Moliere Mizantrop


Moliere

MIZANTROP

OSOBY

ALCEST.

FILINT, jego przyjaciel.

ORONT, Wielbiciel Celimeny.

CELIMENA, kochanka Alcesta.

HALINA, krewna Celimeny.

IZYDA, przyjaciółka Celimeny.

AKAST,KLIFANDER wielbiciele Celimeny.

LOKAJ.

ŻANDARM.

ERGAST, lokaj Alcesla.

.

Scena w Warszawie, w domu Celimeny,

MIZANTROP.

AKT PIERWSZY

Scena I.

ALCEST, FILINT.

(siedząc).

FILINT.

Cóż to ? co ci się dzieje ?

ALCEST.

Daj mi pokój czysty !

FILINT.

Ale skąd to dziwactwo ? raptus oczywisty!

ALCEST.

Idźże sobie, proszę cię; i skryj się przed światem.

FILINT.

Ale przynajmniej słuchaj, nie bądź warjatem.

ALCEST.

Ja warjat; nie słucham, ani gadam z nikim.

FILINT.

Nie mogę cię rozumieć tak dziś jesteś dzikim;

I choć nas przyjaźń łączy, ja z twoich chimerów....

ALCEST.

(wstając porywczo).

Mnie z tobą łączy przyjaźń? zmaż to z swych papierów.

Aż dotąd przyjaciela miałeś w mej osobie;

Lecz gdym krok lak haniebny dziś postrzegł po tobie,

Kwita z nami; twa przyjaźń wcale mnie nie łechce,

W sercach zepsutych miejsca żadnego mieć nie chce.

FILINT.

W twych więc oczach Alceście mocnom tak zawinił ?

ALCEST.

Idź, idź! i wstydź się na śmierć tego coś uczynił!

Dla człowieka honoru czyn ten jest zgorszeniem,

I żadnem się nie może zakryć przebaczeniem.

Widzę cię, jak dla kogoś czuły i serdeczny

Okazujesz twą przyjaźń i szacunek wieczny;

W nawale życzeń, przysiąg, z oświadczeń zapałem

Męczysz go bez litości swych uścisków szałem,

A gdy pytam o niego, dusza twa fałszywa

Ledwo mi wyznać może jak się on nazywa !

Po rozejściu się zimnyś dla tego człowieka,

I mówisz mi ozięble, al! znani go zdaleka!

Nie; ten niecny, niegodny, powiedzieć ci muszę,

Kto się czołga tak nizko, że zdradza swę duszę;

I gdybym ja przypadkiem podpaść miał tej plamie,

Z żalubym się natychmiast powiesił na bramie.

FILINT.

(z uśmiechem).

Nie wiem czy za te fraszkę powiesić się godzi;

I chociaż tu twój wyrok niecofny zachodzi,

Błagam cię przyjacielu, poddając mu szyję,

Pozwól mi z łaski swojej niechaj jeszcze żyję.

ALCEST.

Dałbyś pokój ze swemi niewczesnemi żarty.

FILINT.

Jakże żyć między ludźmi? mów; jesteś otwarty.

ALCEST.

Być szczerym; człowiek prawy nie wyrzecze śmiało

Słowa, któreby z serca pochodzić nie miało.

FILINT.

Jeśli cię kto z uprzejmą wita etykietą,

Winieneś mu tą samą odpłacić monetą;

Odpowiedzieć jak możesz na jego serdeczność,

Oddać chęci za chęci, i grzeczność za grzeczność.

ALCEST.

Nie; ja cierpieć nie mogę tych podłych zwyczajów,

Owych różnych u świata etykiet rodzajów:

Nie cierpię, nienawidzę, tych błahych ukłonów;

Tych wszystkich rozprawiaczów bałamuctw, andronów;

Tych. słodkich rozdawaczów uściskali nikczemnych;

Tych wdzięcznych szczebiotnisiów słów próżnych i ciemnych;

Tej zgrai, co czczej walki o grzeczność niesyta.

Ludzi zacnych, i łotrów, jedną twarzą wita.

Cóż stąd, że mnie któś pieści, wynurza swą tkliwość

Przysięga przyjaźń, wiarę, szacunek, gorliwość,

Sypie mi razem pochwał najświetniejszych krocie,

Kiedy to samo prawi pierwszemu niecnocie?

Nie; tą czcią dusze prawe szczycić się nie mogą,

Tak nietrudny szacunek nie łechce nikogo;

I to mi, sądzić możesz, pochlebiać nie będzie,

Jeśli mnie kto z wszystkimi w jednym mieści rzędzie.

Tak; na względach szacunek zasadza się trwały:

Nie szacujesz nikogo, szacując świat cały.

I ty, kiedyś w tych wadach wieku zatopiony,

Na przyjaciela mego nie jesteś stworzony:

Nie chcę grzecznych oświadczeń szumnej nawałnicy,

Skoro między zasługą nie kładziesz różnicy:

Ja chcę być rozróżnianym; krótko ci przełożę;

Przyjaciel wszystkich ludzi moim być nie może.

FILINT.

Lecz trzeba, żyjąc z ludźmi, oddawać nawzajem

Tę grzeczność powierzchowną przyjętą zwyczajem..

ALCEST.

Nie! karcić, i na wieczne skazać potępienie

To udanej przyjaźni niecne frymarczenie.

Bądź człowiekiem; niech wszędzie, gdziekolwiek się zdarzy,

Maluje się grunt serca w twych ustach i twarzy;

Niech przemawia twa dusza prawej pełna wiary,

I uczuć twych nie barwią czczej grzeczności mary.

FILINT.

Zgoda; lecz w wielu miejscach otwartość ta śmiała

Nie bardzoby ujść mogła, i śmieszną się stała:

I czasem, niech twój honor surowy przebaczy;

Trzeba myśleć inaczej, a mówić inaczej.

Byłożby to przystojnie, iść, i w szczerej treści

Gadać ludziom chodzące wszystkie o nich wieści?

I kiedy się nie lubi, nienawidzi kogo,

W oczyż mu to powiedzieć?

ALCEST.

Tak jest; iść tą drogą.

FILINT.

Jakto? tybyś powiedział starej naszej Chloi,

Że jej twarzy przyprawna piękność nie przystoi ?

Że jej niż gorszy wszystkich, i przejmuje wstrętem.

ALCEST.

Zapewne.

FILINT.

Damonowi, że jest zbyt natrętem?

I że wszystkich mordując gawędą i wrzaskiem,

Wyjeżdża ze swem męztwem i swych przodków blaskiem?

ALCEST.

Dla czegoż nie?

FILINT.

Żartujesz.

ALCEST.

Nie żartuję zgoła:

Szczerość moja nikomu przepuścić nie zdoła.

Oczy me dość zrażone; gdzie postąpię krokiem,

Żółć moja samych niecnot burzy się widokiem.

Wpadam w czarną posępność i światem się brzydzę,

Ilekroć lak żyjących na nim ludzi widzę:

Wszędzie się z nimi czołga pochlebstwo, poddaństwo,

Podłość, niesprawiedliwość, zdrada, oszukaństwo;

Gniewam się, nie wytrzymam; i to mi powodem,

Że wszystkie zrywam związki z całym ludzkim rodom.

FILINT.

Zamiar filozoficzny, lecz dziki i marny,

Śmieszy mnie twa posępność, i ten smutek czarny;

Gadaj, krzycz, klnij, piorunuj, świata nie poprawisz.

Lecz jeżeli otwartość tak kochasz i pławisz,

Powiem ci bez ogródki, że twój duch uparty

Wszędzie gdzie się pokażesz, przykre ściąga żarty;

I len gniew co tak gromi wieku obyczaje,

W każdem cię miejscu, ludziom w pośmiewisko daje..

ALCEST.

To tym lepiej! i owszem! to mnie mocno cieszy,

Mało dbam o nagany tej poziomej rzeszy;

Wszystkich ludzi do tegom stopnia znienawidził,

Żebym się już w ich oczach rozsądnym być wstydził.

FILINT.

Więc dla ludzkiej natury taki gniew i zawiść?

ALCEST.

Tak jest; śmiertelną dla niej powziąłem nienawiść.

FILINT.

Czyż ty ludzi w swem sercu tak sądzisz zawzięcie,

Że wszystkich bez wyjątku w jednymże masz wstręcie?

W tym, choć zepsutym wieku, przecież takich widzę...

ALCEST.

Nie, nie; wstręt mój ogólny, wszystkich nienawidzę.

Nie cierpię; jednych za to, że są źli, niegodni,

Drugich, że pobłażają zbrodniarzom i zbrodni;

Ze patrzą na te niecne, rozpasane zgraje,

Bez wstrętu, jaki zbrodnia prawym duszom daje.

Jasne są pobłażania i względy łaskawe

Dla istnego niecnoty z którym wiodę sprawę:

Przez jego nawet maskę widać twarz obłudną,

Wszędzie gdzie się pokaże, poznać go nie trudno:

Ten głos jego milutki, to chytre spojrzenie,

Na tych co go nie znają, sprawują wrażenie.

Wiadomo, że ten hultaj, wart by go kat złapał,

Podłością i szalbierstwem w górę się wydrapał:

Że jego stąd pomyślność która dziś jaśnieje,

Wstydzi, rumieni cnotę, i zasługą chwieje.

Nazwji go najhaniebniej, obetnij mu uszy,

Za spodlonym oszustem nikt się nie obruszy;

Powiedz mu, chytryś, hultaj, podły w lada rzeczy,

Wszyscy się na to zgodzą, i nikt nie zaprzeczy.

Jednak jego układność przyjmowana wszędzie,

Śmieją mu się, klaskają, zawsze pierwszym będzie;

I jeśli się pokaże urząd, miejsce które,

Nad najpoczciwszym człekiem pewnie weźmie górę.

Dla Boga! w serce moje krwawe wraża groty

Widok tak pobłażanej, głaskanej niecnoty:

I często mnie jak ze snu nagły zapęd budzi,

Bym uciekał w pustynie przed przystępem ludzi.

FILINT.

Pocóż na wady wieku taki gniew ponury?

Bądźmy nieco łaskawsi dla ludzkiej natury:

Litościwsze cokolwiek miejmy dla niej względy,

I z pewną łagodnością patrzmy na jej błędy.

W świecie cnota niech z takim nie szumi hałasem,

Zbytek nawet mądrości naganny jest czasem;

Prawy rozum zbytecznych chroniąc się zapędów,

Każe nam być dobrymi bez wrzasków i zrzędów.

Ta wielka cnót surowość szczycąca wiek stary,

Zawstydza tegoczesne wady i przywary;

Ale, że być nie mogą ludzie doskonali,

Trzeba byśmy się milcząc czasowi poddali.

Gdyż największe szaleństwo, jak można wystawić,

Silić się gwałtem na to, aby świat poprawić..

I mój umysł Alceście razićby powinny

Rzeczy, coby szły lepiej biorąc obrót inny;

Lecz choć często za każdym zdrożność widzę krokiem,

Na nią jak ty, nie ciskam pełnem gniewa okiem:

Ludzi i ich naturę uważam bez złości,

Przyzwyczajam się znosić wszelkie ich czynności;

I ja myślę, że moje pobłażliwe względy

Tak są filozoficzne jak twe gniewne zrzędy.

ALCEST.

Lecz tych względów, Mosanie, tej pogody czoła

Nad którą się rozwodzisz, nic dotknąć nie zdoła?

I jeśliby przypadkiem przyjaciel cię zdradził,

Gdyby cię kto przez podstęp z majątku wysadził,

Lub czernił cię, potwarze o tobie rozsiewał,

Tybyś się o to wszystko bynajmniej nie gniewał ?

FlLINT.

Nie; te wady, któremi serce twe zrażone,

Uważam jako ludzkiej naturze wrodzone:

Dusza moja spokojna w gniewie nie narzeka,

Widząc chytrym, niesłusznym, podstępnym człowieka,

Równie jak widząc sępy krwawej pastwy chciwe,

Wilki żeru niesyte i małpy złośliwe.

ALCEST.

To mnie mogą oczerniać, zdradzać i okradać,

A ja będę.... ! dla Boga! nie chcę dłużej gadać:

Tyle czuję niesmaku w lej nudnej gawędzie.

FILINT.

Dalibóg, jak zamilkniesz, lepiej wcale będzie.

Twojej przeciwnej stronie nie czyń tyle wrzawy,

I przyłóż większych starań do twej własnej sprawy.

ALCEST.

Nie; przysiągłem: najmniejsze z mej strony staranie!

FILINT.

Co ty myślisz człowieku? któż za tobą stanie?

ALCEST.

Kto ? staną prawa moje; słuszność, sprawiedliwość.

FILINT.

Nie będziesz sędziów prosił o wzgląd, o gorliwość?

ALCEST.

Co ? jestże moja sprawa zła, albo wątpliwa ?

FILINT.

Zgoda; lecz w procedurze niedbalstwo przegrywa.

ALCEST.

Nie; dałem sobie słowo, że kroku nie ruszę,

Mam słuszność, czyli nie mam.

FILINT.

Nie ufaj tak sobie.

ALCEST.

Nie, nie; ja się nie ruszę.

FILINT.

Tu o sprawę chodzi;

Choć słuszna, może jednak upaść.

ALCEST.

Nic nie szkodzi.

FILINT.

Ej oszukasz się!

ALCEST.

Zgoda. Skutki są ciekawe.

FILINT.

Ale gdyby...

ALCEST.

Rad będę jak przegram swą sprawę.

FILINT.

Ale wreszcie ty nie wiesz....

ALCEST.

Obaczyć mi chce się,

Czy też ludzie lak będą podli w tym processie,

Tak przewrótni, bezczelni, z sercem tak zbrodniczem,

Że mi wyrządzą krzywdę przed świata obliczem.

FILINT.

Co za człowiek!

ALCEST.

A chciałbym, choćby kosztowało,

Dla doświadczenia tego, przegrać sprawę całą,

FILINT.

Gdyby cię tu ktokolwiek usłyszał, Alceście,

Byłbyś celem powszechnym śmiechu w całem mieście,

ALCEST.

To tym gorzej dla śmieszków.

FILINT.

Lecz tę ścisłość wielką,

Której sroga twa dusza tak jest wielbicielką;

Tę szczerość którą prawej przypisujesz cnocie,

Czy znajdujesz w kochanym od ciebie przedmiocie ?

Dziwno mi, że choć w gniewie świat radbyś wywrócił,

Chociażeś się z rodzajem ludzkim tak pokłócił,

W sercu warząc dla niego nienawiść głęboką,

Lubisz w nim to co łowi, co zachwyca oko.

Nie ganię twej miłości; lecz, słowo honoru,

Najbardziej mnie zadziwia śmieszność jej wyboru,

Halina, wiem, dla ciebie skłonność ma tajemną,

Izyda cię uważa, chce ci być przyjemną;

Tymczasem serce twoje ich odrzuca chęci,

Kiedy je Celimena do swych więzów nęci;

Ta, której lekkomyślność i dusza zjadliwa

Tak bardzo obyczajów dzisiejszych zarywa,

Czemuż im poprzysiągłszy wojnę całe życie,

Przywary które gromisz, wielbisz w lej kobiecie ?

Czy ich w lubej osobie za złe nie uważasz?

Okoż twe ich nie widzi? lub leż im pobłażasz ?

ALCEST.

Nie; skłonność jaką czuję dla tej młodej wdowy.

