Tusk przegrywa we własnej grze
Nasz Dziennik, 2011-02-01
Z
Adamem Hofmanem, rzecznikiem Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia
Paulina Jarosińska
Ludwik
Dorn zarzucił Donaldowi Tuskowi, że premier grał katastrofą
smoleńską. Chodzi m.in. o nieujawnianie nagrań z wieży, pomimo że
rząd był w ich posiadaniu, oraz o upublicznienie przed wyborami
niepełnych zapisów z czarnych skrzynek, które miały fałszywie
sugerować pośrednią winę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w
katastrofie. Oznacza to, że wynik wyborów mógłby być zupełnie
inny.
-
Premier Donald Tusk kiedyś za to odpowie. Mieliśmy tu do czynienia
po prostu z kłamstwem. Premier Kaczyński porównał nawet Tuska do
Ferenca Gyurcsaniego, czyli do byłego premiera Węgier, który nie
wiedząc, że jest nagrywany, mówił "kłamaliśmy rano,
kłamaliśmy wieczorem, kłamaliśmy tylko po to, żeby utrzymać
władzę". W tej sytuacji również mamy do czynienia z
kłamstwem, którego celem jest właśnie utrzymanie władzy. Zapisy
z czarnych skrzynek - niepełne i powyrywane z kontekstu, i fałszywie
sugerujące jakieś naciski prezydenta Lecha Kaczyńskiego na
pilotów, upubliczniono dwa tygodnie przed drugą turą wyborów
prezydenckich. Jednocześnie rząd znał nagrania kontrolerów, czyli
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wina leży po stronie
rosyjskiej - samolot był źle naprowadzany i żadnych nacisków nie
było. I mając taką wiedzę, zdecydował się manipulować
społeczeństwem, aby wygrać wybory i przejąć pełnię władzy.
Okłamywanie własnych obywateli w tym celu jest najgorszym
politycznym zachowaniem, i przed historią, a mam nadzieję, że
jeszcze szybciej, Donald Tusk za to odpowie.
Jednak
zarzut o polityczne rozgrywanie katastrofy smoleńskiej pada pod
adresem Prawa i Sprawiedliwości i staje się jednym z mitów wokół
głównej partii opozycyjnej. Jarosław Kaczyński powiedział w
wywiadzie dla "Naszego Dziennika", że taką czarną
legendę tworzono również w przypadku PC. Czy zamierzają Państwo
walczyć z tym negatywnym PR-em?
-
Ta operacja, którą prowadzono za czasów Porozumienia Centrum, w
pewnej mierze powtarza się obecnie - oczywiście mam na myśli
dyskredytowanie Prawa i Sprawiedliwości poprzez próbę pokazywania,
że nie zajmujemy się niczym innym, tylko szukaniem winnych
katastrofy. Ten zarzut jest zupełnie bezpodstawny, ponieważ dotyczy
partii, która złożyła kilkadziesiąt projektów ustaw sejmowych,
z których żadna nie dotyczyła sprawy tragedii smoleńskiej.
Oznacza to, że zajmujemy się wszystkimi ważnymi dla naszego kraju
sprawami - gospodarką, emeryturami, koleją, autostradami, służbą
zdrowia. Wszystkie nasze ustawy leżą w Sejmie w tzw. zamrażarce
marszałka Schetyny. Co kilka dni organizujemy panele dyskusyjne,
konferencje - w czwartek mieliśmy konferencję na temat
przedsiębiorczości, ale w przekazie medialnym to się absolutnie
nie przebije - PiS przecież zajmuje się tylko Smoleńskiem.
Niedawno mieliśmy konferencję, na której prezes Jarosław
Kaczyński oraz wiceprezes Beata Szydło prezentowali nasz projekt
ustawodawczy dotyczący OFE, czyli temat, krótko mówiąc, na topie.
Po dwudziestu minutach prezentacji naszego planu rozpoczęły się
pytania dziennikarzy i ani jedno nie dotyczyło OFE, tylko
katastrofy. My oczywiście odpowiadamy na wszystkie pytania związane
ze śledztwem. W przeciwieństwie do innych nie uciekamy od
odpowiedzi na pytania o Smoleńsk, ale mówiąc o tej konferencji,
miałem na myśli mechanizm utrwalania wizerunku PiS jako partii
"smoleńskiej". Uważamy, że cały kontekst katastrofy -
podzielenie wizyt w Katyniu, brak woli wyjaśnienia sprawy i
upokorzenie Polski przez raport MAK - pokazuje słabość państwa
pod rządami Tuska. Nie przestaniemy rozliczać rządu w tej sprawie,
jak również we wszystkich innych, ponieważ na każdym polu, czego
by nie dotknąć, rząd Tuska ponosi sromotną porażkę. My dajemy
receptę - pokazujemy, jak uzdrowić państwo. Ostatnio mieliśmy do
czynienia z taką manipulacją: "Financial Times" napisał,
że w Polsce nie ma opozycji w kontekście OFE - że nie ma innej
propozycji niż rządowa. Oczywiście, wysłaliśmy nasz projekt do
"Financial Times", być może polski korespondent coś
przeoczył, choć dopatrywałbym się tu celowej manipulacji.
