Dziękuję Ci Lordzie Voldemorcie
Rozdział 1 - Nowy rok szkolny
Było późne lato i słońce powoli chowało się za drzewami na Privet Drive. Chłopiec o kruczo czarnych włosach siedział na zewnątrz relaksując się delikatnym powiewem wieczornego wiatru. Był zadowolony, bo szkoła miała się zacząć już za kilka dni, tym bardziej, że po tym roku nie będzie już musiał wracać do mugolskiego domu. Na pewno nie będzie mu brakowało Dursley'ów, jego krewnych, którzy na szczęście nie chcieli mieć nic wspólnego z niczym „nienormalnym”.
Harry zacznie swój siódmy i ostatni rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, która nie jest niczym normalnym jak na standardy Dursley'ów. Jest wreszcie dorosłym czarodziejem, bo kilka tygodni temu skończył siedemnaście lat i może używać magii poza szkołą. Pierwsze zaklęcia, jakich użył, służyły do poprawy stanu jego sypialni: powiększył łóżko, a koce zamienił na bardziej puszyste. Ustawił również miłe, alarmujące zaklęcie, ostrzegające go przed wejściem wścibskiej ciotki Petunii. W zeszłym tygodniu był w Ministerstwie zdać swój test aportacyjny, oraz odwiedził Pokątną, by zrobić potrzebne zakupy.
Jego szósty rok w Hogwarcie był chyba najbardziej normalny z wszystkich pozostałych. Z powrotem grał w quidditcha i jego drużyna zdobyła puchar. Remus Lupin wrócił na stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Voldemort zaatakował pod koniec roku szkolnego, ale Harremu znów udało się uciec. Chłopiec zaczął brać dodatkowe lekcje z Obrony, by być lepiej przygotowanym. Oczywiście Voldemort znów zaatakuje, ale póki co potwór nie dał o sobie znać przez całe lato.
Harry w końcu skierował się do domu, by położyć się spać. Tej nocy zasypiał uśmiechnięty, wiedząc, że już tylko kilka nocy musi spędzić w tym znienawidzonym domu.
--------------------
Pierwszego września Harry starannie zapakował wszystko do swojego kufra. Postanowił aportować się na Kings Cross i musiał się pospieszyć. Nie zadał sobie nawet trudu powiedzenia komukolwiek „do widzenia”, gdy odchodził z Privet Drive na zawsze. Aportował się w alejce niedaleko dworca kolejowego i szybko ruszył na peron 9 ¾.
Znalezienie państwa Weasley nie zajęło mu dużo czasu.
- Harry! Spójrz na siebie, jak ty urosłeś! - zawołała uradowana pani Weasley.
To była prawda. Harry urósł kilka cali w tym roku, a jego włosy sięgały już ramion, ładnie okalając jego twarz. Zaczął zapuszczać włosy już rok temu: był zmęczony ludźmi, którzy wiecznie mówili mu, że wygląda jak swój ojciec. Po tym, jak zobaczył okrucieństwo ojca we wspomnieniach Snape'a, nie chciał być z nim więcej porównywany. Chciał być tylko sobą.
Po uściśnięciu Molly i Artura, jak kazali się teraz nazywać, przeczesał ręką włosy i westchnął: to wszystko już ostatni raz. Będzie bardzo tęsknił za Hogwartem, więc starał się zapamiętać każdy szczegół tego ostatniego roku. Wsiadł do pociągu, gdzie razem z Ginny i Ronem znaleźli dla siebie przedział na końcu pociągu. Hermiona dołączyła do nich później.
Podczas jazdy trójka siódmoklasistów zajęta była tematem wakacyjnej magii i testów aportacyjnych. Ron był podekscytowany możliwością deportowania się od pułapek i żartów swoich braci. Hermiona miała najlepszą opowieść o tym, jak jej rodzice zareagowali na jej aportację z ogrodu prosto do dużego pokoju. Najwyraźniej byli trochę za bardzo wstrząśnięci, bo jej tato zemdlał i rozbił sobie głowę upadając.
Kontynuowali wakacyjne wspominki podczas jazdy powozami zaprzężonymi w testrale. Dopiero Ceremonia Przydziału oderwała ich od rozmów: każdy z Domów zwiększył się o kilkunastu nowych uczniów. Dyrektor podczas swojej zwykłej mowy pogratulował Remusowi Lupinowi złamania klątwy ciążącej na stanowisku nauczyciela Obrony. Zostało to nagrodzone oklaskami prawie wszystkich obecnych z wyjątkiem kilku Ślizgonów.
Hermiona dała mu hasło do pokoju wspólnego i poszła zająć się pierwszoroczniakami. Harry odnalazł swoje łóżko i położył się. Zasadniczo rok zaczął się normalnie, jak każdy inny rok Harry'ego Pottera w Hogwarcie. Niestety chłopiec zdawał sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu.
Voldemort był zbyt cicho.
Rozdział 2 - Atak
Następnego dnia Złote Trio siedziało przy śniadaniu przeglądając swoje rozkłady zajęć.
- Cholera, podwójne Eliksiry ze Ślizgonami na początek! -zawołał Harry. Ron skrzywił się i jęknął rozdzierająco.
- Ron, myślenie na poważnie o swojej przyszłości nie boli. My z Harrym jesteśmy skłonni pogodzić się z nauką Eliksirów, jeśli to ma nam się przydać po skończeniu szkoły. - Hermiona popatrzyła na Rona z naganą. Poprawiła energicznie swoją szatę i zebrała książki.
- Idziesz, Harry?
Harry przełknął szybko ostatni kawałek bekonu i chwycił za swoje książki.
- Tak mamo - rzucił z szerokim uśmiechem - Chodź, Ron.
Eliksiry były takie jak zwykle. Gryffindor stracił, a Slytherin zdobył punkty, mimo, że eliksir Hermiony był ewidentnie najlepszy. Jedyne, co było dziwne, to sposób, w jaki Snape patrzył na niego. Nie był to już zwyczajowy wstręt. Raczej rażąca ciekawość. Harry, speszony, próbował ignorować to i zajmować się tylko zawartością swojego kociołka.
Obiad minął pod znakiem quidditcha. Jako dobry strateg, Ron przekonywał ich do swojej nowej taktyki, którą opracował dla drużyny. Po posiłku mieli Zielarstwo, a potem przeraźliwie nudną Historię Magii poświęcona ewolucji trolli (lub jej brakowi). Harry wyszedł ze szklarni cały brudny. Wykorzystał to jako pretekst i poszedł wziąć prysznic, urywając się z ostatniej lekcji.
-----------------------------------------
Severus Snape miał wolny czas przed kolacją, więc poszedł na przechadzkę wokół jeziora. Jego myśli nieprzerwanie krążyły wokół Harrego Pottera. Dzieciak wyglądał inaczej w tym roku. Nie przypominał już swojego ojca ani trochę. Wyglądał prawie jak….. Nie, jestem śmieszny. On nie może być nim, myślał, nieznośny Gryfon! On nie może być nim. Wiedziałbym to. Warknął z irytacją i skierował się na kolację.
Wkroczył do Wielkiej Sali, powiewając szatami jak nietoperz. Zajął swoje zwykłe miejsce, z satysfakcją zauważając przerażone spojrzenia pierwszoroczniaków. Rozmawiał z Flitwickiem, gdy jego uwagę przyciągnął Złoty Chłopiec. Potter złapał się za czoło i zajęczał z bólu. To zbiegło się z głosem alarmu ochronnego szkoły. Drzwi otworzyły się z hukiem ukazując to łuskowate bydlę - Lorda Voldemorta z kilkoma swoimi Śmierciożercami.
Severus dołączył do wszystkich nauczycieli, którzy wyciągnęli swoje różdżki w kierunku Voldemorta, ale Harry przeskoczył stół i stanął pomiędzy nimi. Głupi Gryfon.
- Voldemort, jesteś mój. To nasz pojedynek, nie ich. Pozwól innym odejść.
- Harry Potter, zawsze odważny, nieprawdaż? Owszem zostawię wszystkich w spokoju, ale będą stali tu i patrzyli jak umierasz - wysoki, odrażający głos przeciął przestrzeń Wielkiej Sali.
Profesorowie próbowali przebić się przez tarczę, którą Voldemort utworzył wokół siebie, chłopaka i Śmierciożerców. Biedna profesor Sprout została odrzucona na koniec Sali, gdy dotknęła tarczy.
Severus podniósł brew ze zdziwieniem, gdy zobaczył, że chłopak wypija jasny, niebieski eliksir, który wyciągnął z kieszeni. Co to może być? Jest bardzo niewiele eliksirów tego koloru.
W tym momencie chłopak rozpoczął pojedynek. Sprawnie rzucał klątwy i zwinnie unikał natychmiastowych odpowiedzi Voldemorta.
Dzieciak jest niezły - pomyślał ze zdumieniem Snape. Harremu rzeczywiście udało się trafić potwora impedimento, ale szczęście trwało tylko ułamki sekund. Potem sprawy poszły gorzej. Jeden ze Śmierciożerców unieruchomił go i przytrzymał przed Lordem. Severus nienawidził tego uczucia bezsilności, że nie jest w stanie uratować chłopca, który wyglądał teraz na zrezygnowanego. Mistrz Eliksirów ciekawy działania eliksiru, który chłopak wypił, oczekiwał nieuniknionej klątwy zabijającej.
- Potter, nadszedł dla ciebie czas na śmierć. I to nie za pomocą tej głupiej, bezbolesnej klątwy zabijającej. To zaklęcie stworzyłem specjalnie dla ciebie. Żegnaj Potter,- Voldemort gdyby potrafił, uśmiechnąłby się.
Harry zamknął oczy. Kiedy nauczyciele rozpaczliwie próbowali dostać się do niego, tarcza ponownie ich odrzuciła. Severus widział jak Albus próbuje ją złamać. Nagle wszystko w Sali zatrzymało się, gdy Voldemort krzyknął "Abuto Viginti Aera Minuo!"
