Carol Marinelli
Biznesmen i dziennikarka
PROLOG
W 艂贸偶ku.
Sam.
My艣l o kusz膮cym brzmieniu tych s艂贸w sprowadzi艂a na usta Vaughana cierpki u艣miech.
W przypadku Vaughana Masona bycie samemu w 艂贸偶ku to niemal sprzeczno艣膰. Przynajmniej zdaniem dziennikarzy, kt贸rzy 艣ledzili ka偶dy jego krok, tropi膮c sensacj臋 w kontaktach zawodowych i usi艂uj膮c w艣ciubi膰 nos w jego prywatne 偶ycie - co wprawia艂o Vaughana w cyniczne rozbawienie.
Krzywi膮c si臋, zaaplikowa艂 sobie 艂yk mocnej, czarnej jak smo艂a kawy.
W ci膮gu ostatnich trzydziestu sze艣ciu godzin prawie nie zmru偶y艂 oka, przekroczy艂 kilka stref czasowych i wch艂on膮艂 do艣膰 kofeiny, by podnie艣膰 o kilka procent gie艂dowe notowania ziaren kawy. Teraz za艣 marzy艂 tylko o tym, aby wreszcie zasn膮膰 i zako艅czy膰 ten niewiarygodnie d艂ugi dzie艅. Niestety, musia艂 stawi膰 czo艂o dziennikarzom, z kt贸rymi 艂膮czy艂y go jedyne w jego 偶yciu prawdziwe wi臋zy mi艂o艣ci pomieszanej z nienawi艣ci膮.
Z rozmy艣la艅 wyrwa艂o go energiczne pukanie do drzwi. Rozpar艂 si臋 w fotelu i ziewn膮艂, gdy do gabinetu wparowa艂a z przymilnym u艣miechem jego asystentka Katy Vale, Pochyli艂a si臋 nad biurkiem - demonstruj膮c odrobin臋 za g艂臋boki dekolt i sp贸dniczk臋 za kr贸tk膮, jak na pi膮tkowe popo艂udnie - i wr臋czy艂a mu list臋.
- Dzi艣 ma pan szcz臋艣liwy dzie艅 - oznajmi艂a.
- Szkoda, 偶e nie powiedzia艂a艣 mi tego trzydzie艣ci sze艣膰 godzin temu - zripostowa艂 Vaughan.
Ten dzie艅 zacz膮艂 si臋 o jakiej艣 nieludzkiej porze w Japonii i ci膮gn膮艂 poprzez zebranie w Singapurze, a potem kilka m臋cz膮cych godzin oczekiwania na tamtejszym lotnisku, by zako艅czy膰 si臋 w jego biurze w Sydney. Mia艂 wra偶enie, 偶e s艂o艅ce wlecze si臋 wok贸艂 Ziemi w odwrotnym kierunku. Jego wewn臋trzny zegar ca艂kiem si臋 rozregulowa艂, gdy w ko艅cu dopad艂o go znu偶enie, wywo艂ane d艂ugimi lotami i zmian膮 stref czasowych. Nie mia艂 najmniejszej ochoty na udzielanie 偶adnych wywiad贸w, ale ujrzawszy list臋 z wykre艣lonymi czerwonym atramentem nazwiskami reporter贸w, niemal zdo艂a艂 si臋 u艣miechn膮膰.
- Zanosi si臋 na nowe wybory - a przynajmniej takie chodz膮 s艂uchy - wyja艣ni艂a Katy. - Wszyscy wa偶ni reporterzy odwo艂ali wywiady z panem i polecieli do Canberry 艂owi膰 sensacyjny materia艂...
- To znaczy, 偶e mog臋 si臋 wreszcie przespa膰.
Odwo艂anie wywiad贸w bynajmniej nie dotkn臋艂o Vaughana - przeciwnie, przynios艂o mu nieoczekiwan膮, lecz mil膮 ulg臋. Premier rz膮du by艂 jedn膮 z niewielu os贸b zdolnych wyprze膰 go z nag艂贸wk贸w gazetowych stron po艣wi臋conych gospodarce i Mason z rado艣ci膮 ust膮pi艂 mu miejsca. Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie, pomy艣la艂.
Zakr臋ci艂 wieczne pi贸ro, wsta艂 i przeci膮gn膮艂 si臋. Lecz zaraz potem westchn膮艂 z rozczarowaniem, poniewa偶 Katy potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i rzek艂a:
- Obawiam si臋, 偶e jeszcze nie. „Tribute" przys艂a艂o kogo艣 w zast臋pstwie.
Vaughan przyjrza艂 si臋 li艣cie i zmarszczy艂 brwi.
- Co, u licha, sk艂oni艂o Ameli臋 Jacobs do przeprowadzenia ze mn膮 wywiadu?
- S艂ysza艂 pan o niej? - spyta艂a Kate z wyra藕nym zdziwieniem. - Jako艣 nie potrafi臋 sobie wyobrazi膰 pana przy lekturze stron dla kobiet.
- Jest dobra - odpar艂 Mason, wzruszaj膮c ramionami, ale Katy zmarszczy艂a nos.
- Przereklamowana, gdyby pyta艂 mnie pan o zdanie.
Nie pyta艂em, niemal mu si臋 wyrwa艂o, lecz ugryz艂 si臋 w j臋zyk. Doprawdy, by艂 nazbyt zm臋czony, aby da膰 si臋 wci膮gn膮膰 w d艂ug膮 rozmow臋 z Kary.
D艂ugie rozmowy z ni膮 stawa艂y si臋 ostatnio zbyt cz臋ste. Pod byle pretekstem sadowi艂a sw贸j zgrabny ty艂eczek w krze艣le naprzeciw niego, krzy偶owa艂a doskonale wydepilowane nogi, obdarza艂a go ol艣niewaj膮cym u艣miechem i rozpoczyna艂a pogaw臋dk臋.
A gada膰 umia艂a jak ma艂o kto!
Co sta艂o si臋 z t膮 dyskretn膮 i kompetentn膮 urz臋dniczk膮, kt贸r膮 zatrudni艂 jako swoj膮 asystentk臋? Gdzie si臋 podzia艂a sumienna biuralistka, kt贸ra bez wysi艂ku radzi艂a sobie z jego nieprawdopodobnie prze艂adowanym rozk艂adem zaj臋膰? Kobieta promieniej膮ca z dumy, gdy zauwa偶y艂 jej pier艣cionek zar臋czynowy, i p艂oni膮ca si臋 z rado艣ci, kiedy przychodzi艂 po ni膮 narzeczony?
- Chodzi mi o to - plot艂a dalej Katy, ani troch臋 niestropiona jego wymownym milczeniem - 偶e pomimo ca艂ego szumu wok贸艂 tej Amelii jej artyku艂om zupe艂nie brakuje g艂臋bi. Nie potrafi wywlec 偶adnych brud贸w, 偶adnych skandali dotycz膮cych s艂aw, z kt贸rymi przeprowadza wywiady - niczego, o czym mo偶na by przeczyta膰 w brukowcach...
Vaughan skry艂 znu偶ony u艣miech - i tym razem przysz艂o mu to 艂atwiej. Katy po prostu tego nie chwyta. Skoro nie potrafi wyczyta膰 mi臋dzy wierszami tre艣ci, kt贸re Amelia Jacobs tak zr臋cznie przemyca, on nie czuje si臋 na si艂ach, by j膮 tego uczy膰.
Amelia Jacobs jest prawdziwym mistrzem w swoim fachu.
Albo mistrzyni膮.
Czy jakiego tam poprawnego politycznie okre艣lenia nale偶a艂oby u偶y膰.
Pisa艂a dla „Tribute" zaledwie od kilku miesi臋cy, lecz zyska艂a ju偶 spor膮 grup臋 wiernych czytelnik贸w, kt贸rzy ch艂on臋li jej artyku艂y z zapartym tchem, by膰 mo偶e niekiedy wymieniaj膮c mi臋dzy sob膮 porozumiewawcze u艣mieszki znad egzemplarzy gazety w jakiej艣 restauracji lub holu lotniska.
Zdaniem Masona, zazwyczaj nieskorego do pochwa艂, Amelia Jacobs trzyma艂a r臋k臋 na pulsie bie偶膮cych wydarze艅, lecz w razie potrzeby nie waha艂a si臋 odej艣膰 od zwyk艂ych rutynowych pyta艅 i si臋gn膮膰 nieco g艂臋biej. Dzi臋ki temu udawa艂o jej si臋 sk艂oni膰 swych opornych rozm贸wc贸w do potwierdzenia b膮d藕 zdementowania niepochlebnych plotek, kr膮偶膮cych na ich temat. Jej wywiady stanowi艂y osobliw膮 mieszanin臋 cynizmu i wsp贸艂czucia.
- Dlaczego chce przeprowadzi膰 wywiad akurat ze mn膮? - zapyta艂 ponownie, po czym zreflektowa艂 si臋.
Przecie偶 wydaje si臋, 偶e ka偶dy dziennikarz po tej stronie r贸wnika pragnie zdoby膰 o nim cho膰by strz臋p informacji. Niemniej fakt, 偶e Vaughan nie nosi艂 dred贸w, nie przek艂uwa艂 brwi ani nosa kolczykami, jada艂 regularnie trzy posi艂ki dziennie i nie zwraca艂 ich natychmiast, a w dzieci艅stwie nie by艂 wykorzystywany seksualnie przez ojca, sytuowa艂 go poza zwyk艂膮 kategori膮 rozm贸wc贸w Amelii Jacobs.
- Poniewa偶 w mediach zawsze by艂o g艂o艣no o pa艅skich skandalach - odpar艂a rzeczowo Katy. - Najpierw romans z t膮 supermodelk膮, potem z aktork膮...
- Ale przynajmniej nie z biskupem - odci膮艂 si臋 Vaughan, lecz nawet ironia nie pozwoli艂a mu unikn膮膰 tej dra偶liwej kwestii.
Dra偶liwej, gdy偶 omawianie z Katy w艂asnego erotycznego 偶ycia wyda艂o mu si臋 bardzo niefortunnym pomys艂em.
- To ju偶 dawne dzieje - rzek艂 wreszcie z niezbyt przekonuj膮c膮 min膮 niewini膮tka, przygl膮daj膮c si臋 ch艂odno Katy, kt贸ra zn贸w za艂o偶y艂a nog臋 na nog臋 i u艣miechn臋艂a si臋 do niego s艂odko.
- Owszem - westchn臋艂a. - Ale wie pan, jacy s膮 dziennikarze, kiedy raz ju偶 si臋 czego艣 uczepi膮. A nie musz臋 panu przypomina膰, 偶e i ostatnio nie by艂 pan pupilkiem prasy.
- I nadal nie jestem - odpar艂 Vaughan z ledwo uchwytn膮 ostrzegawcz膮 nutk膮 w g艂osie.
Katy odchrz膮kn臋艂a i powiedzia艂a:
- Na ostatnim zebraniu zarz膮du uzgodniono, 偶e przy pierwszej sprzyjaj膮cej okazji powinien pan pokaza膰 si臋 mediom od lepszej strony.
- Nie mam takiej. - Wzruszy艂 ramionami. - Jestem, jaki jestem i ju偶.
- Nieprawda - rzek艂a ciszej i odgarn臋艂a kosmyk w艂os贸w z 艂adnej twarzy. Vaughan poczu艂 niepok贸j - po raz pierwszy zauwa偶y艂 brak zar臋czynowego pier艣cionka na jej palcu. - Przecie偶 by艂 pan dla mnie taki mi艂y, kiedy zerwa艂am z Andym.
- Nie mia艂em poj臋cia, 偶e si臋 rozstali艣cie - odpar艂 z wymuszonym u艣miechem, obserwuj膮c z przera偶eniem lekko zabarwionym nud膮, jak asystentka u艣miecha si臋 do niego, trzepocz膮c rz臋sami.
Wyczuwa艂 w niej nieznaczn膮 zmian臋, kt贸ra umkn臋艂aby wi臋kszo艣ci m臋偶czyzn. Jednak Vaughan potrafi艂 czyta膰 w kobietach r贸wnie 艂atwo jak w ksi膮偶ce kucharskiej i widzia艂 jasno, 偶e pod jego nieobecno艣膰 Katy zgromadzi艂a wszystkie niezb臋dne sk艂adniki, a teraz miesza艂a je ju偶 w garnku i mia艂a zamiar da膰 mu do skosztowania!
- Zerwali艣my ze sob膮 przed kilkoma tygodniami. Ci臋偶ko to prze偶y艂am, ale chyba zaczynam ju偶 dochodzi膰 do siebie. - 艢mia艂o wytrzyma艂a jego spojrzenie. - Mo偶e wpad艂by艣 do mnie dzi艣 wieczorem na kolacj臋, Vaughan? Jestem pewna, 偶e nie masz teraz g艂owy do gotowania, a z pewno艣ci膮 zbrzyd艂o ci ju偶 jadanie w restauracjach.
- Dzi臋ki, ale nie - odrzuci艂 bez wahania jej propozycj臋, ca艂kowicie przekonany, 偶e nie ma apetytu, w 偶adnym sensie! - Marz臋 jedynie o tym, by znale藕膰 si臋 w 艂贸偶ku.
Bo偶e, ona naprawd臋 艣mia艂o sobie poczyna艂a! Gdy tylko pad艂o to s艂owo, u艣miechn臋艂a si臋 znacz膮co. I wci膮偶 wpatrywa艂a mu si臋 w oczy. Vaughan wiedzia艂 dobrze, co jest w menu. Wiedzia艂, 偶e je艣li skorzysta z jej zaproszenia, nie zaczn膮 od przystawek, lecz omin膮 nawet g艂贸wne danie, by przej艣膰 od razu do deseru.
Potrz膮sn膮艂 stanowczo g艂ow膮, widz膮c, jak rzednie jej mina, i uj膮艂 wieczne pi贸ro. W gruncie rzeczy wy艣wiadczam jej przys艂ug臋, pomy艣la艂. Gdybym si臋 z ni膮 przespa艂, sko艅czy艂oby si臋 na tym, 偶e musia艂bym j膮 zwolni膰.
- Przy艣lij tu pann臋 Jacobs, skoro tylko si臋 zjawi... A potem - doda艂 zdecydowanym tonem - mo偶esz ju偶 i艣膰 do domu.
- Mog艂abym zaczeka膰 - spr贸bowa艂a raz jeszcze, lecz Vaughan by艂 nieub艂agany.
- Id藕 do domu. - Nie z艂agodzi艂 swej odmowy u艣miechem, nie podni贸s艂 nawet wzroku znad papier贸w. Pragn膮艂 unikn膮膰 wszelkich dwuznaczno艣ci. - Zobaczymy si臋 w przysz艂ym tygodniu w Melbourne.
ROZDZIA艁 PIERWSZY
„Wy艣lij".
Palec Amelii zawis艂 nad klawiatur膮 komputera, a potem cofn膮艂 si臋.
Pok艂usowa艂a do 艂azienki i odetchn臋艂a rozkosznym zapachem bergamoty zmieszanej w doskonalej proporcji z 偶ywic膮 olibanow膮 i odrobin膮 lawendy. Jej rozk艂ad zaj臋膰 na pi膮tkowe popo艂udnie by艂 niezmienny, niczym wyryty w kamieniu:
Przeczyta膰 sw贸j artyku艂 mo偶liwie najbardziej bezstronnie.
Sprz膮tn膮膰 mieszkanie, powtarzaj膮c jednocze艣nie artyku艂 na glos i dodaj膮c w my艣li przecinki i wykrzykniki.
P贸j艣膰 do domu towarowego, wci膮偶 opracowuj膮c w my艣lach artyku艂.
Zanie艣膰 ubrania do pralni chemicznej.
Wpa艣膰 na kaw臋 - bardzo mocn膮, ze 艣mietank膮 i trzema 艂y偶eczkami cukru.
Wr贸ci膰 do domu.
Doko艅czy膰 artyku艂, wstawiaj膮c przecinki i wykrzykniki.
Od艂o偶y膰 s艂uchawk臋 telefonu z wide艂ek i napu艣ci膰 wody do wanny.
Na koniec nacisn膮膰 klawisz „wy艣lij" i gdy jej artyku艂 wdryfuje w cyberprzestrze艅, zanurzy膰 si臋 w aromatycznej k膮pieli i podda膰 koj膮cemu dzia艂aniu olejk贸w zapachowych. Lawenda podobno bajecznie pomaga na migreny, kt贸re od p贸艂 roku n臋kaj膮 j膮 w ka偶dy pi膮tek o czwartej po po艂udniu.
Pewnie, 偶e zmie艣ci si臋 w terminie, nawet je艣li wy艣le go o pi膮tej. Lecz potrzebowa艂a tej godziny w cudownej pienistej k膮pieli, podczas gdy jej krew, pot i 艂zy, przelane w ci膮gu siedmiu dni har贸wki, sp艂yn膮 przez cyberprzestrze艅 do skrzynki mailowej naczelnego redaktora Paula. Musia艂a odreagowa膰 m臋k臋 minionego tygodnia.
Oczywi艣cie, wi臋kszo艣膰 ludzi marzy艂aby o dobrze op艂acanej pracy, polegaj膮cej na przeprowadzaniu wywiad贸w ze s艂awnymi osobami podczas kolacji w eleganckich restauracjach. Lecz dla Amelii stanowi艂o to jedynie 艣rodek do osi膮gni臋cia celu.
Zatrudniona na umowie zleceniu na czas dziewi臋ciomiesi臋cznego urlopu macierzy艅skiego sta艂ej dziennikarki, Amelia przyj臋艂a t臋 prac臋 wy艂膮cznie po to, by wyrobi膰 sobie nazwisko i nawi膮za膰 kontakty z odpowiednimi lud藕mi, a tak偶e w nadziei, 偶e otrzyma etat w dziale na pierwszym pi臋trze - u艣wi臋conym tradycj膮 miejscu rezydowania reporter贸w ekonomicznych. W贸wczas nie b臋dzie pisa艂a o wzlotach i upadkach jednodniowych s艂aw ani o ich najnowszych przelotnych romansach, lecz o daleko bardziej intryguj膮cych skutkach wzlot贸w i upadk贸w na 艣wiatowych rynkach gie艂dowych albo o wp艂ywie kursu ameryka艅skiego dolara na gospodark臋 Australii. Za艣 przy odrobinie szcz臋艣cia pewnego dnia zdob臋dzie poufny sensacyjny materia艂 na temat jakiej艣 wielkiej transakcji handlowej, dzi臋ki czemu przypiecz臋tuje swoj膮 pozycj臋 powa偶nej dziennikarki. A mo偶e nawet zyska aprobat臋 ojca!
Jednak jak dot膮d nic takiego si臋 nie wydarzy艂o. Owszem, redaktor naczelny Paul twierdzi艂, 偶e prowadzi w jej sprawie zakulisowe rozmowy. Lecz efekt贸w nie by艂o wida膰, a poniewa偶 koniec urlopu macierzy艅skiego Marii zbli偶a艂 si臋 w galopuj膮cym tempie, Amelia zaczyna艂a si臋 coraz bardziej niepokoi膰. Nie tylko dlatego, 偶e w jej sprawie nic nie drgn臋艂o, lecz tak偶e dlatego, 偶e przywyk艂a ju偶 do regularnych zarobk贸w w kapry艣nej profesji dziennikarskiej. Musia艂a te偶 w duchu przyzna膰, 偶e z 偶alem porzuci prac臋, kt贸r膮 zd膮偶y艂a ju偶 pokocha膰...
Z zamkni臋tymi oczami przywo艂a艂a z pami臋ci strapione oblicze ojca, zbulwersowanego faktem, 偶e c贸rka Granta Jacobsa, szanowanego dziennikarza politycznego, mog艂aby polubi膰 pisywanie takich artyku艂贸w, znajdowa膰 satysfakcj臋 w przeprowadzaniu wywiad贸w ze s艂awami, potwierdzaj膮cymi lub neguj膮cymi pieprzne plotki na ich temat, i w zaspokajaniu nienasyconego apetytu publiczno艣ci na szczeg贸艂y z 偶ycia australijskiej 艣mietanki towarzyskiej.
On nigdy nie nazwa艂by tego dziennikarstwem!
Amelia zakr臋ci艂a kurki, gdy偶 woda z pian膮 dochodzi艂a ju偶 do brzeg贸w wanny, i wybieg艂a do saloniku, s艂u偶膮cego jej r贸wnie偶 za jadalni臋 i gabinet, gdzie przy d藕wi臋kach ulubionego kompaktu z Robbiem Williamsem odzyska艂a w ko艅cu spok贸j.
S艂uchawka by艂a od艂o偶ona - jak zawsze po sko艅czeniu pracy - horoskop czeka艂 pod r臋k膮, a obok wanny sta艂a szklanka ch艂odnego bia艂ego wina. Zgodnie z ustalonym rytua艂em zbli偶y艂a palec do klawisza, zamkn臋艂a oczy i nacisn臋艂a go. Potem, jak ka偶dego pi膮tku, wbieg艂a p臋dem do 艂azienki, zanurzy艂a si臋 w ciep艂ej wodzie i chciwie si臋gn臋艂a po horoskop.
Czeka艂 j膮 fantastyczny tydzie艅. Osoby spod znaku Panny powinny spodziewa膰 si臋 niespodzianek i wielkich zmian, skorzysta膰 z szalonych propozycji i pozwoli膰, by jaki艣 ma艂y flirt roz艣wietli艂 ich 偶ycie.
Tym razem jednak astrolog Louis nie trafi艂.
Z ok艂adki magazynu wyjrza艂a chmurna twarz Taylora Deana, stuprocentowego gwiazdora pop, wychodz膮cego z eleganckiej restauracji z jak膮艣 nieod艂膮czn膮 pi臋kno艣ci膮 uczepion膮 jego ramienia. Amelia z trudem potrafi艂a sobie uzmys艂owi膰, 偶e p贸l roku temu to ona znajdowa艂a si臋 na jej miejscu.
By膰 mo偶e Louis przez pomy艂k臋 powt贸rnie zamie艣ci艂 w po艂owie stycznia jej lipcowy horoskop. Bo przed sze艣cioma miesi膮cami istotnie czeka艂 j膮 fantastyczny okres. Szalona propozycja randki z Taylorem spad艂a niespodziewanie, jak z nieba, a ona okaza艂a si臋 na tyle g艂upia i naiwna, 偶e j膮 przyj臋艂a i pozwoli艂a, aby niewielki flirt roz艣wietli艂... i tak dalej. Tylko dok膮d j膮 to zaprowadzi艂o?
Wpatruj膮c si臋 w br膮zowe oczy Taylora, z upokorzeniem wspomnia艂a niepowetowane szkody, jakie ich szalony romans wyrz膮dzi艂 w jej 偶yciu prywatnym, a zw艂aszcza zawodowym. Odt膮d koledzy dziennikarze z satysfakcj膮 zak艂adali, 偶e ka偶d膮 sensacyjn膮 wiadomo艣膰, ka偶d膮 poufn膮 informacj臋 na pewno zdoby艂a w 艂贸偶ku.
Lecz wyci膮gn臋艂a nauczk臋 ze swego b艂臋du.
Przez nast臋pnych pi臋膰 miesi臋cy pracy w „Tribute" sta艂a si臋 uosobieniem profesjonalizmu. Starannie przygotowywa艂a si臋 do wywiad贸w, oddawa艂a je przed terminem i - cho膰 przyjazna i mi艂a - zachowywa艂a wobec swych rozm贸wc贸w pe艂en szacunku dystans, pomimo paru do艣膰 nieoczekiwanych prywatnych propozycji. Mia艂a nadziej臋, 偶e do czasu powrotu Marii z urlopu Taylor Dean b臋dzie jedynie mglistym wspomnieniem.
Przynajmniej dla jej naczelnego redaktora Paula!
Prze艂kn臋艂a 艂zy i cisn臋艂a pismo na pod艂og臋. Jednak偶e rany, zadane jej sercu, tak niegdy艣 ufnemu, by艂y wci膮偶 偶ywe i bolesne. Tote偶 zrezygnowa艂a z k膮pieli, wyj臋艂a zatyczk臋 z wanny i pocz艂apa艂a do bawialni.
- O nie!
Lecz jej lament nie zosta艂 wys艂uchany. Owini臋ta w r臋cznik, skonstatowa艂a z dr偶eniem, 偶e komputer - pomimo gor膮czkowego wciskania klawiszy Control - Alt - Delete - pozosta艂 martwy. Na ekranie widnia艂 tylko czerwony symbol, ostrzegaj膮cy o galopuj膮cych na ni膮 koniach troja艅skich i wirusach wysuwaj膮cych swe wredne pyski w najbardziej nieodpowiednim momencie.
- Nie! - j臋kn臋艂a znowu, przysun臋艂a sobie krzes艂o i szcz臋kaj膮c z臋bami, pr贸bowa艂a upora膰 si臋 z nieub艂aganie zamar艂ym ekranem komputera.
By艂a za dwadzie艣cia pi膮ta! W panice zadzwoni艂a do swego komputerowego guru i us艂ysza艂a tylko, 偶e to przydarza si臋 wszystkim, gdy偶 awarie komputer贸w s膮 cz臋stsze ni偶 karambole na autostradach.
Je艣li zawali termin... b臋dzie po niej!
Nie zada艂a sobie nawet trudu, by mu podzi臋kowa膰 czy cho膰by od艂o偶y膰 s艂uchawk臋. Wci膮gn臋艂a z sykiem powietrze, wyobra偶aj膮c sobie przypuszczalny scenariusz. No dobrze, kawa艂ek, kt贸ry do dzisiaj tak mozolnie pi艂owa艂a, uka偶e si臋 dopiero w przysz艂otygodniowym kolorowym dodatku. Jednak偶e w bezlitosnym 艣wiecie dziennikarstwa termin jest niemal r贸wnie wa偶ny, jak 偶ycie.
A w艂a艣ciwie wa偶niejszy.
Bo je艣li nie dotrzymujesz termin贸w, twoje 偶ycie nie jest nic warte.
Niemal widzia艂a, jak po wys艂uchaniu jej z trudem wyj膮kanego usprawiedliwienia Paul unosi brwi i lekcewa偶膮co macha r臋k膮. S艂ysza艂a, jak zapewnia j膮, 偶e nic si臋 nie sta艂o, a osoby decyduj膮ce o jej dalszym losie wezm膮 naturalnie pod uwag臋 fakt, 偶e wszystkie poprzednie materia艂y dostarcza艂a przed terminem...
Nie ma sprawy, Amelio, powie z u艣miechem. Nie przejmuj si臋 tym, doda oganiaj膮c si臋 od jej nieporadnych wym贸wek. To zdarza si臋 nawet najlepszym z nas.
Och tak, powie, 偶e to bez znaczenia, a jednocze艣nie sprawdzi w dziale kadr, kiedy wraca ta niewiarygodnie niezawodna Maria.
Z dr偶膮cych ust Amelii wyrwa艂 si臋 j臋k grozy, gdy naciskaj膮c po kolei wszystkie klawisze obserwowa艂a z rosn膮cym przera偶eniem, jak strony, kt贸re usi艂owa艂a otworzy膰, zastygaj膮 jedna po drugiej, a s艂owa spadaj膮 z nich niczym jesienne li艣cie, zast臋powane przez szeregi bia艂ych kwadrat贸w, za艣 krety艅skie, zawodne, sp贸藕nione o ca艂e wieki ostrze偶enie przed wirusem powiadamia j膮 o zbli偶aj膮cej si臋 nieuchronnie katastrofie!
Nieuchronnie?!
Wstrzyma艂a oddech.
Kopia zapasowa.
- Prosz臋 - j臋kn臋艂a, wciskaj膮c przycisk kieszeni komputera i wyci膮gaj膮c dysk.
Na szcz臋艣cie pami臋ta艂a wcze艣niej, aby w艂膮czy膰 funkcj臋 „zapisz".
Je艣li ubierze si臋 zaraz, wyjdzie bez makija偶u i zdo艂a natychmiast z艂apa膰 taks贸wk臋, sp贸藕ni si臋 zaledwie o dziesi臋膰 minut.
Pogrzeba艂a w艣r贸d garderoby, kt贸rej przewa偶aj膮ca cz臋艣膰 by艂a ju偶 spakowana do pralni, i pospiesznie wci膮gn臋艂a na wilgotne cia艂o znoszone d偶insy i przezroczyst膮 liliow膮 bluzk臋, do kt贸rej niew膮tpliwie nale偶a艂oby na艂o偶y膰 biustonosz. Lecz czas j膮 nagli艂. Z艂apa艂a taks贸wk臋 i trz臋s膮c si臋 na tylnym siedzeniu, przejecha艂a grzebieniem po nastroszonych jasnych w艂osach, po czym spr贸bowa艂a na艂o偶y膰 na rz臋sy troch臋 tuszu.
Zamierza艂a odda膰 dysk recepcjonistce Klarze i natychmiast zrejterowa膰, by nikt nie zobaczy艂 jej w tym stanie totalnego rozk艂adu.
- Amelia! - Klara powita艂a j膮 z pe艂nym ulgi u艣miechem. - Dzi臋ki Bogu, 偶e jeste艣.
Nigdy dot膮d recepcjonistka nie wydawa艂a si臋 tak uradowana jej widokiem. Prawd臋 m贸wi膮c, nigdy nie burkn臋艂a nawet s艂owa powitania, rezerwuj膮c sw贸j urz臋dowy u艣miech dla prawdziwych dziennikarzy.
- Sp贸藕ni艂am si臋 tylko o dziesi臋膰 minut - wymamrota艂a Amelia, k艂ad膮c na biurku b艂yszcz膮cy srebrzysty dysk. - Zwykle oddaj臋 materia艂 na czas... a nawet wcze艣niej...
- Nie o to chodzi - rzek艂a Klara, ku przera偶eniu Amelii wrzucaj膮c niedbale p艂yt臋 do szuflady. - Nie s艂ysza艂a艣 nowiny?
- Nowiny? - Amelia zamruga艂a oszo艂omiona, kln膮c w duchu, 偶e co艣 wa偶nego musia艂o wydarzy膰 si臋 akurat teraz, gdy jak co tydzie艅 wy艂膮czy艂a radio, odci臋艂a si臋 od 艣wiata i pogr膮偶y艂a w pracy.
- B臋d膮 chyba przyspieszone wybory. Wed艂ug mnie pi膮tkowe popo艂udnie to kiepska pora na konferencj臋 prasow膮, ale w艂a艣nie j膮 zwo艂ano.
Amelia poczu艂a przyp艂yw adrenaliny. Oczyma duszy ujrza艂a cykl powa偶nych artyku艂贸w podpisanych jej nazwiskiem. Lecz Klara szybko rozwia艂a te mrzonki, dodaj膮c:
- Co oznacza, 偶e wszyscy powa偶ni dziennikarze s膮 zaj臋ci.
- Amelio! - Naczelny redaktor Paul wy艂oni艂 si臋 z drzwi windy. Wcisn膮艂 jej w r臋k臋 tekturow膮 teczk臋 z jakim艣 zleceniem, jednocze艣nie prowadz膮c rozmow臋 przez kom贸rk臋, podczas gdy jego pager popiskiwa艂 nagl膮co. - Carter musia艂 polecie膰 do Canberry...
- Wiem - odpar艂a.
Otworzy艂a teczk臋 i po raz kolejny dzisiaj zapar艂o jej dech.
Vaughan Mason.
Jego nieprzenikniona twarz u艣miecha艂a si臋 do niej z czarno - bia艂ej fotografii, kt贸ra nie z艂agodzi艂a zaci臋tego wykroju ust ani mocno zarysowanej szcz臋ki. By艂a to twarz raczej sportowca ni偶 biznesmena. Lecz jej wyraz niedwuznacznie 艣wiadczy艂 o poczuciu wy偶szo艣ci, p艂yn膮cym z nieprzyzwoitego bogactwa i nawyku rozkazywania. Nagle jej horoskop nabra艂 sensu. Wenus wchodzi w koniunkcj臋 z Plutonem - czy mo偶e z Uranem? - a j膮 czeka艂y niebia艅skie zmiany, kt贸re Louis obiecywa艂... nie, przed kt贸rymi ostrzega艂...
- Carter by艂 z nim um贸wiony na pi臋tnastominutowy wywiad - oznajmi艂 Paul, zakrywaj膮c mikrofon telefonu kom贸rkowego.
- Kiedy?
- Za dwadzie艣cia minut. Ty go zast膮pisz.
- Ja?
Paul przytakn膮艂 i zawiesi艂 na chwil臋 po艂膮czenie.
- Doskonale sobie poradzisz, Amelio, jak zawsze. Nie wiem, w jaki spos贸b to osi膮gasz, ale wydobywasz z nich co艣 prawdziwego, tak jak to zrobi艂a艣 z Taylorem Deanem... - Widz膮c jej poblad艂膮 nagle twarz, zmieni艂 taktyk臋. - Carter jest dobry, ale brak mu twojego podej艣cia.
