Człowiek wobec śmierci. Refleksje oparte na znanych Ci dziełach literackich i filmowych.
Śmierć jest wpisana w każde ludzkie życie. Nikt przed nią nie umknie. A łacińska sentencja memento mori - pamiętaj, że umrzesz - towarzyszy nam od najmłodszych lat. Od dzieciństwa bowiem stykamy się z problemem śmierci. Umierają znajomi naszych dziadków i rodziców. Umierają nasi najbliżsi, członkowie naszych rodzin: babcia, dziadek, wujkowie, ciotki. Jeśli są to ludzie starzy, to śmierć ich uważamy za bolesną, ale normalną kolej rzeczy. Jeśli natomiast umiera nasz rówieśnik lub ktoś jeszcze młodszy, to nie możemy się z tym faktem pogodzić. Od razu mamy pretensję do losu. Zadajemy retoryczne pytanie: dlaczego umarł tak miody człowiek? Normalne jest, gdy umiera kolejno dziad, ojciec, syn, wnuk, ale sprzeczna z prawami natury wydaje się śmierć syna czy córki, gdy jeszcze żyją rodzice. Los osieroconych rodziców jest moim zdaniem najgorszym z najgorszych, jaki może spotkać człowieka. Ich ból jest nieporównywalny z żadnym innym. Jaką tragedię przeżywają ci ludzie, ukazują wiersze Jana Kochanowskiego i Władysława Broniewskiego. Chociaż obu poetów dzielą bez mała cztery wieki, w ich dziełach odczytujemy ten sam ból, smutek, rozpacz i bunt przeciw spotykającej ich tragedii. Obaj kochali swoje córki. Jeden Urszulkę, drugi Joasię.
Urszula-Orszula umarła, mając zaledwie dwa i pół roku, Joanna-Anka była już mężatką. Jak widać, dla osieroconego ojca wiek dziecka nie ma znaczenia. O pustce i niemożności pogodzenia się z tragicznymi faktami pisał w Trenie VIII Kochanowski:
"Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim.
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło (.. .)
I Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje."
Podobne uczucia odnajdujemy w wierszu Broniewskiego pt. "Obietnica":
"Córeczko moja daleka,
pusto, pusto koło mnie,
serce krwawi i czeka,
ono nie umie zapomnieć."
i w wierszu pt. "Moje serce":
"..., o jedną osobę jest mi
za mało w pustym pokoju"
Ten ostatni utwór jest wstrząsającym portretem psychologicznym osieroconego ojca. Poeta mówi w nim, że fizyczny ból serca można leczyć, ale bólu serca wywołanego rozpaczą nie sposób uśmierzyć. Kochający rodzic, dla którego życie w jednej chwili straciło sens, bo los nagle odebrał mu dziecko, gotów byłby oddać za nie życie.
"Niech sobie śpiewa słowik
dla innych wieczory i ranki,
ja bym skonał za zmrużenie powiek Anki."
Jakże tragiczne i pełne bezmiernego cierpienia jest zawołanie Kochanowskiego z Trenu XIII:
"Moja wdzięczna Orszulo, bodaj ty nie była
albo nie umierała, lub się nie rodzi"
Jak ogromne wrażenie robią na czytelniku słowa wiersza Broniewskiego pt. "Anka":
"Zawsze piękna, choć nieżyjąca,
choć taka na pozór daleka,
jedyna spośród tysiąca -
a ojciec czeka.."
Ten mężczyzna nigdy nie pogodzi się ze stratą, będzie czekał do końca swoich dni.
Osieroconych rodziców odnajdujemy również w powieści Marii Dąbrowskiej "Noce i dnie" i filmowej adaptacji tego utworu reżyserowanej przez Jerzego Antczaka. Bogumił i Barbara Niechcicowie tracą swego pierworodnego synka Piotrusia. Chłopiec umiera na skutek zapalenia płuc w wieku zaledwie czterech i pół roku. Zrozpaczona matka przez cztery dni i noce leży bez zmysłów w gorączce. Później biega codziennie na grób dziecka. Samotnie przesiaduje na śniegu przy mogile po kilka godzin. Ojciec traci panowanie nad sobą, usiłuje nawet popełnić samobójstwo. Rozpacz tych młodych ludzi jest przejmująca.