Nie zaślepia mi oczów, nie zawraca głowy;

I ja, jakkolwiek silne jest moje kochanie,

Pierwszy widzę jej wady, i pierwszy je ganię.

Lecz chociażem tak ostry, jestem dla niej słaby;

Umiały mnie, wyznaję, ująć jej powaby:

Darmo widzę jej błędy, karcę je daremnie,

Gwałtem, tryumfująca, wlewa miłość we mnie.

Jej ponęty mocniejsze. Lecz ja sobie tuszę,

Ze z tych wad miłość moja oczyści jej duszę,

FILINT.

O! nie mało dokażesz jeśli to być może.

A onaż kocha ciebie?

ALCEST.

A jakże ? mój Boże !

Rzuciłbym, gdyby była obojętnie zemną.

FILINT.

Więc jeżeli tak u niej miłość masz wzajemną,

Czemuż rywalów swoich lękasz się zapałów?

Bo miłość pełna ognia nie cierpi podziałów.

Dziś właśnie losy. moje rostrzygnać się muszą,

Dziś mi się ona musi odkryć z całą duszą.

FILINT.

Co do mnie, gdybym tylko chciał tworzyć żądania,

Wszystkiebym swe Halinie poświęcił wzdychania;

Ona tkliwsze i starsze serce ma w podziale,

jej wybor dla ciebie byłby lepszym wcale.

ALCEST.

Prawda; codzień mi rozum to samo powiada,

Ale rozum, sam przyznasz, miłością nie włada.

FILINT.

Ja nie wiem, co się z twemi stanie nadziejami.

Scena II

ALCEST, FILINT, ORONT.

ORONT.

(do Alcesta).

Na dolem się dowiedział, ze za sprawunkami

Celimena z Haliną wyszły jeszcze zrana:

Lecz że mi powiedziano że tu znajdę Pana,

Leciałem tu, z w wyznaniem prawdziwym i wiernym,

Żem przejęty dla pana szacunkiem niezmiernym;

Żeś jest moich uwielbień, modłów prawie celem:

Pragnę więc, byś mym odtąd został przyjacielem.

Tak, lubię hołd zasłudze oddać w każdej chwili:

Pałam, byśmy się węzłem przyjaźni złączyli;

A przyjaciel serdeczny, tak pełen znaczenia,

Nie jest Panie zapewne godzien odrzucenia.

(Podczas mowy Oronta, Alcest stoi zamyślony, nieuważa

że to się do niego mówi; i wtenczas dopiero wychodzi z zamyślenia, kiedy Oront powiada).

Do Pana się stosują służby moje chętne.

ALCEST.

Do mnie, Panie?

ORONT.

Do Pana. Może są natrętne?

ALCEST.

Mym uszom z zadziwienia nie mogę dać wiary,

Bom się nie mógł tak chlubnej spodziewać ofiary.

ORONT.

Czyż lak dziwi szacunek z jakim tu stanąłem?

Nie; przed Panem świat cały bić powinien czołem.

ALCEST.

Panie...

ORONT.

Nic nie wyrówna, jakiegobądź stanu,

Zasługom jaśniejącym jakie widzę w Panu.

ALCEST.

Panie...

ORONT.

Jak Boga kocham, lak szczerze powiadam,

Że ja Pana w stolicy nad wszystkich przekładam.

ALCEST.

Panie...

ORONT.

Jeżeli kłamię, niech mnie piorun trzaśnie.

A więc moje uczucia chcąc mu stwierdzić jaśnie,

Uścisnąć się serdecznie pozwól, bez bojaźni,

I pozwól mi bym zajął miejsce w twej przyjaźni.

Daj rękę przyjacielu. Czy mi ją przyrzekasz ?

Swoję przyjaźń?

ALCEST.

Panie...

ORONT.

Co? odmawiasz? czy zwlekasz?

ALCEST.

Panie; chlubnych łask jego wielka dla mnie waga,

Lecz przyjaźń więcej trochę ścisłości wymaga:

I ten święte jej imie depce i osławia,

Kto je w każdem zdarzeniu na oślep wymawia.

Poznanie się, i wybor, rodzą ten dar nieba,

Nam się więc przed tym związkiem leniej poznać trzeba:

Moglibyśmy być czasem sporni lub niestali,

I potembyśmy oba targu żałowali.

ORONT.

Brawissimo ! Pan bardzo powiadasz rozumnie,

Dla tego, większy jeszcze szacunek masz u mnie.

Niechże więc czas, len związek zawsze wiecznotrwały.

Tymczasem ja się Panu ofiaruję cały.

Może Pan chce u dworu.. jeśli Pan rozkaże...

Wiadomo że ja przy nim jakąś rolę ważę...

Wreszcie, duszą i ciałem jestem sługą Pana.

Aże jego nauka wszystkim nam tu znana,

Śmiem przeto, nim się kochać będziemy z zapałem,

Pokazać mu Sonnecik który napisałem,

Czy piękny, i czy można drukiem go ogłosić.

ALCEST.

Jam niezdolny być Sędzią; śmiem więc Pana prosić

Byś mnie raczył uwolnić..

ORONT.

Czemu?

ALCEST.

Moja wada,

Żem cokolwiek otwarłszy niżeli wypada.

ORONT.

Brawo! ja tego żądam; bardzobym się żalił!

Jeślibyś mnie chciał zdradzać, i błędy me chwalił,

Kiedy ja właśnie proszę o najszczersze zdanie.

ALCEST.

Jeżeli się tak podoba, to najchętniej Panie.

ORONT.

(czyta).

Sonnet... To Panie sonnet. Nadzieja... do damy,

Co me serce słodkiemi napawa balsamy.

Nadzieja... i to nie są owe wiersze grzmiące,

Lecz wierszyki słodziutkie, czułe, i jęczące.

ALCEST.

Obaczymy.

ORONT.

Nadzieja... nie wiem czy styl wszędzie

Dość łatwym się i czystym zdawać Panu będzie,

I czy mu się podoba słów i myśli zwrotem.

ALCEST.

Dobrze. Niechże Pan czyta.

ORONT.

Lecz niech Pan wie o tem,

Żem tylko nad nim siedział... pięć minut, dziś zrana.

ALCEST.

Czas nic nie ma do dzieła. Słucham tedy Pana.

ORONT.

(czyta).

Nadzieja żal nasz kołysze,

I pociesza w zlej godzinie,

Lecz ja się na nią nie piszę,

Jeśli nic po niej nie płynie.

FILINT.

(klaska).

Bardzo mi się podobał ten kawałek mały,

ALCEST.

(cicho do Filinta).

Co ? ty temu śmiesz klaskać i dawać pochwały ?

ORONT.

(czyta).

Ty Fillido jesteś grzeczna.

I twa grzeczność zbyt się leje:

Lecz to rzecz niedostateczna,

Dawać mi tylko nadzieję.

FILINT.

Myśli wolne, ulotne, jakby dla igraszki.

ALCEST.

(cicho do Filinta).

Co ty nędzny pochlebco! ty chwalisz te fraszki ?

ORONT.

Jeśliby wieczne czekanie

Znudziło moje kochanie,

Śmierć je zakończy straszliwa;

Wtedy niech Fillis wybacza,

Kiedy umrę; ten rozpacza,

Kto się bez końca spodziewa.

FILINT.

Spadek śliczny, miłośny, i tchnący pieszczotą.

ALCEST.

(cicho do Filinta).

Bodaj cię kaci wzięli z twym spadkiem, niecnoto!

FILINT..

Nie słyszałem tak ładnych wierszyków jak żyję.

Dziś je słysząc, w roskoszy opływam po szyję.

ALCEST.

(na stronie).

Cóż to... ?

ORONT.

(do Filinta).

Pan mi pochlebiasz; i rozumiesz może...

FILINT.

Nie, wcale nie pochlebiam; uchowaj mnie Boże,

ALCEST.

(do Filinta, cicho).

Cóż czynisz?

ORONT.

(do Alcesta).

Lecz Pan, podług naszego traktatu,

Powiedz mi zdanie szczere, jak własnemu bratu.

ALCEST.

Przyznam się, że mnie trochę zatrudnia to zdanie;

W pięknych sztukach pochlebne lubimy klaskanie.

Ja... każdemu co płocho do pióra się bierze,

Czytając jego wiersze, powiedziałbym szczerze:

Niech się uczciwy człowiek swoim chętkom wzbrania,

Które go jak za szyję, ciągną do pisania:

Niech powściąga swój zapał i tę żądzę sławy,

Jeśli na świat podobne wydaje zabawy;

Gdyż chcąc stanąć przebojem na Parnassu czole,

Można na niepochlebną narażać się rolę.

ORONT.

Pan mi przez to oświadczasz, że ja, co do ducha...

ALCEST.

Panu tego nie mówie. Rzekłbym mu do ucha,

Że pismo zimne, suche, nie zdoła zabawić,

Że dosyć tej słabości żeby się osławić;

Gdyż niech kto mnóstwem będzie zalet ozdobiony,

Zawsze go uważają ze złej tylko strony.

ORONT.

Może Pan Sonnetowi memu co przygania?

ALCEST.

Nie, ja tego nie mówię. Lecz, co do pisania,

Dawałbym mu przykłady, ilem miał w pamięci,

Ilu uczciwych ludzi popsuły te chęci.

ORONT.

Jaż im jestem podobny ? źleż piszę, Alceście ?

ALCEST.

Nie, ja tego nie mówię. Rzekłbym mu nareszcie,

Co za nagła potrzeba każe ci rymować?

Kto ci stoi nad karkiem, że się chcesz drukować ?

Jeżeli się złe dzieła komu przebaczają,

To tylko tym biedakom co żyć skąd nie mają.

Wierz mi; stłum swe pokusy, i porzuć te znoje;

Ukryj przed publicznością zatrudnienia twoje;

I jak ci szczerze radzę, cokolwiek cię czeka,

Nie chciej rzucać imienia uczciwego człeka,

A wziąść inne z pod prassy chciwego drukarza,.

To jest, imie śmiesznego, nędznego pisarza,

To starałem się wszystko dać mu do poznania.

ORONT.

Dobrze; rozumiem Pana; lecz Pańskiego zdania,

Czy nie mógłbym usłyszeć o mym sonneciku ?

ALCEST.

Szczerze mówiąc, dobry jest, by leżał w stoliku.

Pan patrzałeś na wzory wcale nie pochwalne,

I Pańskie wyrażenia nie są naturalne.

Co to jest, żal nasz kołysze ?

I to: lecz ja się na nią nie piszę;

Albo: znudziło moje kochanie ?

Lub też: ten rozpacza,

Kto się bez końca spodziewa ?

Ten styl trudny, przenośny, krętanina dzika,

Z dobrego charakteru, z prawdy, nie wynika:

To tylko marne słowa, nie serca lecz pióra,

Nie tym Panie językiem przemawia natura.

Zły gust panuje w naszym literackim świecie,

Prości nasi ojcowie lepszy mieli przecie:

Ja dzisiejsze błyskotki mniej daleko cenię,

Niż tę starą piosneczkę, której takie brzmienie

Biedny ja chłopiec, biedny,

Zakochałem się w jednej;

Ona mnie nie chce lubić,

Przyjdzie mi życie zgubić.

Pójdę na Ukrainę,

Okrutną śmiercią zginę;

Na strzały, śpisy, wbiegnę,

Okrutną śmiercią legnę.

Oto tu rym niegładki, styl stary zobaczy,

Ale czy Pan nie widzi, że to więcej znaczy,

Niż cacki, na które się rozsądek oburza,

I że tu się najczystsza namiętność wynurza ?

Biedny ja chłopiec, biedny,

Zakochałem się w jednej;

Ona mnie nie chce lubić,

Przyjdzie mi życie zgubić,

Pójdę na Ukrainę,

Okropną śmiercią zginę;

Na strzały, śpisy, wbiegnę,

Okrutną śmiercią legnę.

Tak Panie mówi serce prawdziwie zajęte.

(do Filinta)

Tak, śmieszku; mimo twoje przekąsy zacięte,

Ja to więcej szacuję, niż tę szumną wrzawę

Tych wszystkich błahych cacek, co tu mają sławę.

ORONT,

Wiersze me bardzo dobre; przy tem zdaniu stoję.

ALCEST

Pan, sądzić je dobremi, masz przyczyny swoje:

Lecz ja także mam swoję, nie krzywdząc nikogo,

Które daruj, że Pańskim podlegać nie mogą.

Wszakżem Pana uprzedził że to moja wada,

Żem cokolwiek otwarłszy niżeli wypada.

ORONT.

Kiedy je drudzy chwalą, to dość; jak rozumiem.

ALCEST.

Drudzy umieją zmyślać, czego ja nie umiem.

ORONT.

Sądzisz Pan, że masz tyle rozumu w podziale?

ALCEST.

Może ja go mam mało, że Pana nie chwalę.

ORONT.

Ja bez Pańskiej pochwały obejdę się wszędzie.

ALCEST.

Trzeba, byś się Pan obszedł; i tak lepiej Lodzie.

ORONT.

Bardzo jestem ciekawy, czybyś Pan w istocie

Napisał takie wiersze w tym samym przedmiocie.

ALCEST

Jabym tak nędzne wiersze nieszczęściem namazał

Alebym ich nikomu w życiu nie pokazał.:

ORONT

Pan mi z taką pogardą, tak śmiało i dumnie.

ALCEST.

Niech Pan szuka kadzideł gdzieindziej nie u mnie.

ORONT

Lecz mój mały paniczu, sięgasz aż pod nieba.

ALCEST.

Lecz mój wielki paniczu, ja sięgam jak trzeba.

FILINT.

(stawając między nimi)

Hola, hola Panowie! tu nie miejsce boju

ORONT.

Ach prawda! to nie ładnie: wychodzę z pokoju.

(do Alcesta)

Ja jestem sługą Pana; upadam do nóżek.

ALCEST.

(z ironią).

Ja Pana Dobrodzieja najniższy podnóżek.

Scena III

ALCEST, FILINT

FILINT

Więc widzisz co się dzieje, kto jest nadto szczery:

Uważaj, cóś twojemi narobił chimery.

Ja poznałem, że Oront, którego to łechce,

ALCEST.

Aby....

Nie gadaj.

FILINT

Ale...

ALCEST

Ja żyć z tobą nie chcę.

FILINT.

To nadto...

ALCEST.

Daj mi pokój.

FILINT.

Jeśli...

ALCEST

Ani słowa.

FILINT.

Ale ty...

ALCEST.

Nic nie słucham.

FILINT.

Lecz...

ALCEST.

Jeszcze.. !

FILINT.

Ta mowa...

ALCEST.

Idźże sobie do kata! ach ! to już za wiele.

(odchodzi).

FILINT.

Żarty; ja się od ciebie nigdy nie oddzielę

KONIEC AKTU PIERWSZEGO.

AKT DRUGI.

Scena I

CELIMENA, ALCEST.

ALCEST.

Chcez Pani, bym jej szczere uczynił wyznanie?

'Niezbyt mi się podoba jej, postępowanie:

Jątrzy żółć, gniew podsyca, dręczy duszę moję,

I czuję, że się rozejść musimy oboje,

Inaczejbym ją zdradzał w naszych serc przymierzu,

Zerwiem prędzej lub później, jak amen w pacierzu:

I gdybym nie był pewny że to uskutecznię,

Przysiągłbym, że ją kochać i czcić będę wiecznie.

CELIMENA.

