"Szkoła Uczuć"
-Jasper zranilem ja...Potraktowalem ja ja dziwke.
-Edward...
-Nie Jasper. Nie pocieszaj mnie. Jestem skonczonym gownem! Oddala mi sie. Pierwszemu. A ja w jej oczach wzialem i odstawilem na bok. Gdyby wiedziala co czuje... Gdyby zdawala sobie z sprawe ze...- nie dokonczylem.
-Ze?- dopytywal Japser.
-Niewazne...
-Edward cholera! Przestan sie w koncu bac! Czy ty dalej nic nie rozumiesz? Nic nie widzisz?!
Chwile milczalem.
-Widze tylko- odpowiedzialem szeptem- cialo do ktorego tesknie, umysl dopasowany do mojego, serce..., i kobiete dla ktorej bylbym gotow zabijac.
-Ed...
Tak.
Traz juz wszystko wiem.
Ja...
-Kocham ja Jazz. Kocham. Tak cholernie ja kocham...!
Upiłem się.
Cholernie się zalałem!
Myślałem że to pomoże mi zapomnieć, ale było wręcz przeciwnie.
Ciągle w głowie mialem Belle.
Tylko jej twarz.
Jej slowa.
Usta, oczy...
Wszystko co bylo w mojej glowie mialo zwiazek z nia!
Kurwa co ze mna nie tak?!
Przeciez nie tak mialo byc...
Mialem ja zaliczyc, a nie kochac sie z nia...
Mialem ja olac a nie upijac sie z jej powodu...
Jestem popieprzonym ciulem.
Nie mam pojecia jak doszedlem pod wolontariat Belli.
Wiedzialem ze dzisiaj ma zostac dluzej- dowiedzialem sie od Jaspera.
Byłem juz przy głownym wejsciu, gdy wyszla jakas kobieta,
-Edward?- uslyszalem glos nieznajomej.
-Yyyyy, Sara? - no tak Sara. Kolezanka Belli z wolontariatu.
-Czesc. Co ty tu robisz?
-Ide do Belli.- mowic to ruszylem do wejscia.
-O nie- zatrzymaly mnie jej dlonie- W takim stanie sie jej nie pokazuj.
-Kocham ja i ide do niej.
-Najpierw sie przespij.
-ALe...
-Nie ma zadnego ale... Jedziemy do ciebie.
-Nie pojde do ciebie.
Nie boj sie jestem gwalcicielka. No, zabieraj swoj tylek. Jedziemy.
Nie wiem jak dojechalem i jak sie polozylem.
Nie wiem co bylo potem...
Nic nie wiem...
Obudzily mnie prominie slonca.
Usiadlem na lozku i cos mi tu nie pasowalo.
To nie byl moj pokoj!
Gdzie ja kurwa jestem?
I dlaczego tak bardzo boli mnie glowa?
-Czesc Edward- do pokoju ktorego nie znam weszla... Sara!!!
O matko...
-Sara... Czesc- dziewczyna podala mi kawe.
Zaczlame ja pic.
Nie wytrzymalem jednka.
-Czy mysmy...?
-Moglbys byc bardziej mily.
-Saro...
-Nie. Nic nie bylo. A szkoda...
Spojrzalem na nia.
-Szkoda?
-No szkoda, szkoda. Ale ciagle mowiles "Bella, kocham cie" I byles prawie nie zywy. Jak chcesz to wez prysznic.
-Moge?
-Jasne- usmiechnela sie do mnie.
-Dziekuje.
Czym predzej podbieglem do lazienki i wszedlem pod prysznic.
Zmyslem z siebie wszystko co bylo wczorajsze.
Co mnie odkusilo, zeby w takim stanie isc do Belli?!
Kurwa!
Dobzre ze Sara okazala sie bardzo mila dziewczyna, ktorea pomogla mi niczego w zamian nie biorac.
Gdy skonczylem sie mysc, wytarlem sie szybko, ubralem i wyszedlem z lazienki.
A wtedy mnie wmurowalo...
-Bella...- wyszeptalem
Patrzyla na nie z bolem w oczach.
Potem spojrzala na Sare i szybko powiedziala.
-Przepraszam. Nie wiedzialem ze masz goscia. Nie bede wam przeszkadzac.
