6 (104)


To, co się stało z Jungiem dobrze oddaje taki dowcip, który w czasach tzw. komunistycznych krążył, kiedy zaczęto wyrzucać po śmierci z partii komunistycznej to zaczęto opowiadać dowcip, że prawdziwe nieszczęście stanie się dopiero wtedy, kiedy zaczną po śmierci przyjmować.

I to chyba coś takiego, chociaż nie ma to nic wspólnego z komunizmem zdarzyło się Jungowi.

Jung został po śmierci przyjęty do grona proroków ruchu nowej ery. Czy słusznie czy nie słusznie to Państwo samo ocenicie, ja tylko o tym jak ten ruch wpłynął na psychologię powiem, kiedy będziemy sobie mówić o psychologii humanistycznej, bo to się dzieje współcześnie z psychologią humanistyczną, jeżeli taki ruch istnieje rzeczywiście, to przede wszystkim wyznaczone jest tym, co się z kolei mówi, pisze o tym ruchu.

Wracając do samego Junga, przed śmiercią, to najważniejsze chyba dla jego poglądów, to żeby zrozumieć sytuację Junga zarówno wtedy, kiedy jeszcze tworzył, jak i kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat po, to jego odbiór przede wszystkim wyznaczał język, którym się Jung posługiwał. Jest to język bardzo różny od większości prac psychologicznych, dość atrakcyjny, bo pełen metafor, ale w związku z tym bardzo nieprecyzyjny, wieloznaczny. Być może, że ten język świadomie był stosowany przez Junga, a na pewno jest on spójny z jego poglądami. Zwłaszcza z koncepcją symbolu jako czegoś, co ma tak złożone i ważne znaczenia, że właściwie nie może być wyrażone jednoznacznie i do końca. Wedle znaczenia, które są istotne dla człowieka jako jednostki, czy są istotne dla ludzi są bez ustanku poddawane najrozmaitszymi symbolami. Symbolami zarówno tworzonymi świadomie, jak i symbolami tworzonymi przez nieświadomość, ale każdy nośnik symbolu jest tylko częściowym wyrażeniem tych skomplikowanych treści. Zatem im bardziej treści są..., tak to przynajmniej odkryto w psychologii sztuki, im bardziej te treści są wieloznaczne, tym większa jest szansa, że pełniejsza będzie ekspresja treści symbolicznych.

Co to są symbole?

Drugi element, drugi w kolejności logicznej, ale pierwszy w tym, jak się często charakteryzuje Junga, to sama koncepcja nieświadomości zbiorowej i teoria archetypów. Całą teorię nieświadomości wypełnił Jung koncepcją nieświadomości zbiorowej, jako pewnych treści, które nie wiążą się z konfliktami, czy z tarciami między elementami psychiki, ale które są od początku nieświadome. I te od początku nieświadome elementy można podzielić na nieświadomość, która nie wynika z mechanizmów obronnych, może być podzielona na dwie części: część dotyczącą jednostki i część dotyczącą zbiorowości, albo można powiedzieć przodków jednostki, z których genetycznie pochodzi, z którymi jest genetycznie czy biologicznie związana. A więc pewne treści dotyczące grupy etnicznej, jakiegoś klanu, narodu, czy pewne treści dotyczące całej ludzkości, w końcu jesteśmy jakoś tam genetycznie związani z resztą ludzi, czy treści dotyczące wszystkich ssaków, z którymi jakoś tam też jesteśmy genetycznie związani, czy jeszcze tam szerzej, z wszystkim co żyje.

No więc jest jakaś świadomość zbiorowa charakteryzowana metaforycznie i tak do końca pewnie nie wiadomo, co to by miało znaczyć i czy koniecznie trzeba to wiązać z koncepcją dziedziczenia doświadczeń, czy jakiś cech nabytych, jeśli tak to zinterpretować, to się przede wszystkim nie podobało, czy może nie. W każdym razie nieświadomość zbiorowa jest tym źródłem, które jest odpowiedzialne za pojawianie się symboli a właściwie różnych wyrazów treści symbolicznych, ekspresji. I jednocześnie jest czymś, co pomaga, czy też wręcz umożliwia tzw. proces indywiduacji,. Czyli proces będący czymś więcej niż samorealizacja, bo to nie jest tylko zrealizowanie możliwości jakie człowiek ma, to także, ale zrealizowanie tego w sposób właśnie zindywidualizowany, niepowtarzalny, charakterystyczny dla danej jednostki. Jeżeli tak się rozumie proces indywiduacji, to można powiedzieć, że Jung poszedł trochę dalej niż psychologia humanistyczna późniejsza.

Nieświadomość zatem, w jakimś sensie, pomaga i steruje tym procesem. Steruje głownie wysyłając coś, co można by nazwać komunikatami na temat błędów jakie człowiek popełnia, czy tego wszystkiego, co mu przeszkadza w rozwoju, na temat trudności. Czy jeżeli ten komunikat jest właściwie odczytany to także sposobów wyjścia z tych trudności i uniknięcia tego, czy pokonania tego, co w rozwoju przeszkadza. Można te komunikaty znowu podzielić na takie komunikaty, które się odnoszą do specyficznych cech, doświadczeń, trudności indywidualnego człowieka, albo na takie, które są typowe, które dotyczą trudności, przez które właściwie każdy człowiek przechodzi. Te ostatnie są komunikowane poprzez tzw. archetypy. Archetypy to są pewne, można powiedzieć fragmenty nieświadomości zbiorowej, bo w pewnym sensie ta nieświadomość składa się z pewnych treści, Treści takich uniwersalnych, nie wyłącznie, ale przede wszystkim grupowych. Drugie rozumienie archetypów to są nie te treści, które są w nieświadomości, które już zostały jakoś symbolicznie, przy pomocy jakiegoś nośnika wyrażone. Czy to pojawiają się w obrazie sennym, czy w obrazie artystycznym, czy w jakimś psychotycznym czy klinicznym objawie. Wszystko to może być takim psychofizycznym obrazem treści archetypowych. Skoro są takie treści archetypowe, które dotyczą tych wszystkich problemów i pułapek, które mogą spotkać każdego człowieka to pewnie o nich należałoby wiedzieć przede wszystkim. Co jest uniwersalne, a co jest w jakimś sensie nieuchronne.