I Harry Potter zniknął.
Rozdział 3 - Zmieniacz czasu
Gdyby Severus Snape miał cokolwiek w rękach z pewnością by to upuścił. Z szokiem wypisanym na twarzy powtarzał w myślach: TO BYŁ ON! To była ta klątwa! Wstrząśnięty, stał w tym samym miejscu przez kilka chwil, zanim zdołał odzyskać opanowanie.
Po zniknięciu Harry'ego Pottera w Wielkiej Sali zapanował chaos. Voldemort i jego świta opuścili Salę tak szybko, jak tylko klątwa została wypowiedziana. Dookoła rozbrzmiewały lamenty, krzyki i płacze.
Mistrz Eliksirów podszedł do Dyrektora, który najwyraźniej po jego reakcji, wiedział już co się naprawdę wydarzyło.
- Albus, daj mi swój zmieniacz czasu.
Dyrektor podniósł głowę, by napotkać palące spojrzenie czarnych oczu.
- Nie możesz zmienić tego, co już się stało, mój chłopcze. Wszyscy widzieliśmy jak znika i będziemy musieli to zaakceptować. Pozostaje nam tylko cierpliwie czekać.
Severus spiorunował dyrektora wzrokiem pełnym wściekłości. Pożałował, że nie ma czasu na kłótnię.
- Ja już wykorzystałem zmieniacz czasu. - wytłumaczył najspokojniejszym tonem, na jaki było go stać w takiej chwili - To ode mnie Harry dostał ten eliksir, który wypił przed walką. Nie mogłem go zrobić wcześniej, bo nie znałem klątwy, która została użyta.
Oczy starego czarodzieja zabłysnęły. Pospiesznie ściągnął z szyi zmieniacz czasu i podał Mistrzowi Eliksirów.
- Znasz zasady Severusie. Do zobaczenia, kiedy skończysz.
Nie tracąc ani chwili Snape udał się do lochów, gdzie przekręcił zmieniacz czasu cztery razy. Trzy godziny dał sobie na przygotowanie eliksiru.
Jeśli ktoś by patrzył, to zobaczyłby jak Mistrz Eliksirów zniknął.
--------------------
Cztery godziny wcześniej
Severus pojawił się w swojej pracowni. Wiedział, że jego właściwe „ja” nie będzie mu przeszkadzać, bo właśnie kończy zajęcia w klasie, a potem pójdzie na spacer wokół jeziora.
Zaczął przekładać swoje notatki, by odszukać właściwą recepturę. Nie zajęło mu to dużo czasu. Przechowywał ją ze szczególną atencją, wiedząc, że to najważniejszy eliksir, jaki kiedykolwiek przyszło mu warzyć.
Przygotowanie składników poszło mu szybko i precyzyjnie. Jego ruchy były pewne i staranne, gdy odmierzał i mieszał składniki. Kiedy miał pewność, że eliksir jest stabilny, zaczął przemierzać pracownię, czekając aż eliksir się zagotuje. Wszystko w nim krzyczało, układając się w słowa: Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę on! W końcu ukrył twarz w dłoniach… To będzie najdłuższy rok w moim życiu.
Gdy minął odpowiedni czas Mistrz Eliksirów stanął nad kotłem, by dodać ostatni składnik. Usunął kocioł z ognia i rzucił urok chłodzenia. Napełnił dwie fiolki eliksirem (na wypadek, gdyby jedna się stłukła) i udał się na poszukiwanie Złotego Chłopca.
Nie znał rozkładu zajęć Pottera, ale na szczęście zauważył go na jednym z korytarzy zmierzającego w stronę Wielkiej Sali. Znienacka wciągnął chłopaka do najbliższej pustej klasy.
- Co do……
Gryfon wyszarpnął się i odskoczył, gdy znaleźli się w środku.
- Zamknij się i posłuchaj mnie uważnie Potter. To ważne.
Kompletnie zaskoczony chłopak oparł się o ławkę i czekał na rozwój sytuacji wpatrując się w swojego znienawidzonego Profesora.
- Pod żadnym pozorem nie możesz nikomu powiedzieć o tym, co tu usłyszysz, nawet twoim uciążliwym, gryfońskim przyjaciołom. - Snape powiedział z naciskiem i czekał, aż Harry potwierdzi. Ten kiwnął głową, więc Severus mówił dalej:
- Za około pół godziny w Wielkiej Sali nastąpi atak Lorda Voldemorta. Wiem o tym, ponieważ używam teraz zmieniacza czasu. Musisz mi zaufać Potter.
Profesor wyciągnął fiolki z kieszeni szaty.
- Tuż przed pojedynkiem z Voldemortem musisz wypić ten eliksir. TO JEST NAJWAŻNIEJSZA RZECZ, JAKĄ KIEDYKOLWIEK ZROBISZ. Jeśli nie wypijesz tego, umrzesz. Słyszałem przekleństwo, które zostało użyte i ten eliksir będzie Cię chronić.
Oniemiały Harry wziął fiolkę i ukrył w kieszeniach szaty. Był tak wstrząśnięty, że nie był zdolny wydobyć z siebie nawet słowa podziękowania. Desperacko wybiegł z klasy, by zdążyć spotkać się z przyjaciółmi.
Po chwili Severus był z powrotem w swojej pracowni, by ukryć się dopóki wszystko się nie skończy.
- To będzie rzeczywiście najdłuższy rok w moim życiu. - powtórzył kolejny raz i ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział ile czasu minęło, gdy usłyszał alarm. Musi jeszcze przeczekać pojedynek, chaos w Wielkiej Sali i zniknięcie samego siebie.
Rozdział 4 - Niespodzianka!
Zdenerwowany Harry podążał jak najszybciej w stronę Wielkiej Sali by znaleźć Rona i Hermionę. Bezwiednie ściskał fiolkę znajdującą się w jego kieszeni. Nie wiedział, czy bardziej wstrząsnęła nim wiadomość, którą przekazał mu Mistrz Eliksirów, czy sposób, w jaki to zrobił. Szczera troska wypisana na tej surowej twarzy przeraziła chłopca: to musiało być coś naprawdę strasznego. Jego znienawidzony Profesor nigdy nie odsłaniał swoich uczuć, a tym bardziej nie dla niego.
Mimo, że Gryfon wciąż się bał, pierwszy plan w jego umyśle zajęło mocne postanowienie: Skoro za pół godziny najprawdopodobniej umrę, nie mogę zmarnować tego czasu.
Gdy znalazł przyjaciół namówił ich na spacer nad jezioro. Rozmawiali o szkole i quidditchu. Harry cieszył się, że może zapamiętać ich w taki sposób: radosnych i beztroskich. Nie chcąc stracić być może ostatniej na to okazji, powiedział Ronowi, że kocha go jak brata. Poprosił też Hermionę, by rzuciła okiem na jego esej z Zaklęć, co skwitowała ciepłym uśmiechem. Dość szybko Ron zaczął narzekać, że jest głodny, więc poszli na kolację. Po drodze Harry myślał o tym, jak bardzo będzie za nimi tęsknił. Gdy dotarli na miejsce Ron bez wahania rzucił się na jedzenie. Harry popatrzył na zegarek i stwierdził w duchu, że ma trochę czasu na „ostatni posiłek”. Jadł właśnie ciasto czekoladowe, kiedy jego blizna odezwała się silnym bólem. Voldemort jest blisko - zdążył pomyśleć Gryfon i już widział Toma i jego Śmierciożerców w drzwiach Wielkiej Sali. Słysząc zbiorowy odgłos przerażenia Harry przeskoczył stół i stanął naprzeciwko swojego przeznaczenia. Nie chciał, by ktokolwiek inny ucierpiał, skoro to z jego powodu Tom tutaj przybył. Wykorzystując czas, kiedy Voldemort mówił, chłopak pospiesznie wypił darowany mu eliksir. Proszę, zadziałaj - powtarzał w myślach.
Rozpoczęli pojedynek i Gryfon może miałby jakieś szanse przeciwko Tomowi, ale nie razem z jego świtą. Gdy Śmierciożercy trzymali go przed obliczem Voldemorta, zrozumiał, że to już koniec. Zamknął oczy i czekał na wyrok. Usłyszał ciąg niezrozumiałych łacińskich słów i przygotował się na ból. Zamiast bólu poczuł ostre zawroty głowy i upadł z pewnej wysokości na twardą, kamienną podłogę.
Rozglądnął się i zauważył, że jest wciąż w Wielkiej Sali, w tym samym miejscu, gdzie odbywał się pojedynek. Jednak nic nie było w porządku: nigdzie nie było Voldemorta, a otaczały go zdziwione spojrzenia studentów, którzy wyglądali, jakby do tej pory spokojnie jedli kolację. Wszyscy wokół gapili się na niego, niektórzy wskazywali palcami, a nawet doszły do niego komentarze na temat jego wyglądu. Uśmiechnął się w duchu na niektóre określenia jego osoby.
Sytuacja stawała się powoli nieznośna, więc odetchnął z ulgą, gdy Dyrektor zabrał go do Skrzydła Szpitalnego. Denerwowało go tylko, że zarówno Dyrektor, jak i nauczyciele wciąż trzymali różdżki skierowane w jego stronę.
- Młody człowieku, muszę zapytać kim jesteś i skąd przybywasz?
Zdezorientowany Gryfon zaczął przyglądać się otaczającym go nauczycielom. Dyrektor wyglądał tak samo jak zawsze, ale inni Profesorowie, których znał, wyglądali na dużo młodszych. Zauważył też kilka nieznanych twarzy. Muszę być w przeszłości - zdecydował i zaczął mówić szybko, zanim ktoś zdąży go przekląć, albo gorzej:
- Sir, sądzę, że w jakiś sposób podróżowałem w czasie i najwyraźniej jestem w przeszłości. Wszyscy wyglądacie na młodszych niż w moim „teraz”.
