Komu zależy na upadłości narodowego przewoźnika
Nasz Dziennik, 2011-03-14
W ciągu pięciu lat Polskie Linie Lotnicze LOT
miały aż 11 prezesów pochodzących faktycznie z
politycznego nadania. Każda zmiana kierownictwa
spółki pociągała za sobą także wymianę ludzi na
niższych stanowiskach kierowniczych. W ostatnich
latach tylko w jednym roku PLL LOT wykazały
zysk. Dziś, choć mogłyby korzystać z dobrego
geograficznego położenia kraju, z doskonale
wykwalifikowanych pracowników, którzy średnio
kosztują dwa i pół razy mniej niż pracownicy w zachodnich liniach, to spółka znajduje
się na krawędzi bankructwa, a jej majątek trwały jest wyprzedawany. Firma źle
zarządzana, wykańczana finansowo, która wyprzedaje swój majątek i likwiduje
połączenia m.in. z powodu braku samolotów - spółkę w takim stanie rząd chce
sprywatyzować, a może raczej w tej sytuacji oddać za bezcen. Minister Skarbu Państwa
Aleksander Grad, pytany w ubiegłym tygodniu o zainteresowanie inwestorów zakupem
akcji LOT, stwierdził, iż resort dopracowuje strategię prywatyzacji. Zaznaczył, że
widoczne jest w tej chwili ożywienie na europejskim rynku. A prywatyzację spróbuje
sfinalizować pod koniec bieżącego bądź na początku 2012 roku.
Z ożywienia na rynku mógłby korzystać sam LOT. Firma jest jednak w katastrofalnej sytuacji
finansowej, a jej majątek trwały jest wyprzedawany. W sytuacji gdy prezesi LOT zmieniają
się jak w kalejdoskopie, trudno jednak o realizację spójnej wizji rozwoju firmy. Na początku
marca zarząd spółki poinformował o nowej strategii działania na najbliższe lata, w której
przyjęto m.in. stworzenie w Warszawie punktu tranzytowego na linii Wschód - Zachód i
dalszy rozwój siatki połączeń w kierunku wschodnim i dalekowschodnim
Zmiany kierownictwa są prawdziwym utrapieniem tej firmy. W ciągu 5 lat LOT miał aż 11
prezesów. W dużych liniach lotniczych nie jest niczym nadzwyczajnym, iż na czele spółki
musi stać osoba legitymująca się wieloletnim stażem pracy w firmie - w niemieckiej
Lufthansie 20-letnim. Ale nie w PLL LOT. Kolejni prezesi przynoszeni byli w teczkach, a do
tego o lotnictwie mieli zazwyczaj niewiele większe pojęcie niż przeciętny pasażer samolotu.
Były prezes LOT Sebastian Mikosz, który na czele firmy stanął w 2009 roku, a więc już za
kadencji ministra Aleksandra Grada, zarówno nie miał doświadczeń stricte menedżerskich,
jak i nie legitymował się nawet wyższym wykształceniem. W 2004 r. Mikosz został odwołany
z funkcji wiceprezesa Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, gdy jej rada
nadzorcza dopatrzyła się u niego m.in. właśnie braków w wykształceniu. Obecny prezes
Marcin Piróg - wybrany na to stanowisko w październiku ubiegłego roku - również
przychodził do LOT jako osoba nieznająca rynku przewozów lotniczych. Odpowiednie
koneksje w resorcie ministra Grada już jednak posiadał, gdyż wcześniej przez kilka miesięcy
był prezesem Ruchu. Poprzednio przez kilka lat zajmował się produkcją piwa jako prezes
Carlsberg Polska.
Wysysanie pieniędzy
Wraz ze zmianą prezesa następował także desant nowych kadr na kierownicze stanowiska
niższego szczebla. A dla niektórych kierowników należało stworzyć jakieś nowe komórki,
aby mieli czym zarządzać. Kolejni prezesi LOT mieli też pomysły, aby zamiast korzystać ze
sztabu zatrudnionych pracowników, wynajmować szereg firm doradczych i konsultingowych.
Do negocjacji z pracownikami m.in. układu zbiorowego pracy były prezes Sebastian Mikosz
wynajął firmę BPI Polska, w której dyrektorem zarządzającym był Michał Kurtyka, znajomy
Mikosza ze szkolnych lat. Liczbę podobnych do BPI firm, które "doradzają", a faktycznie
wysysają pieniądze z LOT szacuje się na 44, choć było już gorzej, gdyż w przeszłości
doliczono się ich nawet 77.
Na "doradzanie" w PLL LOT załapał się także obecny etatowy doradca prezydenta
Bronisława Komorowskiego - Jan Lityński. W latach 2008-2010 był doradcą zarządu PLL
LOT do spraw społecznych i mediatorem sporów. Związki zawodowe z LOT o "mediacjach"
Lityńskiego, łagodnie mówiąc, dobrego zdania nie mają. - Nie wnosił niczego, na niczym się
nie zna - usłyszeliśmy. Nie przeszkodziło to jednak obecnemu doradcy prezydenta w
inkasowaniu wielotysięcznego wynagrodzenia. Jak się dowiedzieliśmy, usługi "mediatora"
Lityńskiego zostały zaoferowane związkom zawodowym także za kadencji obecnego prezesa
LOT Marcina Piróga. Osoba Lityńskiego nie jest jedyną, która łączy Pałac Prezydencki z
LOT. Brat prezesa Piróga - Maciej Piróg, jest społecznym doradcą prezydenta
Komorowskiego do spraw służby zdrowia.