Będziemy prostować te mity, ale należy zauważyć, że coraz
więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że rząd się po prostu
kompromituje...
...to
znaczy, że te mity będą same upadać?
-
Myślę, że tak. Proszę spojrzeć, na ilu polach Tusk ponosi
klęskę: katastrofa smoleńska, OFE, stan finansów publicznych,
koleje. Coraz więcej zwykłych ludzi zaczyna mieć takie
przekonanie, że premier ich nie reprezentuje - że zamiast myśleć
o swoich rodakach, "gra w piłkę".
Kolejny
przykład czarnej propagandy PiS to słowa Tomasza Nałęcza o tym,
że "Komorowski nie boi się w rocznicę katastrofy ewentualnych
gwizdów swoich przeciwników", co ma sugerować, że opozycja
szykuje agresywne kontrobchody "oficjalnych"
uroczystości...
-
To jest kuriozalne. Profesor Tomasz Nałęcz stał się rzecznikiem
Platformy Obywatelskiej i jej najwierniejszym żołnierzem. Jest
właściwie gorliwszym jej obrońcą niż szeregowi posłowie PO.
Jego wypowiedź jest niepoważna. Dla nas jest oczywiste, że nie
będziemy obchodzić uroczystości rocznicowych katastrofy
smoleńskiej w towarzystwie ludzi, którym nie zależy na prawdzie o
Smoleńsku. Chcemy uczcić ten szczególny dzień - rocznicę
największej tragedii po 1945 roku w Polsce - w sposób godny. Jak
poważnie i uczciwie mogą do tych obchodów podchodzić ludzie,
którzy od początku wykazywali daleko posuniętą niedbałość o
prawdę i szacunek dla sprawy? Na początku rozmowy powiedziałem, że
Platforma grała katastrofą - tak naprawdę to ona politycznie ją
wykorzystywała. Jedyne, co robi w kontekście tragedii, to "mgłę"
wokół niej, i naprawdę nie chce jej wyjaśnienia. Mało tego,
przecież po części za nią odpowiada politycznie i moralnie -
chociażby przez rozdzielenie wizyt prezydenta i premiera. Dlatego
też obchodzenie rocznicy katastrofy z tymi ludźmi dla nas byłoby
po prostu nieszczere. Nie chcemy fałszywie stać obok Donalda Tuska
czy Bronisława Komorowskiego albo Dmitrija Miedwiediewa i dawać do
zrozumienia, że wszystko jest dla nas w porządku. Pragniemy, aby
uroczystości rocznicowe były godne, spokojne, i cały czas chcemy
przypominać to niedokończone dzieło Lecha Kaczyńskiego, nie tylko
skierowane w stronę pamięci o nim, ale również w stronę
przyszłości. Gdyby Donald Tusk kierował się w swoich działaniach
- chociażby po katastrofie - tymi zasadami, którymi zawsze kierował
się Lech Kaczyński, to nie zostałby ograny przez Rosjan. Profesor
Lech Kaczyński nigdy nie pozwoliłby sobie na prawne
nieprzygotowanie do rozmowy z przywódcą innego państwa, tak jak
Donald Tusk do rozmowy 10 kwietnia z Putinem. Wszystko to powoduje,
że będziemy przeżywać w sposób godny, ale na pewno zauważalny,
rocznicę tej wielkiej tragedii. Sugerowanie, że przy tej okazji
będziemy chcieli uprawiać politykę albo inicjować jakieś
rozróby, jest bardzo nie na miejscu.
Część
rodzin mówi: prezydent i premier w rocznicę katastrofy powinni
przeprosić...
-
Powinno paść słowo "przepraszam", powinny paść słowa
wyjaśnienia: dlaczego podzielono wizyty, dlaczego manipulowano
nagraniami kontrolerów, zapisami czarnych skrzynek, dlaczego premier
był bierny wobec Rosji. Będziemy dążyć do wyjaśnienia
katastrofy i poznania prawdy o niej, ponieważ chciałbym, aby moje
dzieci uczyły się właśnie tej prawdy w szkole na lekcjach
historii, a nie żyły w sferze domysłów albo kłamstw na temat
tego, co się stało.
Powiedział
Pan, że Tusk został ograny przez Rosję. Dotykamy tutaj zagadnienia
relacji z naszym wschodnim sąsiadem. Tomasz Nałęcz także tym
razem idzie w zaparte i twierdzi, że Jarosław Kaczyński działa w
interesie Rosji, "konfliktując opinię publiczną".
