- Dajcie już spokój - prosiła
mama. - Bo wszyscy się pochoru
jemy.
- Wejdźcie do środka - zarządziła
babcia, wpychając tatę i dziadka do
przedpokoju.
- Marta, przynieś jeszcze wody
- szepnąłem jej do ucha, i o dziwo,
bez protestu, popędziła do kuchni.
Oblewalibyśmy się jeszcze długo, gdyby nie mama.
- Koniec! - próbowała nas prze
krzyczeć. - Koniec! Sprzątamy i sia
damy do stołu, śniadanie gotowe.
Poskutkowało. Przynajmniej dziadzio z tatą odpowiednio zareagowali na słowo „śniadanie".
- Panowie sprzątają, panie
zapraszam do salonu - zakończyła
mama.
- Tatusiu - próbowałem zaprote
stować. Znowu panowie sprzątają?
Który to już raz dzisiaj? O nie, w koń
cu kobiety chcą równouprawnienia,
więc dlaczego my tylko sprzątamy?
- Kubusiu, zapomniałeś, że
„sprawiedliwie nie znaczy równo"?
- uśmiechnął się tatuś, wysyłając
mnie po „sprzęt sprzątający".
Nie rozumiałem tej „sprawiedliwości". Według mnie sprawiedliwość to „pół na pół" i koniec. No,
ale postanowiłem, że dziś nie zadam kłopotliwych pytań.
Przy śniadaniu jednak nie wytrzymałem i wypaliłem: - Czy Pan Bóg wymyślił wodę?
Kubusiu, czy moglibyśmy jeszcze dzisiaj poświętować? - zaczął tatuś, patrząc błagalnym-wzrokiem.
Nie, no jasne - zacząłem bąkać pod nosem.
Skoro Kuba pyta, to należy mu odpowiedzieć - wkroczyła do akcji babcia.
Kuba by wolał, żeby nikt nie wymyślił wody, wtedy pewnie nie musiałby się w ogóle myć - wtrąciła Marta.
Czy ktoś cię pytał o zdanie?
- zirytowałem się.
Chyba nie powiesz nam, że łazienka to twoje najbardziej ulubione miejsce w tym domu.
A jeśli powiem, że tak, to co?
- odpowiedziałem przekornie.
- Skłamiesz. A w święta nie wol
no kłamać - skończyła z satysfakcją
pyskata.
- Ale w święta też nie wolno
nikomu sprawiać przykrości, wiesz
Martusiu - ujęła się za mną jak
zawsze babcia.
„I co ja bym bez niej zrobił? Kochana babunia, ona zawsze staje po mojej stronie. Dobrze mieć kogoś takiego" - pomyślałem, uśmiechając się do siebie.
* * *
To co, skąd się wzięła woda?
Z niczego - odpowiedział tatuś, krztusząc się ze śmiechu.
- Co, z powietrza? - zdziwiłem się.
- Nie, przecież mówię, że z niczego. k - Chyba trochę za Sb mocno zawikłaliście to ■u wszystko. Zacznijcie Hk\ jeszcze raz od początku zarządziła babcia, widząc, że kompletnie niczego nie rozumiem. - Kubusiu -przemówił dzia-
dek. - Mówiąc, że woda wzięła się z niczego, mieliśmy na myśli to, że Pan Bóg stworzył wodę - jak zresztą cały świat - dosłownie z niczego, czyli jest ona dana nam zupełnie gratis. Ale wiesz, jak to jest - kontynuował. Na świecie jest wielu naukowców, którzy nie wytrzymaliby, gdyby nie zadali kilku wnikliwych pytań...
Widzę, że nasz Kuba ma wszelkie zadatki na naukowca - powiedział tatuś, a cała rodzinka gruchnęła śmiechem. Popatrzyłem na nich z wielkim zdziwieniem, zerkając, aż ktoś raczy mi wyjaśnić, co ich tak rozbawiło, ale najwyraźniej nikomu nie było do tego spieszno...
Wracając do wody... - kontynuował dziadek, nawet nie myśląc, żeby mi wyjaśnić powód ich śmiechu - to wspomniani naukowcy zaczęli pytać: skąd, po co, jak?... No i kiedy zaczęli sprawdzać, mierzyć i obliczać, okazało się, że woda bierze się z połączenia wodoru i tlenu. I bierze się z takiego wzoru: H2 + y202 = H20
- No tak - podrapałem się po
głowie. - Wygląda to dość skom
plikowanie, ale teraz już wiem coś
konkretniejszego. Patrzcie, ile tajem
nic kryje zwykła woda! W życiu bym
tego nie wymyślił.
Korneliuszu, nie uwierzysz na co wpadłem! - zawołałem na widok Anioła.
Aż się boję pomyśleć - odpowiedział, wygładzając ze spokojem swoje pióra.
Nie wiem, czy słyszałeś o tym, że należy być miłym dla innych, a szczególnie w czasie świąt. Wiesz? - trochę się obruszyłem.
- No przestań, żartowałem -
poklepał mnie po ramieniu. - Mów
szybko na co wpadłeś, bo wręcz
umieram z ciekawości - dokoń
czył.