Hipoteza Medei: Ziemia zniszczy życie
Czy „Matka Natura” podobnie jak mityczna Medea zabije swoje dzieci? Peter Ward twierdzi, że produkty nadmiernego rozwoju form życia doprowadzą w końcu do jego samounicestwienia lub ograniczenia, podobnie jak było to w przypadku innych okresów masowego wymierania. Niedawny rozwój wypadków pokazuje nam bowiem, że Natura ma dla nas w zanadrzu jeszcze wiele niespodzianek. Przykrych…
Świńska grypa, globalne ocieplenie i zatrute oceany. Dlaczego Matka Natura zdaje się czasem nas atakować? Zgodnie z liczącą sobie wiele dziesięcioleci „hipotezą Gai” dzieje się tak, gdyż Ziemia to samoregulujący się system, który odpowiada na zachodzące na niej ekscesy. W książce pt. „The Vanishing Face of Gaia” („Znikająca twarz Gai”), brytyjksi biolog James Lovelock twierdzi, że ludzkość to „infekcja dla Ziemi”.
„Ludzie cierpią czasem na chorobę nazywaną czerwienicą - nadmiarem krwinek czerwonych. Analogicznie choroba Gai może być nazywana poliantropofenią - stanem, gdy przeludnienie wywołuje więcej złych aniżeli dobrych skutków” - pisze Lovelock. Według jego opinii dobre nie nadejdzie do czasu, aż ludzkość nie skurczy się z obecnego stanu prawie 7 miliardów do jednego miliarda.
Peter Ward - paleontolog z University of Washington zaproponował niedawno nową teorię sugerującą, że Ziemia jest „zaprogramowana” na zabijanie, gdy tylko życie rozszerzy się na niej nadmiernie. Ludzie nie będą być może pierwszymi ofiarami, bowiem w historii planety miliony gatunków znikało i pojawiało się.
Swe wnioski na temat „hipotezy Medei” Ward opisuje w swej niedawno wydanej książce. Twierdzi, że nie ma zamiaru kłócić się z hipotezą Gai. W rzeczywistości zgadza się nawet z Lovelockiem, że świat stoi u progu wielkiego kryzysu związanego ze zmianą klimatu. Gwałtowna zmiana w globalnej temperaturze doprowadzi najprawdopodobniej do niepohamowanego wzrostu poziomu wód, które zmienią kształt linii brzegowej i wpłyną na wiele miast i terenów uprawnych.
- Mówiąc krótko, nie jest dobrze - mówi Ward. Jeśli ludzie w jakiś sposób zniknęliby, świat powróciłby do naturalnego, nienaruszonego stanu. Mówiąc krótko, jesteśmy odpowiedzialni za „efekty Medei”.
Podczas gdy Lovelock używa terminu „Gai” określając ziemską biosferę jako dobrą matkę, Medea Warda odnosi się symbolicznie do postaci z greckiej mitologii, która zabiła swe własne dzieci. Twierdzi on, że życie podobnie jak Medea, zabije w końcu własne twory.
- Życie tętni i wrze, zaś przez swe produkty i działania doprowadza do tego, że na planecie nie da się już mieszkać.
Broń użyta przez Ziemię-Medeę ma opierać się na interakcji między atmosferą, lądami i oceanami - twierdzi Ward, który przez lata próbował dowieść, że to klimat odpowiedzialny był za największy w historii okres wymierania, który miał miejsce 250 milionów lat temu. Rysuje on też pewien scenariusz, który rozpoczyna się od zmiany klimatu powodującej rozwój siarkolubnych mikrobów w ziemskich oceanach. Produkowany przez nich siarkowodór rozpocznie sekwencję wydarzeń, której efektem będzie zatrucie organizmów morskich i lądowych na skalę globalną.
W „Hipotezie Medei” Ward kreśli podobne scenariusze dla innych przypadków masowego wymierania. Zgadza się z hipotezą, że to zderzenie naszej planety z dużą asteroidą spowodowało zniknięcie dinozaurów, jednakże dzieła dokończyły rozszerzające się na całe kontynenty pożary lasów.
Obecne pojawienie się świńskiej grypy może nie mieć porównywalnych rozmiarów z przeszłymi bio-kryzysami, ale z pewnością demonstruje fakt, że Matka Natura ma jeszcze w zanadrzu kilka niespodzianek dla ludzkości.
- To kolejny dowód na to, że ewolucja mikrobów dokonuje się szybko - mówi Ward podkreślając, że „mikroorganizmy to nasi najwięksi oponenci na Ziemi”.
Dziś widoczne są już pierwsze oznaki istnienia siarkowodorowych mikrobów. Dowodem na to może być niedawna „erupcja” tego gazu u wybrzeży Namibii. I nie chodzi tylko o nią - Ward wskazuje, że ostatnie pomiary dokonane w wodach stanu Waszyngton dały podobne wyniki. Ludzie mogą nie być pierwszymi ofiarami, ale hamowanie rozrostu niektórych roślin morskich z pewnością wpłynie na układ łańcucha pokarmowego.
Co zatem należy zrobić? Według Warda ludzie muszą znaleźć jakiś sposób na radzenie sobie z nieprzewidywalną „Matką” i rosnącym poziomem dwutlenku węgla. Dla Warda okres ten może zabrać nam kilka tysięcy lat.
Czy jednak nie nadająca się do zamieszkania Ziemia nie będzie oznaczać konieczności wyprowadzi w przestrzeń kosmiczną? Ward twierdzi, że koszty związane z ucieczką z naszego systemu gwiezdnego czy też zaadoptowania do odpowiednich warunków Marsa lub Księżyca nie są warte zachodu.
W pewnym aspekcie hipotezy Gai i Medei są zgodne - jesteśmy skazani na matkę Ziemię, z której, chcąc czy nie, jesteśmy zrodzeni.
- Wykorzystanie naszej inteligencji to jedyny sposób na to, aby przedłużyć życie Ziemi.