a d
Kołysał nas zachodni wiatr,
E7 a
Brzeg gdzieś za rufą został.
d a
I nagle ktoś jak papier zbladł -
H7 E
Sztorm idzie panie bosman
F C F C
A bosman tylko zapiął płaszcz
F E7 a
I zaklął - Ech do czorta !
F G C E7 a
Nie daję łajbie żadnych szans,
F E7 a
Dziesięć w skali Beauforta !
Z zasłony ołowianych chmur
Ulewa spadla nagle.
Rzucało nami w górę, w dół
I fala zmyła żagle.
O pokład znów uderzył deszcz
I padał już do rana
Diabelnie ciężki to był rejs
Szczególnie dla bosmana.
A bosman tylko zapiął płaszcz
I zaklął - Ech do czorta !
Prawdziwe czasem sny się ma,
Dziesięć w skali Beauforta !
C
Gdybym miał tęgi kij,
G
Wcale bym się ni wzbraniał.
F
Tylko bym cię babo ma,
G C
Do roboty ganiał.
Gdybym miał długi sznur,
Ale bym się ucieszył.
Bo bym cię babo ma,
Na sznurze powiesił.
Gdybym miał łopaty dwie,
Do pomocy chłopa.
To bym cię babo ma,
Głęboko zakopał.
Skąd wziąć kij i sznur,
Do pomocy chłopa.
Więc dlatego babo ma,
Tak się bardzo kocham.
C
A czegóż trzeba,
a F C
Prócz wiatru aby w żagle dął.
C a
Kawałek nieba,
F G C
Z nad swego domu w drogę wziąć.
C a G C
Za rufą port któryś z rzędu,
C a G C
Na kursie dni które będą,
C F G C C G F C
A barki trzy żeglarską przędą nić. Taj daj....
A jeśli sztorm zły,
Łupiną miota pośród fal.
Zmoczone włosy,
Na mokrej szyi mokry szal.
Za rufą.....
A kiedy słońce,
Jak białe ptaki mkniemy w dal.
Wodą pachnące,
Kartki z dziennika suszy wiatr.
Za rufą....
a
Kochała się we mnie Agata
E a
A bardzo była pyskata.
d a
Miała nogi jak stół, i żarła jak wół
E a
A w dodatku była garbata.
Kochała się we mnie seniora
A była jak stara raz wora
Nie mogłem ja jeść, nie mogłem ja spać
Przez tego babskiego potwora.
Kochała się we mnie Cecylia
A była jak wonna lilia.
Te usta ten biust, to właśnie mój gust
Ratujcież mnie ludzie o rety.
Ratujcież mnie ludzie o rety
Co ze mną zrobiły kobiety.
Jeść mi nie dają, spać mi nie dają
A kochać się pozwalają.
D A
W miasteczku, gdzie domy mają dachy spadziste,
G D
Czas wolno przez małe okna ciekł,
D A
Mieszkał Jakub, jak mówią, spokojne chłopisko,
G A D
Niedaleko szumiał morza brzeg.
Aż kiedyś po nocy nieprzespanej do rana
Wziął Jakub węzełek, zamknął drzwi.
Ślady po nim na brzegu długa fala zalała,
Teraz wiatrem tkane jego dni.
G D
Pokład pod stopą trzeszczy,
A G
Maszty połamie sztorm
G D
Po co się włóczyć po świecie, }
A D }2 G D A GD
Skoro masz własny dom }
Są porty, co mają kolorowe ulice,
Na których wesoły, tłumny gwar.
Chodził Jakub samotnie, dziwiło go wszystko,
Zamiast drzew tu rosły gaje palm.
Gdy statek odpływał, to się zmieniał krajobraz,
Za rufą leciały stada mew.
Próżno Jakub przy burcie na falochron spoglądał,
Aż nie zniknął mu z oczu pusty brzeg.
Posiwiał już Jakub, zieleń oczu spłowiała,
Łaskawie go witał każdy port.
Ale dalej na morze tęsknota go gnała,
Nie pamiętał gdzie ma własny dom.
Na pewno gdzieś jeszcze pływa Jakub po morzach,
Zardzewiał w kieszeni jego klucz.
Pewnie drogi do domu odnaleźć nie może,
Zabrał mu ją marynarski trud.
C F
Co się zdarzyło jeden raz
G C
Nie uwierzycie mi
F
Gdym wdepnął sobie w piękny czas
G C
w New-Yorską Chatham Street.
C F G C
Ciągnij pomalutku, aż do skutku,
F G C
Mewki lubią nas jak dajemy w gaz !.
Dziewuszka grzeczna vis-a vis
Obrała kurs na wprost:
-Tuż, tuż na bleeker mieszkam ,Street
Więc się zabrałem z nią.
Kielicha - rzekła - znajdziesz tam,
Przekąskę, to i sio.
Mamusia nas witała w drzwiach,
Siostrzyczek cały rząd.
Do wierzchu nalewano szkło
I pito aż po dno,
Aż zaczął kręcić się jak bąk
Mój globus w miejscu , o...
Przyjaciółeczkę wzrusza, bo Pustynią iście zionie w krąg
Ja przypominam jej Golizną każdy kąt,
Braciszka, co w Szanghaju jest A bez bielizny, forsy ktoś
Za nie wiadomo co. Jest bez wątpienia mną.
Przejrzałem nagle, oczy trąc T w czym do portu szedłem, dość
Królową Boże chroń, Wytworną miało woń.
Ten goły facet w łóżku jest Po mączce rybnej wór, a-hoj
Bez wątpliwości mną. Jak ulał na Cape Horn.
Wszystko pomalutku ciągnie się do skutku,
Mewki.......
C
Ciemna była noc,
G
Nad daleką cichą wodą.
Z dala słychać śpiew,
C F C
Czarna Nataszo dla Ciebie.
Czarna Natasza - ahoj,
Słodka ty nasza - ahoj,
Dla ciebie serce me - dla Ciebie
Czarna Nataszo - dla Ciebie.
Ciemna była noc,
Kiedy wracaliśmy z rejsu.
Żadna gwiazdeczka
Już nie świeciła na niebie.
Czarna Nataszo - ahoj........
Jasny dzionek wstał,
Słonko wysoko na niebie.
Wiatr na wantach gra
Tęskną piosenkę dla Ciebie.
Czarna Nataszo - ahoj.........
d
Cumy rzuć! Cumy rzuć!
Żagle staw! Żagle staw!
C F
Cumy rzuć i żagle staw!
D A7 d
Czas ruszyć na szlak kliprów!
D C F
Gdy whisky w porcie masz już dość,
C d C d
--Cumy rzuć! Żagle staw!
F d C
Do dziewczyn nawet czujesz złość,
F C d
--Czas ruszyć na szlak kliprów!
To jedno wyjście zawsze masz,
--Cumy rzuć! Żagle staw!
Na słone bryzgi wystaw twarz,
--Czas ruszyć na szlak kliprów!
Poczujesz wnet! Jak pokład drży,
--Cumy rzuć! Żagle staw!
C G C
Była z nami na obozie smarkata
F G C
A na imię jej było Czochrata.
F G C a
Po jeziorach Mazurskich z Matrosem Pływała
C G C
A z nami wieczorami grała, śpiewała i spała.
A matros, że z gwinta próbował,
Ciągle ją adorował.
A ona mu się nie dawała
I do załogi „G” uciekała.
C G C G
A hej, a ho. A hej, a ho.
C G C
Mazury i my to jest to !
A matros stary gwintołyk
Przychodził do nas gwintować.
Później się przewracał
I do „omegi” na noc nie wracał.
A myśmy o niego zadbali,
I Czochratej śpiworem przykrywali.
Nad ranem gdy trzeźwość wracała,
Koja Matrosa przyjmowała.
Wnet Neptunalia nastały,
Żgaji w żeglarzy zmieniały.
Czochrata już nie była smarkata,
Całą gębą na łajbie klar trzymała.
I gdy Czochrata już nie była smarkata,
Matros też przestał gwintować.
I pozostały nam tylko wspomnienia,
O Matrosie i dziewczynie którą wszyscy kochali.
a
Ze Świnoujścia do Walvis Bay
droga nie była krótka,
a po dwóch dobach - albo mniej
już się skończyła wódka
„Do bridża” - krzyknął Siwy Flak
i z miejsca rzekł „Dwa piki”
a ochmistrz w telewizor wlał
E7 A
nie byle jakie siki.
A D
Cztery piwka na stół, w popielniczkę pet,
E A
jakąś Damę roześmianą Król przytuli wnet.
D
Gdzieś między palcami sennie płynie czas.
E A
„....czwarta ręka, Króla bije As...”
