Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 12 13 TŁUMACZENIE OFICJALNE


)
ROZDZIAA DWUNASTY
Aurox
Aurox wyszedł w ślad za swoją kapłanką ze skrzydła na-
uczycielskiego wprost na zachodzące słońce. Chociaż była
zima, a promienie słoneczne nie niosły ze sobą ciepła - ani
zbyt wiele światła, prawdę powiedziawszy - Neferet skuliła
się, jakby zadawały jej ból. Aurox patrzył, jak kapłanka na-
ciąga na głowę kaptur zielonej sukni tak mocno, że zakrył jej
niemal całą twarz.
- Słońce! - Wypowiedziała to słowo, jakby miało
gorzki smak. - Zapłacą mi za to, że muszę odbyć tę podróż
w świetle słońca - dodała, po czym spojrzała na niego przez
odbijające jego wizerunek okulary. - A konkretnie to ty od-
bierzesz od nich zapłatę dla mnie.
- Tak, kapłanko - odparł automatycznie.
Neferet podeszła władczym krokiem do dużego czarnego
pojazdu, który na jej rozkaz nauczył się prowadzić, i stanęła
przed drzwiami, czekając, aż je otworzy, co pospiesznie
uczynił. Zauważył przy tym, że mimo dnia Neferet rzuca
nienaturalnie ciemny cień. "Ciemność jest jej nieodłączną to-
warzyszką", pomyślał.
Uruchomił silnik, a wtedy ona wcisnęła guzik w lusterku
wstecznym.
164
- Tak, Neferet? Dokąd OnStar ma cię dzisiaj zabrać?
- Do szkoły Willa Rogersa w Tulsie - odpowiedziała
głosowi, a potem poleciła Auroksowi: - Jedz dokładnie tak,
jak ci każe.
- Tak, kapłanko - rzekł, bo właśnie tego od niego
oczekiwała.
Aurox zaparkował auto przed budynkiem z jasnej cegły
i kamienia i od razu uznał, że budowla mu się podoba.
Wszedł do środka w ślad za Neferet, znalazł się w pierwszym
z szerokich czystych korytarzy i zaskoczyła go atmosfera
tego miejsca. Miał wrażenie, że budynek czuje. Panował
w nim klimat mądrości, wsłuchiwania się, co podziałało na
Auroksa niespodziewanie uspokajająco.
Tylko jak to możliwe? Jak budynek może sprawiać, że
Aurox cokolwiek odczuwa?
Kompleksu pilnował jeden podstarzały strażnik. Podszedł
do Auroksa i Neferet powoli, kulejąc, raczej zaciekawiony
i uprzejmy niż ostrożny.
- Czy mogę państwu jakoś pomóc? - zapytał.
- Proszę powiedzieć, czy pod tą szkołą znajdują się
podziemia? Duże piwnice albo tunele? - zapytała Neferet,
zsuwając kaptur i zdejmując przyciemnione okulary.
Strażnik otworzył szeroko oczy na widok jej urody, a potem
wbił wzrok w szafirowy tatuaż.
- Mamy stare tunele, ale nie są wykorzystywane od
czasów, kiedy służyły za schrony przeciwlotnicze. No i od
czasu do czasu jako kryjówka przed tornadem. A dlaczego ...
- Jak tam można się dostać? - przerwała mu Neferet.
- Przykro mi, konieczna jest zgoda administracji budynku,
żeby ...
- To nie będzie konieczne. - Tym razem okrasiła słowa
uwodzicielskim uśmiechem. - Ja tylko zbieram dane
165
historyczne na temat budynku szkoły. Te tunele nadal są dostępne,
prawda?
Strażnik był chyba w takim samym stopniu zdezorientowany
jej pytaniem jak oszołomiony uśmiechem.
- Tak, tak. Aatwo się do nich dostać. Proszę iść głównym
korytarzem i minąć bibliotekę - wskazał ręką na prawo. 
Na rogu korytarza, który dochodzi do holu, są schody.
Proszę zejść piętro niżej. Do tuneli schodzi się przez
dawną salę muzyczną mniej więcej w połowie prawego
korytarza. Mam tutaj uniwersalny klucz. Nic się chyba nie
stanie, jeśli tam pani zajrzy. W tej chwili i tak nie ma zajęć
ani ...
- Masz go unieszkodliwić, ale nie zabijać - zarządziła
Neferet. - Och, i daj mi ten klucz.
Aurox uderzył mężczyznę na tyle mocno, by stracił przy-
tomność. Raczej go nie zabił, lecz pewności nie miał. Nie
miał też czasu, żeby to sprawdzić. Podał Neferet pęk brzę-
czących kluczy i ruszył za nią w kierunku, który strażnik
nieopatrznie im zdradził. Kapłanka zatrzymała się przed du-
żym pomieszczeniem po lewej stronie i zajrzała do środka
przez przeszklone drzwi. Aurox zajrzał wraz z nią. To była
elegancka sala. Wielkie ozdobne lampy wisiały nad stołami
i regałami. Co dziwne, Aurox wyczuwał jakby oczekiwanie
płynące z wewnątrz.
- Biblioteka - powiedziała kapłanka. - Cała ta architektura
art deco została zmarnowana na bandę ludzkich
nastolatków - dodała, ignorując piękno i majestatyczność
budynku. - Tędy - wskazała na widoczne przed nimi rozwidlenie
korytarza.
Aurox ruszył za nią niemal niechętnie.
- To jest szkoła tak samo jak Dom Nocy? - spytał,
czując potrzebę wyrażenia na głos jednego z pytań, które
krążyły mu po głowie.
Neferet nawet na niego nie spojrzała.
166
- To ludzka szkoła publiczna. Nie taka jak Dom Nocy
- dodała i wzruszyła lekko ramionami. - Praktycznie widzę
tu tylko estrogeny i testosteron. Dlaczego pytasz?
- Jestem po prostu ciekawy.
Popatrzyła na niego przelotnie.
- To nie bądz.
- Tak, kapłanko - szepnął.
Szli dalej cichym korytarzem, który z każdym ich krokiem
stawał się coraz słabiej oświetlony. Cienie otaczające
Neferet poruszyły się, kiedy zatrzymała się przed drzwiami
z namalowanymi nutkami.