Dyrektor wydawał się zastanawiać nad tą możliwością, po czym zapytał:
- Jak się nazywasz chłopcze?
Harry skulił się słysząc podejrzliwy ton, jakiego użył Dumbledore.
- Obawiam się, że znajomość mojego prawdziwego imienia i nazwiska może być przyczyną paradoksu. Byłem uczniem siódmego roku, kiedy to się stało. Jaki mamy teraz rok, sir?
Nauczyciele patrzyli na niego z nieufnością i odrobiną niedowierzania, ale w końcu młodsza Profesor McGonagall zlitowała się i poinformowała:
- Jest 1977 r. młody człowieku.
Harry zemdlał.
Rozdział 5 - Ustalenia
Z powrotem w roku 1997 nauczyciele usiłowali przywrócić porządek w Wielkiej Sali. Z powszechnego chaosu wybijały się dźwięki histerii Gryfonów, zwłaszcza najlepszych przyjaciół Harry'ego. W końcu Dyrektor wystrzelił z różdżki i nakazał prefektom odprowadzić uczniów do swoich dormitoriów.
- Panno Granger i Panie Weasley proszę, zostańcie na miejscu.
Kiedy Wielka Sala w końcu opustoszała, ukazał się Profesor Snape. Na pytające spojrzenie Dumbledore'a odpowiedział twierdzącym kiwnięciem głową. Obaj zbliżyli się do oszalałych z rozpaczy Gryfonów.
- Proszę za mną do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać prywatnie. - powiedział Dyrektor.
W dyrektorskim biurze kiedy tylko usiedli, Ron pierwszy zaczął mówić:
- Nie wierzę, że Harry umarł, sir. Musimy znaleźć sposób na odnalezienie go. Nie uwierzę w jego śmierć, dopóki nie zobaczę ciała!
Na dźwięk słowa „ciało” Hermiona rozhisteryzowała się od nowa. Nie czekając aż się uspokoją dyrektor powiedział spokojnym, mocnym głosem:
- To, co teraz wam powiem absolutnie nie może opuścić tego pokoju. Czy to jasne?
Gdy oboje potwierdzili, kontynuował:
- Przekleństwo, którego Voldemort użył weszło w konflikt z eliksirem i nie zabiło Harry'ego. Zamiast tego został odesłany w przeszłość. Pamiętam, że w 1977 r., podczas kolacji w Wielkiej Sali zjawił się nagle uczeń. Myślę, że teraz jest w Szpitalu i dowiaduje się w którym roku się znajduje.
- To znaczy, że on żyje?? - dwójka uczniów wpatrywała się w niego jak w obraz.
- Żyje, ale niestety nie wiem, czy do nas wróci. Jedyne, co możemy zrobić, to poczekać i się przekonać. Ważne jednak, byśmy pozwolili całemu czarodziejskiemu światu wierzyć, że Harry jest martwy. To da Voldemortowi fałszywe poczucie zwycięstwa i może zyskamy w walce z nim trochę czasu.
Przyjaciele Harry'ego zostali odesłani do wieży Gryffindoru. Po ich wyjściu Dumbledore z poważnym wyrazem twarzy zwrócił się do swojego Mistrza Eliksirów:
- Severusie, mam nadzieję, że twój eliksir zadziałał poprawnie.
- Nikt nie chce tego bardziej niż ja sam. Nie mogę uwierzyć, że to musiał być właśnie Harry Potter!
--------------
Gdy Harry obudził się, był w Skrzydle Szpitalnym. Obok jego łóżka siedział nieznany mu Profesor z różdżką gotową do użytku.
- Jak widzę doszedłeś już do siebie. Polecono mi doprowadzić cię do Dyrektora, jak tylko się obudzisz.
Harry bez słowa ruszył za nauczycielem. Podczas drogi rozglądał się z uwagą: Hogwart wyglądał całkiem tak samo jak w jego czasach. Niektóre obrazy lub zbroje były w innych miejscach, ale mógł je rozpoznać.
W biurze Dyrektora chłopak odruchowo zajął swoje zwykłe miejsce. Fawkes powitał go cichym śpiewem.
- Cześć Fawkes. - chłopak uśmiechnął się do feniksa, ale po chwili zdał sobie sprawę ile osób go obserwuje. W biurze oprócz Dyrektora byli chyba wszyscy nauczyciele. Każdy z nich przyglądał się przybyszowi z nieskrywaną ciekawością, ale też z rezerwą. Krępującą sytuację znów przerwał Dyrektor:
- Chłopcze, jeśli to, co mówisz, jest prawdą, będziemy próbować odesłać cię z powrotem. Dlatego musimy dokładnie wiedzieć co się wydarzyło. Potrzebujemy dowiedzieć się tak dużo szczegółów, jak to tylko możliwe.
Harry wziął głęboki oddech, by uspokoić nerwy i zaczął opowiadać nie wymieniając imion, dat, ani też żadnych istotnych faktów, by nie ingerować w przyszłość. Nie wiedział dokładnie ile może bezpiecznie wyjawić. Najogólniej jak potrafił wyjaśnił, że chwilę przed tym, jak potężny, mroczny czarodziej przeklął go, zdążył wypić eliksir ofiarowany mu przez Hogwarckiego Mistrza Eliksirów.
- Interakcja eliksiru z zaklęciem? To będzie trudne. Nigdy nie słyszałem o takim przypadku, więc nie znam też sposobu na wysłanie cię do twojego czasu. Jak wiele lat w przyszłość potrzebujesz się przenieść?
- Nie mogę powiedzieć dokładnie. Musi wystarczyć informacja, że między dziesięć a pięćdziesiąt.
- W takim razie, nic nie możemy zrobić dopóki nie dowiemy się czegoś więcej. Możesz dołączyć do siódmego roku. Jesteś w Domu Lwa? - powiedział patrząc na szaty chłopca.
- Tak, sir, jednak obawiam się, że nie byłoby wskazane dla mnie tam się znaleźć. Jeżeli prawidłowo policzyłem, moi rodzice są teraz w szkole i oboje są Gryfonami. Nie chciałbym zakłócać biegu wydarzeń.
- To nie problem, będziesz musiał jeszcze raz zostać przydzielony. Wystarczy, że powiesz Tiarze, że nie możesz być w Gryffindorze. Potrzebujesz również imienia i nazwiska, skoro nie możesz posługiwać się własnym. Pomyślmy… Alexander?
Harry uśmiechnął się, bo zawsze lubił to imię.
- Podoba mi się, a jak dalej?
- Alexander Nicholas Campione - Dumbledore nie zastanawiał się długo.
- Dobrze, sir. Co powiesz o mnie uczniom?
- Ponieważ spadłeś na środek Wielkiej Sali w trakcie kolacji, ciężko byłoby powiedzieć, że jesteś tu w ramach wymiany studentów - w niebieskich oczach Dyrektora zamigotały znajome iskierki - powiem im tylko to, że przeniosłeś się w czasie. Wszystkie dalsze kwestie pozostawiam twojej decyzji. Osobiście radzę ostrożność z wyjawianiem swoich sekretów. Pozostaje nam tylko twój przydział.
Harry / Alexander już wiedział, co powie Tiara zanim jeszcze założono mu ją na głowę. Oczywiście jeśli nie miał być Gryfonem, mógł wylądować tylko w Slytherinie. Postanowił wykorzystać to najlepiej jak mógł, skoro ma zabić Voldemorta, przyda mu się znać gniazdo węży od wewnątrz.
~ Witam Panie Campione, czy raczej powinnam powiedzieć Potter. Nie martw się, twoje tajemnice są u mnie bezpieczne. Nie sądzę, byś zabawił tu dłużej niż kilka miesięcy, ale na ten czas będziesz…~
-Slytherin!
Alexander uśmiechnął się wewnętrznie na widok lekko wstrząśniętych nauczycieli. Większość Gryfonów może dobrze funkcjonować w Huffelpuffie, czy Ravenclawie, ale Slytherin to było całkowite przeciwieństwo.
- Bardzo dobrze Panie Campione. Myślę, że to już wszystko. Jutro rano dostaniesz swój plan. Koszty szkoły pokryjesz, gdy wrócisz do swojego czasu. Za chwilę jeden z Prefektów twojego nowego domu pokaże ci twoje dormitorium.
Po upływie kilkunastu minut, podczas których Harry został sam z Fawkesem, Dyrektor wprowadził do pokoju wysokiego chłopca.
- Alexander poznaj Severusa Snape'a, prefekta Slytherinu. Severusie, pokaż Alexandrowi jego dormitorium, od jutra będzie uczestniczył w lekcjach siódmego roku. Podczas jutrzejszego śniadania poinformuję o nim uczniów. Miłego dnia.
Rozdział 6 - Zaklęcia
1997 w biurze Dyrektora
- Cholera jasna, Albus! Harry Potter?? Ja byłem straszny dla niego! Nie potrafię w żadnym stopniu zrozumieć tego chłopaka. Gdy dwadzieścia lat temu powiedział mi, że „nie byłem dla niego szczególnie miły”- tylko wzruszyłem ramionami. Teraz jednak pamięć o tym wszystkim, co się wydarzyło doprowadza mnie do rozpaczy…. Merlin jeden wie, co będzie jak on tu wróci!
Frustracja Mistrza Eliksirów była tak duża, że zdawała się być namacalna.
- Rozumiem cię Severusie, ale pozostaje nam tylko czekanie. Myślę, że w odpowiednim czasie powinniśmy poinformować chociaż Remusa. Zareagował wyjątkowo ciężko na zniknięcie Harry'ego. Nie chcę, by się całkiem załamał.