Jung też, zresztą podobnie jak Freud, uważał, że istnieje taki zasadniczy konflikt wymagań danej kultury i naturalnych, choć może nie koniecznie czysto biologicznych celów czy tendencji jakim ulega człowiek i te konflikty też właśnie pojawiają się poprzez uruchomienie archetypów. Zatem istnieją takie archetypowe treści, które są uniwersalne, a które jednocześnie są związane z trudnościami rozwojowymi i tymi trudnościami, które wynikają z wymogów kultury, a te wymogi są zawsze, choć są różnice między kulturami jakościowe, to wymogi są zawsze takie, że kultura człowieka rozwija, czy też zmusza do rozwoju dosyć jednostronnego. Nie pozwala mu na rozwinięcie wszystkich możliwości. Ta jednostronność jest zresztą główną przeszkodą indywiduacji. Np. są jakieś wymagania związane ze stereotypami dotyczącymi płci, a zatem w danej kulturze, oczywiście w jednej kulturze tak, w innej inaczej, oczekuje się, że osoba płci męskiej będzie miała zbiór takich to a takich cech, a osoba płci żeńskiej, mówię o płci biologicznej w tym wypadku, będzie miała zupełnie inny zbiór cech. To oznacza, że mężczyźni rozwijają się jednostronnie w jakimś tam kierunku, a kobiety też jednostronnie w innym. Natomiast pełny rozwój i pełna indywiduacji to byłoby rozwinięcie, choć może w indywidualny sposób, ale tych cech, które dana kultura byłaby skłonna przypisać przeciwnej płci. Jeśli założymy, że do stereotypów kulturowych należy to, żeby mężczyźni byli raczej agresywni, a kobiety posługiwały się raczej intuicją, to tak się przeważnie większość ludzi rozwija. A psychika, tak jak to zresztą zakładał Freud i inni psychoanalitycy, psychika człowieka jest biseksualna, w sensie, że sa potencjalnie dwie możliwości charakterystyczne dla obu płci. No więc rozwijamy się zgodnie z wymaganiami kultury jednostronnie. Jak jesteśmy mężczyznami w określonej kulturze, powiedzmy na etapie kultury śródziemnomorskiej, bo teraz to się zmienia, to sobie rozwijamy tzw. myślenie logiczne, a jak jesteśmy kobietami to tzw. intuicję. No a trzeba jedno i drugie rozwijać. W związku z tym, że właśnie kształtuje się coś, co później zostało nazwane płcią psychologiczną, nie wytwarza się taka psychika, która znowu później została nazwana psychiką androgeniczną, czyli zbliżona do pełnego rozwoju.

Także jednym z archetypów, który napotyka jednostka w trakcie swojego rozwoju to jest archetyp, to w zależności, czy jest się biologicznie mężczyzną czy kobietą, archetyp animy, jeżeli jest mężczyzną, bądź animusa, jeśli jest kobietą. Anima jest to ta nie zrealizowana, żeńska część mężczyzny. I animus to z kolei jest ta niezrealizowana, męska, czyli składająca się z męskich cech część kobiety. I to, że się człowiek rozwija jednostronnie, to może mu nieświadomość komunikować w postaci, oczywiście tylko symbolicznie, bo tylko takim językiem się nieświadomość, mówiąc antropomorficznie może posługiwać. To mogą być najrozmaitsze symbole senne, to mogą być najrozmaitsze symbole artystyczne, no bo ogólnoludzkie, uniwersalne dążenie do pełni rozwoju w sensie podziału na męskie czy kobiece, to wyraża się w takich różnych, charakterystycznych dla różnych kultur mitach obrazach o androgynie, o jakiejś doskonałej istocie dwupłciowej, która istniała gdzieś tam w czasach mitycznych, czy może istnieć. Jeśli nie postaci indywidualnych w postaci symboli sennych, jeśli nie w postaci symboli mitologicznych, czy artystycznych, to np. w postaci projekcji może się wyrażać ten niezrealizowany na część przeciwnej płci. Czyli zbytnio, nadmiernie jednostronnie rozwijają się mężczyźni to wszystkie swoje potencjalne, nierozwinięte cechy żeńskie umieszczają, projektując je, rzutując na zewnątrz pod swoich partnerkach np. seksualnych, czy np. osobach przeciwnej płci, z którymi są emocjonalnie związani. To, co jest w nich jest rzutowane na inne osoby, co jak się Państwo domyślacie prowadzi do błędnego rozpoznania prawdziwych cech, tych faktycznych, czy potencjalnych partnerów seksualnych, czy osób, z którymi jesteśmy związani. Co dalej prowadzi oczywiście do różnych konfliktów, a nawet nieszczęść i w tak skrajnych wypadkach prowadzi do pełnych konfliktów i ambiwalentnych związków między dwiema osobami. Z jednej strony nie można tego związku przerwać, bo nie są powiązane z tymi emocjami, które są związane z uruchomieniem archetypu, choć pewnie nie tylko, ale też nie można z nim żyć, bo jest tutaj nieadekwatne spostrzeganie drugiej osoby. Tak, że jeśli się animy, animusa nie uświadomi i jakoś nie zintegruje z własną nieświadomością to może to prowadzić do takich, między innymi nieszczęśliwych związków.

Innym uniwersalnym archetypem, z którym się spotyka każdy człowiek, niezależnie od płci, jest tzw. archetyp cienia. Spotkanie z cieniem jest też elementem, tak jak spotkanie z animą bądź animusem, elementem rozwoju psychicznego, elementem procesu indywiduacji. Znowu może to przyjmować różne formy i mniej lub bardziej prowadzić do konfliktów na przykład. W każdym razie cień to jest coś, co ma podwójne to słowo znaczenie. Coś, co jest ukryte, jakaś część niezrealizowanych naszych tendencji, powiedzmy jesteśmy wychowani w taki sposób, że nam się powiada, że agresja jest wielkim złem, no a ponieważ instynkt zniszczenia, czy popęd zniszczenia, czy agresja, jakby to nie nazwać jest taką powszechną i naturalną tendencją, to wola pozostaje w cieniu. Jest ukryta, ale jakoś tam działa. Cień to jest to, co jest ukryte. Ale jednocześnie tak jak cień ludzki nieodłączny od człowieka. A jednocześnie cień to jest coś, co jest negatywne, właściwie relatywnie, z punktu widzenia danej kultury, czy w jakiś inny sposób relatywny. Ponieważ tendencje także tzw. agresywne mogą być konstruktywnie i pozytywnie wykorzystane. Wszystko zależy od tego w jakiej formie będą się przejawiać, a będą się przejawiać oczywiście w złej formie i w sposób niekontrolowany, jeżeli pozostaną w cieniu. Zatem kolejnym zadaniem jest integracja, spotkanie się i integracja tych ciemnych i ukrytych aspektów osobowości i oczywiście wykorzystanie tych tendencji w sposób konstruktywny. Znowu, jeśli to się nie udaje to może być, może się manifestować w postaci projekcji, np. na tzw. wrogów własnych. Znowu tutaj literatura i potocznie, filmy wszystkie i jeszcze inne rzeczy pokazują nam takie z kolei związki, jak to różni ludzie nie kogą żyć bez swoich wrogów. Z jednej strony są ucieleśnieniem wszelkiego zła, czyli tego wszystkiego, czego nie akceptujemy, a z drugiej strony są w jakiś sposób niezbędni. I właściwie jesteśmy nikim bez nich, czy też czujemy się jakoś niepełni, jeżeli tego ulubionego, ukochanego wroga nam zabraknie.

Tak, jak w przypadku animy, animusa tak i w przypadku cienia może się zdarzyć, podczas kontaktów między jednostkami, takich podwójnych projekcji. Ja projektuję swojego cienia na swojego nieprzyjaciela, a nieprzyjaciel na mnie i już wtedy zupełnie bez siebie nie możemy żyć. No i znowu to też ma takie popularne, artystyczne, czy mitologiczne sposoby wyrazu. Chociażby Dr Jakill i Mr Hyde jako taka opowiastka o tej ciemnej stronie człowieka, która dochodzi do głosu czasem, a że dochodzi czasem i jest nie uświadomiona to jest nie do opanowania.

Są też inne archetypy: archetyp „wielkiej matki”, archetyp „starego mędrca”, to są te archetypy na jakie się napotyka w późniejszym okresie życia, można by powiedzieć nawet w jesieni życia. Indywidualne doświadczenia są ważne, ponieważ proces indywiduacji to jest proces, który trwa przez całe życie w gruncie rzeczy.

