególnie ważne
jest objęcie tego typu wsparciem osoby, która opuszcza ośrodek
terapeutyczny. Dzięki przebytej w ośrodku terapii narkoman ma
możliwość utrzymania się w trzeźwości, a także ponownego podjęcia
niektórych ról społecznych - często tam kończy naukę i zaczyna
pracować w pobliżu. Ale cały czas czuje nad sobą parasol
ochronny. Bardzo natomiast trudnym momentem jest dla niego powrót
do środowiska - do rodziny, do miejsc, gdzie się brało, do
sytuacji kojarzących się z braniem. Nieraz musi żyć w sąsiedztwie
kumpli, którzy nadal biorą, "klimat" zaś zrobi wszystko, żeby
człowieka z powrotem wchłonąć. W trakcie leczenia w ośrodku
pacjent uczy się 50

wprawdzie, jak sobie radzić w środowisku, ale w bezpośredniej z
nim konfrontacji stosowanie poznanych strategii nie należy do
zadań łatwych. Dlatego bardzo ważne jest, aby na początku nie był
sam, aby miał wsparcie poradni czy grupy samopomocy. Aby nie
uznał swojego leczenia za zakończone. Często zdarza się, że w
konfrontacji ze środowiskiem chory ponosi klęskę. Bywają
pacjenci, którzy po prostu nie mogą wrócić tam, gdzie kiedyś
brali narkotyki, więc należałoby im stworzyć możliwość życia w
innym miejscu. Niestety, wciąż zbyt mało jest w Polsce hosteli
i mieszkań readaptacyjnych, w których pacjenci mieliby szansę
stopniowego wchodzenia w nowe środowisko. Bywa, że w trakcie
leczenia ambulatoryjnego pacjent, który przez dłuższy czas
zachowywał abstynencję, rezygnuje z terapii. Wielomiesięczne
niebranie narkotyku budzi w nim poczucie siły i pewności, co każe
mu lekceważyć zagrożenia. Nie widząc zagrożeń, nie widzi dalszej
potrzeby pomocy. Jednakże uznanie się za wyleczonego przed końcem
terapii zwykle powoduje powrót do narkotyku. 4. Programy redukcji
szkód
Są uzależnieni, którzy - mimo wielokrotnych prób odstawienia
narkotyków - nie są w stanie skorzystać z żadnej formy dostępnej
pomocy. Nie potrafią w żaden sposób przełamać mechanizmów
uzależnienia. Chcą przestać brać, a nie mogą. Ich życie toczy się
od "działki" do "działki". Wszystkie działania są nastawione na
"zdobycie towaru". Choćby nawet byli bardzo zdeterminowani, nie
zdołają podjąć innych form bycia w świecie. "Załatwianie towaru"
wyklucza naukę czy pracę, wyklucza jakiekolwiek życie rodzinne
czy towarzyskie. Z myślą o tak funkcjonujących narkomanach
opiatowych stworzono tzw. programy metadonowe. Pacjent
zakwalifikowany do uczestniczenia w owym programie raz na dobę -
pod kontrolą lekarza - dostaje syntetyczny opłat, czyli metadon.
Stosowany jest on doustnie w minimalnej dawce, pozwalającej
jednak na normalne funkcjonowanie. Daje to pacjentowi szansę
wyrwania się z zaklętego kręgu życia wokół zapewnienia sobie
narkotyku. Daje szansę na to, aby mógł, chociaż nadal bierze
narkotyk, wdrażać się w formy codziennego zdrowego
funkcjonowania. Samo podawanie metadonu nie jest leczeniem.
Leczeniem jest pro-51

gram readaptacyjny, który wdrażając pacjenta stopniowo do
normalnego życia, ma w przyszłości ułatwić mu całkowite
zrezygnowanie z narkotyku. Do programów kwalifikowani są ci,
którym nie udało się osiągnąć celu w inny sposób. Kryteria
przyjęcia do programu są ściśle określone. Warunkiem
uczestniczenia w nim jest także zakaz łamania abstynencji innym
narkotykiem. Nie wszyscy uzależnieni decydują się na podjęcie
takiego leczenia. Jest cala grupa czynnych narkomanów dożylnych,
w której - w wyniku używania wspólnego "sprzętu" - dochodzi
często do licznych zakażeń i infekcji. Najgroźniejsze z nich to
HIV/AIDS i HCV. Redukcja szkód w przypadku tego typu narkomanów
to edukacja zdrowotna oraz zapewnienie dostępu do igieł i
strzykawek jednorazowego użytku. To także nieustające próby
motywowania ich do leczenia. Wymienione działania są prowadzone
bezpośrednio w środowisku biorących przez street workerów.
Programy redukcji szkód to ponadto umożliwianie czynnym
narkomanom dostępu do lecznictwa otwartego celem diagnozowania
i leczenia chorób, które wiążą się z bezdomnością i obniżoną
przez narkotyki odpornością immunologiczną organizmu. 5. Praca
z rodziną
Młody człowiek, który zaczyna brać w wieku 14-18 lat, nie tkwi
w próżni. Jego choroba stopniowo destabilizuje życie całej
rodziny. Dla niektórych rodzin przyjmowanie narkotyków przez
dziecko staje się punktem centralnym, odsuwającym wszystko inne
na plan dalszy. Praca z rodziną stanowi bardzo istotny element
procesu terapii pacjenta, ale równie ważna jest dla samej
rodziny, która musi wypracować strategię radzenia sobie z
objawami choroby, w tym także z jej nawrotami. Przy uzależnieniu
psychicznym, sam chory przez bardzo długi czas nie widzi objawów
swojej choroby. Natomiast dość szybko zauważają je inni ludzie.
Rodzina nie tylko dostrzega zaburzenie, ale i bezpośrednio
odczuwa jego skutki. Zaburzone zachowanie członka rodziny zaburza
zachowanie całej rodziny. Istotne jest, aby rodzina zdobyła pełną
wiedzę o chorobie zwanej uzależnieniem, o jej objawach. Bez tej
wiedzy nie zdoła realizować efektywnych strategii motywacji do
leczenia ani 52

efektywnych strategii pomocy w samym procesie leczenia.
Jednocześnie sama rodzina też potrzebuje pomocy i wsparcia, gdyż
jej członkowie często są uwikłani przez chorego w poczucie winy
oraz w zaburzone mechanizmy jego funkcjonowania społecznego.
Bywa, że taka rodzina ze wstydu zaczyna izolować się, zamykać ze
swoimi problemami we własnym gronie. Narkoman dopiero wtedy
zaczyna widzieć potrzebę leczenia się, kiedy narkotyk daje mu
więcej szkód niż profitów. Toteż podstawą w motywowaniu go do
leczenia jest uzmysłowienie mu, ile traci, oraz pozwolenie na
odczucie konsekwencji tego, że bierze. Pierwszą fazę pracy z
rodziną stanowi przekazywanie jej tej właśnie wiedzy dającej
szansę nieuwikłania się w mechanizmy wspóluzależnienia. Jeżeli
współuzależnienie już powstało, praca z rodziną zaczyna być
terapią ukierunkowaną na nauczenie rodziny efektywnych strategii
radzenia sobie z problemem. Czym jest współuzależnienie?
O współuzależnieniu mówimy wtedy, kiedy osoby bliskie choremu,
pomagając mu, niechcący zapewniają także dalszy komfort brania,
bo przyjmują na siebie wszystkie konsekwencje płynące z
zaburzonego funkcjonowania młodego narkomana i nie pozwalają na
ponoszenie pełnej odpowiedzialności za swoje czyny. Spłacają np.
długi, ukrywają i usprawiedliwiają przed otoczeniem efekty jego
działań, "tuszują" m.in. zwolnieniem lekarskim wszelkie
niedociągnięcia w szkole czy pracy. Dają mu przywileje, nie
umiejąc wyegzekwować wypełniania obowiązków. Podejmują w imieniu
chorego decyzje i w jego imieniu je realizują. A ponieważ
uzależnienie jest chorobą, w którą została wpisana manipulacja,
młody człowiek umiejętnie bazuje na poczuciu obowiązku rodziców
i ich, często nieuzasadnionym, poczuciu winy za istniejący stan
rzeczy. Dopóki rodzina nie wyzwoli się z tych mechanizmów, dopóty
młody człowiek będzie czuł się zwolniony z odpowiedzialności za
swoje życie i z potrzeby podjęcia jakiegokolwiek wysiłku, żeby
coś w nim zmienić. Jednakże leczenie uzależnienia to osobisty
wysiłek - rodzina nie może się leczyć zamiast pacjenta. Praca z
rodziną ma na celu nauczyć, jak nie nagradzać brania i jak
nagradzać każdy wysiłek chorego, zmierzający do zmiany stylu
życia. Rodzina, która umie wdrożyć w życie efektywne formy
pomocy, jest olbrzymim wsparciem w procesie leczenia.

Podsumowanie
Jeżeli mówimy o uzależnieniu, to pamiętajmy: po pierwsze -że jest
ono chorobą, po drugie - że jest chorobą zaburzającą psychiczną,
fizyczną i społeczną sferę funkcjonowania człowieka, więc leczyć
ją trzeba na wszystkich tych płaszczyznach; po trzecie - że nie
ma jednej przyczyny uzależnienia, że jest ono efektem splotu
wielu okoliczności, zatem przy całej gamie dostępnych na rynku
środków i sprzyjającej kondycji psychofizycznej może stać się
udziałem każdego z nas. Niewątpliwie, im lepiej radzimy sobie w
świecie, im większe czerpiemy zadowolenie z własnej aktywności,
im łatwiej akceptujemy własne ograniczenia i ograniczenia płynące
ze świata zewnętrznego, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że
zapadniemy na tę chorobę. Mówimy: "prawdopodobieństwo", nie
mówimy: "pewność", bo eksperymentowanie ze środkami psycho-
aktywnymi to zawsze zabawa z ogniem, szczególnie że nie ma -wbrew
mitom i obiegowej opinii - narkotyków bezpiecznych, przyjaznych
człowiekowi. Pamiętajmy, że skoro uzależnienie jest chorobą, to
wymaga leczenia. Leczenia specjalistycznego, a nie na własną
rękę, nie według własnych koncepcji. Leczenie jest długoterminowe
i wymaga aktywnego zaangażowania ze strony chorego. Osoby
uzależnionej nic i nikt nie wyleczy, jeśli własną ciężką pracą -
ale przy pomocy profesjonalistów - nie dokona zmian w swoim
życiu. Każde odizolowanie człowieka od narkotyku wiązać się musi
z jego świadomą zmianą stylu całego swego życia, ze świadomą
zmianą swoich psychicznych mechanizmów funkcjonowania. Żaden lek,
żadna izolacja "tu i teraz" nie dają gwarancji trzeźwości na
przyszłość. 55


CZĘŚĆ II
SUBSTANCJE PSYCHOAKTYWNE

ROZDZIAŁ l
Substancje wziewne
Wiadomo z prastarych pism perskich i greckich (włącznie z
wyrocznią delficką), a także z malowideł w jaskiniach, że już w
tych odległych czasach używano środków gazowych do wywoływania
zmian świadomości. Środków wziewnych używano w XIX wieku w celach
rozrywkowych, ale również dla złagodzenia bólu. To właśnie środki
wziewne - podtlenek azotu, następnie zaś chloroform - dały
początek znieczuleniu i przyczyniły się do rozwoju
anestezjologii. Pamiętajmy jednak, że kontrolę nad ich
stosowaniem sprawował specjalista i że działał bardzo ostrożnie.
Problem wdychania par rozpuszczalników pojawił się w USA w latach
czterdziestych. Dotyczył głównie młodych i biednych ludzi,
których nie było stać na inne narkotyki zmieniające świadomość.
A substancje te były ogólnie dostępne - można je było kupić w
sklepach gospodarstwa domowego. W Polsce również odurza się
substancjami wziewnymi. Substancji tych nie wącha się, lecz
głęboko wdycha przez usta. Najczęściej robią to bardzo młodzi
ludzie (w wieku 12-16 lat, a nawet młodsi), zwani potocznie
"wąchaczami" lub "klejarzami". Posługują się zwykle plastikowymi
torebkami, a gdy odurzają się w grupie, przekazują taką torebkę
kolejnym osobom. Wdychany środek daje im stan euforii i upojenia.
Zatruty mózg produkuje wizje. Używają produktów codziennego
użytku zawierających takie substancje, jak: benzen, ksylen,
aceton, toluen, tri, chloroform, eter, benzyna. Substancje te
szybko docierają do mózgu i obwodowego układu nerwowego.
Niewielka ich część jest wydychana, większość rozkłada się w
wątrobie. Praktycznie zabu-59

rżą j ą pracę wszystkich układów, niszcząc komórki bez możliwości
ich regeneracji. Uszkadzają układ pokarmowy, nerki, wątrobę,
układ krwionośny, serce, płuca. Mogą dawać stany zapalne błon
śluzowych i skóry. Upośledzają także układ nerwowy, powodując
zaburzenia pamięci, zdolności logicznego myślenia i widzenia (do
ślepoty włącznie) oraz stany zapalne nerwów obwodowych. Prowadzą
ponadto do zaburzeń zachowania w postaci napadów agresji,
dysforii, niemożliwości zapanowania nad afektem. Konsekwencją
przedawkowania bywa nagła śmierć.
Rodzice stosunkowo łatwo mogą zauważyć zmianę w zachowaniu
dziecka-"wąchacza". Przestaje ono interesować się otoczeniem,
zaczyna być nieufne, szuka nowych kolegów, gorzej się uczy,
niekiedy ma zmiany na skórze. Czasem jego ubranie jest
poplamione, a w rzeczach znajdują się cuchnące torby lub szmaty.
Wąchanie rozpuszczalników powoduje bardzo duże i bardzo szybkie
uzależnienie psychiczne i - niestety - daje znacznie większą
śmiertelność poniżej 20. roku życia niż jakikolwiek inny
narkotyk. Nawet jednorazowe wąchanie może spowodować
nieodwracalne skutki, w tym także śmierć. O tym wszystkim nasi
młodzi pacjenci nie wiedzą. Wiedzą jedynie to, że może im być
wesoło i że w grupie świetnie się bawią. Niektóre kraje, wśród
nich Polska, wprowadziły znaczne ograniczenia wolnej sprzedaży
towarów zawierających omówione substancje lub zabroniły ich
sprzedaży nieletnim. W Polsce dzieci sięgające po kleje i
rozpuszczalniki to najczęściej dzieci z rodzin biednych, których
nie stać na "prawdziwy" narkotyk. To także dzieci z tzw. rodzin
patologicznych, gdzie "odlot" daje jedyną szansę na zapomnienie
o smutku i bólu, o pijanym ojcu, o nędzy. Bywa, że z klejem
spotykają się po raz pierwszy w grupie równolatków, a następne
"sesje" przeżywają już samotnie w ustronnym miejscu, np. w
piwnicy. W rodzinach patologicznych jest bardzo mała szansa, aby
ktokolwiek z dorosłych zauważył odurzanie się i uzależnienie
dziecka, aby reakcja otoczenia, gdy się w końcu zorientuje w
sytuacji, była adekwatna do wagi problemu. Dlatego bardzo dużą
rolę mają tu do odegrania służby specjalne, które przy szybkiej
i sprawnej diagnozie są w stanie -a przynajmniej powinny próbować
- wyrwać dziecko ze środowi-60

ska i zapewnić mu odpowiednie formy opieki i pomocy (np. sprawnie
działająca sieć świetlic środowiskowych daje szansę na
profilaktykę patologii i minimalizowanie jej skutków). Na
zakończenie tego rozdziału chcemy przestrzec rodziców, że ze
środkami wziewnymi, ogólnie przecież dostępnymi w naszych domach,
eksperymentować może każde dziecko, do którego dotarła zachęta
kolegi.