- NIE! - nerwy Severusa napięły się znów do granic możliwości. - on nie zasługuje wiedzieć! Nie po tym, jak traktował Alexa.
Rozmowę przerwało im wściekłe dobijanie się do drzwi.
- Albus, wpuść mnie! - zdesperowany głos wilkołaka pulsował bólem i tęsknotą. Gdy Dyrektor otworzył drzwi, ukazał im się zmęczony, niestarannie ubrany Remus Lupin z oczami pełnymi łez.
- Albus, powiedz, że Harry nie umarł. Proszę, powiedz że on nie jest martwy! Nie mogę stracić jeszcze i jego…
Dyrektor pocieszająco położył rękę na ramieniu młodszego mężczyzny.
- Jest coś, co musisz wiedzieć - starał się nie słyszeć nienawistnego prychnięcia, jakie wydał Severus - Harry nie umarł.
Twarz Remusa nagle ożyła nadzieją:
- On żyje? Ale w takim razie, co się tam naprawdę stało?
Severus zafundował mu jedno ze swoich bardziej miażdżących spojrzeń.
- On jest w przeszłości. W naszej przeszłości. Dokładnie w roku 1977, mówi ci to coś?
Mistrz Eliksirów akcentował z mocą każde słowo, jakby to były zaklęcia zabijające.
- O czym ty mówisz?
- Na początku naszego siódmego roku przybył do Hogwartu podróżnik w czasie: Alexander Campione. Teraz pamiętasz?
Remus zbladł śmiertelnie, zszokowany ukrył twarz w dłoniach i osunął się na podłogę.
- Campione? Jeśli Harry kiedyś wróci, nigdy mi nie wybaczy….
-------------------------------------
1977
Harry był ogłuszony przez odkrycie, że siedemnastolatek o lśniących, długich, czarnych włosach i białej, delikatnej skórze to jego Profesor Eliksirów. Nawet jego nos nie był jeszcze tak krzywy jak u dorosłej wersji jego osoby. Właściwie w tym wieku Severus Snape był atrakcyjny! Wciąż zaskoczony Harry/Alexander wyciągnął rękę do „nowego” znajomego:
- Miło mi cię poznać, mogę zwracać się do ciebie Severus? - w duchu Gryfon miał nadzieje, że młody Snape nie ma jeszcze tak fatalnego charakteru.
- Oczywiście, jeśli ja będę mówił do ciebie Alexander. Odpowiada ci?
Harry wyszczerzył się.
- Nie jest źle, ale wolę „Alex”.
- No dobrze, Alex. Chodźmy do pokoju wspólnego Ślizgonów. - mówiąc to chłopak wskazał mu drogę do lochów. Podczas drogi Alex nie mógł wyjść z szoku. Napotkanie uprzejmego Severusa Snape'a było doświadczeniem absolutnie wstrząsającym. Zastanawiał się co musiało się stać, by zmienić tego eleganckiego młodzieńca w zgorzkniałego, nieprzyjemnego faceta, jakim był w przyszłości.
Alex czuł się dziwnie mając w perspektywie spania w dormitorium razem ze swoim (przyszłym? przeszłym?) nauczycielem. Jednocześnie zwyczajowo jego obecność w pobliżu dawała poczucie bezpieczeństwa: zawdzięczał mu przecież swoje życie. Nie mógł doczekać się śniadania, kiedy zobaczy swoich rodziców. To może być jedna z ciekawszych przygód, jakie kiedykolwiek mogłyby mi się zdarzyć…
------------------------
Następnego ranka
Następnego ranka Severus odszukał Alexa przy stole Slytherinu. Wziął już jego plan zajęć od Opiekuna ich Domu i teraz go przeglądali.
- Wszystkie zajęcia mamy razem. To dobrze, będę mógł pokazać ci wszystko w zamku.
Alex uśmiechnął się.
- Hej, jestem z innego czasu, nie z innego miejsca. Jest duża szansa, że znam ten zamek lepiej od ciebie.
Po raz pierwszy Alex mógł zaobserwować typowo Snape'owski wyraz na jego młodszej twarzy, gdy Severus spod podniesionej brwi obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem.
- Inny czas?
- Wyjaśni się, jak zostanę przedstawiony. - Alex skinął w stronę nauczycielskiego stołu, gdzie Dyrektor już wstawał, by coś ogłosić.
- Dzień dobry uczniowie. Jestem pewien, że pamiętacie naszego nieoczekiwanego gościa, który przybył wczoraj w trakcie kolacji. Jestem również pewien, że krąży już mnóstwo wytłumaczeń tego niezwykłego wydarzenia. Zapewniam, że nie jest on przybyszem z innej planety, ani też nawet z innej szkoły. Przybył po prostu z innego czasu. - czarodziej przerwał na chwilę potrzebną, by przebrzmiały podekscytowane szepty - Ze względu na niebezpieczeństwo paradoksu czasowego nie pozwoliłem mu ujawnić z jakiego czasu pochodzi. Dopóki nie znajdziemy sposobu na odesłanie go z powrotem będzie uczestniczył w zajęciach siódmego roku. Tiara umieściła go w Slytherinie. Witamy Alexandra Campione.
Alex wstał i ukłonił się krótko. Próbował odszukać rodziców przy stole Gryffindoru, ale zamiast tego jego oczy spotkały zimne, niebieskie spojrzenie Syriusza Blacka. Alex poczuł głęboką tęsknotę za jego ojcem chrzestnym. Dopiero widząc go zdał sobie sprawę jak bardzo mu go brakuje. Wprawdzie nie odwrócił wzroku wystarczająco szybko, by nie dostrzec niechęci w oczach Syriusza, jednak szczęśliwy był, że mógł chociaż jeszcze raz go zobaczyć. Zadowolenie ulotniło się już ułamek sekundy później, kiedy Syriusz krzyknął do niego:
- Nie ufam ci, tak jak nie ufam wszystkim Ślizgonom! Oglądaj się za siebie Campione. Wiem, że ja i moi przyjaciele będziemy musieli też się ciebie strzec!
Alex był boleśnie zaskoczony. Przecież on mnie nawet jeszcze nie zna! Wszystko, na co mógł się zdobyć to bezmyślne gapienie się z szokiem wypisanym na twarzy. Do rzeczywistości przywołał go uścisk na ramieniu i Severus wzywający jego imię.
- Nie przejmuj się nim Alex. On jest taki dla wszystkich z naszego Domu, nie traktuj tego osobiście. Po prostu trzeba uważać w otoczeniu jego i jego przyjaciół, bo robią ludziom idiotyczne dowcipy.
Alex, który był już dobrze wyszkolony w pojedynkach, nie martwił się o żarty Huncwotów, ale poznanie swojego ojca chrzestnego z tej perspektywy wstrząsnęło nim.
- Dzięki Severus, dam sobie radę.
Severus jednak zachowywał się, jakby był za niego odpowiedzialny:
- Dobrze, to chodźmy do klasy. Mamy teraz zaklęcia z Gryfonami i dobrze by było znaleźć się tam przed nimi.
Gdy dotarli na miejsce, zajęli ławki z przodu klasy. Gdy przybyła reszta uczniów Alex musiał zablokować urok, który rzucił na niego Syriusz. Wszyscy byli zaskoczeni, że podróżnik w czasie zdołał obronić się przed nieznanym nikomu czarem. Nikt nie podejrzewał, że Alex nauczył się odczuwać zmiany magicznego pola wokół siebie. Syriusz widząc swą porażkę wymamrotał tylko:
- Tak, widać że jest Śmierciożercą…
Chwilę później przyszedł Profesor Flitwick i rozpoczął lekcję.
- Dziś poznamy nowe zaklęcie: zaklęcie patronusa. Czy ktoś może mi powiedzieć coś o tym?
Alex zauważył, że nikt nie kwapi się odpowiedzieć, więc ostrożnie podniósł rękę. Nauczyciel był zaskoczony.
- Tak, Panie Campione? Słyszałeś coś na ten temat?
- To jest zaklęcie wykorzystywane do odpędzania dementorów.
- Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Slytherinu. Pięć więcej, jeśli znasz zaklęcie.
Alex nie był pewny jak daleko to zajdzie, a zwłaszcza czy jego ojciec rozpozna kształt, jaki przybiera jego patronus. Biorąc głęboki oddech by uspokoić nerwy, Alex kontynuował:
- To brzmi „Expecto Patronum”, sir.
- Znów dobrze. Dla potężnego czarodzieja, który jest wyćwiczony w rzucaniu tego zaklęcia, patronus przybiera formę jego opiekuna, obrońcy. Muszę was jednak uprzedzić, żebyście nie spodziewali się po sobie takich wyników w tej klasie. Będziecie mieli szczęście, jak wyczarujecie srebrną mgłę. Jest to bardzo zaawansowana magia i wymaga wiele mocy i umiejętności. Wielu dorosłych czarodziejów ma z tym problemy. Panie Campione, ponieważ jesteś obeznany z tym zaklęciem, ciekawi mnie, czy potrafisz je rzucić.
- Oczywiście, Profesorze - Alex zamknął na chwilę oczy i przywołał w pamięci zeszłoroczny puchar quidditcha, gdy był kapitanem drużyny. Skoncentrował się, wypowiedział zaklęcie i srebrny jeleń wystrzelił z jego różdżki, okrążył salę i pokłonił się przed Alexem. Wszyscy oniemiali wpatrywali się w srebrzyste stworzenie, podczas gdy Alex usiłował nie patrzeć na gwałtownie pobladłego Jamesa. Za to Profesor Flitwick był zachwycony:
- Ach, Panie Campione, cielesny patronus! Musisz być bardzo silny. Czy będziesz mi pomagał w klasie, gdy dojdziemy do części praktycznej? No i oczywiście dwadzieścia punktów dla Slytherinu.
- Dziękuje Profesorze.
Flitwick uśmiechnął się, zanim zwrócił się do klasy.
