29 Okrwawiony B贸g L Sprague奘mp


Okrwawiony b贸g

Robert E. Howard
L.Sprague de Camp

Przez blisko dwa lata Conan pozostaje na s艂u偶bie kr贸la Turanu, odbywaj膮c dalekie podr贸偶e i poznaj膮c fasady sztuki wojennej. Jak zwykle, nieustannie wpada w tarapaty. Po jednej z grubszych awantur — w kt贸rej, jak m贸wiono, chodzi艂o o kochank臋 zwierzchnika — Conan uznaje, 偶e naj艂adniej b臋dzie opu艣ci膰 szeregi tura艅skiej armii, a rozchodz膮ce si臋 plotki o ukrytych skarbach ka偶膮 mu wyruszy膰 ku wschodnim granicom Zamory i szuka膰 bogactwa w G贸rach Kezankijskich.

Conan Cymeryjczyk prowadzi艂 poszukiwania po omacku, tak jak teraz, w tej ciemnej jak otch艂a艅, 艣mierdz膮cej uliczce. Gdyby kto艣 zdo艂a艂 go zobaczy膰, ujrza艂by wysokiego, pot臋偶nie zbudowanego m臋偶czyzn臋 w obszernym p艂aszczu z wielb艂膮dziej we艂ny, skrywaj膮cym kolczug臋 z mocnych, stalowych ogniw, naci膮gni臋t膮 na zwiewny, zuagirski khilat. Spod szerokiego zawoju wygl膮da艂a grzywa czarnych w艂os贸w i zbr膮zowia艂a od s艂o艅ca, m艂oda twarz.

Nagle przera藕liwy krzyk b贸lu rozdar艂 mu uszy. W labiryncie uliczek Arenjunu, Miasta Z艂odziei, podobne wrzaski nikogo nie dziwi艂y, a 偶aden ostro偶ny czy boja藕liwy cz艂owiek nie by艂 na tyle g艂upi, by wtr膮ca膰 si臋 w nie swoje sprawy. Lecz Conan nie nale偶a艂 ani do ostro偶nych, ani do boja藕liwych. Wiecznie dr臋cz膮ca go ciekawo艣膰 nie pozwoli艂a zignorowa膰 wo艂ania o ratunek. Poza tym szuka艂 pewnych ludzi i potrzebowa艂 zasi臋gn膮膰 j臋zyka.

Pos艂uszny swej gwa艂townej, barbarzy艅skiej naturze, Cymeryjczyk ruszy艂 w kierunku smugi 艣wiat艂a, przeszywaj膮cej pobliskie ciemno艣ci. W chwil臋 p贸藕niej znalaz艂 p臋kni臋cie w szczelinie zamkni臋tej okiennicy, zajrza艂 wi臋c w okno niskiego budynku o grubych, kamiennych murach.

Mia艂 przed sob膮 przestronn膮 komnat臋 obwieszon膮 aksamitnymi draperiami, pe艂n膮 kosztownych kilim贸w i sprz臋t贸w. Wok贸艂 艂o偶a sta艂o kilku m臋偶czyzn — sze艣ciu krzepkich, zamora艅skich zbir贸w i dw贸ch innych, o trudnej do okre艣lenia narodowo艣ci. Na 艂o偶u rozci膮gni臋to rozebranego do pasa cz艂owieka. By艂 to g贸ral kezankijski: wysoki, pot臋偶nie zbudowany m臋偶czyzna o nabieglych krwi膮 oczach i l艣ni膮cej od potu, szerokiej piersi. Czterech krzepkich napastnik贸w przytrzymywa艂o go za r臋ce i nogi unieruchamiaj膮c zupe艂nie, chocia偶 mi臋艣nie ko艅czyn i bark贸w drga艂y mu jak napr臋偶one liny. Na oczach Conana szczup艂y m臋偶czyzna w turbanie z czerwonego jedwabiu wyj膮艂 kleszczami roz偶arzony w臋giel z paleniska i przysun膮艂 go do dygocz膮cej, poznaczonej 艣ladami oparze艅 piersi Kezankijczyka. Inny cz艂owiek, wy偶szy od tego w czerwonym turbanie, warkn膮艂 co艣, czego Cymeryjczyk nie zrozumia艂. G贸ral gwa艂townie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i splun膮艂 w艣ciekle na pytaj膮cego. P艂on膮cy w臋giel spad艂 na ow艂osion膮 pier艣 wyrywaj膮c nieludzki ryk z ust ofiary. W tej samej chwili Conan z ca艂ej si艂y uderzy艂 ramieniem w okiennic臋.

Cymeryjczyk wcale nie post膮pi艂 tak nierozs膮dnie, jakby si臋 wydawa艂o. Z pewnych powod贸w potrzebowa艂 przyja藕ni g贸rali kezankijskich, ludzi powszechnie znanych z wrogiego nastawienia do wszystkich obcych. W艂a艣nie nadarzy艂a si臋 okazja, by j膮 sobie zaskarbi膰. Okiennica z trzaskiem rozlecia艂a si臋 w drzazgi, wpadaj膮c do 艣rodka razem z Conanem. Cymeryjczyk skoczy艂 do 艣rodka pokoju, trzymaj膮c w jednej r臋ce kr贸tk膮, zakrzywion膮 szabl臋, a w drugiej d艂ugi, zuagirski sztylet. Oprawcy odwr贸cili si臋 gwa艂townie, wydaj膮c okrzyki zdumienia.

Ujrzeli wysok膮, odzian膮 po zuagirsku posta膰 o twarzy skrytej pod fa艂dami powiewaj膮cego zawoju. W p贸艂mroku b艂ysn臋艂y roziskrzone, niebieskie oczy. Przez moment wszyscy zastygli w bezruchu.

Cz艂owiek w czerwonym turbanie rzuci艂 kr贸tki rozkaz, a wtedy rozczochrany, olbrzymi Zamoranin skoczy艂 na spotkanie nadci膮gaj膮cego przeciwnika. Opryszek trzyma艂 nisko kr贸tki miecz i zaatakowa艂 od do艂u. Cios by艂 prawdziwie morderczy, jednak wznosz膮ce si臋 rami臋 napotka艂o opadaj膮cy bu艂at Conana. Zaci艣ni臋ta na r臋koje艣ci miecza d艂o艅 polecia艂a w bok, pryskaj膮c deszczem krwi, a d艂ugie, w膮skie ostrze w lewej r臋ce Cymeryjczyka przeci臋艂o gard艂o napastnika, t艂umi膮c j臋k b贸lu.

Conan przeskoczy艂 cia艂o powalonego wroga. Ruszy艂 na Czerwony Turban i jego wysokiego kompana. Pierwszy doby艂 no偶a, drugi szabli.

—聽Za艂atw go, Jillad! — warkn膮艂 Czerwony Turban, odskakuj膮c przed gwa艂townym atakiem Cymeryjczyka. — Zal, pom贸偶 nam!

Cz艂owiek o imieniu Jillad odparowa艂 ci臋cie szabli i odda艂 cios. Conan unikn膮艂 pchni臋cia, odskakuj膮c z koci膮 zwinno艣ci膮 w bok, ale ten unik przywi贸d艂 go w zasi臋g no偶a Czerwonego Turbana. B艂ysn臋艂o ostrze, klinga uderzy艂a w bok barbarzy艅cy, ale nie zdo艂a艂a przebi膰 pier艣cieni czarnej kolczugi. Napastnik cofn膮艂 si臋 b艂yskawicznie, ledwie unikaj膮c sztychu Conana, tak, 偶e w膮ska klinga zuagirskiego sztyletu przeci臋艂a jedwabn膮 szat臋 i sk贸r臋 na piersi. Czerwony Turban potkn膮艂 si臋 o sto艂ek. Upad艂 ci臋偶ko, lecz nim Conan zdo艂a艂 wykorzysta膰 przewag臋, Jillad natar艂 na niego z szabl膮, zasypuj膮c go lawin膮 cios贸w. Odpieraj膮c atak Cymeryjczyk zauwa偶y艂, 偶e napastnik zwany 呕alem zachodzi go z boku z ci臋偶kim berdyszem w r臋ku, a Czerwony Turban gramoli si臋 na nogi.

