Po wyrwaniu ostatniej rzodkiewki Dziadek zabrał się do przygotowywania grządki pod nową uprawę. Wyrywał chwasty trzymające się długimi korzeniami pulchnej ziemi. Z każdej rośliny starannie otrzepywał grudki. Rozsypał na grządce przywiezioną z lasu próchnicę i trochę torfu. Następnie zaczął grządkę przekopywać. Pomagał mu Piotruś. Małą motyczką rozbijał większe bryły ziemi na małe grudki. Rozrzucone grudki były różnokolorowe: czarne, brunatnobrązowe, białawe i żółte.
- Uważaj, Piotrusiu - zwrócił uwagę Dziadek - nie depcz grządki. Ziemia musi być dobrze zruszona, pulchna...
* * *
Pulchna! - oburzyła się Czarna. - Poleżeć spokojnie nie można! Już nie wytrzymam tego ciągłego przekopywania, podlewania, spulchniania.
Nie narzekaj - odpowiedziała jej Brązowa. - Zaraz Dziadek zagrabi grządki, coś posieje i będziemy miały spokój aż do jesieni.
Do jesieni! Do jesieni! przedrzeźniała ją Czarna. - Nasze siostry, kilkanaście metrów stad, na polu za ogrodzeniem, są tylko raz w roku przekopywane.
A ja - ni stad, ni zowąd wtrąciło Żółte ziarenko piasku - nie lubię tkwić w jednym miejscu. Kiedyś byłem cząstką góry. Słonce, śnieg, lód i woda oderwały mnie od skały. Zacząłem długą i ciekawą wędrówkę. Byłem na dnie rwących potoków i toczyłem się wiele, wicie kilometrów. Stawałem się coraz mniejszy, bardziej okrągły i przezroczysty... Coraz ładniejszy...
Nie chwal się! - zganiła go Brązowa. - Ja też kiedyś byłam twardą skałą. W ciągu setek tysięcy lat pod wpływem słońca, mrozu i wody zupełnie się zmieniłam. Dotknij mnie: jestem miękka, elastyczna. Człowiek nazywa mnie gliną i potrzebuje mnie nie tylko na uprawnym polu. ale także do wyrobu cegieł, dachówek, fajansu, porcelany.
A ze mnie - odezwało się Żółte - wyrabia się mocne i trwałe konstrukcje betonowe, uliczne jezdnie i chodniki, a nawet szkło.
Czarna słuchała tej rozmowy obojętnie, niemal z pogardą. Była najlepsza na działce, najbardziej ceniona - to wiedziała. Rozepchnęła sąsiadki i usadowiła się na wierzchu kreciego kopczyka. Grzała się w słońcu.
Pić! Chce mi się pić! - westchnęła żałośnie.
Bądź cierpliwa - pocieszała ją Brązowa, która w słońcu zżółkła i stwardniała. - Zaraz będzie padał deszcz; zbliża się burza.
Zagrzmiało. Ciemne chmury przeszyła błyskawica. I nagle, zamiast spodziewanego deszczu, zerwał się silny wiatr. Tak silny, że z drzew zaczęły spadać niedojrzałe jabłka. Nim Czarna zdołała chwycić się sąsiadek, silny podmuch porwał ją i uniósł w górę. Zawirowała wysoko i upadła na pole między zboże. Potem lunęło. Czarna razem z innymi grudkami ziemi, ziarenkami piasku, gliną, resztkami roślin płynęła między wysokimi źdźbłami żyta. Zatrzymała się w jakimś dołku.
O, jak przyjemnie, jak dobrze! - Czarna usłyszała znajomy głos sąsiada z działki, żółtego ziarenka piasku.
Gdzie jesteśmy? - zapytała.
Na polu - odpowiedziały nieznajome grudki ziemi. - Jesteśmy glebą.
Glebą? - Na działce byłam po prostu ziemią. Dobrą, urodzajną ziemią. Tak mówił Dziadek.
Nasz Pan mówi na nas „gleba” - dodała inna. - Chuda, nieurodzajna gleba.
Głosy miały rzeczywiście słabe. Czarna przyjrzała się im: były drobne, chude, smutne...
Nazajutrz na pole wjechała duża, ciężka maszyna. Z ogromnym jazgotem, warkotem i zgrzytem ścinała zboże i powiązane snopy rzucała za siebie, Na polu zrobiło się szaro. Słońce wysuszyło resztki wody. Czarna znów poczuła pragnienie, ale nie zdążyła się poskarżyć, bo posłyszała warkot i poczuła gryzący dym. Zaraz potem przetoczyła się nad nią wielka machina, która ciągnęła ogromne, stalowe pługi. Wrzynały się głęboko w ziemię, wywracały ją i układały w długie rzędy skib.
Halo, jesteś tam? - Czarna usłyszała głos Żółtego. - Wesoło tu, nie?...
Ojej! - zawołała Czarna. - I tu nie ma spokoju. Nie chcę tu zostać!
Ani ja! - odezwało się Żółte. - Trzymaj się mnie. Może uda się nam uczepić koła ciągnika i wyjechać z pola. Obejmij mnie mocno. Teraz... Hop! Udało się!
Wciśnięte między głębokie protektory opon, Czarna grudka i Żółte ziarenko, znalazły się na asfaltowej szosie. Unosiły się i opadały coraz szybciej. Tu było najgorzej: ogromny ruch samochodów, dym, smród, swąd i ten asfalt nieprzyjazny, wrogi.
W głowie mi się kręci, już nie mogę - zajęczała Czarna. Straciła świadomość tego, co się dzieje. Wreszcie ciągnik stanął.