To pięknie! po toś mnie Pan z przechadzki zawrócił,

Abyś ze mną. jak widzę, umyślnie się kłócił?

ALCEST.

Ja się kłócić nie myślę. Lecz dusza twa szczera

Każdemu nadto wstępu do twych łask otwiera;

Zgraja cię wielbicielów oblega dokoła,

Czego znieść obojętnie serce me nie zdoła.

CELMENA.

Toż na mych wielbicielów serce się twe żali ?

Mogęż ludziom zabronić aby mnie kochali?

I gdy się do mnie garną, mamże ja się wzbraniać?

Czyż powinnam, proszę cię, kijem ich wyganiać?

ALCEST.

Nie, Pani; wiem zdarzeniu kij się nie używa,

Bądź tylko dla ich westchnień mniej łatwa, mniej tkliwa.

Wiem, że ci twe powaby towarzyszą wszędzie;

Lecz tych, których podbijasz, w łaskawym masz względzie;

A zbytnia twa łagodność dla ich skrytych jęków,

Dokonywa w ich sercach dzieła twoich wdzięków;

Grzeczność zaś mniej rozlana, nieco przymuszona,

Znacznieby wzdychających umniejszyła grona,

Ale powiedz mi Pani, jak mógł, ja się dziwię

Tak ci się ten Klitander podobać szczęśliwie?

Dla jakich świetnych zalet, słuszna i łaskawa,

Do swego mu szacunku tyle dałaś prawa?

Czy go lubisz dla jego złotej lorynetki,

Że nalany woniami, że zgrabny i letki?

Że zwija się jak zefir od kąta do kąta,

Dusza twoja i umysł tak się nim zaprząta?

Czy jego wzrok obłudny i uśmiech niedbały

Przedrzeć się do twych uczuć tajemnicę znały?

CELIMENA.

Jak niesłusznie o niego posądzasz mą duszę

Nie wieszże z jakich przyczyn ujmować go muszę?

Nie wiesz, że on w mej sprawie, w której tyle łożę,

Wszystkich swoich przyjaciół ku mnie skłonić może?

ALCEST.

Przegraj Pani swą sprawę, niech cię to nie zraża,

A nie głaskaj rywala który mnie znieważa,

CELIMENA.

Toż Pan całemu światu zawistnym się stajesz ?

ALCEST.

Pani całemu świata wolny przystęp dajesz.

CELIMENA.

Uspokój Pan swę duszę gniewem tak miotaną;

Grzeczność moja na wszystkich równie jest rozlaną:

Wtedy to miałbyś większe obrażać się prawo,

Gdybym była jednemu szczególniej łaskawą.

ALCEST.

Lecz ponieważ mnie ganisz za zbytek zawiści,

Powiedz mi, cóż ja od nich więcej mam w korzyści?

CELIMENA

Szczęście żeś jest kochany.

ALCEST.

Mogęż temu wierzyć?

CELIMENA.

To cię, sądzę, wyznanie powinno uśmierzyć.

ALCEST.

Ale któż mnie zapewni, że w tej samej chwili

Tem samem się wyznaniem inni nie cieszyli

CELIMENA.

Pewnie! nadto Pan trafnie domyślać się umiesz,

I mnie za bardzo grzeczną i łatwą rozumiesz!

Dobrze; by cię nie gryzła zawiść ta zaciekła,

Wszystko tu odwołuję com tylko wyrzekła,

Nikogo tylko siebie lękaj się jak wroga,

Bądź pewny,

ALCEST.

Ach! dla czegóż kocham cię! dla Boga!

O! gdybym serce moje z twoich pęt wybawił,

Stokroćbym za to szczęście nieba błogosławił?

Nie taję się z tem Pani; ja silę się cały,

Bym zniszczył serca mego przekorne zapały;

Lecz za nic wszystkie siły, wszystkie me katusze!

Czuję, że za me grzechy tak cię kochać muszę.

CELIMENa

Prawda; miłość twa dla mnie wielka jest bez miary.

ALCEST.

Wyobraźnię przechodzą silne jej pożary:

Jej groty, są to krwawe w sercu mojem noże,

Nikt tak nigdy nie kochał, i kochać nie może,.

CELIMENA.

W samej rzeczy, kochania sposób wcale nowy,

Bo Pan kochasz byś krzyczał i moroczył głowy;.

Miłość twa zawsze zrzędzi, i zawsze coś rości

Ja nie widziałam takiej gdyralskiej miłości.

ALCEST.

Ach! Pani tylko możesz rozpędzić jej zrzędy.

Lecz przetnijmy te spory i moje zapędy:

Mówmy z sercem otwartem. O to się użalam...

Scena II.

CELIMENA, ALCEST, LOKAJ

CELIMENA.

Co nowego?

LOKAJ.

Pan Akast....

CELIMENA.

Niech wnidzie; pozwalam.

Scena III.

CELIMENA, ALCEST.

ALCEST.

Nie możnaż razem z Panią pomówić i słowa?

Do przyjmowania gości zawsześ jest gotowa;

I nie możesz najmniejszej cierpieć w życiu chwili

Aby się w domu twoim goście nie bawili?

CELIMENA

Chcesz, bym nieprzyjaciela miała na swej głowie?

ALCEST.

Pani mi zawsze grzeczną wymówką odpowie.

CELIMENA.

Na wieki byłby dla mnie ten człowiek niechętnym,

Gdyby wiedział, że u mnie może być natrętnym.

ALCEST.

Cóż waży jego niechęć, że mu to usilność....

CELIMENA.

Mój Boże! takich jak on, ważna jest przychylność,

Trzeba zawsze ostrożnie z takich ludzi rzeszą,

Co to jedni do drugich z nowinkami spieszą,

We wszelkie towarzystwa łatwość mają wchodzić,

I nie mogąc usłużyć, potrafią zaszkodzić;

Choć kto nawet jest wzięły, silny zasługami,

Nie powinien się różnić z tymi wietrznikami.

ALCEST.

Słowem, cokolwiek rzeknę w gniewie czy w radości,

Wciąż jakieś masz przyczyny przyjmowania gości;

Te zdania, których nigdy, jak żyję na świecie...

Scena IV.

CELIMENA, ALCEST, LOKAJ

Pan Klitander

CELIMENA.

Prość go,

ALCEST.

Dobrze,

(chce odejść)

CELIMENA.

Dokąd, przecie?

ALCEST

Idę.

CELIMENA

Proszę zaczekać

ALCEST.

Ja mam swoję drogę,

CELIMENA.

Proszę,

ALCEST.

Nie, żadną miarą,

CELIMENA.

Ja chcę,

ALCEST.

Ja nie mogę,

Jabym się w tych rozmowach męczył, nie weselił;

Nie zmuszaj więc umie Pani bym jeszcze je dzielił,

CELIMENA.

Ja chcę, ja chcę.

ALCEST.

To darmo; niech ci goście oba...

CELIMENA.

Wolno więc wyjść lub zostać, jeśli się podoba.

Scena V.

CELIMENA, HALINA, ALCEST, FILINT, AKAST,

KLITANDER.

HALINA.

Ci Panowie łaskawi raczą nas odwiedzić,

Mówiono ci?

CELIMENA.

Mówiono. Proszę Panów siedzieć.

(do Alcesta).

Pan nie wyszedł?

ALCEST.

Nie, Pani; póty czekać musze,

Aż dla nich, albo dla mnie otworzysz swę duszę.

CELIMENA.

Co za myśl!

ALCEST.

Swe uczucia; dziś nam wytłumaczysz.

CELIMENA.

Zmysły tracisz.

ALCEST.

Nie; dzisiaj rzecz rozstrzygnąć raczysz.

CELIMENA.

Ach!

ALCEST.

Teraz musisz wybrać.

CELIMENA.

Żartujesz; wśród gości?

ALCEST.

Nie, Pani; dziś wybierzesz: dość tej cierpliwości.

KLITANDER

(zacierając włosy na głowie).

Jadę z Nowego Świata; Kleont ze swym frakiem

Wydał się tam zupełnie skończonym dziwakiem:

Niktże mu ze znajomych, przyjaznemi usty

Nie może z miłosierdzia, wytknąć jego szusty?

CELIMENA.

Prawda; wszędzie wyśmiany, i wszędzie się wtoczy;

Jego dzikie narowy zaraz biją w oczy;

Po dwóch dniach niewidzenia, widząc go umyśnie,

Zawsze mu coś nowego do głowy się wciśnie.

AKAST.

Och! jeśli o podobnych mówimy figurach.

Ja dziś byłem dręczony jakby na torturach,

Damon, ten wielki gadacz, marudząc bez końca,

Trzymał mnie z pół godziny na upale słońca.

CELIMENA.

O! to straszny gaduła! z retorskiem obliczem,

Zawsze się z wielką mową rozwodzi nad niczem;

Jego zdania czcze, próżne, bo to umysł płaski,

I kto tylko go słucha, słucha same wrzaski.

HALINA

(do Filinta, cicho).

Niezły wcale początek; posłuchajmy zdala:

Bo rozmowa o bliźnich dosyć się zapala.

KLITANDER.

Erast, Pani, charakter zabawny i nowy.

CELIMENA.

Jest to człowiek w sekretach od stóp aż do głowy:

Co wszędzie zbłąkanemi rzucając oczyma,

Zawsze ma coś powiedzieć, a nie mówić niema.

Styl błahy, wymuskany, tego Jegomości,

Nudnych, zabijających pełen jest grzeczności;

Wśród rozmów, zawsze cicho, z dziwną manijerą

Otwiera jakiś sekret, a ten sekret zero;

Z fraszki utwarza ogrom; lwem u niego mucha,

Wszystko, nawet dobrydzień, powiada do ucha.

AKAST

A Dorant?

CELIMENA.

Ach! len świegot szumem tylko żyje,

Nigdy mu się to państwo z głowy nie wybije.

Wszędzie się z swą osóbki) wkręci niedołężną,

Cytuje, to hrabiego, to księcia, to księżną;

Zakochany w błyskotkach, przepychu, i dworach,

Świegoce o pojazdach, o cugach, o sforach;

Mówi ty, do każdego, nawet z wyższych rzędów,

A wyraz Fan, u niego żadnych niema względów.

KLITANDER.

Mówią, że Dorymena bardzo przyzwoita.

CELIMENA.

Właśnie też do posiedzeń rozumna kobieta!

Kiedy u mnie zasiędzie, zdaje się że kona;

Nie mając z nią co mówić, jestem umęczona.

Dzikość słów i wyrażeń tej niepłodnej głowy,

Zabija towarzystwa i rozsądek zdrowy.

Próżno, chcąc ją z niemego przebudzić milczenia,

Najlichsze się przedmioty biorą domówienia.

Mów z nią ocieplę, zimnie, powietrza odmianie,

Lecz i to się wyczerpnie, i tego niestanie.

Tymczasem jej gościna przykra i nudząca

(Ciągnie się strasznie długo, ciągnie się bez końca;

Pyta kto o godzinę, sto razy poziewa,

Ta siedzi niewzruszona, gdyby posąg z drzewa.

AKAST.

Jak Pani o Kleonie?

CELIMENA.

Co za straszna pycha?

Tu człowiek do swych zasług ciągle się uśmiecha;

.

W myśli, sobą nadęty, że wszystkiego dopnie,

Rad wszystkie chwytać w kraju urzędy i stopnie:

Dla tego wielkim kosztem świetne daje bale,

Pochlebia, nadskakuje swych gości nawale,

Chcąc za kieliszek wina, za liczne półmiski,

Zakupić na wyborach wszystkie sobie kreski.

A jeśli się najwyżej, jak chce, nie wygrzebie,

Gniewny, niedotykalski, klnie wszystkich, i siebie.

KLITANDER.

A o młodym Filonie co leż mówi Pani?

Odwiedzają go ludzie zacni i dobrani.

CELIMENA.

On ma ze swym kucharzem zaletę pospołu:

I jeżeli ma gości, to dla swego stołu.

HALINA.

On się na najświetniejsze wysila półmiski.

CELMENA.

Niechby się nie wysilał; jakież stąd ma zyski?

Bo sam, złym jest półmiskiem z głowy i postawy,

Co psuje najsmaczniejsze u stołu potrawy.

FILINT.

Jego wuja Tymanta cała czci stolica:

Jak Pani... ?

CELIMENA

On mnie Panie przyjaźnią zaszczyca.

FILINT.

Człowiek bardzo rozsądny.

CELIMENA.

To rzecz niewątpliwa,

Lecz chce być nadto mądrym, co mnie właśnie gniewa

Zawsze jest napuszony, i w każdej się chwili,

Jak tylko co rozprawia, na żarciki sili.

Od czasu jak ta mądrość weszła mu do głowy,

Nic już tracić nie może w gust jego surowy;

Ciągle we wszystkich pismach wady sobie roi,

Myśli, że rozsądnemu chwalić nie przystoi;

Że cała mądrość na tem, aby się przeciwić,

Że nieukom właściwa i śmiać się i dziwić;

I że gdy wszystkim dziełom uwłacza i łaje,

Rozsądniejszyrn i wyższym nad innych się staje.

W samych potocznych mowach nikt z nim nie dosiedzi,

Wciąż gani, że niewarto dawać odpowiedzi;

I założywszy ręce, z wysokości ducha

Wszystkiego co kto mówi, litościwie słucha.

AKAST.

To on sam, niezawodnie! niech mnie piorun trzaśnie!

KLITANDER.

Pani ludzi malować umie bardzo jaśnie.

ALCEST.

Dalej! śmiało! poczciwce, bliźnim tak zajęci.

Wszystkich tu obracacie, nikt się nie wykręci:

Lecz gdyby tu z nich który przypadkiem się zjawił,

Na jegoby spotkanie każdy z was się stawił;

I ze zdradnym uściskiem wprosił go w pokoje,

Wiecznie mu przysięgając wierne służby swoje.

KLITANDER.

Pocóż się zwracać do nas? jeśli Pan to gani,

Musi się la wymówka stosować do Pani.

ALCEST.

Nie! do Panów: bo wasze śmiechy pobłażliwe

Zaostrzają w jej duszy ciosy te zjadliwe:

Umysł jej satyryczny smakuje w pieścidłach,

Tych nagannych waszego pochlebstwa kadzidłach;

I przestałby bliźniego sądzić obyczaje,

Gdyby widział, że nikt mu oklasków nie daje.

Wszędzie winna pochlebców zgraja niegodziwa

Tej powodzi występków, która świat zalewa,

FILINT

(do Alcesta)

Czemuż, powiedz, przechodzisz na tych ludzi stronę,

Kiedybyś sam potępił wady w nich ganione?

CELIMENA

(do Filinta).

Niech się, Panie, wbrew światu na przekąsy sili:

Bo czyż go głos powszechny skłoni lub przechyli ?

I czy zdoła powściągnąć przeczącego ducha,

Co wszędzie, niebu dzięki, z ust jego wybucha?

Nie; on do cudzej myśli nigdy nie przystanie;

Zawsze lubi w przeciwne uzbrajać się zdanie:

I sądzi że się zniży, do poziomu zleci,

Jeśli będzie tej myśli co drugi i trzeci.

Tak mu się, iść na przekor, miłą rzeczą zdaje,

Że często sam na siebie z orężem powstaje;

I nawet własne zdania, cechy swych przymiotów,

Skoro są w ustach innych, zbić, wywrócić golów.

ALCEST

(pokazując na gości).