Nie czeka艂, a偶 odetn膮 mu odwr贸t. Szerokim zamachem szabli zmusi艂 Jillada do cofni臋cia si臋. Zal uni贸s艂 berdysz do ciosu, a wtedy Conan zanurkowa艂 pod wzniesionym ramieniem i b艂yskawicznym pchni臋ciem rozci膮gn膮艂 przeciwnika na pod艂odze. Po chwili n臋dznik zwija艂 si臋 we w艂asnej krwi i wn臋trzno艣ciach. Cymeryjczyk rzuci艂 si臋 ku ludziom trzymaj膮cym wi臋藕nia. Z krzykiem wypu艣cili Kezankijczyka, si臋gaj膮c po swe zakrzywione szable. Jeniec stoczy艂 si臋 z pos艂ania, cudem zdo艂awszy unikn膮膰 ciosu, jaki wymierzy艂 mu jeden z oprawc贸w. Conan stan膮艂 mi臋dzy g贸ralem a napastnikami — chocia偶 rozpocz膮艂 si臋 odwr贸t, nadal walczy艂, odpieraj膮c ich uderzenia.

—聽Otw贸rz drzwi i wychod藕! Szybko! — krzykn膮艂 do Kezankijczyka.

—聽Psy! — rycza艂 Czerwony Turban. — Nie pozw贸lcie im uciec!

—聽Chod藕 tu i zakosztuj 艣mierci, n臋dzniku! — za艣mia艂 si臋 Conan, m贸wi膮c po zamora艅sku z barbarzy艅skim akcentem.

Os艂abiony torturami g贸ral zdo艂a艂 wreszcie odsun膮膰 rygiel i pchn膮艂 drzwi, prowadz膮ce na ma艂y dziedziniec. Potykaj膮c si臋, wybieg艂 w noc, za艣 Conan zatrzyma艂 przeciwnik贸w w w膮skim przej艣ciu, gdzie nie mogli wykorzysta膰 swej przewagi. Zadaj膮c ciosy i odparowuj膮c je, 艣mia艂 si臋 i kl膮艂 na przemian. Czerwony Turban miota艂 si臋 za plecami napieraj膮cych napastnik贸w, wykrzykuj膮c obelgi.

Szabla Conana opada艂a jak b艂yskawica. Jeden z Zamoran wrzasn膮艂 i pad艂, chwytaj膮c si臋 za pier艣. Nacieraj膮cy Jillad przewr贸ci艂 si臋 na niego. Zanim przeklinaj膮cy, wrzeszcz膮cy i cisn膮cy si臋 w przej艣ciu napastnicy zdo艂ali si臋 wydosta膰 na zewn膮trz, Conan odwr贸ci艂 si臋 i pomkn膮艂 przez dziedziniec do muru, za kt贸rym znikn膮艂 Kezankijczyk.

Wepchn膮wszy sw贸j or臋偶 za pas odbi艂 si臋 od ziemi, chwyci艂 kraw臋d藕 muru, podci膮gn膮艂 si臋 w g贸r臋 i obrzuci艂 szybkim spojrzeniem ciemn膮, kr臋t膮 uliczk臋. Nagle niebo spad艂o mu na g艂ow臋 i bez czucia stoczy艂 si臋 na drug膮 stron臋, w mrok…

Nik艂y blask padaj膮cy Conanowi na twarz ocuci艂 go. Usiad艂, mrugaj膮c oczami, kln膮c cicho i szukaj膮c po omacku swojej broni. P艂omyk zgas艂 i w ciemno艣ci rozleg艂 si臋 g艂os:

—聽Nie obawiaj si臋, Conanie z Cymerii, jestem twoim przyjacielem.

—聽Kim jeste艣, na Kroma? — spyta艂 barbarzy艅ca. Odnalaz艂 ju偶 le偶膮c膮 obok szabl臋 i nieznacznie podkurczy艂 nogi do skoku. Le偶a艂 na ulicy, u podn贸偶a muru, z kt贸rego spad艂, a pochylony nad nim cz艂owiek stanowi艂 zaledwie niewyra藕ny, kr臋py kszta艂t na tle rozgwie偶d偶onego nieba.

—聽Przyjacielem — powt贸rzy艂 tamten mi臋kkim, iranista艅skim akcentem. — Nazywaj mnie Sassan.

Conan podni贸s艂 si臋 z szabl膮 w d艂oni. Iranista艅czyk wyci膮gn膮艂 co艣 w jego kierunku. W 艣wietle gwiazd Conan dostrzeg艂 b艂ysk stali, lecz nim zada艂 cios zrozumia艂, 偶e nieznajomy trzyma w r臋ku jego w艂asny sztylet, skierowany nie ostrzem, lecz r臋koje艣ci膮.

—聽Jeste艣 podejrzliwy jak wilk, Cymeryjczyku — za艣mia艂 si臋 Sassan. — Lepiej zachowaj swoj膮 stal dla wrog贸w.

—聽Gdzie oni s膮? — zapyta艂 Conan, bior膮c sztylet.

—聽Odjechali w g贸ry, tropem Okrwawionego Boga.

Barbarzy艅ca doskoczy艂 do艅 i chwyciwszy 偶elaznym chwytem za khilat na piersiach Sassana, zajrza艂 w kpi膮ce, ciemne oczy o zagadkowym wyrazie.

—聽Niech ci臋 diabli, m贸w, co wiesz o Okrwawionym Bogu! — sykn膮艂, przyciskaj膮c n贸偶 do boku Iranista艅czyka, tu偶 pod 偶ebrami.

—聽Wiem — powiedzia艂 Sassan — 偶e przyby艂e艣 do Arenjunu, 艣cigaj膮c z艂odziei, kt贸rzy ukradli ci map臋, pokazuj膮c膮 miejsce ukrycia skarbu wi臋kszego od bogactw Yildiza. Ja r贸wnie偶 czego艣 tu szukam. Ukrywa艂em si臋 w pobli偶u i widzia艂em przez dziur臋 w murze, jak wpad艂e艣 do komnaty, gdzie torturowano Kezankijczyka. Sk膮d wiedzia艂e艣, 偶e to oni ukradli twoj膮 map臋?

—聽Wcale nie wiedzia艂em — mrukn膮艂 Conan, . — Us艂ysza艂em krzyk i wydawa艂o mi si臋, 偶e powinienem si臋 wtr膮ci膰. Gdybym wiedzia艂, 偶e to ci, kt贸rych szukam… Co jeszcze wiesz?

