Posłowie chcą komisji nadzwyczajnej w sprawie "Naszego Dziennika"
Nasz Dziennik, 2011-02-18
Z
wołania
nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych w
celu przedstawienia przez ministra spraw zagranicznych Radosława
Sikorskiego informacji w sprawie zatrzymania dwóch dziennikarzy
"Naszego Dziennika" - Piotra Falkowskiego i Marka
Borawskiego - na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo domaga się Klub
Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość. Apel o szczególne
zainteresowanie się polskiego resortu wystosowali już do szefa MSZ
pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.
-
Będziemy prosić o to, by minister spraw zagranicznych Radosław
Sikorski przedstawił posłom naszej komisji stan tej sprawy, czyli
jak w ogóle doszło do zatrzymania obu dziennikarzy i jakie
działania były podejmowane przez polskie MSZ i polskie służby
konsularne w tym zakresie. Będziemy też chcieli prosić o
zaproszenie na posiedzenie komisji obu dziennikarzy "Naszego
Dziennika", by zechcieli zrelacjonować całe wydarzenie - mówi
Karol Karski, poseł PiS, wiceprzewodniczący komisji. Stosowny
wniosek na ręce przewodniczącego komisji Andrzeja Halickiego (PO)
PiS zamierza złożyć na najbliższym posiedzeniu Sejmu, w przyszłym
tygodniu. Pod wnioskiem musi się podpisać jedna trzecia składu
komisji. Komisję tworzy 28 posłów, w tym 10 z PiS. Jest więc
szansa na przyjęcie wniosku. Posłowie PiS deklarują jego
podpisanie. - By nigdy już do tak skandalicznych sytuacji nie
dochodziło - mówi Tomasz Latos. Ostrożni w wypowiedziach są
politycy lewicy. - Musiałbym się z tym wnioskiem najpierw zapoznać,
nie chcę się na ten temat wypowiadać - kwituje krótko Tadeusz
Iwiński (SLD), wiceszef komisji.
Sprawę zatrzymania
dziennikarzy europarlamentarzyści obiecują poruszyć też na forum
Parlamentu Europejskiego. - Europarlament powinien zajmować się
takimi incydentami z drastycznym naruszeniem praw dziennikarzy,
zwłaszcza jeżeli nie chce się nimi zajmować powołany do tego
polski rząd, a konkretnie minister spraw zagranicznych. Doszło do
naruszenia praw i bezpodstawnego zatrzymania przedmiotów należących
do dziennikarzy "Naszego Dziennika", co utrudnia im
wykonywanie obowiązków zawodowych. Kiedy Rosja nie wpuściła
moskiewskiego korespondenta brytyjskiego dziennika "Guardian",
wtedy brytyjski minister spraw zagranicznych interweniował
osobiście, mimo że "Guardian" jest pismem krytykującym
tamtejszy rząd. Polski rząd, pozwalając na takie zachowania
Rosjan, tym samym nie szanuje wolności dziennikarskiej. Skoro polski
rząd nie wywiązuje się ze swoich zadań, to być może jakieś
działania będzie można uzyskać z Unii Europejskiej - mówi
Zbigniew Ziobro, deputowany z frakcji Europejskich Konserwatystów i
Reformatorów, który deklaruje wystosowanie odpowiedniego pisma w
tej sprawie do szefa PE.
Pełnomocnicy
apelują
Apel
o interwencję wystosowali do polskiego MSZ pełnomocnicy rodzin
ofiar katastrofy smoleńskiej. Z inicjatywą wystąpił mec. Bartosz
Kownacki. - Pomysł zrodził się po konferencji prasowej zwołanej
przez redakcję "Naszego Dziennika" w dniu powrotu
dziennikarzy z Moskwy. To zatrzymanie obywateli polskich na rosyjskim
lotnisku ma niewątpliwie wymiar polityczny, zważywszy na ich
działalność związaną z wyjaśnieniem katastrofy z 10 kwietnia
2010 roku. Niereagowanie polskich władz może doprowadzić do
eskalacji tego typu zjawisk - jeżeli nie broni się polskich
obywateli, ogranicza się ich prawa, to będzie to postępowało -
mówi adwokat. Poparcie dla niniejszego listu zgłosili pełnomocnicy
reprezentujący część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym
- oprócz mec. Kownackiego - także mecenasi: Rafał Rogalski, Piotr
Pszczółkowski, Stefan Hambura, Zbigniew Cichoń oraz Wojciech
Gawkowski. Jak zaznaczają sygnatariusze listu, działania strony
rosyjskiej są nie tylko zastraszające, ale też utrudniają
wykonywanie zawodu dziennikarza, budzą niepokój wszystkich, którzy
zajmują się katastrofą. W ocenie mecenasów, zatrzymanie
dziennikarzy i konfiskata ich sprzętu narusza standardy
demokratycznego państwa prawa oraz tajemnicę dziennikarską.
