Moliere Szkoła mężów


Moliere

SZKOŁA MĘŻÓW

OSOBY.

GORGONI, Brat Józefata opiekun Izabelli.

JÓZEFAT, brat Gorgoniego, opiekun Eleonory.

IZABELLA, ELEONORA, siostry

WALERY, kochanek Izabelli.

LIZETA, powiernica Eleonory.

JACEK, służący Walerego.

KOMMISARZ.

PISARZ.

LOKAJ.

Scena w Warszawie, na miejscu publicznem.

SZKOŁA MĘŻÓW.

AKT PIERWSZY.

Scena I.

GORGONI, JÓZEFAT.

GORGONI.

Nie sprzeczajmy się bracie, dość lego gdyrania,

Niechaj każdy z nas żyje podług swego zdania;

A chociaż wy odemnie panie Józefacie

Więcej lat i rozumu, jako starszy, macie,

Ja wam jednak powiadam, co miejcie w pamięci,

Że brać od was nauki wcale me mara chęci;

Fantazya mi lepsza niż porady czyje,

I bardzo mi tak dobrze jak ja sobie żyję.

JÓZEFAT.

Ale wszyscy to ganią.

GORGONI

Tacy jak wy mędrce,

Mój braciszku.

JÓZEFAT.

Dziękuję; komplement naprędce.

GORGONI

Chciałbym wiedzieć, bo wszystko zgłębić mam w tej chwili,

Co ci piękni krytycy we mnie upatrzyli.

JÓZEFAT.

Ten twój humor, dziwactwa, obojętność dzika

Co wszelkich społeczeństwa słodyczy unika,

Twe postępki któremi różnisz się od ludzi,

A nawet sam twój ubior śmiech powszechny budzi.

GORGONI.

To jak widzę, do mody muszę się stosować?

Ale już mi się nie czas dziś elegantować!

Chcieliżbyście, przez swoję rozumną gawędę

Mój panie bracie starszy, (gdyż taić nie będę,

Że więcej chwała Bogu latek niż ja, macie,

O czem niewarto gadać: ) chcieliżbyście bracie

Zrobić mnie fanfaronem, salonowym zuchem,

I dzisiejszych fircyków napoić mnie duchem?

Abym do tych wysokich wziął się kapeluszów,

Co to zakryć nie mogą i połowy uszów?

Do tych czubów, któremi głowa rozpaltana

Wydaje się Mospanie gdyby fura siana?

Abym nosił te ciasne burnosy, tużurki,

W których młodzi panicze skaczą jak wiewiórki?

Owe długie kołnierze z wyciętemi kąty,

Co to wokoło szyi wiszą juk chomąty?

Owe szale, co modnie wiją się pod nosem,

Co to czasem u stołu napoją się sosem?

Otwarte kamizelki, szmizelki, mankietki,

W których się ciągle kręcą żywe marionetki?

Jabym się wam podobał w tak cudackim stroju,

Bo i wy się nosicie podług tegoż kroju.

JÓZEFAT

Za większą bracie liczbą idźmy w każdym czasie,

I oczów jak na cudo, nie ściągajmy na się.

We wszystkiem zbytek szkodzi: a człowiek rozsądny

Jak w mowie, tak w ubiorze, zawsze jest porządny;

Dziwacznie na wygodną nowość nie powstaje,

I bez szału, powzięte przyjmuje zwyczaje.

Nie mówię ja, broń Boże, aby iść tych torem,

Którzy są wykwintności i przesady wzorem,

I pełni próżnej dumy, nie bardzo są radzi

Jeśli ich kto przypadkiem w tych zbytkach przesadzi;

Ale to jest śmiesznością, wierzajmi Gorgoni,

Kto od zwyczajów wieku uporczywie stroni;

Lepiej zatem, bądź pewny, wziąść głupiego postać,

Niż mędrca, a jednemu przeciw wszystkim zostać.

GORGONI.

Takim sposobem starzec popiera swą stronę

Kryjąc czarną peruką włosy uśnieżone.

JÓZEFAT.

Daj pokój; śmiesznym jesteś mój bracie człowiekiem,

Że ganisz strój mój, humor, wyjeżdżasz z mym wiekiem;

Jak gdyby nie powinna, zamknąwszy się w sobie,

Starość, myśleć o niczem, jak tylko o grobie!

A że czerstwość i żywość służyć jej nie mogą,

Nie ma się już zachować rześko i chędogo?

GORGONI.

Cóżkolwiekbadź, ja nie chcę żadnego mieć wzoru,

Bo nigdy nie porzucę mojego ubioru.

U mnie grunt, na złość modzie, czapka dość niemała,

W którejby moja głowa całkiem się schowała,

Surdut długi, obszerny, jak każe porządek,

Aby dobrze mógł trawić ogrzany żołądek,

O dwóch dobrych kieszeniach kamizelka długa,

Jedna na tabakierkę, na zegarek druga;

Strój len służył mym przodkom, dziś mnie właśnie służy,

A kto mnie tak nie lubi, niech oczy zamruży.

Scena II

ELEONORA, IZABELLA, LIZETA, GORGONI, JÓZEFAT (na przodzie teatru niewidziani od tamtych).

ELEONORA (do Izabelli).

Gdyby krzyczał, za ciebie stanąć będę zdolną.

LIZETA.

Zawszeż siedzieć jak w turmie, ani wyjść nie wolno?

IZABELLA.

Ach, cóz na to poradzisz!

ELEONORA.

Żal mi ciebie siostro.

LIZETA (do Eleonory).

Brat jego nie tak z Panią postępuje ostro;

Szczęśliwszaś, los dla ciebie nie był tak surowy,

Boś jest w ręku człowieka co ma rozum zdrowy.

IZABELLA.

To właśnie cud, że na klucz nie zamknął mnie w domu,

Lub nie kazał iść z sobą.

Śmiech powiedzieć komu!

GORGONI (postrzegłszy je).

Aha, moje panienki! dokądże idziecie?

ELEONORA.

Chciałyśmy Panie przejść się cokolwiek po świecie;

Właśniem o to prosiła mojej siostry. Ale...

GORGONI.

Asanna sobie ruszaj, nie zabraniam wcale,

(pokazując na Lizetkę).

Oto jesteście razem, biegać wolność macie.

(do Izabelli).

A Asanna siedź w domu.

JÓZEFAT.

Pozwólże im bracie,

Niech się przejdą.

GORGONI

Najniższy.

JOZEFAT.

Ale młodość żywa...

GORGONI.

Młodość płocha, a starość czasem płochszą bywa.

JÓZEFAT.

Zleż jej z Eleonorą? coż się złego stanie?

GORGONI.

Lecz ze mną jeszcze lepiej, wybaczcie Mosanie.

Powinienem mieć baczność na wszystkie jej kroki,

Bo mną wielkie mój bracie kierują widoki.

JÓZEFAT.

Mojeż jakie widoki? z tymże niepokojem...

GORGONI.

Co mi tam! dajcież pokój, każdy swoim krojem.

One są bez rodziców, ojciec ich, przy grobie,

Naszej czujnej opiece polecił je obie,

Prosząc byśmy się z niemi albo pożenili,

Lub byśmy podług woli niemi zarządzili;

Dał nam ojców i mężów absolutną władzę

Stąd, wy tę prowadzicie, a ja tę prowadzę;

Podług swych widzimi się wy jedną władacie,

Niechże ja władam drugą, proszę, ja was bracie.

JÓZEFAT.

Lecz ja sądzę....

GORGONI.

Ja sądzę, powiadam wam szczerze,

Że moje bardzo dobre mniemanie w tej mierze.

Wy lubicie, by wasza zawsze się stroiła,

Dobrze: by za nią panna służąca chodziła,

Zgoda; by do niej chłopcy szli na zalecanki,

By lubiła próżniactwo, zabawki, cacanki,

O ślicznie!.. lecz niech moja nigdzie się nie wije,

Niech moją a nie swoją fantazyą żyje;

Niech sobie ma sukienki perkalowe czyste,

I tylko się ubiera w święto uroczyste,

Niech jak panna rozsądna w zakącie ukryta

Bawi się gospodarstwem, romansów nie czyta,

Niech się zatrudnia domem, i niech w wolnym czasie,

Szyje, robi pończochy, bo to dla niej zda się,

Niechaj nigdzie bez straży z domu nie wychodzi,

I nic tego nie słucha co jej prawią młodzi.

Bo to dziewczyna młoda, pośliznąć się może,

A ja gachów nie lubię, uchowaj mnie Boże:

A jeśli na swe szczęście żoną moją będzie,

Wtedy ja odpowiadani za nią w każdym względzie.

IZABELLA.

Zdaje się, że niesłusznie...

GORGONI.

Ale to daremnie!

Asanna nie powinnaś wychodzić bezemnie.

ELEONORA

Coż to Panie...?

GORGONI

Mój Boże! ja nie gadam z Panią,

Boś jest nadto rozumna; nic obstawaj za nią.

ELEONORA.

Nie wolnoż jej ze swemi wyjść towarzyszkami?

GORGONI.

Nie, ho wy ją psujecie, mówiąc między nami,

I wasze tu gościny nie cieszą mnie wcale:

Jeśli ich zaniechacie, bardzo was pochwalę.

ELEONORA.

Chce Pan by mu się także serce me odkryło?

Nie wiem czy jej to wszystko miło czy niemiło,

Lecz wiem że straż tak ścisła sprzykrzy się dziewczynie:

chociaż krew ta sama w żyłach naszych płynie,

Nie uznam jej za siostrę, wyznać Panu muszę,

Jeśli takie postępki zniewolą jej duszę.

LIZETA.

To zgroza! nie tak czyni człowiek przyzwoity,

Czy Pan myślisz jak Turcy, zamykać kobiety?

Bo mówią, że w niewoli mają nas zawzięci,

I że za to od Boga wiecznie są przeklęci.

Często honor słabieje w mężatce lub pannie,

Jeśli ich kto jak Argus strzeże nieustannie:

Sądzi Pan że te środki przedsiębrane z trwogą

Myślom naszym i chęciom przeszkodą być mogą,

I że nie potrafimy, wciąż cierpiąc niewolę,

Najprzezorniejszych stróżów wyprowadzić w pole?