- O jakie podej艣cie panu chodzi? - spyta艂a oschle, dotkni臋ta do 偶ywego jego nietaktownymi s艂owami.
- O ujrzenie za milionami dolar贸w zwyk艂ego cz艂owieka. Odkrycie, co porusza jego serce...
- Nic? - zaryzykowa艂a, lecz Paul potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Zamierzamy wkr贸tce zamie艣ci膰 o nim wielki artyku艂. Tw贸j wywiad m贸g艂by stanowi膰 doskona艂y wst臋p. Zarezerwuj臋 dla niego miejsce w przysz艂膮 sobot臋 na 艣rodkowych stronach.
- Na 艣rodkowych stronach? - powt贸rzy艂a Amelia z p艂on膮cymi policzkami. - Gazety, nie dodatku?
- Gazety - potwierdzi艂 naczelny. - O ile s膮dzisz, 偶e podo艂asz.
- Och, jasne, 偶e podo艂am - odrzek艂a szybko z wi臋kszym przekonaniem, ni偶 w istocie czu艂a. - Ale b臋d臋 musia艂a si臋 przebra膰...
- Nie ma czasu. Vaughan Mason nie b臋dzie na ciebie czeka艂 - rzek艂 stanowczo Paul, po czym zmarszczy艂 brwi, dopiero teraz zauwa偶ywszy jej niedba艂y wygl膮d. - Cho膰, prawd臋 m贸wi膮c, spodziewa艂em si臋 po tobie czego艣 bardziej eleganckiego. Maria nigdy by...
- Nie mia艂am poj臋cia, 偶e b臋d臋 przeprowadza膰 z kim艣 wywiad - przerwa艂a mu, - Wpad艂am tylko, 偶eby podrzuci膰 sw贸j artyku艂.
- Zawsze powinna艣 spodziewa膰 si臋 czego艣 niespodziewanego - odpar艂 Paul, nie艣wiadomie powtarzaj膮c zwrot z jej nieszcz臋snego horoskopu. - Na tym w艂a艣nie polega dziennikarstwo.
Mia艂 racj臋, przyzna艂a w duchu. O ka偶dej innej godzinie ka偶dego innego dnia by艂aby gotowa na dowolne wyzwanie. Trzeba by艂o pos艂ucha膰 si臋 horoskopu!
- Potem wr贸膰 do redakcji i z艂贸偶 mi sprawozdanie - ci膮gn膮艂 szef, wr臋czaj膮c jej jeszcze jedn膮 cieniutk膮 teczk臋. - Wzi膮艂em to z biurka Cartera. Znajdziesz tu par臋 fakt贸w i liczb. Ale nie skupiaj si臋 zbytnio na kwestiach gospodarczych. U偶yj swego czaru i sk艂o艅 go, 偶eby powiedzia艂 co艣 o rodzinie, prywatnym 偶yciu...
- I o kobietach? - doda艂a z teatralnym westchnieniem.
Reputacja Vaughana Masona by艂a nieomal legendarna. Od lat g艂o艣no by艂o o jego mi艂osnych podbojach, niedotrzymanych obietnicach oraz z艂amanych sercach licznych partnerek - cenie, jak膮 najwidoczniej p艂aci艂y za sp臋dzon膮 z nim noc. Lecz Mason niezmiennie pozostawia艂 te skandaliczne rewelacje bez komentarza. I w艂a艣nie owa niech臋膰 do udzielania wyja艣nie艅 czy - Bo偶e bro艅 - przeprosin, czyni艂a go w oczach kobiet tym bardziej po偶膮danym.
- Mam marne szanse na nak艂onienie go do zwierze艅 w ci膮gu pi臋tnastu minut - zacz臋艂a Amelia, lecz urwa艂a, widz膮c ostrzegawcze spojrzenie Paula. W bezlitosnym 艣wiecie dziennikarstwa nie ma miejsca na pesymizm. - Wszystko p贸jdzie 艣wietnie. Nie po偶a艂uje pan swej decyzji.
- Oby - odrzek艂 Paul. - Maria b臋dzie zrozpaczona, gdy dowie si臋, co j膮 omin臋艂o.
Maria.
To imi臋 przypomnia艂o natychmiast Amelii o tymczasowo艣ci jej pozycji.
Musi sprawi膰 si臋 dobrze i zosta膰 zauwa偶ona.
Mocn膮 stron膮 Amelii by艂o skrupulatne zbieranie informacji. W艂a艣nie dzi臋ki temu sk艂ania艂a s艂awnych ludzi do zwierze艅. Ogl膮da艂a koszmarne filmy, czyta艂a jeszcze gorsze biografie, po czym ujmowa艂a swych rozm贸wc贸w wnikliwo艣ci膮 i zrozumieniem ich problem贸w. To dzia艂a艂o za ka偶dym razem.
Lecz jak mia艂a pozyska膰 sobie Vaughana Masona, skoro tylko z lektury gazet wiedzia艂a o jego bezwzgl臋dno艣ci w interesach, a z ilustrowanych tygodnik贸w - o skandalicznych romansach?
W p臋dz膮cej na z艂amanie karku taks贸wce przejrza艂a otrzymane od Paula dane, wstrz膮艣ni臋ta, 偶e jeden cz艂owiek mo偶e posiada膰 tak wielkie bogactwo i w艂adz臋.
Zazwyczaj notki biograficzne zawieraj膮 wzmianki o dzia艂alno艣ci dobroczynnej, 偶yciu rodzinnym i zainteresowaniach. Maj膮 w zamierzeniu stworzy膰 wra偶enie, 偶e ich bezwzgl臋dni bohaterowie posiadaj膮 r贸wnie偶 bardziej ludzkie cechy charakteru. Lecz w biogramie Masona znalaz艂a jedynie zimne, twarde ekonomiczne liczby i fakty, informuj膮ce, w jaki spos贸b zbudowa艂 od podstaw sw贸j olbrzymi maj膮tek.
Jak mia艂a zastosowa膰 w艂asne, odmienne podej艣cie tam, gdzie nie by艂o dla niego miejsca?
Wysiad艂a przy imponuj膮cym wie偶owcu i j臋kn臋艂a cicho, ujrzawszy swe odbicie w lustrzanej 艣cianie. W wilgotnym powietrzu Sydney jej w艂osy wci膮偶 jeszcze nie wysch艂y. Po偶a艂owa艂a po raz kolejny, 偶e nie zd膮偶y艂a zaopatrzy膰 si臋 w jakim艣 butiku w ubrania lepsze od tych, kt贸re mia艂a na sobie.
A mo偶e to podzia艂a na moj膮 korzy艣膰, pocieszy艂a si臋, mign膮wszy dowodem to偶samo艣ci przed nienagannie ubran膮 kobiet膮, wygl膮daj膮c膮 jak sobowt贸r Klary. Wsiad艂a do windy, kt贸ra gwa艂townie wystrzeli艂a w niebiosa, unosz膮c j膮 na spotkanie z p贸艂bogiem.
- Panna Jacobs?
Powita艂 j膮 kolejny klon Klary z przytwierdzonym mocno u艣miechem, przedstawiaj膮cy si臋 tym razem jako Kary. Nawet spora doza botoksu wstrzykni臋tego w czo艂o asystentki nie zdo艂a艂a ca艂kiem ukry膰 grymasu zdziwienia na widok dziwnie ubranej kobiety, kt贸ra zjawi艂a si臋 w jej gabinecie.
- Pan Mason czeka. Zaraz powiadomi臋 go o pani przybyciu. - Zanuci艂a melodyjnie kilka s艂贸w do s艂uchawki, po czym zwr贸ci艂a si臋 do Amelii: - Powiedzia艂, 偶eby pani od razu wesz艂a.
- Dzi臋kuj臋 - rzek艂a Amelia, usi艂uj膮c przybra膰 zblazowan膮 min臋, lecz w ko艅cu nerwy jej pu艣ci艂y. - Czy mog艂abym najpierw skorzysta膰 z toalety?
- Oczywi艣cie.
Nawet toaleta okaza艂a si臋 ol艣niewaj膮ca - z bia艂ymi marmurami i zwierciad艂em o wiele za du偶ym, jak na obecny wygl膮d Amelii. W艂膮czy艂a suszark臋 do r膮k, usi艂uj膮c bezskutecznie wysuszy膰 w艂osy - lecz spot臋gowa艂a jedynie ich ci臋偶ki lawendowy zapach. Pozosta艂o wi臋c tylko zrobi膰 dobr膮 min臋 do z艂ej gry...
Przesz艂a przez recepcj臋 i prze艂kn膮wszy z trudem 艣lin臋, zapuka艂a do drzwi, prostuj膮c si臋 i zmuszaj膮c do szerokiego, pewnego siebie u艣miechu.
- Panie Mason! Nazywam si臋 Amelia Jacobs... - Ruszy艂a 艣mia艂o naprz贸d z wyci膮gni臋t膮 r臋k膮, jak to sobie obmy艣li艂a w taks贸wce.
Lecz gdy w u艂amku sekundy omiot艂a wzrokiem pok贸j, g艂os jej zamar艂, a nogi odm贸wi艂y pos艂usze艅stwa.
Wpatrzy艂a si臋 z niedowierzaniem w Vaughana Masona. Ten wyrachowany potentat przemys艂owy spal b艂ogo na zielonkawej sk贸rzanej kanapie.
Spa艂!
A w dodatku wygl膮da艂 wprost osza艂amiaj膮co.
Ciemne rz臋sy ocienia艂y jeszcze ciemniejsze kr臋gi pod oczami. Wysokie ko艣ci policzkowe uwydatnia艂y szczup艂e, zapadni臋te rysy twarzy; nieogolony podbr贸dek nie wygl膮da艂 teraz jak wyciosany w kamieniu, a lekko rozchylone usta straci艂y zwyk艂y zaci臋ty wyraz.
Ow艂adn臋艂y ni膮 dziwne, ca艂kiem niestosowne uczucia. Niemal odruchowo zapragn臋艂a dotkn膮膰 go - jakby by艂 s艂ynnym pos膮giem, po raz pierwszy ujrzanym na 偶ywo - i poczu膰 pod palcami ch艂odny marmur jego sk贸ry. Onie艣miela艂a j膮 jednak uroda tego m臋偶czyzny.
Raptem ogarn臋艂a j膮 ch臋膰 - zupe艂nie nie na miejscu - by przekroczy膰 urojone grube czerwone sznury, kt贸re w muzeach odgradzaj膮 antyczne rze藕by od 艣miertelnik贸w, i ignoruj膮c wyobra偶one tabliczki z napisem „Nie dotyka膰", nachyli膰 si臋 i przycisn膮膰 usta do jego warg, poczu膰 ich smak, skra艣膰 ukradkiem poca艂unek. I cho膰 wiedzia艂a, 偶e nie odwa偶y si臋 na to, zarazem kusi艂o j膮, aby nie bacz膮c na nic, ulec naturalnym instynktom.
Potrz膮sn臋艂a gwa艂townie g艂ow膮, odganiaj膮c te nierealne pomys艂y, i nagle poczu艂a przyp艂yw prawdziwej paniki, jakiej nigdy dot膮d nie do艣wiadczy艂a.
Tak wielkiej, 偶e dos艂ownie nie wiedzia艂a, co ma pocz膮膰.
Mo偶e potrz膮sn膮膰 nim? Albo wyj艣膰 i zapuka膰 jeszcze raz, g艂o艣niej, udaj膮c, 偶e nie widzia艂a tego pot臋偶nego magnata biznesu 艣pi膮cego niczym bezbronne dziecko?
Ale w艂a艣ciwie dlaczego mia艂aby to czyni膰 i u艂atwia膰 mu sytuacj臋? Przecie偶 to Vaughan powinien odczuwa膰 wstyd i zak艂opotanie, nie ona. W najwa偶niejszym momencie, kiedy dos艂ownie decydowa艂o si臋 jej zawodowe „by膰 albo nie by膰", ten dra艅 mia艂 czelno艣膰 przysn膮膰, nim zd膮偶y艂a zada膰 pierwsze pytanie, i potraktowa艂 j膮 lekcewa偶膮co jak nie艣mia艂膮 nowicjuszk臋... kt贸r膮 w istocie by艂a.
- Panie Mason - odezwa艂a si臋 g艂o艣no, czerwona z upokorzenia i gniewu. - Panie Mason!
Otworzy艂 ciemnoniebieskie oczy i spojrza艂 prosto na ni膮, a potem - co jeszcze bardziej j膮 roze藕li艂o - przeci膮gn膮艂 si臋 niedbale i ziewn膮艂, nawet nie zakrywaj膮c ust.
- Przepraszam - rzek艂 bez cienia skruchy. - Widocznie si臋 zdrzemn膮艂em.
- Ale偶 pan si臋 bynajmniej nie zdrzemn膮艂 - zripostowa艂a, sama ledwo wierz膮c, 偶e zamiast zby膰 incydent u艣miechem, jak przysta艂o na wytrawn膮 profesjonalistk臋, odszczekuje si臋 Masonowi i daje mu pozna膰, co my艣li o jego koszmarnym zachowaniu. - Pan spal. A nawet chrapa艂 - i to w chwili, gdy mia艂am przeprowadza膰 z panem wywiad.
- Ja nie chrapi臋 - rzuci艂 lekko, po czym wsta艂 energicznie, g贸ruj膮c nad ni膮 wzrostem i z miejsca odzyskuj膮c panowanie nad sytuacj膮. - I zapewniam pani膮 - doda艂, zerkaj膮c na zegarek - 偶e gdyby zjawi艂a si臋 pani o czasie, nie zasta艂aby mnie 艣pi膮cego.
Zmierzy艂 j膮 wzrokiem - od jaskrawo pomalowanych paznokci st贸p w srebrnych sanda艂kach, poprzez pami臋taj膮ce lepsze czasy sp艂owia艂e d偶insy, na kt贸rych widok uni贸s艂 lekko brwi, a nast臋pnie przeni贸s艂 leniwie spojrzenie na jej piersi, wci膮偶 wilgotne po k膮pieli, wyra藕nie rysuj膮ce si臋 pod przejrzyst膮 bluzeczk膮 i o wiele za pe艂ne, by podczas wizyty obnosi膰 je bez biustonosza. Poczu艂a si臋 jeszcze bardziej zak艂opotana i upokorzona.
- By艂a pani um贸wiona na pi膮t膮 - rzek艂, wpatruj膮c si臋 zn贸w w sw贸j nieprzyzwoicie drogi zegarek - a jest ju偶 prawie dwadzie艣cia po pi膮tej.
Wiedzia艂a, 偶e powinna przeprosi膰. Do diab艂a, w ko艅cu nieraz styka艂a si臋 z okropnym zachowaniem swoich rozm贸wc贸w, kt贸rzy zasypiali w po艂owie zdania albo w og贸le nie przychodzili na um贸wione spotkanie. Czemu wi臋c teraz reagowa艂a tak przesadnie, zamiast prze艂kn膮膰 t臋 gorzk膮 pigu艂k臋 z najs艂odszym ze swych u艣miech贸w i zastosowa膰 jaki艣 plan awaryjny?
- Zdaj臋 sobie spraw臋, jak bardzo gardzi pan dziennikarzami i jak nieistotny jest dla pana ten wywiad. Ale tak si臋 sk艂ada, 偶e dla mnie ma on wielkie znaczenie, a kiedy wesz艂am tu i zasta艂am pana chrapi膮cego... - Przerwa艂a, usi艂uj膮c opanowa膰 dr偶enie g艂osu i szukaj膮c odpowiednio mocnych s艂贸w. - To jest... bardzo nieuprzejme z pana strony - wyrzuci艂a z siebie.
- Nie chrapa艂em - odpar艂 ch艂odnym, opanowanym tonem, tak kontrastuj膮cym z jej w艂asnym. - Zabawne jednak, 偶e nasun膮艂 mi si臋 identyczny zwrot. - Skrzywi艂 usta w znanym jej ze zdj臋膰, bezlitosnym u艣miechu. - Pomy艣la艂em, jak nieuprzejme ze strony gazety by艂o odwo艂anie um贸wionego wywiadu w ostatniej chwili i przys艂anie zast臋pstwa bez porozumienia ze mn膮...
- Przecie偶 pa艅ska asystentka zaakceptowa艂a...
- zacz臋艂a Amelia, lecz Vaughan przerwa艂 jej.
- Owszem.. Jednak niew膮tpliwie oczekiwa艂a kogo艣 bardziej odpowiedniego.
- Czyli spodziewa艂 si臋 pan jakiej艣 grubej dziennikarskiej ryby? - obruszy艂a si臋, ale Mason potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Och, nie, panno Jacobs. Powiedziano mi, 偶e to pani przeprowadzi wywiad.
- Wi臋c dlaczego...? - zacz臋艂a zdezorientowana, a potem nagle zrozumia艂a ze wstydem, co mia艂 na my艣li, i przygotowa艂a si臋 na jego reprymend臋.
Mason za艣 z satysfakcj膮 i w艂a艣ciw膮 sobie obcesowo艣ci膮 da艂 wyraz swemu niezadowoleniu z jej nastawienia i ubioru.
- To takie nieuprzejme! - powiedzia艂 powoli z niewzruszon膮 min膮.
Policzki Amelii p艂on臋艂y. Pragn臋艂a, by Vaughan ju偶 zako艅czy艂 t臋 upokarzaj膮c膮 scen臋, a ona mog艂a si臋 st膮d wynie艣膰. Lecz on nie spieszy艂 si臋, niczym s臋p kr膮偶膮cy powoli nad upatrzon膮 ofiar膮.
- Niegrzeczne, nieokrzesane, niestosowne
- ci膮gn膮艂 ze zmarszczonym czo艂em. - Czy fakt, 偶e przysn膮艂em, czekaj膮c na pani膮, rzeczywi艣cie by艂 tak obra藕liwy, panno Jacobs? Widocznie odmiennie rozumiemy znaczenie tego s艂owa. Nieuprzejme by艂o zjawienie si臋 w moim gabinecie z mokrymi w艂osami i w niedba艂ym stroju. Nieuprzejme by艂o wtargni臋cie tu zupe艂nie bez przygotowania...
- Sk膮d pan wie, 偶e jestem nieprzygotowana? Mo偶e mam ca艂膮 list臋 trafnych... - zacz臋艂a, ale przerwa艂 jej i pomacha艂 przed nosem jakim艣 czasopismem.
- Gdyby czyta艂a pani swoj膮 w艂asn膮 gazet臋, wiedzia艂aby, 偶e jestem na nogach od trzydziestu sze艣ciu godzin, a przed wylotem do Singapuru odby艂em w Japonii d艂ugie spotkanie z panem Cheng, usi艂uj膮c doprowadzi膰 do zawarcia umowy, kt贸ra zapewni naszemu krajowi nowe miejsca pracy i nap艂yw kapita艂u, a przy pewnej dozie szcz臋艣cia pozwoli te偶 uratowa膰 kulej膮c膮 ga艂膮藕 przemys艂u, przez wi臋kszo艣膰 spisan膮 ju偶 na straty.
- Wiem o umowie dotycz膮cej produkcji silnik贸w, kt贸r膮 ma pan nadziej臋 sfinalizowa膰 za kilka tygodni - odpar艂a sucho.
- Dzia艂am szybciej, panno Jacobs. A gdyby od pocz膮tku wykaza艂a si臋 pani wi臋kszym profesjonalizmem, by膰 mo偶e pierwsza dowiedzia艂aby si臋 o... - urwa艂, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e zdradzi艂 zbyt wiele.
- A wi臋c umowa ma wkr贸tce zosta膰 zawarta? - powiedzia艂a, szeroko otwieraj膮c zielone oczy.
To by艂a bomba na pierwsz膮 stron臋. - Zdo艂a pan j膮 podpisa膰!
Vaughan sam nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e chwila w towarzystwie tej kobiety - kt贸rej bystre spojrzenie zdawa艂o si臋 przenika膰 go na wylot - wystarczy艂a, aby straci艂 zwyk艂膮 ostro偶no艣膰 i tak 艂atwo si臋 wygada艂. Da艂 tej nieznajomej dziennikarce szans臋 na zniszczenie czego艣, co przygotowywa艂 od wielu miesi臋cy. Musi natychmiast ratowa膰 sytuacj臋 i jako艣 to odkr臋ci膰.
- Je艣li powt贸rzy to pani komukolwiek, pozw臋 pani膮 do s膮du.
Prosto, gro藕nie i bez ogr贸dek.
Zblad艂a, a w jej wyrazistych oczach odmalowa艂a si臋 rozpacz dziecka, kt贸remu odebrano dopiero co ofiarowan膮 zabawk臋.
Mason westchn膮艂 z ulg膮, widz膮c, 偶e Amelia bez s艂owa ruszy艂a do drzwi. Lecz raptem zatrzyma艂a si臋 i odwr贸ci艂a do niego.
- Przepraszam - powiedzia艂a niespodziewanie dla samej siebie, ale ca艂kiem szczerze, gdy偶 u艣wiadomi艂a sobie nagle, 偶e w istocie to ona zawini艂a. - Ma pan racj臋. Naprawd臋 zachowa艂am si臋 nieuprzejmie i w dodatku nie mam poj臋cia dlaczego. - Wzruszy艂a nieznacznie ramionami. - Wysz艂am prosto z wanny i jestem koszmarnie ubrana. Od艂o偶y艂am s艂uchawk臋 telefonu, bo pisa艂am wa偶ny artyku艂... przynajmniej wtedy wydawa艂 mi si臋 wa偶ny. A potem m贸j komputer zaatakowa艂 wirus...
Przerwa艂a. Mniejsza o szczeg贸艂y. Jest winna Masonowi jedynie przeprosiny.
- Gdybym wcze艣niej wiedzia艂a, 偶e mam przeprowadzi膰 z panem wywiad, zebra艂abym szczeg贸艂owe informacje i w艂o偶y艂abym najwytworniejsze ubranie. Nie mia艂am prawa wpada膰 tu bezceremonialnie i oskar偶a膰 pana. By艂am po prostu...
Zabrak艂o jej s艂贸w, 偶eby nawet przed sob膮 usprawiedliwi膰 swe niedawne zachowanie. Mia艂a nadziej臋, 偶e Vaughan skr贸ci t臋 tortur臋 i pozwoli jej wyj艣膰. Lecz on zapyta艂:
- Jaka?
- Zagubiona i przyt艂oczona. Zazwyczaj jestem wprost niewiarygodnie uporz膮dkowana i chlubi臋 si臋 skrupulatnym przygotowaniem do wywiad贸w. Ale teraz wpad艂am chyba w panik臋. Staram si臋 przenie艣膰 do dzia艂u reporta偶u ekonomicznego i gdyby lepiej mi dzi艣 posz艂o, by艂by to prawdziwy prze艂om. - Zmusi艂a si臋 do ra藕nego u艣miechu i wyci膮gn臋艂a r臋k臋. - Zabra艂am ju偶 panu do艣膰 czasu. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
Widz膮c 艂agodniej膮cy wyraz twarzy Masona, mia艂a niemal nadziej臋, 偶e zmieni zdanie i poprosi, aby zosta艂a. Lecz on po kr贸ciutkim wahaniu uj膮艂 jej d艂o艅.
- Co pani powie? - spyta艂. - To znaczy, co pani napisze?
- Prawdopodobnie pro艣b臋 o zwolnienie, je艣li wr贸c臋 z pustymi r臋kami - odrzek艂a z westchnieniem, ale ten emocjonalny szanta偶 nie odni贸s艂 skutku.
Wymkn臋艂a si臋 z gabinetu, zjecha艂a wind膮 i wysz艂a na ulic臋. Postanowi艂a nie bra膰 taks贸wki i wr贸ci膰 pieszo. Nie ma si臋 co spieszy膰 na szubienic臋. Oczyma duszy widzia艂a zagniewan膮 twarz Paula, kiedy dowie si臋, co zasz艂o.
Raz w 偶yciu mia艂a naprawd臋 sensacyjny materia艂, podany na talerzu, a jednak uda艂o jej si臋 go sknoci膰.
Lecz smutek mia艂 jeszcze inne 藕r贸d艂o, nie tylko zawodowe. Obejrza艂a si臋 na wie偶owiec, b艂yszcz膮cy w promieniach niskiego popo艂udniowego s艂o艅ca, i przypomnia艂a sobie Vaughana 艣pi膮cego na kanapie. I nagle pomy艣la艂a z 偶alem: Czemu nie odwa偶y艂am si臋 go poca艂owa膰?!
ROZDZIA艁 DRUGI
- Paul powiedzia艂, 偶eby艣 od razu wesz艂a - powita艂a j膮 Klara. - Nie jest w zbyt dobrym nastroju.
Mo偶e ju偶 wie, pomy艣la艂a z westchnieniem Amelia. Mo偶e Mason zd膮偶y艂 powiadomi膰 jej prze艂o偶onego, jak 偶a艂o艣nie si臋 spisa艂a.
Zapuka艂a do drzwi.
Paul jak zwykle rozmawia艂 przez telefon i jak zwykle wskaza艂 jej krzes艂o. Z napi臋cia poczu艂a md艂o艣ci - spot臋gowane jeszcze przez dusz膮cy zapach olbrzymiego bukietu orchidei, zdobi膮cego jego biurko.
- Jak posz艂o? - zapyta艂 naczelny, odk艂adaj膮c s艂uchawk臋 i robi膮c jakie艣 notatki, a kiedy nie odpowiedzia艂a, doda艂: - Te kwiaty przys艂ano dla ciebie. Wi臋kszo艣膰 kobiet da艂aby sobie uci膮膰 praw膮 r臋k臋, 偶eby Taylor Dean stale przysy艂a艂 im kwiaty i b艂aga艂 o przebaczenie.
- Wcale nie, Paul - odpar艂a Amelia.
Pragn臋艂a, aby Taylor da艂 ju偶 sobie spok贸j i pogodzi艂 si臋 z faktem, 偶e mi臋dzy nimi wszystko sko艅czone. Nie mia艂a nawet ochoty czyta膰 do艂膮czonego bileciku, zawieraj膮cego niew膮tpliwie kolejn膮 litani臋 usprawiedliwie艅 i pr贸艣b o wybaczenie.
- Wi臋c jak ci posz艂o z Masonem? - powt贸rzy艂 Paul.
Nie da si臋 d艂u偶ej odroczy膰 egzekucji. Kurtyna w g贸r臋, zaczyna si臋 ostatni akt.
- Niezbyt dobrze.
U艣miech spe艂z艂 z jego twarzy, a pi贸ro zamar艂o nad papierem. Paul w mgnieniu oka zmieni艂 si臋 z kolegi w szefa.
- To znaczy?
Amelia prze艂kn臋艂a z trudem 艣lin臋 i otworzy艂a kopert臋 dostarczon膮 wraz z bukietem, 偶eby zaj膮膰 czym艣 r臋ce.
- W艂a艣ciwie nie by艂 przygotowany na wywiad... by艂 zm臋czony...
- Vaughan Mason nigdy nie jest zm臋czony - sykn膮艂 Paul. - Nie jest zwyk艂ym 艣miertelnikiem, kt贸ry potrzebuje sze艣ciu godzin snu.
- Ale teraz by艂 zm臋czony - upiera艂a si臋. Wyj臋艂a kartk臋 i spojrza艂a na ni膮, aby unikn膮膰 twardego wzroku szefa. - Dopiero co przylecia艂 z Azji...
- Dowiedzia艂a艣 si臋 czego艣 o tej umowie na produkcj臋 silnik贸w samochodowych?
Zawaha艂a si臋 przez chwil臋, lecz widocznie przyzwoito艣膰 tkwi艂a w niej g艂臋biej ni偶 l臋k przed utrat膮 pracy. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Nie.
- Wi臋c czego si臋 w艂a艣ciwie dowiedzia艂a艣, Amelio? - zapyta艂 surowym tonem.
- 呕e wygl膮da pi臋knie w czasie snu - odpar艂a cichym szeptem, z przymkni臋tymi oczami. - Widzi pan, kiedy wesz艂am, on spa艂...
- I co z tego? - Naczelny waln膮艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂. - Trzeba by艂o zrobi膰 mu kaw臋 i obudzi膰 go z promiennym u艣miechem...
M贸wi艂 dalej, wtajemniczaj膮c j膮 w tysi膮ce sposob贸w podlizania si臋 rozm贸wcy. Nie potrafi艂a wytrzyma膰 jego spojrzenia, wi臋c wpatrzy艂a si臋 w kartk臋. I nagle poczu艂a w oszo艂omieniu, 偶e 艣wiat zawirowa艂, a Gwiazdka przysz艂a o jedena艣cie miesi臋cy wcze艣niej. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e naprawd臋 u艣miecha si臋 do Paula.
- Co od niego wydoby艂a艣, Amelio? - zapyta艂 srogo, zupe艂nie nie艣wiadomy przemiany, jaka w niej zasz艂a.
- Nic - odpowiedzia艂a, lecz tym razem bardziej stanowczo i z u艣miechem, rozkoszuj膮c si臋 konsternacj膮 szefa. - Wpadnie po mnie za godzin臋. Idziemy na kolacj臋.
- Zaprasza ci臋 na kolacj臋? - powt贸rzy艂 z niedowierzaniem. - Vaughan Mason?
- O si贸dmej - potwierdzi艂a. - Jak m贸wi艂am, by艂 zbyt zm臋czony, 偶eby udzieli膰 wywiadu.
- O Bo偶e... - Paul wpatrzy艂 si臋 w ni膮 z nieskrywanym i niespotykanym podziwem. - Powiedzia艂em Klarze, 偶e sobie poradzisz. Sugerowa艂a, 偶eby艣 przed wyj艣ciem si臋 przebra艂a, ale uzna艂em, 偶e i tak owiniesz go sobie wok贸艂 palca...
- Nieprawda, Paul, niczego takiego nie zrobi艂e艣 - rzek艂a, u艣wiadamiaj膮c sobie z satysfakcj膮 艣wie偶o zyskan膮 pewno艣膰 siebie. Wsta艂a, wzi臋艂a bukiet i zanurzy艂a twarz w ch艂odnych blador贸偶owych p艂atkach, kt贸rych zapach wydal jej si臋 teraz cudowny. Ledwie mog艂a uwierzy膰, 偶e Mason przys艂a艂 je dla niej - i to w rekordowo kr贸tkim czasie - ratuj膮c w ostatniej chwili jej sk贸r臋. - Musz臋 si臋 przygotowa膰.
- Doskona艂y pomys艂. - Paul zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi. - Zadzwoni臋 do jakiego艣 butiku i poprosz臋, 偶eby zaczekali z zamkni臋ciem na ciebie. I wezw臋 wiza偶ystk臋 Shelly - niech u偶yje swojej magii...
- Mam w biurowej szafie wspania艂膮 czarn膮 sukni臋 - rzuci艂a nonszalancko Amelia. Nie doda艂a, 偶e trzyma j膮 tam ju偶 od sze艣ciu miesi臋cy - zapakowan膮 w foli臋 i czekaj膮c膮 na taki prze艂omowy moment - 偶eby m贸c, niczym Kopciuszek, przeistoczy膰 si臋 w jednej chwili z niepozornej pracownicy w osza艂amiaj膮c膮 pi臋kno艣膰. - Ale ch臋tnie skorzystam z us艂ug Shelly.
Biedna Shelly, pomy艣la艂a Amelia. Wezwano j膮 z powrotem do pracy, kiedy by艂a ju偶 na parkingu, i zmuszono, aby u偶y艂a swej magii wobec kogo艣, kto nie by艂 nawet s艂awny - na razie!
Shelly pracowa艂a nad ni膮 przez bite czterdzie艣ci minut. Ale efekt, uzna艂a Amelia, przygl膮daj膮c si臋 swemu odbiciu w lustrze, przeszed艂 wszelkie oczekiwania. Podkre艣lone ko艣ci policzkowe nada艂y jej twarzy interesuj膮c膮 szczup艂o艣膰, usta skrzy艂y si臋 dzi臋ki najnowszemu d艂ugotrwa艂emu b艂yszczykowi, a szary cie艅 do powiek, jakiego Amelia nigdy nawet nie pr贸bowa艂a u偶y膰, nada艂 jej zielonym oczom 偶ywy wyraz i upodobni艂 je do b艂yszcz膮cych szmaragd贸w. Rz臋sy, mimo 偶e nieprawdopodobnie d艂ugie, wygl膮da艂y skromnie i subtelnie. Stoj膮c przed lustrem w holu, Amelia ledwie mog艂a uwierzy膰, 偶e ta efektowna, wytworna kobieta to naprawd臋 ona.
- O rany! - powiedzia艂 Paul po raz setny. - Masz zapasowe baterie do dyktafonu? I nie zapomnij wy艂膮czy膰 kom贸rki - nic nie powinno ci przeszkadza膰...