ROZDZIAŁ II
Konopie indyjskie
Konopie indyjskie, jedną z najstarszych roślin narkotycznych,
opisywano już w XVI wieku p.n.e. Pochodzą z Azji Środkowej i w
ciągu wieków rozprzestrzeniły się na całym świecie - mają ponad
350 nazw. Używano ich do osiągnięcia relaksu i uspokojenia, dla
odurzenia się lub złagodzenia bólów, np. porodowych. Były
stosowane w Asyrii w VIII wieku p.n.e., hodowali je Chińczycy w
IV wieku p.n.e. Pisma indyjskie wspominają o nich w n wieku
p.n.e. Znano je również w starożytnej Grecji. Do Hiszpanii i
Portugalii dotarły za pośrednictwem Maurów ponad tysiąc lat temu.
Stąd zaś z czasem poznała je reszta Europy. W 1758 roku zostały
opisane przez Linneusza pod nazwą Can-nabis sativa. Jako lek
ziołowy konopie indyjskie rozpowszechniły się w kra^ j ach
kultury europejskiej dopiero w XVIII wieku i zaczęły stanowić
konkurencję dla opium - też stosowanego wtedy w celach
leczniczych. Działaniem odurzającym obu środków wówczas się
jeszcze nie interesowano. Nastąpiło to pod koniec XIX wieku, gdy
konopi indyjskich, a ściślej - marihuany, zaczęto używać dla
relaksu, zwłaszcza w koloniach brytyjskich. Powołana została
nawet Komisja Konopi Indyjskich, która szukała przekonywających
dowodów, że palenie marihuany powoduje "szkody psychiczne lub
moralne". Spośród wszystkich narkotyków konopie indyjskie budziły
i budzą największe spory między ich przeciwnikami a obrońcami.
Dyskusja na temat szkodliwości palenia marihuany toczy się do
dnia dzisiejszego. Także Polsce nieobca jest idea wprowadzenia
konopi indyjskich do otwartej sprzedaży dla dorosłych. Gdy "owoc
nie będzie zakazany - nie będzie kusił". A co z młodzieżą, która
jeszcze nie ukończyła 18. roku życia? 63

Konopie indyjskie - roślina jednoroczna, odporna na mróz -bardzo
łatwo przystosowują się do różnych warunków. W zależności od
klimatu i podłoża, na którym rosną, zmieniają ilość występującego
w nich psychoaktywnego czynnika uzależniającego - Delta 9 THC.
Żywica konopi indyjskich zawiera ponad 60 substancji
psychoaktywnych, a wspomniana Delta 9 THC jest najsilniejsza. Z
konopi indyjskich otrzymuje się właśnie marihuanę. Są to liście
i szczytowe części kwiatowo-owoconośne, które po posiekaniu i
wysuszeniu mają postać tytoniu lub herbaty. Marihuana jest
dostępna w wielu odmianach, a zawartość czynnika uzależniającego
THC waha się od 1% do 30%. Tak otrzymaną marihuanę pali się
podobnie jak tytoń. Innym produktem otrzymywanym z konopi
indyjskich jest haszysz - zagęszczona żywica uzyskiwana z liści,
którą pali się po wymieszaniu z tytoniem w postaci jointów lub
w specjalnie do tego celu stworzonych fajkach. Sama masa ma
postać małych, twardych placków lub tabliczek o mocnym zapachu.
Kolor i zawartość czynnika psychoaktywnego zależy od kraju, z
którego konopie pochodzą. Efekty palenia konopi indyjskich mogą
być odczuwane już po kilkunastu minutach i utrzymują się nawet
kilka godzin. A jakie są te efekty? Marihuana zaburza
koncentrację uwagi i pamięć. Zmienia odbiór otoczenia, podnosi
nastrój, zdecydowanie zaburza ocenę odległości, zdolność
prawidłowej oceny sytuacji, koordynację ruchów i poczucie czasu,
spowalnia też reakcje. Osoby pozostające pod wpływem marihuany
częściej więc doznają urazów, częściej ulegają wypadkom na skutek
błędnych decyzji wynikających z nieprawidłowej oceny sytuacji.
Ale przecież wszyscy są głęboko przekonani, że "marihuana nie
szkodzi", że to tylko "miękki" narkotyk. Ten szeroko
rozpowszechniony mit robi bardzo wiele zła. Wróćmy do opisanych
wyżej zaburzeń i wyobraźmy sobie czwórkę młodych ludzi, którzy
świetnie bawili się w dyskotece i wracają do domu samochodem.
Trzech z nich wypiło po kilka piw, czwarty "tylko palił trawkę".
Jest dla wszystkich oczywiste, że wracają samochodem, a prowadzić
będzie ten, który "tylko palił". A to właśnie on jako kierowca
stanowi największe zagrożenie. Niestety, nie zdaje sobie 64

z tego sprawy, bo przecież jest głęboko przekonany, że "marihuana
nie szkodzi". To zdanie słyszymy bardzo często od naszych młodych
pacjentów, którzy prawie zawsze na poparcie swych słów
przytaczają informacje z prasy, radia, telewizji. Takie zdanie
o marihuanie w sposób nieodpowiedzialny publicznie wypowiadają
idole młodzieży. Często powtarzają je dziennikarze oraz... osoby
z tytułami naukowymi. Niejednokrotnie po ukazaniu się w prasie
artykułu "jak to marihuana nie szkodzi" nasi pacjenci przynoszą
taki artykuł do poradni i, machając nim jak transparentem, mówią:
"sam pan profesor napisał, że nie szkodzi", "sam pan profesor
napisał, że brał na studiach amfetaminę i został profesorem" -
"i co pani na to?". W jednej z warszawskich szkół, wysoko
stojącej w rankingach, terapeuta oczekiwał w pokoju
nauczycielskim na spotkanie z młodzieżą na temat narkotyków.
Ponieważ była akurat przerwa, nauczyciele i wychowawcy
rozmawiali. Usłyszał m.in., jak dobra, skuteczna i nieszkodliwa
jest marihuana. Byli o tym przekonani - więc co przekażą
młodzieży? Często, gdy mówię o szkodliwości konopi, słyszę od
dziennikarzy: "oj, przesadza pani z tą szkodliwością" i zaraz
pada wiele argumentów, jakie to profity daje palenie marihuany
w porównaniu np. z papierosami - argumentów zaczerpniętych z
własnych doświadczeń lub doświadczeń kolegów. Niektórzy wielbią
marihuanę za to, że dzięki niej "nie mają problemów z alkoholem".
Moich argumentów nikt nie słucha - po co, skoro ma się własne
doświadczenia, i te są najważniejsze. A marihuana jest bardzo
szkodliwym narkotykiem.
Pierwsza i największą szkodą, jaką się z nią łączy, jest dość
powszechne przekonanie o jej zupełnej nieszkodłiwości. I
rzeczywiście - marihuana nie daje zależności fizycznej. Organizm
żadnym objawem nie sygnalizuje, że coś się dzieje nie tak.
Żadnego ostrzeżenia. Nie rośnie tolerancja - można przez długi
czas palić małą, jednakową dawkę i ona wystarcza. Nie czuje się
przymusu zapalenia.
Ma się "pełną kontrolę", kiedy się zapali.
Naprawdę jednak to zawsze wiadomo, że będzie "imprezka" i że
będzie "marycha" lub "jeszcze lepiej skun" (uważany za





"silniejszą holenderską marihuanę") - wiadomo, że przy każdej
dyskotece znajdzie się ktoś, kto "wspomoże". Drugą wieikcf szkodą
wyrządzaną przez marihuanę jest to, ze z reguły od niej się
zaczyna. To ona pozwala zobaczyć, jak można zmienić sobie
świadomość. To ona wskazuje drogę do innych narkotyków, wprowadza
w dżunglę uzależnienia. Gdy do poradni w połowie 1996 roku
zaczęli zgłaszać się pacjenci z dolegliwościami fizycznymi
spowodowanymi paleniem brown sugar, większość z nich twierdziła,
że nigdy wcześniej nie zetknęła się z żadnym narkotykiem. Byli
o tym przekonani - mówili swoją prawdę. Ale pytani, ile czasu
palili marihuanę, odpowiadali: "trawkę - przecież to nie narkotyk
- palę tak ze 3,4,6 lat". Ponad 95% naszych pacjentów zaczynało
poznawać narkotyki od "nieszkodliwej", "poczciwej" i
"nieuzależniającej" "maryśki". To właśnie palona latami marihuana
wprowadziła ich w uzależnienie. Brown sugar był tylko nowym
środkiem, który "lepiej kręcił".
Marihuana polubiła polską ziemię w całym tego słowa znaczeniu.
Mimo - jak by się wydawało - nie najlepszych warunków
klimatycznych jest w Polsce hodowana. W doniczkach, skrzynkach
balkonowych, na działkach. Bo to hodowla na własny i przyjaciół
użytek. Po zbiorach suszy się ściętą roślinę i jest "towar" dla
całej klasy, na "imprezki", do następnego zbioru. Często
nieświadomi rodzice sami opiekują się konopiami, gdy młodzież
wyjeżdża na wakacje. Znana jest w Warszawie anegdotyczna wręcz
historia, gdy rodzice w czasie upalnego lata jeździli po
kilkanaście kilometrów na działkę, aby podlewać "doświadczalne
poletko" syna, studenta biologii. W końcu ktoś ze znajomych
rozpoznał "roślinkę", ale co sobie pojeździli przez całe
wakacje... to pojeździli... Marihuana jest często używana jako
środek dający "luz" i ułatwiający zabawę. I rzeczywiście - budzi
w człowieku radość, poprawia humor, zwiększa poczucie własnej
atrakcyjności. Nastrój wokół też "jest super". Można gawędzić i
gawędzić. Każdy mówi swoje, mówi o czymś innym, ale wszyscy razem
"rozumieją się doskonale". Wyobraźnia jest wspaniała. To wszystko
wie się, gdy się pali.
Ale nie wie się, że palenie marihuany zaburza koncentrację uwagi,
zmniejsza zdolność przyswajania sobie nowych informa-66

cji, znacznie pogarsza pamięć, a co najważniejsze - osłabia ją
w sposób trwały. I często zdarza się, że nawet po wielu
tygodniach abstynencji pamięć nie wraca już do normy - taka jest
prawda.
Ale jak ma się ta niezaprzeczalna prawda do wypowiedzi
w TV zawodowego wygrywacza teleturniejów, który twierdził, że
przygotowuje się do nich, paląc marihuanę, i dlatego odnosi
sukcesy? Po tej wypowiedzi przez parę miesięcy młodzi pacjenci
poradni powoływali się na nią jako na argument. Wiele miesięcy
również argumentem za marihuaną były słowa lidera jednego z
zespołów: daję swoim dzieciom marihuanę, bo wolę, żeby paliły ją,
a nie papierosy.
Może trochę więcej odpowiedzialności w publicznych wypowiedziach!
Wypowiedziach opartych na mitach i własnych doświadczeniach, a
nie na rzetelnej wiedzy. Osoby palące dużo marihuany mogą mieć
przykre doznania psychotyczne, np. urojenia prześladowcze, gdy
czują się nieustannie śledzone i obserwowane i mimo świadomości,
że to tylko wytwór ich wyobraźni, jest im z tym bardzo źle. Po
marihuanie czasami występują również halucynacje. Innym dużym
problemem jest destabilizacja emocjonalna. Z marihuaną wiążą się
również zaburzenia, które występują "na zejściu" - obniżenie
nastroju, spadek aktywności, ogólna apatia i niechęć do
jakiegokolwiek działania, brak koncentracji uwagi i wspomniane
już uszkodzenia pamięci. Te wszystkie objawy utrudniają codzienne
funkcjonowanie, uczenie się. A zawsze może znaleźć się "kolega",
"przyjaciel" albo dealer, który "pomoże" dręczonemu nimi
narkomanowi. "Życzliwa" ręka poda następny środek, który usunie
dokuczliwe objawy - nadal jednak będzie on brnąć w uzależnienie.
Warto jeszcze wspomnieć o niekorzystnym wpływie marihuany na
gonady. Wprawdzie wyników badań nad trwałym z jej powodu
uszkodzeniem układu rozrodczego i immunologicznego jeszcze nie
ma, ale już wiadomo, że dzieci palaczek marihuany rodzą się
mniejsze, że w pierwszym okresie życia są bardziej ospałe i
łatwiej zapadają na infekcje.
Bada się również wpływ marihuany na trwałe uszkodzenie
komórek mózgowych.
Należy ponadto pamiętać, że dym powstający przy paleniu
marihuany zawiera liczne substancje rakotwórcze.
67

Często młodzi "browniarze" w okresach abstynencji od heroiny
"zbijają sobie ciśnienie" marihuaną. Bardzo dużymi dawkami tego
"miękkiego" narkotyku obniżają napięcie emocjonalne związane z
brakiem heroiny. Czyż może być "miękki" środek, który tak działa?
Najczęściej młody heroinista dzieli narkotyki na szkodliwe i
"dobre" na podstawie własnych objawów, własnych doświadczeń.
Często twierdzi, że od marihuany nie był uzależniony, bo "nie
łapał głodów", problemów zaś nie miał, gdyż "palił ją tak, jak
inni palą papierosy, więc o co chodzi". Ale pytany, czy brałby
brown, gdyby nie palił marihuany, po namyśle ze zdziwieniem
odpowiada: "a wie pani, że nie". Warto, żeby ci, którzy
zachwalają marihuanę, pamiętali o tym. Złamanie jednego tabu, bez
szybkich i widocznych konsekwencji - pozwala pozbyć się lęku
przed złamaniem kolejnego, podobnego tabu.


ROZDZIAŁ III
Psychostymulanty
l. Amfetamina (amfa, proszek, speed)
Chociaż przyjmowanie amfetaminy urosło do rangi problemu w wielu
krajach, tak naprawdę mało jest badań i opracowań naukowych na
temat tego narkotyku. A to właśnie amfetamina, spośród wszystkich
narkotyków,
daje najcięższe powikłania zarówno fizyczne, jak i psychiczne.
Nawracające zespoły paranoidalne, które wywołuje, można leczyć
wyłącznie w szpitalu psychiatrycznym. Nigdy nie wiadomo, która
dawka wywoła chorobę psychiczną - może to zrobić zarówno
pierwsza, jak i setna. Nigdy też nie wiadomo, w którym momencie
konieczna będzie pomoc innych niż psychiatra specjalistów -
kardiologów, gastrologów, neurologów, endokrynologów czy
dermatologów.
Praktyka psychiatryczna pokazuje, że czasem jednorazowe przyjęcie
małej (50 mg) dawki amfetaminy powoduje wystąpienie zespołu
paranoidalnego z pełnym obrazem formalnych zaburzeń myślenia, z
urojeniami ksobnymi, prześladowczymi, z interpretacjami, którym
towarzyszą omamy słuchowe. Narasta również poczucie zagrożenia,
a towarzyszący mu lęk często rodzi agresję. Miałam pacjenta,
który po jednorazowym przyjęciu amfetaminy przez 3 miesiące był
leczony w Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Miałam pacjentów,
których po kilkakrotnym jej wzięciu trzeba było przez kilkanaście
tygodni leczyć w szpitalu psychiatrycznym. Miałam również
pacjentów, którzy brali amfetaminę przez dłuższy czas -
dochodzili do kilkugramowej dawki speeda, ale wśród różnych ich
dolegliwości nie wystąpiły zaburzenia psychiczne. 69