Dudki tylko nad nami chcąc tę moc rozszerzyć;

Najlepiej jest, na słowo nam samym zawierzyć.

Honor nasz sam się strzeże jeśli warty niema;

Bardzo źle na tem wyjdzie kto nas w więzach trzyma

Gdyż ciągle nas pilnując, czego znieść nie mogę

Temsamem do występku wskazuje nam drogę.

Gdyby mąż mój podobnie postępował zemną,

Chciałabym, by w nim trwoga niebyła daremną.

GORGONI (do Józefata).

Patrz, piękny preceptorze, to nauka wasza:

Możecież tego słuchać? toż was nie zastrasza?

JÓZEFAT.

Siniej się z tego mój bracie.

GORGONI.

Na to, niema zgody.

JÓZEFAT.

Ona wiem co powiada, słuszne ma powody.

Płeć ta lubi wolności cokolwiek używac,

Źle, kto z taką srogością żąda ją wstrzymywać,

Bo straż, kraty, zapory, nieufność, zgryzoty,

Ani żon ani córek nie stanowią cnoty,

I nie oko to nasze, nie ścisła ostrożność,

Lecz honor niech najmniejszą potępia ich zdrożność.

Szczerze ci więc powiadam, że nie wielkie dziwo,

Widzieć kiedy kobietę z przymusu cnotliwą;

Próżno chcemy panować, i chęci ich tłumie,

Najlepiej jest jak sądzę, serce zyskać umieć.

Honor mój, niech wszelkiemi strzegę się sposoby,

Nie byłby wcale pewnym w ręku tej osoby,

Któraby wśród silnego żądz swych uniesienia,

Czekała tylko pory do ich nasycenia.

GORGONI.

Bajki.

JÓZEFAT.

Dobrze: lecz każdy w tem się ze mną zgodzi,

Że śmiejąc się naukę trzeba dawać młodzi,

Z łagodnością jej wady ganić lub poprawiać,

I nie jako straszydło, cnotę im wystawiać.

Ja tak z Eleonorą postępuję co dnia;

Mała, niewinna wolność, nie jest u mnie zbrodnia,

Nigdym jej młodych chęci srogo nie tamował,

I tegom, Bogu dzięki, dotąd nie żałował

Bom jej kiedy żądała, nie zabraniał wcale,

Widzieć i towarzystwa, i teatr, i bale,

Gdyż, ten, jak mi się zdaje, jedyny jest sposób

Do kształcenia umysłów w młodym wieku osób:

I ta dla młodych szkoła, śmiem upewnić brata,

Więcej uczy niż książka, znajomości świata.

Ona się lubi ubrać, lubi strojnie chodzić,

Czegoż chcesz? ja się staram chęciom jej dogodzić;

Tych uciech przy majątku trwającym statecznie,

Można młodym dziewczętom pozwolić bezpiecznie.

Ja, z woli jej rodzica żenić się z nią mogę,

Nie chcę jednak do szczęścia zagradzać jej drogę;

Wiem to że nasze lata różnią się niemało,

Więc jej w wyborze rnęża wolność daję całą.

Jeśli zaś sto tysięcy dochodu co roku,

Ciągłe moje sprzyjanie, czułość w każdym kroku,

Mogą nierówność wieku nagrodzić, jej zdaniem,

Oboje świętym węzłem złączeni zostaniem:

Jeśli nie, niech wybiera, ma młodzieży siła.

Może ona bezemnie szczęśliwsząby była;

Wolałbym ją z kim innym, widzieć w szczęśnej doli,

Niż gdyby poszła za mnie przeciwko swej woli.

GORGONI.

A jakiż on słodziutki! jakie w mowie wdzięki!

JÓZEFAT.

To mój humor, za który składam Bogu dzięki.

Nie trzymam się tych maxym zatrutych goryczą,

Których skutkiem, że dzieci dni rodziców liczą.

GORGONI.

Kto nawykł do wolności, ten, ja się założę,

Nie łatwo się na przyszłość ustatkować może:

I wy się w swych zasadach bardzo pomylicie,

Jak będziecie musieli odmienić jej życie.

JÓZEFAT.

Na cóż mam je odmieniać?

GORGONI.

Nie wiem; lecz obaczym.

JÓZEFAT.

Może honor, jak myślisz, będzie cierpiał na czym?

GORGONI.

I wyż jej pozwolicie jak wam będzie żoną,

Aby była jak dzisiaj wolną, rozpuszczoną?

JÓZEFAT.

Czemuż nie?

GORGONI.

By nosiła jak inne tu żonki

Modne elegancye, pióra i korónki?

JÓZEFAT.

Zapewne.

GORGONI.

By latała w szalonym zapale

Na różne zbiegowiska, reduty i bale?

JÓZEFAT.

Tak jest.

GORGONI.

I do was chłopców biegać będą tłumy?

JÓZEFAT.

Cóż złego?

GORGONI.

Na zabawy, swawole, i szumy?

JÓZEFAT.

A tak.

GORGONI.

I wasza żonka bawić będzie z nimi?

JÓZEFAT.

Zapewne.

GORGONI.

I wy na to będziecie głuchymi,

Jak zaczną w waszym domu buszować bez miary?

JÓZEFAT.

Cóż to szkodzi?

GORGONI.

Et, idźcie, bo z was dudek stary.

(do Izabelli).

Idź do domu, nie słuchaj co prawi szalony.

Scena III

GORGONI, JÓZEFAT, ELEONORA, LIZETA.

JÓZEFAT.

Ja się spuszczę zupełnie na wiarę mej żony,

I najmniejszej w mem życiu zmiany się nie boję.

GORGONI.

Będęż rad, jeśli gachów otoczą go roje!

JÓZEFAT (z uśmiechem).

Nie wiem, czy mnie los czeka pomyślny, czy srogi:

Lecz jeśli żona ciebie nie ustroi w rogi,

Zdziwią mnie od tych ozdób wolne twoje skronie,

Bo wszelkiemi siłami starasz się dziś o nie.

GORGONI.

O, żartujcie, żartujcie: jak się to podoba

Kiedy pięćdziesiątletnia żartuje osoba!

ELEONORA (do Gorgoniego).

O przyszłą jego dolę nie troszcz się mój Panie,

Jeśli ze mną małżeństwem złączony zostanie,

Lecz za siebie zaręczyć nie mogłabym w niczym,

Gdyby z Panem, los węzłem sprzągł mnie niewolniczym.

LIZETA.

Bezpieczny kto nam wierzy, to krótka nauka:

Ale podobny Panu, ciężko się oszuka..

GORGONI.

Idź świegotko z rozumem swej przemądrej główki.

JÓZEFAT.

Sameś bracie na siebie ściągnął te przymówki.

Bądź zdrów. Niech się złagodzi surowość twa dzika;

Wiedz że źle na tem wyjdzie, kto żonę zamyka.

Sługa twój.

GORGONI.

Idźcie z Bogiem; bo coś wam się stało.

Scena IV.

GORGONI (sam).

Otóż, jak jedno w drugie dobrze się udało!

Co to za piękna zgrajka! próżniak starowina

Który dziś w wątłem ciele gacha grać zaczyna.

Panienka kokietnica, sama pani w domu,

Sługi łotry bezwstydne, śmiech powiedzieć komu.

Nie, nie; najmędrszy człowiek chcąc ten dóm poprawić,

Musiałby się rozumu i głowy pozbawić:

Izabella mogłaby wśród takiego grona

Stracić powzięte u mnie honoru nasiona;

Chcąc więc temu zapobiedz, wywiozę ją z miasta,

Niech na wsi z kurczętami bawi się, i basta.

Scena V

GORGONI, WALERY, JACEK.

WALERY (w głębi teatru niewidziany od Gorgoniego).

Jacku, to on: gdybyśmy zajść go jak umieli!

To opiekun, to Argus drogiej Izabelli!

GORGONI (sądząc że sam).

A to strach! strach! ja nie wiem; głowy mi nie staje,

Jak to się coraz, coraz psują obyczaje.

WALERY.

Chciałbym go tu przywitać,

GORGONI (sądząc że sam).

Wszystko się zmieniło.

Teraz wszystko inaczej. Dawniej to aż miło,

Kwitnęły obyczaje tak... jak.. róże kwitną;

Na nich to zakładano cnotę starożytną;

Dziś młodź wolna, rozpustna, i świat przewrócony.

(Walery kłania się zdaleka Gorgoniemu).

WALERY.

Coż on ślepy jak widzę, na moje ukłony.

JACEK.

Wszak on ma w samej rzeczy ślepe prawe oko:

Przejdźmy w lewą, i oba skłońmy się głęboko.

(Przechodzą oba cicho na drugą stronę).

GORGONI (myśląc że sam).

O! ja miasta nie lubię; u mnie wieś, zacisze...

WALERY (podchodząc ku Gorgoniemu).

Trzeba mi się przybliżyć.

GORGONI (słysząc szelest).

He? kogoż tu słyszę.

(nie słysząc nic).

We wsi to spokojności nic mi nie naruszy,

Tam wolne od tej wrzawy i oczy i uszy.

JACEK (do Walerego cicho).

Niech Pan śmiało: do czegoż tyle ceremonji!

WALERY.

Czekajże.

GORGONI (słysząc znowu szmer).

Ktoż tam przecie?

(nie słysząc nic).

To mi w uszach dzwoni.

Tam to młode panienki przystojnie i skromnie

Na pożytecznych rzeczach...

(postrzegłszy Walerego który mu się kłania).

Co to? czy to do mnie?

(nie zważając na Walerego).

Na umizgach żadnego nie widać tam gacha...

(postrzegłszy Walerego kłaniającego mu się znowu).

Coż to znowu?

(obraca się, i widzi Jacka który mu się kłania z drugiej strony).

I ten mi kapeluszem macha.

WALERY (zbliżywszy się do Gorgoniego)

Może Panu przerywam?

GORGONI.

Może. Cóż Jegomość... ?.

WALERY.

Zaszczyt niepospolity mieć z Panem znajomość

Takiem dla mnie jest szczęściem, żem zręczność tę chwytał,

I nie mogłem wytrzymać bym go nie przywitał.

GORGONI.

Najniższy.

WALERY.

Pan przebaczy jeżelim za śmiały:

Lecz na jego usługi poświęcam się cały.