- To tutaj - powiedziała. Przekręciła klucz w zamku
i weszła do obskurnej sali, w której czuć było kurz i zanie-
dbanie. Na lewo znajdowało się pomieszczenie z krzesłami
i metalowymi stojakami. Przed nimi rozciągała się zagracona
przestrzeń prowadząca w ciemność. Neferet zawahała się,
po czym mruknęła z niezadowoleniem:
- Męczy mnie poszukiwanie. - Uniosła prawą rękę,
przyłożyła do niej ostry paznokieć środkowego palca lewej
dłoni i rozdarła skórę, która zapłakała czerwienią.
Do czerwonych, żądam, prowadz mnie,
Moja krew zapłatą twoją niech będzie.
Aurox przyglądał się zafascynowany, jak ciemność wy-
łania się z cieni wokół Neferet i spod niej, a także z kątów
sali. Poruszające się macki podpełzły do kapłanki, oplotły jej
ciało, przesuwając się po skórze do krwi, która zebrała się na
jej dłoni. Ciemność zaczęła się poić krwią, a Neferet drżała
i jęczała, jakby sprawiało jej to ból, lecz nie zamknęła dłoni.
Nie odsunęła się.
Aurox p o c z u ł. Z jednej strony był podekscytowany,
spodziewał się bowiem nadchodzącej bitwy, czekał z radością
na wściekłość i moc, jakie ta bitwa wywoła.
167
Z drugiej natomiast czuł obrzydzenie. Ciemność pulsowała
wokół Neferet, złowroga, kleista i niebezpieczna. Aurox
zastanawiał się właśnie nad tymi wszystkimi odczuciami,
kiedy Neferet strząsnęła z siebie macki ciemności i polizawszy
ranę, zamknęła ją.
Najadłyście się,
Więc prowadzcie mnie.
Melodyjny rytm zaklęcia musnął swoją mocą Auroksa,
który zadrżał, gdy ciemność zaczęła się wić, a potem wyśli-
zgnęła się z pomieszczenia, zostawiając po sobie drogowskaz
- cienki jak wstążka ślad czarniejszy niż bezksiężycowa noc.
- Chodz - powiedziała Neferet.
Aurox wypełnił polecenie.
Wyszli za wąskim śladem na opuszczony korytarz, który
zaczął opadać w dół jak tunel. W końcu doszli do szerokiej
przestrzeni zakończonej ścianą. Neferet się zatrzymała.
Aurox wyczuł ich, zanim jeszcze zobaczył. Mieli wstrętny
zepsuty, zgniły zapach. "Śmierć - pomyślał. - Cuchną
śmiercią",
- Niedopuszczalne - rzuciła Neferet ze złością. -
Całkowicie gorszące. - Wmaszerowała do podziemnego
pomieszczenia, podeszła do ściany i włączyła przycisk.
Samotna goła żarówka rzucała chorobliwie żółtą poświatę.
Aurox pomyślał, że to wszystko wygląda jak gniazdo.
Materace pokładziono gęsto obok siebie. Pod kocami
leżały na nich zwinięte ciała. Niektóre nagie. Inne ubrane.
Trudno było powiedzieć, gdzie kończy się jedno, a zaczyna
następne. Ktoś uniósł głowę. Tatuaże tego wampira były
czerwone i do złudzenia przypominały macki ciemności,
która ich tu doprowadziła. Patrzył na nich groznie. Odezwał się
gniewnie:
168
- Kurtis, zajmij się nieproszonymi gośćmi.
Duży kopiec poruszył się leniwie i z przeciwległego końca
gniazda uniosła się szeroka głowa. Ten miał na czole czer-
wony półksiężyc - a więc adept.
- Ledwo zaczęło świtać. Potraktuj ich prądem czy coś
takiego. a potem ...
- A potem co? - zapytała Neferet lodowatym głosem.
- Kurtis, zanim umarłeś, byłeś bełkoczącym głupcem. Teraz
jesteś bełkoczącym głupcem i na dodatek śmierdzisz. -
Spojrzała na Auroksa. - Rzuć nim o ścianę.
Aurox ruszył, żeby wypełnić rozkaz, ale powoli, dając
adeptowi czas, by poczuł strach. Karmił się jego lękiem,
a kiedy jego ciało zaczęło się zmieniać, przeobrażać, rosnąć
w zupełnie inny kształt, o wiele potężniejszy, zmienił się
także strach adepta, przeobrażając się w rozkoszne bezbrzeżne
przerażenie. Aurox ryknął, uniósł chłopaka i cisnął nim
o mur. Rozległ się straszny trzask i chłopak legł bez ruchu.
- Moment! Moment! Neferet! Nie wiedziałem, że to
ty. - Czerwony wampir stanął bez koszuli, wyciągnął ręce
przed siebie i popatrzył na kapłankę. Aurox wyczuwał jego
strach. Podobało mu się to.
Gdy zrobił krok w stronę wampira, jego kopyta zadzwoniły
o zimną betonową posadzkę.
- Na razie przerwa, Aurox - zarządziła Neferet. Odwróciła się
do niego plecami i skoncentrowała na wampirze i jego gniezdzie. -
Naprawdę sądziłeś, że możesz się przede mną ukryć, Dallas?
- Nie ukrywałem się przed tobą! Nie wiedziałem, co robić,
gdzie cię szukać.
- Nie kłam. - Neferet ściszyła głos i w jego cichości
Aurox usłyszał czarną nieskończoną grozbę. - Nigdy mnie
nie okłamuj.
- Okej, okej. Sorry - powiedział pospiesznie wampir.
- Chyba po prostu nie myślałem.
169
Gniazdo zaczęło się poruszać, adeptów obudziła rozmowa
wampira i Neferet i teraz Aurox widział ich twarze, oczy
szeroko otwarte z przerażenia, patrzące to na kapłankę, to na
niego.
Pragnął zmiażdżyć kopytami te gapiące się na niego twarze.
Z gniazda dobiegł ich ostry kaszel.
- Ilu was tu jest? - prychnęła Neferet.
- Po tym jak Zoey i jej debile wyrzucili nas z tuneli pod
dworcem, zostało dziesięciu oprócz mnie - powiedział Dal-
las i spojrzał na Kurtisa. - No i on.
- Żyje. Jeszcze - zauważyła Neferet. - A więc jedenaścioro
adeptów i jeden wampir. Ilu kaszle?
Dallas wzruszył ramionami.
- Dwoje, może troje.
- Za wiele. Powinni być w pobliżu wampirów, w przeciwnym
razie umrą. Ponownie' - dodała z okrutnym uśmiechem.
Z gniazda adeptów napłynęła jeszcze większa fala strachu.