Za Panią są Panowie, co się śmieją grzecznie,

Możesz na mnie satyrę wymierzyć bezpiecznie.

FILINT.

Lecz w istocie, twój umysł, i ta sroga dusza

Na wszystko co kto mówi. zawsze się obrusza:

I przez gniew, jak sam mówisz, co tak cię zapalił,

Nie cierpisz by ktokolwiek ganił co lub chwalił.

ALCEST.

Bo to ludzie, mój Boże! płosi i dziecinni!

Zawsze słuszną naganą karcić się powinni:

Ja w nich widzę we wszystkiem pochlebców najemnych,

Nierozsądnych cenzorów lub chwalców nikczemnych.

CELIMENA.

Ale ja...

ALCEST.

Ale Pani, choćbym pękł z rozpaczy,

Nieznośnych rai swych uciech porzucić nie raczy;

Jest to nawet podłością, głaskać w duszy Pani.

Tę tak wielką wad miłość, którą świat w niej gani.

KLITANDER.

A ja myślę... ja nie wiem... głośno wyznam przecie,

Że Pani jest dotychczas bez żadnych wad w świecie.

AKAST.

Widzę że ma ponęty, powab, wdzięk uroczy,

Lecz mi żadne jej wady nie wpadają w oczy.

ALCEST.

A mnie wpadają wszystkie; nie broniąc ich wcale,

Wie Pani że je karcę, nie tylko nie chwalę.

Im więcej nam kto miły, mniej mu trzeba klaskać;

Czysta miłość zależy, aby wad nie głaskać;

I jabym dawał kwitki wszystkim tym Ichmościom,

Coby ciągle mym płochym klaskali skłonnościom,

Którychby miękka grzeczność i niecne pieścidla,

W każdym razie mym bredniom paliły kadzidła.

CELIMENA.

A zatem do zdań Pana kto się odnieść życzy,

Musi wszystkich w kochaniu wyrzec się słodyczy,

I prawdziwą zakładać miłość na tej chwale,

By kochanej osobie łajać doskonale.

HALINA.

Miłość nigdy, za zwyczaj, tym nie idzie torem,

Każdy kochanek swoim szczyci się wyborem:

W oczach jego najmniejsza nie kazi go plama,

Wszystko miłem w kochance jak kochanka sama.

Jej wady ma za cnoty, za bożyszcza swoje,

I umie śmiejące się nadawać jej stroje.

Blada, jest do jaśminów z białości podobna;

Czarna i opalona, brunetka nadobna;

Cienka, ma piękną kibić i wolny ruch ciała;

Otyła, w swojej tuszy hoża i wspaniała;

Niezgrabna, bez powabów, z ponurem wejrzeniem

Błyszczy pod zaniedbanej piękności imieniem;

Wysoka, w oczach jego boginią urody;

Niska, jest to zbiór cudów, jest to pączek młody;

Dumna, harda, kadzideł i korony godna;

Chytra, dowcipna; głupia, dobra i łagodna;

Swiegotka jest wesoła; słodka, żartobliwa;

A milcząca jak ściana, skromna i wstydliwa.

Tak kochanek, miłości lube głaszcząc żary,

W kochance same nawet ubóstwia przywary.

ALCEST.

A ja mówię..

CELIMENA.

Dość tego; skończmy spór ten w zgodzie,

I chodźmy z pół godzinki przejść się po ogrodzie..

Co? Panowie już idą?

KLITANDER i AKAST.

O, nie; ja nie ruszę.

ALCEST.

Tak Pani ich odejście zajmuje twę duszę?

(do Klitandra i Akasta),

Jak się podoba, wyjdźcie Panowie; ja przecie

Ostrzegam, że nie wyjdę, aż wy wprzód wyjdziecie,

AKAST.

Gdybym tylko grzeczności Pani nie nadużył,

Z chęciąbym jej największą dziś cały dzień służył.

KLITANDER.

I ja bylebym nie był natręty jej oku,

Z równąbym przyjemnością służył aż do zmroku.

KLIMENA

(do Alcesta).

Więc Pan widzę, żartuje,

ALCEST.

Nie żartuję wcale;

Obaczymy, czy wprzódy ja się ztąd oddalę..

Scena VI.

CIŻ SAMI i LOKAJ.

LOKAJ

(do Alcesta).

Panie; chce z Panem mówić jakiś człek wysoki

O jakiejś ważnej sprawie niecierpiącej zwłoki.

ALCEST.

Powiedz mu, że ja żadnej niemam dzisiaj sprawy,

B

To Panie jakiś żandarm poważnej postawy.

CELIMENA.

Trzeba się z nim rozmówić; lub niech sam tu wnidzie.

Scena VII.

CI SAMI, i ŻANDARM.

ALCEST.

Proszę Panią, tu bliżej. O co to rzecz idzie?

ŻANDARM.

Mam do Pana potrzebę; dwa słówka mu powiem.

ALCEST.

Możesz mi mówić głośno; niech się o tem dowiem.

ŻANDARM.

Pan Prezydet i Radzce rozkaz mi zlecili

Prosić go, byś do izby udał się w tej chwili.

ALCEST.

Ja?

ŻANDARM.

Pan.

ALCEST.

A ja tam po co? na cóż to zakrawa?

(Żandarm i lokaj odchodzą).

FILINT

(do Alcesta).

To pewnie śmieszna z tobą i Orontem sprawa,

CELIMENA.

Cóż to?

FILINT

(do Celimeny).

Gniewem na siebie Oronta zapalił,

Z powodu, że sonetu jego nie pochwalił,

Więc o coś go. zapewne, płodny w swe wykręty,

Oskarżył nieuczciwie poeta zawzięły.

I teraz chcą wzrostowi tej sprawy zaradzić.

ALCEST.

Ja nie myślę nikomu pochlebiać i kadzić.

FILINT.

Idź, dokąd cię wzywają, i wracaj bez szkody.

ALCEST.

Jakiejże ci Panowie po nas pragną zgody?

Czyż mi głos ich nakaże, lub przymuszą siły,

Bym pochwalił te wiersze co nas poróżniły ?

Nie, nie; ja nieodwołam com o nich powiedział,

Są płaskie i nikczemne!

FILINT.

Lecz jeślibyś wiedział...

ALCEST.

Nie mogą być nędzniejsze; powiedziałem słowo.

FILINT.

Trzeba sądzić łagodniej, a nie tak surowo.

Idź, śpiesz.

ALCEST.

Pójdę, lecz nigdy nie odmienię zdania:

Nic mnie zmusić uie zdoła.

FILINT.

Idź, idź, bez wahania.

ALCEST.

Nie! nigdy! niech mi nawet sam król da rozkazy

Bym pochwalił te wiersze, powtórzę sto razy,

Ze są złe, niegodziwe, z zarwańskiej ulicy,

I że ten co je pisał, godzien szubienicy.

(do Akasta i Klilandra, którzy się śmieją).

O, dla Boga, Panowie! nie wiedziałem o tem,

Abym był wam tak śmieszny.

CELIMENA.

To potem; to potem,

Idź, idź Pan gdzieś powinien.

ALCEST.

Idę, bez oporu,

Lecz wracam dla skończenia zaczętego sporu.

Koniec Aktu drugiego.

AKT TRZECI

Scena I.

KLITANDER, AKAST.

KLITANDER.

Dusza twa, luby Hrabio, zawsze jest wesoła,

Wszystko cię bawi, cieszy, nic zmartwić nie zdoła;

Powiedz mi w dobrej wierze, bez błahej próżności,

Czy wielkie masz przyczyny ciągłej wesołości ?

AKAST,

Pf!... wybadawszy siebie, do czegóż mi smutki?

Nigdzie do nich najmniejszej nie widzę pobudki.

Jestem młody, bogaty, i świetnego domu,

Co w blasku nie ustąpi, rozumiem, nikomu;

I sądząc poznaczeniu jakie mi rod nadał,

Niema stopniów, którychbym godnie nie posiadał.

Co do męztwa, wiadomo, i z tem się nie chwalę

Że na niem, Bogu dzięki, nie zbywa mi wcale;

Jużem się jednym w świecie dał poznać uczynkiem,

Tym walecznym i dziarskim jak wiesz, pojedynkiem.

A dowcipu, i gustu.. ! mam mnóstwo, rozumiem:

Mówić mądrze, i sądzić bez nauki umiem;

Udać znawcę w teatrze, i to w każdym czasie,

Jak tylko nowość jaka, roskosz moja, gra się;

Wyrokować po pańsku, kręcić się ze wrzawą

We wszystkich pięknych miejscach co są warte

Jestem lekki; mam dobrą cerę i fryzurę,

Szczególniej piękne zęby! i zgrabną figurę.

W mych zamysłach, ja sądzę nie z chlubą daremną,

Że każdy żleby wyszedł, ktoby walczył ze mną;

Ja jestem jak być można, wszędzie poważany,

Dobrze z ludźmi, i strasznie od kobiet kochany,

Chłopiec pełen tych zalet jak motylek lała,

I bezpiecznie, zdaje się, drwi z całego świata.

KLITANDER.

Dobrze; lecz ty gdzieindziej zwycięztw mając tyle,

Czemuż na próżnych jękach tu przepędzasz chwilę?

AKAST.

Kto? ja? nie tak śmiesznego mój umysł utworu,

Abym jakiej Dyany doświadczał oporu;

Niech prostak, parafjanin: nie widzący zdala,

Wieczną się dla piękności miłością zapala;

Niech u nóg jej rozpacza doświadcza jej pychy,

Zdrojem łez i jękami słodzi swój żal cichy,

I ginie, chcąc otrzymać przez ciąg starań długi

Lube względy nad swoję szczuplutkie zasługi;

Lecz podobni mnie, Hrabio, wcale nie stworzeni,

By na próżno od nudnych ginęli płomieni.

Jakkolwiek jest płeć piękna dumna i ceniona,

Ja myślę, Bogu dzięki, żem tak wart jak ona;

Jeśli się pragnie sercem jak moje, poszczycić

Nie z taką jej łatwością przyjdzie je uchwycić:

Słuszna więc, by się wzajem wspólnemi zapały

Obie strony o siebie równo dobijały,

KLITANDER.

Więc ty myślisz, mój Hrabio, żeś tu dobrze wzięty ?

AKAST.

Mam przyczyny, ze jestem tą myślą, zajęty

KLITANDER.

Niech cię ten błąd nie Judzi; dalekiś od celu,

Wierz mi, że się zaślepiasz, zwodzisz, przyjacielu.

AKAST.

Prawda, że się zaślepiam, i w istocie zwodzę.

KLITANDER.

Lecz po czemże ty sądzisz żeś na szczęścia drodze ?

Zaślepiam się...

KLITANDER.

Na czemże swe nadzieje wspierasz ?

AKAST.

Zwodzę się.

KLITANDER.

Czy tak pewne dowody odbierasz?

AKAST.

Nie; ja sobie pochlebiam tą myślą daremną.

KLITANDER.

Powiedz mi; Celimena jestże ci wzajemną?

AKAST

Ona mnie nienawidzi.

KLITANDER.

Mów; nie bądź uparły.

AKAST.

Ja jestem odrzucony.

KLITANDER.

Ale na bok żarły;

Mów jakie masz nadzieje; mów jakeś poczciwy.

AKAST.

Jam nieszczęsne stworzenie; aleś ty, szczęśliwy !

Celimena swym wstrętem tak dręczy nię duszę,

Że ja sobie z rozpaczy w łeb wypalić muszę.

KLITANDER.

Wieszże co przyjacielu; jak ci się podoba,

Względem naszych zamysłów zgódźmy się tu oba.

Jak jeden z nas pokaże dowód większej ceny,

Ze lepsze zajął miejsce w sem Celimeny,

To mu drugi ustąpi jak zwycięzcy.

AKAST.

Brawo!

Ślicznie ! z całegp serca przyjmuję to prawo.

Ale cicho....

Scena II.

CELIMENA, KLITANDER, AKAST.

CELIMENA.

Jeszcze tu?

KLITANDER

Lube serca bole...

CELIMENA.

Dopierom usłyszała karetę na dole.

Któż to ma być ?

KLITANDER.

Nie wiemy.

Scena III.

CI SAMI i LOKAJ.

LOKAJ.

Izydy kareta.

CELIMENA.

Ona ? czegoż odemnie żąda ta kobieta ?

LOKAJ.

Jeszcze z Panną Haliną na dole rozmawia.

CELIMENA.

Proszę! skąd jej to przyszło, co ją tu wyprawia?

(lokaj wychodzi).

AKAST.

'Wytrawionej skromnisi zaletę posiada;

I gorliwość jej uczuć...

CELIMENA.

Tak! czysta przysada!

A w duszy jest kokulką! wpośród starań wielu

Rada ułowić kogoś, a nie dopnie celu.

Dla niej jest solą w oku wielbicielów grono

Jakiem inna, nie ona, bywa otoczoną:

Jej zapomniana wartość, nieszczęsna i mała,

Zawsze okrutnym gniewem na ślepy wiek pała.

Że straszne u niej pustki, żadnych w świecie gości,

Chce to pokryć fałszywą zasłoną skromności;

I sądząc że tej cnoty powagę utrzyma,

Potępia siłę wdzięków których dawno nie ma.

Przecież jeszcze motylek zdałby się dla damy;

Alcest nawet jej przypadł, my się na tem znamy;

Przyjaźń jaką ma dla mnie obraża jej wdzięki;

Wmawia w ludzi że zdobycz wyrywam jej z ręki;

I przez swój duch zazdrosny który siłą kryje,

Wszędzie na mnie jak może, potajemnie bije.

Nie widzę wreszcie głowy ciaśniejszej na świecie:

Nudna w najwyższym stopniu; a ja muszę przecie....

Scena IV.

IZYDA, CELIMENA, KLITANDER. AKAST.

CELIMENA.

Ach; jakiż cię w me progi los szczęśliwy zsyła!

Prawdziwie, żem o Panią mocno się troszczyła.

IZYDA.

Ja właśnie w ważnej rzeczy z Panią mówić żądam.

CELIMENA.

Mój Boże! jak mi miło że Panią oglądam.

(Klitander i Akast uśmiechając się odchodził).

Scena V.

IZYDA, CELIMENA.

IZYDA.

W same porę ich właśnie oddaliły nieba.

CELIMENA.

A może usiądziemy ?

Nie Pani; nie trzeba.

Przyjaźń z wierną powinna przemawiać przestrogą

W rzeczach które najbardziej obchodzić nas mogą;

A że nas nic, na świecie, zwłaszcza gdyśmy młodzi,

Jak honor i przystojność, tyle nie obchodzi,

Słodką powodowana przyjaźnią dla Pani,

Ostrzegam, co jej honor i serce me rani.

Wczoraj byłam wśrod osób znanych z cnót i chwały,

W których gronie rozmowy o Pani powstały

Tam jej postępowania z wrzawą nieskończoną,

Aż mnie boli, nieszczęściem, wcale nie chwalono.

Owszem jej ciągle nabiły różnych ludzi zgrają,

Zwijania się i plotki jakie stąd powstają,

Nie były w rzędzie, dobrych policzone wzorów

Owszem, więcej niż trzeba znalazły cenzorów.

Proszę sądzić, w tym razie czy byłam za Panią!

Najżywiej, ilem mogła, obstawałam za nią;

Najmocniej ochraniałam jej zabawę wszelka,

Chciałam nawet jej duszy być poreczycielką

Lecz Pani wie; że w życiu rzecz trafi się zdrożna.

