background image

Nie na emerytury, lecz na dziurę Rostowskiego 
Nasz Dziennik, 2011-03-18 

Sejm odrzucił projekt zmian w OFE autorstwa PiS 
przyznający obywatelom prawo wyboru między 
ZUS i OFE. Posłowie będą pracowali wyłącznie 
nad rządowym projektem opartym na 
kompromisie rynków z budżetem. Eksperci 
zauważają, że przyniesie on zgoła nieoczekiwane 
skutki, choć może być uznany za krok w dobrym 
kierunku.
 
 

Projekt rządowy, jak zaznaczył premier Donald Tusk, jest wynikiem kompromisu między 
zwolennikami całkowitej likwidacji OFE a zwolennikami utrzymania status quo. Zgoła 
odmienna filozofia przyświecała autorom projektu PiS, który został przez izbę odrzucony. 
Opierał się on na zasadzie dobrowolności: ubezpieczony mógłby sam określić, czy chce się 
ubezpieczyć wyłącznie w ZUS, czy podzielić składkę pomiędzy ZUS i OFE. Mógłby także 
określić, ile środków chce skierować do prywatnego filara kapitałowego - tj. zadeklarować 
składkę na dotychczasowym poziomie 7,3 proc., lub zmniejszyć ją nawet do 2 procent. Co 
dwa lata ubezpieczeni mieliby prawo do zmiany decyzji w tym zakresie. 
 
Finanse a demografia 
- Przesunięcie części składki z OFE do ZUS w praktyce oznacza wzrost opodatkowania płac o 
5 pkt procentowych. To nie będą już aktywa odkładane na pokrycie przyszłych zobowiązań 
emerytalnych, lecz podatek zmniejszający dotację budżetową dla ZUS - tak tłumaczy istotę 
proponowanych przez rząd zmian dr Cezary Mech, były szef Urzędu Nadzoru nad 
Funduszami Emerytalnymi. W jego ocenie, gdyby te przesunięte środki zostały chociaż 
przeznaczone na politykę prorodzinną, poprawę struktury demograficznej, czyli 
długoterminowych perspektyw finansowych ZUS, można byłoby tę propozycję rozważyć. - 
Niestety, pójdą one na pokrycie deficytu, a ich rola ograniczy się do kropli w morzu - dodaje. 
- Bez wątpienia prawdą jest to, co mówi premier, że reforma OFE z 1999 r. dołożyła ponad 
200 mld zł do sięgającego 700 mld zł długu publicznego, bo pieniądze, które miały trafić do 
ZUS na wypłatę bieżących świadczeń, znalazły się w OFE - przyznaje Andrzej Sadowski, 
prezydent Instytutu im. Adama Smitha. Zdaniem Sadowskiego, największą wadą rządowego 
projektu jest jednak to, że oddala on wprowadzenie fundamentalnej reformy finansów 
publicznych tylko po to, żeby rząd zyskał na czasie.  
- Dobrze, że mniej środków trafi do OFE, źle, że nadal będą wypływały pieniądze z 
repartycyjnego I filara do filara kapitałowego - stwierdza prof. Józefina Hrynkiewicz z 
Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista ds. polityki społecznej. Profesor Hrynkiewicz już w 
chwili projektowania reformy emerytalnej przed 11 laty ostrzegała, że system repartycyjno-
kapitałowy się nie bilansuje, wskutek czego będzie kreował ogromny dług publiczny i 
podkopywał kondycję ZUS. Profesor Hrynkiewicz jest zdania, że ubezpieczenia społeczne 
muszą z zasady mieć charakter repartycyjny. 
 
Dali monopol, teraz odbierają 
- Propozycja rządowa sprowadza się do umniejszenia przywilejów przyznanych OFE i 
rozporządzenia pieniędzmi Polaków na emerytury - ocenia Sadowski. W świetle dzisiejszych 
przepisów rząd ma do tego, jego zdaniem, pełne prawo. - Dał OFE przywilej i monopol, a 
teraz go cofa. Co zaś do rozporządzania "naszymi pieniędzmi" - przypominam, że Sąd 
Najwyższy wyrokiem sprzed kilku lat uznał, iż pieniądze w OFE nie są pieniędzmi Polaków. 