—聽Niewiele. Niedaleko st膮d, w g贸rach, znajduje si臋 ukryta 艣wi膮tynia, do kt贸rej nawet g贸rale boj膮 si臋 zbli偶y膰. M贸wi膮, 偶e stoi tam od niepami臋tnych czas贸w, a uczeni m臋偶owie spieraj膮 si臋, czy zosta艂a zbudowana przez Grondarian, czy te偶 postawi艂 j膮 nieznany, pradawny lud, zamieszkuj膮cy Hyrkani臋 ju偶 po Kataklizmie. Kezankijczycy nie dopuszczaj膮 tam obcych, ale Nemedyjczykowi imieniem Ostorio uda艂o si臋 j膮 odnale藕膰. Wszed艂 do 艣rodka i ujrza艂 z艂oty pos膮偶ek, wysadzany czerwonymi kamieniami. Nazwa艂 go Okrwawionym Bogiem. Nie m贸g艂 go zabra膰 ze sob膮, bo pos膮偶ek by艂 wi臋kszy od cz艂owieka i o wiele za ci臋偶ki, ale sporz膮dzi艂 map臋, zamierzaj膮c po niego wr贸ci膰. Wydosta艂 si臋 szcz臋艣liwie z krainy g贸r, lecz jaki艣 zbir zad藕ga艂 go w Shadizarze. Zanim umar艂, da艂 map臋 tobie, Conanie.

—聽I co dalej? — spyta艂 ponuro Cymeryjczyk.

Na ulicy by艂o wci膮偶 pusto i cicho.

—聽Skradziono ci j膮 — rzek艂 Sassan. — Wiesz, kto to zrobi艂.

—聽Z pocz膮tku nie mia艂em poj臋cia — burkn膮艂 Conan. P贸藕niej dowiedzia艂em si臋, 偶e z艂odziejami byli Koryntjanin Zyras i Arahak — wydziedziczony ksi膮偶臋 tura艅ski. Ich s艂uga szpiegowa艂 umieraj膮cego Ostoria i doni贸s艂 im o mapie. 艢ciga艂em ich a偶 tutaj, ale nie wiedzia艂em, jak wygl膮daj膮. Dzi艣 wiecz贸r us艂ysza艂em, 偶e ukrywaj膮 si臋 gdzie艣 w pobli偶u. Kr膮偶y艂em w ciemno艣ciach, szukaj膮c jakiego艣 艣ladu, kiedy us艂ysza艂em ten krzyk.

—聽Walczy艂e艣 z nimi, nie wiedz膮c, kim s膮! — rzek艂 Sassan. — Kezankijczyk to Rustum — szpieg Keraspy, naczelnika g贸rali. Zwabili go do tego domu i przypiekali, by zdradzi艂 im tajemne przej艣cie przez g贸ry. Reszt臋 wiesz.

—聽Wszystko, pr贸cz tego, kto mnie str膮ci艂 z muru.

—聽Kt贸ry艣 z nich rzuci艂 sto艂kiem i trafi艂 ci臋 w g艂ow臋. Kiedy spad艂e艣 na drug膮 stron臋, nie po艣wi臋cili ci wi臋cej uwagi. Pewnie s膮dzili, 偶e nie 偶yjesz, albo nie poznali ci臋 w tym stroju. Rzucili si臋 za Kezankijczykiem, lecz nie wiem, czy go schwytali. Niebawem wr贸cili, wsiedli na konie i pognali jak szaleni na zach贸d, zostawiaj膮c cia艂a zabitych. Poszed艂em sprawdzi膰, kim jeste艣 i pozna艂em ci臋.

—聽Zatem cz艂owiek w czerwonym turbanie to Arahak — mrukn膮艂 Conan. — A gdzie Zyras?

—聽Przebrany za Tura艅czyka. To ten, na kt贸rego wo艂ali Jillad.

—聽Aha! A co z tob膮? — warkn膮艂 Conan.

—聽Tak jak ty, chc臋 zdoby膰 pos膮偶ek, mimo 偶e spo艣r贸d wszystkich, kt贸rzy wyruszyli na jego poszukiwanie, tylko Ostorio powr贸ci艂 偶ywy. Jakie艣 przekle艅stwo zdaje si臋 ci膮偶y膰 na tych, kt贸rzy zamierzaj膮 spl膮drowa膰 艣wi膮tyni臋…

—聽Co o tym wiesz? — spyta艂 ostro Cymeryjczyk.

Sassan wzruszy艂 ramionami.

—聽Niewiele. G贸rale m贸wi膮 o kl膮twie rzuconej przez boga na wszystkich, kt贸rzy wyci膮gaj膮 chciwe race po jego pos膮偶ek, ale ja nie wierz臋 w zabobony. My艣l臋, 偶e ty te偶 si臋 ich nie l臋kasz, prawda?

—聽Oczywi艣cie, 偶e nie!

Prawd臋 m贸wi膮c, Conan l臋ka艂 si臋. Chocia偶 nie obawia艂 si臋 cz艂owieka ani zwierz臋cia, nadprzyrodzone zjawiska wywo艂ywa艂y w jego barbarzy艅skiej duszy atawistyczny l臋k. Nie zamierza艂 si臋 jednak do tego przyznawa膰.

—聽Co chcesz przez to powiedzie膰? — spyta艂 Iranista艅czyka.

—聽No, tylko tyle, 偶e 偶aden z nas nie zdo艂a sam stawi膰 czo艂a ca艂ej bandzie Zyrasa, natomiast razem mo偶emy rzuci膰 si臋 za nimi w po艣cig i odebra膰 im bo偶ka. Co ty na to?

—聽Tak, zrobimy to. Je艣li jednak spr贸bujesz jakich艣 sztuczek, zabij臋 ci臋 jak psa.

Sassan roze艣mia艂 si臋.

—聽Wiem, do czego jeste艣 zdolny. Mo偶esz mi zaufa膰.

Chod藕, konie czekaj膮.

Iranista艅czyk poprowadzi艂 Conana przez labirynt uliczek ze zwieszaj膮cymi si臋 z g贸ry a偶urowymi balkonami i przez ciemne, cuchn膮ce zau艂ki, a偶 zatrzymali si臋 przed bram膮 o艣wietlon膮 blaskiem zawieszonej nad ni膮 latarni. Na pukanie w furcie pojawi艂a si臋 brodata twarz. Sassan powiedzia艂 cicho kilka s艂贸w i bram臋 otwarto. Wszed艂 do 艣rodka, a za nim dr臋czony podejrzeniami Conan. Jednak konie rzeczywi艣cie na nich czeka艂y.

Na rozkaz nadzorcy zaspani s艂udzy pocz臋li je siod艂a膰 i nape艂nia膰 juki 偶ywno艣ci膮.

Wkr贸tce Conan i Sassan wyjechali z miasta zachodni膮 bram膮, niedbale strze偶on膮 przez zaspane stra偶e. Sassan by艂 t臋gim, lecz muskularnym m臋偶czyzn膮 o szerokiej, bystrej twarzy i 偶ywych, ciemnych oczach. By艂 uzbrojony we w艂贸czni臋, z kt贸r膮 obchodzi艂 si臋 ze zr臋czno艣ci膮 艣wiadcz膮c膮 o du偶ej wprawie. Conan nie w膮tpi艂, 偶e w potrzebie Sassan b臋dzie walczy艂 r贸wnie sprawnie i dzielnie. Nie w膮tpi艂 te偶, 偶e mo偶e polega膰 na jego uczciwo艣ci tak d艂ugo, jak d艂ugo ich przymierze b臋dzie korzystne dla Iranista艅czyka, i 偶e p贸藕niej Sassan b臋dzie si臋 stara艂 zamordowa膰 wsp贸lnika przy pierwszej sposobno艣ci, byle tylko zatrzyma膰 dla siebie ca艂y 艂up.