Znowu w takich mitologicznych, czy artystycznych, czy jakiś tam podobnych wyobrażeniach jednym ze sposobów manifestacji archetypu wyrażania „starego mędrca” jest obraz Boga Ojca. Obraz „wielkiej matki” to chociażby obraz Matki Boskiej w kulturze chrześcijańskiej. Zresztą Jung był zwolennikiem..., wyrażał często tezę, że religia test w gruncie rzeczy taką formą manifestacji treści archetypowych. Co nie znaczy, że czymś mało ważnym, przeciwnie bardzo ważnym zarówno w rozwoju społecznym jak i indywidualnym.

No i na końcu samym jest jeszcze bezosobowy..., może tu jest ten element usprawiedliwiający zapisanie później ruchu nowej ery, bezosobowy archetyp jaźni, jako czegoś, co nie musi być personalne. Jako czegoś, co jest taką skończoną, zrealizowaną całością, czy zintegrowaniem tego, co w nieświadomości i tego, co w świadomości. Tego, co ciemne i tego, co jasne. Cały ten proces przebiega zatem przebiega poprzez takie spotkania z takimi treściami archetypowymi, ale jednak w zależności od różnych indywidualnych doświadczeń i trudności, tam jeszcze inne obrazy są ważne, które mogą być pośrednio związane z treściami archetypowymi. I to jest ten najważniejszy jak gdyby element, czy też istota poglądów Junga.

No przy tej okazji on wprowadził ..., tworząc tego typu teorię, wprowadził parę takich elementów do psychologii, które się oderwały od samego Junga, potem zostały jakoś tam przekształcane, i które mogą być elementami wiedzy psychologicznej bez akceptacji reszty teorii. No to jest typu ??? (znam różne teorie psychologiczne, ale nie mam pojęcia, co on tutaj powiedział!), no u Junga to jest związane z tą teorią jednostronnego najczęściej rozwoju jednostki, podział na ekstrawertyków, introwertyków. Charakterystyka tych dwóch typów pochodzi od Junga, czy sama metoda docierania do różnych treści semantycznych poprzez tzw. skojarzenia, czy właściwie technika badania skojarzeń, która u Junga miała przede wszystkim znaczenie w interpretacji marzeń sennych. Tak zresztą jak to Freud zapoczątkował, jako sposób docierania do nieświadomości, czy do konfliktów, które są w ludzkiej psychice. Ale to może być ... i w gruncie rzeczy zostało oderwane od samej koncepcji Junga i traktowane jako taka mająca różne zastosowanie metoda. Przeprowadzono zresztą takie ..., jeśli dobrze pamiętam to w latach sześćdziesiątych takie w różnych miejscach, w różnych krajach badania nad skojarzeniami, ustalono coś, co można by nazwać normami skojarzeń, czyli jakie typowe dla danego narodu, jakie są typowe skojarzenia werbalne oczywiście na dane hasło. Czyli można powiedzieć, że jak badano jakieś skojarzenia to można je porównać dla danej grupy. Te normy już w tej chwili są przestarzałe, nie dają jakiegoś odniesienia. To dawało możliwość porównania. Okazało się, że skojarzenia Polaków są bardziej zindywidualizowane niż skojarzenia amerykańskie. Jak to można by interpretować, jak to widziano u Junga, to znaczy wtedy, kiedy robiono te badania, Polacy byli bliżsi zakończenia procesu ..., przeciętny Polak był bliższy zakończenia procesu indywiduacji niż przeciętny Amerykanin, ponieważ Amerykanie bardziej podlegali stereotypom społecznym, bardziej niż np. Polacy.

Proszę Państwa to tyle jeżeli chodzi o psychoanalizę, za jakiś czas do pewnych elementów, poglądów Junga wrócę jak będę mówił o psychologii humanistycznej.

Proszę Państwa zakończyliśmy pierwszy punkt, ten najbardziej zresztą rozbudowany, ale w każdym razie on dotyczył tego, co się działo w Europie, zwłaszcza w Europie Środkowej w historii myśli psychologicznej, no i teraz przeniesiemy się do Stanów Zjednoczonych.

W momencie, kiedy rozwijała się w Europie tzw. psychologia introspekcyjna, psychologia głównie zajmująca się świadomością, bądź zajmująca się świadomością w sposób taki przekorny, jak psychoanaliza, bo w gruncie rzeczy psychoanaliza się też świadomością zajmuje, ponieważ cała psychoanaliza ma po prostu doprowadzić do uświadomienia ..., psychoanaliza jako metoda terapeutyczna, do uświadomienia tego, co nieświadome, a zatem tak czy inaczej ta świadomość jest najważniejsza. To w Stanach nigdy ..., psychologia introspekcyjna, czy psychologia świadomości nie cieszyła się jakąś popularnością. Byli co prawda jacyś psychologowie, którzy usiłowali przenosić na teren amerykański introspekcjonizm, ale to były wyjątki. To, co było w Stanach Zjednoczonych pod koniec XIX wieku, czy na początku, na przełomie XIX i XX wieku, określa się słowem funkcjonalizm, chociaż to też jest bardzo zróżnicowane wewnętrznie.

Funkcjonalistą był zatem William James ten, który odwiedził Laboratorium Wundta, i ten który przed Wundtem założył laboratorium psychologiczne w Stanach. Był Dewey bardzo popularny w swoim czasie, a ten czas to jest bez mała prawie że sto lat, bo urodził się w połowie XIX wieku a zmarł w połowie XX wieku. Funkcjonalistą był także Thorndike. Thorndike był ..., chociaż jest wymieniany najczęściej w podręcznikach jako behawiorysta, nie bez racji, ale był tak naprawdę funkcjonalistą. Jeszcze op Thorndiku kilka słów za chwilę.

To, co specyficznie jest amerykańskie, oryginalne to przede wszystkim behawioryzm. A więc coś, co zostało powołane do życia, jeśli tak można powiedzieć, przez Watsona.

John Watson nie był w gruncie rzeczy z wykształcenia psychologiem i też początkowo jakby sam chyba nie myślał, że spowoduje rewolucję w psychologii. Rewolucję chyba największą jak do tej pory, ponieważ behawioryzm, bo arbitralnie się przyjmuje, że początek to jest 1912 rok, czyli ogłoszenie przez Watsona tzw. manifestu behawiorystycznego. Wprawdzie Stachowski, który pisze, że behawioryzm nie zapanował tak od razu i nie był tak, jak to się w podręcznikach pisze, tak radykalnym przełomem, niemniej był to kierunek, czy podejście, które dominowało w Stanach a potem w Stanach i właściwie wszędzie, w Europie aż do lat 70-tych, czyli jak do tej pory najdłużej. Podejście kognitywistyczne ma mniej więcej ćwierć wieku. Też jest dosyć stare, ale jeszcze z behawioryzmem nie może się równać.

Czy behawioryzm był przełomem?