Której usprawiedliwić, choć się chce, nie można.

Ja więc musiałam przystać, rada i nie rada.

Że sposób życia Pani źle jej odpowiada,

Że nie dobrze odbija, złą postać ma w świecie,

Źe niestworzone rzeczy każdy o nim plecie;

Gdyż od Pani zależy, aby jej zabawy

Uniknęły złych sądów i cienia niesławy.

Nie mówię, że ją w gruncie krzywdzi ta obmowa,

Ach, od podobnej myśli niech mnie Bóg zachowa!

Lecz sam pozor występku wiarę ma przed światem,

A dobrze żyć u siebie, nie dość jeszcze na tem.

Pani jesteś rozsądna; spodziewać się mogę,

Że przyjmiesz tę zbawienną odemnie przestrogę,

I zechcesz ją przypisać szczerej gorliwości,

Którą mocno obchodzą wszystkie twe czynności.

CELIMENA.

Bardzom Pani jest wdzięczna za łask dla mnie tyle,

I nie tylko przyjmuję te przestrogi mile,

Lecz zaraz ich grzeczności odwdzięczam słodycze

Przestrogą co się także jej honoru tycze.

A że mi swej przyjaźni dowodzisz łaskawie

Donosząc mi jak trzyma świat o mojej sławie,

Mnie też równie zachęca ten przykład tak słodki,

Ostrzedz Panią, jakie też o niej chodzą plotki.

W pewnym domu, nie dawno będąc zaproszona,

Znalazłam się wśród osób najgodniejszych grona:;

Te mówiąc o istotnych prawej duszy cnotach,

Zaczęły i o Pani rozmawiać przymiotach.

Tam zbytne jej skromnictwo, zbytne jej morały

Nie były uważane za wzór doskonały;

To śmieszne udawanie poważnej postawy,

Te wieczne o mądrości i cnocie rozprawy;

Te krzyki na najmniejszy cień nieprzystojności,

Co jest czasem dwuznaczny w ustach niewinności; i

Ten wysoki szacunek dla swoich przymiotów,

Ten wzrok co nad wszystkimi litować się gotów;

Te ciągłe przekręcania, cenzury strzeliste

Rzeczy co są w istocie niewinne i czyste,

Jeśli śmiem szczere Pani uczynić wyznanie,

Wszystko to jednomyślnej podpadło naganie.

"Do czegoż la, mówili, skromności ponęta,

I mądra powierszchowność którą jest nadęta?

Modli się najprzykładniej, w anielskiej postaci,

Ale bije służących i nic im nie płaci;

We wszystkich świętych miejscach nabożna, gorliwa,

Lecz gwałtem chce być piękną i blanszu używa. "

Co do mnie, broniąc Panią, zbijałam ich słowa;

Mocnom ich upewniała że to jest obmowa:

Lecz zgodne wszystkich zdanie głos mój zwyciężyło.

Nakoniec osądzili, ze lepiejby było,

Gdybyś się mniej raczyła w cudze sprawy wdawać,

A więcej nieco oka na swe własne dawać;

Że wprzód trzeba wejść w siebie i sądzić się srogo,

Niż myśleć jakby ganić i potępiać kogo;

Że trzeba żyć przykładnie, ostrzej niż się zdaje,

Chcąc karcić lub poprawiać cudze obyczaje;

I ze wreszcie te troski zostawić potrzeba

Tym, którym świat nauczać poruczyły nieba.

Paniś także rozsądna, spodziewać się mogę

Ze przyjmiesz tę zbawienną odemnie przestrogę;

I zechcesz ją przypisać szczerej gorliwości,

Którą mocno obchodzą wszystkie twe czynności.

IZYDA.

Choć się można w podobnej narazić rozmowie,

Nie sądziłam że Pani tym stylem odpowie:

Widzę z tej odpowiedzi tak pełnej obrazy,

Że Panią oburzyły szczere me wyrazy.

CELIMENA.

Nie, Pani; gdyby w ślepym świat nie gnuśniał błędzie,

Tychby wzajemnych przestróg używano wszędzie;

Tak możnaby obalić, wszedłszy w ich istotę,

Ową wielką każdego dla siebie ślepotę.

Od Pani więc zawisło bysmy prowadziły

Z tą samą gorliwością ten ciąg przestróg miły;

I mogły sobie mówić do ucha, w zaciszy,

Co tylko ja o Pani, Pani o mnie słyszy.

IZYDA.

Ach! ja nic nie usłyszę z krzywdą Pani sławy!

We mnie to znaleźć można, wiele do poprawy.

CELIMENA.

Wolno chwalić i ganić, dobrze i źle sądzić,

Według wieku i gustu można zdaniem rządzić.

Jest pora do rozrywek i do zabaw świata,

Jest równie do skromnictwa. Kiedy młode lala,

Kwiat piękności i wdzięki nie mogą nam służyć,

Można przez politykę owej barwy

To czasem przed niemiłą zasłania przygodą.

] ja pójdę za Panią, przestawszy być młodą;

Wiek wszystko przyprowadzi, mam to na widoku;

Lecz nie czas być skromnisią we dwudziestym roku.

IZYDA.

(obrażona).

Pewnie! Pani grzmisz strasznie swej młodości kwiatem,

I ze swemi wdziękami wyjeżdżasz przed światem!

Choćbyś ich miała więcej nad inne kobiety,

Nie są to dziś tak chlubne i świetne zalety;

I ja nie wiem dla czego z tak grzecznemi drwinki

Pani do mnie swe krwawe obracasz przycinki.

CELIMENA.

I ja nie wiem, dla czego zawsze, jak dopiero,

Pani swoją złośliwą ścigasz mnie satyrą,

Dlaczego ciągle na mnie bijesz? co to znaczy?

Jaż winnam, że nikt przed nią czołem bić nie raczy?

Jeśli moja osoba wszystkich ku mnie nęci,

Jeśli mi swe przyjaźne oświadczają chęci,

Które mi serce Pani wydrzećby pragnęło,

Jam temu nic nie winna, to nie moje dzieło;

Pani masz pole wolne; nikt jej nie zabrania.

Mieć powaby i wdzięki do ich przyciągania.

IZYDA.

Sądzisz Pani, że też mnie obchodzą tak wiele

Ci liczni którymi się chlubisz, wielbiciele ?

I że nam nie wiadomo co trzeba poświecić

Aby w dzisiejszym wieku mnóstwo ich przynęcić?

Sądzisz, że na ich widok ludziom się wydaje,

Że same jej zalety ściągają te zgraje?

Że do niej najuczciwszym pałają płomieniem,

Przejęci samem świetnem cnót jej uwielbieniem?

Nie; błahą się zdobyczą niech nie zaślepiamy,

Świat nie da się oszukać. Znam czcigodne damy,

Które mogąc najtkliwsze podniecać zapały,

Tłumu tak wielbicielów podbić nie zdołały.

A stąd możemy sądzić, że chcąc zająć kogo,

Musi to, zawierz Pani, kosztować nas drogo;

Że nikt dla pięknych oczu wzdychać do nas nie chce,

I że trzeba to kupić, co nam duszę łechce.

Pani więc nie tak wielką nadymaj się, chwałą

Z błyskotek jakieć słabe zwycięztwo zjednało;

Niech się duma twych wdzięków cokolwiek ostudzi,

Abyś niżej od siebie nie ceniła ludzi.

Gdyby twym oczom zwycięztw zazdrościły moje,

Mogłabym tejże sztuki dokazać we dwoje.

Odważyć się, i dowieść, że moja osoba

Zdolna mieć wielbicielów ile się podoba.

CELIMENA.

Miejżc ich, zobaczymy; ułóżże się cała

Abyś się przez ten rzadki sposób podobała;

I abyś..

IZYDA.

Skończmy Pani ten dyskurs niemiły,

Bo się nadto umysły naszę zapaliły.

Dawnobym już tę śmieszną skończyła wizytę,

Gdybym tu nie czekała na moję karety

CELIMENA.

Możesz Pani zabawić do upodobania,

Z mego domu, ja myślę, nikt jej nie wygania.

Lecz abyś tej przykrości uniknęła ze mną,

Ja Pani kompaniją dać mogę przyjemną:

Ten Pan, którego właśnie przypadek tu zsyła,

Zastąpi miejsce moje byś się nie nudziła.

Scena VI.

lZYDA, CELIMENA, ALCEST.

CELIMENA.

Alceście, muszę pisać w moim interesie,

Który, jeśli się spoźnię, szkodę mi przyniesie.

Zostań z Panią na chwilę; nie długo zabawię.

Ona mi tę niegrzeczność przebaczy łaskawie.

Scena VII

IZYDA, ALCEST.

IZYDA.

Tymczasem, nim tu po mnie zajedzie kareta,

Byś Pan ze mną zabawił chciała ta kobieta:

Nic mi nie oświadczyły jej względy łaskawe,

Coby mogło być milszem nad laką zabawę.

W istocie; ludzie zacni, ludzie zasłużeni,

Jednają miłość wszystkich, świat ich słusznie ceni.

Tak; tyle cnoty Pana uczuć we mnie rodzą,

Że wszystkie jego sprawy mocno mnie obchodzą;

Chciałabym, by dwór Pana zalety zważywszy,

Był dla nich przez swe względy nieco sprawiedliwszy

Pan masz prawo żalić się; i jam rozgniewana,

Widząc, że nic dotychczas nie czyni dla Pana.

ALCEST.

Ja mam prawo żalić się? a skądże to prawo?

Czyż ja z usług dla kraju okryłem się sławą?

Com zrobił tak świetnego ? cóż mnie lak nadyma,

Bym się żalił, że dla mnie dwór swych względów nie ma.

IZYDA.

Wszyscy ci, co u dworu wzgląd mają łaskawy,

Nie zawsze tak świetnemi wsławili się sprawy:

A przecież sposobnością, zręcznemi obroty...

Lecz na cóż? jasne Pana zasługi i cnoty...

ALCEST.

Lepiej moje zasługi na potem zachować.

Czemżeby, jak chce Pani, dwór się miał zajmować

Wieleby miał mozołów ! i zyskałby na tem,

Gdyby ludzkie zasługi chciał głosić przed światem!

Zasługi same z siebie głośne są u świata;

O Pańskich wszędzie, wszędzie wieść pochlebna lata;

Wiedzże Pan, żeś w dwóch miejscach, uszy me słyszały.

Ważne od znacznych ludzi odbierał pochwały.

ALCEST.

Ach Pani! dzisiaj wszystkich świat zarówno

I nic niema, czemuby ludzie nie klaskali.

Każdy dziś jest zarówno świetnych zasług wzorem

Zalety i pochwały nie są już honorem:

Gwałtem chwalą i wielbią w teraźniejszym świecie,

Nawet mój kamerdyner głośny jest w gazecie.

IZYDA.

Co do mnie, życzyłabym, abyś dla honoru

Pan sobie stopień jaki upatrzył u dworu;

A choć Pan i nie myśli, można mu usłużyć,

I do dopięcia celu wszystkich sprężyn użyć.

możnych mam przyjaciół, coby w jednej chwili

Na drogę do wszystkiego Pana wprowadzili.

ALCEST.

Mój Boże! niech na drogę nikt mnie nie wprowadza,

Humor mój do wszystkiego stale mi przeszkadza.

Nieba we mnie nie wlały, skorom się urodził,

Ducha, któryby z dworskiem powietrzem się zgodził:

Nie mam takich cnót w sobie, wziąwszy pod sąd ścisły,

Bym korzystnie mojemi kierował zamysły.

Największy talent, szczerość, we mnie się zamyka,

I wcale grać nie umiem roli obłudnika,

A ten, co swoich myśli ukrywać nie umie,

Powinien bardzo krótko bawić w dworskim tłumie.

Człek prywatny zapewne nie ma owej chwały,

I tych brzmiących tytułów co dziś spowszedniały !

Lecz się też nie wystawia, tracąc te korzyści,

Na znoszenie czyicheś fochów, nienawiści;

Nie ma potrzeby wierszy Ichmościów tych, chwalić,

Ani błahych kadzideł Jejmości tej, palić;

Nikogo swą śmiesznością nie nudzi, nie bawi,

Ni też mu żaden wietrznik andronów nie prawi

Kiedy tak, winnej o tem pomówimy porze.

Względem miłości Pana myśl mu swą otworzę.

Przykro mi to, doprawdy, i bardzom nie rada,

Ze Pan u nóg niewdzięcznej serce swoje składu;

Warteś lepszego losu, jestem przekonana;

Gdyż la którą Pan kochasz, niegodna jest Pana.

ALCEST.

Lecz Pani z Celimeną w przyjaźni, ja myślę;

I zdaje się, że z sobą dość żyjecie ściśle?

IZYDA.

Tak jest; lecz w samej rzeczy, ja się Panu zwierzę,

Ze krzywda jaką cierpisz, obchodzi umie szczerze;

Umiem czuć stan twój smutny i dolę tyrańską,

Bo ona, ja przysięgam, zdradza miłość Pańską,

ALCEST.

Nadtoś dla mnie jest czułą Pani moja droga:

Mocno cieszy kochanka tak szczera przestroga.

IZYDA.

Mam z nią przyjaźń; lecz ona, chociaż Pan narzeka,

Niegodna jest zajmować zacnego człowieka;

W jej sercu same fałsze, obłuda i zdrada.

ALCEST.

Być może; głębi serca, nikt okiem nie zbada.

Lecz tuby się obeszło bez litości Pani,

Która tą przykrą myślą duszę moję rani.

Jeśli Pan życzy sobie zostawać w tym błędzie,

Nic trzeba mu nic mówić, tak najlepiej będzie.

ALCEST,

Nie; lecz tam gdzie rzecz idzie o wzajemną tkliwość,

Bardziej niż co innego, zastrasza wątpliwość;

A jabym chciał; gdy sprawa o los się mój toczy,

Widzieć pewne dowody na własne me oczy.

Dobrze, cała rzecz wkrótce będzie rozstrzygniona,

I Pan się o tem wszystkiem najjaśniej przekona.

Tak; bardziej własnym oczom uwierzysz niż komu.

Zechciej mi towarzyszyć aż do mego domu,

Tam o sercu swej damy przeświadczysz się jaśnie,

Tam poznasz czy ja prawdę powiadam czy baśnie.

A jeśli inne Pana podbić mogą wdzięki,

Możesz ofiarą innej pocieszyć się ręki.

KONIEC AKTU TRZECIEGO.

AKT CZWARTY.

Scena I

HALINA, FILINT.

FILINT.

Nie; nigdy nie widziałem duszy lak upartej,

Ani zgody z tak wielką trudnością zawartej;

Próżno chciano przez wszelkie ująć go starania,

Nic go odwieść nie modo od własnego zdania,

I nigdy kłótnia taka, lak dziwaczne dzieło,

Rostropności tych Panów dotąd nie zajęło.

Nie, mówił; odwoływać com rzekł, nie przychodzę

I prócz tego, Panowie, na wszystko się zgodzę.

Czegóż on chce odemnie? za co zemstą dysze?

Idzież mu tu o sławę, że nie dobrze pisze ?

Co mu szkodzi, proszę was, zdanie me najszczersze?

Można być najuczciwszym, a złe pisać wiersze;

Takie rzeczy honoru nie tyczą się wcale.