GORGONI.

to dobrze.

WALERY.

Pan tu jesteś dla wszystkich przykładem.

Mam przyjemność i zaszczyt być jego sąsiadem.

GORGONI.

Bardzo dobrze.

W istocie, każdy mi zazdrości.

Czy Pan ma polityczne jakie wiadomości?

GORGONI.

A coż mi tam... ?

WALERY.

Gazety dobrze mieć w zapasie,

Nowości są ciekawe w teraźniejszym czasie.

Będzie Pan widział przepych z jakim przed dwunastą

Dziś w nocy oświecone będzie całe miasto?

GORGONI.

Jak zechcę.

Prawda Panie, że nasza Warszawa

Obok stolic najpierwszych co do zabaw stawa?

A we wsi same nudy; wieś niczem nie łechce.

Czemże się Pan zatrudnia?

GORGONI.

Tem, czem mi się zechce.

WALERY.

Umysł pragnie spoczynku, i czasem upada,

Jeżeli go spraw ważnych obarcza gromada.

A naprzykład, wieczorna jak nastąpi doba,

Co robi Pan Dobrodziej?

GORGONI.

Co mi się podoba.

WALERY.

Bardzo dobrze Pan mówi, na to ani słowa.

Ta odpowiedź myśl bardzo naturalną chowa,

Że czego Pan nie lubi, tem się też nie bawi,

Jeżeli mu to jakiej przykrości nie sprawi,

Jeśliś nie zatrudniony, pragnąłbym najszczerzej

Panu Dobrodziejowi służyć po wieczerzy.

GORGONI.

Najniższy.

Scena VI.

WALERY, JACEK.

WALERY.

Coż ty mówisz o tej śmiesznej dudzie?

JACEK.

I wita się, i żegna, inaczej jak ludzie.

WALERY.

Zły jestem.

JACEK.

Czego?

WALERY.

Czego? zły jestem bez miary,

Widząc tę którą kocham, w ręku tej poczwary,

Co swojem okrucieństwem trzyma ją w niewoli,

I nigdzie na krok z domu wyjść jej nie pozwoli.

JACEK.

To tem lepiej dla Pana, to się nie ile dzieje,

Na tem można największe zakładać nadzieje.

Dla spokojności duszy niechaj Pan pamięta,

Ze panienka więziona jest na pół ujęta,

I ze ojców lub mężów dozor w domu ścisły

Sam do skutku prowadzi kochanków zamysły.

Ja się rzadko zalecam, to mój talent mały,

Żadnego umizgalstwa nieba mi nie dały,

Lecz służyłem u panów których i nie zliczę,

Co zawsze na podobne czatują zdobycze,

I w swojej się miłości mają za szczęśliwych,

Gdy natrafią na mężów cierpkich i gdyrliwych,

Co postępki żon swoich czujnem śledząc okiem,

Trwożą się za ich każdem ruszeniem i krokiem,

I dumnie używając mężowskiej powagi

Czynią w oczach kochanków swym żonom zniewagi.

Ale ci kochankowie korzystać stąd mogą: .

Żona, z którą mąż dziki obchodzi się srogo,

Sprzykrzywszy jego jarzmo i ciągłą niedolę,

Sama go pomaleńku wyprowadzi w pole.

Zgoła, na moje słowo, niech się Pan weseli,

Że takim jest opiekun Panny Izabelli.

WALERY.

Lecz od kilku miesięcy jak kocham z zapałem,

Jeszcze jej mych serdecznych uczuć nie wyznałem.

JACEK.

Młodość nadaje przemysł, Pan go nie posiada:

I gdybym ja był Panem....

WALERY.

Jakaż twoja rada?

Cożbyś ty mógł dokazać, kiedy, o mój Boże!

Ona bez tego smoka nigdzie wyjść nie może?

Kiedy niema sług żadnych, którychbym w potrzebie

Prośbami i pieniędzmi przyciągnął do siebie?

JACEK.

Więc ona jeszcze nie wie o Pańskiej miłości?

WALERY.

W strasznej jeszcze w tym względzie jestem niepewności.

Wszędzie, gdzie tyran wodził tę duszy mej panią,

Zawsze jako cień lekki migałem się za nią.

Moje oczy jej oczom zawsze się starały.

Miłosne serca tego tłumaczyć zapały;

Ale kto mnie zapewni? mogęż myśleć śmiało,

Że jej serce ten niemy język zrozumiało.

JACEK.

Ten język czasem ciemny, nech mi Pan wybacza,

Jeśli pióra lub głosu niema za tłumacza.

WALERY.

Coż pocznę? czem wątpliwość w duszy zaspokoję,

I dowiem się czy luba zna już miłość moję?

Naucz mnie, jakim tego dokazać obrotem.

JACEK.

W domu Panie najlepiej radzić można o tem.

Koniec Aktu pierwszego.

AKT DRUGI.

Scena I.

IZABELLA, GORGONI.

GORGONI.

No, no; idź do pokoju; z twego opisania.

Znam gagatka, i trafię do jego mieszkania.

IZABELLA (na stronie).

Rzućcie na mnie, o nieba! spójrzeniem litości,

Sprzyjajcie podstępowi niewinnej miłości!

GORGONI.

On się zowie Walery, jak ci powiedziano?

IZABELLA.

Tak jest.

GORGONI.

No no; twe chęci spełnione zostaną.

Ja temu paniczowi wnet wytnę perorę.

IZABELLA (odchodząc).

Jak na pannę rzecz bardzo śmiałą przedsiębiorę.

Ale ciężka niewola co rozpacz mą budzi,

Zdoła usprawiedliwić krok ten w oczach ludzi.

Scena II.

GORGONI, WALERY, JACEK.

GORGONI (sam).

Oj niedarmo, jak widzę, z twarzą tak przyjemną

Ptaszek się ten przywitał i rozmawiał zemną!

Ale mnie jakotako nie wywiedzie w pole.

(spotknąwszy się na Jacka który nadchodzi nagle),

A bodajeś kark złamał ty wielki bajwole!

Mało mnie z nóg nie zwalił: idź precz do szatana!

(Walery podbiega ku niemu).

A! ja Asana szukam.

WALERY

Kogo? mnie ?

GORGONI.

Asana.

Czyż to Asan Walery ?

WALERY.

Ja Panie łaskawy.

GORGONI.

Mam ja tu do Asana kawałeczek sprawy.

WALERY.

Mogęż być tak szczęśliwym, bym mu w tej godzinie

Służył...

GORGONI.

Nie; ja Asami przysługę uczynię:

I to mnie do Asana sprowadza.

WALERY.

Prawdziwie?

GORGONY.

Asan się temu dziwisz ?

WALERY.

I bardzo się dziwię:

Ten zaszczyt sprawia takie mej duszy roskosze..

GORGONI.

Och, porzućmy ten zaszczyt, ja Asana proszę.

WALERY.

Może Pan do pokoju, albo tu, do sali...

GORGONI.

Nie trzeba.

WALERY.

Co mam łaski!

GORGONI.

Tu będziemy siali.

WALERY.

Ja inaczej nie słucham.

GORGONI.

A ja stąd nie ruszę.

WALERY.

Ha, jeśli Pan lak żąda, ja się poddać muszę.

Jacku, przynieś tu krzesło.

GORGONI.

Stojąc będę gadał.

WALERY.

Mogęź znieść obojętnie abyś Pan nie siadał?

GORGONI.

Mój Boże! jakże Asan jesteś naprzykrzony!

WALERY.

To nieobyczajnością byłoby z mej strony.

GORGONI.

A toż jest obyczajność, kto ludzi nie słucha?

WALERY.

Wstydzi mnie Pan Dobrodziej; więc nadstawiam ucha.

GORGONI.

Tego mi właśnie trzeba. Więc zaczynam mowę.....

WALERY.

O! niechże Pan przynajmniej raczy nakryć głowę.

(czynią wiele grzeczności względem nakrycia głowy).

GORCOM.

Czyż się wodzić lak będziem aż do jutra rana?

Na co te ceregiele, proszę ja Asana?

Będziesz mnie Asan słuchał?.

WALERY.

Będę na żądanie.

GORGONI.

No, to słuchajże Asan. Wiesz Asan Mospanie,

Ze tu ja opiekunom jestem Bogu dzięki

Niejakiej Izabelli, niczego panienki,

Co tu mieszka? (pokazuje na swój dóm).

Dobrze. Wieszże Asan o tem,

Ze ona będąc starań i trosk mych przedmiotem,

Stała się sercu memu lubą i przyjemną,

I że ją ślub małżeński połączyć ma zemną?

WALERY.

Nie wiem.

GORGONI.

Więc ja Asanu powiadam tu krótko,

Abyś do niej przygasił miłość swą cichutką;

Bo już jest przeznaczoną do mego kobierca.

WALERY.

Kto? ja?

GORGONI.

Uderz się w piersi, i złóż pychę z serca.

WALERY.

Któż to Panu powiedział? niech mnie Pan przekona.

GORGONI.

Osoba godna wiary. Ona.

WALERY.

Ona ?

GORGONI.

Ona.

Jako Panna uczciwa, skromna i nie płocha,

Która mnie od dzieciństwa najserdeczniej kocha,

Wydala mi, że Asan ścigasz ją tajemnie;

I teraz uwiadamia Asana przezemnie,

Że jej serce tem wszystkiem zrażone niemało,

Dobrze Asańskich oczów język zrozumiało;

Że jej skryte Asanskie znane są żądania,

I że Asan daremne podnosisz starania,

Chcąc jej wynurzać miłość na migi lub słowa,

Z krzywdą czystej przyjaźni którą dla mnie chowa.

WALERY.

I onaż to kazała.. ?... ledwo temu wierzę.

GORGONI.

Tak jest. Ona Asana uwiadamia szczerze,

Że poznawszy Asana te miłosne znoje,

Dawnoby już Asanu myśl odkryła moję,

Gdyby miotana smutkiem, i gniewem, i trwogą,

Do takiego poselstwa użyć mogła kogo.

Aż nakoniec i boleść i przymus niemiły,

Do użycia ust moich serce jej skłoniły,

Byś Asan o tem wiedział, że cnotą przejęte

Jej serce dla każdego oprócz mnie, zamknięte,

I że darmo oczkami strzelasz Dobrodzieju:

Jeżeli zaś cokolwiek w głowie masz oleju,

Przestałbyś z tak gorącym sznurkować zapałem.