- Dam sobie rad臋, Paul - odburkn臋艂a. - Nie zachowuj si臋 jak nadopieku艅czy ojciec przed pierwsz膮 randk膮 c贸rki. Przecie偶 od p贸艂 roku co tydzie艅 przeprowadzam wywiady ze s艂awnymi lud藕mi.
- Ale nie z takimi, jak Vaughan Mason - rzek艂 i szturchn膮艂 j膮 irytuj膮co w bok, gdy do kraw臋偶nika podjecha艂 smuk艂y srebrny samoch贸d. - On ma prawdziw膮 klas臋.
Vaughan wysiad艂 z auta i to on sam, a nie szofer, otworzy艂 dla niej drzwi. Schodz膮c wraz z Ameli膮 po betonowych schodach, naczelny rzuci艂 jej k膮tem ust ostatni膮 uwag臋:
- Je艣li do jedenastej nie wyl膮dujesz z nim w 艂贸偶ku, zadzwo艅 do mnie o p贸艂nocy.
Amelia przywyk艂a do tego, 偶e go艣cie w restauracjach szepcz膮 ukradkiem, rozpoznaj膮c znakomito艣ci, z kt贸rymi przeprowadza wywiad. Jak r贸wnie偶 do tego, 偶e nawet bez rezerwacji zawsze cudownie znajduje si臋 dla nich najlepszy stolik. Jednak teraz, siedz膮c naprzeciw Masona, czu艂a si臋 podenerwowana niczym kompletna nowicjuszka, cho膰 przecie偶 spe艂nia艂o si臋 jej najwi臋ksze marzenie.
- Dlaczego?
To by艂o jej pierwsze prawdziwe pytanie, mimo 偶e w samochodzie gaw臋dzili uprzejmie, podczas gdy szofer wi贸z艂 ich do tej niewielkiej, lecz wytwornej francuskiej restauracji. Zada艂a je, krusz膮c kromk臋 chleba do cebulowej zupy i unikaj膮c wzroku Vaughana, gdy偶 dr臋czy艂o j膮 ono, odk膮d Paul wyg艂osi艂 sw膮 uw艂aczaj膮c膮 uwag臋. Chcia艂a od pocz膮tku nada膰 rozmowie w艂a艣ciwy ton i upewni膰 si臋, 偶e Mason zaprosi艂 j膮 z powod贸w czysto zawodowych, a nie osobistych.
- Dlaczego przys艂a艂 mi pan kwiaty? Dlaczego...?
- Poniewa偶 pod wp艂ywem nag艂ego impulsu kupi艂em je na lotnisku w Singapurze, z zamiarem ofiarowania mej asystentce Katy w dow贸d wdzi臋czno艣ci za jej ci臋偶k膮 prac臋. Jednak potem sprawy tak si臋 pogmatwa艂y, 偶e gdybym dal jej ten bukiet, moje 偶ycie z jedynie skomplikowanego zmieni艂oby si臋 w kompletny m臋tlik.
- Chodzi艂o mi o to, czemu zaprosi艂 mnie pan na kolacj臋?
- Nie wiem - odpar艂, a jego smag艂膮 twarz rozja艣ni艂 zniewalaj膮cy u艣miech. - Przypuszczam, 偶e chcia艂em pani膮 nieco lepiej pozna膰.
- A ma by膰 na odwr贸t - odpar艂a szybko Amelia.
Wiedzia艂a, 偶e je艣li zapomni o danej sobie obietnicy i ulegnie jego urokowi, Vaughan wykorzysta j膮, a potem odrzuci, jak wszystkie kobiety przed ni膮.
Musia艂a mie膰 si臋 na baczno艣ci.
Zobaczy艂a, 偶e st艂umi艂 ziewni臋cie, ale tym razem jego senno艣膰 jej nie zirytowa艂a. Przeciwnie, poczu艂a co艣 na kszta艂t wsp贸艂czucia, widz膮c znu偶enie w jego podkr膮偶onych oczach.
- Jest pan zm臋czony, prawda?
- Niestety, nie. - Wypi艂 艂yk whisky. - By艂em zm臋czony o pi膮tej i gdyby nie pani wtargni臋cie, wci膮偶 spa艂bym smacznie na kanapie. Teraz jednak... - u艣miechn膮艂 si臋 na widok jej gniewnego rumie艅ca - jestem ca艂kowicie rozbudzony i tak b臋dzie zapewne a偶 do pi膮tej rano.
- Cierpi pan na bezsenno艣膰 - westchn臋艂a ze wsp贸艂czuciem. - Ja te偶 kiedy艣 mia艂am z tym k艂opoty.
- Nie - zaprzeczy艂.
- Powinien pan spr贸bowa膰 liczenia owiec - poradzi艂a z u艣miechem. Wpatrywa艂a si臋 w niego i nawet nie zauwa偶y艂a, 偶e kelner postawi艂 przed ni膮 smakowite g艂贸wne danie.
- To by niew膮tpliwie pomog艂o, gdyby nie fakt, 偶e dorasta艂em na olbrzymiej owczej fermie. Wci膮偶 jeszcze pami臋tam beczenie tysi臋cy owiec, kiedy pr贸bowa艂em zasn膮膰. - U艣miechn膮艂 si臋, widz膮c jej zdziwion膮 min臋. - Czy nie zebra艂a pani o mnie 偶adnych informacji, panno Jacobs?
- W pa艅skim biogramie nie by艂o o tym nawet wzmianki. S膮dzi艂am, 偶e ucz臋szcza艂 pan do ekskluzywnej prywatnej szko艂y...
- Istotnie.
- I przypominam sobie dok艂adnie, 偶e pana ojciec jest wytrawnym biznesmenem.
- Owszem. Jest znakomicie prosperuj膮cym hodowc膮 owiec.
- Gdzie le偶y jego ferma? Vaughan potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- To nie ma znaczenia.
- By艂am po prostu ciekawa.
- Nawet nie pr贸buj si臋 tego dowiadywa膰, Amelio. O mnie mo偶esz pisa膰, co tylko chcesz, ale moja rodzina ma by膰 z tego wy艂膮czona. Nie 偶ycz臋 sobie ogl膮da膰 w gazecie zdj臋cia mojego ojca, pij膮cego w roboczym ubraniu kaw臋 z ulubionego cynowego kubka, opatrzonego komentarzem, 偶e utrzymuj臋 moich rodzic贸w w n臋dzy. Ojciec wpad艂by w rozpacz. Mo偶e ty by艣 tak nie napisa艂a, lecz inni dziennikarze z pewno艣ci膮. Nie masz poj臋cia, jak gazety potrafi膮 k艂ama膰.
- Owszem, mam - westchn臋艂a. - No dobrze, twoja rodzina nie trafi do artyku艂u. Ale czy mo偶esz powiedzie膰 mi to prywatnie?
- Po co, skoro nie zamierzasz tego wykorzysta膰?
Amelia zastanowi艂a si臋. Chcia艂a go lepiej pozna膰 z w艂asnych egoistycznych powod贸w, lecz tych nie mog艂a mu zdradzi膰. Wzruszy艂a wi臋c lekko ramionami.
- To mi pomaga w pisaniu. Im wi臋cej si臋 o tobie dowiem, tym bardziej osobisty charakter b臋dzie mia艂 wywiad.
U艣miechn膮艂 si臋.
- No dobrze, skoro o to chodzi. Moja rodzina ma wielk膮 posiad艂o艣膰 w B艂臋kitnych G贸rach. Sama wi臋c widzisz, 偶e liczenie owiec przed snem w moim przypadku nie skutkuje, skoro w okresie strzy偶y trzeba sp臋dzi膰 i ostrzyc trzydzie艣ci tysi臋cy sztuk w ci膮gu zaledwie czterech tygodni. To w艂a艣ciwie koszmarne zaj臋cia, ale ja je uwielbiam.
- Nadal pracujesz na fermie?
- Oczywi艣cie. Jak powiedzia艂em, okres strzy偶y jest bardzo kr贸tki, wi臋c co rok wszyscy przyje偶d偶amy, 偶eby pom贸c tacie. Nie opu艣ci艂bym tego za skarby 艣wiata.
Wyobrazi艂a sobie Vaughana w d偶insach i roboczych butach, z kruczoczarnymi w艂osami rozwianymi na wietrze - zupe艂nie odmiennego od siedz膮cego przed ni膮, nienagannie ubranego m臋偶czyzny. Nie potrafi艂aby powiedzie膰, kt贸rego woli. Wiedzia艂a tylko, 偶e pragnie ogl膮da膰 ich obu.
- My? - spyta艂a.
- Stale jeste艣 czujna, prawda? M贸j brat i ja.
- Jak on ma na imi臋? - Zobaczy艂a, 偶e Mason zesztywnia艂, ale postanowi艂a dr膮偶y膰 dalej. - Czy ma w艂asn膮 rodzin臋?
Chcia艂 jej powiedzie膰.
I to pragnienie go zadziwi艂o.
Chcia艂 opowiedzie膰 tej w艣cibskiej kobiecie o rodzicach, bracie, o jego 偶onie i ukochanym dziecku. O pi臋knie B艂臋kitnych G贸r, kt贸re nadal nazywa艂 domem, o mglistych porankach, smaku herbaty przy obozowym ognisku i zdrowym 艣nie po dniu fizycznej pracy na 艣wie偶ym powietrzu...
- Czy tw贸j brat ma dzieci?
Ten up贸r podzia艂a艂 na jej niekorzy艣膰. Przypomnia艂 Masonowi, 偶e Amelia jest dziennikark膮 i powstrzyma艂 go przed zwierzeniami. Poci膮gn膮艂 d艂ugi 艂yk whisky i rzek艂:
- Jak powiedzia艂em, nie chc臋 w艂膮cza膰 rodziny do tego wywiadu.
- Dobrze - zgodzi艂a si臋 i zmieni艂a temat. - A co z czytaniem?
- Czytaniem?
- No tak. Jaki rodzaj ksi膮偶ek czytasz przed snem?
- Krymina艂y. Tylko problem w tym, 偶e jestem niecierpliwy i pragn臋 szybko pozna膰 zako艅czenie, wi臋c...
- Wi臋c czytasz przez ca艂膮 noc? - j臋kn臋艂a wsp贸艂czuj膮co. - Ja robi臋 tak samo. A co艣 l偶ejszego, na przyk艂ad romanse? - spyta艂a, cho膰 nie potrafi艂a sobie wyobrazi膰 Vaughana przy lekturze powie艣ci mi艂osnych. Jednak ku jej zaskoczeniu skin膮艂 powa偶nie g艂ow膮.
- To samo. Zarywam noc, by si臋 upewni膰, 偶e w ko艅cu oboje si臋 po艂膮cz膮. Obawiam si臋, 偶e jestem beznadziejnym przypadkiem. No dobrze, koniec zabawy. Pytaj o to, co chcesz wiedzie膰.
- Nie pracuj臋 w ten spos贸b, zw艂aszcza kiedy przeprowadzam pog艂臋biony wywiad. Dowiaduj臋 si臋 o wiele wi臋cej w trakcie zwyk艂ej, niezobowi膮zuj膮cej rozmowy - poznaj臋 lepiej 偶ycie mojego rozm贸wcy i tworz臋 sobie jego obraz bardziej osobisty, ni偶 gdybym zadawa艂a seri臋 pyta艅.
- A czy w tym czasie twojemu rozm贸wcy wolno dowiedzie膰 si臋 czego艣 o tobie?
- Oczywi艣cie. Nie mog臋 oczekiwa膰, 偶e kto艣 si臋 przede mn膮 otworzy, je艣li sama nie czyni臋 podobnie.
- Wi臋c ja te偶 mog臋 zadawa膰 ci pytania?
Przytakn臋艂a i si臋gn臋艂a po szklank臋 wody z lodem, bo nagle zasch艂o jej w gardle, gdy zastanawia艂a si臋, czego Vaughan Mason chce si臋 o niej dowiedzie膰.
- Czy powt贸rzy艂a艣 swojemu szefowi wiadomo艣膰 o kontrakcie na budow臋 silnik贸w?
Skry艂a rozczarowanie. Oczywi艣cie, tylko to chcia艂 wiedzie膰. Interesuje go wy艂膮cznie praca. Przecie偶 nie zapyta jej, czy jest z kim艣 zwi膮zana. Czemu mia艂by w og贸le si臋 ni膮 interesowa膰?
- Nie - odpar艂a, z trudem spogl膮daj膮c mu prosto w oczy.
- To dobrze. Nie lubi臋 艣wi臋towa膰 przed podpisaniem umowy. Smakuje ci jedzenie?
- Jest pyszne. Jadanie na mie艣cie to jedna z zalet mojego zawodu. Naprawd臋, bardzo mi smakuje.
- Mnie te偶.
Amelia spojrza艂a z niedowierzaniem na sk膮p膮 sa艂atk臋 pomidorow膮, kt贸r膮 zam贸wi艂 jako g艂贸wne danie.
- Nie, nie opisz mnie jako bulimika - powiedzia艂 z u艣miechem. - Po prostu jad艂em dzi艣 chyba z dziesi臋膰 posi艂k贸w: wystawne 艣niadanie w Japonii, potem obfity lunch, obiad z trzech da艅 w samolocie do Singapuru, a na koniec kolejne 艣niadanie.
- 殴le mnie zrozumia艂e艣. Nie interesuje mnie rozpowszechnianie plotek, a jedynie ich dementowanie lub potwierdzanie. Podobnie jak wi臋kszo艣膰 ludzi, mam do艣膰 s艂uchania bezpodstawnych pog艂osek albo czytania o idyllicznych ma艂偶e艅stwach, kt贸re po dw贸ch tygodniach ko艅cz膮 si臋 pozwem rozwodowym.
- Podobaj膮 mi si臋 twoje artyku艂y, Amelio
- rzek艂 Vaughan, sadowi膮c si臋 wygodniej w fotelu i obserwuj膮c, jak kelner ponownie nape艂nia jej kieliszek drogim szampanem.
- Czytasz moje wywiady? Przytakn膮艂.
- Co tydzie艅. Nawet najbardziej zamkni臋tych ludzi potrafisz sk艂oni膰 do zwierze艅, a spro艣nym plotkom nadajesz ca艂kiem niewinny charakter. Jak ty to robisz?
- Rozmawiam z nimi - odpar艂a z prostot膮.
- A co do plotek, to napomykam tylko o tych, kt贸re ju偶 zyska艂y rozg艂os. Uwa偶am, 偶e moja rola polega na stwarzaniu rozm贸wcom okazji, by potwierdzili je lub zdementowali. Co, jak dot膮d, czyni膮.
- Ja my艣l臋! - rzek艂 Vaughan. Podziw w jego glosie sprawi艂 Amelii przyjemno艣膰; jednak rozwia艂a si臋 ona, gdy wspomnia艂 osob臋, o kt贸rej nie chcia艂a ju偶 nigdy s艂ysze膰. - Kilka miesi臋cy temu przeprowadzi艂a艣 wywiad z tym alkoholikiem, gwiazdorem pop... Jak on si臋 nazywa艂?
- Taylor Dean - odpowiedzia艂a niech臋tnie.
- O, w艂a艣nie. Sk艂oni艂a艣 go nie tylko do przyznania si臋, 偶e pije, lecz r贸wnie偶, 偶e by艂 na odwyku. To musia艂o by膰 dla niego cholernie trudne. Jak tego dokona艂a艣?
- Zapyta艂am go o to. - Amelia wzruszy艂a ramionami. - Wi臋kszo艣膰 ludzi, je艣li widz膮, 偶e naprawd臋 si臋 nimi interesujesz, m贸wi o sobie bez opor贸w, a nawet z przyjemno艣ci膮... W przeciwie艅stwie do ciebie - doda艂a. - Poza tym Taylor jest ju偶 by艂ym alkoholikiem. O ile wiem, od dw贸ch lat nie wypi艂 ani kropli.
Vaughan nie wygl膮da艂 na przekonanego, ale widocznie wyczu艂 jej niech臋膰 do kontynuowania tego w膮tku, bo zmieni艂 temat.
- A ta aktorka, Miranda? Od lat ludzie zastanawiali si臋, czy poddawa艂a si臋 operacjom plastycznym, a potem nagle ty si臋 pojawiasz i dowiadujemy si臋, 偶e mia艂a ich mn贸stwo...
- Naprawd臋 zebra艂e艣 o mnie szczeg贸艂owe informacje - zauwa偶y艂a Amelia, zak艂opotana, a jednocze艣nie dumna, 偶e Vaughan zna jej artyku艂y i nawet je ceni.
- Czytam twoje wywiady, bo mi si臋 podobaj膮... Mo偶e Mason po prostu przyj膮艂 jej metod臋 i obsypywa艂 j膮 pochlebstwami? Niewa偶ne. Jego pochwa艂y dzia艂a艂y niczym balsam na jej obola艂e ego i wola艂a delektowa膰 si臋 nimi, ni偶 je analizowa膰. Na to drugie przyjdzie czas, kiedy czarowny wiecz贸r si臋 sko艅czy.
- Mimo 偶e twoje wywiady s膮 bardzo agresywne - ci膮gn膮艂 - zarazem sprawiaj膮 wra偶enie, jakby艣 lubi艂a swych interlokutor贸w.
- Bo rzeczywi艣cie tak jest. Rozumiem ich nerwice i wszystkie dziwne zachowania. Naprawd臋 podziwiam tych ludzi.
- Podziwiasz ich? - powt贸rzy艂 pow膮tpiewaj膮cym tonem. - Czy tak trudno zanuci膰 jaki艣 kawa艂ek do mikrofonu albo przespacerowa膰 si臋 w cudzych ciuchach po wybiegu? Umawia艂em si臋 z kilkoma modelkami - doda艂.
- Wiem - rzuci艂a impertynencko. - Dobrze, przyznaj臋, 偶e jest we mnie mieszanina cynizmu i onie艣mielenia. Jednak im wi臋cej wywiad贸w przeprowadzam, tym wyra藕niej dostrzegam osobowo艣ci moich rozm贸wc贸w i tym lepiej o nich my艣l臋. Modelki zas艂uguj膮 na ka偶dy cent z zarabianych milion贸w. Wyobra藕 sobie, 偶e siedzisz w takiej boskiej restauracji, jak ta, i zamawiasz tylko sa艂atk臋 z pomidor贸w, mimo 偶e tego dnia na 艣niadanie jad艂e艣 tylko tost z listkiem sa艂aty, popity sokiem pomara艅czowym. A przecie偶 sp臋dzasz m臋cz膮ce godziny na wybiegu czy sesjach zdj臋ciowych. Ja w 偶adnym razie nie potrafi艂abym tak 偶y膰 i cz臋sto m贸wi臋 im to.
Zmiot艂a ju偶 wszystko z talerza. Nadesz艂a pora na zadanie pytania o kwesti臋, kt贸ra intrygowa艂a nie tylko j膮. 呕adna kobieta w Australii nie wybaczy艂aby jej, gdyby nie spyta艂a Vaughana o 偶ycie uczuciowe.
- Teraz moja kolej - rzek艂a. - Czy jeste艣 zwi膮zany z jak膮艣 kobiet膮?
- Amelio! - odpar艂 z udawanym zdziwieniem. - S膮dzi艂em, 偶e tak 艣wiatowa kobieta staranniej formu艂uje pytania. Przecie偶 r贸wnie dobrze mog臋 by膰 gejem.
- Wi臋kszo艣膰 gej贸w nie ma opinii po偶eracza kobiecych serc - rzuci艂a Amelia ze s艂odkim u艣miechem.
- Sk膮d wiesz, 偶e to nie jest tylko kamufla偶?
- Oboje wiemy, 偶e nie. Ale je艣li wolisz, zapytam inaczej: czy jeste艣 z kim艣 zwi膮zany?
- Nie.
Poczu艂a ulg臋, kt贸r膮 j膮 zaskoczy艂a. Jednak natychmiast skarci艂a si臋 ostro, 偶e idzie tu o jej prac臋 i karier臋, a poddanie si臋 niezaprzeczalnemu urokowi Vaughana nie pomo偶e jej w napisaniu artyku艂u. By艂a zreszt膮 w pe艂ni 艣wiadoma, 偶e Mason igra z ni膮 tak samo, jak z wszystkimi innymi kobietami. I tak samo, jak wcze艣niej Taylor.
Vaughan wpatrywa艂 si臋 w ni膮 uporczywie. Spu艣ci艂a wzrok, poprawi艂a si臋 w krze艣le i odchrz膮kn臋艂a, po czym odezwa艂a si臋 mo偶liwie najbardziej beznami臋tnym tonem:
- Masz trzydzie艣ci pi臋膰 lat. Czy nigdy nie my艣la艂e艣, 偶eby si臋 ustatkowa膰?
- Ustatkowa膰? - powt贸rzy艂, marszcz膮c brwi.
- Po艣lubi膰 kogo艣 - wyja艣ni艂a.
- Nigdy nie potrafi艂em zrozumie膰, czemu ludzie nazywaj膮 ma艂偶e艅stwo „ustatkowaniem si臋". Po艣lubia si臋 przecie偶 osob臋, kt贸r膮 si臋 kocha i do kt贸rej czuje si臋 seksualny poci膮g tak silny, 偶e wprost nie mo偶na si臋 od niej oderwa膰, prawda?
Amelia pomy艣la艂a z zazdro艣ci膮, jak szcz臋艣liwa musi by膰 kobieta kochana i po偶膮dana przez m臋偶czyzn臋 tak nadzwyczaj seksownego jak Vaughan.
- Dlatego - ci膮gn膮艂 - trudno nazwa膰 ten stan ustatkowaniem si臋. Powiedzia艂bym, 偶e to raczej rozpalenie nami臋tno艣ci. Czy ta odpowied藕 ci臋 zadowala?
- Ani troch臋 - odrzek艂a Amelia, zarumieniona z zak艂opotania, ale zdecydowana nie odpu艣ci膰 sprawy. - Moi czytelnicy nie wybaczyliby mi, gdybym nie poruszy艂a tej kwestii. Od dawna masz reputacj臋 niepoprawnego podrywacza, Vaughan.
- Ale ostatnio si臋 ustatkowa艂em - powiedzia艂 z u艣miechem. - Nawet tygrysy robi膮 si臋 z wiekiem mniej drapie偶ne.
- Albo tylko bardziej dyskretne - rzek艂a sucho. - Daj spok贸j, Vaughan, s艂ysza艂am t臋 艣piewk臋 ju偶 setki razy...
Rzuci艂 jej ostre spojrzenie, lecz po chwili nieoczekiwanie roze艣mia艂 si臋.
- Sk膮d u tak mi艂ej osoby tyle cynizmu?
- Tak膮 mam prac臋 - odpowiedzia艂a, odwzajemniaj膮c jego u艣miech. - Pisuj臋 artyku艂y do gazety, a nie bajki dla dzieci.
- Sama powiedzia艂a艣, 偶e Taylor Dean si臋 zmieni艂. - Zauwa偶y艂, 偶e prze艂kn臋艂a nerwowo i zerkn臋艂a w bok. Potrafi艂 w niej czyta膰, jak w ka偶dej kobiecie. - M贸wisz, 偶e od dw贸ch lat nie tkn膮艂 alkoholu. Jednak za ka偶dym razem, kiedy sp贸藕ni si臋 o dziesi臋膰 minut albo odwo艂a koncert z powodu zapalenia krtani, publiczno艣膰 uwa偶a, 偶e znowu zacz膮艂 pi膰.
- Zostaw Taylora w spokoju. - Nie zdo艂a艂a zapanowa膰 nad dr偶eniem g艂osu. - Rozmawiamy o tobie...
- U偶y艂em go tylko jako przyk艂adu. A przy okazji... co zasz艂o mi臋dzy wami, 偶e reagujesz tak nerwowo?
Zobaczy艂, 偶e drgn臋艂a gwa艂townie i zblad艂a, a r臋ce zacz臋艂y jej dr偶e膰. Zazwyczaj sprawia艂o mu przyjemno艣膰 dr膮偶enie czyjego艣 s艂abego punktu, zadawanie ciosu w pi臋t臋 Achillesa, jak膮 ma ka偶dy 艣miertelnik. Lecz nie tym razem. Natychmiast po偶a艂owa艂, 偶e sprawi艂 jej przykro艣膰.
- Przepraszam - rzek艂. - To by艂o zbyt osobiste pytanie.
Zmusi艂a si臋 do u艣miechu.
- Skoro sama takie zadaj臋, powinnam umie膰 je znosi膰.
- Lecz to nie zawsze jest 艂atwe, prawda? - powiedzia艂 艂agodnym tonem. - Wszyscy pope艂niamy b艂臋dy. Tylko 偶e wi臋kszo艣膰 ludzi nie czyta o swoich nazajutrz w gazecie.
Wyj膮艂 z kieszeni telefon kom贸rkowy i nachmurzy艂 si臋.
- Do tej pory pan Cheng powinien ju偶 zadzwoni膰.
- Mo偶e brak wiadomo艣ci to dobra wiadomo艣膰? - podsun臋艂a, wdzi臋czna za zmian臋 tematu.
- Miejmy nadziej臋. Pan Cheng przylatuje w pi膮tek do Melbourne, 偶eby podpisa膰 umow臋. Jeszcze raz dzi臋kuj臋, 偶e zachowa艂a艣 to dla siebie.
- Powiedzia艂e艣, 偶e ta informacja jest poufna.
- Zazwyczaj dziennikarze si臋 tym nie przejmuj膮 - rzek艂, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e dla Amelii uczciwo艣膰 naprawd臋 ma znaczenie.
Obliza艂a si臋, gdy kelner postawi艂 przed ni膮 deser, i zanurzy艂a 艂y偶eczk臋 w wybornym musie z mlecznej czekolady i nugatu.
- Smaczny? - spyta艂 Vaughan.
- Pyszny. Naprawd臋 nie wiesz, co tracisz. Przyjrza艂 si臋 uroczej twarzy Amelii, na kt贸rej makija偶 przyblad艂, a b艂yszczyk znikn膮艂 z warg gdzie艣 mi臋dzy g艂贸wnym daniem a deserem, i pomy艣la艂, 偶e dok艂adnie wie, co traci.
- Pojed藕 ze mn膮 - rzek艂.
Gdyby Amelia nie mia艂a ust zaklejonych nugatem, wyskoczy艂aby z jakim艣 g艂upim pytaniem: „Dok膮d? " Lecz dzi臋ki czekoladowym bogom jej milczenie zmusi艂o Masona do wyja艣nienia:
- Pojed藕 ze mn膮 w przysz艂ym tygodniu do Melbourne.
- Po co?
Prawdziwa dziennikarka, zreflektowa艂a si臋 natychmiast Amelia, odpowiedzia艂aby: „Pojad臋 z przyjemno艣ci膮" i nie wypu艣ci艂aby z r膮k takiej fantastycznej okazji zdobycia bombowego materia艂u. Jednak p贸艂 kieliszka szampana i dwie godziny w towarzystwie tego boskiego m臋偶czyzny kompletnie j膮 oszo艂omi艂y.
- No c贸偶, je偶eli chcesz napisa膰 pog艂臋biony artyku艂 na m贸j temat, zyskasz pe艂niejszy obraz. Ale obowi膮zuje kilka zasad. Mo偶esz pisa膰 o mnie, lecz nie wymieniasz nazwisk moich klient贸w.
- Oczywi艣cie - przytakn臋艂a.
- Poza tym codziennie rano sam p艂ywam w basenie. I oczywi艣cie mam swoje prywatne 偶ycie - od czasu do czasu b臋d臋 znika艂 ci z oczu.
Ta ostatnia uwaga przygn臋bi艂a Ameli臋. Mimo to solennie skin臋艂a g艂ow膮, po czym nie mog膮c si臋 powstrzyma膰 spyta艂a:
- Ale dlaczego w艂a艣nie teraz? Dot膮d nigdy nie' udziela艂e艣 wywiad贸w. Czemu zmieni艂e艣 zdanie?
- Z powodu moich doradc贸w - odpar艂 z westchnieniem. - Wiem, 偶e brzmi to okropnie pretensjonalnie, ale w dzisiejszych czasach 偶aden dyrektor generalny nie mo偶e si臋 bez nich oby膰. A skoro tyle im p艂ac臋, powinienem od czasu do czasu skorzysta膰 z ich rady. Oboje wiemy, 偶e je艣li w pi膮tek rozejdzie si臋 wiadomo艣膰 o podpisaniu kontraktu na budow臋 silnik贸w, zostan臋 bohaterem. Lecz ju偶 w poniedzia艂ek, gdy minie euforia, m贸j ratunkowy plan dla tej ga艂臋zi przemys艂u zacznie by膰 analizowany i krytykowany, mnie za艣 nazw膮 draniem. Prasa zapomni o nowych miejscach pracy i rzuci mi si臋 do gard艂a.
- Ja jestem pras膮 - przypomnia艂a mu. - Czemu s膮dzisz, 偶e zareaguj臋 inaczej?
- Nie wiem - odpar艂 Vaughan, ale jego pewna siebie mina przeczy艂a tym s艂owom.
Amelia zn贸w odnios艂a wra偶enie, 偶e prowadzi z ni膮 jak膮艣 gr臋.
- Mo偶esz zafundowa膰 mi tyle czekolady i nugatu, ile zdo艂am strawi膰, i nazywa膰 mnie najlepsz膮 dziennikark膮 w Australii, a ja i tak napisz臋 prawd臋, Vaughan. Nie przekupisz mnie.
- Nawet mi to w g艂owie nie posta艂o. Nie prosz臋 ci臋 o wystawienie mi laurki. Prawda b臋dzie wystarczaj膮co o偶ywcz膮 odmian膮.
Amelia popatrzy艂a na niego z namys艂em. Niemal j膮 przekona艂, lecz by艂a jeszcze jedna kwestia, kt贸r膮 musia艂a wyja艣ni膰, nim przystanie na jego propozycj臋. Niew膮tpliwie w powietrzu wok贸艂 nich unosi艂y si臋 erotyczne iskierki. Je艣li je zlekcewa偶y, mog膮 wznieci膰 gro藕ny dla niej po偶ar.
- Czy zaproponowa艂by艣 to r贸wnie偶 Carterowi?
- Carter reprezentuje inne podej艣cie. Interesuj膮 go wy艂膮cznie zagadnienia ekonomiczne. Ale je艣li to ci臋 niepokoi...
- Nie niepokoj臋 si臋. Chc臋 tylko od pocz膮tku postawi膰 spraw臋 jasno.
- Ot贸偶 wiedz, 偶e nigdy nie mieszam interes贸w i przyjemno艣ci - powiedzia艂, skin膮wszy na kelnera. - Inaczej wszystko strasznie si臋 komplikuje. Dobrym przyk艂adem jest dzisiejszy epizod z Katy. Uwierz mi, Amelio - gdybym mia艂 ochot臋 na przelotny seks, wybra艂bym prostszy spos贸b ni偶 艣ci膮ganie sobie na kark dziennikarki na ca艂y tydzie艅.
I w tym w艂a艣nie problem. Te dwa s艂owa potwierdzi艂y to, czego si臋 domy艣la艂a.
Przelotny seks.
Gdy wyszli na ulic臋, o艣lepi艂y ich b艂yski fleszy reporter贸w. Amelia u艣miechn臋艂a si臋 cierpko, widz膮c ich daremne wysi艂ki. Jutro dziennikarze konkurencyjnych gazet b臋d膮 w艣ciekli, gdy dowiedz膮 si臋, 偶e nie tylko nie jest now膮 zdobycz膮 Vaughana Masona, ale pozyska艂a sensacyjny materia艂 na jego temat.
Zaproponowa艂, 偶e j膮 odwiezie, ale odm贸wi艂a. Uzgodni艂a por臋 spotkania na lotnisku i z艂apa艂a taks贸wk臋. Siedz膮c na tylnym siedzeniu, z mocno bij膮cym sercem i p艂on膮cymi policzkami rozmy艣la艂a wci膮偶 o jego rzuconej niedbale uwadze.
Przelotny seks jest wszystkim, czego m臋偶czy藕ni pokroju Masona oczekuj膮 od kobiet. Ani na chwil臋 nie wolno jej o tym zapomnie膰.
ROZDZIA艁 TRZECI
Gdy Amelia opowiedzia艂a Paulowi o zaproszeniu, z wra偶enia omal nie pad艂 trupem na miejscu, a potem przez ca艂y weekend zasypywa艂 j膮 rozmaitymi dobrymi radami. Nie chcia艂 jedynie zdradzi膰 tematu zapowiedzianego du偶ego artyku艂u o Masonie.
- To nie ma nic wsp贸lnego z kontraktem na budow臋 silnik贸w - odrzek艂 na jej nalegania.
- A wi臋c co艣 osobistego? - Z reakcji naczelnego wywnioskowa艂a, 偶e trafi艂a. - Czy si臋 potajemnie zar臋czy艂? A mo偶e ma nie艣lubne dziecko?
