Lepper w systemie argentyńskim
O Samoobronie pisano już wiele razy, ale bodaj nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby spojrzeć na partię Leppera jak na piramidę finansową. A zasługuje ona na takie miano. Piramida finansowa, jak wiemy z licznych przykładów polskich i zagranicznych, funkcjonuje tak długo, dopóki zaangażowani w jej finansowanie leszcze wierzą w przyszłe zyski. Kiedy nastąpi coś, co wiarą tą zachwieje, i znajdą się pierwsi, którzy usiłują wycofać się z interesu, wychodzi na jaw, że pieniędzy nie da się odzyskać. To wprawia w panikę następnych, skłaniając ich z kolei do próby wycofania tego, co zainwestowali, a dalej idzie już lawinowo. Balon pęka z hukiem, organizatorzy znikają z kasą w południowej Ameryce lub na egzotycznych wyspach, pozostawiając na żer rozwścieczonym ludziom zapłakane sekretarki, a media pławią się we współczuciu dla ofiar oszustów i usiłują nas wzruszyć, pokazując obficie wylewane łzy. W moim wypadku, mówiąc nawiasem, zwykle nieskutecznie. Większość z tego typu przewałów jest bowiem tak prymitywna, że aby się na nie załapać, trzeba być albo ostatnim durniem (a za głupotę trzeba płacić), albo nędznym cwaniaczkiem, który dobrze wie, że to interes polegający na okradaniu naiwnych, ale liczy, że dzięki swemu cwaniactwu zdąży się nachapać zanim nastąpi to, co nieuniknione.
Samoobrona, odkąd jej sondażowy słupek zaczął się niepowstrzymanie piąć w górę, przyciągnęła całą rzeszę ludzi liczących, że dzięki niej załapią się na pańskie życie jako posłowie, ministrowie, a choćby tylko radni. Sam Lepper robił wiele, aby takich właśnie pozyskiwać. Zamknąwszy wyborami parlamentarnymi pionierski, nazwijmy to, heroiczny okres istnienia swej organizacji, stanął przed koniecznością pozbycia się różnych nawiedzonych, którzy dobrzy byli do blokad i bijatyk, ale w politycznych grach bardzo by przeszkadzali. Kto miałby czas i chęć przyjrzeć się temu, co się w ciągu ostatnich dwóch lat w terenowych ogniwach Samoobrony działo, nie może nie przyznać, że tę robotę przewodniczący i grupa jego pomagierów wykonali na piątkę. Ideowi frajerzy praktycznie zniknęli z funkcji, ich miejsca pozajmowali ludzie pokroju samego Leppera - cyniczni cwaniacy. Wśród nich zwłaszcza dwa typy: podejrzanej konduity biznesmeni, często po wyrokach, oraz młodzi absolwenci wydziałów politologii prowincjonalnych szkół wyższych. Jedni i drudzy głęboko przekonani, że się załapią. Ponieważ niektórzy rzeczywiście się załapywali, chętnych przybywało. Sto tysięcy, którymi się Samoobrona chełpiła, to pewnie nieprawda, ale gołym okiem widać, że kandydatów do partycypowania w kolejnym dojeniu Rzeczypospolitej było dużo. Co, skądinąd, nie świadczy dobrze o polactwie, ale dlaczegóż niby miałoby ono być inne, mając piętnaście lat takich, a nie innych doświadczeń z demokracją, a w pamięci Partię (zawsze pisaną wtedy dużą literą), bez należenia do której nie można było marzyć o dyrektorowaniu nawet we wsiowym młynie.
Można Leppera zrozumieć, ze chciał mieć takich właśnie funkcyjnych - wiedział, że będą mu posłuszni. Może nawet i zdawał sobie sprawę, że może na posłuszeństwo liczyć tylko tak długo, jak długo będzie trwała wiara w to, że Samoobrona rozdawać będzie intratne stołki, ale uznał, że nie ma zagrożenia, aby ta wiara się załamała. Dlatego poszedł o krok dalej niż którakolwiek inna partia - zaczął od swoich ludzi brać kasę. Chcesz być posłem, ministrem, radnym? Samoobrona ci to da, jak zabulisz. Kariera w organizacji kosztuje. Miejsce na liście kosztuje. Zwłaszcza miejsce na liście do europarlamentu, gdzie w powszechnym mniemaniu dostaje się górę kasy za nic.
Do pewnego momentu każdego, kto śmiał zapytać przewodniczącego, co właściwie z tą kasą robi, mógł Lepper wylać jak Witaszka. Ale klapa w eurowyborach chyba przebrała miarkę. Tak mi się przynajmniej wydaje po lekturze prasowych doniesień o wzbierającym w Samoobronie gniewie niedoszłych europarlamentarzystów, którzy na konto Strasburga wpłacili setki tysięcy, a na jeszcze grubsze sumy wystawili Lepperowi weksle, i mają z tego guzik z pętelką. Wielu ponoć wzięło na ten cel kredyty z banku, i ci pewnie najmniej się martwią, bo wiadomo, że członkowie Samoobrony kredytów nie spłacają z zasady.
Proszę kolegów dziennikarzy o poświęcenie tej kwestii większej uwagi. Chętnie poczytam, jak osobnicy, którzy mieli się za cwaniaków, a okazali leszczami, będą teraz starali się swoje pieniądze od Leppera odzyskać.
7 lipca 2004