background image

Gdyby to były pieniądze obywateli, a ich relacje z OFE regulowała dobrowolna umowa i 
kodeks cywilny, to rząd nie mógłby tego zrobić - wyjaśnia Sadowski. 
Decyzja rządu to, w jego opinii, zaledwie początek procesu zmian systemu emerytalnego. - 
Pozwala ona mieć nadzieję, że po wyborach zmiany pójdą o wiele dalej niż to, co rząd 
nieśmiało serwuje - uważa ekonomista. - Następny krok to będzie wprowadzenie 
dobrowolności przynależności do ZUS lub ZUS - OFE, bo skoro OFE są tak dobre, to 
dlaczego mają być przymusowe? Potem będziemy mieli do czynienia z wariantem 
węgierskim, tzn. obywatele dostaną wybór: albo tylko OFE, albo tylko ZUS. Na koniec ZUS 
zostanie zlikwidowany, a państwo przyzna każdemu minimalną gwarantowaną emeryturę, 
jednakową dla wszystkich, na wzór systemu kanadyjskiego.  
- Obecny system się nie utrzyma z uwagi na demografię [starzenie się społeczeństwa - przyp. 
red.]. Jest też kwestia czysto matematyczna - po prostu nie ma pieniędzy na przyszłe 
emerytury, by można je było utrzymać na dzisiejszym poziomie - twierdzi Sadowski. 
Dyskusja o OFE, zdaniem dr. Mecha, nie dotyka koniecznych zmian zwiększających 
efektywność funkcjonowania instytucji finansowych w Polsce, lecz obraca się wokół powrotu 
do systemu podatkowego, i to w sytuacji, gdy liczba podatników drastycznie maleje. 
Przestrogą powinny być opisane w artykule The Economist "On their own" propozycje 
administracji USA z 14 lutego, które - zamiast wsparcia federalnego - pozwalają Stanom na 
ogłoszenie bankructwa, czyli zredukowanie swoich zobowiązań długoterminowych względem 
obywateli i byłych pracowników. Tego typu filozofia może wyjaśniać niechęć Komisji 
Europejskiej do traktowania zobowiązań emerytalno-zdrowotnych na równi z kapitałowymi. 
- Może się okazać, że w przyszłości, jeśli państwa UE nie będą w stanie ograniczyć swoich 
deficytów, propozycje będą polegały właśnie na bankructwie kraju członkowskiego, w 
ramach którego zredukowaniu ulegną zobowiązania emerytalne i świadczenia emerytalno-
rentowe ZUS - ostrzega dr Mech. 
Reforma w wersji rządu będzie też miała szereg innych skutków, o których rząd nie wie lub 
nie mówi. - Na rynku kapitałowym nastąpi zmniejszenie popytu na aktywa, co negatywnie 
wpłynie na ceny w procesie prywatyzacji. Sprzedaż aktywów Skarbu Państwa, od lat 
niekorzystna, dokonywana będzie z jeszcze większym dyskontem - zwraca uwagę dr Mech. 
 
Czy rząd wie, że... 
Z kolei prof. Hrynkiewicz zauważa, że zmiany uderzą w samorządy. - Przyznana w projekcie 
4-procentowa ulga podatkowa, która ma zachęcić zamożnych obywateli do dobrowolnego 
dodatkowego ubezpieczenia na emeryturę, oznacza ubytek dochodów podatkowych z PIT, a 
przecież podatek dochodowy od osób fizycznych jest głównym źródłem dochodów 
samorządów - przypomina prof. Hrynkiewicz. Fikcyjne są, jej zdaniem, zapisy w rządowym 
projekcie na temat dziedziczenia i inwestowania części składki przesuniętej z OFE do ZUS. - 
Jeśli celem rządu jest zmniejszenie deficytu, to środki przesunięte do ZUS będą wypłacane na 
bieżące świadczenia. One nie mogą być ani dziedziczone, ani inwestowane - zwraca uwagę 
prof. Hrynkiewicz. 
Poważnym mankamentem projektu jest, jej zdaniem, utrzymanie przez rząd zasady 
zdefiniowanej składki (czyli niezdefiniowanego świadczenia), bo oznacza praktycznie, że 
wiemy, ile musimy wpłacić do systemu emerytalnego, natomiast nie wiemy, jakie otrzymamy 
za to świadczenie. - Brak gwarancji wypłaty świadczenia w określonej wysokości w 
połączeniu z niskimi zarobkami powoduje, że nasze emerytury będą bardzo niskie, poniżej 
kosztów utrzymania. Jeśli dodać do tego instytucję odwróconej hipoteki - umożliwi to 
instytucjom finansowym przejmowanie mieszkań od emerytów w zamian za dożywotnie 
dodatkowe świadczenia pieniężne - ostrzega prof. Hrynkiewicz. 
Za propozycjami rządu głosowała w Sejmie koalicja rządząca PO - PSL, wsparta przez SLD 
oraz koła poselskie i posłów niezrzeszonych, łącznie 276 posłów. Przeciwko było 135 posłów 

background image

PiS, 14 posłów PJN i 2 niezrzeszonych. Za odrzuceniem propozycji PiS opowiedziała się 
koalicja PO - PSL, 10 posłów PJN oraz 11 posłów kół oraz niezrzeszonych, łącznie 251 
parlamentarzystów. SLD wstrzymał się od głosu. 
Projekt rządowy przewiduje zmniejszenie składki do OFE z 7,3 proc. do 2,3 proc., a 
docelowo w 2017 r. - 3,5 procent. Uwolnione środki mają trafić do ZUS na indywidualne 
subkonta emerytalne. Dzięki przesunięciu środków z prywatnego filara kapitałowego (OFE) 
do publicznego filara repartycyjnego (ZUS) deficyt finansów publicznych, który sięga blisko 
8 proc. PKB, zmniejszy się w tym roku o 0,7 proc., a w kolejnych latach o blisko 1 proc. 
rocznie. 
 
  

Małgorzata Goss