Przy przyjmowaniu amfetaminy nigdy nie jest wiadomo, która dawka
zaprowadzi na wiele tygodni do szpitala. Należy o tym pamiętać,
zanim weźmie się "ten jeden jedyny, pierwszy raz". Bo amfetaminę
bierze się nie tylko po to, aby się lepiej bawić. Bierze się
również po to, żeby być lepszym, szybszym, bardziej błyskotliwym.
Żeby w krótszym czasie osiągnąć cel - lepszą ocenę, lepsze
stanowisko... Nikt nie bierze po to, aby się uzależnić - takiego
"powikłania" w ogóle się nie uwzględnia w swych rachubach.
Amfetamina jest silnym środkiem pobudzającym, utrzymującym cały
organizm w stanie czuwania. Syntezę amfetaminy przeprowadzono pod
koniec XIX wieku, a w 1910 roku otrzymano syntetyczne aminy,
nazwane amfetaminowymi. W latach dwudziestych-trzydziestych
stosowano je jako lek w narkolepsji (niekontrolowany nagły sen),
próbowano również leczyć nimi depresję, ale ponieważ dawały
bezsenność, zrezygnowano z tego zamiaru. Przez długi czas
korzystano z amfetaminy przy leczeniu otyłości, ponieważ
powodowała utratę łaknienia. W czasie II wojny światowej
amfetaminę otrzymywali żołnierze walczący w wyjątkowo trudnych
warunkach. Dostawali ją także dzielni amerykańscy marines,
wysłani do tropikalnej dżungli na Malajach. Dawała im poczucie
siły, wiarę we własne możliwości, pewność siebie, przekonanie,
że są niezwyciężeni. Znosiła potrzebę snu i łaknienie, usuwała
zmęczenie - mogli walczyć w bardzo trudnych warunkach. Wkrótce
jednak okazało się, że po tych oczekiwanych efektach
błyskawicznie pojawiają się nieoczekiwane: wyczerpanie, lęki,
poczucie zagrożenia, narastające nastawienia ksobne i
prześladowcze. W rezultacie dużą grupę żołnierzy trzeba było
prosto z dżungli odwieźć do szpitali psychiatrycznych. Początkowo
sądzono, że jest to wynik napięcia, klimatu tropikalnego i
ogólnej atmosfery trudnej walki z niewidzialnym przeciwnikiem,
ale szybko wspomniane objawy połączono z amfetaminą i wycofano
się z jej podawania. Badań nad tym zjawiskiem jednak nie
kontynuowano - były ważniejsze sprawy. Warto dodać, że amfetaminę
podawano żołnierzom również w armii angielskiej i niemieckiej,
i że również szybko wycofano się z tego pomysłu. Śledząc to, co
działo się w czasie II wojny światowej na Dalekim Wschodzie -
mamy tu na myśli zwłaszcza wspaniałych, dziel-70

nych i zdolnych do wszystkiego japońskich kamikadze ("boski
wiatr") - nie możemy oprzeć się przekonaniu, iż w armii
cesarskiej także stosowano amfetaminę, zwłaszcza że to właśnie
japońscy uczeni prowadzą do tej pory badania nad psychozą
amfetaminową. Na konferencji w Genewie w 1996 roku najwięcej
najciekawszych doniesień o psychozie amfetaminowej było właśnie
z Japonii. Czwartą część żołnierzy, którzy w czasie n wojny
światowej walczyli wspomagani amfetaminą, leczono potem
psychiatrycznie. Amfetamina może być przyjmowana w różnych
formach -w pigułkach i kapsułkach różnej wielkości. Bywa w
postaci płynu. Często występuje jako biały lub beżowy proszek.
Może być brana doustnie, wdychana w czasie inhalacji. Można ją
również przyjmować dożylnie. Czasem jest sprzedawana czysta, ale
w sprzedaży detalicznej często łączy się ją z glukozą lub laktozą
- wtedy czystego produktu jest do 40%. Dodatkami mogą być także
mąka i kreda. Po przyjęciu doustnym lub wąchaniu na efekty trzeba
poczekać od pół do półtorej godziny i utrzymują się one ponad 12
godzin. Przyjęta dożylnie działa szybciej. Amfetamina "wszystko
pobudza". Przyspiesza procesy myślenia, lepszego rozumienia i
przyswajania sobie wiedzy, przyspiesza czynność serca,
przyspiesza pracę wszystkich układów. Początkowo daje poczucie
lepszej koncentracji, uwagi i lepszej pamięci. Jednocześnie
rozbudza przekonanie o własnej wartości, mocy i sile. Poprawia
nastrój. Zapewnia dobry humor i olbrzymią, niczym nieuzasadnioną,
pewność siebie. Jednocześnie znosi potrzebę snu i jedzenia. Można
nie jeść i nie spać, można niewielkim wysiłkiem przygotować się
do egzaminu i zdać go dobrze, o ile dobrze wyliczy się dawki.
A to, że dobra pamięć nie trwa zbyt długo, że wiadomości są
niepełne i raczej opierają się na skojarzeniach - tym się nikt
nie przejmuje. Istotne jest wyłącznie uzyskanie wysokiej oceny
i poświęcenie na naukę możliwie najmniejszej ilości czasu.
Amfetaminę bierze się "tylko" na bardzo ważny egzamin. "Ten jeden
jedyny raz". I nigdy więcej. Tyle że po pewnym czasie jest drugi
egzamin - tak samo ważny, a może nawet ważniejszy, więc bierze
się tylko "ten jeden jedyny", ale już drugi raz, potem kolejne
"bardzo ważne razy". 71

Warto też mieć świadomość, że nauka na amfetaminie to nie
jednorazowa dawka narkotyku - po stanie "naspeedowania"
przychodzi "zejście" (które opisane zostanie dalej). Na "zejściu"
nikt się nie nauczy, nikt nie zda - potrzebne są kolejne dawki.
Nauka na amfetaminie to kilku- czy kilkunastodniowy ciąg,
rujnujący fizycznie i psychicznie. Amfetaminę produkuje się w
Polsce nielegalnie. Jest ona wysoko ceniona, ponieważ jej
czystość waha się między 90% a 99%. Nielegalna polska produkcja
amfetaminy stanowi około 10% produkcji światowej. Chętnie
zaopatrują się w nią Skandynawo-wie, Niemcy, właściwie cała
Europa. Na naszym rynku narkotycznym jest łatwo dostępna i
stosunkowo tania, bo odpada cały "nawis" dystrybucji. O tym, co
zostało już napisane o amfetaminie, wiedzą wszyscy, którzy
skorzystali z jej "pomocy". O tym, jaka jest "wspaniała" i jak
wiele dobrego daje, mówi się przy podsuwaniu "działki"
przyjacielowi w kłopotach. Nie mówi się jednak, jak koszmarne są
"zejścia", gdy amfetamina przestaje działać, gdy ma się poczucie
totalnego zmęczenia, a sen nie przychodzi. Gdy nie ma się siły
na żadną aktywność, nawet na przejście do łazienki. Nie mówi się
o tym, że dla osoby, która kilka godzin wcześniej miała poczucie,
że jest świetna i może przesuwać góry, teraz problem stanowi
podniesienie ze stołu książki, a poczucie własnej nicości skłania
do rozważań, czy warto żyć na tym świecie. O takim samopoczuciu
trzeba wiedzieć, zanim sięgnie się po pierwszą kreskę, bo pojawia
się ono zawsze, gdy amfetamina przestaje działać. Wprawdzie można
wtedy wziąć kolejną działkę i tak dalej - do całkowitego
wyczerpania organizmu. Niepokojące jest również to, że amfetaminę
bierze coraz młodsza młodzież - niemal dzieci. Jeszcze kilka lat
temu w przyjmowaniu amfetaminy przodowali studenci, zwłaszcza
tych kierunków, które wymagały pamięciowego opanowania dużej
ilości materiału. Później zaczęła po nią sięgać młodzież mająca
zdawać egzaminy na wyższe uczelnie, a w następnej kolejności -
w trakcie przygotowań do matury i do zaliczeń w ciągu roku -
uczniowie szkół średnich. Ostatnio zaś "z pomocy" amfetaminy
korzysta się już w podstawówce. Przypominam, że poczucie, iż "na
amfie" człowiek uczy się lepiej, szybciej i łatwiej, jest złudne.
"Na amfie" wiedzę 72

przyswaja się na krótko. Niewiele z niej pozostaje na dłuższy
czas.
Kolejną grupą młodych ludzi, która wpadła w sidła amfetaminy, są
zdolni, dobrze zapowiadający się, ambitni pracownicy dobrych
firm. Jeżeli chcą szybko zajść wyżej, muszą w podejmowanych
zadaniach i uzyskiwanych efektach być lepsi od współpracowników,
aktywniejsi od konkurentów, bardziej od nich silni i prężni,
zawsze gotowi do podjęcia każdej funkcji, często przez 16-18
godzin na dobę. Nie mogą sobie pozwolić na zmęczenie, senność i
głód. A przecież zdarza się, że kampanie czy promocje trwają
czasem 2-3 tygodnie. Właściwie nikt ich do takiej pracy nie
zmusza - to oni sami chcą być lepsi, to ich wybór.
I wtedy często decydują się na środki psychoaktywne, a amfetamina
w tych sytuacjach może konkurować jedynie z kokainą, od której
jest znacznie tańsza. Dokonują więc wyboru, nie znając zagrożeń,
nie licząc się z możliwością uzależnienia i innych powikłań.
Przecież są już dorośli i coś w życiu osiągnęli. A amfetamina
spełniła jednak nie tylko ich oczekiwania - wchodzą w
uzależnienie tak samo jak nastolatki.
Tymczasem amfetamina, poza powikłaniem w postaci zespołu
paranoidalnego, wywołuje szereg zaburzeń we wszystkich układach
naszego organizmu. Daje przyspieszoną pracę serca, podnosi
ciśnienie tętnicze, wpływa na stan naczyń krwionośnych, może
prowadzić do udarów mózgu i niedowładów, a także .do
niewydolności serca i całego układu krążenia. Wyobraźmy sobie
młodego człowieka, który po zażyciu amfetaminy poszedł do
dyskoteki - jest pobudzony, bardzo dużo tańczy, poci się obficie,
nie odczuwa pragnienia, więc nie pije płynów, odwadnia się, traci
elektrolity. Jego serce pracuje coraz szybciej, wzrasta
temperatura ciała, gorzej działają nerki i wątroba - taki stan
bardzo łatwo doprowadzi do zapaści i śmierci. Jego mniej
tragiczne, ale przecież też bardzo groźne skutki to uszkodzenia
narządów miąższowych, zaburzenia hormonalne wynikające z
zaburzonej funkcji wszystkich gruczołów dokrew-nych, zaburzenia
w przewodzie pokarmowym, spowodowane brakiem łaknienia i
związanym z nim fizycznym wyniszczeniem. Największe spustoszenie
amfetamina czyni w centralnym
układzie nerwowym.
73

Pracujące na najwyższych obrotach komórki nerwowe ulegają
przemęczeniu. Rozregulowany jest całkowicie system neuro-
przekaźników. Występują trudne do opanowania zaburzenia snu -
praktycznie każdej jego fazy. Pojawia się "huśtawka nastroju" -
od euforii do skrajnego przygnębienia, jednak ze zdecydowanie
większym wychyleniem w kierunku obniżenia nastroju. Towarzyszy
temu bardzo niska samoocena swojej osoby, którą niejako
potwierdza całkowity brak aktywności. Pojawiają się myśli
samobójcze - "po co takie zero jak ja ma istnieć", na szczęście
często połączone z refleksją: "nic mi się nie udaje - to nawet
nie będę potrafił odebrać sobie życia". I zaczyna się brać, żeby
móc funkcjonować, a nie po to, żeby być na topie. Taki nastrój,
takie samopoczucie towarzyszy każdej przerwie w przyjmowaniu
amfetaminy. Jeśli u osoby biorącej amfetaminę nie występuje pełny
zespół paranoidalny, to na ogół występują jego elementy zwiewne,
znajdujące czasem wyraz w nastawieniach ksobnych oraz zwiększonej
nieufności i podejrzliwości. Niekiedy obserwujemy narastający lęk
i poczucie zagrożenia, z którego rodzi się agresja - równie
wielka, jak owo poczucie zagrożenia. Te nastroje "falują" -
nasilają się, wygasają, by znowu się wzmóc. Czasem można w tych
przypadkach swoje zachowania korygować, ale rzadko tak bywa.
Zdarzyło się kiedyś, że do poradni przybiegł młody człowiek -
roztrącił oczekujących, wpadł do gabinetu, rozejrzał się, opadł
na fotel i powiedział: "wiedziałem, że tutaj będę bezpieczny...".
Był w poradni kilka tygodni wcześniej, żeby "pogadać o
amfetaminie", bo miał wrażenie, że przyjmuje "za często". Zaczął
brać w klasie przedmaturalnej. Teraz zaliczał egzaminy zimowego
semestru pierwszego roku studiów i właściwie do każdego
przygotowywał się "na amfie". Właśnie zdał na piątkę "cholernie"
trudny egzamin u "strasznej kosy". Tuż po wyjściu z egzaminu był
przekonany, że "jest jednak genialny" i że wszyscy wokół zdają
sobie z tego sprawę. Wsiadł do tramwaju. Zorientował się, że
współpasażerowie znają jego tajemnicę, podziwiają go, zazdroszczą
mu. Widział to w ich spojrzeniach, słyszał, jak mówili, że ma
wspaniały mózg i że trzeba to wykorzystać. W końcu zaniepokoił
się, ponieważ oczekujący na przystankach ludzie przekazywali
sobie informację na jego temat. Uświadomił sobie, że z jego mó-74

zgu chce skorzystać mafia. Dojeżdżając do przystanku, zobaczył
oczekujących na niego zbirów, którzy mieli go zabić i zabrać mu
mózg.
Zmylił przeciwników - wyskoczył z tramwaju w ostatniej
chwili, wpadł na czerwonym świetle na jezdnię, przemknął się
między ruszającymi już ze skrzyżowania autami i - chowając się
za ludzi, samochody i drzewa oraz klucząc podwórkami - dotarł do
poradni. Wierzył, że tu znajdzie pomoc.
Był bardzo napięty i pełen lęku, ale zarazem przekonany, że
zapewnimy mu bezpieczeństwo.
Obiecałam mu, że schowam go przed prześladowcami i że zaufani
ludzie zawiozą go w miejsce, gdzie na pewno będzie bezpieczny.
Wezwałam karetkę pogotowia z sanitariuszami i napisałam
skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Do karetki wsiadł pełen
optymizmu i nadziei, mimo że niepokoił się długim oczekiwaniem
na jej przyjazd. Sanitariusze wzbudzili jego zaufanie - dojechali
do szpitala, ale już w izbie przyjęć, oczekując na przyjście
lekarza, nasz pacjent zaczął mieć wyraźne wątpliwości, czy
powinien zostać w szpitalu. W rozmowie z badającym go lekarzem
opowiedział wszystko, co robił i czuł. Opowiedział również
dokładnie, co mu się wydawało - powiązał te doznania z przyjętą
wcześniej amfetaminą i obydwaj z lekarzem dyżurnym izby przyjęć
uznali, że jego hospitalizacja nie jest konieczna. Sanitariusze,
którzy odwozili go do domu, nie mogli uwierzyć, że bez leczenia
i w tak krótkim czasie objawy ustąpiły zupełnie. Niestety, w domu
wieczorem ponownie wystąpił pełny zespół prześladowczy - chłopak
bal się kroków na schodach, a nawet bardzo agresywnie zaatakował
sąsiada - oczywiście poruszony został cały dom, sprowadzono
policję. A potem... karetka pogotowia i znów izba przyjęć,
oddział i leczenie psychiatryczne. Tak falujący przebieg ma ostra
psychoza amfetaminowa. Po okresie silnych zaburzeń objawy
ustępują, a pacjent odnosi się do nich z pełnym krytycyzmem,
później jednak znów wracają z jeszcze większą ekspresją. Musimy
o tym pamiętać, gdy mamy podejrzenie psychozy wywołanej
amfetaminą. Musimy również pamiętać o wspomnianym już działaniu
amfetaminy na nasze ciało: o "przyspieszonej" pracy wszystkich
narządów, zaburzającej ich funkcjonowanie. Nierzadko zdarza się,
że po przedawkowaniu pacjent trafia na salę "R" i z trudem udaje
się go uratować.