艢wit zasta艂 ich w艣r贸d poszarpanych w膮woz贸w nagich, czarnych G贸r Kezankijskich, oddzielaj膮cych najdalej na wsch贸d wysuni臋te granice Zamory i Koth od r贸wnin tura艅skich step贸w. Chocia偶 zar贸wno Zamora, jak i Koth ro艣ci艂y sobie prawa do tego obszaru, 偶adne z pa艅stw nie zdo艂a艂o go podbi膰 i Arenjun, bezpiecznie usytuowany na urwistej skale, skutecznie powstrzymywa艂 ci膮g艂e najazdy tura艅skich hord ze wschodu. Droga ci膮gle rozga艂臋zia艂a si臋, 艣lady kopyt traci艂y na wyrazisto艣ci, a偶 wreszcie Sassan przyzna艂, 偶e nie wie, gdzie si臋 znajduj膮.

—聽Nadal jedziemy po ich 艣ladach — powiedzia艂 Conan — a chocia偶 ty ich nie widzisz, ja nie straci艂em ich z oczu.

Min臋艂o par臋 godzin i 艣lady kopyt zn贸w sta艂y si臋 widoczne.

—聽Doganiamy ich — rzek艂 Conan. — Maj膮 nad nami przewag臋 liczebn膮. Musimy pozosta膰 poza zasi臋giem ich wzroku, dop贸ki pos膮g nie znajdzie si臋 w ich r臋kach. Potem zastawimy zasadzk臋 i odbierzemy im zdobycz.

Sassanowi rozb艂ys艂y oczy.

—聽Dobrze! Lecz nade wszystko ostro偶no艣膰! To kraina Keraspy, a on grabi wszystkich podr贸偶nych.

Wczesnym popo艂udniem nadal zd膮偶ali po 艣ladach star膮, prawie zatart膮 drog膮. W艂a艣nie dotarli do w膮skiego w膮wozu, gdy Sassan rzek艂:

—聽Je艣li ten Kezankijczyk wr贸ci艂 do swojej wioski, to mo偶emy mie膰 k艂opoty.

Gwa艂townie 艣ci膮gn臋li wodze, bo nagle z w膮wozu wyjecha艂 szczup艂y g贸ral o ostrych rysach twarzy.

—聽Sta膰! — krzykn膮艂, unosz膮c r臋k臋. — Z czyjego rozkazu wjechali艣cie na ziemi臋 Keraspy?

—聽Spokojnie — mrukn膮艂 Conan do Iranista艅czyka. — On z pewno艣ci膮 nie jest sam.

—聽Keraspa pobiera myto od podr贸偶nych — rzek艂 cicho Sassan. — Mo偶e tylko o to im chodzi.

Gmeraj膮c za pasem, rzek艂 do je藕d藕ca:

—聽Jeste艣my tylko ubogimi w臋drowcami, ale radzi op艂acimy myto waszemu dzielnemu naczelnikowi. Jeste艣my sami…

—聽A ten z ty艂u? — spyta艂 g贸ral, ruchem g艂owy wskazuj膮c na drog臋, kt贸r膮 przybyli. Sassan odwr贸ci艂 si臋. W tej偶e chwili Kezankijczyk wyrwa艂 zza pasa sztylet i zada艂 b艂yskawiczny cios. Uczyni艂 to bardzo szybko, ale Conan by艂 jeszcze szybszy. Ostrze zmierza艂o ku gard艂u Sassana, gdy rozleg艂 si臋 ostry 艣wist i brz臋k stali uderzaj膮cej o stal. Sztylet wylecia艂 z r膮k Kezankijczyka, kt贸ry z przekle艅stwem chwyci艂 za r臋koje艣膰 szabli. Nim zd膮偶y艂 jej doby膰, Cymeryjczyk uderzy艂 ponownie, rozcinaj膮c turban i czaszk臋. Ko艅 g贸rala, r偶膮c i kwicz膮c, zrzuci艂 cia艂o pana na ziemi臋. Conan spi膮艂 swojego wierzchowca.

—聽Do w膮wozu! — wrzasn膮艂. — To zasadzka!

Zanim cia艂o Kezankijczyka stoczy艂o si臋 na ziemi臋, powietrze przeszy艂 艣wist strza艂 i brz臋k ci臋ciw. Rumak Sassana, ugodzony strza艂膮 w kark, poderwa艂 si臋 do galopu i poni贸s艂 je藕d藕ca w g艂膮b w膮wozu. Poganiaj膮c swojego wierzchowca, Conan poczu艂 mu艣ni臋cie przelatuj膮cej ko艂o ucha strza艂y. Pomkn膮艂 za Sassanem, kt贸ry straci艂 panowanie nad swoim koniem. P臋dz膮c w kierunku w膮wozu ujrzeli wypadaj膮cych z niego galopem je藕d藕c贸w, wywijaj膮cych szerokimi, zakrzywionymi szablami. Sassan poniecha艂 pr贸b okie艂znania rozszala艂ego rumaka i przebi艂 w艂贸czni膮 pierwszego z atakuj膮cych. Grot przeszy艂 napastnika, wyrzucaj膮c go z siod艂a.

W nast臋pnej chwili Conan zr贸wna艂 si臋 z drugim je藕d藕cem, kt贸ry zamachn膮艂 si臋 na艅 ci臋偶k膮 szabl膮. Cymeryjczyk uni贸s艂 swoj膮 bro艅, konie uderzy艂y piersi膮 o pier艣 i stalowe ostrza zwi膮za艂y si臋 z brz臋kiem. Conan stan膮艂 w strzemionach. Zebrawszy wszystkie si艂y uderzy艂, 艂ami膮c gard臋 przeciwnika i roz艂upuj膮c mu czaszk臋.

Nie zatrzymuj膮c si臋, galopowali w g艂膮b w膮wozu, 艣cigani 艣wistem strza艂. 艢miertelnie raniony ko艅 Sassana potkn膮艂 si臋 i upad艂, lecz Iranista艅czyk zwinnie zeskoczy艂 z padaj膮cego zwierz臋cia.

—聽Siadaj za mn膮! — krzykn膮艂 Conan, spinaj膮c cugle.

Sassan z w艂贸czni膮 w d艂oni wskoczy艂 na ko艅ski zad. Spi臋ty ostrogami, ob艂adowany rumak ruszy艂 ci臋偶kim galopem. Rozbrzmiewaj膮ce w tyle wrzaski 艣wiadczy艂y o tym, 偶e 艂ucznicy pobiegli do swych ukrytych wierzchowc贸w. Po chwili zakr臋t w膮wozu st艂umi艂 wszelkie odg艂osy.

—聽Ten kezankijski szpieg musia艂 dotrze膰 do Keraspy — dysza艂 Sassan. — Pragn膮 krwi, nie z艂ota. My艣lisz, 偶e dostali Zyrasa?

—聽M贸g艂 przejecha膰, zanim zastawili pu艂apk臋, a mo偶e to w艂a艣nie jego tropili i nadziali艣my si臋 na nich przypadkiem. My艣l臋, 偶e Zyras ze swoimi lud藕mi jest wci膮偶 przed nami.

O mil臋 dalej, wje偶d偶aj膮c w rozleg艂膮 kotlin臋 otoczon膮 ska艂ami, us艂yszeli s艂abe odg艂osy pogoni. Po drugiej stronie stromy stok prowadzi艂 w g贸r臋, na w膮sk膮 prze艂臋cz. Doje偶d偶aj膮c do niej zobaczyli, 偶e przej艣cie jest zamkni臋te niewysokim, kamiennym murem. Sassan krzykn膮艂 i zeskoczy艂 z konia, kryj膮c si臋 przed chmar膮 nadlatuj膮cych ze 艣wistem strza艂. Jedna z nich wbi艂a si臋 g艂臋boko w ko艅sk膮 pier艣. Zwierz臋 zachwia艂o si臋, po czym run臋艂o z 艂oskotem. Conan zeskoczy艂 w ostatniej chwili. Przetoczy艂 si臋 za g艂azy, gdzie ju偶 znalaz艂 schronienie jego towarzysz. Kolejne pociski 艂ama艂y si臋 na kamieniach albo z g艂uchym stukiem wbija艂y si臋 w ziemi臋. Obaj awanturnicy popatrzyli po sobie.