No na pewno był mniejszym niż to się wydaje z perspektywy. Dlatego, że nie był jakoś specjalnie przełomem światopoglądowym. Był raczej zrealizowaniem lepszym tych tendencji, które dominowały jednak w psychologii od momentu jej instytucjonalnego powołania. Żeby była psychologia jednak nauką zajmującą się rzeczami obiektywnymi i opierającą się przede wszystkim na eksperymencie i odwołującą się przede wszystkim do praw przyczynowo - skutkowych, ustalającą takie zależności. O tym marzyli introspekcjoniści. Właściwie wbrew oczekiwaniom Wundta jednak psychologia eksperymentalna cieszyła się coraz większą popularnością, ale chyba nie znalazła ona właściwego wyrazu, tak długo, jak długo nie zaczął dominować Behawioryzm.

Behawioryzm też miał jakby przygotowany grunt do swojego pojawienia się, można powiedzieć, że to, co zrobili behawioryści to jakby połączyli te wszystkie elementy, które przed i poza behawioryzmem się pojawiły. Przede wszystkim to, co płynęło..., najrozmaitsze wnioski, które płynęły z teorii Darwina i z ewolucji w ogóle. To znaczy to, że w gruncie rzeczy nie ma takiej wielkiej przepaści między człowiekiem i zwierzętami, i że właściwie dobrym sposobem poznawania człowieka jest poznawanie zwierząt, ponieważ to, co u człowieka jest jakoś tam skomplikowane u zwierząt manifestuje się w formie prostszej. Zatem łatwiej jest to badać.

Sam Darwin napisał pracę, jak Państwo wiecie, o wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt, gdzie pokazywał właśnie, że istnieją jak gdyby takie uniwersalne w sensie jednakowe dla człowieka i innych gatunków formy ekspresji emocjonalnej. Dalej można powiedzieć, że istnieją także inne uniwersalne formy zachowania. Pisał Darwin: „niewątpliwie dopóki będziemy uważać człowieka i wszystkie inne zwierzęta za istoty odrębne, dopóty istnieć będzie przeszkoda o naturalnym pragnieniu możliwie najpełniejszego zbadania przyczyn ekspresji”, ale można powiedzieć przyczyn także innych zachowań.

Na długo przed manifestem behawiorystycznym, a zatem na długo przez okrzepnięciem, ukonstytuowaniem się behawioryzmu podejmowano pewne wątki, na ile, jak bardzo możemy porównywać ludzi i zwierzęta. Niejaki Romanez dzielił czynności na trzy rodzaje: czynności tzw. świadome - to tym się interesowała psychologia europejska; czynności instynktowne - złożone, ale dosyć sztywne formy zachowań; i czynności odruchowe - jeszcze bardziej sztywne, ale bardzo prościutkie tak, jak odruch źreniczny, czy kolanowy. No i teraz było pytanie czy wszystkie te trzy rodzaje trzech kategorii czynności występują u innych gatunków niż gatunek człowieka, bo wiadomo, że występują one w człowieku. A jeżeli tylko niektóre z nich to które i u jakich gatunków? No więc już pewne pytania stawiano. Stawiano też jak można odróżnić..., bo to teoretycznie jest bardzo proste, jedne są sztywne, jedne złożone, inne mniej sztywne i skomplikowane, ale to w przypadku konkretnego zachowania to tak do końca nie musi być jasne, czy to jest dyktowane odruchami, czy instynktami, czy też może jeszcze czymś więcej.

Niejaki Yerkes, to ten od prawa Yerkesa-Dodsona, powiadał, że o psychiczności czyli nie odruchowości może świadczyć rozwinięty układ nerwowy, czyli jak mamy rozwinięty układ nerwowy to można zakładać, że czynności nie są po prostu odruchami i w zasadzie do końca nie dadzą się sprowadzić do odruchów. Ale też on podał takie behawiorystyczne, powiedzielibyśmy dzisiaj, kryterium odróżniania czynności prostszych od złożonych czyli tych, które byśmy nazwali świadomymi od pozostałych, wytrwałe dążenie do celów i dobór środków zależnych od okoliczności. Jeżeli obserwujemy coś takiego, że dąży się wytrwale do celów pomimo przeszkód i dobiera się środki w zależności od okoliczności to to nie jest odruch i nie jest to także zachowanie instynktowne. Jeżeli tego nie ma to jest. Np. Pszczoły, czy jakieś prostsze zwierzęta, raczej podlegają instynktom co najwyżej, no bo ich zachowanie jest po pierwsze związane z prostym układem nerwowym, a po drugie nie ma tutaj zastosowania sposobu zachowania do okoliczności. Jest pewien precyzyjny wzór, ale jednak sztywny w zachowaniu. Jeżeli on nie może być zastosowany w danej sytuacji to jest to po prostu katastrofa.

Zadawano sobie też pytania czy w ogóle badania zwierząt mają jakiś związek z psychologią człowieka? Na ogół odpowiadano - nie. Zresztą sam Watson, przynajmniej w początkowym okresie swojego rozwoju też tak był skłonny odpowiadać. Uważał Watson, że jeżeli pojmować cele psychologii tradycyjnie, tak jak to pojmowali introspekcjoniści, to badania zwierząt tutaj nic nie mają do rzeczy. To było wtedy, kiedy Watson przyznawał, że nie ma zamiaru w ogóle badać ludzi. Zajmował się z jednej strony fizjologią czy neuroanatomią, a z drugiej strony zachowaniami zwierząt, przynajmniej przed manifestem.

W psychologii było popularne też coś, co się nazywa „Kanonem Morgana”, który mówił tak: „Żadnej czynności nie należy wyjaśniać jako skutków wyższej zdolności psychicznej, jeśli istnieje możliwość jej wyjaśnienia jako skutku zdolności znajdującej się na niższym poziomie rozwoju”. A więc jeśli jakieś zachowanie można wyjaśnić odruchami albo instynktami, kanon ten przyjęto przed behawioryzmem, niezależnie od niego, to nie trzeba się odwoływać do pojęcia czynności świadomej, czy czynności nie instynktownej, czy nie odruchowej. No chyba, że nie można tego wyjaśnić, już wyczerpaliśmy możliwość wyjaśniania. Ale przyjęcie tego kanonu to po pierwsze jakoś tam nakierowuje uwagę także psychologów na badania zwierząt, ale wcale nie wyklucza tezy psychiczności zwierząt. To, że poza odruchami i instynktami u zwierząt są jeszcze inne bardziej złożone czynności. Jeżeli pies rozpoznaje pana to prawdopodobnie ma jakieś sprawne procesy percepcyjne, coś na kształt procesów emocjonalnych, czyli w gruncie rzeczy tak bardzo nie różni się od człowieka. No to jakie gatunki się różnią bardziej?

Jeśli chodzi o samego Thorndike'a, czyli tego, który nie był behawiorystą, a który był funkcjonalistą, to Pastwo pamiętacie, że sformułował prawo efektu, głównie się przy tej okazji wspomina. Sformułował również prawo ćwiczenia, ale dlatego się o prawie efektu mówi, kiedy się omawia poglądy Thorndike'a dlatego, że prawo ćwiczenia, czyli mówiące, że to się utrwala, co jest powtarzane i wyćwiczone, właściwie było przyjmowane przez wszystkich behawiorystów, czy wszystkich, którzy się zajmują tymi bardziej elementarnymi procesami. Natomiast prawo efektu przez jednych było przyjmowane przez innych nie. Znaczy niektórzy uważali, że tylko nagroda może utrwalić związek pomiędzy bodźcem a reakcją, jeśli nie ma jakiejś nagrody to ten związek się nie utrwala. Inni przyjmowali tylko prawo ćwiczenia. Uważali, że wystarczy samo powtarzanie.