- Przesta艅 zgadywa膰, Amelio, i zajmij si臋 swoim zadaniem.
I oto sta艂a teraz wczesnym rankiem w hali lotniska z gazet膮 pod pach膮, biletem w d艂oni i najbardziej upragnionym w Australii kawalerem u boku.
- Kupi臋 jakie艣 pisma - powiedzia艂 Vaughan. - Przynie艣膰 ci co艣?
- Nie. Zreszt膮 nie ma na to czasu. Wzywaj膮 ju偶 na pok艂ad.
- I co z tego? - rzuci艂 z denerwuj膮c膮 arogancj膮 i poszed艂 do kiosku.
Wkr贸tce wszyscy pasa偶erowie wsiedli ju偶 do samolotu i Amelia zosta艂a sama, pr贸buj膮c unikn膮膰 poirytowanego wzroku stewardesy i zastanawiaj膮c si臋, co zatrzyma艂o Vaughana tak d艂ugo.
- Panna Jackson? - zawo艂a艂a do niej wreszcie zniecierpliwiona stewardesa. - Zapraszam na pok艂ad. Zaraz zamykamy.
- Nazywam si臋 Jacobs - poprawi艂a j膮 Amelia.
- I czekam na mojego koleg臋.
- Wi臋c gdy pani kolega wr贸ci, prosz臋 mu powiedzie膰, 偶e sp贸藕ni艂 si臋 na samolot. Bramka jest ju偶 zamkni臋ta - oznajmi艂a tamta, stukaj膮c w klawiatur臋 komputera palcami o nieprawdopodobnie d艂ugich paznokciach. - Jak on si臋 nazywa?
- Vaughan Mason - odpowiedzia艂a Amelia, wpatruj膮c si臋 we wci膮偶 pusty korytarz.
W mgnieniu oka stewardesa zmieni艂a si臋 z w艂adczej wied藕my w osob臋 przyjazn膮 i 偶yczliw膮. W tym momencie pojawi艂 si臋 Vaughan z reklam贸wk膮 pe艂n膮 ilustrowanych magazyn贸w, bynajmniej si臋 nie spiesz膮c.
- Panie Mason! - zaszczebiota艂a stewardesa.
- Nie wiedzieli艣my, 偶e leci pan z nami - jak to mi艂o!
- Co si臋 sta艂o? - Vaughan zapyta艂 Ameli臋, kt贸ra siedzia艂a nadal naburmuszona w swoim fotelu.
Samolot ko艂owa艂 po pasie startowym, gdy偶 op贸藕ni艂 start i musia艂 czeka膰 jeszcze pi臋tna艣cie minut.
- Nic - parskn臋艂a. - Tylko 偶e gdyby nie chodzi艂o o ciebie, samolot by odlecia艂.
- Prawdopodobnie - zgodzi艂 si臋.
- A ty spodziewa艂e艣 si臋, 偶e zaczeka - ci膮gn臋艂a z rosn膮cym gniewem. - Zatrzyma艂e艣 samolot pe艂en ludzi, 偶eby m贸c pogrzeba膰 w stosie gazet. Nie s膮dzisz, 偶e to do艣膰 aroganckie zachowanie?
- Ty z pewno艣ci膮 tak uwa偶asz. Ale prosz臋, m贸w dalej - odrzek艂 tonem tak znudzonym, jakby mia艂 zaraz usn膮膰.
- Owszem, uwa偶am. Zamiast wej艣膰 na pok艂ad punktualnie, jak wszyscy, poszed艂e艣 sobie do kiosku i zostawi艂e艣 mnie jak idiotk臋, 偶ebym musia艂a t艂umaczy膰 twoje bezmy艣lne zachowanie.
- Bezmy艣lne?
- Tak, bezmy艣lne. Zdezorganizowa艂e艣 rozk艂ad dnia dw贸m setkom ludzi.
- Rzeczywi艣cie, chyba jestem aroganckim sukinsynem - przyzna艂 bez cienia skruchy w g艂osie, a potem doda艂: - Lecz 偶eby ten tydzie艅 nie zamieni艂 si臋 w koszmar, uzgodnijmy kilka podstawowych zasad. Ty chcesz opisa膰 mnie wiernie i realistycznie, a ja chc臋 uczciwie napisanego artyku艂u.
- Tak - potwierdzi艂a Amelia.
- Wi臋c je艣li chcesz, napisz pod koniec tygodnia kilka przenikliwych i z艂o艣liwych zda艅 o tym, jaki jestem bezmy艣lny, ale prosz臋, nie sied藕 teraz ura偶ona i nad臋ta.
Reszta lotu up艂yn臋艂a im w bardziej przyjaznym milczeniu, na lekturze prasy. Amelia brn臋艂a z trudem przez ekonomiczne strony swojej gazety i ukradkiem zerka艂a Vaughanowi przez rami臋, tote偶 z wdzi臋czno艣ci膮 przyj臋艂a jego propozycj臋 wymienienia si臋 czasopismami i zacz臋艂a przegl膮da膰 ilustrowane magazyny, podczas gdy on ze znacznie wi臋kszym od niej zainteresowaniem zag艂臋bi艂 si臋 w artyku艂y dotycz膮ce biznesu.
Jej ogromny apartament w luksusowym hotelu by艂 imponuj膮cy. Pragn臋艂a zdj膮膰 niewygodne pantofle na wysokich obcasach i natychmiast rzuci膰 si臋 na kr贸lewskie 艂o偶e.
- Wszystko w porz膮dku? - zapyta艂 Mason, pukaj膮c energicznie do drzwi, po czym wszed艂, nie czekaj膮c na odpowied藕. - Poprosi艂em o s膮siaduj膮ce pokoje, 偶eby艣my si臋 mogli 艂atwiej kontaktowa膰.
- 艢wietnie, b臋dziemy mogli pomacha膰 do siebie z balkon贸w - odpar艂a i uzna艂a, 偶e to odpowiedni moment na ustalenie jej w艂asnych zasad. - S艂uchaj, nie mam zamiaru ci si臋 narzuca膰.
Ilekro膰 b臋dziesz potrzebowa艂 czasu wy艂膮cznie dla siebie, wystarczy mi o tym powiedzie膰.
- I vice versa - rzek艂 z wyra藕n膮 ulg膮.
- A teraz chcia艂abym si臋 rozpakowa膰 i wzi膮膰 prysznic... - Urwa艂a, gdy偶 Vaughan potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i spojrza艂 na zegarek. - Czy mo偶e mam to zrobi膰 p贸藕niej?
- O wiele p贸藕niej - potwierdzi艂.
Vaughan Mason mia艂 niespo偶yte si艂y.
Jego rozk艂ad zaj臋膰 by艂 tak prze艂adowany, 偶e aby zaoszcz臋dzi膰 na czasie i unikn膮膰 ulicznych kork贸w, ten potentat porusza艂 si臋 po mie艣cie helikopterem. Widok Melbourne z lotu ptaka zapar艂 Amelii dech w piersi. Ku jej zaskoczeniu Mason dopu艣ci艂 j膮 do wszystkich spotka艅 biznesowych.
Skoro nie mia艂 nic przeciwko temu...
- Ona pisze artyku艂 o mnie, a nie o tobie - rzuca艂 arogancko nieszcz臋艣nikowi, kt贸rego interesy bra艂 akurat pod lup臋.
Wi臋c przygl膮da艂a si臋 zdenerwowanym, spoconym ludziom w salach konferencyjnych i przys艂uchiwa艂a si臋 ich t艂umaczeniom oraz pr贸bom usprawiedliwienia ba艂aganu, do jakiego doprowadzili swoje przedsi臋biorstwa. Opanowany i spokojny Mason przyjmowa艂 ich wym贸wki z niewzruszonym wyrazem twarzy, po czym wyg艂asza艂 sw膮 bezlitosn膮 ocen臋 sytuacji, nieomylnie trafiaj膮c w sedno i docieraj膮c do prawdziwego, niczym nieupi臋kszonego stanu rzeczy.
- Niekt贸rzy z tych ludzi pracuj膮 u nas od lat! - wykrzykn膮艂 Marcus Bates, wstrz膮艣ni臋ty przedstawion膮 przez Vaughana propozycj膮 masowych zwolnie艅 za艂ogi. - Nie mo偶emy tak po prostu wysia膰 ich na zasi艂ek. Wielu z nich przekroczy艂o ju偶 pi臋膰dziesi膮tk臋...
- Co oznacza, 偶e otrzymaj膮 godziw膮 odpraw臋 - odpar艂 lodowatym tonem Mason.
Pod jego nieub艂aganym spojrzeniem Marcus dr偶膮c膮 r臋k膮 podni贸s艂 do ust fili偶ank臋 z kaw膮, po czym zdecydowa艂 si臋 wyzna膰 bez os艂onek okropn膮 prawd臋.
- Nie sta膰 nas na wyp艂acenie 偶adnych odpraw - wyszepta艂 z kredowobia艂膮 twarz膮.
- A wi臋c nareszcie jeste艣my w domu - powiedzia艂 Vaughan powoli. - Czyli nie sta膰 pana nawet na t臋 kaw臋.
Wszyscy cz艂onkowie zarz膮du wpatrywali si臋 w Masona z respektem i obaw膮, a zarazem z nadziej膮, 偶e ta s艂awa biznesu w ostatniej chwili znajdzie jakie艣 wyj艣cie z sytuacji.
- Zwolnieni pracownicy dostan膮 odprawy - rzek艂 Mason, pogrzebawszy w stosie dokument贸w i cisn膮wszy kilka z nich na st贸艂. - A to oznacza, 偶e b臋dziecie musieli zrezygnowa膰 przez rok z wystawnych lunch贸w i zadowoli膰 si臋 przynoszonymi z domu kanapkami z serem. To i tak niewielka cena, zwa偶ywszy op艂akany stan waszych finans贸w. Chc臋, 偶eby wszyscy cz艂onkowie kierownictwa rozliczali si臋 艣ci艣le z u偶ywania s艂u偶bowych samochod贸w... ba, nawet z ka偶dej torebki wypitej tu herbaty.
Mimo narastaj膮cego zm臋czenia Amelia by艂a pod coraz wi臋kszym wra偶eniem. Zarazem u艣wiadamia艂a sobie, 偶e zapewne nie uda jej si臋 opisa膰 bogatej, wielostronnej osobowo艣ci Masona w jednym artykule.
Lecz gdy pod koniec dnia jecha艂a z Vaughanem hotelow膮 wind膮, korci艂o j膮, 偶eby usi膮艣膰 przy komputerze i jednak spr贸bowa膰.
- Nie wynudzi艂a艣 si臋? - spyta艂.
- Ale偶 sk膮d - odpar艂a. - Dziwi臋 si臋 tylko, 偶e Noble i Bates zgodzili si臋 na m贸j udzia艂 w zebraniu i zaryzykowali, 偶e dziennikarka dowie si臋 o katastrofalnym stanie ich interes贸w.
- Wcale nie jest katastrofalny - rzek艂 Vaughan, gdy wyszli z windy na korytarz. - W ka偶dym razie teraz ju偶 nie.
- Przecie偶 zapozna艂e艣 si臋 z ich finansowymi wynikami - powiedzia艂a, ku艣tykaj膮c w potwornie ciasnych szpilkach, lecz nie maj膮c odwagi ich zdj膮膰.
- Och, jestem pewien, 偶e w rzeczywisto艣ci s膮 o wiele gorsze! - rzuci艂 lekkim tonem, otwieraj膮c drzwi do swego pokoju i przytrzymuj膮c je ramieniem. - Wkr贸tce opublikuj膮 kwartalne sprawozdanie, kt贸re niew膮tpliwie zaniepokoi akcjonariuszy. Jednak teraz maj膮 jeden istotny atut.
- Jaki?
- Mnie - odpar艂 bez cienia skromno艣ci. - Powszechnie wiadomo, 偶e nie podejmuj臋 si臋 beznadziejnych spraw.
- Ale ich wyniki s膮 koszmarne - powiedzia艂a szczerze zak艂opotana. - Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e uda im si臋 z tego wykaraska膰?
- Oczywi艣cie. Poniewa偶 przez trzy lata Noble i Bates maj膮 mi p艂aci膰 dziesi臋膰 procent od zysk贸w, wi臋c we w艂asnym interesie wraz z moim zespo艂em postawi臋 ich na nogi. I wszyscy o tym wiedz膮.
Nie w膮tpi艂a, 偶e tego dokona.
Optymizm jest zara藕liwy. Sam fakt, i偶 Vaughan Mason zamierza po艣wi臋ci膰 sw贸j czas temu kulej膮cemu przedsi臋biorstwu, wystarczy, by uspokoi膰 akcjonariuszy.
- Zatem Noble i Bates maj膮 szcz臋艣cie, 偶e zgodzi艂e艣 si臋 im pom贸c - rzek艂a z u艣miechem.
Vaughan wci膮偶 przytrzymywa艂 drzwi, jakby zaprasza艂 j膮 do wej艣cia. Po raz kolejny z grymasem b贸lu przest膮pi艂a z nogi na nog臋.
- Nowe buty? - spyta艂.
Skrzywi艂a si臋.
- S膮 za ciasne. Nie by艂o mojego rozmiaru.
- Wi臋c czemu, u licha, je kupi艂a艣? - zapyta艂 zdumionym tonem.
- Chyba si臋 w nich zakocha艂am. Pomy艣la艂am, 偶e te albo 偶adne.
- I warte s膮 tego cierpienia?
Amelia pomy艣la艂a o swych obtartych, poranionych stopach, lecz odrzek艂a bez wahania:
- Naturalnie.
Wydawa艂o si臋, 偶e Mason przez chwil臋 rozwa偶a zaproszenie jej do swego pokoju. Wiedzia艂a jednak, 偶e nie zdecydowa艂aby si臋 wej艣膰.
- Lepiej ju偶 p贸jd臋 - rzuci艂a. - Paul czeka na moje sprawozdanie.
- Szkoda - powiedzia艂 tylko, po czym odwr贸ci艂 si臋 i wszed艂 do pokoju.
Amelia zosta艂a przy zamkni臋tych mahoniowych drzwiach, gorzko 偶a艂uj膮c, 偶e nie przyj臋艂a jego milcz膮cej propozycji.
ROZDZIA艁 CZWARTY
- A wi臋c? - spyta艂 Paul.
- W艂a艣ciwie nic jeszcze nie napisa艂am - zacz臋艂a Amelia, zadowolona, 偶e bezprzewodowy telefon pozwala jej spacerowa膰 po pokoju, co czyni艂a zawsze, gdy by艂a zdenerwowana. - Ale mam mn贸stwo materia艂u. Na razie tworz臋 sobie jego pe艂niejszy wizerunek.
- Gdybym chcia艂 zdj臋膰, wys艂a艂bym tam fotografa - rzuci艂 z艂o艣liwie jej naczelny. - Potrzebuj臋 s艂贸w, fakt贸w i szczeg贸艂贸w...
- Paul! - przerwa艂a mu, sama zaszokowana sw膮 艣mia艂o艣ci膮. - To jest m贸j artyku艂. M贸j. Dostaniesz go i zapewniam, 偶e b臋dzie interesuj膮cy, a nawet pasjonuj膮cy. Ale je艣li oczekujesz mia偶d偶膮cej krytyki Masona, gorzko si臋 rozczarujesz. Je偶eli potrzebujesz fakt贸w i szczeg贸艂贸w, daj mi etat w dziale ekonomicznym.
- Spraw si臋 dobrze, a dostaniesz go, Amelio. Milcza艂a.
- Bo przecie偶 w艂a艣nie tego chcesz, prawda? - upewni艂 si臋.
Wci膮偶 nie odpowiada艂a, bo u艣wiadomi艂a sobie, 偶e w istocie nie wie ju偶, czego chce - teraz, gdy spe艂nienie jej marze艅 by艂o na wyci膮gni臋cie r臋ki!
- Dostarcz dobry artyku艂, a wtedy porozmawiamy - zako艅czy艂 Paul. - A na razie pami臋taj, kto p艂aci wyg贸rowane rachunki za tw贸j hotel.
S艂usznie, pomy艣la艂a. Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i w艂膮czy艂a laptop. To nie by艂a odpowiednia pora na prze偶ywanie kryzysu zawodowego!
Zamierza艂a, nie: wr臋cz musia艂a przenie艣膰 czytelnik贸w do 艣wiata ca艂kiem odmiennego ni偶 ich w艂asny i pokaza膰 im, jaki naprawd臋 jest Vaughan Mason; wydoby膰 spoza ikony popkultury prawdziwego cz艂owieka...
Czyli mia艂a znowu robi膰 to, czym zajmowa艂a si臋 od p贸艂 roku...
Jej palce zawis艂y bezsilnie nad klawiatur膮. Chcia艂a tego, czy nie - przechodzi艂a w艂a艣nie zawodowy kryzys!
Otworzy艂a dwuskrzyd艂owe okno i pok贸j wype艂ni艂y d藕wi臋ki fortepianu, dochodz膮ce z sali jadalnej. Wysz艂a na balkon i spojrza艂a w d贸艂, poddaj膮c si臋 koj膮cym tonom muzyki i zastanawiaj膮c, co naprawd臋 chce robi膰 w 偶yciu.
- Jaki艣 k艂opot?
G艂os rozbrzmia艂 tak blisko, 偶e dos艂ownie podskoczy艂a. Na s膮siednim balkonie sta艂 Vaughan w obszernym p艂aszczu k膮pielowym, z wielkim kieliszkiem brandy w d艂oni. Czarne w艂osy mia艂 wilgotne. Na jego widok Amelia poczu艂a podniecaj膮cy, upajaj膮cy dreszcz i w odpowiedzi zdo艂a艂a tylko lekko pokr臋ci膰 g艂ow膮.
- Bo wygl膮dasz na nieco zaniepokojon膮. Istotnie czu艂a lekki niepok贸j, lecz obecnie ju偶
nie z powodu Paula, tylko tego m臋偶czyzny na balkonie, od kt贸rego oddziela艂o j膮 jedynie niskie plastikowe przepierzenie. Z udan膮 nonszalancj膮 wzruszy艂a ramionami.
- To tylko problem zawodowy.
- Wi臋c opowiedz mi o nim - zaproponowa艂.
- Najlepiej po tej stronie p艂otu. Nie mam ochoty przekrzykiwa膰 muzyki.
- My艣l臋, 偶e jeste艣 ostatni膮 osob膮, z kt贸r膮 powinnam go omawia膰 - rzek艂a.
- Przeciwnie, uwa偶am 偶e pierwsz膮, poniewa偶 bez w膮tpienia jestem jego przyczyn膮. Pos艂uchaj - ci膮gn膮艂 - skoro po raz pierwszy w historii ludzko艣ci proponuj臋 komu艣 darmow膮 porad臋 - a mog臋 bez fa艂szywej skromno艣ci powiedzie膰, 偶e jestem w tym dobry - na twoim miejscu bym j膮 przyj膮艂.
- Istotnie chodzi o ciebie - przyzna艂a Amelia.
- Przynajmniej w pewnym sensie. Wi臋c jak mo偶esz by膰...?
- Potrafi臋 by膰 bardzo obiektywny - zapewni艂.
- Poza tym naprawd臋 musz臋 wzi膮膰 prysznic - uciek艂a si臋 do ostatniego argumentu, lecz Vaughan i z nim r贸wnie偶 艂atwo sobie poradzi艂.
- P贸藕no chodz臋 spa膰 - rzek艂 z szelmowskim u艣miechem. - Od艣wie偶 si臋, a ja przyrz膮dz臋 ci drinka.
Wr贸ci艂a do siebie i wzi臋艂a ch艂odny tusz, a potem wydepilowa艂a nogi - sama nie wiedz膮c czemu, skoro zrobi艂a to poprzedniego wieczoru - i wtar艂a w cia艂o kosmetyczny p艂yn nawil偶aj膮cy, znaleziony w hotelowej 艂azience. Nast臋pnie stan臋艂a przed odwiecznym kobiecym problemem.
Jak powinna si臋 ubra膰?
W walizce mia艂a mn贸stwo 偶akiet贸w odpowiednich na oficjalne okazje, natomiast niczego stosownego na intymne spotkanie w hotelowym pokoju Vaughana. Z wyj膮tkiem kusych bokserek i kr贸tkiej bawe艂nianej bluzeczki, nadaj膮cych si臋 tylko do spania.
Samotnego spania.
Wybra艂a numer pokoju Vaughana, by odby膰 jedn膮 z najbardziej kr臋puj膮cych rozm贸w telefonicznych w swoim 偶yciu.
- Nie uwierzysz, ale naprawd臋 nie mam co na siebie w艂o偶y膰.
- Amelio, dochodzi p贸艂noc. Posiedzimy po prostu na balkonie i napijemy si臋 odrobin臋 brandy. Nie musisz si臋 z tej okazji stroi膰.
- O to w艂a艣nie chodzi - westchn臋艂a. - Bo moja garderoba pozwala mi si臋 wy艂膮cznie wystroi膰. Gdyby艣 zaprosi艂 mnie na bal, by艂abym odpowiednio ubrana. Ale niezobowi膮zuj膮ce spotkanie...
- W 艂azience wisi p艂aszcz k膮pielowy.
- Nie mog臋 przyj艣膰 w...
- B臋dziemy do siebie pasowa膰 - powiedzia艂 z rozbawieniem.
Mimo 偶e Amelia owin臋艂a si臋 szczelnie grubym frotowym szlafrokiem - ca艂kowicie zakrywaj膮cym nogi i nawil偶one p艂ynem cia艂o - czu艂a si臋 zupe艂nie naga. Pukaj膮c nie艣mia艂o do drzwi, po偶a艂owa艂a, 偶e nie na艂o偶y艂a przynajmniej odrobiny r贸偶u na policzki czy b艂yszczyka na usta. Nawet te okropne d偶insy, w kt贸rych zjawi艂a si臋 w jego biurze, by艂yby o wiele lepsze.
Gdy Vaughan otworzy艂 drzwi, poczu艂 niezrozumia艂y niepok贸j.
W przesz艂o艣ci przyjmowa艂 przecie偶 u siebie wiele pon臋tnych kobiet, ubranych dok艂adnie tak samo. W istocie by艂o ich wi臋cej, ni偶 potrafi艂 spami臋ta膰. Wi臋c sk膮d teraz ta panika?
Poniewa偶 tamte kobiety zawsze mia艂y doskonale na艂o偶ony makija偶, kaskad臋 l艣ni膮cych w艂os贸w i roztacza艂y ci臋偶ki zapach perfum. Zazwyczaj Vaughan wiedzia艂, czego ma si臋 spodziewa膰. Tym razem jednak sygna艂y by艂y kompletnie nieczytelne.
P艂aszcz k膮pielowy Amelii by艂 ciasno zawi膮zany w talii na podw贸jny supe艂. Zaprosi艂 j膮 do 艣rodka, ze zdumieniem rejestruj膮c fakt, 偶e pachnie jedynie szamponem i past膮 do z臋b贸w. Jednak pomimo ca艂kowitego braku ostentacji roztacza艂a niezaprzeczaln膮 aur臋 czaruj膮cej kobieco艣ci.
Amelia wesz艂a do pokoju ostro偶nie, jak ma艂y psiak, kt贸ry spodziewa si臋, 偶e lada moment go wyp臋dz膮. Lecz mimo to Vaughan nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e jego pr贸g przekroczy艂a stuprocentowa kobieta.
Amelia czu艂a si臋 nie mniej zdezorientowana. Mimo 偶e ich pokoje by艂y identyczne, Mason zdo艂a艂 ju偶 nada膰 swojemu indywidualny charakter - 艣wiat艂a by艂y przy膰mione, a w powietrzu unosi艂a si臋 wo艅 mocnej wody kolo艅skiej. Na pod艂odze poniewiera艂y si臋 wilgotne r臋czniki
- Vaughan nie zada艂 sobie trudu, by je podnie艣膰 - na toaletce za艣 le偶a艂y masywne srebrne spinki do mankiet贸w i portfel.
Jednak jeszcze bardziej onie艣mielaj膮cy by艂 widok jego barczystej postaci, ubranej w p艂aszcz k膮pielowy lu藕no zwi膮zany wok贸艂 w膮skich bioder i si臋gaj膮cy do muskularnych 艂ydek.
Poczu艂a si臋 zagubiona niczym nastolatka, po raz pierwszy wkraczaj膮ca wieczorem do baru dla doros艂ych. Oczekiwa艂a niemal, 偶e za chwil臋 pojawi si臋 wykidaj艂o i oznajmi surowo, 偶e to nie jest miejsce odpowiednie dla niej.
- Brandy? - zapyta艂 Vaughan. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, stanowczo zdecydowana zachowa膰 trze藕wy umys艂.
- Napij臋 si臋 tylko gor膮cej czekolady.
- Zaraz j膮 zam贸wi臋.
- Nie trzeba - powstrzyma艂a go, otwieraj膮c szafk臋, o kt贸rej istnieniu nawet nie wiedzia艂, i wyjmuj膮c ma艂y elektryczny czajnik oraz saszetk臋 z czekolad膮 w proszku.
W艂膮czy艂a go do gniazdka, wsypa艂a do kubka czekolad臋, poczeka艂a, a偶 woda si臋 zagotuje, po czym wysz艂a za Vaughanem na balkon.
- To chyba z艂y pomys艂 - powiedzia艂a, nawi膮zuj膮c do ich poprzedniej rozmowy. - Pomimo twoich zapewnie艅 nie mog臋 oczekiwa膰 od ciebie bezstronnej rady. Nie wiesz nawet, na czym polega m贸j problem.
- Pozw贸l, 偶e zgadn臋. - Przerwa艂 na chwil臋, czekaj膮c, a偶 Amelia usi膮dzie. - Gazeta 偶膮da krwi. Skoro zyska艂a艣 do mnie dost臋p na ca艂y tydzie艅, nie chc膮 ju偶 pog艂臋bionego portretu, tylko brud贸w - historii, kt贸ra b臋dzie si臋 nadawa艂a na pierwsz膮 stron臋.
Nawet nie pr贸bowa艂a udawa膰, 偶e zaskoczy艂a j膮 przenikliwo艣膰 Masona, tylko skin臋艂a ze znu偶eniem g艂ow膮.
- Wi臋c daj im to, czego chc膮. Wiesz o kontrakcie na budow臋 silnik贸w, a tak偶e o Noble'u i Batesie. Napisz o tym, a zdob臋dziesz rozg艂os. Powiedzia艂a艣 mi wcze艣niej, 偶e ogromnie zale偶y ci na przej艣ciu do dzia艂u reporta偶u ekonomicznego - teraz masz na to szans臋.
D艂ugo zastanawia艂a si臋 nad odpowiedzi膮, kt贸ra dla niej samej nie by艂a wcale oczywista.
- Nie wiem, czy naprawd臋 jeszcze tego chc臋, Vaughan.
Zabrzmia艂o to bardzo szczerze, ale wyczu艂, 偶e kryje si臋 za tym co艣 jeszcze.
- M贸j ojciec jest dziennikarzem politycznym...
- Wielki Jacobs! - skojarzy艂 natychmiast. - No tak, nie艂atwo ci b臋dzie mu dor贸wna膰. On jest znakomity.
- Owszem, znakomity - przytakn臋艂a z westchnieniem. - P臋dzi bez wahania do jakiego艣 pustoszonego przez wojn臋 kraju i nadaje telewizyjn膮 relacj臋 z samego centrum walk. M贸wi o bombardowaniach, 艣mierci i niebezpiecze艅stwie, trzymaj膮c na r臋ku g艂oduj膮ce niemowl臋. Zawsze mia艂 nadziej臋, 偶e p贸jd臋 w jego 艣lady.
- Tylko 偶e ty si臋 do tego nie nadajesz?
- Nie wynaleziono jeszcze wystarczaj膮co wodoodpornego makija偶u - przyzna艂a. - Jednak dziennikarstwo zawsze mnie poci膮ga艂o. I zawsze interesowa艂am si臋 sprawami gospodarczymi. By艂am dziwnym dzieckiem, Vaughan. W gazecie czyta艂am sw贸j horoskop, a potem przechodzi艂am szybko do stron ekonomicznych, 偶eby sprawdzi膰 aktualny kurs ameryka艅skiego dolara. Ekonomia zawsze mnie fascynowa艂a.
- Ale...? - spyta艂, poniewa偶 niew膮tpliwie by艂o jakie艣 „ale".
- Kiedy dosta艂am obecn膮 prac臋, traktowa艂am j膮 tylko jako pierwszy krok we w艂a艣ciwym kierunku - jako okazj臋 do wzbogacenia dorobku... i do sp艂acenia rat za samoch贸d! - doda艂a z cierpkim u艣miechem. - Lecz nigdy nie s膮dzi艂am, 偶e j膮 polubi臋.
- A jednak polubi艂a艣. - To by艂o stwierdzenie, nie pytanie.
- Bardzo. Ojciec z偶yma si臋 za ka偶dym razem, gdy czyta w sobot臋 moje artyku艂y. Powtarza wci膮偶, 偶e nie mie艣ci mu si臋 w g艂owie, by c贸rka szanowanego korespondenta politycznego mog艂a zni偶y膰 si臋 do pisania takich 艣mieci.
- Mnie si臋 podobaj膮 - zaryzykowa艂.
- Mnie tak偶e - i w艂a艣nie na tym polega k艂opot - powiedzia艂a Amelia, mieszaj膮c energicznie czekolad臋 w kubku. - Nigdy nie my艣la艂am o tym jako o czym艣 sta艂ym. To mia艂o by膰 jedynie zast臋pstwo na czas urlopu macierzy艅skiego.
- Wobec tego co zmieni艂o si臋 w ci膮gu ostatnich sze艣ciu miesi臋cy?
- Lubi臋 to, co robi臋. - Po raz pierwszy od wyj艣cia na balkon spojrza艂a na Masona. - A nawet uwielbiam.
- Wi臋c w czym problem?
Nie odpowiedzia艂a. Vaughan uczyni艂 to za ni膮:
- Je艣li dasz im, czego chc膮, dostaniesz sta艂y etat, a mo偶e nawet przeniesienie do dzia艂u ekonomicznego?
Milczenie Amelii potwierdzi艂o jego domys艂.
- Wi臋c czemu tego nie robisz? Masz do艣膰 materia艂u na wystrza艂owy artyku艂.
- Bo umawiali艣my si臋 inaczej. Nie mia艂am pisa膰 artyku艂u na temat twoich interes贸w - tylko pod tym warunkiem zabra艂e艣 mnie ze sob膮. To nie by艂oby z mojej strony w porz膮dku.
- Nie po raz pierwszy zosta艂bym wrobiony przez gazet臋. Jako艣 bym to prze偶y艂. - Wpatrzy艂 si臋 w ni膮 z namys艂em zmru偶onymi oczami. - Nie oszukujmy si臋, 偶e powstrzymuje ci臋 jaka艣 wrodzona uczciwo艣膰. Wiadomo, 偶e dziennikarze jej nie maj膮. Gdyby naprawd臋 zale偶a艂o ci na pracy w dziale ekonomicznym, og艂osi艂aby艣 wiadomo艣膰 o kontrakcie na budow臋 silnik贸w. Lecz nie zrobi艂a艣 tego i musisz zapyta膰 sam膮 siebie, dlaczego.
- Nie chc臋 ju偶 pracowa膰 w dziale ekonomicznym - odrzek艂a z wahaniem. - Gdy pojawi艂a si臋 taka szansa, u艣wiadomi艂am sobie, 偶e kocham to, co teraz robi臋. Moje artyku艂y, mimo 偶e wydaj膮 si臋 b艂ahe, pozostaj膮 interesuj膮ce mimo up艂ywu czasu. Natomiast gdybym pisa艂a reporta偶e gospodarcze, ju偶 nazajutrz traci艂yby aktualno艣膰. I wci膮偶 musia艂abym 艣ciga膰 nast臋pny temat, wbijaj膮c ludziom n贸偶 w plecy i 偶ywi膮c si臋 ich nieszcz臋艣ciem.
- Wygl膮da wi臋c, 偶e ju偶 podj臋艂a艣 decyzj臋 - zasugerowa艂 Vaughan.
- Tylko 偶e to nie takie proste. Jestem jedynie na zast臋pstwie i je偶eli nie spe艂ni臋 偶膮da艅 naczelnego, strac臋 zaj臋cie, kt贸re tak kocham. - U艣miechn臋艂a si臋 blado. - Niemowl臋ciu wyros艂y ju偶 z臋by.
Zapatrzy艂a si臋, w zamy艣leniu patrz膮c w d贸艂, na kelner贸w rozk艂adaj膮cych czyste 艣nie偶nobia艂e obrusy do jutrzejszego 艣niadania.
- Poza tym w jednym si臋 mylisz - doda艂a. - Dziennikarze bywaj膮 uczciwi, Vaughan. A przynajmniej jedna dziennikarka.