Ja go ze wszystkich względów najgrzeczniej pochwale:

Jest szlachetnym, uczciwym, zacnych łudzi wzorem,

Jest wszystkiem czem żądani, lecz nędznym autorem..

Bedę chwalił szum jego, przepych i wydatki,

Że jest w tańcach, jeżdżeniu, i fechtunkach rzadki:

Lecz chwalić jego wiersze? kłaniam uniżenie:

A kto lepszych nie pisze, niech da pokój wonie,

Niech darmo jak najęty papieru nie psuje,

I niech pod karą śmierci nigdy nie rymuje.

Nareszcie, na tem stanął pokój, zgoda cala,

Na który dusza jego z trudnością przysłała,

Że niby słodszym stylem powiedział. "Mój Panie;

Bardzo Pana przepraszam za szczere me zdanie,

Które niech w nas wspólnego szacunku nie zmniejszy.

Radbym z duszy, by Pański sonnet był piękniejszy.

W tej chwili staropolskim godząc się zwyczajem,

Podawszy sobie ręce, ścisnęli się wzajem.

HALINA.

W swojem postępowaniu człowiek osobliwy!

Lecz on u mnie szacunek posiada prawdziwy;

Ta szczerość, jakimkolwiek ważąc ją sposobie,

Ma coś bohaterskiego, coś wielkiego w sobie.

Jest to wzór cnoty rzadkiej w teraźniejszym wieku,

Czemuż jak w nim, nie w każdym widzę ją człowieku?

FILINT.

Ja im więcej go widzę, tym mocniej się dziwię

Tej miłości, w którą się wplątał nieszczęśliwie;

Człowiek takiego składu i takiego zdania,

Ja nie wiem czy być może skłonnym do kochania.

Tym bardziej nie rozumiem wyznać Pani muszę,

Jak mogła Celimena zająć jego duszę.

HALINA.

Widoczna stąd, że miłość co się w sercach rodzi,

Nie zawsze z jednakowych pobudek pochodzi;

Wszystkie więc te przyczyny skłonności dwóch osób,

W tym przykładzie nie mają miejsca w żaden sposób.

FILINT.

Jestże ona dla niego szczerą czy obłudną?

HALINA.

O! to inne pytanie; rozwiązać je trudno.

Z czegoż można rozumieć ojej wzajemności. ?

Jej serce samo nie zna czucia co w niem gości;

Czasem pragnie kochania niestała i płocha,

Czasem sądzi że kocha, a w rzeczy nie kocha.

FILINT.

Więc Alcest chciwy słodkich swej nadziei skutków,

Więcej niż wyobraża, znajdzie przy niej smutków;

Gdyby miał serce moje, mógłby bez wahania

Do godniejszego bóstwa zwrócić swe wzdychania,.

I z łask Pani dla siebie korzystałby szczerze.

HALINA.

W tym względzie być należy zawsze w dobrej wierze.

Co do mnie, nie potępiam uczuć jego duszy,

Ilekroć o nich wspomnę, serce się me kruszy;

I gdybym tylko mogła, z radośną ochotą,

Samabym go z kochaną złączyła istotą.

Ale gdyby, wybrawszy, miłość co w nim pała,

Oziębłością zrażona, zwiedziona została,

Gdyby inny, szczęśliwszy, objął cel mu luby,

Możebym się zgodziła w święte wejść z nim śluby;

Przeciwnie zaś, wzgląd mając na jego cierpienie,

Zniosłabym bez zawiści jego odmówienie.

FILINT.

Serce moje podobnie bynajmniej nie gani

Łask tych jakie dla niego okazuje Pani.

Lecz jeśli, ślubem świętym połączą się z sobą,

A Pani będzie wolna sercem i osobą,

Ja się będę dobijał o dar twojej ręki,

O twój uśmiech uroczy, o twe boskie wdzięki.

Ach! kiedy sercem jego względy twe nie władną,

Jakże będę szczęśliwy jeśli na mnie spadną!

HALINA.

Żartuje Pan.

FILINT.

Nie Pani, wcale nie żartuje;

Dusza moja jej sercu wynurza co czuje:

Czekam tylko bym głośno złożył jej me śluby,

I przyspieszył tę chwilę pełną dla mnie chluby.

Scena II.

HALINA, FILINT, ALCEST.

ALCEST

(wpadając nagle z rozpaczą).

Ujmij się Pani za mną! daj mi sprawiedliwość

Z obelgi, co zabija, krzywdzi moję tkliwość!

HALINA.

Skądże to pomieszanie? ta ponurość czoła?

ALCEST.

Zginąłem.... ! pojąć tego umysł mój nie zdoła.

Wszystkie gromy natury, cała wściekłość losu,

Sroższegoby mi nad ten nic zadały ciosu.

Już po mnie... miłość moja... mówić nie mam siły.

HALINA.

Uśmierz Panie wzruszenia co tak cię wzburzyły.

ALCEST.

Możnaż łączyć, o nieba! lak niecnemi zdrady,

Do tylu boskich wdzięków, dusz najniższych wady?

HALINA.

Ale coż.. ?

ALCEST.

Już po wszystkiem... ! losie nieużyty.. !

Jestem... jestem zdradzony... przebity... zabity...

Celimena... ach, wierzyć... wierzyć temu trudno!

Celimena mnie zdradza.. ! jest chytrą! obłudną!

HALINA.

Ma Pan słuszne dowody?

FILINT

Może to marzenie,

Albo tylko przez zazdrość płonne podejrzenie?

ALCEST.

Ach! mieszaj się Pan w swoje.

(do Haliny).

Jej obłuda jasna!

Mam dowód oczywisty: to jej ręka własna!

(pokazuje list).

Tak... list jej do Oronta... ach! wspomnieć się boję...

Dał mi widzieć jej hańbę i nieszczęście moje.

Oront... którego niby gardziła zapałem,

Którego z mych rywalów najmniej się lękałem!

FILINT.

List na pozr zwieść może; i nie jest tak winnym..

ALCEST.

Łaskawco! daj mi pokój; zajmuj się czem innem.

HALINA.

Niech się Pan uspokoi... jeśli krzywdzi Pana...

ALCEST.

Ach! od Pani zawisła losu niego zmiana.

Do Pani się to serce dziś udaje śmiało,

Aby się z tych okrutnych udręczeń wyrwało.

Zemścij się mnie na chytrej, płochej Celimenie,

Która zdradza niegodnie tak stałe płomienie;

Mścij się za ten postępek, i za moję mękę!

HALINA.

Ja? Mścić się Pana?Jakie?

ALCEST.

Przyjmując mę rękę!

Przyjm je w miejscu niewiernej, błagam cię na Boga,

Ta mi jedna zoslaje zemszczenia się droga.

Niech ją skarżą te śluby, ta ciągła gorliwość,

Ta miłość najprawdziwsza, te ognie, ta tkliwość,

Z których, zaprzysięgając wieczną tobie wiarę,

To ci serce najczulszą uczyni ofiarę.

HALINA.

Czuła jesieni na Pana cierpienia i żale,

I dobrem jego sercem nie pogardzam wcale;

Lecz może nie tak wielkie złe jak Pan rozumie

Pan później tę srogą chęć zemsty przytłumi,

Gdy kochana osoba obrazy przyczyną,

Wszystkie zemsty zamiary słabiej i giną;

Próżno się, dla zerwania, rozwadze poddaje;

Wkrótce winna osoba niewinną się staje:

Łatwo niknie zawziętość przed lubem obliczem,

Gniew kochanka, wiadomo, kończy się na niczem.

ALCEST.

Nie, Pani; ta obraza rozdziera mę duszę;

I ja z nią bez powrotu, wiecznie zerwać muszę.

Nic mnie w tym najsłuszniejszym nie wstrzyma zamiarze,

A jeśli do niej wrócę, sam siebie ukarzę,

Otoż ona... jej widok podwaja me drżenie,

Wyrzucę jej tę płochość, skarcę, zarumienię,

Zawstydzę; i to serce które kocha szczerze,

Wybawione z jej sideł, oddam ci w ofierze.

Scena III.

CELIMENA, ALCEST.

ALCEST

(na stronie).

Boże! zdołamże moje wstrzymać poruszenie!

CELIMENA

(na stronie).

Ach!

(głośno).

Skąd ta niespokojność, to ciężkie westchnienie?

Co znaczy ta ponurość i ten wzrok surowy,

Którym mnie groźnie mierzysz od stóp aż do głowy?

ALCEST.

To, że wszystkie zdrożności i wady na ziemi

Nic nie mają równego z chytrościami twemi;

Że losy, nieba w gniewie, tłum złych duchów cały,

Nic, nic lak złośliwego jak ty, nie wydały.

CELIMENA.

Prześliczne mi prawdziwie powiadasz grzeczności.

ALCEST.

Ach! nie pora do śmiechu ani wesołości:

Wstyd się, rumień się raczej, wielkie są powody,

Bo ja obłudy Pani jasne mam dowody.

Ula tego gniew i zazdrość dotąd wrzały we mnie,

I w trwodze miłość moja drżała niedaremnie.

Ciężar częstych podejrzeń ustawnie mię nękał,

Wreszciem znalazł nieszczęście któregom się lękał:

Chociaż mimo twe sztuki, zmyślania, układy,

Zawsze coś mi szeptało: strzeż się, strzeż się zdrady!

Lecz nie myśl, bym bez zemsty zniósł cios tej zniewagi.

Wiem że czucia nie znają władzy i przewagi;

Źe miłość chce się wszędzie niepodległą rodzić;

Źe przemocą do serca nikt nie może wchodzić;

I że dusza ma wolność mianować zwycięzcę:

Więc jabym nie miał prawa żalić się w mej klęsce,

Gdyby prawdę twe usta wprost mi powiedziały;

I gdybyś odrzuciła wprost moje zapały,

Żaliłbym się jedynie na me przeznaczenie

Lecz obłudnym wyrokiem głaskać me płomienie,

Jest to czyn najczarniejszy, wart najsroższej kary,

I ja się w mym zapędzie zemszczę tej niewiary.

Tak jest; drżyj: niech wszystkiego lęka się ta zdrada;

Już ja sobą nie władam; wściekłość już mną włada:

Zmysły moje rozumu nie rządzą się głosem,

Przebity tym śmiertelnym, tym zabójczym ciosem,

W słusznym gniewie najmniejszych na nic nie mam względów,

Ani tu winien będę szału mych zapędów.

CELIMENA.

Skądże to uniesienie, powiedz mi Alceście:

Proszę cię; czy swój rozum straciłeś nareszcie?

ALCEST.

Tak, straciłem, straciłem; gdy wzrok twój łudzący

Nieszczęściem wlał w me serce jad zabijający;

Kiedym sądził że znajdę cień szczerości mały

W twych zdradzieckich ponętach co mnie uplątały.

CELIMENA.

Jaka zdrada? ciekawam co mi on przygania

ALCEST.

Ach jakto chytre serce zna sztukę zmyślania!

Lecz abym je pomieszał, mam sposób gotowy. (pokazuje jej list).

Patrz Pani, i własnemi przekonaj się słowy.

Ten list sam cię zawstydza; i temu świadkowi

Chytrość twoja zapewne nic już nie odpowie.

CELIMENA.

Do czegoż te hałasy? te umysłu męki?

ALCEST.

I tyż się nie rumienisz pismem własnej ręki?

CELIMENA.

Czegóż się mam rumienić? rzecz mi obojętna.

ALCEST.

Co słyszę? jak jest razem śmiała i wykrętna!

Wyprzesz się tego listu, że podpis zmazany?

Za cożbym się wyparła? charakter mój, znany,

ALCEST.

I Pani możesz widzieć ze stałością twarzy

Swoję płochość, o którą pismo cię to skarzy?

CELIMENA.

W samej rzeczy, jak widzę, Pan szaleniec czysty.

ALCEST.

Co? ty jeszcze śmiesz zbijać dowód oczywisty?

Ten duser do Oronta co się tu wyraża,

Czyliż ciebie nie hańbi, a mnie uie obraża?

CELIMENA.

Do Oronta? co znowu? iczyjaż to powieść?

ALCEST.

Ten co mi ten list oddał, może tego dowieść.

Lecz niech będzie do kogo innego, daj Boże,

Czyż me serce na twoje mniej się żalić może?

Czyż względem mnie zostaniesz mniej winną tej zmiany?

CELIMENA.

A jeśli do kobiety ten list jest pisany,

W czem cię może obrazić? w czem winie podpada?

ALCEST.

A to dziwna wymówka, i wykręt nie lada!

Anim się tu tak silniej spodziewał obrony,

I tem słowem zupełnie jestem zwyciężony.

Czy śmiesz Pani tak błahych używać obrotów,

I czy masz mnie za dziecko żem uwierzyć gotów?

Obaczmyż jakim środkiem, jaką twarzą przecie

Utrzymasz ten fałsz jasny w tym słodkim bilecie.

Czy można do kobiety stosować te stówa,

Których tyle miłości maluje osnowa.

Ja go zaraz przeczytam. Wynajduj obroty

Jak zakryć twą niewinność.

(rozwija list).

CELIMENA.

Ja nie mam ochoty.

Śmiesznyś jest, że nademną tak bardzo chcesz władać,

I powiadasz mi w oczy to co śmiesz mi gadać.

ALCEST.

Nie, nie; tylko bez gniewu; bądź Pani gotowa,

Wytłumaczyć mi jaśnie tego listu słowa.

CELIMENA.

Nie chcę, i dosyć na tem; o twój gniew nie stoję,

I mało mnie obchodzą wszystkie wnioski twoje.

(wydziera mu z rąk list):

ALCEST.

Oddaj mi go; niech wreszcie będę przekonany,

Czy on jest do kobiety w istocie pisany.

CELIMENA.

Nie, wierz mi; do Oronta: i miej to w pamięci.

Ja przyjmuję z roskoszą szczere jego chęci;

Mliłe mi jego mowy i jego osoba,

Zgadzam się więc na wszystko co ci się podoba.

Rób co chcesz; wszystko wolno; nic cię nie wstrzymuje,

przestali mi gryźć głowę.

ALCEST

(do siebie).

O nieba! cóż czuję!

Cóż jest nad moje męki sroższego, o Hoże!

Czyliż serce podobnie przyjętem być może?

Co? kiedy mnie gniew słuszny uciska i tłoczy,

Ja się żalę, a ona urąga mi w oczy ! ;

Stwierdza me podejrzenia w mych holach bez granic,

Chce bym wierzył wszystkiemu, i wszystko ma za nic!

A jednak dusza moja dość jeszcze jest płocha,

Nie mogąc zerwać więzów które nadto kocha!

I serce me śmiertelnym porażone grotem

Nie śmie zdradnym choć miłym pogardzić przedmiotem!

(do Celimeny).

Ach, jak ty, wiarołomna, z sztuką niedaremną,

Samą słabością moją umiesz walczyć ze mną!

I żywić we mnie jeszcze zbytek tych zapałów

Wznieconych ze zdradzieckich oczu twych postrzałów!

Uroń się przynajmniej zmiany co me serce kraje,

I nie udawaj winnej, jaką cię uznaję.

Oddaj mi len bilecik, niech przy mnie zostanie;

Wracam ci moję miłość, moje przywiązanie:

Sil się, by się twe serce siałem pokazało,

I ja się będę silił uznać cię za stałą.

CELIMENA.

Tyś warijat w zazdrości i gniewu zapale,

I dziś mojej miłości nie godzieneś wcale.

