Przymiarki do rosyjskiego werdyktu
Nasz Dziennik, 2011-02-19
Z
Zuzanną Kurtyką, żoną prezesa Instytutu Pamięci Narodowej
Janusza Kurtyki, który zginął w katastrofie rządowego Tu-154M pod
Smoleńskiem, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Narasta
coraz więcej emocji - przynajmniej w mediach - wokół obchodów
rocznicy tragedii smoleńskiej. Jak Pani rodzina zamierza przeżyć
ten wyjątkowy dzień?
-
Nie rozumiem, skąd to całe zamieszanie wokół obchodów. Dla mnie
osobiście sprawa wygląda bardzo prosto. Dziesiątego kwietnia
powinnam być przy grobie mojego męża na cmentarzu Rakowickim w
Krakowie, i tak planuję spędzić ten dzień. Nie będę w stanie
uczestniczyć w innych uroczystościach. Uroczystości państwowe
powinny się odbyć, i nie da się ich zastąpić czy sprowadzić do
uroczystości prywatnych, tak jak chciałyby to zrobić niektóre
rodziny, bo tragedia, jaka wydarzyła się przed rokiem, ma charakter
ogólnonarodowy i powinniśmy o niej pamiętać jako Naród. To nie
jest tylko i wyłącznie tragedia rodzin, tylko i wyłącznie nasz
problem, ale tragedia całego polskiego Narodu. Charakter państwowy
wskazuje na to, czy nam się to podoba, czy nie, że w
uroczystościach tych powinny wziąć udział najwyższe władze
państwa.
Moim zdaniem, uroczystość powinna się odbyć w
Warszawie na placu Piłsudskiego, ale delegacje państwowe powinny
być także w Smoleńsku i Katyniu. Sądzę również, że choć
będzie to 71., a nie okrągła 70. rocznica zamordowania polskich
oficerów, zbrodni ludobójstwa w Katyniu, wcale nie oznacza to, że
nie powinna być obchodzona uroczyście przez polskie władze, że
organizacje państwowe, i nie tylko, nie powinny brać udziału w
tych uroczystościach. Stąd próba prywatyzowania także tej drugiej
uroczystości, co zaczyna być coraz bardziej widoczne, kiedy mówi
się o udziale rodzin katyńskich i nikogo więcej, jest dla mnie
najgorszym rozwiązaniem z możliwych. Umniejszanie rangi tych
wydarzeń i prywatyzowanie uroczystości mających wymiar
ogólnonarodowy oraz podawanie do wiadomości publicznej, że rząd
kontaktuje się z rodzinami i wybierze opcję przez nie wskazaną,
jest śmieszne i niepoważne.
W
ciągu ostatnich dwóch dni Rosjanie zorganizowali dwie konferencje
prasowe na temat katastrofy smoleńskiej.
-
Prawdę mówiąc, nie widzę żadnego celu w tego typu konferencjach,
jak ta zorganizowana przez rządową agencję RIA Novosti, oprócz
zwykłego PR. Konferencja ta była tylko i wyłącznie zabiegiem
medialnym, który miał za zadanie kreowanie nastrojów, głównie
międzynarodowych. Zresztą właśnie w PR-owski sposób była ona
prowadzona. Wypowiedzi jej uczestników dotyczyły wyłącznie
uchybień strony polskiej, były próby manipulowania odbiorcami.
Wszystko przemawia za tym, że Rosjanom chodzi o stworzenie
odpowiedniej atmosfery na forum międzynarodowym, a tego typu
propagandowe zagrywki mają właśnie uwiarygodniać ich racje.
Myślę, że taki był właśnie cel tej wideokonferencji - jeden z
wielu zabiegów kreowania międzynarodowego wizerunku Rosji w sprawie
tragedii smoleńskiej, zresztą bardzo skutecznych, i jeżeli takich
spektakli strona rosyjska będzie organizować więcej, to bez
problemu zrealizuje swoje zamierzenia. Tym bardziej że strona polska
o ten aspekt praktycznie nie zadbała.
Jak
wiemy, przedstawiciele polskiej komisji badającej przyczyny
katastrofy nie otrzymali zaproszenia na czwartkową konferencję...
-
Rosjanie traktują śledztwo zgodnie ze swoim interesem i patrząc z
ich punktu widzenia, jest to zrozumiałe. To Rosjanie prowadzą
śledztwo od 11 kwietnia ub.r. za wyraźnym przyzwoleniem strony
polskiej. W związku z tym nie można od nich oczekiwać, że nagle
wyjdą poza swoje standardy i wyciągną rękę do Polaków. Nie mają
tego zwyczaju, a ponadto nie leży to w ich interesie. Przestańmy
się wreszcie oszukiwać, że jesteśmy dla Rosjan partnerem.
Jesteśmy wyłącznie petentem w tej i wielu innych sprawach, i
dobrze to widać w tym właśnie momencie po zachowaniu strony
rosyjskiej. Może to wreszcie dotrze do niektórych naszych
polityków. Swoją uległością sami zasłużyliśmy sobie na takie
traktowanie. Teraz, niestety, musimy wypić piwo, którego sami
nawarzyliśmy.