Amfetamina bywa często łączona z innymi narkotykami -. z heroiną
albo z barbituranami i benzodiazepinami, które dają "zwolnienie"
po przyspieszeniu uzyskanym "dzięki" amfetaminie. Wtedy
przychodzi zbawczy sen i objawy depresji ulegają złagodzeniu.
Niektórzy nasi pacjenci wpadli nawet na "wspaniały" pomysł:
utrzymywali abstynencję od heroiny, stosując amfetaminę. Z dumą
opowiadali, że nie muszą już zażywać heroiny, bo "wystarcza" im
amfetamina, która wprawdzie nie daje zależności fizycznej, ale
jej niszczące działanie na organizm wymaga często intensywnego
leczenia w szpitalu ogólnym. Z amfetaminy nie odtruwa się, ale
zaprzestanie jej przyjmowania - zwłaszcza dużych dawek - powinno
odbywać się w warunkach szpitalnych i to nie tylko z uwagi na
występujące "na zejściu" objawy depresyjne, lecz również z uwagi
na mogące wystąpić zaburzenia somatyczne, które mogą zagrażać
życiu. 2. Ecstasy
Ecstasy to środek psychoaktywny, stanowiący pochodną amfetaminy.
Wszystkie pochodne amfetaminy - a jest ich wiele -produkuje się
nielegalnie. Mają postać tabletek, proszków, kapsułek, nasączonej
bibuły. Już po kilkunastu minutach od zażycia poprawiają
samopoczucie, pobudzają, "rozjaśniają umysł", usuwają zmęczenie.
Dają nadwrażliwość na bodźce zewnętrzne. Muzyka, której słucha
się po przyjęciu tych środków, "brzmi tak jak powinna", zwłaszcza
muzyka techno. Najsilniejszymi pochodnymi amfetaminy są: MDA,
MDMA, MDE. Największe powodzenie ma MDMA, czyli właśnie ecstasy.
MDA (narkotyk miłości) to połączenie muskaliny (alkaloid
psychoaktywny uzyskany z kaktusa meksykańskiego) i amfetaminy.
Daje długotrwale stany euforii. Szybko i silnie uzależnia.
Stosowanie tego środka, zmieniającego świadomość, zapewnia bardzo
silne doznania zmysłowe i emocjonalne. Im dłużej i silniej
działa, tym trudniej potem wrócić do normalnego życia
emocjonalnego, a z czasem staje się to niemożliwe. MDMA - ecstasy
- jest chemicznym analogiem MDA. Została uzyskana w 1914 roku.
Pobudza ze zmianą odbioru zmysłowe-76

go, bardzo dobrze usposabia do całego świata i wszystkich ludzi,
ułatwia kontakty.
W latach siedemdziesiątych zainteresowanie tym narkotykiem
wzrosło tak, że zaczął stanowić duże zagrożenie; w Stanach
Zjednoczonych zdelegalizowano go w 1985 roku. Ecstasy bierze się,
by się dobrze bawić, "być na luzie, lepiej słyszeć muzykę"...
Wywołuje euforię tak samo jak amfetamina. Działa na
neuroprzekaźniki. Zaburza nastrój i sen, likwiduje głód, rodzi
agresję, wzmaga popęd seksualny, brutalizuje zachowania, wpływa
na ich gwałtowność. Tyle wiedzą wszyscy, którzy sięgnęli po ten
środek, ale wiedzą tylko tyle. Ecstasy to według nich
nieszkodliwy, "fajny" środek. Kolejny mit. Ecstasy niebezpiecznie
podnosi ciśnienie tętnicze i nawet małe dawki mogą powodować
skurcze mięśni szczękowych, do szczękościsku włącznie, ze
wszystkimi jego konsekwencjami. Może również uszkodzić
bezpośrednio nerw wzrokowy. Wzmagając popęd seksualny, zaburza
erekcję i hamuje uzyskanie orgazmu. Działa około 5 godzin
(najpełniej - przez pierwsze godziny), potem następuje "zejście"
trwające ponad 24 godziny.
"Zejście" - to obniżenie nastroju, któremu mogą towarzyszyć
halucynacje i stany lękowe, do napadów paniki włącznie, oraz
dekoncentracja uwagi. Stany pobudzenia bywają bardzo męczące,
zwłaszcza że łączą się z zaburzeniami snu - wszystkich jego faz.
Nawet już "po zejściu" nie mija poczucie utraty kontroli,
zaburzenia koordynacji, obniżenie nastroju i wiele doznań
somatycznych. Występują bóle, zawroty głowy, nudności, wymioty,
czasem omdlenia. Mogą pojawiać się elementy zespołu parano-
idalnego, halucynacje i huśtawka emocjonalna (od euforii do
totalnej depresji). Pamiętajmy również o tym, że zdarzają się
flash backi - podobnie jak przy stosowaniu amfetaminy czy też
środków halucynogennych. Ecstasy - mimo że nie daje zależności
fizycznej - bardziej niż inne narkotyki niszczy narządy
wewnętrzne. Powoduje np. niewydolność wątroby i silnie zaburza
prawidłowe funkcjonowanie wielu układów.
Zależność psychiczna przy stosowaniu ecstasy jest bardzo duża,
a przedawkowanie niesie śmierć. 77

3. Kokaina
Jeszcze cztery lata temu w ulotkach poświęconych kokainie pisano:
"w Polsce kokaina nie jest zażywana". I pisano prawdę. Znało ją
wąskie grono osób, które po raz pierwszy zetknęły się z tym
środkiem i uzależniły od niego w trakcie pobytów zagranicznych.
Dwa lata temu w poradni uzależnień zarejestrowanych było kilka
osób, które - obok innych narkotyków - brały kokainę. W tym samym
czasie w wielu prywatnych gabinetach psychiatrycznych pojawili
się pacjenci z zaburzeniami nastroju, z niechęcią do życia, z
lękami czy też trudnościami w opanowaniu agresji. Osoby te
przyjmowały kokainę, ale nie zawsze łączyły z nią swoje
dolegliwości. Gabinety prywatne, w ich przekonaniu, gwarantowały
dyskrecję i skuteczność w leczeniu zaburzeń. Część z tych osób
po kilku lub kilkunastu miesiącach, gdy skończyły się zasoby
finansowe, trafiła do poradni i tutaj kontynuowała leczenie.
Leczenie uzależnień musi być leczeniem kompleksowym z udziałem
terapeuty, lekarza, ludzi najbliższych choremu. Pacjent musi mieć
także wsparcie grupy osób mających podobne problemy. Tylko wtedy
leczenie daje szansę. Dobry specjalista nie podejmie się leczenia
uzależnień samodzielnie. Dotyczy to uzależnień od każdego środka.
Obecnie w poradni ponad połowa naszych pacjentów miewa kontakt
z kokainą. Wielu z nich, gdyby miało możliwości finansowe,
chętnie używałoby jej znacznie częściej. Stać ich jednak tylko
na dorzucenie co jakiś czas do tańszych narkotyków jednej lub dwu
"ścieżek", bo kokaina jest bardzo droga. Kokaina przestała być
elitarna, trafiła już na ulicę. Jest tak samo łatwo dostępna jak
inne narkotyki. Jest środkiem bardzo silnie uzależniającym
psychicznie - bywa, że już pierwszy raz wywołuje potrzebę
powtórki. Ciało nie sygnalizuje, "że jest coś nie tak", a wgląd
w mechanizmy psychiczne brania pojawia się dużo później niż przy
innych środkach. Kokaina uszkadza struktury czołowe mózgu
odpowiedzialne m.in. za nasze funkcjonowanie społeczne, "hamulce
moralne", zdolność wyciągania wniosków. Jest jedynym narkotykiem,
dla którego można nawet zabić. Kokaina była znana i używana od
ok. 3000 roku p.n.e. w Ameryce Południowej. Tam właśnie rośnie
1-1,5-metrowy krzew ko-78

kainowy (Erythroxylon coca). Potrzebuje stałej temperatury
20-25C i wysokości 500-1500 m nad poziomem morza. Zbiory
odbywają się wtedy kilka razy do roku. Z liści otrzymuje się, po
odpowiednim przetworzeniu, czysty produkt - kokainę. Ma'postać
białego, krystalicznego proszku, zwanego "śniegiem". Inne nazwy
to chanie lub po prostu coca. Z 200-400 kg liści można otrzymać
l kg chlorowodorku kokainy, proszku o gorzkim smaku, od którego
cierpnie język, i o czystości od 50% do 70%. Indianie od wieków
żuli liście koki, mieszając je z popiołem, który zwiększa ilość
śliny, potrzebnej do wchłonięcia środka. Kokaina przyjmowana w
ten sposób docierała do organizmu w ilościach, które nie dawały
euforii i pobudzenia, usuwały natomiast zmęczenie, obniżały
uczucie głodu, zwiększały wytrzymałość organizmu. Liście koki
bywały czasem niezbędne do przetrwania w trudnych warunkach
Ameryki Południowej, ale wyłącznie tam.
W 1895 roku pierwszy raz wyekstrahowano kokainę z liści koka i
zastosowano ją w medycynie jako środek znieczulający w okulistyce
- przy operacjach na gałce ocznej. Kokainę podawał swojemu
przyjacielowi w okresie pooperacyjnym Zygmunt Freud, aby
zmniejszyć bóle; wtedy nie znano jeszcze tragicznych skutków,
jakie niesie używanie tego środka. Pod koniec XIX wieku, gdy
poznano dokładniej działanie kokainy, ograniczono jej dostępność
- tak samo zresztą jak i opiatów. Obecnie krzewy kokainowe
występują głównie na wyżynach Boliwii, Ekwadoru, Kolumbii i Peru.
Tam też otrzymywana jest kokaina, a produkcja jej jest dość
prosta. Pakuje się ją najczęściej w worki foliowe. W sprzedaży
detalicznej dawki kokainy są zawijane w folię aluminiową lub
plastikową, a także w papier. Kokainę na ogół się wącha. Można
również podgrzewać i używać do inhalacji, rozpuszczać i
przyjmować w kroplach lub bezpośrednio wstrzykiwać do żyły. Bez
względu na sposób przyjęcia kokaina działa bardzo szybko - już
po kilku minutach ma się uczucie, że wzrasta energia, podwyższa
się samoocena, zwiększa jasność myślenia i pewność siebie, nasila
się popęd seksualny. Człowiek jest pełen optymizmu, ma ochotę na
kontakty z innymi i wielką łatwość w ich nawiązywaniu, a
wszystkie przyjemności odczuwa mocniej. Na dodatek ma poczucie
własnej błyskotliwości, wspaniałe pomysły i siłę do ich
realizacji. 79

Czas działania kokainy bywa różny - czasem kilkanaście minut,
czasem kilka godzin, ale jest sposób, aby ten czas wydłużyć - po
prostu przyjmuje się kolejne "linie", czasami aż do zupełnego
wycieńczenia organizmu lub wyczerpania finansów. Takie ciągi
kokainowe mogą kończyć się śmiercią. Duża grupa osób najpierw
przyjmuje kokainę tylko okazjonalnie, nieraz "podlewając" ją
alkoholem, a potem "okazje" stają się coraz częstsze i wreszcie
zaczyna się brać regularnie. To, co do tej pory zostało napisane,
może wyglądać na zachęcanie do kokainy. Kokaina działa silnie
pobudzająco, wywołuje objawy upojenia, połączone ze stanem bardzo
dobrego samopoczucia. Znosi zmęczenie i głód, daje wrażenie
lepszej koncentracji umysłowej - to wie każdy, kto choć raz
spróbował koki.
Tę informację przekazują ci, co biorą, tym, którzy jeszcze nie
dokonali wyboru. Potwierdzenie znaleźć można także w filmach.
Pamiętajmy jednak, że kokaina rozregulowuje pracę centralnego
układu nerwowego, zwiększa aktywność neuroprze-kaźników.
Miejscowe znieczulenie kokainą związane jest z hamowaniem
przewodzenia bodźców nerwowych w ramach obwodowego układu
nerwowego. Szybko i silnie działa na układ krwionośny -
przyspiesza czynność serca, podwyższa ciśnienie tętnicze i
jednocześnie rozszerza obwodowe naczynia krwionośne (łatwo
prowadzi do udarów mózgu). Przyspiesza metabolizm i powoduje
wzrost ilości tlenu w płucach. Niezależnie, jaką drogą jest
przyjęta - palona, wąchana czy wstrzyknięta do żyły - działa
bezpośrednio i bardzo szybko na komórki nerwowe mózgu. Nadmierne
dawki wywołują zwykle zawroty głowy, pocenie się, suchość w
ustach, wysoką temperaturę, dzwonienie w uszach. Może wystąpić
również utrata przytomności i drgawki. Długotrwałe wąchanie
kokainy może prowadzić do zwężenia naczyń krwionośnych w obrębie
przegrody nosa, do przewlekłego kataru lub do uszkodzenia
chrząstki przegrody nosa.

U niektórych osób po kokainie występują zaburzenia hormonalne,
zwłaszcza dotyczące układu rozrodczego. Kobiety ciężarne ryzykują
przedwczesny poród lub urodzenie martwego noworodka. Jeśli
dziecko urodzi się żywe, to rozwija się bardzo powoli, miewa
drgawki, jest niespokojne i nadwrażliwe, jego zacho-80

wanie bywa zaburzone - zbyt impulsywne, często agresywne
czasem dręczą go napady lęku, paniki.
Duże zagrożenie dla życia osoby uzależnionej od kokainy stanowi
okres "zejścia". Po kilku godzinach "wspaniałego życia" następuje
czas głębokiej depresji połączonej z poczuciem własnej
bezwartościo-wości, niepokojem, lękiem, myślami samobójczymi i
ogromną potrzebą wypoczynku, snu, który jednak nie przychodzi.
A wtedy najczęściej i najchętniej sięga się po inny środek, który
na tę chwilę niesie ukojenie - po alkohol, heroinę czy ben-
zodiazepinę.
Gdy wreszcie uda się zasnąć (czasem nawet na dwie doby), to i tak
po przebudzeniu utrzymuje się okres obniżonego nastroju,
zmniejszonej aktywności i zupełnego braku motywacji do
jakichkolwiek działań, niechęci do jedzenia, niechęci do
jakichkolwiek kontaktów z ludźmi. Taki okres może trwać wiele
tygodni. Bardzo często występuje wtedy "głód kokainowy", który
może prowadzić do zdobycia "upragnionej koki" za każdą cenę,
nawet za cenę życia innego człowieka.
O tym powinien wiedzieć każdy, kto po raz pierwszy sięga po
kokainę - bez względu na to, z jakiego powodu to robi. Pierwsza
dawka może być pierwszym krokiem w uzależnienie. 4. Crack
Crack jest słabiej oczyszczoną odmianą kokainy, otrzymaną z liści
krzewu kokainowego. Są to kamyczki lub żwirek do podgrzewania na
folii. Nazwa crack pochodzi od angielskiego to crackle - pękać,
strzelać. To właśnie podgrzewane na folii kamyczki wydają taki
odgłos, gdy pękają. Crack zawiera 70-90% surowej kokainy.
Sprzedawany jest
w małych fiolkach, plastikowych torebkach lub zawinięty w folię
aluminiową. Może być łączony z tytoniem lub palony w fajkach
wodnych. Młodzi ludzie sięgają po niego chętniej niż po kokainę,
bo jest łatwy w użyciu i tańszy, a efekt odurzający daje
natychmiast - już po kilkunastu sekundach (kokaina "zaczyna
kręcić" po 30-50 sekundach, a heroina "dopiero" po 3 minutach).
81
6. Narkotyki w Polsce

Crack błyskawicznie działa na komórki centralnego układu
nerwowego, wywołuje euforię, poczucie wielkiej siły i olbrzymich
możliwości, pobudza seksualnie. Nie uzależnia fizycznie, ale
psychiczna zależność przychodzi bardzo szybko. Jest przyswajany
bezpośrednio w płucach i mózgu, często omija wątrobę, co zwiększa
i przyspiesza jego bezpośrednie działanie. Często jednak szybko
osiągnięta euforia równie szybko mija, a zaczyna się złe
samopoczucie. Uzależnieni od cracka biorą wtedy heroinę, aby ten
przykry stan nie wystąpił. Wiedzą o tym dealerzy i przy sprzedaży
cracka proponują dodatkowo opłaty. Crack bardzo szybko zaburza
układ oddechowy, często doprowadza do spadku wagi, bywa, że
euforii towarzyszą zaburzenia myślenia (urojenia) i zaburzenia
postrzegania (halucynacje). Przedawkowanie cracka niesie śmierć.
5. Khat
Silne działanie narkotyczne daje khat - liście krzewu Catha
edulis, rosnącego na Madagaskarze i w Afryce Wschodniej. Liści
tych od wielu wieków używano przy obrzędach rytualnych. Są one
żute, a suszone mogą być dodatkiem do herbaty. Aktywnym środkiem
jest cathinone, który pobudza centralny układ nerwowy, daje
energię, ale bardzo szybko uzależnia psychicznie. Działanie jego
może być porównywane z działaniem amfetaminy. Nie powoduje
wprawdzie uzależnienia fizycznego, lecz przedawkowany wywołuje
dramatyczne reakcje przewodu pokarmowego (bóle brzucha, biegunki)
oraz takie objawy jak przy zatruciu alkoholem. Może również dawać
zaburzenia psychiczne. W Polsce jest mniej popularny z uwagi na
szybkie psucie się liści i rozpad alkaloidów dających odurzenie.