Prawo efektu, zresztą tak, jak je sformułował Thorndike brzmi mentalistycznie i tak może być interpretowane, ponieważ ono brzmi, że utrwalają się reakcje czy sporne zachowania, którym towarzyszy, po których następuje zadowolenie. To jak zaczęto używać języka bardziej behawiorystycznego, to zamieniono na nagrodę. A co to jest nagroda? Nagroda to jest to, co utrwala związek bodźca z reakcją. Czyli mamy tutaj lepszą definicję ale opartą na błędnym kole: co utrwala związek reakcji i bodźca - nagroda. A co to jest nagroda? To jest coś, co utrwala związek...”

Thorndike też prowadził badania nad czymś, co można by nazwać negatywnym prawem afektu. Skoro przyjął, że satysfakcjonujący stan rzeczy utrwala pewne powiązania miedzy bodźcami i reakcjami, między odbiorem sytuacji a zachowaniem to jak działa nie satysfakcjonujący czyli przykry, subiektywny stan rzeczy? Początkowo uważał, że takie reakcje, po których następuje przykrość słabną. To znaczy, że karanie, jak byśmy powiedzieli językiem behawiorystycznym, jest równie skuteczne i możliwe do zastosowania jak nagradzanie. Jak chcemy żeby coś się utrwaliło to nagradzamy, jak chcemy żeby jakiś związek, który jest utrwalony rozerwać, czyli żeby nie było tendencji do wykonywania jakiś reakcji w danej sytuacji, czyli w odpowiedzi na dany bodziec, to karzemy. Ale po dłuższych badaniach, właściwie po dwudziestu latach swoich badań, ostatecznie Thorndike, zwłaszcza kiedy przeszedł od badań nad kotami czy innymi zwierzętami, tylko do analogicznych badań ludzi, to doszedł do wniosku, że jednak prawo ujemnego efektu, czy negatywne prawo efektu, prawo kary należy odrzucić. Doszedł do wniosku, że kary nie likwidują, nie osłabiają bodźca, nie zmniejszają tendencji do wykonywania reakcji. Czyli jeżeli mamy wychowywać czy trenować to przy pomocy nagród dla człowieka, a nie przy pomocy kar.

Niemniej prawo efektu do końca było podtrzymywane, to pozytywne, przez Thorndike'a. Thorndike w swoich badaniach, które bardziej przypominały badania behawiorystów uważał, że samo powtarzanie ma słabe następstwa dla uczenia się czyli, że prawo ćwiczenia, chociaż jest ważne to jednak słabiej działa niż prawo efektu. Uważał też, że wierny odbiór bodźców nie wystarczy do zmian zachowania. To jest to, co różni Thorndike'a od Pawłowa, ponieważ badania pawłowowskie i cała teoria z tym związana oparta jest na takim biernym odbiorze. W gruncie rzeczy w warunkowaniu pawłowowskim dosyć biernie jest..., ten organizm, który podlega warunkowaniu, on co najwyżej wykonuje jakieś odruchy, natomiast to co się dzieje, dochodzi do substytucji bodźców i w ten sposób do powstawania nowych skojarzeń bodźców i reakcji. Thorndike uważał, że jeżeli zwierzę czy człowiek zachowują się biernie, to nie można tutaj warunkowania uzyskać. A zatem bierny odbiór bodźców nie wystarczy do jakichkolwiek zmian w zachowaniu, także do substytucji bodźców, musi być związany z jakąś aktywnością organizmu. Tak to jest też w badaniach Thorndike'a.

Inna rzeczą, która przygotowała dobrze nadejście behawioryzmu to są trudności z pojęciem świadomości. Europejczycy mieli świadomość wieloznaczności pojęcia świadomości, natomiast no jednak usiłowali trzymać się tego pojęcia i jakoś tam je doprecyzować, natomiast amerykanie także William James, który jak gdyby interesował się świadomością, bo to jemu zawdzięczamy koncepcję tzw. strumienia świadomości, napisał w 1904 roku taki tekst, który po polsku by brzmiał: „Czy świadomość istnieje?”. Do tej pory nie przetłumaczony na język polski, w którym pokazywał, że trzeba odrzucić pojęcie świadomości jako substancji, potraktować to bardziej funkcjonalistycznie i immonistycznie, ponieważ jednak pojęcie świadomości w Europie związane było z takim dualistycznym podejściem. To samo raz należy, pisał, do podmiotu, raz do przedmiotu, można powiedzieć świadomości, zatem świadomość jest tylko relacją pomiędzy tym, co jest podmiotem a tym, co jest przedmiotem, takie względnie funkcjonalistyczne ujęcie.

Podobnie funkcjonalistą był wspomniany przeze mnie Dewey.

Jaka była reakcja pierwsza, ja jeszcze nie mówiłem, ale to po przerwie powiem, co powiedział Watson, jaka była reakcja na manifest watsona?

Najczęściej to była taka reakcja, także w Ameryce na początku, behawioryzm jest naukowy, ale nie jest psychologią. Nie podobało się też to, że całkowicie proponują behawioryści sprowadzanie czynności takich złożonych jak myślenie do czynności odruchowych czy instynktownych. John Dewey, który był bezpośrednim nauczycielem Watsona, pisał, że zaprzeczać realności świadomości, ale tego Watson nie robił, i krytykować metodę introspekcji i odrzucać ją całkowicie to dwie różne rzeczy. Rzeczywiście Watson nie zaprzeczał istnienia świadomości, natomiast odrzucał metody introspekcji. Z jakich powodów i co z tego wyszło, przynajmniej na początku, to wszyscy wiedzą, to po przerwie.

Ogłoszony w 1912 manifest zatytułowany „Psychologia, jak ją widzi behawiorysta” i potem wszystko, co dalej pisał Watson, opierało się w gruncie rzeczy na jednej takiej tezie. Wprawdzie świadomość i to wszystko, co jest oddawane w ... (?) mentalistycznej nie istnieje, ale psychologia jak każda nauka nie powinna ograniczać się do badania tego, co subiektywne. Wprawdzie introspekcjoniści nie badali tego, co subiektywne, ale to co intersubiektywne, ale ta różnica dla przyrodników jest nieuchwytna. Zatem trzeba badać to, co istnieje obiektywnie, co można powiedzieć istnieje w sposób namacalny, no a w sposób namacalny istnieją bodźce i reakcje, rozumiane reakcje jako pewne sposoby zachowania, bodźce jako pewne fizyczne wydarzenia, które z tymi zachowaniami mogą się kojarzyć. Czyli trzeba tak badać człowieka, jak się bada zwierzęta. Bo u zwierząt w sposób naturalny, nawet jakby istniało życie psychiczne, nie można do niego dotrzeć.

Trzeba też badać przede wszystkim po to, jeśli nie wyłącznie po to, żeby ustalać związki przyczynowo - skutkowe, czyli np. związki pomiędzy bodźcami a reakcjami, a trzeba to badać po to z kolei żeby można było kształtować zachowania ludzkie. Tu przejął Watson taką tezę z pragmatyzmu, badamy po to żeby wpływać na rzeczywistość, a tą rzeczywistością są stosunki społeczne, czy zachowania ludzkie.