Co to? Gdzie jesteśmy? - ocknęła się Czarna.
Odpadamy! - zdecydowało Żółte.
Czarna przetarła oczy i wykrzyknęła radośnie:
Ile tu ziemi! Tysiąc, sto tysięcy razy więcej niż na naszej działce!
Jakaś nowa szeptały sąsiadki - grudki: Czarne, Szare, Żółte, Czerwone, Białe. - Skąd się tu wzięłaś? Wiatr cię przywiał, czy przywieźli cię samochodem? A może spłynęłaś z deszczem? - pytały jedna przez drugą.
Jestem z ogródka działkowego - odpowiedziała Czarna. - Tam nigdy nie było spokoju. Ciągle mnie Dziadek przewracał. To byłam w górze, to znów na dole; podlewał mnie, mieszał z próchnicą, wapnem, torfem...
Tu będziesz miała spokój, hi! hi! hi! - zaśmiały się sąsiadki.
Nagle ziemia zadrżała, aż Czarna stoczyła się kilka metrów w dół. Zatrzymała się na starym, omszałym kamieniu.
Uchwyć się mnie mocno - powiedział Kamień grubym głosem. - Tam, w dole zginiesz marnie.
Dlaczego? - zatrwożyła się Czarna - przecież tu...
Przecież tu buduje się kopalnię węgla brunatnego - grzmiał stary Kamień, usiłując przekrzyczeć hałas, jaki robiły pracujące w dole maszyny.
Czarna rozchyliła mech pokrywający Kamień i rozejrzała się ciekawie.
Głęboko w dole huczała potężna maszyna. Stalowe czerpaki wgryzały się w skarpę, nabierały
piach, glinę, kamienie, ziemię i przerzucały na długi taśmociąg, który przenosił je na szczyt rosnącej wciąż góry. Skarpa - niczym imieninowy tort - składała się z wielokolorowych warstw.
To gleba? - zapytała Czarna.
Nie, moja droga - odpowiedział stary Kamień. - Gleba to tylko ten wąziutki, czarny pasek na górze. To ziemia przeznaczona do uprawy. Niżej jest chyba... glina. Niezbyt dobrze widzę przez ten mech... Tak, to glina. A jeszcze niżej ta biała i gruba warstwa - to skały wapienne... E, nie, to piaskowiec. Skały wapienne są niżej w dole. Widzisz dziury w tych skałach? Tamtędy kiedyś płynął podziemny strumyk... Głębiej są jeszcze inne warstwy, a wszystko to razem tworzy skorupę ziemską.
Skorupę? A co to takiego? - dziwiła się Czarna.
Ziemia znów drgnęła, a po ułamku sekundy rozległ się potężny huk i posypał się grad kamieni. Jeden z nich, jeszcze gorący, padł opodal...
Nie bój się, jestem z tobą - Czarna usłyszała znajomy głos Żółtego. - Trzymaj się dobrze Kamienia, to jeszcze zobaczymy wiele ciekawych rzeczy...
Pytałaś, co to jest skorupa? - nie zrażony wybuchem stary Kamień ciągnął dalej. - Wyobraź sobie, że cała kula ziemska jest piłką. W środku tam, gdzie w piłce jest powietrze, w ziemi znajduje się gorąca lawa niczym roztopione żelazo w hutniczym piecu. A tę lawę otacza jakby gumową dętki zastygła skorupa ziemska. W ciągu milionów lat różne rzeczy działy się na tej skorupie. Najpierw porastały ją ogromne bory i lasy, w których żyły nieznane dziś zwierzęta. Było gorąco. Późnię nastała epoka lodowcowa; całą skorupę ziemski skuły lody. Prawie doszczętnie wyginęło życie.. Potem lody stopniały, przyszła ogromna powódź i znów gorące lato... I tak wiele razy. Bywało, że w czasie tych przemian pękała skorupa ziemska gorąca lawa wylewała się na zewnątrz i stygnąc zamieniała się w skałę. Ja właśnie jestem odłamkiem takiej wystygłej lawy.
A... A gdzie jest węgiel brunatny? - dopytywała się Czarna.
Węgiel brunatny - odpowiedział Kamień - jest pod nami i pod tą koparką, która stoi tam, niżej... To po prostu pozostałości po pradawnych borach i lasach, przysypane skałami i ziemią.
To tak, jak próchnica i torf, którymi Dziadek posypuje grządki na działce... - Czarna nie dokończyła, bo ktoś podniósł Kamień. Usłyszała ludzki znajomy głos:
Dziadziu, zabiorę ten kamień ze sobą... Na działce będzie ozdobą ogródka skalnego.
Ależ tak! Tak! - Czarna chciała podskoczyć i zawołać z radości. Nie mogła. Przywarła więc tylko mocniej do Kamienia.
Piotrusiu, nie przesadzaj - odezwał się Dziadek - już mamy pół bagażnika różnych kamieni.
Ale takiego nie mamy - upierał się chłopiec. - Popatrz, jaki on jest stary...
No dobrze - zgodził się Dziadek. - Ale to już będzie ostatni. Chodź, wracamy. Dziękuję, panie inżynierze, za pokazanie nam kopalni. Do widzenia!
Gdy stary Kamień znalazł się w ciemnym bagażniku samochodu. Czarna radośnie trąciła ziarenko piasku:
Żółte, nareszcie wracamy do siebie, na działkę! Nie będzie huku maszyn, smrodu, olejów, wybuchów, asfaltów! Ciągników ani samochodów! U nas naprawdę jest najlepiej...