Juz chciala isc ale Sara ja zatrzymala, poniewaz ja dalej sie nie ruszalem.
Boze co Bella sobie pomyslala?!
-Ej Bello. Edward potrzebowal mojej pomocy i ...- przerwalem jej.
-Nic miedzy nami nie zaszlo. - powiedzialem twardo caly czas patrzac na Belle.
-Wlasnie...- dokonczylam zdezorientowana Sara patrzac raz na mnia raz na Belle.
-Nie musicie sie tlumaczyc- odpowiedziala moja ukochana.
-Po prostu stawiamy sprawe jasno. Dobra ja ide sie przebrac. Poczekajcie tu. Zawioze cie Edward do szkoly. My z Bella dzis mamy zajecia na wolontariacie. Zaraz wracam- powiedziala i znikla w lazience.
Wciaz stalismy nieruchomo.
Bella ze wzrokiem wbitym w podloge a ja w nia.
Powoli do niej podszedlem.
-Naprawde niczego nie bylo. Niczego
Milczala.
-Uwierz mi... nie zrobilbym tego... Nie moglbym.
-Edward prosze cie...
-Bells, ja ... kocham cie slyszysz? Kocham...
-Ty nie wiesz co to milosc. Milosc to oddanie, to... - w tym momencie do pokoju weszla Sara.
-Mowilam wam ze zaraz bede. No chodzmy juz.
Bella od razu wyszla z mieszkania.
Chcialem isc z nia, chcialem zeby mi uwierzyla.
Ale zatrzymala mnie Sara.
-Edward... Nie bede pytac co jej zrobiles. ALe jeszcze nigdy jej takiej niewidzialam. Jakby uschlo z niej zycie. Nie moge na to patrzec. To wyjatkowa dizewczyna i... Sluchaj. Zostawiam ci klucze. Zjedz cos, odpocznij. Potem mi je zaniesiesz. Na razie
Nim zdazylem zaprotestowac juz jej nie bylo.
Nie moglem zapomniec o slowach Sary.
Zraniem Belle.
Dla niej moje slowa staly sie puste i wcale sie jej nie dziwnie...
Musze cos zrobic.
I wiem co...
Jakos po godzinie 15 gdy juz wszystko zalatwilem, poszedlem oddac klucze Sarze.
Gdy weszlem do budynku wolontariatu, od razu ja zauwaylem stojaca z Bella.
Hdy mnie ozbaczyla podeszla do mnie a Bella weszla do iinego pomieszczenia.
-Oo jestes.
-Czesc. Jeszcze raz dziekuje- powiedzialem podajac jej klucze.
-Nie ma sprawy- usmiechnela sie- A teraz przepraszam, ale mam mase roboty. Hej
-Hej
Postanowilem isc do Belli.
Stala plecami do mnie wiec do niej po cichu podeszlem.
Chyba wyczula moja obecmosc bo cala zesztywniala.
Pochylilem sie wyszeptalme jej do ucha.
-Porozmawiajmy Bells.
Milczala.
-Prosze
-Och Edward! - krzyknela starsza pulchna kobieta kierujaca sie w nasza strone.
-Dzien dobry
-Edward tak ci dziekuje. Te wszystkie prezenty. I oplacenie leczenia Frankiego...
-Slucham? - spytala Bella
-Bells, Edward to zloty chlopak. Kupil do wolontariatu mase zabawek, ktore wlasnie przywiezli. A na dodatek oplacil rehalibitacje Frankiego. Czyz to nie wspaniale? Dobrze dzieci musze isc. A ty Edward, gdybys kiedykolwiek potrzebowal pomocy pamietaj ze mozesz na mnie liczyc.
-Dziekuje - usmiechnalem sie
-Ehh to ci dziekuje- i poszla.
Nastala chwila ciszy.
-Be...
-Bells!- krzyknela jakas dziewczyna- Potrzebujemy cie
-Juz ide- zawolala Bella.
Spojrzala na mnie.
-Dziekuje- wyszeptala po czym poszla.
Stalem tak chwile gdy zdalem sobie sprawe ze tylko tu przeszkadzam.
Trwaly jakies przygotowania.
Musialem wyjsc.
I wyszedlem.
Pojechalem na nasza lake.
Polozylem sie i patrzylem w niebo.
Gdy zdalem sobie sprawe co to jest zycie.