Jeśli byście Państwo chcieli wyobrazić sobie jaka naprawdę była reakcja na Watsona, którego rola jest mniej więcej taka, jak rola Freuda w powstaniu psychoanalizy, to przypominam Państwu, że bodajże w 1924 roku Watson już nie pracował na uczelni żadnej. Został wyrzucony z pracy z powodów jakiejś tam towarzyskiej afery, bo ożenił się z nieodpowiednią panią, tak to było, z powodów małżeństwa.

Gdyby go jakoś szczególnie i wyjątkowo ceniono to pewnie z tego powodu by go z pracy nie usunięto. W każdym razie już od 1924 roku Watson utrzymywał się zatrudniając w najrozmaitszych firmach zajmujących się reklamą i prowadził badania behawiorystyczne, ale w dużej mierze badania, które mogły być wykorzystane w psychologii, czy przez businessmanów. Ale jeszcze zanim wyrzucono Watsona z pracy to zaczął, zgodnie ze swoim programem postępować, czyli przenosić pewne procedury utrwalone w badaniach nad zwierzętami, procedury badawcze do badań nad ludźmi, no i Państwo wiecie, że najczęściej jak się mówi o badaniach Watsona i behawioryzmie, to się mówi o przypadku tzw. „małego Alberta”. Mówi się tu o jednym przypadku, w wypadku Freuda mówi się o wielu badaniach przez niego podjętych, ale to była mniej obiektywna metoda, to co było w podręcznikach.

Jak to było z Albertem?

Początek badań to był 1920 rok. Albert B., takie jest zdanie, jak się on naprawdę nazywał to już nie wiadomo, był synek tzw. mamki szpitalnej w szpitalu, z którym współpracował Watson. Wybrał małego Alberta ze względu na jego wiek i dostępność. Jak wyglądały badania, które się rozpoczęły kiedy mały Albert miał 11 miesięcy? Badania polegały na sprawdzeniu czy jest on normalną osobą, w sensie czy ma normalne formy zachowania, sprawdzano jak Albert reaguje na pewne bodźce i czy rzeczywiście reakcja taka charakterystyczna dla wszystkich małych dzieci, reakcja przestrachu na odpowiednie bodźce, czy też u niego ma miejsce. A więc pokazywano Albertowi takie przedmioty jak wata, maska z włosami, białego szczura, psa, na które reagował bez lęku i reagował właściwie pozytywnie jakimś tam zainteresowaniem, jak wszystkie dzieci, kiedy im się pokazuje nowe bodźce. Sprawdzano też czy reaguje głośnym płaczem, reakcją przestrachu można powiedzieć na głośny dźwięk, to było uderzenie w metalowy pręt, no i okazało się , że wszystko jest nadal tak, jak powinno być tak, jak jest u większości dzieci no i zaczęto warunkować Alberta. Kiedy mu pokazywano np. białego szczura, sięgał z zainteresowaniem aby poznać ten nowy bodziec, to uderzano w pręt. Dziecko reagowało przestrachem, po jakimś czasie reakcja uwarunkowała się. Pokazanie białego szczura wywoływało przestrach, czego nie było wcześniej. Po pięciu dniach zbadano, co się dzieje z reakcją, ona się utrwaliła, zgeneralizowała się też na bodźce podobne. Z pewnego rodzaju przestrachem reagował Albert jak mu się pokazywało jakieś białe, puszyste przedmioty. Przez miesiąc sprawdzano i ta reakcja i generalizacja pozostały w niezmiennej postaci, potem Alberta wypisano ze szpitala tzn. jego matka przestała pracować i tak się skończył eksperyment. Na ile to było trwałe nie wiadomo, innych przypadków tego typu, tak dokładnie zbadanych przez Watsona, literatura nie podaje.

Niemniej po jakimś czasie behawioryzm jednak się utrwalił, chociaż początkowo reakcja była dosyć ambiwalentna, chociaż w gruncie rzeczy behawioryści proponowali zajęcie się tym, czym się wcześniej zajmowano, chociaż może mniej intensywnie, jednak nie nagle, ale po pewnym czasie behawioryzm zaczął dominować w Stanach Zjednoczonych i obok symbolicznego interakcjonizmu jest drugim takim oryginalnie amerykańskim, niewątpliwie czysto amerykańskim podejściem w naukach społecznych.

Popularność behawioryzmu, moim zdaniem, związana była..., długa popularność, związana była przede wszystkim z tym, że behawioryści jednak znacznie modyfikowali swoje poglądy i dwój aparat, swoją aparaturę pojęciową. Rozszerzali jednak troszkę wbrew tym deklarowanym wprost celom i zasadom pojęcia, których używali. Bardzo szybko behawioryzm odszedł od takiego ortodoksyjnego, czy wyjściowego schematu bodziec - reakcja. Już zaraz behawioryści, którzy po Watsonie następowali, jak i sam Watson, ale o tym za chwilę, zaczęli wprowadzać trzeci element pomiędzy schemat S - R, bodziec - reakcja, najczęściej oddawany schematycznie przez „O”, czyli to, co pośredniczy pomiędzy bodźcem a reakcją, a jeszcze później wprowadzono pojęcie tzw. „wewnętrznych bodźców i reakcji”.

Ten schemat się bardzo skomplikował, ponieważ nie wyglądał on S - R (bodziec - reakcja) to, co ma być badane to nie połączenie bodźca z reakcją, tylko był bardzo złożony. Tak naprawdę, gdybym to mógł napisać na tablicy jakiejś, gdyby ona była w tej sali, to byłaby taka duża literka S, która powoduje jakąś małą reakcję wewnętrzną oddawaną małą literką r1, co prowadzi do wewnętrznej sytuacji, oddawaną małą literką s1 i dalej jest r2, s2..., aż tak do Sn, który ostatecznie powoduje zewnętrzną reakcję, oznaczony dużą literką R. A więc schemat jest bardzo długi. S i R małych pomiędzy S i R dużym można wprowadzić w zasadzie dowolną ilość.

S → r1 → s1 → r2 → s2 → r3 → s3 → rn → sn → R

O ile początkowo behawioryści trochę przejmując się programem Pawłowa, ponieważ Pawłow też został zaliczony do behawiorystów, bardzo by się zdziwił, gdyby o tym wiedział, ponieważ Pawłow przede wszystkim z behawiorystami polemizował, Pawłow miał taką koncepcję, żeby to, co jest badane sprowadzać do tzw. łuku odruchowego, czyli do takiego prostego przełączenia działania receptorów na działanie efektorów. Takiego neurologicznego, prostego schematu: receptor → droga wstępująca → przełączenie drogi zstępującej → efektor, czyli jakieś reakcji. Ale behawioryści zaczęli to komplikować. Skoro są wewnętrzne bodźce i reakcje, to coś się dzieje w tym organizmie a zatem reakcja zewnętrzna nie zależy od bodźca wyłącznie, ale od tego całego ciągu procesów tzw. mediacyjnych, wewnętrznych bodźców i reakcji. I o tym już mówił sam Watson, ponieważ Watson jest znany z tzw. obwodowej koncepcji myślenia. Bardzo oryginalna koncepcja. Ja o tym mówię, ponieważ będę jeszcze mówił o pojęciu mowy wewnętrznej i to znaczenie, jakie nadał tej terminologii Watson, to jest jedno znaczenie.