Adje do widzenia się: to powiedzieć miałem.

WALERY (cicho do Jacka).

Jak ci się ta przygoda zdaje niespodziana?

GORGONI (na stronie).

Alem go z mańki zażył!

JACEK (cicho).

Ja zapewniam Pana

Żeś jest od niej kochanym. Pewna jest nadzieja.

Chodźmy.

WALERY.

Całuję nużki Pana Dobrodzieja.

GORGONI.

Kłaniam.

Scena III.

GORGONI (sam).

Jakże się mieszał, kiedym mu to śpiewał!

Zapewne się takiego ćwieka nie spodziewał.

Powiem to Izabelli: ona dziś wysoce

Dobrego wychowania wskazuje owoce;

Tak pewnym drogą cnoty postępuje krokiem,

Że się nawet mężczyzny oburza widokiem.

Scena IV

IZABELLA, GORGONI

IZABELLA (cicho, wychodząc z domu).

Boję się, aby pełen miłości mój drogi,

Nie zrozumiał prawdziwej myśli mej przestrogi;

Lecz ja w twardej niewoli co jest dla mnie grobem.

Muszę się z nim jaśniejszym rozmówić sposobem.

GORGONI (ujrzawszy ją).

Jużem wrócił.

IZABELLA.

Coż przecie?

GORGONI.

Wybornie się stało,

Skonfundowałem tego panicza niemało.

Wprzód mi się nie chciał przyznać że się kocha w tobie:

Ale gdym mu powiedział w łagodnym sposobie

Żeś mnie sama przysłała, wpadł jak w obłąkanie

I ja myślę, że swoje porzuci kochanie.

IZABELLA.

Co za myśl! ja się lękam przeciwnego skutku;

On mi więcej gotuje kłopotów i smutku.

GORGONI.

Czegóż ty się masz lękać? on swe myśli zmieni.

IZABELLA.

Ledwieś wyszedł z pokoju, byłeś jeszcze w sieni,

Siadłszy w oknie, widziałam, jak ulicą do mnie

Młody jeden Jegomość przybliżył się skromnie.

Zdziwiłam się, i wstydem zostałam przejęta,

Jak mi oddał dobrydzień od tego natręta,

I przez okno, z zuchwalstwem rzucił oczywistem

Jakiś kawałek drewna z przywiązanym listem.

Chciałam mu to na odwrót, rzucić z kamienicy,

Lecz on już był się oparł na końcu ulicy.

A tak me serce w smutku i zmartwieniu całe!

GORGONI.

Patrzaj go, co za figle! co za czoło śmiałe!

IZABELLA.

Chcąc więc postępków swoich ochronić niewinność,

Wnet mu ten list odesłać każe mi powinność.

Chciałabym zatem kogo... gdyż ja nie śmiem Pana...

GORGONI.

I owszem, moja lubko, moja ty kochana:

Aże tak postępujesz mądrze i rozumnie,

Tym większy dajesz dowód swej miłości ku mnie.

Z radością w tej ci ważnej usłużę potrzebie.

IZABELLA (dając mu list).

Więc ja....

GORGONI.

Dobrze. Obaczmyż co pisze do ciebie.

IZABELLA.

O! nie; niech Pan nie czyta.

GORGONI.

Czemu ?

IZABELLA.

W tem rzecz cała,

Aby on nie mógł myśleć żem ja go czytała.

Panna czująca honor, w postępkach niewinna,

Żadnych listów od mężczyzn czytać nie powinna;

Sama nawet ciekawość w ruszeniu pieczęci

Mogłaby o tajemne posądzić mnie chęci.

A tak chcę, aby list ten zapieczętowany

Nietknięty ręką moją, wnet mu był oddany;

Niech tym mocniej uczuje że jego krok hardy,

Nic dla niego w mem sercu nie wzbudził, prócz wzgardy,

Niechaj się w niwecz jego obrócą zapały,

Aby więcej tak podłych zamiarów nie miały.

GORGONI.

Słusznie mówisz lubeczko, posłuchać cię muszę.

Cnota twa i rostropność zniewala mą duszę;

Widzę cię naukami memi napojoną,

Nakoniec, godną jesteś zostać moją żoną.

IZABELLA.

Lecz przeciw chęciom Pańskim nie idę, broń Boże:

Pan go rozpieczętować i przeczytać może.

GORGONI.

Nie, ja tego nie zrobię, bo czyż nie mam zdania?

Uwaga twa do mego trafia przekonania.

Zaraz temu chłystkowi paternoster utnę,

Wrócę i uweselę twe serduszko smutne.

Scena V.

GORGONI (sam).

Ach, w jakiejże słodyczy serce moje pływa,

Że tak moja dziewczyna mądra i poczciwa!

To jest klejnot honoru, skarb w najwyższej cenie.

Wziąść za srogą zniewagę miłośne spojrzenie!

Odbierać list jak krzywdę, niechaj mi kto powi,

I odsyłać mną samym temuż paniczowi!....

Radbym wiedzieć czy tamta memu bratu miła

Takby mądrze w podobnym razie postąpiła.

Dalibóg że dziewczyna nie psuta pieszczotą

Tym jest, czym jej być każą. Hej! Mości!

Scena VI.

GORGONI, JACEK.

JACEK.

A kto to?

GORGONI (dając mu list).

Idź, powiedz swemu panu do stokroć tysięcy,

Niechaj kochliwych listów nie posyła więcej,

Za które Izabella łaje w gniewie cała.

Patrz, oto listu jego nawet nie czytała.

Oddaj mu, niech się dowie jak wiele go ceni,

I pozna piękne skutki swych grzecznych płomieni.

Scena VII.

WALERY, JACEK.

WALERY.

Cóż on ci dał ?

JACEK.

Ach, dał mi zagadkę nielada.

Rzucił tu mi list jakiś, który jak powiada,

Dziś Panna Izabella dostała od Pana,

I za co jest nadzwyczaj mocno rozgniewana.

Nie czytawszy go nawet, odsyła w tej chwili.

Czytaj Pan, czy mnie moje przeczucie nie myli.

WALERY (z zadziwieniem czyta).

"List ten, zdziwi Pana zapewne; zamiar pisania go,

i sposób jakim go w ręce Pana posyłam, są jak na mnie,

zbyt śmiałe; lecz ostateczność przymusza mnie wyjść

z granic cierpliwości. Słuszny wstręt od małżeństwa

za sześć dni mającego nastąpić, każe mi się odważać na

wszystko; w przedsięwzięciu więc jakimkolwiek bądź spo

sobem wyłamania się z tego jarzma, wolę jakem osądzi

ła, obrać raczej Pana. niż rozpacz. Nie myśl jednak żeś

wszystko winien mojemu złemu losowi; nie przymus,

w którym jęczę, wzbudził w sercu mojem tkliwe dla Pa

na uczucia; on tylko przyspieszył ich wyznanie, i przed

sięwzięcie uczciwych środków, do których mnie przyzwo

itość płci obowiązuje. Od Pana jedynie zależy posiada

nie mnie; czekam tylko abyś mi dał poznać prawdziwe

swoje względem mnie uczucia. Lecz nadewszystko pa

miętaj że czas nagli, i że dwa serca które się kochają,

powinny się z pół słówka zrozumieć. "Izabella"

JACEK.

Cóż Panie? zgrabny wybieg? jak to Pan rozumie?

Jak na młodą panienkę, dosyć wiele umie?

Ktożby myślał, że tak jest w wykręty bogatą!

WALERY.

To anioł! kocham, wielbię, ubóstwiam ją za to.

Ten zwrót, jakim mi przyjaźń okazała swoję,

Miłość mą ku niej wielką powiększa we dwoje:

I do tych tkliwych uczuć, co w serce me wlały...

JACEK.

Cicho, oto on idzie: niech Pan będzie śmiały.

Scena VIII.

WALERY, GORGONI, JACEK.

GORGONI.

Czy Asan, Panie blondyn z ładnemi wąsiki,

Będziesz jeszcze posyłał miłośne liściki ?

Myślałeś że to panna kokietka i płocha,

Co to lubi umizgi, i zaraz się kocha?

Widzisz, żeś się posliznął w swym śmiałym zawodzie;

Wierz mi Asan że pałac budujesz na lodzie.

Ona się strasznie gniewa bo mi jest wzajemną,

Sznurkuj zatem gdzie indziej, i złóż broń przedemną.

WALERY.

Tak jest: widząc przewagę Pana Dobrodzieja,

Nic już nie przedsiębiorę, niknie mi nadzieja;

Bo to nawet szaleństwo, wyznaję mu z żalem,

W miłości Izabelli być jego rywalem.

GORGONI.

Prawda; wielkie szaleństwo.

WALERY.

Nie byłbym tak słaby,

Nie mogłyby jej boskie ująć mnie powaby,

Gdybym przeczul w miłości która mnie przenika,

Że w Panu lak strasznego znajdę przeciwnika.

GORDONI.

Wierzę.

WALERY.

Dziś czuję twardość mojego wyroku,

I Panu bez szemrania ustępuję kroku.

GORGONI.

Dobrze zrobisz.

WALERY.

Na wszystkom poświęcić się gotow:

Gdyż Pan tyle posiadasz zalet i przymiotów,

Ze się nie śmiem oburzać, widząc jego pilność,

Na tkliwą Izabelli dla niego przychylność.

GORCONI.

Ma się rozumieć.

WALERY.

Tak jest, nie chcę walczyć z Panem.

Lecz niech się Pan zlituje nad mym smutnym stanem:

Zlituj się nad kochankiem szczęsnym przed godziną,

Któregoś sam najsroższych udręczeń przyczyną.

Proszę Pana, jeżeli prośby me co mogą,

Abyś raczył zapewnić Izabellę drogą,

Że od kilku miesięcy jak ją kocham szczerze,

Miłość moja jest czysta, nieskażona w wierze,

Żem się o nic nie kusił, przysiądz mogę śmiało,

Coby honor, uczciwość, i myśl obrażało.

GORGONI.

Dobrze.

WALERY.