—聽Znale藕li艣my Zyrasa! — rzek艂 Sassan, wyginaj膮c wargi w sardonicznym u艣miechu.

—聽Zaraz przypuszcz膮 atak — wyszczerzy艂 z臋by Conan — a Keraspa zamknie potrzask z ty艂u.

Zza muru nadlecia艂 ur膮gliwy g艂os Zyrasa:

—聽Wyjd藕cie i dajcie si臋 zastrzeli膰, kundle! Co to za Zuagir stoi obok ciebie, Sassan? My艣la艂em, 偶e rozwali艂em mu 艂eb zesz艂ej nocy!

—聽Jestem Conan! — rykn膮艂 Cymeryjczyk.

—聽Mog艂em si臋 domy艣li膰 — krzykn膮艂 Zyras po kr贸tkim milczeniu. — No, teraz was mamy!

—聽Jedziemy na tym samym koniu! — krzykn膮艂 Conan. — S艂yszeli艣cie odg艂osy walki w w膮wozie?

—聽Tak, s艂yszeli艣my je, kiedy poili艣my konie. Kto was 艣ciga?

—聽Keraspa z setk膮 Kezankijczyk贸w! My艣lisz, 偶e kiedy z nami sko艅cz膮, to pozwol膮 wam odej艣膰? Torturowali艣cie jednego z nich!

—聽Lepiej po艂膮czmy nasze si艂y — doda艂 Sassan.

—聽M贸wisz prawd臋? — nie dowierza艂 Zyras.

Nad murem pojawi艂a si臋 jego okryta turbanem g艂owa.

—聽Jeste艣 g艂uchy, cz艂owieku? — odpar艂 Conan.

W膮w贸z rozbrzmiewa艂 wrzaskami i t臋tentem kopyt.

—聽Chod藕cie tu, szybko! — zawo艂a艂 Zyras. — Do艣膰 b臋dzie czasu na podzia艂 艂upu, je偶eli wyjdziemy z tego z 偶yciem.

Conan i Sassan wyskoczyli z ukrycia i pobiegli po stoku do muru, gdzie 偶ylaste r臋ce pomog艂y im przej艣膰 na drug膮 stron臋. Barbarzy艅ca spojrza艂 na swoich nowych sprzymierze艅c贸w. Zyras, ponury m臋偶czyzna o twardym spojrzeniu, odziany w tu — ra艅ski str贸j, Arshak, elegancki nawet po tylu godzinach konnej jazdy, trzech 艣niadosk贸rych Zamoran, szczerz膮cych z臋by na powitanie. Zar贸wno Zyras, jak Arshak, nosili kr贸tkie kolczugi, takie same jak Conan i Sassan.

Kezankijczycy — blisko dwudziestu je藕d藕c贸w — 艣ci膮gn臋li wodze, gdy 艣mign臋艂y ku nim strza艂y z 艂uk贸w Arshaka i Zamoran. Kilku odpowiedzia艂o t膮 sam膮 broni膮, lecz wi臋kszo艣膰 zawr贸ci艂a, odje偶d偶aj膮c poza zasi臋g strza艂. Zsiedli z koni, szykuj膮c si臋 do ataku, gdy偶 mur by艂 zbyt wysoki na konn膮 szar偶臋. Jeden rumak mia艂 puste siod艂o, inny wl贸k艂 za sob膮 rannego je藕d藕ca z nog膮 uwi臋z艂膮 w strzemieniu.

—聽Musieli nas 艣ledzi膰! — warkn膮艂 Zyras. — Oszuka艂e艣 nas, Conanie! Tam nie ma setki wojownik贸w!

—聽Starczy ich, by poder偶n膮膰 nam gard艂a — odpar艂 Cymeryjczyk, pr贸buj膮c kciukiem ostrza swego miecza. — A Keraspa mo偶e w ka偶dej chwili pos艂a膰 po posi艂ki.

—聽Za tym murem nie jeste艣my bez szans — mrukn膮艂 Zyras. — Chyba wybudowa艂 go ten sam lud, kt贸ry postawi艂 艣wi膮tyni臋 Okrwawionego Boga. Oszcz臋dzajcie strza艂y!

Kezankijczycy ruszyli w g贸r臋 zwart膮 grup膮, os艂aniani przez czterech 艂ucznik贸w nieustannie szyj膮cych strza艂ami z bok贸w. Biegn膮cy na przedzie trzymali przed sob膮 lekkie puklerze. Conan dostrzeg艂 p艂omiennorud膮 brod臋 Keraspy. Chytry naczelnik kry艂 si臋 za plecami swoich ludzi.

—聽Strzela膰! — wrzasn膮艂 Zyras.

Strza艂y wpad艂y w t艂um i trzy wij膮ce si臋 postacie pozosta艂y na stoku, jednak reszta par艂a naprz贸d z dziko pa艂aj膮cymi oczami i zimnym 偶elazem zaci艣ni臋tym w ow艂osionych 艂apskach. Obro艅cy wystrzelili w zgraj臋 napastnik贸w ostatnie strza艂y i stan臋li na murze dobywaj膮c broni. G贸rale przypu艣cili atak. Kilku pr贸bowa艂o podsadzi膰 towarzyszy, inni opierali puklerze o mur, aby dostarczy膰 im stopni. Wzd艂u偶 zapory rozlega艂 si臋 艂omot uderze艅, szcz臋k stali i przekle艅stwa gin膮cych. Conan odr膮ba艂 g艂ow臋 pierwszemu Kezankijczykowi i ujrza艂, jak stoj膮cy obok Sassan wbija w艂贸czni臋 w rozdziawione usta innego tak, 偶e ostrze wysz艂o przez kark. Dzikooki g贸ral, tocz膮c pian臋 z ust, d藕gn膮艂 jednego z Zamoran no偶em w brzuch. W powsta艂膮 luk臋 natychmiast wcisn臋li si臋 wyj膮cy Kezankijczycy, wdrapuj膮c si臋 na mur i przeskakuj膮c na drug膮 stron臋, zanim Cymeryjczyk zdo艂a艂 ich powstrzyma膰. Barbarzy艅ca otrzyma艂 cios w lewe rami臋, lecz odda艂 go z nawi膮zk膮, gruchocz膮c kark napastnika.

Przeskoczy艂 obalonego g贸rala i run膮艂 w t艂um napastnik贸w, nie maj膮c czasu rzuci膰 okiem, jaki obr贸t przybra艂a walka na flankach. Zyras przeklina艂 po koryntia艅sku, Arshak po hyrka艅sku. Kto艣 przera藕liwie wrzeszcza艂. Jaki艣 g贸ral 艣cisn膮艂 gorylimi 艂apskami szyj臋 Conana, lecz ten tylko napr臋偶y艂 mi臋艣nie karku i pchn膮艂 no偶em przeciwnika, kt贸ry pu艣ci艂 go z j臋kiem i stoczy艂 si臋 z muru. Dysz膮c ci臋偶ko i rozgl膮daj膮c si臋, Cymeryjczyk u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nap贸r zel偶a艂. Kilku pozosta艂ych przy 偶yciu g贸rali ku艣tyka艂o po stoku — wszyscy broczyli krwi膮. U podn贸偶a muru le偶a艂 stos trup贸w. Wszyscy trzej Zamoranie byli martwi lub umieraj膮cy. Opodal, wsparty plecami o g艂azy, siedzia艂 Arshak. Krew ciek艂a mu przez palce. Jego wargi posinia艂y, lecz zmusi艂 si臋 do niesamowitego u艣miechu.