A w karcie tylko jeden As A ja mu „kontra” on mi „re”,
I nic poza tym nie ma, ja czuję pełen luz,
ale nie powiem przecież: „pas” bo widzę w moich kartach, że
może zagrają szlema !. jest atutowy tuz.
„Kontra”- mu rzekłem taki bluff, Więc strzelam! Kiedy karty Fred
by nieco spuścił z tonu, wyłożył mu na blat,
a Fred mu na to:„Cztery trefl!” to każdy mógł zobaczyć, jak
przywalił bez pardonu. Siwego Flaka trafia szlag...
A„mój”- w dwa palce obtarł nos, Już nie pamiętam ile dni
to znaczy: nie ma nic... w miesiące złożył czas
i wtedy Flak, podnosząc głos, morszczuki dosyć dobrze szły
powiedział: „Cztery pik !” i grało się nie raz,
I kiedy jeszcze cztery króle lecz nigdy więcej Siwy Flak
pokazał mu: „jak trza”, klnę na jumprowe wszy,
to Fred - z renonsem siedem pik - choćbyś go prosił tak czy siak,
powiedział „Niech gra Flak !” nie zasiadł już do gry !
W popielniczkę pet, cztery piwka na stół,
już tej damy roześmianej nie przytuli Król.
Gdzieś nam się zapodział atutowy As,
tego Szlema z nami wygrał czas...
C G C
Gdybym był młodszy dziewczyno,
F G C
Gdybym był młodszy.
F C
Piłbym ach wtenczas nie wino
F C
Lecz spojrzeń twoich najsłodszy,
G C
Nektar dziewczyno
Ty byś mnie może kochała,
Jasny aniele.
Na tę myśl mi zadrżała
Bo widzę szczęścia za wiele
Gdybyś kochała.
Gwiazd bym nie szukał na niebie,
Ani miesiąca.
Ale bym patrzył na ciebie,
Boś więcej promieniejąca,
Od gwiazd na niebie.
Wzgardziłbym słońca jasnością
I serca tchnieniem,
A żyłbym twoją miłością.
Boś ty jest moim natchnieniem
I słońca jasnością.
Ale już jestem za stary,
Bym mógł dziewczyno
Zażądać serca ofiary.
Więc zadowolę się tylko piosneczką.
Bom już za stary.
Uciekam od ciebie z dala, Śmieję się i piję wino,
Motylu złoty. Mieszane z łzami.
Bo duma mi nie pozwala cierpieć, Patrze piękna dziewczyno
Więc pełen tęsknoty W swą przeszłość
Uciekam z dala. Pokrytą mgłami.
C
Gwinty stop! Gwinty stop!
G
Kufel w ruch! Kufel w ruch!
C F
Gwinty stop i kufel w ruch
C G C
Czas ruszyć na szlak whisky!
C
Załoga „G” wyszła na szlak
G
Gwinty stop! Kufel w ruch!
C
I nagle sztorm mocnych już brak
F G C
Czas ruszyć na szlak whisky!
A łajba ich pod wiatr już gna
Gwinty stop! Kufel w ruch!
A oni wtedy śpiewają wszyscy
Czas ruszyć na szlak whisky!
A wówczas Janusz jego znam
Gwinty stop! Kufel w ruch!
Z piórkiem we włosach powie nam
Czas ruszyć na szlak whisky!
A kiedy „G” na burcie trwa
Gwinty stop! Kufel w ruch!
To obóz nasz potęgę ma
Czas ruszyć na szlak whisky!
I zgodnym chórem z gardeł stu
Gwinty stop! Kufel w ruch!
Ta nowa piosnka zabrzmi znów
Czas ruszyć na szlak whisky!
a G a
Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział: Stary czy masz czas
C G C
Potrzebuję do załogi jakąś nową twarz
C7 F d
Amazonka , Wielka rafa , Oceany trzy
a E7 a
Rejs na całość , rok -- dwa lata -- to powiedziałabym :
a G a
Gdzie ta keja przy niej ten jacht
C G C
Gdzie ta koja wymarzona w snach
F A A7 d
Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat
a E7 a
Gdzie ta brama na szeroki świat
F A A7 d
W każdej chwili płynę w taki rejs
a E7 a
Tylko gdzie to jest ? Gdzie to jest ?
Gdzieś na dnie wielkiej szafy leży ostry nóż
Stare dżinsy wystrzępione impregnuje kurz
W kompasie igła zardzewiała lecz kierunek znam
Biorę kurs na plecy i przed siebie gnam
Przeszły lata zapyziałe rzęsą zarósł staw
A na przystani czółno stało kolorowy paw
Zaokrągliły się marzenia i wyłysiał łeb
Lecz dalej marzy o załodze ten samotny kiep
C G C F
Heja, hej brać na gejtawy, wow
C G C
Paddy Doyle znowu sprzedał nam pic
Heja, hej brać na gejtawy,
Paddy zrobił nas w konia jak nikt
Buty dziurawe Paddy nam dał
Widać Paddy interes w tym miał
Buty dziur bracie mają jak ser
Przyjdzie czas Paddy zeżre je hej
Za ten stary dziurawy but
Zwiśnie Paddy z rei jak drut
Obok Doyle,a zawiśnie nasz kuk
Stary złodziej brudas i mruk
Kuk się spasł przy nas jak tłusty wieprz
Zdrowo będzie upuścić mu krew
Bosman znowu na wanty nas gna
No to pluj z góry na tego psa
Jutro chief znowu da komuś w pysk
Będzie wała miał z tego nie zysk
Paddy Doyle sprzedał nam pic
Paddy zrobił nas w konia jak nic
C
Hej, hej, zawiśniesz Johny,
F G
Hej, dobrze ci bracie tak
C G
Do masztu zaczepiony,
C G C
Ach, pięknie będzie, ach !
Będziesz dyndał wesoło,
Dobrze ci bracie tak !
Na maszcie wśród obłoków,
Ach, piękni będzie, ach !
Za grzechy wisieć musisz,
Dobrze ci bracie tak !
Za swoją czarną duszę
Ach, pięknie będzie, ach !
Za całe czarne życie,
Dobrze ci bracie tak !
Dług spłacisz należycie,
Ach, pięknie będzie, ach !
Więc żegnaj już rodzinę,
Dobrze ci bracie tak !
I lubą swą dziewczynę,
Ach, pięknie będzie, ach !
Gdy spojrzysz w morza tonie,
Pomyślisz sobie tak:
--Co wisi nie utonie,
Ach, pięknie będzie, ach !
a F e
Żegnajcie nam dziś hiszpańskie dziewczyny
a F G
Żegnajcie nam dziś marzenia ze snów
F G C a
Ku brzegom angielskim już ruszyć nam pora
F E a
Lecz kiedyś na pewno wrócimy tu znów.
I smak waszych ust hiszpańskie dziewczyny
W noc ciemną i złą nam będzie się śnił
Leniwie popłyną znów rejsu godziny
Wspomnienie ust waszych przysporzy nam sił.
Niedługo ujrzymy znów w dali Cap Deadman
I głowę baranią sterczącą wśród wzgórz
I statki stojące na redzie przy Plymouth
Klarować kotwice najwyższy czas już.
A potem znów żagle na masztach rozkwitną
Kurs szyper wyznaczy do Portland i Wight
I znów stara łajba potoczy się ciężko
Przez fale w kierunku na Beachie Fairlie Land
Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover
I znów noc w kubryku wśród legend i bajd
Powoli i znojnie tak płynie nam życie
Na wodach i w portach South Foreland Light.
C F C
Mój kumpel dzisiaj do mnie rzekł,
G C
John Kanaka, naka słuchaj mnie.
C F C
Roboty nie ruszę choćbyś się wściekł
G C
John Kanaka, naka słuchaj mnie.
C F C
Słuchaj mnie, ach słuchaj mnie
G C
John Kanaka, naka słuchaj mnie.
Ech, szlag by trafił ten pieski świat,
Do domu jeszcze drogi szmat.
Jak szliśmy raz do Frisco Bay,
Sto dni się ciągnął parszywy rejs.
Tak szliśmy wokół przylądka Horn,
Gdzie diabeł nam powiedział won !
Ciągnij go bracie, ciągnij go też,
Ciągnij go znowu i forsę bierz.
C G C F C G C G
Jejku, jejku, mówię wam jaki rejs za sobą mam
C G C F
Stary, zardzewiały śmierdzący wrak
C G C
Na pół roku zastąpił mi świat.
C G C G
W cuchnącej norze rzuciłem wór,
C G C G
A tu myk mi spod nóg szczur.
C G C G
Kuk w mesie rzekł: „oto obiad twój”
C G C G
A na stole karaluchów rój.
F C F G
Nawet jeden, co miał biały wąs
C G
Tylko za mną chodził wciąż.
C G C G
Wchodził mi do piwa i w szufladzie spał
C G C G
I tam z żoną dzieci miał.
