Nocy, które przespaliśmy, jakby nigdy nie było; pozostają nam w pamięci tylko te, w które cierpieliśmy, nie mogliśmy zmrużyć oka. Stąd suma naszych nocy jest sumą naszych bezsenności.
Bezsenność. Dziwna zmora, pojawia się nagle i nie chce człowieka opuścić. To była jedna z takich nocy, w które czas zdawał się wlec w nieskończoność.
Obudziła się o drugiej po jakiś dwóch godzinach snu i nie mogła już zmrużyć oka. Noc była cicha. Nie mogła już znieść bezczynnego leżenia w łóżku, ale nie chciała zapalać światła. Ciemność jest przyjazna dopóki się jej nie rozproszy.
Zerknęła na lśniące w ciemności cyfry, które wskazywały jej upływ czasu.
Trzecia w nocy.
Niemal bezszelestnie podniosła się z posłania i boso ruszyła w stronę drzwi. Przecież każdy może chcieć się napić szklanki wody, prawda?
Miękki dywan na podłodze. Niewyraźne kontury przedmiotów, mebli. Dom wyglądał zupełnie inaczej,niż za dnia. Promień światła wylewał się przez uchylone drzwi do gabinetu Carlisla.
Zdołała przemknąć przed nimi, jak jej się wydawało, niezauważona.
Znalazła się w końcu w przed wejściem do kuchni. Te drzwi także były uchylone, świetlista smuga odcinała się na podłodze. Nie odezwała się, zajrzała do środka.
Siedział przodem do niej, ale był zbyt pogrążony w lekturze, żeby zauważyć jej obecność. Nie chciała mu przeszkadzać: odwróciła się żeby odejść, nie odezwała się nawet słowem.
- Dlaczego mnie unikasz, Bello? - rozległo się pytanie za jej plecami. Nadal nie oderwał wzroku od tekstu, ale z całą pewnością czekał na jakąś odpowiedź.
- Wcale ciebie nie unikam. - odparła szybko.
- Nie kłam, Isabello. - rozległ się jego cichy głos. Zatrzasnął książkę i spojrzał jej prosto w oczy. - Kłamstwo w ustach kobiety jest największą możliwą dla mnie obelgą.
- Wydawało mi się,że to ty mnie ignorujesz.
- I Tak chciałaś mi to umożliwić, ze nawet byś nie zauważyła, że przestałem?
Nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć.
Stała w progu bezruchu, cisza panująca w pomieszczeniu powoli stawała się nie do zniesienia.
Znowu otworzył książkę.
- Przyszłaś do kuchni bez celu, czy może coś z niej chciałaś? A może to ja tobie przeszkadzam? Mogę wyjść. - oznajmił po chwili.
- Nie, nie musisz.- odpowiedziała szybko, a na jej twarz wkradł się zdradziecki rumieniec. Aby go zamaskować podeszła szybkim krokiem do szafki z której wyjęła szklankę i nalała sobie do niej wody. Jej wzrok na moment uciekł przez okno, a to co tam zobaczyła zatrzymało go na dłużej.
- Gwiazdy... -szepnęła do siebie.
Maleńkie punkciki,dziesiątki widocznych na tym skrawku nieba, które zdołała dostrzec z kuchni i którego nie zasłaniały drzewa. Tak inne i tak znajome zarazem... Wspomnienia wyparły niedawną rozmowę, a nawet obecność drugiej osoby w tym samym pomieszczeniu...
- Jezu! Ale ślicznie! - rozległ się głos Joy, która właśnie spoglądała w niebo. Ręka niemal natychmiast powędrowała jej do torebki w poszukiwaniu zeszyty i ołówka.
- Proszę cię! Obiecałaś! - odpowiedział wtedy Chris chwytając jej dłoń.
- Już nawet porysować nie mogę?
- Tak to jest. Nie składaj obietnic,których nie chcesz dotrzymać. - rozległ się cichy głos Kai'a.
- Patrzcie! - szepnęła Bella. Niebo przecięła wstęga komety.
- Spadająca gwiazda... - powiedział cicho Kai. Był równie nią zauroczony co dziewczyny.
- Dajcie spokój! - marudził Chris. Joy pokazała mu tylko język.
- Już późno. - szepnęła po chwili...
Następnej nocy też spotkali się w parku. W sumie tak jak każdej poprzedniej i kolejnej, aż do tamtego felernego dnia.
