Ziemia nadal drży w Japonii
Nasz Dziennik, 2011-03-14
Nawet ponad 10 tys. ofiar śmiertelnych, tysiące
rannych, zniszczona infrastruktura i straty rzędu
dziesiątków miliardów dolarów - to dotychczasowy
rezultat piątkowego trzęsienia ziemi w Japonii i
wywołanej nim fali tsunami. Służby ratownicze
ciągle poszukują tysięcy zaginionych, wśród
których są także Polacy. W czasie gdy w północno-
wschodniej części kraju trwa akcja ratunkowa,
specjalne jednostki kontrolują stan elektrowni
jądrowych, które zostały uszkodzone na skutek działania żywiołów. Najbardziej
niepokojąca sytuacja panuje w elektrowni Fukushima. Wszystko wskazuje na to, że na
skutek awarii systemu chłodzenia stopił się rdzeń w reaktorze.
Oficjalne policyjne dane mówią o śmierci lub zaginięciu około 3 tys. osób. W samych tylko
prefekturach Miyagi i Iwate służby ratunkowe odnalazły już ponad 600 ciał. Na kolejnych
ponad 200 zwłok natrafiono w mieście Higashimatsushima. Tymczasem lokalne władze w
dalszym ciągu nie mogą skontaktować się z dziesiątkami tysięcy osób. - Nie mam
wątpliwości, że w najbardziej dotkniętej kataklizmem prefekturze Miyagi bilans przekroczy
10 tys. zabitych - powiedział w telewizji NHK szef policji tego regionu Naoto Takeuchi.
Wczoraj NHK poinformowała, że w dalszym ciągu nie można się doliczyć 9,5 tys.
mieszkańców 17-tysięcznej miejscowości portowej Minamisanriku. Wśród poszukiwanych
jest 40 Polaków, z którymi do tej pory nie udało się nawiązać kontaktu. Jak informuje MSZ,
pięcioro Polaków spośród tej liczby znajdowało się w regionie bezpośredniego zagrożenia
skutkami trzęsienia ziemi. Ponad 30 z tych osób jest "raczej bezpiecznych". - Przede
wszystkim szukamy w porozumieniu z władzami japońskimi 5 Polaków, którzy byli w
regionie najbardziej dotkniętym przez tsunami, czyli na północy wyspy Honsiu. Na tym
skupiają się najbardziej prace naszych konsulów - oświadczył Marcin Bosacki, rzecznik
Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
W związku z dużo większą skalą zniszczeń, niż początkowo zakładano, rząd w Tokio
zdecydował wczoraj o wysłaniu w miejsca najbardziej poszkodowane kolejnych 35 tys.
przedstawicieli sił samoobrony. Korpus wesprze 65-tysięczną ekipę pracującą od soboty w
poszukiwaniu żywych. Minister obrony Toshimi Kitazawa nazwał to największą operacją
tych sił w historii. Pomoc Japonii zaoferowało prawie 70 państw i kilka organizacji
międzynarodowych. Od soboty na miejsce dotknięte katastrofą przybywają kolejne ekipy
ratunkowe, do których dołączyli wczoraj m.in. Chińczycy, Niemcy, Szwajcarzy i
Amerykanie. Do północno-wschodnich wybrzeży Japonii dotarł także amerykański
lotniskowiec USS Ronald Reagan, który - jak podkreślił ambasador USA w Japonii John
Roos - będzie transportował personel i sprzęt ratunkowy, korzystając z amerykańskich baz
wojskowych leżących na wyspie Honsiu.
Zagrożenie atomowe nadal istnieje
Jak poinformował wczoraj rzecznik japońskiego rządu Yukio Edano, w elektrowni atomowej
Fukushima I, która znajduje się ok. 240 km na północ od Tokio, może dojść do kolejnego
wybuchu. - Nie możemy wykluczyć, że w pobliżu reaktora nr 3 może dojść do wybuchu
wywołanego nagromadzeniem wodoru - powiedział Edano. Do uszkodzonego reaktora, w
którym potwierdzono awarię systemu chłodzącego, wprowadzono świeżą porcję wody z
dodatkiem kwasu borowego, aby go schłodzić. Rzecznik podkreślił, że mimo tych wysiłków
rdzeń reaktora może się częściowo stopić, co jest jego zdaniem "wysoce prawdopodobne". -
Ponieważ [rdzeń] znajduje się wewnątrz reaktora, nie sposób tego bezpośrednio stwierdzić,
jednak zakładamy, że mogło dojść do częściowego stopienia się rdzenia - powiedział Edano.
Tymczasem jak podkreśla agencja AP, całkowite stopienie się rdzenia uwolniłoby uran i
niebezpieczne produkty uboczne, które mogą stanowić poważne zagrożenie dla zdrowia.
Agencja Kyodo poinformowała też o utracie chłodzenia również w reaktorze nr 6.
Zarządzająca elektrownią Fukushima I firma TEPCO podkreśla, iż poziom promieniowania
na jej terenie przekroczył dopuszczalny limit. Jak twierdzi japońska Agencja Bezpieczeństwa
Jądrowego i Przemysłowego (ABJiP), napromieniowanych mogło zostać nawet 160 osób.