Otóż Watson zastanawiając się, no dobrze a jak moglibyśmy behawiorystycznie badać i opisywać procesy myślenia, które niewątpliwie u człowieka występują, doszedł do wniosku, że one są reakcjami werbalnymi. Najczęściej myśli werbalizują sobie różne rzeczy. Można sobie werbalizować głośno, jak np. robią dzieci, w mowie egocentrycznej, czy tacy nadmiernie pobudzeni osobnicy, których spotykamy w tramwajach, którzy głośno werbalizują swoje myśli, swoje poglądy, zwłaszcza polityczne, na temat polityki. Ale może też robić to cicho. A jak cicho to jak? To powiadał Watson w postaci niesłyszalnych, ale jednak wykonywanych ruchów narządów artykulacyjnych. I rzeczywiście w badaniach okazywało się, że wtedy kiedy człowiek myśli, rozwiązuje różne problemy, to zawsze można zarejestrować takie nie prowadzące do dźwięków słyszalnych, ale jednak rejestrowane obiektywnie ruchy narządów artykulacyjnych.

Zresztą tam potem jak człowiek sobie wyobrażał własne ruchy, siedzi nie rusza się, na tym zresztą oparta jest przynajmniej część treningu sportowego, żeby sobie wyobrażać pewne ruchy, to występują jakieś rejestrowalne ruchy akurat w tych mięśniach, które wtedy kiedy ruch nie jest wyobrażany, tylko rzeczywiście wykonywany, są pobudzone. Jak nie są pobudzone to są wyobrażane słabiej. Zatem takie procesy jak myśli, jak wyobrażenia mają swój składnik obiektywny. Watson powiadał, że właściwie do tego one się ograniczają. Jakieś ruchy narządów artykulacyjnych, bądź inne ruchy obwodowe mogą być traktowane jako tzw. procesy mentalistyczne. I stąd obwodowa teoria myślenia jako mówienia (cichego mówienia). Myślenie jest reakcją werbalną albo głośną albo cichą, ale zawsze jest reakcją werbalną, w sensie myślenia krytycznego, myślenia problemowego, bo myślenie w sensie wyobrażania sobie może być reakcją mięśniową.

Zatem behawioryzm był dosyć elastyczny w swoich pojęciach, wbrew temu, co się pisze w podręcznikach czasem, albo tego, co deklarowano na początku, bardzo szybko zaczęto się interesować procesami pośredniczącymi, czyli tymi procesami, które są między bodźcami i reakcjami. Jeśli w ogóle jest w stanie psychologia sprostać tym wymaganiom, którym ma sprostać wg Watsona, czyli ustalać związki przyczynowo - skutkowe, to nie może ustalać związków tylko między zewnętrznymi bodźcami i reakcjami zewnętrznymi, ale także związki pomiędzy bodźcami i reakcjami wewnętrznymi, czy wewnętrznymi reakcjami i bodźcami.

No a co to jest wewnętrzna reakcja? To już właściwie może być wszystko. To może być taka reakcja, o jakiej pisał Watson, czyli wewnętrzna, w sensie niedostrzegalne łatwo, ale jednak obiektywna, ale to może być reakcja jakaś nerwowa, czy hormonalna, czy w zasadzie wszystko, co zachodzi w człowieku.

Jeden z wczesnych behawiorystów niejaki Clarc Leonard Hull usiłował jednak językiem behawiorystycznym badać procesy poznawcze. Takim wyjściowym założeniem, służącym temu badaniu był podział na zachowania instrumentalne i sygnałotwórcze. Reakcje, które wykonuje człowiek dzielą się na takie, które coś mają zmienić bezpośrednio w otaczającej rzeczywistości - mamy zachowania instrumentalne, jak jestem głodny to sięgam po szklankę i piję, przepraszam jestem spragniony, jestem głodny to sięgam po jedzenie. Ale są takie reakcje, które organizm, jak mówię organizm to może być zarówno zwierzę, jak i człowiek, przynajmniej teoretycznie, wykonuje tylko po to, żeby dostarczyć sobie pewnej sytuacji bodźcowej. Przeważnie związanych z tzw. bodźcami wewnętrznymi, ale nie koniecznie. Reakcją tzw. sygnałotwórczą, czyli nie instrumentalną jest przykładem, taki prostym, jest to, co wykonujemy milcząc. Jeżeli mówimy raz, dwa, trzy, cztery, pięć, mamy dziesięć elementów do policzenia, to pięć mówimy tylko po to, żeby móc powiedzieć sześć. Zatem wykonujemy pewną reakcję żeby powstała nowa sytuacja bodźcowa, żeby wykonać następną. Czyli mamy dwa rodzaje reakcji: instrumentalne, które zmieniają coś w rzeczywistości i sygnałotwórcze, które dostarczają nowych bodźców. I te drugie, niezależnie czy są zewnętrzne, czy też wewnętrzne, to są tzw. reakcje intelektualne, czy jakieś reakcje wewnętrzne, emocjonalne.

A zatem mamy przejście do tzw. neobehawioryzmu.

Tak, jak psychoanaliza, tak behawioryzm dosyć szybko zaczął się cieszyć wielką popularnością w innych naukach społecznych czy powiedzielibyśmy, ale to w tym wypadku nieadekwatne jest określenie, humanistycznych. No np. w lingwistyce, np. w teorii znaku i znaczenia zwanej semiotyką. Być może, ze moja perspektywa jest tutaj wypaczona tym, że się zajmuję przede wszystkim językiem, ale można chyba powiedzieć, że swoją siłę i popularność behawioryzm zawdzięcza m. in. temu, że dał możliwość do takiego pisania o języku, o znakach, terminami obiektywistycznymi. Terminami, które nie muszą się odwoływać do jakiś mentalistycznych form.

W behawioryzmie w pewnym momencie, w lingwistyce kierowanej behawioryzmem zaczęła być popularna tzw. behawiorystyczna teoria znaku i znaczenia, kiedy znak zaczęto pojmować jako substytut bodźca. Zaczęto definiować, że znak to jest coś, co powoduje reakcję identyczną bądź podobną jaką powodowałby desygnat tego znaku, czyli to, co ten znak oznacza. A więc jeśli znakiem jest słowo „pożar” to reakcja na słowo „pożar” będzie podobna do reakcji jaka jest na widok czegoś palącego się czy zapach dymy, czy inne tego typu bodźce. A więc my może nie koniecznie uciekamy, ale orientujemy się, zaczynamy się orientować co się dzieje, czy to jest groźne, czy już się trzeba ewakuować, czy trzeba uciekać, czy gasić, czy tak dalej. A zatem znak wywołuje reakcję podobną do tej, jaką powoduje desygnat, czyli coś, co znak ten znaczy. Czym jest zatem znaczenie? Znaczenie jest w terminologii behawiorystycznej pewną specyficzną reakcją na znak. Znaczeniem znaku jest to jak się wobec niego zachowujemy. Znaczeniem słowa jest to, jak się zachowujemy kiedy słowo słyszymy.