Ciekawam, co mnie przecie tak silnie nakłania

Do niegodnej przed tobą podłości zmyślania;

I gdybym innych ślubów sprzyjała ofierze,

Czemużbym ci mych uczuć nie odkryła szczerze?

Stałe ich zapewnienie, i słowo z mej strony,

Przeciw twym podejrzeniom nie da mi obrony?

Po takiem zaręczeniu ranisz mnie ich ciosem?

Nie krzywdziszże mnie proszę, idąc za ich głosem?

Ponieważ się płeć nasza zmusza, i rumieni,

Gdy jej przyjdzie odkrywać cel swoich płomieni;

Gdy honor, nieprzyjaciel naszego kochania,

Najmocniej nam podobnych oświadczali zabrania;

Osoba która nasze przełamie męczarnie,

Wątpić o tej wyroczni czyż może bezkarnie ?

Czyż nie winna, jeśli jej to nie przekonywa,

Co po tak długiej walce z ust naszych wyrywa?

Idź; takie podejrzenia warte są mej wzgardy;

Nie godzieneś szacunku za ten upór twardy.

Słaba jestem, i sama gniewam się na siebie,

Że jeszcze jakąś dobroć wyświadczam dla ciebie;

Powinnabym gdzieindziej miłość mą ustalić,

Ażebyś się mógł na mnie sprawiedliwie żalić.

ALCEST.

Ach zdrajczyno! moja cię słabość nie obchodzi;

Słodkie twe narzekanie wiem dobrze, mnie zwodzi.

Lecz dość już, niech tu moje przeznaczenie działa.

Dusza moja twej wierze oddaje się cała:

Obaczę, do ostatka jak się poprowadzisz,

I czy będziesz tak płocha, że me serce zdradzisz.

CELIMENA.

Nie; ty mnie jak należy, nie kochasz.

ALCEST.

O Boże!

Nic mej wrzącej miłości wyrównać nie może.

W ogniach, w tej serca mego niszczącej chorobie,

Natężona, życzenia tworzy przeciw tobie.

Chciałbym, by cię nikt nie miał za piękną i milą,

By cię niebo do ciągłej nędzy przeznaczyło;

Aby ci nic nie dało; byś od urodzenia

Była bez pokrewieństwa, majątku, znaczenia;

Żeby ci serca mego ofiara i tkliwość

Mogła nagrodzić losów złych niesprawiedliwość,

I żebym dziś kosztował chwały i radości,

Gdybyś miała to wszystko z rąk mojej miłości.

CELIMENA.

Tedy mi dobra życzysz, pięknie, ani słowa;

Od skutku życzeń takich niech mnie Bóg zachowa.

Otoż jest i Pan Ergast zabawnie ubrany.

Scena IV.

CELIMENA, ALCEST, ERGAST.

ALCEST.

Cóż ma znaczyć ten ubior, ten wzrok obłąkany?

Czego chcesz?

ERGAST.

Panie...

ALCEST.

Coż tam?

ERGAST.

Źle; niech Pan posłucha.

ALCEST.

Czego źle?

ERGAST.

Źle koło nas; ja powiem do ucha.

ALCEST.

Jakto ?

ERGAST.

Czy głośno mówić?

ALCEST.

O nudny człowiecze!

ERGAST.

Czy niema tam nikogo?

ALCEST

(w gniewie).

Mów, bo cię skaleczę.

Będziesz mi gadał ?

ERGAST.

Panie, trzeba nam uciekać.

ALCEST.

Jakto ?

ERGAST.

A takto Panie; niema czego czekać.

ALCEST.

Dlaczego?

ERGAST.

Mówię Panu, rzucajmy te progi.

ALCEST.

Dla czegoż?

ERGAST.

Trzeba Panie milczkiem ruszyć w nogi.

ALCEST.

Cóż to za tajemnica? i co za przyczyna?

ERGAST.

Że trzeba się wybierać, zabito nam klina.

ALCEST.

Jeżeli mi nie będziesz mówił zrozumiale,

To ci karku nadkręcę lub głowę rozwalę.

ERGAST.

Jakiś Jegomość czarny z miny i ze stroju

Trafił do mnie do kuchni, bom nie był w pokoju,

I mnie tak zabazgranym papierem przywitał,

Że musiałbym być diabłem żebym to przeczytał.

To pewnie w Pańskiej sprawie; zgadłem z liter składu,

Ale tam sam luciyper nie mógłby dójść ładu.

ALCEST.

I cóż tedy? czy papier wiąże się też przecie

Z tą ucieczką o której ten osioł mi plecie?

ERGAST.

O! i bardzo się wiąże. Bo za pól godziny

Ten Pan, co to do Pana chodzi w odwiedziny

Przyszedł potem do Pana zabawiwszy krótko,

A niezastawszy Pana, prosił mnie prędziutko

Wiedząc że moja służba dla Pana gorliwa,

Abym powiedział... zaraz... jak się on nazywa....

ALCEST.

Porzuć jego nazwisko. Cóż mówił, niecnoto?

ERGAST.

Jest to Pański przyjaciel; ale mniejsza o to,

Mówił że nam koniecznie gdzieś trzeba się schować,

Bo chcą nas nie wiem za co dzisiaj aresztować,

ALCEST.

Jakto? on się przed tobą, z czem wszedł, niewydawał?

Nie, nie: prosił mnie tylko o papieru kawał,

I coś tam nagryzmolił żwawo, co się zowie,

Z czego się Pan o wszystkiem doskonale dowie.

ALCEST.

Pokaż mi, prędzej, prędzej.

CELIMENA.

Cóż lam za nowości ?

ALCEST.

Nie wiem; jestem ciekawy; drżę z niecierpliwości.

Dasz go? zapisz to sobie hultaju na czole.

ERGAST

(nie znalazłszy przy sobie).

Dalibóg, bom go Panie położył na stole.

ALCEST.

Nie wiem co mnie wstrzymuje...

CELIMENA.

Rzecz tak niespodziana

Wymaga jak rozumiem, przytomności Pana.

ALCEST.

Zdaje się że na przekor los mi dziś surowy

Poprzysiągł moje z Panią przerywać rozmowy;

Lecz abym go przełamał, pozwól mi, śmiem żądać,

Abym Panią mógł jeszcze wieczorem oglądać.

KONIEC AKTU CZWARTEGO.

AKT PIĄTY.

Scena I.

ALCEST, FILINT.

ALCEST.

Tak; dokona zamysłu siniała moja dusza,

FILINT.

Lecz jakkolwiek cios wielki, czyliż cię przymusza... ?

ALCEST.

Nie; choćbyś mi sto razy gadał w pocie czoła,

Nic mego przedsięwzięcia odmienić nie zdoła.

Przewrotność w naszym wieku nadto wzięła górę,'

Tak; wyrzekam się świata, obrzydzam naturę.

Jakto? za moją sprawą wszystko razem stawa,

I honor, i przystojność, i cnota, i prawa;.

Wszyscy głoszą że moja strona sprawiedliwa,

Na słuszności praw moich dusza ma spoczywa,

Skutki jednak, dla Boga! widzisz jak są krwawe!

Ja mam słuszność za sobą, a przegrywam sprawę!

Zdrajca, którego niecne życie zna świat cały,

Utrzymał tryumfując taisz podły i śmiały!

Wszystko mu ustępuje, zdradzie jogo sprzyja;

Umie wynaleźć słusznośćktórą mnie zabija!

Wreszcie wyrokiem sądu uwieńcza swę zbrodnię!

Lecz niedość mu że w sprawie skrzywdził mię niegodnie,

Puszcza w świat niecną książkę przez chytrość swą czynną,

Książkę, której czytanie wzbronnem być powinno;

Książkę, za którą warto łeb mu ściąć toporem,

Której chytry bezczelnik zowie mnie autorem!

Zręczność tę chwyta O ront, czemu się nie dziwię,

I kłamstwo tak niegodne popiera złośliwie!

A jam mu nic nie zrobił, tylkom był otwarty !

Człowiek co na wziętości u świata oparty,

Z najgorętszym zapałem grzeczności mi plecie,

I prosi bym dał zdanie o jego sonnecie.

A żem ja się szczerością zawsze zwykł prowadzić,

I nie chcę ani jego, ani prawdy zdradzić,

Wraz z tym łotrem, złośliwie czerni mnie językiem,

I staje się największym moim przeciwnikiem!

Wiecznie go niezbłagany gniew ku mnie zapalił,

Dla tego, żem sonnetu jego nie pochwalił!

I ludzież są takimi? taż ich cnota cała?

Po takichże czynności prowadzi ich chwała?

Takażto jest ich wiara, wstyd i sprawiedliwość?

Taki honor, przystojność, cnota i uczciwość ?

Ach! już nadto tłum zgryzot serce me uciska:

Wyrwę się z tego lasu, z tego topieliska:

Ponieważ między wami takie wilcze życie,

Zdrajcy! wy mnie do śmierci nigdy nie ujrzycie.

FILINT.

Twój zamysł nieco nagły, za żywo wymawiasz,

Gdyż to złe nie tak wielkie jak sobie wystawiasz.

Ta zaś potwarz na cielne twej przeciwnej strony

Niema tu nigdzie wiary żebyś był więziony;

I ten twój nieprzyjaciel co na ciebie godzi,

Podłem swem doniesieniem sam sobie zaszkodzi.

ALCEST.

On się tego nie lęka, on lis na to szczwany,

Bo to za zgodą wszystkich Zbrodzień zawołany:

I siad nietylko w żadnej być nie może trwodze,

Ale jutro na lepszej postawi się nodze.

FILINT.

Nareszcie to jest pewna, że tu nikt nie wierzy

Plotkom jakie o tobie podłość jego szerzy;

Możesz więc pod tym względem trwogi swe oddalić:

Lecz co się tyce sprawy, masz słuszność się żalić,

I możesz śmiało działać przeciw wyrokowi.

ALCEST.

Nie; ja się trzymam tego co wyrok stanowi;

I jakkolwiek dotkliwie jestem nim skrzywdzony

Nie będę nawet żądał aby był zmieniony.

W nim to słuszność widocznie gwałt cierpi niemały;

I ja chcę by go poźne wieki zachowały,

Jako sławnego świadka i dowód prawdziwy,

Do jakiego dziś stopnia świat jest niegodziwy.

To, piędziesiąt tysięcy kosztuje mnie krwawo:

Lecz piędziesiąt tysięcy nadadzą mi prawo

W wiecznej mieć nienawiści, ród ludzki poziomy,

I na nikczemność jego mściwe ciskać gromy.

FILINT.

Ale...

ALCEST.

Ale nakoniec próżne twe starania;

Może mi w tym przeciwne zechcesz dawać zdania?

Może będziesz miał czoło brać ludzi obronę,

I tych wszystkich bezeceństw utrzymywać stronę ?

FILINT.

Nie; ja się z tobą zgadzam, że chytrość i zdrada,

Osobistość, los ślepy, wszystkiem w świecie włada;

Ze dziś same wykręty biorą wszędzie górę,

I że ludzie powinni inną mieć naturę;

Ale ta ich ułomność słusznież cię nakłania,

Abyś się ich na wieki wyrzekł obcowania?

Z tych wszystkich przywar ludzkich filozofja czysta,

I zdrowy nasz rozsądek istotnie korzysta;

Rozbiór ich najpiękniejszą cnoty jest zabawą,

I gdyby każda dusza była równie prawą,

Wszystko równie poczciwem, wszystko równie rzadkiem,

Wiele cnót niepotrzebnym byłoby dodatkiem.

Skoro przyzwyczaimy uczuć naszych żywość

Jak cudzą w naszych prawach znieść niesprawiedliwość,

Tak dusza napojona tą cnotą surową...

ALCEST.

Wiem ja że ty wspaniałą rozprawiasz wymową,

Że pięknie rozumujesz; ale to daremnie,

Twoje przekonywania nic nie wmówią we mnie,

Rozum, dla mego dobra, chce bym się oddalił.

Nie mógłbym słów mych wstrzymać gdybym się zapalił:

Zatobym nie był winien com powiedzieć golów,

I mógłbym się ogromem obarczyć kłopotów.

Dość już. Niech tu spokojnie Celimeny czekam,

Otworzę jej mój zamiar który dotąd zwlekam,

Obaczę czy ma ku mnie skłonność jaką w duszy,

I ta chwila położy koniec mej katuszy.

FILINT.

Czekajmyż jej tymczasem w Haliny pokoju.

ALCEST.

Nie mogę; cały jestem w męczarniach i znoju:

Zostaw mnie z moim smutkiem choć na pół godziny.

FILINT.

Zabawne towarzystwo. Spieszę do Haliny.

Scena II.

CELIMENA, ORONT, ALCEST.

(niewidziany od nich. )

ORONT.

Od Pani więc zależy, jeśliś mi wzajemną,

Słodkim węzłem małżeństwa połączyć się zemną.

Muszę wiedzieć czy na to jej serce się skłania,

W tem kochanek żadnego nie cierpi wahania.

Jeśli ją wielkość mojej miłości porusza,

Niech mi będzie zupełnie otwartą jej dusza;

Musisz Pani zabronić, żądam najgoręcej,

By Alcest do jej wdzięków nie śmiał wzdychać więcej;

Musisz go mi ostatnim poświęcić wyrokiem,

By się nigdy przed Pani nie pokazał okiem.

CELIMENA.

Jakież Pan masz do gniewu ku niemu podniety,

Kiedyś mi zawsze jego wynosił zalety ?

Pani, tu są" niewczesne wszelkie tłumaczenia,

Muszę poznać twe serce i sposób myślenia;

Oba twoim wyrokom jesteśmy poddani,

I miłość moja czeka na odpowiedź Pani.

ALCEST.

(pokazując się)

Tak, Jegomość ma słuszność, niech Pani wybiera,

Zgadza się z jego prośbą i chęć moja szczera.

Pragnę słyszeć jej wyrok z tych samych powodów,

Miłość moja chce pewnych twej wiary dowodów;

Dłużej zwlekać nie można; i w tej samej chwili

Trzeba byśmy się oba z twych ust objaśnili.

ORONT.

Ja Panu w mym natrętnym miłości zapale

Pochlebnej szczęśliwości mieszać nie chcę wcale.

ALCEST.

I ja z Panem jej serca w miłośnym zapale

Czy zazdrosny czyli nie, dzielić nie chcę wcale.

ORONT.

Jeśli Pana w miłości przenosi nademnie....

ALCEST.

Jeśli ma skłonność jaką dla Pana wzajemnie...

ORONT.

Przysięgam, że zapomnę o niej póki żyję.

ALCEST.

Przysięgam, że na zawsze przed nią się ukryję,

ORONT.

Niech Pani bez przymusu najwyraźniej powie.

ALCEST.

Pani się w najzwieźlejszej wytłómacz osnowie.

ORONT.

Którego Pani wolisz, powiedź to nam szczerze.

ALCEST.

Niech Pani jednem słowem z obu nas wybierze.

ORONT.

Czyliż Panią zatrudnia wybór, rzecz tak błaha?

ALCEST.

Czyż jej dusza niepewna wśród nas dwóch się

Dziwne Panów żądania! to mi się podoba!

I jak mi się śmiesznymi wydajecie oba!

Mogę Panom obudwóm dać ostatnie słowo;

I len wybor uczynić jestem dziś gotową;

Serce się me nie waha, mówię Panóm szczerze,

Nic niema łatwiejszego jak wybór w tej mierze.