Aurox zacisnął zęby, z trudem powstrzymując pragnie-
nie, by się nią nakarmić.
- Będziecie do nas przychodzić? Tak jak kiedyś?
- Nie, mam inne plany. Czas, żebyście się do mnie przy-
łączyli. Wszyscy.
- Znaczy mamy wrócić do Domu Nocy? To niemożliwe.
Nie jesteśmy tym, kim kiedyś byliśmy, i nie chcemy ...
- To, czego chcecie, nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Macie być mi posłuszni. A jeśli nie, wszyscy zginiecie.
Wampir wyprostował się wyraznie. Jego gniew świecił
mocniej, tak samo jak ta samotna żarówka.
- Nie umrę. Przeszedłem już Przemianę. Niektórzy
z nich mogą umrzeć - wskazał kucających u jego stóp adeptów. 
Ale powiedziałbym, że to jak w przyrodzie: po prostu przeżyją
najsilniejsze osobniki.
170
- Nie jesteś taki bystry, jakim cię zapamiętałam, Dallas.
Pozwól, że wyrażę się jasno i prosto, żebyś nawet ty mnie
zrozumiał: jeżeli ty i twoi adepci nie będziecie mi posłuszni,
ty stracisz życie pierwszy. Moje stworzenie cię zabije. Teraz.
Albo kiedykolwiek mu każę. Więc wybieraj.
Światło żarówki zbladło.
- Wybieram posłuszeństwo ~ powiedział Dallas.
- To mądry wybór. Macie się umyć i wrócić dzisiaj do
Domu Nocy na lekcje.
- Ale jak ...
- Skorzystajcie ze szkolnych pryszniców, żeby zmyć
z siebie ten odór. Ukradnijcie sobie ubrania. Albo je kupcie.
O siódmej trzydzieści, przed rozpoczęciem zajęć, na ulicy
przy wschodnim wejściu na teren tej szkoły będzie czekał
na was autobus Domu Nocy. Wsiądziecie do niego. Wzno-
wicie naukę. Będziecie spali w Domu Nocy ... - Przerwała,
by machnąć lekceważąco ręką. - Każę zasłonić okna albo
otworzę dla was piwnicę. Ale macie mieszkać w Domu Nocy.
- A jak mamy zaspokajać głód?
- Ostrożnie. A to, czego wam się nie uda zaspokoić, będziecie
kontrolować. Przynajmniej póki świat się nie zmieni
na tyle, żeby wyjść naprzeciw waszym potrzebom.
- Nic z tego nie rozumiem! Po co ci jesteśmy potrzebni?
- Rephaim, Kruk Prześmiewca, którego nie udało
wam się zabić, i to nie raz, został obdarzony ludzką postacią
na czas nocy i jest teraz partnerem Stevie Rae. Wolno mu
uczęszczać do Domu Nocy razem z Afrodytą i czerwonymi
adeptami z grupy Stevie Rae.
- Mam chodzić do szkoły z nim? I z nią? Razem?
Żarówka znów zaświeciła jaskrawym światłem.
- Nienawidzisz ich, prawda?
- Tak.
- To dobrze. Właśnie dlatego jesteście nu potrzebni.
Wszyscy.
171
- Ponieważ ich nienawidzimy?
- Nie. Ze względu na to, co spowoduje wasza nienawiść
kontrolowana przeze mnie.
- A co spowoduje? - zapytał Dallas.
- Chaos - uśmiechnęła się Neferet.
Wyszli krótko po tym, jak Neferet skończyła instruować
wampira o imieniu Dallas, jakimi sposobami może wywoływać
chaos, a jakimi nie. Najwyrazniej miał służyć podobnemu
celowi jak Aurox - Neferet będzie dyrygować jego
agresją i pilnować oddania. Nie miał zabijać - na razie. No
i zawsze istniała jeszcze ukryta grozba, że będzie siał nie-
zgodę, nieporozumienia i prowokował nienawiść.
Aurox to rozumiał. Był posłuszny.
Kiedy Neferet nakazała mu, że ma powstrzymać tkwiącą
w nim bestię, wypełnił polecenie i wyszedł za nią z gnijące-
go gniazda na czyste chłodne szkolne korytarze.
Stary wartownik leżał przy głównym wejściu, tam gdzie
go Aurox zostawił.
- Żyje? - zapytała Neferet.
Aurox dotknął mężczyzny.
- Tak.
Neferet westchnęła.
- Przypuszczam, że to nawet lepiej, chociaż rozwiązanie
nie jest najwygodniejsze. Zejdz na dół i powiedz Dallasowi,
że ma wyczyścić mu pamięć. Niech wprowadzi sugestię,
że mężczyzna został ranny podczas napadu na szkołę.
- Neferet postukała palcem w podbródek, zastanawiając się
nad czymś, po czym rozejrzała się po korytarzu i zauważyła
szklane gabloty z rozmaitymi pamiątkami. Potem jej wzrok
padł na znajdującą się za oszklonymi drzwiami bibliotekę,
a w niej równiutkie rzędy książek i połyskujące ozdobne ży-
randole. - Nie, mam zabawniejszy pomysł. Powiedz Dallasowi,
że ten człowiek ma sądzić, że został ranny podczas ataku wandali.
172
Kiedy będziesz wychodził, chcę, żebyś rozbił gabloty
i zniszczył bibliotekę. Ale zrób to szybko, będę czekać
na zewnątrz. A ja bardzo nie lubię czekania.
- Tak, kapłanko.
- Jak już powiedziałam, ta architektura i tak została
zmarnowana na ludzkie nastolatki ... - Neferet zaśmiała się,
wychodząc z budynku.
Aurox pospiesznie wrócił do podziemnej kryjówki. Kiedy
tylko Dallas go zauważył, natychmiast wstał i stanął po-
między nim a swoimi adeptami. Brudna ręka czerwonego
wampira spoczęła na metalowej skrzynce przymocowanej do
betonowej ściany. Aurox czuł moc, jaka w niej huczała, zwijała się
w spiralę, czekając na rozkaz.
- Czego chcesz? - zapytał Dallas.
- Neferet przysłała mnie z nowym rozkazem.
Dallas zdjął rękę z metalowej skrzynki.
- Co mam zrobić?
- Przy wejściu do szkoły leży nieprzytomny strażnik.
Kapłanka nie chce, żeby nas pamiętał. Ma sądzić, że to wandale
na niego napadli. '
- Dobrze. Jak tam chcecie - powiedział Dallas i zanim
Aurox zdążył się odwrócić, zadał mu pytanie: - Hej, kim ty
u diabła jesteś?