- Dziś zajmiemy się głównie teorią, dopiero na zakończenie spróbujecie rzucić to zaklęcie. Myślę, że rady Pana Campione będą dla was pomocne. Tymczasem przeczytajcie rozdział 12 w waszych podręcznikach.
Alex nudził się w trakcie wykładu, więc z ulgą przywitał ćwiczenia praktyczne. Ćwiczył razem ze Ślizgonami, bo żaden Gryfon nie chciał jego pomocy. Przypadkiem usłyszał tylko szept jego ojca:
- Czy nie uważacie, że jego patronus wygląda jak Rogacz?
Rozdział 7 - Jak ptak
Pod koniec pierwszego dnia zajęć Alex zdobył już sześćdziesiąt punktów dla Slytherinu i był bohaterem swojego Domu. Oznaczało to również, że był wrogiem każdego nie-ślizgona. Nie do końca czuł się pewnie pomagając „wrogowi”. Ale zaraz, czy oni tak naprawdę byli wrogami? Alex nie był co do tego przekonany.
Powodując sporą konsternację Alexa, trzeci dzień rozpoczął się od Eliksirów. Alex, który był bardzo zadowolony z przyjaźni z Severusem, martwił się, że chłopak uzna go za kompletnego idiotę, gdy zobaczy jaki jest beznadziejny w tej dziedzinie. Na wszystkich przedmiotach Alex i Severus dobrowolnie pracowali razem, więc nie było powodu, by tu miało się to zmienić. Gdy nauczyciel zapowiedział, ze będą pracować nad eliksirem uzdrawiającym Alex poczuł się chory.
Zgłosił się na ochotnika do przygotowywania składników, bo i tak nie potrafiłby ich prawidłowo dodać do kociołka. Łudził się, że jakoś przetrwa, do momentu, kiedy Severus zauważył, że bierze smocze serce zamiast smoczej wątroby.
- Alex, jeśli użyjesz tego, eliksir wybuchnie. Uważaj co robisz! Dobrze, że zauważyłem.
Alex przestraszył się, że zostanie bez żadnych przyjaciół: Gryfoni nienawidzili go, a teraz nawet Severus był nim rozczarowany.
- Nie potrafię niczego zrobić dobrze. - już zaczął się załamywać, ale Severus przerwał mu:
- Nawet nie chcę o tym słyszeć. Resztę składników przygotowałeś poprawnie. Jeśli zrozumiesz w jaki sposób różne części smoka reagują z innymi składnikami, nie powtórzysz tego błędu. Smocza wątroba bardzo gwałtownie reaguje z piórami thestrala, które dodaliśmy wcześniej. Rozumiesz?
Alex tylko pokiwał smętnie głową.
- Wiesz, to brzmi sensownie, ale ja nigdy nie rozumiałem eliksirów…
- No dobra, mogę ci pomóc z eliksirów, jeśli ty pomożesz mi w zaklęciach.
Alex uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Dzięki, to byłoby super!
Bo kto lepiej nauczyłby go eliksirów, niż jego przyszły nauczyciel: jeśli kiedykolwiek wrócę do swojego czasu nie miałby na kogo złożyć skargi.
Po zajęciach Alex wypożyczył jedną z szkolnych mioteł i poszedł na boisko. Potrzebował samotności i uwolnienia. Tyle się stało w tym tygodniu. Latał szybciej i szybciej chcąc wyrazić swoją tęsknotę za Ronem i Hermioną, Nevillem, Luną i resztą przyjaciół. Czy moje życie nie było wystarczająco skomplikowane? Skierował miotłę prosto w górę i zamknął oczy lecąc co raz wyżej. Dlaczego ja? Cholera, cholera, cholera… co ja mam z tym wszystkim zrobić?
Podczas swojej wewnętrznej tyrady nie zauważył, że nie jest już sam w powietrzu. Nie potrzebował towarzystwa, chciał być sam, więc w pierwszym odruchu poleciał szybko w stronę Zakazanego Lasu.
-Campione! Campione! Chcę pogadać!
To był jego ojciec. Alex skierował miotłę w jego kierunku i zapytał:
- Czego chcesz ode mnie?
- Chcę wiedzieć w co ty grasz z tym twoim patronusem. - Cholera Alex poczuł ukłucie paniki, ale nie dał nic po sobie poznać.
- Potter, poczytaj sobie, że nie można wybrać kształtu patronusa. A co, nie lubisz jeleni?
- Po prostu zostaw mnie i moich przyjaciół w spokoju. Mam cię na oku. - zagroził James ze złością i odleciał. To było dziwne - przemknęło Alexowi przez myśl.
Kiedy w końcu wylądował na boisku, czekała na niego grupka Ślizgonów.
- To był bardzo ładny pokaz latania, Alexander. Czy grasz w quidditcha w swoim czasie?
- Tak, jestem szukającym.
- Cudownie! Właśnie potrzebujemy dobrego szukającego. Jestem kapitanem drużyny, która od lat nie zdobyła pucharu głównie z powodu braku dobrego szukającego. W sobotę mamy trening, mam nadzieję, że cię tam zobaczę.
- Dzięki, będę na pewno.
------------
Weekend przyszedł szybko. Alex udał się do szatni Slytherinu, gdzie zaskoczyła go obecność Severusa. Profesor Snape grał w quidditcha?!
- Severus, ty grasz w drużynie? Na jakiej pozycji?
- Szukający - odburknął chłopak. Alex nie był pewien co powiedzieć. Nie chciał, by przyjaciel wyleciał z drużyny z jego powodu.
- Ja właśnie mam być wypróbowany jako szukający. Ty odchodzisz?
Niespodziewanie twarz Severusa rozpogodziła się:
- Jesteś w tym dobry? Nienawidzę grać jako szukający. Jakbyś się nadał, to mógłbym wrócić do gry jako pałkarz.
Alex posłał mu łobuzerski uśmiech.
- W takim razie możesz już wziąć sprzęt i trenować na odpowiedniej pozycji.
Severus podniósł brew w geście zdziwienia, ale nie zdążył skomentować, bo kapitan już wywoływał graczy na boisko. Dwie godziny później Severus był z powrotem pałkarzem, a Alex był nowym szukającym Slytherinu.
Tej nocy zaplanowali wspólną naukę. Okazało się, że Severus całkiem nieźle radził sobie z zaklęciami, po prostu nie był tak dobry jak Alex. Postanowili spotkać się koło Zakazanego Lasu, by nie wyrządzić niepotrzebnych szkód w szkole. Ćwiczyli zaawansowane tarcze obronne: najpierw Alex uczył Severusa zaklęcia, a potem miotał w niego różne klątwy, by wypróbować jakiej mocy potrzeba, by złamać tarczę przyjaciela. Niestety udało mu się przełamać obronę Severusa w momencie, kiedy rzucił dość mocne stupefy. Zaklęcie nie tylko ogłuszyło chłopca, ale też odrzuciło go ze sporą siłą na pobliskie drzewo. Alex podbiegł do niego klnąc na swoją nieuwagę. Zauważył, że ramię przyjaciela było złamane, choć prawdopodobnie niezbyt poważnie. Przełykając strach i sumiennie obiecując sobie nigdy więcej nie doprowadzić do takiej sytuacji wymamrotał niewyraźne enervate. Severus otworzył oczy i uśmiechnął się z rozmarzeniem.
- Alex... - wymruczał niemal czule i pocałował go. Alex zamarł.
- Alex? o cholera, to nie był sen. Szlag, przepraszam, jeśli nie jesteś gejem ja zrozu..
Alex przerwał mu:
- To nie to. Sam jeszcze nie wiem, nie spotykałem się z nikim tak na poważnie, nie wiem czy jestem..
- Alex, w porządku, rozumiem. Jeszcze raz przepraszam. Zapomnijmy o tym. - Severus wstał i przyciągnął do siebie zranione ramię.
- Idę do Skrzydła Szpitalnego, zobaczymy się później.
- NIE!.. to znaczy…eee.. pójdę z tobą, otworzyć ci drzwi i takie tam..
Severus zmusił się do krzywego uśmiechu.
- Dzięki, pójdę sam.
Wracając samotnie do zamku Alex nie mógł przestać myśleć o tym co się właściwie stało. Severus mnie pocałował! Czy on naprawdę wiedział, że to ja? Czy on rzeczywiście śni o mnie? Myśli o mnie w ten sposób? Czy on mi się podoba? Czy jestem gejem? Myśli kłębiły mu się w głowie, a kolejne
pytania napływały do jego świadomości. Musiał mieć czas, by przemyśleć gruntownie pewne rzeczy.
----------
1997
Profesor Severus Snape siedział za biurkiem, podczas gdy siódmy rok Gryfonów i Ślizgonów pracował nad swoimi eliksirami. Usiłował poprawiać eseje, ale w głowie miał tylko Alexa. W końcu przestał udawać, że pisze i zapatrzył się w stronę uczniów. Dwójka z nich szczególnie przykuła jego uwagę: Ronald Weasley, który nigdy nie rozumiał eliksirów, ale ostatnio szło mu wyjątkowo fatalnie i Hermiona Granger, która zawsze wykonywała wszystko perfekcyjnie, a teraz spadła znacznie poniżej swoich zwykłych standardów. Ciężko mu to przyszło, ale postanowił porozmawiać z nimi prywatnie. W końcu jeśli ktokolwiek tęsknił za Alexem bardziej niż oni, to był to właśnie on. Oczywiście w całkowicie inny sposób. Profesor tęsknił, ale jednocześnie bał się tego, co może nastąpić, gdy Alexowi uda się wrócić.
- Granger i Weasley, zostańcie po lekcji.
Oboje wyglądali na zaskoczonych, ale milcząco pokiwali głowami. Po wyjściu pozostałych uczniów Snape zaprowadził ich do swojego gabinetu, gdzie rzucił kilka zaklęć wyciszających i zamykających.