W „piwnicy” rzeżąc resztką sił
Zlany ropą silnik w zęzach gnił.
Bił tam z grubej rury księżycowy zdrój
Nawet chief mechanik podstawiał słój, mówiąc:
„Gdyby nawet pękł tu wał
to ja dalej będę sobie chlał”
Stary w porcie kupił kaset sto,
Same gołe baby, chłopy no i wiecie co
Potem cichcem to puszczał i czerwony miał łeb
I wszyscy mówili, że Stary się wściekł
Nocą gonił bajkoka, by mu czyścił buty,
Ale za to miał nasikane do zupy.
Już po jakimś czasie, gdzieś po stu trzydziestu dniach
Na środku oceanu zaryliśmy w piach.
Ściągała nas Yellow Submarine, a była to kubańska Zatoka Świń
I były tam manewry NATO, statków tłok,
A nasz jednemu „łubudu” w bok.
I była nota w ONZ, a Stary znów miał czerwony łeb
W zaniedbanej radiostacji stół zielony stał
Na nim Radzik nic nie robił, tylko w karty grał.
I nie myty, nie golony no nie lubił pić
I ogrywał nas wszystkich do gołej rzyci.
A kiedy nazbierał naszych dolców wór
W pewnym porcie zwiał jak szczur.
Już w powrotnej drodze przyszła wielka mgła,
A nasz Stary tym kaloszem „całą naprzód” gna
I kiedy wiatr tę mgłę zwiał
W Hamburgu, przy kei nasz statek stał.
To Stary uknuł ten chytry plan
Poleciał ćwiczyć na Repeerbahn
A ja spokojny stary dzwon
Koleją wróciłem do rodzinnych stron.
C
Hen po portach i po morzach,
G
Morskich drogach i bezdrożach,
C
Wszędzie na pokładach straszą
G C
Powieściami o Jonaszu.
Jonasz - mimowolny zbrodzień,
G
Powód wszystkich niepowodzeń,
C
Co niewinnie się uśmiecha
G C
I przynosi ludziom pecha.
C
Jonasz ! Jonasz !
G
Jonasz ! Jonasz na pokładzie !
Już się strach na wszystkich kładzie,
C
Każdy myśli o zagładzie.
Jonasz ! Jonasz !
G C
Jonasz na pokładzie jest.
Gdy z Jonaszem w rejs wyruszasz,
Pomyśl o zbawieniu duszy,
Bo przy najlepszej pogodzie
Żywot swój zakończysz w wodzie.
Albo kiła cię dopadnie,
Albo maszt ci na łeb spadnie,
Lub w karczemnej zginiesz zwadzie
Gdy jest Jonasz na pokładzie.
Jonasz ! Jonasz !..........
Lecz najgorsza to godzina,
Gdy Jonaszem jest dziewczyna,
Lepiej z własnej ręki zginąć
Niż z takim jonaszem płynąć
Możesz w zęzę pluć do rana,
I zjeść kapcie kapitana,
Żadne czary i zaklęcia
Nie imają się dziewczęcia.
Jonasz ! Jonasz !..........
Jest jedyna na to rada,
Sam Freud nam ją podpowiada,
Trzeba szybko chłopca zdybać
I Jonasza za mąż wydać.
Wtedy jak każda kobieta,
Będzie przynosiła pecha,
Nie załodze, nie statkowi,
Tylko własnemu mężowi.
Jonasz ! Jonasz !
Gdy zostawi pecha w domu,
Nie zaszkodzi już nikomu,
Nie zrobimy z jachtu złomu,
Jonasz ! Jonasz !
Kiedy męża będzie miał !
C
Kiwa jachtem, kiwa jachtem kiwa - oj
G
A załoga, a załoga rzyga - oj
Zarzygali pokład i kajuty - oj
C
Narzygali bosmanowi w buty - oj.
C G
Wczoraj była biba, u Starego Grzyba
C G C
Zarzygali, zachlapali cały jacht.
Bosman zamiast przykład dać załodze - oj
Zarzygany leży na podłodze - oj
Jeść się nie chce, pić się nie chce smutno - oj
A nad nami zarzygane płótno - oj.
Jeden majtek pełznąc po pokładzie - oj
W rzygowinę ryło swoje kładzie - oj
Kuk nad garnkiem łeb jak bania schyla - oj
Przy rzyganiu bardzo się wysila - oj.
Drugi majtek rzygnął za wysoko - oj
I rzygnął bosmanowi w oko - oj
Bosman łypie drugim okiem w koło - oj
I obciera zarzygane czoło - oj
Trzeci majtek aż na saling pruje - oj
Cały pokład we wzorki haftuje - oj
Czwarty nieprzytomny leży w koi - oj
Rzyga w koło bo się schylić boi - oj.
A kapitan po pokładzie kroczy - oj
Rzygowina w fajce mu bulgoce - oj
Kto tu dzisiaj jakiś kurs ustali - oj
Nic nie widać w zarzyganej dali - oj.
Na to Neptun swym trójzębem kiwa - oj
Zarzyganą łajbę w otchłań wzywa - oj
Tonie bosman, statek i załoga - oj
A to czyjaś obrzygana noga - oj
To jest zarzygana fajka
To się kończy bajka
Tak zginęli ochlapusy wielkich mórz.
a E a
Komu dzwonią temu dzwonią
C G a
Mnie nie dzwoni żaden dzwon.
d a E
Bo takiemu pijakowi
a E a E a
Jakie życie taki zgon.
Księdza do mnie nie wołajcie
Miech nie robi zbędnych szop.
Tylko ty mi przyjacielu
Spirytusem głowę skrop.
W piwnicy mnie pochowajcie
W piwnicy mi kopcie grób.
I głowę mi obracajcie
Tam gdzie jest od beczki szpunt.
W jedną rękę kielich dajcie
W drugą rękę wina dzban.
A nad grobem zaśpiewajcie
Umarł pijak ale pan.
a d
Drżą palmy wysmukłe, z południa wieje wiatr,
E a
Hawajskie gdzieś słychać gitary,
d a
Hawajska melodia upaja jak wiatr,
E a
Hawajski w niej urok i czary.
Synowie mórz bliskich i dalekich mórz
Od wiatru spalone ich twarze,
Za pasem złowrogo zatknięty tkwi nóż,
Ci ludzie to właśnie korsarze.
Ich życie to wino, dziewczyny i śpiew,
Świst wiatru na wantach i linach.
Że pokład jest twardy, to bajka, to cóż,
Lecz miękkie ma ciało dziewczyna.
Dziewczyno, daj usta, niech krew w żyłach gra,
Wszak jutro ruszamy na morze,
Nie znudzi mnie nigdy pieszczota twych warg,
Ni uścisk, kochana nie zmoże.
Dziś ta, jutro inna dziewczyna i port,
I inni otoczą nas ludzie,
Więc całuj mnie mocno, niech krew w żyłach gra
W ramionach twych spocznę po trudzie.
A potem świst noża, tak cichy jak szept,
I śmierć cię utuli w ramionach.
Hawajską melodię zanuci ci wiatr
I fala uniesie spieniona.
C
Być raz wielcy trzej wodzowie,
G
Oni mieć dobrze w głowie,
F C
I ognistą wodę lubić kochać chlać.
F C
Oni mieć dobry humor i od rana robić rumor,
G C
Gdy ognistą wodę w siebie lać.
F C
My być tu my być tu, wielki nasz Manitou.
G C
On nam dać ognistą wodę on nam dać.
F C
My ją pić pić do rana, nasza woda ukochana.
G C
My ją pić, my ją pić a potem paść.
Wielki wódz Mała Kopa,
Z niego być kawał chłopa,
Gdy być młody on z mustanga na łeb spaść.
On mieć uśmiechnięta gęba
I świergotać jak ptak zięba,
Gdy ognista woda woda w siebie lać.
Żyć raz wódz In Czu Czuna,
Mieć nad głową złota łuna,
Wielki umysłowy człowiek z niego być.
On się niczym nie przejmować
I bez przerwy kombinować,
Jak się dorwać i znowu chlać.
Kiedy świt blady wstanie,
Już na ścieżce są Indianie.
Oni swoją ścieżkę zdrowia dobrze znać.
Pić ognista pić na kaca,
I wesoło mieć w glacach.
Gdy ognista woda woda w siebie lać.
Gdyby żyć dziś Manitou
Miałby dziewczyn cały rój.
Przestać wreszcie by ognistą wodę chlać.
On by pieścić je do rana,
Mówić moja ukochana.
I je rżnąć i je rżnąć co dnia !
Wszystkie girlsy Manitou,
A miał ich około stu.
Odsunęły go od wódy kart i snu.
