Rozdział VIII Ciche serce


Matematyka. Jej odwieczna zmora, znienawidzona na równi z WF-em...

„Jestem inteligentna. Nie poproszę nikogo o pomoc. Sama to zrozumiem. Przecież to jest proste... Jednak nie jest wcale proste.” - myślała ślęcząc nad zadaniem domowym. A przecież Jasper (pewnie zmuszony przez Alice) zaproponował jej pomoc...

Dlaczego teraz tak trudno było jej się przyznać, że siedzenie i gapienie się na tekst nie przyniesie żadnego pozytywnego skutku?

Książka uderzyła o ścianę dokładnie wtedy, kiedy otworzyły się drzwi.

- Przychodzę w pokoju! - rozległ się głos Emmeta, który z przesadną ostrożnością wszedł do środka z podniesionymi rękami. No tak, dostarczyła mu jeszcze powodu do śmiechu...

Ze zrezygnowaniem i w akcie ostatecznej desperacji uderzyła głową o biurko.

Oczywiście, to nic nie dało. Nie dość że wiedziała tyle samo, co wcześniej, a Emmet chichotał jak opętany za jej plecami, to jeszcze zapewne, jak znała życie będzie miała siniaka na pół czoła.

- Co jest? - zapytała cicho, pod wpływem załamania nerwowego występującego u niej dosyć często i do którego zawsze doprowadzał ją jeden czynnik zwany szkołą.

- Jeżeli nie chcesz, żeby Alice zagadała twojego przyjaciela tak, że będzie bał się do nas dzwonić, to radziłbym zabrać jej słuchawkę. - oznajmił, kiedy już przestał się z niej śmiać.

W Bellę wstąpiła niemal natychmiast dobrze znane jej ożywienie, które zawsze pojawiało się kiedy w jej myślach pojawiał się jeden chłopak. Chris dzwoni!

Zbiegła na dół oczywiście potykając się na schodach i oczywiście lądując centralnie na Rosalie.
- Przepraszam... - powiedziała szybko i umknęła nie spoglądając nawet na dziewczynę. Dobrze wiedziała, że jeżeli by teraz dowiedziała się jaką ma minę, to zaraz straciłaby cały entuzjazm.

- Mówisz, że ile lat się... - Alice urwała w połowie zdania zauważając Bellę. - Już przyszła. Daję ci ją do telefonu.

Zniecierpliwiona wyrwała jej słuchawkę z ręki.

- Ile razy mam powtarzać, żebyś nie dzwonił, idioto? - spytała od razu.

Na drugiej stronie linii rozległ się śmiech.

- Jak powiesz, żebym dzwonił, to już nigdy nie zbliżę się do telefonu. -odpowiedział jak najbardziej poważnie. - Lepiej gadaj, jak tam w szkole.

- Okej. No to poproszę: jak na spowiedzi. Jakie numery ostatnio odwaliłeś?

- Ocenki mi się pogorszyły, więc podpaliłem dziennik.

- Żartujesz...

- Pewnie, że żartuję. Zastanawiają się, co mi się stało. Jestem wzorowym uczniem.

- A tak na poważnie?

- Tęsknię za tobą i nie byłem od twojego wyjazdu na ani jednej lekcji. Prowadzę śledztwo, zapomniałaś?

- To znaczy...

- Właśnie jestem w hotelu w Port Angeles. Przypuszczam, że tatuś nadal zastanawia się, gdzie posiał kartę...

- Na serio jesteś idiotą, wiesz?

- O której jutro kończysz lekcje? - spytał słodko i niewinnie.

- Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że naprawdę jesteś w Port Angeles?

- Może. No to o której?

- O... Piątej.

- Tylko się za mną nie stęsknij, za bardzo. Kończę. Chao Bella.

- C'est la vie.

- C'est la vie? - powtórzyła Alice. - Takie jest życie?

- Stara historia. - uśmiechnęła się na myśl o niej, po czym nagle jakby oklapła.

- Co jest? - zapytała po chwili.

- Nic. Muszę po prostu wrócić do nauki.

„A może jednak poprosić... Nie ma mowy! Dopóki podręcznika nie wyrzuciłam przez okno jest dobrze...” - przemknęło jej jeszcze przez myśl zanim wróciła do pokoju.

*

- Sądzę, że Bella nie będzie jadła kolacji. - odezwała się nagle Alice siedząc przy komputerze.

- Co? - spytała zdekka zdezorientowana Esme.

- Właśnie zasnęła przy biurku dalej nic nie rozumiejąc, a jutro mają kartkówkę z trygometrii.

Jazz prychnął.

- Ale nie będzie na mnie. Proponowałem pomoc.

- Nie, oczywiście że nie...

W tym momencie Emmet parsknął śmiechem. Po chwili zawtórował mu Edward.

- Może powiecie, o co chodzi, a nie rżycie jak konie? - spytała Rosalie.

- Po prostu... Emmet pomyślał, że popsuje nam opinię swoimi ocenami... - O dziwo blondynkę też udało im się rozśmieszyć...

*

- Bello... Obudź się... Bello... Chyba nie będziesz całą noc spała na biurku...