Pytanie zaskoczyło Auroksa.
- Jestem posłuszny Neferet - odparł automatycznie.
- Taaa, ale kim jesteś? - zapytała ciemnowłosa adeptka,
która zerkała za niego zza Dallasa. - Widziałam cię.
Zmieniałeś się w coś z rogami i kopytami. Jesteś jakimś demonem?
- Nie. Nie jestem demonem. Jestem posłuszny Neferet
- powtórzył Aurox i wyszedł, zostawiając ich za sobą. Nie mógł
jednak zostawić ich słów, które goniły go aż do korytarza.
To jakiś dziwoląg, słyszał szeptanie. Coś z nim jest nie tak.
173
Aurox chwycił za biurko z drewna i stali, żeby roztrzaskać
wszystkie skarby w tym czystym szerokim korytarzu.
Rozbił też ozdobne oświetlenie wiszące w sali z książkami.
Siał zniszczenie, jednocześnie karmiąc się strachem
i złością, które czuł. Kiedy je wykorzystał, skierował się na
przerażenie starego człowieka wywołane tym, że czerwony
adept, którego zranił, pił jego krew, a inni stali dookoła
i śmiali się. Skończyli ze strażnikiem i wymazali mu pamięć.
Aurox wykorzystał wtedy odrazę, jaką odczuwali do starca,
żeby napędzić siłę, która była mu potrzebna. Ale i to uczucie
szybko zniknęło. Wtedy dokopał się do jedynych uczuć, jakie
mu pozostały. Do uczuć, którymi dotąd się nie karmił, lecz
przechowywał je jako własne. Aurox skończył demolować
szkołę, spijając samotność, smutek i poczucie winy Zoey,
a potem przybrał znowu postać chłopca i odszedł od zgliszczy
będących jego dziełem - jak najszybciej, by Neferet nie
musiała czekać ani chwili dłużej.
)
ROZDZIAA TRZYNASTY
Stark
Sen Starka zaczął się całkiem dobrze. Znajdował się na re-
welacyjnej plaży, dookoła był biały piasek, a przed nim wid-
niała przejrzyście niebieska woda. Słońce wcale go nie paliło.
Było zupełnie tak jak w czasach przed naznaczeniem, kiedy
dotyk słońca na twarzy i ramionach wydawał się przyjemny.
Stark wypuszczał strzały w stronę wielkiej okrągłej tarczy,
która je magicznie wchłaniała, a potem pojawiały się tajemniczo
na piasku, tak że mógł strzelać i strzelać, i strzelać.
Zaczął właśnie myśleć, jak świetnie by było, gdyby Zoey
pokazała się na tej plaży w bikini.
A może to plaża europejska i Zo przyjdzie toples? Tak
byłoby jeszcze lepiej.
Następnie, jak często bywa w snach, scena się zmieniła
i nagle faktycznie zjawiła się Zoey, tyle że nie znajdowali się
wcale na plaży. Zo leżała zwinięta w jego ramionach, ciepła,
miękka i ślicznie pachnąca.
- Hej - uśmiechnęła się. - Obudziłeś się, a słońce
jeszcze nie zaszło.
- Tak - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Zaraz
ci pokażę, jak bardzo jestem obudzony - dodał, po czym
pocałował ją. Smakowała słodko. Jej ciało idealnie pasowało
175
do jego ciała. Jęknęła z westchnieniem jak zawsze, kiedy
było jej naprawdę, ale to naprawdę dobrze.
Ledwo jednak zaczął się angażować w tym śnie, Zoey się
odsunęła. Popatrzył na nią pytająco, myśląc, że może to będzie
sen najlepszy z najlepszych i Zo za chwilę zrobi seksowny
striptiz. A potem zobaczył jej minę. Czyste przerażenie.
- Zatrzymaj ich! - krzyknęła. - Stark! Strażniku! Pomocy!
Wyciągnęła do niego rękę, lecz ciemne, podobne do węży
macki odciągnęły ją do tyłu.
Stark się zerwał, w jego ręce pojawił się nagle miecz
strażnika. Podbiegł do niej, przeskoczył ponad jej leżącym
ciałem i wylądował w samym środku macek. Machał mieczem,
tnąc na oślep, ale z każdej uciętej wyrastały dwie kolejne
i przyklejały się do Zoey niczym rzepy.
- Stark! Na litość bogini! Pomóż mi!
- Próbuję! Robię, co mogę! - zawołał, nic jednak nie
mógł zdziałać. Zoey była już całkowicie pokryta kokonem
macek, jakby stanowiła przekąskę dla gigantycznego pająka
Była przytomna i błagała, by ją ratował.
Stark walczył bez ustanku - na darmo. Ciemność odciągnęła
Zoey od niego i wtedy zobaczył Neferet, która dyrygowała
ciemnymi klejącymi pnączami niczym kukiełki w teatrze.
Stała poza zasięgiem jego miecza i śmiała się głośno.
Zaciskała przy tym macki wokół Zoey, aż w końcu jego
ukochana, jego królowa została uduszona, zabita i pochłonięta
przez wroga.
Stark stał w tym swoim śnie, płacząc za Zoey. W głowie
usłyszał wyrazny głos: Tak się stanie, jeśli Zoey Redbird nie
wystąpi publicznie przeciwko Neferet. Musi się przeciwstawić
Tsi Sgili i zerwać ten pozorowany rozejm.
Wstrząśnięty i załamany utratą ukochanej Stark s
tylko słowa, a nie głos. Nie myślał o tym, skąd pochodzi
wiadomość - docierało do niego wyłącznie ostrzeżenie.
176
Wziął głęboki oddech i obudził się. Zoey, ciepła, bez-
pieczna i chętna, leżała w jego ramionach uśmiechnięta.
- Hej - powiedziała. - Obudziłeś się, a słońce jeszcze
nie zaszło.
Ciałem Starka wstrząsnął przerazliwy złowieszczy
dreszcz. To nie był zwykły sen - i dobrze o tym wiedział.
Co znaczyło, że ostrzeżenie nie było czcze, lecz stanowiło
przepowiednię. Objął Zoey i przytulił ją mocno do siebie.
- Powiedz mi, że wszystko w porządku. Powiedz, że
nic ci nie jest.
- Powiem, jeśli przestaniesz mnie dusić - odparła
z trudem.