Jako Pan siebie błagałem niebiosy

Abym mógł z jej losami połączyć swe losy:

Lecz Pan, na me nieszczęście zająwszy jej duszę

Stałeś mi się zawadą, której uledz musze.

GORGONI.

I to dobrze.

WALERY.

Choć będę wieczne cierpiał męki,

Nigdy z mojej pamięci nie wyjdą jej wdzięki:

Znosząc niestałych losów pomyślność i zmianę,

Nigdy jej, póki życia, kochać nie przestanę,

Starałbym się przez różne zająć ją sposoby,

Lecz mi broni szacunek dla Pańskiej osoby.

GORGONI

Rozumnie Asan mówisz że jestem ci tamą:

Zaraz idę do siebie, powiem jej to samo.

Ale Asan, jeżeli masz rozsądek zdrowy,

Ten niepotrzebny romans wybij sobie z głowy.

Kłaniam.

JACEK (na stronie).

Wyborny dudek!

Scena IX.

GORGONI (sam)

Pali się daremnie !

Biedny chłopiec, dalibóg; litość budzi we mnie.

Lecz do licha on sobie roił tak dalece,

Że mi wydrze zdobytą przezemnie fortecę?

Scena X.

IZABELLA, GORGONI.

GORGONI.

Gdybyś duszko wiedziała jak był pomieszany,

Jak musiał nazad przyjąć list swój nieczytany!

Straciwszy więc nadzieję, cicho będzie siedział.

Lecz mnie tkliwie zaklinał abym ci powiedział,

Że od kilku miesięcy jak cię kocha szczerze,

Miłość jego jest czysta, niezłamana w wierze;

Że o niczem nie myślał, przysięgał mi śmiało,

Coby twój niesplamiony honor obrażało;

I mówił, że choć wieczne będzie cierpiał męki,

Nigdy z jego pamięci nie wyjdą twe wdzięki,

Czy w pomyślności losów czyli też w ich zmianie

Nigdy cię, póki życia, kochać nie przesianie;

Gdyby jego zabiegi nie były niszczone

Żądałby z całej siły ciebie mieć za żonę,

Ale że ja zająłem miejsce w twojej duszy,

Stałem się mu przeszkodą której nie poruszy;

I ze chciałby cię zając różnemi sposoby,

Lecz mu broni szacunek dla mojej osoby.

Tak mówił. Ta otwartość wcale nie jest płocha,

Dobry chłopiec; żal mi go że się próżno kocha.

IZABELLA (na stronie).

Nie mylę się, że dla mnie jest w miłości stały;

Zawsze mi jego oczy o niej przemawiały.

GORDONI

Co ty mówisz?

IZABELLA.

Przykro mi że się Pan tak żali

Nad tym, kogo ze śmiercią na równej mam szali:

Ach gdybyś mnie tak kochał jakeś mi powiadał,

Czułbyś jak ja, zniewagę, jaką on mi zadał.

GORDONI.

Lecz on o tem niewiedział że ty pałasz do mnie:

A kochając jak mówi, uczciwie i skromnie,

Nie zasłużył....

IZABELLA

Nie mogę gniewem moim władać !

Jestże to uczciwością, chcieć kogoś wykradać ?

Może uczciwy człowiek mieć żądzę tajemną,

Wydarłszy umie z rąk twoich ożenić się zemną ?

Jak gdyby mnie ten zamach nie przeszywał trwogą,

Jak gdybym przeżyć mogła zniewagę tak srogą!

GORGONI.

Jakto?

IZABELLA.

Dopierom właśnie powzięła wiadomość

Ze mnie myśli koniecznie wykraść ten Jegomość.

Ja nawet nie pojmuję, niech mnie Pan Bóg skarze,

Skąd się on mógł o Pańskim dowiedzieć zamiarze

Wziąść ślub zemną za tydzień; i to mym kłopotem,

Boś mnie dzisiaj dopiero uwiadomił o tem:

A on chce uskutecznić przedsięwzięcie swoje

Przed tyra dniem, w którym mamy złączyć się obuje.

GORGONI.

Gdzież tam! czy to być może ?

IZABELLA (z ironję).

Niechże Pan wybaczy:

To bardzo zacny człowiek, który wiele znaczy....

GORGONI.

Prawdę mówisz: żart na bok; to nie bagatela.

IZABELLA.

Zapewne. Dobroć Pańska bardziej go ośmiela:

Gdybyś z góry na niego natarł, bez litości,

Bałby się gniewu twego i mej zawziętości.

On sądzi żem przyjęła hołd jego płomieni,

Że się zemną, nie z inną najpewniej ożeni,

Że ja cię nienawidzę i cierpię niewolę,

I że wreszcie z ochotą wykraść się pozwolę!

GORGONI.

Szalony.

IZABELLA.

On cię łudzi, podchodzi z cichutka,

I chcą cię ja zaręczam, wystroić na dudka:

Bo na coż to, jak mówią w papierki obwijać ?

Nieszczęśliwa, że muszę te ciosy odbijać,

Że muszę dziś tak niecnych celem być zamachów,

Celem szaleństw jednego z tych zuchwałych gachów,

Niegodne uczuć moich odpierać zapały,

I utrzymać mą cnotę i honor mój cały!

GORGONI.

Nie smuć się moja lubko.

IZABELLA.

Ja powiadam szczerze,

Że jeśli krok len hardy kary nie odbierze,

I skoro nie zaradzisz, jeżelim ci miła,

Abym się tego śmiałka napaści pozbyła,

Wyrzekam się wszystkiego! nie chcę żyć! umieram!

I nie chcę cierpieć zniewag jakie dziś odbieram.

GORGONI.

Uspokój się, ja ciebie zawsze bronić będę,

I zaraz mu porządną wypalę kolędę.

IZABELLA.

Gdyby się śmiał wypierać, niechaj mu Pan powie,

Że mi dobrze wiadomo to co uprządł w głowie:

A gdyby chciał wykonać myśl, którą się brzydzę,

Nigdy się nie dam wykraść, jeszcze go zawstydzę.

Niechaj wie, chociaż jestem od niego kochana,

O mocy i stałości uczuć mych dla Pana;

Jeśli nie chce żałować; słysząc me wyrazy,

Niechaj mu jednej rzeczy nie mówię sto razy.

GORGONI.

Ja mu powiem to wszystko.

IZABELLA.

Trzeba wejść w to ściśle;

Ale tak, aby poznał jak ja o nim myślę.

GORGONI.

Nie, duszko, nie zapomnę: idź sobie szczęśliwie.

IZABELLA.

Lecz ja powrotu Pana czekam niecierpliwie:

Śpiesz się, i mnie zaklinam, nie rzucaj samotną,

Bo jeśli cię nie widzę, bardzo mi markotno.

GORGONI.

Wnet powrócę pupeczko, lube moje dziecię.

Scena XI.

GORGONI (sam).

Jestże lepsza i mędrsza dziewczyna na świecie?

Ach, jak jestem szczęśliwy, jaką roskosz czuję,

Że jak raz, do mych życzeń żoneczkę znajduje!

Tak tak; jej podobnemi niech będą kobiety,

Nie jak te eleganckie wikwintne kokiety,

Co są ciągle gagatkow otoczone zgrają,

A ich mężów palcami wszędzie wytykają.

Scena XII.

GORGONI, WALERY.

WALERY (z ukłonem).

A! najniższy podnóżek Pana dobrodzieja!

Coż tu Pana sprowadza?

GORGONI.

Figle Asyndzieja.

WALERY.

Jakto?

GORGONI.

Tak to, Mosanie.

WALERY.

Chciałbym przecie wiedzieć.

GORGONI.

Już to Asan wiesz dobrze co ja mam powiedzieć.

Ja myślałem że Asan dość masz sensu w głowie,

A tymczasem przeciwnie, niech tu kto chce powie.

Asan mnie chcesz zabawiać i zbywać słówkami,

I serce swe płochemi karmić nadziejami.

Chiałem z Asanem grzecznie, a Asan Mosanie

Zmuszasz mnie bym się gniewał? coż się z nami stanie?

Czy Asan me masz wstydu, i czoła, i wiary,

Że roisz sobie w głowie tak podle zamiary,

Wykraść uczciwą pannę, zerwać jej zamęście,

Od klórego zależą jej losy i szczęście?

WALERY.

Z kogoż to, proszę Pana, plotka la wyrosła?

GORGONI.

Żart na bok: Izabella o tem mi doniosła.

Raz ostatni Asami przezemnie powiada,

Ze Asan wiesz na kogo dziś jej wybor pada;

Wiesz że jest najuczciwsza, pełna cnót, nie płocha,

I mnie, mnie, od dzieciństwa najserdeczniej kocha;

Teraz wiedz, że ją strasznie taki zamach boli,

Że w gniewie raczej umrze niż na to pozwoli;

I że Asan w okropne wpadniesz obracanki,

Jeżeli nie zaniechasz swojej zalecanki.

WALERY.

Jeśli ona w istocie przemawia tak jaśnie,

Wyznaję, że nadzieja całkiem we mnie gaśnie.

Te słowa kończą wszystko; skoro mi się wzbrania,

Powinienem jej wyrok przyjąć bez szemrania.

GORGONI.

Jeżeli... Asan wątpisz, i sądzisz że zmyślam,

Kiedy jej narzekania i skargi okryślam?

Chcesz Asan aby sama wyrzekła bez względu?

Zgoda; przystaję na to, by cię wywieść z błędu.

Chodź ze mną, przekonasz się czyli to rzecz błaha,

I czy jej młode serce wśród nas dwóch się waha.

(idą i w głębi teatru spotykają Izabellę).

Scena XIII.

IZABELLA, WALERY, GORGONI.

IZABELLA.

Co? Pan mi go sprowadzasz? i coż to się święci?

Czy przeciw mnie zamyślasz wspierać jego chęci?

Czy też jego rzadkiem! ujęty przymioty

Chcesz bym śmiałka niewczesne znosiła zaloty?

Nie, lubeczko: dla tego ja cię kocham szczerze.

Lecz on moje przestrogi za zmyślania bierze,

I sądzi że ja ciebie maluję z chytrości

Pełną dla niego wzgardy, a dla mnie miłości.

Chciałem więc moja duszko byś własnemi słowy

Ten błąd co go zaślepia, wybiła mu z głowy.