Oczekiwa艂a, 偶e przeprosi j膮 i wycofa si臋 ze swego krzywdz膮cego uog贸lnienia. On jednak upi艂 艂yk brandy i powiedzia艂 tylko:
- No c贸偶, przekonamy si臋.
Kiedy Amelia stawia艂a kubek na stoliku, jej p艂aszcz k膮pielowy nieco si臋 rozchyli艂. Poprawi艂a go natychmiast, ale w tym u艂amku sekundy niemal dos艂ownie poczu艂a na swym ods艂oni臋tym ciele pal膮ce spojrzenie Vaughana.
- Lepiej ju偶 p贸jd臋.
Wsta艂a zak艂opotana; Vaughan r贸wnie偶 si臋 podni贸s艂. Przesz艂a przez pok贸j, kt贸ry zn贸w wyda艂 jej si臋 obcy - wci膮偶 wype艂nia艂 go m臋ski zapach, a 艂贸偶ko wygl膮da艂o na szersze od jej w艂asnego. Gdy zmaga艂a si臋 z nieznanym zamkiem u drzwi, Mason pom贸g艂 jej, przy czym ich palce si臋 zetkn臋艂y. Dziewczynie zapar艂o dech w piersi. Musi natychmiast st膮d wyj艣膰, wydosta膰 si臋 spod przemo偶nego wp艂ywu tego m臋偶czyzny. Lecz mimo 偶e zamek ju偶 ust膮pi艂 i droga ucieczki by艂a wolna, Amelia nie mog艂a si臋 ruszy膰, obezw艂adniona po偶膮daniem, jakie odczuwa艂a.
W ko艅cu podnios艂a wzrok na Vaughana i ujrza艂a w jego oczach lustrzane odbicie w艂asnej 偶膮dzy. Wiedzia艂a, 偶e jest podniecony, i na r贸wni ekscytowa艂o j膮 to i przera偶a艂o. Lecz jeszcze bardziej przera偶a艂a j膮 si艂a, z jak膮 pragn臋艂a Vaughana - pragn臋艂a, aby wzi膮艂 j膮 w ramiona i poca艂unkiem ukoi艂 jej udr臋czony umys艂. Jak偶e 艂atwo by艂oby przekroczy膰 granic臋, kt贸r膮 sobie wyznaczy艂a, i zn贸w pozwoli膰, by jej serce zapanowa艂o nad g艂ow膮, a uczucia nad rozwag膮.
Zn贸w.
Wspomnienie ordynarnej zdrady Taylora by艂o niczym policzek - i otrze藕wi艂o j膮. Wiedzia艂a, 偶e musi wyj艣膰, odzyska膰 spok贸j i przypomnie膰 sobie prze偶yty b贸l, aby uchroni膰 si臋 przed kolejnym.
- Dobranoc, Vaughan.
Stara艂a si臋 powiedzie膰 to ch艂odno i z dystansem, ale on przysun膮艂 si臋 do niej. Poczu艂a na twarzy jego oddech i ogarn膮艂 j膮 p艂omie艅.
Vaughan musn膮艂 wargami jej policzek, a potem zacz膮艂 j膮 ca艂owa膰. Poczu艂a w ustach jego j臋zyk i lekki smak brandy; rozkoszowa艂a si臋 tym powolnym, nami臋tnym poca艂unkiem. Ca艂e jej cia艂o wype艂nia艂o pragnienie. Vaughan jedn膮 r臋k膮 obj膮艂 j膮, a drug膮 d艂o艅 zanurzy艂 we w艂osach i - wci膮偶 j膮 ca艂uj膮c - przesun膮艂 po jej szyi, karku i plecach. Wszystko dzia艂o si臋 tak wolno, 偶e Amelia mia艂a mn贸stwo czasu, by to przerwa膰 - tylko 偶e wola艂aby raczej umrze膰, ni偶 to zrobi膰. Pragn臋艂a tego m臋偶czyzny w pierwotny, g艂臋boki, nieodparty spos贸b.
Vaughan wsun膮艂 d艂o艅 pod szlafrok Amelii i zacz膮艂 pie艣ci膰 jej piersi, jednocze艣nie drug膮 r臋k膮 przyci膮gaj膮c j膮 do siebie. Jej cia艂o lgn臋艂o do niego. Wystarczy艂 jeden poca艂unek, b艂ysk nami臋tno艣ci i obietnicy w oczach, a ju偶 chcia艂a wi臋cej. Czemu wi臋c, zapyta艂a sama siebie, odsun臋艂a si臋 i zako艅czy艂a t臋 pieszczot臋, mimo 偶e jej cia艂o rozpaczliwie domaga艂o si臋 zaspokojenia?
- Nie mo偶emy tego robi膰 - rzek艂a z wysi艂kiem, nie maj膮c odwagi spojrze膰 mu w oczy.
- Niemal ju偶 to zrobili艣my - zauwa偶y艂, wci膮偶 obejmuj膮c j膮 jedn膮 r臋k膮.
Nadal czu艂a jego podniecenie i pr膮d po偶膮dania przebiegaj膮cy jej w艂asne cia艂o. I wiedzia艂a, 偶e on to widzi - jej b艂yszcz膮ce oczy, przy艣pieszony oddech i rumie艅ce po偶膮dania na policzkach, kt贸re przeczy艂y s艂owom.
- Pami臋tasz, 偶e nie mieszasz interes贸w z przyjemno艣ci膮? - powiedzia艂a.
- To moja zasada i nie musisz si臋 do niej stosowa膰 - odpar艂.
Przesun膮艂 palcem po jej ustach, wci膮偶 jeszcze nabrzmia艂ych od jego poca艂unku. Pragn臋艂a mu ulec, rozchyli膰 wargi i podj膮膰 ten rozkoszny flirt, ale musia艂a mie膰 si臋 na baczno艣ci - zbyt daleko by j膮 to zaprowadzi艂o.
- Ale zasada jest rozs膮dna - rzek艂a ze s艂abym u艣miechem - i zamierzam si臋 jej trzyma膰.
- W takim razie co to by艂o przed chwil膮?
- Tylko poca艂unek... poca艂unek na dobranoc.
- Tylko poca艂unek? - powt贸rzy艂. - Czy ca艂ujesz si臋 w ten spos贸b z wszystkimi, o kt贸rych piszesz?
- Oczywi艣cie, 偶e nie - odrzek艂a z zak艂opotaniem. Jednak 艂atwiej by艂o k艂ama膰, ni偶 pozwoli膰, aby Vaughan dostrzeg艂, 偶e najwy偶szym wysi艂kiem woli walczy z pragnieniem przytulenia si臋 do niego. - Tak jest po prostu bezpieczniej.
- Bezpieczniej?
- Owszem - rzuci艂a bardziej zdecydowanie, z艂a na siebie, 偶e to jedno s艂owo ujawni艂o przed nim wszystkie jej l臋ki. - Bezpieczniej ni偶 zrobienie pod wp艂ywem chwilowego impulsu czego艣, czego jutro rano z pewno艣ci膮 oboje by艣my 偶a艂owali. Nie mog臋 by膰 twoj膮 kochank膮 przez noc czy tydzie艅, wiedz膮c, 偶e potem to si臋 sko艅czy.
- Jeste艣 przekonana, 偶e si臋 sko艅czy? - Znowu podszed艂 bli偶ej, nachyli艂 si臋, jakby chcia艂 zn贸w j膮 poca艂owa膰, i opar艂 r臋ce o 艣cian臋 po obu stronach jej g艂owy, zamykaj膮c dziewczyn臋 niczym w pu艂apce.
Nie by艂a wcale pewna, czy chce z niej uciec.
- Wiem, 偶e mnie pragniesz, Vaughan, a ja pragn臋 ciebie. Ale... - przerwa艂a, po czym cisn臋艂a w niego ostatnim argumentem - ale wiem, 偶e to si臋 sko艅czy, poniewa偶 jeste艣 Vaughanem Masonem.
Opu艣ci艂 r臋ce i by艂a ju偶 wolna.
- Poniewa偶 mam okre艣lon膮 reputacj臋? - zapyta艂.
- Nie. Poniewa偶 zetkn臋艂am si臋 ju偶 wcze艣niej z cz艂owiekiem twojego pokroju.
- Mojego pokroju?
- Tak. Z cz艂owiekiem, kt贸ry z 艂atwo艣ci膮 przyci膮ga do siebie kobiety, by potem r贸wnie 艂atwo je porzuci膰.
- I kto teraz czyni krzywdz膮ce uog贸lnienia? - rzek艂. - Czy musisz zaanga偶owa膰 si臋 uczuciowo, zanim si臋 z kim艣 prze艣pisz?
- Vaughan, ja po prostu wiem, 偶e to nie potrwa d艂ugo - i ty z pewno艣ci膮 te偶 jeste艣 tego 艣wiadomy. A nie mog臋 pozwoli膰 sobie na zwi膮zek z m臋偶czyzn膮, kt贸ry pr臋dzej czy p贸藕niej mnie zrani.
- S膮dzisz, 偶e pozna艂a艣 mnie na wylot, bo przeczyta艂a艣 moj膮 notk臋 biograficzn膮? No wi臋c dowiedz si臋, 偶e nie jestem jakim艣 na膰panym gwiazdorem pop z nadmiernie wybuja艂ym ego.
Uderzy艂y j膮 jego brutalne s艂owa - i fakt, 偶e wie o niej tak du偶o.
- Sk膮d... - G艂os uwi膮z艂 jej w krtani. - Sk膮d o tym wiesz?
- Bo potrafi臋 ci臋 przejrze膰, Amelio. Nie mam zamiaru zmusza膰 ci臋 do zrobienia czego艣, czego nie chcesz. Ale kiedy b臋dziesz le偶a艂a sama w 艂贸偶ku i wpatrywa艂a si臋 w sufit, po prostu zastan贸w si臋 nad tym, 偶e ka偶dy m臋偶czyzna, do kt贸rego co艣 czujesz i kt贸rego po偶膮dasz, mo偶e pewnego dnia ci臋 skrzywdzi膰. Wi臋c je偶eli szukasz niezawodnych gwarancji przeciwko cierpieniu serca, po偶egnaj si臋 na zawsze z nami臋tno艣ci膮.
Nawet teraz jego p艂omienny wzrok zdawa艂 si臋 przepala膰 na wylot jej szlafrok, kt贸ry zaciska艂a dr偶膮cymi r臋kami. Spojrzenie Vaughana by艂o tak 艣mia艂e, 偶e niemal poczu艂a zn贸w jego d艂onie na swych piersiach. Wiedzia艂a jedno - musi st膮d natychmiast wyj艣膰.
Szarpn臋艂a drzwi, wybieg艂a na korytarz i odetchn臋艂a dopiero wtedy, gdy znalaz艂a si臋 bezpieczna w swoim pokoju. Jej cia艂o p艂on臋艂o z niezaspokojenia, a uczucia zosta艂y zranione brutalnymi s艂owami - lecz, do diabla, musia艂a przyzna膰, 偶e mia艂 racj臋.
Le偶a艂a potem w 艂贸偶ku, 艣wiadoma, 偶e dzieli j膮 od Vaughana tylko cienka 艣ciana hotelowego pokoju. Przepe艂niona po偶膮daniem, kt贸re zdecydowa艂a si臋 st艂umi膰 w imi臋 rozs膮dku, rozmy艣la艂a z przera偶eniem o 偶yciu, kt贸re j膮 czeka艂o.
呕yciu bez nami臋tno艣ci.
Bezpiecznym 偶yciu.
ROZDZIA艁 PI膭TY
- Dzie艅 dobry - powiedzia艂a Amelia g艂o艣no do Vaughana, kt贸ry zmierza艂 do swego stolika na 艣niadanie.
Powt贸rzy艂a z u艣miechem powitanie, ale usiad艂 bez s艂owa i skin膮艂 na kelnera, aby nala艂 mu kaw臋.
Amelia by艂a zdecydowana pu艣ci膰 w niepami臋膰 wczorajsze zdarzenie i powr贸ci膰 do zwyk艂ego tonu, lecz Mason najwyra藕niej nie mia艂 ochoty na rozmow臋. Roz艂o偶y艂 gazet臋 i z nad膮san膮, ponur膮 min膮 zag艂臋bi艂 si臋 w lektur臋.
- Dobrze spa艂e艣? - spr贸bowa艂a raz jeszcze, gotowa w ostateczno艣ci wyrwa膰 mu przekl臋ty dziennik z r膮k.
- Nie. - Ciemnoniebieskie oczy wpatrywa艂y si臋 w ni膮 przez chwil臋. - Chcesz powiedzie膰, 偶e ty spa艂a艣 dobrze?
- W艂a艣ciwie tak - sk艂ama艂a.
W rzeczywisto艣ci przewraca艂a si臋 przez ca艂膮 noc w po艣cieli, 偶a艂uj膮c swej g艂upiej lekkomy艣lno艣ci i 艣mia艂o艣ci, a jednocze艣nie przeklinaj膮c sam膮 siebie, 偶e nie zdoby艂a si臋 na wi臋cej odwagi.
Jego wczorajsze s艂owa dotkn臋艂y j膮 do 偶ywego. Rozmy艣la艂a o nich w nocy bez ko艅ca, wiedz膮c zarazem, 偶e wystarczy, by Vaughan kiwn膮艂 palcem, a pobiegnie do niego i znajdzie si臋 nieodwo艂alnie w jego 艂贸偶ku.
- Vaughan, prosz臋! - M贸wi艂a w dalszym ci膮gu do sportowych stron gazety. - S艂uchaj, je偶eli chodzi ci o wczorajszy wiecz贸r... je偶eli to ma wp艂yn膮膰 na nasze relacje zawodowe...
Wstrzyma艂a oddech, gdy od艂o偶y艂 gazet臋 i spojrza艂 na ni膮 chmurnym wzrokiem.
- Amelio, po zastanowieniu dochodz臋 do wniosku, 偶e wypowiedzia艂a艣 wczoraj nader s艂uszn膮 uwag臋. Mo偶e ludzie istotnie powinni pozna膰 si臋 nawzajem, zanim si臋 ze sob膮 prze艣pi膮. I mo偶e powinni te偶 wiedzie膰, 偶e je艣li kto艣 przychodzi na 艣niadanie, nie 艣wiergol膮c rado艣nie jak skowronek, to niekoniecznie oznacza, 偶e jest za艂amany, bo nie u偶y艂 sobie w nocy w 艂贸偶ku. By膰 mo偶e po prostu, zanim rozpocznie g艂臋bok膮 i wa偶k膮 rozmow臋, chce spokojnie przyswoi膰 przynajmniej kilka mikrogram贸w kofeiny.
- Nie u偶y艂 sobie w 艂贸偶ku? - powt贸rzy艂a Amelia zak艂opotana, lecz w pe艂ni przekonana o swojej racji - o tym, 偶e ten rzekomo opanowany Vaughan Mason w istocie jest mocno poirytowany, poniewa偶 w przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci kobiet nie podda艂a si臋 jego niezaprzeczalnemu urokowi. - M臋偶czyzna, kt贸ry nazywa to „u偶ywaniem sobie w 艂贸偶ku", doprawdy nie jest facetem, z jakim chcia艂abym je dzieli膰.
- A kobieta okre艣laj膮ca seks s艂贸wkiem „to" najwyra藕niej nie wie, czym jest dobra zabawa.
- Czyli twoim zdaniem jestem ozi臋b艂a, tak? - Pozna艂a z lekkiego drgnienia brwi Vaughana, 偶e troch臋 go zaszokowa艂a, tote偶 zaatakowa艂a mocniej, jak nauczy艂y j膮 lata uprawiania zawodu dziennikarki: - Wi臋c uwa偶asz, 偶e nie lubi臋 seksu, poniewa偶 nie zechcia艂am przespa膰 si臋 z tob膮 i do艂膮czy膰 do licznego grona zdobyczy? W艂a艣nie tak s膮dzi twoje nadwra偶liwe m臋skie ego?
Vaughana teraz ju偶 wyra藕nie zak艂opota艂a jej 艣mia艂o艣膰; straci艂 dotychczasowe opanowanie.
- Pos艂uchaj, Amelio, zapomnijmy o pocz膮tku tej rozmowy i zacznijmy jeszcze raz - poprosi艂.
Delektowa艂a si臋 przez chwil臋 swoim triumfem, po czym ust膮pi艂a.
- Dzie艅 dobry, Vaughanie.
- Dzie艅 dobry, Amelio. Czy dobrze spa艂a艣?
- W艂a艣ciwie nie, a ty?
- Fatalnie - pozwoli艂 sobie na drobne k艂amstewko. - S艂uchaj, czy uznasz, 偶e ci臋 unikam, je艣li dzi艣 rano zostawi臋 ci臋 sam膮, a po po艂udniu porozmawiam w cztery oczy z panem Chengiem?
- Oczywi艣cie, 偶e nie - odpar艂a, wzruszaj膮c ramionami. - Mam mn贸stwo roboty, a poza tym nie jestem dzieckiem, kt贸re musisz bez przerwy zabawia膰.
- Mogliby艣my spotka膰 si臋 na lunchu... - Skrzywi艂 si臋 lekko, zanim jeszcze doko艅czy艂 zdanie.
- Tylko 偶e...? - rzuci艂a domy艣lnie.
- Przypomnia艂em sobie w艂a艣nie, 偶e mam si臋 z kim艣 spotka膰. - Waha艂 si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋, czy m贸wi膰 dalej. - W艂a艣ciwie mog艂aby艣 p贸j艣膰 ze mn膮, pod warunkiem, 偶e zachowasz dla siebie to, co us艂yszysz.
- To si臋 rozumie samo przez si臋 - odrzek艂a. By艂a naprawd臋 zaciekawiona, zw艂aszcza 偶e po raz pierwszy widzia艂a Vaughana tak niepewnego i niezdecydowanego.
- Mam spotkanie z dyrektorem szpitala dzieci臋cego - powiedzia艂 z lekkim grymasem, jakby 偶a艂owa艂, 偶e w og贸le to m贸wi. - Co roku przekazuj臋 im niewielk膮 dotacj臋.
- Tak niewielk膮, 偶e zapraszaj膮 ci臋 na lunch, ilekro膰 jeste艣 w Melbourne?
- No dobrze, wi臋c znaczn膮 dotacj臋 - przyzna艂 niech臋tnie. - Rzecz w tym, 偶e dyrektor Sam Marcus nalega, 偶ebym ujawni艂 publicznie moj膮 pomoc.
- Wi臋c zr贸b tak - poradzi艂a Amelia rzeczowym tonem. - W twojej obecnej sytuacji z pewno艣ci膮 nie zaszkodzi odrobina pozytywnej reklamy.
Prawie wszystkie s艂awy, z kt贸rymi przeprowadza艂am wywiady, co i raz robi膮 obch贸d szpitalnych oddzia艂贸w dzieci臋cych, 偶eby poprawi膰 sw贸j wizerunek w mediach.
- Ale ja nie jestem 偶adn膮 s艂aw膮, 偶adnym gwiazdorem pop - ' zaoponowa艂. - Jestem zwyczajnym facetem. Pos艂uchaj, Amelio, robi臋 to, bo chc臋. Po prostu dla siebie. I tak w艂a艣nie powiem dzi艣 Samowi.
Amelia nie by艂a do ko艅ca przekonana. S艂ysza艂a ju偶 zbyt wielu s艂awnych ludzi utrzymuj膮cych, 偶e ich wyrachowana dzia艂alno艣膰 dobroczynna jest spontanicznym gestem. Ostatecznie rzecz sprowadza艂a si臋 do tego, 偶e szpitale potrzebowa艂y pieni臋dzy, Vaughan za艣 potrzebowa艂 pozytywnej reklamy - tak wi臋c obie strony na tym korzysta艂y.
- Skoro zale偶y ci na utrzymaniu tego w sekrecie, czemu zapraszasz mnie, dziennikark臋? - zapyta艂a cynicznie.
- Nie owijasz niczego w bawe艂n臋, prawda? - rzuci艂 Mason z nieco wymuszonym u艣miechem.
- Pami臋tam po prostu, co powiedzia艂a艣 o zyskaniu pe艂niejszego obrazu. Po za tym s膮dz臋, 偶e szpitalowi przyda si臋 poparcie obiecuj膮cej 偶urnalistki.
Nadzwyczaj hojna dotacja by艂aby lepszym okre艣leniem, uzna艂a Amelia, wchodz膮c do wytwornej restauracji. Niewielkie datki z pewno艣ci膮 nie zas艂u偶y艂yby na taki pi臋ciogwiazdkowy rewan偶.
Rzuci艂a okiem na stolik, przy kt贸rym siedzia艂 Vaughan ze swym towarzyszem, i nachmurzy艂a si臋. Mason powiedzia艂, 偶eby przysz艂a o pierwszej po po艂udniu. Zjawi艂a si臋 nawet pi臋膰 minut wcze艣niej, tymczasem obaj m臋偶czy藕ni pili ju偶 ko艅cow膮 kaw臋.
Vaughan wsta艂 na jej powitanie i przedstawi艂 j膮 Samowi.
- Przepraszam, ale wynik艂y nieprzewidziane okoliczno艣ci i musieli艣my przesun膮膰 termin - powiedzia艂.
- W艂a艣ciwie to moja wina - odezwa艂 si臋 Marcus bez cienia skruchy. - Mam po po艂udniu um贸wione spotkanie, wi臋c b臋d臋 ju偶 ucieka艂.
- S艂usznie, skoro ju偶 dosta艂e艣 to, czego chcia艂e艣 - rzuci艂 Mason nieoczekiwanie osch艂ym tonem.
- To dla dzieciak贸w, pami臋taj - odpar艂 z szerokim u艣miechem Sam, po czym zwr贸ci艂 si臋 do Amelii: - Milo mi by艂o pani膮 pozna膰, panno Jacobs. Mam nadziej臋, 偶e spotkamy si臋 w czwartek na aukcji dobroczynnej?
Amelia spostrzeg艂a, 偶e Vaughan nieznacznie daje jej wzrokiem znak, by zaprzeczy艂a, ale spyta艂a:
- Czy to zaproszenie?
- Naturalnie - rozpromieni艂 si臋 Sam. - Przyda si臋 nam ka偶da reklama. Och, zanim zapomn臋... - zwr贸ci艂 si臋 do Vaughana. - Czy masz bilety, kt贸re mi obieca艂e艣?
Mason wyj膮艂 z akt贸wki sztywn膮 bia艂膮 kopert臋 i wr臋czy艂 j膮 dyrektorowi, kt贸ry natychmiast po偶egna艂 si臋 i ruszy艂 do drzwi.
- No c贸偶, to by艂o nadzwyczaj pouczaj膮ce - rzek艂a Amelia zgry藕liwie. - Ogromnie skorzysta艂am z tego lunchu.
- Przekl臋ty domokr膮偶ca - rzuci艂 Vaughan w 艣lad za wychodz膮cym Marcusem.
Amelia by艂a coraz bardziej zaintrygowana. Czu艂a si臋, jakby wpad艂a na koniec jakiego艣 ciekawego filmu i straci艂a najwa偶niejsz膮 cz臋艣膰.
- Co by艂o w tej kopercie? - zapyta艂a, ale Vaughan nie raczy艂 odpowiedzie膰, tylko zaproponowa艂:
- Zam贸w sobie co艣 do jedzenia.
- W艂a艣ciwie nie jestem g艂odna. Wlok艂am si臋 tu przez ca艂e miasto, 偶eby czego艣 si臋 o tobie dowiedzie膰 i lepiej ci臋 pozna膰, tymczasem 艂atwiej jest wyrywa膰 z臋by bez znieczulenia ni偶 cokolwiek od ciebie wydoby膰.
W rzeczywisto艣ci by艂a zirytowana, gdy偶 walczy艂y w niej sprzeczne uczucia. Z jednej strony istotnie pragn臋艂a lepiej pozna膰 Vaughana i zdoby膰 informacje przydatne do napisania artyku艂u; z drugiej jednak przera偶a艂a j膮 perspektywa pozostania z nim zn贸w sam na sam. Wola艂aby sp臋dzi膰 ten dzie艅 samotnie na lizaniu ran i pr贸bach pozbierania my艣li. Poradzi艂aby sobie jako艣 z biznesowym lunchem, natomiast kilka godzin wy艂膮cznie z Vaughanem - to by艂o ju偶 za wiele dla jej pogmatwanych emocji.
- Daj spok贸j, zjedz co艣 - nalega艂. - Mogliby艣my zam贸wi膰 na dwoje talerz ser贸w.
I wyra藕nie zadowolony ze swojego wyboru, przywo艂a艂 kelnera, nie czekaj膮c na zdanie towarzyszki.
- Sk膮d wiesz, czy nie mam ostrej nietolerancji na laktoz臋 i mog臋 skona膰 na sam widok sera - powiedzia艂a naburmuszona.
- A masz?
- Nie, ale nie w tym rzecz.
- Wobec tego mo偶e napi艂aby艣 si臋 wina - zaproponowa艂. - Czy po tym tak偶e grozi ci pokrzywka?
- Wystarczy mi woda.
- Wi臋c co ju偶 o mnie napisa艂a艣? - zapyta艂 po chwili milczenia.
Wzdrygn臋艂a si臋 na tak bezpo艣rednie pytanie. Problem w tym, 偶e nie wysz艂a nawet poza pierwszy akapit, poniewa偶 przez ca艂y ranek nieustannie wraca艂a my艣lami do odurzaj膮cej rozkoszy bycia w ramionach Vaughana. A chocia偶 pragn臋艂a nakre艣li膰 w artykule jego intymny portret, o tym nie mog艂a przecie偶 napisa膰.
- Pos艂uchaj, Vaughan - j臋kn臋艂a. - Musisz mi da膰 chocia偶 strz臋p informacji. Co z t膮 czwartkow膮 aukcj膮 na cele dobroczynne?
- Ja b臋d臋 j膮 prowadzi艂 - rzek艂 z ci臋偶kim westchnieniem.
Amelia wybuchn臋艂a 艣miechem.
- Musz臋 to zobaczy膰!
- Nie ma mowy, cho膰bym mia艂 ci臋 przywi膮za膰 do 艂贸偶ka.
Jakkolwiek wzmianka o nich obojgu w 艂贸偶ku by艂a ca艂kiem niewinna, przez chwil臋 poczuli si臋 nieco speszeni.
- Ale zosta艂am zaproszona - powiedzia艂a w ko艅cu Amelia z u艣miechem. - I ani mi si臋 艣ni zrezygnowa膰. Na jaki cel jest ta aukcja? Szpitala dzieci臋cego?
- W艂a艣ciwie organizuje j膮 oddzia艂 mukowiscydozy. Potrzebuj膮 pilnie jakiej艣 skomplikowanej aparatury, a poniewa偶 tegoroczny bud偶et szpitala jest ju偶 zamkni臋ty, postanowili sami zdoby膰 pieni膮dze.
- A jaki jest w tym tw贸j udzia艂? Chyba nie pe艂nisz wy艂膮cznie funkcji licytatora?
- Ofiarowa艂em dziesi臋ciodniowe wakacje w luksusowym kurorcie na Fid偶i, w tamtej kopercie by艂y bilety. Wydawa艂oby si臋, 偶e to wystarczy, ale Sam zmusi艂 mnie, 偶ebym stan膮艂 na estradzie z mikrofonem i zrobi艂 z siebie kompletnego idiot臋. I nigdy ci nie wybacz臋, je偶eli w czwartek wieczorem skwitujesz cho膰by tylko u艣miechem moje wysi艂ki.
- Nie wierz臋, 偶e naprawd臋 tak si臋 tym denerwujesz - za艣mia艂a si臋. - Z pewno艣ci膮 jeste艣 przyzwyczajony do publicznych wyst膮pie艅.
- Nie denerwuj臋 si臋 - zaprzeczy艂, ale natychmiast przyzna艂: - Po prostu nie wyobra偶am sobie siebie namawiaj膮cego publiczno艣膰, by g艂臋biej si臋gn臋艂a do portfeli. Nie mam daru przekonywania.
Amelia wpatrzy艂a si臋 w jego nieprzeniknion膮, opanowan膮 twarz. Trudno by艂o uwierzy膰, 偶e ubieg艂ej nocy wyra偶a艂a ona tak burzliwe uczucia, 偶e spokojne oczy tego niezwyk艂ego cz艂owieka p艂on臋艂y tak膮 nami臋tno艣ci膮.
- Jak on tego dokona艂? - zapyta艂 nieoczekiwanie Vaughan. - W jaki spos贸b Taylor Dean sk艂oni艂 do uleg艂o艣ci kobiet臋 tak podejrzliw膮 i ostro偶n膮 jak Amelia Jacobs?
By艂a tak zamy艣lona, 偶e pytanie ca艂kowicie j膮 zaskoczy艂o. A wi臋c rozmowa zn贸w zesz艂a na tematy 艣ci艣le osobiste - i to dotycz膮ce jej.
- Nie mam ochoty o tym m贸wi膰 - uci臋艂a.
- Ale ja mam. - Vaughan nachyli艂 si臋 nad sto艂em, a偶 ich kolana si臋 zetkn臋艂y. - Nie mog臋 poj膮膰, 偶e akurat ty straci艂a艣 g艂ow臋 dla gwiazdora pop. Bo przecie偶 chyba nie zrobi艂a艣 tego, 偶eby wyci膮gn膮膰 od niego informacje?
- Nie - odpar艂a, a Mason ujrza艂 w jej oczach zak艂opotanie i wci膮偶 偶ywy b贸l. - Wiem, 偶e to zabrzmi jeszcze bardziej g艂upio, ale w istocie s膮dz臋, 偶e on mnie naprawd臋 pokocha艂. Pewnie trudno ci uwierzy膰?
- Wcale nie - rzek艂 tonem, w kt贸rym nie by艂o cho膰by cienia protekcjonalno艣ci czy lekcewa偶enia. - Nietrudno uwierzy膰, 偶e kto艣 m贸g艂 si臋 w tobie zakocha膰 na zab贸j. Czy mo偶esz mi zdradzi膰, co mi臋dzy wami zasz艂o?
Zobaczy艂, 偶e Amelia zesztywnia艂a. Ryzykowa艂, 偶e j膮 zrani, ale powodowa艂a nim nieposkromiona ciekawo艣膰. Jak ta ostro偶na, sceptycznie nastawiona kobieta mog艂a podda膰 si臋 w膮tpliwemu czarowi osobnika takiego jak Taylor?
- Dlaczego pytasz? - rzuci艂a, ale ju偶 zna艂a odpowied藕.
Wiedzia艂a, 偶e Vaughan pragnie zrozumie膰, czemu wczoraj wycofa艂a si臋 z ich intymnej sytuacji. A by膰 mo偶e odpowiadaj膮c mu, sama te偶 to pojmie.
- By艂am um贸wiona z Taylorem na godzinny wywiad. Jednak towarzyszy艂a mu osobista asystentka, kt贸ra wtr膮ca艂a si臋, ilekro膰 zada艂am jakie艣 bardziej dociekliwe pytanie, wykraczaj膮ce poza ustalon膮 list臋. By艂o to irytuj膮ce, ale tak cz臋sto bywa podczas wywiad贸w. Tylko 偶e nagle zda艂am sobie spraw臋, 偶e Taylor r贸wnie偶 jest tym zirytowany. I w ko艅cu j膮 wyprosi艂. Wydawa艂o si臋, 偶e naprawd臋 pragnie szczerze i uczciwie ze mn膮 rozmawia膰. Nawet przez my艣l mi nie przesz艂o, 偶e w艂a艣ciwie chce dowiedzie膰 si臋 czego艣 o mnie.
- Jak d艂ugo si臋 z nim spotyka艂a艣?
- Zaledwie kilka miesi臋cy - odpar艂a, wzruszaj膮c lekko ramionami. - Jednak zakocha艂am si臋 w nim bez pami臋ci. Ale... - odetchn臋艂a g艂臋boko, wci膮偶 jeszcze czuj膮c wstyd i upokorzenie. - Ale on we mnie te偶. Ci膮gle prosi艂, 偶ebym przyjecha艂a obejrze膰 jego wyst臋p. By艂am w贸wczas bardzo zaj臋ta, lecz pewnego dnia postanowi艂am sprawi膰 mu mil膮 niespodziank臋. Wskoczy艂am do samolotu i polecia艂am do Brisbane, gdzie w艂a艣nie mia艂 艣piewa膰. Asystentka pr贸bowa艂a powstrzyma膰 mnie przed wej艣ciem do jego pokoju hotelowego... ale mimo to wesz艂am. Chyba nie musz臋 wyja艣nia膰, co zobaczy艂am.
- Bardzo mi przykro.
- Taylorowi te偶 by艂o przykro. - Mo偶e powinna jednak wypi膰 troch臋 wina. Wspomnienie by艂o zbyt bolesne. - Prawd臋 m贸wi膮c, by艂 zrozpaczony. My艣l臋, 偶e szczerze. Problem w tym, 偶e przywyk艂 do r贸偶nych przyjemno艣ci i nie umia艂 odm贸wi膰.