Pozbawiły wodza stołka,
I z wielkiego Manitou,
Przerobiły go w małego Manitołka
a C a
Nasz Marco Polo to dzielny ship
a G
Największe fale brał
F a C G
W Australii będąc widziałem go
a G a
Gdy w porcie przy kei stał.
I urzekł mnie tak urodą swą
Że zaciągnąłem się
I powiał wiatr w dali zniknął ląd
Mój dom i Australii brzeg.
a G F E a G a
Marco Polo w królewskich liniach był
a G F E a G a
Marco Polo tysiące przebył mil.
Na jednej z wysp za korali sznur
Tubylec złoto dał
I poszli wszyscy w ten dziki kraj
Bo złoto mieć każdy chciał.
I wielkie szczęście spotkało tych
Co wyszli na ten brzeg
Bo pełne złota ładownie są
I każdy bogaczem jest.
W powrotnej drodze tak szalał sztorm
Że drzazgi poszły z rej
A statek wciąż burtą wodę brał
Do dna było coraz mniej...
Ładunek cały trza było nam
Do morza wrzucić tu
Do lądu dojść i biedakiem być
Ratować choć żywot swój
a
Błękit jeziora dokoła
d a
A tam w oddali gdzieś las.
d a
Słońce i przestrzeń nas woła.
E7 a
Tutaj więc spędź wolny czas.
d
Hej, Mazury, jak wy cudne !
G C
Gdzie jest taki drugi kraj ?
d a
Tu zapomnisz chwile trudne,
E7 a
Tu przeżyjesz życia maj.
d
Do namiotu do ogniska
G C
Trzeba wracać pora czas.
d a
Już nadchodzi nocka bliska.
E7 a
Hej, Mazury, witam was !
Żeglarz z dziewczyną ze wzgórza
Patrzą na las - w głębi wód,
Słońce się w falach zanurza,
Nadchodzi zmierzch, powiał wiatr.
Piękna jest nasza kraina,
Domy bielutkie jak śnieg,
A nad jeziorem dziewczyna
Chciałbym z nią przeżyć choć wiek.
a E
Ty mnie nie kochasz ja to wiem,
a
Stąd smutek mój wynika.
d
Zdradziłaś lube dziewczę mnie,
a
Wybrałaś pułkownika.
d
On jabloneksy kupuje ci,
a
W ramionach ciebie kacza.
E
I jak do kotka mówi ci ci
a
Jaka u niego dacza.
I ta chaliera porwał cię,
Do domiku z ogródkiem.
Z podporucznikiem bratem swym,
Zamknęli cię na kłódkę.
Znaczy we dwóch cię będą brać,
Rozjeżdżać co niedjelu.
A ja w agreście będę stać
I chyba się zastrzelę.
U mnie rewolwer jest,
Ty o tym wiesz Tamara.
I pozwoleństwo torze jest,
To znaczy że się staram.
Pod okno będę chodził twe,
W żółciutkim mym kostiumie,
By regularnie straszyć cię,
Najlepiej jak umiem.
d
Kiedy rum zaszumi w głowie
C
Cały świat nabiera treści
d
Wtedy człowiek chętnie słucha
F C d
Morskich opowieści.
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
To zrobi doskonale
Morskim opowieściom
Kto chce, to niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech ni wierzy,
Nam na tym nie zależy
Więc wypijmy jeszcze.
Łajba to jest morski statek, Od Falklandu - śmy płynęli,
Sztorm to wiatr co dmucha z gestem Doskonale brała ryba,
Cierpi kraj na niedostatek Mogłeś wędką wtedy złapać
Morskich opowieści. Nawet wieloryba.
Pływał raz marynarz który Rudy Joe, kiedy popił,
Żywił się wyłącznie pieprzem Robił bardzo głupie miny,
Sypał pieprz do konfitury Albo też skakał do wody
I do zupy mlecznej I gonił rekiny.
Był na Lwowie młodszy majtek I choć rekin twarda sztuka,
Czort, Rasputin, bestia taka Ale Joe w wielkiej złości
Że sam kręcił kabestanem Łapał gada od ogona
I to bez handszpaka. I łamał mu kości.
Gdy byliśmy raz pod Helem Może ktoś się będzie zżymał
Żagle zdarła moc nieludzka Mówiąc że to zdrożne wieści,
Patrzę a tu w koi leży Ale to jest właśnie klimat
Jakaś babka z Pucka Morskich opowieści.
Niech drżą gitary struny, Pij bracie, pij na zdrowie,
Wiatr niech grzywacze pieści, Jutro ci się humor przyda,
Gdy płyniemy pod banderą Spirytus ci nie zaszkodzi,
Morskich opowieści. Sztorm idzie - wyrzygasz.
C G C
Się masz witam cię ! Piękną sprawę mam !
C G C
Pakuj bety swe i leć ze mną tam.
F C G C
Rzuć kłopotów stos - no, nie wykręcaj się,
F C
Całuj wszystko w nos.
G C
Osobowym, drugą klasą przejedziemy się !
C (D) F (G) C (D)
Na Mazury! Mazury! Mazury!
C (D) G (A) F (G)
Popływamy tą łajbą z tektury.
C (D) F (G) C (D)
Na Mazury, gdzie wiatr zimny wieje,
C (D) G (A) C (D)
Gdzie są ryby i grzyby i knieje
F (G) C (D)
Tam gdzie fale nas bujają,
G (A) C (D)
Gdzie się ludzie opalają,
F(G) C (D)
Wschody słońca piękne są
G (A) C (D)
I komary w tyłek tną.
F (G) C (D)
Gdzie przy ognisku gra muzyka
G (A) C (D)
I gorzała w gardle znika,
G (G) C (D)
A pan leśniczy - nie wiadomo skąd -
G (A) C (D)
Woła do nas „OOO ! paszła won !
Uszczelniłem dno, lekko chodzi miecz.
Zęzy smrodów sto przewietrzyłem precz.
Ster nie spada już i grot luzuje się,
Więc się ze mną rusz.
Już nie będzie tak jak wtedy, nie denerwuj się !
Skrzynkę piwa mam, ty otwieracz weź.
Napić ci się dam, tylko mi ją nieś !
Coś rozdziawił dziób i masz głupi wzrok ?
No, nie stój jak ten słup !
Z Węgorzewa na Ruciane wykonamy skok !
Na Mazury! Mazury! Mazury! (Zmiana tonacji)
Popływamy....
....
....
A pan leśniczy - nie wiadomo skąd -
Woła do nas „OOO ! Dzień dobry, żeglarze !”
a
1840 był rok,
G
Gdy pomyślałem czas zrobić ten krok.
a C
Gdy pomyślałem czas ruszyć się
G a
By przeżyć coś na szlaku
Ti laj li lula lula hej........na kolejowym szlaku.
A w 1842
Widziałem już ż bardzo to lubię.
Wiedziałem już że pokochałem,
To podłe życie na szlaku.
A w 1843
Poznałem moją dziewczynę Betty,
Poznałem jasnowłosą Betty,
Poznałem ją na szlaku.
A w 1844
Zagrałem z nią w otwarte karty
I powiedziałem jej że tramp,
Samotnie musi żyć na szlaku.
Ni ważne który to będzie rok,
Gdy zechcesz w końcu zrobić ten krok.
Gdy zechcesz w końcu ruszyć się,
By przeżyć coś na szlaku.
Nie ważne ile będziesz miał lat,
Gdy znudzi cię spokojny świat.
Gdy zechcesz mocno po męsku żyć,
A tak żyje się na szlaku.
a E
Nie kupisz kwiatów pelargonii,
a
Za złotówkę czy za dwie.
d a
Uśmiech dziewczyny pragniesz zdobyć,
E a
Ja ci poradzę przecież wiesz.
a E
Obwarzanki tak okrągłe jak księżyce,
a
Nad dachami twej uliczki w gwiezdną noc.
d a
Małe słońca, patrz jak bardzo tanio liczę.
E a
Obwarzanek wprost ze słońca mały krąg.
a E
Te pierścienie, takie kruche tak pachnące,
a
To nie złoto ani metal, każdy wie
d a
Tych pierścieni możesz każdej dać tysiące,
E a
Bez obawy bo i tak z uśmiechem zje.
Za dwie złotówki, dwa uśmiechy.
Daj obwarzanek proszę cię.
I jak pierścienie zamienimy,
Ja dam tobie a ty mnie.
Obwarzanki...
Życie z uśmiechem jest jak słońce
I każdy pragnąłby je mieć.
Daj sympatycznej swej dziewczynie,
I cały koszyk może zjeść.
Obwarzanki....
C G C
Przez ile dróg musi przejść każdy z nas,
G C
By mógł człowiekiem się stać.
G C
Przez ile mórz lecieć ma biały ptak,
G C
Nim w końcu upadnie na piach.