Wynajmowanie przez zarząd firm i osób z zewnątrz do rozmowy z pracownikami jest dla
sytuacji w LOT bardzo znamienne. W pismach, jakie trafiają na biurka posłów,
przedstawiciele związków zawodowych skarżą się, iż zarząd LOT z pracownikami rozmawiać
nie potrafi i odnosi się do nich z pogardą. Pracownikom, którzy zgłaszali zarządowi problemy
i sposoby ich rozwiązania, grożono zwolnieniami. Za prezesury Sebastiana Mikosza
zwolniono z pracy liderów organizacji zakładowych, i to w momencie, kiedy związki
zawodowe rokowały zmiany zakładowego układu zbiorowego pracy.
O tym, co się w spółce dzieje, pracownicy PLL LOT dzisiaj rozmawiać nie chcą. Są
zastraszeni i obawiają się represji w postaci zwolnień. Do końca lutego musieli podpisać
zobowiązanie o niewypowiadaniu się o sytuacji w firmie.
LOT się zwija
W jednym z zapytań, które trafiło do posłów, by skierowali je do ministra skarbu,
związkowcy pytają, dlaczego LOT jest na granicy bankructwa, skoro od kilkunastu lat miał
wyższe ceny biletów niż w zachodnich liniach lotniczych, a przy tym wyższe zapełnienie
miejsc w samolotach przy jednocześnie niższych kosztach pracy. Piloci LOT są tańsi o blisko
30 proc. niż na zachodzie Europy, stewardesy prawie trzykrotnie, a mechanicy czterokrotnie.
Szacuje się, że ogółem koszty pracownicze są dwa i pół razy mniejsze niż w liniach
zachodnich.
Decyzje prezesów z politycznego nadania, niemających wiedzy o rynku lotniczym, czy też
transferowanie pieniędzy do firm doradczych zrobiły jednak swoje. Tragiczne w skutkach dla
spółki okazało się m.in. podpisanie w 2008 roku, za prezesury nieżyjącego już Dariusza
Nowaka, kontraktów paliwowych. Obowiązujący przez dwa lata kontrakt obligował LOT do
płacenia za paliwo nawet dwa razy więcej, niż płacili jego konkurenci. Kontrakt - i to tak
długi - zawarto, gdyż zarząd przyjął, że ceny paliwa będą w tamtym czasie nadal rosnąć. Stało
się jednak odwrotnie. Nietrafionych decyzji zarządów firmy można by przytaczać wiele.
Podejmowane były także działania zmierzające do rezygnacji z części rynku. Podczas
urzędowania przedostatniego prezesa LOT Sebastiana Mikosza w lecie ubiegłego roku
poinformowano o likwidacji, od końca października, połączeń z Krakowa i Rzeszowa do
Chicago. Ówczesny rzecznik LOT Jacek Balcer tłumaczył, iż analizy wykazały, że połączenia
te są nierentowne. Taki ruch LOT zbulwersował krakowskich radnych, którzy nawet przyjęli
specjalną rezolucję, wyrażając oburzenie zapowiedzianą likwidacją połączeń. Rejsy z
Krakowa cieszyły się dużą popularnością, gdyż górale regularnie odwiedzali swoje rodziny w
Chicago. Likwidację połączenia starano się także tłumaczyć zbyt krótkim pasem startowym
na lotnisku w Balicach. Przy wyższej temperaturze powietrza, gdy silniki dysponują mniejszą
mocą, maszyna musiała być odpowiednio lżejsza, a więc nie mogła wystartować z kompletem
pasażerów. W bezpiecznym starcie miały przeszkadzać rosnące za pasem startowym drzewa,
których nie można było wyciąć, gdyż m.in. były kłopoty ze znalezieniem ich właściciela.
Kępka drzew nie przeszkodziła jednak, by w reakcji na rezygnację LOT z wiernych klientów
rynek zajęła firma Air Italy Polska, która postanowiła od połowy kwietnia uruchomić
połączenie i zarabiać na wożeniu górali za ocean. Zareagowali również Ukraińcy, podejmując
decyzję o uruchomieniu połączenia z Krakowa do Kijowa, gdzie pasażerowie będą mogli
przesiąść się na lot do Chicago. Rezygnacja z tego rynku zbulwersowała związki zawodowe,
a sprawa w ciągu miesiąca miałaby zostać zgłoszona do organów ścigania. - To jest działanie
na szkodę spółki. W tej sprawie złożymy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa -
powiedziała nam mecenas Joanna Modzelewska, przewodnicząca Związku Zawodowego
Pilotów Liniowych PLL LOT.
Trwały dyskusje o przywróceniu połączenia. Nie jest jednak tajemnicą, iż LOT brakuje
samolotów, tym bardziej po uruchomieniu pod koniec ubiegłego roku połączenia do Hanoi.
Przekładane są także terminy na dostarczenie spółce maszyn dalekiego zasięgu. Pierwszy z
zamówionych Boeingów 787 Dreamliner ma zostać przekazany LOT w kwietniu przyszłego
roku, a kolejne cztery - w okresie od sierpnia do listopada 2012 roku. Obecny prezes Marcin
Piróg zdecydował także o nieprzedłużeniu kontraktu na pięć embraerów, które mogą latać na
krótszych trasach, co znowu niekorzystnie wpłynie na organizację planu lotów w sezonie
letnim.
Wysoce niepokojące zdarzenia w firmie sprawiły, iż na biurka wszystkich posłów trafiły
pytania z różnych związków zawodowych w PLL LOT o sytuację w spółce, które należałoby
zadać właścicielowi, czyli ministrowi skarbu. O debatę w sprawie sytuacji w PLL LOT na
rozpoczynającym się w środę posiedzeniu Sejmu wnioskowała opozycja. O tym, czy się ona
odbędzie, zdecydują posłowie rządzącej koalicji PO - PSL.
Artur Kowalski