—聽Urodzony w pa艂acu — szepta艂 — umieram pod murem, jak pies… Niewa偶ne — los tak chcia艂… Ten pos膮偶ek jest przekl臋ty — wszyscy, kt贸rzy go poszukiwali, zgin臋li… Z tymi s艂owami zmar艂.

Zyras, Conan i Sassan popatrzyli po sobie w milczeniu — trzech ponurych, zbryzganych krwi膮 obszarpa艅c贸w. Ka偶dy z nich by艂 lekko ranny w r臋k臋 lub nog臋, ale kolczugi uchroni艂y ich od 艣mierci, kt贸ra dopad艂a ich towarzyszy.

—聽Widzia艂em, jak Keraspa umyka艂 chy艂kiem! — warkn膮艂 Zyras. — P贸jdzie do wioski i sprowadzi nam na g艂ow臋 ca艂e plemi臋. Musimy si臋 pospieszy膰, znale藕膰 pos膮偶ek i wywie藕膰 go, zanim Keraspa nas dopadnie. Z艂ota wystarczy dla trzech.

—聽Racja — zagrzmia艂 Conan — ale zanim wyruszymy, oddaj mi moj膮 map臋.

Zyras otworzy艂 usta, chc膮c co艣 powiedzie膰, ale zamkn膮艂 je widz膮c, 偶e Sassan podni贸s艂 艂uk jednego z Zamoran i na艂o偶y艂 strza艂臋 na ci臋ciw臋.

—聽R贸b, jak ci m贸wi Conan — rzek艂 Iranista艅czyk.

Zyras wzruszy艂 ramionami i odda艂 wymi臋ty pergamin.

—聽Niech was diabli, chyba zas艂u偶y艂em na trzeci膮 cz臋艣膰 skarbu.

Cymeryjczyk zerkn膮艂 na map臋 i wepchn膮艂 j膮 za pas.

—聽W porz膮dku. Nie 偶ywi臋 urazy. Jeste艣 wieprz, lecz je艣li b臋dziesz post臋powa艂 z nami uczciwie, my te偶 b臋dziemy w porz膮dku, prawda, Sassan?

Zapytany kiwn膮艂 g艂ow膮, po czym nape艂ni艂 ko艂czan strza艂ami.

Konie Zyrasa sta艂y uwi膮zane pod murem. Trzej kompani wybrali trzy najlepsze wierzchowce oraz trzy zapasowe i ruszyli dalej. Zapad艂a noc, ale z uwagi na Kerasp臋 parli naprz贸d, nie zwa偶aj膮c na ciemno艣ci. Conan czujnie obserwowa艂 swoich wsp贸lnik贸w. Wiedzia艂, 偶e decyduj膮ca chwila nadejdzie dopiero wtedy, gdy znajd膮 si臋 z pos膮偶kiem w bezpiecznym miejscu i nie b臋d膮 ju偶 sobie potrzebni. Wtedy Zyras i Sassan mog膮 si臋 zm贸wi膰, by go zamordowa膰, lub te偶 jeden z nich przedstawi mu plan zabicia drugiego, lecz ju偶 teraz wola艂 ich mie膰 na oku. Mimo, 偶e Cymeryjczyk by艂 twardy i bezlitosny, barbarzy艅skie poczucie honoru nie pozwala艂o mu samemu pr贸bowa膰 zdrady. Zastanawia艂 si臋 te偶, co chcia艂 powiedzie膰 mu przed 艣mierci膮 tw贸rca mapy. 艢mier膰 przysz艂a po Ostoria w chwili, gdy zacz膮艂 opisywa膰 艣wi膮tyni臋. Nemedianin chcia艂 w艂a艣nie ostrzec przed czym艣 Conana, kiedy krew uderzy艂a mu do ust.

Zbli偶a艂 si臋 艣wit. Z w膮skiego w膮wozu wjechali w dolin臋 otoczon膮 stromymi 艣cianami skalnymi. W膮w贸z, kt贸rym przybyli, by艂 jedyn膮 drog膮 prowadz膮c膮 do niecki. Znale藕li si臋 na skalnej p贸艂ce o szeroko艣ci prawie trzydziestu krok贸w. Po jednej stronie urwisko wznosi艂o si臋 na strza艂 z luku, po drugiej opada艂o w d贸艂, w bezdenn膮 przepa艣膰. Wydawa艂o si臋, 偶e nie spos贸b zej艣膰 t臋dy na zasnute mg艂膮 dno doliny. Jednak trzej wsp贸lnicy niewiele uwagi po艣wi臋cili pos臋pnemu krajobrazowi, zaabsorbowani widokiem, kt贸ry kaza艂 im zapomnie膰 o g艂odzie i znu偶eniu.

Na skalnej p贸艂ce sta艂a b艂yszcz膮ca we wschodz膮cym s艂o艅cu 艣wi膮tynia, wykuta w pionowej 艣cianie urwiska. Wielki portyk by艂 zwr贸cony w stron臋 wylotu w膮wozu. Wyst臋p prowadzi艂 do wielkich, pozielenia艂ych ze staro艣ci, mosi臋偶nych wr贸t. Conan nawet nie pr贸bowa艂 odgadn膮膰, jaki lud i jaka kultura postawi艂a tu t臋 budowl臋. Rozwin膮艂 map臋 i spojrza艂 w notatki na marginesie, usi艂uj膮c znale藕膰 spos贸b otwarcia drzwi.

Sassan ze艣lizn膮艂 si臋 z siod艂a i pobieg艂 naprz贸d, krzycz膮c g艂o艣no z rado艣ci.

—聽G艂upiec — mrukn膮艂 Zyras, zeskakuj膮c z konia. — Ostorto zostawi艂 na marginesie mapy ostrze偶enie — co艣 o pobieraniu daniny przez boga.

Sassan szarpa艂 r贸偶ne ozdoby i wypuk艂o艣ci portalu. Po chwili us艂yszeli triumfalny okrzyk — odrzwia drgn臋艂y. Nagle krzyk Iranista艅czyka zmieni艂 si臋 we wrzask trwogi. Wrota zako艂ysa艂y si臋 i run臋艂y, rozgniataj膮c go jak much臋. Metalowa p艂yta zupe艂nie przykry艂a cia艂o. Po ziemi s膮czy艂y si臋 strumyki ciemnej krwi.

Zyras wzruszy艂 ramionami.

—聽M贸wi艂em, 偶e to g艂upiec. Ostorio musia艂 znale藕膰 jaki艣 spos贸b otwierania wr贸t, tak by nie spad艂y z zawias贸w.

O jednego przysz艂ego przeciwnika mniej, pomy艣la艂 Conan.

—聽Te zawiasy to oszustwo — rzek艂, ogl膮daj膮c z bliska drzwi. — Ha! Znowu si臋 podnosz膮!