G C
Przez ile lat będzie ten kanion trwał,
G C
Nim w końcu rozkruszy go czas.
d G
Odpowie ci wiatr
C a
Wiejący przez świat.
d G C
Odpowie ci bracie tylko wiatr.
Przez ile lat będzie trwał góry szczyt,
Nim deszcz go na mórz zaniesie dno.
Przez ile ksiąg pisze się ludzki byt,
Nim wolność w nim wypisze kto.
Przez ile lat nie odważy się nikt
Zawołać, że czas zmieniać świat.
Przez ile lat ludzie giąć będą kark,
Nie wiedząc że niebo jest już.
Przez ile łez, ile bólu i skarg
Przejść trzeba i przeszło się już.
Jak blisko śmierć musi przejść obok nas,
By człowiek zrozumiał swój los.
Odpowie ci wiatr,
Wiejący przez świat.
I ty swą odpowiedź rzuć na wiatr.
C
Kiedy szliśmy przez Pacyfik
G
Way hay roluj go
C
Zwiało nam z pokładu skrzynki
G C
Taki był cholerny sztorm
C F
Hej znowu zmyło coś
C G
Zniknął w morzu jakiś gość
C F
Hej policz który tam
C G C
Jaki znowu zmyło kram
Pełne śledzia i sardynki
Kosze krabów beczkę sera
Kalesony oficera
Sieć jeżowców jedną żabę
Beczki rumu nam nie zwiało
Pół załogi ją trzymało
Taki był cholerny sztorm
Hej znowu zmyło coś
Zniknął w morzu jakiś gość
Postawcie wina dzban
Opowiemy dalej wam !
D
Wiatr przystojny, w garniturze
A
Chciał spodobać się złej chmurze.
G D
Chmura w złości deszczem go przepędza.
D
Wiatr się schował w jakimś oknie,
A
Jest szczęśliwy że nie moknie
G D
A miał wkrótce chmurze być za męża.
F C
Lecz nie jest źle,
G D
Mogło być gorzej.
F G
Czasem w życiu zdarza się
D
Pechowy dzień.
Wiatr szczęśliwy w wolnym stanie,
Zawsze stać go na zawianie,
Zawsze stać go na samotny spacer.
A niejedna chmura teraz
Kocha cierpi i umiera
Mówiąc, wietrze mogło być inaczej.
Lecz nie jest źle....
C G
Ogniska już dogasa blask
C F
Braterski splećmy krąg.
C G
W wieczornej ciszy, w świetle gwiazd
F G C
Ostatni uścisk rąk.
Kto raz przyjaźni poznał moc
Nie będzie trwonił słów.
Przy innym ogniu w inną noc
Do zobaczenia znów.
Nie zgaśnie tej przyjaźni żar
Co połączyła nas.
Nie pozwolimy by ją starł
Nieubłagany czas.
Za nami jasnych godzin moc
I moc młodzieńczych snów.
Przy innym ogniu w inną noc
Do zobaczenia znów
C e
Świat nabił nas w butelkę
F C
Za naszą poniewierkę,
e G
Za pieski los i pieski wikt.
C e
Dziś dymią wszystkie czuby,
F C
Dziś śpiewa cały kubryk:
G C
--Panieneczki, otwierajcie drzwi !
C G C
„Pod sztokfiszem” parę dni !
C G C
Brzuch jak beczka - w beczce dżin.
C e A G
Nim na morze wypłyniemy, znów na morze,
C e
To jeszcze, mała, nalej mi,
F C
Bo jutro będzie gorzej
C G C
Jeśli się do jutra będzie żyć !
Choć porty stale zmieniasz,
Jednaka wszędzie cena.
Gorzałki łyk jest droższy niż twój łeb !
Masz długi w czarciej kasie,
Więc nalej póki da się,
Z pełną szklanką dolę swoją klep!
„Pod Sztokfiszem” parę dni!
Brzuch jak beczka - w beczce dżin.
Nim na może wypłyniemy, znów na morze,
To jeszcze, mała nalej mi,
Bo jutro będzie gorzej
Gdy nas czart porwie na mały drink !
C
Idzie diabeł ścieżką krzywą
G (F) C
Pełen myśli złych
C
Nie pożyczył mu na piwo
G C
Nie pożyczył nikt.
Słońce praży go od rana
Wiatr gorący dmucha,
Diabeł się z pragnienia słania
W ten piekielny upał
Idzie anioł wśród zieleni
Dobrze mu się wiedzie.
Pełno drobnych ma w kieszeni
I przyjaciół w biedzie
Tam ta da daj....
Nagle przystanęli obaj Mówi diabeł postaw kufla
Na drodze pod śliwką. Bóg ci wynagrodzi.
Zobaczyli że im browar My artyści w taki upał
Wyszedł na przeciwko. Żyć musimy w zgodzie.
Nie ma szczęścia na tym świecie Na to anioł zatrzepotał
Ni sprawiedliwości, Skrzydeł pióropuszem.
Anioł pije piwo trzecie I powiada dam ci dychę
Diabeł mu zazdrości. W zamian za twą duszę.
Tam ta da daj....
Musiał diabeł duszę wściekłą
Aniołowi sprzedać.
I stworzyli sobie piekło
Z odrobiną nieba.
G G7
Pod żaglami „Zawiszy”
C
Życie płynie jak w bajce,
G
Czy to w sztormie, czy w ciszy,
D7 G
Czy w noc ciemną, dzień jasny.
Kiedy grot ma dwa refy,
Fala pokład zalewa,
To załoga „Zawiszy”
Czuje wtedy, że pływa.
Więc popłyńmy raz jeszcze
W tę dal siną bez końca,
Aby użyć swobody,
Wiatru, morza i słońca.
Białe żagle na masztach -
To jest widok mocarny
W sercu radość i siła,
To „Zawisza” nasz „Czarny”
a d a
Port - to jest poezja rumu i koniaku,
C d a
Port - to jest poezja westchnień czułych żon -
F C d a
Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku...
G C d E a
Dla obieżyświatów port - to dobry dom.
C F C
Och, Johnnie Walker, dla bezdomnych dom !
d E a
Och, Johnnie Walker, dla bezdomnych dom !
Port - to są spotkania kumpli, co przed laty
Uwierzyli w ziemi czarodziejski kształt ;
Za marzenia głupie tu się bierze baty -
Któż mógł wiedzieć, że tak mały jest ten świat ?
Och, Johnnie Walker....
Port to są zaklęcia starych kapitanów,
Którzy chcą wyruszyć w jeszcze jeden rejs;
Tu żaglowce stare giną na wygnaniu,
Wystrzępione wiatrem aż po drzewce rej.
Och, Johnnie Walker....
a E
Na Tamkę pod trzynastkę pożarną straż wezwali,
a
Z ratusza pełnym gazem na fonie przyjechali.
d
I pędzim przez krakowskie śródmieściem zapychamy
a E a
I na Tamkę na dół natenczas zajeżdżamy.
E a
A tu się pali. Jak cholera! Jak cholera! Jak cholera!
E a
Ogień bucha jak cholera, nie wiadomo skąd.
E a
A naród stoi. Łeb zadziera! Łeb zadziera! Łeb zadziera!
E a
A tu się pali jak cholera, z każdej strony swąd.
A wtem na trzecim piętrze, gość jakiś z dala drze się.
Ratujcie bo się palę, Zajęli spodnie mnie się.
Ktoś krzyknął, skacz pan w siatkę do niego strasznym głosem.
Gość skoczył ale obok i zarył w jezdnie nosem.
A wtem z przeciwnej strony, zajeżdża pogotowie.
Gość leży na asfalcie i ma trzy dziury w głowie
I nagle jak ni wrzaśnie przy ludziach bez krępacji,
Ratujcie moją babcie, zamkniętą w ubikacji.
Na ten czas jeden strażak, w zmoczonym kombinezie,
Po tego gościa babcie w największy ogień lezie.
Za chwilę jest z powrotem i trzyma parę kapci,
I mówi do faceta że to są resztki z babci.
Walczyli my z tym ogniem, na Tamce pod trzynastym,
A pożar był widoczny nad całym prawie miastem.
Toporki byli w ruchu, ulice byli w wodzie,
Walczyli my z tym ogniem aż podziw był w naradzie.
Trzy godziny my walczyli, my walczyli, my walczyli,
Bo strażaki w takiej chwili, bardzo dzielne są.
Wszyscyśmy się napocili, napocili, napocili.
Trzy godziny my walczyli, aż się spalił dom. Dzięki...
C C7 F C
Żegnaj nam dostojny stary porcie,
C G
Rzeko Mersey żegnaj nam.
C C7 F C
Zaciągnąłem się na rejs do Californi
C G C
Byłem tam już niejeden raz .
G F C
A więc żegnaj mi, kochana ma,
G
Za chwilę wypłyniemy w długi rejs.