Poluzował uścisk jednej ręki, drugą zaczął gładzić ją po
plecach. Równocześnie spoglądał przez ramię, upewniając
się, że nie ma tu żadnych macek - żadnych lepkich wspo-
mnień ze snu.
- Stark, przestań. - Zoey chwyciła go za rękę i popatrzyła
mu w oczy. - Co się dzieje?
- Miałem koszmarnie zły sen. Normalnie apokalipsa.
A potem się obudziłem i wypowiedziałaś dokładnie te same
słowa, które powiedziałaś w moim śnie, zanim ciemność
dopadła cię mackami.
- Po pierwsze, bleee. Złapanie mnie przez ciemność to
obrzydlistwo. A jak to się stało?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Oczywiście, że chcę. To mógł być proroczy sen, co
oznacza, że muszę wiedzieć, czego powinnam unikać.
- W sumie też tak pomyślałem. To znaczy próbowałem
tak nie myśleć, ale masz rację.
Stark oparł się o poduszkę i przeczesał włosy palcami,
próbując strząsnąć z siebie resztki snu oraz złe przeczucia.
- Być może to przepowiednia, a wtedy powinnaś wiedzieć.
Ciemność złapała cię tak, jak Szeloba złapała Frodo,
tylko sto razy gorzej.
177
Zoey nagle pobladła.
- Jako osoba, która panicznie boi się pająków, nie mam
pojęcia, jak twój sen mógł być gorszy od tego tutaj widoku.
- Pomyśl o tym, że Szeloba to Neferet, a jej siecią jest
ciemność.
- Okej, masz rację. To faktycznie jest gorsze - odparła
i uśmiechnęła się do niego odważnie. - Ale uratowałeś
mnie, prawda?
Stark nie odpowiedział. Nie potrafił.
- Halo, mój silny strażniku! Uratowałeś mnie. Tak?
- Nie - przyznał. - Próbowałem, ale kontrolowana
przez Neferet ciemność była silniejsza.
- Cholera. Nienawidzę, jak coś takiego się dzieje. -
Zoey pokręciła głową i dodała stanowczo: - Nie, przecież to
się nie zdarzyło naprawdę. Na razie to tylko sen.
- Zbyt wiele razy coś, co wydawało się, że może się
zdarzyć wyłącznie w snach, okazywało się rzeczywistością
- rzekł posępnie Starko - I było coś jeszcze. Ktoś mi po-
wiedział, że to wszystko stanie się naprawdę, jeśli nie
sprzeciwisz się Neferet.
- Hej, przecież ciągle się jej sprzeciwiam! - skrzywiła
się Zoey. - I co to znaczy "ktoś"? Nyks? Bogini do ciebie
przemówiła?
Stark zastanowił się, próbując przypomnieć sobie usłyszany
we śnie głos, lecz chociaż wszystko było świeże, szczegóły
już ulatywały w niepamięć.
- Nie wiem, ale chyba to nie była Nyks. A przynajmniej
nie rozpoznałem jej głosu.
- Pewnie wiedziałbyś na sto procent, gdyby to była bogini.
A poza tym przeciwstawiam się Neferet, więc nie wiem,
o czym mowa.
- W zasadzie w tej chwili jest między wami coś w rodzaju
rozejmu - odparł Stark powoli.
178
- To zależy, co rozumiesz przez "rozejm". To, że nie
mogę kopnąć jej w tyłek i wywalić z Domu Nocy, bo
Najwyższa Rada jej wybaczyła? Owszem, tak właśnie wygląda
nasz rozejm.
- Hej!. .. - Stark dotknął jej policzka. - Nie chciałem
cię wkurzyć. Przestraszył mnie ten sen i tyle.
Przytuliła się do niego, a wtedy poczuł, że zaczyna się
rozluzniać.
- Nie wkurzyłeś mnie. Zaskoczyłeś. No wiesz, sądziłam,
że nadajemy na tych samych falach, jeśli chodzi o Neferet.
- Nadajemy. - Przytulił ją. - Wiemy, że Neferet jest
na wskroś zła i szalona, i wiemy, że musimy uważać na to, co
zmaluje następnym razem.
Zoey zadrżała i ukryła twarz na jego ramieniu.
- Mam ochotę uciec na Skye.
- Mam ochotę zawiezć cię na Skye. - Zawahał się. Coś
jeszcze nie dawało mu spokoju. - Ten sen, Zo ... Ciemność
cię zabrała, a ja nie byłem w stanie nic zrobić. Myślę, że to
ostrzeżenie, naprawdę tak myślę. I chyba chodzi o to, że musisz
nadal opierać się Neferet.
- Będę się opierała - odparła i przechyliła głowę, żeby
na niego spojrzeć. - Wyglądasz na zmęczonego. Wcześnie
wstałeś.
Uśmiechnął się zawadiacko, jak to on.
- Wstałem wcześnie, żebyśmy mogli spędzić ze sobą
miło czas, zanim przyjedzie ten nasz busik. Może i jestem
zmęczony, ale nie aż tak bardzo. - Wsunął rękę pod jej wielki
workowaty T-shirt i połaskotał ją po żebrach. Zachichotała.
Złapał wargami jej słodki szczęśliwy śmiech i przekształcił
go w długi namiętny pocałunek. A potem przestał czuć
mrowienie w ręce i kiedy zaczęli się kochać, prawie cały nie-
pokój wywołany snem zniknął. Prawie cały ...
*
179
Zoey
- O cholera! - mruknęłam, kiedy Darius wjechał
w długi kręty podjazd prowadzący na tyłach Domu Nocy do
parkingu. Ledwo znalezliśmy się na terenie szkoły, zauważyłam,
że Neferet, Smok i pięciu Synów Ereba stoją niczym
wampirski komitet powitalny. - Zwolnij - przykazałam
Dariusowi. - Musimy się przygotować.
- To nie wygląda dobrze - zgodziła się Kramisha.
- Wow, nie uwierzylibyście w te wszystkie kolory! -
Shaylin gapiła się z otwartymi ustami na widocznych za szybą
nauczycieli. - Bleee, i pani Oko Martwej Ryby też tu
jest. Ohyda!
- Pani Oko Martwej Ryby, to mi się nawet podoba -
odezwała się Afrodyta. - Pasuje do niej.
- Pani Oko Martwej Ryby wykazuje się super intuicją
- przypomniałam wszystkim, chociaż zwracałam się
konkretnie do Shaylin.