Przysi臋ga艂, 偶e ju偶 nigdy mnie nie oszuka, i mo偶e nawet w to wierzy艂. Ale wtedy to ju偶 nie mia艂o znaczenia.
- Nie da艂a艣 mu drugiej szansy? Amelia potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Nie po tym, co si臋 sta艂o. Przypuszczam, 偶e by艂am pierwsz膮 kobiet膮, kt贸ra go rzuci艂a. Wci膮偶 jeszcze wydzwania, przysy艂a kwiaty i usi艂uje mnie przekona膰, 偶e si臋 zmieni艂.
- A je偶eli to prawda?
- Za p贸藕no. - Ujrza艂a w oczach Vaughana pow膮tpiewanie, kt贸re j膮 zirytowa艂o. - Jak mog艂abym kiedykolwiek jeszcze zaufa膰 mu czy wybaczy膰? To si臋 ju偶 sko艅czy艂o.
- Ale nadal co艣 do niego czujesz?
Och tak, czu艂a - wr臋cz dojmuj膮co i bole艣nie. Lecz nie do Taylora. Wyrwa艂a go pami臋ci tak 艂atwo, jak nastolatka zrywa ze 艣ciany plakat by艂ego idola. Nigdy nie potrafi艂aby przebaczy膰 niewierno艣ci. Teraz przera偶a艂o j膮 uczucie do Vaughana - jedynego m臋偶czyzny, kt贸ry m贸g艂by w艣lizn膮膰 si臋 do jej serca i 艂贸偶ka, po to, aby za chwil臋 j膮 porzuci膰. Tego za艣 ju偶 by po raz drugi nie znios艂a.
- Nie jestem gwiazd膮 pop, Amelio - powiedzia艂 Mason 艂agodnym tonem, jakiego nigdy dot膮d u niego nie s艂ysza艂a, i uj膮艂 j膮 za r臋k臋. - Jestem zwyczajnym facetem...
- Wiesz, 偶e to nieprawda - rzek艂a. - Nale偶ymy do r贸偶nych 艣wiat贸w i wszystko nas dzieli. Ja oczekuj臋 od mi艂osnego zwi膮zku czego艣 wi臋cej ni偶 ty.
Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 intensywnie, z drgaj膮cym mi臋艣niem policzka. Poczu艂a mocniejszy nacisk jego kolan.
- To znaczy? - zapyta艂.
- Bezpiecze艅stwa - odpar艂a. - I mn贸stwa innych rzeczy, jakkolwiek banalnie zabrzmi膮: ma艂偶e艅stwa, dzieci, partnerstwa i wzajemnego zaufania. Oczekuj臋 bardzo wiele, Vaughan.
To by艂o tak, jakby przek艂u艂a balon. Ca艂e erotyczne napi臋cie mi臋dzy nimi prys艂o, a nap贸r kolan Vaughana zel偶a艂. M臋偶czyzna obdarzy艂 j膮 wymuszonym u艣miechem.
- I zas艂ugujesz na to wszystko - powiedzia艂. Znowu by艂 ca艂kowicie opanowany, a zarazem jakby zupe艂nie jej obcy. - Nie zg贸d藕 si臋 nigdy na nic mniej.
- Nie zgodz臋 si臋...
W oczach Amelii zakr臋ci艂y si臋 gor膮ce 艂zy. Nie pozwoli ich mu zobaczy膰! Uciek艂a do umywalni i wpatruj膮c si臋 w lustro, wyrzuca艂a sobie w duchu naiwno艣膰 nadziei, 偶e Vaughan m贸g艂by podzieli膰 jej najskrytsze marzenia.
艢cigaj je - powiedzia艂 jej w istocie - ale nie ze mn膮.
Gdy poprawi艂a ju偶 rozmazany makija偶 i wraca艂a do stolika, raptem jej umys艂 zn贸w wszed艂 na wysokie obroty. Zobaczy艂a znajomego m臋偶czyzn臋, kt贸ry opuszcza艂 restauracj臋 z pochylon膮 g艂ow膮 i postawionym ko艂nierzem, jakby nie chcia艂, by go rozpoznano.
- Wszystko w porz膮dku? - zapyta艂 Vaughan z trosk膮, dostrzegaj膮c jej zmieszanie, gdy usiad艂a zn贸w przy stoliku. - Bo wygl膮dasz, jakby艣 przed chwil膮 zobaczy艂a ducha.
ROZDZIA艁 SZ脫STY
- Co, u diabla, Carter robi艂 w tej restauracji? Dodzwoni艂a si臋 do Paula dopiero po niemal dw贸ch dobach bezskutecznego nagrywania si臋 na jego automatyczn膮 sekretark臋.
- Nie mam poj臋cia - westchn膮艂 naczelny.
- Mo偶e by艂 g艂odny.
- Przesta艅 kr臋ci膰, Paul. Oboje wiemy, 偶e on 偶ywi si臋 tylko ludzkim nieszcz臋艣ciem.
Irytacj臋 Amelii zwi臋ksza艂y dochodz膮ce z parteru odg艂osy gor膮czkowej krz膮taniny, 艣wiadcz膮ce o tym, i偶 jej i Vaughana poj臋cia o zapowiedzianym ma艂ym nieoficjalnym cocktail party zdecydowanie si臋 r贸偶ni膮. Ilekro膰 schodzi艂a do holu, widzia艂a hotelow膮 s艂u偶b臋 znosz膮c膮 bukiety kwiat贸w i stosy rozmaitych pude艂. Nawet Vaughan wst膮pi艂 do salonu kosmetycznego - zapewne aby go ogolono, zrobiono piel臋gnacj臋 twarzy i manikiur.
- Paul - rzuci艂a ostro w s艂uchawk臋, rezygnuj膮c ze zwyk艂ej ostro偶no艣ci i ryzykuj膮c sw膮 karier臋 - czemu Carter nie podszed艂 i nie przedstawi艂 si臋?
Musz臋 wiedzie膰, co si臋 tu dzieje i czemu w臋szycie wok贸艂 Vaughana.
- Wcale nie musisz - odpar艂 stanowczo. - R贸b po prostu swoje, a reszt臋 zostaw mnie. Ug艂askaj Masona i wyci膮gnij z niego, ile si臋 tylko da.
- Na lito艣膰 bosk膮, Paul, ja przygotowuj臋 o nim artyku艂, a nie akt oskar偶enia!
- Carter powiedzia艂, 偶e w restauracji rozmawiali艣cie ca艂kiem czule - rzek艂 i nie zwa偶aj膮c na jej gwa艂towny protest zapyta艂: - O czym?
- O niczym, co by ci臋 zainteresowa艂o - to znaczy o mnie.
Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 dr偶膮c膮 r臋k膮. Zaczyna艂a jej 艣wita膰 okropna prawda. Rzekoma okazja zawodowa nie spadla jej z nieba, lecz zosta艂a starannie ukartowana. Carter nie polecia艂 wtedy wcale do Canberry relacjonowa膰 nadchodz膮ce wybory, tylko celowo znikn膮艂, aby ona mog艂a przeprowadzi膰 wywiad.
Gdy bezskutecznie usi艂owa艂a doszuka膰 si臋 w tym wszystkim jakiego艣 sensu, zadzwoni艂 Mason.
- W salonie kosmetycznym pytaj膮, kiedy do nich zejdziesz?
- Och! - wykrzykn臋艂a. My艣l o poddaniu si臋 zabiegom kosmetycznym, zanim stawi czo艂o zimnym spojrzeniom 艣mietanki towarzyskiej Melbourne, by艂a kusz膮ca, lecz Amelii nie sta膰 by艂o na taki wydatek, Paul za艣 z pewno艣ci膮 nie uzna艂by tego za niezb臋dne koszty. - W艂a艣nie zamierza艂am si臋 wyk膮pa膰, a po latach praktyki sama potrafi臋 na艂o偶y膰 sobie makija偶.
- Rozumiem - rzuci艂. - Pomy艣la艂em po prostu, 偶e szkoda zmarnowa膰 okazj臋, skoro ta us艂uga jest wliczona w rachunek za pok贸j.
- Ach, tak? - powiedzia艂a zachwycona, staraj膮c si臋, by zabrzmia艂o to nonszalancko. - W takim razie rzeczywi艣cie szkoda, 偶eby si臋 zmarnowa艂a. Powiedz, 偶e zaraz zejd臋.
Spotka艂a Vaughana, gdy w p艂aszczu k膮pielowym wychodzi艂 z salonu kosmetycznego.
- Czy masz jakie艣 plany na dzisiejsze popo艂udnie? - spyta艂a go. - Co艣, w czym powinnam...?
- Nie - odrzek艂 z u艣miechem. - We藕 sobie wolne. Nale偶y ci si臋 odpoczynek.
Pewnie, pomy艣la艂a szelmowsko, postanawiaj膮c skorzysta膰 ze wszystkich zabieg贸w kosmetycznych.
Wychodz膮c po dw贸ch godzinach najrozmaitszych masa偶y, ok艂ad贸w b艂otnych, oczyszczenia sk贸ry, maseczek oraz manikiuru, dosz艂a do wniosku, 偶e kto艣, kto powiedzia艂, 偶e pieni膮dze nie daj膮 szcz臋艣cia, z pewno艣ci膮 nie by艂 w tutejszym salonie kosmetycznym. Czu艂a si臋 tak wspaniale, 偶e id膮c korytarzem do swego pokoju, u艣miechn臋艂a si臋 do nadchodz膮cej z przeciwka ol艣niewaj膮co pi臋knej kobiety b do艣膰 jednak udr臋czonym wygl膮dzie. Lecz tamta nie odwzajemni艂a u艣miechu, tylko szybko min臋艂a j膮, unikaj膮c jej wzroku.
Dopiero w pokoju u艣miech spe艂z艂 z twarzy Amelii, gdy u艣wiadomi艂a sobie, 偶e kobieta wychodzi艂a niew膮tpliwie z apartamentu Vaughana.
Pieni膮dze istotnie daj膮 szcz臋艣cie.
Dwie rozkoszne godziny, sp臋dzone w salonie kosmetycznym, nie by艂y wliczone w rachunek.
Mason zap艂aci艂 za nie i w ten spos贸b celowo si臋 jej pozby艂.
Siedzia艂a owini臋ta w p艂aszcz k膮pielowy i wpatrywa艂a si臋 przed siebie pustym wzrokiem. Jak mog艂a kiedykolwiek 偶ywi膰 nadziej臋, 偶e cz艂owiek pokroju Vaughana mo偶e si臋 naprawd臋 zmieni膰 i - co jeszcze bardziej 偶a艂osne - 偶e to w艂a艣nie ona go do tego sk艂oni? Min臋艂a godzina, nim spojrza艂a na zegarek.
Powinna si臋 przygotowa膰 do wyj艣cia na aukcj臋!
W tej samej chwili us艂ysza艂a natarczywe stukanie do drzwi. Zrzuci艂a szlafrok i b艂yskawicznie wskoczy艂a w liliow膮 sukienk臋 na rami膮czkach, do kt贸rej powinna w艂a艣ciwie na艂o偶y膰 biustonosz.
- Mo偶esz mi to przyszy膰? - zapyta艂 Vaughan wpadaj膮c do pokoju w ciemnografitowym garniturze, ol艣niewaj膮co bia艂ej koszuli i niezawi膮zanym ciemnoszarym jedwabnym krawacie przy rozpi臋tym ko艂nierzyku. - Zgubi艂em g贸rny guzik.
- Prosz臋. - Wr臋czy艂a mu ze s艂odkim u艣miechem hotelowy minizestaw do szycia.
Je艣li chce, 偶eby mu pomog艂a, powinien j膮 odpowiednio poprosi膰.
- Amelio - spr贸bowa艂 ponownie. - Czy by艂aby艣 tak dobra i przyszy艂a mi guzik? Prosz臋 - doda艂, widz膮c, 偶e nie poruszy艂a si臋.
- Skoro tak milo prosisz...
Znalaz艂a odpowiedni guzik oraz ig艂臋 z nawleczon膮 ju偶 nitk膮 i si臋gn臋艂a do ko艂nierzyka koszuli. Vaughan sta艂 tak blisko, a jego usta by艂y zaledwie na odleg艂o艣膰 oddechu...
- Co robi艂e艣, kiedy by艂am u kosmetyczki? - zapyta艂a i zesztywnia艂a lekko, gdy us艂ysza艂a w odpowiedzi k艂amstwo.
- Spa艂em.
Mia艂 tak cudownie g艂adk膮 sk贸r臋. Przyszywa艂a guzik dr偶膮cymi r臋kami, wiedz膮c, 偶e odt膮d ta prosta czynno艣膰 zawsze ju偶 b臋dzie przywodzi膰 jej na pami臋膰 ow膮 upajaj膮c膮 chwil臋 blisko艣ci tego m臋偶czyzny.
Jak 艂atwo by艂oby podda膰 si臋 i pozwoli膰 sobie na rozkosz cho膰by jednej jedynej sp臋dzonej z nim nocy.
- Zrobione - oznajmi艂a.
Odst膮pi艂a o krok, zatrzaskuj膮c sobie drzwi do urzeczywistnienia tych marze艅.
Podzi臋kowa艂 jej skinieniem g艂owy i z niewzruszonym spokojem zawi膮za艂 krawat. Amelia, znacznie mniej. opanowana, znikn臋艂a w 艂azience. Umalowa艂a usta i w艂o偶y艂a nieprawdopodobnie wysokie szpilki, po czym przejrza艂a si臋 w lustrze. Efekt by艂 niemal zadowalaj膮cy. Brakowa艂o jedynie biustonosza, ale nie zdecydowa艂a si臋 wyj膮膰 go z walizki w obecno艣ci Vaughana. Poprawi艂a wi臋c tylko do艣膰 g艂臋boki dekolt i spryska艂a si臋 odrobin膮 perfum.
- Mo偶emy ju偶 i艣膰? - zapyta艂a, wychodz膮c z 艂azienki. Wzi臋艂a ma艂膮 wieczorow膮 torebk臋, celowo nie patrz膮c w stron臋 Masona, lecz wewn膮trz ca艂a p艂on臋艂a. Po raz pierwszy od tamtego nami臋tnego poca艂unku byli sami w sypialni i wiedzia艂a, 偶e Vaughan te偶 o tym my艣li - ujrza艂a to w jego wzroku, kt贸ry odwa偶y艂a si臋 w ko艅cu napotka膰 w lustrze, kiedy poprawia艂a w艂osy.
- Wygl膮dasz... - Vaughan zamilk艂 na chwil臋 i prze艂kn膮艂 艣lin臋. - Wygl膮dasz cudownie.
Zawsze tak wygl膮da艂a, u艣wiadomi艂 sobie. Lecz dzisiejszego wieczoru, pomimo b艂yszcz膮cych kolczyk贸w i starannie wymodelowanej fryzury, zn贸w przypomina艂a t臋 kobiet臋, kt贸ra tak nieoczekiwanie wtargn臋艂a do jego gabinetu - i do jego 偶ycia.
Spojrza艂 w ogromne oczy w drobnej twarzy, wok贸艂 kt贸rej wi艂y si臋 pukle w艂os贸w, i nagle u艣wiadomi艂 sobie, na czym polega ta r贸偶nica. Zamiast oficjalnego szarego 偶akietu mia艂a na sobie sukienk臋 przypominaj膮c膮 liliow膮 bluzeczk臋, w kt贸r膮 by艂a wtedy ubrana, ods艂aniaj膮c膮 per艂owe ramiona i cudowne kobiece cia艂o.
Widzia艂 w lustrze, jak przy oddechu jej piersi wznosz膮 si臋 i opadaj膮. Ju偶 wcze艣niej jej pragn膮艂, lecz teraz po偶膮danie wype艂nia艂o go bez reszty. Z przejmuj膮c膮 wyrazisto艣ci膮 przypomnia艂 sobie smak jej ust, kszta艂t piersi pod swoj膮 d艂oni膮.
- Powinni艣my ju偶 zej艣膰 na d贸艂 - powiedzia艂a Amelia lekko zdyszanym g艂osem, wci膮偶 odwr贸cona do niego plecami. Vaughan na moment dotkn膮艂 ustami jej g艂adkiego ramienia, wdychaj膮c s艂odki zapach jej cia艂a.
To by艂 tylko przelotny poca艂unek, my艣la艂a, gdy oboje zje偶d偶ali ju偶 wind膮. A jednak wiedzia艂a, 偶e Vaughan nie powinien by艂 tego zrobi膰. Czu艂a si臋, jakby tym osobliwym, erotycznym, niemal w艂adczym gestem naznaczy艂 j膮, jakby pozostawi艂 na jej ciele niewidzialny znak posiadacza.
Nie by艂a pewna, co jest gorsze - stawianie czo艂a seksualnemu napi臋ciu, stale podsk贸rnie obecnemu mi臋dzy nimi, czy te偶 bezpiecze艅stwo uprzejmego, niekiedy przyjacielskiego dystansu, z jakim traktowa艂 j膮 od czasu lunchu.
Jak dziennikark臋, kt贸r膮 przecie偶 jest.
Tak by艂o a偶 do dzisiejszego wieczoru. Dzi艣 po raz pierwszy z艂ama艂 ustalone regu艂y, przez co poczu艂a si臋 jak pionek, poruszany zgodnie z wol膮 Vaughana wed艂ug tylko jemu znanych zasad.
- Oto przedmioty przeznaczone na aukcj臋. - Podszed艂 do nich Sam, wyra藕nie zachwycony obecno艣ci膮 Masona. - Za艣 najwspanialszym z nich s膮 ofiarowane przez ciebie bilety na bajeczny urlop. Mam nadziej臋, 偶e jako licytator b臋dziesz bezwstydnie windowa艂 dla nas ceny.
Vaughan nawet nie raczy艂 odpowiedzie膰. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko do jakich艣 pozdrawiaj膮cych go ludzi i poda艂 Amelii kieliszek szampana, lecz lekki grymas na jego twarzy dal jej pozna膰, 偶e w gruncie rzeczy jest do艣膰 spi臋ty. Ten grymas, przeznaczony wy艂膮cznie dla niej, uczyni艂 Ameli臋 poniek膮d jego wsp贸lniczk膮. Jakby naprawd臋 stanowili par臋...
- Jak ci idzie pisanie? - zapyta艂.
- Dobrze - odpowiedzia艂a.
Istotnie, seksualna frustracja podzia艂a艂a przynajmniej cudownie na jej prac臋. Da艂a niejako Amelii prawo, by ca艂kowicie skupi膰 si臋 na pisaniu o cz艂owieku, z kt贸rego w realnym 偶yciu zrezygnowa艂a. Zamierzony przez ni膮 intymny portret Masona nabiera艂 偶ywego kszta艂tu. Uda艂o jej si臋 uchwyci膰 b艂yski cierpkiego dowcipu Vaughana, 艂agodz膮cego jego najgwa艂towniejsze nawet wybuchy, ukaza膰 w dzia艂aniu jego 偶ywy, b艂yskotliwy umys艂 oraz przedstawi膰 艂agodniejsz膮 stron臋 osobowo艣ci tego bezwzgl臋dnego biznesmena, zwykle starannie przez niego skrywan膮. I zdo艂a chyba zainteresowa膰 czytelnik贸w t膮 tajemnicz膮 postaci膮 bez uciekania si臋 do wulgarnych plotek. W tym punkcie b臋dzie nieugi臋ta, nawet gdyby mia艂a zaryzykowa膰 sw膮 karier臋 zawodow膮. Je艣li nie spodoba si臋 to Paulowi, poszuka innego wydawcy.
Vaughan nie zrobi艂 niczego z艂ego; to nie jego wina, 偶e si臋 w nim zakocha艂a.
- Bo偶e, jak ja nienawidz臋 takich imprez - westchn膮艂 p贸藕niej, kiedy Amelia pozdrowi艂a ju偶 wi臋cej kobiet, ni偶 mog艂aby spami臋ta膰, i wymieni艂a u艣ciski d艂oni z nieko艅cz膮cym si臋 szeregiem rumianolicych biznesmen贸w. - Mogliby sami poprowadzi膰 t臋 cholern膮 licytacj臋.
Wbrew swym s艂owom Vaughan z uwag膮 przys艂uchiwa艂 si臋 nawet najbardziej nudnym rozmowom i 艣mia艂 si臋 z najokropniejszych dowcip贸w. Jednak偶e, u艣wiadomi艂a sobie Amelia, przez ca艂y czas pozosta艂 sob膮 i ani przez chwil臋 nie robi艂 wra偶enia hipokryty.
- Cel jest zacny - przypomnia艂a mu. - Jak stale powtarza Sam, pomy艣l o tych dzieciakach.
I naprawd臋 uwa偶am, 偶e powiniene艣 pozwoli膰 mi to wykorzysta膰.
- Nie... - zacz膮艂, ale Amelia nie da艂a sobie przerwa膰. Po dw贸ch kieliszkach koktajlu i wieczorze sp臋dzonym w towarzystwie tego niezwyk艂ego cz艂owieka gotowa by艂a naprawia膰 ca艂y 艣wiat.
- Nawet przy najlepszej woli wszystkich go艣ci ta aukcja nie umo偶liwi zakupienia potrzebnego sprz臋tu. Rozmawia艂am z Samem. Z pewno艣ci膮 odrobina reklamy nie zaszkodzi wam obydwu. Sam uwa偶a, 偶e niewielka wzmianka w gazecie mog艂aby potroi膰 dzisiejsze wp艂ywy.
- Niewielka wzmianka...? - zawaha艂 si臋 Vaughan. Jedn膮 d艂oni膮 艣ciska艂 jej nagie rami臋, a w drugiej trzyma艂 szklank臋. - Mo偶e kr贸tki opis niezb臋dnej aparatury?
- Za艂atwione! - odpar艂a, notuj膮c to sobie w duchu. Doskona艂e uwie艅czenie doskona艂ego artyku艂u. Wywin臋艂a si臋 z jego uchwytu i rzuci艂a: - Nie denerwuj si臋 tak, na mi艂o艣膰 bosk膮.
- Nie denerwuj臋 si臋 - sykn膮艂.
Marcus ju偶 rozgrzewa艂 publiczno艣膰, przypominaj膮c o celu aukcji, a jednocze艣nie zach臋caj膮c do cz臋stowania si臋 drinkami - w nadziei 偶e kilka koktajli szerzej otworzy portfele. Vaughan sta艂 nieruchomo obok Amelii, napi臋ty, z mi臋艣niem pulsuj膮cym na policzku niczym m艂ot pneumatyczny. U艣miechn臋艂a si臋 szerzej.
- Uspok贸j si臋, na pewno p贸jdzie ci 艣wietnie. Pami臋taj, 偶e to w dobrej sprawie.
- Naprawd臋 my艣lisz, 偶e jestem zdenerwowany tym, 偶e mam wej艣膰 na estrad臋? - zapyta艂, zwracaj膮c ku niej swe fascynuj膮ce oczy.
Zaskoczona wzruszy艂a tylko ramionami.
- Amelio - rzuci艂 gwa艂townie, zn贸w 艣ciskaj膮c j膮 za rami臋 i zmuszaj膮c, 偶eby na niego spojrza艂a. - Czy masz w og贸le poj臋cie, jak dzi艣 wygl膮dasz? Na pewno tak. Czy to dlatego nie na艂o偶y艂a艣 biustonosza?
Oszo艂omiona, cofn臋艂a si臋 o krok przed tym atakiem. Nie mia艂a jednak dok膮d uciec. Promie艅 reflektora odszuka艂 ich i przy wt贸rze narastaj膮cych oklask贸w Sam zaprosi艂 Masona na scen臋.
Lecz Vaughan si臋 nie 艣pieszy艂. W jaskrawym 艣wietle reflektora jego twarz mia艂a surowy wyraz, a oczy wpatrywa艂y si臋 w jej dekolt. Pod tym spojrzeniem poczu艂a si臋 niemal naga i nieoczekiwanie ogarn臋艂a j膮 fala po偶膮dania. By艂a pewna, 偶e cala sala dostrzega jej podniecenie. Je艣li w og贸le kiedy艣 nienawidzi艂a Vaughana, to w艂a艣nie w tej chwili. Obrzuci艂a go gniewnym, a zarazem pe艂nym po偶膮dania wzrokiem, pragn膮c, by to si臋 jak najszybciej sko艅czy艂o.
- Nie zw贸d藕 mnie, Amelio - rzek艂. - Nie igraj z du偶ymi ch艂opcami, bo oni nie zawsze trzymaj膮 si臋 regu艂.
Nie m贸g艂 bardziej jej poni偶y膰 i sprawi膰, by poczu艂a si臋 jak dziwka - jakby ubra艂a si臋 tak celowo, 偶eby go uwie艣膰. A co najgorsze, musia艂a zdoby膰 si臋 na wymuszony u艣miech, gdy Vaughan wzi膮艂 mikrofon i wszed艂 na estrad臋.
Poprowadzi艂 licytacj臋 kr贸tkimi, urywanymi zdaniami, tak odmiennymi od przypochlebnego tonu Sama. A jednak uzyska艂 zamierzony efekt. P艂on膮c z oburzenia zmieszanego z po偶膮daniem, Amelia przygl膮da艂a si臋, jak licytacja nabiera tempa, jak Vaughan raz jeszcze odnosi sukces tam, gdzie innym z pewno艣ci膮 by si臋 nie powiod艂o.
No c贸偶, z ni膮 mu si臋 nie powiedzie.
Ledwie aukcja dobieg艂a ko艅ca, Amelia ruszy艂a do wyj艣cia, pragn膮c jak najszybciej znale藕膰 si臋 w pokoju i wtuli膰 twarz w poduszk臋. Lecz na korytarzu Mason zawo艂a艂 za ni膮:
- Jeszcze nie sko艅czy艂em.
- Owszem, Vaughan, przynajmniej je艣li chodzi o mnie. Jeste艣 taki zadufany, taki cholernie arogancki i przekonany, 偶e ka偶da kobieta marzy tylko o tym, by si臋 z tob膮 przespa膰... - Policzki p艂on臋艂y jej z gniewu. - My艣la艂e艣, 偶e wystarczy tw贸j czar, 偶ebym ci uleg艂a? Bo偶e, naprawd臋 s膮dzisz, 偶e ca艂y 艣wiat kr臋ci si臋 wok贸艂 ciebie? Kobieta nie nak艂ada biustonosza, a ty ju偶 jeste艣 pewien, 偶e chce ci臋 uwie艣膰! Nie przysz艂o ci do g艂owy, 偶e gdyby艣 nie potrzebowa艂 mojej pomocy przy tym guziku, mia艂abym wi臋cej czasu na ubranie si臋?
- Flirtujesz ze mn膮 przez ca艂y wiecz贸r - rzek艂 z uporem, lecz Amelia potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- To ty mnie poca艂owa艂e艣. - Dotkn臋艂a miejsca na ciele, gdzie jego wargi j膮 napi臋tnowa艂y. - To ty wszed艂e艣 do mnie nieproszony i patrzy艂e艣, jak si臋 ubieram. Wi臋c nie oskar偶aj mnie i nie m贸w, 偶e to ja ci臋 pragn臋.
Chcia艂a uciec, bole艣nie 艣wiadoma, 偶e inna kobieta by艂a z nim dzisiaj, smakowa艂a go i wielbi艂a. Lecz Vaughan chwyci艂 j膮 mocno za nadgarstek i odwr贸ci艂 do siebie.
- Ale przecie偶 tak jest - powiedzia艂 g艂osem nabrzmia艂ym uczuciem. Pu艣ci艂 jej r臋k臋; mog艂a ju偶 odej艣膰, ale nie ruszy艂a si臋, podczas gdy on m贸wi艂 dalej: - Pragniesz mnie od chwili, gdy wesz艂a艣 do mego gabinetu. Pragniesz mnie tak, jak ja ciebie. Wiem, 偶e w przesz艂o艣ci pope艂nia艂em r贸偶ne b艂臋dy, ale...
- Ta przesz艂o艣膰 jest troch臋 zbyt niedawna, bym mog艂a j膮 prze艂kn膮膰! - Z trudem zdoby艂a si臋 na to pytanie, ale musia艂a si臋 dowiedzie膰: - Kim by艂a kobieta, kt贸ra dzi艣 po po艂udniu wysz艂a z twojego pokoju?
Zn贸w zacisn膮艂 d艂o艅 na jej przegubie, prze艂kn膮艂 nerwowo i na moment odwr贸ci艂 wzrok.
- Musisz mi zaufa膰...
- Zaufa膰 tobie? - za艣mia艂a si臋 z niedowierzaniem.
- Tak - odpar艂 spokojnym tonem, lecz wzrok mia艂 b艂agalny. - Nie mog臋 teraz ci tego wyja艣ni膰, ale uwierz, 偶e to nie to, o czym my艣lisz. Nie ufasz mi z powodu tego, co zrobi艂 ci Taylor?
- Nie mog臋 zn贸w pope艂ni膰 takiego b艂臋du. - 艁ka艂a teraz, przera偶ona w艂asnym po偶膮daniem i s艂abo艣ci膮, wiedz膮c, jak bliska jest tego, by mu ulec. - Ju偶 raz zrani艂 mnie kto艣, kto te偶 m贸wi艂, 偶e si臋 zmieni艂 i 偶e jestem jedyn膮...
- Ale ja si臋 naprawd臋 zmieni艂em - przerwa艂 jej. - W ci膮gu ostatnich kilku miesi臋cy zda艂em sobie spraw臋, 偶e pragn臋 czego艣 wi臋cej.
- Sk膮d tak nag艂a zmiana? Co spowodowa艂o, 偶e objawi艂a ci si臋 ta prawda? - spyta艂a gniewnie Amelia, z艂a na siebie, 偶e daje si臋 wci膮ga膰 w t臋 dyskusj臋 i mo偶e nawet uwierzy w jego k艂amstwa.
- Siedmioletni ch艂opczyk u艣wiadomi艂 mi, 偶e pora dorosn膮膰.
B贸l w jego g艂osie poruszy艂 j膮 i da艂 pozna膰, 偶e Vaughan m贸wi prawd臋.
- W tej chwili nie mog臋 powiedzie膰 ci nic wi臋cej - ci膮gn膮艂 - bez zdradzenia zaufania kogo艣, komu przyrzek艂em dyskrecj臋.
- Nie rozumiem...
- Nie mo偶esz zrozumie膰, dop贸ki jeste艣 dziennikark膮, zaanga偶owan膮 do napisania artyku艂u o mnie - powiedzia艂.
- Ja po prostu nie potrafi臋... Delikatnie sca艂owywa艂 艂zy z jej policzk贸w.
- Nie potrafi臋.. - powt贸rzy艂a Amelia dr偶膮cym g艂osem, ale wiedzia艂a, 偶e jej gniew i op贸r s艂abn膮, gdy Vaughan szepn膮艂 jej w ucho:
- Potrafisz. - Obj膮艂 d艂oni膮 jej pier艣. Amelia poczu艂a pal膮c膮 偶膮dz臋. - Potrafisz.
Tak!
Nie powiedzia艂a tego, ale potwierdzi艂o to jej cia艂o, wyrywaj膮c si臋 ku niemu. Przypar艂 j膮 do drzwi pokoju i przywar艂 wargami do jej ust.
Poczu艂a ich smak, do kt贸rego t臋skni艂a od wielu dni, jak do narkotyku. Uwolni艂a r臋ce i przeczesa艂a palcami kruczoczarne w艂osy m臋偶czyzny. Odczuwa艂a jego narastaj膮ce po偶膮danie, gdy ich j臋zyki si臋 zetkn臋艂y. Zaskoczy艂a j膮 w艂asna 艣mia艂o艣膰, lecz Vaughan ju偶 j膮 wyprzedzi艂. Podwin膮艂 halk臋 pod wyszywan膮 cekinami sukienk膮 i zacz膮艂 pie艣ci膰 wewn臋trzn膮 cz臋艣膰 jej ud, tu偶 nad po艅czochami. By艂a to osza艂amiaj膮ca pieszczota. Jednocze艣nie uda艂o mu si臋 jako艣 otworzy膰 drzwi. Podni贸s艂 j膮, a ona oplot艂a nogami jego biodra; potem wni贸s艂 j膮 do sypialni i po艂o偶y艂 na mi臋kkim materacu.
Nie daj膮c Amelii czasu na opami臋tanie, podwin膮艂 jej sukienk臋 i zsun膮艂 majteczki. J臋kn臋艂a z pragnienia i niezaspokojonej 偶膮dzy, gdy Vaughan cofn膮艂 si臋 - dop贸ki nie zobaczy艂a, 偶e zacz膮艂 si臋 rozbiera膰.