C C7 F G
Ile miesięcy cię nie będę widział, nie wiem sam,
G C
Lecz pamiętać zawsze będę cię.
Zaciągnąłem się na herbaciany kliper,
Dobry statek, choć sławę ma złą.
A ż kapitanem jest tam stary Burgess,
Pływającym piekłem wszyscy go zwą.
Z kapitanem tym płynę już nie pierwszy raz,
Znamy się od wielu, wielu lat.
Jeśliś dobrym żeglarzem, radę sobie dasz.
Jeśli nie, toś cholernie wpadł.
Zegnaj nam dostojny, stary porcie,
Rzeko Mersey żegnaj nam.
Wypływamy już na rejs do Californi,
Gdy wrócimy opowiemy wam.
C
Raz pływał na Mazurach
G
Wspaniały sternik Piotr.
Przecudny to był chłopak,
C G C
Lecz nieprzeciętny łotr.
C
Ej - jakie dobro nudne
G
A jakie cudne zło.
Dobrego stać na jedno
C G C
A złego stać na sto.
Więc najpierw spieprzył biwak
Aż wszystkich trafił szlag.
A już dnia następnego,
Złośliwie przegryzł sztag.
Bez precedensu chyba
Historia taka jest.
Żeby bez komandora
Zaczął się cały rejs.
Surowo zakazali
Na tranzystorach grać.
Tymczasem wciąż w obozie,
Je słychać k...mać.
F G C
Opowiedz czy byłeś już w Rio Grande
F C
Hej, o Rio
F C G C
Bo mówią, ze wszędzie tam złoty jest piach
G C
Pora nam hen do Rio Grande .
C G C
Żegnaj więc rzeko ma
F C
Hej, o Rio
F C G C
Powrócę tu znowu za rok czy za dwa
G C
Pora nam hen do Rio Grande .
Że na miłość garść złota trza mieć
To łatwo werbownik zgarnął nas w sieć.
Żegnaj więc....
Z dna kotew już wstała i wicher nas gna
U portu latarni krzykniemy hurra.
Żegnaj więc....
Więc żegnaj dziewczyno i wierną mi bądź
Ze złota ciżemki obujesz za rok.
Żegnaj więc....
C G C
Powiedz, byłeś ty kiedy w Rio Grande.
F C
Ach - do Rio
F C G C
Gdzie nurt rzeki omywa złocisty sztrand.
F C
Ach - do Rio
F C
Hen - do Rio
F C
Więc żegnaj ma miła
G C
Bo nadszedł już czas,
F G C
Odpływamy do Rio Grande.
Już kotwica jest w pionie,
Łapiemy już wiatr.
Zostanie za nami tęsknota i żal.
Mamy statek wspaniały,
Załogę na chwat.
I szypra lepszego niż ktokolwiek miał.
Zaśpiewajmy dziewczętom,
Co zostaną tu.
Nim nas ukołysze ocean do snu.
Zaśpiewajmy dla Zosiek,
Marysiek i Kaś.
I tym którzy na kei żegnają nas.
Łańcuch klar i kotwice,
Wybrane do kluz.
Już statek kieruje się na bezmiar mórz.
C G C
Wieczorem, późnym wieczorem
F G C
Panny wychodzą nad wodę
F C
Nad rzeką pochylają twarze,
a d G
Coś do niej szepcą, o czymś marzą.
C
Rzeki to idące drogi,
G
A łodzie wędrowcy tych dróg.
F
Dwa razy w tej samej wodzie
C G C
Nie przejrzy się człowiek ni duch.
Noc pachnie miodem i miętą
A wianki pływają stadami.
Płyną od zmierzchu do świtu,
Płyną z nikąd, hen do nikąd.
Rzeki to....
Trawy się wodzie kłaniają,
Odbicia swe potrącając
I wiatrem miękko kołysane
W jego gadanie zasłuchane.
Rzeki to....
a d a
W dalekim porcie gdzieś na końcu świata
C G E
Gdzie morska fala uderza o brzeg,
a d a
Stoi od dawna samotna fregata
d E a
I na coś czeka u ujścia dwóch rzek.
Rzeki wpadają do jednego morza,
Ale w dwie strony unosi je prąd.
Fregata czeka, choć chciałaby może
Podnieść kotwicę i odpłynąć stąd.
W dalekim porcie, gdzieś na krańcu świata,
Gdzie martwa fala uderza o brzeg,
Mieszka dziewczyna, co przez długie lata
Na kogoś czeka u ujścia dwóch rzek.
Rzeki wpadają do jednego morza,
Ale w dwie strony unosi je prąd.
Samotna dziewczyna pragnęłaby może,
Porzucić wszystko i odpłynąć stąd.
Ale kotwice trzymają zbyt mocno,
Dwie rzeki płyną w dwie strony od lat,
Tylko po wodzie o zorzy północnej
Jak list odpływa śnieżnobiały kwiat.
I tak się jakoś los dziewczyny splata
Z losem fregaty stojącej od lat
W dalekim porcie, gdzieś na końcu świata,
Tam gdzie beztrosko śpiewa tylko wiatr.
a d a
Gdy powiedziałaś mam tego dość,
d a
To serce me drżało jak nigdy dotąd jeszcze,
d (2raz F) G
Choć tak błagałem, choć tak prosiłem,
C a
Zostań tu ze mną choć tylko chwilę.
D E a A7
Lecz ty odeszłaś jak ten cudowny sen.
Dziś zapomniałaś tu do mnie przyjść,
Choć tak czekałem z wielką nadzieją w sercu.
I spoglądałem w pustą uliczkę,
Może zobaczę twoją spódniczkę
Lecz ty nie przyszłaś pozostał nocy cień.
Już dziś zapłonął gwiazd biały sznur,
Wiatr ucichł i skonał w objęciach sennej nocy.
Proszę cię błagam, przyjdź tu nazajutrz
Ja będę czekał z białą konwalią,
Dobranoc miła, miej najpiękniejsze sny.
a C
Na prerię szumny spływa zmrok, po stepach hula wiatr.
a C
Rozsiodłał stary kowboj konia, przy ognisku siadł.
a C F a
Gdy ogień resztką sił się tlił, dorzucił parę drew.
F a
Wieczorne mgły niosą jego śpiew.
C a
Co mi tam wiatr, co mi tam chłód.
F a
Byleby koń wiatronogi druh.
C a
Byleby kolt, lasso i bat.
F a
Co mi tam chłód, co mi tam wiatr.
Pamiętasz stary koniu, gdyś źrebakiem jeszcze był,
Marzyłem kupię sobie dom jak człowiek będę żył.
Pasałem bydło całe życie a dzisiaj mam czy wiesz,
Dwa kolty pas, ciebie i tę pieśń
Co mi tam wiatr....
Nad rankiem gdy kowboje wyganiali bydło w step,
Starego pochowali, starej szkapie kula w łeb.
Na morzu prerii w dali gdzieś, kowbojów znika sznur,
Wiatr niesie śpiew, wzmaga jeszcze ból.
Co mi tam wiatr....
a e a G a
Uderz w bęben już bo nadszedł mój czas
e a E7
Wrzućcie mnie do wody na wieczną wachtę trza tam gdzie...
a G a G a
Sześć błota stóp, sześć błota stóp
a G a G a
Dziewięć sążni wody i sześć błota stóp
Ściągnijcie flagę w dół uszyjcie worek mi
Dwie kule przy nogach ostatni ścieg bez krwi no i...
Ostatnia salwa z burt po desce zjadę w mig
Lecz najlepszy mundur nie musi ze mną gnić tam gdzie...
Moje wolne miejsce i hamak pusty też
Niech wam przypomina że każdy znajdzie się tam gdzie...
Na wachcie więcej już nie ujrzycie mnie
Kończę ziemską podróż do Hilo dotrę wnet tam gdzie...
Ląd daleko jest przed wami setki mil
A mnie pozostało do lądu kilka chwil no i...
C E7 a C
Kiedy niebo do morza przytula się z płaczem
C d G
Liche sosny garbate do reszty wykrzywia,
C E7 a F
Brzegiem morza wędrują bezdomni tułacze
C F G C
I nikt nie wie skąd idą, jaki wiatr ich przywiał.
F G C
Do tawerny „Pod Pijaną Zgrają”
F G C a
Do tańczących, rozhukanych ścian
F G
I do dziewczyn, które serca
C a
Za złamany grosz oddają,
F G C a
Nie pytając czyś ty kiep, czy drań.
Kiedy wiatr noc chmurną przegoni za wodę,
Gdy pół słońca, pół nieba, pół morza rozpali,
Opuszczają wędrowcy uśpioną gospodę,
Z pierwszą bryzą znikają w pomarszczonej dali.