- Daj mi spokój. - wykonała gest jakby odganiała muchę. Edward prychnął.

- Jak chcesz...

Odsunął krzesło na którym siedziała dziewczyna od biurka i wziął ją na ręce. Ta natychmiast otworzyła oczy.

- Postaw mnie...

- Mówiłem, żebyś sama poszła spać. - oznajmił niby łagodnie kładąc ją na łóżku i nakrywając kołdrą. - Dobranoc.

Miała zamiar wstać i wrócić do nauki, albo chociaż pójść pod prysznic i przebrać się w piżamę, ale jakoś to nie wypaliło. Zasnęła z powrotem wtulona w poduszkę.

*

Świeże powietrze. Tak, to właśnie było mu w tej chwili potrzebne...

Jej skóra, taka ciepła... Pomimo grubej bluzy, którą miała na sobie czuł mocne, równomierne pulsowanie jej krwi w rytm bicia serca.

Rozpiął jeden guzik koszuli i wziął głębszy oddech. Odbiegł chyba dosyć daleko i chyba już się uspokoił...

Czas wracać. Wracać do domu, który do niedawna był ostoją, a teraz przesiąkł zapachem ludzkiej dziewczyny. Zapachem, o którym stwierdził ze zgrozą, tak kuszącym i niespotykanym, a zarazem który gdyby zniknął na zawsze pozostawiłby już po sobie pustkę.

Tylko czy mógłby powiedzieć, że ta pustka pozostałaby w jego cichym i martwym sercu?

Dlaczego przyszło mu do głowy takie skojarzenie?

Wrócił do domu. Słyszał przytłumione rozmowy, wiedział dobrze że teraz wszyscy zajęci są sobą nawzajem. Nie przeszkadzało mu to, zdążył się przyzwyczaić.

Miał zamiar zamknąć się w swoim pokoju i słuchać muzyki,ale stopy same poprowadziły go do pomieszczeniu w którym spała dziewczyna .Pomimo, że miał inne plany usiadł na skraju jej łóżka.

- Cullen. Dlaczego prześladuje mnie nawet w snach? -szepnęła cicho. Wydawało mu się przez moment, że już nie spała, ale wtedy przewróciła się na drugi bok i nieświadomie przytuliła uchwyconą dłoń chłopaka do swojego policzka. Wolał o tym nie myśleć, choć to było bardzo utrudnione.

Krew pulsująca pod skórą... Bicie serca.

- Edward... - zamruczała. Zmarszczyła czoło, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała. - Dlaczego wszyscy... Dlaczego mnie zostawiają... ? - spytała. Jej słowa były dla niego niezrozumiałe, prawie wszystkie stanowiły tajemnicę. Jedna myśl uderzyła mu do głowy jak szampan.

„Śni o mnie”

Spoglądał na lekko uchylone usta dziewczyny, mając nadzieję, że wypowie kolejne słowa, które zapewniłyby go, że to jest dobry sen. Jednak ona milczała.

Nieświadomie pochylił się zbliżając swoją twarz do jej. Co chciał zrobić? Nie znał odpowiedzi na to pytanie.

Osiem centymetrów. Tyle wtedy dzieliło ich wargi. Zapach uderzył w niego sprawiając, że myślał niejasno. Po raz pierwszy gubił się w tym, co robi. Chciał ją ugryźć, czy pocałować?

Cztery centymetry. Trzy. Dwa...

- Może mi oszczędzisz główkowania i powiesz mi, czy ją całujesz, czy zabijasz? - głos Jaspera sprawił że odskoczył od dziewczyny.

- Alice mówiła, że powinienem zabrać cię na polowanie. -wyjaśnił.

- Tak, to chyba dobry pomysł. - spojrzał na dziewczynę po czym wyszedł z bratem.

Biegli. Wiatr rozwiał mu włosy, świeże powietrze uspokajało go.

Co chciał zrobić? Nie wiedział.

Wiedział tylko, że kiedy myślał o uchylonych ustach dziewczyny przez moment wydawało mu się, że serce z powrotem bije. Martwe, zimne, ciche serce.

Warczenie Jazza wdarło się do jego umysłu jak sztylet. Przestał o niej myśleć.

Teraz był na polowaniu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdzial VIII Prawo spadkowe
Rozdzial VIII Nessie
skrypt - wersja II, 723-749, Rozdział VIII
34, ROZDZIA˙ VIII
10. Rozdzial 8, Rozdzial VIII
Książka, Psychologiczne uwiedzenie 7, ROZDZIAŁ VIII
kurs html rozdział VIII
ROZDZIAŁVIII, ROZDZIAŁ VIII
Łobocki Rozdział VIII
konstytucyjne ksiazka2005 rozdzial VIII[1], Prawo konstytucyjne
ROZDZIAŁ VIII - KULTURA PRZEWORSKA, MAGAZYN DO 2015, Nowe Grocholice - wersje maj 2014, opracowanie
rozdzial VIII
Rozdział VIII Program i zasady postępowania korekcyjnego
Rozdział VIII
Rozdział VIII
Rozdział VIII, Postępowanie Administracyjne
Picard Hannibal ROZDZIAŁ VIII
Rozdział VIII

więcej podobnych podstron