Zawiasy by艂y, jak stwierdzi艂 Cymeryjczyk, fa艂szywe. Wrota umocowano na dw贸ch pier艣cieniach, umieszczonych przy dolnych rogach tak, 偶e mog艂y opada膰 na zewn膮trz jak most zwodzony. Od obu g贸rnych rog贸w bieg艂y w g贸r臋 艂a艅cuchy, znikaj膮ce w otworach wykutych w g贸rnej kraw臋dzi framugi. Teraz 艂a艅cuchy z cichym zgrzytem napr臋偶y艂y si臋 i zacz臋艂y ci膮gn膮膰 drzwi w g贸r臋, do poprzedniej pozycji. Conan porwa艂 upuszczon膮 przez Sassana w艂贸czni臋 i opar艂szy jej koniec w wy偶艂obieniu wewn臋trznej powierzchni drzwi, wcisn膮艂 ostrze w r贸g portalu. Zgrzytliwy d藕wi臋k usta艂 i drzwi stan臋艂y, lekko uniesione. — Sprytnie — przyzna艂 Zyras. — Skoro b贸g pobra艂 ju偶 swoj膮 danin臋, powinni艣my mie膰 woln膮 drog臋.

Wszed艂 na p艂yt臋 le偶膮cych drzwi i wkroczy艂 do 艣wi膮tyni. Conan ruszy艂 za nim. Zatrzymali si臋 w przedsionku i zajrzeli do mrocznego wn臋trza, jakby zagl膮dali w gniazdo 偶mij. W staro偶ytnej 艣wi膮tyni zalega艂a cisza, zak艂贸cana jedynie cichym szuraniem ich st贸p. Weszli ostro偶nie w p贸艂mrok. Szkar艂atne promienie razi艂y ich oczy jak blask zachodz膮cego s艂o艅ca. Ujrzeli z艂oty pos膮g bo偶ka, wysadzany czerwono p艂on膮cymi kamieniami.

Figura, nieco wi臋ksza od doros艂ego cz艂owieka, przedstawia艂a m臋偶czyzn臋 o proporcjach kar艂a, stoj膮cego szerokimi, p艂askimi stopami na bloku bazaltu. Po obu stronach zwr贸conego twarz膮 do wej艣cia bo偶ka ustawiono wielkie, rze藕bione fotele z czarnego drewna, ozdobione klejnotami i macic膮 per艂ow膮, w stylu niepodobne do niczego, co Conan widzia艂 w czasie swoich licznych w臋dr贸wek.

Nieco na lewo, kilka st贸p od podstawy piedesta艂u, pod艂og臋 艣wi膮tyni przecina艂a od 艣ciany do 艣ciany szczelina szeroko艣ci blisko pi臋tnastu st贸p. Kiedy艣, zapewne zanim jeszcze wybudowano tu 艣wi膮tyni臋, ska艂a p臋k艂a podczas trz臋sienia ziemi. Bez w膮tpienia przed wiekami kap艂ani odra偶aj膮cego kultu rzucali w t臋 ciemn膮 przepa艣膰 wrzeszcz膮ce ofiary jako danin臋 dla bo偶ka. Wynios艂e 艣ciany 艣wi膮tyni by艂y pokryte dziwnymi rze藕bami, a sklepienie gin臋艂o w mroku. Jednak wpatrzeni w pos膮g awanturnicy nie zwracali na to uwagi. Mimo zwierz臋cej, odra偶aj膮cej formy, bo偶ek stanowi艂 fortun臋; ten widok na chwil臋 zm膮ci艂 zdrowy rozs膮dek Conana.

—聽Na Kroma i Ymira! — westchn膮艂. — Za te rubiny mo偶na by kupi膰 kr贸lestwo!

—聽To zbyt wiele, aby dzieli膰 si臋 z barbarzy艅skim ciur膮 — rzek艂 Zyras.

Te wycedzone nie艣wiadomie przez zaci艣ni臋te z臋by s艂owa ostrzeg艂y Cymeryjczyka. B艂yskawicznie uchyli艂 si臋, unikaj膮c ciosu. 艢wiszcz膮ce ostrze musn臋艂o tylko jego szyj臋, odcinaj膮c kosmyk d艂ugich w艂os贸w. Kln膮c w duchu w艂asn膮 nieostro偶no艣膰, Conan odskoczy艂 i wyci膮gn膮艂 szabl臋 z pochwy. Zyras natar艂 na艅 z impetem, lecz barbarzy艅ca odparowa艂 pchni臋cie. Wymieniaj膮c ciosy przesuwali si臋 tam i z powrotem przed wpatrzonym w nich bo偶kiem. 艢wi膮tynia rozbrzmiewa艂a tupotem ich n贸g, sapaniem i brz臋kiem stali. Conan by艂 wy偶szy od Koryntianina, lecz ten by艂 silny, zr臋czny i do艣wiadczony — zna艂 wiele niebezpiecznych sztych贸w. Raz po raz Cymeryjczyk by艂 o w艂os od 艣mierci.

Nagle Conan po艣lizn膮艂 si臋 na g艂adkiej posadzce i szabla skr臋ci艂a mu si臋 w d艂oni. Zyras w艂o偶y艂 ca艂膮 swoj膮 si艂臋 i zr臋czno艣膰 w pchni臋cie, kt贸re przebi艂oby przeciwnika na wylot, gdyby si臋gn臋艂o celu — lecz barbarzy艅ca nie straci艂 r贸wnowagi a偶 tak bardzo, jakby si臋 wydawa艂o. Zwinnie jak kot odsun膮艂 si臋 na bok tak, 偶e d艂uga klinga przesz艂a mu pod praw膮 pach膮, przeszywaj膮c powiewny khilat… Na moment ostrze uwi臋z艂o w materiale. Zyras d藕gn膮艂 sztyletem trzymanym w lewej r臋ce. Ostrze wbi艂o si臋 w prawe rami臋 Conana, lecz w tej samej chwili n贸偶 Cymeryjczyka przebi艂 kolczug臋 przeciwnika i utkwi艂 mi臋dzy 偶ebrami. Koryntianin zagulgota艂, zachwia艂 si臋 i run膮艂 na posadzk臋.

Conan upu艣ci艂 n贸偶 i przykucn膮艂, odrywaj膮c pasek materia艂u ze swej tuniki, aby doda膰 kolejny banda偶 do tych, kt贸re ju偶 nosi艂. Owin膮艂 ran臋, pomagaj膮c sobie z臋bami zacisn膮艂 w臋ze艂 i spojrza艂 w wyba艂uszone 艣lepia Okrwawionego Boga. Rozdziawiaj膮c usta, bo偶ek zdawa艂 si臋 napawa膰 widokiem krwi. Zdj臋ty zabobonnym l臋kiem Conan wzdrygn膮艂 si臋, dreszcz przebieg艂 mu po plecach.

Zaraz jednak wzi膮艂 si臋 w gar艣膰. Czerwony pos膮偶ek nale偶a艂 teraz do niego, k艂opot tylko w tym, jak go st膮d zabra膰? Gdyby odlano go z jednej bry艂y metalu, by艂by o wiele za ci臋偶ki, by m贸c go ruszy膰, lecz ostro偶ne opukiwanie r臋koje艣ci膮 sztyletu wykaza艂o, 偶e figura jest wewn膮trz pusta. Cymeryjczyk okr膮偶y艂 j膮, zamierzaj膮c wywr贸ci膰 jeden z rze藕bionych foteli i u偶y膰 go jako sanek do wywleczenia zdj臋tego z piedesta艂u pos膮gu za pomoc膮 zapasowych koni i 艂a艅cuch贸w zamykaj膮cych wrota, gdy nagle us艂ysza艂 jaki艣 szmer i odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie.

—聽Nie ruszaj si臋! — rzek艂 z triumfem nieznajomy g艂os, przemawiaj膮cy po zamora艅sku z kezankijskim akcentem.

Conan ujrza艂 stoj膮cych w progu dw贸ch m臋偶czyzn, mierz膮cych do niego z ci臋偶kich, hyrka艅skich 艂uk贸w. Jeden z przybysz贸w by艂 wysoki, szczup艂y i rudobrody.