A w tawernie „Pod Pijaną Zgrają”
Spływa smutek z okopconych ścian,
A dziewczyny z półgrosików
Amulety układają
Na kochanie, na tęsknotę i na żal.
Kiedy chandra jesienna jak mgła cię otoczy,
Kiedy wszystko postawisz na kartę przegraną,
Zamiast siedzieć bezczynnie i płakać lub psioczyć
Weź węzełek na plecy, ruszaj w świat, w nieznane.
Do tawerny „Pod Pijaną Zgrają”,
Do tańczących, rozhukanych ścian
I do dziewczyn, które serca
Za złamany grosz oddają
Nie pytając czyś ty kiep czy drań.
D
Zbuduję sobie tratwę.
A D
I popłynę rzeką w dół.
G
Zbuduję sobie szałas
D
Na prerii pośród ziół
e A
O, blues jest wtedy,
A7 D
Kiedy człowiekowi jest źle.
W fotelu na biegunach
Bujałem się nie raz,
Lecz dziś już się nie bujam,
Bo dziś bujają nas.
Zabrałem ją na tańce,
Tańczyła z nim nie raz.
Po ślubie przysięgała:
Ten ktoś to był mój brat.
Przedwczoraj na mym polu Przedwczoraj w mym namiocie
Grasował jeden chrząszcz. Grasowały mrówki trzy.
Dziś trzy tysiące chrząszczy Dziś trzy tysiące mrówek
Bawełnę zżera mi. Dziewczynę zżera mi.
Przedwczoraj na mym łóżku Przedwczoraj na biwaku
Chodziły pluskwy dwie. Grasował redaktor PAN
Dziś trzy tysiące pluskiew Dzisiaj tysiąc redaktorów
Po dupie gryzie mnie. Zatruwa życie nam.
Zbuduję nową Polskę, A jeszcze gdy redaktor
Zbuduję nowy świat. Należy do SB
Zbuduję nową Polskę Wtedy już z kretesem
Na miejscu kraju rad. Załamać można się.
Kiedy redaktorom jest źle.
a G a G
Tyle lat już minęło, że dziś
a G C
Nieposłuszna urywa się myśl...
F G C a
Na wielkich żaglowcach przepłynął sto mórz,
F G a
Ale dziś nie pamięta ich już.
G a G a
Hej, o hej ! Hej o hej !
Dzisiaj nie wie, że portów znał sto,
Nie odróżnia Hilo od Bordeaux.
Butelka po rumie znów pusta jest już,
Rum od życia osłania go burz.
Rum sprowadza przyjaciół, ich głos,
Dał im zginąć wśród dobrych fal los.
Od zwidów, majaków ucieka jak tchórz,
Dziś przyjaciół nie poznałby już.
Wspomnień dawnych prysnął gdzieś czar,
Knajpa wciska mu w uszy swój gwar.
I uciekł, lecz zaraz za progiem tuż-tuż
W oczy wiatr miecie lądowy kurz.
Gdy zobaczysz na twarzy ślad łzy,
Powie ci: to ten przeklęty pył.
Znam drogę, co znowu powiedzie wśród mórz,
Z tej drogi nie powraca się już.
C G
Piękne było kiedyś życie, gdy się miało naście lat,
C
Brzuszek trawił znakomicie, każdym calu człek był chwat.
C F
Kiedy fale w pokład biły i wiatr silny w żagle dął,
C G C
Młody żeglarz tężył siły i zaczynał piosnkę swą.
G
Teraz grogiem sterana żeglarska wątroba nawala.
C
Ajajaj, ajajaj, ajajaj, ajajaj, karramba !
G
Piękna nóżka dziewczyny tak bardzo już krwi nie rozpala
C
Ajajaj, ajajaj, ajajaj, ajajaj, karramba !
Wiele w życiu się pływało, czy to dniem czy w gwiezdną noc,
Różne porty się widziało, dziewcząt się kochało moc.
Na niejednym już biwaku, twarze złocił słońca blask,
Nabierało życie smaku, nie szczędziło nam swych łask.
Ale teraz nam plecy przygina okrutne lumbago,
Ajajaj, ajajaj, ajajaj, ajajaj, karramba !
Jeszcze chwila, a człowiek się stanie zupełną łamagą,
Ajajaj, ajajaj, ajajaj, ajajaj, karramba !
Inne wiatry teraz wieją, inny teraz nadszedł czas,
Z innych spraw się teraz śmieją, czasem może nawet z nas.
Inne teraz są ogniska, inne piosnki śpiewa się,
Żal old boy`om serce ściska, gdy wspomnienia snują swe.
Czy pamiętasz te czasy, gdy byłeś matrosem amigo.
Ajajaj, ajajaj, ajajaj, ajajaj, karramba !
Czy pamiętasz marzyłeś, że ty właśnie będziesz Teligą.
Ajajaj, ajajaj, ajajaj, ajajaj, karramba !!!!!
C G C
Siedzę sobie tu przy maszcie od stu lat
C G C C7
Już nie jeden chciał mnie ruszyć, dzielny chwat.
F C D G
Próbowali, oglądali, jednak rady mi nie dali.
F C D G
Klęli mnie na cały głos, a sukces był o włos.
C G C
Bo ja jestem taka mała
F C
Szekla zardzewiała !
F C
Chociaż życie mi poświęcisz,
D G
To mnie nigdy nie odkręcisz
F C
Choćbyś kręcił razy sto,
D G C
Nie uda ci się to !
Widok dobry z tego miejsca wkoło mam.
Postukuję w maszt wesoło, co mi tam.
Kiedy fala mnie spłukuje, nieco jeszcze skoroduję,
Ale tym nie martwię się, wiatr wysusz mnie!
Bo ja jestem...
Rzekł raz stary do bosmana: „Słuchaj Zdziś
Sprawa ma być rozwiązana jeszcze dziś”.
Bosman złamał trzy brzeszczoty,
Łeb mu zmyły siódme poty,
A kapitan widząc to, ręką machnął, o!
Bo ja jestem...
Raz osiłek z wielkim młotem na mnie wpadł.
Tłukł mnie z furią i łoskotem, w końcu zbladł.
Taką mi urządził mękę, bo mu roz...ciachałam rękę,
Jeszcze mowę do mnie miał, brzydkie słowa znał.
Bo ja jestem...
Młody żeglarz, co zębami miażdżył szkło,
Wziął mnie w gębę jak kleszczami. No i co?
I z uśmiechu jak marzenie pozostało mu wspomnienie.
Dziś omija mnie jak wesz, mało mówi też.
Bo ja jestem...
Okularnik z wielką głową tak jak dzban,
Chciał mnie zniszczyć naukowo, mówię wam!
Trzy godziny medytował, mierzył sprawdzał kalkulował
Wreszcie splunął na mnie - tfuu ! danych zabrakło mu.
Bo ja jestem...
C G C
Spadają krople z ula
F G C
Woda z jabłoni kapie
F C
Hej, deszcz po polu hula
G C
Bo nie ma żadnych zmartwień !
Błyska się, piorun broi,
Lasowi moknie broda.
Hej przyjaciele moi,
Jutro znowu pogoda!
C G C
Razem z Tomem po morzach pływała,
F G C
Bo ją jedną na świecie miał Tom.
F G C a
Gdy był smutny cichutko płakała, }
F G C a x 2
Gdy był wesół głos miała jak dzwon. }
Wszystkie morza jej pieśni słuchały,
Wszystkie cichły gdy Tom na niej grał.
Za melodią wspomnienia leciały,
Drżały serca twardsze od skał.
Zaczarowana była Toma gitara,
A może Tom jej swego serca pół dał.
I chociaż taka obdrapana i stara,
W najdalszych portach każdy ją znał.
Zaczarowana była Toma gitara,
Wyśpiewać mogła radość smutek i żal.
Aż się zrodziła z legend o niej wiara,
Że głos jej ciszył ryk sztormowych fal.
Kiedy Tom się zakochał w dziewczynie,
Nowy otworzył się dla Toma świat.
Wnet zapomniał o knajpie i winie,
I gitarze swej wiernej od lat.
Lecz ta miłość nie była szczęśliwa,
Bo dziewczynę zabrał mu ktoś.
Tom się pieklił i diabła przyzywał,
W winie topił swój smutek i złość.
Zaczarowana była Toma gitara,
I taki dziwny i słodki był jej ton.
Że radość miała marynarska wiara,
Gdy na gitarze grał dla wszystkich Tom.
a d
Zielony szlak, powiedzie nas,
G C C7
Przez ciemny świerkowy las.
d a
Gdzie szczyty gór, urwista grań,
E a
Gdzie wieczny śnieg i wiatr.
Zatrzymać czas, by jutro znów,
Zobaczyć wierzchołki gór.
Usłyszeć znów gitary śpiew,
Strumyka plusk wśród skał.