Co sie liczy, co jest wazne.
To wtedy akurat wszystko sie zawalilo.
I to na moje zyczenie.
Dostalem szkole.
Szkole zycia i milosci.
Musze przetrwac.
Juz sie nie boje,
Wiem czego chce i wiem ze bez Belli niczego nie osiagne, bo nie bede czul jej przy sobie.
Ona jest moja sila.
Ona jest moim zyciem.
Na lace lezalem pare godzin.
I nadal bym lezal gdyby nie rozlegl sie dzwiek mojego telefonu.
Bylo juz ciemno.
-Slucham?
-Edward? Tu Sara. Chce spytac czy wiesz gdzie jest Bella. Pojechala gdzie z jakies 2 godziny temu i nadal jej nie ma. Niue odbiera telefonu. Myslalem ze jest z toba,
-Nie nia ma jej- moj glos byl pelen strachu
-Edward...
-Zaraz bede.
Nie minelo 15 minut jak bylem pod wolontariatem.
Od razu podleciala do mnie Sara.
-Edward! Bella... Dzwonili. Jej rodzice.
-Sara co sie stalo?!
-Ona... miala wypadek...
Juz nie sluchalem. Bella miala wypadek.
Moja Bella.
Czym predzej ruszylem do szpitala.
Przekroczylem wszystkie zakazy, ale mialem to w dupie.
Moje mysli nalezaly do Belli.
Boze! Prosze pomoz jej!
Prosze...!!!
Bieglame po calym szpitalu.
W koncu zauwazylem rodzicow Belli.
Podbieglem do nich.
-Co z Bella? Gdzie ona jest?
-Edward... Bella spi. Jest troche obolala. Ale nic jej nie grozi.
Odetchnalem z ulga.
-Dzieki Bogu...- wyszeptalem.
-Pytala o ciebie...-wtracila mama Belli.
-Gdzie lezy?
-W pokoju numer 306
Poszedlem do niej.
Pytala o mnie.
Chciala bym byl przy niej.
Weszelm do sali.
Bella spokojnie lezala na lozku.
Usiadlem przy niej.
Miala na twarzy siniaka.
Poglaskalem ja po policzku.
-Edward?
-Ciii kochanie. Jestem przy tobie. Spij.
-Edward... Ja.. jechalam do ciebie. Chcialam porozmawiac i...
-Spij. Bede tu.
Posluchala.
Usnela.
Jechala do mnie...
Chciala porozmawiac...
Moze nie wybaczyc, ale porozmawiac.
Wysluchac mnie...
Kocha mnie.
Czuje to.
Mam sile , wiec musi mnie kochac...
Spalem przy Belli cala noc.
Czuwalem, gdy poruszala sie na lozku.
Spala spokojnie, tylko od czasu do czasu cos mowila.
Mowila moje imie...
Mimowolnie sie usmiechnlame.
-Przepraszam... Niech sie pan obudzi- usluszlame jakis meski glos.
Otworzylem oczy.
Nade mna stal lekarz.
Szybko sie podnioslem.
-Och przepraszam. Zasnalem
-Zauwazylem- usmiechnla sie do mnie.
Spojrzalem na Belle.
Patrzyla na mnie ale nic nie moglem odczytac z jej twarzy.
-Panno Swan. Ma pani pare uszkodzen ale to nic powaznego. Jutro rano moze pani wracac do domu.
-Och dziekuje. Aha gdyby mogl pan przekazac moim rodzica zeby jechali w podroz ktora mieli jechac. Chca ja pewnie odwolac ale ja sobie pordze. Prosze mnie poprzec. Planowali wyjechac juz tak dawno. Prosze...
-A kiedy maja jechac?
-Dzisiaj w nocy
-Panno Swan...
-Ja sie nia zajme- powiedzialem
-A kim pan dla Belli jest?
-Yyyy. Przyjacielem. Znaczy sie..
-Och dobrze. Rozumiem. Ale teraz prosze wyjsc, bo musze zdabac panne Swan.- usmiechnal sie do mnie.
Wstalem z krzesla i raz jeszcze spojrzalem na Belle.
Patrzyla na mnie i po chwili zauwaylem jak lekko sie usmiecha,
Do mnie!
Usmiecha sie do mnie.
Oddalem jej smiech i wyszedlem na korytarz.
