Wczoraj był u nas ksiądz po kolędzie. Właściwie takie odwiedziny księdza nazywają się „wizyta duszpasterska", ale wszyscy i tak mówią „kolęda". Dowiedzieliśmy się o niej w niedzielę na ogłoszeniach parafialnych podczas Mszy świętej.
Bardzo lubię, gdy księża chodzą po kolędzie. Na początku, zanim do mieszkania wejdzie ksiądz, przychodzą ministranci i sprawdzają czy w domu wszystko jest przygotowane, to znaczy czy jest woda święcona, kropidło, świece i krzyżyk. Jeśli ktoś nie ma którejś z tych rzeczy, to ministranci pożyczają je na czas kolędy
Pamiętam, że dwa lata temu nie mieliśmy własnego kropidła. Mama wyrzuciła stare kropidło, bo się zniszczyło, a zapomniała kupić nowe. Kiedy się zorientowaliśmy, było już za późno, żeby jechać do sklepu. Ale wybrnęliśmy z tej sytuacji bez pożyczania kropidła od ministrantów. Tato obciął z choinki kilka krótkich gałązek, mama związała je razem ładną wstążką i w ten sposób mieliśmy nowe kropidło. Ksiądz trochę się zdziwił, ale pochwalił nas za pomysłowość.
Natomiast babcia kiedyś opowiadała nam, że zapomniała przed kolędą przynieść z kościoła wodę święconą. Poprosiła więc ministrantów, żeby jej troszkę nalali na talerzyk ze swoich zapasów. A ponieważ była to wyjątkowo mroźna zima, to kiedy ministrant wyjął z plecaczka słoik z wodą święconą, okazało się, że była zamarznięta! Nie było rady. Babcia nalała zwykłej wody, a ksiądz rozpoczął kolędę od jej poświęcenia.
W tym roku był u nas ksiądz proboszcz. Dostałem od niego obrazek z Matką Bożą Zosia z Bożym Dzieciątkiem, a Michał z Aniołem Stróżem. Potem ksiądz zapytał tatę, czy ma prawo jazdy? Tato najpierw pomyślał, że pewnie ksiądz chce, żeby go podwieźć samochodem do następnego domu albo do kościoła, ale okazało się, że ksiądz pytał o to, bo chciał tacie dać obrazek ze świętym Krzysztofem - patronem kierowców. Mama zaś dostała obrazek ze Świętą Rodziną.
Ksiądz pytał nas jeszcze, czy jesteśmy grzeczni, czy codziennie się modlimy i czy Zosia ma w szkole dobre stopnie. Jeśli chodzi o modlitwę i o naukę - wypadliśmy wzorowo. Natomiast jeśli chodzi o grzeczność, to musieliśmy się przyznać, że czasem trochę broimy. I wiecie co? Ksiądz powiedział, że oczywiście nie pochwala niegrzecznego zachowania, ale że dzieci takie już są że czasem muszą coś napsocić. Ważne jest, by potem przeprosiły rodziców, pogodziły się z rodzeństwem i na przyszłość poprawiły swoje zachowanie.
tak więc kolęda minęła bardzo miło. I wiecie co jeszcze? Ponieważ z ciekawością przyglądałem się ministrantom, którzy do nas przyszli, ksiądz proboszcz zapytał mnie, czy nie chciałbym zapisać się do grupy małych ministrantów w parafii. Wtedy może nawet w przyszłym roku chodziłbym razem z księdzem po kolędzie!