Kłamstwo rosyjskiej prokuratury
Nasz Dziennik, 2011-02-19
R
osjanie
byli zmuszeni niszczyć fragmenty wraku polskiego Tu-154, który
rozbił się pod Smoleńskiem, po to aby wydobyć z jego wnętrza
szczątki ciał ofiar, które znajdowały się na jego pokładzie -
wynika z informacji podanych przez prokuratorów z Komitetu Śledczego
Federacji Rosyjskiej. Prokuratura w Moskwie już wstępnie
zaznaczyła, że mimo że nie zamierza podawać ostatecznych wniosków
śledztwa, to jednak do tej pory nie znaleziono żadnych dowodów,
które w zasadniczy sposób podważałyby tezy zawarte w raporcie
końcowym MAK. Śledczy obecni w Moskwie nie potrafili także jasno
odpowiedzieć, czy lotnisko w Smoleńsku można zamknąć ze względu
na warunki pogodowe.
-
Nie można jeszcze mówić o ostatecznych wnioskach - zastrzegł
Władimir Markin z Komitetu Śledczego przy Prokuraturze Generalnej
FR. Podobnie jak polscy prokuratorzy rosyjski śledczy poinformował,
że strona polska mogła swobodnie prowadzić przesłuchania czterech
oficerów z wieży kontroli na lotnisku w Smoleńsku. Rosjanie
zapewniali, że umożliwili Polakom zadanie wszystkich pytań, a
także, w późniejszym terminie, przeprowadzenie dwóch dodatkowych
przesłuchań. Mimo że, jak podkreślał Markin, obecnie nie będą
formułowane żadne wnioski dotyczące przyczyn katastrofy, to
jednak, jak stwierdził, prokuratura FR nie dopatrzyła się żadnych
większych nieprawidłowości w raporcie sporządzonym przez
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy. Nie znalazła też powodów, by
odrzucić tezy w nim zawarte.
Śledczy ustosunkowywali się
także do sprawy niszczenia wraku przez pracujących na miejscu
zdarzenia przedstawicieli służb. - Wrak Tu-154 był rozcinany tylko
w celu wydobycia zwłok ludzkich z poszycia - stwierdził Markin.
Powiedział, że osobiście uczestniczył w czynnościach na miejscu
katastrofy 10 kwietnia 2010 r. i w dniach następnych, nie
stwierdzając żadnego celowego niszczenia szczątków maszyny. Jak
dodał, jeśli dochodziło do rozdrabniania fragmentów samolotu, to
tylko i wyłącznie dlatego, że "ciała ofiar były wszędzie
wkoło samolotu, a także tkwiły w poszyciu maszyny". Nie
wyjaśnił jednak, czy celowe wybijanie szyb w polskim Tu lub
niszczenie go buldożerami, które można zaobserwować na materiale
opublikowanym przez TVP, także miało na celu wydobycie ludzkich
szczątków. Śledztwo w sprawie niszczenia wraku prowadzi
Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która zapowiedziała ostatnio, że
zapyta stronę rosyjską o cel i okoliczności tych działań.
Zawiadomienie o przestępstwie złożył w listopadzie 2010 r.
pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, m.in.
Jarosława Kaczyńskiego, mec. Rafał Rogalski.
Tymczasem, jak
podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jeden z
wojskowych, który 11 kwietnia przyjechał na miejsce katastrofy,
nieprawdą jest, że dzień wcześniej, w dniu katastrofy Rosjanie
wydobywali z wraku ciała ofiar. - Byłem na miejscu 11 kwietnia i
wtedy jeszcze nic takiego się nie działo, to znaczy nie cięto
wówczas wraku, by wydobywać ofiary. Dopiero dzień później, czyli
12 kwietnia, Rosjanie zaczęli wykonywać tego typu prace i przenosić
elementy tupolewa - mówi nasz rozmówca. Jak dodaje, żadnych
buldożerów i ciężkiego sprzętu też wówczas na miejscu
katastrofy nie było.
Prokurator Siergiej Markin nie był w
stanie odpowiedzieć na pytanie o to, czy lotnisko Siewiernyj było
lotniskiem wojskowym i czy mogło być zamknięte ze względu na
panujące nad nim warunki pogodowe. Pierwszą reakcją na tak
postawiony problem była kilkunastosekundowa pauza śledczego, który
na wcześniejsze pytania odpowiadał wyjątkowo sprawnie. - Tak... to
było lotnisko... państwowe - dukał prokurator. - Z dotychczasowych
ustaleń wynika, że lotnisko w Smoleńsku mogło przyjmować
nieregularne rejsy Jaka-40 i Tu-154M - odpowiadał. - Na te pytania
odpowiedzi dadzą wyniki ekspertyz, które są w tej chwili
prowadzone. Na dzień dzisiejszy określono, że lotnisko w Smoleńsku
było lotniskiem lotnictwa państwowego Federacji Rosyjskiej. I ze
względu na swoje wyposażenie i zabezpieczenie mogło - na podstawie
porozumienia międzypaństwowego - przyjmować nieregularne rejsy na
statkach lotniczych Jak-40 i Tu-154M - uciął. Markin zasugerował
także, iż ze względu na regulacje AIP tego lotniska nie można
było zamknąć w standardowy sposób. Jak podkreślają jednak
eksperci, takie tłumaczenie jest błędne, gdyż lotnisko Siewiernyj
nie jest objęte tymi regulacjami.
Rosyjska prokuratura nie jest
w stanie określić, kiedy szczątki tupolewa wrócą do Polski.
Łukasz Sianożęcki