Dowodów na kłótnię nie ma
Nasz Dziennik, 2011-02-28
O
czekuję
od prokuratury bardzo zdecydowanej reakcji na te doniesienia.
Wypowiedź, którą sformułował płk Zbigniew Rzepa, pozwala na
różnego rodzaju dywagacje. Tymczasem materiał dowodowy zebrany
przez prokuraturę jednoznacznie im zaprzecza.
Z mec.
Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem Ewy Błasik, żony dowódcy Sił
Powietrznych RP gen. Andrzeja Błasika, który zginął w katastrofie
pod Smoleńskiem, rozmawia Paulina Jarosińska
Mecenas
Andrzej Werniewicz wyartykułował tezę, jakoby na płycie lotniska
doszło do kłótni między gen. Andrzejem Błasikiem a dowódcą
załogi.
-
Tego typu kaczki dziennikarskie i informacje o rzekomej kłótni gen.
Andrzeja Błasika i mjr. Arkadiusza Protasiuka oczywiście pojawiały
się już wcześniej, natomiast nie było na nie żadnego
potwierdzenia w materiale dowodowym. Jeżeli chodzi o to konkretne
nagranie z kamery przemysłowej, to ja słyszałem o nim z mediów,
jednak nie miałem do niego dostępu, a prokuratura pytana o ten
film, odpowiadała, że na chwilę obecną nie jest możliwe
zapoznanie się z nim. Rozumiem, że jest on przekazany komisji
badania wypadków lotniczych. Z tego, co wiadomo, jest to nagranie z
kamery przemysłowej z odległości 100-150 metrów, bardzo
niewyraźne, a co najważniejsze - pozbawione zapisu dźwiękowego.
Wysuwanie na jego podstawie wniosków, że doszło na płycie
lotniska do rzekomej kłótni, jest zupełnie nieuprawnione,
zwłaszcza w świetle dostępnego obecnie materiału dowodowego,
który całkowicie przeczy tej tezie. Rzekomą kłótnię wyklucza
również znany wszystkim zapis rozmów z kokpitu utrwalony przez
czarną skrzynkę samolotu Tu-154M. Kłótnia taka musiałaby się
przenieść na atmosferę panującą w samolocie, a jak wszyscy wiemy
- nie ma w tym zapisie śladów jakiejś gorącej, nerwowej atmosfery
przed wylotem. Dostępny materiał dowodowy w pełni koresponduje z
informacjami, które w ostatnich dniach uzyskałem od osób
znajdujących się na płycie lotniska tuż przed wylotem samolotu.
Podczas rozmowy z prokuratorem zadeklarowałem również, że w
przypadku takiej konieczności zgłoszę odpowiednie wnioski dowodowe
o przesłuchanie świadków na okoliczność atmosfery panującej
przed wylotem samolotu do Smoleńska. Na chwilę obecną prokuratura
nie widzi takiej potrzeby. Wobec tego chciałbym poznać ten
materiał, na podstawie którego pojawiają się tezy, że doszło na
płycie lotniska do kłótni.
Pewność,
z jaką mec. Werniewicz wyraził tę tezę, sugeruje, jakby widział
to nagranie...
-
Ja tego nagrania nie widziałem, nie wiem, czy i gdzie pan mecenas
miał zatem dostęp do niego. Jak już powiedziałem, występowałem
do prokuratury z pytaniem o wgląd do tego materiału i otrzymałem
odpowiedź odmowną. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której jeden z
pełnomocników ma szerszy dostęp do jakichś materiałów śledztwa,
szczególnie w tak drażliwej kwestii. Niezależnie od wszystkiego ja
nie odważyłbym się na podstawie nagrania słabej jakości,
pozbawionego ścieżki dźwiękowej formułować wniosków odnośnie
do treści prowadzonych rozmów, w szczególności znając pozostały
materiał dowodowy, który zgromadzono w sprawie.
Mamy
więc do czynienia z próbą medialnego utrwalania fałszywej tezy o
nerwowej atmosferze wśród załogi, którą wygenerował dowódca
Sił Powietrznych?
-
Rzeczywiście, tak można to postrzegać. Takie insynuacje czy
sugestie pojawiały się już wcześniej i do tej pory nikt nie
traktował ich poważnie.
Czy
te informacje mogą mieć jakiekolwiek znaczenie procesowe, a jeśli
tak, to jakie?