Przygl膮da艂a mu si臋, le偶膮c na 艂贸偶ku bez tchu; niemal nienawidzi艂a go za rozmy艣ln膮 powolno艣膰, z jak膮 zdejmowa艂 ubranie. Wyj臋cie spinek do mankiet贸w zaj臋艂o mu chyba wieki. Potem niecierpliwie oderwa艂 guzik, kt贸ry mu przyszy艂a, i zacz膮艂 rozwi膮zywa膰 krawat; gdyby Amelia mia艂a scyzoryka rozci臋艂aby go. Ujrza艂a przez moment srebrzysty b艂ysk zamka b艂yskawicznego, a potem Vaughan 艣ci膮gn膮艂 bokserki. Przebieg艂 j膮 rozkoszny dreszcz oczekiwania.
- Czy w艂a艣nie tego chcesz? - zapyta艂.
Mimo 偶e znale藕li si臋 ju偶 w punkcie, sk膮d nie by艂o powrotu, on wci膮偶 zostawia艂 jej wyb贸r, oferowa艂 mo偶liwo艣膰 wycofania si臋. Lecz nie chcia艂a si臋 cofn膮膰, nie potrafi艂a sobie nawet wyobrazi膰 powiedzenia „nie" g艂臋bokiemu, pierwotnemu pragnieniu, jakie odczuwa艂a. Wiedzia艂a, 偶e chce wsi膮艣膰 do tej g贸rskiej kolejki nami臋tno艣ci i dojecha膰 ni膮 na sam szczyt. Tak, jazda jest przera偶aj膮ca i niebezpieczna, ale po prostu musi to zrobi膰.
Przyci膮gn臋艂a go do siebie, a on niecierpliwie podwin膮艂 jej sukienk臋 powy偶ej bioder i wszed艂 w ni膮 g艂臋boko. O偶y艂a w ramionach Vaughana, ta艅cz膮c do jego melodii, lecz we w艂asnym rytmie. Wreszcie gor膮cy pr膮d ekstazy przebieg艂 przez jej kr臋gos艂up i szyj臋 i rozkosz wype艂ni艂a ca艂e cia艂o, gdy poczu艂a w sobie spe艂nienie Vaughana. Potem si艂a prze偶ytej przed momentem czystej nami臋tno艣ci sprawi艂a, 偶e z oczu trysn臋艂y jej 艂zy, kt贸re czeka艂y od zawsze, lecz dot膮d wci膮偶 je powstrzymywa艂a.
- Nie 偶a艂ujesz?
Min臋艂y minuty, a mo偶e godziny. Amelia czeka艂a z dr偶eniem na nieuniknione uk艂ucie 偶alu. Jednak ciemnoniebieskie oczy Vaughana nadal wpatrywa艂y si臋 w ni膮 mi艂o艣nie. Najbardziej fascynuj膮ca i zapieraj膮ca dech w piersiach jazda w jej 偶yciu powoli si臋 ko艅czy艂a, za艣 Amelia wiedzia艂a tylko, 偶e wcale nie chce wysiada膰 - 偶e pragnie, by trwa艂a bez ko艅ca.
- Niczego - odrzek艂a. - Z wyj膮tkiem tego, 偶e nie zmy艂am wcze艣niej makija偶u. - Odwr贸ci艂a si臋 do Vaughana i u艣miechn臋艂a w ciemno艣膰. - Co jest zreszt膮 艣miertelnym grzechem.
- Podobnie jak zasypianie w ubraniu - powiedzia艂, rozpinaj膮c jej zamek b艂yskawiczny i 艣ci膮gaj膮c sukienk臋 i buty. Ca艂owa艂 przy tym jej cia艂o w spos贸b, kt贸ry musia艂a nazwa膰 prowokuj膮cym. - A spanie w szpilkach, m艂oda damo, jest wprost nieprzyzwoite.
Wiedzia艂a, 偶e czeka na jej wybuch 艣miechu, i dostrzeg艂a, jak lekko zmarszczy艂 brew, wyczuwaj膮c zmian臋 jej nastroju.
- Co si臋 sta艂o, Amelio?
- Nic. - Opad艂a na poduszk臋 i wpatrzy艂a si臋 w sufit. - Naprawd臋 nic - powt贸rzy艂a w nadziei, 偶e zabrzmia艂o to bardziej przekonuj膮co. Jednak nie zwiod艂a Vaughana, a w jego g艂osie zabrzmia艂o podobne zatroskanie, gdy spyta艂:
- Nie wzi臋艂a艣 pigu艂ki, tak?
- Tak.
W m贸zgu wirowa艂o jej mn贸stwo pyta艅. Jak mogli oboje by膰 tak nierozwa偶ni? Na lito艣膰 bosk膮, mamy przecie偶 dwudziesty pierwszy wiek. Przy 艂贸偶ku s膮 prezerwatywy, dostarczane uprzejmie przez hotel. Post膮pi艂a bardzo g艂upio i nieostro偶nie, ale ca艂kowicie zaskoczy艂o j膮, 偶e Vaughan zesztywnia艂 i sykn膮艂:
- Musimy co艣 zrobi膰. Nie mo偶esz zaj艣膰 w ci膮偶臋. S膮 pigu艂ki, kt贸re dzia艂aj膮 nawet po siedemdziesi臋ciu dw贸ch godzinach. Mog臋 zaraz zadzwoni膰 do recepcji po lekarza.
- Wi臋c mamy jeszcze siedemdziesi膮t jeden godzin. - To nie by艂 w艂a艣ciwie 偶art, tylko po prostu pr贸ba roz艂adowania napi臋cia. Amelia ledwo mog艂a uwierzy膰, 偶e widzi Vaughana Masona tak zdenerwowanego i walcz膮cego z jakimi艣 w艂asnymi demonami. - Vaughan, pope艂nili艣my b艂膮d, g艂upi b艂膮d...
- Mnie to m贸wisz?
Raptem ogarn膮艂 j膮 gniew. Vaughan zachowywa艂 si臋, jakby luf膮 pistoletu zmusi艂a go do tej mi艂osnej nocy, jakby wszystko to sobie zaplanowa艂a. Jednak widz膮c jego udr臋czon膮 twarz, wyczu艂a, 偶e dzieje si臋 tutaj co艣 powa偶niejszego, tote偶 powstrzyma艂a si臋 od uwagi, 偶e do tanga trzeba dwojga i oboje ponosz膮 za to win臋.
- Reagujesz przesadnie... - zacz臋艂a, lecz to go tylko jeszcze bardziej wzburzy艂o.
- Nic nie rozumiesz, Amelio. Zaufaj mi i uwierz, 偶e po prostu nie mo偶esz zaj艣膰 w ci膮偶臋.
- Och, my艣l臋, 偶e jednak rozumiem. - Klimatyzacja by艂a chyba zanadto rozkr臋cona, bo Amelia nagle zadr偶a艂a. Intymny nastr贸j rozp艂yn膮艂 si臋 w jednym momencie. - Zaufa膰 ci? - rzuci艂a gniewnie. - Zaczynam mie膰 powoli dosy膰 tych apeli o zaufanie, Vaughan.
- Nie tylko ty z nas dwojga musisz okazywa膰 zaufanie - przerwa艂 jej zimno. - Mam ci przypomnie膰, 偶e jeste艣 dziennikark膮? By膰 mo偶e posz艂a艣 ze mn膮 do 艂贸偶ka wy艂膮cznie ze wzgl臋du na sw贸j przekl臋ty artyku艂...
Zada艂 cios zbyt blisko 艣wie偶ej rany, zbyt blisko wspomnienia niesprawiedliwych insynuacji, kt贸re zszarga艂y jej opini臋 p贸艂 roku temu. Amelia wyskoczy艂a z 艂贸偶ka i trz臋s膮cymi si臋 r臋kami wci膮gn臋艂a sukienk臋, odwr贸cona do niego plecami.
- Nie musisz si臋 martwi膰, Vaughan. Jutro powinnam mie膰 okres, wi臋c ma艂a jest szansa, bym zasz艂a w ci膮偶臋. Czy jeste艣 zadowolony?
- Nie odchod藕.
W pierwszym odruchu chcia艂a wyj艣膰 i trzyma艂a ju偶 r臋k臋 na klamce. Nikczemno艣膰 jego oskar偶e艅 i pobrzmiewaj膮cy w jego glosie strach przed mo偶liwymi konsekwencjami ich lekkomy艣lno艣ci wzburzy艂y j膮 do g艂臋bi. Lecz Vaughan w jednej chwili zmieni艂 si臋 zn贸w w cz艂owieka, jakiego dot膮d zna艂a. Podbieg艂 do niej, przytuli艂 j膮 do siebie, zanurzy艂 twarz w jej w艂osy i wyszepta艂 w ucho serdeczne przeprosiny, po czym poprowadzi艂 z powrotem do 艂贸偶ka.
- Wybacz mi, Amelio - powiedzia艂 zn臋kanym tonem. - Istotnie reaguj臋 przesadnie. To tylko... - Urwa艂, lecz Amelia chcia艂a wiedzie膰 wi臋cej, wci膮偶 nie mog膮c doj艣膰 do siebie po jego ataku.
- Tylko co? M贸wisz, jakbym postanowi艂a ci臋 usidli膰, jakbym...
- Nie. - Poci膮gn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko. - Nie jestem z艂y na ciebie, tylko na siebie, 偶e nie zatrzyma艂em si臋, by si臋 przez chwil臋 zastanowi膰.
- To si臋 nazywa nami臋tno艣膰. Ludzie nie zawsze zastanawiaj膮 si臋, zanim co艣 zrobi膮.
Skin膮艂 g艂ow膮 i przygarn膮艂 j膮 bli偶ej, ale wci膮偶 wyczuwa艂a jego niepok贸j i zatroskanie.
- Wys艂a艂a艣 ju偶 sw贸j artyku艂?
Unios艂a si臋 na 艂okciu i spojrza艂a na niego.
- Co to ma do rzeczy?
- Chcia艂em po prostu wiedzie膰.
- Nie, nie wys艂a艂am - wycedzi艂a przez zaci艣ni臋te z臋by. - Vaughan, o co ci chodzi? Martwisz si臋, 偶e nasza dzisiejsza noc mo偶e wp艂yn膮膰 na to, co o tobie napisa艂am?
- Oczywi艣cie, 偶e nie. - I nagle ponownie zasz艂a w nim zmiana. Melancholijny nastr贸j ulotni艂 si臋 i zn贸w mia艂a w ramionach pe艂nego energii m臋偶czyzn臋. - Ale je艣li ju偶, to nie zapomnij napisa膰, jaki dobry jestem w 艂贸偶ku.
Zrobi艂a wszystko, co nale偶a艂o - roze艣mia艂a si臋 z jego 偶artu, a nawet rozebra艂a si臋 ca艂kowicie i wtuli艂a w niego, rozkoszuj膮c si臋 ciep艂em jego cia艂a, poruszanego rytmicznym, spokojnym oddechem. Jednak wci膮偶 by艂a zachmurzona i nie ca艂kiem pocieszona.
Przed chwil膮 wydarzy艂o si臋 co艣, czego nie potrafi艂a zrozumie膰. Ujrza艂a jak膮艣 niepoj臋t膮 dla niej stron臋 osobowo艣ci Vaughana.
Istnia艂o co艣 wa偶nego, co przed ni膮 zatai艂.
ROZDZIA艁 SI脫DMY
- Mo偶esz zamie艣ci膰 informacj臋 o umowie na budow臋 silnik贸w.
Obudzona Amelia zamruga艂a w 艣wietle s艂o艅ca wpadaj膮cego przez rozsuni臋te firanki. Obok na 艂贸偶ku siedzia艂 Vaughan w eleganckim garniturze i u艣miecha艂 si臋 do niej.
- A co z „dzie艅 dobry"? - spyta艂a, przeci膮gaj膮c si臋 jak kot i wdychaj膮c cudowny aromat porannej kawy w stoj膮cej obok fili偶ance. Wypi艂a 艂yk, podczas gdy u艣miechni臋ty Vaughan przygl膮da艂 si臋 jej z uwielbieniem. - Dawno wsta艂e艣?
- Przed godzin膮. By艂em na dole i uci膮艂em pogaw臋dk臋 z panem Chengiem.
- Ubierasz si臋 w garnitur do ka偶dej rozmowy telefonicznej? - rzuci艂a 偶artobliwie.
- To by艂a wideokonferencja. Obawiam si臋, 偶e pan Cheng nie by艂by zachwycony, widz膮c mnie w szlafroku.
- Tym gorzej dla niego - rzek艂a z u艣miechem i dopiero w tym momencie dotar艂o do niej jego pierwsze zdanie. - Naprawd臋 mog臋 to ujawni膰?
- Tak. Napisz, 偶e dowiedzia艂a艣 si臋 z wiarygodnego 藕r贸d艂a, 偶e wiadomo艣膰 o transakcji zostanie oficjalnie og艂oszona w poniedzia艂ek. Pan Cheng powiedzia艂, 偶e ch臋tnie ujawni zawczasu kilka szczeg贸艂贸w - zw艂aszcza poprzez kogo艣, kogo znamy.
- Komu mo偶e nawet ufacie?
- Owszem, to te偶 - u艣miechn膮艂 si臋. - W ten spos贸b Paul dostanie to, za czym w臋szy, a ty napiszesz wyczerpuj膮cy artyku艂, na jakim ci zale偶a艂o, i zyskasz troch臋 czasu na zastanowienie, co dalej.
- Naprawd臋 mog臋 mie膰 to wszystko - powiedzia艂a z mieszanin膮 niedowierzania i zachwytu. Przyci膮gn臋艂a go 艂agodnie do siebie i poca艂owa艂a - tym razem spokojniej, bez niecierpliwego po艣piechu, lecz z jeszcze g艂臋bsz膮 nami臋tno艣ci膮. Wczorajsz膮 zawrotn膮 nienasycon膮 偶膮dz臋 zast膮pi艂a podniecaj膮ca obietnica i oczekiwanie wszystkich czekaj膮cych j膮 dni z tym cudownym m臋偶czyzn膮.
- Musz臋 teraz wyj艣膰 - oznajmi艂 cudowny m臋偶czyzna.
Z niezadowolonym pomrukiem opad艂a na poduszk臋.
- Gdzie? - Pytanie wyrwa艂o jej si臋 ca艂kiem niewinnie, ale wstrzyma艂a oddech, widz膮c b艂ysk w oczach Masona. - Nie musisz mi m贸wi膰 - dorzuci艂a z nerwowym po艣piechem.
- Chcia艂bym ci powiedzie膰, Amelio, naprawd臋, ale jeszcze nie mog臋.
- Bo mi nie ufasz?
- Nie - odpar艂 natychmiast. - Poniewa偶 ujawnienie tego sekretu nie zale偶y ode mnie. Musz臋 dzi艣 uporz膮dkowa膰 kilka spraw i porozmawia膰 z kim艣 w cztery oczy. Potrafisz to zrozumie膰?
Skin臋艂a dzielnie g艂ow膮 - kompletnie zdezorientowana, lecz zdecydowana mu zaufa膰.
- Ty za艣, m艂oda damo - doda艂 z u艣miechem - musisz doko艅czy膰 sw贸j artyku艂. Kiedy mija termin?
- O drugiej po po艂udniu. S膮dzi艂am, 偶e artyku艂 jest ju偶 prawie gotowy i b臋d臋 mog艂a sp臋dzi膰 poranek na zakupach, ale skoro mam uwzgl臋dni膰 wiadomo艣膰 o transakcji, dopij臋 tylko kaw臋 i zabieram si臋 do pisania.
- W takim razie mo偶e um贸wimy si臋 na drinka w barze o trzeciej? - zaproponowa艂. - Obiecuj臋, 偶e wtedy naprawd臋 szczerze porozmawiamy.
Ruszy艂 do drzwi, ale powstrzyma艂a go, zawstydzona tym, co ma powiedzie膰, niemniej zdecydowana.
- Vaughan, to co m贸wi艂e艣 w nocy o... - Urwa艂a i prze艂kn臋艂a nerwowo.
- O wzi臋ciu potem pigu艂ki? - doko艅czy艂.
- Je偶eli nie b臋d臋 mia艂a okresu...
- Amelio - powiedzia艂 艂agodnie, ujmuj膮c j膮 za r臋k臋. - Wczoraj zachowa艂em si臋 niew艂a艣ciwie. Ale uwierz, prosz臋, 偶e mia艂em pow贸d. - Zerkn膮艂 z wahaniem na zegarek. - Om贸wimy to po po艂udniu, ale do tego czasu, prosz臋, nie podejmuj 偶adnych krok贸w.
Nawet nagl膮cy j膮 termin nie zepsu艂 tego wspania艂ego dnia. Doko艅czy艂a artyku艂, bacz膮c jednak, aby uczucie nie zam膮ci艂o jej obiektywizmu, i podkre艣laj膮c r贸wnie偶 ryzyko wi膮偶膮ce si臋 z zapowiedzian膮 transakcj膮. Przy tym na nowo odnalaz艂a w pracy intelektualn膮 satysfakcj臋, kt贸ra przyci膮gn臋艂a j膮 niegdy艣 do zawodu dziennikarki.
A mo偶e - tylko mo偶e - Vaughan mia艂 racj臋 i uda jej si臋 pogodzi膰 obydwie dziedziny zainteresowa艅 - ekonomi臋 i wywiady ze s艂awnymi lud藕mi? Dlaczego w艂a艣ciwie ma rezygnowa膰 z kt贸rej艣 z nich?
Mo偶e naprawd臋 zdo艂a mie膰 wszystko?
Tego pi膮tku nie by艂o 偶adnej migreny, 偶adnych uk艂u膰 niepokoju o opuszczone przecinki czy wykrzykniki - a jedynie uczucie ekscytacji, gdy wysy艂a艂a e - mailem artyku艂. Wiedzia艂a, 偶e jest dobry i 偶e odwali艂a kawa艂 solidnej roboty. Wesz艂a potem do wanny i wylegiwa艂a si臋 b艂ogo w wodzie z pian膮, mog膮c wreszcie bez przeszk贸d rozmy艣la膰 o Vaughanie.
ROZDZIA艁 脫SMY
- Panna Jacobs?
Twarz by艂a znajoma, ale Amelia, siedz膮ca samotnie przy stoliku nad drugim ju偶 kieliszkiem szampana i bezskutecznie wypatruj膮ca nadej艣cia Masona, dopiero po chwili rozpozna艂a jego osobist膮 asystentk臋.
- Katy Vale! Co pani膮 sprowadza?
- Mam wiadomo艣膰 od Vaughana. Co艣 mu wypad艂o i nie b臋dzie m贸g艂 si臋 z pani膮 spotka膰.
Amelia czeka艂a na jakie艣 wyja艣nienie, mo偶e nawet przeprosiny, lecz Katy najwyra藕niej przekaza艂a ju偶 wszystko, co zamierza艂a, i ruszy艂a do wyj艣cia. Jednak p贸艂torej godziny oczekiwania w hotelowym barze nadwer臋偶y艂o cierpliwo艣膰 Amelii.
- Czy powiedzia艂 co艣 jeszcze? - zapyta艂a i zaczerwieni艂a si臋, widz膮c, 偶e Katy Vale uwa偶nie przygl膮da si臋 butelce szampana oraz pustemu drugiemu kieliszkowi i krzes艂u.
- Co艣 mu wypad艂o - powt贸rzy艂a asystentka. - Wie pani, jaki jest Vaughan.
Lecz w艂a艣nie nie wiedzia艂a.
Pami臋ta艂a jego czu艂o艣膰, gdy siedzia艂 dzi艣 rano przy niej na 艂贸偶ku, ale potem przypomnia艂a sobie wczorajszy epizod. Vaughan, o jakim od lat czyta艂a w gazetach, z pewno艣ci膮 by艂 zdolny do wys艂ania swej asystentki, 偶eby zako艅czy膰 przelotny zwi膮zek.
- Czy mog臋 w czym艣 pom贸c? - spyta艂a Katy z nutk膮 wsp贸艂czucia w g艂osie. Amelia spr贸bowa艂a z godno艣ci膮 potrz膮sn膮膰 g艂ow膮. - Szczerze m贸wi膮c, jestem zaskoczona, 偶e pani膮 tu widz臋. S艂ysza艂am od Vaughana, 偶e artyku艂 jest ju偶 sko艅czony. Czy chce pani jeszcze co艣 sprawdzi膰? Orientuj臋 si臋 do艣膰 dobrze we wszystkim...
Ale Amelia ju偶 nie s艂ucha艂a. Wpatrywa艂a si臋 w co艣, a Katy umilk艂a i r贸wnie偶 spojrza艂a w tym kierunku. Do holu wszed艂 Vaughan.
I 艣wiat Amelii dos艂ownie roztrzaska艂 si臋 na kawa艂ki.
Vaughan mia艂 potargane w艂osy, rozlu藕niony krawat i niedbale podwini臋te r臋kawy bia艂ej bawe艂nianej koszuli. By艂 bez marynarki - okrywa艂a ona ramiona szczup艂ej pi臋kno艣ci o egzotycznych rysach, kt贸r膮 Amelia widzia艂a wczoraj na korytarzu. Kobieta wspiera艂a si臋 na Vaughanie, on za艣 obejmowa艂 j膮 troskliwie i prowadzi艂 do windy.
Pomimo oczywistego dowodu umys艂 Amelii rozpaczliwie szuka艂 jakiego艣 wyt艂umaczenia, mog膮cego przekona膰 j膮, 偶e si臋 myli. Lecz gdy tamci doszli do windy, Vaughan przytuli艂 sw膮 towarzyszk臋 i zanurzy艂 twarz w jej w艂osy.
- Sko艅czy艂a pani artyku艂 - rzek艂a Vale do艣膰 zjadliwym tonem, z b艂yskiem z艂o艣liwego triumfu w oczach. - Wydaje si臋 wi臋c, panno Jacobs, 偶e przydzielony pani czas ju偶 min膮艂.
Amelia le偶a艂a w swoim pokoju hotelowym na kanapie, zbyt wyczerpana fizycznie i psychicznie, 偶eby dowlec si臋 do 艂贸偶ka. Wpatrywa艂a si臋 pustym wzrokiem w ekran komputera, bole艣nie 艣wiadoma tego, co dzieje si臋 w s膮siednim apartamencie, lecz zbyt zraniona, zawstydzona i poni偶ona, by wtargn膮膰 tam i za偶膮da膰 wyja艣nie艅. Zreszt膮 nie by艂y ju偶 potrzebne.
Min膮艂 przydzielony jej czas - Vaughan zainteresowa艂 si臋 ju偶 kim艣 innym.
Czemu oczekiwa艂a czego艣 wi臋cej? Mason nie przyrzek艂 jej przecie偶 niczego opr贸cz drinka w barze i okazji do rozmowy.
Jak膮 g艂upot膮 z jej strony by艂a nadzieja, 偶e zdo艂a zatrzyma膰 go d艂u偶ej ni偶 przez chwil臋. Co j膮 op臋ta艂o, 偶e na moment uwierzy艂a, 偶e zdo艂a go ujarzmi膰?
Ona - solidna i godna zaufania, mo偶e wr臋cz nudna. Nawet okres przyszed艂 dok艂adnie w por臋. Powlok艂a si臋 do 艂azienki, czuj膮c znajomy t臋py b贸l i md艂o艣ci. Gdy stamt膮d wychodzi艂a, us艂ysza艂a pukanie do drzwi i zdo艂a艂a si臋 nawet blado u艣miechn膮膰 do pogodnej sprz膮taczki, kt贸ra zacz臋艂a krz膮ta膰 si臋 w pokoju.
Amelia wysz艂a na korytarz i prze偶y艂a kolejn膮 udr臋k臋, gdy zap艂akanymi oczami dostrzeg艂a na drzwiach pokoju Vaughana zielon膮 tabliczk臋 z napisem: „Nie przeszkadza膰" i us艂ysza艂a za nimi ciche szmery.
Lepiej umrze膰, ni偶 pozwoli膰, by ujrza艂 jej 艂zy. Lepiej odej艣膰 od niego nawet jako osoba pod艂a ni偶 jako ofiara.
W g艂owie zacz膮艂 jej kie艂kowa膰 pewien pomys艂, nabieraj膮c kszta艂tu, gdy sz艂a korytarzem, zjecha艂a wind膮 i wysz艂a na ulic臋, sk膮pan膮 w balsamicznych promieniach popo艂udniowego s艂o艅ca. Mo偶e to zwyk艂a determinacja albo instynkt samozachowawczy, ale p贸艂 roku temu po raz pierwszy i ostatni sta艂a, 艂kaj膮c przed drzwiami pokoju hotelowego. To si臋 ju偶 wi臋cej nie powt贸rzy.
Nigdy.
ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY
- Vaughan!
Gdy z chmurn膮 min膮 otworzy艂 drzwi, przywo艂a艂a na twarz przekonuj膮cy powitalny u艣miech.
By艂a gotowa na wyg艂oszenie najtrudniejszej i najokropniejszej przemowy w 偶yciu.
- Wybacz, 偶e ci przeszkadzam... - wskaza艂a gestem wywieszk臋 - ale musz臋 zamieni膰 z tob膮 dwa s艂owa.
- Amelia. - Dostrzeg艂a jego zmieszanie i zak艂opotanie, gdy przytrzymywa艂 r臋k膮 mahoniowe drzwi, 偶eby nie otworzy艂y si臋 szerzej. Jednak i tak us艂ysza艂a szum prysznica. - Przepraszam, 偶e nie przyszed艂em na spotkanie. Dosta艂a艣 moj膮 wiadomo艣膰? - Celowo zni偶y艂 g艂os, 偶eby nie zaalarmowa膰 swojej towarzyszki, i w tym momencie Amelia znienawidzi艂a go tak bardzo, 偶e j膮 sam膮 to zaskoczy艂o.
Zaufa艂a mu i powierzy艂a najbardziej wra偶liw膮 cz膮stk臋 swego 偶ycia, on za艣 prze偶u艂 j膮 i wyplu艂 jej w twarz. Zniewa偶y艂 j膮 艂ap贸wk膮 - informacj膮 do wykorzystania w artykule, na kt贸rym nawet zbytnio jej nie zale偶a艂o.
Przez chwil臋 kusi艂o j膮, 偶eby przeci膮gn膮膰 doznawan膮 tortur臋, wtargn膮膰 do pokoju i stawi膰 czo艂o przebywaj膮cej tam kobiecie. Jednak je艣li mia艂a odej艣膰 z przynajmniej pozornie nienaruszon膮 godno艣ci膮, musia艂a zdoby膰 si臋 na wypowiedzenie Vaughanowi prosto w oczy najwi臋kszego k艂amstwa w swoim 偶yciu.
- To niezbyt odpowiednia pora, Amelio. Wypad艂o mi co艣 nieoczekiwanego... - Wci膮偶 m贸wi艂 cicho i zerka艂 ukradkiem za siebie. - Mo偶e porozmawiamy p贸藕niej?
- P贸藕niej mnie z kolei nie b臋dzie odpowiada膰 - odpar艂a stanowczo i spostrzeg艂a b艂ysk zak艂opotania w jego oczach. - Zadzwonili do mnie z redakcji. Wydarzy艂o si臋 co艣 wa偶nego i musz臋 natychmiast wraca膰 do Sydney. Wpad艂am tylko, 偶eby si臋 po偶egna膰.
- Wi臋c zadzwo艅 do mnie, kiedy dotrzesz do domu... - zacz膮艂 Vaughan i zmarszczy艂 czo艂o, gdy Amelia potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- By膰 mo偶e utkwi臋 na wiele godzin w redakcji, a niewykluczone, 偶e wy艣l膮 mnie z jak膮艣 misj膮, wi臋c nie wiem, kiedy wr贸c臋 do domu. - Zerkn臋艂a na zegarek i skrzywi艂a si臋 teatralnie. - Musz臋 si臋 pospieszy膰, je艣li mam zd膮偶y膰 na samolot.
Zmarszczka na czole Masona pog艂臋bi艂a si臋, gdy Amelia obdarzy艂a go uprzejmym, ale nieco protekcjonalnym u艣miechem.
- Nie sk艂adajmy obietnic, kt贸rych nie mo偶emy dotrzyma膰 - powiedzia艂a.
Zrobi艂a pauz臋, aby do Vaughana dotar艂o, 偶e w istocie go porzuca. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e nie艂atwo przyjdzie mu to poj膮膰. Podobnie jak Taylor, ort r贸wnie偶 przywyk艂, 偶e jednym b艂yskiem uroczego u艣miechu zyskuje zawsze wybaczenie. Lecz nadu偶ycie przez niego jej zaufania zrani艂o j膮 r贸wnie g艂臋boko jak wcze艣niej zdrada Taylora. Mimo to zdo艂a艂a w jaki艣 spos贸b zaczerpn膮膰 ze swej udr臋ki si艂臋, potrzebn膮, by spojrze膰 Masonowi w oczy i wypowiedzie膰 jawne k艂amstwo.
- To by艂 tylko interes, Vaughan.
Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, a krew odp艂yn臋艂a mu z twarzy. Zapominaj膮c o drzwiach, chwyci艂 j膮 odruchowo za rami臋 i potrz膮sn膮艂, a jego wzrok b艂aga艂, by cofn臋艂a te s艂owa.
- Ubieg艂a noc znaczy艂a o wiele wi臋cej i doskonale o tym wiesz, Amelio! - wykrzykn膮艂 tak g艂o艣no, 偶e przechodz膮ca obok sprz膮taczka spojrza艂a na niego z zatroskaniem. Widz膮c to, Mason pu艣ci艂 rami臋 dziewczyny i opanowa艂 si臋 z wysi艂kiem. - To nie by艂 tylko interes.
- Masz racj臋, Vaughan - odrzek艂a, wzruszaj膮c lekko ramionami. - To by艂a r贸wnie偶 przyjemno艣膰. W przeciwie艅stwie do ciebie potrafi臋 艂膮czy膰 obie te rzeczy.
- A wi臋c to tak? - Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, zdezorientowany i oszo艂omiony tym, 偶e tak 艂atwo odwr贸ci艂a sytuacj臋 na swoj膮 korzy艣膰. - Po prostu mnie wykorzystywa艂a艣?
- Oboje nawzajem siebie wykorzystywali艣my - odpar艂a z pozornym spokojem, cho膰 serce wali艂o jej w piersi, a 偶贸艂膰 podchodzi艂a do gard艂a, gdy zni偶a艂a si臋 do jego poziomu. Odczuwa艂a jednak smutn膮 satysfakcj臋, 偶e Vaughan musi zasmakowa膰 goryczy, kt贸r膮 przez lata regularnie obdziela艂 innych. - Dosta艂am artyku艂, na kt贸rym mi zale偶a艂o, a ty masz pras臋 po swojej stronie - przynajmniej na razie. - Po czym zada艂a ostatnie pchni臋cie: - To by艂o mi艂e, Vaughan.
Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 na po偶egnanie, zastanawiaj膮c si臋, czy j膮 u艣ci艣nie. Vaughan jednak najwyra藕niej zmaga艂 si臋 z jak膮艣 my艣l膮. Zmierzwi艂 d艂oni膮 w艂osy, a potem odwr贸ci艂 si臋, gdy zapomniane drzwi same si臋 zatrzasn臋艂y. Przez moment Amelia poczu艂a drgnienie wsp贸艂czucia, obserwuj膮c, jak ten godny, dumny m臋偶czyzna grzebie w kieszeniach w poszukiwaniu klucza, wzywa sprz膮taczk臋, 偶eby go wpu艣ci艂a, a potem odsuwa si臋 na bok, gdy kto艣 otworzy艂 drzwi od wewn膮trz.
- Co tu si臋 dzieje?
Ciemne, jeszcze wilgotne w艂osy rozsypa艂y si臋 na oliwkowe ramiona kobiety, kt贸ra mimo braku makija偶u by艂a wci膮偶 pi臋kna, a zmys艂owe oczy ogarn臋艂y ca艂膮 scen臋, po czym zwr贸ci艂y si臋 ku Vaughanowi po wyja艣nienie.
- Czy co艣 si臋 sta艂o?
- Nic takiego, Lizo - odrzek艂 Mason z uspokajaj膮cym u艣miechem. - Amelia jest po prostu dziennikark膮 w臋sz膮c膮 za jak膮艣 sensacj膮. - Ciemnoniebieskie oczy, kt贸re niedawno wpatrywa艂y si臋 w Ameli臋 z uwielbieniem, spojrza艂y na ni膮 teraz z odraz膮. - Nieprawda偶?
- Ale czego ona chce? - zapyta艂a Liza, przygl膮daj膮c si臋 podejrzliwie. - Czy wy, dziennikarze, nie macie ani krzty szacunku dla prywatno艣ci innych ludzi? Na drzwiach wisi przecie偶 tabliczka „Nie przeszkadza膰", wi臋c jak pani 艣mie wdziera膰 si臋 tu i...