- Uznaliśmy też, że najlepiej będzie, jeśli nie dowie się
o darze Shaylin - dodała Stevie Rae, podchodząc do mnie
z tyłu autobusu, gdzie siedziała z Rephaimem. - Zo, może
wezwiesz ducha, żeby zasłonił myśli Shaylin? Przynajmniej
dopóki nie miniemy Neferet.
- Tak, to dobry pomysł. - Wzięłam głęboki oddech
i szepnęłam: - Duchu, przybądz. - Od razu poczułam, jak
powietrze na mojej skórze drży od mocy wezwanego żywiołu.
- Osłoń, proszę, Shaylin i jej myśli.
- Auć! - Shaylin zachichotała, kiedy żywioł omiótł jej
ciało. - To niesamowite, a ty jesteś super fioletowa, jak to
robisz.
- Dzięki. Chyba - odpowiedziałam. Ta nowa dziewczyna
była dziwaczna, ale wydawała się dość sympatyczna.
Spojrzałam na resztę adeptów w autobusie i wyłowiłam
180
Blizniaczki oraz Damiena. - Wy też trzymajcie swoje żywioły
blisko.
- Myślę, że kiedy znajdziemy się w pobliżu Neferet, po-
winniśmy się koncentrować na szkole - rzekł Damien.
Wszyscy na niego popatrzeliśmy.
- Na szkole? - zapytała Shaunee.
- Znaczy na zadaniach domowych i takich tam? - do-
dała Erin.
- Czy może mówisz o pokazach mody, które są dla nas
prawdziwą szkołą życia? - ciągnęła Shaunee.
- Bośmy się pogubiły - zakończyła Erin.
Damien westchnął teatralnie.
- Na szkole, czyli na nauce - wyjaśnił. - Na przykład
w pobliżu Neferet powinniście powtarzać definicje trudnych
łów - dodał i popatrzył ponad swoim długim nosem na
Blizniaczki. - Wy dwie możecie zacząć od słowa "zdeprawowane".
- Nie mam bladego pojęcia, co to może znaczyć. A ty,
blizniaczko?
- Nawet mi nie świta - odparła Shaunee.
- Cicho bądzcie, zrosłomóżdżki. Nasz pedałek Damien
ma rację. Od dłuższego czasu nie znajdowaliśmy się blisko
Neferet. Wszyscy musimy się skupić i zająć czymś myśli,
tylko że nie sprawami wiadomo jakimi, ale szkolnymi głupotami.
- Afrodyta spojrzała na Rephaima. - Czy Neferet
czyta ci w myślach?
Rephaim był chyba zaskoczony pytaniem, lecz nawet się
nie zawahał.
- Nie - odparł.
- Masz pewność? - zapytałam.
- Tak.
- Skąd? - zapytała Afrodyta.
- Nie musi tego wyjaśniać tobie - zaperzyła się Stevie
Rae.
181
- Owszem, musi - odezwał się Stark, zanim zdołałam
cokolwiek powiedzieć. - Stevie Rae, musisz przestać
tak chronić Rephaima. Stał kiedyś po stronie Neferet,
może mieć informacje, które moglibyśmy wykorzystać.
- Nigdy nie stałem po stronie Neferet. - Głos Rephaima
był tak samo stalowy jak spojrzenie, które wbił w Starka.
- Stałem po stronie Kalony. Tak samo jak ty.
To zupełnie zamknęło Starkowi usta, więc wykorzysta-
łam okazję, żeby się wtrącić.
- Pomijając szczegóły, chcieliśmy tylko powiedzieć, że
znajdowałeś się po przeciwnej stronie, a to może się okazać
dla nas pomocne.
Rephaim popatrzył na mnie już łagodniejszym wzrokiem,
lecz nadal miał niepewną minę .
- Wiem, że Neferet nie potrafi czytać mi w myślach, bo
nic nie wiedziała o mnie i Stevie Rae - powiedział i chwycił
moją najlepszą przyjaciółkę za rękę. - Próbowałem o tobie
nie myśleć, kiedy była blisko, ale nie mogłem się powstrzymać.
I myślałem o tobie. Często.
Stevie Rae uśmiechnęła się szeroko i podeszła na palcach,
żeby go pocałować.
- Ble - odezwała się Afrodyta. - To może szybko,
zanim się porzygam: mamy pewność, że Neferet nie potrafi
czytać w moich myślach, w myślach Zoey oraz ptakoluda.
Cała reszta musi się pilnować.
- Właśnie podjechał kolejny autobus - rzekł nagle Darius,
zerkając w lusterko wsteczne. - I też ma z boku napis Dom Nocy.
Z jednego z tylnych siedzeń rozległ się głos Johnny'ego B.
- I nie jest wcale krótki. Dlaczego nam nie mogli dać
normalnego autobusu?
- Bo nie jesteś normalny - rzuciła Kramisha.
- A twoja matka ...
182
- No dobra, szykujemy się do wyjścia - przerwałam
mu w pół słowa.
- Czyli do bitwy - powiedział Starko
- Zaparkuj - poleciłam Dariusowi.
Tak zrobił, po czym on, Stark i Rephaim wysiedli pierwsi,
a za nimi wszyscy pozostali. Uznałam, że mogę od razu stanąć
twarzą w twarz z tym, co nas czekało, więc ze Starkiem
i Stevie Rae u boku ruszyłam prosto do Neferet. Pokłoniłam
się jej z połowicznym szacunkiem i złożyłam głębszy ukłon
Smokowi i wojownikom.
- Bądzcie pozdrowieni - odezwałam się oficjalnie.
- Ach, Zoey, Stevie Rae, jak dobrze, że przyjechaliście
razem z tym drugim autobusem. To mi oszczędzi czasu na
wyjaśnienia - powiedziała tajemniczo Neferet.
Zanim zdołałam błyskotliwie zapytać "hę?" czy jakoś
tak, tamten autobus zaparkował obok naszego i jego drzwi
otworzyły się z tym dziwnym dzwiękiem ze Star Treka, jaki
mają wszystkie autobusy.
W tej samej chwili poczułam ciepło bijące od kamienia
proroczego:
Pierwszy wysiadł Aurox.
Za nim Dallas. Usłyszałam, jak Stevie Rae wciąga powie-
trze zszokowana, a ja otworzyłam szeroko usta, bo za Dallasem
wysiadła cała grupa czerwonych adeptów - złych czerwonych
adeptów, łącznie ze wstrętną Nicole oraz koszmarnie
posiniaczonym, ale nadal tłustym Kurtisem.