ROZDZIAŁ IV
Halucynogeny
Środki halucynogenne to substancje, które działając na organizm
ludzki, mają zdolność do wywoływania zmian w odbieraniu otoczenia
zmysłami, w sposobie myślenia i przeżywania emocjonalnego.
Zmuszają nasz mózg do produkcji snów na jawie. Dają zwiększoną
wrażliwość na bodźce zewnętrzne, poczucie większej zdolności do
weny twórczej. Jak większość środków narkotycznych były znane i
stosowane od tysięcy lat, ale głównie w rytualnych spotkaniach
religijnych. l. Roślinne i syntetyczne
Duża grupa środków halucynogennych jest pochodzenia roślinnego.
Aztekowie i Majowie w czasie obrzędów religijnych stosowali na
przykład grzyby zawierające psylozynę i psylocybrynę. Grzyby
takie rosną we wszystkich częściach świata i jest ich ponad 100
gatunków. W Polsce można spotkać kilka ich gatunków - w lasach,
na łąkach i połoninach. Jako środki halucynogenne są spożywane
w różnych formach. Można je jeść na surowo - tnąc w drobne
pasemka, można robić z nich wywar i napar, można suszyć i używać
dopiero w długie zimowe wieczory. Grzyby halucynogenne zbiera się
raczej grupowo i przyjmuje w grupie. Często towarzyszą takim
spotkaniom rytuały ustalone przez liderów danej grupy. Bywa, że
wykorzystują to sekty. Po przyjęciu tego rodzaju środka ma się
zwiększoną wrażliwość na bodźce, w grupie można dzielić się swymi
przeżyciami -83

jest "naprawdę super". Wprawdzie miłym przeżyciom towarzyszą
czasem zawroty głowy, zamazanie obrazu, nieskoordynowane ruchy,
wreszcie stany lękowe, ale o tym się nie myśli, o tych przy.
krych doznaniach lepiej milczeć.
Opowiada się głównie o tym, jak głęboki odczuwa się spokój, jak
mocno, przyjemnie i "super" "łapie się haluny", jak łatwo
dostrzec piękno otoczenia i znaleźć się w świecie pełnym
tęczowych, ciepłych barw. Nie mówi się natomiast o występującym
poczuciu dezorientacji w miejscu i czasie, o zaburzeniach pamięci
i myślenia, o poczuciu chaosu. Nie mówi się również o tym, że w
mieszaninie złudzeń i halucynacji tak naprawdę nie wiadomo, kim
się jest i jakie ma się możliwości. Jeżeli w takim stanie
zaburzeń w odbiorze świata wszystkimi zmysłami oraz zaburzeń w
myśleniu i przeżywaniu emocji ma się poczucie, że jest się
pięknym, wielkim, wspaniałym ptakiem, jeśli widzi się swoje silne
rozłożyste skrzydła i czuje się potrzebę zażycia ruchu i wolności
- to skorzystanie z otwartego okna na którymś tam piętrze
wieżowca nie tylko nie jest trudne czy niebezpieczne, ale jest
nakazem chwili - a kończy się tragicznie.
W Polsce halucynogenne są również rośliny z rodziny psianko-
watych - takie jak chwast bieluń dziędzierzawa (popularnie zwany
szalejem), pokrzyk mandragora (wilcza jagoda) czy lulek czarny.
Zażywanie owoców tych roślin daje zmniejszenie napięcia
mięśniowego, przejściowe zaburzenia w widzeniu (zamazane kontury
przedmiotów połączone z błędną oceną odległości), narastające
poczucie zagrożenia, lęk, a nawet napady paniki. Doznaniom tym
towarzyszą halucynacje wzrokowe, słuchowe i nadwrażliwość na
bodźce. W latach siedemdziesiątych w jednym z warszawskich
szpitali na oddziale ostrych zatruć obserwowano swoistą epidemię.
Zdarzało się, że w ciągu tygodnia do oddziału przywożono w stanie
ostrego zatrucia bieluniem nawet kilka młodych osób. Co się
okazało? Na budującym się wtedy osiedlu na Bródnie rosło dużo
bielunia, a ktoś puścił informację, że działa on jak afrodyzjak.
Natychmiast znalazło się wielu chętnych do sprawdzenia, czy to
prawda. Eksperymenty skończyły się w szpitalu, o czym światek
biorących dowiedział się natychmiast. A mimo to do dziś mass
media informują o dramatach związanych z nawracającą modą na
eksperymenty z bieluniem. Dwa lata temu przedsiębiorczy młodzi
ludzie podjęli produkcję" środka, który "dobrze kręci". Robili
wywar czy też napar z owoców bielunia i sprzedawali go w małych
fiolkach zamkniętych gumowym korkiem. Okazało się, że źle
obliczyli dawkę i w ciągu tygodnia dwie osoby, które spróbowały
"wspaniałego nowego środka", znalazły się w stanie ostrego
zatrucia na sali reanimacyjnej. Wieść o bezpośrednim zagrożeniu
życia błyskawicznie dotarła do potencjalnych odbiorców i
"produkcja" natychmiast upadła - na szczęście.
Roślinne substancje halucynogenne znajdują się również
w występujących w Ameryce Południowej i Arabii nasionach
różnych krzewów.
Znane jest działanie halucynogenne substancji zawartej
w ziarnach jednego z gatunków agawy. Z ziaren tych sporządza się
proszek i używa jako środka halucynogennego.
W 1777 roku zauważono zmiany w zachowaniach ludzi, którzy żywili
się zbożem zawierającym grzyb pasożytniczy bazujący w kłosach
zbóż. Dziś wiemy, że był to sporysz, ale wtedy zbiorowe
zaburzenia świadomości kończyły się procesami czarownic i


oznacza dawkę) oraz w formie papierowych pasków lub płynu; wtedy
jest trudniejszy do wykrycia.
Zażywanie LSD prowadzi do bardzo niebezpiecznych dla osoby
biorącej i jej otoczenia zaburzeń psychicznych. Poproszono mnie
pewnego dnia, abym zajęła się młodym,
dwudziestoletnim pacjentem. Jego zachowanie budziło niepokój
rodziny. Nie spał od kilku dni, widział wszystko w niespotykanych
kolorach, a swego małego 1,5-rocznego synka, mimo bardzo złej
pogody, zaniósł w tajemnicy przed rodziną do pobliskie-85

84

go kościoła i oddal pod opiekę proboszcza do momentu, "gdy
przyjdzie czas"... Zanim jednak "przyszedł czas", spotkałam się
z tym młodym człowiekiem. Na szczęście dla wszystkich zobaczył
we mnie Matkę Boską, która "zeszła na ziemię, by mu pomóc w walce
z szatanem". Był gotów jechać ze mną do "odpowiedniego kościoła"
i "zwyciężyć tam szatana". Bał się bardzo, aby "Matka Boska" po
drodze nie zniknęła, chwycił więc mnie w ramiona i w takim
uścisku trzymał przez całą drogę do miejsca, gdzie mu pomogą
"zniszczyć szatana". Do dzisiaj czuję ten uścisk i ze szczegółami
pamiętam drogę do "odpowiedniego kościoła", którym był oddział
w szpitalu psychiatrycznym. A minęło już kilka lat. Ów młody
człowiek "tylko" przez miesiąc przyjmował LSD, a po leczeniu, gdy
mówił o swych doznaniach, okazało się, że widział i słyszał
szatana, któremu miał złożyć dziecko w ofierze. Słyszał również,
że Matka Boska mu to odradzała. To ona "poradziła", aby dał synka
księdzu w opiekę. Jak zjawiła się osobiście i chciała zabrać go
"do kościoła", zaczął mieć nadzieję, że zwycięży szatana. Gdy
rozmawiałam z nim później, miał poczucie, że mnie zna, ale nie
łączył tej znajomości z jazdą do szpitala. Leczenie tego ostrego
epizodu psychotycznego trwało kilka tygodni. Przedstawiłam tę
historię, bo bardzo chciałabym, aby młodzi ludzie, zanim sięgną
po LSD, wiedzieli, że każdego zażywającego ten środek może
spotkać takie przeżycie, ale nie dla każdego skończy się tak
szczęśliwie, jak w opisanym przypadku. Że narażają się na różne
zaburzenia psychiczne, że grożą im zaburzenia myślenia, urojenia,
halucynacje, poczucie oddziaływania sił nadprzyrodzonych,
narastający lęk i związana z nim niekontrolowana agresja itd. LSD
nie daje zależności fizycznej, ale bardzo silnie oddziałuje na
wszystkie układy naszego organizmu. Przyspiesza czynność serca,
podwyższa ciśnienie tętnicze, może również doprowadzić do
zatrzymania oddechu. Często wywołuje zawroty głowy, utratę
apetytu i spadek masy ciała. Najlepiej wchłania się ze śluzówek
i najchętniej umiejscawia się w narządach miąższowych, skąd
wydala się bardzo powoli. Ten narkotyk jest najsilniejszym
środkiem halucynogennym. Daje "totalny odlot", który trwa czasem
kilka godzin. Zaburzo-86

na jest wtedy ostrość widzenia. Nieprawidłowo ocenia się
odległość (dziesiąte piętro to żadna wysokość). Ma się
halucynacie wzrokowe i słuchowe - widzi się całe sceny, różne
postacie, często w ruchu. Traci się poczucie czasu. Towarzyszy
tym doznaniom albo duże podniecenie z euforią, albo wręcz
przeciwnie - przygnębienie, płacz. Czasem występuje bardzo duża
agresja, czasem autoagresja - do prób samobójczych włącznie.
Jednej czwartej osób korzystających ze środków halucynogennych
zdarzają się flash backi. Są to zaburzenia występujące nagle, w
trakcie utrzymywania abstynencji, i niczym się nieróż-niące od
zaburzeń, jakie się ma w okresach przyjmowania środka. Mogą trwać
od kilku minut do kilku godzin. Mogą kilkakrotnie się powtórzyć.
Substancje halucynogenne dają duże uzależnienie psychiczne i
zmniejszającą się tolerancję. Przy braniu tych środków następna
dawka, która wywołuje zaburzenia, może być mniejsza niż
poprzednia, a doznania takie same.
Halucynogennie działają również środki używane w medycynie - w
anestezjologii. Fencyklidyna (PCP) została wycofana w 1965 roku.
Bywa używana na rynku narkotycznym w formie papierosów lub do
wciągania do nosa.
Nadal stosowana jest w medycynie ketamina. Podaje się ją
pod ścisłym nadzorem lekarskim, jako środek znieczulający. Na
rynku narkotykowym ma postać białego proszku lub tabletek.
Wymienione środki są bardzo niebezpieczne, a przedawkowanie
powoduje uszkodzenie mózgu, często z majaczeniem, i trwale
uszkadza pamięć. Czasem ich skutkiem są również nagłe,
nieuzasadnione, nieoczekiwane i niekontrolowane wybuchy agresji
czy wręcz akty przemocy. 2. "Kwasy"
Środki halucynogenne - jak większość narkotyków - bywają mieszane
z innymi substancjami psychoaktywnymi. Jedną z takich mieszanin
są "kwasy", czyli narkotyki halucynogenne połączone z amfetaminą
lub z ecstasy. Działanie "kwasów" daje doznania takie jak po
halucynoge-nach i takie jak po amfetaminie oraz jej pochodnych.
Ale nie 87

tylko doznania. Konsekwencje również. Bardzo szybko i bardzo
głęboko uzależniają psychicznie.
Warto wiedzieć, że nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć treści
przeżyć i głębokości halucynacji. Z koszmarnego snu możemy się
obudzić, koszmarnego filmu nie musimy oglądać do końca. Koszmarów
przeżywanych po halucynogenach w żaden sposób przerwać nie można.
Trwają.

ROZDZIAŁ V
pochodne opium


szają lęk i niepokój, obniżają temperaturę, nieco zwalniają
oddech i czynności przewodu pokarmowego, rozluźniają mięśnie ~
słowem - spowalniają funkcjonowanie wszystkich układów w naszym
organizmie. Działanie tych substancji, tzn. utrzymywanie się ich
stałego poziomu we krwi, trwa kilka godzin. Wszystkie opłaty dają
zależność fizyczną, przy czym zawsze wzrasta tolerancja na nie,
toteż trzeba przyjmować coraz większe dawki i coraz częściej, aby
uzyskać ten sam efekt lub zapobiec wystąpieniu zespołu
abstynencyjnego. Opłaty stosowane w medycynie pod stałą kontrolą
lekarza są lekami bezpiecznymi ł przynoszą dobre efekty w
leczeniu. Niestety, zaczęto ich używać również jako środka
odurzającego, zmieniającego świadomość, służącego rozrywce.
Powstał wielki podziemny rynek produkcji i dystrybucji tych
substancji. Wprawdzie uprawa i eksport odbywają się pod nadzorem
Międzynarodowego Organu Kontroli Narkotyków ONZ, ale od końca
ubiegłego wieku rozwinął się nielegalny rynek i działa do
dzisiaj. Nielegalną produkcję prowadzi się głównie w rejonie tzw.
Złotego Trójkąta (Birma, Laos, Tajlandia), a także Złotego
Półksiężyca (Afganistan, Iran, Pakistan), w Meksyku, Libanie,
wreszcie w południowych republikach dawnego ZSRR. Jak już
wspomniano, opium produkuje się z zielonych makówek - z jednego
hektara maku można uzyskać około 33 kg czystego opium. Samo opium
jest nie tylko narkotykiem. Jest również surowcem do otrzymania
tak silnych narkotyków, jak morfina, heroina czy kodeina. Ci,
którzy narkotyzują się opium, najczęściej palą go (odpowiednio
spreparowane kulki) w specjalnych opiumowych fajkach. l. Morfina
Morfinę po raz pierwszy wyizolowano z opium na początku XIX
wieku. Występuje w postaci białego proszku, tabletek lub płynu
w ampułkach. Przyjmowana jest doustnie, dożylnie, domięśniowo
oraz w inhalacji. Działa silnie przeciwbólowe i uspokajająco (po
krótkim okresie euforii). 90

Daje silne uzależnienie fizyczne i psychiczne. Przedawkowanie
powoduje zaburzenia krążeniowo-oddechowe, które mogą być
przyczyną śmierci.
Morfina jest od XIX wieku do dnia dzisiejszego jednym z leków
stosowanych w medycynie w walce z bólem. Ze względu na wspomniane
duże zagrożenie uzależnieniem, jej dystrybucja i podawanie są
ściśle określone zarówno przepisami prawnymi, jak i wskazaniami
medycznymi. Stosowana jest przy przewlekłych bólach w stanach
terminalnych, a doraźnie - wyłącznie w przypadku bólów silnych
i bardzo silnych. Niweluje się nią cierpienie m.in. przy zawale
mięśnia sercowego, ciężkim urazie klatki piersiowej, uszkodzeniu
opłucnej lub oskrzeli, w przypadku bólów pooperacyjnych. Dawkę
dobiera się tak, aby zlikwidować objaw, a nie spowodować euforii.
Trzeba tu jednak wyraźnie powiedzieć, że do stosowania morfiny
i jej pochodnych jest więcej przeciwwskazań medycznych niż
wskazań.
Wśród wskazań wymienić można: urazy głowy, stany drgawkowe,
zaburzenia układu oddechowego (astma, nieżyt oskrzeli,
niewydolność oddechowa), niewydolność nerek i wątroby, niedo-
czynność tarczycy, ostre zapalenie trzustki. Kobiecie w ciąży
morfinę można podawać jedynie wówczas, gdy - zdaniem lekarzy -
korzyść, jaką przyniesie ona matce, przeważa nad potencjalnym
zagrożeniem dla dziecka. Efekty uboczne stosowania morfiny są
takie same jak przy
wszystkich opłatach. Pamiętajmy o tym, kiedy zamierzamy
przyjmować je na własną rękę już jako narkotyk.
Czasem fakt, że morfina jest lekiem, młodzi ludzie wykorzystują
jako argument za eksperymentowaniem z narkotykami. Zapominają
albo nie chcą wiedzieć, że jest lekiem niwelującym jedynie objaw
silnego bólu i to tylko w wybranych chorobach. Jest lekiem, który
daje ulgę w cierpieniu, ale nie leczy.
Jeżeli więc ktoś ma zamiar zacząć przyjmować opłaty dla
"wyleczenia bólu istnienia" ł znajduje sobie usprawiedliwienie
w tym, że część z nich to zalegalizowane leki - niech jeszcze raz
uważnie przeczyta rozdział o uzależnieniu jako chorobie.
Stosowanie leków opiatowych poza kontrolą i wskazaniami
lekarskimi grozi tym samym co używanie opiatów nielegalnych,
takich jak heroina.
91