Poszedlem do bufetu.
Bylem cholernie glodny.
Kurwa!
Co on tu robi?
Siedzial tam Mike.
Udawalem ze go nie widze i usiadlem przy innym stoliku.
Na poczatku mi sie udwalo.
Zjadlem i wypilem co mialem i juz mialem wychodzic z bufetu gdy kolo drzwi dopadl mnie Mike.
-Hej Ed!
-Edward- syknalem
-Dowiedzialem sie o Belli i byelm ciekawy co u niej, Jak cie ma?
-Dobrze. Musze do niej isc,
-Zaraz, zaraz, Nie skonczylismy. Pamietasz nas zaklad? Ty przelecisz Belle a ja ci dam cos w zamian. Nie przeleciales je wiec mi cos wisisz... Czy nie?
-Owszem
-No Edek swoja droga naprawde sie zawiodelm. Ty, Edward Cullen nie zdobyles naszej Belli Swan. Przeciez zaklad byl prosty... No no...
-Zamknij sie Mi...
-O cdo sie zalozyliscie?...
Nagle podeszla do nas Bella...
Kurwa!!!
Slyszala wszystko...
-O 200 zloty Bello. Chcialem sparwdzic ile dla niego znaczysz...
Bella usmiechnbela sie smutno i blado.
200 zloty..
Kurwa...
-W takim razie daj mu te 200 zloty Mika. Edward z toba wygral - po tych slowach wybiegla.
Zdazylem zauwazyc lzy w jej oczach.
-Oklamales mnie?! Dlaczego?! Zaliczylem Swan skurczybyku!
-Zamknij morde! Jezeli ktos sie o tym dowie, obiecuje ci ze wrocisz do tego szpitala ale jako pacjent. Na intentywnej terapii...
Pobieglem do sali Belli.
Znow wszystko zniszczone.
Znowu!
Weszlem do jej sali i zobaczylem jak placze na lozku,
Jezu...
-Bells...
-Wyjdz stad... Natychmiast... Prosze wyjdz,,,
-Bells prosze wysluchaj mnie.. Ja sie z nim zalozylem nim cie poznalem nim...
-Zalozyles sie o moje dziewctwo. Pewnie sie smialiscie, ze mna, prawda? Po co pytam. Na pewno tak bylo....
-Be...
-Odebrales mi to co mialam najcenniejsze. A najgorsze jest to ze wcale sie nie bronilam. Wrecz przeciwnie chcialam tego, brdzo chcialam. Ty tez prawda? Z ta roznica ze ja cie kocham, a dla ciebie to bylo kolejne zaliczenie, za ktore przy okazji zarobiles. No to gratuluje. Zaliczyles nastepna naiwnna na milosc z "happy endem". Miales racje . Nie powinnam w to wierzyc. A ja glupia sie w tobie zakochalam. Kocham cie od poczatku licem. Od zawsze,,,
Od zawsze...
Kochala mnie zawsze.
-Ja...
-Odejdz. Odejdz z mojego zycia.
Chwile milczalem.
-Odejde. Ale tylko po to by uslyszec "wroc". Kocham cie dziecinko.
Siedzialem w barze i pilem.
Bo co mialem zrobic.
Jestem kompletnym palantem.
Niszcze wszystko.
Kurwa!!!
Nagle ni stad ni zowad, pojawila sie przy mnie Alice i z calej sily uderzyla mnie w twarz,
-Bella nie chciala mi powiedziec. Po tym wszystkim co jej zrobiles ona cie chronila bydlaku. Jasper sie przyznal. Nie zaslugujesz ani na jego przyjazn, ani na milosc Belli. Jestes nedzna kreatura! I lepiej trzymaj sie od Belli z daleka. Daj jej spokoj. Juz nigdy nie pozwole, zeby przez ciebue cierpiala, zeby wylala choc jedna lze. - i wyszla
Zasluzylem sobie.
Zaslyzulem na wiecej.
Jestem nikim.
Ale jestem nikim bez Belli.
Jak mam sie trzymac od niej z daleka?
Nie moge.
Ona jest moim powietrzem i ciagle mi go brakuje.
Musze miec ja blisko.
Musze...
Kocha mnie, wiec mam sile.
Bede walczyl.
Bede alczyl o nasza milosc...