Czerwoni adepci wraz z Auroksem ustawili się naprzeciw
nas. Od razu przyszła mi na myśl scena taneczna z West Side
Story. Wszyscy dziwnie milczeli, dopiero Stevie Rae prze-
rwała ciszę nienaturalnie piskliwym głosem.
- Dallas, co ty u licha tu robisz? - zapytała.
Dallas wydął wargi.
- Nie rozmawiam z tobą - powiedział, po czym spojrzał
na Neferet i powoli dobitnie położył zwiniętą w pięść
183
prawą dłoń na sercu i pokłonił się jej nisko. - Bądz pozdrowiona,
najwyższa kapłanko.
Wszyscy pozostali czerwoni adepci z jego grupy zrobili
to samo.
Neferet uśmiechnęła się z wdzięcznością i odezwała głosem
ciepłym i łudząco miłym:
- Jakież wspaniałe powitanie. Dziękuję ci, Dallas. -
Przeniosła spojrzenie swoich szmaragdowych oczu na Stevie
Rae i jej głos znacznie zlodowaciał. - Odpowiem na twoje
pytanie, Stevie Rae. Oni robią tutaj dokładnie to samo co wy:
uczą się. Chociaż nie, chwileczkę. Istnieje drobna różnica po-
między nimi a twoją grupką. Otóż Dallas i jego adepci będą
mieszkać na terenie szkoły, a ja będę ich najwyższą kapłanką,
- Czy to on? - Dallas wpatrywał się w stojącego obok
Stevie Rae Rephaima. Praktycznie widziałam jego gniew.
- Pozwól, że ci przedstawię, Dallas. _ To Rephaim. Ale
przecież wyście się już spotkali, prawda?
Neferet mówiła tak, jakby przedstawiała sobie ludzi na
studniówce. Przysięgam: to było tak nierzeczywiste, że mu-
siałam się powstrzymać, żeby nie kazać Starkowi, by mnie
uszczypnął i udowodnił mi, że to tylko sen.
A potem spojrzałam na Dallasa i strach powiedział mi,
że nie, z całą pewnością nie śpię. Oczy Dallasa aż błyszczały
czerwienią. Wyglądał dziko i niezwykle niebezpiecznie.
Przypomniałam sobie, jak to kiedyś uważałam, że jest słodki
i milutki. No cóż, ten milutki chłopak najwidoczniej umarł,
kiedy po Przemianie narodził się czerwony wampir o tatuażach
przypominających bicze.
Stojący obok Stark przysunął się nerwowo bliżej mnie.
A stojący nieopodal Dallasa Aurox, na którego starałam
się nie patrzeć, także przysunął się nerwowo w moją stronę.
- Tak, to prawda. Spotkaliśmy się - powiedział Dallas.
184
- Owszem. - Głos Rephaima brzmiał tak samo twardo
i lodowato jak Dallasa, co uświadomiło mi, że nie doceniam
go tylko dlatego, że tak słodko uśmiecha się do Stevie Rae. .
- Skoro jesteście tu wszyscy, chciałam wyjaśnić jedną
rzecz - powiedziała Neferet, ponownie przyciągając naszą uwagę.
Wyglądała tak normalnie! Była piękna i władcza
i wydawała się tak rozsądna, że przez chwilę zrobiło mi się
żal, że nie jest tym, kim mogłaby być. - W ostatnim cza-
sie pojawiły się pomiędzy nami pewne nieprzyjemności. To
już skończona sprawa. Nie ma żadnych konfliktów pomiędzy
adeptami czerwonymi i niebieskimi ani pomiędzy adeptami
i wampirami.
- Nieprzyjemności? - zapytała Stevie Rae z niedowierzaniem.
- Przecież oni próbowali zabić mnie i Zoey!
- Zoey zabiła niektórych z nas! - wykrzyknął Dallas
i byłam pewna, że poczułam szum prądu w liniach biegnących
nad naszymi głowami do szkoły.
- Nie chciałam tego. Nicole, Kurtis i tamci mnie zaatakowali,
więc... _
- Dość tego! - rozkaz Neferet niósł w sobie przerażającą
moc, która pulsowała dookoła nas, a nawet przesączała się
przez srebrną poświatę rzucaną przez księżyc wschodzący
na niebie. - Powiedziałam, że przeszłość to skończona sprawa.
Stevie Rae i Zoey, jeśli nie potraficie się kontrolować, zostaniecie
wydalone ze szkoły. To samo tyczy się ciebie, Dallas.
Aurox oraz Synowie Ereba będą patrolować korytarze
i sale lekcyjne, a jeśli pojawią się jakieś problemy, rozwiążą
je. Natychmiast. Czy wyrażam się jasno? - Nikt nie wyrzekł słowa.
Na twarzy Neferet zakwitł lodowaty uśmiech.
- Bardzo dobrze, w takim razie idzcie na lekcje. - Okręciła
się na pięcie i poruszając się dziwnie, jakby płynęła, ruszyła
w stronę głównego budynku szkoły i czekających na nią zajęć.
- Obejmuje ją ciemność - odezwał się Stark cicho, ale
nie na tyle, żeby nikt go nie usłyszał.
185
- Jest całkowicie nią otoczona - powiedział Rephaim.
- Kompletnie - zgodziła się Stevie Rae i spojrzała na
Smoka oraz wojowników. - Czy oni tego nie widzą? To jak
kleiste pajęcze sieci - dodała i pokazała kciukiem na Dallasa
i jego czerwonych adeptów. - Mogę się założyć, że oni to
widzą.
- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz - rzekł Dallas.
- Nadal urządzasz w piwnicy przyjęcia urodzinowe dla
swoich lalek? - zapytała Nicole sarkastycznie.
Dallas i jego adepci wybuchneli śmiechem.
- Dallas, Neferet prosi, żebyś udał się do centrum komputerowego.
Mają jakieś problemy z komputerami i chcą,
żebyś im pomógł - powiedział Smok, pochodząc bliżej
i rozdzielając obie grupy. Dołączyli do niego Synowie Ereba
oraz Aurox. - Shaylin, to twój plan zajęć. Stevie Rae cię
pokieruje. - Podał nowej adeptce kartkę z rozkładem lekcji.
- Stark, Darius, idzcie do stajni i przygotujcie się do zajęć.
Reszta proszę zrobić to, co kazała najwyższa kapłanka. Za
chwilę zaczyna się pierwsza lekcja.