- Nie uszło mojej uwadze, że oboje osiągacie dużo gorsze wyniki, niż do tej pory. Normalnie miałbym wiele do powiedzenia na temat gryfońskiej głupoty, ale dobrze znam poziom waszych możliwości. Słucham, co macie do powiedzenia?
Ron rzucił niepewne spojrzenie na przyjaciółkę, a potem powrotem na Profesora.
- Tęsknimy za Harrym, sir. Nie jesteśmy w stanie odpowiednio się uczyć przez to. Martwimy się o niego.
Mistrz Eliksirów westchnął i obszedł biurko dając sobie czas na uspokojenie nerwów.
- Wszystkim brakuje Pana Pottera, mnie również. Jeśli dzięki temu poczujecie się lepiej, mogę powiedzieć, że prawdopodobnie właśnie dostał się do ślizgońskiej drużyny quidditcha.
Rudzielec był wstrząśnięty. - Ślizgońskiej??
- Tak, Panie Weasley, skoro znalazł się w szkole równolegle ze swoimi rodzicami, Dyrektor umieścił go w Slytherinie, by nie zamieniać biegu wydarzeń. Zapewniam cię, że dobrze mu się wiodło w tym Domu. Był też całkiem zadowolony z mojej przy nim obecności. Zdziwiłbyś się jaki dobry z niego Ślizgon.
Ron otwierał i zamykał usta jak ryba wyjęta z wody, więc inicjatywę przejęła Hermiona. Podziękowała Profesorowi za rozmowę i popchnęła wciąż zszokowanego Weasley'a w kierunku drzwi.
Odprowadzając ich wzrokiem Snape usłyszał jeszcze:
- Uspokój się Ron, najważniejsze, że Harry jest szczęśliwy, mam rację?
- Masz rację.
Rozdział 8 - Bez żalu
Przez następne kilka nocy Alex nie mógł znaleźć sobie miejsca. Za każdym razem, kiedy zamykał oczy, widział i czuł jak całuje go Severus. Nie trzeba nawet wspominać, że codziennie rano budził się w wysoce niewygodnej pozycji. Miał tylko nadzieję, że nie mówił głośno przez sen, zwłaszcza, że obiekt jego nocnych marzeń spał w tym samym pokoju. Początkowo próbował czytać, albo uczyć się przed snem, by zająć czymś innym głowę, ale nie dawało to najmniejszego rezultatu.
W końcu przyznał sam przed sobą, że owszem, uważa Severusa Snape'a za atrakcyjnego. A więc jestem gejem? Musiał jednak przyznać, że miewał podobne sny również z dziewczynami w roli głównej. Widocznie jestem 'bi'. W każdym razie, musi porozmawiać z Severusem. Brakowało mu przyjaciela, który unikał go od pamiętnej soboty. Tęsknił za nim, ale jednocześnie zastanawiał się jak to wszystko mogłoby się udać? Wprawdzie do tej pory myślał o Severusie i swoim Profesorze jak o dwóch różnych osobach, ale w rzeczywistości (tej właściwej) przecież był od niego dużo młodszy. A co jeśli utknę tutaj?
Rano Severus był na śniadaniu tak wcześnie, że Alex nie zdążył go zaczepić z prośba o rozmowę. Przez cały dzień było podobnie, więc Alex ucieszył się, kiedy wieczorem zobaczył przyjaciela samotnie czytającego nad jeziorem. Żołądek z nerwów podjechał mu prawie do gardła, gdy zbliżał się do Severusa. Nie ufając do końca swoim nogom, usiadł niepewnie koło Ślizgona i wydusił z siebie:
-Musimy porozmawiać. - W tej chwili już spodziewał się odrzucenia, albo co najmniej zjadliwej uwagi, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego posiadacz pięknych obsydianowych oczu zaczął mówić szybko i cicho:
- Tak, musimy. Jeszcze raz przepraszam, za sobotę. Naprawdę rozumiem, że nie jestem kimś, z kim chciałbyś być kiedykolwiek związany. Chciałbym jednak cię prosić, byśmy mogli chociaż pozostać przyjaciółmi.
- Dlaczego uważasz, że nie chciałbym być z tobą związany? Ufam ci. - Prawdziwość tego stwierdzenia została poparta szczerym, zielonookim spojrzeniem.
Severus odwrócił się i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie powinieneś mi ufać. Nie wiesz o mnie zbyt wiele.
Alex uśmiechnął się z wyższością:
- Ufam ci, ale nie mogę powiedzieć dlaczego.
- To dotyczy tych twoich podróży w czasie, prawda?
- Tak - Alex przyznał cicho - wiem, że jesteś wspaniałą osobą, ale potrzebuję czasu, by pomyśleć nad tym wszystkim.
- Myślę, że rozumiem. Nie musimy się z niczym spieszyć, wiesz…
-To nie o to chodzi. Przecież w każdej chwili mogę cię opuścić, gdy zostanę odesłany do swojego czasu.
- Ale też możesz nigdy nie wrócić tam, skąd przyszedłeś.
- To nie tylko to, jest coś jeszcze. - wyszeptał Alex i nagle zainteresował się źdźbłami trawy, które przeczesywał palcami.
- Co jeszcze? Nie jesteś pewien, że jesteś gejem? A może to o mnie chodzi?
Alex czuł, jak nadmiar różnych emocji nie pozwala mu spokojnie pomyśleć nad odpowiedzią.
- I tak i nie. Myślę, że jestem `bi', to nie jest problem.
Severus zwiesił smutno głowę:
- Więc to ja, po prostu ci się nie podobam, prawda?
Alex podniósł głowę i wpatrzył się gorąco w przyjaciela.
- Podobasz mi się, bardzo. To nie jest problem. - chyba nawet sam nie zdawał sobie sprawy jak bardzo się plącze w odpowiedziach.
- W takim razie w czym jest problem? Powiesz mi w końcu? - Severus przybrał pytający wyraz twarzy dokładnie taki, jaki Alex nie raz widział u jego dorosłej, nauczycielskiej wersji. Widok ten sprawił, że wypluł odpowiedź zanim cokolwiek mogło go zatrzymać.
- Jesteś moim Profesorem.
----------------------
1997
Profesor Snape wreszcie przestał krążyć po swoich prywatnych pokojach i postanowił porozmawiać z Dyrektorem. Kiedy dotarł na miejsce, zwyczajowo odrzucił propozycję cytrynowych dropsów i zasiadł przed biurkiem.
- Co mogę dla ciebie zrobić Severusie? Wszystko w porządku?
- W porządku…..nie wiem co mam zrobić w sprawie Alexa.
Dyrektor westchnął i zaczął delikatnie:
- Nie mamy pewności czy on wróci, prawda?
Severus skrzywił się na starszego czarodzieja, choć nie udało mu się ukryć bólu spowodowanego jego słowami.
- On na pewno będzie z powrotem. - oświadczył z mocą, ale jego dalsze słowa już jej nie zawierały: - nie mam pojęcia jak go traktować, gdy on wróci…
- Wystarczy poczekać i zobaczyć jakie będą jego uczucia, jeśli przybędzie powrotem.
- KIEDY przybędzie z powrotem.
- No dobrze: kiedy przybędzie powrotem.
- Ja tak bardzo zmieniłem się od tamtego czasu, Albus. Nie pamiętam jak mogłem być kiedykolwiek tak otwartą osobą jak wtedy, z nim. On myślał, że wiedział kim byłem, ale nie sądzę by zdawał sobie sprawę jak daleko sięga mój lód. Upłynęło tak wiele lat, od czasu, kiedy cokolwiek czułem.
W oczach Dyrektora pojawiły się znajome, radosne iskierki, które wywołały u Severusa grymas irytacji.
- Jeśli ktokolwiek umie roztopić ten lód, to tylko Harry.
- Harry - młodszy czarodziej potrząsnął głową - wydaje się, że tak będę musiał się do niego zwracać, gdy wróci. Z pewnością nie będę mógł nazywać go Alex. I nigdy nie nazwę go „Potter”. Prawdziwy Potter nigdy nie potrafiłby być tak miłą, pełna akceptacji osobą.
-------------------------
1977
- Co? Jestem twoim nauczycielem?
- Tak , nie powinienem Ci mówić…
- No, to przynajmniej trochę wyjaśnia.
- Co na przykład?
- To skąd przybywasz oczywiście. Skoro jestem twoim profesorem, to znaczy, że z przyszłości. Ile lat?
- Nie mogę powiedzieć. To co powiedziałam, to już za dużo.
- No cóż, nie jestem jeszcze twoim profesorem, a jeśli tu utkniesz, nigdy nim nie będę. Mam rację? Severus wyszczerzył się złośliwie.
- Tak, ale jeśli kiedykolwiek wrócę?
Severus chwycił zielonookiego za podbródek i delikatnie odwrócił w swoją stronę.
- Posłuchaj, niezależnie od tego, czy będziesz tu jeszcze jeden dzień, czy dziesięć lat, nie musisz odsuwać wszystkiego w swoim życiu tylko dlatego, że znajdujesz się w niewłaściwym czasie. Lubię cię, podobasz mi się i chciałbym móc poznać się lepiej, nawet jeśli w pewnym momencie mnie opuścisz.
Alex uśmiechnął się i dotknął dłoni Severusa.
- Nie będziesz żałował? - Severus chwycił jego rękę mocno: - Ani trochę - wyszeptał i pocałował Alexa z pasją. Zamiast zaskoczenia, jak ostatnim razem, chłopak zamknął oczy i oddał pocałunek powtarzając w myślach: Bez żalu.
Po upływie bliżej nieokreślonego czasu, kiedy całowali się i przytulali bez zbędnych rozmów, zauważyli, że jest już ciemno i muszą wracać do zamku. Kiedy dotarli do dormitorium umówili się na wspólny wypad do Hogsmead w najbliższą sobotę i każdy położył się do swojego łóżka spać.