Ale mnie to doprawdy, zatrudnia nie mało.

Mamże podobny wyrok ogłosić tak śmiało?

Zdaje się że to słowo co gniew i żal budzi,

Nie powinno się mówić w przytomności ludzi;

Że serce o swych ślubach samo przekonywa,

Nie chcąc głośnym wyrokiem stargać swe ogniwa;

Dość jest, by obojętność cicha, choć niemiła,

Jednemu z was nieszczęście jego ogłosiła.

ORONT.

Nie; nie straszy mnie wyrok ze szczerą prostotą;

Właśnie ja tego żądam.

ALCEST.

I ja proszę o to.

Niech nam myśl jej odkryje jeden wyraz krótki,

I wszystko tu rozstrzygnie śmiało, bez ogródki.

Grzeczność Pani na wszystkich zarówno się skłania;

Lecz dość już tych zabawek, dość tego wahania;

Proszę się nam najjaśniej otworzyć w tym względzie,

Jeśli nie, sam jej upór słowem dla mnie będzie.

Potrafię to milczenie tłumaczyć z mej strony,

I wyrok jej milczący wziąść za wyrzeczony.

ORONT.

Bardzo Panu dziękuję za ten sąd surowy;

Ja właśnie tego żądam temi co Pan, słowy.

CELIMENA.

Ach, jakże mnie Panowie nudzą nieprzyjemnie!

Słusznież tego, pytam się, żądacie odemnie?

Nie mówięż, co nad memi panuje słowami?

Niech Halina w sąd wejdzie między mną i wami.

Scena III.

HALINA, CELIMENA, FILINT, ALCEST, ORONT.

CELIMENA.

Śpiesz, ocal mnie Halino; oto ci Panowie,

Jakby na mnie we wspólnej sprzysiężeni zmowie

Obiegli mnie; w obudwóch pała chcęć zaciekła,

Bym wybór mego serca przed nimi wyrzekła;

I naocznym wyrokiem, po co oba przyszli,

Jednemu z nich wzbroniła wszelkich o mnie myśli.

Czy się tak dziać powinno? czy to jest rozumnie?

HALINA.

Dla czegoż Celimeno rady szukasz u mnie?

Może ja źle poradzę; bo ja przy tych stoję,

Co szczerze i otwarcie mówią myśli swoje.

ORONT.

Nie; Pani musi wyrzec, rada czy nierada.

ALCEST.

Wszelki wykręt, wymówka, nic Pani nie nada.

ORONT.

Trzebaż sprawę rozstrzygnąć i wziąść w ręce szalę.

ALCEST.

Niech Pani nic nie mówi, ja milczenie chwalę.

ORONT.

Na spór nasz jedno słówko niech z ust Pani padnie.

ALCEST.

A ja Panią z milczenia zrozumiem dokładnie.

Scena IV.

CI SAMI, IZYDA, KLITANDER, AKAST.

AKAST

(do Celimeny).

Niech nam Pani przebaczy, żeśmy jednej myśli

Do Pani w małej rzeczy objaśnić się przyszli.

KLITANDER

(do Alcesta i Oronta).

Dobrze żeśmy i Panów zastali u Pani;

Jesteście razem z nami w tę sprawę wmieszani.

IZYDA.

Znów służę, choć służyłam Pani przed godziną,

Lecz Panowie tą mego powrotu przyczyną:

Oba do mnie przybiegli swoje skargi szerzyć,

Którym nigdy nie chciało serce moje wierzyć;

Gdyż Panią tak szacuję, że jej, broń mnie Boże,

O cień nawet zdrożności posądzać nie może.

Nie mogły najmocniejsze przekonać mnie świadki.

Ja więc nieuważając małej naszej zwadki,

Musiałem z nimi jechać i odwiedzić Panią,

Chcąc byś wyszła z potwarzy narzuconej na nią.

AKAST.

Tak jest, tak: zobaczymy, łagodnie, bez krzyku,

Jak Pani słuchać możesz tego bileciku.

(pokazuje list. )

Odebrał go od Pani Klitander szczęśliwy.

KLITANDER

(dostając list).

A to jest do Akasta jej bilecik tkliwy.

AKAST

(do Oronta i Alcesta pokazując im list).

Umysł Panów bynajmniej tu się nie zagmatwa;

Nie wątpię, że jej grzeczność dla wszystkich lak łatwa

Dość was oswoiła z jej piórem i ręką:

Słuchajcież; piękną. Panów ubawię piosenką. —

(czyta).

"Dziwakiem jesteś Klitandrze, że ganisz moję we

sołość, i wyrzucasz mi że wtenczas tylko wolno od.

dycham, kiedy ciebie nie widzę. Bardzo niesłuszne

są twoje wyrzuty; i jeśli nie przeprosisz mnie na

tychmiast, nigdy ci tego w życiu nie przebaczę. Nasz

niezgrabny Podlasianin. "

On tutaj być powinien.

"Nasz niezgrabny Podlasianin od którego zaczy

nasz swoje narzekania, nie mógł mi się nigdy podo

bać. Od kiedym go zobaczyła jak przez cały kwa

drans, schylony, plut w studnią i przypatrywał się

kołom na wodzie, nie mogłam nigdy o nim dobrego

mieć mniemania. Co się tycze Świstka z wąsami. "

To ja sam, Panowie; bez chluby.

"Co się tycze Świstka z wąsami, który wczoraj

długo mnie trzymał za rękę, zdaje mi się że nic

w świecie niema nudniejszego nad jego osobę: całe

jego zalety są w koniach i chartach. Co się tycze

czarnogarniturowego. "

(do Alcesta).

Do Pana teraz zadana.

"Co się tycze czarnogarniturowego, bawi mnie cza

sem swą porywczością i gdyraniem, lecz jest chwil

"tysiąc, w których staje mi się najnatrętniejszym.

A co do Sonnecisty. "

(do Oronta).

Teraz Pański panegiryk.

A Co do Sonnecisty, co ma pretensyą do litera

tury i chce na złość światu być autorem, nie mogę

żadną miarą stuchać jego gawęd; jego proza i wier

sze męczą mnie zarówno. Budź więc przekonany,

że ja się nie zawsze weselę jak rozumiesz: ze we

wszystkich zabawach do których jestem pociąganą,

zawsze mam ci coś mówić, więcej nawet niżbym

chciała; wiedz, że najpiękniejszem towarzystwem ro

skoszy których się kosztuje, jest obecność kochanej

osoby.

KLITANDER.

Teraz ja, Panowie.

(czyta. )

"Kochany Akaście,

Twój Klitander o którym mi mówisz, ktory u

daje tak słodziutkiego, jest ostatni z ludzi dla których

bym jakikolwiek miała szacunek. Dziwak w swem

rozumieniu że jest kochany, a ty, że nim nie jesteś.

Zamień więc jego mniemanie na swoje, i odwiedzaj

mnie częściej, abyś mi pomagał znosić przykre jego

oblężenie. "

Pięknego charakteru cecha niewątpliwa;

I Pani musisz wiedzieć jak się to nazywa.

Chodźmy już przyjacielu; dość nam będzie na tem,

Jeśli piękny jej obraz ogłosim przed światem.

ALCEST.

I jabym z nią pomówił, rzecz w rozprawy płodna,

Lecz Pani gniewu mego widzę żeś niegodna;

I ja Pani pokażę, że Świstki z wąsami

Mogą się zacniejszemi poszczycić sercami.

(odchodzą).

Scena V.

CELIMENA, HALINA, IZYDA, FILINT, ALCEST,

ORONT.

ORONT.

Tak mnie Pani przyjmuje? i lak ku mnie pała.

Po tylu słodkich listach coś do mnie pisała?

I serce jej pochlebną łudząc mnie nadzieją

Każdemu się z miłością oświadcza koleją!

Dosyć już; byłem dudkiem, nie chcę już nim zostać;

Cieszę się żeś mi dała poznać swoję postać;

Że mi serce powraca jej powabów siła,

I w tem znajduję zemstę żeś je utraciła.

(do Alcesta).

Pan teraz możesz śluby zawierać z Jejmością,

Już odtąd miotać jego przestaję miłością..

(odchodzi)..

Scena VI.

CELIMENA, HALINA, IZYDA, ALCEST, FILINT.

IZYDA.

Postępki te w istocie czarne i szkaradne!

Stoję cała zdumiona, i sobą nie władnę.

Chytrość taka! obłuda w świecie niesłychana!

Nietyle mi żal innych, ile tego Pana,

(pokazując na Alcesta).

Co tak wielkie ma cnoty, i duszę lak tkliwą,

Coby Panią mógł wiecznie uczynić szczęśliwą!

Miłość jego najczystsza, a tak pogardzona....

AKAST.

W mojej sprawie obejść się mogę bez patrona.

Pozwól Pani niech staję sam w swojej osobie,

I niepotrzebnej troski nie zadawaj sobie.

Niech nie trzyma mej strony twoja Pani tkliwość,

Bo nie zdołam tak wielką zapłacić gorliwość:

Nie pomyślę o Pani, choć jesteś cnót wzorem,

Jeśli się innym na niej mścić się mam wyborem.

IZYDA.

Co? co? toż Pan rozumiesz że ja mam te chęci,

I że do tego stopnia jesteś mi w pamięci?

Wiele masz jak uważam, próżności mój Panie,

Jeżeli ci tak płonne pochlebia mniemanie....

O! innym się wyborem mściej na Celimenie,

Pozwalam; obojętnam na jej odrzucenie:

Wyjdź więc ze swego błędu i zniż trochę szalę,

Bo podobne mi Damy nie dla Pana wcale.

Składaj Pan swego serca u nóg jej ofiarę,

Ja bardzom rada widzieć tak dobraną parę.....:

Scena VII.

CELIMENA, HALINA, ALCEST, FILINT.

ALCEST.

Jam więc, mimo to wszystko, milczał do tej chwili,

] pozwolił by wszyscy przedemną mówili?

Mógłżem dosyć nad sobą w mym gniewie panować?

Mogęż teraz... ?

CELIMENA.

Tak, możesz, możesz piorunować:

Wymawiaj mi, masz prawo: żal się sprawiedliwie,

Wyrzucaj mi co zechcesz, ja się nie przeciwię

Jesieni winna, wyznaję; nic nie mam za sobą,

Nie chcę się zawstydzona tłumaczyć przed tobą.

O tamtych odgrażanie ani gniew nie stoję:

Względem ciebie znam sama przewinienie moje.

Gniew twój słuszny; ja sama wchodząc w moję duszę,

Wiem jak bardzo w twych oczach występną być muszę!.

Wszystko cię o obłudzie mojej przekonywa.

Nienawidź mnie, masz prawo; gardź mną.

ALCEST

Nieszczęśliwa!

Jestemże cię obłudna, nienawidzieć w stanie?

Mogęż w sobie to silne przytłumić kochanie?

Gdybym Cię chciał odrzucić w zemsty niej zapędzie,

Czyliż mi się to serce powodować będzie?

(do Haliny i Filinta).

Widzicie jaka czułość miękczy duszę moję,

Świadkami mój słabości jesteście oboje.

Lecz to jeszcze nie wszystko; wkrótce zobaczycie

Że ją w najżywszych ogniach wyleję obficie;

Że niesłusznie świat imie mądrości wyrzeka,

I że we wszystkich sercach zawsze znać człowieka.

(do Celimeny).

Tak, niewdzięczna; ja twoich przewinień zapomnę,

Usprawiedliwię serce płoche, wiarołomne,

I okryję słabości cieniem jego zdrady,

Do których młodość twoję ciągną wieku wady,

Byłeś się tu zgodziła na mój zamiar stały

Opuścić i porzucić ludzki rodzaj cały;

I w ustroń, gdzie żyć wiecznie dałem sobie słowo,

Abyś ze mną niezwłocznie pójść była gotową.

Tam jedynie we wszystkich tych umysłach mściwych

Będziesz mogła naprawić złość twych pism zjadliwych;

Tam zapomniawszy sprawy którą tu widziałem,

Będzie mi jeszcze wolno kochać Cię z zapałem.

CELIMENA.

Jażbym się przed starością miała wyrzec świata,

I w twój dzikiej pustyni zagrzebać swe lala?

ALCEST.

Jeśli się miłość twoja z moją zechce zgodzić,

Reszta całego świata cóż cię ma obchodzić?,

Czyż nie będzie szczęśliwą wspólna dola nasza?

CELIMENA.

Dwudziestoletnią duszę samotność zastrasza;

Moja nie jest tak mocna, nie jest tak wytrwała,

By na podobny zamiar odważyć się śmiała.

Jeśli dar mojej ręki uwieńczy twe śluby,

Będę się mogła skłonić na ten węzeł luby.,..

ALCEST.

Nie! już się tobą brzydzę! wyrzekam się stale!

To jedno odmówienie przeważyło szalę.

Skoro w związkach łączących dusze nasze obie

Nie chcesz mieć wszystko we mnie jak ja wszystko w tobie,

Odrzucam cię; twa wzgarda płocha i dotkliwa

Na zawsze mnie, na zawsze, z twych więzów wyrywa...

Scena VIII.

HALINA, ALCEST, FILINT.

ALCEST

(do Haliny).

Pani; boską twą piękność zdobią cnót tysiące;

Masz serce niezepsutę i szczerością tchnące;

Szacuję cię od chwili kiedy cię poznałem;

Lecz pozwól mi z tym samym wielbić cię zapałem;

I przebacz że to serce srogie cierpiąc męki,

Nie śmie się poddać chlubie żądania twej ręki.

Czuję żem jej niegodny, i widzę zdumiały

Ze nieba do tych związków stworzyć mnie nie chciały.

Wzgarda tej co nie może porównać się z Panią,

Byłaby zbyt poziomą dla cnót twoich danią.

I jeżeli

HALINA.

Nikt Panu myśli lej nie wzbrania;

Ręka moja nie trudna jest do otrzymania.

Mógłby przyjaciel Pana przyjąć ją z ochotą,

Gdybym w lej nawet chwili prosiła go o to.

FILINT.

Ach! do tego zaszczytu dążą moje chęci,

Dla ciebie krew i życie serce me poświęci,

ALCEST.

Obyście w tych uczuciach, serce to wam życzy,

Mogli wiecznie prawdziwych kosztować słodyczy!

Ja z wszystkich stron szarpany, zdradzany niegodnie,

Wyrwę się z tej otchłani gdzie panują zbrodnie;

Będę szukał dalekiej na ziemi ustroni,

Gdzie człowiekiem honoru nikt być nie zabroni.

(odchodzi).

FILINT

(do Haliny).

My Pani wszelkich sprężyn użyjmy w tej mierze,

By przerwać śmieszny zamiar jaki przedsiębierze.

KONIEC MIZANTROPA.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Molier Mizantrop, WOT
Molier Mizantrop 2
Molière (Molier) Mizantrop
Moliere Mizantrop Streszczenie
Molière (Molier) Mizantrop
molier suvamp39
MOLIER ŚWIĘTOSZEK, Język polski - opracowanie epok, pojęć i lektur
Molier, Świętoszek
Moliere Świętoszek
Moliere Natręty
Moliere Skąpiec
moliere skapiec 7xc7mbarsk4udbw3q7rvob4
Moliere Trzpiot
Moliere Szkoła mężów
Molier Świętoszek
Moliere Improwizacja w Wersalu

więcej podobnych podstron