2. Heroina
Jest to półsyntetyczny produkt wprowadzony do medycyny pod koniec
XIX wieku jako silny środek przeciwbólowy, prze-ciwkaszlowy i
przeciwastmatyczny. Początkowo nie wiedziano, że szybko i głęboko
uzależnia. Stosowano go nawet w leczeniu uzależnienia od morfiny!
Ale już w latach dwudziestych heroina została wycofana z
medycyny, natomiast zaczęła rosnąć jej popularność na rynku
narkotycznym, gdzie "króluje" do dziś. Wytwarza się ją
nielegalnie, głównie w rejonach upraw maku opiumowego - w
Meksyku, na Bliskim Wschodzie, w rejonie Złotego Trójkąta, a
także Złotego Półksiężyca, skąd pochodzi około 70-80% heroiny
znajdującej się na rynku europejskim. Heroinę otrzymuje się w
procesach chemicznych z nieoczysz-czonej morfiny, a więc surowcem
wyjściowym jest opium. Brown sugar- heroina najmniej oczyszczona
- zawiera 15-40% środka odurzającego i ma postać
drobnożwirowatego lub granu-Iowatego proszku w kolorze białawym,
szarawym bądź różowo-brązowym. Dobrze oczyszczona jest białym
proszkiem, czasem z odcieniem beżu - zawiera wtedy 60-95% środka
odurzającego i kosztuje znacznie drożej. W sprzedaży detalicznej
miesza się ją z talkiem, cukrem, sodą oczyszczoną, mąką itp.
Zapach heroiny jest lekko gorzkawy, właściwie trudny do
określenia. Palona heroina ma z kolei słodkawy zapach
"podpalonych starych opon". Wstrzyknięcie heroiny powoduje
natychmiastowe intensywnie przyjemne samopoczucie, często
graniczące z euforią. Potem jest 2-6-godzinny okres pełnego
relaksu i odprężenia połączonego ze zobojętnieniem. Intensywnie
przyjemne uczucie to doznanie, które daje zadowolenie, a zarazem
ulgę i wiarę we własne możliwości intelektualne - odczuwa się to
na jawie - bez jakichkolwiek halucynacji lub wizji. Tak po prostu
jest. Po heroinie ma się wysokie mniemanie o sobie, chęć
działania, by wykorzystać swoje możliwości, poczucie siły
fizycznej.
Narkomani nazywają ten stan błogostanem, ekstazą. Niestety, żeby
go powielić, trzeba zwiększać i dawki, i częstotliwość ich
przyjmowania, bo tolerancja wzrasta bardzo szybko. Opisane
doznania są nieco mniej intensywne w przypadku inhalacji lub
palenia, ale utrzymują się dłużej. 92

Heroina bardzo szybko uzależnia fizycznie i psychicznie. Przy
systematycznym jej stosowaniu mogą występować nud-ności,
zaburzenia oddechu, zakłócenia pracy serca i układu krążenia,
czasem podwyższona temperatura. Nieprzy jecie w odpowiednim
czasie następnej dawki powoduje obniżenie nastroju, zmniejszenie
aktywności i zupełny spadek zainteresowań. Do tego dołączyć mogą
objawy fizyczne, objawy zespołu abstynen-cyjnego - bóle i zawroty
głowy, uczucie duszności, zlewne poty, bóle brzucha, biegunka i
bardzo silne bóle mięśniowo-stawowe. Są one trudne do zniesienia,
a można je przerwać bardzo szybko - po prostu przyjąć następną
dawkę heroiny. I często jest tak, że już dawno przestało się
palić heroinę, by osiągnąć ekstazę. Pali się po to, by móc
funkcjonować, by stłumić narastające dolegliwości, tym bardziej
że narasta niepokój i lęk, pojawia się bezsenność.
Wystąpienie objawów abstynencyjnych często jest pierwszym
sygnałem dla rodziców czy bliskich, że dzieje się coś złego. Bywa
też tak, że młody człowiek, zmęczony ciągłym organizowaniem "kasy
na towar" lub zdobywaniem towaru, sam informuje swoich bliskich
o problemie. I wtedy zaczyna się "szukanie pomocy". Są to bardzo
często własne koncepcje, oparte na intuicji, "zdrowym rozsądku"
czy wreszcie zasłyszanych "dobrych radach".
Niestety, takie koncepcje nie mają nic wspólnego z prawdziwą
wiedzą. Zdarza się niejednokrotnie, że rodzice przyprowadzają do
poradni 22-25-letniego "dzieciaka", który właśnie wczoraj
"przyznał się, że od pół roku bierze", i żądają np.
natychmiastowego podania mu leków. Nawet nie pozwalają na rozmowę
z tym dorosłym człowiekiem, sam na sam. Oni "są rodzicami i muszą
wiedzieć wszystko" - teraz, natychmiast. "Przecież on bierze
tylko pół roku", więc "trochę lekarstw, silnej woli - przecież
to proste". Informację, że proces leczenia po odtruciu na
oddziale de-toksykacyjnym będzie trwał parę miesięcy, kwitują
słowami: "tu nie chcą nam pomóc". Są tak bardzo przejęci swoim
problemem, że nie słyszą nic z tego, co się do nich mówi. Mają
własną koncepcję, która ich całkowicie pochłania. Tacy rodzice
wymagają intensywnej pomocy, ale o tym było już wcześniej.
Pacjenci zgłaszają się na ogół do poradni po kilku miesiącach
palenia heroiny. Ale z reguły nie jest to ich pierwszy narkotyk.
Najczęściej brown pojawia się po kilku latach intensywnego brania
innych środków, gdy uzależnienie psychiczne jest 93

już faktem. Wśród owych środków prym wiedzie marihuana a ostatnio
coraz częściej skun. : Brown sugar - heroina do palenia - w
ostatnich czasach zdominowała rynek narkotyczny w Warszawie.
Pierwsi pacjenci - wytrawni niegdyś palacze "maryśki" - trafili
do naszej poradni we wrześniu 1996 roku (brown sugar pokazała się
na rynku w lutym-kwietniu 1996) i do końca roku zostało
zarejestrowanych 20 pacjentów uzależnionych od tego środka. W dwa
lata później, po analogicznym okresie (l września -31 grudnia
1998) zarejestrowano już ponad 400 pacjentów z tym samym
uzależnieniem. Świadczy to niewątpliwie o randze problemu i jego
narastaniu. Szkoda, że ci, którzy mogą podejmować decyzje, tego
nie widzą, a może nie chcą widzieć. I jeszcze jedno - przy takim
wzroście liczby pacjentów uzależnionych od heroiny liczba łóżek
detoksykacyjnych dla narkomanów w Warszawie jest od 20 lat stała.
Sięga "aż" 20 łóżek. Pozostawimy to bez komentarza. 3. "Kompot"
"Kompot", czyli mieszanina morfiny, heroiny i odczynników
używanych do uzyskania tych opiatów ze słomy makowej, jest
narkotykiem specyficznie polskim. To domorośli polscy chemicy,
tęskniący w okresie "dzieci kwiatów" za niedostępnymi wówczas
drugami, pokazali, że "Polak potrafi". Sami, w domowych
warunkach, uruchomili produkcję. Przez wiele lat (do końca lat
osiemdziesiątych) był to praktycznie jedyny, szeroko dostępny
narkotyk w Polsce. Ze względu jednak na wygląd i sposób
przyjmowania (zastrzyki dożylne) nie wszyscy spragnieni
narkotyków decydowali się na eksperymentowanie. To właśnie
"kompot" stworzył pokutujący do dziś sztandarowy obraz narkomana
- tzw. ćpuna, kojarzonego ze strzykawką, makówką, bezdomnością,
meliną i bajziem, a w późniejszych latach - z HIV/AIDS. Od
momentu, gdy na polskim rynku zaczęły pojawiać się prawdziwe
narkotyki o atrakcyjnym wyglądzie oraz bezpiecznym i "eleganckim"
sposobie przyjmowania, "kompot", szczególnie w Warszawie,
przestał być numerem l. 94

W połowie lat dziewięćdziesiątych wydawało się, że środek ten
przejdzie do historii. Na terenie Warszawy królowała wtedy
amfetamina, wspierana przez kanabinole, zaczął się też pojawiać
skun. Nie znano jeszcze heroiny do palenia, nazwa brown sugar nic
nie mówiła.
Ludzie uzależnieni od "kompotu" trafiali coraz rzadziej do
lecznictwa ambulatoryjnego - część z nich zabrało AIDS, część
weszła do programów metadonowych w ramach likwidacji szkód
spowodowanych przez narkotyki, część podjęła długoterminowe
leczenie rehabilitacyjne w ośrodkach. Nowy narkoman po "kompot"
nie sięgał. Pod koniec 1998 roku "kompot" jednak wrócił. Wrócił
jako
efekt epidemii brown sugar. Coraz więcej młodych ludzi, którzy
2-3 lata "palili tylko brouma", dziś w wyniku braku środków
finansowych na "brąz", przyjmuje "kompot". Kiedyś od "kompotu"
się zaczynało i na "kompocie" się kończyło. Młodzi ludzie,
pogardzający teraz dożylnymi narkomanami -"ćpunami", ale
eksperymentujący z "trawą", palący "zioło", nie zdają sobie
sprawy z tego, że są na najlepszej drodze do "kompotu".
Powstające obecnie pokolenie "kompociarzy" zaczynało od "trawy"
i brzydziło się wtedy "kompotem". Nawet gdy doszło już do browna,
czuło się inne, lepsze od "ćpunów" -"ja tylko palę, ja nie biorę
dożylnie, ja nigdy dożylnie nie wezmę". Czas pokaże, jak będzie
dalej. "Kompot" jest produkowany ze słomy makowej, traktowanej
według ustalonej procedury różnymi substancjami chemicznymi, w
tym rozpuszczalnikami organicznymi. Otrzymywany wywar jest słabo
oczyszczony, zawiera - w zależności od producenta - około 30-40%
morfiny, tyle samo heroiny, resztę stanowią substancje powstałe
z odczynników używanych do produkcji. "Kompot" jest produktem
polskim i polski "kompociarz" -"ćpun" - różnił się od
europejskiego heroinisty.
Substancje używane do produkcji są bardzo toksyczne,
zwłaszcza dla narządów miąższowych. Niejednokrotnie zdarza się
więc, że to właśnie niewydolność tych narządów - stan fizyczny
pacjenta - przyspiesza śmierć. "Kompot" jest sprzedawany w
strzykawkach (w każdej chwili gotowy do podania), a strzykawki
napełnia się prosto z gara, w którym "kompot" był przygotowany.
95

Trudno w tej sytuacji mówić o aseptyce, choć są narkomani którzy
"biorą w żyłę" tylko własną produkcję i zawsze czystą nową igłą,
dezynfekując miejsce wkłucia - ale są to bardzo rzadkie
przypadki. Zdarzają się też tacy, którzy kupiony w strzykawce
"kompot" podgrzewają, żeby zniszczyć wirusa HIV. To jednak
również wyjątki. Większość na takie sprawy nie zwraca uwagi i
wstrzykuje sobie, "byle szybciej działało". Korzystanie z już
używanego sprzętu grozi nie tylko zakażeniem się HIV/AIDS. Grozi
również -a kto wie, czy to nie jest gorsze - zakażeniem się
wirusem typu C (HCV), który wywołuje zapalenie wątroby i jej
uszkodzenie. Trudno nie wspomnieć też o tym, że podawanie
"kompotu" drogą dożylną niszczy żyły - wymaga szukania coraz to
nowych miejsc do nakłuwania, a takie wkłucia niosą za sobą
infekcje bakteryjne nie tylko żył, ale i otaczającej je tkanki
podskórnej. Była kiedyś w poradni 16-letnia pacjentka, która
biorąc dożylnie "kompot" z amfetaminą, wprowadziła sobie
dodatkowo gronkowca złocistego, który wywołał u niej zapalenie
mięśnia sercowego. Po wielotygodniowym leczeniu szpitalnym udało
się uratować jej życie, niestety wróciła do narkotyków. Potem
podjęła kolejną próbę leczenia. Niestety, nie wiem, co się teraz
z nią dzieje. "Kompot" podawany dożylnie często bywa łączony me
tylko z amfetaminą, ale również z innymi środkami - z
benzodiazepi-nami czy barbituranami. Takie mieszanki stwarzają
olbrzymie niebezpieczeństwo przedawkowania, co często prowadzi
do śmierci. "Kompociarz" to ten narkoman, którego widać na
dworcach i w pasażach. Coraz częściej również to ten narkoman,
który kilka lat temu zaczynał od "trawy". Mijając go, pomyśl, że
zaczynał po to, "żeby było fajnie".

ROZDZ/AŁ VI
Skuny
Skuny, narkotyki na bazie marihuany, są szalenie rozpowszechnione
wśród młodzieży. Pali je się pod hasłem "marihuana", "zioło",
ewentualnie "mocniejsza holenderska marihuana". Młodzi ludzie
najczęściej nie mają pojęcia o tym, co przyjmują, z czym naprawdę
się stykają.
Skuny powstały zgodnie z "prawem rynku" - dostarczyć towar ze
wszech miar atrakcyjny, a co za tym idzie, szybko i skutecznie
uzależniający. Towar, który w obiegowej opinii jest "miękki i
nieszkodliwy". Czasami młody człowiek ma świadomość, że jednak
coś jest
nie tak, wie, że "tam jest jakaś chemia", ale na tym jego wiedza
się kończy.
Czymże więc są skuny?
Skuny to narkotyki, w których obok podstawowego składnika, czyli
marihuany, znajdują się inne substancje psychoaktyw-ne dostępne
na rynku - amfetamina i jej pochodne, środki halucynogenne i
substancje lotne. Do "krajanki" z liści konopi dodawana może być
"krajanka" z liści rosnących w naszym kraju roślin trujących,
mających "przy okazji" działanie halucynogenne, takich jak bieluń
czy lulek. Bywają skuny, w których znaleźć można śladowe, ale już
uzależniające fizycznie ilości brown su-gar. Może być chyba
wszystko, poza kokainą i grzybami. Nigdy nie wiadomo, na jaki
zestaw narkotyków się trafi, nigdy nie wiadomo, ile w skunie
naprawdę ich jest. Skun daje psychiczne i fizyczne powikłania
związane ze wszystkimi wymienionymi narkotykami. Daje "zejścia"
i psychozy po-amfetaminowe, daje nawracające flash backi - jak
po LSD. Pojawiają się zaburzenia nastroju i faz snu, zaburzenia
łaknienia, 97
7. Narkotyki w Polsce


problemy z pamięcią i koncentracją uwagi. Występują objawy
zatrucia bieluniem. Zdarzają się fizyczne objawy abstynencvi ne,
charakterystyczne dla opiatów. A przecież to "zioło". Komu
zaszkodziło "zioło"? Jednak wbrew obiegowym opiniom - jest ono
jednym z najgroźniei-szych narkotyków dostępnych w Polsce.