Gdy w górach mgła, przywita nas,
Schroniska gościnny dach.
Przytulny kąt dostaniesz tam,
A jutro znów na szlak.
C
Z pijanym żeglarzem co zrobimy,
G
Z pijanym żeglarzem co zrobimy,
C
Z pijanym żeglarzem co zrobimy,
F G C
Gdy przyjdzie raniutko ?
Złóżmy go do ratowniczej łodzi...
C
Hej, jak się zabawimy,
G
Hej, jak się zabawimy,
C
Hej jak się zabawimy,
F G C
Gdy przyjdzie raniutko.
Szpunt wyciągnijmy, niech tonie w wodzie.
Fałami za nogi go stawiajmy.
W zęzę złożywszy wężem lejmy.
Trzymajmy go za nogi, gdy rzygać będzie.
Wszorujemy go w likszparę.
Obłożymy go na knadze.
Przeciągniemy go przez kipę.
Sterem go zróbmy, gdy sztywnym będzie.
Ickiem go zróbmy, gdy wiotkim będzie.
Powiesimy go na rei.
Zasztauujemy go do forpiku.
Przeciągniemy go pod kilem
Zarefujemy go wraz z grotżaglem.
Zmarlujemy go na bomie.
Włóżmy go do kapitańskiej koi.
Parę pagajów mu w dupę dajmy.
Dziewczyny do koi mu też nie dajmy.
Klina na kaca mu też nie dajmy.
Gdy noc zapada już głucha
I cicho się robi w kurniku
Kura szepnęła słuchaj
Budząc koguta po cichu
Głos zamiera jej w gardle
I wszystko stało się bajką
Jak słodko mieć tajemnicę
Słuchaj będziemy mieć jajko
Gdy mu to powiedziała
Kogut z zachwytu aż zapiał
Przytulił kurę do siebie
Miła ni będę już chrapał
I tak spędzili tę nockę
Razem na jednym patyku
Ach jak przyjemnie jest mieszkać
W takim przytulnym kurniku.
F C A7 d a
My Cyganie, co pędzimy z wiatrem, my Cyganie znamy cały świat,
d a E7 a A7
My Cyganie wszystkim gramy, A śpiewamy sobie tak:
F C A7 d a
Ory, ory szabadabada amore, hej amore, szabadabada,
d a E7 a a7
O muriaty, o szagriaty, hajde trojka na mienia.
Gdy śpiewamy, słucha cała ziemia, słucha każdy rad.
Niechaj każdy z nami śpiewa, niech rozbrzmiewa piosnka ta:
Będzie prościej, będzie jaśniej, całą radość damy wam,
Będzie prościej, będzie jaśniej, gdy zaśpiewa każdy z was:
Kiedy tańczę, niebo tańczy ze mną, kiedy gwiżdżę, gwiżdże ze mną wiatr
Zamknę oczy, Liście więdną, Kiedy milknę, milczy cały świat:
Kiedy słuchasz, łucha cała ziemia i jak śpiewam śpiewa także las,
Gdy ucichnę, wiatru nie ma, gdy oślepnę, nie ma gwiazd:
Bo to łońce świeci tylko we mnie, bo tę ziemię zmyślam sobie sam
Jak odejdę, będzie ciemniej, cały świat odbiorę wam:
Będzie puściej, będzie ciemniej, cały świat odbiorę wam,
Będzie puściej będzie ciemniej, całą radość wezmę wam:
Za rok może dwa schodami na strych
odejdą z ołowiu żołnierze.
Przeminie jak wiatr uśmiechów twych świat
kolory marzeniom odbierze.
Za rok może dwa schodami na strych
za misiem kudłatym poczłapią.
Beztroskie te dni I zobaczysz
że jednak wspaniały był on ...
Konik - z drzewa koń na biegunach
zwykła zabawka mała huśtawka
a rozkołysze rozbawi.
Konik - z drzewa koń na biegunach
przyjaciel wiosny uśmiech radosny
każdy powinien go mieć.
Kłopotów masz sto I zmartwień masz sto
bez przerwy to trwa karuzela.
Nie lalka co łka ni piłka co gra
bez reszty twój czas dziś zabiera.
Ulica szeroka wystawa - to tu
na chwilę przystajesz zdumiony.
Uśmiechnij się więc I zawołaj
jak wtedy gdy na grzbiecie cię niósł ..
.
Radosny to dzień wspaniały to dzień
wracają z ołowiu żołnierze.
Ze strychu znów w dół schodami aż tu
wracają lecz już nie do ciebie.
By ktoś tak jak ty beztroskie miał dni
powrócił przyjaciel ten z wiosny.
Dlaczego to każdy już powie
na plecach przyniosłeś go tu ...
Ragacco da Napoli zajechał mirafiori C a C a
Na sam trotuar wjechał kołami C F G
Nosem prezent poczułaś, już taka jesteś czuła d G d G
Więc pomyślałaś o nim bel ami d G C G
On ciemny był na twarzy, a prezent ci się marzył C a C a
Za dziesięć centów torba w Pewexie C F d
Ty miałaś cztery złote, on proponował hotel d G d G
I nie musiałaś zameldować i się d G C C7
Ty z nim poszłaś w ciemno damo bez matury F G C C7
Koza ma prezencję lepszą niźli ty F G C C7
Czemu smętną minę masz i wzrok ponury F G C a
Ciao, bambino, spadaj mała, tam są drzwi! d G C
On miał w kieszeni paszport, sprawdziłaś, a więc znasz to
Lecz on nie sprawdził, ile ty masz lat
On mówił bella bionda, a popatrz, jak wyglądasz
Te włosy masz jak len, co w błoto wpadł
Jak w oczy spojrzysz teraz swojego prezentera
Co dyskotekę robi i ma styl
Straciłaś fatyganta - chciał kupić ci Trabanta
Czy warto było za tych parę chwil?
Twój ragacco Forda Capri Ci nie kupi
Buona notte pewnie też nie powie ci
Jeszcze wierzysz, że dla ciebie śpiewa Drupi
Ciao, bambino, spadaj mała, tam są drzwi!
Poznałaś Europę, więc nie mów do mnie kotek
Ja nie wiem co Volksvagen, a co Ford
Nie jestem tak bogaty, nie wezmę cię do chaty
I przestań mnie nazywać "my sweet lord"
Ty nie będziesz moją Julią Capuletti
Inny wszak niż ja Romeo ci się śni
W żadnym calu nie wyglądam jak spaghetti
Ciao, bambino, spadaj mała, tam są drzwi!
Gdy ci pizzę stawiał rzekł "prego mangiare"
To pamiętać będziesz po kres swoich dni
Tęskniąc za nim jak złotówka za dolarem
Ciao, bambino, spadaj mała, tam są drzwi!
Wziąłem na łajbę babę swą C
I popływałem troszeczkę z nią C G7
Później przygody swe G7
Opisałem w piosence tej G7 C
Weź na łajbę babę swą
I do żagli poślij ją
Potem krzyknij - ojejej!
I bez żagli pływać chciej
Lecz nie załamuj jeszcze się
Posadź za sterem dziewczę swe
Za chwilę krzykniesz - jej!
Jednej łajby mniej
Weź więc znowu babę swą
Lecz tym razem to za burtę wyrzuć ją
I z ulgą krzyknij - hej!
Jednej baby mniej!
Po tym fakcie popłyń sam
Na kei zostaw babski kram
Popłyń w siną dal...
Lecz stwierdzisz, że coś żal...
Weź więc nową babę swą Później..weź znów babę swą
Rzuć do koi, popieść ją I w kambuzie zamknij ją
A wnet poczujesz, że I wtedy krzyknij - hej !
Baba ma uroki swe To jest miejsce jej !
C F
Byłem dzikim włóczęgą przez tak wiele dni
C G C
Przepuściłem pieniądze na dziwki i gin
C F
Dzisiaj wracam do domu pełny grosz mam trzos
C G C
I zapomnieć chcę wreszcie jak podły był los
G
Już nie wrócę na morze
C F
Nigdy więcej o nie
C F
Wreszcie koniec włóczęgi
G C
Na pewno to wiem
I poszedłem do baru gdzie bywałem nie raz
Powiedziałem barmance że forsy mi brak
Poprosiłem o kredyt powiedziała: idź precz
Mogę mieć tu stu takich na skinienie co dzień
Gdy błysnąłem dziesiątką to skoczyła jak kot
I butelkę najlepszą przysunęła pod nos
Powiedziała zalotnie co chcesz mogę ci dać
Ja jej na to ty flądro spadaj znam inny bar
Gdy stanąłem przed domem przez otwarte drzwi
Zobaczyłem rodziców, czy przebaczą mi
Matka pierwsza spostrzegła jak w sieni wciąż tkwię
Zobaczyłem ich radość i przyrzekłem że...