Dotychczas objawy pojawiły się u dziewięciu osób, zaś zdaniem Kyodo u piętnastu. Do
niedzielnego poranka z terenów otaczających elektrownie Fukushima I oraz II ewakuowano
około 200 tys. mieszkańców.
Po zamknięciu elektrowni jądrowych w całej Japonii zaczyna brakować prądu. Media apelują
więc do firm i mieszkańców, by oszczędzali energię elektryczną i nie włączali komputerów
ani telewizorów. Minister gospodarki, handlu i przemysłu Banri Kaieda ostrzegł, iż
mieszkańcy wschodniej i północno-wschodniej części kraju powinni być przygotowani na
planowane przerwy w dostawach prądu, które będą trwały około trzech godzin dziennie. W
związku z uszkodzeniem elektrowni atomowej Japonia zwróciła się już do Rosji z prośbą o
zwiększenie dostaw surowców energetycznych, by zminimalizować skutki ich niedoboru. Jak
podkreślił cytowany przez agencję ITAR-TASS wicepremier Igor Sieczin, "w chwili obecnej
istnieje możliwość dostarczenia w razie pilnej potrzeby do Japonii do 150 tys. ton
skroplonego gazu ziemnego (LNG), jak też zwiększenia dostaw węgla".
Zmieniona oś Ziemi
Siła piątkowego trzęsienia ziemi w północno-wschodniej Japonii była znacznie większa, niż
początkowo szacowano. Japońska Agencja Meteorologiczna ogłosiła wczoraj, że wynosiła nie
- jak początkowo oceniano - 8,8, ale aż 9 stopni w skali Richtera. Tym samym było to jedno z
największych udokumentowanych trzęsień ziemi w historii świata. Różnica 0,2 w skali
Richtera oznacza olbrzymie zwiększenie energii trzęsienia. Dla przykładu była ona aż o
blisko 45 razy większa niż trzęsienia w Japonii z 1923 roku, które miało 8,3 stopnia w skali
Richtera i około 1450 razy większa od trzęsienia w Kobe z roku 1995, gdzie trzęsienie miało
siłę 7,3 stopnia. Ponadto dokonane przez naukowców analizy piątkowego wstrząsu wykazały,
że spowodował on widoczne zmiany fizycznych parametrów kuli ziemskiej. I tak na przykład
największa japońska wyspa Honsiu uległa przesunięciu o 2,4 metra, a oś obrotu naszego
globu zmieniła położenie o blisko 10 centymetrów, co po raz ostatni zdarzyło się 51 lat temu,
podczas katastrofy sejsmicznej w Chile. Takie przesunięcie może z kolei prowadzić do
częstszych kataklizmów naturalnych.
W Japonii nadal dochodzi do silnych wstrząsów wtórnych, które wywołują panikę wśród
ludności. Japońska Agencja Meteorologiczna informuje, że prawdopodobieństwo wystąpienia
wstrząsów mocniejszych niż 7 stopni w skali Richtera będzie bardzo wysokie aż do środy.
Jest to spowodowane miejscem powstania trzęsienia ziemi na granicy płyt tektonicznych.
Począwszy od przedpołudnia 13 marca, przez trzy kolejne dni prawdopodobieństwo
wystąpienia wstrząsów wtórnych o sile powyżej 7 stopni wynosi aż 70 proc., a od 16 marca
ryzyko wystąpienia wstrząsów przez kolejne 3 dni wynosi 50 procent. Tymczasem
amerykańska państwowa służba geologiczna USGS odnotowała już od piątku 25 wtórnych
wstrząsów o sile co najmniej 6 stopni w skali Richtera i ponad 150 wstrząsów słabszych.
W piątek północno-wschodnią Japonię nawiedziło największe trzęsienie ziemi od 140 lat.
Epicentrum znajdowało się u wschodnich wybrzeży wyspy Honsiu, na której leży również
Tokio. Wstrząsy o sile 9 stopni w skali Richtera wywołały olbrzymią falę tsunami, która
miejscami osiągała wysokość 10 metrów, zmiatając z powierzchni budynki oraz samochody.
Trzęsienie to zostało zakwalifikowane na czwartym miejscu pod względem siły kataklizmu,
licząc od 1900 roku. Silniejsze było jedynie trzęsienie ziemi w Chile z roku 1960, które
osiągnęło olbrzymią siłę 9,5 st. w skali Richtera. Kolejne było trzęsienie w 1964 roku, do
którego doszło na Alasce, a którego siła wyniosła 9,2 st., następnie trzęsienie ziemi na
Sumatrze z 2004 roku o sile 9,1 st. i z 1952 roku na Kamczatce, które miało siłę identyczną z
piątkowym.
Japonia jest położona na tzw. pacyficznym pierścieniu ognia, obszarze o dużej aktywności
sejsmicznej i wulkanicznej. Pierścień ten rozciąga się od Nowej Zelandii po Japonię, Alaskę
oraz zachodnie wybrzeże Ameryki Północnej i Południowej.
Marta Ziarnik