ROZDZIAŁ VII
Leki
Leki są substancjami chemicznymi i powinny być stosowane jedynie
pod kontrolą lekarza i z jego zalecenia, gdyż trzeba znać ich
budowę, mechanizm działania i wpływ na organizm. Wielu pacjentów
bierze je jednak "na własną rękę", czyniąc sobie więcej krzywdy
niż dobra. Wynika to stąd, że jako pacjenci oceniamy lek na
podstawie jego działania na przykry, uciążliwy dla nas objaw. Im
szybciej i łatwiej lek usuwa objaw, tym w ocenie pacjenta jest
lepszy, skuteczniejszy i tym chętniej się po niego sięga.
Niestety, leki, o których będzie mowa, usuwają wprawdzie objawy,
ale nie likwidują ich przyczyny. A ponieważ przyczyna nadal
istnieje, nadal będą występowały przykre objawy. Dlatego właśnie
o przyjmowanych lekach powinien zawsze decydować lekarz, który
zastosuje leczenie przyczynowe. Wielu pacjentów zażywa jakiś lek,
kierując się informacjami z plakatów reklamowych lub poleceniem
znajomych - "bo komuś kiedyś pomógł"... Często pacjent przychodzi
do lekarza po konkretny lek, o którym "tyle dobrego słyszał", a
nie po poradę. I z dużym trudem udaje się go przekonać, że ów lek
nie tylko nie jest dla niego dobry, ale wręcz szkodliwy. Utarło
się również mniemanie, że leki wypisywane przez psychiatrę lub
leki "na uspokojenie" to "psychotropy", czyli leki stosowane w
ciężkich zaburzeniach psychicznych. I tak do jednego worka wrzuca
się neuroleptyk!, leki prze-ciwdepresyjne i np. benzodiazepiny.
Neuroleptyk! i antydepre-santy nie dają uzależnienia, natomiast
benzodiazepiny, zwłaszcza stosowane bez kontroli lekarskiej,
uzależniają bardzo szybko - tak fizycznie, jak i psychicznie. 99

Wiele osób uzależnionych od narkotyków zażywa leki uspokajające,
nasenne lub przeciwbólowe w okresach świadomej abstynencji od
narkotyku lub zamiast narkotyku. Sporo osób jest uzależnionych
od leków, choć nigdy nie używały narkotyków, a pierwsze leki
uspokajające przepisywał im lekarz - później traciły kontrolę nad
ich przyjmowaniem i same "organizowały" sobie recepty. l.
Barbiturany
W 1903 roku został wykryty kwas barbiturowy, a jego pochodne -
barbiturany - zostały wprowadzone jako leki świetnie działające
w bezsenności i nadpobudliwości. Już po kilku latach zauważono
objawy uzależnienia fizycznego od barbituranów, ale dopiero w
latach pięćdziesiątych uznano barbiturany za leki dające
uzależnienie. W tym czasie osoby zażywające amfetaminę zauważyły,
że barbiturany łagodzą skutki jej działania i pozwalają szybciej
wrócić "do normy". Osoby zażywające heroinę odkryły, że z
powodzeniem ją zastępują. Dealerzy zaczęli wtedy dodawać
barbiturany do opiatów, by zyskać tańszy produkt, a do amfetaminy-
by zmniejszyć jej negatywny wpływ. Nastąpił wzrost niemedycz-
nego stosowania barbituranów przez młodych ludzi. W latach
sześćdziesiątych wielu narkomanów uzależnionych od opiatów
wstrzykiwało sobie barbiturany dożylnie, wielu z nich zmarło z
przedawkowania. W latach siedemdziesiątych spadła liczba osób
zażywających barbiturany, rozpowszechniła się bowiem inna grupa
leków - benzodiazepiny, które uważane były za znacznie
"bezpieczniejsze" - niestety, one również szybko i skutecznie
uzależniają. Małe dawki barbituranów dają - poza działaniem
nasennym - poczucie uspokojenia, wyciszenia, wyrównania nastroju.
Bardzo szybko jednak wzrasta na nie tolerancja i dawki trzeba
zwiększać, by nie wystąpiły przykre dolegliwości fizyczne.
Zwiększenie dawek stanowi zagrożenie dla układu oddechowego, a
w konsekwencji - dla życia. Łagodne zatrucie barbituranami
powoduje rozchwianie emocjonalne, nieprecyzyjność ruchów,
niewyraźną mowę, oczopląs, a czasem - wysypkę na skórze. Większe
dawki pociągają za sobą 100
depresję układu oddechowego, zaburzenie układu krążenia,
uszkodzenia nerek.
Przewlekłe przyjmowanie barbituranów prowadzi do zaburzeń
emocjonalnych nastroju, do częstych wybuchów niekontrolowanej
agresji. Gwałtowne odstawienie barbituranów może spowodować
bezsenność, dolegliwości żołądkowe, dreszcze, zaburzenie
krążenia, wysoką temperaturę. Może również pojawić się lęk,
halucynacje, urojenia oraz trudne do opanowania drgawki
zagrażające życiu.
Barbiturany, jak wszystkie leki uspokajające, leki nasenne i
przeciwbólowe leki opiatowe, dają uzależnienie fizyczne i
odstawienie ich powinno odbywać się tylko pod całodobową kontrolą
lekarską i tylko na oddziale szpitalnym. 2. Benzodiazepiny
Benzodiazepiny to grupa leków, które od lat sześćdziesiątych
zrobiły błyskawiczną karierę. Działają przeciwlękowo,
uspokajająco, przeciwdrgawkowo - ułatwiają zasypianie, obniżają
napięcie mięśni szkieletowych, dają poczucie wewnętrznego luzu
i spokoju. Niestety, bardzo szybko uzależniają, toteż powinny być
stosowane pod ścisłą kontrolą lekarską. Zdarza się jednak, że
rezultatem zbyt dużych dawek i zbyt długiego stosowania są objawy
zatrucia - pojawia się wtedy nadmierna senność, spowolnienie,
uczucie zmęczenia, czasem obniżenie ciśnienia krwi i zaburzenia
libido. Rzecz paradoksalna, że niekiedy występują bezsenność i
pobudzenie połączone z dużym niepokojem. Ostre przedawkowanie
sygnalizują: senność, spowolnienie psychoruchowe, apatia,
nudności, bóle głowy i zaburzenia pamięci.
Nagłe odstawienie, zwłaszcza po dłuższym stosowaniu, może
spowodować napady drgawkowe typu padaczkowego, stan podniecenia
z zaburzeniami świadomości, zespoły zaburzeń psychicznych i
psychotycznych, zaburzenie widzenia. Mogą też wystąpić
łagodniejsze objawy abstynencyjne, które niekiedy trudno odróżnić
od objawów leczonych zaburzeń, np. nasilenie niepokoju lub lęku,
bezsenność, nudności, drżenie mięśniowe i wzmożone napięcie
mięśniowe czy zlewne poty. Objawy abstynencyjne występują na ogół
w ciągu tygodnia od chwili odsta-

101




się odbywać pod nadzorem lekarskim i powinna mu towarzyszyć
psychoterapia. Długotrwałe, niekontrolowane przyjmowanie
benzodiazepin powoduje zaburzenie koncentracji i pamięci,
zmęczenie, apatię, depresję, wahnięcia nastroju, niezdarność,
która prowadzi do łatwiejszego ulegania wypadkom. Osobny problem
stanowią kierowcy, którzy biorą ten lek i prowadzą samochody,
ponieważ benzodiazepiny mogą dać objawy uzależnienia fizycznego
już po 6-8 tygodniach stosowania. Narkomani "zaopatrują się" w
benzodiazepiny na czarnym rynku i zażywają je bądź dla
osiągnięcia "haju", bądź dla zmniejszenia niepożądanych efektów
działania przyjętego wcześniej narkotyku, bądź dla zapewnienia
sobie odpoczynku lub snu, bądź wreszcie dla wzmocnienia działania
opiatów, głównie heroiny. Stosują na ogół dawki 20-30 razy
większe, niż zaleca producent. Benzodiazepiny lub recepty na nie
to "dobry towar" na rynku narkotycznym. 3. Przeciwbólowe leki
opiatowe
Inną grupę leków uzależniających tworzą leki przeciwbólowe, które
zawierają w swoim składzie opiaty. Leki te, podawane narkomanom
w okresie detoksykacji, by zmniejszyć ich dolegliwości, stają się
środkiem, który bierze się później zamiast narkotyku. wienia leku
i trwają nawet ponad 2 tygodnie. Dlatego odstawienie powinno
Zdarza się, że pierwszą dawkę opiatów zaleca lekarz w celu
złagodzenia bólów, np. pooperacyjnych. I dopóki dawki są
kontrolowane przez lekarza, nie musi dojść do uzależnienia. Bywa
jednak, że w obawie przed nim lekarz, mimo wskazań, ogranicza
podawanie tych leków. Na szczęście nie jest to częste.

CZĘŚĆ III
l CO DALEJ? GDZIE SZUKAĆ POMOCY


Zadając sobie pytanie: "i co dalej", musimy pamiętać, że w
przypadku każdej choroby lepiej jest zapobiegać niż leczyć. Temu,
że narkotyki są obecne w świecie i w Polsce, zaprzeczyć się nie
da. Nie jesteśmy też w stanie zapobiec ich braniu. Zawsze znajdą
się ludzie, którzy po nie sięgną. Cóż więc możemy zrobić?
Na pewno możemy zrobić wiele, aby tych osób było jak najmniej.
Takiemu celowi służą szeroko pojęte programy profilaktyczne,
programy nastawione nie tylko na zapobieganie uzależnieniom, ale
również na kształtowanie tzw. zdrowego stylu życia. Dzięki owym
programom młody człowiek ma szansę zdobycia pełnej wiedzy o sobie
i świecie oraz efektywnego wykorzystania tej wiedzy. Ma szansę
nauczyć się, jak osiągać zadowolenie z własnej aktywności w
świecie zewnętrznym, jak poznawać własne realne możliwości, jak -
adekwatnie do swych potrzeb -spędzać wolny czas. Jednak
równolegle do tych programów powinny istnieć takie miejsca, w
których mógłby on rozwijać swoje zainteresowania. Wydaje się
także rzeczą bardzo istotną uświadomienie młodzieży, czym
naprawdę jest wolność. Warto, by wiedziała, że pewne zakazy i
nakazy - zarówno formułowane w prawie, jak i innych zbiorach
przepisów (np. statut szkoły) - nie służą ograniczeniu naszej
wolności, lecz wręcz przeciwnie - zapewniają ją. Są często jej
gwarantem. Młodzież musi mieć dostęp do pełnej, rzetelnej wiedzy
o środkach psychoaktywnych. Wiedzy, którą mogłaby konfrontować
z szerzonymi mitami na temat narkotyków. Musi też mieć szansę na
stworzenie mody na niebranie. 105

Jeżeli nie zwrócimy uwagi na wymienione zagadnienia, przegramy
z mitami. Przegramy z dealerami. Trzeba ponadto zwrócić uwagę na
sytuację, jaką obserwujemy obecnie. Brak środków na leczenie,
brak adekwatnej liczby miejsc na oddziałach detoksykacyjnych oraz
w ośrodkach terapeutycznych bardzo ogranicza możliwości uzyskania
przez młodych narkomanów szybkiej pomocy, a tym samym sprzyja
wikłaniu ich w chorobę. Muszą brać dalej. Muszą nadal nielegalnie
kupować narkotyki. Muszą wszelkimi sposobami zdobywać środki na
ich zakup. Nie tylko sama narkomania może być kryminogenna, ale
także nieleczenie jej z braku odpowiednich placówek. Nie mnóżmy
i nie powielajmy mitów, które już zrobiły wystarczająco dużo
szkody, jak np. lansowany przez niektóre środowiska mit
nieszkodliwej marihuany i dążenie do jej legalizacji. Trzeba
pamiętać, że mamy już w Polsce dwa legalne środki psychoaktywne -
alkohol i papierosy. Cały czas borykamy się z nimi. W przypadku
alkoholu i papierosów obserwujemy nieskuteczność prawa, nagminne
jego łamanie bez żadnych konsekwencji. Teoretycznie, zgodnie z
przepisami, osobie poniżej 18. roku życia nie wolno sprzedawać
tych środków. A jak jest - sami widzimy. Nikt nie odbiera
sprzedawcom koncesji, nikt nie stawia ich przed kolegium za
łamanie ustawy. Im człowiek jest młodszy, tym większe
spustoszenie czynią w jego ciele i psychice środki psychoaktywne
- przepisy prawne mają dzieci przed tym chronić, ale nie są
przestrzegane, jak gdyby stanowiło to cnotę. A naprawdę chodzi
o łatwy zarobek. Przy legalizacji jakiegokolwiek narkotyku byłoby
tak samo. Zwolennicy legalizacji twierdzą, że "zakazany owoc
kusi". Ten owoc - zalegalizowany - też by kusił. Inicjacja
narkotykowa odbywa się najczęściej między 13. a 15. rokiem życia,
czyli w okresie obwarowanym już zakazem dotyczącym papierosów i
alkoholu. Z marihuaną byłoby identycznie, tyle że stworzyłoby
dodatkową możliwość dostarczania "małolatom" towaru, a
sprzedawcom - uzyskiwania lepszego zarobku. Nie jesteśmy krajem
gotowym na takie pomysły.
Rozwój narkomanii w naszym kraju trwa.
W niespełna dziesięć lat osiągnęliśmy poziom narkomanii, na jaki
w Europie "czekano" dwadzieścia - trzydzieści lat. W przypadku
brown sugar Warszawa dogoniła Zachód w ciągu zaledwie czterech
lat. 106

Liczba osób uzależnionych od brown sugar nadal rośnie w soo-sób
przerażający.
Tak naprawdę nie wiadomo, ile jest w Polsce, szczególnie w dużych
aglomeracjach, osób uzależnionych od narkotyków. Wszelkie
statystyki to tylko wierzchołek góry lodowej. Pokazują bowiem
jedynie tę grupę chorych, która zgłasza się do leczenia. Na pewno
ci, których jeszcze nie wykazują statystyki, zgłoszą się
niedługo. Jeżeli nie zostanie rozszerzona baza leczenia
narkomanów, wielu z nich pomocy nie uzyska, po prostu zabraknie
miejsc i terminów. O konsekwencjach takiego stanu rzeczy nikogo
nie trzeba chyba przekonywać.
Dziesięć lat temu nikt nie był w stanie przewidzieć skali
zjawiska i skali zagrożeń stąd płynących. Dziś też nikt nie jest
w stanie ocenić, co będzie dalej. Jedno jest pewne - jeżeli nadal
tak będzie wyglądał rozwój sytuacji jak do tej pory, scenariusz
będzie naprawdę czarny. Osoba uzależniona i jej rodzina mogą
znaleźć pomoc w placówkach zajmujących się leczeniem uzależnień.
Nie dysponujemy adresami takich placówek w całej Polsce, ale w
Warszawie jest Biuro ds. Narkomanii i tam telefonicznie można
otrzymać informacje o poradniach i punktach konsultacyjnych w
poszczególnych rejonach kraju: Biuro ds. Narkomanii Warszawa,
ul. Dereniowa 52/54 tel. (0-22) 641-15-01, 641-15-65 Można
również otrzymać adres i numer telefonu placówki konsultacyjnej
lub poradni w rejonowych poradniach zdrowia psychicznego na
terenie całego kraju. Odpowiednią informacją służy ponadto
infolinia "Pogotowia Makowego" - 0-800-20-117. W Warszawie
leczenie osób uzależnionych powyżej 18. roku życia prowadzi:
Poradnia Uzależnień przy ul. Dzielnej 7
tel. 831-78-43
od poniedziałku do piątku w godz. S^-IS00 Dzieci i młodzież mogą
otrzymać pomoc w: Poradni Uzależnień przy Poradni Zdrowia
Psychicznego
dla Dzieci i Młodzieży, ul. Dzielna 7
tel. 831-19-20 od poniedziałku do piątku w godz. S^-ró^
107