- Wszystko w porz膮dku, Lizo - powiedzia艂 Vaughan 艂agodnym tonem, prowadz膮c j膮 z powrotem do 艣rodka, a jednocze艣nie rzucaj膮c Amelii spojrzenie pe艂ne nienawi艣ci. - Nie musisz si臋 niczym martwi膰.
Drzwi zatrzasn臋艂y si臋 jej przed nosem. Pomimo wszystkiego co zrobi艂, pomimo b贸lu, jaki jej zada艂, Vaughan zdo艂a艂 jako艣 wyj艣膰 z tego z twarz膮 i obr贸ci膰 sytuacj臋 na swoj膮 korzy艣膰. Jego jawny wstr臋t do niej nie by艂 tym, czego oczekiwa艂a, planuj膮c sw膮 zemst臋. Jednym posuni臋ciem zatru艂 jej smak zwyci臋stwa.
Jednak najgorsza ze wszystkiego by艂a jego czu艂o艣膰 i opieku艅czo艣膰 wobec Lizy.
Zazdro艣膰 przenika艂a Ameli臋 do g艂臋bi, gdy jak zranione zwierz膮tko ku艣tyka艂a samotnie przez d艂ugi korytarz w kierunku windy.
Vaughan Mason by艂 bezczelnym k艂amc膮, okrutnym zdradzieckim sukinsynem, a jednak...
Nacisn臋艂a guzik windy, opar艂a si臋 o ch艂odn膮 lustrzan膮 tafl臋 i wreszcie da艂a upust d艂ugo powstrzymywanym 艂zom.
Pragn臋艂a by膰 na miejscu tamtej kobiety.
Chcia艂a, 偶eby to j膮 Vaughan obejmowa艂 i chroni艂 przed ca艂ym 艣wiatem.
Poniewa偶 naprawd臋 go kocha艂a.
ROZDZIA艁 DZIESI膭TY
- Przykro mi, ale nie ma 偶adnych miejsc - powiedzia艂a urz臋dniczka na lotnisku. - Mamy bilety najwcze艣niej na jutro, na sz贸st膮 rano.
- Doskonale, prosz臋 mi zarezerwowa膰 jeden - rzek艂a Amelia.
Stewardesa zaproponowa艂a, 偶e zarezerwuje jej pok贸j w lotniskowym hotelu, lecz Amelia odpowiedzia艂a, 偶e zaczeka w terminalu.
Nie by艂o sensu p艂aci膰 za 艂贸偶ko, w kt贸rym i tak by nie usn臋艂a. Poza tym, paradoksalnie, nie chcia艂a, by ten dzie艅 - rozpocz臋ty tak cudownie, a zako艅czony katastrof膮 - dobieg艂 kresu, gdy偶 po przebudzeniu musia艂aby stawi膰 czo艂o nast臋pnemu, przygn臋biaj膮cemu etapowi swej egzystencji.
Usiad艂a wi臋c w barze i pi艂a jedn膮 kaw臋 po drugiej, przygl膮daj膮c si臋 sm臋tnie t艂umom pasa偶er贸w i wspominaj膮c, 偶e zaledwie kilka dni temu przylecia艂a tu z Vaughanem, a ich wspania艂a przygoda dopiero si臋 rozpoczyna艂a. To niepoj臋te, 偶e m臋偶czyzna, kt贸rego pozna艂a tak niedawno, zapad艂 jej tak g艂臋boko w serce.
Jednak po pewnym czasie jej melancholijny nastr贸j nieco si臋 rozwia艂. Zacz臋艂a dostrzega膰 nik艂e jasne 艣wiate艂ko w atramentowoczarnym tunelu swego 偶ycia i poczu艂a przyp艂yw dawnej energii i ch臋膰, by powr贸ci膰 do drapie偶nego 艣wiata dziennikarstwa.
Gdzie艣 w g艂臋bi duszy wiedzia艂a, 偶e sobie poradzi - 偶e zas艂uguje na kogo艣 lepszego ni偶 Vaughan Mason. Tak jak powiedzia艂a mu w restauracji, chcia艂a wszystkiego i nie zadowoli si臋 byle czym.
Przed zamkni臋tym jeszcze kioskiem le偶a艂y paczki porannych wyda艅 gazet. Amelia nie potrafi艂a si臋 powstrzyma膰 i - nie bacz膮c na zdziwione spojrzenie przechodz膮cego sprz膮tacza - rozerwa艂a plastikowe opakowanie i wyci膮gn臋艂a jeden egzemplarz, obiecuj膮c sobie, 偶e rano za艅 zap艂aci. Ostatecznie by艂 tam jej artyku艂, podpisany jej nazwiskiem.
Ile kosztuje serce?
Zachmurzy艂a si臋. Tytu艂 nie mia艂 sensu. Owszem, pisz膮c o Vaughanie nie w艂o偶y艂a r贸偶owych okular贸w pierwszej mi艂o艣ci, ale z pewno艣ci膮 nie przedstawi艂a go jako bezwzgl臋dnego i nieczu艂ego.
Gdy roz艂o偶y艂a gazet臋, ujrza艂a zdj臋cie Vaughana obejmuj膮cego opieku艅czo szczup艂膮 Liz臋, co widzia艂a w hotelu; jednak podpis sprawi艂, 偶e ogarn膮艂 j膮 dojmuj膮cy wstyd.
Mason pociesza swoj膮 bratow膮 Liz臋
Czyta艂a artyku艂 wstrz膮艣ni臋ta, oddychaj膮c gwa艂townie i czuj膮c 艂omotanie krwi w skroniach. Zala艂a j膮 fala odrazy. Nigdy jeszcze nie by艂a tak bliska ataku paniki, a od kompletnego za艂amania powstrzymywa艂a j膮 jedynie my艣l, 偶e musi natychmiast ostrzec Vaughana, powiadomi膰 go, jak potwornie zosta艂 potraktowany - i spr贸bowa膰 go jako艣 przekona膰, 偶e ona nie ma z tym nic wsp贸lnego.
Ledwo zd膮偶y艂a dobiec do umywalni.
Wymiotowa艂a raz za razem ze wstr臋tu na my艣l o krzywdzie, jak膮 mu wyrz膮dzono. Zaczyna艂a teraz wszystko rozumie膰, lecz wiedzia艂a - wiedzia艂a - 偶e nawet za milion lat nie przekona Vaughana, 偶e nie odegra艂a w tym 偶adnej roli.
Z艂apa艂a taks贸wk臋 i pojecha艂a do hotelu, nie reaguj膮c na zagadywania kierowcy i nie zwracaj膮c uwagi na mijane rz臋si艣cie o艣wietlone ulice Melbourne. My艣la艂a tylko o tym, 偶e za chwil臋 b臋dzie musia艂a stawi膰 czo艂o Vaughanowi.
Stan臋艂a w ko艅cu przed jego drzwiami i przywo艂uj膮c na pomoc ca艂膮 sw膮 odwag臋, zapuka艂a dr偶膮c膮 r臋k膮.
- Co, u diab艂a... - rzuci艂 mru偶膮c oczy od 艣wiat艂a. Ubrany w czarne bokserki i z w艂osami potarganymi od snu, by艂 tak upragniony - a zarazem tak ca艂kowicie nieosi膮galny.
- Musz臋 ci co艣 powiedzie膰 - wydusi艂a z trudem Amelia.
- Ale ja nie mam ochoty s艂ucha膰 - odpar艂 i ju偶 zamyka艂 drzwi, gdy jego wzrok pad艂 na nag艂贸wek trzymanej przez ni膮 gazety.
Wyrwa艂 j膮 i wszed艂 do pokoju, Amelia za艣 pod膮偶y艂a za nim nieproszona i obserwowa艂a bez tchu, jak czyta, siedz膮c zgarbiony na brzegu 艂贸偶ka.
- Suka - sykn膮艂 wreszcie przez zaci艣ni臋te, zbiela艂e wargi, rzucaj膮c jej pogardliwe, pe艂ne nienawi艣ci spojrzenie.
- Ja o niczym nie wiedzia艂am - zdo艂a艂a cicho wyszepta膰.
- To dziwne - rzuci艂 lodowatym tonem - bo widz臋 tu czarno na bia艂ym podpisy: Carter Jenkins i Amelia Jacobs.
- Nie wiedzia艂am nic o twoim bratanku, przysi臋gam - wyj膮ka艂a, a 艂zy sp艂ywa艂y jej po policzkach.
- Bzdura! - warkn膮艂. - Mam ci uwierzy膰, 偶e nie mia艂a艣 poj臋cia, co planuje twoja gazeta?
- Tak by艂o! - wykrzykn臋艂a. - Wiedzia艂am, 偶e przygotowuj膮 o tobie jaki艣 materia艂, ale do g艂owy by mi nie przysz艂o, 偶e chodzi o co艣 takiego.
S膮dzi艂am, 偶e Liza jest twoj膮 dziewczyn膮, i by艂am zazdrosna, wi臋c kiedy zobaczy艂am was razem, postanowi艂am ci臋 zrani膰 i sk艂ama艂am, 偶e sp臋dzi艂am z tob膮 noc wy艂膮cznie z powod贸w zawodowych. Nie wiedzia艂am, 偶e tw贸j bratanek ma mukowiscydoz臋, a tym bardziej 偶e czeka na przeszczep serca...
- Teraz wszyscy ju偶 wiedz膮 - rzek艂 z rozpacz膮 i nienawi艣ci膮. - Gazeta insynuuje, 偶e usi艂uj臋 kupi膰 mu operacj臋, 偶e wymachuj臋 pieni臋dzmi, 偶eby wepchn膮膰 go przed kolejk臋. I obecnie szpital b臋dzie musia艂 uwa偶a膰 na ka偶de posuni臋cie, aby nie wzbudzi膰 najmniejszych w膮tpliwo艣ci i potraktuje go najbardziej rygorystycznie i formalnie, nie uwzgl臋dniaj膮c wszystkich okoliczno艣ci. A Jamiemu ta operacja jest naprawd臋 potrzebna - i to szybko. Liza przyjecha艂a tu w艂a艣nie po to, aby mi powiedzie膰, 偶e on bez przeszczepu umrze...
Okropny by艂 widok tego dumnego, w艂adczego cz艂owieka tak kompletnie za艂amanego otrzyman膮 wiadomo艣ci膮. M贸wi艂 teraz, jakby nie zdawa艂 sobie sprawy z obecno艣ci Amelii, i zapewne dlatego z jego g艂osu znik艂a wrogo艣膰.
- Stara艂em si臋 za wszelk膮 cen臋 ukry膰 t臋 tragedi臋 przed pras膮, bo wiedzia艂em, 偶e dziennikarze mog膮 tylko zaszkodzi膰. Za艣 najsmutniejsze jest to, 偶e nie m贸g艂bym kupi膰 Jamiemu p艂uc i serca, nawet gdybym pr贸bowa艂 - a zrobi艂bym dla niego wszystko. Jednak ca艂y m贸j maj膮tek i w艂adza nie maj膮 dla lekarzy 偶adnego znaczenia. Codziennie musz膮 dokonywa膰 takich strasznych wybor贸w i pieni膮dze nie odgrywaj膮 w nich 偶adnej roli. Ale o tym nie napisa艂a艣, prawda? - rzuci艂 zn贸w gniewnie. - Tylko stek insynuacji i p贸艂prawd pomieszanych z faktami.
- To nie ja...
- Z gazety wynika co innego. Cytuj臋: „...wr臋czaj膮c bia艂膮 kopert臋 jednemu z dyrektor贸w szpitala w ustronnej restauracji". - Cisn膮艂 p艂acht臋 dziennika przez pok贸j. - To by艂 fant na aukcj臋, na mi艂o艣膰 bosk膮. Bilety na urlop... A ty przedstawi艂a艣 to jako 艂ap贸wk臋.
- By艂 tam Carter... - wykrztusi艂a Amelia i urwa艂a. Pojmowa艂a teraz wszystko, lecz wiedzia艂a, 偶e bez wzgl臋du na to, co powie, nigdy nie uda jej si臋 przekona膰 Vaughana o swej niewinno艣ci.
Wiedzia艂a, 偶e go na zawsze utraci艂a.
Przejrzawszy artyku艂, zorientowa艂a si臋, 偶e nie ma w nim ani jednego jawnego k艂amstwa. Paul starannie wymiesza艂 jej wycyzelowane s艂owa z insynuacjami Cartera, sprawiaj膮c, 偶e w ka偶dym akapicie pobrzmiewa艂o oskar偶enie o korupcj臋. Nawet podpisanie umowy na budow臋 silnik贸w zosta艂o zaledwie wzmiankowane.
Nigdy dot膮d nie wstydzi艂a si臋 tak bardzo swego zawodu.
- Zaufa艂em ci - powiedzia艂 Vaughan z nienawi艣ci膮, kt贸ra zrani艂a j膮 do g艂臋bi. - S膮dzi艂em nawet, 偶e ci臋 kocham. Pojecha艂em do szpitala powiedzie膰 Lizie, 偶e spotka艂em wreszcie wspania艂膮 kobiet臋, na kt贸r膮 zawsze czeka艂em, i 偶e ufam jej, mimo i偶 jest dziennikark膮. Jakim偶 by艂em g艂upcem!
Amelia u艣wiadomi艂a sobie z b贸lem, jak bliska by艂a spe艂nienia swych marze艅.
- Ale dowiedzia艂em si臋, 偶e przez noc stan Jamiego si臋 pogorszy艂 - ci膮gn膮艂, zaciskaj膮c pi臋艣ci, a偶 zbiela艂y mu kostki. - Nic okre艣lonego, oczywi艣cie. Nic, co mog艂oby wp艂yn膮膰 na decyzj臋 lekarzy, co mo偶na by przekaza膰 prasie jako pow贸d przesuni臋cia go na pocz膮tek kolejki oczekuj膮cych na przeszczep. Wi臋c w膮tpi臋, czy to si臋 teraz uda. Zaprosi艂em Liz臋 do siebie, 偶eby wzi臋艂a prysznic i oderwa艂a si臋 na chwil臋 od szpitalnego 艂贸偶ka syna. Nie by艂 to odpowiedni moment na omawianie mojego 偶ycia uczuciowego. - Wspar艂 g艂ow臋 na r臋kach i doda艂, bardziej do siebie ni偶 do Amelii: - Czy raczej jego straszliwego braku.
- P贸jd臋 ju偶 - powiedzia艂a.
Vaughan rzuci艂 jej kr贸tkie nienawistne spojrzenie.
- Pewnie. Ostatecznie przecie偶 dosta艂a艣 to, po co przysz艂a艣.
ROZDZIA艁 JEDENASTY
Amelia czu艂a si臋, jakby wr贸ci艂a do domu po pogrzebie i op艂akiwa艂a niepowetowan膮 strat臋.
Jak偶e 偶a艂o艣nie naiwna by艂a, s膮dz膮c, 偶e zna ju偶 b贸l utraty. Smutek po rozstaniu z Taylorem nie dawa艂 si臋 por贸wna膰 ze straszliwym 偶alem, jaki obecnie czu艂a.
Gdy wesz艂a do mieszkania, jej wzrok pad艂 na orchidee, kt贸re Vaughan niegdy艣 jej przys艂a艂, i pomy艣la艂a ze smutkiem, 偶e przetrwa艂y d艂u偶ej ni偶 ich zwi膮zek.
- Chyba si臋 po prostu zakocha艂am - szepn臋艂a. A czy warto przez to tak cierpie膰? - zapyta艂a sam膮 siebie, po czym bez wahania odpowiedzia艂a w pustym pokoju:
- Oczywi艣cie.
Wiedzia艂a, 偶e Vaughan nigdy jej nie przebaczy, niemniej usi艂owa艂a przynajmniej cz臋艣ciowo naprawi膰 wyrz膮dzon膮 mu krzywd臋. Jednak gdy za偶膮da艂a od Paula, by zamie艣ci艂 sprostowanie, ten tylko roze艣mia艂 si臋 z niedowierzaniem, nie pojmuj膮c, czemu Amelia nie rozkoszuje si臋 po prostu blaskiem swej chwa艂y.
Mija艂y dni i jej gniew zmieni艂 si臋 w zoboj臋tnienie, podczas gdy wci膮偶 przysy艂ano jej kwiaty, a znajomi dzwonili z gratulacjami. Nawet ojciec po raz pierwszy okaza艂 dum臋 z osi膮gni臋cia c贸rki.
Lecz jedyna osoba, kt贸r膮 Amelia pragn臋艂a us艂ysze膰, milcza艂a.
Zobaczy艂a Vaughana tylko w wieczornych wiadomo艣ciach, gdy wychodz膮c ze szpitala w ciemnych okularach, rzuci艂 reporterom: „Bez komentarza". Za tym kr贸tkim zdaniem wyczuwa艂a otch艂a艅 b贸lu i rozpaczy.
Amelia dzieli艂a win臋 z ca艂膮 opini膮 publiczn膮, chciwie s艂uchaj膮c膮 wie艣ci o chorobie bratanka Masona i o tym, 偶e on sam r贸wnie偶 mo偶e mie膰 贸w fatalny gen.
M臋k膮 by艂a dla niej my艣l, 偶e ten niezwyk艂y cz艂owiek kiedy艣 naprawd臋 j膮 kocha艂.
Teraz drgn臋艂a na d藕wi臋k dzwonka do drzwi. Nie mia艂a najmniejszej ochoty na przyjmowanie kolejnego go艣cia z kwiatami i wys艂uchiwanie gratulacji, na kt贸re nie zas艂ugiwa艂a. Jej mieszkanie i tak ju偶 wygl膮da艂o jak zak艂ad pogrzebowy - i tak te偶 si臋 w nim czu艂a.
Tylko 偶e w drzwiach stan膮艂 Vaughan. Mia艂 zm臋czon膮, ziemist膮 twarz, lecz dla Amelii i tak stanowi艂 najwspanialszy widok na 艣wiecie.
- Okropnie wygl膮dasz - powiedzia艂a.
Nie by艂o to najbardziej romantyczne powitanie, lecz nic wi臋cej nie zdo艂a艂a wydusi膰, przygotowana na kolejny wybuch jego gniewu.
- Turbulencja - rzek艂 nieoczekiwanie spokojnym tonem. - Przez ca艂膮 cholern膮 drog臋 z Melbourne.
- Turbulencja? - powt贸rzy艂a zaskoczona.
- Nie m贸wi艂em ci, 偶e boj臋 si臋 lata膰? Amelia z nag艂ym poczuciem winy poj臋艂a jego rytua艂 zakupu gazet na lotnisku i martwe milczenie podczas lotu helikopterem. Ponownie ods艂oni艂a si臋 przed ni膮 zwyczajna ludzka strona osobowo艣ci tego wspania艂ego m臋偶czyzny, kt贸rego utraci艂a.
- Co u Jamiego? - zapyta艂a. - Jak on i Liza znosz膮 ca艂膮 t臋 wrzaw臋?
- Radz膮 sobie bardzo dobrze - odpar艂, po czym niespodziewanie uj膮艂 jej g艂ow臋 w d艂onie i poca艂owa艂 j膮 w rozchylone usta, jakby pi艂 z nich 偶yciodajn膮 sil臋. - Amelio - powiedzia艂 艂agodnie - nie obchodzi mnie, co zrobi艂a艣, byleby艣my mogli by膰 razem. Rozumiem, 偶e szuka艂a艣 sensacyjnego tematu - na tym przecie偶 polega twoja praca...
- Nie, nie rozumiesz - odpar艂a, najwy偶szym wysi艂kiem woli odrywaj膮c si臋 od niego. - Chc臋 ci co艣 pokaza膰.
Pogrzeba艂a w biurku i po raz drugi ju偶, odk膮d si臋 poznali, czeka艂a z zapartym tchem, podczas gdy Vaughan czyta艂 artyku艂 podpisany jej nazwiskiem - tylko 偶e ten zawiera艂 wy艂膮cznie prawd臋, a z ka偶dego wycyzelowanego s艂owa przeziera艂 szacunek, jakim go darzy艂a.
- W艂a艣nie to napisa艂am i wys艂a艂am do redakcji, Vaughanie.
- Powinienem by艂 bardziej ci ufa膰.
- Owszem. Jak mog艂e艣 my艣le膰, 偶e potrafi艂abym wyrz膮dzi膰 ci tak膮 pod艂o艣膰? Widocznie kt贸ra艣 z matek z oddzia艂u Jamiego dala cynk prasie, s膮dz膮c, 偶e tw贸j bratanek jest traktowany lepiej kosztem jej dziecka...
- Biedna kobieta! Doskonale j膮 rozumiem. W rozpaczy chwytamy si臋 wszystkiego...
Reakcja Vaughana zaskoczy艂a Ameli臋. S膮dzi艂a, 偶e oka偶e gniew, tymczasem kolejny raz mog艂a podziwia膰 g艂臋bi臋 i subtelno艣膰 jego uczu膰.
- Pr贸bowa艂am nak艂oni膰 Paula, 偶eby wydrukowa艂 sprostowanie. - Wzruszy艂a bezradnie ramionami. - Mo偶e gdyby艣my oboje go nacisn臋li...
- Nie ma potrzeby. Jamie jest nadal na swoim miejscu listy oczekuj膮cych na przeszczep. Lekarze okazali si臋 nieugi臋ci. Ludzi, kt贸rzy codziennie stawiaj膮 czo艂o 艣mierci, nie zastraszy jeden k艂amliwy artyku艂 w gazecie. - Spojrza艂 jej w oczy. - Naprawd臋 ogromnie mi przykro, Amelio, 偶e w ciebie zw膮tpi艂em. Ale ju偶 tyle razy mnie zawiedziono, 偶e po prostu straci艂em g艂ow臋...
- Ja r贸wnie偶 - powiedzia艂a cicho, czerwieni膮c si臋 ze wstydu na my艣l o swym wyst臋pie przed drzwiami jego pokoju.
- Pomimo to przez ca艂y czas my艣la艂em tylko o tobie i nie mog艂em pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e nigdy ju偶 ci臋 nie zobacz臋. Kiedy powiedzia艂a艣, 偶e chcesz mie膰 w 偶yciu wszystko i jak wa偶ne s膮 dla ciebie dzieci... - Urwa艂 i nachmurzy艂 si臋 nagle.
- Ja mam ten gen, Amelio...
- Domy艣li艂am si臋 - powiedzia艂a, ujmuj膮c go za r臋k臋. - Dlatego zareagowa艂e艣 tak gwa艂townie, gdy dowiedzia艂e艣 si臋, 偶e nie wzi臋艂am pigu艂ki.
- Przepraszam. Zawsze jestem ostro偶ny, zawsze - powt贸rzy艂 z naciskiem. - By艂em z艂y bardziej na siebie, 偶e da艂em si臋 tak ponie艣膰.
- U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo. - Naprawd臋 zawr贸ci艂a艣 mi w g艂owie...
- Wiem - odrzek艂a. Po raz pierwszy w 偶yciu wykaza艂a w贸wczas lekkomy艣lno艣膰, kt贸ra zwykle idzie w parze z mi艂o艣ci膮.
- Je偶eli ty r贸wnie偶 masz ten gen...
- Nie martwmy si臋 tym zawczasu.
- Musimy. Bo je艣li czujesz do mnie chocia偶 w cz臋艣ci to, co ja do ciebie, b臋dziemy musieli zmierzy膰 si臋 z tym problemem. Powiedzia艂a艣, 偶e chcesz mie膰 wszystko, Amelio, i z niczego w 偶yciu nie zrezygnujesz. A je艣li nie b臋d臋 m贸g艂 da膰 ci wszystkiego...
- Najwa偶niejsze na tej li艣cie jest bezpiecze艅stwo - rzek艂a z g艂臋bi serca. - Bezpiecze艅stwo bycia zawsze kochan膮 i 艣wiadomo艣ci, 偶e bez wzgl臋du na wszystko mog臋 zawsze na ciebie liczy膰.
- Mo偶esz - odpowiedzia艂 po prostu i poca艂owa艂 jej spragnione wargi. - I co teraz? - dorzuci艂 z lekkim u艣miechem. - Czy to znaczy, 偶e w ko艅cu si臋 ustatkuj臋?
- Ale偶 sk膮d - rzek艂a 偶artobliwie. - Wiem z najbardziej wiarygodnego 藕r贸d艂a, 偶e jeste艣 przeciwnikiem ustatkowania si臋. Nie mam wprawdzie pod r臋k膮 moich notatek, ale...
- Ju偶 si臋 ustatkowa艂em - rzuci艂.
Pokrywa艂 twarz Amelii poca艂unkami i podwin膮艂 jej sp贸dniczk臋, przez co strasznie trudno by艂o jej si臋 skupi膰.
- ...ale jestem pewna, 偶e m贸wi艂e艣 co艣 o rozpalonych nami臋tno艣ciach i niemo偶no艣ci oderwania si臋 od szcz臋艣ciary, kt贸r膮 to spotka.
- Nie - odpar艂 z u艣miechem. - My艣l臋, 偶e wyrwa艂a艣 to z kontekstu, przekl臋ta dziennikarko. Ale skoro twierdzisz, 偶e masz to na pi艣mie - doda艂, a jego r臋ka pod sp贸dniczk膮 stawa艂a si臋 coraz bardziej natarczywa - b臋d臋 chyba musia艂 sp臋dzi膰 reszt臋 偶ycia, dor贸wnuj膮c mej n臋dznej reputacji osobnika nienasyconego i niewy偶ytego seksualnie.
- Tak - wydysza艂a. Mia艂a na ko艅cu j臋zyka jak膮艣 ci臋t膮 odpowied藕, ale ju偶 nie potrafi艂a jej sformu艂owa膰. - Och tak, prosz臋.
EPILOG
Bezpieczna.
Wyjrza艂a przez okno. Vaughan wysiad艂 na podje藕dzie z samochodu z komputerem i akt贸wk膮.
On sprawi艂, 偶e czuje si臋 bezpieczna.
Na tyle bezpieczna, 偶e mo偶e si臋ga膰 wysoko, a偶 do gwiazd, ryzykowa膰, by膰 sob膮 - wiedz膮c, 偶e on zawsze jest przy niej i podtrzyma j膮, gdyby upad艂a.
- Witaj! - zawo艂a艂 z u艣miechem Vaughan i spojrza艂 na niemowl臋 w jej ramionach. Przygl膮da艂a si臋, jak ten pono膰 bezwzgl臋dny potentat i rzekomy playboy bierze je ostro偶nie na r臋ce i obsypuje ma艂膮 twarzyczk臋 poca艂unkami. Potem poca艂owa艂 czule Ameli臋 i westchn膮艂: - Bo偶e, jak si臋 za wami st臋skni艂em.
I wiedzia艂a, 偶e to prawda.
- Jak tam Rory? - spyta艂. - Nie zm臋czy艂 ci臋?
- Nie - odpar艂a. - Uwielbiam bycie mam膮.
- Ju偶 mu si臋 wyrzynaj膮 z膮bki - zauwa偶y艂. - Gdy dziecko Marii by艂o w tym wieku, wr贸ci艂a do redakcji i wygryz艂a ci臋 z pracy.
- Nikt mnie nie wygryz艂 - zaprotestowa艂a.
- Sama wcze艣niej z艂o偶y艂am wym贸wienie. Po tym, jak ci臋 potraktowano, nie mia艂am najmniejszego zamiaru tam pracowa膰.
- Ale brakuje ci dziennikarstwa - stwierdzi艂.
- Lubi臋 by膰 z Rorym.
- Oczywi艣cie, jednak zalet膮 tego zawodu jest to, 偶e mog艂aby艣 pisa膰 artyku艂y, siedz膮c w naszym salonie. - Zaczerwieni艂a si臋 pod jego bacznym spojrzeniem. - Nie musz臋 namawia膰 ci臋, 偶eby艣 wr贸ci艂a do pracy, tak? - spyta艂 domy艣lnie.
- Tak - odpowiedzia艂a. Wyj臋艂a spod poduszki na sofie plik papier贸w i gryz膮c kciuk, obserwowa艂a, jak Vaughan je przegl膮da.
- To jest wspania艂e, Amelio - rzek艂 ze szczerym podziwem. - Dlaczego nie powiedzia艂a艣 mi, 偶e przeprowadzi艂a艣 wywiad z doktorem Hassanem?
- Chcia艂am si臋 upewni膰, 偶e jeszcze to potrafi臋
- 偶e zdo艂am odda膰 w pe艂ni wyj膮tkowo艣膰 tego, co robi.
- I uda艂o ci si臋 - rzek艂 ze 艂zami wzruszenia w oczach, przypominaj膮c sobie, jakiego cudu dokona艂 ten lekarz dla Jamiego podczas operacji przeszczepu. - Tw贸j artyku艂 jest doskona艂y i u艣wiadomi ludziom wielko艣膰 doktora Hassana. Jedyny k艂opot w tym, 偶e teraz b臋dziesz musia艂a to przebi膰 i znale藕膰 inny r贸wnie interesuj膮cy temat... - Urwa艂, widz膮c, 偶e rumie艅ce na twarzy ukochanej pog艂臋bi艂y si臋. - Amelio, powiesz mi, co knujesz?
Wyj臋艂a spod poduszki jeszcze jeden plik - tym razem z do艂膮czonymi fotografiami, przedstawiaj膮cymi ma艂e dziecko o ciemnych migda艂owych oczach - po czym spr贸bowa艂a ostro偶nie wyja艣ni膰 temu cudownemu, ale trudnemu w obej艣ciu m臋偶czy藕nie, 偶e im wi臋cej uczucia sama otrzymuje, tym wi臋cej chce dawa膰, i 偶e puchar mi艂o艣ci trzeba przekazywa膰 innym.
- Pami臋tasz, jak przed badaniem krwi ba艂am si臋, 偶e te偶 mog臋 mie膰 ten gen choroby?
- Oczywi艣cie - odpar艂 Vaughan z rezerw膮.
- I jak zdecydowali艣my, 偶e je艣li nie b臋dziemy mogli mie膰 dzieci, zaadoptujemy dziecko zagranic膮, gdzie tak ich wiele potrzebuje rodzicielskiej mi艂o艣ci?
- Uhm.
- No, wi臋c postanowi艂am napisa膰 artyku艂 o parze, kt贸ra dokonuje takiej adopcji.
- 艢wietny pomys艂! - u艣miechn膮艂 si臋 z ulg膮. - I kogo masz na my艣li?
Lecz jego ulga trwa艂a kr贸tko, gdy偶 Amelia nie odpowiedzia艂a, wpatruj膮c si臋 w zdj臋cie dwuletniego ch艂opca, dla kt贸rego o wiele trudniej znale藕膰 przybranych rodzic贸w ni偶 dla niemowl膮t.
- Gdyby艣my byli zmuszeni do adopcji, kochaliby艣my go tak samo, jak kochamy Rory'ego. Nie by艂by w niczym gorszy.
- Nie - odrzek艂 Vaughan z namys艂em, przeczesuj膮c d艂oni膮 w艂osy. - Ale do tej pory on mo偶e ju偶 mie膰 rodzin臋.
- A mo偶e nie mie膰.
Przez d艂ug膮 chwil臋 Mason wpatrywa艂 si臋 w milczeniu w fotografi臋. Wreszcie spojrza艂 na Ameli臋.
- Jeste艣 nieszcz臋艣liwa? Czy to...?
- Nigdy nie by艂am szcz臋艣liwsza i bardziej spe艂niona. Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e mieli艣my tyle szcz臋艣cia, by odnale藕膰 si臋 nawzajem.
Vaughan s艂ucha艂 jej, lecz jego wzrok spocz膮艂 na smutnych oczach dziecka na zdj臋ciu. U艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie.
- Ono jest s艂odkie - powiedzia艂 powoli i ostro偶nie, a Amelia musia艂a si臋 powstrzyma膰, 偶eby jej rosn膮ca ekscytacja nie wp艂yn臋艂a na jego decyzj臋.
To by艂a adopcja dziecka, a nie dokonany pod wp艂ywem impulsu zakup jakiej艣 rzeczy, kt贸r膮 mo偶na zwr贸ci膰 do sklepu, je艣li nie b臋dzie dzia艂a艂a.
Lecz ju偶 je pokocha艂a.
Za艣 z wyrazu oczu Vaughana pozna艂a, 偶e zaczyna czu膰 to samo.
- Podobno jestem sukinsynem - powiedzia艂, bior膮c j膮 w ramiona. - Podobno jestem sko艅czonym draniem i tylko udaj臋, 偶e si臋 ustatkowa艂em.
- Wiem - odrzek艂a z u艣miechem Amelia i z rozkoszy przymkn臋艂a oczy, gdy przytuli艂 j膮 mocniej. - Przez ostatni tydzie艅 czyta艂am o tym w gazetach.
- A wi臋c - szepn膮艂, tul膮c j膮, bezpieczn膮 w ciep艂ym 偶arze jego mi艂o艣ci - to ca艂kowicie zrujnuje moj膮 reputacj臋.