Pojawiły się nawet głosy, że prezes PiS jest powiązany ze
służbami rosyjskimi.
-
Za tego typu insynuacje będziemy wytaczać procesy, ponieważ dla
kogoś zorientowanego w polityce są one śmieszne, wręcz
groteskowe, ale dla "lemingów" już niekoniecznie. Może
uporządkujmy pewne fakty - w sprawie katastrofy smoleńskiej
Rosjanie grali w trzy gry. Otóż pierwszą było podzielenie wizyt,
drugą - pozorowanie śledztwa i "inscenizacja"
wyjaśniania, wreszcie trzecią było upokorzenie Polski oraz
obniżenie statusu naszego kraju w tej sprawie raportem MAK. We
wszystkich tych grach Tusk uczestniczył i... przegrał. Po pierwsze,
zgodził się na rozdzielenie wizyt, i tym samym przedstawienie
siebie w roli dobrego przyjaciela Putina, a prezydenta Kaczyńskiego
w pozycji tego złego, którego Rosjanie nawet nie zaprosili do
Katynia. Po drugie, dał się ograć, jak dziecko przyjmując bez
mrugnięcia okiem konwencję chicagowską za podstawę prawną
śledztwa. Powołam się w tym miejscu na fakt znany z relacji
Edmunda Klicha: dziś generał, a wówczas jeszcze pułkownik
Krzysztof Parulski, prokurator wojskowy, powiedział 11 kwietnia do
Klicha, że jak będzie forsował konwencję chicagowską, będzie
działał na szkodę Polski. Co znamienne, jest to opinia
prokuratora, a nie człowieka związanego z Prawem i
Sprawiedliwością. Trzecia sprawa: Tusk nie zareagował na raport
MAK w sposób odpowiedni, i tym samym obniżył rangę naszego
państwa na arenie międzynarodowej. Można zapytać: czy było to
działanie nieświadome i wynikające z nieudolności, czy po prostu
granie w jednej drużynie z Rosją? Jednak zarzucanie nam, środowisku
Lecha Kaczyńskiego, który chociażby po sprawie Gruzji najbardziej
naraził się Rosji w ostatnich latach, że my - PiS czy Jarosław
Kaczyński, działamy w interesie Rosji, jest objawem paranoi. Można
powiedzieć każdą głupotę, każdy idiotyzm, i od razu znajdą się
dziennikarze, którzy będą o to pytać ekspertów, robić wydania
specjalne programów itd. Mam nadzieję, że ta paranoja za parę
miesięcy się skończy.
Skończy
się, tak jak prognozują niektórzy komentatorzy, fasada Donalda
Tuska, a jego wizerunek roztrzaska się o skałę porażek i
kardynalnych błędów?
-
Nie ma polityki bez polityki, tak jak nie może być prezentu bez
tego, co jest w pudełku, w opakowaniu. Donald Tusk to jest taki
gość, którego zapraszamy na wesela, a on daje najgrubszą kopertę.
Bryluje na weselu. My niestety dopiero na drugi dzień - po weselu i
poprawinach - orientujemy się, że dostaliśmy w tej pięknej
kopercie pocięte gazety. Myśleliśmy, że ta najbardziej wypchana
koperta jest najbardziej wartościowa. To jest właśnie Donald Tusk
i jego polityka w pigułce. Przyszedł na wesele, najadł się,
napił, a my zostaliśmy z niczym, ze wstydem, że mu uwierzyliśmy.
Czy
nie jest tak, że polityce wizerunkowej Tuska towarzyszy również
zjawisko pokazywania, iż polityka jest czymś złym, brudnym?
-
Historia choroby jest trochę głębsza niż trzy lata rządu Tuska.
Można odwołać się do końca polityki i historii według Fukuyamy
i powiedzieć, że jest to taka ogólna tendencja, ale to nie jest
wcale odpowiedź, ponieważ prawdziwa odpowiedź, dlaczego w Polsce
tak jest, sięga struktury rynku medialnego, a dokładnie jego
struktury właścicielskiej. To znaczy, w pewnym momencie pozwolono,
w przeciwieństwie do innych krajów UE, aby zagraniczne firmy z
obcym kapitałem wykupiły np. największe tytuły gazet. Skutkiem
tego jest to, że główne media drukowane w Polsce nie są polskie.