Leczeniem ambulatoryjnym bez ograniczenia wieku zajmują się:
Poradnia Profilaktyki i Terapii Uzależnień "MONAR"
przy ul. Powstańców Wielkopolskich 17
tel. 823-65-31, 823-65-32
od poniedziałku do piątku w godz. lO00-!?00
Numer 823-65-31 jest również telefonem zaufania
Punkt Konsultacyjny "MONAR" przy ul. Hożej 57
tel. 621-13-59
od poniedziałku do piątku w godz. lO00-^00
Stowarzyszenie Antynarkotyczne "KARAN" Punkt Konsultacyjny przy
ul. Grodzieńskiej 65 tel. 679-02-33 Konsultacje i pomoc dla
rodziców zapewnia Towarzystwo Rodziców i Przyjaciół Dzieci
Uzależnionych "Powrót z U" w: Poradni przy ul. Puławskiej
120/124
tel. 844-44-70
od poniedziałku do piątku w godz. lO^-lO00
Punkcie Informacyjnym przy ul. Dziennikarskiej 11
tel. 39-03-83
poniedziałek, środa w godz. 900-1600
wtorek, czwartek, piątek w godz. 900-1900
Pomoc można uzyskać także w:
Poradni Społecznej Patologii "MARATON"
przy ul. Dunikowskiego 4
tel. 39-03-83
od poniedziałku do piątku w godz. IG^-ZO00
Centrum Pomocy Rodzinie przy ul. Wspólnej 35 m. 8 tel.
621-11-51 od poniedziałku do piątku w godz. 1000-2000 oraz w
Stowarzyszeniu "Eleuteria" przy Poradni Uzależnień,
ul. Dzielna 7
tel. 831-78-43, 831-30-11
Przy niektórych urzędach gmin są utworzone punkty konsultacyjne,
do których mogą się zgłaszać wszyscy zainteresowani problemem.
Na Ursynowie punkt taki znajduje się przy ul. Lo-108

kajskiego. Czynny jest w każdy yk w go02- ^-W; tel.
649-72-59 lub 648-83-36.
W Wołominie: ul. Kazimierza W(r)^0 1 tel. 799-98-73
poniedziałek 1^ . , . Być może do chwili wydania k^
uda nam slę P0^.1"1-mery telefonów i adresy innych gi które
widząc narasta]ący problem narkomanii na swoim te^ uruchomiły
analogiczne punkty. .
i
Oczywiście te placówki, które ceniono, stanowią przysłowiową
kroplę w morzu potrzeb, bprowadzone w ostatnim roku reformy "nie
zauważyły" prot-iu uzaleznionych.a ]uz zupełnie nie uwzględniły
tego, że pi-era narasta i liczba potrzebujących rośnie w postępie
geom^021^111'



CZĘŚĆ IV
LIST DO... ZAMIAST ZAKOŃCZENIA

Często możemy usłyszeć, że narkomania jest chorobą na własne
życzenie. Taki chory jest więc kimś gorszym, kimś, czyją chorobę
możemy oceniać moralnie. Drodzy Państwo - nie ma chorób moralnie
złych ani moralnie dobrych. Jeżeli zaczniemy analizować przyczyny
choroby i na tej podstawie oceniać, czy człowiek zasługuje na
pomoc i leczenie, czy też nie - zapłaczemy się we własne sidła.
Wyobraźmy sobie np. sytuację w szpitalu, gdy decyduje się o
przyjęciu osoby po wypadku samochodowym w kategoriach winy i
kary: sprawca -nie leczymy, nie zasługuje, ofiara - przyjmujemy.
Albo przy diagnozie zawału serca: palił papierosy - sam sobie
winien, leczyć nie będę - następny proszę. Przykłady można by
mnożyć w nieskończoność. Bardzo często się zdarza, że sami
pomagamy naszym chorobom zaistnieć, ale nie dopuszczamy nawet
myśli, iż jest to powód do oceny moralnej. Bo nie jest. Nie
dzielmy więc chorych na złych i dobrych, zasługujących na pomoc
i niezasłu-gujących na nią. Żeby zobaczyć problem, nie czekajmy,
aż dotknie on naszego dziecka czy partnera. Nie powielajmy mitów
i niesprawdzonych informacji. Nie podawajmy własnych przykładów
na potwierdzenie swoich teorii, bo każdy z nas jest inny. Drodzy
Radni - pamiętajcie, że najczęściej pierwszymi substancjami
psychoaktywnymi, po które sięgają dzieci, są papierosy i alkohol.
Skądś je biorą. Skąd? Od dorosłych kioskarzy i sklepikarzy,
nagminnie łamiących prawo. Nikt ich za to nie karze. A to
przecież gmina daje koncesje na alkohol. Skoro daje, może też i
zabrać. Straż miejska, zamiast zajmować się babciami handlującymi
pietruszką, niech zajmie się tymi, którzy sprzedają 8. Narkotyki
w Polsce
113


dzieciom papierosy. Ci sprzedawcy też bywają matkami i ojcami.
Drodzy Radni - zajęcie się tym problemem leży w waszej gestii.
Zadbajcie o respektowanie prawa w waszej społeczności lokalnej.
Drodzy Państwo - miejmy świadomość, że dorosły sprzedający osobom
nieletnim alkohol i papierosy jest takim samym dealerem, jak ten,
który sprzedaje marihuanę - zarabia bowiem, łamiąc prawo. Nie
udawajmy, że tego nie widzimy - reagujmy, bo pijane dziecko to
problem nas wszystkich. Nie tylko rodziców - często również
pijanych. Niech wreszcie zginie mur między rodzicami a szkołą.
Tylko pełna współpraca tych środowisk da młodzieży szansę na
naprawdę przyjazną szkołę i na pełne powodzenie programów
profilaktycznych. Drogie Media - oglądalność oglądalnością, ale
pamiętajcie, że jesteście opinio- i kulturotwórczy.
Wykorzystajcie to, podając rzetelną informację o narkotykach w
atrakcyjny sposób. Drodzy Dziennikarze - nie róbcie z narkomanii
sensacji. To jest nabrzmiały problem - piszcie o niej, ale z
sensem, a przede wszystkim z wiedzą. Drogie Kasy Chorych -
narkoman jest takim samym chorym jak inni. Z ośrodkami i
miejscami szpitalnymi jest krucho. Jeżeli narkoman prosi o
refundację leczenia poza waszym terenem, bo tam jest odpowiednie
dla niego miejsce, nie odmawiajcie tej refundacji. A może na
Waszym terenie warto wykupić więcej usług w ośrodkach i
szpitalach, żeby nie musiał "szukać w Polsce"? Drogie Browary -
chyba dobrze wiecie, że dzięki Waszym reklamom piwa
"bezalkoholowego" utrwaliło się przekonanie, iż "browarek" to nie
alkohol i młodzież coraz częściej się nim upija. Drodzy Decydenci
- profilaktyka jest tańsza niż leczenie, a leczenie jest tańsze
niż redukcja szkód spowodowanych przez narkotyki. Pamiętajcie o
tym, dzieląc budżet. Drodzy Państwo - nie czekajmy, aż zrobi coś
gmina czy rząd. Pamiętajmy, że to my tworzymy społeczność lokalną
i że to my tworzymy państwo. Nauczmy się mieć wpływ na to, co się
wokół nas dzieje - skorzystajmy wreszcie z demokracji. Nauczmy
się, czym ona jest. Przede wszystkim zaś zacznijmy ze sobą
rozmawiać. Nie mówić do siebie, lecz rozmawiać. Tak w domu, jak
i w Sejmie. Mło-114

dzi ludzie widzą, słyszą i wyciągają wnioski - a chcieliby mieć
^Sa'Młodzieży - jeżeli dążysz do wolności to pamiętaj, że
narkotyk jej nie daje i nie jest jej symbolem. Wręcz przeciwnie -
zniewala iak nic na świecie.
Jeżeli macie swoje plany, marzenia, zamierzenia, to me
zrealizujecie ich dzięki narkotykom. Narkotyki je Warn odbiorą.
Dokonując wyboru, pamiętajcie
o tym. _


CZĘŚĆ V
Stownik

abstynencja
-zaprzestanie przyjmowania substancji psychoaktywnej akcja
("łapać akcje") -wystąpienie niespecyficznych zaburzeń
psychicznych po użyciu narkotyków amfetamina
-silny środek pobudzający, który
"przyspiesza" wszystkie czynności
organizmu analogi amfetaminy
-pochodne amfetaminy: metamfeta-
miny, deksydryna, ecstasy (MDMA) bajzel
- miejsce handlu narkotykami benzodiazepiny
- grupa leków, które szybko usuwają niepokój, lęk, uspokajają,
ułatwiają zasypianie i bardzo szybko dają uzależnienie brąz
- slangowe określenie brown sugar brown
- patrz: brown sugar brown sugar
- brunatna heroina - syntetyczna
forma heroiny, patrz: heroina buch
-jednorazowe zaciągnięcie się dymem substancji psychoaktywnej \-
\^' to

być na głodzie
- mieć objawy abstynencyjne cent
-1 cm3 "kompotu" charlie
- kokaina ciśnienie
- psychiczny przymus wzięcia narkotyku crack
- odmiana kokainy, która występuje pod postacią kamyków (żwiru)
do podgrzewania ćpun
- pogardliwe określenie narkomana dać sobie w kanał
- przyjąć narkotyk dożylnie dealer (diier)
- handlarz narkotykami diiować
- sprzedawać narkotyki dzialka
-jednorazowa dawka środka psy-
choaktywnego flash back (flesz bek)
-nawracające, krótkotrwale stany zaburzeń świadomości, które
występują w okresach abstynencji u osób używających środków
halucynogennych gandzia
117

- patrz: marihuana garowanie
- domowa produkcja "kompotu" grzanie
- przyjmowanie narkotyku halucynogeny
- środki psychoaktywne, których zażycie wywołuje zaburzenia
postrzegania (halucynacje dotyczą każdego zmysłu) haluny
- omamy (halucynacje) występujące po zażyciu halucynogenów
haszysz -żywica konopi indyjskich, zawierająca - w zależności od
kraju pochodzenia - od 8 do 28% THC hera
- patrz: heroina hera GSM
- żartobliwe określenie Subkultury
młodych heroinistów heroina
- najsilniejszy narkotyk opiatowy hostel
- rodzaj mieszkania readaptacyjne-go, w którym pacjent wdraża w
życie umiejętności samodzielnego funkcjonowania na co dzień,
nabyte w ośrodku lub szpitalu huana
- patrz: marihuana joint
- skręty z czystą marihuaną, czasem
połączoną z tytoniem kanał
-żyła khat
- liście krzewu Catha edulis z czynnikiem aktywnym cathinone
porównywalne w działaniu do amfetaminy (rośnie w Afryce
Zachodniej i na Madagaskarze) klimat (być w klimacie)
118

- młodzieżowe określenie atmosfery towarzyszącej grupie osób,
którą łączą wspólne zainteresowania i sposób spędzania czasu koka
- patrz: kokaina kokaina
- substancja otrzymywana z liści rośliny Erythroxylon coca,
występującej w Ekwadorze, Boliwii, Kolumbii, Peru kompot
- chałupniczo produkowany wywar ze słomy makowej, zawierający
morfinę, heroinę i resztki rozpuszczalników używanych do
produkcji - specjalność polska konopie indyjskie (kanabinole)
- rośliny (Cannabis sativa Urna), z których otrzymuje się
marihuanę, haszysz kwas
-mieszanka środków halucynogennych syntetycznych i metamfeta-min
kwasić się .-przyjmować syntetyczne środki
halucynogenne leki psychotropowe
- leki przeciwpsychotyczne, często
utożsamiane z benzodiazepinami linia
- działka kokainy listek
- znaczek - papierek nasączony
"kwasami" lufa
- szklana fifka używana do przyjmowania narkotyków łapać flesze -
patrz: flash back łapać haluny
- mieć omamy po środkach halucynogennych



tąpać paranoję
- mieć zaburzenia psychiczne po
używaniu narkotyków mach
- patrz: buch makiwara
- wywar ze słomy makowej marihuana
- środek otrzymywany z części owo-conośnej, kwiatowej i liści
konopi indyjskich, zawierający od 2 do 8% THC marycha (maryśka)
- patrz: marihuana morfina
- główny alkaloid pochodzący
z opium nałóg
- patrz: uzależnienie fizyczne, uzależnienie psychiczne
narkomania - przyjmowanie narkotyków z negatywnymi skutkami
fizycznymi, psychicznymi i społecznymi narkotyk
- substancja uzależniająca, która powoduje mniejszą lub większą
zmianę świadomości i emocji objawy abstynencyjne
- patrz: zespół abstynencyjny odstawienie narkotyku
- zaprzestanie przyjmowania opiaty
- opium i jego pochodne - heroina, morfina, produkowany
chałupniczo "kompot" i makiwara papier
- patrz: listek pompka
- strzykawka proszek
- patrz: amfetamina przedawkowanie
- przyjęcie takiej ilości narkotyku,

która destabilizuje podstawowe funkcje organizmu aż do
bezpośredniego zagrożenia życia pukać - brać narkotyki dożylnie
rolki
- tabletki relanium shit
- slangowa nazwa brown sugar, używana przez część uzależnionych
skun - różnorodna mieszanka narkotyków na bazie marihuany, często
określana jako "silniejsza, holenderska marihuana" lub "zioło"
speed
- amfetamina srebro
- folia aluminiowa używana przez
osoby przyjmujące brown sugar
drogą wziewną street walker
- osoba działająca bezpośrednio wśród czynnych narkomanów (często
na ulicy) ścieżka
- patrz; linia śnieg
- potoczna nazwa kokainy środek odurzający
- każda substancja, która działając na centralny układ nerwowy,
zwiększa lub obniża jego pobudliwość, powodując szkodliwe
następstwa dla stanu fizycznego i psychicznego organizmu środki
psychoaktywne
- substancje w mniejszym lub większym stopniu zmieniające
świadomość oraz uzależniające THC (tetrahydrokarnabinol)
- substancja psychoaktywna zawarta w kanabinolach toksykomania

119
- stałe przyjmowanie substancji, która szkodliwie działa na
organizm ludzki i wywołuje stan przewlekłego zatrucia
' tolerancja
- adaptacja organizmu do dawki substancji psychoaktywnej,
powodująca, że z czasem dawkę tę trzeba zwiększać, aby uzyskać
taki sam efekt towar
- narkotyk trawa (trawka)
- patrz: marihuana upalić się
- wypalić dostateczną ilość marihuany, haszyszu, heroiny, aby
uzyskać oczekiwany skutek uzależnienie fizyczne
- stan biologicznego przystosowania się organizmu do przyjmowanej
substancji; jej niedobór znajduje wyraz w fizycznych objawach
(dolegliwościach), występujących we wszystkich układach - aż do
powstania zespołu abstynencyjne-go uzależnienie psychiczne
- przymus zażywania określonego środka w celu osiągnięcia
oczekiwanego stanu emocjonalnego wspóluzależnienie
- zespół zachowań i reakcji osób bliskich osobie uzależnionej
wzrost tolerancji -konieczność przyjmowania coraz większej dawki,
aby uzyskiwać wciąż ten sam efekt, wynikająca z przystosowania
się organizmu do dawki mniejszej zaburzenia świadomości
-przeżywanie zjawisk nieprawdziwych i nierealnych, wypływające
z zaburzonej lub zniesionej percepcji rzeczywistości zaburzenie
psychotyczne
- zespół doznań psychicznych charakteryzujący się zniekształconym
postrzeganiem i interpretowaniem rzeczywistości zależność lękowa
- stan fizyczny i psychiczny wynikający z interakcji między
organizmem a lekiem; charakteryzuje się szeregiem zachowań i
objawów ~ głównie niekontrolowanym przyjmowaniem leku w sposób
okresowy lub stały, aby bądź przeżyć jego działanie, bądź uniknąć
złego samopoczucia, spowodowanego jego brakiem zespół
abstynencyjny
- zespół objawów (dolegliwości) fizycznych występujących po
zaprzestaniu przyjmowania środka, który uzależnia fizycznie zupa
- patrz: makiwara ziolo
- patrz: skun



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Amfetamina mity rzeczywistosc
Bill Bland Stalin, mity i rzeczywistość
Homeopatia mity i rzeczywistość
Pierścienie odciążające mity i rzeczywistość
Homeopatia w codziennej praktyce HOMEOPATYCZNA RZECZYWISTOŚĆ I KRĄŻĄCE WOKÓŁ MITY
Problem narkotyków i narkomanii w Polsce 10
Zasady rachunkowości w zakresie prawa podatkowego w Polsce
złoty wiek w polsce (2)
Trendy w światowej produkcji i obrocie narkotykami
Walka z inflacją w Polsce
NT nanotechnologia w polsce 12
9 rzeczy, których nie znosimy u sąsiadów

więcej podobnych podstron