Tej nocy Alex spał spokojnie śniąc znów o Severusie.
------------------
1997
- Nie mogę uwierzyć, że Harry mógłby być szczęśliwy w Slytherinie! Przecież codziennie musiałby przebywać ze Snapem!
- Ron, uspokój się. To, że śpi w lochach, to wcale nie oznacza, że nie może spędzać czasu z Gryfonami.
- Tak, może masz rację. Mam tylko nadzieję, że ma jakiś własny pokój, albo coś. Myślisz, że Ślizgoni mogą próbować go skrzywdzić podczas snu?
- Hej, przecież Profesor Lupin też tam wtedy był! Chodź porozmawiajmy z nim, może on nam coś więcej powie.
------------------
1977
Severus usiadł na łóżku rozmasowując bolące lewe przedramię. Szybko ubrał się i skierował do pokoju wspólnego Slytherinu, obdarzając jeszcze przeciągłym spojrzeniem śpiącego mocno Alexa. Kilku studentów już na niego czekało. Jeden z nich wyciągnął kamień: wszyscy obecni dotknęli świstoklika i zniknęli z Hogwartu.
Severus upadł na kolana w geście powitania Lorda Voldemorta. Jego uczucia do Czarnoksiężnika były inne niż obecnych tutaj kolegów. Oni wszyscy byli dziećmi Śmierciożerców i otrzymali mroczny znak na szesnaste urodziny. On znajdował się tutaj z innych przyczyn, ale teraz już wiedział, że nie ma odwrotu.
- Jestem gotowy, by wprowadzić w życie moje plany. Do tego potrzebuję tych z was, którzy uczą się w Hogwarcie. Trzeba zrekrutować jak najwięcej moich zwolenników. Każdy z was ma znaleźć osoby, które mogą okazać się przydatne i lojalne. - Czarny Pan wydawał rozkazy tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Severus!
- Tak, Panie.
- Dowiedziałem się, że w szkole jest podróżnik w czasie i jesteś blisko niego. Masz się dowiedzieć z jakiego czasu pochodzi i czy wie coś o mnie.
- Tak, Panie.
Ślizgoni dotknęli innego świstoklika, który przeniósł ich powrotem do pokoju wspólnego w lochach. Severus poszedł z powrotem do swojej sypialni. Przed położeniem się do łóżka podszedł do Alexa, który spał tak samo spokojnie jak przedtem. Czarnooki chłopak nachylił się nad przyjacielem i delikatnie pocałował go w czoło, uważając by go nie zbudzić.
- Jest jeszcze wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz. Mam nadzieję, że nigdy się ich nie dowiesz.
Przez chwilę patrzył na śpiącego chłopca, po czy wspiął się na własne łóżko. Bez żalu - powtórzył sobie jeszcze w duchu zanim zasnął.
Rozdział 9 - Pojedynek
- Alex, obudź się!
- mmffmf...
- No chooodź Alex, wstań wreszcie!
- daj mi spooo...mmffm..
- Wyłaź z łóżka natychmiast, bo użyję zaklęcia!
- Ok. Wstaję przecież...
- Jeszcze chwila i przepadnie nasza wyprawa do Hogsmeade.
Na te słowa Alex gwałtownie zerwał się z łóżka i gorączkowo zaczął się myć i ubierać. Chwilę później już był gotowy i razem z Severusem kierowali się do wyjścia. Mimo tego, że Alex chciałby, nie trzymali się za ręce. Dwa dni temu postanowili, że wiadomość o swoim związku jeszcze zachowają dla siebie. Właściwie przy tym pomyśle obstawał tylko Severus, ale Alex wolał się dostosować, niż zburzyć nowo odkryte uczucia między nimi.
Dzień był przepiękny: na powierzchni zmrożonego śniegu, tańczyły promienie słońca, wyjątkowo jasnego na tle bezchmurnego nieba. Przez większość dnia chodzili od sklepu do sklepu przyglądając się wystawom i robiąc zakupy. Alex z rozbawieniem obserwował starsze, inne Hogsmead, porównując je do własnych czasów. Zauważył też kilka sklepów i miejsc, które przetrwały ten czas - nie zdawał sobie sprawy jak są stare. Spacerowali rozmawiając, aż w pewnym momencie zaczęli zbliżać się do Wrzeszczącej Chaty. Alex był trochę zaskoczony, gdy Severus gwałtownie odciągnął go do tyłu.
-Co się stało?
Przyjaciel wyglądał na wstrząśniętego, ale starał się opanować.
- Musimy wracać.
Dopiero teraz do Alexa dotarło co się wydarzyło w Chacie.
- Masz rację. Jestem głodny, może pójdziemy coś zjeść?
Severus z widoczną ulgą przytaknął i poszli na późny obiad pod „Trzy miotły”. Zamówili kanapki i kremowe piwo.
- Naprawdę świetnie się dziś bawiłem, Sev.
Severus rzucił mu spojrzenie, w którym irytacja walczyła z rozbawieniem.
- „Sev”?
Aleksander uśmiechnął się zalotnie.
- Nie podoba ci się? Ja pozwalam ci skracać moje imię..
- No dobrze. Niech będzie dopóki nie zacznie migrować w stronę „Sevviee” i tym podobnych.
Obydwoje głośno się roześmiali. Alex był szczęśliwy mogąc słyszeć ten dźwięk. Zawsze zastanawiał się czy warczący i nieprzyjemny Mistrz Eliksirów w ogóle wie co to śmiech.
- Popatrz: oślizgłe węże tu są! Na pewno spiskują jak zabijać więcej Mugoli.
Alex odwrócił się w kierunku mówiącego i zobaczył szczerzących się złośliwie Huncwotów. Severus odpowiedział szybciej, niż Alex zdołałby otworzyć usta:
- Odejdź Potter - Alex był wstrząśnięty słysząc sposób, w jaki zostało wypowiedziane to nazwisko: dokładnie tak nienawistnie jak Profesor z przyszłości mówił do niego.
- Nie sądzę, Smarkerusie.
James usiadł przy ich stole, a Syriusz, Remus i Peter stanęli za nim z niezdrową ciekawością wypisaną na twarzach. Alex przypominał sobie tę scenę niejasno z profesorskiej myśloodsiewni, więc postanowił zrobić cokolwiek, by zapobiec fatalnemu finałowi.
- Posłuchaj Potter, chcemy spokojnie zjeść obiad. Znajdź sobie inny stolik, który zapewni ci bardziej satysfakcjonujące towarzystwo. Zapewniam cię, że nie lubimy z tobą przebywać tak samo mocno, jak ty z nami.
James jednak wziął kanapkę z talerza Alexa i zjadł ją demonstracyjnie.
- Dość odważnie jak na Ślizgona, nie sądzicie? Lubię ten stolik i mam zamiar tu zostać. Myślę, że nadszedł czas dla was na powrót do zamku.
Alex poczuł wściekłość:
- Nie skończyliśmy jeść, proponuję znaleźć sobie inny obiekt psot* - zadrwił.
Ta sugestia przyciągnęła skoncentrowana uwagę wszystkich czterech Gryfonów i Alex zauważył, że Peter cofnął się mimowolnie ze strachu. Na Jamesa zadziałało za to jak płachta na byka:
- Nie wiem kim ci się wydaje, że jesteś Campione, ale ostrzegam, że takie gry mogą się dla ciebie bardzo źle skończyć.
Severus patrzył pomiędzy nimi nie bardzo nadążając za tempem rozmowy.
Alex poderwał się z miejsca i nachylił w stronę Gryfona.
- Nie prowokuj mnie Potter, żebym nie musiał cię skrzywdzić.
James roześmiał się teatralnie, a pozostali Huncwoci dołączyli do niego jak na komendę.
- Ty skrzywdzić mnie? To jest wyzwanie? W takim razie jutro wieczorem na boisku quidditcha. Remus jest moim sekundantem - Syriusz wyglądał na zranionego pominięciem - kto będzie twoim?
Severus wstał i położył rękę na ramieniu przyjaciela.
- Ja będę.
Dużo później, Alex i Severus spacerowali po opustoszałych korytarzach zamku i rozmawiali.
- Chciałbym znaleźć miejsce, gdzie moglibyśmy być sami, Alex.
Alex właśnie myślał o tym samym, gdy zdał sobie sprawę, że znajdują się w znajomym korytarzu na trzecim piętrze. W pobliskiej ścianie zaczęły pojawiać się drzwi.
- Hej, całkiem zapomniałem o tym miejscu! Chodź.
Severus wyglądał na nieco zdenerwowanego.
-Co jest za tymi drzwiami? Co to za miejsce?
- To niespodzianka. Nic ci nie powiem, dopóki nie wejdziemy.
Trochę niezdecydowany Severus przeszedł przez tajemnicze drzwi za swoim chłopakiem. W środku stanął zszokowany: znajdował się w przytulnym, ze smakiem urządzonym wnętrzu, które przypominało małe, samodzielne mieszkanie. Z miejsca, gdzie stał było widać wejście do kuchni, sypialnię i salon. Na ścianach piętrzyły się półki z książkami. Kominek płonął promieniując przyjemnym ciepłem.
- Co to za miejsce?
- Miejsce, w którym moglibyśmy być sami, czy nie tego właśnie chciałeś? - Alex uśmiechnął się i usadowił na sofie. Gdy drugi chłopak dołączył do niego, ułożyli się wygodnie przytuleni i zielonooki zaczął opowiadać o właściwościach Pokoju Życzeń.
Alex był zdenerwowany. Nie martwił go pojedynek, i lubił towarzystwo Severusa, ale nie wiedział co mu powiedzieć, a czego nie mówić, na tematy osobiste. Severus sam zaczął temat:
- Wiem, że nie mogę poznać przyszłości, ale może powiesz mi coś więcej o sobie?