IZABELLA (do Walerego).

Toż Pan nie wie dla kogo dusza moja tkliwa?

I o moich uczuciach jeszcze powątpiewa?

WALERY.

Tak Pani: co Jegomość raczył mi wyrazić,

To zdoła każdy umysł zdziwić i przerazić.

Ja wątpiłem, wyznaję; i ten wyrok Pani

Tak śmiertelnym pociskiem serce moje rani,

Iż to ją nie obrazi, że zapamiętała

Miłość moja dwa razy usłyszeć go chciała.

IZABELLA.

Nie, nie; wyrok ten Pana nie powinien razić;

W nim prawdziwe uczucia chciałam mu wyrazić,

Uczucia wsparte siłą honoru i cnoty.

Tak: los mi dziś przed oczy stawia dwa przedmioty,

Co różne w mojej duszy sprawując wrażenia,

Różne w niej, i gwałtowne budzą poruszenia.

Jeden, którego wybor niebo mi podało,

Ma cały mój szacunek, i czułość mą całą,

A drugi za swą miłość, swój upor i zawiść,

Ma całą mą pogardę i całą nienawiść:

Jednego mi przytomność żądana i miła,

Słodką radość i roskosz w duszę mą przesyła,

A drugi swym widokiem dręcząc mnie tajemnie,

Skrytą jakąś odrazę i gniew budzi we mnie;

Całem mojem życzeniem jednego być żoną,

Wolę nie żyć, niżeli z drugim być złączoną.

Lecz już długo i nadto uczuć mych dowodzę,

I jęczę w tych zgryzotach, męczarniach i trwodze:

Niech kochany odemnie, jeśli kocha szczerze,

Całą niecierpianemu nadzieję odbierze:

Niech mnie szczęśliwe śluby, pełniąc me życzenia,

Uwolnią od sroższego nad śmierć udręczenia.

GORGONI.

Tak moja kochaneczko, spełnię chęci twoje.

IZABELLA.

Tym jedynie sposobem ja się uspokoję.

GORGONI.

Będziesz wkrótce spokojną.

IZABELLA.

Wiem, że jest nagannie,

Tak wolno ze swych myśli tłumaczyć się pannie.

GORGONI.

Nie, wcale.

IZABELLA.

Lecz w dzisiejszym losów moich stanie,

Przebaczonem mi będzie wolne to wyznanie:

I ja bez płonienia się śmiało je wyrażam

Temu którego odtąd jak męża uważam.

GORGONI.

Tak, lalko moja droga i nieoceniona.

IZABELLA.

Niechże on mnie o swojej miłości przekona.

GORGONI.

Dobrze, daj mi rączeczkę.

IZABELLA (dając Gorgoniemu rękę którę całuje).

Niech nie wzdycha więcej:

I zawrze ślub, którego pragnę najgoręcej:

Niechaj tu zapewnienie odbierze mej wiary,

Że niczyjego serca nie przyjmę ofiary.

(tajemnie drugą rękę daje do ucałowania Waleremu, czego

nie widzi Gorgoni).

GORGONI (bawiąc się z jej ręką).

Haj haj! mój ty noseczku , moja buzio mała,

Nie długo już, zaręczam, będziesz mnie czekała,

Tu, tu, tu!

(do Walerego).

Widzisz Asan, czy to panna płocha:

Ona mnie, od dzieciństwa najserdeczniej kocha.

WALERY.

Dobrze; Pani dość jaśnie myśli swe tłumaczy,

Poznaję nieszczęśliwy, co ta mowa znaczy:

Wkrótce więc, ja przysięgam, zniknie ta osoba,

Co jej sercu i oku tak się nie podoba.

IZABELLA.

To mi będzie największą roskoszą, mój Panie;

Gdyż nawet jej widoku znieść nie będę w stanie;

Tyle mi nienawiści, tyle wstrętu wraża....!

GORGONI.

Dosyć już moja duszko.

IZABELLA.

Toż Pana obraża?

GORGONI.

Nie, ja tego nie mówię, moja lubko mila.

Żal mi żeś tego chłopca biednym uczyniła:

Za nadto się unosisz w swojej nienawiści.

IZABELLA.

O! to jeszcze za mało.

WALERY.

Chęć się Pani ziści:

Bądź spokojną, za trzy dni nie ujrzysz, niestety!

Nienawiśnej swych cierpień i wstrętu podniety.

IZABELLA.

Dobrze. Niech Bóg prowadzi.

GORGONI (do Walerego).

Źal mi cię nieboże:

Coż robić? trzeba cierpieć, nie to nie pomoże.

WALERY.

Nie, nie usłyszysz Pani serca mego jęków;

Coż pocznę oderwany od jej boskich wdzięków!

Smutną dziś sprawiedliwość oddajesz nam obu:

Pójdę, spełnię jej chęci, nim wstąpię do grobu!

GORGONI (do Walerego).

Żal mi cię biedny chłopcze żeś tu nic nie zyska?:

Chodź, niech ci się wydaje jakbyś ją uściskał,

(uściska Walerego).

Scena XIV.

IZABELLA, GORGONI.

GORGONI.

Żałuję go okrutnie.

IZABELLA.

Co? tego fircyka?

GORGONI.

Wreszcie, miłość twa duszko, serce me przenika,

Będziesz miała nagrodę za wiarę i tkliwość.

A jako tydzień długi na twą niecierpliwość,

Jutro biorę ślub z tobą, ani myślę czekać..

IZABELLA.

Jutro ?

GORGONI.

Wstydzisz się niby, i chcesz jeszcze zwlekać,

Lecz ja wiem twoję radość, że ci to jest miło,

Chciałabyś by to wszystko skończonem już było.

IZABELLA.

Ale...

GORGONI.

Dzisiaj do ślubu gotować sie trzeba.

IZABELLA (na stronie).

Ach, jakże się wywinę? pomożcie mi nieba?

Koniec Aktu drugiego.

AKT TRZECI.

Scena I.

IZABELLA (sama).

Śmierć mi sama znośniejszą zdaje się sto razy

Niż te śluby do których tyle mam odrazy:

Wszystkie wiec kroki moje na ich zniweczenie,

Powinny w oczach świata zyskać pobłażenie.

Czas nagli, a noc czarna okrywa niebiosy,

Spieszę cnocie kochanka powierzyć me losy.

Scena II.

IZABELLA, GORGONL

GORGONI. (obróciwszy się do ludzi swoich).

Zaraz wrócę; na jutro aby mi tu cała....

IZABELLA (zmieszana).

O Boże!

GORGONI (postrzegłszy ją).

To ty lubko ? gdzieżeś się wybrała?

I tak pożno? dopiero mówiłaś mi duszko

Że będąc zmordowaną chciałaś pójść na łóżko,

I jeszcześ mnie prosiła siedząc przy kominku,

By ci nikt nie przerywał cichego spoczynku.

IZABELLA.

Prawda; ale mi teraz...

GORGONI.

Coż to się ma znaczyć ?

IZABELLA.

Zmieszałam się, i nie wiem jak się wytłumaczyć!

GORGONI.

Co? cóżby to znaczyło?

IZABELLA.

Cała jestem w trwodze.

Siostra mi jest powodem że z domu wychodzę.

Ona dla wykonania nagannego dzieła

Prosiła mnie o pokój w którym się zamknęła.

GORGONI.

Cóż to za...

IZABELLA.

Któżby wierzył że ona tak płocha?

W tym, którym ja wzgardziłam, szalenie się kocha.

GORGONI.

Co ? w Walerym?

IZABELLA.

W Walerym; kocha go bez granic:

I Pan możesz miarkować, że bez względu na nic,

Sama jedną, tak poźno, przyszła tu dopiero,

Odkryła mi swe troski i miłość swą szczerą,

Powiedziała że umrze ze zgryzot i smutków

Jeżeli chęci swoich nie otrzyma skutków

Że od roku zbyt mocne i żywe zapały

Zobopólną przysięgą serca ich związały,

I mimo opiekuna powagę surową,

Połączyć się dozgonnie dali sobie słowo.

GORGONI.

Patrzaj!

IZABELLA.

Dowiedziawszy się że stąd jej kochanek

Jest wygnany za śmiałość swoich zalecanek,

Błaga mnie, bym jej ciężkiej litując się doli

Pozwoliła jej wstrzymać odjazd, co ją boli,

Z okna w moim pokoju, pod mojem imieniem

Prosić go aby został; potem z uniesieniem

Malować mu najtkliwsze uczucia swej duszy,

Sądząc że go w zamiarze prośbą tą poruszy.

GORGONI.

A tyż co...?

IZABELLA.

Ja? to słusznym gniewem mnie przebodło:

Cóż to, siostro? krzyknęłam: tyż myślisz tak podło?

Nie wstydże ci, powiedź mi, umierać z płomieni

Dla młodzika co łatwo codzień się odmieni?

Zapomnieć tak płci swojej i zdradzać człowieka

Z którym cię ślub od niebios przeznaczony czeka?

GORGONI.

Dobrze; zasłużył na to. On o tem nic nie wie?

IZABELLA.

Nareszcie wszystkich środków używałam w gniewie :

Chciałam stale odrzucić jej gorące prośby,

Karciłam ją przykremi wyrzuty i groźby,

Leczona w chęciach swoich jak zapamiętała

Tak jęczała przedemną, tyle łez wylała,

I mówiła że w rozpacz wprowadzę jej duszę,

Jeśli się jej nieszczęsną miłością nie wzruszę,

Aż dłużej się opierać nie miałam już mocy.

Chcąc więc siebie zasłonić w tej intrydze nocy,

Na którąm z usilnością powstała daremną,

Szłam prosić Eufrozyny aby spała zemną;

Bo jej cnoty mów Pańskich codzień są przedmiotem.

Aleś mnie tu swym prędkim zaskoczył powrotem.

GORGONI

Nie, ja nie chce w mym domu tej miłosnej sprawki,

Choćbym był rad z tak miłej z mym bratem zabawki:

Lecz z nadworu ktokolwiek może to zobaczyć;

A ta, którą mam żony imieniem uraczyć,

Powinna być i skromną i uczciwą żoną

I żadnem podejrzeniem nigdy niesplamioną.

Nuż, zaraz ją wypędźmy: zawszem się nią brzydził...