Felernego dnia, w którym zabrakło Poety.
Rok po tym, jak...
- O czym myślisz?- słowa wypowiedziane przez Edwarda wyrwały ją nagle z zamyślenia.
O dziwo przestraczyła się. Odezwał sę tak dla niej niespodziewanie...
Odwróciła się błyskawicznie w jego stronę i odkryła, że dzieli ich już tylko odległość kilku centymetrów.
- Kiedy ty...
- Przestraszyłem cię. Przepraszam. - oznajmił po chwili.
Skinęła głową.
- Nie masz za co przepraszać.
- Chciałem tylko spytać, o czym myślałaś. Wyglądałaś, jakbyś odpłynęła gdzieś daleko.
- O Phoenix. -odpowiedziała.
- Ah tak...Bello, mogę cię o coś spytać?
- Już spytałeś.
- Pojedziesz ze mną jutro do szkoły?
Spuściła głowę.
- Okey.
Odwróciła się z powrotem i spojrzała w niebo.
- Po raz pierwszy widzę tu gwiazdy. - szepnęła do siebie.
Przez chwilę stała w milczeniu po czym usłyszała głos chłopaka.
- Nie powinnaś już spać?
- Chyba powinnam.- powiedziała. Z niechęcią oderwała oczy od okna i ruszyła w stronę drzwi od kuchni.
- Nie nastawiaj budzika. Obudzę cię. Dobranoc. - jego głos z każdym słowem był coraz cichszy.
- Miłej nocy,Edwardzie. - odpowiedziała.
*
W pokoju nie zapalała światła. Delikatna poświata gwiazd i księżyca jej wystarczała. Jakoś nie miała ochoty kłaść się jeszcze do łóżka.
Złożona kartka wydawała się lśnić bielą, odbijała się od czarnego biurka. Dotknęła jej.Przeczytać czy nie przeczytać?
Nie. Jakby przeczytała musiałaby przyznać, że to co się zdarzyło trzy lata temu.... To od tego się wszystko zaczęło. Poeta... Poeta uwielbiał pisać ręką Gwiazdy, oddawać swoje wiersze, albo i cudze później Sztuce. Miejsca spotkań wyznaczało Życie, które było ono też i posłańcem...
Oczy napełniły jej łzy.
To chyba jakiś żart. Fałszywe wspomnienie, które nigdy nie miało prawa bytu.
Położyła się do łóżka i przez moment patrzyła pustym wzrokiem w ścianę. W końcu zasnęła.
Obudziła się ponownie dziesięć minut później. Czy to nocne spotkanie wydarzyło się naprawdę? Nie wiedziała.
W końcu uznała, że znowu miała realistyczny sen i nastawiła budzik.
*
Tamta dziewczyna spała już od godziny. Czy dobrze zrobił? Może powinien jej pozwolić odejść, puki uważała, że jej nie zauważył?
Niewiadomo kiedy nogi poniosły go do jej pokoju. Zdezorientowany rozejrzał się po nim, po czym zajął miejsce przy biurku. Jej zapach otaczał go ze wszystkich stron, niemal doprowadzał go do szaleństwa.
Jak Alice i Emmet to wytrzymują? I nawet Jasper?
Brązowe włosy rozrzucone na poduszce. Obok jej głowy leżał mały, biały miś. Oczy miała zamknięte, dziwna koncentracja na twarzy świadczyła że ma jakiś nie zrozumiały dla siebie sen...
- Nieuchronnie...zmierza... ku.... końcowi... - szepnęła cicho przez sen.
Po chwili przewróciła się na drugi bok, leżała do niego tyłem. Wbrew sobie podszedł bliżej.
- On... coś...ukrywa... - dodała jeszcze ciszej, nadal niezwykle skupiona.
Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę i już miał odejść, kiedy wyraz twarzy się jej zmienił.Uśmiechnęła się nieznacznie.
Spodziewał się,że dalej będzie mówiła, ale nie odezwała się ani słowem.
Jednak ta nagła zmiana na jej twarzy sprawiła, ze zaciekawiony nie ruszył się nawet na milimetr, nawet nie zauważył kiedy zaczęło świtać.
Budzik właśnie zaczął dzwonić, ale on go wyłączył, zanim zdołał przebudzić dziewczynę.
---