A jaka jest postawa człowieka wobec perspektywy własnej śmierci? Pewna amerykańska lekarka wyodrębniła pięć stopni intelektualno-emocjonalnych, przez które przechodzi na ogół osoba umierająca: zaprzeczenie i izolacja, złość i oburzenie, pertraktowanie i odwlekanie, depresja i poczucie zatracenia, akceptacja nieuchronności śmierci.
Wydawać by się mogło, że nieuchronną śmierć zaakceptował Stanisław, bohater opowiadania "Brzezina" Jarosława Iwaszkiewicza. Ten młody człowiek, od lat chory na gruźlicę, przyjechał z zagranicznego sanatorium do leśniczówki brata po to, aby u niego spędzić ostatnie tygodnie życia i tam umrzeć. Mając już niewiele dni przed sobą, pragnie ten czas odpowiednio wykorzystać. Zaczyna zachłannie, mocno i szczęśliwie żyć. Wszystkimi swoimi zmysłami chłonie urodę świata. Cieszy go nawet niepogoda. Wszystko zaczyna być dla niego ogromnie ważne, piękne i cenne. Każde nowe wyzwanie urasta do rangi wydarzenia. I wreszcie w ostatnich dniach życia wyznaje bratu, że nie chce umierać tak młodo, że nie może się z perspektywą śmierci pogodzić.
O własnej śmierci pisały poetki: Ewa Lipska i Halina Poświatowska. Obie żyły z piętnem śmierci. Ewa Lipska była bardzo młodą dziewczyną, kiedy przyszło jej się zmierzyć z myślą o własnej śmierci. W pierwszych wierszach ukazuje ona wyraźnie swój własny dramat, żal, smutek, pretensje do losu, swoje zagubienie i świadomość, jak mało znaczy jedno ludzkie istnienie. W wierszu pt. "Niechętnie" pisze:
"A gdybym umarła naprawdę - nic by się nie działo.
Zebrałaby się rodzina(...).
Może by się im nawet przez chwilę płakać udało (... ).
Nikt nie przerwałby dzwonków spotkań telefonów..."
Bardzo ciekawym wierszem tej poetki jest utwór pt. "Ucz się śmierci". Od poprzedniego dzieli go olbrzymi skok myślowy. Nie znajdziemy w nim bezpośredniego lęku o własne istnienie. Widać wyraźnie, że poetka zaakceptowała nieuchronność śmierci, pisze bowiem:
"Ucz się śmierci. Na pamięć
. Zgodnie z zasadami pisowni
wyrazów martwych.(...)
Przepytaj siebie.
Przepytaj na żywo"
Poetka Halina Poświatowska, z wykształcenia filozof, żyła krótko, bo zaledwie trzydzieści dwa lata. Ale żyła bardzo intensywnie. Chciała wykorzystać do maksimum wszystkie dane jej dni. O swoim życiu pisała tak:
"Halina Poświatowska to jest podobno człowiek
i podobno ma umrzeć jak wielu przed nią ludzi
Halina Poświatowska właśnie teraz się trudzi
nad własnym umieraniem..."
W swoich wierszach usiłowała zdefiniować zjawisko śmierci. Zadawala pytanie, czym jest jednostkowe życie, czy gdy przeminie, zostaje po nim ubytek we wszechświecie. Pisała:
"A jednak milo jest pomyśleć
że świat umrze trochę kiedy ja umrę."
Biografię tej poetki jeszcze bardziej dramatyczną czyni fakt, że jej mąż - który też był chory na serce - zmarł po kilku miesiącach małżeństwa. Los zatem nie oszczędził Poświatowskiej i tego doświadczenia, doświadczenia osieroconej małżonki. Samotna, nieutulona w bólu kobieta tak pisała o swoim ukochanym:
"Znaleźć ciebie - spojrzeć na ciebie - to zaledwie przedsionek
wyobraźni - ale już niedostępny moim oślepionym przez żal
zmysłom. Nie potrafię przypomnieć rysów twojej twarzy. ..
I ręce twoje pogubiłam i usta i wszystko to co było tobą odeszło
żeby zrodzić się na nowo w nagłym ostrym bólu po tobie."
Jakie uczucia targają osieroconym mężem, zobaczyć możemy w wierszu Władysława Broniewskiego "Do umarłej":
"Marychna! Modlę się do Ciebie.
Jesteś w jakimś (. . .) niebie,
a ja sobie tu chodzę po tym życiu, (.. .)
kocham się w mojej żonie,
płaczę w ukryciu..."
Ileż ciepła odnajdujemy w tych strofach. Ile samotności kochającego serca. Ile skrywanych, męskich łez.