IZABELLA.

Ach stój! tymbyś ją sztrasznie i wiecznie zawstydził,

I ona słusznie potem żalić się gotowy,

Żem plotka i niezdolna dotrzymywać słowa

Gdyż ja się w to nie mieszam, nie chcąc żyć w niesławie

Czekajże Pan przynajmniej niech ją stąd odprawię.

GORGONI.

No, odpraw.

IZABELLA.

Lecz proszę cię skryj się, i w tym względzie

Niemów jej ani słowa jak wychodzić będzie.

GORGONI

Dobrze, dla twej miłości ja wstrzymam swój zapał,

Lecz skoro wyjdzie z doma, nie będę jej łapał

Ale ruszam do brata, i bardzo rad będę

Jak mu nagle tę ładną zaśpiewam kolędę.

IZABELLA.

Niechże mnie Pan nie wyda: ja pójdę do siebie:

Dobranoc, bo już poźno, już gwiazdy na niebie.

GORGONI (sam).

Dobranoc moja lubko, spij sobie w zaciszy.

Tożto brat kiryelejson ciekawe usłyszy !

On myśli że swą bellę prowadzi rozumnie,

Lecz ten rozum, dalibóg, figę znaczy u mnie.

IZABELLA (w domu).

Twe siostro udręczenia ciężą mi ogromnie

Lecz to jest niepodobnem czego żądasz po mnie:

Mójby honor w tym względzie podpaść mógł naganie,

Idźże sobie zmiłuj się nim ciemniej nastanie.

GORGONI

Jak jej porządnie śpiewa rybka moja miła!

(Izabella w płaszczyku cicho wychodzi z domu).

Wyszła; a ja drzwi zamknę aby nie wróciła.

(ukradkiem drzwi swoję zamyka).

IZABELLA (wychodząc).

Dopomagajcie moim przedsięwzięciom nieba!

GORGONI (na stronie).

To ona! gdzie też dąży? wyszpiegować trzeba.

IZABELLA (na stronie).

Przynajmniej w mych zamiarach noc mi jest przychylną.

GORGONI (biorąc ją zawsze za Eleonorę, na stronie).

Do gacha? brawo! chodźmyż! tylko pilno! pilno!

(idzie za nią pocichu w ślady).

Scena III.

IZABELLA, WALERY, GORGONI (w głębi teatru ukryty).

WALERY (wychodząc ze swego domu).

Koniecznie chcę z nią mówić i nie tracąc czasu

Spieszę... któż to ?

IZABELLA.

Walery, nie czyń tu hałasu;

Ja jestem Izabella.

GORGONI (nastronie)

Kłamiesz, to nie ona.

Izabella inaczej wcale prowadzoną,

Zna honor, ty go nie znasz; i żyje cnotliwie,

Ty zaś jej glos i imię udajesz fałszywie.

WALERY.

Izabella ? o Boże !... aniele mój luby

IZABELLA.

Mój kochany Walery; niech nas święte śluby....

WALERY.

Ach! do tego jedynie dążą moje losy,

Jakże ja błogosławię i wielbię niebiosy!

Tak; w tem miejscu dozgonną przysięgam ci wiarę

I jutro gdzie chcesz, przyjmę ręki twej ofiarę.

GORGONI (na stronie)

Biedny, jak się uwodzi!

WALERY.

Nie lękaj się zgoła,

Twój Argus nic tu mocą dokazać nie zdoła:

Nim cię wydrze mym ogniom przemocą lub zdradnie,

Jeden z nas dwóch bez ducha u nóg twoich padnie.

Scena IV.

GORGONI (sam)

O, bądź pewny, że chęci nie mam ani trocha,

Wydrzeć ci bezwstydnicę co się w tobie kocha,

I wcale nie zazdroszczę żeś ją wziął jak swoję,

Bo się jak gołąbeczki złączycie oboje.

Tak, tak, trzeba z nią złapać tegoto Jespana:

Bo to pamięć jej ojca słusznie poważana

Z przyszłym losem jej siostry co mnie tak obchodzi,

Żąda bym ją od plamy bronił jak się godzi.

(idzie i wgłębi teatru spotyka się z Burmistrzem).

Scena V.

GORGONI, KOMMISARZ, PISARZ, LOKAJ, (z pochodnią).

KOMMISARZ.

Co Pan robi tak poźno?

GORGONI

Ach! Panie łaskawy;

Bardzoś mi tu potrzebny do maleńkiej sprawy,

Chodź ze mną z pochodnią tylko bez hałasu,

Obaczysz komedyą,

KOMMISARZ.

Lecz ja nie mam czasu.

GORGONI.

Ja proszę co mam łaski. Niechże Pan Dobrodzi...

KOMMISARZ

Coż to jest ?

GORGONI.

Tylko śpieszmy, bo tu o rzecz chodzi.

KOMMISARZ.

Co?

GORGONI

Wejść do tego domu cicho, i zaskoczyć

Dwie lalki które ślubem trzeba wnet zjednoczyć.

Jest to panna u mego brata na opiece,

Którą pewny Walerek uwiodł tak dalece,

Że ją zwabił do siebie darem swojej wiary,

A i ona jak widzę przyszła mu do pary.

Choć jej ród bardzo zacny i bardzo uczciwy....

KOMMIISARZ.

Ha, jeśli tak, to brawo! wypadek szczęśliwy:

Bo z nami jest i pisarz, człowiek tęgiej głowy.

PISARZ.

Tak jest, Pisarz królewski, plus, człek honorowy.

GORGONI.

Dobrze. Cichoż Panowie. Przy tych drzwiach czatujcie,

I aby nikt nie wyszedł, proszę was, pilnujcie.

Nagrodzą się te trudy Pana, (do Pisarza)

i Aspana,

Tylko od nich, dla Bogn nie bierzcie kubana.

KOMMISARZ.

Jakto? czy Pan rozumie że urzędnik... ?

GORGONI

Nie! nie:

Ja Panom nie przyganiam, na moje sumienie..

Idźże Panie we środek.. ja po brata śpieszę.

(na stronie).

Dobra dusza, dalibóg: tożto go ucieszę!

(odchodzi i zachwilę wraca z Józefatem).

Scena VI.

GORGONI, JÓZEFAT.

GORGONI.

Chodź mistrzu, siary gachu: tylko żwawo, żwawo?

Pokażę wam w tej chwili rzecz bardzo ciekawą.

JÓZEFAT.

Cóż takiego?

GORGONI.

Nowinę śliczną wam przynoszę.

JÓZEFAT

Jaka?

GORGONI

Eleonora wasza gdzie jest proszę.

JÓZEFAT.

Na cóż ci? na wieczorku u swojej sąsiadki.

GORGONI.

Dobrze, dobrze. Chodź za mną maxymisto rzadki;

Na innej wieczorynce ujrzysz marmozelę.

JÓZEFAT.

Cóż mi... ?

GORGONI.

Niema co mówić; umie od was wiele.

Źle kto żyje jak cenzor surowy i ścisły,

Słodyczą można tylko ujmować umysły;.

Bo nasze kłódki, zamki, zabiegi, zgryzoty

Ani żon ani córek nie stanowią cnoty.

Psuje je nasze srogość i groźna powaga,

Lecz płeć ich cokolwieczek wolności wymaga.

Prawdziwie, ze do sytu wolna ona, ona;

I z cnotą jest jak widzę, bardzo oswojona.

JÓZEFAT.

Ale ni w pięć ni w dziewięć gawędasz mój bracie....

GORGONI.

Idźcie, mój bracie starszy; wy tak gawędacie.

Jabym nie chciał za cztery czątych obrączkowych

Owocu waszych maxym bardzo naukowych;

Jakież skutki w dwóch siostrach nasza ma nauka?

Jedna stroni od gachów, a druga ich szuka.

JÓZEFAT.

Jeśli mi tej zagadki ...

GORGONI.

Zagadka jest taka,

Że ona na wieczorze u swego chłopaka;

U Imcia Walerego, mówię prawdę szczerą;

Że do jego uściskali pobiegła dopiero.

JÓZEFAT.

Kto taki?

GORGONI.

Leonorka.

JÓZEFAT

Porzućże te żarty.

GORGONI.

Otóż masz, ja żartuję! bieda kto uparty.

A ja mówię i gadam, Boga świadkiem biorę,

Ze Walery u siebie ma Eleonorę;

I ze nim zaczął gonie Izabellę moję,

Wzajemną sobie wierność przysięgli oboje.

JÓZEFAT.

Ten język tak mój bracie dla mnie jest niejasnym...

GORGONI.

Oniby nie wierzyli nawet oczom własnym!

Aż zły jestem. Dalibóg, że wiek nic nie nada,

Jak tylko niema tego. (uderza się dłonią po głowie).

JÓZEFAT.

Co też mi on gada?

GORGONI.

Mój Boże! nic nie gadam. Chodźcież tylko zemną,

A zobaczycie prawdę choć wam nieprzyjemną.

Przekonacie się sami czy kłamię, i czyli

Od roku się przysięgą wspólną nie złączyli.

JÓZEFAT.

Jeśli tak, nie rozumiem jak ona bezemnfe,

Bez mej wiedzy, w ten związek wejść mogła tajemnie

Ja, którym jej dzieciństwo czule wychowywał,

Dobroć jej i łagodność wszelką okazywali

Ja com zawsze oświadczał, że w najmniejszym względzie,

Jej serce żadnych musów doświadczać nie będzie!.....

GORGONI.

Tu własne wasze oczy osądzą i basta.

Jużem złapał z pisarzem Kommisarza miasta;

My chcemy ich jak ptaszki pożenić i kwita,

Aby zmazać tę hańbę jaką jest okryła.

Bo ja nie wiem, czybyście chcieli wziąść za żonę

Pannę, której i honor, i serce skażone:

Na jakiejby świat widział was obojga szali,

Gdybyście oszalawszy na śmiech się pobrali!

JÓZEFAT.

Szaleństwoby do mojej głowy przystąpiło,

Gdybvm uporne serce chciał posiadać siłą

Jednak wierzyć nie mogę...

GORGONI.

Ileż tu gawędy!

Nie skończymy do jutra. Idźmyż, tędy, tędy!

Scena VII.