Oleg
Smirnow, były wiceminister lotnictwa cywilnego ZSRS, stwierdził, że
gdyby na wieży lotniska Siewiernyj w ogóle nie było kontrolera, a
informacje załodze przekazywał szympans, to nawet ten absurd nie
mógłby stanowić przyczyny katastrofy.
-
To tylko utwierdza w przekonaniu, jak jesteśmy traktowani przez
Rosjan. Najwyższy czas zrozumieć, że dalsze czekanie z założonymi
rękami działa na naszą szkodę i zagraża interesom naszego kraju.
Postępowanie Rosjan wskazuje wyraźnie, w jakim kierunku zmierza ich
śledztwo. Do tych faktów nie można podchodzić z obojętnością,
a tym bardziej nie można ich lekceważyć. Ta konferencja to wyraźna
wskazówka, jak Rosjanie mają zamiar to postępowanie zakończyć.
Wszystko świadczy o tym, że jest to pewna forma przygotowania nas
na ostateczny rosyjski werdykt w śledztwie. Niczego innego nie
powinniśmy się spodziewać. Powstaje tylko pytanie - co zamierzamy
z tym fantem zrobić?
A
co powinniśmy zrobić?
-
Pozostaje jedno wyjście. Podważyć wiarygodność rosyjskiego
śledztwa. Wykazać na niezbitych dowodach, w których momentach
Rosjanie kłamali, w których sfałszowali dowody. I nagłośnić to
na forum międzynarodowym, prosząc jednocześnie o pomoc
wykwalifikowanych w katastrofach lotniczych ekspertów organizacji
międzynarodowych. Ale do tego trzeba wykazać się odwagą. Trzeba
umieć powiedzieć: dosyć. Takich odważnych ludzi w polskim rządzie
niestety nie widzę.
Rosyjscy
eksperci brną w swoje tezy, jakoby mjr Arkadiusz Protasiuk nie miał
dużego doświadczenia, a kontrolerzy z Siewiernego nie mogli zamknąć
lotniska.
-
W jednym i drugim przypadku to absurdy. Dowódca Protasiuk miał duże
doświadczenie, chociaż rzeczywiście w odróżnieniu od rosyjskich
pilotów nie walczył nad Afganistanem. A sprawa lotnisk? Na całym
świecie są zamykane z powodu złych warunków meteorologicznych,
wieża kontrolna nie zezwala samolotom lądować. Dlatego Rosjanie,
wyciągając na światło dzienne taki argument, powinni się
bardziej zastanowić, by nie kompromitować się w oczach opinii
międzynarodowej. Zachowania ocierające się o manipulacje, a wręcz
zakłamujące rzeczywistość są nie do przyjęcia w standardach
cywilizowanych krajów.
Podczas
konferencji "internetowych" ekspertów padły też sugestie
co do rzekomego wywierania presji na załogę...
-
To świadczy tylko o tym, że podczas moskiewskiego spotkania
mieliśmy do czynienia z wierną kopią raportu MAK, który - jak już
powiedziałam - będzie podstawą sformułowania wyników rosyjskiego
śledztwa w sprawie katastrofy. Pewne struktury w Federacji
Rosyjskiej są tak skonstruowane, że raport MAK jest i pozostanie
ostatecznym głosem w śledztwie, i to bez względu na to, jak długo
będzie trwało postępowanie prokuratorskie. Nie łudźmy się, że
będzie inaczej. Jestem przekonana, że rosyjskie śledztwo jest
prowadzone tylko teoretycznie, bo tak naprawdę już nic oprócz
raportu MAK nie zostanie do niego dołączone. Wystarczy tylko
spojrzeć na strukturę polityczną w Rosji, na to, w jakich
strukturach jest osadzona szefowa MAK gen. Tatiana Anodina, by
wyciągnąć odpowiednie wnioski. Nie oczekujmy zatem, że werdykt
rosyjskiej prokuratury w śledztwie smoleńskim cokolwiek
zmieni.
Minister
Jerzy Miller, pytany o termin opublikowania polskiego raportu,
stwierdził, że nie pośpiech, a dokładność jest ważna.
-
To prawda. Jednak odwlekając z różnych względów ogłoszenie
wyników polskiego postępowania, dajemy Rosjanom czas na
manipulowanie w dowolny sposób międzynarodową opinią publiczną.
Im dłużej będziemy im stwarzać takie możliwości i im dłużej
Polska nie zajmie jednoznacznego stanowiska, tym dla nas gorzej.
Należałoby się zastanowić, czy obrana opcja ewidentnie na
przeczekanie jest dla Polski korzystna. Według mnie nie
jest.
Osobiście zależałoby mi na skróceniu oczekiwania na
raport tak bardzo, jak tylko jest to możliwe, oczywiście bez
uszczerbku dla jego rzetelności czy wiarygodności, co też jest
ogromnie ważne.
Dziękuję
za rozmowę.