—聽Keraspa! — warkn膮艂 Conan, si臋gaj膮c po le偶膮c膮 na ziemi szabl臋 i sztylet.

—聽Nie ruszaj si臋! — powt贸rzy艂 naczelnik g贸rali. — My艣leli艣cie, 偶e pojecha艂em do wioski po posi艂ki, prawda? A ja tymczasem 艣ledzi艂em was ca艂膮 noc, jad膮c z jednym z moich ludzi, kt贸ry nie zosta艂 ranny w walce.

Spojrza艂 na pos膮g.

—聽Gdybym wiedzia艂, 偶e w 艣wi膮tyni znajduje si臋 co艣 tak cennego, ju偶 dawno bym j膮 ogo艂oci艂, niezale偶nie od przes膮d贸w moich ludzi. Rustum, odbierz mu miecz i sztylet!

G贸ral spojrza艂 na mosi臋偶ny 艂eb jastrz臋bia, wie艅cz膮cy g艂owni臋 szabli Cymeryjczyka.

—聽Zaczekaj! — krzykn膮艂. — To on ocali艂 mnie od tortur w Arenjunie! Poznaj臋 t臋 bro艅!

—聽Milcz! — warkn膮艂 naczelnik. — 艢mier膰 z艂odziejom!

—聽Nie! On uratowa艂 mi 偶ycie! Co ty mi da艂e艣 pr贸cz ryzykownych zada艅 i sk膮pej zap艂aty? Wymawiam ci pos艂usze艅stwo, ty psie!

Rustum skoczy艂, unosz膮c w g贸r臋 szabl臋 odebran膮 Cymeryjczykowi, ale Keraspa wypu艣ci艂 strza艂臋, kt贸ra trafi艂a go w pier艣. Rustum krzykn膮艂 i zatoczy艂 si臋 w ty艂, po czym run膮艂 w otch艂a艅. Jego przeci膮g艂y krzyk, coraz s艂abszy i cichszy, odbi艂 si臋 od sklepienia 艣wi膮tyni. Keraspa b艂yskawicznie wyrwa艂 nast臋pn膮 strza艂臋 z ko艂czana i napi膮艂 ci臋ciw臋, nim Conan zd膮偶y艂 na niego skoczy膰. Nieuzbrojony Cymeryjczyk spr臋偶y艂 si臋, got贸w rzuci膰 si臋 na przeciwnika nawet ze strza艂膮 w piersi, gdy inkrustowany rubinami bo偶ek zst膮pi艂 z piedesta艂u i z g艂o艣nym, metalicznym szcz臋kiem zrobi艂 jeden d艂ugi krok w kierunku Keraspy.

G贸ral z przera藕liwym wrzaskiem wymierzy艂 w bo偶ka i wypu艣ci艂 strza艂臋. Pocisk trafi艂 w metalowe rami臋 i odskoczy艂 wysoko, kozio艂kuj膮c. D艂ugie ramiona pochwyci艂y Kezankijczyka za r臋k臋 i nog臋. Bo偶ek odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 ci臋偶ko ku szczelinie. Z okrytych pian膮 ust Keraspy wydobywa艂y si臋 przera偶aj膮ce okrzyki. Oniemia艂y ze zgrozy Conan zamar艂 na chwil臋 i pos膮g zagrodzi艂 mu drog臋 ucieczki. Gdyby spr贸bowa艂 teraz przemkn膮膰 obok bo偶ka, znalaz艂by si臋 w zasi臋gu jednego z dw贸ch d艂ugich, metalowych ramion. Mimo swej masy pos膮g porusza艂 si臋 r贸wnie szybko, jak cz艂owiek.

Czerwony b贸g zbli偶y艂 si臋 do szczeliny i uni贸s艂 Kerasp臋 wysoko w powietrze, zamierzaj膮c wrzuci膰 go w otch艂a艅. Conan zobaczy艂 rozdziawione usta op臋ta艅czo wrzeszcz膮cego Kezankijczyka, czerniej膮ce w艣r贸d g臋stej, zlepionej pian膮 brody.

—聽Kiedy pos膮g za艂atwi si臋 z Kerasp膮 — pomy艣la艂 — niew膮tpliwie zabierze si臋 za mnie. Staro偶ytni kap艂ani nie musieli wrzuca膰 w przepa艣膰 ofiar dla swojego bo偶ka — sam si臋 o to troszczy艂.

Pos膮g zako艂ysa艂 si臋 na swych z艂otych nogach, trzymaj膮c nad g艂ow膮 rycz膮cego naczelnika, gdy nagle Conan, cofaj膮c si臋 mimowolnie, natrafi艂 d艂o艅mi na por臋cz jednego z foteli. Za dawnych dni musieli w nich zasiada膰 arcykap艂ani lub inni mistrzowie ceremonii. Cymeryjczyk odwr贸ci艂 si臋, chwyci艂 za oparcie masywnego tronu i uni贸s艂 go w powietrze. Z wysi艂kiem zakr臋ci艂 fotelem nad g艂ow膮 i rzuci艂, trafiaj膮c bo偶ka w plecy, mi臋dzy z艂ote 艂opatki, w tej samej chwili, gdy ten wrzuca艂 w przepa艣膰 wrzeszcz膮cego Kerasp臋. Drewniany tron roztrzaska艂 si臋 na kawa艂ki, lecz pocisk trafi艂 bo偶ka w momencie, gdy by艂 lekko pochylony do przodu, ko艅cz膮c ruch, kt贸rym cisn膮艂 naczelnika w otch艂a艅. Metalowy pos膮g straci艂 r贸wnowag臋. Przez chwil臋 chwia艂 si臋 na skraju szczeliny, m艂贸c膮c z艂otymi ramionami powietrze. P贸藕niej run膮艂 w przepa艣膰 w 艣lad za ofiar膮.

Conan postawi艂 na posadzce drugi fotel i zajrza艂 za kraw臋d藕 szczeliny. Wrzaski Keraspy ucich艂y w g艂臋bi. Conanowi przez chwil臋 wydawa艂o si臋, 偶e s艂ysza艂 odleg艂y szcz臋k pos膮gu uderzaj膮cego o 艣ciany przepa艣ci, lecz nie by艂 tego pewien. Nie by艂o ko艅cowego trzasku ani g艂uchego uderzenia — nic, tylko cisza.

Conan otar艂 czo艂o muskularnym ramieniem i u艣miechn膮艂 si臋 krzywo. Koniec kl膮twy rzuconej przez Okrwawionego Boga i koniec z pos膮giem. Cho膰 wraz ze z艂otym bo偶kiem w szczelinie znikn臋艂y nadzieje na wzbogacenie si臋, Cymeryjczyk by艂 zadowolony — za t臋 cen臋 kupi艂 swoje 偶ycie.

S膮 przecie偶 inne skarby…

Podni贸s艂szy sw贸j or臋偶 i 艂uk Rustuma, wyszed艂 w poranne s艂o艅ce, by wybra膰 konia.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
030 Okrwawiony B贸g
C Carter Lin & De Camp Sprague Conan i Bog Pajak
29 Zdolno艣膰 pracownicza
B贸g a z艂o
KOMPLEKSY POLAKOW wykl 29 03 2012
6 Wielki kryzys 29 33 NSL
2Ca 29 04 2015 WYCENA GARA呕U W KOSZTOWEJ
wyklad 29 i 30 tech bad
B贸g opiekuje si臋 J贸zefem
plik (29) ppt
4 JM02 JS05 24 29 z艂amania
B贸g si臋 rodzi [bolero] orkiestra symfoniczna [partytura i g艂osy]
2001 11 29

wi臋cej podobnych podstron