Co robią z pojęciem "polityka" media, którymi kierują
obce kapitały? Ośmieszają polityków, wmawiając, że to
darmozjady i "oni", grupa ludzi zajmująca się jakąś
"brudną" sferą. Na dłuższą metę skutkuje to tym, że
Polacy zaczynają mieć do polityków pogardliwy stosunek. Wszystkie
kampanie pt. "Polityk to jest najgorszy zawód świata" to
w dalszej perspektywie osłabianie państwa. Kiedy słyszę na
konferencji posła SLD, że gdy składamy do prokuratury
zawiadomienie dotyczące nieprawidłowości przy budowie orlików, to
jesteśmy donosicielami, odpowiadam wówczas na takie dictum, że
chyba temu panu coś się pomyliło. Donosy to być może on pisał
na innych do Komitetu Centralnego. Funkcjonariusz publiczny w
momencie, gdy wie, że popełniono przestępstwo, ma obowiązek
zawiadomić o tym prokuraturę. Reasumując: próby obrzydzania
polityki są zawsze szkodliwe dla państwa.
Zatem
jednym z elementów takiej kampanii jest mówienie, że nie ma już
dzisiaj czegoś takiego jak interes narodowy?
-
Oczywiście, że tak. Jest to jednak bardzo błędne i mylne
przekonanie. W każdej sprawie związanej z funkcjonowaniem państwa
dany kraj i jego przywódcy powinni kierować się własnym interesem
narodowym. W Polsce rząd i prezydent nie dbają jednak, niestety, o
interes Narodu. Mało tego, gdy ktoś podnosi takie kwestie, jak:
honor, godność czy zdrada narodowa, jest odsądzany od czci i
wiary, tak jak Mariusz Kamiński, który powiedział Donaldowi
Tuskowi, że "utrata honoru jest gorsza niż śmierć".
Przez część tzw. autorytetów został nazwany "chłystkiem,
gnojkiem". W Polsce mamy do czynienia z dwiema skrajnymi
postawami. Jedną jest typ dorobkiewicza bez specjalnego odniesienia
do ważnych wartości - taka dulszczyzna i konformizm, a nawet
anarchizm (w sensie, "państwo nie jest mi do niczego
potrzebne") - której reprezentantem jest Janusz Palikot. Drugą
postawą - wierzę, że częstszą - jest postawa bardziej
perspektywiczna, wychylona ku przyszłości z nadzieją i poczuciem
wartości, takich jak: honor, godność, silna Polska. Tusk ma
kompleks, żeby, broń Boże, nie mówić gdzieś głośno o swoich
interesach. To jest kompleks kogoś, kto za wszelką cenę chce być
akceptowany. Donald Tusk chce być szefem Europy przez pół roku,
ale kompletnie nie ma pomysłu i planu na konstruktywne zbudowanie
swojej pozycji - nie potrafi wyeksplikować własnych interesów. On
chce być tylko przyjacielem Merkel i Putina. Niestety, panie
premierze, nie wygra pan w Europie w plebiscycie na największego
rusofila - nie brakuje ich na naszym kontynencie...
Na
koniec zapytam o Pana komentarz do dwóch prognoz: pierwsza to
zapowiedź Marka Migalskiego, że jego partia zdobędzie 10 procent
poparcia...
-
Marek Migalski jest politykiem, a nie politologiem, i te słowa są
raczej myśleniem życzeniowym. Nie oszukujmy się: PJN jest grupą
manewrową Platformy Obywatelskiej i pomimo że deklarują swoją
opozycyjność wobec rządu, to poszczególne głosowania pokazują,
iż idą z nim ramię w ramię. Mamy już jedną Platformę i ludzie
nie potrzebują takiej "miniplatforemki", dlatego nie wróżę
PJN w najbliższych wyborach wyniku pozwalającego jej wejść do
Sejmu.
Druga
prognoza to wypowiedź jednego z publicystów, który wieszczy
koalicję PiS - SLD.
-
Ona jest niemożliwa nie tylko dlatego, że dawno już ją wykluczył
Jarosław Kaczyński. W Sojuszu już prawie podjęto decyzję o
koalicji z Platformą. W SLD dość silną grupę stanowi beton
postkomunistyczny - w koalicję z betonem nie wejdziemy nigdy. Nawet
w doraźnych sprawach. Obecnie znajdujemy się w sytuacji, że musimy
wyzwolić energię w Polakach, aby uzyskać dobry wynik - oczywiście
nie zamykamy się na rozmowy. Myślę jednak, że Jarosław Kaczyński
nie wyobraża sobie, iż znów podjąłby decyzję bycia premierem
dla samego bycia premierem. Jeśli miałby znów tworzyć rząd - do
czego dążymy - musiałby być to rząd nieuwikłany w żadne
układy, a także konstruktywny, to znaczy taki, który byłby gotów
na prawdziwe zmiany. Z SLD dziś taki rząd nie jest możliwy.
Wierzymy, że zdobędziemy taki wynik, aby stworzony przez Jarosława
Kaczyńskiego rząd mógł działać skutecznie i naprawić państwo.
Dziękuję
za rozmowę.