Szybko też, no może nie cała aparatura pojęciowa, ale terminologia jaką proponował behawioryzm, została wykorzystana i wprowadzona, no w miarę szybko, bo w tej chwili mówię o połowie XX wieku, do filozofii mistycznej (?) do takiej, która się chciała zajmować językiem, a jednocześnie która chciała uniknąć różnych metafizycznych naleciałości, która zaczęła definiować po pierwsze znaczenie słów, bo tym się mają zajmować przedstawiciele filozofii mistycznej (?), doprecyzowaniem znaczeń. Zaczęto definiować znaczenia jako po prostu sposoby użycia słowa i krytykowała podobnie jak behawioryści, chociaż bardziej radykalnie używanie terminów mentalistycznych, postulując żeby to, co umysłowe rozumieć jako sposób albo wykonywania reakcji, sposób zachowania się, albo pewną dyspozycję do zachowania się. A więc jeżeli mówię, że moje zachowanie zależy od jakoś procesów umysłowych to znaczy, że zależy od jakiś wewnętrznych dyspozycji. Coś, co powoduje, że zachowuję się tak a nie inaczej.

I tak, jak popularność behawioryzmu była związana z rozwojem semiotyki i językoznawstwa, to też jego upadek nastąpił także ze względu na to, co działo się w tej dziedzinie, ponieważ tak naprawdę odwrót od behawioryzmu to są lata 70-te, kiedy to Chomsky opublikował taką recenzję z książki Skinnera, ostatniego behawiorysty, który zmarł w roku 90-tym, książki zatytułowanej „Verbal Behavior” - „Zachowania werbalne” można to przetłumaczyć, w której to Chomsky krytykując stanowisko Skinnera jednocześnie przedstawił swój program, przedstawił wcześniej, ale ta forma przedstawienia stała się najczęściej cytowaną, i swój pomysł czym jest język. W tej recenzji mówił o swoich pracach Chomsky w sposób przekonujący współczesnych. Udowodnił, że nie można wyjaśnić uczenia się języka tworzonymi nawykami, czyli tak, jakby to wyjaśniali behawioryści, którzy w końcu byli przedstawicielami empiryzmu. Czyli język argumentował..., umiejętności językowe argumentował Chomsky, wbrew temu, co napisał Skinner, nie mogą się opierać na tym czego człowiek się nauczył, muszą się opierać na wiedzy wrodzonej.

A dlaczego tak się wypowiadał? No, gdybyśmy się opierali tylko na wyuczonych formach zachowania, na tych, których jesteśmy uczeni, albo tych, które są naśladownictwem zachowania innych to nigdy byśmy porządnie języka nie poznali i nie nauczyli się. To jest coś, na co zwracano uwagę i co zbadano niezależnie od teorii Chomskiego, ponieważ wszystkie zachowania werbalne, przynajmniej te mówione są albo bardzo prościutkie, a jeśli nie są proste to są wadliwe od strony gramatycznej, czy stylistycznej przynajmniej. To znaczy człowiek w trakcie mówienia np. zmienia koncepcję struktury zdania, które chce sformułować, w związku z tym ono jest trochę takie, wg tych zamierzeń, a trochę wg innych. Mówimy niestarannie popełniając szereg błędów, najwyraźniej to widać u niektórych prezydentów, a mniej wyraźnie u innych, ale w pewnym stopniu jest to u innych. Zatem gdyby uczący się języka chciał nauczyć się go na podstawie tych próbek językowych, które słyszymy, to nigdy by nic z tego nie wyabstrahował, nie wydobył prawidłowej gramatyki, bo ona jest zawsze jakoś tam nieprawidłowa. A skoro tak, no to język jest wrodzony. A skoro język jest wrodzony to behawioryści, jako ci, którzy jednak kontynuują założenia empiryzmu czy założenia [Locka], że człowiek jest taką białą kartą, na której można wszystko zapisać, nie mają racji. I od tego czasu, w zasadzie od tej publikacji następuje odwrót od behawioryzmu tak naprawdę, to są lata 70-te i początek wypierania behawioryzmu przez tzw. podejście poznawcze.

Proszę Państwa o podejściu poznawczym powiem jeszcze później, następnym razem, zostało nam jeszcze trochę czasu żeby przynajmniej rozpocząć charakterystykę psychologii z jeszcze jednego obszaru, bo behawioryzm to obszar psychologii amerykańskiej, a mianowicie drugiego, niegdysiejszego już dzisiaj mocarstwa Rosji i Związku Radzieckiego.

Tu jak Państwo wiecie behawioryści bardzo, tak się przynajmniej przedstawia w podręcznikach, cenili i opierali się na poglądach Pawłowa. Pawłow obok Thorndike'a jest tym jednym z prekursorów behawioryzmu. Pawłow jednak jeżeli był prekursorem behawioryzmu, to takiego behawioryzmu bardzo ortodoksyjnego i prostego, a mianowicie behawioryzmu opartego na pojęciu łuku odruchowego, co było dosyć szybko odrzucone przez behawiorystów amerykańskich. Odrzucone było na dwa sposoby. Po pierwsze w taki sposób, że wielu z nich uważało, że w ogóle nie należy się zajmować tą zmienną, przynajmniej na początku, zmienną pośredniczącą, czyli tym, co jest pomiędzy bodźcem a reakcją. Bo na początku uważano, że wystarczy badanie tylko tych zewnętrznych rzeczy, a łuk odruchowy to jest, jak powiedziałem, to jest taka struktura, która się składa z receptora, efektora, a pomiędzy nimi są drogi wstępujące i zstępujące, czyli z pewnej struktury anatomicznej i Pawłow uważał, że czynności oznaczane tymczasem terminami psychologicznymi jak gniew, strach, zabawa, zostaną wkrótce sprowadzone do zwykłej działalności odruchowej, tej części mózgu, która leży bezpośrednio poza korą mózgową, czyli do jakiś takich właściwie podkorowych struktur i do zachowań odruchowych.

Zatem to był jeden sposób odrzucenia - nie zajmować się procesami neurofizjologicznymi, strukturami, którymi przede wszystkim zajmował się Pawłow. Drugi sposób odrzucenia to odrzucenie samej koncepcji. Nawet jeśli się zajmujemy, niektórzy behawioryści jak np. Lashley, o nim też będziemy mówić, no odrzucenia samej koncepcji łuku odruchowego, odrzucenie koncepcji, że można wyjaśnić zachowania odwołując się do tak prostych struktur anatomicznych. Zatem chociaż poglądy Pawłowa są ważne dla behawiorystów to nie przez wszystkich i nie w sposób jednoznaczny zostały przejęte. Nie w sposób taki, w jaki sobie Pawłow wyobrażał.

Historia myśli psychologicznej wykład 6

Prof. Bobryk str. 7



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1997 (104)
highwaycode pol c20 sygnaly policjii innych (str 104,105)
50 104 id 40827 Nieznany (2)
104 169
2 (104)
104 2id 11743
Mahabharata Księga III (Vana Parva) str 1 104
Śpiewnik 104
1 (104)
104 Na czym polega Umowa z Schengenid745
formy teatralne w przedszkolu 104 1622
104, Politechnika Poznańska ZiIP, II semestr, Fizyka, laborki fiza, Laborki, laborki fiza, Fizyka -
WYKŁADY. PRAWO FINANSOWE. (104 STRON), PRAWO, STUDIA, PRAWO FINANSOWE
104
03 104, Fizyka 104
104, Prawo, WZORY PISM, Wzory Pism 2
PJM Poziom A2 Strona 104
5 E Aronson s 66 104 id 40102 Nieznany
Kosslyn, Rosenberg Psychologia mózg człowiek świat str 104 155

więcej podobnych podstron