Smoleński biznes
Nasz Dziennik, 2011-02-01
S
tacja
telewizyjna TVN zawiera kontrakty ze swoimi lotniczymi "ekspertami"
- ustalił "Nasz Dziennik". Innymi słowy, wypowiadający
się na temat katastrofy smoleńskiej są za to gratyfikowani.
Podpisują też zobowiązanie do nieudzielania wypowiedzi w innych
mediach. TVN od początku konsekwentnie forsuje tezę o winie
polskich pilotów, lądujących pod presją "głównego
pasażera". Miedioznawcy zwracają uwagę, że taki system
sponsoringu może sprzyjać nieobiektywnemu przekazowi. "Eksperci",
znając profil stacji, artykułują wyłącznie takie tezy, których
ich zleceniodawca oczekuje.
-
Zadzwoniła do mnie niedawno dziennikarka jednej z telewizyjnych
stacji komercyjnych, zdesperowana niemożnością zdobycia komentarza
tzw. eksperta do materiału o katastrofie smoleńskiej - mówi
"Naszemu Dziennikowi" jeden z pilotów. - Odmówiłem -
dodaje mężczyzna. Na czym polegał problem dziennikarki? Jak się
okazuje, większość osób prezentowanych jako "eksperci"
lotniczy ma po prostu pozawierane biznesowe kontrakty ze stacjami, w
których się wypowiadają. Tak jest choćby w przypadku TVN. "Nasz
Dziennik" zwrócił się z pytaniem o zasady i stawki kontraktu
do rzecznika stacji, Karola Smoląga. Jednak kiedy usłyszał on
pytanie o finansowanie ekspertów, to nie był zbyt wylewny i odmówił
komentarza.
Charakterystyczne jest to, że specjaliści od
lotnictwa często widywani w TVN na nasze pytania o ewentualne
przypadki podpisywania umów w sprawie udziału w danej audycji
telewizyjnej, a co za tym idzie - pobieranie gratyfikacji, nerwowo
zaprzeczają. - Nie - ucina krótko Tomasz Białoszewski, współautor
książki o katastrofie smoleńskiej "Ostatni lot". Kolejny
z ekspertów często goszczący w tej stacji - płk Robert Latkowski,
pilot, dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego w
latach 1986-1999, nie chciał się w ogóle wypowiadać. - Nie
udzielam żadnych informacji - mówi.
Jednak, jak ustalił
nieoficjalnie "Nasz Dziennik", przypadki podpisywania umów
przez ekspertów lotnictwa z TVN miały miejsce. Chodziło w nich o
wyłączność udzielania wypowiedzi przez danego specjalistę tylko
w tym medium.
- Jeżeli ekspert jest finansowany, to oznacza w
pewnym sensie, iż jest dyspozycyjny wobec danej stacji i do niej się
dostosowuje. Usługi takich specjalistów ds. lotnictwa są przecież
oceniane finansowo. Nie jest zatem prawidłowa sytuacja, kiedy medium
powołuje się tylko na swoich ekspertów, a nie na innych,
niezależnych - uważa prof. dr hab. Krystyna Czuba, medioznawca,
wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. -
Należy szukać takich, którzy mają rozmaite specjalności i różne
na dany temat zdania, czyli szukać obiektywizmu. A z góry założona
teza nie najlepiej świadczy o tym, co się chce przedstawić -
zauważa prof. Czuba.
W opinii znawców problematyki medialnej,
odbiorcy TVN są wprowadzani w błąd, gdyż nie mają świadomości,
że udzielane przez znawców lotnictwa komentarze w formule
niezależnych opinii powstają w rzeczywistości na zamówienie tej
stacji telewizyjnej.
Doktor Joanna Taczkowska, znawca prawa
prasowego z Wyższej Szkoły Komunikacji Społecznej i Medialnej,
przyznaje, że sytuacja opłacania ekspertów może mieć wpływ na
obiektywność przekazu. Jednak, według niej, prawo nie wymaga od
dziennikarzy zachowania obiektywizmu. - Każda redakcja może
zaproponować swoim gościom np. zwrot kosztów podróży albo
zapłatę kwoty, która miałaby zrekompensować utratę innych
możliwości zarobkowania w tym czasie. Od strony prawnej nie ma
także przeszkód, by zaproponować wynagrodzenia za udział w
programie. W takich okolicznościach jednak modyfikacji ulega zarówno
status osoby występującej w programie, jak i kwalifikacja
udzielonej przez nią wypowiedzi. Wypowiedź przestaje być tzw.
niezamówionym materiałem, a staje się formą felietonu lub
komentarza. O ile redakcja wypłaca za komentarz wynagrodzenie, może
on być traktowany jako komentarz pochodzący od redakcji, a nie
komentarz niezależnego ośrodka czy też niezależnego eksperta -
twierdzi dr Taczkowska. Zwraca uwagę, że niestety w przestrzeni
medialnej, zwłaszcza mediów elektronicznych, panuje w tej materii
duża dowolność. - Materiały są tak ze sobą przemieszane, że
odbiorca nie jest w stanie rozróżnić głosu niezależnego eksperta
od osoby, która udziela komentarza na zamówienie. Moim zdaniem, nie
powinno dochodzić do sytuacji finansowania ekspertów przez media,
choć z prawnego punktu widzenia wszystko jest lege artis. Pożądana
byłaby na pewno klarowność relacji pomiędzy redakcją a osobami
występującymi w programach. Odbiorcy mają prawo wiedzieć, jaki
status ma komentator. Domniemywać można bowiem, że nie wszystkie
osoby biorące udział w programach są traktowane w ten sam sposób
- mówi dr Taczkowska.
Jacek Dytkowski