-
Nie mają one żadnego znaczenia. Nawet jeśli doszłoby do jakiejś
wymiany zdań, to wobec materiału dowodowego, którym dysponuje
prokuratura, nie miałaby ona kompletnie żadnego znaczenia dla
przebiegu lotu i samej katastrofy, a co za tym idzie, dla całego
śledztwa. Poza tym ta informacja brzmi mało wiarygodnie. Tak na
zdrowy rozum trudno wyobrazić sobie kłótnię między generałem a
oficerem niższym stopniem. Mówiąc wprost: to nie ten szczebel.
Generał, dowódca Sił Powietrznych, któremu podlega kilka tysięcy
osób, nigdy nie zajmuje się organizacją wylotu. To jest zupełnie
niedorzeczne insynuowanie. Jakakolwiek wymiana zdań pomiędzy
generałem a oficerem w tej materii mogła dotyczyć spraw bardzo
ogólnych. Wyciąganie tego typu wątków jest próbą odciągania
uwagi od innych ważnych spraw i utrwalania wersji rosyjskiej.
Tydzień temu odnieśliśmy połowiczny, ale jednak sukces, ponieważ
MAK usunął część dokumentacji lekarsko-sądowej gen. Błasika ze
swoich stron. Może ktoś uznał, że należy odwrócić od tego
uwagę i w dalszym ciągu powtarzać nieprawdziwe tezy. Materiał
dowodowy, powtórzę to jeszcze raz, wyklucza, jakoby na pokładzie
była nerwowa atmosfera, która przecież musiałaby pozostać po
ewentualnej kłótni. Ponadto rozmawiałem z wieloma osobami, które
były na miejscu i również zaprzeczają takiej wersji. Informacje
opublikowane w "Gazecie Wyborczej", które wskazują na to,
że ktoś, kto sprawdzał pirotechnicznie samolot, coś rzekomo
słyszał, w momencie, kiedy nikt nie potwierdza ani nie
uprawdopodabnia tej tezy, tracą wiarygodność.
Pytanie,
dlaczego prokuratura nie wypowiada się oficjalnie, zaprzeczając
tego typu insynuacjom?
-
Oczekuję od prokuratury bardzo zdecydowanej reakcji na te
doniesienia. Wypowiedź, którą sformułował płk Zbigniew Rzepa,
pozwala na różnego rodzaju dywagacje. Tymczasem materiał dowodowy
zebrany przez prokuraturę jednoznacznie im zaprzecza. Prokuratura
powinna ujawnić, jakim materiałem dysponuje i na co on wskazuje. Ja
jako pełnomocnik nie mogę tego zrobić, ponieważ naraziłbym się
na zarzut ujawnienia tajemnicy śledztwa. Jednak prokuratura jest
uprawniona przytoczyć nawet treść konkretnych zeznań. Jeżeli
tego nie czyni, wówczas pozwala na to, aby fałszywe tezy,
uderzające w pamięć po zmarłym i w jego rodzinę, były powielane
i utrwalane. W ten sposób, wbrew zapisom kodeksu postępowania
karnego, który gwarantuje ochronę interesów osób pokrzywdzonych,
dochodzi do naruszenia ich praw.
Czy
i na jakiej podstawie można pociągać do odpowiedzialności osoby,
które rozpowszechniają tego typu informacje, noszące znamiona
celowej manipulacji, a nawet kłamstwa?
-
Stajemy tutaj wobec czegoś, czego pani na pewno ma świadomość, a
co się nazywa rzetelnością dziennikarską. Jeśli dziennikarz chce
ujawnić jakieś informacje, powinien je zweryfikować, dotrzeć do
świadków, ocenić ich wiarygodność, a nie dokonywać wybiórczej
interpretacji. Natomiast na podstawie prawa prasowego wszelkie próby
imputowania bez jakichkolwiek dowodów winy jednej z ofiar katastrofy
mogą się ocierać o naruszenie dóbr osobistych na podstawie
kodeksu cywilnego.
Rodzi
się taka oto obawa: są środowiska, którym bardzo zależy, aby
całą odpowiedzialność za katastrofę zrzucić na jedną osobę:
na generała Błasika, nawet wbrew zasadom zdrowego rozsądku.
-
Niestety, tak to wygląda. Natomiast chciałbym powiedzieć wyraźnie:
jestem spokojny, jeśli chodzi o ustalenia śledztwa w zakresie
wątków dotyczących osoby generała Andrzeja Błasika. Wiem, że
prokuratura podchodzi do tych wszystkich "rewelacji" z
odpowiednim dystansem właściwym prawnikom. Informacje, z którymi
mamy do czynienia w tej "wrzutce", są na poziomie
tabloidów szukających płytkich sensacji, a nie poważnego
dziennikarstwa.
Dziękuję
za rozmowę.