Usiłując znaleźć jakiś bezpieczny temat Alex zaciął się na chwilę, ale w końcu zaczął:
- Moim ulubionym przedmiotem jest Obrona przed Czarna Magią.
- Chcesz powiedzieć, że nie Eliksiry? Nawet skoro ja ich uczę?
Alex przywołał całą swoją samokontrolę, by zachować kamienną twarz. Jedno spojrzenie na Severusa wystarczyło, by wiedzieć, że pytanie było zadane całkiem poważnie.
- Hmm… powiedzmy, że nauczyciel raczej mnie nie lubi.
- Ja nie....co?!? Dlaczego?
- Nie mogę powiedzieć. Zostańmy przy informacji, że twoje przyszłe "ja" nie rozpoznało jeszcze kim jestem.
- Acha...- obaj czuli, że rozmowa staje się niekomfortowa, więc ku uldze Alexa Severus zmienił temat:
- Denerwujesz się przed jutrzejszym pojedynkiem?
- Wcale, a ty?
- Też nie. Prawdopodobnie zaczynając tę szkołę znałem więcej klątw, niż przeciętny uczeń siódmego roku.
Alex nie mógł powstrzymać uśmiechu. Przypomniał sobie, że dokładnie to samo o Severusie powiedział mu Syriusz.
- Alex, tylko proszę, uważaj na siebie. Nie chcę, byś potrzebował zastępstwa.
- Obiecuję, że będę uważał.- wyszeptał i pochylił się, by pocałować te fascynujące, wąskie usta: nie mógł pozwolić, by na kochanej twarzy pozostał ten zaniepokojony wyraz.
----------
1997
- Ron, Hermiona, co mogę zrobić dla was?
- Profesorze, czy możemy porozmawiać prywatnie?
Remus gestem zaprosił ich do swojego biura. Gdy zabezpieczyli drzwi i usiedli zapytał:
- Czy coś się stało?
- Profesorze.... chcieliśmy cię prosić, żebyś nam opowiedział o Harrym. Wiemy, że przebywa w czasie, kiedy ty też byłeś w Hogwarcie.
Remus zbladł, ale próbował wymyślić co im powiedzieć.
- Nazywał się wtedy Alexander Campione.
- Naprawdę? Ciekawe czemu wymyślił akurat takie nazwisko. Właściwie, to chcieliśmy wiedzieć przede wszystkim, czy jest szczęśliwy. Strasznie za nim tęsknimy.
Wilkołak nerwowo odkaszlnął i kontynuował:
- Myślę, że był szczęśliwy..ee..przeważnie. Był w Slytherinie, więc najwięcej czasu spędzał razem z profesorem Snapem.
Ron wyglądał na wstrząśniętego.
- Masz na myśli to, że byli przyjaciółmi?? ze Snapem? - wyrzucił z siebie z niedowierzaniem.
- Tak, to właśnie miałem na myśli. Właściwie, to byli nierozłączni.
- Ale co z jego ojcem? Nie przyjaźnił się z ojcem? Wyobrażaliśmy sobie, że chciałby wykorzystać okazję i go poznać.
Remus zrobił się jeszcze bledszy i potrzebował chwili ciszy, by pozbierać nerwy.
- Profesorze? Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest. Harry nie przyjaźnił się ze swoim ojcem. Cały swój czas spędzał w lochach.
- To strasznie dziwne. Nie rozumiem jak Harry mógł być przyjacielem Snape'a. Zwłaszcza w kontekście tego jak Snape zawsze go traktował.
- Daj spokój Ron, widocznie profesor Snape nie mógł być taki zły w przeszłości. Prawda, Profesorze?
Remus przełknął. Modlił się w duchu do kogokolwiek, kto słucha, by wybawiono go od tej inkwizycji. Sam miał duży problem, by pogodzić się z myślą, że Harry to Alexander, ale na odpowiedzi na te wszystkie pytania jeszcze długo nie będzie gotowy.
- Profesor Snape był dla Jamesa i dla mnie tym, czym Draco Malfoy dla was. Na nieszczęście Alexander..yy ..Harry był przyjacielem Snape'a, co automatycznie uczyniło go naszym wrogiem.
- To musiało być okropne dla Harry'ego. Mam nadzieję, że wróci do nas jak najszybciej.
- Ja też mam nadzieję. A teraz powinniście wracać do wieży Gryfindoru, bo zbliża się cisza nocna. Poza tym mam wypracowania do sprawdzenia.
Zmieszani Ron i Hermiona wyszli szybko i skierowali się do pokoju wspólnego.
- Ron, czy ty też zauważyłeś, że on był jakiś dziwny przez całą rozmowę? Nie jest jeszcze tak blisko do pełni...
- Nie wiem, Hermi. Trzeba będzie mieć na niego oko.
----------
1977
Następny dzień minął zadziwiająco szybko. Szkoła huczała od plotek na temat umówionego pojedynku Slytherin contra Gryffindor. Skończyło się tym, że wieczorem na boisko quidditcha wybierali się niemal wszyscy starsi uczniowie z obu domów.
Alex nie martwił się o przebieg pojedynku. Dzięki swojemu intensywnemu szkoleniu, które przebył przez ostatnie lata mógł stawić czoła właściwie każdemu z wyjątkiem swoich trzech nauczycieli pojedynków: Profesorów Snape'a, Lupina i Dumbledore'a. Żaden z nich nie pozwolił mu na moment wytchnienia, zanim nie osiągnął satysfakcjonujących wyników. Dlatego teraz Alex miał nadzieję, że nie skrzywdzi za bardzo swojego ojca i że Lupin nie jest jeszcze tak dobry jak jego przyszłe „ja”.
Wieczorem Alex i Severus w drodze na boisko byli eskortowani przez większość uczniów Domu Węża. Na miejscu zobaczyli nie tylko licznie reprezentowany Dom Lwa, ale też spory tłumek Krukonów i Puchonów.
- Potter, jakie chcesz zasady? - zaczął Alex, a James wykrzywił się drwiąco:
- Na nieszczęście dla ciebie na całym terenie szkoły nie można używać czarnej magii bez włączenia alarmu. Tylko zaklęcia światła - aż do momentu rozbrojenia przeciwnika. Zgoda?
- Zgoda.
Przeciwnicy podali sobie ręce, po czym odwróciwszy się w przeciwnych kierunkach zaczęli iść odliczając kroki. Widzowie patrzyli z zapartym tchem: większość z nich nigdy nie widziała tradycyjnego pojedynku. James pierwszy rzucił przekleństwem, która Alex z łatwością odbił, błyskawicznie dodając petrificus totalus. Zaklęcie było silne, więc James stracił trochę czasu i wysiłku na postawienie i utrzymanie tarczy. Korzystając z tego, Alex trafił go i James upadł na ziemię śmiejąc się histerycznie. Pomiędzy niepowstrzymanymi wybuchami wesołości udało mu się wykrztusić expeliarmus, ale było zbyt słabe wobec obrony Ślizgona. Zielonooki krzyknął wingardium leviosa i wzniósł swojego ojca wysoko w powietrze. Chciał okręcać go wokół własnej osi tak długo, aż zrobi mu się niedobrze, ale w tym momencie Syriusz postanowił pomóc przyjacielowi i trafił Alexa klątwą galaretowatych nóg. W momencie, kiedy zaskoczony chłopak upadał na ziemię, stracił kontrolę nad własnym zaklęciem i James uderzył z donośnym dudnieniem o podłoże. Alex w jednym momencie zdjął z siebie zaklęcie, którym oberwał i przypadł do ojca. Gdy stało się jasne, że Jamesowi nie stało się nic naprawdę poważnego, wybuchnął:
- Co ty sobie myślałeś, Black? Nie jesteś częścią tego pojedynku! - Syriusz nie zdążył odpowiedzieć odepchnięty przez Lupina. Alex zauważył złoty blask wilczej wściekłości w jego oczach.
- Masz rację, Campione: on nie jest. Ja jestem - ostatnie słowo było już prawie warknięciem.
Obaj chłopcy zaczęli krążyć wokół siebie i mierzyć się wzrokiem. Nawet po wzmożonym treningu Alex nie mógł konkurować z nadnaturalnym refleksem wilkołaka: Remus rzucił w niego tak potężnym zaklęciem rozbrajającym, że pozbawiło Ślizgona przytomności.
Severus poczuł jak żołądek zmienia się w lodową kulę. W tej chwili nic nie było ważne, tylko dopilnowanie, by z Alexem było wszystko w porządku. Niestety pojedynek się jeszcze nie skończył. Alexem zajęli się szybko inni Ślizgoni, gdy Severus stanął naprzeciw Lupina.
- Wygląda na to, że sprawa rozstrzygnie się między mną a tobą. Zobaczymy ile jesteś wart.
Dwóch najgroźniejszych przeciwników w szkole skinęło głowami i już w ułamek sekundy później poleciały pierwsze klątwy. Obaj całym sobą próbowali pomścić swoich przyjaciół. Pojedynek od początku był tak pełen pasji, że postaci walczących rozmywały się, gdy poruszali się po całej długości boiska. Wokół nich migały kolorowe światła różnych klątw, na przemian z białymi okręgami stawianych tarcz. Równie efektowne, co groźne widowisko trwało prawie pół godziny, kiedy w końcu Severusowi udało się trafić Lupina impedimenta. Szybko pozbawił go różdżki kończąc pojedynek. Zewsząd rozległy się oklaski.
Severus poszukał wzrokiem Alexa, który był pod opieką kapitana drużyny qudditcha. Ślizgoni skupili się wokół nich i razem wracali do zamku lewitując nieprzytomnego Alexa do Skrzydła Szpitalnego. Za nimi Gryfoni lewitowali do Szpitala swoich nieprzytomnych towarzyszy.