Prokuratorzy akt nie zobaczyli
Nasz Dziennik, 2011-02-19
P
olscy
śledczy, którzy pojechali do Moskwy przekonani, że uzyskają
dostęp do 32 tomów akt ze śledztwa smoleńskiego, wrócili do
Warszawy z kwitkiem. Okazało się, że dokumentacja jest dopiero
sprawdzana w Komitecie Śledczym przy Prokuraturze Generalnej
Federacji Rosyjskiej. Na większość z zadanych przez dziennikarzy
pytań prokuratorzy nie odpowiedzieli. Prokuratura przyznała, że
nie dysponuje dowodami potwierdzającymi obecność gen. Andrzeja
Błasika w kokpicie.
-
Liczyliśmy, że z pobytem prokuratorów w Moskwie będzie się
wiązał fakt przekazania 32 tomów akt z rosyjskiego śledztwa, w
pierwszej fazie mieli oni te akta czytać - przyznał gen. Krzysztof
Parulski, szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Jednak jak się
okazało, dokumentacja ta jest sprawdzana w rosyjskim Komitecie
Śledczym.
- Nie zdążyliśmy w pełni zrealizować naszych
zamierzeń - przyznał na wczorajszej konferencji prasowej
podsumowującej pobyt polskich śledczych w Moskwie ppłk Karol
Kopczyk, jeden z prokuratorów, który brał udział w działaniach
polskich śledczych w Moskwie.
Zaznaczył jednak, że nikt nie
wpływał na ich decyzje. Generał Parulski wskazał, że
prokuratorzy mieli przeglądać akta, które niebawem mają trafić
do Polski, ale jak się okazało, nie przeszły one jeszcze
całkowicie procedury w Komitecie Śledczym. - Podlegają one
gruntownemu sprawdzeniu, muszą przejść przez procedurę kontrolną
- poinformował Andrzej Seremet, prokurator generalny.
Podstawową
czynnością przeprowadzoną przez polskich śledczych były
przesłuchania kontrolerów z lotniska w Smoleńsku. - W sumie
przesłuchaliśmy cztery osoby, ale przeprowadziliśmy łącznie
sześć przesłuchań. Wynikało to z konieczności zadania
dodatkowych szczegółowych pytań dwóm osobom. Przesłuchania
trwały po sześć, osiem godzin. Umożliwiono nam zadanie wszystkich
pytań, także tych, które wynikały z przesłuchań - poinformował
na wczorajszej konferencji ppłk Kopczyk.
- Odpowiedzi
przesłuchiwanych świadków wyczerpały naszą "ciekawość"
- podkreślił prokurator. - To kluczowe dowody - ocenił. -
Zadaliśmy szereg pytań dotyczących przygotowania lotniska,
wyposażenia lotniska w sprzęt, osób, które tam przebywały -
podkreślił prokurator. - Przesłuchania były bardzo szczegółowe,
pytania obejmowały również to, co znalazło się we wcześniejszych
zeznaniach - dodał. Chodzi o kwietniowe zeznania kontrolerów ze
smoleńskiego lotniska, które zostały unieważnione przez
Rosjan.
Prokuratorzy odmówili jednak udzielenia informacji na
temat szczegółowych ustaleń wynikających z tych przesłuchań,
m.in. tego, z kim dokładnie kontaktowali się kontrolerzy ze
Smoleńska podczas sprowadzania polskiego samolotu i czy rozmowy te
miały charakter nacisków.
- Nie mamy protokołów przesłuchań,
nie udzielimy odpowiedzi na pytania związane z ustaleniami
wynikającymi z przesłuchań - zaznaczył prokurator Seremet. - To
nie jest chowanie się za tajemnicą - tłumaczył.
Tę
oszczędność w informowaniu skrytykowali posłowie opozycji. - Po
raz kolejny usłyszeliśmy to samo. Nic nowego nie padło na
konferencji. To zdumiewające, czego obawiają się prokuratorzy i
polski rząd? - pytał poseł Mariusz Błaszczak (PiS). W jego
ocenie, strona polska popełniła błąd w sprawie przekazania
postępowania o katastrofie smoleńskiej stronie rosyjskiej. - Widać,
jakie są efekty takiej błędnej polityki. Polscy piloci są
obarczani winą za katastrofę, a Polska nic nie robi - mówił.
W
opinii Jerzego Polaczka (PiS), potwierdza to, iż rząd Tuska jest
rządem "spóźnionej fazy" oraz że brakuje polityki
informacyjnej w stosunku do rodzin ofiar katastrofy, społeczeństwa
i organizacji międzynarodowych.
Prokuratura przyznała, że nie
posiada obecnie dowodów potwierdzających obecność gen. Andrzeja
Błasika w kokpicie. Tezę taką uprawniają wyłącznie materiały
strony rosyjskiej. - Przede wszystkim nie mamy opinii fonoskopijnej,
a to z tej opinii będzie wynikać, jakie osoby, w jakim czasie
znajdowały się w kokpicie i - ewentualnie - jakie wypowiadały
słowa i jakie czynności wykonywały - powiedział wiceszef
Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ryszard Filipowicz.
Taką opinię prokuratorzy będą mogli otrzymać, gdy Instytut
Ekspertyz Sądowych zakończy badanie nośników, które otrzymał od
prokuratury. - Opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych ostateczna będzie
wtedy, kiedy biegli stwierdzą, że albo zobaczyli i zbadali
oryginalny rejestrator, albo - co jest mało prawdopodobne -
stwierdzą, że nie jest im konieczny ten oryginalny nośnik do tego,
żeby wydać opinię - powiedział.
Zenon Baranowski