Trzeba
zauważyć, że praca wykonywana przez dziennikarzy "Naszego
Dziennika" jest pracą społecznie pożyteczną, społeczeństwo
ma prawo do informacji związanych z katastrofą smoleńską, a
dziennikarze tej redakcji wykonują swoją pracę bardzo rzetelnie.
Stąd też jakiekolwiek bezprawne próby ingerencji w ich pracę są
naruszeniem tajemnicy dziennikarskiej. Chodzi tu o zarekwirowanie
sprzętu dziennikarskiego - tłumaczy mec. Rafał Rogalski. Jego
zdaniem, zostały naruszone konkretne zapisy Europejskiej Konwencji
Praw Człowieka, która zapewnia ochronę dziennikarskich źródeł
informacji. Chodzi tu o art. 10 konwencji. W punkcie 1 czytamy tam,
iż "każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii. Prawo to
obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i
przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i
bez względu na granice państwowe". Jak zauważają prawnicy,
materiały, którymi dysponowali dziennikarze, a w szczególności
dane osobowe, w przypadku ich rozszyfrowania, mogą stanowić realne
zagrożenie dla osób udzielających informacji. Skandalem jest, by
nasi dziennikarze byli w jakikolwiek sposób sekowani za coś, za co
należy im tylko podziękować. Utrudnianie im przez Rosjan
wykonywania swoich obowiązków czy też jakieś napiętnowanie ich z
tego tytułu to sytuacja, która wymaga konkretnej i zdecydowanej
reakcji ze strony władz i innych mediów. W Polsce media w sprawie
wyjaśniania katastrofy smoleńskiej zrobiły najwięcej i należy to
szanować - ocenia mecenas Piotr Pszczółkowski.
Ministerstwo
Spraw Zagranicznych nie potrafiło nam wczoraj powiedzieć, kiedy
zarekwirowany sprzęt wróci do kraju, czy zapowiadane wcześniej
ekspertyzy zostały przeprowadzone oraz jakie będzie stanowisko
resortu w sprawie wysłanego przez pełnomocników pisma. Tymczasem
na briefingu w MSZ Federacji Rosyjskiej rzecznik tego resortu
Aleksandr Łukaszewicz oświadczył, że odebrany dziennikarzom przy
wylocie z Moskwy sprzęt zostanie wkrótce zwrócony razem z
nośnikami pamięci oraz że strona rosyjska uważa niedawny incydent
z zatrzymaniem mężczyzn w Moskwie za "wyczerpany". Jak
dodał, dziennikarze przyjechali na podstawie wiz biznesowych, "które
nie przewidują zajmowania się profesjonalną działalnością
dziennikarską". Łukaszewicz dodał też, że mężczyźni
próbowali nie tylko fotografować, ale też filmować w specjalnej
strefie, na wejście do której wymagana jest specjalna zgoda. Warto
jednak zaznaczyć, że strona rosyjska nigdy nie kwestionowała
ważności wiz. Po wtóre dziennikarze nie mieliby czym filmować -
gdyż... nie mieli kamery. Absurdalne wydaje się też tłumaczenie
strony rosyjskiej dotyczące posiadania specjalnych uprawnień do
przebywania w strefie zamkniętej. Rozprawa przeciw obu mężczyznom
- ze względu na miejsce wykroczenia - miała się odbyć właśnie w
strefie zamkniętej. Aby mogła się odbyć, dziennikarze musieliby
więc osobiście się na nią stawić. - W ten sposób nie postępuje
państwo, które nie ma nic do ukrycia w sprawie katastrofy
smoleńskiej - kwituje krótko Karski. - Wizy biznesowe to wizy z
prawem do wykonywania pracy, czyli w tym wypadku - pracy
dziennikarskiej. Wydała je ambasada rosyjska - dodaje.
Anna Ambroziak