GORGONI, JÓZEFAT, KOMMISARZ, PISARZ.

KOMMISARZ

Nie trzeba tu przemocy, bo ci Państwo młodzi.

Jeżeli tylko Panom o małżeństwo chodzi

Chcą, żądają zarówno pobrać się oboje.

Bądźcie zatem spokojni, macie sfowo moje;

Walery mi przysięgał, czego me odmieni,

Że z tą, którą ma w ręku, chętnie się ożeni.

JÓZEFAT.

A panna... ?

KOMMISARZ.

Jest zamknięta, i wyjść tu się wzbrania,

Aż Panowie ich wspólne stwierdzicie żądania.

Scena VIII.

CI WSZYSCY, i WALERY, (w oknie swego domu)

WALERY

Tak Panowie: nikomu wejść tu nie dozwolę

Póki mi nie zechcecie okazać te wolę:

Pan swych losów i żadną nieskażony plamą,

Co wyrzekł Pan Kommisarz, ja stwierdzam to samo.

Jeżeli nas połączyć macie przedsięwzięcie,

Proszę byście mnie oba zapewnili święcie;

Jeśli nie, życie wprzódy wydrzeć mi zdołacie,

Niż przedmiot mych płomieni.

GORGONI (do Józefata).

A co, Panie bracie?

(do Walerego).

Nie; wydrzeć ją Asanu nikt się nie ośmiela.

(na stronie)

Jeszcze myśli nieborak że to Izabella,

Trzeba z błędu korzystać!

JÓZEFAT.

Toż Eleonora?

GORGONI.

Milczcie.

JÓZEFAT.

Lecz...

GORGONI.

Cichoż.

JÓZEFAT.

Ja chcę...

GORGONI.

Cyt! jeszcze nie pora.

JÓZEFAT.

Lecz ja chcę...

GORGONI.

Jeszcze! aj aj!.. będziecież milczeli?

WALERY.

Cóżkolwiekbadź, mam słowo drogiej Izabelli,

A że swego nie cofnę, zaręczam honorem.

Prócz lego, złym nie jestem z jej strony wyborem.

JÓZEFAT (do Gorgoniego)

Co on mówi, to nie jest....

GORGONI.

Jakież wy jesteście!

Milczcie a zobaczycie.

(do Walerego).

Dość lego: my wreszcie

Obadwa się zgadzamy, powiadamy szczerze,

Nawet możem to samo pisnąć na papierze,

Abyś Asan był mężem tej samej dziewczyny,

Którą w Asana doma znajdziem tej godziny.

KOMMISARZ.

Zgoda, ja będę świadkiem: lecz moi Panowie,

Pamiętajcie napotem być stałymi w słowie.

Dziewczyna spór rozstrzygnie i Panów pogodzi.

WALERY.

Jeśli lak, ja się zgadzam.

GORGONI.

Ach! mnie o to chodzi.

(na stronie).

Tożto się będziem śmieli!

(do Józefata).

A zatem i przytem,

Zgoda bracie? wasz honor!

JÓZEFAT.

Cóś tu jest ukryłem.

GORGONI.

Mój, Boże! dajcie słowo, prędzej, póki pora!

JÓZEFAT.

On mówi Izabella, Ty Eleonora!

GORGONI.

Nie zgodzilibyście się, jeżeli to ona...

Ażeby Waleremu była poślubiona?

JÓZEFAT.

Zapewne.

GORGONI.

Dajcież słowo.

JÓZEFAT.

Daję.

(biorą się za ręce, a Kommisarz przebija).

GORGONI.

Wyśmienicie!

JÓZEFAT.

Nic tego nie rozumiem.

GORGONI.

Wnet się objaśnicie.

KOMMISARZ.

Śpieszmy, śpieszmy Panowie.

JÓZEFAT.

Co za baneluki.

GORGONI.

Chodźcie, a zobaczycie rozwiązanie sztuki.

(oddalają się w głąb teatru).

Scena IX.

ELEONORA, LIZETA, GORGOM, JÓZEFAT,

i KOMMISARZ.

(w głębi, niewidziani od nich).

ELEONORA (do Lizety).

Z wieczorku mnie te młode wygnały natręty;

Każdy mnie grzecznościami nudził jak najęły.

LIZETA.

Każdy żąda przyjemnym być przy Pani boku.

ELEONORA.

Ach! nic nieznośniejszego nie jest memu oku:

Wolałabym najprostszą, wierzaj mi, rozmowę,

Niż te brednie, któremi moroczą mi głowę.

Im się zdaje że wszystko przy ich spinkach niczem,

I że pełnem dowcipu jaśnieją obliczem,

Gdy z próżnością złych śmieszków szkolną i niesmaczną

Z miłości dla starego żartować mi zaczną:

A ja tego starego miłość wyżej cenię,

Niż każdej młodej głowy piękne uniesienie.

Ale cóż to? widzę go...

GORGONI (do Józefata).

Rzecz więc w takim stanie.

(postrzegłszy Eleonorę).

Otoż ona z swą panną: widzicież Mosanie?

JÓZEFAT.

Bardzo Eleonoro na ciebie się żalę.

Wiesz żem cię w żadnej rzeczy nie przymuszał wcale,

I sto razym oświadczał, kształcąc wiek twój młody,

Że wybor twój mieć żadnej uie będzie przeszkody.

Jednakże serce twoje bez mych rad i zdania,

Bez mej wiedzy, na miłość i śluby się skłania.

Nie żałuję żem z tobą słodko się obchodził;

Lecz wierz mi, twój postępek mocno mnie ugodził;

Nie zasłużyła na to przyjaźń moja czysta,

Z której Eleonora po dziś dzień korzysta.

ELEONORA.

Nie wiem do czego zmierza twoja Panie mowa,

Lecz wierz mi, że ci zawsze jestem jednakowa,

Że mogę na twą czułość odpowiedzieć godnie,

Że wszelką inną przyjaźń miałabym za zbrodnię;

I że jeśli chcesz chęci zaspokoić moje,

Jutro się węzłem świętym połączmy oboje.

JOZEFAT (do Gorgoniego).

Na jakich więc zasadach mój bracie, dla czego....

GORGONI (do Eleonory).

Co? Asannaż nie idziesz z domu Walerego?

Nie miałaś z nim romansu na złość mego brata?

He? i nie kochaszże się od przeszłego lata?

ELEONORA.

Któż to mnie mógł przed Panem malować tak jaśnie,

I na moję niesławę takie usnuć baśnie?

Scena X.

JÓZEFAT, GORGONI, ELEONORA, lZABELLA, WALERY, JACEK, LIZETA, KOMMISARZ, PISARZ, LOKAJ (z pochodnią).

IZABELLA (do Eleonory).

Przebaczenie, o siostro, oświadcz mi łaskawe

Jeślim swoją zdrożnością splamiła twą sławę.

Miłość i ostateczność, której nie okryślę,

Ten mi za śmiały podstęp zrodziły w umyśle;

Twój przykład na podobną czynność nie zezwoli,

Lecz my obie odmiennej doznajemy doli.

(do Gorgoniego).

A panu, z kroku mego sprawy tu nie kładę;

Ja mu większą wyrządzam przysługę niż zdradę.

Nieba w górze dusz naszych z sobą nie związały,

Niezdolnam odpowiedzieć na jego zapały;

I wolę żyć z kim innym, od twych cnót odrodna,

Niż odziedziczyć serce któregom niegodna.

WALERY (do Gorgoniego).

Najszczęśliwszy, najszczersze złożę niebu dzięki,

Jeżeli ją otrzymam z twojej Panie ręki.

JÓZEFAT (do Gorgoniego).

Pomaleńku mój bracie zażywaj potrawki,

Twoje postępowanie przyczyną tej sprawki:

Los twój tym nieszczęśliwszym uznaję w tym względzie,

Że cię nikt w tym przypadku żałować nie będzie.

LIZETA.

Dalibóg wyśmienicie: lubię Panią za to,

Przykładną jego zrzędy nagradzasz zapłatą.

ELEONORA.

Nie wiem czy ta zapiała przykładna czy zdrożna,

Lecz wiem, że jej przynajmniej potępić nie można.

JACEK.

W niebie znać napisano by został rogaty:

Cóżby było dopiero gdyby był żonaty?

KOMMISARZ.

A więc Mości Gorgoni dotrzymaj Pan słowa.

PISARZ.

Tak, tak, Mości Gorgoni; sprawa honorowa.

GORGONI (przyszedłszy do zmysłów).

W zdumieniu, obłąkaniu, sam nie wiem gdzie stoję,

Ta szalbierka piekielna miesza zmysły moje;

Nie wiem czy sam luciper, czy sama djablica

Może być tak złośliwą jak ta wykrętnica.

A jabym nawet za nią własne oddał życie!....

Nieszczęśliwy kto potem zawierzy kobiecie!

Najlepsza z nich, jest zawsze w złość, chytrość bogata,

I ta płeć jest stworzona na skaranie świata.

Odtąd się jej wyrzekam, wiecznie! nieodmiennie!

I niech ją wszyscy djabli zabiorą odemnie!

JACEK.

Dobrze.

JÓZEFAT.

No, chodźcież do mnie. Chodź tu Panie młody,

W domu go pocieszymy z tak smutnej przygody.

LIZETA (do parteru).

Państwo jeśli gdzie znacie Argusow na świecie,

To ich do naszej szkoły odesłać możecie.

Koniec.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Moliere Szkoła żon
moliere szkoła żon
moliere szkola zon
Molière (Molier) Szkoła żon
Notatka Molier Świętoszek, szkola technikum, polski mowtywy
SKĄPIEC Moliera jako komedia charakterów, Szkoła, Język polski, Wypracowania
epidemiologia, czynniki ryzyka rola pielegniarki rak piersi szkola, nauczyciel
Gnieźnieńska Wyższa Szkoła
szkola promujaca zdrowie
Szkoła pisania
Struktura treningu sportowego (makrocykl) szkoła PZPN
Szkoła pleców 2
sytuacje kryzysowe szkoła
Projekt 1 Szkoła rodzenia
20dor zaw w szkołach UE
Szkoła i jej program
2004 07 Szkoła konstruktorów klasa II
Mehran Mansha Sobotnia Szkoła Piękności

więcej podobnych podstron