- Cokolwiek rozkazuje nasza najwyższa kapłanka,
mnie pasuje - odparł Dallas i minął Rephaima, patrząc na
niego pogardliwie.
Widziałam, że Rephaim jest opanowany. Nie wyglądał na
wkurzonego ani nie miał w sobie szalonego pragnienia, żeby
walnąć pięścią w szafkę czy coś takiego. Wydawał się mocny
i twardy, a do tego stał blisko Stevie Rae, jakby chciał ją
chronić.
- Chodzmy na lekcje i zignorujmy tych debili - powie-
działam, chwytając Starka za rękę.
- Oni nie chcą być ignorowani - zauważył Rephaim,
kiedy szliśmy w stronę szkoły. - Są tu po to, żeby stwarzać
problemy.
- Mieszać w gównie - dodała Stevie Rae i z jakiegoś
powodu oboje z Rephaimem się uśmiechnęli.
186
Rephaim wyglądał jak zupełnie zwyczajny nastoletni
chłopak uśmiechający się do swojej dziewczyny i musiałam
sobie przypomnieć w myślach, że nie jest tym, kim się wydaje.
Musiałam pamiętać, że widziałam, jak Kruki Prześmiewcy
walczą, że mam świadomość, jakie są podłe i niebezpieczne.
Zaczęłam się zastanawiać nad nim - czy gdyby doszło
do starcia z Dallasem, walka wydobyłaby na światło dzienne
resztki ciemności, jakie w nim tkwiły. I nagle zmienił się na
twarzy. W jednej chwili uśmiechał się do Stevie, w następnej
zamarł, jakby usłyszał dzwięk niesłyszalny dla nas. Zamrugałam
i znowu wyglądał normalnie.
- Słuchajcie, naprawdę na szóstej lekcji będę jezdzić konno?
- zapytała Shaylin, która próbowała dotrzymać nam
kroku, równocześnie przeglądając plan zajęć.
- Jeśli masz tam napisane "zajęcia jezdzieckie", to owszem
- odpowiedziała jej Stevie Rae. - Do zobaczenia na
przerwie obiadowej - dodała, uśmiechając się do Rephaima,
pokiwała nam ręką i podeszła do Shaylin. - Pokaż.
- Wzięła jej plan. - O, na pierwszej lekcji masz zaklęcia
i rytuały. Spodoba ci się. Słyszałam, że nowa nauczycielka
jest świetna.
- Hej, co z tobą? - zapytał mnie Starko
- Nie wiem - odparłam cicho. - Chyba nic oprócz
tego, że idę na socjologię z Neferet. Porozmawiajmy o stresie.
- Będzie dobrze - pocieszył mnie Starko - Ona teraz
udaje, że jest nauczycielką i najwyższą kapłanką.
- Co oznacza, że tylko nieznacznie mnie upokorzy, zamiast
rozszarpać pazurami na kawałki - mruknęłam pod nosem.
- Jeśli tak się stanie, uciekaj i bądz przerażona, a wtedy
przyjdę na czas i uratuję cię. - Uśmiechnął się zawadiacko.
Wiedziałam, że próbuje (bezskutecznie) mnie rozweselić.
- Postaram się o tym pamiętać. Do zobaczenia na obiedzie.
187
Pocałował mnie, rzucił mi niespokojne spojrzenie i ruszył
razem z Dariusem do stajni. Wszyscy się rozeszli, zostałam
z Damienem i Rephaimem.
- Wszystko w porządku? - zapytałam Rephaima.
- Jasne - odparł.
Nie uwierzyłam mu, a moje ukradkowe spojrzenia musiały
być oczywiste, bo w końcu zatrzymał się, westchnął,
a potem totalnie mnie zaskoczył.
- Damien - powiedział - muszę porozmawiać z Zoey.
Spotkamy się w klasie, dobrze?
Damien wydawał się zaintrygowany, ale był zbyt dobrze
wychowany, żeby zaprotestować.
- Pewnie, nie ma sprawy. Tylko nie spóznij się. Nauczy-
ciele mają tu hopla na punkcie spóznień.
- Dopilnuję tego - zapewniłam Damiena, zwalniając,
żebyśmy mogli zostać w tyle za wszystkimi wchodzącymi
do szkoły. - Co się stało?
- Mój ojciec tu jest. Wyczuwam jego obecność.
- Kalona? Gdzie? - Wiedziałam, że rozglądam się dookoła
z wybałuszonymi oczami, jakbym się spodziewała, że
skrzydlaty nieśmiertelny wyskoczy nagle z cienia.
- Nie mam pojęcia gdzie, ale chcę, żebyś wiedziała,
że się z nim nie kontaktowałem, nie widziałem i nie rozmawiałem
od czasu, kiedy się mnie wyrzekł - rzekł Rephaim
i potrząsnął głową. - Ja ... ja nie chciałbym, żebyście sądzili
że coś przed warni ukrywam.
- W porządku. Domyślasz się, czego on może chcieć?
- Nie!
- Okej, okej, przecież cię o nic nie oskarżam. To ty
z tym do mnie przyszedłeś.
- Tak, tylko ... - Rephaim znowu znieruchomiał, a kiedy
spojrzał mi w oczy, dostrzegłam w nich taki smutek, że aż
mnie ścisnęło w żołądku. - On mnie wzywa.
JEST TO TAUMACZENIE OFICJALNE
SKOPIOWANE Z KSIŻKI A WIC NIE
ODPOWIADAM ZA BADY W TEKŚCIE
JAK RÓWNIEŻ BADY
ORTOGRAFICZNE ITP. LILI2412
CODZIENNIE NOWY ROZDZIAA LUB NAWET KILKA
ROZDZIAAÓW J POZDRAWIAM CHOMICZKI
LILI2412


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 10 11 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 18 19 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 16 17 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 16 17 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 9 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 26 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 8 PL
P C and Kristin Cast Dom Nocy Ujawniona (Revealed) rozdział 18
P C and Kristin Cast Dom Nocy Ujawniona (Revealed) rozdział 17
P C Cast, Kirstin Cast Dom nocy 03 Wybrana (rozdział 9)
P C and Krisin Cast Dom Nocy Ujawniona(Revealed) rozdział 19
DOM NOCY 11 rozdział jedenasty
Dlaczego zwierzęta 13 Rozdział 12 – Dokumentacja
ROZDZIAŁ 11,12,13
DOM NOCY 11 rozdział drugi
DOM NOCY 11 rozdział trzeci
DOM NOCY 11 rozdział szósty

więcej podobnych podstron