O umierającym mężu napisał Bolesław Prus przepiękne opowiadanie "Kamizelka". Młody małżonek, chory na gruźlicę, obawia się najgorszego. Nie chcąc jednak martwić żony złym stanem zdrowia i ciągłym chudnięciem, co dzień przesuwa sprzączkę w kamizelce, by udowodnić żonie, że przybiera na wadze, a więc czuje się coraz lepiej. Ona zaś, choć wie od lekarza o śmiertelnej chorobie ukochanego, skraca pasek kamizelki, aby dostarczyć mężowi namacalnych dowodów na to, że zdrowieje. Chce dać mu nadzieję i wiarę. Opowiadanie to pokazuje; że nawet wobec śmierci oddani sobie i kochający się ludzie nie opuszczają rąk, że nawet niewinnymi kłamstwami można dodawać sobie otuchy w godzinach próby.
O umierającej żonie traktuje powieść Ericha Segala "Love story" i nakręcony według niej film o tym samym tytule. Młodzi ludzie - Olivier i Jennifer - niemal na początku swego wspólnego życia dowiadują się, że ona jest nieuleczalnie chora na białaczkę. Wiadomość ta spada na nich niczym grom z jasnego nieba, gdy właśnie zaczynają marzyć o dziecku. Zamiast realizować swe plany życiowe, zwiedzać świat, muszą stawić czoło dniom przepełnionym chorobą i niemocą. Wobec nadchodzącej śmierci są bezsilni, a mimo to wiele się od siebie uczą. On daje jej poczucie bezpieczeństwa. Ona do końca swych dni stara się pogodzić męża z jego ojcem. Uczy Oliviera dawania uczuć i ciepła.
Wychowani w chrześcijańskiej kulturze europejskiej, odczuwamy strach przed śmiercią, uważamy ją za ostateczność. A jeśli nawet godzimy się z losem, to nie do końca. Czy zatem w imię sprawiedliwości mamy prawo domagać się kary śmierci dla innego człowieka?
"Dekalog V - czyli krótki film o zabijaniu" Krzysztofa Kieślowskiego zmusza do refleksji na ten właśnie temat. Reżyser ukazuje najpierw bezwzględny mord, którego przestępca z zimną krwią dokonuje na taksówkarzu. Potem morderca skazany zostaje na karę śmierci i pokazana jest jego egzekucja, równie odrażająca jak wcześniejsze zabójstwo. Komentarza autorskiego w filmie brak. To sam widz - człowiek żyjący współcześnie - ma odpowiedzieć w swoim sumieniu, jaki jest jego stosunek do takiej śmierci.
I nasuwa się tu pytanie: czy śmierć, postrzegana przez nas tak negatywnie, może mieć również jakieś pozytywne aspekty? Moim zdaniem - tak, gdy staje się dla człowieka wyzwoleniem od bezmiernego cierpienia zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Gdy kładzie kres bólowi w ciężkiej, nieuleczalnej chorobie.
Uważam także, iż w obliczu śmierci czy innego zagrożenia ludzie zdejmują ze swych twarzy maski i ukazują swe prawdziwe oblicza. Często stają się do tego stopnia innymi ludźmi, że sami siebie by o to nie podejrzewali. Bardzo ciekawie ten problem ukazał Albert Camus w "Dżumie". Zaraza w tym utworze jest metaforą zła i śmierci. Epidemia w mieście Oran stawia mieszkańców przed trudnymi wyborami: zamknięcie w sobie, izolacja, nieczułość i obojętność lub otwarcie na potrzeby innych, zaangażowanie i praca z narażeniem własnego życia. Ludzie tacy jak doktor Bernard Rieux, Jean Tarrou czy Raymond Rambert wybrali tę drugą drogę. Można powiedzieć, że wyszli zwycięsko z potyczki ze śmiercią. Zachowali swe życie, ale przede wszystkim ocalili albo odnaleźli w sobie pełnię człowieczeństwa.
Na zakończenie tej pracy chciałbym przytoczyć cytat z wiersza Haliny Poświatowskiej:
"Kto potrafi pomiędzy miłość i śmierć wpleść anegdotę o istnieniu?"
Fragment ten jest piękny i mądry. Uważam bowiem, że jeśli komuś to się uda - pomimo że boi się śmierci, bo jest wielką niewiadomą - w ostatniej swej godzinie będzie mógł powiedzieć, iż godnie przeszedł przez dane mu życie i odejdzie z podniesionym czołem.